Gwynne John - Wierni i upadli (4) - Gniew

Szczegóły
Tytuł Gwynne John - Wierni i upadli (4) - Gniew
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Gwynne John - Wierni i upadli (4) - Gniew PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Gwynne John - Wierni i upadli (4) - Gniew PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Gwynne John - Wierni i upadli (4) - Gniew - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Spis treści Karta tytułowa Karta redakcyjna Podziękowania Rozdział pierwszy. VERADIS Rozdział drugi. NATHAIR Rozdział trzeci. CORALEN Rozdział czwarty. CORBAN Rozdział piąty. RAFE Rozdział szósty. CAMLIN Rozdział siódmy. CORALEN Rozdział ósmy. CORBAN Rozdział dziewiąty. FIDELE Rozdział dziesiąty. JAEL Rozdział jedenasty. MAQUIN Rozdział dwunasty. JAEL Rozdział trzynasty. FIDELE Rozdział czternasty. MAQUIN Rozdział piętnasty. VERADIS Rozdział szesnasty. JAEL Rozdział siedemnasty Rozdział osiemnasty. CYWEN Rozdział dziewiętnasty. UTHAS Strona 3 Rozdział dwudziesty. CAMLIN Rozdział dwudziesty pierwszy. HAELAN Rozdział dwudziesty drugi. CORBAN Rozdział dwudziesty trzeci. MAQUIN Rozdział dwudziesty czwarty. VERADIS Rozdział dwudziesty piąty. LYKOS Rozdział dwudziesty szósty. NATHAIR Rozdział dwudziesty siódmy. CORBAN Rozdział dwudziesty ósmy. CORALEN Rozdział dwudziesty dziewiąty. RAFE Rozdział trzydziesty. CORBAN Rozdział trzydziesty pierwszy. CORALEN Rozdział trzydziesty drugi. CORBAN Rozdział trzydziesty trzeci. CORALEN Rozdział trzydziesty czwarty. CORBAN Rozdział trzydziesty piąty. CORALEN Rozdział trzydziesty szósty. CORBAN Rozdział trzydziesty siódmy. CORALEN Rozdział trzydziesty ósmy. LYKOS Rozdział trzydziesty dziewiąty. CORBAN Rozdział czterdziesty. RAFE Rozdział czterdziesty pierwszy. CAMLIN Rozdział czterdziesty drugi. VERADIS Rozdział czterdziesty trzeci. CAMLIN Strona 4 Rozdział czterdziesty czwarty. UTHAS Rozdział czterdziesty piąty. HAELAN Rozdział czterdziesty szósty. VERADIS Rozdział czterdziesty siódmy. CAMLIN Rozdział czterdziesty ósmy. RAFE Rozdział czterdziesty dziewiąty. NATHAIR Rozdział pięćdziesiąty. CYWEN Rozdział pięćdziesiąty pierwszy. LYKOS Rozdział pięćdziesiąty drugi. CYWEN Rozdział pięćdziesiąty trzeci. CAMLIN Rozdział pięćdziesiąty czwarty. RAFE Rozdział pięćdziesiąty piąty. CAMLIN Rozdział pięćdziesiąty szósty. LYKOS Rozdział pięćdziesiąty siódmy. FIDELE Rozdział pięćdziesiąty ósmy. CYWEN Rozdział pięćdziesiąty dziewiąty. VERADIS Rozdział sześćdziesiąty. HAELAN Rozdział sześćdziesiąty pierwszy. VERADIS Rozdział sześćdziesiąty drugi. HAELAN Rozdział sześćdziesiąty trzeci. CYWEN Rozdział sześćdziesiąty czwarty. MAQUIN Rozdział sześćdziesiąty piąty. CAMLIN Rozdział sześćdziesiąty szósty. CORBAN Rozdział sześćdziesiąty siódmy. CYWEN Strona 5 Rozdział sześćdziesiąty ósmy. RAFE Rozdział sześćdziesiąty dziewiąty. FIDELE Rozdział siedemdziesiąty. RAFE Rozdział siedemdziesiąty pierwszy. CAMLIN Rozdział siedemdziesiąty drugi. RAFE Rozdział siedemdziesiąty trzeci. CAMLIN Rozdział siedemdziesiąty czwarty. RAFE Rozdział siedemdziesiąty piąty. CAMLIN Rozdział siedemdziesiąty szósty. CORALEN Rozdział siedemdziesiąty siódmy. CYWEN Rozdział siedemdziesiąty ósmy. MAQUIN Rozdział siedemdziesiąty dziewiąty. CORBAN Rozdział osiemdziesiąty. UTHAS Rozdział osiemdziesiąty pierwszy. CORBAN Rozdział osiemdziesiąty drugi. FIDELE Rozdział