Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Goodkind Terry - Miecz Prawdy (15) - Serce wojny PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Terry Goodkind
Serce Wojny
Przełożyła Lucyna Targosz
Dom Wydawniczy REBIS
Strona 3
Tytuł oryginału: Warheart
Copyright © 2015 by Terry Goodkind
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2015
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem,
zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony.
Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor: Agnieszka Horzowska
Projekt i opracowanie graficzne serii oraz projekt okładki: Jacek Pietrzyński
Fotografie na okładce
© Maksym Dykha/Shutterstock
© Larry Jacobsen/Shutterstock
© AstroStar/Shutterstock
Wydanie I e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Serce Wojny, wyd. I, Poznań 2016)
ISBN 978-83-7818-966-4
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08
fax 61 867 37 74
e-mail:
[email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer
Strona 4
Spis treści
ROZDZIAŁ 1 ROZDZIAŁ 2 ROZDZIAŁ 3 ROZDZIAŁ 4 ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6 ROZDZIAŁ 7 ROZDZIAŁ 8 ROZDZIAŁ 9 ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11 ROZDZIAŁ 12 ROZDZIAŁ 13 ROZDZIAŁ 14 ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16 ROZDZIAŁ 17 ROZDZIAŁ 18 ROZDZIAŁ 19 ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21 ROZDZIAŁ 22 ROZDZIAŁ 23 ROZDZIAŁ 24 ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26 ROZDZIAŁ 27 ROZDZIAŁ 28 ROZDZIAŁ 29 ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31 ROZDZIAŁ 32 ROZDZIAŁ 33 ROZDZIAŁ 34 ROZDZIAŁ 35
ROZDZIAŁ 36 ROZDZIAŁ 37 ROZDZIAŁ 38 ROZDZIAŁ 39 ROZDZIAŁ 40
ROZDZIAŁ 41 ROZDZIAŁ 42 ROZDZIAŁ 43 ROZDZIAŁ 44 ROZDZIAŁ 45
ROZDZIAŁ 46 ROZDZIAŁ 47 ROZDZIAŁ 48 ROZDZIAŁ 49 ROZDZIAŁ 50
ROZDZIAŁ 51 ROZDZIAŁ 52 ROZDZIAŁ 53 ROZDZIAŁ 54 ROZDZIAŁ 55
ROZDZIAŁ 56 ROZDZIAŁ 57 ROZDZIAŁ 58 ROZDZIAŁ 59
Cykl Miecz Prawdy
Strona 5
ROZDZIAŁ 1
Kahlan – roztrzęsiona, z zawrotami głowy – wyprostowała się sztywno, stojąc
w głowach pogrzebowego stosu. Wpatrywała się w leżące przed nią ciało Richarda.
Delikatna mgiełka i mżawka – lodowato zimne w porównaniu z trawiącą ją rozpaczą –
chłodziły jej twarz. Wilgotny bruk połyskiwał w świetle tego ostatniego dnia.
W nieregularnych kałużach odbijały się fragmenty wznoszącej się dalej cytadeli
i pobliskiej kamiennej wieży strażniczej; krople deszczu zniekształcały od czasu do czasu
te odbicia.
Chociaż mgła i deszcz zmoczyły równo ułożony stos pogrzebowy, to Kahlan
wiedziała, że drewno będzie płonąć. Polana leżące na dole pokryto grubą warstwą smoły
– żeby pochodnie podpaliły cały stos, żeby płonął nawet mimo mżawki, żeby płomienie
strawiły ciało Richarda.
A wraz z nim marzenia i nadzieje Kahlan.
Marzenia i nadzieje wszystkich zamienią się w popiół.
Wystarczy, żeby żołnierze, stojący wokół stosu pogrzebowego, wetknęli weń żagwie,
a będzie po wszystkim.
Wszystko się skończy – i dla niej, i dla innych.
Posępni ludzie z pochodniami stali na baczność, ale wpatrywali się w nią. Żaden
z tych członków Pierwszej Kompanii, osobistej gwardii lorda Rahla, nie zamierzał być
tym, który pierwszy przytknie pochodnię i podpali stos. Rozkaz powinna wydać ona –
Matka Spowiedniczka, żona Richarda.
Ciszę poranka zakłócało jedynie stłumione syczenie pochodni. Ich płomienie
trzeszczały, kołysały się lekko na wilgotnym wietrzyku, jakby niecierpliwie czekały na
jej polecenie, aby mogły wypełnić swój ponury obowiązek.
Tłum zgromadzony za żołnierzami trwał w milczeniu. Wielu płakało.
Kahlan, stojąc przy głowie Richarda, wpatrywała się w przystojną twarz mężczyzny,
którego kochała. Nie mogła znieść tego bezruchu śmierci. Tyle razy lękała się o jego
życie, lecz ani razu nie przyszło jej na myśl, że będzie stać przy jego pogrzebowym
stosie.
Ubrali go w czarną koszulę, na nią włożyli także czarną, rozwiniętą po bokach tunikę,
Strona 6
okoloną złotą, ozdobioną symbolami taśmą. Te same symbole widniały na szerokim
skórzanym pasie (Kahlan wiedziała teraz, że wiele spośród tych symboli było w mowie
Początku). Na nadgarstkach, skrzyżowanych na niebijącym sercu, miał szerokie,
wyściełane skórą, srebrne bransolety z wygrawerowanymi starożytnymi symbolami.
Peleryna, spływająca mu z szerokich ramion, zdawała się utkana ze szczerego złota –
leżał na niej, jakby był darem dla dobrych duchów.
Gdzież były te dobre duchy, kiedy ich najbardziej potrzebowała?
Pytając o to, Kahlan wiedziała, że troski świata żywych nie były troskami duchów.
Należały tylko i wyłącznie do żyjących ludzi.
