Gladden_Theresa_-_Ach,_ta_Zuzanna
Szczegóły |
Tytuł |
Gladden_Theresa_-_Ach,_ta_Zuzanna |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Gladden_Theresa_-_Ach,_ta_Zuzanna PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Gladden_Theresa_-_Ach,_ta_Zuzanna PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Gladden_Theresa_-_Ach,_ta_Zuzanna - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
THERESA GLADDEN
ACH, TA ZUZANNA
PrzełoŜyła Jolanta Załuska
Rozdział 1
Czuła, Ŝe jeszcze dziś śmiertelnie boi się tej starej wiedźmy.
Zuzanna Wright pędziła autem w kierunku miejscowej szkoły podstawowej. Ogólne napięcie i
wewnętrzne rozdraŜnienie zmąciło jej radość z ciepłego wiosennego dnia. JuŜ na samą myśl o
przebywaniu w jednym pokoju ze zrzęd-ną Abby Riggs robiło się jej niedobrze. Zszarpane nerwy z
pewnej siebie kobiety sukcesu przemieniły ją w niespokojną, cierpiącą dziesięciolatkę.
Była juŜ spóźniona, a to pogarszało sprawę. Spróbowała trochę się odpręŜyć, ale jej wysiłki
spełzły na niczym. Spojrzała w lusterko i nacisnęła gaz.
„Dlaczego ta kobieta jeszcze Ŝyje?" - zastanawiała się, zerkając ponownie na zegarek. Doskonale
pamiętała panią Abigail Riggs, jej wąskie, zawsze mocno zaciśnięte usta, ko-czek na ptasiej głowie, a
przede wszyskim sposób, w jaki zwracała się do swoich uczniów. KaŜde słowo przemyślane...
zaplanowane. Zuzanna zwolniła przed znakiem stop i skręciła w najbliŜszą ulicę. Nie Ŝyczyła starszej
pani śmierci, zadowoliłaby ją zasłuŜona emerytura wiekowej nauczycielki. „Pomyśl o jakiś pozytywach
- strofowała się w myślach. -PrzecieŜ dziś, pani Riggs nie będzie traktować cię jak dziecko. No,
Zuzanno... Wejdziesz tylko do pokoju..."
Zuzanna jeszcze raz spojrzała na zegarek i zadrŜała. Poczuła ostre ukłucie w szyję, ale nie
wypuściła z rąk kierownicy. Błyskawicznie zaczęła zastanawiać się nad najlepszym
usprawiedliwieniem spóźnienia. MoŜe niewinna pogawędka z klientem, chociaŜby o pogodzie. Nie,
Abby Riggs z pewnością nie naleŜy do osób, które zaaprobowałyby taką stratę czasu. Powinna
wymyślić coś lepszego. Poddała się jednak.
„Tylko własna śmierć mogłaby mnie usprawiedliwić. Co za podła środa!" - pomyślała.
Po chwili przed oczami Zuzanny wyrósł budynek z brunatnej cegły, miejscowa szkoła
podstawowa. Z ulgą rozluźniła palce na kierownicy. Pomimo niemiłych wspomnień związanych z
osobą pani Riggs Zuzanna uśmiechnęła się, czule na widok olbrzymiego, trójkondygnacyjnego
budynku. Wyglądał jak dziewiętnastowieczna szkoła dla dziewcząt. Wybudowano go w czasach, kiedy
dzięki niskim cenom opału, moŜna było ogrzewać wysokie budowle. Zuzanna pamiętała wspaniałe
sufity i długie korytarze, w których rozbrzmiewał krzyk i śmiech dzieci. Szkoła podstawowa w Mil-lers
Creek jest nadal jedną z najlepiej działających instytucji w tym mieście. Zawsze była jak skała, mocna,
solidna, i bez wątpienia taka juŜ pozostanie.
Zuzanna zamyśliła się. Pragnęła prowadzić Ŝycie spokojne i bezpieczne, a Millers Creek dawało
jej właśnie tę moŜliwość. Miasteczko liczyło około dziesięciu tysięcy mieszkańców, wolno następowały
tu zmiany, a nieprzyjemne niespodzianki były rzadkością.
Zwolniła, podjeŜdŜając pod szkołę. Na trawniku przed budynkiem grupa dzieciaków biegała za
piłką, a obok na chodniku trzy dziewczynki grały w gumę. Zewsząd dolatywały znajome słowa
piosenek. „Dobrze, Ŝe nie wszystko się starzeje" - pomyślała Zuzanna.
Popatrzyła na zatłoczony parking. ZauwaŜyła jedno
Strona 2
wolne miejsce, tuŜ przy wejściu do szkoły. Natychmiast po-
stanowiła je zająć, chociaŜ przestrzeń była niewielka. Wy-
krzywiła twarz, badając wzrokiem swoje moŜliwości. Zada-
nie przerastało jej umiejętności, ale Zaparkuję tu, nig-
dzie indziej" - zadecydowała.
Wzięła głęboki oddech, wrzuciła wsteczny bieg i powoli zaczęła wjeŜdŜać w pustą przestrzeń.
ZdąŜyła zahamować w ostatniej chwili, kiedy jej toyota prawie dotykała zaparkowanej cięŜarówki.
- Cholera - mruknęła Zuzanna, zmieniając bieg. Oby tylko nie zajęło mi to całego popołudnia.
Zresztą stara zrzęda zrobi mi taki sam wykład, bez względu na to, czy spóźnię y się dwie minuty, czy
dwa dni - pomyślała.
W tej samej chwili zerknęła w lusterko i zobaczyła nadjeŜdŜający z tyłu biały sportowy samochód.
PoniewaŜ auto zasłoniło jej widoczność, postanowiła poczekać, aŜ przejedzie.
Zuzanna nie odgadła jednak zamiarów kierowcy, który ją łagodnie ominął i bez trudu zajął jej
wolne miejsce.
- O, nie! Nie zrobisz tego! - zawołała do kierowcy, nacisnęła kilkakrotnie klakson, a potem
energicznie otworzyła drzwi i wyskoczyła z auta.
Matt Martinelli wyjął kluczyki ze stacyjki jaguara, sięgnął po aktówkę, zastanawiając się, co mogło
wyprowadzić z równowagi właścicielkę toyoty. Otworzył drzwi, wysiadł i rozprostował wysmukłe
ciało. Delikatnie zatrzasnął drzwiczki auta, nie spuszczając wzroku z kobiety, która jak anioł zemsty,
prawie go juŜ dopadała.
Nie nazwałby siebie wielkim znawcą kobiet, ale zawsze wiedział, które mu się podobają. A te
zbliŜające się, zgrabne, długie nogi, zrobiły na nim wraŜenie. SpręŜysty krok miał tyle wdzięku...
ZauwaŜył jeszcze jeden bardzo waŜny atrybut urody młodej kobiety, idealnie proporcjonalne ciało,
zakończone smukłymi ramionami, które szczelnie wypełniało czarno-biały kostium.
Jakby spłoszona, zatrzymała się kilka kroków przed nim.
- Wspaniałe nogi - mruknął do siebie, zatrzymując przez chwilę wzrok na krótkiej spódnicy.
„Twarz teŜ ma nie najgorszą - pomyślał. - Wprawdzie Ŝadna klasyczna piękność, ale dość ładna."
Odrzuciła głowę w tył i zmierzyła go nieprzyjaznym spojrzeniem. ZdąŜył zauwaŜyć jej niebiesko-szare
oczy.
• Czy coś się stało? - zapytał Matt z uśmiechem.
• Chyba się pan domyśla, o co chodzi? - odpowiedziała, mroŜąc go wzrokiem. - To moje miejsce.
Byłam tu pierwsza.
Łagodny powiew wiatru rozwiał jej półdługie, miodo-wozłote włosy. Część z nich zakryła twarz
kobiety. Gwałtownie odrzuciła je w tył.
• Nie za często zdarzają mi się takie historie i...
• Chyba jest pani kompletnie szalona. Nie zamierzam podtrzymywać tego tematu - powiedział
Matt, obdarowując ją jednym z kolekcji swych uśmiechów na róŜne okazje.
• ...nic mnie to nie obchodzi. Zaparkował pan na moim miejscu - ciągnęła zacietrzewiona Zuzanna.
• Zarezerwowała je pani? - odgryzł się. „Nogi klasa, ale głosik wręcz przeciwnie" - pomyślał.
Zuzanna nie zwracała uwagi na dobry humor męŜczyzny. Cały czas mierzyła go wzrokiem. „Niech
mnie niebo chroni od czarujących, seksownych facetów" - pomyślała z niechęcią.
- Pan ukradł moje miejsce. Miałam właśnie je zająć. Zapomnę jednak o wszystkim, jeśli przestawi
pan tę zabawkę gdzie indziej.
Oczarowany wspaniałymi nogami Matt pomyślał, Ŝe miałby w tej chwili wielką ochotę pocałować
ją w usta. Natychmiast jednak wyobraził sobie reakcję kobiety. JuŜ prawie czuł jej pięść na swoim
nosie. Nie chciał dłuŜej fantazjować, ale postanowił ją nauczyć rozpoznawania marek samochodów.
- To nie jest Ŝadna zabawka - powiedział, gładząc delikatnie blachę auta. - To jaguar. Najnowszy
model. Renomowana firma.
Jego słowa nie zrobiły na niej najmniejszego wraŜenia. Spojrzała na samochód bez entuzjazmu.
-Wielka mi rzecz. Nie odróŜniłabym najnowszego jaguara od Ŝadnego innego. Wiem tylko jedno,
zajął moje miejce.
MęŜczyzna roześmiał się.
• Przepraszam. Naprawdę myślałem, Ŝe pani wyjeŜdŜa. Znajdę coś innego - powiedział głośno, a
Strona 3
do siebie mruknął: za godzinę albo i później. Wiedział, Ŝe teraz powinien szybko odejść, ale chęć
pozostania była silniejsza. Bardzo chciał usłyszeć ją jeszcze raz, zobaczyć jej uśmiech, poznać jej imię,
a przede wszystkim chciał się dowiedzieć, czy ma wolny dzisiejszy wieczór.
• Dlaczego pan nie odjeŜdŜa? - zapytała podniesionym głosem.
• Chwileczkę. Muszę być jednak z panią szczery. Tu się pani nie zmieści, tą swoją toyotą.
Naprawdę, nie ma pani najmniejszych szans.
- Właśnie, Ŝe się zmieszczę - odparła stanowczo Zuzanna. Matt pokręcił głową.
• Ale tylko wtedy, jeśli to miejsce rozciągnie się jak akordeon.
• A to juŜ moja sprawa - odparowała Zuzanna, chociaŜ w myślach przyznawała mu rację. Od
początku miała wątpliwości, czy uda jej się tu zaparkować. Musiała jednak bronić swoich racji przed
nieznajomym. Jaguar nie ruszał z miejsca. Zuzanna spojrzała na męŜczyznę i zaczęła się mimo woli za-
stanawiać, jakiego koloru oczy osłaniają okulary przeciwsłoneczne. Pomyślała, Ŝe do oliwkowej
karnacji skóry pasowałyby piwne. Otrząsnęła się szybko z tych myśli. Dlaczego w ogóle coś takiego
przyszło jej do głowy?
• Na co pan czeka? - zapytała z niecierpliwością. -Spóźnię się przez pana.
- Zastanawiałem się właśnie, jak mam panią przeprosić. MoŜe wypije pani ze mną filiŜankę kawy?
W ten sposób mógłbym pani udowodnić, Ŝe nie jestem zwykłym „złodziejem miejsc parkingowych" ani
Ŝadnym facetem tego typu.
Zuzanna nie potrafiła zignorować uroczego uśmiechu. Rzuciła przelotne spojrzenie na lśniące w
słońcu granatowoczarne włosy męŜczyzny. Chciała być bardziej stanowcza, ale zupełnie jej to nie
wyszło.
• Czy próbuje mnie pan poderwać? - zapytała.
• Tak. I jak mi to wychodzi? - Pokazał zęby w szerokim uśmiechu.
• Okropnie - odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech.
• W porządku. A co pani na to, gdybym powiedział, Ŝe jest pani cudowna i Ŝe chciałbym panią
poznać.
Zuzanna potrząsnęła głową.
- Jeszcze gorzej. Stare jak świat, niemodne. Nawet moja ciotka nie dałaby się na to nabrać.
