Greene Jennifer Slodycz czekolady

Szczegóły
Tytuł Greene Jennifer Slodycz czekolady
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Greene Jennifer Slodycz czekolady PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Greene Jennifer Slodycz czekolady PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Greene Jennifer Slodycz czekolady - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Jennyfer Greene Słodycz czekolady Przełożyła: Wiktoria Mejer MIRA* Strona 2 Tytuł oryginału: Blame It on Chocolate Pierwsze wydanie: HQN Romance, 2006 Redaktor serii: Grażyna Ordęga Korekta: Ewa Popławska © 2006 by Alison Hart ROZDZIAŁ PIERWSZY © for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harleąuin Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2006 r. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji Ledwie w poniedziałek rano zadzwonił bu­ części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. dzik, Lucy Fitzhenry wyskoczyła z łóżka. Czeka­ ła na tę chwilę z utęsknieniem, ponieważ szkoda Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harleąuin Enterprises II B.V. jej było czasu na spanie, kiedy życie wydawało się takie ekscytujące! Od samego rana tryskała Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych energią i była naprawdę gotowa zawojować cały - żywych lub umarłych - jest całkowicie przypadkowe. świat. Znak firmowy MIRA jest zastrzeżony. Zdążyła zrobić dwa kroki, gdy poczuła gwał­ towne nudności. Na szczęście zdołała dobiec do Arlekin - Wydawnictwo Harleąuin Enterprises sp. z o.o. 00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4 łazienki, nim zaczęła wymiotować. Po wszystkim uklękła na zimnych płytkach podłogi i bezsilnie Skład i łamanie: COMPTEXT®, Warszawa oparła się łokciem o brzeg muszli. Nie miała siły Druk: ABEDIK wstać, torsje prawie wywróciły ją na nice. To już trzeci raz w ciągu ostatnich dwóch tygodni. ISBN 83-238-3062-2 978-83-238-3062-7 Musiała spojrzeć prawdzie w oczy - dostała Indeks 324531 wrzodów żołądka. Zdrowa dwudziestoośmiolet- MIRA 3 nia kobieta, której przewód pokarmowy nigdy nie Strona 3 6 Słodycz czekolady Jennifer Greene 7 sprawiał najmniejszych problemów, nie wymio­ kuchni, wrzuciła pieczywo do tostera, potem tuje jak kociak, zupełnie bez powodu. Nabawiła popędziła do sypialni, błyskawicznie przerzuciła się choroby wrzodowej z powodu stresu. Nic zawartość szafy. Ponieważ dziewięćdziesiąt pro­ dziwnego. cent ubrań konsekwentnie kupowała w sklepach Nieuleczalna perfekcjonistka, która przejmo­ swojej ukochanej marki, prawie wszystko paso­ wała się każdym drobiazgiem, czuła się odpowie­ wało do wszystkiego, co niezwykle ułatwiało ży­ dzialna za wszystkich dookoła i dokładała starań, cie i pozwalało zaoszczędzić czas. by byli szczęśliwi, siłą rzeczy musiała przejść Tego dnia zdecydowała się na najprostszy poważny kryzys, kiedy postanowiła stać się ko­ zestaw - T-shirt, sportowa bluza i dżinsy. Wsko­ bietą zepsutą. Na początku zupełnie jej to nie czyła w nie w mgnieniu oka, pobiegła znów do wychodziło, gdyż było wbrew jej naturze, lecz łazienki, włożyła szkła kontaktowe, pociągnęła mimo licznych niepowodzeń przykładała się do wargi błyszczykiem, szybko rozczesała blond tego z całych sił. Jednak ta kompletna przemiana włosy. Były delikatne i cienkie, wysychały więc osobowości została okupiona ciężkim stresem. błyskawicznie, co przy jej trybie życia stanowiło Podniosła się wreszcie, weszła do kabiny pry­ zaletę. sznicowej, odkręciła wodę. Założone w poprzed­ Kuchnia, tost w zęby, energiczny sprint do nim tygodniu całkowicie przezroczyste drzwi drzwi wejściowych. Sprint po - uwaga! - białym kabiny oraz fakt, że nauczyła się spać nago, były chodniku. Tak, białym. Absolutnie niepraktycz­ dwiema wyraźnymi oznakami, że zaczynała od­ nym. Cudownie grubym i mięciutkim. Wymarzo­ nosić pewne sukcesy na nowej drodze życia. nym. I jeszcze niespłaconym. Podobnie jak nie­ Trzeci dowód to nowiutka pościel z przepięknej spłacona była wisząca nad kominkiem reproduk­ fiołkowej satyny. Chwilowo co prawda Lucy nie cja obrazu przedstawiającego orła, który szybo­ miała komu udowadniać, jaka jest wyzwolona wał na szeroko rozpostartych skrzydłach nad i zepsuta, ale powolutku, powolutku osiągnie cel. srebrzystozielonymi wodami. Lucy zakochała się Już i tak jej żołądek zaczął się buntować przeciw w nim od pierwszego wejrzenia i koniecznie, ale tylu rewolucyjnym zmianom. to koniecznie musiała go mieć. Kiedy wychodziła spod prysznica, odzyskała Zarówno chodnik, jak i reprodukcja stanowiły już zupełnie wigor. Nie ubierając się, pobiegła do kolejne dowody na to, że jej przemiana w zupełnie Strona 4 8 Słodycz czekolady Jennifer Greene 9 inną osobę wkraczała na właściwe tory. Powoli Wciąż trzymając między zębami gorącego uczyła się, jak mieć kaprysy i dogadzać sobie. tosta, usiadła za kierownicą wysłużonej czer­ Tylko tak dalej! wonej hondy, wsunęła kluczyk do stacyjki i nieco Więcej rzeczy w domu Lucy zostało kupio­ niewyraźnie wymamrotała prośbę, by wóz ze­ nych na kredyt, sam bliźniak też, lecz i tak chciał zapalić. Poskutkowało. Poranne modły do uczyniła ogromny krok do przodu, ponieważ już samochodu, zwłaszcza zimą, stały się niemal nie musiała gnieździć się w jakiejś wynajmowa­ drugą religią Lucy. Na nowy samochód nie było nej klitce. Nareszcie była u siebie! Ta upragniona jej stać, a staruszka miała już sporo ponad trzysta niezależność kosztowała ją kilka lat wytężonej tysięcy kilometrów przebiegu. Należało jej zatem pracy, lecz w wieku dwudziestu ośmiu lat Lucy dogadzać ze wszystkich sił, by nie postanowiła mogła zacząć korzystać w życia i właśnie to umrzeć i pójść do samochodowego