Gwiazdka dla grzecznej dziatwy małe powiastki
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Gwiazdka dla grzecznej dziatwy małe powiastki |
Rozszerzenie: |
Gwiazdka dla grzecznej dziatwy małe powiastki PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Gwiazdka dla grzecznej dziatwy małe powiastki pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Gwiazdka dla grzecznej dziatwy małe powiastki Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Gwiazdka dla grzecznej dziatwy małe powiastki Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
m ł o d z ie ż y
A -I
M. J. ZALESKA.
DLA GRZECZNEJ DZIATWY
^ B E T H N E R iW Q lj^
•ssrsit; M llsw
Strona 2
Strona 3
,
1
Strona 4
Strona 5
DLA G R Z E C Z N E J DZIATWY,
opowiedziała
an-ii 2 6 o& za o f i a r n i w łe-kście.
NAKŁAD GEBETHNERA i WOLFFA
Strona 6
#03BOJIEHO IJ fiH 3 y P O IO .
Bapm aB a, 9 I io h h 1892 ro rna.
Warszawa. D ruk S. Orgelbi anda Synów, K rakow skie-P r-edm u ■ >',
Strona 7
;/r//y l!M
-l , / //A s
MALUTKA KAZIA.
— Mamo, mamo, Kazia wypadnie
z kołyseczki! Niech m am unia idzie p rę
dziutko j ą zatrzym a, b o j a nie potrafię.
T ak w ołała M arynia, starsza siostrzy
czka m alutkiej Kazi. Dziecina w ychy
lała się nieostrożnie z kolebeczki, bo
Małe powiastki. 1
Strona 8
jeszcze nie rozum iała, że tym sposo
bem m oże upaść i p o tłu c się strasznie.
A le m am a ją schw yciła i m ocno p rz y
trzy m ała.
M ała K azia zaczęła się m azać, w y
ryw ać, chciała koniecznie sięgnąć rą
czką do biegunów swojej kolebki, zda
w ało jej się zapew ne, że to śliczna
będzie zabawa. M am a nie w ypuściła
jej z rąk, nie zw ażając wcale na płacz
i grym asy. W końcu dziecina przek o
n ała się, że uporem nic nie w skóra,
p o ło ży ła się spokojnie, m am a ją poko-
ły sała, zaśpiew ała półgłosem ład n ą
piosenkę i K azia usnęła znowu.
M arynia siedziała przez te n czas ci
chutko, nie przeszkadzała m am ie, bo
b y ła bardzo grzeczna i k ochała n ie
zm iernie m ałą siostrzyczkę. M am a, uko
łysaw szy K azię, przy w o łała do siebie
starszą córeczkę i ta k do niej m ówiła:
— W idziałaś, M aryniu, ja k to n a
sza K aziunia chciała koniecznie wypaść
z kołyseczki i p o tłu c się porządnie.
Czy ja dobrze zrobiłam , że j ą gw ałtem
zatrzym ałam ?
— 0 , m am o, jak ż eż m am a m oże
Strona 9
° pytać?— mówiła, śmiejąc się, Ma
rynia — ona tak a m alutka, nic jeszcze
nie rozumie i zabiłaby się, żeby jej
nie pilnować. Czy i j a tak robiłam,
m ateczko, ja k byłam ta k a mała?
— T ak sam o— rzekła m am a— nie
raz byłabyś spadła z kolebki lub ze sto
łu i zabiła się, gdyby m ci b yła pozw a
lała na wszystko, czegoś się napierała.
T eraz mi pewnie za to jesteś wdzię
czna, nieprawdaż? A wtenczas p ła k a
łaś, ta k samo, ja k Kazia.
— O, m ateczko, te m ałe dzieci t a
kie są nierozsądne — rzekła Marynia,
całując rączkę dobrej mamy.