Była bardzo ciekawa, kim jest ten szalony męŜczyzna. Z pewnością, nie widziała go nigdy w tych
stronach. Jego dość osobliwy strój zrobił na niej wraŜenie. Niebieskie dŜinsy ściśle przylegały do
mocnych ud. Spod sportowej marynarki wystawał czarny podkoszulek. Na szyi miał zawiązany
czerwony jedwabny krawat. Kombinacja odwaŜna i niepospolita. Wielu męŜczyzn, których znała
Zuzanna, nie pozwoliłoby sobie na tak długie włosy. Droga skórzana aktówka, którą połoŜył na dachu
samochodu, nie pasowała do jego ubioru. Kobieta zerknęła na czerwono-niebieskie buty, dopełniające
całości. „Czy naprawdę przypuszczał, Ŝe potraktuję go powaŜnie?" - przemknęło jej przez myśl.
- Pani ciotka nie byłaby z pewnością zachwycona, gdyby wiedziała, gdzie pani teraz jest i czym się
zajmuje?
Błyskawicznie posłał jej następny rozbrajający uśmiech. Zuzanna uznała, Ŝe robi to po
mistrzowsku. Bez trudu mógłby rzucić na kolana kaŜdą kobietę.
• Ma pan rację. Ale naprawdę nie mam czasu na takie rzeczy - powiedziała, bardziej
rozwścieczona na siebie niŜ na niego. Flirtowanie z nieznajomymi męŜczyznami nie było w jej stylu, a
jednak ten facet zaczął ją wyjątkowo intrygować. Złapała się na zgadywaniu, czy nie jest on
przypadkiem czyimś męŜem. Taka moŜliwość zabolała ją nawet. Za nic na świecie nie chciałaby trafić
na Ŝonatego podrywacza, który na parkingach poluje na inne kobiety.
• Czy mógłby pan odjechać tym... wspaniałym jaguarem?
Matt wzruszył ramionami i podniósł aktówkę.
- Hmm... Mam dziś wyjątkowe szczęście. Spotkałem przecieŜ najbardziej uroczą damę po tej
stronie Mason-Di-xon.
Zuzanna potrząsnęła głową. Wyglądała prześlicznie, z włosami rozsypanymi wokół twarzy.
- Nie jest pani tego samego zdania? - Otworzył drzwi samochodu i postawił aktówkę na siedzeniu
obok kierowcy. - Często tu pani przyjeŜdŜa?
Strona 4
Posłała mu rozdraŜnione spojrzenie, lecz mógłby przysiąc, Ŝe powstrzymywała się od uśmiechu.
-Tak, codziennie o drugiej piętnaście. Zabieram do domu moją dziesięcioletnią córkę -
odpowiedziała.
• Więc, najwspanialsze nogi... zarezerwowane - mruknął do siebie.
• Słucham? - zapytała, mierząc go podejrzliwym wzrokiem.
Oparł się o samochód, skrzyŜował ręce na klatce piersiowej i spojrzał na jej palec, na którym
powinna lśnić obrączka...
• Przypuszczam, Ŝe dziecko i mąŜ zaraz tu będą.
• No właśnie - skłamała. - To duŜy męŜczyzna, zbudowany jak napastnik druŜyny z Miami. Jada
surowe mięso i ludzi, którzy mnie denerwują.
Promień słońca odbił się w okularach Matta.
- Nie nosi pani obrączki.
Zuzanna zarumieniła się. Wzrok nieznajomego przeszywał ją na wylot.
- Oddałam ją do pralni - odparła. „MoŜe sobie myśleć, co chce, ale niech się pakuje z tym
kuszącym uśmiechem do auta i znika mi z oczu."
Roześmiał się, a ona natychmiast zapomniała, Ŝe jeszcze przed chwilą odsyłała go do wszystkich
diabłów.
• Miałem rację. Jest pani cudowna, ale nie potrafi pani kłamać. Denerwuję panią?
• Nie, dlaczego?
• Ma pani duŜą, czerwoną plamę, o tu. Wyciągnął rękę, Ŝeby jej dotknąć.
Zuzanna stała, jak raŜona piorunem. Nie mogła wprost uwierzyć, w ten nagły przepływ czystej
energii między nimi. Rozszerzyła oczy ze zdziwienia. ZauwaŜyła zdumienie, rysujące się na jego
twarzy. Wiedziała, Ŝe czuł się podobnie.
Powoli wycofał dłoń.
- Niewiarygodne. śycie jest jednak pełne niespodzianek, prawda?
Zuzanna odzyskała zimną krew.
- Nie lubię niespodzianek. Proszę usunąć stąd samochód. Niech pan to zrobi natychmiast, bo
zawołam policję.
-1 co im pani powie, Ŝe ukradłem miejsce parkingowe? - Wykrzywił usta w uśmiechu.
• Nie. Powiem, Ŝe jechał pan z duŜą prędkością w pobliŜu szkoły i stanowił niebezpieczeństwo dla
dzieci.
• Nie zrobi pani tego.
• Właśnie Ŝe zrobię - powiedziała z uśmiechem.
• Więc nie wypije pani ze mną kawy.
• Oczywiście.
• W porządku. Miło było panią poznać.
Matt ukłonił się grzecznie i wsiadł do auta. Był przekonany, Ŝe wkrótce znów ją zobaczy. Millers
Creek to nie Chicago. To tylko kwestia czasu - kiedy i gdzie na siebie wpadną. Gdyby jednak w
najbliŜszym czasie los nie okazał się dla nich łaskawy, dołoŜy wszelkich starań, aby mu pomóc. Zapa-
miętał jej numer rejestracyjny, będzie więc mógł wyprosić, a nawet wyŜebrać potrzebne informacje.
Zuzanna wsiadła do samochodu.
Jaguar przejechał tuŜ obok. Matt wychylił się przez otwarte okno i zawołał:
- Jak masz na imię, aniołku?
Nieświadomie uśmiechnęła się i pomachała mu ręką, a potem zaczęła ustawiać auto do ponownej
próby wjazdu.
Uśmiech nieznajomego prześladował ją przez cały czas. Facet na dobre utkwił w jej pamięci.
Dlaczego zawsze podobali się jej męŜczyźni o niepospolitym stylu bycia? CzyŜby małŜeństwo z
Brianem, nie nauczyło jej niczego? Po przykrych doświadczeniach z męŜem muzykiem, przysięgła
sobie unikać takich facetów. Zmagania Zuzanny obserwował zza starego dębu piegowaty chłopak. Po
chwili podszedł do niej i krzykiem zaczął naprowadzać na wolne miejsce.
- Skręcić koła w lewo. Nieee... Za daleko, za daleko. O tak!
Zmieszała się, kiedy zauwaŜyła gromadkę dzieciaków pilnie asystujących koledze. Jeden z
Strona 5
chłopców krzyknął nawet do niej, Ŝeby zamieniła samochód na konia. Dzielnie zniosła wszystkie
zniewagi. Nie wypadało się jej wycofać, ale przeklinała w duchu to miejsce.
Kiedy po raz czwarty ponawiała próbę wjazdu, męŜczyzna z jaguara przeszedł obok. Z uśmiechem
„a nie mówiłem?" posłał jej całusa i wszedł do szkoły.
Zuzanna pospiesznie wyjechała z parkingu na ulicę. Zatrzymała się dwa domy dalej. Wyskoczyła z
auta i pobiegła w stronę szkoły.
- Stara zrzęda Abby jest moją nauczycielką. Mówi, Ŝe jeśli moja mama nie pokaŜe się wkrótce w
szkole, to skreślą mnie z listy. Dla mnie lepiej. Zamierza ją takŜe powiadomić o moich kiepskich
stopniach z matmy. Nie zapomni teŜ wspomnieć o tym, Ŝe za duŜo rozmawiam. A ty, co o tym sądzisz?
Naprawdę gadam za duŜo? Ja tak nie uwaŜam. Mandy rozmawia więcej ode mnie, ale Abby nigdy jej
na tym nie przyłapała. Myślisz, Ŝe to w porządku? Mnie się to wcale nie podoba. Powiedziałam ci juŜ,
jak mam na imię? Nikki. Barbara Nicole Wright, ale wszyscy wołają na mnie Nikki.
Zuzanna usłyszała córkę w długim korytarzu. Podchodząc do niej, zastanawiała się, kim jest
słuchacz Nikki. Dziewczynkę interesował kaŜdy, kogo spotkała, zupełnie tak samo jak ciotkę Dellie.
Właściwie Zuzannie nie przeszkadzało wcale usposobienie córki. Zdarzało się jednak, Ŝe nie podobało
się jej ani miejsce, ani czas tych pogawędek.
• Moja mama ma na imię Zuzanna... Zuzanna skrzywiła się i przyspieszyła kroku.
• ...a tata Brian. Jest muzykiem i...
Imię, stopień i numer dowodu osobistego, Nik! - o mało nie zawołała Zuzanna.
- ...nie mieszka z nami. Jesteśmy z nim rozwiedzione. Mnie się to wcale nie podoba.
Zuzanna puściła się pędem wzdłuŜ korytarza, zastanawiając się jednocześnie, gdzie mogłaby kupić
odpowiedni kaganiec dla tej małej gaduły.
- Nie widziałam go juŜ od dawna - ciągnęła dalej Nikki. - DuŜo podróŜuje ze swoją orkiestrą.
Lepiej, Ŝebyś się nigdy nie rozwodził. To wcale nie jest śmieszne - dodała.
Zuzanna wyszła zza rogu i zobaczyła swoje jasnowłose dziecko, oparte o ścianę naprzeciw
gabinetu dyrektora. Zmroziło ją, a serce zaczęło łomotać. MęŜczyzna z jaguara stał obok córki i
uśmiechał się do niej.
Matt patrzył w szczere, duŜe, niebieskie oczy dziewczynki i poczuł wyjątkowy przypływ sympatii
dla tego krasnoludka. Przypominała mu siostrę Carę, kiedy była w jej wieku. „Co skłania męŜczyznę do
opuszczenia swojej rodziny?" - zastanawiał się. To pytanie zadał sobie po raz pierwszy dobre
trzydzieści lat temu. Do tej pory nie znalazł na nie odpowiedzi.
Słysząc odgłos zbliŜających się kroków, dziewczynka odwróciła się. Na widok matki zmarszczyła
brwi i powiedziała:
- Spóźniłaś się.
Matt uśmiechnął się, kiedy właścicielka cudownych nóg stanęła obok dziecka.
-Rozumiem, Ŝe jest pani matką Barbary Nicole Wright. Nazywam się Matt Martinelli - powiedział i
wyciągnął rękę.
• Zuzanna Wright - przedstawiła się, lecz na widok wyciągniętej oliwkowej dłoni skuliła ramiona.
Po raz drugi tego dnia poczuła ciepło bijące od męŜczyzny. Przytrzymał jej dłoń nieco dłuŜej.
• Zrzęda Abby juŜ się na ciebie piekli, mamo - powiedziała Nikki.
Zuzanna odwróciła głowę w stronę córki.
• Tak się nie mówi. Ciekawa jestem, gdzie nauczyłaś się tego słowa?
• Jakiego słowa? - zapytała niewinnie Nikki.
• Piekli.
• Od ciebie.
Zuzanna usłyszała jakiś podejrzany odgłos, dochodzący z miejsca, gdzie stał Matt, i natychmiast
utkwiła w nim wzrok. ZauwaŜyła, Ŝe zdjął okulary, a jego oczy nie były wcale piwne tylko
ciemnobrązowe, prawie czarne. „Cygańskie ślepia" - pomyślała. ZauwaŜyła w nich mieszaninę radości i
podziwu.
Kątem oka zobaczyła Nikki, obserwującą ich z rosnącym zainteresowaniem. Wykrzesała z siebie
resztę rodzicielskiej powagi, aby upomnieć córkę.
- To słowo jest nieładne. Spróbuję nie uŜyć go nigdy więcej, ale ty nie będziesz powtarzała
wszystkiego po mnie. Dobrze dziecinko?
Strona 6
- Tak mamo.
Matt dusił w sobie wybuch śmiechu. Wiedział bowiem, Ŝe chociaŜ dziewczynka szczerze
przyrzekła, to jednak jej figlarna twarz mówiła coś zupełnie przeciwnego. Dobrze wiedziała, Ŝe jej
mama nie będzie pamiętała o przyrzeczeniu, tak jak i ona.
Zuzanna westchnęła.
