H. Sienkiewicz - Ogniem i Mieczem
Szczegóły |
Tytuł |
H. Sienkiewicz - Ogniem i Mieczem |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
H. Sienkiewicz - Ogniem i Mieczem PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie H. Sienkiewicz - Ogniem i Mieczem PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
H. Sienkiewicz - Ogniem i Mieczem - podejrzyj 20 pierwszych stron:
HENRYK SIENKIEWICZ
Ogniem i mieczem
www.eBook.pl
2 Ogniem i mieczem
TOM I
rozdzia� 1
rozdzia� 2
rozdzia� 3
rozdzia� 4
rozdzia� 5
rozdzia� 6
rozdzia� 7
rozdzia� 8
rozdzia� 9
rozdzia� 10
rozdzia� 11
rozdzia� 12
rozdzia� 13
rozdzia� 14
rozdzia� 15
rozdzia� 16
rozdzia� 17
rozdzia� 18
rozdzia� 19
rozdzia� 20
rozdzia� 21
rozdzia� 22
rozdzia� 23
rozdzia� 24
rozdzia� 25
Henryk Sienkiewicz
3 Ogniem i mieczem
rozdzia� 26
rozdzia� 27
rozdzia� 28
rozdzia� 29
rozdzia� 30
rozdzia� 31
rozdzia� 32
rozdzia� 33
TOM II
rozdzia� 1
rozdzia� 2
rozdzia� 3
rozdzia� 4
rozdzia� 5
rozdzia� 6
rozdzia� 7
rozdzia� 8
rozdzia� 9
rozdzia� 10
rozdzia� 11
rozdzia� 12
rozdzia� 13
rozdzia� 14
rozdzia� 15
rozdzia� 16
rozdzia� 17
rozdzia� 18
rozdzia� 19
Henryk Sienkiewicz
4 Ogniem i mieczem
rozdzia� 20
rozdzia� 21
rozdzia� 22
rozdzia� 23
rozdzia� 24
rozdzia� 25
rozdzia� 26
rozdzia� 27
rozdzia� 28
rozdzia� 29
rozdzia� 30
epilog
Henryk Sienkiewicz
5 Ogniem i mieczem
TOM I
Rozdzia� I
Rok 1647 by� to dziwny rok, w kt�rym rozmaite znaki na niebie
i ziemi zwiastowa�y jakowe� kl�ski i nadzwyczajne zdarzenia.
Wsp�cze�ni kronikarze wspominaj�, i� z wiosny szara�cza w
nies�ychanej ilo�ci wyroi�a si� z Dzikich P�l i zniszczy�a zasiewy
i trawy, co by�o przepowiedni� napad�w tatarskich. Latem
zdarzy�o si� wielkie za�mienie s�o�ca, a wkr�tce potem kometa
pojawi�a si� na niebie. W Warszawie widywano te� nad miastem
mogi�� i krzy� ognisty w ob�okach; odprawiano wi�c posty i
dawano ja�mu�ny, gdy� niekt�rzy twierdzili, �e zaraza spadnie na
kraj i wygubi rodzaj ludzki. Nareszcie zima nasta�a tak lekka, �e
najstarsi ludzie nie pami�tali podobnej. W po�udniowych
wojew�dztwach lody nie pop�ta�y wcale w�d, kt�re podsycane
topniej�cym ka�dego ranka �niegiem wyst�pi�y z �o�ysk i
pozalewa�y brzegi. Pada�y cz�ste deszcze. Step rozm�k� i zmieni�
si� w wielk� ka�u��, s�o�ce za� w po�udnie dogrzewa�o tak
mocno, �e - dziw nad dziwy! - w wojew�dztwie brac�awskim i na
Dzikich Polach zielona ru� okry�a stepy i roz�ogi ju� w po�owie
grudnia. Roje po pasiekach pocz�y si� burzy� i hucze�, byd�o
rycza�o po zagrodach. Gdy wi�c tak porz�dek przyrodzenia
zdawa� si� by� wcale odwr�conym, wszyscy na Rusi oczekuj�c
niezwyk�ych zdarze� zwracali niespokojny umys� i oczy
szczeg�lniej ku Dzikim Polom, od kt�rych �atwiej ni�li sk�din�d
mog�o si� ukaza� niebezpiecze�stwo.
Tymczasem na Polach nie dzia�o si� nic nadzwyczajnego i nie
by�o innych walk i potyczek jak te, kt�re si� odprawia�y tam
zwykle, a o kt�rych wiedzia�y tylko or�y, jastrz�bie, kruki i
zwierz polny.
Bo takie to ju� by�y te Pola. Ostatnie �lady osiad�ego �ycia
Henryk Sienkiewicz
6 Ogniem i mieczem
ko�czy�y si�, id�c ku po�udniowi, niedaleko za Czehrynem ode
Dniepru, a od Dniestru -niedaleko za Humaniem, a potem ju�
hen, ku limanom i morzu, step i step, w dwie rzeki jakby w ram�
uj�ty. Na �uku Dnieprowym, na Ni�u, wrza�o jeszcze kozacze
�ycie za porohami, ale w samych Polach nikt nie mieszka� i chyba
po brzegach tkwi�y gdzieniegdzie �polanki� jakoby wyspy w�r�d
morza. Ziemia by�a de nomine Rzeczypospolitej, ale pustynna, na
kt�rej pastwisk Rzeczpospolita Tatarom pozwala�a, wszak�e gdy
Kozacy cz�sto bronili, wi�c to pastwisko by�o i pobojowiskiem
zarazem.
Ile tam walk stoczono, ilu ludzi leg�o, nikt nie zliczy�, nikt nie
spami�ta�. Or�y, jastrz�bie i kruki jedne wiedzia�y, a kto z daleka
dos�ysza� szum skrzyde� i krakanie, kto ujrza� wiry ptasie nad
jednym ko�uj�ce miejscem, to wiedzia�, �e tam trupy lub ko�ci nie
pogrzebione le��... Polowano w trawach na ludzi jakby na wilki
lub suhaki. Polowa�, kto chcia�. Cz�ek prawem �cigan chroni� si�
w dzikie stepy, or�ny pasterz trz�d strzeg�, rycerz przyg�d tam
szuka�, �otrzyk �upu. Kozak Tatara, Tatar Kozaka. Bywa�o, �e i
ca�e watahy broni�y trz�d przed t�umami napastnik�w. Step to
by� pusty i pe�ny zarazem, cichy i gro�ny, spokojny i pe�en
zasadzek, dziki od Dzikich P�l, ale i od dzikich dusz.
Czasem te� nape�nia�a go wielka wojna. W�wczas p�yn�y po nim
jak fale czambu�y tatarskie, pu�ki kozackie, to chor�gwie polskie
lub wo�oskie; nocami r�enie koni wt�rowa�o wyciom wilk�w, g�os
kot��w i tr�b mosi�nych lecia� a� do Owidowego jeziora i ku
morzu, a na Czarnym Szlaku, na Kuczma�skim - rzek�by�:
pow�d� ludzka. Granic Rzeczypospolitej strzeg�y od Kamie�ca a�
do Dniepru stanice i �polanki� i - gdy szlaki mia�y si� zaroi�,
poznawano w�a�nie po niezliczonych stadach ptactwa, kt�re,
p�oszone przez czambu�y, lecia�y na p�noc. AleTatar, byle
wychyli� si� z Czarnego Lasu lub Dniestr przeby� od strony
wo�oskiej, to stepem r�wno z ptakami stawa� w po�udniowych
wojew�dztwach.
Henryk Sienkiewicz
7 Ogniem i mieczem
Wszelako zimy owej ptastwo nie ci�gn�o zwrzaskiem ku
Rzeczypospolitej. Na stepie by�o ciszej ni� zwykle. W chwili gdy
rozpoczyna si� powie�� nasza,s�o�ce zachodzi�o w�a�nie, a
czerwonawe jego promienie roz�wieca�y okolic� pust� zupe�nie.
Na p�nocnym kra�cu Dzikich P�l, nad Omelniczkiem, a� do jego
uj�cia, najbystrzejszy wzrok nie m�g�by odkry� jednej �ywej
duszy ani nawet �adnego ruchu w ciemnych, zaschni�tych i
zwi�d�ych burzanach. S�o�ce po�ow� tylko tarczy wygl�da�o
jeszcze zza widnokr�gu. Niebo by�o ju� ciemne, a potem i step z
wolna mroczy� si� coraz bardziej. Na lewym brzegu, na
niewielkiej wynios�o�ci podobniejszej do mogi�y ni� do wzg�rza,
�wieci�y tylko resztki murowanej stanicy, kt�r� niegdy� jeszcze
Teodoryk Buczacki wystawi�, a kt�r� potem napady star�y. Od
ruiny owej pada� d�ugi cie�. Opodal �wieci�y wody szeroko
rozlanego Omelniczka, kt�ry w tym miejscu skr�ca si� ku
Dnieprowi. Ale blaski gas�y coraz bardziej na niebie i na ziemi.