Czerwony niczym krew kamień, osadzony pośrodku prastarego amuletu, który
Richard nosił na łańcuszku na szyi, zalśnił w blasku dnia. Misterne srebrne żyłki
spowijające kamień symbolizowały taniec ze śmiercią. Amulet był dziełem Baraccusa,
czarodzieja wojny w czasach, kiedy imperator Sulachan rozpoczął wielką wojnę. Amulet,
jak i sam taniec ze śmiercią były ważne dla czarodziejów wojny. Richard, jak się okazało,
ostatni spośród nich, leżał w ich tradycyjnym stroju.
Brakowało tylko skórzanego, wytłaczanego pendentu ze wspaniałą złoto-srebrną
pochwą Miecza Prawdy. Ale miecz tak naprawdę nie był częścią stroju czarodzieja
wojny. Teraz to Kahlan będzie go strzec.
Przypomniała sobie dzień, kiedy Zedd dał Richardowi ów miecz i obwołał go
Poszukiwaczem Prawdy. Wspomniała, jak Zedd przysiągł oddać życie w obronie
Poszukiwacza. I dotrzymał tej przysięgi.
Wspomniała, jak i ona uklękła przed Richardem tamtego dnia, skłoniła głowę, splotła
za plecami dłonie i złożyła tę samą przysięgę.
Uśmiechnęła się przelotnie, przypominając sobie zdumioną minę Richarda i jego
pytanie skierowane do Zedda, kto to taki ten Poszukiwacz.
To było tak dawno temu, a Richard tak wiele się nauczył, tak wiele dowiedział. On
jako pierwszy od wykucia tego prastarego miecza w pełni zrozumiał, kim jest
Poszukiwacz i czym tak naprawdę jest powierzony mu oręż. Był najprawdziwszym
Poszukiwaczem Prawdy.
Nigdy nie będzie kolejnego.
Kahlan walczyła tym mieczem w gniewie wystarczająco często, by pojmować jego
moc, lecz nie była jego panią. To Richard był panem Miecza Prawdy. Łączyła go z nim
więź.
Nicci – czarodziejka, która zatrzymała serce Richarda i pozbawiła go życia, żeby mógł
pójść za zasłonę i ocalić Kahlan od śmierci – stała za nią po jej lewej stronie; kaptur
Strona 7
peleryny chronił ją przed mżawką. Ale i tak kropelki zbierały się na przemoczonych
koniuszkach jej długich blond włosów. Łzy spływały jej z twarzy. Dręczyła ją
świadomość, że Richard – mężczyzna, którego kochała, lecz nigdy nie mogła mieć –
umarł z jej ręki, chociaż na własne żądanie.
Trzy Mord-Sith – Cassia, Laurin i Vale – stały za Kahlan po jej prawej ręce. Richard
dopiero co uwolnił je od poddaństwa. A one postanowiły go chronić i mu służyć. To była
pierwsza decyzja, jaką podjęły z własnej nieprzymuszonej woli, od kiedy były
dziewczynkami. Postanowiły tak z miłości i szacunku dla człowieka, którego ledwie
poznały, a który już odszedł.
Nikt z zebranych na placu się nie odzywał. Czekali na ogień, który strawi ziemską
postać Richarda. To był lord Rahl, Poszukiwacz, mąż Kahlan. To ona powinna wydać
polecenie, a nikt nie chciał jej ponaglać.
Zdawało się, że wszyscy wstrzymują oddech, nie mogąc uwierzyć w nieodwołalność
śmierci ukochanego wodza.
Ponieważ jego ciało chroniła tajemna magia, Richard wyglądał, jakby po prostu spał
i mógł się w każdej chwili obudzić. Lecz chociaż sprawiał wrażenie, jakby nie umarł, to
życie go opuściło. Jego ciało było pustą powłoką. Jego dusza była teraz za zasłoną,
w zaświatach, i demony wlokły ją w wiekuisty mrok.
Kahlan pozwoliła sobie przez moment pofantazjować, że wcale tak nie jest, że on się
obudzi, uśmiechnie, wypowie jej imię.
Lecz to było jedynie pragnienie, które tylko wzmogło udrękę.
Kiedy tak stała, drżąc, przyglądała się, jak mgła na twarzy Richarda się skrapla i jak
kropelki spływają mu z czoła albo z policzka. Wyglądało to niemal tak, jakby i on płakał.
Wyciągnęła rękę i czule pogładziła jego wilgotne włosy.
Jakżeż mogła się z nim pożegnać?
Jak mogłaby nakazać, by podpalono stos?
Wszyscy czekali.
Kahlan wiedziała, że mroczne ziemskie moce zjawią się, żeby spróbować wykraść
jego ciało. Sulachan będzie go pragnął do własnych straszliwych celów.
Jak mogłaby nie wydać kochanego nad życie mężczyzny płomieniom, które go przed
tym uchronią?
Strona 8
ROZDZIAŁ 2
Żołnierze czekali na rozkaz Kahlan; choć nie chcieli, żeby go wydała, wiedzieli, że
musi to zrobić.
Poczuła narastającą panikę na myśl o tym, że właśnie do niej to należy, że już nigdy
nie zapomni chwili, w której wydała tak przerażające polecenie.
Lecz wiedziała, że Richard tego by sobie życzył. Zrobił to samo dla Zedda.
I powiedział jej wtedy, że nie mógłby ścierpieć myśli, że zwierzęta wykopują zwłoki jego
dziadka.
A teraz po świecie grasowały bestie w ludzkiej postaci.
To żyjącym, tym, których tu zostawił, którzy go kochali, przypadł obowiązek
zadbania o jego doczesne szczątki. Jego przodkowie – prawie każdy lord Rahl przed
Richardem – spoczywali w paradnej krypcie w podziemiach Pałacu Ludu, siedzibie rodu.