nieba. Toteż robiła, czerpiąc z niego pełnymi garściami! Lucy często zmieniała olej, sumiennie odkurzała Pospiesznie ściągnęła z wieszaka kurtkę, którą wnętrze dwa razy w tygodniu, jeździła do myjni, dostała na Gwiazdkę od rodziców - białą, więc zamawiając za każdym razem nie tylko mycie, ale w jej pracy kompletnie niepraktyczną, lecz cudow­ i woskowanie. nie ciepłą, co doprawdy potrafiła docenić. Pierw­ Mieszkańcy Rochester, gdzie się urodziła i do­ szego marca w Minnesocie wciąż leżała spora rastała, doskonale wiedzieli, co to są godziny warstwa śniegu, a powietrze było tak mroźne, że szczytu i korki na drodze, lecz w Eagle Lake aż oczy łzawiły. znano to jedynie ze słyszenia. Miasteczko sprawi­ Wyskoczyła na dwór, przekręciła klucz w zam­ ło sobie, co prawda, sygnalizację świetlną, lecz ku, jednocześnie drugą ręką naciągając na głowę głównie chyba w tym celu, by nie uchodzić za ciepłą białą czapkę w żółte kwiatki. Będzie miała ostatnią dziurę. Dopiero kiedy Lucy dojechała do przez nią przez cały dzień beznadziejnie przy­ trasy szybkiego ruchu, pojawiło się w zasięgu jej klepane włosy, lecz nie przejmowała się tym wzroku kilka samochodów. zbytnio. I tak po godzinie pracy wyglądała jak Osiedliła się w Eagle Lake z dwóch powodów. ofiara katastrofy kolejowej, więc martwienie się Po pierwsze, miała w miarę blisko do rodziców, o fryzurę byłoby czystą stratą czasu, a tego Lucy ale zarazem wystarczająco daleko. Po drugie, nie tolerowała. w okolicy przeważali młodzi ludzie, często Strona 5 10 Słodycz czekolady Jennifer Greene 11 single, więc czuła się w tym środowisku jak ryba Na swój prywatny użytek nazwała ją Nocą w wodzie. Czekolady. Dokończyła tosta i włączyła radio, poszukała Ledwie jednak pojawiło się to wspomnienie, stacji, która nadawała najbardziej żywiołową natychmiast wepchnęła je do szufladki z napisem: muzykę, i jechała, wyśpiewując, co sił w gardle. „Nic podobnego nie miało miejsca" i zatrzasnęła Nagle odbiło jej się potężnie, w jednej sekundzie ją na głucho. Jeśli Bóg istniał - a Lucy wierzyła, zrobiło jej się niedobrze, oblał ją zimny pot. że tak - nie mógł jej tak srogo pokarać chorobą za Ledwie zdążyła zjechać na pobocze, wcisnąć tę jedną jedyną rzecz. Już i tak przyszło jej to hamulec, drżącymi rękami otworzyć drzwiczki odcierpieć. od strony pasażera i przewiesić się przez fotel, W sumie dziewięćdziesiąt dziewięć koma wystawiając głowę na zewnątrz. dziewięćdziesiąt dziewięć procent życia spędziła I nic. Tost został w żołądku. Chyba pomógł absolutnie przykładnie, niemal jak święta. Wy­ mroźny wiatr, który natychmiast owionął jej cierała kurz pod lodówką, nigdy nie przywłasz­ policzki i trochę ją otrzeźwił. Wyprostowała się czyła sobie ani centa, choćby ktoś się pomylił na ostrożnie, odchyliła głowę na zagłówek, oddycha­ jej korzyść, regularnie czyściła zęby nitką po jąc ciężko. Czuła się parszywie. Rozsądek nakazy­ każdym posiłku. Jej rodzina pokpiwała sobie, że wał jak najszybciej skontaktować się z lekarzem. skończy jako pedantyczna stara panna, a w dodat­ To niesprawiedliwe, że zachorowała! Czym ku stanie się nią jeszcze przed trzydziestką i jakoś ona sobie na to zasłużyła? Owszem, usilnie nikomu nie przychodziło do głowy, jak bardzo starała się przestać być porządna aż do bólu, ale podobne docinki ranią uczucia Lucy. lista jej przewin była wciąż śmiesznie mała. Raz Nieoczekiwana i, jak widać, niezasłużona cho­ w życiu poszła na wagary. Myślała paskudne roba trochę komplikowała jej życie, jednak parę rzeczy o cioci Mirandzie - ale kto w całej rodzinie wizyt u lekarza z pewnością załatwi sprawę tego nie robił? Raz poszła na prywatkę bez i wszystko wróci do normy. Już czuła się znacznie majtek. Za długo pobłażała Eugene'owi. Poży­ lepiej, więc powrócił też optymizm. Przekręciła czyła sobie kaszmirowy sweter swojej siostry kluczyk w stacyjce, wrzuciła pierwszy bieg, Ginger, zaplamiła go i nigdy się nie przyznała. No ruszyła, na początku dość ostrożnie, potem pew­ i jeszcze zrobiła jedną rzecz. niej. Tym razem nie włączała już radia i nie Strona 6 12 Słodycz czekolady Jennifer Greene 13 śpiewała na całe gardło, jak to miała w zwyczaju. - Witam, panno Fitzhenry - rzekł Gordon, Po co kusić licho? Czasem była przesądna i nie wychodząc z budki strażniczej. - Już miałem zamierzała się tego wstydzić. dzwonić na policję, spóźniła się pani całe siedem Dwadzieścia minut później, gdy ujrzała ogro­ minut, bałem się, że przydarzyło się pani coś dzenie tysiącakrowej posiadłości, czuła się już złego. wyśmienicie. Skręciła przy stylowym drogo­ Psiakość! Czy była aż tak przewidywalna? wskazie, na którym widniało tylko jedno słowo: - Na szczęście nic się nie stało. Jak minął „Bernard's". Nawet nie trzeba było umieszczać weekend? na nim pełnej nazwy firmy, czyli „Bernard Cho- - Dziękuję, dobrze. Zabrałem moją do kina, colate", ponieważ każdy na czterech kontynen­ a w niedzielę mieliśmy wnuki u siebie. Aha, obaj tach - a przynajmniej każdy, kto kochał wy­ panowie Bernard są w domu, prosili, żeby pani śmienitą czekoladę - doskonale rozpoznawał przyszła do nich o dziesiątej. markę. - Dziękuję za informację. Miłego dnia - rzek­ Ogromne zakłady były drugim domem Lucy, ła z sympatią, podkręcając opuszczoną szybę. lecz codzienne dotarcie do pracy było niemal Serce podskoczyło jej gwałtownie - na szczęś­ trudniejsze niż dostanie się do CIA. Najpierw cie serce, a nie żołądek. Oczywiście nie było należało włożyć kartę identyfikacyjną do czyt­ sensu się denerwować, przecież spodziewała się nika w filarze głównej bramy. Zaraz za nią droga od jakiegoś czasu, że Bernardowie wezwą ją na rozwidlała się. Wstążka asfaltu biegnąca w prawo poważną