Z nieba dochodzi�y tylko klangory �urawi ci�gn�cych ku morzu;
zreszta ciszy nie przerywa� �aden g�os.
Noc zapad�a nad pustyni�, a z ni� nasta�a godzina duch�w.
Czuwaj�cy w stanicach rycerze opowiadali sobie w owych
czasach, �e nocami wstaj� na Dzikich Polach cienie poleg�ych,
kt�rzy zeszli tam nag�� �mierci� w grzechu, i odprawuj� swoje
korowody, w czym im �aden krzy� ani ko�ci� nie przeszkadza.
Tote� gdy sznury wskazuj�ce p�noc poczyna�y si� dopala�,
odmawiano po stanicach modlitwy za umar�ych. M�wiono tak�e,
�e one cienie je�d�c�w snuj�c si� po pustyni zast�puj� drog�
podr�nym j�cz�c i prosz�c o znak krzy�a �wi�tego. Mi�dzy nimi
trafia�y si� upiory, kt�re goni�y za lud�mi wyj�c. Wprawne ucho
z daleka ju� rozeznawa�o wycie upior�w od wilczego. Widywano
r�wnie� ca�e wojska cieni�w, kt�re czasem przybli�a�y si� tak do
stanic, �e stra�e gra�y larum. Zapowiada�o to zwykle wielk�
wojn�. Spotkanie pojedynczych cieni�w nie znaczy�o r�wnie� nic
dobrego, ale nie zawsze nale�a�o sobie �le wr�y�, bo i cz�ek
Henryk Sienkiewicz
8 Ogniem i mieczem
�ywy zjawia� si� nieraz i nikn�� jak cie� przed podr��nymi,
dlatego cz�sto i snadnie za ducha m�g� by� poczytanym.
Skoro wi�c noc zapad�a nad Omelniczkiem, nie by�o w tym nic
dziwnego, �e zaraz ko�o opustosza�ej stanicy pojawi� si� duch czy
cz�owiek. Miesi�c wychyn�� w�a�nie zza Dniepru i obie�i� pustk�,
g�owy bodiak�w i dal stepow�. Wtem ni�ej na stepie ukaza�y si�
inne jakie� nocne istoty. Przelatuj�ce chmurki przes�ania�y co
chwila blask ksi��yca, wi�c owe postacie to wyb�yskiwa�y z
cienia, to znowu gas�y. Chwilami nik�y zupe�nie i zdawa�y si�
topnie� w cieniu. Posuwaj�c si� ku wynios�o�ci, na kt�rej sta�
pierwszy je�dziec, skrada�y si� cicho, ostro�nie, z wolna,
zatrzymuj�c si� co chwila.
W ruchach ich by�o co� przera�aj�cego, jak i w ca�ym tym stepie,
tak spokojnym na poz�r. Wiatr chwilami podmuchiwa� ode
Dniepru sprawuj�c �a�osny szelest w zesch�ych bodiakach, kt�re
pochyla�y si� i trz�s�y, jakby przera�one. Na koniec postacie
znik�y, schroni�y si� w cie� ruiny. W bladym �wietle nocy wida�
by�o tylko jednego je�d�ca stoj�cego na wynios�o�ci.
Wreszcie szelest �w zwr�ci� jego uwag�. Zbli�ywszy si� do skraju
wzg�rza pocz�� wpatrywa� si� w step uwa�nie. W tej chwili wiatr
przesta� wia�, szelest usta� i zrobi�a si� cisza zupe�na.
Nagle da� si� s�ysze� przera�liwy �wist. Zmieszane g�osy pocz��y
wrzeszcze� przera�liwie: �Ha��a! Ha��a! Jezu Chryste! ratuj! bij!�
Rozleg� si� huk samopa��w, czerwone �wiat�a rozdar�y ciemno�ci.
T�tent koni zmiesza� si� z szcz�kiem �elaza. Nowi jacy� je�d�ce
wyro�li jakby spod ziemi na stepie. Rzek�by�: burza zawrza�a
nagle w tej cichej, z�owrogiej pustyni. Potem j�ki ludzkie
zawt�rowa�y wrzaskom strasznym, wreszcie ucich�o wszystko:
walka by�a sko�czona.
Widocznie rozegrywa�a si� jedna ze zwyk�ych scen na Dzikich
Polach.
Je�d�cy zgrupowali si� na wynios�o�ci; niekt�rzy pozsiadali z
koni, przypatruj�c si� czemu� pilnie.
Henryk Sienkiewicz
9 Ogniem i mieczem
Wtem w ciemno�ciach ozwa� si� silny i rozkazuj�cy g�os:
- Hej tam! skrzesa� ognia i zapali�!
Po chwili posypa�y si� naprz�d iskry, a potem buchn�� p�omie�
suchych oczeret�w i �uczywa, kt�re podr�uj�cy przez Dzikie Pola
wozili zawsze ze sob�.
Wnet wbito w ziemi� dr�g od kaganka i jaskrawe, padajace, z
g�ry �wiat�o o�wieci�o wyra�nie kilkunastu ludzi pochylonych
nad jak�� postaci� le��c� bez ruchu na ziemi.
Byli to �o�nierze ubrani w barw� czerwon�, dworsk�, i w wilcze
kapuzy. Z tych jeden, siedz�cy na dzielnym koniu, zdawa� si�
reszcie przywodzi�. Zsiad�szy z konia zbli�y� si� do owej Ie��cej
postaci i spyta�:
- A co, wachmistrzu? �yje czy nie �yje?
- �yje, panie namiestniku, ale charcze; arkan go zd�awi�.
- Co zacz jest?
- Nie Tatar, znaczny kto�.
- To i Bogu dzi�kowa�.
Tu namiestnik popatrzy� uwa�nie na le��cego m�a.
- Co� jakby hetman - rzek�.
- I ko� pod nim tatar zacny, jak lepszego u chana nie znale�� -
odpowiedzia� wachmistrz. - A ot, tam go trzymaj�.
Porucznik spojrza� i twarz mu si� rozja�ni�a. Obok dw�ch
szeregowych trzyma�o rzeczywi�cie dzielnego rumaka, kt�ry tul�c
uszy i rozdymaj�c chrapy wyci�ga� g�ow� i pogl�da� przera�onymi
oczyma na swego pana.
- Ale ko�, panie namiestniku, b�dzie nasz? - wtr�ci� tonem
pytania wachmistrz.
- A ty, psiawiaro, chcia�by� chrze�cijanowi konia w stepie odj��?
- Bo zdobyczny...
Dalsz� rozmow� przerwa�o silniejsze chrapanie zduszonego m�a.
- Wla� mu gorza�ki w g�b� - rzek� pan namiestnik - pas odpi��.
- Czy zostaniemy tu na nocleg?
- Tak jest, konie rozkulbaczy�, stos zapali�.
Henryk Sienkiewicz
10 Ogniem i mieczem
�o�nierze skoczyli co �ywo. Jedni pocz�li cuci� i rozciera�
le��cego, drudzy ruszyli po oczerety, inni rozes�ali na ziemi sk�ry
wielb��dzie i nied�wiedzie na nocleg.
Pan namiestnik, nie troszcz�c si� wi�cej o zduszonego m�a,
odpi�� pas i rozci�gn�� si� na burce przy ognisku. By� to m�ody
jeszcze bardzo cz�owiek, suchy, czarniawy, wielce przystojny, ze
szczup�� twarz� i wydatnym orlim nosem. W oczach jego
malowa�a si� okrutna fantazja i zadzier�ysto��, ale w obliczu mia�
wyraz uczciwy. W�s do�� obfity i nie golona widocznie od dawna
broda dodawa�y mu nad wiek powagi.
Tymczasem dwaj pacho�kowie zaj�li si� przyrz�dzaniem
wieczerzy. Po�o�ono na ogniu gotowe �wierci baranie; zdj�to te�
z koni kilka dropi�w upolowanych w czasie dnia, kilka pardew i
jednego suhaka, kt�rego pacho� wnet zacz�� ob�upywa� ze sk�ry.
Stos p�on�� rzucaj�c na step ogromne, czerwone ko�o �wiat�a.
Zduszony cz�owiek pocz�� z wolna przychodzi� do siebie. Przez
czas jaki� wodzi� nabieg�ymi krwi� oczyma po obcych badaj�c ich
twarze; nast�pnie usi�owa� powsta�. �o�nierz, kt�ry poprzednio
rozmawia� z namiestnikiem, d�wign�� go w g�r� pod pachy; drugi
w�o�y� mu obuszek w d�o�, na kt�rym nieznajomy wspar� si� z
ca�ej si�y. Twarz jego by�a jeszcze czerwona, �y�y jej nabrzmia�e.
Na koniec przyduszonym g�osem wykrztusi� pierwszy wyraz:
- Wody?
Podano mu gorza�ki, kt�r� pi� i pi�, co mu widocznie dobrze
zrobi�o, bo odj�wszy wreszcie flasz� od ust, czystszym ju� g�osem
spyta�:
- W czyich jestem r�ku?
Namiestnik powsta� i zbli�y� si� ku niemu.
- W r�ku tych, co wa�ci salwowali.