Lecz kraj pustoszył imperator Sulachan i jego wojska półludzi i ożywionych umarłych
– toteż Kahlan nie chciała ryzykować, że wróg, gdyby jednak zdobył pałac,
ekshumowałby zwłoki Richarda jako trofeum lub, co gorsza, że Hannis Arc
wykorzystałby krew Richarda do ożywienia imperatora Sulachana. Wolała nie myśleć, co
by uczynili z ciałem Richarda, gdyby wpadło im w ręce.
Nie mogła dopuścić, żeby coś takiego przytrafiło się jej mężowi. Do niej należało
zadbanie o to, żeby na tym świecie nic z niego nie zostało.
Teraz tylko w jeden sposób mogła się upewnić, iż dobrze wypełniła ten obowiązek –
musiała pozwolić, żeby Richarda strawiły płomienie. Wystarczy jedno jej słowo
i dopełni się.
Czemu nie mogła tego zrobić?
Kahlan rozmyślała gorączkowo, starając się znaleźć sposób na uniknięcie
nieuniknionego, próbowała wymyślić jakiś pretekst, by nie wydać ostatecznego rozkazu.
Nic nie przychodziło jej na myśl.
Ogarnięta rozpaczą osunęła się na kolana, zsunęła kaptur, położyła dłonie na barkach
Richarda i pochyliła głowę.
– Prowadź nas, mistrzu Rahlu – wyszeptała, a wszyscy w milczeniu patrzyli, jak
odmawia prastare modły do lorda Rahla. – Nauczaj nas, mistrzu Rahlu. Chroń nas,
Strona 9
mistrzu Rahlu. Rozkwitamy w twojej chwale. Osłania nas twoje miłosierdzie. Twoja
mądrość przerasta nasze zrozumienie. Żyjemy tylko po to, żeby ci służyć. Nasze życie
należy do ciebie.
Słowa wracały do niej echem, kiedy tak klęczała na mokrym placu, trzymając drżące
ręce na ciele Richarda.
Nikt nie przyłączył się do modłów. Wiedzieli, że tym razem sama musi je odmówić.
To było jej pożegnanie.
Łzy spływały jej po policzkach wraz z kropelkami deszczu i mgły, skapywały
z twarzy. Powstrzymała szloch i wreszcie się podniosła, przybrała minę Spowiedniczki,
nieujawniającą nic z jej udręki.
Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła w oddali – poprzez lukę wśród zgromadzonych na
placu żołnierzy – Łowcę, siedzącego spokojnie na skraju mrocznego lasu. Nawet z tej
odległości dostrzegła, że wlepia w nią zielone ślepia.
Kotowate stworzenie w ogóle nie zwracało uwagi na mżawkę. Spływała po jego gęstej
sierści niczym woda po kaczce.
Kahlan znowu spojrzała na jedynego człowieka, którego kochała. Zachowując
kamienną twarz Spowiedniczki, przytuliła dłoń do zimnego policzka Richarda. Chociaż
był zimny, to dzięki magii równie miękki jak za życia.
Jej twarz zaś była jak jego oblicze: nieruchoma, spokojna, pozbawiona uczuć.
Dusza Richarda wyruszyła w wiekuistą podróż. Kahlan na własne oczy widziała, jak
zstępuje w mrok, wleczona przez demony w zaświaty, ciasno spowita ich skrzydłami.
Wtedy i ona była martwa, a przynajmniej podążała w śmierć. Demony ciągnęły ją
w wieczną noc, coraz dalej od linii Grace – lecz Richard przeszedł za zasłonę zaświatów
i odpędził je. Kiedy już je od niej odciągnął, dusza Kahlan, ów tajemniczy element
w Grace, mogła powrócić do ciała w świecie życia.
Wbito jej w pierś nóż, lecz Nicci zdołała uleczyć ranę i dusza Kahlan w porę wróciła.
Stało się tak, bo Richard poświęcił życie, żeby na czas ją ocalić.
Kahlan zmarszczyła brwi na tę myśl… na czas.
W wieczności zaświatów nie było czegoś takiego jak czas. Czas miał znaczenie tylko
w świecie życia.
Czy to możliwe, iż Richard nadal ma w sobie iskrę życia, tak jak ona ją miała –
przeciwwagę dla śmiercionośnego jadu, który zatruł ich obydwoje? Czy podobna, że
przez cały ten czas nadal utrzymywał ową łączność ze światem żywych, chociaż coraz
głębiej wnikał w pozbawiony czasu świat umarłych?
Strona 10
Jak długo ta łączność istniałaby w takim miejscu? Zwłaszcza że jego ciało chroniła
tajemna magia, tak że wyglądał jak w chwili, kiedy umarł? Magia, korzystająca
z pozbawionego czasu elementu zaświatów, chroniła jego ciało przed rozkładem. Toteż
w pewnym sensie nadal zachowywało ono łączność z duszą.
Richard usunął z niej śmiertelną zmazę, odciągnął demony i wykorzystał iskrę życia
Kahlan, by odesłać ją po liniach Grace z zaświatów do świata żywych. W jej przypadku
nie posłużyli się tajemną magią, by chronić jej ciało – nie musieli, bo dopiero co umarła.
W zaświatach wydawało się to wiecznością, lecz w świecie żywych minęło niewiele
czasu.
Richard zmarł dość dawno, lecz miało to znaczenie tylko w ich świecie. Dla jego
ziemskiego ciała czas uległ „zawieszeniu” dzięki wiecznym elementom zaświatów, do
których odeszła jego dusza.
A gdyby tak istniał jakiś sposób…?
Kahlan spojrzała na Łowcę obserwującego ją z oddali.
Sądziła, że Red, wiedźma, przysłała zwierzę na znak współczucia.
