Gwiazdka powiastka wigilijna dla dzieci

Szczegóły
Tytuł Gwiazdka powiastka wigilijna dla dzieci
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Gwiazdka powiastka wigilijna dla dzieci PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Gwiazdka powiastka wigilijna dla dzieci PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Gwiazdka powiastka wigilijna dla dzieci - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 MiM? JitS Strona 2 Strona 3 Strona 4 Strona 5 GWIAZDKA P O W IA S T K A W I G I L I J N A = = DLA DZIECI = KIJÓW — 1917. NAKŁADEM .NASZEGO ŚWIATA". Strona 6 Biblioteka Narodowa W arszawa 30001018610138 d ru k zbędny BIBLIOTEKI PISARZY Strona 7 Dzieciom Pols w IV-ym roku w ielkiej w ojny M ARY A PORASKA (ALITA). ST. KORW IN-PAW ŁOW SKA. Strona 8 Strona 9 — Hej Kolęda! Kolęda! Złota gwiazdka świeci... Bóg się rodzi w Betleem Radujcie się dzieci. Do stajenki przybywajcie, Dzieciąteczku hołd oddajcie, Hej Kolęda! Kolęda! H e j! Wesoła trójka szeroko otwiera usteczka i wykrzykuje pełnym głosem... A pieśń leci po wszystkich pokojach i srebrną radosną gamą uderza o ściany! — Jeszcze czas — wypowiada ktoś starszy — dopie­ ro za tydzień! Strona 10 — Już za tydzień!— w ykrzykuje trójka.— Czekaliśmy cały rok!... M ały b lo n d y n e k szybko w skakuje na krzesełko i zdzie­ ra kartkę. — Luś! co robisz? To dopiero jutro! — To właśnie prędzej będzie jutro - od pow iada m a­ lec z czupurną miną i założonem i w tył rękami. Przebrzm iały echa pieśni, ale gw ar głosó w dziecię­ cych po dn osi się na nowo. Słychać trącanie krzesełek, tu p o t trzewiczków i p o ­ śpiesznie rzucane zdania: — J a b ęd ę kleić łańcuchy!... — A ja się zabiorę do złocenia orzechów . — Phi! T o nie robota! Ja zrobię aniołka z waty! — A ja wczoraj zrobiłam kominiarza z jedwabiu! — Nie sama - b o g o mam usia wykrajała. — A tobie nikt nie pociął papieru na łańcuchy? — odcina obrażon a dziew czynka. P rzez chwilę zapanow ało milczenie. Tylko nożyczki odzyw ają się wesoło: — Ciach! Ciach! Ciach! Ze śnieżnej w aty w yrosła figurka anioła w czapecz­ ce. J est i buzia z kolorow ej pieczątki i choinka z g a ­ łązki świerkowej. A niołkow i brakuje tylko w łosków. D ziew czynka nie namyśla się długo. W yciąga rącz­ ki i nożyczkam i obcina L u s i o w i - j e d e n złoty loczek. — Ojej!... Strona 11 — Cicho! — to dla aniołka — ż e b y miał p r a w d z iw e włoski... 'Luś u ś m ie ch a buzię. D la aniołka to mo ż na . O d ­ da łb y i włoski i rzęs y i brwi. I n a w e t k r e w własną i s e r ­ du sz ko . Bo an io łek ciągle przy nim stoi i strzeże g o o d zł ego. Taki do b r y , k o c h a n y aniołekl... Mijają g o d z i n y za g od zi nam i. Dzieci za p o m n ia ł y o całym świecie. A na stole r os n ą stroidełka c h o i n k o w e . B a r w n e m i z y gz a k am i plączą się k o lo r o w e łań cu ch y , złocą or ze c h y, bielą figurki anielskie. A misterne słońca ze s ło m y czekają tylko, b y zawisnąć na zielonych, ś w i er ­ k o w y c h ' gałązkach. Będzie c h o i n k a p o d sam sufit! Ta ka jak zawsze, jak co rok! Bo cho ć n a świecie je szcze w re wojna, ale niech dzieci nie czują tej niedoli, która się w oko ło roztacza. Bę dą my śle ć o tr o s k a c h jak urosną. 