- Ostrzegałam cię teŜ przed rozmowami z nieznajomymi Popełniła błąd, patrząc ponownie na
męŜczyznę z jaguara. Uśmiechnął się do niej następnym uśmiechem ze swej kolekcji...
- Zuzanna Wright!
Ostry glos rozniósł się po całym holu, podraŜniając nerwy Zuzanny. Zbladła i powoli odwróciła
się.
Abigail Riggs stała w otwartych drzwiach jednej z klas, na końcu korytarza.
- Spóźniłaś się. Na cienkich ustach malowało się wyraźne niezadowolenie.
Matt jeszcze raz hamował narastający w nim śmiech. Stara jędza traktowała spóźnienie na równi z
morderstwem.
• Zawsze lubiłaś tracić czas na pogawędki i marzenia -ciągnęła Abigail Riggs. - Miałam nadzieję,
Ŝe dorosłe Ŝycie zmieni twoje przyzwyczajenia. Jestem jednak ogromnie zawiedziona, widząc, jak
bardzo się myliłam. Ani czas, ani doświadczenie nie nauczyły cię niczego. Wejdź, mam z tobą wiele
spraw do omówienia. Zmarnowałaś dość mojego czasu. Chciałabym wierzyć, Ŝe najwaŜniejszą sprawą
będzie dla ciebie dobro twojego dziecka.
• Tak proszę pani - odpowiedziała Zuzanna automatycznie, podchodząc do nauczycielki.
Matt nie wierzył własnym oczom. „Czy to jest naprawdę ta sama kobieta, która jeszcze nie tak
dawno walczyła z nim
0 miejsce na parkingu?" - pomyślał.
W tej samej chwili długonoga Zuzanna zatrzymała się. Odrzuciła włosy w tył, wypięła piersi i
zaczęła stanowczym tonem:
- Pani Riggs, ma pani rację. Rzeczywiście, musimy porozmawiać. Ja teŜ mam wiele spraw, które
chciałabym z panią omówić.
Zuzanna spojrzała przez ramię. MęŜczyzna z jaguara uśmiechnął się do niej, a na znak aprobaty
uniósł w górę kciuk. Odpowiedziała mu tym samym, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Potem
spojrzała na córkę i powiedziała:
- Idź do biblioteki, Nicole. Spotkamy się, jak tylko skończę. I chciałabym cię zobaczyć przy
lekcjach.
Matt podziwiał jej dumne, wspaniałe wprost „wejście", do pieczary starego nietoperza.
Popatrzył na Nikki i zaśmiał się po cichu. Wpatrywała się w niego dziecięcymi oczami, rozwaŜając
coś w myślach.
- Czasami mama zachowuje się trochę dziwacznie, ale
1 tak bardzo ją lubię.
- Ja teŜ - odpowiedział Matt.
Rozdział 2
Następnego dnia, w czwartek, Matt siedział samotnie w salonie Towarzystwa Historycznego
Millers Creek. Powoli przerzucał strony starej księgi w skórzanej oprawie, czytając niektóre poŜółkłe
podpisy pod fotografiami. Dzięki pielęgnowaniu historii przez miejscową społeczność, dowiedział się,
Ŝe miasteczko zaczynało od rolnictwa i uprawy tytoniu, potem powoli postawiło na tekstylia i budowę
młynów, w czym niewątpliwie pomogła przepływająca obok rzeka oraz system kolei Ŝelaznej. Na
starych fotografiach z końca osiemnastego wieku widać główną ulicę miasta, która niewiele się
zmieniła przez minione lata, nie biorąc oczywiście pod uwagę koniecznych modernizacji.
Podniósł wzrok znad ksiąŜki, kiedy usłyszał zbliŜające się kroki w holu, potem uśmiechnął się, gdy
do pokoju weszła Zuzanna Wright. Miejsce klasycznego kostiumu, w którym widział ją wczoraj, zajęła
bardzo kobieca niebieska sukienka. Ze swoimi jasnymi włosami wyglądała jak anioł. Bez reszty
Strona 7
zajmowały ją papiery, trzymane w rękach.
- Dzień dobry, aniołku.
Stanęła jak wryta, spuszczając wzrok z rachunków, które natychmiast spadły na podłogę. Jego
brązowe oczy zaiskrzyły się z radości. Wstał i zaczął zbliŜać się do niej. Poczuła ucisk w Ŝołądku.
- Nie chciałem cię przestraszyć - powiedział.
- Nie spodziewałam się zastać tu kogokolwiek. Wiedziała, Ŝe prędzej czy później wpadną na
siebie. Millers Creek było za małe, aby tego uniknąć. Nie przypuszczała jednak, Ŝe natknie się na niego
właśnie tu. Trzymała z dala wzrok od zawadiackiego uśmiechu i cygańskich oczu, które dziś wydały się
jej za bardzo atrakcyjne.
Jednocześnie schylili się po papiery i zderzyli głowami. Tysiące gwiazd zawirowało jej w głowie.
Zakryła dłońmi czoło i twarz. Na moment straciła świadomość.
Kiedy ją odzyskała, poczuła wzrok Matta wbity w swoją twarz. Był blisko, bardzo blisko, a od
masywnego ciała biła siła i ciepło. Obawiała się tego męŜczyzny od pierwszego z nim spotkania, ale
teraz obawa zaczęła przeradzać się w lęk.
• Przepraszam - powiedział. - Dobrze się czujesz?
• Świetnie. Nic się nie stało. Głowa rzeczywiście była w porządku, ale jej reakcja na niego...
• Zbiorę te papiery. - Podniósł z podłogi porozrzucane rachunki i podał Zuzannie.
• Dziękuję.
• Naprawdę czujesz się dobrze? Usiądź na chwilę.
• Nie, nie. Nic mi nie jest - zaprotestowała, kiedy poprowadził ją na zielone welwetowe krzesło,
stojące przy oknie. Poczuła się trochę głupio, więc usiadła. Matt usiadł obok, a ona zaczęła się
zastanawiać, dlaczego ucieka przed tym właśnie męŜczyzną.
Siedzieli spokojnie, wpatrzeni w siebie. Zuzannie podobała się twarz o łagodnych rysach,
zdradzająca wesołe usposobienie. Sposób, w jaki nosił ubranie, równieŜ jej zaimponował. Ubrany był
w tym samym stylu co wczoraj: dŜinsy, dwukolorowe buty, a pod marynarką podkoszulek, tym razem
biały, z myszką Miki.
- Co sprowadza cię do Towarzystwa Historycznego? -zapytała Zuzanna. Nie mogła dłuŜej znieść
panującego między nimi milczenia.
Uśmiechnął się.
• Poszukiwania.
• Czego?
- Zbieram materiał historyczny do filmu o tych okolicach. Poproszono mnie, abym wypowiedział
się, czy moŜliwe jest wprowadzenie nowego przemysłu na tym terenie.
Zuzanna rozszerzyła oczy ze zdumienia.
• Naprawdę robisz komercyjny film? - Po wczorajszej rozmowie z Nikki, była przekonana, Ŝe jest
właścicielem sklepu ze sprzętem wideo i wypoŜyczalni kaset.
• No właśnie - powiedział, wzruszając ramionami.
• A ja myślałam, Ŝe takie filmy mogą kręcić tylko profesjonaliści, jak na przykład firma „Winston-
Salem". O ile wiem, do tej pory właśnie oni zajmowali się tego typu działalnością w tej okolicy. Są
sprawdzonymi zawodowcami i chyba nikt z rady miejskiej nie zleciłby takiej pracy amatorowi?
• Byli faworytami, ale do czasu - powiedział Matt. - Dopóki nie przedstawiłem swoich prac.
Wygrałem konkurs.
• Miałam wraŜenie, Ŝe kręcenie filmów stanowi twoje dodatkowe zajęcie. Wynajęto cię podobno
do sfilmowania nauczycieli i uczniów miejscowej szkoły podstawowej.
Matta wyraźnie rozbawiła wypowiedź Zuzanny.
- Mój sklep „Kino a Rzeczywistość" nie ma nic wspólnego z produkcją filmową. Jestem
wprawdzie nowy w biznesie, ale nie jestem amatorem. Studiowałem na wydziale filmowym na
Uniwersytecie w Chicago.
-1 z pewnością masz dyplom - mruknęła Zuzanna.
• Nie. Uczęszczałem na te zajęcia, poniewaŜ zafascynował mnie ten temat. Mam natomiast dyplom
z handlu. Ale, ale, odniosłem wraŜenie, Ŝe wiesz juŜ sporo o mnie.
• Nikki opowiadała mi wiele - wtrąciła oschle. - Prawie cały wczorajszy wieczór. Ty i twój sklep
to dla niej nie lada atrakcja. Uwielbia kino.
Strona 8
• Wspaniały dzieciak, zawładnie twoim sercem szybciej, niŜ zdąŜysz pomyśleć, co się stało.
- Lubisz dzieci - stwierdziła Zuzanna i uśmiechnęła się. Wzruszył ramionami.
• Lubię spoglądać na świat ich oczami. Wszystko jest dla nich nowe, ekscytujące. Jestem
przyjacielem małych i bezbronnych.
• Brian teŜ lubił dzieci, a jednak nie potrafił wziąć odpowiedzialności za własne.
Zuzanna natychmiast poŜałowała tych słów. Nigdy przedtem nie zwierzała się obcym.
• Twój były mąŜ? - zapytał. Potrząsnęła potakująco głową.
• Więc jest głupcem. Dobrze zrobiłaś, zostawiając go. ChociaŜ mówił cicho, była zaskoczona
ostrym tonem jego
głosu. Nagle uświadomiła sobie, Ŝe Matt Martinelli to skomplikowany męŜczyzna, z którym kobieta
mogłaby spędzić całe Ŝycie na rozszyfrowywaniu go.
- Lubisz kino? - zapytał.
- Lubiłam, ale teraz nie mam czasu na takie rzeczy -odpowiedziała, uśmiechając się z
wdzięcznością za zmianę tematu.
- A na co właściwie masz czas, Zuzanno Wright? Głos Matta zabrzmiał bardziej prowokacyjnie,
niŜ była
w stanie mu darować, odpowiedziała więc szybko i stanowczo:
• Na dom. Na pracę i rozmowy o pracy. Lepiej będzie, jak juŜ pójdę. Wyrwałam się tylko na
chwilę, sam wiesz...
• Rozumiem, jesteś bardzo zapracowana. Zajmujesz się podatkami?
Wzruszyła ramionami.
• W ten sposób biorę udział w budowie naszej historii.
• Zapracowana kobieta, która poświęca czas na zboŜny cel. To mi się podoba. Chcesz zostać moją
księgową?
Na samą myśl o pracy z nim, Zuzannę ogarnęła fala złości. Pociągała ją ona dokładnie tak samo,
jak skok z samolotu z parasolem zamiast spadochronu.
- Przepraszam, ale nowi klienci mnie nie interesują. Nie mogła uwierzyć, Ŝe odsuwa od siebie taką
sprawę,
ale wiedziała, Ŝe przyjęcie propozycji doprowadziłoby do konfliktu interesów. Był za bardzo
interesujący i tego Zuzanna najbardziej się obawiała.
- Przykro mi. Miałem nadzieję, Ŝe skontrolujesz moje aktywa - powiedział, uśmiechając się do
niej.
„Dostałam temperatury, czy tu jest tak gorąco?" - zastanawiała się Zuzanna. Temu zuchwałemu
facetowi chodziło o coś więcej, niŜ wynikało z rozmowy. Wiedział teŜ, Ŝe ona wszystkiego się
domyśla. Odpowiedziała więc zupełnie jasno:
• A co będzie, jeśli odkryję, Ŝe twoje pasywa przewyŜszają aktywa?
• Nie ma wątpliwości, Ŝe znalazłabyś sposób, aby je podwyŜszyć. Moglibyśmy to przedyskutować
przy kawie.
Propozycja była kusząca, on takŜe. Czuła jednak, Ŝe będzie bezpieczniej, jeśli mniej czasu spędzi
w jego towarzystwie.
- Niestety, nic z tego. Naprawdę, muszę juŜ iść. Wdzięcznym ruchem podniosła się z krzesła.
Skwitował odmowę uśmiechem, ale błyskw jego oku był
prowokacyjny.
- MoŜe innym razem - dodał. Zuzanna odwróciła głowę w jego stronę.