osiemdziesiąty trzeci. MAQUIN Rozdział osiemdziesiąty czwarty. LYKOS Rozdział osiemdziesiąty piąty. MAQUIN Rozdział osiemdziesiąty szósty. CAMLIN Rozdział osiemdziesiąty siódmy. RAFE Rozdział osiemdziesiąty ósmy. CORBAN Rozdział osiemdziesiąty dziewiąty. NATHAIR Rozdział dziewięćdziesiąty. VERADIS Rozdział dziewięćdziesiąty pierwszy. NATHAIR Strona 6 Rozdział dziewięćdziesiąty drugi. CAMLIN Rozdział dziewięćdziesiąty trzeci. VERADIS Rozdział dziewięćdziesiąty czwarty. UTHAS Rozdział dziewięćdziesiąty piąty. CORBAN Rozdział dziewięćdziesiąty szósty. RAFE Rozdział dziewięćdziesiąty siódmy. CORALEN Rozdział dziewięćdziesiąty ósmy. UTHAS Rozdział dziewięćdziesiąty dziewiąty. CYWEN Rozdział setny. CAMLIN Rozdział sto pierwszy. UTHAS Rozdział sto drugi. CORBAN Rozdział sto trzeci. LYKOS Rozdział sto czwarty. CORBAN Rozdział sto piąty. MAQUIN Rozdział sto szósty. CORBAN Rozdział sto siódmy. CAMLIN Rozdział sto ósmy. LYKOS Rozdział sto dziewiąty. CORBAN Rozdział sto dziesiąty. MAQUIN Rozdział sto jedenasty. CORBAN Rozdział sto dwunasty. HAELAN Rozdział sto trzynasty. NATHAIR Rozdział sto czternasty. CYWEN Rozdział sto piętnasty. VERADIS Strona 7 Rozdział sto szesnasty. CAMLIN Rozdział sto siedemnasty. RAFE Rozdział sto osiemnasty. CORBAN Rozdział sto dziewiętnasty. MAQUIN Rozdział sto dwudziesty. CORBAN Rozdział sto dwudziesty pierwszy. VERADIS Rozdział sto dwudziesty drugi. CORBAN Rozdział sto dwudziesty trzeci. CORALEN Rozdział sto dwudziesty czwarty. CORBAN Rozdział sto dwudziesty piąty. VERADIS Rozdział sto dwudziesty szósty. CAMLIN Rozdział sto dwudziesty siódmy. CORBAN Postacie Ziemie Wygnanych Strona 8 Strona 9 Tytuł oryginału: Wrath. The Faithful and the Fallen – Book Four Copyright © 2016 by John Gwynne Copyright for the Polish translation © 2020 by Wydawnictwo MAG Redakcja: Anna Włodarkiewicz Korekta: Elwira Wyszyńska Ilustracja na okładce: Paul Young Opracowanie graficzne okładki: Piotr Chyliński Projekt typograficzny, skład i łamanie: Tomek Laisar Fruń Wydanie II ISBN 978-83-66409-62-0 Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa tel./fax 228134743 www.mag.com.pl Wyłączny dystrybutor: Dressler Dublin sp. z o. o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz. tel. 227335010 www.olesiejuk.pl Skład wersji elektronicznej: [email protected] Strona 10     Dla Edwarda, który wędrował po Ziemiach Wygnanych wraz ze mną, stał u mego boku i dzielił się wrażeniami od początku do końca. Kocham cię, synu.   Dla Caroline, mej miłości i przyczyny, dla której budzę się co rano. Strona 11   Podziękowania A więc to już koniec. Trudno mi uwierzyć, że to już czwarta i  ostatnia część Wiernych i  Upadłych. Zawsze wydawała mi się czymś odległym, majaczącym niewyraźnie na horyzoncie, ale niniejszym Gniew został ukończony. Mam nadzieję, że książka przypadnie wam do gustu, a  jej zakończenie przyniesie wam wiele emocji. Jako jej twórca mam za sobą długą drogę. Wciąż doskonale pamiętam pewien dzień w 2002 roku, gdy wróciłem z  rodziną z  kinowego seansu Dwóch Wież. Siedzieliśmy przy stole i  jedliśmy obiad, a  wtedy moja cudowna żona, bynajmniej nie po raz pierwszy w  życiu, powiedziała: „Powinieneś spróbować napisać książkę!”. Próbowałem jej wyjaśnić, że to dość komiczny pomysł, i zacząłem nawet przedstawiać kolejne dowody na poparcie tej tezy, ale moje dzieci podchwyciły temat i  nagle mój opór zaczął kruszeć, aż w  końcu pomyślałem: „A  właściwie dlaczego nie? Mogłoby być fajnie!”