1 n a to przyjdzie czas. P ł o n ą r ad oś ci ą czar ne i c h a b r o w e oczęta, tryskają w e s e le m twarzyczki. A s e r d u s z k a biją tak m o c n o , że u d e ­ rzenia ich łączą się z s o b ą w je d e n ako rd radości. Za tydzień!... P o n u r o i c i e m n o było w niebie... Z za c h m u r i o m r o k ó w w y n u r z y ła się pow oli p os tać anielska... P o tr z ą s n ą ł spły wa jąc mi p o r a m i o n a c h włosami, Strona 12 - 10 - niby k as kad ą złocistą i rozwinąwszy skrzydła wstrzy­ mał lot... A p o t e m od blasku sw oi ch źrenic rozpalił t r z y m a ­ ne w dłoni, a z g a ­ s zo n e wczoraj ł u ­ c z y w o i do ty k a ł n i e m ściemnia­ ły c h o b ło k ó w , aż za p ł o n ęł y g w ia zd tysiącami z p o ­ w a ż n y m k s ię ży ­ cem na czele. S r e b r n e o db ły s k i r o z p o ­ starły się p o niebie i u c z y ­ niło się od nich jasno, jak w dzień. G d z ie ś o d dalekich p r z e ­ strzeni pły nące, o zw al y się szelesty czterech skr zyd eł i dw aj A n io ło w ie o c u d n y c h licach zbliżyli się d o t o w a ­ rzysza g a s z ą c e g o buch aj ące p ło m ie n i e m łu c z y w o . O p a r ­ li się skr zyd łam i o nie ru c h o m e o b ło k i i spojrzeli w dół. Właśnie s r e b r n y p r o m i e ń księży ca przebijał się przez mro ki i s n uł się coraz niżej i niżej. P r z e s u n ą ł się lekko Strona 13 o m g lo n e m p rzestw o rzem , rozjaśnił szare szkielety bezlist. n y c h d rz e w i w p a d ł przez o k n o w ja s n o o św ie tlo n e ściany. Z a k s ię ż y c o w ą s m u g ą p o b ie g ł w z r o k A niołów ... K oło sto łu kręciło się troje dzieci. A z p o d ich p ra c o w ity c h p alu sz k ó w w y c h o d z iły istne cuda. B y ło ich p ełn o na całym stole, a śm iech g ło ś n y ro zb rzm iew ał naokół. S p ojrzeli A n io ło w ie n a siebie i n a g le po sm u tn ieli, o g a n ię c i je d n ą m yślą, Z ać m iły się łzam i źren ice S łu g B o ż y c h i b o le ś n ie zap lo tły ręce n a piersiach. — C z y w iecie, co b ę d z ie za ty d z ień ? — zapytali księżyca i g w ia z d m ru g a ją c y c h figlarnie. K sięży c skłonił ro g i ku ziemi, ja k b y w u n iż o n y m p o k ło n ie i rzekł: — B ęd zie W ielki D zień... W B etleem n a ro d z i się B oża dziecina... — A M a te ń k a otuli ją rąb k ie m S w o ic h s z a te k i p o ­ ło ż y n a siank u w ż ło b ie — d o d a ła je d n a z g w iazd . Strona 14 — 12 — — I w tej chwili kiedy Dziecię po raz pierwszy otworzy oczęta rozejdzie się wielka dla w szystkich je ­ dnakow a radość po świecie— dorzucił uroczyście księżyc. Będą się radować bogaci i nędzarze, syci i głodni, smut­ ni i weseli. Bo Now onarodzony Chrystus jednakow o wszystkich umiłuje. Aniołowie nie pytali o nic więcej. Tylko milcząc, snuli plany szerokie. Aż jeden z nich ozwał się w te słowa: — Polecę na ziemię i uczynię co do mnie należy. A wy bracia moi podążcie do lasu i tam pracę swoją rozpocznijcie, jako zamierzyły wasze myśli. Wiedzcie je­ no, że szpaler ma być długi, a szeroki, ąby przez nie­ go wyraźnie wyjrzał Cud... Rozumiecie? Aniołowie skinęli głowami... A Sługa Boży już płynął po księżycowej świetlanej smudze na ziemię, przesiąknię­ tą sierocemi łz a m i.. Zaledwie się jeden Anioł o p u ­ ścił ku ziemi, już dwaj pozostali szepnęli do siebie: — Czas i nam udać się w d ro ­ gę. Czeka nas wielka praca, a dnie szybko mijają. Trzeba będzie noc i dzień poświęcać, aby wszystko skończyć... Strona 15 — 13 - Objęli się rękami, przytulili głow am i i rozkołysaw ­ szy skrzydła, spływać poczęli pom iędzy gwiazdami. C ichy wiatr muskał ich twarze i poruszał pow iew ne- mi