A jeżeli się myliła i Red nie dlatego przysłała Łowcę?
To wszystko zaczynało nabierać osobliwego sensu. Jakby Richardowego sensu. Jego
pomysły często najpierw wydawały się szalone, a potem okazywały się dobre. A gdyby
tak jej szalone domysły były w gruncie rzeczy najprawdziwsze i słuszne?
Teraz w niej jedyna nadzieja Richarda. Nie miał nikogo prócz niej, kto mógłby
znaleźć jakiś sposób. Tylko ona mogła o niego zawalczyć.
Kahlan wiedziała, że jeśli naprawdę istnieje jakaś szansa, żeby go sprowadzić do
świata żywych – nieważne, jak szalone mogłoby się to wydawać – to właśnie ona
musiała znaleźć ów sposób.
– Muszę iść – szepnęła.
Nagle odwróciła się ku Nicci i powiedziała głośno:
– Muszę iść.
Nicci, cicho szlochając, podniosła na nią wzrok.
– Co takiego? Dokąd?
– Muszę się zobaczyć z wiedźmą.
Nicci jeszcze bardziej się nachmurzyła, słysząc w głosie Kahlan niecierpliwość.
– Po co?
Kahlan popatrzyła na Łowcę, a potem spojrzała czarodziejce w oczy.
– To jeden z rozpaczliwych czynów miłości.
Strona 11
ROZDZIAŁ 3
Kahlan podbiegła do najbliższego żołnierza. Położyła dłoń na wielkiej pięści zaciśniętej
wokół pochodni i odepchnęła ją.
– Nie. Nie możemy tego zrobić. – Powiodła wzrokiem po reszcie zebranych,
podniosła głos. – Odsuńcie się! Wszyscy!
Żołnierze z pochodniami zdumieli się, lecz najwyraźniej poczuli ulgę. Odsunęli
posykujące żagwie od stosu, żeby się przez przypadek nie zajął, a potem zanurzyli je
w wiadrach z wodą. Płomienie syczały i strzelały, jakby protestując, ale wreszcie zgasły.
Kahlan dopiero wtedy odetchnęła z ulgą.
Nicci położyła jej dłoń na ramieniu i odwróciła ku sobie.
– O jakim to rozpaczliwym czynie mówisz?
Kahlan zignorowała czarodziejkę i władczym gestem wskazała cytadelę, żeby dotarło
to do wszystkich obserwujących ją żołnierzy.
– Zanieście Richarda do sypialnej komnaty. Połóżcie go na łożu. Ostrożnie.
Potężni żołnierze Pierwszej Kompanii, nie kwestionując dziwnego polecenia,
przyłożyli pięści do serca.
Kahlan spojrzała na majora Fistera, który wybiegł przed swoich ludzi.
– Matko Spowiedniczko, co…
– Przed komnatą postawcie straże. Do środka może wejść tylko ktoś z Pierwszej
Kompanii, nikt inny, nawet służba. Strzeżcie cytadeli, póki nie wrócę.
Skłonił głowę.
– Tak się stanie, Matko Spowiedniczko.
– Co się dzieje, Kahlan? – zapytała cicho Nicci.
Kahlan popatrzyła na Łowcę na skraju ciemnego lasu. Potem poza drzewa, na odległe
góry, wyglądające niczym szare duchy unoszące się w mglistym świetle. Gdzieś w tych
górach była przełęcz, gdzie mieszkała wiedźma.
– Muszę iść do Red – powtórzyła raz jeszcze.
Nicci spojrzała ku górom.
– Po co chcesz się zobaczyć z wiedźmą? Właśnie teraz?
Strona 12
Kahlan popatrzyła w błękitne oczy Nicci.
– Wiedźmy potrafią dostrzec różne rzeczy w nurcie czasu. Potrafią zobaczyć, co się
wydarzy.
– Niekiedy im się to udaje – przyznała Nicci – ale potrafi to i zwykła wróżbitka. Za
srebrną monetę powie wszystko, co chcesz usłyszeć. A jeśli moneta będzie złota, to
powie dokładnie to, co chcesz usłyszeć, i postara się, żeby to brzmiało bardzo
przekonująco.
– Wiedźmy nie proszą o srebro ani o złoto.
Nicci miała współczującą minę.
– To nie oznacza, że to, co dostrzegają, jest prawdą.
– Red mi powiedziała, że mnie zamordują.
Nicci zamilkła na chwilę.
– A powiedziała, że Richard odda życie i pójdzie za tobą w zaświaty?
– Nie. I w tym rzecz. Dlatego muszę się z nią zobaczyć.
– Co masz na myśli, mówiąc „i w tym rzecz”?
– Powiedziała mi, że Richard jest kamykiem w stawie i że ponieważ działa, kierując
się wolną wolą, to fale rozbiegające się od jego czynów wpływają na wszystko
i zamazują to, co ona widzi. – Kahlan wskazała kałuże. – Tak samo jak falki wywołane
kroplami deszczu zniekształcają odbicie.
– A to oznacza? – zapytała Cassia. Jej wilgotny czerwony skórzany strój zaskrzypiał.
Kahlan spojrzała w pełne nadziei oczy trzech Mord-Sith.
– A to oznacza, że może istnieć sposób, dzięki któremu uda się nam na powrót
sprowadzić duszę Richarda do świata życia.
– Przywrócić mu życie? – zapytała Vale, zdumiona, lecz pełna nadziei.
Kahlan kiwnęła głową.
– Tak.
– Ale dopiero co powiedziałaś, że ona nie może zobaczyć, co Richard zrobi –
powiedziała Cassia.
– To prawda, i o to mi chodzi. Nie może zobaczyć, co on zrobi, lecz może zdoła
dojrzeć, co uczynią inni, co będą w stanie uczynić, jakie mają możliwości. Nie sądzicie?