rozmowę. Jej ostatnie eksperymenty prowadziła do zakładów produkcyjnych, środ­ zostały uwieńczone sukcesem, i to tak wielkim, kowa wiodła do rodzinnej rezydencji Bernardów, że miały szanse wpłynąć na przyszłość całej Lucy zaś jak zwykle skręciła w lewo. Droga wiła firmy. Spotkanie nie oznaczało więc nic nie­ się przez blisko kilometr pośród bujnych drzew przyjemnego, przeciwnie. Zazwyczaj jednak starannie wypielęgnowanego parku. Potem znaj­ omawiała podobne sprawy z Orsonem Bernar­ dowało się kolejne ogrodzenie pod napięciem, dem, a nie z jego wnukiem. Wszystkie raporty wysokie na pięć metrów. Brama była zamknięta, składała na piśmie założycielowi firmy i świetnie strzeżona przez strażnika dwadzieścia cztery go­ jej się z nim pracowało. Uwielbiała tego starszego dziny na dobę. pana, ale on miał już ponad siedemdziesiąt lat Strona 7 14 Słodycz czekolady Jennifer Greene 15 i chociaż wciąż jeszcze podejmował wiele decy­ chichotać, a do tego z największym trudem zji, coraz bardziej przekazywał stery wnukowi. osiągała wagę pięćdziesięciu kilo. Wszyscy wiedzieli, kto podpisuje listy płac. Wzięła ostatni zakręt i ujrzała swoje miejsce Problem nie leżał w tym, że Lucy nie lubiła pracy - duży kompleks zabudowań. Z przodu Raula Nicholasa Bernarda. Ależ lubiła! Wszyscy znajdował się nowoczesny budynek biurowy, go lubili, gdyż inaczej się po prostu nie dało. smukły, przeszklony, prosty i doskonale funk­ Dysponował całym wachlarzem zalet, był czaru­ cjonalny. Za główną przestrzenią biurową znaj­ jący, nie wspominając już o tym, że nieodparcie dowało się olbrzymie laboratorium, używane seksowny. przez wszystkich, dalej rozciągała się sieć po­ Wprawiał ją w zakłopotanie. Wiedziała o tym. mniejszych laboratoriów, a na samym końcu On niestety też. Ba, pewnie już nawet wróble na stały, zupełnie niewidoczne z drogi, szklarnie. dachu o tym ćwierkały. Lucy przyłapała się na Królestwo Lucy. Jej dom. Jej dziecko. tym, że zaczęła w zamyśleniu przygryzać kciuk, Zostawiła samochód na parkingu i wbiegła do którego to nawyku pozbyła się wiele lat temu. głównego gmachu. Z samego rana wszyscy znaj­ Zakazała sobie dalej o tym myśleć i szybko dowali się w swoich pokojach, zajmując się położyła ręce na kierownicy. papierkową robotą i dopiero gdy się z nią uporali, We wstecznym lusterku podchwyciła życz­ udawali się do swoich właściwych zajęć. W pierw­ liwy uśmiech Gordona i przyjazne skinienie szym z brzegu siedziała Reiko, która zawołała dłoni. Nie mogła nie uśmiechnąć się na ten widok. z serdeczną troską do przechodzącej Lucy: Strażnik wyglądał wypisz, wymaluj jak dobro­ - Hej, czy coś się stało? duszny święty Mikołaj i nic nie zdradzało, że Lucy zatrzymała się na moment, zamieniła przez lata był komandosem. Cały czas bawiło ją z koleżanką dwa zdania, zapytała o jej synka, i dziwiło zarazem, że pracuje w tak pilnie strze­ za którego chętnie by wyszła, gdyby nie miał żonym miejscu. A jeszcze zabawniejsze i dziw­ zaledwie czterech lat, i popędziła dalej. To zna­ niejsze wydawało się to, że należała do grona czy, miała taki zamiar. Następne pokoje zajmo­ osób, którym ochroniarze podlegali. Ona, która wali Fritz i Fred, którzy poprzedniego roku nie potrafiła zapanować nad własnymi włosami, ukończyli uniwersytet stanowy. Nigdy żaden wypić kieliszka szampana, by nie zacząć głupio z nich nie splamił się uczesaniem włosów czy Strona 8 16 Słodycz czekolady Jennifer Greene 17 wpuszczeniem koszuli w spodnie. Nawet przez lecz pomalowane na bladobrzoskwiniowo ściany przypadek. Umysły mieli obaj ostre jak brzytwy, i zwisające wokół okna kilkumetrowe pędy blusz­ lecz w kontaktach międzyludzkich każdy za­ czu czyniły go optycznie nieco większym. Przy chowywał się jak ostatni bęcwał, w dodatku ich jednej ze ścian stały szafy na dokumenty, na mało wyrafinowane poczucie humoru pozosta­ przeciwnej wisiały plakaty ze starymi reklamami wiało sporo do życzenia. Pewnie żaden z nich czekolady i kakao, oczywiście wyłącznie amery­ w życiu nie był na randce, bo która dziewczyna kańskimi. Jakakolwiek reklama francuska zosta­ chciałaby się z kimś takim umówić? A najdziw­ łaby w zakładach Bernarda uznana za taki akt niejsze było to, że Lucy przepadała za nimi. bluźnierstwa jak wykrzykiwanie wulgarnych Jednocześnie pojawili się w otwartych słów w kościele. drzwiach swoich pokojów i zaczęli się prze­ Ulubiony plakat Lucy przedstawiał kobietę krzykiwać: ubraną w sukienkę z czekolady. Wystarczyło na - Lucy, zachorowałaś? Ktoś umarł? Świat się niego spojrzeć, by człowiekowi zaczęła lecieć nie zawali przez twoje spóźnienie? ślinka... - Dajcie spokój. Zachowujecie się, jakbym Lucy sprawdziła pocztę, odpisała na kilka nigdy w życiu się nie spóźniła. e-maili, skoczyła do kuchni, zrobiła sobie herbatę Cóż, faktycznie nigdy jeszcze jej się to nie i udała się do swojego właściwego miejsca pracy. zdarzyło, dotąd można było według niej regulo­ W głównym laboratorium panował jeszcze wać zegarki, ale to przecież jeszcze nie powód, by zupełny spokój i cisza. Cała przestrzeń była uważać ją za osobę łatwą do zaszufladkowania, zalana światłem potężnych lamp, biała podłoga która nigdy nie przekracza zakreślonych przez lśniła czystością, spokojnie dałoby się z niej jeść, siebie granic. długie nowoczesne blaty przypominały meble Bo też ich nie przekraczała. Tylko ten jeden kuchenne zaprojektowane przez awangardowego jedyny raz... designera - skojarzenie całkiem uprawnione, Do licha, czemu tego dnia ciągle jej się to ponieważ laboratorium było w pewnym sensie przypominało? wielką kuchnią. Chociaż kadzie do konchowania Weszła do swojego biura, rzuciła kurtkę na i urządzenia do temperowania czekolady stały