. Od tej chwili minęło czternaście lat. Był to burzliwy, szalony okres, w  trakcie którego zbierałem nieustannie rosnący hufiec bohaterów, którzy pomagali w tworzeniu cyklu, i jestem dziś winien wdzięczność wielu ludziom. W  pierwszej kolejności chciałbym podziękować mojej żonie Caroline oraz moim dzieciom: Harriett, Jamesowi, Edowi i  Willowi za nieustające wsparcie i  entuzjazm podczas pracy nad opowieściami z Ziem Wygnanych. Bez cienia wątpliwości rzec mogę, że te książki nie powstałyby bez ich życzliwości i  słów otuchy, a  także wspólnego odtwarzania najważniejszych scen bitewnych. Jestem im również wdzięczny za to, że wybaczyli mi wiele godzin spędzonych nad laptopem i  zamglone spojrzenie, z  jakim siadałem Strona 12 do posiłków, oznaczające, że jeszcze nie wróciłem z  Ziem Wygnanych. Chciałem również podziękować mojemu agentowi Johnowi Jarroldowi za jego wiarę w  Wiernych i  Upadłych i  bezcenne rady, które pomogły mi odnaleźć drogę w trudnym świecie wydawniczym. Cieszę się też z tego, że okazał się nie tylko wielkim profesjonalistą, ale również fantastycznym człowiekiem. Nasze wspólne lunche w The Mermaid Inn przeszły już do legendy. Dziękuję mojej wspaniałej redaktorce Julie Crisp, która tak długo chlastała biczem monstrum, jakim był rękopis Gniewu, aż uformowała z  niego sensowną powieść. Nie znam nikogo, kto okazywałby podobną pasję i zaangażowanie, czego choćby dowodzi fakt, że pracowała nad książką do dnia, gdy zaczęła rodzić swe piękne dziecko, a  wróciła do niej nazajutrz po porodzie. Obroniła dzięki temu tytuł najbardziej krwiożerczej osoby, którą znam. Dziękuję wszystkim ludziom w  Tor UK, którzy pracowali bez wytchnienia za kulisami, by móc wypuścić książkę w  świat – cudownej Belli Pagan, Jamesowi Longowi, Robowi Coxowi i  reszcie wspaniałego zespołu w Tor Towers. Darzę was wielką wdzięcznością i  ogromnym szacunkiem za to, że urzeczywistniacie tak wielkie marzenia pisarskie. Dziękuję mojej korektorce, Jessice Cuthbert-Smith, która pracuje nad serią od samego początku i  od zawsze budzi mój podziw niezwykłą dbałością o szczegóły. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy ocaliła mnie przed kompletnym upokorzeniem. Wiele się nauczyłem dzięki pracy z nią. Dziękuję mojemu redaktorowi po drugiej strony wielkiej kałuży, Willowi Hintonowi, oraz całemu zespołowi w  Orbit US za ciężką pracę, którą dla mnie wykonał. Dziękuję mojej ekipie przyjaciół- czytelników, którzy znaleźli czas, by przeczytać rękopis Gniewu, co jest niemałym wyczynem ze względu na rozmiary książki. Zdecydowanie mogli poświęcić swój czas na inne, ciekawsze rzeczy. Dziękuję mojej żonie Caroline, zawsze uczciwej, zawsze dostrzegającej serce każdej postaci. Dziękuję moim chłopcom, Edowi i  Willowi, najwierniejszym przybocznym pod słońcem. Ich wiedza Strona 13 na temat Ziem Wygnanych jest imponująca i  przerasta moją, a  ich fascynacja samą opowieścią i  postaciami okazała się źródłem wielkiej radości dla ojca, który zaczął pisać tę opowieść, by móc ją czytać dzieciom. Dziękuję Sadakowi Miahowi, mojemu najstarszemu i ulubionemu najlepszemu przyjacielowi. Byłem doprawdy wstrząśnięty, gdy się okazało, że naprawdę przeczytałeś całe to tomiszcze przed publikacją! Muszę przyznać, że twoje