– I znowu spojrzała na Nicci. – Red radziła, żebym cię zabiła.
Czarodziejka aż otworzyła usta.
– Co takiego?!
Strona 13
Kahlan chwyciła ją za ramię i odciągnęła dalej od żołnierzy. Trzy Mord-Sith poszły za
nimi, osłaniając je.
– Red dojrzała, że jeśli nie zostaniesz powstrzymana, to zabijesz Richarda – wyjaśniła
cicho. – Nie wiedziała, jak postąpi Richard, bo nie może przewidzieć jego czynów, lecz
wiedziała, co się może przydarzyć innym, co ty możesz zrobić. Wiedziała, że go zabijesz.
Powiedziała, że przyszłość, życie nas wszystkich, zależy od Richarda. Bez niego wszyscy
jesteśmy zgubieni. To dotyczy i jej. Nie pojmujesz? Jest żywotnie zainteresowana tym,
by Richard przeżył, ponieważ nie chce, żeby Opiekun zaświatów mógł ją wywlec poza
porządek Grace. Sulachan i Hannis Arc właśnie tego chcą. Zamierzają zniszczyć Grace,
znieść rozdział pomiędzy światem życia i światem umarłych. Rozumiesz, co mam na
myśli? Jako wiedźma byłaby skazana na wieczne męki. Powiedziała, że tylko Richard
może im przeszkodzić. Z pewnością lepiej niż ja znasz wszystkie proroctwa mówiące
o Richardzie, wiesz, jak go w nich nazywają i że zawsze jest w centrum wszystkich
wydarzeń.
– O tak – westchnęła Nicci.
– No i Red powiedziała, że muszę cię zabić, żebyś nie mogła odebrać Richardowi
życia. Że on musi żyć, żeby wszyscy inni mieli szansę przetrwać. Że mnie zamordują,
zanim go zabijesz, więc muszę cię wcześniej uśmiercić. Nie myliła się co do tego. Wtedy
jej odpowiedziałam, że nie wierzę, abyś mogła zabić Richarda. Powiedziała, że to
zrobisz, bo go kochasz. To wszystko było prawdą. Stało się tak, jak zapowiedziała, tyle
że wtedy nie miało to sensu. Nie powiedziała, że go zabijesz z miłości. Tylko że to
zrobisz, bo go kochasz. Sądziłam, że ma na myśli to, iż zrobisz to z gniewu lub zazdrości.
– Krótkim gestem dłoni zbyła potencjalny zarzut. – Wiesz, o co mi chodzi.
Nicci znowu tylko głęboko westchnęła.
– To mi się wydawało niemożliwe – ciągnęła Kahlan. – Nie potrafiłam uwierzyć, że
mogłabyś zrobić Richardowi coś takiego, i powiedziałam to Red. Odparła, że zrobisz to,
jeśli zachowasz życie. Ale nie mogłam cię zabić, bo jej słowa nie miały dla mnie sensu.
Nicci smutno się uśmiechnęła.
– Dziękuję, że we mnie wierzyłaś.
Czarodziejka popatrzyła na Richarda leżącego na pogrzebowym stosie. Żołnierze
zaczynali się wspinać na drewno, żeby go ostrożnie stamtąd zabrać.
– Może powinnaś była pójść za jej radą – powiedziała Nicci. – Richard by żył, gdybyś
zrobiła to, na co nalegała Red. Wolałabym tam leżeć zamiast niego.
– Co się stało, to się stało – stwierdziła Kahlan. – Nie możemy zmienić tego, co się
wydarzyło, ale może uda się nam odmienić to, co dopiero będzie.
Strona 14
Nicci spojrzała na nią.
– Co masz na myśli?
– Red naprawdę mi współczuła. Wiem to. – Kahlan wskazała Łowcę. – I uważałam,
że przysłała go dlatego, żeby wyrazić swój żal i współczucie.
Nicci zaczynała być coraz bardziej zaintrygowana.
– A teraz jesteś innego zdania? Myślisz, że przysłała go z innego powodu?
– Tak, być może. Ostatnio wysłała do mnie Łowcę po to, żeby mnie bezpiecznie do
niej zaprowadził, aby mogła mi powiedzieć, co zobaczyła w nurcie czasu. Chciała
ochronić Richarda i uważała, że najbardziej się do tego nadaję. Powiedziała, że nie może
cię zabić, bo jej rolą nie jest osobiste ingerowanie. Do niej należy wypatrywanie tego, co
mogłoby pomóc innym zrobić to, co powinno być zrobione. Miała rację co do tego, ale
jej nie wierzyłam i dlatego nie zastosowałam się do jej rad.
Kahlan chwyciła Nicci za ramię.
– A jeśli i tym razem po to wysłała Łowcę? Jeżeli dostrzegła coś w nurcie czasu? Coś,
co by nam pomogło sprowadzić Richarda z powrotem?
Nicci była pełna rezerwy.
– Wiedźmy często sprawiają wrażenie, że chcą ci pomóc, ale to niekoniecznie prawda.
Mają własne plany i zamiary, a także niemiły zwyczaj dawania ci fałszywej nadziei,
żebyś działała na ich korzyść.
Kahlan wiedziała, że Nicci zrobiłaby wszystko, wykorzystała każdą, choćby nie wiem
jak szaloną szansę, żeby ocalić Richarda, toteż zdawała sobie sprawę, że czarodziejka,
wątpiąc, bada solidność jej teorii.