— A i teraz, moje dziecię — mówi
ła dalej m am a— chociaż jesteś ju ż sta r
sza, i dobra, i grzeczna z ciebie dziew
czynka, czasem je d n a k zachciewa ci
się tak ich rzeczy, któ re ci m ogą za
szkodzić. T y tego jeszcze nie rozu
miesz, ale j a wiem lepiej, co je s t dla
ciebie dobre, a co złe, i nie m ogę ci na
wszystko pozwalać. Gdybyś się chcia
ła koniecznie upierać przy swojem, nie
m am innego sposobu, tylko zmusić
cię do posłuszeństwa dla własnego
Strona 10
— 4 —
tw o jeg o d o b ra; w szak sam a to d o b rze
ro zu m iesz, k o c h a n k o , że w strz y m a ła m
g w a łte m K az iu n ię w k o ły sc e , dla te g o
ty lk o , żeb y się nie p o tłu k ła . P a m ię
ta jż e , ile ra z y ei się czegoś b ęd zie za
ch ciew ało , a j a n a to nie p ozw olę, p o
m yśl sobie zaraz: m a m a m n ie k o ch a
ta k sam o, ja k K azię, w ie p ew n ie, że
to b y m i zaszk o d ziło i d la te g o nie p o
zw ala. J a k b ę d ę sta rsz a , zrozum iem
to i p o d z ię k u ję m am ie.
M a ry n ia b y ła ro z tro p n a d ziew czy n
ka, zro zu m iała d o b rze to , co m am a m ó
w iła, a ile ra z y p o te m m ia ła o c h o tę
b y ć tro sz k ę n iep o słu sz n ą, zaraz sobie
p rz y p o m in a ła , ja k to m a ła K a z iu n ia
ch c ia ła w y p aść z k o ły sęc zk i. O d tą d
w ięc zaw sze słu c h a ła m a m y o d razu
i n ie d o p y ty w a ła się n a w e t, d la czego
ona nie p o zw ala n a to lub owo.
NAJLEPSZE KOCHANI E.
— Ja tak kocham mateczkę — Antosia wołała,
— Niechże mnie mama droga na ręku ponosi;
Mnie nóżki bardzo bolą, jestem taka mała,
Dogodzić trzeba Antosi.
Strona 11
— 5 —
Słyszy to m ały Jan ek i sobie znów prawi:
-— J a tak kocliam mateczkę, tak kocham serdecznie
Niechże się m am a ze m ną troszeczkę pobawi,
K iedy ja proszę tak grzecznie.
Anulka nic nie mówi, na mamę spogdąda,
Radaby myśl jej każdą wyczytać z wejrzenia,
O nic mamy nie prosi, niczego nie żąda,
Lecz jej uprzedza życzenia.
To kłębuszek podniesie, potrzym a moteczek,
Na zawołanie mamy do usług jej staje,
To pod nogi prędziutko podsunie stołeczek,
I co potrzeba podaje.
A teraz, ja k sądzicie, czy mam a poznała,-
Kto j ą kocha najlepiej? Zgodzicie się z nami,
Ze podobno najlepiej Anulka kochała,
Bo czynem, a nie słowami.
MOTYLEK.
Kazio biegał po łączce, po trawce
zielonej i zrywał kwiateezki. A pełno
icli tam było, wszystkie takie ładne:
różowe, żółte, -ponsowe, niebieskie.
Kazio miał ju ż spory bukiecik w rą
czkach i chciał go odnieść mamie, wtem
Strona 12
na sm ółce różow ej, tuż p rzed nim ,
u siad ł m otylek i zapuścił d łu g ą trą b k ę
w kw iateczek. M usiał byc g łodny i za
chciało m u się słodkiego m iodu.
Prześlicznyż to b y ł m otylek! Skrzy
d ełk a m iał ciem no-purpurow e, a na
każdem dwa duże oczka złociste, ja k
na p ió rk ach paw ia.
— Pawik! paw ik!— w ołał K azio, bo
w iedział od m am y, że ta k i m otylek
nazyw a się paw ik, i w yciągnął rączkę,
chcąc go pochw ycie. A le pięk n y m o
ty le k frunął p rzed sam ym noskiem
chłopczyka i w zniósł się wysoko.
— Stój! stój! ty niedobry m otylku,
nie uciekaj, ja m uszę cię złapać ko
niecznie.
M otylek nie słuchał wcale, odleciał
daleko i u siad ł znów na kw iateczku,
aż na drugim końcu łączki. Tu spo
tk a ł drugiego m otylka, swego p rzy ja
ciela, żółtego cy try n k a i rzek ł do niego:
— Ach! żebyś w iedział, w jak im
strachu byłem p rzed chwilą. Z asia
dłem sobie do śniadania na różowej
sm ółce, aż tu n ad b ieg ł drapieżny j a
kiś chłopczyk i chciał m nie pochw y-
Strona 13
cić w straszne swoje łapy. To szczę
ście, że go spostrzegłem w porę i u-
m knąłem .