• Wracaj do swoich poszukiwań. Przepraszam, Ŝe przeszkodziłam, panie Martinelli.
• Rzeczywiście, przeszkadzasz mi, aniołku, ale nie dbam o to - powiedział Matt cicho, kiedy
Zuzanna wyszła z sali. -śycie jest pełne intrygujących niespodzianek - dodał głośno.
W piątek wieczorem, jak zwykle, Zuzanna zabrała rodzinkę na kolację do „Czerwonego Smoka".
- On jest naprawdę miły, mamo - powiedziała Nikki, gdy wychodziły z parkingu. Dziewczyna
sunęła przed matką i ciotką Delii jazzowym krokiem, którego uczyła się dziś na lekcji tańca.
Zuzanna posłała córce ostrzegawcze spojrzenie. Matt Martinelli od środowego popołudnia stał się
ulubionym tematem jej dziecka.
Strona 9
Nikki wykrzywiła usta w uśmiechu.
- Czy tak jak ja myślisz, Ŝe on jest wyjątkowo bystry? I do tego lubi cię.
Zuzanna mogłaby znaleźć wiele słów na określenie Matta, ale „bystry" na pewno nie byłoby
jednym z nich. Porywający bardziej pasuje do jego osoby.
• Wiem, do czego zmierzasz, Nikki. Prawie nie znam tego męŜczyzny.
• Do niczego nie zmierzam - zaprotestowała Nikki, gdy wchodziły do restauracji.
- Na pewno tak. Czuję, Ŝe chcesz mnie w coś wplątać.
• On naprawdę cię lubi. Jestem prawie nastolatką, a nie malutkim dzieckiem. On bardzo cię lubi.
Mogłabym opowiedzieć, jak cię obserwował na szkolnym korytarzu.
• Barbaro Nicole, nie chcę słyszeć ani słowa o tym męŜczyźnie. On nie jest w moim typie.
Niestety - dodała cicho.
• Ale mamo, on jest właścicielem sklepu - zawołała Nikki.
Zuzanna wzruszyła ramionami.
- UwaŜasz, Ŝe Jack Ripper był wspaniałym facetem, chociaŜ miał sklep ze sprzętem wideo? Zmień
temat, dziecinko.
Jak zwykle w piątkowy wieczór, restauracja była zatłoczona. Zuzanna lubiła tu przychodzić. Anna
Ling, właścicielka lokalu i pierwsza klientka Zuzanny, połączyła tu romantyczny wystrój wnętrza z
dobrym, dość tanim jedzeniem oraz wspaniałą obsługą. Z dumą pomyślała o tym, jak daleko obie
zaszły, chociaŜ zaczynały razem od zera.
Podeszła do nich kelnerka w chińskim stroju ludowym.
• Dobry wieczór paniom. Wolny stolik będzie za kilka minut.
• Dziękuję, Amando. Jak w szkole? - zapytała Zuzanna dziewczynę.
• Kto to taki, ten Jack Ripper? - szepnęła Nikki do ciotki, zadowolona, Ŝe matka zajęta jest
rozmową.
-O... to bardzo niegrzeczny gość, który mieszkał w Londynie ponad sto lat temu - odpowiedziała
Dellie.
- Ale pan Martinelli nie jest taki stary. On nie jest Brytyjczykiem. Jest...
-Nikki.
Dziewczynka podniosła wzrok i zobaczyła wpatrującą się w nią matkę.
- Włochem - dokończyła z furią w głosie.
Zuzanna podniosła w górę warkocz Nikki i lekko pociągnęła.
• Bądź cicho, bo inaczej przyrzekam, Ŝe będę cię karmić szpinakiem do trzydziestki.
• Włoch? - Dellie przestała na moment rozglądać się w poszukiwaniu znajomych. - Nie
wspominałaś, Ŝe on jest Włochem. Spotkałam kiedyś wyjątkowo czarującego Włocha. Poznałam go w
Baltimore, kiedy odwiedzałam kuzynkę ElŜbietę. Ona juŜ nie Ŝyje. To było lato 1938 roku, kiedy by-
łam u niej, a nie rok jej śmierci. Do dziś pamiętam kaŜdy moment tych dwóch wspaniałych tygodni. -
Zatonęła na chwilę we wspomnieniach. - A moŜe to były trzy tygodnie?
Mama pozwoliła mi jechać do Baltimore. Coś wspaniałego! Miałam dwadzieścia jeden lat i po raz
pierwszy sama podróŜowałam. Czułam się wtedy taka wolna! - Zaśmiała się tak, jak to robią
dziewczynki, a potem szepnęła do Zuzanny: -Jeśli twój pan Martinelli jest choć w połowie tak
czarujący jak Carmello, z przyjemnością go poznam.
- Proszę, tylko nic nie mów o tym Nikki - odpowiedziała takŜe szeptem Zuzanna. - To mogłoby ją
tylko zachęcić do...
Dellie spojrzała na nią zagadkowym wzrokiem.
- W porządku, kochanie. Jeśli nie chcesz, Ŝeby twoje dziecko wiedziało o Baltimore, nic ode mnie
nie usłyszy na ten temat. ChociaŜ zupełnie nie pojmuję twojej argumentacji. Baltimore to bardzo ładne
miasto. Okropnie duszne w lecie, ale ładne, o spójrz! Tam siedzi Rachel Henderson. Nie widziałam jej
od dawna. Haloooo, Rachel!
Nagle Nikki zapiszczała z radości. Zuzanna odwróciła się w jej stronę, Ŝeby zobaczyć do kogo z
tak dzikim entuzjazmem macha ręką.
- To on - zawołała dziewczynka, przeskakując z jednej nogi na drugą. Jasny warkocz uderzał ją w
kark, po kaŜdym podskoku.
Strona 10
-To on! Widzisz? Tam! Cześć, panie Martinelli!
Wszyscy skierowali wzrok na dziewczynkę, idącą szybkim krokiem do stolika osłoniętego
częściowo sceną. MęŜczyzna, widząc zbliŜające się dziecko, wstał.
- Nicole! - Zuzanna próbowała powstrzymać dziewczynkę słabym głosem.
Matt przywitał dziecko z entuzjazmem.
- Cześć. Cieszę się, Ŝe cię widzę. Wreszcie nie będę sam. Uśmiechnął się do dziewczynki.
Nikki roześmiała się głośno.
• Mówiłam ci przecieŜ, Ŝe jadamy tu kolacje w piątki. Masz dla nas miejsce?
• Zgadłaś - powiedział Matt i mrugnął konspiratorsko, a potem spojrzał przez salę na Zuzannę i
uśmiechnął się do niej.
• O BoŜe! - wykrzyknęła Dellie. On naprawdę jest... Włochem. Jaki podobny do Al Pacino.
Zawsze chciałam mówić po włosku. To taki liryczny język.
Dellie powoli zmierzała w stronę męŜczyzny i dziecka. Zuzanna delikatnie złapała ciotkę za
łokieć.
• Zaraz będzie stolik. MoŜe...
• Chcę porozmawiać z tym miłym młodym człowiekiem, Amanda nas znajdzie, kochanie. Chodź.
Nie moŜemy być takie niegrzeczne dla twojego nowego przyjaciela.
Zuzanna chciała sprostować, Ŝe Matt Martinelli wcale nie jest jej nowym przyjacielem, ale ze
słodkiego głosu ciotki wywnioskowała, Ŝe starsza pani wolałaby tego nie słyszeć.
Rozejrzała się po sali z nadzieją na wolny stolik. Niestety, nic się nie zwolniło. Dała więc za
wygraną i powiedziała do Dellie:
• W porządku, ale tylko przywitamy się, zabierzemy Nikki i...
• Niepotrzebnie zdzierasz sobie gardło, kotku - usłyszała za plecami Zuzanna. - Starszej pani juŜ
tu nie ma. Odeszła stąd od razu, gdy odwróciłaś się do niej tyłem. Spójrz, jak szybko idzie! - zaśmiał
się podstarzały męŜczyzna.
Serce zabiło mocniej, kiedy spojrzała na salę.
Dellie stała przy stoliku Matta i przedstawiała się. Wysoki męŜczyzna znacznie ją przewyŜszał.
Trzymał w obydwu rękach dłoń starszej pani, kiedy nagle odwrócił się w bok i zauwaŜył Zuzannę.
Uśmiechnął się do niej.
Rozbrojona ujmującym uśmiechem, skierowała się do stolika Matta.
- Cieszę się, Ŝe znów cię widzę, Zuzanno - powiedział, kiedy dotarła do nich.
- Dobry wieczór - odpowiedziała oschle, ale grzecznie. Matt zwrócił się ponownie do Dellie:
- Pani jest z pewnością ciocią, o której napomknęła mi Zuzanna. Dziś mam wyjątkowe szczęście.
Spotkałem przecieŜ trzy najpiękniejsze kobiety po tej stronie Mason-Dixon.
Dellie zaróŜowiła się jak dziewczynka i zaszczebiotała ciepłym głosem:
• Co za miłe słowa, panie Martinelli.
• Proszę nazywać mnie Matt. Pani Simpson, nienawidzę jeść samotnie, czy nie zechciałyby panie
dotrzymać mi towarzystwa?
Nikki natychmiast rzuciła matce błagalne spojrzenie, lecz zanim Zuzanna zdąŜyła zaprotestować,
Dellie odezwała się pierwsza:
- Z przyjemnością zjemy z panem kolację, młody człowieku.
Nie pozostało jej więc nic innego, jak tylko usiąść przy stoliku i zachowywać się w taki sposób,
aby nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Starsza pani prowadziła oŜywioną rozmowę z Mattem, a
Zuzanna zamówiła kieliszek wina śliwkowego. Przeglądając kartę, zastanawiała się, które z dań mogą
dostać prędzej. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce, nie naraŜając się jednocześnie właścicielce
lokalu. Przez cały czas przysłuchiwała się rozmowie.
- ...przyjechałem z Chicago - mówił Matt. - Mieszkałem tam stale, dopiero dwa miesiące temu
przeniosłem się do Millers Creek.
Dellie zaczęła opowiadać o jednym ze zmarłych kuzynów, który teŜ mieszkał w Chicago.
Zuzanna spojrzała na ciotkę zza karty. Znała juŜ losy tego człowieka i nie przypuszczała, Ŝe mogą
one zainteresować kogokolwiek. Matt okazał się jednak wyjątkowo cierpliwym słuchaczem, Ŝywo
zainteresowanym rozmową ze starszą panią.
Zuzanna zerknęła na jego ubranie. Dziś nie miał na sobie ani dŜinsów, ani śmiesznego
Strona 11
podkoszulka, tylko czerwoną sportową koszulę i granatowe spodnie. Bardzo chciała zobaczyć jego
buty, ale było to zupełnie niemoŜliwe, poniewaŜ nogi schował pod stołem. Przez chwilę korciło ją
nawet, Ŝeby podnieść obrus, ale zrezygnowała z tego.
- ...a pudel wypadł z drugiego piętra, przez otwarte drzwi windy. Smutne prawda? - zapytała
Dellie. -To się wydarzyło w tym samym czasie, kiedy kochana Maudie i ja bawiłyśmy się w most na
korytarzu najstarszego hotelu w Chicago z grupą uroczych basebollistów.
Zuzanna zdziwiła się, słysząc opowieść ciotki. Zaczęła swoją historię od BoŜego Narodzenia w
1942 roku i w krótkim czasie znalazła się juŜ przy pudlu i basebollistach. W tej samej chwili oboje z
Mattem skierowali wzrok na Dellie. Ich spojrzenia spotkały się. Zuzanna chciała się uśmiechnąć, ale
nie pozwoliła sobie na to. Chłodno popatrzyła na męŜczyznę.
Dobrze zrobi, jeśli będzie się trzymała z daleka od jego towarzystwa. Pomyślała, Ŝe facet, o takich
przenikliwych oczach i uśmiechu przyprawiającym o zawrót głowy, musi być niezłym flirciarzem.
MoŜe jest przewraŜliwiona, ale według niej Matt naleŜy do tego typu męŜczyzn, z którymi nie powinna
się zadawać.
Nie za często fascynowali ją nieodpowiedzialni egoiści. Właściwie zdarzyło się to tylko raz, lecz
niestety zauroczenie skończyło się ślubem. Jedyną dobrą stroną tej ciemnej przyjaźni była Nikki.