- Przeto nie waszmo�ciowie schwycili mnie na arkan?
- Mosanie, nasza rzecz szabla, nie arkan. Krzywdzisz wa��
dobrych �o�nierz�w podejrzeniem. Z�apali ci� jakowi� �otrzykowie
udaj�cy Tatar�w, kt�rych je�li� ciekaw, ogl�da� mo�esz, bo oto
Henryk Sienkiewicz
11 Ogniem i mieczem
le�� tam por�ni�ci jak barany. To m�wi�c wskaza� r�k� na kilka
ciemnych cia� le��cych poni�ej wynios�o�ci.
A nieznajomy na to:
- To pozw�lcie mi spocz��.
Pod�o�ono mu woj�okow� kulbak�, na kt�rej siad� i pogr��y� si�
w milczeniu.
By� to m�� w sile wieku, �redniego wzrostu, szerokich ramion,
prawie olbrzymej budowy cia�a i uderzaj�cych rys�w. G�ow� mia�
ogromn�, cer� zawi�d��, bardzo ogorza��, oczy czarne i nieco
uko�ne jak u Tatara, a nad w�skimi ustami zwiesza� mu si� cienki
w�s rozchodz�cy si� dopiero przy ko�cach w dwie szerokie ki�cie.
Twarz jego pot�na zwiastowa�a powag� i dum�. By�o w niej co�
poci�gaj�cego i odpychaj�cego zarazem - powaga hetma�ska
o�eniona z tatarsk� chytro�ci�, dobrotliwo�� i dziko��.
Posiedziawszy nieco na kulbace, wsta� i nad wszelkie
spodziewanie, zamiast dzi�kowa�, poszed� ogl�da� trupy.
- Prostak! - mrukn�� namiestnik.
Nieznajomy tymczasem przypatrywa� si� uwa�nie ka�dej twarzy
kiwaj�c g�ow� jak cz�owiek, kt�ry odgad� wszystko, po czym
wraca� z wolna do namiestnika, klepi�c si� po bokach i szukaj�c
mimowolnie pasa, za kt�rywidocznie chcia� zatkn�� r�k�.
Nie podoba�a si� m�odemu namiestnikowi ta powaga w cz�eku
oder�ni�tym przed chwil� od powroza, wi�c rzek� z przek�sem:
- Rzek�by kto, �e wasze znajomych szukasz mi�dzy owymi
�otrzykami albo �e pacierz za ich dusz� odmawiasz.
Nieznajomy odpar� z powag�:
- I nie mylisz si� wa��, i mylisz: nie mylisz si�, bom szuka�
znajomych, a mylisz si�, bo to nie �otrzykowie, jeno s�udzy
pewnego szlachcica, mego s�siada.
- Tedy widocznie nie z jednej studni pijacie z onym s�siadem.
Dziwny jaki� u�miech przelecia� po cienkich wargach
nieznajomego.
- I w tym si� wa�� mylisz - mrukn�� przez z�by.
Henryk Sienkiewicz
12 Ogniem i mieczem
Po chwili doda� g�o�niej:
- Ale wybacz waszmo�� pan, �em mu naprz�d powinnej nie z�o�y�
dzi�ki za auxilium i skuteczny ratunek, kt�ry mnie od tak nag�ej
�mierci wybawi�. Wa�ci m�stwo stan�o za moj� nieostro�no��,
bom si� od ludzi swoich od��czy�, ale te� wdzi�czno�� moja
dor�wnywa waszmo�cinej ochocie.
To rzek�szy wyci�gn�� ku namiestnikowi r�k�.
Ale butny m�odzie�czyk nie ruszy� si� z miejsca i nie spieszy� z
podaniem swojej; natomiast rzek�:
- Chcia�bym naprz�d wiedzie�, je�eli ze szlachcicem mam spraw�,
bo chocia� o tym nie w�tpi�, jednak�e bezimiennych podzi�k�w
przyjmowa� mi si� nie godzi.
- Widz� w waszmo�ci prawdziwie kawalersk� fantazj� - i s�usznie
m�wisz. Powinienem by� zacz�� od nazwiska m�j dyskurs i moj�
podzi�k�.Jestem Zenobi Abdank, herbu Abdank z krzy�ykiem,
szlachcic z wojew�dztwa kijowskiego, osiad�y i pu�kownik
kozackiej chor�gwi ksi�cia Dominika Zas�awskiego.
- A ja Jan Skrzetuski, namiestnik chor�gwi pancernej J.O. ksi�cia
Jeremiego Wi�niowieckiego.
- Pod s�awnym wojownikiem wa�� s�u�ysz. Przyjm�e teraz moj�
wdzi�czno�� i r�k�.
Namiestnik nie waha� si� d�u�ej. Towarzysze pancerni z g�ry
wprawdzie patrzyli na �o�nierz�w spod innych chor�gwi, ale pan
Skrzetuski by� na stepie, na Dzikich Polach, gdzie takie rzeczy
mniej sz�y pod uwag�. Zreszt� mia� do czynienia z pu�kownikiem,
o czym zaraz naocznie si� przekona�, bo gdy jego �o�nierze
przynie�li panu Abdankowi pas i szabl�, i kr�tki buzdygan, z
kt�rych go rozpasano dla cucenia, podali mu zarazem i kr�tk�
bu�aw� o osadzie z ko�ci, o g�owie ze �linowatego rogu, jakich
za�ywali zwykle pu�kownicy kozaccy. Przy tym ubi�r imci
Zenobiego Abdanka by� dostatni, a mowa kszta�tna
znamionowa�a umys� bystry i otarcie si� w �wiecie.
Wi�c pan Skrzetuski zaprosi� go do kompanii. Zapach pieczonych
Henryk Sienkiewicz
13 Ogniem i mieczem
mi�s j�� w�a�nie rozchodzi� si� od stosu, �echc�c nozdrza i
podniebienie. Pacho� wydoby� je z �aru i poda� na latercynowej
misie. Pocz�li je��, a gdy przyniesiono spory worek mo�dawskiego
wina uszyty z ko�lej sk�ry, wnet zawi�za�a si� �ywa rozmowa.
- Oby nam si� szcz�liwie do domu wr�ci�o! - rzek� pan
Skrzetuski.
- To waszmo�� wracasz? sk�d�e, prosz�? - spyta� Abdank.
- Z daleka, bo z Krymu.
- A c�e� waszmo�� tam robi�? z wykupnem je�dzi�e�?
- Nie, mo�ci pu�kowniku; je�dzi�em do samego chana.
Abdank nastawi� ciekawie ucha.
- Ano to, prosz�, w pi�kn� wa�� wszed�e� komityw�! I z czym�e
do chana je�dzi�e�?
- Z listem J. O. ksi�cia Jeremiego.
- To wa�� pos�owa�! O c� jegomo�� ksi��� do chana pisa�?
Namiestnik popatrzy� bystro na towarzysza.
- Mo�ci pu�kowniku - rzek� - zagl�da�e� w oczy �otrzykom, kt�rzy
ci� na arkan uj�li - to twoja sprawa; ale co ksi��� do chana pisa�,
to ani twoja, ani moja, jeno ich obydw�ch.
- Dziwi�em si� przed chwil� - odpar� chytrze Abdank - �e
jegomo�� ksi��� tak m�odego cz�owieka pos�em sobie do chana
obra�, ale po wa�cinej odpowiedzi ju� si� nie dziwi�, bo widz�,
�e� m�ody laty, ale stary eksperiencj� i rozumem.
Namiestnik po�kn�� g�adko pochlebne s��wko, pokr�ci� tylko
m�odego w�sa i pyta�:
- A powiedz�e mi waszmo��, co porabiasz nad Omelniczkiem i
jake� si� tu wzi�� sam jeden?
- Nie jestem sam jeden, jenom ludzi zostawi� po drodze, a jad� do
Kudaku, do pana Grodzickiego, kt�ren tam jest prze�o�onym nad
prezydium i do kt�rego jegomo�� hetman wielki wys�a� mnie z
listami.
- A czemu wa�� nie bajdakiem, wod�?
- Taki by� ordynans, od kt�rego odst�pi� mi si� nie godzi.
Henryk Sienkiewicz
14 Ogniem i mieczem
- To dziw, �e jegomo�� hetman taki wyda� ordynans, gdy� w�a�nie
na stepie w tak ci�kie popad�e� terminy, kt�rych wod� jad�c
pewno by�by� unikn��.
- Mosanie, stepy teraz spokojne; znam ja si� z nimi nie od dzi�,
a to, co mnie spotka�o, to jest z�o�� ludzka i invidia.
- I kt� to na jegomo�ci tak nastaje?
- D�ugo by gada�. S�siad to z�y, mo�ci namiestniku, kt�ry
substancj� mi zniszczy�, z w�o�ci mnie ruguje, syna mi zbi� - i ot
- widzia�e� wa��, tu jeszcze na szyj� moj� nastawa�.
- A to wa�� nie nosisz szabli przy boku?