wieszak, włączyła komputer. Pokoik był maleńki, jeszcze bezczynnie, w powietrzu i tak unosił się Strona 9 18 Słodycz czekolady Jennifer Greene 19 cudowny zapach miazgi i masła kakaowego, się wystarczająco odległa od medycyny, a więc zdaniem Lucy znacznie bardziej zmysłowy niż i bezpieczna. Lucy jednak ani przez moment nie perfumy Chanel Nr 5. podejrzewała, dokąd ją to zaprowadzi. Zostawiła za sobą główne laboratorium, potem Kto by przypuszczał, że zakocha się w drze­ pomniejsze, dotarła do oranżerii, minęła te, gdzie wach, i to tak szczególnych? O kakaowcach wdrażali swoje projekty Reiko i Fred, stanęła wiedziała dosłownie wszystko. Protoplastka ist­ przed trzecią z nich, swoim ukochanym królest­ niejących obecnie odmian pojawiła się na Ziemi wem, cenniejszym w jej oczach od słynnego jakieś piętnaście tysięcy lat temu, naukowcy salonu Tiffany'ego ze wszystkimi zgromadzony­ ochrzcili ją Theobroma cacao. Jej dalecy potom­ mi w nim cackami. Wystukała numer kodu kowie różnili się mocno od swojej dość prymity­ i weszła do środka. Natychmiast znalazła się wnej mamy znad Amazonki, ale pewne rzeczy nie w zupełnie innym świecie, w którym z miejsca uległy zmianie w ciągu tysięcy lat ewolucji. zapominała o upływie czasu. Kakaowce rosły i owocowały jedynie w lasach Laik zapewne nie ujrzałby żadnego porządku tropikalnych. Koniec, kropka. Wszelkie próby ani sensu w jej planie nasadzeń, myślałby, że zaadaptowania ich do innego klimatu spełzły na pomieszała wszystko ze wszystkim, podczas gdy niczym. w rzeczywistości pozorny chaos stanowił część W szklarni Lucy nie było ani gorąco, ani parno, bardzo starannie przemyślanego planu. Lucy spe­ ani wilgotno, ani cieniście. Gleba nie przypomi­ cjalnie sadziła młodsze kakaowce wśród star­ nała żyznej, próchniczej ziemi z dżungli, po­ szych, starając się wytworzyć specyficzny mikro­ chodziła z Minnesoty, jedynie została wzbogaco­ klimat, którego potrzebowała dla swego ekspery­ na o pewne składniki. Dzieci Lucy rosły w warun­ mentu. kach, w jakich nie miały prawa się udać. Sprawdziła temperaturę, poziomy wilgotności Oczywiście jej eksperymenty mogły zakoń­ gleby i powietrza, czując całym swoim jestest­ czyć się kompletnym fiaskiem. Kakaowce powin­ wem, że znajduje się w raju. Kiedy w wieku ny zmarnieć, a nawet jeśli nie, to jakość ich ziaren siedemnastu lat szła do college'u, nie miała nie powinna pozwolić na wytworzenie naprawdę sprecyzowanej idei, kim chciałaby zostać. Kim­ dobrej czekolady. kolwiek, byle nie lekarzem. Biologia wydawała Czasem jednak to, co niemożliwe, stawało się Strona 10 20 Słodycz czekolady Jennifer Greene 21 prawdą. Czasem kobieta musiała wziąć sprawy co Lucy kiedykolwiek widziała. Liczący sobie sto w swoje ręce i zrobić to, czego zrobić się nie dało lat dom zbudowano na wzór francuskiego zamku - choćby po to, by przekonać się, na co ją stać. - miał trzy piętra, niezliczone wieżyczki, bal­ Zabrzęczał interkom i rozległ się łagodny głos koniki, krużganki, pokoje służące jako sypialnie, Reiko: salony, gabinety, garderoby oraz pokoje, których - Lucy, Wielki Dom cię szuka. Nick i pan w przeciągu wieku nikt do niczego nie używał. Bernard domyślili się, że grzebiesz się w ziemi Przez pierwsze pół roku Lucy gubiła się w tym i zapomniałaś o całym świecie, dobrze cię widać labiryncie, ilekroć próbowała znaleźć łazienkę, znają... Prosili, by ci przypomnieć o spotkaniu. a potem drogę powrotną do miejsca, z którego Już po dziesiątej. wyszła. Niemożliwe, przecież dopiero co weszła do Powiesiła kurtkę na wieszaku, zrzuciła za­ oranżerii! Spojrzała na zegarek - i faktycznie! brudzone buty i weszła dalej. Słyszała, jak gos­ Dwanaście po dziesiątej! A ona przecież nigdy się podyni podśpiewuje w pralni, a pokojówka od­ nie spóźniała, nawet mimo swojej tendencji do kurza w którymś z pokojów na piętrze, lecz nie zapamiętywania się w pracy. Na szczęście jej potrzebowała ich pomocy, ponieważ doskonale żołądek uspokoił się zupełnie i nie sprawiał znała obyczaje Bernardów i wiedziała, gdzie ich kłopotów, gdy wybiegła z głównego budynku i na szukać. Małe spotkania w gronie zaledwie paru złamanie karku popędziła na przełaj przez park, osób nieodmiennie odbywały się na oryginalnej wiedząc, że tak dotrze na miejsce szybciej niż oszklonej werandzie zbudowanej na planie sześ- samochodem. ciokąta. Kamienne mury wznosiły się do wysoko­ Siedem minut później wpadła jak bomba do ści talii, wyżej szklane płyty nachylały się pod rezydencji Bernardów, jak zwykle używając tyl­ kątem i zbiegały wysoko nad głowami w jednym nego wejścia. Już od roku nie korzystała z drzwi punkcie. frontowych, mogła swobodnie wchodzić kuchen­ Orson uwielbiał to miejsce, więc Lucy oczywi­ nymi, przy których nie musiała czekać, aż służba ście zastała go przechadzającego się od jednej jej otworzy. szklanej ściany do drugiej i cieszącego oczy Jej rodzice z całą pewnością nie klepali biedy, widokiem, który go nigdy nie nużył. Szef firmy lecz bogactwo Bernardów przerastało wszystko, był wysoki, szczupły, łysy jak kolano, jego Strona 11 22 Słodycz czekolady Jennifer Greene 23 pociągłą, prostokątną twarz pokrywała gęsta sieć bić jej mocno, zamiast siedzieć cicho i nie zmarszczek. Mimo swoich siedemdziesięciu lat przeszkadzać. z okładem miał w sobie więcej życia i pasji niż Wystarczył jednak moment, by Lucy zorien­ dziesięciu mężczyzn w wieku Lucy. towała się, że tego dnia nic jej nie uratuje - nawet Rozpromienił się na jej widok, jak zwykle jego śnieżnobiała koszula i granatowy garnitur, otoczył ją ramieniem i uścisnął z całą serdecznoś­ który nosił z nieco nonszalanckim wdziękiem cią, w ogóle nie przejmując się tym, czy szef młodego