Zuzanna miała więc swój wielki cel. Sama wybrała sposób na Ŝycie i niczego nie chciała w nim
zmieniać.
Zuzanna zdecydowała się na wołowinę z groszkiem, a potem odłoŜyła kartę.
• Lubisz wło...?
• Włochów? - przerwała mu. Uśmiechnął się.
• Włoskie potrawy.
• Lubię lasagna.
- Jeśli myślisz, Ŝe lasagna jest najlepszym włoskim daniem, to się mylisz. Któregoś wieczoru
przyrządzę specjalnie dla ciebie tortellini, specjalność mojej matki. - Pocałował końce palców. - Są
wspaniałe.
Zuzanna uśmiechnęła się znacząco. Wiedziała, Ŝe Matt ma niewielkie szanse na znalezienie w
najbliŜszej okolicy jakiegokolwiek sklepu spoŜywczego.
- Czy twoja matka Ŝyje? - zapytała Dellie. „Przepytywanka rozpoczęta" - pomyślała Zuzanna.
Wiedziała, Ŝe nikt w całym Millers Creek nie jest lepszy od ciotki w uzyskiwaniu wiadomości od
rozmówcy. Jeśli przed deserem Dellie nie zdąŜy wyciągnąć z niego historii Ŝycia, będzie musiała zjeść
porcję z posiekanego smoka.
- Niestety nie - odpowiedział Matt. - Czy juŜ się pani na coś zdecydowała? A moŜe ja coś zamówię
dla pani?
Zuzanna czekała na następny atak ciotki, przyznając punkt Mattowi za szybką zmianę tematu.
- Proszę słodkie i kwaśne krewetki. Musisz bardzo za nią tęsknić. Zawsze jest nam cięŜko, kiedy
tracimy rodziców. Dawno umarła?
• Bardzo dawno temu.
• Byłeś wtedy bardzo młody?
Do stolika podeszła kelnerka z winem. Zuzanna roześmiała się cicho, widząc, jak Matt oddycha z
ulgą. Przez następne kilka minut dziewczyna ustawiała zamówione dania. Potem wszyscy próbowali
przekonać Nikki, Ŝe powinna zjeść zamówione jajka w majonezie, a nie upominać się
0 hamburgera i frytki.
Gdy tylko kelnerka oddaliła się od stolika, Dellie ponowiła pytanie:
- Byłeś bardzo młody, kiedy umarła twoja matka? Matt napełnił winem kieliszek Zuzanny.
- Odkąd skończyłem osiemnaście lat Ŝyję na własny rachunek.
Słowa męŜczyzny wzbudziły w Dellie litość, ale nie dała się tym zaspokoić.
- Nieszczęśniku. Taki młody, a juŜ samotny. Masz braci albo siostry?
Matt sięgnął po szklankę ze zmroŜoną wodą mineralną
1pociągnął głęboki łyk.
- Mam siostrę - powiedział nieśmiało. Rzadko dzielił się prywatnymi informacjami z kimkolwiek.
Miał taki stary zwyczaj, wyniesiony jeszcze z młodości, który nakazywał mu trzymać obcych na
dystans.
Strona 12
W trzech parach niebieskoszarych oczu wyczytał oczekiwanie. Poczuł się osaczony. Jeszcze rok
temu przeprowadziłby taką rozmowę bez większego wysiłku. Ale wtedy był kimś innym. Rok temu
pewne okoliczności zmusiły go do zastanowienia się nad sobą i własnym Ŝyciem.
Zuzanna zauwaŜyła zmieszanie Matta. Uśmiechnęła się z politowaniem.
• Wścibiamy nos w nie swoje sprawy. Przepraszam.
• AleŜ skąd. Proszę nie przepraszać. Nie chciałem być niegrzeczny. - Ku swojemu zaskoczeniu,
poczuł, Ŝe to prawda. - Nie miałem do tej pory duŜej praktyki w opowiadaniu o sobie.
Ścisnął mocniej szklankę w dłoni, zastanawiając się, co wybrać z myśli kłębiących się nagle w
głowie. Ich selekcja była trudniejsza, niŜ przypuszczał.
- Moja siostra Cara - zaczął powoli - miała dwanaście lat, kiedy umarła nasza matka. Wszyscy jej
krewni mieszkają we Włoszech. Mój ojciec... Właściwie nikogo więcej nie było. Pracownica działu
socjalnego chciała umieścić Carę w domu dziecka. Doprawdy nie wiem, jak to zrobiłem, ale udało mi
się ją przekonać, Ŝeby pozostawiła siostrę pod moją opieką.
Przed oczami zawirowały mu gorzkie wspomnienia z tamtych lat. PrzeŜył takŜe miłe chwile, lecz
tych było stosunkowo mniej...
...Doskonale pamięta ostrą zawieję śnieŜną, podczas której z modlitwą na ustach pomagał siostrze
wydostać się z płonącego budynku...
...pracę na dwa etaty i wieczory zajęte zmywaniem naczyń w greckiej restauracji po drugiej stronie
ulicy za połowę normalnego wynagrodzenia i obiady dla dwojga...
...przepiękny rysunek nieba i ziemi na ścianie w sypialni, który wniósł w ich Ŝycie odrobinę piękna,
tak bardzo brakującego im na co dzień...
...odkładanie kaŜdego grosza na nową sukienkę dla Cary.
...ocieranie łez i pocieszanie siostrzyczki, chociaŜ sam pragnął oparcia-i pomocy kogoś bliskiego...
Matt odstawił szklankę.
- Cara wyszła za mąŜ i mieszka w San Francisco. Została artystą grafikiem, a ja jestem z niej
dumny.
Zwierzenia męŜczyzny wzruszyły Zuzannę bardziej, niŜ by tego chciała. Nawet nie to, co mówił,
ale jak to powiedział. Domyśliła się teŜ wielu rzeczy, o których nie wspomniał. Wydawało się jej, Ŝe
przez ułamek sekundy zauwaŜyła smutek w oczach Matta. Chciała pojednawczo wyciągnąć do niego
rękę, ale ten odruch zaniepokoił ją. Wolała potraktować go jako flirciarza w kolorowych butach i
okularach przeciwsłonecznych.
Kelnerka wróciła do stolika z jajkiem i zupą. Nikki zaczęła opowiadać Mattowi o wszystkich
skarbach ukrytych na domowym strychu.
- Jest po brzegi wypełniony przeróŜnymi rzeczami. Są tam śmieszne, stare ubrania z piórkami,
falbankami, zabawki pradziadka, płyty i wiele innych wspaniałości. Wszystko na chodzie. MoŜe
mógłbyś przyjść kiedyś do nas. Pobawimy się wtedy razem. MoŜesz przyprowadzić z sobą psa, jeśli
chcesz oczywiście.
Matt uśmiechnął się do dziewczynki.
• Bardzo bym chciał cię odwiedzić, ale bez psa. Po prostu go nie mam.
• Och... - westchnęła zawiedziona. - Ja teŜ. Jeśli jednak będziesz miał kiedykolwiek szczeniaczka,
to przyprowadź go do nas. Wyprowadzę go na spacer i pobawię się z nim.
W oczach dziewczynki zabłysnął promyk nadziei. Matt nie mógł go zniszczyć. Mruknął: dziękuję,
i obiecał nie zapomnieć jej propozycji.
Zuzanna spojrzała na córkę.
- Nicole, nie zachowuj się w ten sposób. Matt wcale nie chce psa. Ja teŜ.
Nikki popatrzyła na matkę.
• Chciałam tylko być grzeczna, mamo. Wbiła jajko na widelec i włoŜyła do ust. ZdąŜyła jeszcze
wymamrotać: - Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie mogę mieć pieska.
• JuŜ to słyszałam - ostrzegła ją matka.
Widząc zaostrzającą się sytuację między obydwiema paniami, Matt podsunął Zuzannie półmisek z
kluskami.
• Wychowywałaś się w Millers Creek? - zapytał nagle.
Strona 13
• Urodziłam się tu, a wyjechałam do Atlanty dopiero po wyjściu za mąŜ. Wróciłyśmy z Nikki pięć
lat temu, po moim rozwodzie z Brianem i zamieszkałyśmy razem z ciocią - odpowiedziała Zuzanna.
Spojrzeli sobie w oczy jednocześnie.
- Nie wyobraŜam sobie Ŝycia gdzie indziej. Wszystkie trzy jesteśmy co do tego zgodne.
• Będziesz musiała zobaczyć sklep Matta, mamusiu -powiedziała Nikki, wykorzystując przerwę w
rozmowie. -Jest taki wspaniały. Stoi tam prawdziwa maszyna do praŜenia kukurydzy. Klienci dostają
torebkę po kaŜdym filmie! Mogłybyśmy pojechać tam po kolacji? Chciałabym zobaczyć jeszcze raz
Baby Boom. Proszę, proszę!
• Nie dziś - powiedziała Zuzanna. - Poza tym widziałaś ten film milion razy. Nie masz go juŜ
dość?
• Nie. Dzidziuś jest cudowny. Uwielbiam dzieci - odpowiedziała i spojrzała na Matta. - Masz
dzieci?
• Nigdy nie byłem Ŝonaty.
• Aha. - Nikki rozwaŜała przez moment jego odpowiedź. Po chwili ponowiła jednak pytanie:
• Ale ja chcę wiedzieć, czy masz dzieci?
• Nicole! - zawołała Zuzanna. - PrzecieŜ powiedział ci juŜ, Ŝe nie był Ŝonaty.
• AleŜ, mamo. Sama opowiadałaś mi róŜne historie z Ŝycia wzięte, kiedy miałam sześć lat. Wiem,
Ŝe nie trzeba wcale się pobierać, Ŝeby mieć dziecko.
Zuzanna była bardzo ciekawa, czy będzie pierwszą matką, która skona z zaŜenowania. Matt i
Dellie o mało nie spadli z krzeseł ze śmiechu.
- Nigdy nie miałaś sześciu lat - powiedziała córce. -Urodziłaś się juŜ jako trzydziestolatka.
Matt zapewnił Nikki, Ŝe nie ma Ŝadnych dzieci.
Do końca kolacji, Dellie dokładnie opowiedziała o wszystkich mieszkańcach miasteczka i ich
zasługach. Zuzanna natomiast, dzięki ciekawości ciotki, dowiedziała się, Ŝe Matt wynajmuje niewielki
dom w pobliŜu ich domu i Ŝe lubi gotować. Ciotka zaprosiła go takŜe na mszę do kościoła prezbite-
riańskiego, poniewaŜ, jak się okazało, Matt jest katolikiem.
Oboje z Nikki mają taki sam pogląd na temat praŜonej kukurydzy. Obchodzi urodziny ósmego sierpnia,
ma prawie czterdziestkę, lubi czytać horrory i ksiąŜki szpiegowskie.
PoniewaŜ Dellie nie uznawała sekretów, Matt dowiedział się więcej szczegółów o ich codziennym
Ŝyciu, niŜ Ŝyczyłaby sobie Zuzanna. Wiedział więc, Ŝe po powrocie do Millers Creek pracowała na pół
etatu w Związku MłodzieŜy Chrześcijańskiej i studiowała księgowość. Jej biuro mieści się w domu, a
według opinii najbliŜszych pracuje o wiele za duŜo. Ulubiony kolor to niebieski.
Zuzanna nie powstrzymała teŜ ciotki od podania mu całotygodniowego rozkładu ich zajęć: spotkań
w klubie ogrodnika, aerobicu Zuzanny trzy razy w tygodniu oraz lekcji tańca i gry na pianinie dla
Nikki.
Dziewczynka do opowieści ciotki dorzuciła jeszcze informacje o najlepszej przyjaciółce Billie Jo
Brown, która jest dumną właścicielką psa zowiącego się Ralf.
Kiedy po kolacji kelnerka sprzątnęła juŜ stolik, Dellie złapała Nikki za rękę.
• Wybaczcie nam, ale chciałybyśmy się przywitać z Rachel Henderson.
• Ja wcale nie chcę - zawołała dziewczynka. - Nie lubię jej. W tej zielonej sukience wygląda jak
ropucha. Zawsze szczypie mnie w policzki, nienawidzę tego.
Zuzanna wiedziała doskonale, Ŝe Dellie chce jej umoŜliwić zostanie sam na sam z Mattem.
- Nikki moŜe tu z nami zaczekać - powiedziała. Dellie nie dała jednak za wygraną.