– Tym razem zależy jej na tym, żeby Richard przeżył i powstrzymał Sulachana. Nie
ma dla niej większego zagrożenia. A jeśli naprawdę istnieje jakiś sposób? – drążyła
Kahlan. – Jeżeli wiedźma coś widzi? Jakiś sposób na ocalenie Richarda? To prawda, że
wiedźmy czasem rzeczywiście nas zwodzą, ale nigdy nie okłamują: w tym, co mówią,
zawsze jest ziarno prawdy. Polubiłam ją, Nicci. Uważam, że naprawdę się o nas troszczy.
Nicci przyglądała się jej sceptycznie, ale nic nie powiedziała.
– Ponieważ nie zrobiłam tego, co mi doradzała, i nie zapobiegłam śmierci Richarda, to
zmieniły się wydarzenia, odmienił się ich bieg w nurcie czasu. Richardowe działania –
a on działa, kierując się wolną wolą – zmieniły przyszłość. A co, jeśli teraz Red widzi
w nurcie czasu coś nowego, co moglibyśmy zrobić? Coś, co dopiero teraz stało się
możliwe, bo Richard poszedł za mną?
Nicci popatrzyła ku Łowcy.
Strona 15
– Chodźmy – zniecierpliwiła się tą dyskusją Cassia. – Marnujemy czas. Chodźmy do
tej wiedźmy i przekonajmy się.
– Ostatnio chciała, żebym przyszła sama – Kahlan poinformowała trzy Mord-Sith.
Cassia przesunęła dłonią po zwieszającym się z ramienia wilgotnym blond warkoczu.
– To milutkie. Tym razem nie pójdziesz sama. Idziemy z tobą. Jeśli jest jakiś sposób
sprowadzenia z powrotem lorda Rahla, to pójdziemy z tobą, żeby mieć pewność, że tam
dotrzesz i dowiesz się, jak to zrobić, a potem wrócisz tu i zrobisz, co trzeba.
Kahlan wiedziała, że sprzeciwianie się Mord-Sith, które już podjęły decyzję, nic nie
da. A poza tym Cassia mogła mieć rację. Mroczne Ziemie były niebezpiecznym
miejscem.
– Ja też idę – stwierdziła zdecydowanie Nicci.
– Nikt się nie sprzeciwia – rzekła Kahlan, zaciskając dłoń na gardzie miecza i torując
sobie drogę przez tłum żołnierzy i nielicznych służących z cytadeli. Rozstępowali się,
robiąc jej miejsce. Wszyscy na nią patrzyli; wpatrywali się pełnymi nadziei oczami,
chociaż nie pojmowali, czemu sama Kahlan tak nagle ją odnalazła. – Muszę iść do Red.
Zadbajcie o to, żeby Richard był dobrze strzeżony do naszego powrotu – powiedziała
przez ramię majorowi.
Zrównał się z nią.
– Matko Spowiedniczko, powinniśmy iść z tobą jako ochrona. Lord Rahl by nalegał.
Powinnaś mieć przy sobie kilku żołnierzy z Pierwszej Kompanii. Walczyłaś razem
z nimi. Znasz ich siłę i serce.
– Tak, ale chcę, żebyście wszyscy tu czekali – odparła Kahlan. – To wiedźma. A one
są skryte i tajemnicze. Mogłaby być niezadowolona i odmówić mi pomocy, gdybym
sprowadziła ze sobą całą armię.
Major tak mocno zaciskał dłoń na gardzie miecza, że zbielały mu kłykcie.
– Nie sądzę, że mogłaby się sprzeciwić całej armii.
Kahlan pochyliła ku niemu głowę.
– Żeby dotrzeć tam, gdzie mieszka, musiałam przebyć dolinę usłaną ludzkimi
czaszkami. Nie można było zrobić kroku, żeby na jakąś nie nadepnąć.
To go na chwilę uciszyło.
– Nicci ustrzeże nas przed magią – powiedziała Kahlan, zanim znowu zaczął
protestować. – Cassia, Laurin i Vale ochronią nas przed innymi niebezpieczeństwami.
Mord-Sith, mijając majora, posłały mu pełne zadowolenia uśmieszki.
Kahlan przystanęła i obejrzała się na zatroskanego Fistera. Odrobinę wysunęła miecz
Strona 16
z pochwy i pozwoliła mu opaść.
– No a poza tym mam przy sobie miecz Richarda i wiem, jak nim władać.
Major Fister głęboko westchnął.
– Dobrze o tym wiemy – powiedział, a stojący za nim żołnierze potwierdzająco
kiwnęli głowami.
Nicci nachyliła się ku Kahlan, kiedy ta znowu ruszyła.
– A co, jeśli wiedźma nic nam nie powie?
– Powie. Po to wysłała po mnie Łowcę.
Kiedy się oddaliły od placu, czarodziejka delikatnie ujęła ramię Kahlan i zatrzymała
ją.
– Posłuchaj, Kahlan, to nie tak, że nie chcę spróbować lub że nie zrobiłabym
wszystkiego, nie oddałabym wszystkiego, w tym własnego życia, żeby z powrotem
sprowadzić Richarda. Po prostu chcę, żebyś była realistką i nie pozwoliła się zwodzić
fałszywej nadziei. Kiedy Richard umarł, a ty wróciłaś, było na odwrót: to ja chciałam się
uczepić najdrobniejszej szansy, a ty byłaś realistką. Powiedziałaś, że musimy
zaakceptować straszliwą prawdę i nie marzyć o tym, co nierealne. Pamiętasz? Jeżeli się
okaże, że to fałszywa nadzieja, ból stanie się jeszcze większy.
– Bardziej nie może boleć – powiedziała Kahlan.
Nicci westchnęła i ze zrozumieniem kiwnęła głową. Kahlan ruszyła przez puste
ziemie wokół cytadeli, czarodziejka szła u jej boku.
Rozmyślając o słowach Nicci, uniosła na koniec rękę, pokazując czarodziejce
pierścień z Grace.