uwagi okazały się bezcenne i  wywołały uśmiech na moich ustach, bo natychmiast przypomniałem sobie nas jako nastolatków (BARDZO dawno temu), jak z  pasją rozprawialiśmy na temat Śródziemia, Druss, Snaga, Waylander i wielu innych fantastycznych krain. Dziękuję Davidowi Emrysowi, mojemu ekspertowi w  dziedzinie walki i  uzbrojenia. Jedną z  najbardziej nieoczekiwanych przyjemności, płynących z  tego pisarskiego wariactwa, jest to, że można zawrzeć zupełnie nieoczekiwane przyjaźnie. Poznałem Davida na wydarzeniu Fantasy in the Court, organizowanym przez Goldsboro Books, i od tej pory jesteśmy wielkimi przyjaciółmi. Wiele spośród szczegółów bitewnych opisanych w  Gniewie zawdzięczam jego wiedzy i doświadczeniu. O nic nie pytajcie! Dziękuję Markowi Robersonowi, który służył mi wielką pomocą natury zarówno historycznej, jak i  fantastycznej. Entuzjazm, jaki okazywał mojej serii, był dla mnie wielkim pokrzepieniem podczas pracy. Ostatnią, ale równie ważną grupą, której jestem winien ogromną wdzięczność, są wszyscy ci, którzy przeczytali moje powieści i  przyjęli Corbana i  jego pstrokatą bandę do serc. Jedną z  największych i  najbardziej zaskakujących przyjemności, których doświadczyłem podczas pisarskiej przygody, jest poznanie tak wielu czytelników. Ogromnie się cieszę, że znaleźliście czas, by się ze mną skontaktować i podzielić się wrażeniami. Praca nad Gniewem była wspaniałym doświadczeniem, choć zaprawionym nutką goryczy. Czułem się świetnie, mogąc wreszcie opisać sceny, które wyobrażałem sobie od tak dawna, ale jednocześnie budził się we mnie smutek na myśl o  tym, że żegnam Strona 14 się z  postaciami, które stały się częścią mego życia i  niemalże zacząłem uważać je za prawdziwe, nawet te czworonogie i skrzydlate. Mam nadzieję, że spodoba wam się ostatnia część Wiernych i  Upadłych. Dziękuję, że dołączyliście do hufca i  dotarliście aż tak daleko. Niech kieruje Wami prawda i odwaga! John Strona 15     I szerzyły się gniew i pomsta. John Milton, Raj utracony Strona 16   Rozdział pierwszy     VERADIS Rok 1144 Ery Wygnańców, Księżyc Ogara Veradis spadał przez nocne powietrze, lekki, wręcz pozbawiony wagi. Kątem oka dostrzegał wieżę Brikan i  wciąż dymiącą postać Calidusa, stojącego w  oknie. Powierzchnia rzeki mknęła mu na spotkanie. Uderzył w  wodę. Zimno wyrwało mu powietrze z  płuc, a  jednocześnie ogarnęła go panika. Całkiem zdezorientowany, nie miał pojęcia, w  którą stronę płynąć, by się wynurzyć. Otaczała go jedynie lodowata ciemność. Naraz ktoś pochwycił go za włosy i  pociągnął za sobą. Veradis wynurzył się z  głośnym rozbryzgiem i  ujrzał szeroką, bladą twarz Alcyona. – Będą nas ścigać! – Okrzyk olbrzyma ledwie przebił się przez ryk rzeki. Prąd już ich porwał naprzód, oddalając od łomotu stóp wojowników, biegnących po moście. – Płyńmy, jak najdalej się da! Propozycja Alcyona miała wiele sensu, choć dłonie i  stopy Veradisa zaczynały już drętwieć z zimna. Zaczął miarowo poruszać ramionami, próbując płynąć, tak by znaleźć się jak najdalej od Brikan, Calidusa i... I Kadoshim, pomyślał. Samo wspomnienie przeszyło go bólem. Przebyli zakręt rzeki i  twierdza znikła im z  oczu. Zewsząd otoczyła ich ciemność. Strona 17 *** Łagodny, słaby poblask świtu wnet zaczął się przesączać przez plątaninę gałęzi nad ich głowami, gdy Veradis spojrzał Alcyonowi w oczy. Rozumiejąc się bez