- Nie, ona idzie ze mną. Rachel ma o niej takie dobre zdanie. Biedna kobieta ucieszy się z tego
spotkania - zakończyła. Po chwili zwróciła się jeszcze do Nikki i dodała: - A ty moja panno, jeśli
chcesz, Ŝeby cię nie uszczypnęła w policzki, nie podchodź do niej zbyt blisko.
Matt obserwował Zuzannę odprowadzającą je wzrokiem. Wyglądała jak przestraszona nastolatka
na pierwszej prywatce, kiedy niespodziewanie gaśnie światło. Od Nikki zdąŜył, się jeszcze dowiedzieć,
Ŝe mama potrafi cieszyć się Ŝyciem, chociaŜ niewiele odpoczywa. „Zuzanna Wright jest piękną kobietą
- pomyślał - ale potrzebuje od Ŝycia czegoś więcej."
Według niego odmieniłby ją romans. Postanowił więc przyjść z pomocą.
Rozdział 3
Strona 14
Przełknął ślinę. Zuzanna zwróciła wzrok w jego stronę.
- Wygląda na to, Ŝe zostałem rzucony wilkom na poŜarcie. Od czego zamierzasz zacząć? Złapiesz
mnie za rękę? Przyciśniesz nogę do mojej? To małe miasto. Ludzie zaczną
0nas mówić. Wiesz przecieŜ, Ŝe muszę dbać o reputację -powiedział z powaŜną miną na twarzy.
Uśmiechnęła się do niego mile.
- Z mojej strony nic nie zagraŜa twojej cnocie. Ale co do ludzi masz rację. Rachel ma w
miasteczku przydomek Gęba Południa, toteŜ wcale się nie zdziwię, kiedy jutro wszyscy będą wiedzieli,
Ŝe Zuzanna Wright jadła obiad z nowym przyjacielem, jakby określiła ciotka. KaŜdy zostanie
poinformowany, co mieliśmy na sobie, co jedliśmy, no
1oczywiście, o czym rozmawialiśmy.
Na twarzy Matta pojawił się rozbrajający uśmiech.
- Chciałbym być twoim przyjacielem. Właściwie, niczego bardziej nie pragnę.
Kiedy spojrzała na niego, przeszył ją lekki prąd od Ŝołądka, przez piersi aŜ do zaczerwienionych
policzków. „W głębi jego oczu kaŜda kobieta mogłaby się zagubić" - pomyślała, nie spuszczając z
niego wzroku.
Przez dobrą chwilę Ŝadne z nich nie poruszyło się. Nie dochodziły do nich głosy i dźwięki z sali.
Ciepło przepłynęło przez ciało Matta. Nagle zapragnął wstać i dotknąć jej. Poczuł, jak rozpiera go
poŜądanie, chociaŜ wiedział, Ŝe nie jest to ani czas, ani miejsce.
- Czy mogę ci zadać pytanie dotyczące interesującego mnie zagadnienia? - powiedział,
przerywając milczenie.
Zuzanna ocknęła się z zadumy i kiwnęła tylko głową.
- Przypuśćmy - zaczął - Ŝe pewien męŜczyzna spotkał kobietę, która go zafascynowała. Coś bardzo
intymnego mogłoby się między nimi wydarzyć. Czy według ciebie ta kobieta da szansę rozwijającej się
przyjaźni? Czy interesuje się moŜe kimś innym, a jeśli nie, to czy umówi się z tym męŜczyzną?
Randka? Facet z jaguara? Przyjaźń? Słowa wirowały jej w głowie, a kawałek wołowiny stanął w
gardle. Na moment z kłopotu wybawiła ją kelnerka, która przyniosła zamówioną kawę.
Samym spotkaniem nie była przeraŜona. Od rozwodu umawiała się od czasu do czasu. Byli to
przyjaciele z dzieciństwa, mili, bezpieczni męŜczyźni: bankier, adwokat, lekarz; wszyscy, jak i ona, za
bardzo zajęci karierami, Ŝeby się angaŜować emocjonalnie. Właściwie interesowało ich tylko miłe
towarzystwo na wieczór. Z nimi Zuzanna nie czuła się zagroŜona. Mogła kontrolować swoje
posunięcia. śaden nie mógł jej zranić, nic nie mogło skończyć się dla niej źle. To był luksus, za który
płaciła kompletnym brakiem uczuć z obu stron.
Wsypała cukier i wlała śmietankę do kawy. Matt Martinelli nie naleŜał do męŜczyzn, z którymi
mogła się umawiać. Zmysłowość, bijąca z kaŜdego centymetra jego ciała, kazała mieć się na baczności.
Taki człowiek nie pasował do stworzonego przez nią świata. MęŜczyzna z jaguara stanowił ryzyko,
którego bała się podjąć. „Lepiej, Ŝeby było nudno, ale bezpiecznie" - pomyślała.
Matt rzucił na Zuzannę zatroskane spojrzenie. Wyglądała na zasmuconą. „Co wpłynęło na tę
śmiertelną ciszę?" -zastanawiał się.
Usiadł wygodnie na krześle, wziął głęboki oddech, a potem delikatnie przypomniał o swojej
obecności.
-Kobiety, którym zadaję pytania, zazwyczaj nie wpadają w panikę. Mówią po prostu: tak, albo
głupio się śmieją.
Zuzanna przełknęła łyk kawy i spojrzała mu prosto w oczy.
• Posłuchaj, z pewnością jesteś miłym facetem.
• Moja matka zawsze mówiła, Ŝe mam kilka zalet - wtrącił Delikatny uśmiech przemknął przez
twarz Zuzanny.
- Matki muszą tak mówić. PrzecieŜ wychwalanie własnych dzieci to ich podstawowe zajęcie.
- Dlaczego mnie nie lubisz, Zuzanno? Pytanie Matta zaskoczyło ją.
- Ja... aleŜ - gubiła się. Im bardziej chciała powiedzieć, Ŝe nienawidzi jego seksownej sylwetki,
tym mniej miała siły, Ŝeby to z siebie wydusić. Cholera. Facet jest zbyt atrakcyjny, niesamowity... A do
tego wszystkiego po prostu sympatyczny. Jednak instynktowna samoobrona, zakodowana gdzieś
głęboko, skłoniła ją do grzecznego zaprzeczenia.
Strona 15
- Nie znam cię na tyle, Ŝebym mogła nie lubić.
- Masz rację. Nie znasz mnie. Zuzanna ponownie zaczerwieniła się.
- Więc spędź ze mną trochę czasu. Poznaj mnie lepiej. Pozwól mi udowodnić, Ŝe coś pięknego
moŜe się między nami wydarzyć. Dasz mi szansę, Zuzanno?
Jego uśmiech dotknął ją jak promień słońca po długiej, ciemnej zimie.
- Nie - powiedziała, zdziwiona swoim niezbyt przekonującym tonem. Spróbowała powtórzyć
odpowiedź, potrząsając przy tym głową: - Nie. Niestety, znów nie wypadło to dobrze, a do tego trudno
było oderwać zwrok od jego twarzy.
Matt obserwował rosnące w niej rozdarcie. Wiedział, Ŝe próbuje złamać go odmową, ale to jej
jakoś nie wychodzi. Uśmiechnął się więc jednym z najpiękniejszych uśmiechów. To było wszystko, co
mógł zrobić w takiej sytuacji.
Wczesnym rankiem następnego dnia, po nocnych rozmyślaniach o rozbrajającym uśmiechu i
piwnych oczach, Zuzanna postanowiła wyrzucić Matta ze swoich myśli. Do beŜowych bawełnianych
spodni włoŜyła niebieską koszulową bluzkę, rękawy podwinęła do łokcia, a potem zeszła na dół.
Rodzinka siedziała juŜ w kuchni, przy duŜym dębowym stole.
Dellie, ubrana w starodawnym stylu, rozsmarowywała na grzance dŜem domowej roboty.
Mamrotała pod nosem własny komentarz do wiadomości podanych w lokalnej prasie, a od czasu do
czasu z jej ust padało: Och, mój...
Nikki, z czerwonym walkmanem przypiętym do paska, wyginała młode ciałko w takt bigbitowej
muzyki i co chwila wydawała dzikie okrzyki: Oooouu jeee, ooo jaaa. Z łyŜki, którą dziewczynka
trzymała nad grzanką znajdującą się na talerzu, spływał miód.
W jej uszach Zuzanna wypatrzyła swoje jadeitowe kolczyki. Nalała sobie filiŜankę kawy, podeszła
do stołu, wyłączyła walkmana i usiadła.
• Hej! - zawołała dziewczynka. - Nie powinnaś tego robić! To była moja ulubiona piosenka!
• To ty nie powinnaś brać moich kolczyków bez pozwolenia - odparła Zuzanna i wyciągnęła rękę.
• Pasują do mojego stroju - mruknęła Nikki, oddając „zagrabione" rzeczy. - Nie pomyślałam, Ŝe
moŜesz mieć coś przeciwko temu.
• A jednak mam - odpowiedziała Zuzanna. - Czy masz odłoŜone pieniądze na tę całodniową
wycieczkę w przyszłym miesiącu?
Nikki skinęła głową.
- Po spotkaniu wrócę do domu z Billie Jo. Pojedziemy jej końmi. Czy mogę mieć konia?
- Nie. - Zuzanna przełknęła łyk kawy i przejrzała pobieŜnie sobotnie wydanie „Winston-Salem".
-To niezupełnie w porządku. Wszyscy oprócz mnie mają jakieś zwierzęta. Jestem poszkodowana.
Nie mogę nawet mieć złotych rybek. Wszystkie zabiłaś.
Zuanna zarumieniła się.
Tylko zmieniłam im wodę, no, a później zobaczyłam, jak pływają brzuszkami do góry. Skąd
mogłam wiedzieć, Ŝe woda powinna stać całą noc? Skończ wreszcie to śniadanie, proszę.
- Jestem gotowa. Nie zapomnijcie z Dellie o obiecanej pomocy na pikniku.
Zuzanna zapytała zdziwiona:
- Naprawdę zgodziłam się na coś takiego?
-Tak. Obiecałaś. Zgłosiłaś się do gotowania na ognisku.
• Musiałaś trafić na mój słaby dzień. Nie mogę wprost uwierzyć, Ŝe mówiłam takie rzeczy.
Nienawidzę pikników.
• Czy nie byłoby cudownie mieszkać na księŜycu? - odezwała się nagle Dellie. Jej oczy błyszczały
z podniecenia, jakby juŜ miała wykupiony bilet na tę wycieczkę.
- Co takiego? - wykrzyknęła Zuzanna.
- KsięŜyc - powtórzyła Dellie rozmarzonym głosem. -Myślę, Ŝe Ŝycie na księŜycu mogłoby być
bardzo urozmaicone. - Podniosła brwi i kontynuowała wywody - Mary Jane, moja najlepsza
przyjaciółka, nie wierzy w takie rzeczy. Nazywa je nonsensami. Dellie potrząsnęła głową z taką siłą,
jakby poczuła nagły ból. - Ona nie akceptuje nawet pierwszego człowieka na księŜycu. Mary Jane nie
ma po prostu wyobraźni - zakończyła Dellie i powróciła do swojej gazety. - Och, jak wspaniale. W tym
tygodniu na wyprzedaŜy będą Ŝeberka. MoŜe powinnyśmy zaprosić twojego młodego znajomego na
Strona 16
obiad.
Zuzanna nie odezwała się. Wiedziała, Ŝe ciotka ma na myśli oczywiście Matta, ale nie chciała
urazić kochanej staruszki. Dla niej Martinelli był ostatnią osobą na Ziemi, z którą chciałaby zasiąść do
pieczonych Ŝeberek.
Dziesięć minut później Nikki odjechała z Dellie jej czerwoną kabriolimuzyną. Dellie zamierzała
podrzucić dziewczynkę na zbiórkę harcerską, a sama jechała do Winston-Salem. Miała tam spotkać się
z przyjaciółką oraz odwiedzić miejscowe sklepy.
Zuzanna sprzątnęła stół i wstawiła naczynia do zlewozmywaka. Kiedy nalewała drugą filiŜankę
kawy, automatycznie pomyślała o rozkładzie zajęć na dzisiejszy dzień. Wkładała właśnie kubki do
zmywarki, gdy usłyszała dzwonek.