W pot�nej twarzy Abdanka zab�ys�a nienawi��, oczy za�wieci�y
mu pos�pnie i odrzek� z wolna a dobitnie:
- Nosz�, i tak mi dopom� B�g, jako innych rekurs�w przeciw
wrogom moim szuka� ju� nie b�d�.
Porucznik chcia� co� m�wi�, gdy nagle na stepie rozleg� si� t�tent
koni, a raczej po�pieszne chlupotanie ko�skich n�g po rozmi�k�ej
trawie. Wnet te� i czeladnik namiestnika, trzymaj�cy stra�,
nadbieg� z wie�ci�, �e jakowi� ludzie si� zbli�aj�.
- To pewnie moi - rzek� Abdank - kt�rzy zaraz za Ta�min�
zostali. Jam te�, nie spodziewaj�c si� zdrady, tu na nich czeka�
obieca�.
Jako� po chwili gromada je�d�c�w otoczy�a p�okr�giem wzg�rze.
Przy blasku ognia ukaza�y si� g�owy ko�skie z otwartymi
chrapami, prychaj�ce ze zm�czenia, a nad nimi pochylone twarze
je�d�c�w, kt�rzy przys�aniaj�c r�koma od blasku oczy patrzyli
bystro w �wiat�o.
- Hej, ludzie! kto wy? - spyta� Abdank.
- Raby bo�e! - odpowiedzia�y g�osy z ciemno�ci.
- Tak, to moi mo�ojce - powt�rzy� Abdank zwracaj�c si� do
namiestnika.
- Bywajcie! bywajcie!
Niekt�rzy zeszli z koni i zbli�yli si� do ognia.
- A my �pieszyli, �pieszyli, bat'ku. Szczo z toboju?
Henryk Sienkiewicz
15 Ogniem i mieczem
- Zasadzka by�a. Chwedko, zdrajca, wiedzia� o miejscu i tu ju�
czeka� z innymi. Musia� pod��y� dobrze przede mn�. Na arkan
mnie uj�li!
- Spasi Bih! spasi Bih! A to co za Laszek ko�o ciebie?
Tak m�wi�c spogl�dali gro�nie na pana Skrzetuskiego i jego
towarzysz�w.
- To druhy dobre - rzek� Abdank. - S�awa Bogu, ca�ym i �yw.
Zaraz b�dziemy rusza� dalej.
- S�awa Bogu! my gotowi.
Nowo przybyli pocz�li rozgrzewa� d�onie nad ogniem, bo noc by�a
zimna, cho� pogodna. By�o ich do czterdziestu ludzi ros�ych i
dobrze zbrojnych. Nie wygl�dali wcale na Kozak�w regestrowych,
co nie poma�u zdziwi�o pana Skrzetuskiego, zw�aszcza �e by�a ich
gar�� tak spora. Wszystko to wyda�o si� namiestnikowi mocno
podejrzanym. Gdyby hetman wielki wys�a� imci Abdanka do
Kudaku, da�by mu przecie stra�� z regestrowych, a po wt�re, z
jakiej�e by racji kaza� mu i�� stepem od Czehryna, nie wod�?
Konieczno�� przeprawiania si� przez wszystkie rzeki id�ce
Dzikimi Polami do Dniepru mog�a tylko poch�d op�ni�.
Wygl�da�o to raczej tak, jakby im� pan Abdank chcia� w�a�nie
Kudak omin��.
Ale zar�wno i sama osoba pana Abdanka zastanawia�a wielce
m�odego namiestnika. Zauwa�y� wraz, �e Kozacy, kt�rzy ze
swymi pu�kownikamiobchodzili si� do�� poufale, jego otaczali
czci� niezwyczajn�, jakby prawego hetmana. Musia� to by� jaki�
rycerz du�ej r�ki, co tym dziwniejsze by�o panu Skrzetuskiemu,
�e znaj�c Ukrain� i z tej, i z tamtej strony Dniepru, o takim
przes�awnym Abdanku nic nie s�ysza�. By�o przy tym w twarzy
tego m�a co� szczeg�lnego - jaka� moc utajona, kt�ra tak bi�a z
oblicza, jak �ar od p�omienia, jaka� wola nieugi�ta, znamionuj�ca,
�e cz�ek ten przed nikim i niczym si� nie cofnie. Tak� w�a�nie
wol� w obliczu mia� ksi��� Jeremi Wi�niowiecki, ale co w ksi�ciu
by�o przyrodzonym natury darem, w�a�ciwym wielkiemu
Henryk Sienkiewicz
16 Ogniem i mieczem
urodzeniu i w�adzy, to mog�o zastanowi� w m�u nieznanego
nazwiska, zab��kanym w g�uchym stepie.
Pan Skrzetuski d�ugo deliberowa�. Chodzi�o mu po g�owie, �e to
mo�e jaki pot�ny banita, kt�ry, wyrokiem �cigan, chroni� si� w
Dzikie Pola - to zn�w, �e to wata�ka watahy zb�jeckiej; ale to
ostatnie nie by�o prawdopodobne. I ubi�r, i mowa tego cz�owieka
pokazywa�y co innego. Zgo�a wi�c nie wiedzia� namiestnik, czego
si� trzyma�, mia� si� tylko na baczno�ci, a tym czasem Abdank
kaza� konia sobie podawa�.
- Mo�ci namiestniku - rzek� - komu w drog�, temu czas. Pozw�l�e
podzi�kowa� sobie raz jeszcze za ratunek. Oby B�g pozwoli� mi
odp�aci� ci r�wn� us�ug�!
- Nie wiedzia�em, kogo ratuj�, przetom i na wdzi�czno�� nie
zas�u�y�.
- Modestia to twoja tak m�wi, kt�ra jest m�stwu r�wna.
Przyjmij�e ode mnie ten pier�cie�.
Namiestnik zmarszczy� si� i krok w ty� odst�pi� mierz�c oczyma
Abdanka, ten za� m�wi� dalej z ojcowsk� niemal powag� w g�osie
i postawie:
- Spojrzyj jeno. Nie bogactwo tego pier�cienia, ale inne cnoty ci
zalecam. Za m�odych jeszcze lat w bisurma�skiej niewoli b�d�c
dosta�em go od p�tnika, kt�ry z Ziemi �wi�tej powraca�. W tym
oczku zamkni�ty jest proch z grobu Chrystusa. Takiego daru
odmawia� si� nie godzi, cho�by i z os�dzonych r�k pochodzi�.
Jeste� wa�� m�odym cz�owiekiem i �o�nierzem, a gdy nawet i
staro�� bliska grobu nie wie, co j� przed ostateczn� godzin�
spotka� mo�e, c� dopiero adolescencja, kt�ra maj�c przed sob�
wiek d�ugi, na
wi�ksza liczb� przyg�d trafi� musi ! Pier�cie� ten ustrze�e ci� od
przygody i obroni, gdy dzie� s�du nadejdzie, a to ci powiadam,
�e dzie� ten idzie ju� przez Dzikie Pola.
Nasta�a chwila ciszy; s�ycha� by�o tylko syczenie p�omienia i
parskanie koni. Z dalekich oczeret�w dochodzi�o �a�osne wycie
Henryk Sienkiewicz
17 Ogniem i mieczem
wilk�w. Nagle Abdank powt�rzy� raz jeszcze, jakby do siebie:
- Dzie� s�du idzie ju� przez Dzikie Pola, a gdy nadejdzie -
zadywytsia wsij swit bo�yj...
Namiestnik przyj�� pier�cie� machinalnie, tak by� zdumiony
s�owami tego dziwnego m�a.
A ten zapatrzy� si� w dal stepow�, ciemn�.
Potem zwr�ci� si� z wolna i siad� na ko�. Mo�ojcy jego czekali ju�
u st�p wzg�rza.
- W drog�! w drog�!.. Bywaj zdr�w, druhu �o�nierzu! - rzek� do
namiestnika. - Czasy teraz takie, �e brat bratu nie ufa, przeto i
nie wiesz, kogo� ocali�, bom ci nazwiska swego nie powiedzia�.
- Wi�c wa�� nie Abdank?
- To klejnot m�j...
- A nazwisko?
- Bohdan Zenobi Chmielnicki.
To rzek�szy zjecha� ze wzg�rza, a za nim ruszyli mo�ojcy. Wkr�tce
okry�y ich tuman i noc. Dopiero gdy odjechali ju� z p� stajania,
wiatr przyni�s� od nich s�owa kozackiej pie�ni:
Oj wyzwo�y, Bo�e, nas wsich, bidnych newilnykiw,
Z tia�koj newoli,
Z wiry bisurmanskoj -
Na jasni zori,
Na tychi wody,
U kraj wese�yj,
U mir chreszczennyj -
Wys�uchaj, Bo�e, u pro�bach naszych.
U neszczasnych mo�ytwach,
Nas bidnych newilnykiw.
G�osy cich�y z wolna, potem stopi�y si� z powiewem szumi�cym
po oczeretach.