słów, ruszyli w stronę brzegu. Było to nie lada wyzwanie, gdyż musieli płynąć pod prąd. Veradis dopiero teraz pojął, jak bardzo jest wyczerpany, ale na szczęście wkrótce wyczuł muł pod stopami, a  jego palce zacisnęły się na trzcinie. Z  trudem wyszedł z  wody i  usiadł na ziemi, dysząc ciężko. Miał wrażenie, że ręce i nogi ma odlane z ołowiu. Odwrócił głowę i  ujrzał Alcyona, który wyszedł na brzeg kilkadziesiąt kroków dalej, a  teraz zmierzał ku niemu ociężale. Olbrzym usiadł obok z głośnym jęknięciem. Z jego obwisłych wąsisk ściekała woda. – Dzięki – powiedział. – Za co? –  Za wszystko. A  przede wszystkim za to, że pomogłeś mojej rodzinie uciec z lochów Brikan. To była jego żona, pomyślał Veradis. Z  jego dzieckiem. Ile czasu trwała ich rozłąka? Jak bardzo przeżył to, że oboje stali się więźniami Calidusa i Lykosa? –  I  za to, że zniszczyłeś ów magiczny przedmiot, za pomocą którego Calidus rozciągnął nade mną kontrolę – ciągnął Alcyon. – Uwolniłeś mnie. – Wzdrygnął się, a potem się uśmiechnął. – Z mojej duszy zniknął cień. Czuję się odrodzony. –  Jeśli oznacza to, że jesteś słaby jak noworodek – mruknął Veradis, po czym wylał wodę z  buta i  spróbował założyć go ponownie – to jest nas dwóch. –  Nie o  to mi chodziło – zadudnił olbrzym i  spojrzał na Veradisa z  powagą. – Uwolniłeś Rainę i  Taina, a  potem mnie. Jestem twoim dłużnikiem po wsze czasy. –  Nic nie jesteś mi winien – rzekł Veradis. – Wrzuciłem te magiczne cacka w ogień pod wpływem impulsu. Nie miałem pojęcia, czym są ani też jaką władzę mają nad tobą. Strona 18 – Ale domyślałeś się? – Tak. Fidele mówiła coś... – Urwał. Przez moment myślał o matce Nathaira. Miał wielką nadzieję, że zdołała wyrwać się na wolność wraz z  jego bratem Krelisem, Maquinem oraz Albenem. – A  jeśli chodzi o  twą żonę i  twe dziecko... Uwolniłem ich, bo tak należało. Nie było innego wyboru. – Był, Czyste Serce. Był. Zawsze istnieje jakiś wybór. Veradis wzruszył ramionami. – Tak czy owak, nie ma między nami żadnego długu. Jesteś moim przyjacielem i tyle. Jednym z nielicznych, jak się okazało, dodał w myślach. W  jego sercu obudziła się gorycz, gdy powrócił myślami do Nathaira, jego wyznania i  rewelacji, które tak bardzo nim wstrząsnęły. Przypomniał sobie też słowa Calidusa, wedle którego to Nathair zabił Aquilusa, własnego ojca. Poczuł gniew i  wstyd. Przeoczył tyle sygnałów... Jak to możliwe, że dałem się zwodzić aż tak długo? Głupiec ze mnie. – Jak długo byłeś więźniem Calidusa? – spytał. Uśmiech Alcyona zgasł. – Szesnaście lat. – Długo. – Tak, długo. – Alcyon zacisnął pięści, aż zachrzęściły mu kłykcie. – Powinienem był go zabić. – Nie zapomnij, że oboje próbowaliśmy. Wbiłem mu nóż w brzuch i wepchnąłem go w płomienie, a ty rozbiłeś mu pierś młotem. – Trudno jest zabić Kadoshim. – Nie mogę się z tym nie zgodzić. Czy kogoś takiego można w ogóle zabić? – Może należałoby odciąć mu głowę. Tak się zabija tych innych. – Innych? – Kadoshim zawładnęły ciałami Jehar – rzekł Alcyon. – W Murias – dodał, widząc pytanie w oczach Veradisa. –  Jehar – mruknął młodzieniec i  pokręcił głową. – Ależ ja byłem zaślepiony. Strona 19 –  Ufałeś królowi, który jednocześnie był twoim przyjacielem. – Alcyon wzruszył ramionami. – Słyszałem o większych błędach. Doprawdy, pomyślał Veradis. Oddałem całe życie kłamstwom. Siedzieli w milczeniu. Z ich włosów i ubrań