Cary'ego Granta. Nick miał podobnie firmy powinien w taki sposób witać się z pracow­ jak dziadek pociągłą twarz, mocno zarysowaną nikiem. szczękę, wysokie kości policzkowe oraz niewia­ - Witaj, moja droga. rygodnie niebieskie oczy. Jego gęste ciemne Odwzajemniła uścisk. włosy, nawet starannie uczesane, zawsze układa­ - Ogromnie przepraszam za spóźnienie. Nie ły się w trochę zawadiacki sposób, dodając mu mam nic na swoje usprawiedliwienie, bo wiedzia­ dodatkowego uroku. Jedno spojrzenie na niego, łam od Gordona, że mam tu przyjść o dziesiątej. i wykres pulsu Lucy przypominał trajektorię Po prostu zasiedziałam się w szklarni. liścia miotanego wiatrem. - Chyba jej wybaczymy, prawda, Nick? Na Nigdy nie przejmowała się swoim wyglądem. stole jest kawa i herbata, nalej sobie, na co masz Praca w szklarni ani praca w laboratorium nie ochotę i zaczniemy naradę wojenną. wymagały od niej znakomitej prezencji, więc nie Wzięła się mocno w garść, potem obróciła się, zaprzątała sobie tym głowy. Nick był jedyną by przywitać się z Nickiem. osobą na świecie, w obecności której natychmiast Na szczęście miał na sobie garnitur, a kiedy był uświadamiała sobie z bolesną oczywistością, że ubrany formalnie i elegancko, Lucy trochę łatwiej jest płaska jak deska i musi kupować dżinsy radziła sobie ze swoją reakcją na jego widok, w sklepach z odzieżą dziecięcą, bo gdy kupi je ponieważ różnica między jego nienagannym wy­ w sklepie z odzieżą damską, to będą wisiały jej na glądem a jej brudnymi od grzebania w ziemi siedzeniu jak worek, a nogawki przyjdzie jej rękami natychmiast uświadamiała jej, jaka prze­ zawinąć dwa razy. Od razu przypominała też paść ich dzieli. Gorzej, gdy chodził w T-shircie sobie o swoich nieszczęsnych włosach. Choćby i dżinsach, bo wtedy serce natychmiast zaczynało wmasowała w nie tonę odżywek, i tak byłyby Strona 12 24 Słodycz czekolady Jennifer Greene 25 delikatne jak puch. Do tego zawsze błyskawicz­ podsycała jej pożądanie i czyniła ją jeszcze nie zjadała szminkę, jedyny kolorowy kosmetyk, bardziej półprzytomną w jego obecności. jakiego używała. Krótko mówiąc - ostatnia siero­ Na początku trochę ją to wszystko bawiło. ta. No i w porządku, nie każdy musi być wytwor­ Przez lata nikt jej się nie spodobał aż tak bardzo, ny. I tylko przy jednym Nicku żałowała, że brak a Nick był niesamowicie seksownym facetem, nic jej klasy. więc dziwnego, że wpadł Lucy w oko. Z czasem Marzyła o nim przez całe życie. Owszem, jednak nauczyła się dostrzegać w nim znacznie spotkała go dopiero wtedy, gdy zatrudniono ją atrakcyjniejsze cechy niż wygląd, przez co za­ w Bernard Chocolate, ale to nie zmieniało faktu, częła naprawdę się rozpraszać w jego obecności, że od zawsze nawiedzał ją w snach, był bohate­ co było wyjątkowo nie na rękę. Zależało jej, by rem jej romantycznych fantazji. Na sam jego postrzegano ją jako osobę odpowiedzialną i trak­ widok robiło jej się gorąco i jakoś tak dziwnie towano poważnie. Nick tak ją właśnie traktował, boleśnie. Gdy znajdował się w zasięgu wzroku, nie chciałaby tego utracić. Właściwie było jej każda komórka jej ciała ogłaszała stan alarmowy. głupio, że reaguje jak zadurzona nastolatka na Jeden jego uśmiech wytwarzał w niej taką tęsk­ kogoś, kto zachowywał się wobec niej jak mądry notę, że mogłaby nią obdzielić połowę ludzkości. starszy brat. Nick Bernard był co prawda dopiero Strasznie to było męczące. po trzydziestce, lecz gdy chodziło o doświad­ - Witaj. Jak ci się zaczął tydzień? - spytała czenie, klasę i obycie, wydawało się, że dzieli ich ciepło. dobre sto lat. - Trochę wariacko. A tobie? Podobnie jak Orson usiadła w fotelu, tym­ - Mnie też. czasem Nick zajął miejsce na kanapie i zaprosił Nalał jej herbaty, bez pytania wsypał jedną gestem dziadka, by ten zaczął rozmowę. łyżeczkę cukru, podał Lucy filiżankę. Spotykali - Lucy, jak wiesz, jakość ziarna z tych ekspe­ się przecież nie po raz pierwszy. I nie po raz rymentalnych roślin przekroczyła wszelkie nasze pierwszy zachowywał się wobec niej tak miło. oczekiwania. Na razie nie planujemy wykonywać Nie musiał pamiętać, co ona zazwyczaj pije, żadnych gwałtownych posunięć w związku z tym a pamiętał. faktem, ponieważ nie zamierzamy ryzykować Niestety, nawet jego grzeczność dodatkowo przyszłości firmy i stawiać wszystkiego na jedną Strona 13 26 Słodycz czekolady Jennifer Greene 27 kartę. Zaczniemy od wybudowania pięciu czy Zawsze z najgłębszą wdzięcznością wspomi­ sześciu dodatkowych szklarni, by uzyskać więcej nała starego botanika, pracującego przez kilka surowca. Jeśli nasz nowy produkt odniesie suk­ dekad u Bernarda. Najpierw bezlitośnie wyśmiał ces, a mam nadzieję, że tak, kupimy więcej ziemi jej dyplom z biologii, a potem nie szczędził czasu, i założymy plantację kakaowców, na razie jednak by przekazać jej rzetelną wiedzę praktyczną musimy działać dyskretnie i utrzymać całą spra­ i wprowadzić w arkana zawodu. wę w ścisłym sekrecie. - Nie pora na skromność, Lucy. Znam zasługi - Oczywiście, proszę pana. Ludwiga, ale jestem też świadom wielkości two­ - Mówimy o milionowych zyskach, a może jego wkładu przez ostatnich kilka lat. A jeszcze miliardowych - dodał. - Na razie nic nie jest ważniejsze jest to, że możemy na tobie komplet­ przesądzone, chociaż potencjalnie odkryliśmy nie polegać. Zgodzisz się ze mną, Nick, prawda? coś, co wygląda na żyłę złota. Produkt nie został Zerknęła na Nicka i spostrzegła, jak jego jednak jeszcze do końca przetestowany. przystojna twarz przybiera chłodny wygląd. Co­ Odstawiła filiżankę, zbyt przejęta, by cokol­ kolwiek Orson zamierzał, wnuk wyraźnie tego wiek przełknąć. nie aprobował. - Wiem. Zgadzam się w zupełności ze wszyst­ - Tak. Ufamy