– Ten pierścień zostawili dla Richarda Magda Searus, pierwsza Matka Spowiedniczka,
i czarodziej Merritt. Czekał trzy tysiące lat, żeby Richard go znalazł, odnalazł wraz
z wieścią i proroctwem. O to walczyli, o to walczył Richard, o to i my walczymy.
Nicci skinęła głową.
– Kiedy Richard złożył twoje ciało na łożu, zanim cię uleczyłam, zdjął ten pierścień
i wsunął ci na palec.
Kahlan o tym nie wiedziała.
– To coś oznacza, Nicci. Wszystko, co się wydarzyło: wszystkie mówiące
o Richardzie proroctwa, ci wszyscy ludzie nadający mu rozmaite tytuły i imiona,
wszystko, czego się nauczył, co zrobił, odnalezienie wróżebnej machiny i zostawionego
dlań pierścienia – to coś oznacza. Musi tak być. Nurt czasu, w który wiedźma potrafi
zajrzeć, też coś oznacza. Widzi go z jakiegoś powodu. Ma to jakieś znaczenie. To
Strona 17
wszystko jest połączone i ma ogólniejszy sens. To nie może się ot, tak skończyć. Nie
wolno nam do tego dopuścić. Musimy walczyć, bo inaczej na pewno wszyscy zginiemy.
Na chwilę żałość i rozpacz to przede mną ukryły. Lecz teraz dostrzegam ogólniejszy
obraz. Widzę to tak, jak Richard by chciał, żebym zobaczyła. – Znowu uniosła rękę, nie
zatrzymując się. – Skoro Richard wsunął pierścień na mój palec, zrobił to nie bez
powodu. Red może nam coś powiedzieć, Nicci. Wiem, że tak. Nie pozwolę, żeby ta
szansa – i każda inna – mi umknęła. Poza tym co mamy do stracenia? Cóż gorszego
mogłoby nas spotkać niż to, co nas czeka? Chcesz pozwolić umknąć szansie, choćby
i najmniejszej?
– Jasne, że nie. – Nicci w końcu leciutko się uśmiechnęła. – Jeśli istnieje jakiś sposób,
to ty go znajdziesz. Richard na tyle mocno cię kochał, żeby iść po ciebie w zaświaty.
Spróbujemy wszystkiego, zrobimy wszystko, żeby go sprowadzić.
Kahlan zebrała się w sobie, żeby się uśmiechnąć.
– Droga przed nami może być trudniejsza, niż potrafimy sobie wyobrazić.
Spojrzenie Nicci wyrażało determinację.
– Jeśli mamy szansę go ocalić, uczynimy to.
Strona 18
ROZDZIAŁ 4
Kahlan – z pendentem na prawym barku i z mieczem u lewego biodra – szła przez
tereny cytadeli ku murom. Czarodziejka kroczyła u jej boku, trzy Mord-Sith za nimi.
Chociaż rozsądek mówił im, że nie ma nadziei na sprowadzenie Richarda
z zaświatów, to Mord-Sith najwyraźniej pragnęły wierzyć, że to możliwe. Kahlan zaś
miała nadzieję, że się nie łudzą. Lecz nie darowałaby sobie, gdyby nie wykorzystała
wszystkich możliwości, nie zajrzała pod każdy kamień, choćby wiązało się to ze
spotkaniem z wiedźmą.
Kahlan wiedziała, że ludzie nie wstają z martwych, lecz widywała, jak ktoś na łożu
śmierci odzyskuje zdrowie. Richard potrzebował czegoś więcej, niż tylko odzyskać siły,
jak po odniesieniu poważnej rany; ale gdzie była ta linia, zasłona między życiem
a śmiercią?
Niepokoiła się jednak, bo całe życie poświęciła odnajdywaniu prawdy. Richard nie żył
i lęk mówił jej, że powinna zaakceptować tę prawdę.
Choć bardzo się starała, nie mogła rozstrzygnąć tego problemu. Kiedy śmierć staje się
ostateczna? Kiedy zasłona na dobre opada?
Któż miałby orzec, że życia już nie da się przywrócić?
W końcu, przez zmazę śmierci, jaką Zaszyta Służka naznaczyła ich obydwoje, Kahlan
zabrała ze sobą w zaświaty iskierkę życia i dzięki temu wróciła. Gdyby sama tego nie
doświadczyła, trudno by jej było uwierzyć, że coś takiego jest możliwe.
Podziałało to, choć nadzieja była nikła. A skoro jej się udało, to może uda się
i Richardowi, mającemu w sobie taką samą drobinę tajemnej magii? Nie potrafiła sobie
wyobrazić, jak by to się mogło stać, zwłaszcza że minęło już tyle czasu – i właśnie
dlatego musiały pójść do wiedźmy. Jeśli istniała jakaś szansa, to właśnie Red mogła dać
im wskazówki, podpowiedzieć, jak znaleźć sposób.
Łowca siedział spokojnie na małej, ciemnej skałce; zielone ślepia patrzyły, jak Kahlan
przechodzi przez sklepione przejście w surowym kamiennym murze. Spojrzała w obie
strony, upewniając się, że w pobliżu nie czai się jakaś niespodzianka. Nadal musieli się
obawiać, że zjawią się półludzie.
Kiedy Kahlan się zbliżyła, Łowca zaczął mruczeć, jakby się cieszył, że znowu ją
Strona 19
widzi. Ona z pewnością się cieszyła ze spotkania z nim. Dawał jej nadzieję, coś, czego
mogła się uchwycić.