Henryk Sienkiewicz
18 Ogniem i mieczem
Rozdzia� II
Nazajutrz z rana przybywszy do Czehryna pan Skrzetuski stan��
w mie�cie w domu ksi�cia Jeremiego, gdzie te� mia� k�s czasu
zabawi�, aby ludziom i koniom da� wytchnienie po d�ugiej z
Krymu podr�y, kt�r� z przyczyny wezbrania i nadzwyczaj
bystrych pr�d�w na Dnieprze trzeba by�o l�dem odbywa�, gdy�
�aden bajdak nie m�g� owej zimy p�yn�� pod wod�. Sam te�
Skrzetuski za�y� nieco wczasu, a potem szed� do pana
Za�wilichowskiego, by�ego komisarza Rzplitej, �o�nierza dobrego,
kt�ren, nie s�u��c u ksi�cia, by� jednak jego zaufanym i
przyjacielem. Namiestnik pragn�� si� go wypyta�, czy nie ma
jakich z �ubni�w dyspozycji. Ksi��� wszelako nic szczeg�lnego
nie poleci�; kaza� Skrzetuskiemu, w razie gdyby odpowied�
chanowa by�a pomy�lna, wolno i��, tak aby ludzie i konie mieli
si� dobrze. Z chanem za� mia� ksi��� tak� spraw�, �e chodzi�o mu
o ukaranie kilku murz�w tatarskich, kt�rzy w�asnowolnie pu�cili
mu w jego zadnieprza�skie pa�stwo zagony, a kt�rych sam
zreszt� srodze zbi�. Chan rzeczywi�cie da� odpowied� pomy�ln�:
obieca� przys�a� osobnego pos�a na kwiecie�, ukara�
niepos�usznych, a chc�c sobie zyska� �yczliwo�� tak ws�awionego
Henryk Sienkiewicz
19 Ogniem i mieczem
jak ksi��� wojownika, pos�a� mu przez Skrzetuskiego konia
wielkiej krwi i sz�yk soboli. Pan Skrzetuski wywi�zawszy si� z
niema�ym zaszczytem z poselstwa, kt�re ju� samo by�o dowodem
wielkiego ksi���cego faworu, bardzo by� rad, �e mu w Czehrynie
zabawi� pozwolono i nie naglono z powrotem. Natomiast stary
Za�wilichowski wielce by� zafrasowany tym, co dzia�o si� od
niejakiego czasu w Czehrynie. Poszli tedy razem do Dopu�a,
Wo�ocha, kt�ry w mie�cie zajazd i winiarni� trzyma�, i tam, cho�
by�a godzina jeszcze wczesna, zastali szlachty huk, gdy� to by�
dzie� targowy, a opr�cz tego w tym�e dniu wypada� w Czehrynie
post�j byd�a p�dzonego ku obozowi wojsk koronnych, przy czym
ludzi nazbiera�o si� w mie�cie mn�stwo. Szlachta za� gromadzi�a
si� zwykle w rynku, w tak zwanym Dzwonieckim K�cie, u
Dopu�a. Byli tam wi�c i dzier�awcy Koniecpolskich, i urz�dnicy
czehry�scy, i w�a�ciciele ziem pobliskich siedz�cy na
przywilejach, szlachta osiad�a i od nikogo niezale�na, dalej
urz�dnicy ekonomii, troch� starszyzny kozackiej i pomniejszy
drobiazg szlachecki, b�d� to na kondycjach �yj�cy, b�d� na swoich
futorach.
Ci i tamci pozajmowali �awy stoj�ce wedle d�ugich d�bowych
sto��w i rozprawiali g�o�no, a wszyscy o ucieczce Chmielnickiego,
kt�ra by�a najwi�kszym w mie�cie ewenementem. Skrzetuski wi�c
z Za�wilichowskim siedli sobie w k�cie osobno i namiestnik
pocz�� wypytywa�, co by to za feniks by� ten Chmielnicki, o
kt�rym wszyscy m�wili.
- To wa� nie wiesz? - odpowiedzia� stary �o�nierz. - To jest pisarz
wojska zaporoskiego, dziedzic Subotowa i - doda� ciszej - m�j
kum. Znamy si� dawno. Bywali�my w r�nych potrzebach, w
kt�rych niema�o dokazywa�, szczeg�lniej pod Cecor�. �o�nierza
takiej eksperiencji w wojskowych rzeczach nie masz mo�e w ca�ej
Rzeczypospolitej. Tego si� g�o�no nie m�wi, ale to hetma�ska
g�owa: cz�ek wielkiej r�ki i wielkiego rozumu; jego ca�e kozactwo
s�ucha wi�cej ni� koszowych i ataman�w, cz�ek nie pozbawiony
Henryk Sienkiewicz
20 Ogniem i mieczem
dobrych stron, ale hardy, niespokojny i gdy nienawi�� we�mie w
nim g�r� - mo�e by� straszny.
- Co mu si� sta�o, �e z Czehryna umkn��?
- Koty ze starostk� Czapli�skim darli, ale to furda! Zwyczajnie
szlachcic szlachcicowi z nieprzyja�ni sad�a zalewa�. Nie jeden on
i nie jednemu jemu. M�wi� przy tym, �e �on� starostce
ba�amuci�: starostka mu kochanic� odebra� i z ni� si� o�eni�, a on
mu j� za to p�niej ba�amuci�, a to jest podobna rzecz, bo
zwyczajnie... kobieta lekka. Ale to s� tylko pozory, pod kt�rymi
g��bsze jakie� praktyki si� ukrywaj�. Widzisz wa��, rzecz jest
taka: w Czerkasach mieszka stary Barabasz, pu�kownik kozacki,
nasz przyjaciel. Mia� on przywileje i jakowe� pisma kr�lewskie, o
kt�rych m�wiono, �e Kozak�w do oporu przeciw szlachcie
zach�ca�y. Ale �e to ludzki, dobry cz�ek, trzyma� je u siebie i nie
publikowa�. Ow� Chmielnicki Barabasza na uczt� zaprosiwszy tu
do Czehryna, do swego domu, spoi�, potem pos�a� ludzi do jego
futoru, kt�rzy pisma i przywileje u �ony podebrali - i z nimi
umkn��. Strach, by z nich jaka rebelia, jako by�a Ostranicowa, nie
korzysta�a, bo repeto: �e to cz�ek straszny, a umkn�� nie wiadomo
gdzie.
Na to pan Skrzetuski:
- A to lis! w pole mnie wywi�d�. To� ja jego tej nocy na stepie
spotka�emi od arkana uwolni�em!
Za�wilichowski a� si� za g�ow� porwa�.
- Na Boga, co wa� powiadasz? Nie mo�e to by�!
- Mo�e by�, kiedy by�o. Powiada� mi si� pu�kownikiem u ksi�cia
Daminika Zas�awskiego i �e do Kudaku, do pana Grodzickiego, od
hetmana wielkiego jest pos�any, alem ju� temu nie wierzy�, gdy�
nie wod� jecha�, jeno si� stepem przekrada�.
- To cz�ek chytry jak Ulisses. I gdzie�e� go wa� spotka�?
- Nad Omelniczkiem, po prawej stronie Dnieprowej. Widno do
Siczy jecha�.
- Kudak chcia� min��. Teraz intelligo. Ludzi si�a by�o przy nim?
Henryk Sienkiewicz
21 Ogniem i mieczem
- By�o ze czterdziestu. Ale za p�no przyjechali. Gdyby nie moi,
byliby go s�udzy starostki zd�awili.
- Czekaj�e waszmo��. To jest wa�na rzecz. S�udzy starostki,
m�wisz?
- Tak sam powiada�.
- Sk�d�e starostka m�g� wiedzie�, gdzie jego szuka�, kiedy tu w
mie�cie wszyscy g�owy trac� nie wiedz�c, gdzie si� podzia�?
- Tego i ja wiedzie� nie mog�. Mo�e te� Chmielnicki ze�ga� i
zwyk�ych �otrzyk�w na s�ug starostki kreowa�, by swoje krzywdy
tym mocniej afirmowa�.
- Nie mo�e to by�. Ale to jest dziwna rzecz. Czy waszmo�� wie,
�e s� listy hetma�skie przykazuj�ce Chmielnickiego �apa� i in
fundo zadzier�y�?
Namiestnik nie zd��y� odpowiedzie�, bo w tej chwili wszed� do
izby jaki� szlachcic z ogromnym ha�asem. Drzwiami trzasn�� raz
i drugi, a spojrzawszy hardo po izbie zawo�a�:
- Czo�em waszmo�ciom!
By� to cz�ek czterdziestoletni, niski, z twarz� zapalczyw�, kt�rej
to zapalczywo�ci przydawa�y jeszcze bardziej oczy jakby �liwy na
wierzchu g�owy siedz�ce, bystre, ruchliwe - cz�ek widocznie
bardzo �ywy, wichrowaty i do gniewu skory.
- Czo�em waszmo�ciom! - powt�rzy� g�o�niej i ostrzej, gdy mu
zrazu nie odpowiadano.
- Czo�em, czo�em - ozwa�o si� kilka g�os�w.
By� to pan Czapli�ski, podstaro�ci czehry�ski, s�uga zaufany
m�odego pana chor��ego Koniecpolskiego.