szatkami, otaczając je mgłą przezroczystą i łagodnie dotykając w łosów . Czasami pow iał silniej i w tedy dłu­ gie anielskie kędziory splatały się z sobą w pieszczocie i na dw óch ram ionach tworzyły jedn ą jedw abistą kaskadę. Lecieli A niołow ie coraz niżej i niżej, do ziemskich przestrzeni gdzie go ściła.zim a, a ostry m róz straszył dłu- giemi chłodami. Przed oczym a Bożych W ysłańców zamajaczyły ro z ­ ległe pola i ośnieżone wioski, z oknam i zalanemi p o ­ w odzią światła. Z k o m inó w chat wlokły się d y m y i rozszerzały si- nem i pasmami, padając na białą pościel śniegow ą i sm ęt­ ne drzew a przydrożne. A w chatach wrzało życie, kw i­ tło zdrow ie i praca. Minęli A niołow ie zacisze w ioskow e i poruszyw szy szybciej skrzydłami, skierowali się pod leśną ścianę, sto ­ jącą na połaci śniegow ej. C icho tu było i spokojnie i naw et szm er wichru potrącał drzew w białych kapturach, czekających asny. P o d anielskiemi stopam i zachrzęścił śnieg, uło­ ż o n y grubem i warstwam i i zaszumiały gałęzie, niosąc powitanie... Przeszli A niołow ie pom iędzy świerkami, dotknęli dłoń- Strona 16 — 14 — mi so sen i jo deł i trzymając się za ręce, wysunęli na wielką polanę. Jak w ieńcem, otaczały ją drzewa stuietnie i tw o rz y ­ ły krąg szeroki, a rozległy. Na tej polanie zatrzymali się aniołowie. — C zy tu? — zapytał jeden. — Tak — odrzekł drugi. Miejsca dosyć. I choinek aż gęsto. W ystarczy na całe szpalery. O coś tw ard eg o uderzyły sto py anielskie i z pod śniegu wyjrzały nagie pnie drzew ściętych. — T ę d y szła chm ara ludzi w żołnierskich szynelach — rzekł jed en Anioł. Zwalili las, i szli dalej, niszcząc ludz­ kie mienie. Złożył ręce, po dn iósł wzrok w niebo i wyrzekł: — Przebacz im Boże... A p otem spojrzał na żyw e jeszcze pnie i dodał: — Nie czas żałować drzew, g d y ginie ludzkie życie. O d su n ął rękawy, klęknął na śniegu i przezroczyste­ mu jak mgla dłońmi ujął za pień m ło d eg o świerka. — Jakże g o łamać?—pomyślał. Zam rze bez ziemi i pozostanie tylko su chy szkielet. Zaliż dla krótkiej ra­ dości w olno coś niszczyć i na zagładę skazywać? O p a rł złotą głow ę o pień i zamyślił się. Nie chciał odryw ać pnia od m acierzystego podłoża. — B ędę ich wyjmować z korzeniami — w yrzekł do siebie — i przenosić tak, b y ani jeden pęd nie ucierpiał. Strona 17 — 15 — A widząc że jego tow arzysz podąża ku niemu, ozwał się do niego: — Idź bracie i na polanie w yk op doły głębokie. Przebij' śnieg i odsuń tyle ziemi, aby się korzenie w y ­ g odnie ukryć mogły. Kiedy się drzew a przebudzą w io ­ sną nie poczują n aw et żeśm y ich w inne miejsce p rze­ nieśli. Zabrali się obaj do pracy. J e d e n odwalał d łoń m i głębokie zaspy i w yk o p y w ał szerokie otw ory, drugi Strona 18 w yjm ow ał młode świerki i przenosił je ostrożnie, aby nie otrząsać korzeni. A ciężką była praca, bo zmarznięta ziemia z tr u ­ dem dawała się odwalać, a gęste m chy i zielska, które na niej od setek lat wyrastały, zbiły się jedne do d ru ­ gich splątując z sobą, tak, iż utw orzyły istny kożuch, który ledw o rozryw ać się pozwalał. Ale dłonie anielskie przezw yciężały wszystkie tru ­ dy. Z m odlitw ą na -ustach, co chwila podnosząc wzrok ku niebu, pracowali w ytrwale Słudzy Niebiescy, aż na uśpionej polanie w yrosła zielona aleja, długa i s z e r o k a .. K iedy płynący po księżycowej sm udze Anioł sta­ nął na ziemi, podszedł do w ysokiego okna i przysunął