Otworzyła drzwi i stanęła jak wryta. Najpierw zobaczyła uśmiechniętą twarz owiniętą czerwonym
podkoszulkiem, a potem Matta opartego o poręcz schodów. Miał na sobie jedynie szare szorty i
tenisówki.
- Cześć - powiedział zasapany. - To jest... - Zaczerpnął powietrza w płuca i dokończył: - ...bardzo
romantyczny dom.
Zuzanna roześmiała się.
- Jestem... w dobrej formie. Biegam... pięć kilometrów dziennie.
Nie wątpiła wcale w jego formę. Od razu rzucały się w oczy mocne, dobrze rozwinięte mięśnie
męŜczyzny. Przełknęła ślinę i zapytała:
• Więc, co właściwie chcesz?
• Ciebie.
Serce zabiło mocniej, ale nie dała po sobie poznać wzruszenia. Kontrolując ton głosu, odezwała się
nieco złośliwie:
- Skończ te farmazony, Romeo. Czego chcesz naprawdę? Matt zaczerpnął świeŜy łyk powietrza,
potem odpowiedział:
-Jeśli nie mogę mieć ciebie, to poproszę o szklankęwody.
• Proszę bardzo. Nie mogę przecieŜ pozwolić, Ŝeby na mojej poręczy zawisło za chwilę jakieś
martwe ciało. Wchodl
• AleŜ, Zuzanno - zaczął, odpychając się zręcznie od poręczy. - Czy w twoim sercu nie ma miejsca
na odrobinę uczucia?
• Ani skrawka - odpaliła zadowolona z siebie. - Jestem pragmatyczką - dodała.
Matt wszedł za nią do środka, ciesząc się, Ŝe nie odesłała go do wszystkich diabłów. Powiesił
podkoszulek na poręczy krzesła i usiadł, nie spuszczając z oka Zuzanny, która właśnie napełniała
szklankę wodą i lodem.
• Proszę, sportowcu. Napij się.
• Dzięki. Pijąc rozglądał się po kuchni. Na półkach błyszczała biało-niebieska ceramika
holenderska. Pasowała do wystroju całego wnętrza, czyniąc je przytulnym i miłym. Na parapecie stały
poustawiane w rzędzie naczynia z ziołami. Podłoga oraz oszklone drzwi były dębowe, a wysokość
sufitu ocenił na jakieś trzy metry. Jedną ze ścian zajmował kominek wykonany z cegły, przy którym bez
względu na porę roku mogła zbierać się cała rodzinka.
Zuzanna dolała sobie kawy i zerknęła na Matta. Nie wiedziała, co powiedzieć ani jak zagrać przed
męŜczyzną, który tak bezceremonialnie zjawił się na jej schodach. Matt był niepoprawnie wytrwałym
osobnikiem.
• Bardzo się cieszę, Ŝe mogłem spędzić wieczór w twoim towarzystwie - powiedział, kiedy usiadła
naprzeciw. - Masz wspaniałą rodzinę.
• Moja wspaniała rodzina dziękuje ci takŜe.
• Wyjedziesz ze mną na Haiti?
Zuzanna nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Sposób prowadzenia rozmowy przypominał jej
do złudzenia styl inzmów z Dellie. Nic dziwnego, Ŝe obydwoje od razu przypadli sobie do serca.
• Nie. Wystarczy jeden dzień na słońcu, a będę wyglądać jak ugotowany homar.
• A co powiesz na piknik w cieniu? - zapytał i podniósł cięŜkie, czarne brwi.
• Zawsze znajdujesz jakieś wyjście, prawda? - Pociągnęła łyk kawy. - Nie będzie pikniku, Ŝadnej
randki ani tym podobnych rzeczy. Posłuchaj, doceniam to, Ŝe ci się podobam, ale...
Strona 17
- Dobrze. Początek mamy z głowy.
- ...nie interesuje mnie to. Prowadzę usystematyzowane Ŝycie. Nie ma w nim miejsca dla ciebie.
Nie gonię za tanim romansem. A poza tym nie mam czasu.
Rozsiadł się wygodnie na krześle, wyciągając nogi. Ręce skrzyŜował na brzuchu i wbił wzrok w jej
twarz.
- Co robisz dla własnej przyjemności?
- Przyjemności? - powtórzyła cicho. W tej chwili nie potrafiła skoncentrować się na niczym.
Wzrok utkwiła bowiem w zarośniętej klatce piersiowej Matta. Ciemny zarost zwęŜał się ku dołowi,
dochodząc do interesującego punktu, który znikał w spodenkach gimnastycznych.
• Ja... no więc... robię wiele rzeczy.
• Podaj jedną z nich.
• Spędzam wiele czasu z córką - odparła broniąc się.
- To robisz jako matka - powiedział, uśmiechając się powoli. - A jako kobieta? Nie potrafisz
niczego wskazać, prawda?
„Punkt dla ciebie - przemknęło jej przez myśl. - Kąpiel w pianie i dobre ksiąŜki to teŜ moja
przyjemność" - pomyślała. Nagle jej podświadomość opanował jeden obraz. Widziała na nim siebie i
męŜczyznę z jaguara splecionych razem, w wannie wypełnionej pianą. Poczuła, jak ciepło oblewa całe
ciało, od głowy aŜ po palce u nóg. Potrząsnęła głową, aby odgonić od siebie tę erotyczną scenę i
powiedziała z irytacją:
• Znajdź sobie jakąś milą kobietę i daj mi spokój.
• Nie chcę Ŝadnej miłej kobiety. Chcę...
- Jeszcze jedno słowo na ten temat, a wyproszę pana stąd, panie Martinelli!
Matt odpowiedział uśmiechem. Uwielbiał sposób, w jaki z nowoczesnej kobiety przemieniła się w
wiktoriańską pannę, i to w ciągu kilku zaledwie sekund. Ta nagła zmiana wywoływała w nim
niekłamaną chęć dalszej dyskusji, tylko po to, aby obserwować tę przemianę.
- Czy nie jesteś zmęczona samotnością, aniołku? -Nie. A ty?
- Czasami. - Wzruszył ramionami, wyprostował się i opróŜnił szklankę. - Wierzyłem, Ŝe
samotność jest preferowanym przeze mnie stylem Ŝycia. Powinienem juŜ iść.
Zuzanna zmieszała się, kiedy zdała sobie sprawę, iŜ wcale nie chce, Ŝeby odchodził. Będzie jednak
lepiej, jeśli pójdzie, poniewaŜ naprawdę nie chce mnieć z nim do czynienia. Naprawdę?
„Oczywiście" - powiedziała sobie, odprowadzając go do drzwi.
Odwrócił się do niej i uśmiechnął.
- Dziękuję za wodę. Wyciągnął rękę, prawie dotykając brzegu jej włosów.
Ten prosty gest zaparł jej dech w piersiach. Wszystko co mogła w tej chwili zrobić, to stanąć i
gapić się w ciemne oczy męŜczyzny jak niepoprawna nastolatka. Czuła, Ŝe chciał ją pocałować. Gdyby
to zrobił, nie miałaby dość sity, Ŝeby go odepchnąć.
- Do następnego spotkania, aniołku - powiedział, zarzucił podkoszulek na ramiona i wyszedł.
Zuzanna poczuła się trochę zawiedziona. Obserwowała j-o jednak do chwili, dopóki jego sylwetka
nie zniknęła z ho-lyzontu.
Samotność wkradła się do biura Zuzanny. Było to niemiłe uczucie, graniczące z niepokojem.
Usiadła przy biurku, gapiąc się przez okno. Nie interesowały ją Ŝadne rachunki, sprawozdania ani
rozkłady zajęć. Przez myśl przebiegło jej pytanie Matta: „Czy nie jesteś zmęczona samotnością?"
Teraz, właściwie po raz pierwszy od lat, zaczęła obawiać się samotności. Do tej pory jej Ŝycie
wypełniała przede wszystkim ciotka Dellie. Oprócz tego kochała swoją pracę, cieszył ją kaŜdy nowy
sukces, miała przyjaciół, kościół i wiele zajęć społecznych. Czy ktoś prowadzący taki tryb Ŝycia,
mógłby odczuwać samotność?
Nie, nie czuła się samotna. ChociaŜ musiała przyznać, Ŝe czasami rozwaŜała ten problem. Nigdy
jednak nie poddawała się, ale prawdę mówiąc, samotność doskwierała jej, kiedy była męŜatką.
MałŜeństwo z Brianem było kolosalną pomyłką. Zupełnie nie potrafił kochać kogokolwiek, oprócz
siebie, a to pociągało za sobą brak lojalności wobec drugiej strony. Osiemnastoletnia Zuzanna,
poślubiając go, wierzyła w długowieczność ich związku. Niestety, koniec tego małŜeństwa nadszedł
szybciej, niŜ się spodziewała.
„Dlaczego rozpatruję tę przykrą historię?" - zapytała siebie.
Strona 18
Przed oczami pojawił się jej nagle wizerunek Matta Martinellego, cholernie przystojnego faceta,
który uwodził wszystkich uroczym uśmiechem i wściekle czerwonymi mokasynami. W towarzystwie
takiego męŜczyzny kaŜda kobieta mogłaby zapomnieć, Ŝe zdrowy rozsądek nakazuje trzymać się od
niego z daleka. Nie musiała wcale znać teorii Freuda, Ŝeby zauwaŜyć, jak reagują ciało i zmysły w jego
obecności. To on przypominał jej, Ŝe jest nie tylko matką, przedsiębiorcą budującym swoje małe
imperium czy miłą towarzyszką wieczornych potańcówek. Obudził w niej kobietę. I dlatego właśnie
Zuzanna przysięgła sobie unikać go w przyszłości.
Wzięła do ręki rachunek z drogerii Walkersa i zatopiła wzrok w cyfrach, zapominając o
rozpatrywanym przed chwilą problemie samotności. W przeciwieństwie do męŜów i kochanków liczby
były zawsze stałe. Ich wartościom moŜna ufać, a jeden plus jeden daje dwa, bez względu na to, z której
strony patrzysz na cyfry.
Od pracy oderwał ją telefon. Spojrzała na aparat z mieszanymi uczuciami. MoŜe to on. A moŜe
jednak nie. Poczuła nagły ucisk w Ŝołądku. Podniosła słuchawkę. Dzwonił przyjaciel Dellie, który
chciał się koniecznie dowiedzieć, czy Zuzanna umówiła się z tym przystojnym Włochem. Szybko za-
przeczyła.
ZdąŜyła przejrzeć kolejne dwie kolumny cyfr, kiedy telefon zadzwonił ponownie. Tym razem
telefonowała Reesa Dunbar, koleŜanka z dzieciństwa. Okazało się, Ŝe jej ciotka, Rachel, widziała
Zuzannę w restauracji w towarzystwie właściciela sklepu ze sprzętem wideo. Gdy tylko wyjaśniła oko-
liczności, które zmusiły ją do zjedzenia kolacji z Mattem, obie panie przeszły do omawiania zbliŜającej
się wiosennej potańcówki w miejscowym klubie i obiecały zjeść razem obiad w nadchodzącym
tygodniu.
Prawie natychmiast telefon znów zadźwięczał. Zuzanna z trudem powstrzymała opryskliwy ton.
Rozpoczęła rozmowę mniej niŜ zachęcającym głosem.
- Nie jesteś dziś w najlepszym humorze? - zapytał Scott Cantrell, jeszcze jeden stary przyjaciel.
- Przepraszam. Pracuję. Co nowego?
- Dokładnie o to samo chciałem zapytać. Słyszałem, Ŝe spotykasz się z właścicielem sklepu ze
sprzętem wideo. Zastanawiam się więc, czy w związku z tym pójdziesz z nim na tańce w przyszłym
tygodniu. Powiedz mi od razu, Ŝebym mógł umówić się z kimś innym. O ile wiem, Reesa nie ma nikogo
na ten wieczór. Chyba zgodziłaby się pójść ze mną.
Zuzanny nie zmartwiły wcale zamiary Scotta. Odkąd sięga pamięcią, ich trójka przyjaźniła się na
dobre i złe. Chciała postawić sprawę jasno, Ŝeby uniknąć niedomówień.
• Nie spotykam się z tym męŜczyzną - powiedziała zniecierpliwiona. - Zupełnie przypadkowo
zjedliśmy razem kolację. To wszystko. A swoją drogą, ciekawa jestem, kto cię tak dokładnie
poinformował?
• Dziś rano jadłem śniadanie z Reesą i jej ciotką. Według Gęby wyglądaliście na dobraną parę.