W Czehrynie nie lubiono go, bo by� zawadiaka wielki, pieniacz,
prze�ladowca, ale mia� niemniej wielkie plecy, przeto ten i �w z
nim politykowa�.
Za�wilichowskiego jednego szanowa�, jak i wszyscy, dla jego
powagi, cnoty i m�stwa. Ujrzawszy go, wnet te� zbli�y� si� ku
niemu i sk�oniwszy si� do�� dumnie Skrzetuskiemu zasiad� przy
nich ze swoj� lampk� miodu.
Henryk Sienkiewicz
22 Ogniem i mieczem
- Mo�ci starostko - spyta� Za�wilichowski - czy wiesz, co si�
dzieje z Chmielnickim?
- Wisi, mo�ci chor��y, jakem Czapli�ski, wisi, a je�li dot�d nie
wisi, to b�dzie wisia�. Teraz, gdy s� listy hetma�skie, niech jedno
go dostan� w swoje r�ce.
To m�wi�c, uderzy� pi�ci� w st�, a� p�yn rozla� si� ze szklenic.
- Nie wylewaj wa�pan wina! - rzek� pan Skrzetuski.
Za�wilichowski przerwa�:
- A czy go wa� dostaniesz! Przecie uciek� i nikt nie wie, gdzie
jest?
- Nikt nie wie? Ja wiem, jakem Czapli�ski! Waszmo��, panie
chor��y, znasz Chwedka. Ow� Chwedko jemu s�u�y, ale i mnie.
B�dzie on Judaszem Chmielowi. Si�a m�wi�. Wda� si� Chwedko
w komityw� z mo�ojcami Chmielnickiego. Cz�ek sprytny. Wie o
ka�dym kroku. Podj�� si� mi go dostawi� �ywym czy zmar�ym i
wyjecha� w step r�wno przed Chmielnickim, wiedz�c, gdzie ma
go czeka�!... A, didk�w syn przekl�ty!
To m�wi�c znowu w st� uderzy�.
- Nie wylewaj wa�pan wina! - powt�rzy� z przyciskiem pan
Skrzetuski, kt�ry dziwn� jak�� awersj� uczu� do tego
podstaro�ciego od pierwszego spojrzenia.
Szlachcic zaczerwieni� si�, b�ysn�� swymi wypuk�ymi oczyma,
s�dz�c, �e mu daj� okazj�, i spojrza� zapalczywie na
Skrzetuskiego, ale ujrzawszy na nim barw� Wi�niowieckich
zmitygowa� si�, gdy� jakkolwiek chor��y Koniecpolski wadzi� si�
w�wczas z ksi�ciem, wszelako Czehryn zbyt by� blisko �ubni�w i
niebezpiecznie by�o barwy ksi���cej nie uszanowa�.
Ksi��� te� i ludzi dobiera� takich, �e ka�dy dwa razy pomy�la�,
nim z kt�rym zadar�.
- Wi�c to Chwedko podj�� si� waci Chmielnickiego dostawi�? -
pyta� zn�w Za�wilichowski.
- Chwedko: I dostawi, jakem Czapli�ski.
- A ja waci m�wi�, �e nie dostawi: Chmielnicki zasadzki uszed� i
Henryk Sienkiewicz
23 Ogniem i mieczem
na Sicz pod��y�, o czym trzeba pana krakowskiego dzi� jeszcze
zawiadomi�. Z Chmielnickim nie ma �art�w. Kr�tko m�wi�c,
lepszy on ma rozum, t�sz� r�k� i wi�ksze szcz�cie od waci,
kt�ry zbyt si� zapalasz. Chmielnicki odjecha� bezpiecznie,
powtarzam waci, a je�li mnie nie wierzysz, to ci to ten kawaler
powt�rzy, kt�ry go wczoraj na stepie widzia� i zdrowym go
po�egna�.
- Nie mo�e by�! nie mo�e by�! - wrzeszcza� targaj�c si� za
czupryn� Czapli�ski.
- I co wi�ksza - doda� Za�wilichowski - to ten kawaler tu obecny
sam go salwowa� i wa�cinych s�ug wygubi�, w czym mimo list�w
hetma�skich nie jest winien, bo z Krymu z poselstwa wraca i o
listach nie wiedzia�, a widz�c cz�eka przez �otrzyk�w, jak s�dzi�,
w stepie oprymowanego, przyszed� mu z pomoc�. O kt�rym to
wyratowaniu si� Chmielnickiego wcze�niej waci zawiadamiam,
bo got�w ci� z Zaporo�cami w twojej ekonomii odwiedzi�, a zna�
nie by�by� mu rad bardzo. Nadto� si� z nim warcholi�. Tfu, do
licha!
Za�wilichowski nie lubi� tak�e Czapli�skiego.
Czapli�ski zerwa� si� z miejsca i a� mu mow� ze z�o�ci odj�o;
twarz tylko sp�sowia�a mu zupe�nie, a oczy coraz bardziej na
wierzch wy�azi�y. Tak stoj�c przed Skrzetuskim puszcza� tylko
urywane wyrazy:
- Jak to! wa�� mimo list�w hetma�skich!... Ja wa�ci... ja wa�ci...
A pan Skrzetuski nie wsta� nawet z �awy, jeno wspar�szy si� na
�okciu patrzy� na podskakuj�cego Czapli�skiego jak rar�g na
uwi�zanego wr�bla.
- Czego si� wa�� mnie czepiasz jak rzep psiego ogona? - spyta�.
- Ja wa�ci do grodu ze sob�... Wa�� mimo list�w... Ja wa�ci
Kozakami!...
Krzycza� tak, �e w izbie uciszy�o si� troch�. Obecni pocz�li
zwraca� g�owy w stron� Czapli�skiego. Szuka� on okazji zawsze,
bo taka by�a jego natura, robi� burdy ka�demu, kogo napotka�, ale
Henryk Sienkiewicz
24 Ogniem i mieczem
to zastanowi�o wszystkich, �e teraz zacz�� przy Za�wilichowskim,
kt�rego jednego si� obawia�, i �e zacz�� z �o�nierzem nosz�cym
barw� Wi�niowieckich.
- Zamilknij no wasze - rzek� stary chor��y. - Ten kawaler jest ze
mn�.
- Ja wa... wa... wa�ci do grodu... w dyby! - wrzeszcza� dalej
Czapli�ski nie uwa�aj�c ju� na nic i na nikogo.
Teraz pan Skrzetuski podni�s� si� tak�e ca�� wysoko�ci� swego
wzrostu, ale nie wyjmowa� szabli z pochew, tylko jak j� mia�
spuszczon� nisko na rapciach, chwyci� w �rodku i podsun�� w g�r�
tak, �e r�koje�� wraz z krzy�ykiem posz�a pod sam nos
Czapli�skiemu.
- Pow�chaj no to wa�� - rzek� zimno.
- Bij, kto w Boga!... S�u�ba! - krzykn�� Czapli�ski chwytaj�c za
r�koje��.
Ale nie zd��y� szabli wydoby�. M�ody namiestnik obr�ci� go w
palcach, chwyci� jedn� r�k� za kark, drug� za hajdawery poni�ej
krzy�a, podni�s� w g�r� rzucaj�cego si� jak cyga i id�c ku
drzwiom mi�dzy �awami wo�a�:
- Panowie bracia, miejsce dla rogala, bo pobodzie!
To rzek�szy doszed� do drzwi, uderzy� w nie Czapli�skim,
roztworzy� i wyrzuci� podstaro�ciego na ulic�.
Po czym spokojnie usiad� na dawnym miejscu obok
Za�wilichowskiego. W izbie przez chwil� zapanowa�a cisza. Si�a,
jakiej dow�d z�o�y� pan Skrzetuski, zaimponowa�a zebranej
szlachcie. Po chwili jednak ca�a izba zatrz�s�a si� od �miechu.
- Vivant wi�niowiecczycy! - wo�ali jedni.
- Omdla�, omdla� i krwi� oblan! - krzyczeli inni, kt�rzy zagl�dali
przeze drzwi, ciekawi, co te� pocznie Czapli�ski. - S�udzy go
podnosz�!
Ma�a tylko liczba stronnik�w podstaro�ciego milcza�a i nie maj�c
odwagi uj�� si� za nim, spogl�da�a ponuro na namiestnika.
- Prawd� rzek�szy, w pi�tk� goni ten ogar - rzek� Za�wilichowski.
Henryk Sienkiewicz
25 Ogniem i mieczem
- Kundys to, nie ogar - rzek� zbli�aj�c si� gruby szlachcic, kt�ry
mia� bielmo na jednym oku, a na czole dziur� wielko�ci talara,
przez kt�r� �wieci�a naga ko��. - Kundys to, nie ogar! pozw�l
wa�� - m�wi� dalej zwracaj�c si� do Skrzetuskiego - abym mu
s�u�by moje ofiarowa�. Jan Zag�oba herbu Wczele, co ka�dy
snadno pozna� mo�e cho�by po onej dziurze, kt�r� w czele kula
rozb�jnicka mi zrobi�a; gdym si� do Ziemi �wi�tej za grzechy
m�odo�ci ofiarowa�.