Zwierzak nie przypominał żadnego stworzenia, jakie dotąd widziała. Chociaż był
trochę podobny do kota, nie wiedziała, do jakiego należy gatunku – był przynajmniej
dwa–trzy razy większy od zwykłego kota, miał długie wąsy i takie same migdałowate
oczy. Lecz łapy miał znacznie masywniejsze niż kot, a tułów grubszy, bardziej jak
u borsuka. „Stopy” miał nieproporcjonalnie duże, co świadczyło o tym, że jest młody
i jeszcze musi do nich dorosnąć. Krótką jasnobrązową sierść na grzbiecie znaczyły
ciemne cętki. Sierść ciemniała ku biodrom i barkom. Stworzenie najbardziej
przypominało Kahlan krzyżówkę rysia i rosomaka lub borsuka – z takimi samymi
muskularnymi barkami, lecz bez wydłużonego pyska czy krótkich łap. Łeb bardziej
przypominał łeb pumy albo rysia, ale czoło było bardziej wydatne. Długie, spiczaste uszy
miały na czubkach kępki sierści.
Kiedy Kahlan po raz pierwszy zobaczyła to zwierzę, wyjęła mu z łapy cierń. I Łowca
ją za to polubił. Tamtej nocy spał zwinięty w kłębek, przytulony do niej. Jednak był
potomkiem zwierza nie tylko wielkiego, ale i – jak powiedziała Red – groźnego. Kahlan
wolałaby nie musieć walczyć z Łowcą, a tym bardziej z jego matką. Lecz zaprzyjaźniła
się z nim i nie bała się go.
Miała nadzieję, że – tak jak ostatnio – naprawdę przyszedł po to, żeby zaprowadzić ją
do wiedźmy.
Przykucnęła przed mruczącym stworzeniem i spojrzała w zielone ślepia. Podrapała
Łowcę za uchem, potem pogłaskała, a on przylgnął do jej dłoni, spodobała mu się ta
pieszczota.
– Red cię po mnie przysłała, tak?
Nie wiedziała, czy Łowca ją rozumie, ale zamruczał głośniej i spojrzał ku ciemnym
lasom. Miała wrażenie, że naprawdę wiedział, o co zapytała.
Kahlan wstała, wspierając lewą dłoń na gardzie miecza, i spojrzała na las. Do górskiej
przełęczy, gdzie mieszkała Red, droga była daleka. Chociaż nadal było jasno, to robiło
się coraz później i wkrótce miała zapaść ciemność. Przebywanie nocą na bezdrożach
Mrocznych Ziem, wystawianie się na czyhające tam niebezpieczeństwa nie było zbyt
miłą perspektywą.
A jeszcze gorsza była myśl, że Richard się od nich oddala.
I bardziej niż nadciągająca noc liczyło się to, że czas może i nie ma znaczenia
w zaświatach, lecz ma je w świecie życia. Tyle im zagrażało, a Kahlan nie wiedziała, ile
mogą mieć czasu – jednak zdawała sobie sprawę, że niezbyt dużo. Hannis Arc
Strona 20
z imperatorem Sulachanem i wojskami półludzi ciągnęli na Pałac Ludu. Po drodze
wskrzeszali umarłych, żeby im pomagali. Liczyła się każda chwila.
– Nie mamy czasu do stracenia – powiedziała, na poły do siebie. – Łowco, możesz nas
zaprowadzić do swojej pani?
Łowca jakby zrozumiał, odwrócił się i zeskoczył ze skałki, ruszył przez połać
zielonych traw. Niemal zaraz się zatrzymał i obejrzał, czekając na nią, upewniając się, że
idzie za nim. Poprzednim razem czuwał nad nią i ją ochraniał. Gdyby nie Łowca,
mogliby nie odnaleźć drogi i zginąć.
– Chyba wie, dokąd idzie – odezwała się Nicci.
– Z pewnością na to wygląda – westchnęła Kahlan i poszła za nim, obserwując
miejsce, w którym Łowca zniknął w mroku pod nisko się zwieszającymi gałęziami sosen.
– Będziemy szły, póki nie zrobi się całkiem ciemno, a potem rozbijemy obóz
i poczekamy na świt? – zapytała Cassia.
– Nie – odparła Kahlan. – Dopóki Łowca będzie szedł, będziemy szły i my.
Trzy Mord-Sith kiwnęły głowami.
– Brzmi rozsądnie – stwierdziła Cassia.
Wysoko w górze, pod chmurami, kołowały na łagodnym wietrze sępy, szeroko
rozpościerając skrzydła. Niektóre się zniżały, niemal muskając najwyższe drzewa.
Richard często mówił o znakach u początku podróży. Wolała się nie zastanawiać nad
znaczeniem tego znaku.
Weszły w gęstą kępę sosen i Kahlan bacznie wpatrywała się w mroczniejsze cienie
w oddali. Chociaż nie widziała nic groźnego, to wydawało się za spokojnie. To były
Mroczne Ziemie i w lasach czaiły się najrozmaitsze zagrożenia, więc nie wiedziała, czy
taki spokój jest tu zwyczajny.
Najbardziej obawiała się półludzi. Gdyby w lasach czaiły się te hordy, to magia Nicci
nie na wiele by się przydała. Mord-Sith mogłyby walczyć, no i ona sama miała miecz,
lecz półludzie zwykle atakowali tłumnie.
Zastanawiała się, czy rozsądne było pozostawienie żołnierzy w cytadeli. Lecz nawet
gdyby zabrała wszystkich – i to tak świetnych jak ci z Pierwszej Kompanii – to w tych
niesamowitych lasach nie mieliby szans, gdyby czyhały tu takie nieprzeliczone hordy
półludzi jak te, które Hannis Arc i imperator Sulachan rzucali na nich w przeszłości.
Otoczyliby ich i zgnietli, mając taką przewagę liczebną.
Kahlan wiedziała, że jeśli coś takiego nadejdzie, nie będzie to walka, w której by
mogły zwyciężyć. Musiały liczyć na to, że ten osobliwy futrzak przeprowadzi je