ci, Lucy. kim, co pan mówi. Nie dodał żadnego „ale", mimo to ono i tak - To dobrze, bo ta nowa odmiana kakaowców zawisło w powietrzu, choć niewypowiedziane. to twoje dzieło. - Za kilka lat wypuścimy na rynek poważne - Raczej moje dziecko... Ale przecież wszys­ partie nowego produktu, lecz na razie musimy cy troje dobrze wiemy, że nie mogę sobie przypi­ dalej nad nim pracować, nie zdradzając się z tym sywać takiej zasługi! To nie ja zaczęłam ten przed nikim - kontynuował Orson. - Trzeba eksperyment, ja go tylko kontynuuję. zainwestować w badania zakrojone na szerszą - Właśnie. Bez twojej pracy i twojego oddania skalę, jednocześnie nie ryzykując niepotrzebnych nic by z niego nie wyszło. To ty doprowadziłaś strat. - Oparł się wygodniej, założył nogę na całą sprawę do końca. nogę. - Ile jesteś w stanie wziąć na siebie, Lucy? - Wyłącznie dzięki temu, że miałam tak - Ja? wspaniałego nauczyciela jak Ludwig. - Tak, ty. Chcę, żebyś poprowadziła cały Strona 14 28 Słodycz czekolady Jennifer Greene 29 projekt. Znajdziesz odpowiednich ludzi do pracy podejmę się tego zadania. Uczynię wszystko, by w nowych szklarniach, zaplanujesz dla każdej nie zawieść pańskiego zaufania. projekt nasadzeń kakaowców, postarasz się o no­ Ledwie mogła usiedzieć na miejscu, rozpierała we sadzonki i tak dalej. ją radość. Kupi sobie nowy samochód! Proszę, - Ja? - powtórzyła. a już przypuszczała, że skoro tydzień zaczął się - Nie zrozumiem, co cię tak dziwi. Zdaniem tak podle, będzie już tylko gorzej. Nie mogła się całego zespołu umiesz nimi wszystkimi świetnie bardziej pomylić. Przeciwnie - powinna była się kierować. spodziewać, że lada dzień sukces jej eksperymen­ - Ale przecież jestem tylko jedną z nich tu zostanie doceniony przez pracodawców. Lata - zaoponowała. - Odkąd Ludwig odszedł, zespół naprawdę ciężkiej pracy zaowocowały i nareszcie nie ma szefa, pracujemy na równej stopie. Nigdy życie zaczynało układać jej się tak, jak chciała. nie myślałam o sobie jako o osobie, która nimi Zasłużyła na to. kieruje. Nie śmiałabym! Reiko jest ode mnie W tym momencie popełniła błąd i zerknęła na starsza, a Fritz i Fred są tacy kochani, że nie Nicka. sposób nimi komenderować. Ja naprawdę nie wydaję nikomu poleceń. Orson uśmiechnął się. - Owszem, wydajesz, ale w sposób, który inni potrafią docenić. Dlatego jestem zupełnie spokoj­ ny, że świetnie się sprawdzisz. Szczerze powie­ dziawszy, nie widzę w tej roli nikogo innego. Gdy wymienił wysokość wynagrodzenia, jakie miałaby otrzymywać na nowym stanowisku, pra­ wie zleciała z fotela. Najchętniej zerwałaby się na równe nogi i zaczęła skakać po całej werandzie, wrzeszcząc ze szczęścia, ale oczywiście nie mog­ ła sobie na to pozwolić. - Panie Bernard, z największą przyjemnością Strona 15 Jennifer Greene 31 Lucy, a już na pewno każdy przewyższał ją masą i mógłby z łatwością powalić na ziemię. Im szybciej biegła, tym zajadlej wydawały się ją ścigać, co stanowiło element zabawy, gdyż w rze­ czywistości szalały dookoła niej w dzikich pod­ skokach, uradowane. Uwielbiały ją. Kiedy Bubu chwytała ją dla zabawy za rękę, nigdy nie zostawiała śladu zębów. Kiedy lizały Lucy po twarzy, nie przejmowały się jej piskami ROZDZIAŁ DRUGI i krzykami, wiedząc, że ona wcale się nie gniewa. Machały ogonami jeszcze mocniej i lizały bar­ dziej zapamiętale. Nick stał przy szklanej ścianie sześciokątnej Nick aż pokręcił głową. Ich genialny botanik, werandy i patrzył za biegnącą przez trawnik dzięki któremu firma Bernardów mogła osiągnąć Lucy. Oczywiście psy już jej dopadły, dziwne krociowe zyski, miał czerwony od mrozu nos, było tylko to, że jakimś cudem przeoczyły jej oblizaną przez psy twarz, dżinsy z dziurą na przyjście. Baby była pięknym dogiem niemiec­ kolanie i idiotyczny kapelusz w kwiatki, który kim czystej krwi, zaś Bubu... Bubu to zupełnie właśnie wylądował w śniegu. inna historia. Baby, chociaż pochodziła od znako­ - Jest za młoda - powiedział do dziadka. mitego czempiona i sama również zdobywała Orson stanął za jego plecami. medale, miała tendencję do wyszukiwania sobie - Rzeczywiście wygląda bardzo młodo, ale partnerów na własną łapę - bez żadnej troski przecież niewiele jej brakuje do trzydziestki. o zachowanie czystości rasy. W rezultacie na W jej wieku zarządzałeś już całą produkcją. świat przyszła Bubu o sylwetce i umaszczeniu - Ponieważ nie miałem wyjścia. Rodzice nie charakterystycznych dla doga niemieckiego, lecz żyli, ty zachorowałeś, a Clint nie umie odróżnić do tego miała oklapnięte uszy, ogon nie taki, jak bilansu od bilardu. trzeba i zdecydowanie głupi wyraz pyska. - Twój brat jest równie bystry jak ty i gdyby Każdy z psów był tylko trochę mniejszy od się przyłożył, a do tego miał odrobinę ambicji, Strona 16 32 Słodycz czekolady Jennifer Greene 33 poradziłby sobie. Gdyby nie tamta dziewczyna więc jeśli chce utopić trochę pieniędzy w jakimś i ta nieszczęsna ciąża, wszystko potoczyłoby się zwariowanym eksperymencie, to jego sprawa. inaczej. Wyszedłby na ludzi. Tym razem jednak zachodziły pewne dodatkowe No tak, stara śpiewka. Dziadek byłby gotów czynniki. wybaczyć wnukom najróżniejsze przewiny i głup­ - Ona doskonale rozumie, że ta nowa odmiana stwa - rozbicie samochodu, utratę paru milio­ kakaowca może przynieść nam prawdziwą for­ nów dolarów, burdy po pijanemu, ba, pewnie tunę. Odpowiedzialność za powodzenie projektu nawet narkotyki i napad na bank, ale gdy w grę jest więc ogromna, a co za tym idzie, stres wchodziło dobro kobiety, wyznawał staromodne również. Lucy nie wie, co to znaczy stresująca zasady i nie zamierzał od nich odstąpić choćby na praca, nikt jej nigdy nie uczył, jak sobie radzić pół kroku. Gdy kobieta zachodziła