- Daj�e wa�� pok�j - rzek� Za�wilichowski - powiada�e� kiedy
indziej, �e ci j� kuflem w Radomiu wybito.
- Kula rozb�jnicka, jakom �yw! W Radomiu by�o co innego.
- Ofiarowa�e� si� wa�� do Ziemi �wi�tej... mo�e, ale� w niej nie
by�, to pewna.
- Nie by�em, bom ju� w Galacie palm� m�cze�sk� otrzyma�. Je�li
���, jestem arcypies, nie szlachcic.
- A taki breszesz i breszesz!
- Szelm� jestem bez uszu. W wasze r�ce, panie namiestniku !
Tymczasem przychodzili i inni zabieraj�c z panem Skrzetuskim
znajomo�� i afekt mu sw�j o�wiadczaj�c, nie lubili bowiem
og�lnie Czapli�skiego i radzi byli, �e go taka spotka�a konfuzja.
Rzecz dziwna i trudna dzi� do zrozumienia, �e tak ca�a szlachta
w okolicach Czehryna, jak i pomniejsi w�a�ciciele s�ob�d,
dzier�awcy ekonomii, ba! nawet ze s�u�by Koniecpolskich,
wszyscy wiedz�c, jako zwyczajnie w s�siedztwie, o zatargach
Czapli�skiego z Chmielnickim, byli po stronie tego ostatniego.
Chmielnicki bowiemmia� s�aw� znamienitego �o�nierza, kt�ren
niema�e zas�ugi w r�nych wojnach po�o�y�. Wiedziano tak�e, �e
sam kr�l si� z nim znosi� i wysoce jego zdanie ceni�, na ca�e za�
zaj�cie patrzano tylko jak na zwyk�� burd� szlachcica ze
szlachcicem, jakich to burd na tysi�ce si� liczy�o, zw�aszcza w
ziemiach ruskich. Stawano wi�c po stronie tego, kto sobie wi�cej
przychylno�ci zjedna� umia�, nie przewiduj�c, by z tego takie
straszliwe skutki wynikn�� mia�y. P�niej dopiero zap�on�y serca
Henryk Sienkiewicz
26 Ogniem i mieczem
nienawi�ci� ku Chmielnickiemu, ale zar�wno serca szlachty i
duchowie�stwa obydw�ch obrz�dk�w.
Przychodzili tedy do pana Skrzetuskiego z kwartami m�wi�c:
�Pij, panie bracie! Wypij i ze mn�! - Niech �yj� wi�niowiecczycy!
Tak m�ody, a ju� porucznik u ksi�cia. Vivat ksi��� Jeremi, hetman
nad hetmany! Z ksi�ciem Jeremim p�jdziemy na kraj �wiata! - Na
Turk�w i Tatar�w! - Do Stambu�u! Niech �yje mi�o�ciwie nam
panuj�cy W�adys�aw IV!� Najg�o�niej za� krzycza� pan Zag�oba,
kt�ry sam jeden got�w by� ca�y regiment przepi� i przegada�.
- Mo�ci panowie! - wrzeszcza�, a� szyby w oknach dzwoni�y -
pozwa�em ja ju� jegomo�ci su�tana do grodu za gwa�t, kt�rego si�
na mnie w Galacie dopu�ci�.
- Nie powiadaj�e wa�pan lada czego, �eby ci si� g�ba nie
wystrz�pi�a!
- Jak to, mo�ci panowie? Quatuor articuli judicii castrensis:
stuprum, incendium; latrocinium et vis armata alienis aedibus
illata - a czy� nie by�a to w�a�nie vis armata?
- Krzykliwy z wa�ci g�uszec.
- I cho�by do trybuna�u p�jd�!
- Przesta�e wasze...
- I kondemnat� uzyskam, i bezecnym go og�osz�, a potem wojna,
ale ju� z infamisem.
- Zdrowie waszmo�ci�w!
Niekt�rzy wszelako �mieli si�, a z nimi i pan Skrzetuski, bo mu
si� z czupryny troch� kurzy�o, szlachcic za� tokowa� dalej
naprawd� jak g�uszec, kt�ry si� w�asnym g�osem upaja. Na
szcz�cie dyskurs jego przerwany zosta� przez innego szlachcica,
kt�ry zbli�ywszy si� poci�gn�� go za r�kaw i rzek� �piewnym
litewskim akcentem:
- Poznajomij�e wa�pan, mo�ci Zag�obo, i mnie z panem
namiestnikiem Skrzetuskim... poznajomij�e!
- A i owszem, i owszem. Mo�ci namiestniku, oto jest pan
Powsinoga.
Henryk Sienkiewicz
27 Ogniem i mieczem
- Podbipi�ta - poprawi� szlachcic.
- Wszystko jedno! herbu Zerwipludry...
- Zerwikaptur - poprawi� szlachcic.
- Wszystko jedno! Z Psichkiszek.
- Myszykiszek - poprawi� szlachcic.
- Wszystko jedno. Nescio, co bym wola�, czy mysie, czy psie
kiszki. Ale to pewna, �ebym w �adnych mieszka� nie chcia�, bo
to i osiedzie� si� tam nie�atwo, i wychodzi� niepolitycznie. Mo�ci
panie! - m�wi� dalej do Skrzetuskiego ukazuj�c Litwina - oto
tydzie� ju� pij� wino za pieni�dze tego szlachcica, kt�ren ma
miecz za pasem r�wnie ci�ki jak trzos, a trzos r�wnie ci�ki jak
dowcip. Ale je�lim pi� kiedy wino za pieni�dze wi�kszego cudaka,
to pozwol� si� nazwa� takim kpem, jak ten, co mi wino kupuje.
- A to go objecha�! - wo�a�a �miej�c si� szlachta.
Ale Litwin nie gniewa� si�, kiwa� tylko r�k�, u�miecha� si�
�agodnie i powtarza�:
- At, da�by� wa�pan pok�j... s�ucha� hadko!
Pan Skrzetuski przypatrywa� si� ciekawie tej nowej figurze, kt�ra
istotnie zas�ugiwa�a na nazw� cudaka. Przede wszystkim by� to
m�� wzrostu tak wysokiego, �e g�ow� prawie powa�y dosi�ga�, a
chudo�� nadzwyczajna wydawa�a go wy�szym jeszcze. Szerokie
jego ramiona i �ylasty kark zwiastowa�y niepospolit� si��, ale
by�a na nim tylko sk�ra i ko�ci. Brzuch mia� tak wpad�y pod
piersi�, �e mo�na by go wzi�� za g�odomora, lubo ubrany by�
dostatnio, w szar� opi�t� kurt� ze �wiebodzi�skiego sukna, z
w�skimi r�kawami, i wysokie szwedzkie buty, kt�re na Litwie
zaczyna�y wchodzi� w u�ycie. Szeroki i dobrze wypchany �osiowy
pas nie maj�c na czym si� trzyma� opada� mu a� na biodra, a do
pasa przywi�zany by� krzy�acki miecz tak d�ugi, �e temu
olbrzymiemu m�owi prawie do pachy dochodzi�.
AIe kto by si� miecza przel�k�, wnet by si� uspokoi� spojrzawszy
na twarz jego w�a�ciciela. By�a to twarz chuda, r�wnie� jak i ca�a
osoba, ozdobiona dwiema zwi�ni�tymi ku do�owi brwiami i par�
Henryk Sienkiewicz
28 Ogniem i mieczem
tak samo zwis�ych konopnego koloru w�s�w, ale tak poczciwa, tak
szczera, jak u dziecka. Owa obwis�o�� w�s�w i brwi nadawa�a jej
wyraz stroskany, smutny i �mieszny zarazem. Wygl�da� na
cz�eka, kt�rego ludzie popychaj�, ale panu Skrzetuskiemu podoba�
si� z pierwszego wejrzenia za ow� szczero�� twarzy i doskona�y
moderunek �o�nierski.
- Panie namiestniku - rzek� - to waszmo�� od ksi�cia pana
Wi�niowieckiego?
- Tak jest.
Litwin r�ce z�o�y� jako do modlitwy i oczy podni�s� w g�r�.
- Ach, co to za wielki wojennik! co to za rycerz! co to za w�dz!
- Daj Bo�e Rzeczypospolitej takich jak najwi�cej.
- I pewno, i pewno! A czyby nie mo�na do niego pod znak?
- B�dzie wa�ci rad.
Tu pan Zag�oba wtr�ci� si� do rozmowy:
- B�dzie mia� ksi��� dwa ro�ny do kuchni: jeden z wa�pana, drugi
z jego miecza, albo najmie wa�ci za mistrza, albo ka�e na wasanu
zb�j�w wiesza� lub sukno na barw� b�dzie waspanem mierzy�!
Tfu, jak si� wa�pan nie wstydzisz, b�d�c cz�owiekiem i
katolikiem, by� tak d�ugim, jak serpens lub jak poga�ska
w��cznia!