twarz do szyby. Ujrzał dzieci, zajęte pracą dla ozdobienia choinki i uśm iechnął się na ten widok. — Jakie ładne mają tw arzyczki— p o m y śla ł—i śm ie­ jące oczęta. M uszą mieć i serca litościwe i czułe na niedolę. Z apukał lekko w szybę. Zajęte dzieci nie zwracały uw agi na brzęk szkła. A nioł pow tórzył pukanie. Mały chłopaczek obejrzał się na o k n o i wykrzyknął: - K toś puka, pew nie z lasu przynieśli choinkę! Strona 19 — 17 — Zerwał się z krzesła i chciał pobiedz w stronę okna. Ale zawadził nóżkami o leżący na ziemi stos łańcuchów i zaplątał się w nie nagle, rozrywając i niszcząc pracę siostrzyczek. — Moje łańcuchy! — wykrzyknęła dziewczynka.— Moje śliczne łańcuchy! Tyle się napracowałam! Nie zdążyła jednak nawet schylić się po nie, gdy na ramionka chłopczyka spadły dwie zaciśnięte piąstki drugiej dziewczynki. Trójka zakotłowała się na stosie łańcuchów. Rozpo­ częła się walka miedzy rodzeństwem, w głośnym płaczu Lusia i krzykach dziewczynek. — Słuchajcie mnie dzieci!—wołał za oknem Anioł, uderzając ręką w szybę. Uciszcie się i słuchajcie. Nie- tylko dla was będą święta, nietylko pod waszym dachem radość zagości! Są jeszcze sieroty bezdomne, przygnane z własnej ziemi. Przygarnęli ich obcy.Tym dajcie serca wa­ sze. Podzielcie się zabawkami z choinki, zaśpiewajcie kolędę. Bo nikt ich nie przyjmie za swoich—nikt z nie­ mi nie przełamie opłatka. Krzyki głuszyły wołanie anielskie. Dzieci tarzały się po ziemi, wydzierając sobie włosy, drapiąc po twarzycz­ kach. Stos łańcuchów zamienił się w drobne strzępy, rozrzucone po całym pokoju. — Dzieci! Hej dzieci!— ozwał się znów głos Anio­ ła.—Bądźcie cicho. W Świętą Noc pójdziecie ze mną do lasu. Zabierzemy wszystkie biedne dzieci z wioski, niech Strona 20 z o bac zą Cu d. G w i a z d a nas p o p r o w a d z i jarząca do s a ­ mo tn ej stajenki, w której na ro dzi się Bóg. O sł on ię was wszystkich pr zed c h ł o d e m , otulę m oj em i skrzydłami. J e ­ n o p o t e m macie się j e d n e m se rc e m połą czy ć z bi e d n e- mi, b o w sz y stk ich w a s j e d n a k o w o C h r y s tu s umiłuje. N ie d o b i e g ł y sło w a Anio ła do uszu dzieci. Nie uciszył się krzyk, ani ustały bicia. A n io ł załamał r ę c e i o d s u n ą ł się od okna. — N i e d o b r e , n i e z g o d n e dzieci — w y r z e k ł ze s m u t ­ kiem, zwieszając złotą gł o w ę. — C z y ż b y umi ały dać serca b i e d n y m , jeśli nie mają ich dla siebie? Nie zobac zą G w i a z d y Betleemskiej, ani stajenki. Nie p o b ł o g o s ł a w i ich Boż a Dziecina. P o ś n i e g o w y c h p u c h a c h p r ze s un ął się A n io ł p o d ścianami d o m u i sk ier ow ał kroki w s tro n ę wioski. Z z a g r ó d o z w a ło się szczekanie p s ó w . W y b i e g ł y g r o m a d ą z za op ło te k, a uj rz a ws zy p o s ta ć anielską, p o ­ klękały na ś ni eg u . P o g ła s k a ł je An ioł p o k u d ła ty ch grzb ie tac h, zajrzał w r o z u m n e o c z y w i e r n y c h s tr ó ż ó w — i s zed ł dalej, aż na ko ni e c wioski. O t w o r z y ł furtkę przed dr zwiami p r z y ­ tułku i pochylił się d o niskich okien. S ie ro ty zabi era ły się już d o snu. Poklękały do p a ­ cierza i o d m ó w i w s z y g o c h ó r e m , krzątały się p o izbie. A w j e d n y m z k ą t ó w przytuliły się do siebie d w ie p o ­ stacie dziecięce i co ś m ów ił y p r z y c i s z o n y m gł o s em . A nioł pr zy s u n ął tw arz d o o k n a i p oc zą ł nasłuchiwać.