Stara Rachel mówiła...
• Scott, odkąd słuchasz paplaniny Gęby Południa? Na miłość boską, przecieŜ tylko natknęłam się
na tego męŜczyznę. Spotkamy się w sobotę o siódmej, chyba Ŝe chcesz wziąć na tańce kogoś innego.
OdłoŜyła słuchawkę i pomyślała: „Właściwie wszyscy męŜczyźni, a jeden szalony Włoch w
szczególności, potrafią zadawać ból". Wróciła do papierów nieco sfrustrowana.
ZdąŜyła juŜ przejrzeć sporą część, kiedy usłyszała dzow-nek do drzwi. Skrzywiła się z
niezadowolenia i rzuciła trzymany w ręku ołówek. Schodząc do foyer, była gotowa zabić kaŜdego, kto
ośmielił się zakłócić jej spokój. Otworzyła drzwi z większym niŜ potrzeba zamachem.
Na schodach stał Fred Kendall, właściciel pobliskiej kwiaciarni. Za nim dyndał w powietrzu
olbrzymi balon, na którym namalowana była uśmiechnięta twarz.
- Dzień dobry, Zuziu - powiedział, wychylając głowę zza ogromnego bukietu czerwonych
amerykańskich róŜ. - To dla ciebie - zaczął, ciskając je prosto w ramiona Zuzanny. -Dziś rano,
przyszedł do mnie twój nowy adorator i wybrał je osobiście. Ten chłopak z pewnością powaŜnie o tobie
myśli.
Zuzanna poczuła, jak odpływają od niej siły. Nie wiedziała, czy powinna teraz usiąść na podłodze i
śmiać się histerycznie, czy teŜ zrobiłaby lepiej, gdyby nakrzyczała na starego Freda i wysłała go do
wszystkich diabłów. Facet z jaguara doprowadzał ją do szału!
Strona 19
Nagły podmuch wiatru poruszył zawieszony w powietrzu balon. Fred poczuł lekkie szarpnięcie.
Wyglądało na to, Ŝe kolorowy przedmiot koniecznie chce przypomnieć mu o swojej obecności.
-Aha! Ten balon teŜ jest twój - dodał, wciskając Zuzannie nitkę w rękę. - Matt nie był pewny, czy
go przyjmiesz, a moja Marta od razu powiedziała, Ŝe lepiej będzie nie próbować. Pomyślałem nawet o
sprzedaŜy tego balonu. - Zrobił chwilę przerwy, potem ciągnął: - Twój młody męŜczyzna zrobił
olbrzymie wraŜenie na mojej Marcie. Gdyby była dwadzieścia lat młodsza, z pewnością
zainteresowałaby się nim. Powiedziałem jej, Ŝe i tak moŜe spróbować. Wiesz przecieŜ, jak ukrywa
przed wszystkimi swój wiek. A ona mi na to...
- Fred, Fred - prawie zawołała Zuzanna. - Nie mogę przyjąć tych rzeczy. Zwróć je panu
Martinellemu. Nie chcę ich.
Fred delikatnie poklepał ją po policzku.
- Wiesz, Ŝe nie mogę tego zrobić, Zuziu. Weź kwiaty, kochanie. Daj Mattowi szansę. Wygląda na
bardzo zrównowaŜonego młodego człowieka. Według Marty to bardzo dobry materiał na męŜa. Dla
ciebie - dodał.
Zuzanna skrzywiła twarz. Ze teŜ musiała spotkać tego wstrętnego faceta. Przypadkowa kolacja,
trochę później bukiet czerwonych róŜ i juŜ ludzie chcą ich Ŝenić! „To jest właśnie jedna z przyjemności
mieszkania w małym mieście - pomyślała Zuzanna. - Wszyscy wiedzą lepiej ode mnie, jakie są moje
potrzeby."
Nagle na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Drogie kwiaty od męŜczyzny nie oznaczają wcale, Ŝe jest to odpowiedni facet dla mnie. Zresztą
nie szukam wcale męŜa.
Fred pokręcił łysą głową.
- Nie znajdziesz młodszego, a twoja córka potrzebuje ojca. Prawie zapomniałem, starzeję się. -
Sięgnął do kieszeni koszuli, wyciągnął z niej kawałek papieru i odczytał głośno: - Pan Martinelli
serdecznie zaprasza panią Zuzannę Wright na kolację do restauracji „Pod Czerwonym Smokiem", w
niedzielę o dziewiętnastej. - Spojrzał na nią wyczekująco.
Zuzanna wbiła wzrok w jego twarz, wychylając głowę ponad róŜe. Coś takiego jeszcze jej się nie
przydarzyło. Takie rzeczy w ogóle nie miały miejsca w j ej Ŝyciu!
- Dziękuję za doręczenie kwiatów. Są naprawdę piękne. Pozdrowienia dla Marty.
Słysząc słowa kobiety, Fred uznał misję za zakończoną. śyczył Zuzannie miłego dnia i zszedł ze
schodów.
Zuzanna wepchnęła balon do foyer. Zanim zamknęła drzwi, zauwaŜyła sąsiada, machającego do
Freda. Było jasne, Ŝe za kilka dni całe Millers Creek będzie wiedziało, kto komu posłał ogromny bukiet
czerwonych róŜ. Zwracając oczy ku niebu, szepnęła:
- Dlaczego ja?
Kiedy ruszyła do kuchni w poszukiwaniu wazonu, olbrzymia, uśmiechnięta twarz na kolorowym
balonie dotknęła jej ramienia. Ze złością odepchnęła ją. Wzruszyła ramionami i jeszcze raz powtórzyła:
-Dlaczego ja?
Matt wyjął torebkę praŜonej kukurydzy z automatu, otworzył ją i obserwował, unoszącą się nad
torebką parę.
Odetchnął głęboko. Zapach praŜonej kukurydzy zajmował jedno z pierwszych miejsc na jego liście
przyjemnostek. Na chwilę powrócił pamięcią do dziecięcych lat i kradzionych popołudni spędzanych w
kinie.
Pamiętał, jak gubił się w ciemnościach, aby choć na jakiś czas oderwać się od otaczającej go
rzeczywistości. Gdy miał pieniądze, kupował największą torebkę praŜonej kukurydzy z masłem.
To były dni, których nie lubił wspominać, choć wtedy nikt nie zabraniał mu jeść masła.
- Moja siła woli nie zna granic - mruknął. Zawartość torebki przesypał do plastykowej miseczki. -
Nie potrzebuję masła. Masło jest okropne. Smakuje jak rybie flaki.
Opuścił kuchnię z mniejszą niŜ zazwyczaj ilością tłuszczu, ale nie do końca przekonany o
potrzebie rezygnacji z przysmaku.
Dom z dwiema sypialniami, który Matt wynajmował, nie rzucał się w oczy. Stał na rogu ulicy w
starej części miasta, gdzie oprócz masywnych domów z cegły znajdowały się równieŜ lekkie domki z
Strona 20
desek. Cieniste dęby, delikatne derenie i kilka róŜowo kwitnących drzew sąsiad Matta nazywał
śmiertelnym mirtem, poniewaŜ w południe blokowały dostęp słońca. Małe, kwadratowe pokoje były
niewyszukane, ale przytulne. Matt czuł się tu jak w prawdziwym domu. Takiego uczucia nie miał nigdy
przedtem, nawet kiedy mieszkał w eleganckim apartamencie z widokiem na jezioro Michigan.
Włączył telewizor w salonie i usiadł, Ŝeby schrupać kukurydzę podczas wieczornego filmu. Dziś
szła stara romantyczna komedia „Father Goose", z Cary Grantem i Leslie Caron. Aktorka przypominała
mu trochę Zuzannę, na zewnątrz uszczypliwa i sztywna, ale wewnątrz wystarczająco gorąca, aby
rozpalić płomień poŜądania. Klasyka. Dokładna klasyka. Niezbyt wyszukana ani elegancka, o kruchej
konstrukcji. Znał takie kobiety w przeszłości.
W czasie krótkich przerw, podczas których napełniał sobie usta kukurydzą, podśpiewywał z Cary
Grantem. Bardzo chciał sam wręczyć Zuzannie te róŜe, ale nie był głupcem i wiedział, Ŝe na tym etapie
znajomości lepiej będzie, jeśli wyręczy się kimś innym. Wykrzywił usta w uśmiechu, kiedy pomyślał o
radzie Freda.
- Zuzia to uparta dziewczyna, chłopcze, ale nie poddawaj się. Nie rezygnuj z niej.
Matt nie zamierzał wcale poddawać się. Prawdę mówiąc, dopiero zaczął ją podrywać.
Wiedział doskonale, Ŝe jeszcze rok temu nie przeszłoby mu nawet przez myśl, aby tyle razy
próbować zbliŜyć się do kobiety. „Do diabła, rok temu moŜe nie zwróciłbym nawet na nią uwagi, a
teraz od pierwszego spotkania, ciągle analizuję swoje odczucia" - pomyślał. Zabawne, ale nie przeraŜa-
ła go juŜ Ŝadna radykalna zmiana jego osobowości. Sam doświadczył, jak cenne i niemoŜliwe do
przewidzenia moŜe być ludzkie Ŝycie.
- Jeśli znajdziesz to, czego pragniesz, nie rozglądaj się za niczym innym, poniewaŜ nigdy nie
wiesz, jak długo będzie ci dane cieszyć się szczęściem - powiedział głośno.
Ciągle czekał na jej odpowiedl Jak dotąd, Zuzanna nie zaakceptowała jego zaproszenia, ale teŜ nie
odmówiła. Kilka razy wykręcił nawet pierwsze cyfry jej numeru, lecz po chwili odkładał słuchawkę.
- Kobiety są podobne do róŜ - mruknął „Czy aby właściwie z nią postępuję?" - pomyślał.
Podrywanie nie naleŜało do jego najmocniejszych stron. W tym na głowę bił go Cary Grant. MoŜe więc
właśnie od niego mógłby się czegoś nauczyć.
Matt patrzył na zarośniętego, rozczochranego Cary Granta, który upijał się samotnie w chacie na
tropikalnej wyspie. Przebiegł go lekki dreszcz. Gdyby Zuzanna znała jego przeszłość, gdyby wiedziała,
jakie Ŝycie prowadził w Chicago, uznałaby na pewno, Ŝe nie jest wiele wart. ZŜera ją chorobliwa
ambicja. Poznał to od razu. „Jeśli chcę zbliŜyć się do niej, będę musiał zachować swoją tajemnicę dla
siebie" -pomyślał. Zuzanna dowie się tylko o jego błyskotliwej karierze, która pomogła mu w otwarciu
sklepu ze sprzętem wideo. Dopóki nie skruszy serca kobiety, nie moŜe spodziewać się zrozumienia z
jej strony.
Promienie słońca odbijały się w szybach pokrytych kolorowymi witraŜami. Wnętrze kościoła
wypełniał tłum ludzi, wystrojonych w najlepsze świąteczne ubrania.
Zuzanna i Dellie stanęły tuŜ przy wejściu. Z uśmiechem wręczały kaŜdemu kościelny biuletyn oraz
pozdrawiały wszystkich wchodzących.
• Dzień dobry, panie Taylor - powitała Zuzanna starszego pana. Biała róŜa, którą nosił w klapie,
oraz szczery u-śmiech zawsze stanowiły nieodłączne atrybuty jego image. Odkąd pamięta, wiekowy
jegomość przypinał białą róŜę codziennie od śmierci matki.
• Dzień dobry, Zuziu - powiedział wesoło, wręczając jej dwie laseczki gumy do Ŝucia, związane
gumką.
Uśmiechnęła się i podziękowała. „Ciekawe, ile pokoleń „kościółkowych dzieci" wykarmiono tą
gumą w niedzielne przedpołudnia" - pomyślała.
- O, panna Dellie - powiedział, zwracając się do ciotki. - Jest pani jak zawsze urocza. Czy mogę
prosić osiem biuletynów? - zapytał uprzejmie i natychmiast zaczął z nią gawędzić. Oboje byli przecieŜ
starymi przyjaciółmi.
Zuzanna podejrzewała, Ŝe pan Taylor podkochiwał się w Dellie, dlatego teŜ uśmiechała się pod
nosem, obserwując ich rozmowę. MęŜczyzna wyglądał starzej niŜ Bóg, ale ogrom sił witalnych stawiał