w ciążę, z podobnymi zadaniami i dlatego składanie takie­ mężczyzna nie miał prawa jej zostawić. Koniec, go ciężaru na jej barki jest nie do końca w porząd­ kropka. Niestety, Clint właśnie tak uczynił, czego ku - oznajmił, nie odrywając wzroku od od­ Orson nigdy mu nie wybaczył, chociaż młodszy dalającej się postaci. wnuk niejednokrotnie podejmował się mediacji Niedługo Lucy dotrze do zagajnika i zniknie między zwaśnionymi stronami. Kończyło się to pomiędzy gałęźmi błękitnych świerków, które zawsze tak, że tamci dwaj mieli pretensje do zasłaniały dom od strony biur i oranżerii. Mokry Nicka. od śniegu kapelusz niosła w ręku, jej włosy - Nie rozmawiamy o Clincie, tylko o Lucy. Nie w świetle zimowego słońca wydawały się prawie możesz jej porównywać ze mną. To nie to samo. srebrne. Fruwały dookoła twarzy nawet przy - Fakt. Ale przecież nie zlecamy jej prze­ najmniejszym ruchu głowy. prowadzania żadnych poważnych operacji o za­ Trudno było pamiętać, że ma się do czynienia sięgu międzynarodowym. z dorosłą kobietą, gdy widziało się kogoś, kto Dziadek był uparty, a do tego uwielbiał się miał najwyżej metr sześćdziesiąt, a do tego spierać, udowadniać swoje racje i stawiać na włosy puszyste i mięciutkie jak mała dziew­ swoim. Nick często mu ustępował i w każdej czynka. Nigdy nie widział jej umalowanej. Może innej sytuacji uznałby, że w końcu to Orson robiła się na bóstwo, kiedy wychodziła na miasto, uczynił z Bernard Chocolate prężną i znaną firmę, ale malowanie się do pracy w jej przypadku Strona 17 34 Słodycz czekolady Jennifer Greene 35 •r- faktycznie nie miało najmniejszego sensu. Po natchnąć ludzi entuzjazmem, zarazić ich swoją godzinie spędzonej w szklarni wszystko by spły­ pasją do pracy. Czego chcesz jeszcze? nęło. Zresztą po co zakrywać taką ładną skórę? - Dziadku, całkowicie się zgadzam z tym, co Ale najwspanialsze miała oczy - w odcieniu mówisz. Ja też ją lubię. Ale... - Rzadko mu się orzechów laskowych, złociste, tajemnicze i ku­ zdarzało, by nie wiedział, jak ubrać swoje myśli szące. Mężczyzna mógł się w nie zapatrzeć, w słowa, lecz tym razem właśnie tak było. zabłąkać się w nich jak w lesie i już nigdy nie Nie umiał precyzyjnie sformułować, czemu znaleźć drogi powrotnej. Kiedy Nick z nią roz­ ten pomysł budził jego obiekcje. I co z tego, że mawiał, to patrzył w te oczy i patrzył, aż zapomi­ wszyscy lubili Lucy? To było równie oczywiste nał, jak bardzo są różni i jak wiele ich dzieli. jak to, że niebo jest niebieskie. Wnosiła ze sobą - Ona naprawdę nie ma wystarczającego energię i pogodę, działając na ludzi jak promień przygotowania do tak odpowiedzialnych zadań słońca, jak powiew świeżego powietrza. Umiała - rzekł zdecydowanie. mówić mądrze i w sposób podnoszący na duchu. - Nie? - spytał z ironią Orson. - A niby czego Umiała też słuchać. Boże, jak ona umiała słuchać! jej brakuje? Pchnęła eksperymenty, które zapo­ Tymczasem Orson zastanawiał się nie nad czątkował Ludwig, na zupełnie nowe tory. Jest samą Lucy, tylko nad całym projektem. niezwykle twórcza, ma wyjątkową intuicję, a do - Oczywiście niektóre decyzje pozostaną tego pracuje za trzech. A jeśli chodzi o poczucie w naszej gestii - zauważył. - Kwestia bez­ odpowiedzialności, to nie znalazłbym nikogo, kto pieczeństwa jest absolutnie kluczowa. Mimo roz­ by ją przebił pod tym względem. budowy i zatrudnienia nowych ludzi nic nie może Nick żachnął się lekko. przedostać się na zewnątrz. Rozumiem, że za­ - Wiem o tym wszystkim nie od dzisiaj. jmiesz się tym i będziesz nadzorował działania Orson, nie zwracając uwagi na słowa wnuka, Lucy? dalej wygłaszał pochwałę Lucy: - Twoim zdaniem jeszcze mam za mało do - Wszyscy ją uwielbiają. Widzą, że jest uro­ roboty? - burknął Nick. dzonym liderem, chociaż ona sama tak siebie nie Dziadek popatrzył na niego spokojnie. postrzega, gdyż jest na to zbyt skromna. Potrafi - Znajdziesz na to czas, ponieważ tak samo wszystkich zorganizować bez antagonizowania, jak ja całą duszą popierasz ten projekt. Strona 18 36 Słodycz czekolady Jennifer Greene 37 - Może i popieram... - przyznał niechętnie. projektu, jak również przeciw waszej współpracy - A myślałeś, że to tylko mrzonki starego nie wynika z jakichś powodów osobistych? człowieka! Że wyrzucam pieniądze w błoto, - Skąd! Oczywiście, że nie - zaprzeczył zde­ kontynuując eksperymenty. Że zupełnie nic cydowanie, chociaż faktycznie miał pewien oso­ z nich nie będzie. Tymczasem uzyskaliśmy cze­ bisty powód, dla którego wolałby nie współ­ koladę, której walory przewyższają wszystko, co pracować z Lucy. dotychczas zostało wyprodukowane. Podobał jej się. Może nawet podkochiwała się - Dobra, nie miałem racji, ale nie musisz mi w nim. W jego obecności natychmiast się peszyła, o tym w kółko przypominać. traciła rezon, a co gorsza, osoby postronne od - Lucy nie tylko słusznie dostała awans i wyż­ razu to zauważały. Dla swego własnego dobra sze wynagrodzenie za jej dokonania, lecz również powinna widywać go jak najrzadziej. Nie zamie­ znakomicie nadaje się do tej roli. Przede wszyst­ rzał jednak mówić tego dziadkowi, bo to mogłoby kim ufam jej w zupełności, a mogę to powiedzieć postawić Lucy w kłopotliwej sytuacji. Jego same­ zaledwie o kilku osobach. Ta dziewczyna jest go zresztą też. bezwzględnie prawym człowiekiem. Nie potrafi­ - Jeśli naprawdę widzisz ją w tej roli, to łaby sobie przywłaszczyć nawet jednego centa. w porządku - ciągnął. - Ale ja nie mogę jej - Właśnie dlatego uważam, że jest za młoda. nadzorować, bo nie dam rady się rozerwać. Mam Wciąż nie wyrosła z naiwnego idealizmu. bardzo napięte plany w ciągu najbliższych kilku - Je też nie - zauważył łagodnie Orson. miesięcy, w dodatku będę