ściekała woda. – I co teraz? – powiedział do siebie młodzieniec. – Mam wrażenie, że poświęciłem całe swoje życie Nathairowi i jego misji. Co ja teraz pocznę? Alcyon spojrzał na niego z powagą, a potem szturchnął go grubym palcem. – A co ci mówi serce? –  Nie ufałbym sercu. Zobacz, gdzie mnie przywiodło – rzekł kwaśno Veradis. – Ale masz już otwarte oczy. Młodzieniec nabrał głęboko tchu, czując ogarniające go znużenie. – A co ty byś zrobił? – zwrócił się do Alcyona. –  Odnalazłbym moją rodzinę. Moją Rainę i  mego Taina – odparł olbrzym, uśmiechając się, gdy przyszło mu wypowiedzieć ich imiona. Rodzinę, pomyślał Veradis. Mój ojciec nie żyje. Mój brat Ektor również. Pozostał mi tylko Krelis. Niespodziewanie odkrył w  sobie rozpaczliwą potrzebę odnalezienia starszego brata. – Odnalazłbyś rodzinę – powtórzył. – Cóż, dobry początek. Wśród gałęzi rozległ się głośny skrzek. Kilka leśnych gołębi nagle zerwało się do lotu, trzepocząc głośno skrzydłami. – Musimy ruszać! – zdecydował Alcyon. Potrzebujemy kryjówki, pomyślał Veradis, a głośno rzekł: – Tak! Między drzewa! Podniósł się i stłumił jęknięcie. Byli w połowie drogi przez polanę, gdy Alcyon zatrzymał się nagle i spojrzał na brzeg rzeki. Za odległym zakrętem szlaku pojawiły się jakieś postacie, nieledwie cienie w półmroku, rzucanego przez korony drzew Fornu. Czarne cienie z  zakrzywionymi mieczami przytroczonymi do pleców. Strona 20 – Kadoshim! – warknął Alcyon. Veradis naliczył ich przynajmniej siedmiu. Przemieszczali się szybko, susami, niczym wataha wilkunów. Rozstawieni w półkręgu, przeczesywali obszar między brzegiem rzeki a skrajem lasu. Polują na nas, pomyślał. Biegli przez całą noc wzdłuż brzegu, by zwąchać nasz trop. Jeden z  przybyszów znieruchomiał, a  pozostali zatrzymali się w  ślad za nim. Uniósł głowę, jakby smakował powietrze, po czym wydał z siebie wibrujące wycie i skoczył naprzód z nową energią. Pochwycili nasz zapach, zrozumiał Veradis i  poczuł ukłucie lęku. Walczył już z  olbrzymami, draigami i  wrogimi zastępami, ale sama świadomość, że ścigały go demony z Zaświatu, przeszyła go zimnym strachem. Kadoshim. Pobratymcy Calidusa. Moi wrogowie. Przed oczami stanęło mu wspomnienie Calidusa, człowieka, którego miał za doradcę i  sojusznika, warczącego wściekle, wyłaniającego się z płomieni w wieży Brikan. Sprowadził Nathaira na złą drogę, a  mnie oszukiwał od lat, pomyślał. To on jest ojcem wszelkiego zła. Strach naraz przekształcił się w zimną furię. Veradis pochwycił za miecz i wykrzywił usta. – Ruszajmy! – burknął Alcyon i zerwał się do biegu. Veradis przez chwilę opierał się pokusie – miał wielką ochotę zostać i stawić czoła tym bestiom – ale olbrzym pociągnął go za sobą i  po chwili od ściany lasu dzieliło ich zaledwie kilka kroków. Nagle wojownik uzmysłowił sobie, że olbrzym nie ma żadnej broni – na jego plecach nie widział topora ani młota wojennego, a u jego boku nie było mieczy ani sztyletu. Wniknęli w  gąszcz i  natychmiast otoczył ich półmrok cieni i  cierni. Alcyon parł naprzód i  stękał głucho, gdy gałęzie smagały go po torsie podobnym do skały. Za ramiona Veradisa szarpały kolce, a dzikie pnącza łapały go za buty. Przez długi czas – niemalże wieczność! – słyszał jedynie łomot własnego serca, swój chrapliwy oddech i  tupot butów Alcyona, ale wnet dotarły do niego inne dźwięki. Z  początku były niewyraźne