- S�ucha� hadko - rzek� cierpliwie Litwin.
- Jak�e te� godno�� waszeci? - spyta� pan Skrzetuski - bo gdy�
m�wi�, pan Zag�oba tak wa�ci podrywa�, �e z przeproszeniem nic
nie mog�em zrozumie�.
- Podbipi�ta.
- Powsinoga.
- Zerwikaptur z Myszykiszek.
- Masz babo pociech�! Pij� jego wino, ale kpem jestem, je�li to
nie poga�skie imiona.
- Dawno wa�� z Litwy? - pyta� namiestnik.
- At, ju� dwie niedziele w Czehrynie. Dowiedziawszy si� od pana
Za�wilichowskiego, �e wa�� t�dy ci�gn�� b�dziesz, czekam, by
Henryk Sienkiewicz
29 Ogniem i mieczem
pod jego opiek� ksi�ciu moje pro�by przedstawi�.
- Powiedz�e mi waszmo��, prosz�, bom ciekaw, czemu te� taki
katowski miecz pod pach� nosisz?
- Nie katowski to, mo�ci namiestniku, ale krzy�acki, a nosz�, bo
zdobyczny i dawno w rodzie. Ju� pod Chojnicami s�u�y� w
litewskim r�ku - tak i nosz�.
- Ale to sroga machina i ci�ka by� musi okrutnie - chyba do obu
r�k?
- Mo�na do obu, mo�na do jednej.
- Poka��e wasze !
Litwin wydoby� i poda�, ale panu Skrzetuskiemu r�ka zwis�a od
razu. Ni si� z�o�y�, ni ci�cia wymierzy� swobodnie. Na dwie r�ce
poradzi�, ale jeszcze by�o za ci�ko. Wi�c pan Skrzetuski
zawstydzi� si� troch� i zwr�ciwszy si� do obecnych:
- No, mo�ci panowie - rzek� - kto krzy� uczyni?
- My ju� pr�bowali - odrzek�o kilkana�cie g�os�w. - Jeden pan
komisarz Za�wilichowski podniesie, ale krzy�a i on nie uczyni.
- No, a wa�pan? - pyta� pan Skrzetuski zwracaj�c si� do Litwina.
Szlachcic podni�s� miecz jak trzcin� i machn�� nim kilkana�cie
razy z najwi�ksz� �atwo�ci�, a� powietrze warcza�o w izbie, a
wiatr powia� po twarzach.
- A niech�e wa�ci B�g sekunduje! - zawo�a� Skrzetuski. - Pewn�
masz s�u�b� u ksi�cia pana!
- B�g widzi, �e jej pragn�, bo mi miecz w niej nie zardzewieje.
- Ale dowcip do reszty - rzek� pan Zag�oba - gdy� nie umiesz
wa�� tak samo nim obraca�.
Za�wilichowski wsta� i obaj z namiestnikiem zabierali si� do
odej�cia, gdy naraz wszed� do izby bia�y jak go��b cz�owiek i
spostrzeg�szy Za�wilichowskiego rzek�:
- Mo�ci chor��y komisarzu, ja tu do pana umy�lnie!
By� to Barabasz, pu�kownik czerkaski.
- To chod��e waszmo�� do mnie na kwater� - rzek�
Za�wilichowski. - Tu ju� si� tak ze �b�w kurzy, �e i �wiata nie wida�.
Henryk Sienkiewicz
30 Ogniem i mieczem
Wyszli razem, a Skrzetuski z nimi. Zaraz za progiem Barabasz
spyta�:
- Czy nie ma wie�ci o Chmielnickim?
- S�. Uciek� na Sicz. Oto ten oficer spotka� go wczoraj na stepie.
- To nie wod� pojecha�? Pchn��em go�ca do Kudaku, by go
�apano, ale je�li tak, to na pr�no.
To rzek�szy Barabasz zatkn�� r�kami oczy i pocz�� powtarza�:
- Ej! spasi Chryste! spasi Chryste!
- Czego wa� trwo�ysz?
- A czy waszmo�� wiesz, co on mi zdrad� wydar�? Czy wiesz, co
to znaczy takie dokumenta w Siczy opublikowa�? Spasi Chryste!
Je�li kr�l wojny z bisurmanem nie uczyni, to iskra na prochy...
- Rebeli� waszmo�� przepowiadasz?
- Nie przepowiadam, bo j� widz�, a Chmielnicki lepszy od
Nalewajki i od �obody.
- A kto za nim p�jdzie?
- Kto? Zaporo�e, regestrowi, mieszczanie, czer�, futornicy - i tacy
ot!
Tu pan Barabasz wskaza� na rynek i na uwijaj�cych si� po nim
ludzi. Ca�y rynek by� zapchany wielkimi siwymi wo�ami
p�dzonymi ku Korsuniowi dla wojska, a przy wo�ach szed� mnogi
lud pastuszy, tak zwani czabanowie, kt�rzy ca�e �ycie w stepach
i pustyniach sp�dzali - ludzie zupe�nie dzicy, nie wyznaj�cy
�adnej religii - religionis nullius, jak m�wi� wojewoda Kisiel.
Spostrzega�e� mi�dzy nimi postacie podobniejsze do zb�j�w ni�
do pasterzy, okrutne, straszne, pokryte �achmanami rozmaitych
ubior�w. Wi�ksza ich cz�� by�a przybrana w to�uby baranie albo
w niewyprawne sk�ry we�n� na wierzch, rozche�stane na przodzie
i ukazuj�ce, cho� by�a to zima, nag� pier� spalon� od wiatr�w
stepowych. Ka�den zbrojny, ale w najrozmaitsz� bro�: jedni mieli
�uki i sajdaki na plecach, niekt�rzy samopa�y albo tak zwane z
kozacka �piszczele�, inni szable tatarskie inni kosy lub wreszcie
tylko kije z przywi�zan� na ko�cu szcz�k� ko�sk�. Mi�dzy nimi
Henryk Sienkiewicz
31 Ogniem i mieczem
kr�cili si� ma�o co mniej dzicy, cho� lepiej zbrojni Ni�owcy
wioz�cy do obozu na sprzeda� ryb� suszon�, zwierzyn� i t�uszcz
barani; dalej czumacy z sol�, stepowi i le�ni pasiecznicy oraz
woskoboje z miodem, osadnicy le�ni ze smo�� i dziegciem; dalej
ch�opi z podwodami, Kozacy regestrowi, Tatarzy z Bia�ogrodu i
B�g wie nie kto - w��cz�gi - siromachy z ko�ca �wiata. W ca�ym
mie�cie pe�no by�o pijanych, w Czehrynie bowiem wypada�
nocleg, wi�c i hulatyka przed noc�. Na rynku rozk�adano ognie,
gdzieniegdzie pali�a si� beczka ze smo��. Zewsz�d dochodzi� gwar
i wrzaski, przera�liwy g�os piszcza�ek tatarskich i b�benk�w
miesza� si� z ryczeniem byd�a i z �agodniejszymi g�osami lir, przy
kt�rych wt�rze �lepcy �piewali ulubion� w�wczas pie��:
Soko�e jasnyj,
Brate mij ridnyj,
Ty wysoko �etajesz,
Ty da�eko widajesz.
A obok tego rozlega�y si� dzikie okrzyki: �hu! ha! - hu! ha!�
Kozak�w ta�cz�cych na rynku trepaka, pomazanych dziegciem i
pijanych zupe�nie.Wszystko to razem byto dzikie i rozszala�e,
do�� by�o Za�wilichowskiemu jednego spojrzenia, by si�
przekona�, �e Barabasz mia� s�uszno��, �e lada podmuch m�g�
rozp�ta� te niesforne �ywio�y sk�onne do grabie�y, a przywyk�e
do boju, kt�rych pe�no by�o na ca�ej Ukrainie. A poza tymi
t�umami sta�a jeszcze Sicz, sta�o Zaporo�e od niedawna
okie�znane i w karby po Mas�owym Stawie uj�te, ale gryz�ce
niecierpliwie munsztuk, pomne dawnych przywilej�w,
nienawidz�ce komisarzy, a stanowi�ce uorganizowan� si��. Si�a ta
mia�a przecie za sob� sympati� niezmiernych mas ch�opstwa
mniej cierpliwego ni� w innych Rzplitej stronach, bo maj�cego
pod bokiem Czertomelik, a na nim bezpa�stwo, rozb�j i wol�.
Wi�c pan chor��y, cho� sam Rusin i gorliwy wschodniego
obrz�dku stronnik, zaduma� si� smutno. Jako cz�ek stary,
pami�ta� dobrze czasy Nalewajki, �obody, Kremskiego, zna�
Henryk Sienkiewicz
32 Ogniem i mieczem
ukrai�skie rozb�jnictwo lepiej mo�e jak ktokolwiek na Rusi, a
znaj�c jednocze�nie Chmielnickiego wiedzia�, �e on wart
dwudziestu �obod�w i Nalewajk�w. Zrozumia� tedy ca�e
niebezpiecze�stwo jego na Sicz ucieczki, zw�aszcza z listami