często latał do Europy. Nick na moment oderwał wzrok od okna, by Poszukam ci kogoś, kto mnie zastąpi przy nad­ z uśmiechem zerknąć na dziadka. zorowaniu nowego projektu. - Tak, ale ty jesteś moim dziadkiem i ciebie - Obaj doskonale wiemy, że to jest coś, co może mogę chronić przed skutkami twojego idealizmu, zrewolucjonizować cały przemysł wyrobu czeko­ czy ci się to podoba, czy nie. lady. I ty chcesz powierzyć to komuś obcemu? Orson uśmiechnął się również, lecz po chwili - Rozumiem twoje obiekcje, ale nie widzę spoważniał i przyjrzał się wnukowi z głębokim innej możliwości. Znajdę odpowiednią osobę. namysłem. - Sprawdził godzinę. - Muszę iść. Rozumiem, że - Czy twój protest przeciw powierzaniu Lucy Madris zawiezie cię dziś po południu do lekarza? Strona 19 38 Słodycz czekolady Jennifer Greene 39 - Wykończycie mnie obaj! Jesteście jak psy Co ważniejsze, odegra rolę w historii. W histo­ pasterskie, a ja jak owca, którą zaganiacie z miejs­ rii czekolady. Cóż, nie wynajdzie lekarstwa na ca na miejsce. Mam już tego serdecznie dosyć! raka ani nie przyczyni się do zaprowadzenia Nick dopiero w tym momencie odwrócił się do pokoju na świecie, ale czy nie wystarczy, że dziadka, koncentrując na nim całą uwagę. dokona rewolucji w produkcji czekolady? Kakao­ Chwilę wcześniej Lucy znikła w zagajniku. wce, które nie muszą rosnąć w lasach tropikal­ nych... Czekolada o niebiańskim smaku, najlep­ Kiedy wróciła do domu w ten pamiętny ponie­ sza na świecie... Jej dziecko. działek, który zaczął się fatalnie, a jeszcze przed po­ W pląsach dotarła do biurka, wysunęła szufla­ łudniem stał się absolutnie cudowny, ściągnęła kurt­ dę. Należała jej się jedna trufla, tego dnia wszyst­ kę i... po raz pierwszy w życiu rzuciła ją na podłogę. kie jej zasady poszły do kąta. Och, gdyby mogli ją Potem ściągnęła buty, cisnęła je do kąta. A na teraz widzieć ci, co mieli ją za obsesyjną pedantkę koniec - pod wpływem nagłego impulsu, ściągnęła i perfekcjonistkę! Oto delektowała się czekolado­ wszystko, zostając jedynie w majteczkach. wą truflą przed obiadem, popijając wino, biegała W podskokach pobiegła do pokoju, włączyła po domu półnaga, ubrania rzuciła na podłogę, nie telewizor, znalazła ulubioną stację muzyczną, robiła nic pożytecznego, cieszyła się życiem. nastawiła głośniej i tańcząc jakieś szalone boo- Ha! Jeszcze nie znają Lucy Fitzhenry! gie-woogie, podążyła do kuchni, gdzie nalała sobie Ledwie przełknęła ostatni łyk wina, natarczy­ pół kieliszka wina. Wypiła je, nie przerywając tańca. wie odezwał się dzwonek u drzwi. Zamarła na Awans! Co za piękne słowo! Co za cudowne moment, potem obróciła się gwałtownie, niechcą­ słowo! Słowo mieniące się kolorami tęczy. Słowo cy kopiąc przy tym krzesło, syknęła, skrzywiła się, mieniące się zerami na dolarowych banknotach. pospieszyła do sypialni, skacząc na jednej nodze. Oznaczające nowy samochód. Oznaczające spła­ - Chwileczkę! - krzyknęła, co sił w płucach. tę rzeczy kupionych na kredyt - białego chod­ Złapała pierwsze rzeczy, które nawinęły jej się nika, reprodukcji obrazu z orłem, kanapy, fioł­ pod rękę - bluzę od dresu i spodnie do ćwiczenia kowej satynowej pościeli. jogi. Wciągnęła je na siebie, pokuśtykała ku Lucy będzie wreszcie... no, może nie bogata, wejściu, zerknęła przez wizjer i szczęka jej ale przynajmniej wypłacalna. opadła. Czym prędzej otworzyła drzwi. Strona 20 40 Słodycz czekolady Jennifer Greene 41 - Tato, co ty tu robisz?! dawało się odgadnąć po łagodnych rysach i nie­ Właściwie nie musiał odpowiadać, gdyż i tak bieskich oczach o ujmującym wejrzeniu. widziała, że przydarzyła się jakaś katastrofa. Stał - Mówi, że nigdy mnie nie ma w domu, że dla bezradnie, trzymając w ręku walizkę, której wie­ mnie liczy się tylko praca, że staliśmy się sobie ko przytrzasnęło trzy skarpetki - jedną białą obcy, więc równie dobrze mogę już w ogóle nie i dwie czarne. wracać. - Tato? - powtórzyła nieco łagodniej Lucy - Dobrze, zaraz porozmawiamy, ale najpierw i wciągnęła go do środka, bo inaczej chyba stałby rozbierz się, usiądź i dojdź do siebie. tak do końca świata. - Nie mam się gdzie podziać, Lucy. Czy - Twoja matka wyrzuciła mnie z domu. I za­ mógłbym tu przenocować? Dziś i jutro? broniła mi pokazywać jej się na oczy. Ogarnęła ją lekka panika. A jeśli to potrwa Stało się więc to, czego tak bardzo się obawia­ dłużej? ła. To właśnie z tego powodu tak długo zostawała - Nie będę dla ciebie ciężarem, obiecuję. w domu przy rodzicach, zamiast usamodzielnić - Wiem, że nie będziesz. się i rozpocząć własne życie, choć ogromnie tego - Nie wiem, gdzie indziej mógłbym pójść. pragnęła. Bała się jednak, że rodzice skłócą się na Zaprowadziła go do pokoju dziennego. Usiadł amen, gdy jej zabraknie i nie będzie miał kto na sofie i rozejrzał się takim wzrokiem, jakby nie łagodzić sporów. wiedział, gdzie jest. Jego gęste jasne włosy, nieco - Zdejmij płaszcz, powieszę go - poprosiła już siwiejące, sterczały dziwacznie we wszyst­ Lucy. kich kierunkach. Ojciec stał w korytarzu, półprzytomnie patrząc - Kocham twoją matkę, Lucy. na córkę. Był kardiochirurgiem, jednym z najlep­ - Może coś mocniej szego dobrze by ci zrobiło? szych, ale w tym momencie wyglądał nie jak - Przecież wiesz, że nie piję... Chociaż może znakomity lekarz, lecz jak zagubiony szczeniak. tym razem... Dasz mi szkockiej z lodem? To po nim Lucy odziedziczyła niski wzrost - Tato, nie stać mnie na kupowanie whisky. i drobną budowę ciała. Luther Fitzhenry nie miał Możesz dostać wino albo piwo. nawet metra siedemdziesięciu, chudy był jak - A gdybym ci dał pieniądze, skoczyłabyś po szczapa, za to serce miał ogromne, co od razu szkocką? Nie, co ja wygaduję? Zapomnij, że to