— O kropne rzeczy! — rzek ł c y try
nek — wiem ja dobrze, co to znaczy;
raz ju ż o m ało nie zginąłem , gdy taki
niegodziw y chłopiec porw ał m nie
w swoje szpony. Jem u się zdaw ało, że
m nie bardzo d elikatnie trzym a, a ty m
czasem zw ichnął m i skrzydełko i przez
kilka dni p o tem byłem kaleką, chociaż
m nie w ypuścił na prośbę jak iejś p rze
ślicznej dziew czynki.
— Ach! m ało je s t dobrych dzieci
na św iecie— m ów ił paw ik — chłopcy
szczególnie, to są zwykle okrutniki,
gotow i dla igraszki zam ordow ać n ie
winne stw orzenie bez w ahania, ja k -
g d y b y nie wiedzieli o tein, że i n a j
drobniejsza m uszka m a życie dane od
Boga.
— O, w iedzą oni o tem dobrze —
m ówił c y try n ek — i w iedzą także, że
nie potrafią przyw rócić życia zam ordo
wanej istocie, ani naw et napraw ić z ła
m anego skrzydełka. A le ju ż tac y są
źli i okrutni.
Strona 14
Strona 15
TADZIO,
M a ły T a d z io lubił niezm iern ie p a
rzyć w ie c z o re m n a g w ia z d k i b ły s z c z ą
ce na niebie, lu b ił też b a rd z o słuch ac,
d y m a m a o p o w ia d a ła m u o t y c h
CTQ
w iazd k ach , że to n ie są w cale m alu -
CfQ
Strona 16
- 10 —
tk ie św iecące kropeczki, ale św iaty
ogrom ne, daleko większe od naszej
ziemi całej, św iaty niezm iernie o dda
lone i dla teg o nam się tak ie m alutkie
w ydają. C hłopczyk słuchał uw ażnie
i p am iętał w szystkie słow a m atki.
P ew nego dnia T adzio chw alił się
p rzed w ujaszkiem swojem i zabaw kam i,
p okazyw ał m u konia na biegunach,
ogrom ną p iłkę, bębenek, a w ujaszek
m ów ił, ż artu jąc sobie z niego:
— Ach! żebym to j a m iał tak ie śli
czne rzeczy! Daj mi, T adziu, tego ko
nika. Co chcesz za niego? A co za b ę
benek, za piłk ę, powiedz?
T adzio śm iał się do rozpuku, bo się
zn ał na ż artac h i odpow iedział:
— N iech w ujaszek m i da takiego
piern ika, ja k te n dom; takie pudełko
cukierków , żeby aż do sufitu dostało.
A w ujaszek schw ycił go znów za
rączkę, potem za nóżkę, mówiąc:
— A co chcesz, Tadziu, za to, że
byś mi od d ał sw oją rączkę? A co chcesz
za nóżkę? J a sobie zaraz scyzorykiem
odetnę i będę m iał trz y ręce i trzy
nogi.
Strona 17
T adzio p o k ła d a ł się od śm iechu, na
wszystko się zgadzał, tylk o coraz dzi
w niejszych rzeczy żądał w zam ian: to
ogrom nej g óry z cukru, to ogrom nego
p a ła cu z sam ych karm elków , to rzeki
z m alinow ego syropu. A w tem w uja-
szek zaw ołał nagle:
— Co chcesz za to, żebyś mi oddał
swoję mamę?
C hłopczyk w tej samej chwili śmiać
się p rz e sta ł i p a trz ąc n aw u jasz k a i o z o
-
gnionem i oczkam i, szybko, bez nam y
słu odpow iedział:
O nie, w ujaszku, m am y nie od
dam , naw et za tę gw iazdę, co to wię
ksza od ziemi.
I m ów iąc to, w skazyw ał paluszkiem
przez okno o tw arte w niebo, gdzie
w łaśnie zajaśniało p rzed chw ilą kilka
gw iazdek na jasn y m błękicie.
G ŁO D N E PTASZĘTA,
W jednym domu, na wsi, m ieszkała
m ała d z i e w c z y n k a , bardzo dobra i grze-
Strona 18
12 —
czna, nazyw ała się K ostusia. P ew nego
dnia, było zimno na dworze, śnieg p a
dał, K ostusia sta ła przy drzw iach
szklanych od ogrodu i przez szybę p a
trz a ła na ganek. I obaczyła, ja k p rzy
leciały dwa ptaszeczki, zaczęły skakać
po ganku i św iegotac ta k jakoś sm u
tno, ja k b y m ów iły do siebie:
— T ak chłodno, tak głodno, a tu
jeść co niem a.
K ostusi żal się zrobiło ty c h biednych
ptaszeczków , p a trz a ła na nie przez
chwilkę i w idziała, ja k je d e n znalazł
jak ą ś okruszynę, czy ziarneczko na
gan k u i zaśw iegotał weselej troszkę,
ale drugi p o d leciał i nic nie znalazł.
D ziew czynka po b ieg ła po m am ę,
przy p ro w ad ziła ją do okna i pokazała
biedne p taszęta. M am a przyniosła k a
w ałek chleba, otw orzyła lufcik w oknie
i p o sy p ała dużo okruszyn na ganek.
O, cóż to b y ła za radość! Oba p tasze
czki zaczęły św iegotac żywo i wesoło.,
pew nie się bardzo cieszyły, zbierały
dziobkam i okruszyny chleba, zajad ały
ze sm akiem , a potem zatrze p o ta ły
Strona 19
13 —
skrzydełkam i i pofrunęły p rędziutko
w ogród.
K ostusia odeszła, pobaw iła się lale
czką, opow iedziała jej o ty c h biednych,
g ło d n y ch p taszętach , a po chwili zn o
wu p o b ieg ła do drzw i i przez szybę
w yjrzała na ganek. Ach! co się tam
działo! Ju ż nie dwa, ale z dziesięć, m o
że i piętnaście ptaszeczkow skakało
po ganku, zbierało okruszyny, swiego
ta to ta k głośno, ta k wesoło, aż K ostu
sia w ykrzyknęła, uradow ana także:
Oho! ja k i bal m ają ptaszęta!
I k lasn ęła w rączki.
A le, m oja m am o — m ów iła —
zkąd one się dow iedziały, że tu na
g an k u je st dla nich jedzenie? ^ Może
ta m te dwa pierw sze ptaszeczki im po
w iedziały?
_ B ardzo być m oże — odpow ie
d ziała m am a— m y nie rozum iem y m o
wy p ta s z ą t, a one pew nie um ieją się
z sobą jak o ś rozm ówić.
A ch, m ateczko— m ów iła K o stu
r a — to pew nie te ptaszeczki, co to
p o d jad ły sobie dobrze, p o fru n ęły i po-
1*tyoo°
^1
I
Strona 20
w iedziały w szystkim swoim znajom ym :
,,P rędko, prędko, lećcie tam , na ten
ganek, bo tam je s t dobra pani, posy
p a ła tak ie sm aczne rzeczy dla nas,
i m yśm y się n ajedli i dla was jeszcze
dużo z o stało .u A jak ież te p taszę ta są
dobre, że p a m ięta ją o swoich b raci
szkach. One tu m oże i ju tro przyfruną,
bo będą m yślały, że m y im znowu jeść
dam y. O, m oja m am o, ja im codzień
będę sypała okruszyny chleba; czy p o
zwoli mam a?
— Czem uż nie— odpow iedziała m a
m a — byłeś sam a o tern pam iętała, bo
ja m am dużo innych zajęć, muszę m y
śleć o tern, abyś ty nie b y ła głodna
i wszyscy domowi.
— A j a będę m yślała o p taszk ach —
m ów iła K ostusia. O dtąd codzień przy
obiedzie, przy śniadaniu i podw ieczor
ku, zbierała w szystkie pozostałe k a
wałki chleba, bułki, legum iny, sk ład a
ła to w szystko w koszyczek w yłożony
czystym papierem i sypała na ganek
dla biednych p tasząt.
M usiały też ptaszki opow iedzieć po
całej okolicy o dobrej dziew czynce, co