Gifford Bary - Dzikość serca

Szczegóły
Tytuł Gifford Bary - Dzikość serca
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Gifford Bary - Dzikość serca PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Gifford Bary - Dzikość serca PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Gifford Bary - Dzikość serca - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Barry Gifford DZIKOŚĆ SERCA Przełożył Krzysztof Fordoński DOM WYDAWNICZY REBIS POZNAŃ 1999 Tytuł oryginału Wild at Heart Copyright (c) 1990 by Barry Gifford All rights reserved Copyright (c) for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 1999 Redaktor Małgorzata Chwałek Opracowanie graficzne serii i projekt okładki Lucyna Talejko-Kwiatkowska Fotografia na okładce Piotr Chojnacki Wydanie I (w nowym tłumaczeniu) ISBN 83-7120-742-5 Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań tel. 867-47-08,867-81-40; fax 867-37-74 e-mail: [email protected] www.rebis.com.pl Fotoskład: Z.P. Akapit, Poznań, ul Czernichowska 50B, tel. 879-38-88 Druk: ABEDIK - Poznań Książkę tę dedykuję pamięci Charlesa Willeforda "Potrzebny ci facet, z którym mogłabyś pójść do piekła". Tuesday Weid BABSKIE GADANIE LULA I JEJ PRZYJACIÓŁKA Beany Thorn siedziały przy stoliku w Raindrop Club i popijając colę z rumem, przyglądały się i przysłuchiwały białej kapeli bluesowej The Bleach Boys. Kapela przeszła gładko od Dust My Broom Elmore'a Jamesa do Me and the Devil Roberta Johnsona, kiedy Beany parsknęła nagle. - Nie cierpię tego wokalisty. - Nie jest wcale taki zły - stwierdziła Lula. - Przynajmniej nie fałszuje. - Nie o to chodzi, po prostu jest okropny. Faceci z brodami i brzuszyskami od piwa stanowczo nie są w moim typie. Lula zachichotała. - Widzę przecież wyraźnie, że sama jesteś szczuplutka jak nie używana, niewoskowana żyłka do czyszczenia zębów i nie wiem, jak możesz go krytykować. - Dobra, dobra, tylko jeśli twierdzi, że całe to sadło spływa mu o północy do fiuta, na pewno kłamie. Lula i Beany wybuchnęły śmiechem, a potem pociągnęły po łyku ze swoich szklaneczek. - Słyszałam, że Sailor wychodzi niedługo z pudła - rzuciła Beany. - Zamierzasz się z nim spotkać? Lula skinęła głową, a potem skruszyła zębami i połknęła kostkę lodu. - Będę na niego czekała przy bramie - odparła. - Gdybym tak bardzo nie nienawidziła mężczyzn - powiedziała Beany - z całego serca życzyłabym ci szczęścia. - Nie wszyscy mężowie są doskonali. A Elmo pewnie nie zrobiłby bachora tej paniusi, gdybyś wcześniej sama nie wykopała go z domu. Beany nawijała na palec blond loczek nad czołem. 9 - Powinnam była mu odstrzelić jaja z trzydziestki ósemki, nie inaczej. The Bleach Boys przerzucili się na mambo w stylu profesora Longhaira, a Beany przywołała kelnerkę. - Przynieś nam jeszcze dwie cole z podwójnym rumem, dobrze? - powiedziała. - Kurczę, Lula, spójrz tylko, jak ta mała kręci zadkiem. - Mówisz o kelnerce? - Owszem. Założę się, że gdybym miała taki tyłeczek, Elmo nie wtykałby swojego ptaka w każdą dziurkę na naszym brzegu Tangipahoi. - Nie możesz być tego taka pewna - odparła Lula. W oczach Beany zakręciły się łzy. - Chyba tak - przyznała. - Ale zrezygnowałabym z wielu rzeczy, może nawet z valium, żeby tylko załatwić sobie lepszy tyłek, wiesz. DZIKOŚĆ SERCA SAILOR I LULA leżeli na łóżku w hotelu Cape Fear, wsłuchując się w skrzypienie obracającego się pod sufitem wentylatora. Z okna rozciągał się widok na rzekę wpadającą do Atlantyku; mogli stąd obserwować łodzie rybackie płynące wąskim kanałem. Czerwiec dobiegał końca, ale łagodny wiatr sprawiał, że - jak lubiła to określać Lula - było im "całkiem komfortowo". Matka Luli, Marietta Pace Fortune, zakazała córce spotykać się z Sailorem Ripleyem, ale Lula nie miała najmniejszego zamiaru stosować się do tego polecenia. Doszła do wniosku, że Sailor spłacił dług wobec społeczeństwa, jeśli w ogóle można było o czymś takim mówić. Nijak nie potrafiła pojąć, jak odsiadkę za zabicie człowieka, który próbował ciebie zabić, można uważać za spłatę długu wobec społeczeństwa. Społeczeństwo, jakie by tam było, zdaniem Luli z całą pewnością nie straciło zbyt wiele na eliminacji Boba Raya Lemona. Według Luli, Sailor zarówno na krótką, jak i na dłuższą metę spełnił wobec społeczeństwa dobry uczynek, za który zasługiwał na większą nagrodę niż dwa lata w obozie pracy Pee Dee River za zabójstwo drugiego stopnia. Na przykład na opłaconą w całości kilkutygodniową wycieczkę do Nowego Orleanu czy na Hilton Head dla siebie i osoby towarzyszącej, oczywiście Luli. Hotel najwyższej klasy i samochód do dyspozycji, jakiś szykowny nowiutki kabriolet, na przykład chrysler lebaron. To byłoby właściwe rozwiązanie. A biedny Sailor musiał oczyszczać pobocza z krzaków, uważać na węże i przez dwa lata jeść niezdrowe smażone żarcie. Został ukarany tylko dlatego, że miał o włos lepszy refleks niż ten kutas Bob Ray Lemon. Ten świat naprawdę ma nierówno pod sufitem, stwierdziła Lula. W każdym razie, Sailor wyszedł z kicia i wciąż 11 całował najlepiej na świecie, poza tym Marietta Pace Fortunę nigdy o niczym się nie dowie, więc żadnej sprawy nie będzie, prawda? - Tak a propos dowiadywania się - odezwała się Lula do Sailora - pisałam ci może o tym, że znalazłam na strychu w szufladzie biurka listy mojego dziadka? Sailor wsparł się na łokciu. - A propos czego? - zapytał. - A odpowiedź brzmi: nie. Lula cmoknęła dwa razy. - Wydawało mi się, że o tym mówiliśmy, ale pewnie tylko tak mi się wydawało. Czasami tak już mi się robi. Pomyślę sobie coś, a potem wydaje mi się, że powiedziałam to na głos. - Naprawdę tęskniłem za twoim sposobem myślenia, kiedy siedziałem w Pee Dee, kochanie - powiedział Sailor. - Za całą resztą oczywiście też. To, co dzieje się w twojej główce, musi być prywatną tajemnicą Pana Boga. Ale chciałaś mi opowiedzieć o jakichś listach. Lula usadowiła się na łóżku, podłożyła sobie pod plecy poduszkę. Długie czarne włosy, które zazwyczaj nosiła związane w kok i zawinięte jak ogon wyścigowego konia, były teraz rozrzucone na błękitnej poduszce jak skrzydła kruka. Jej wielkie szare oczy zawsze fascynowały Sailora. Kiedy karczował krzaki rosnące na poboczach, myślał zawsze właśnie o oczach Luli, pływał w nich jak w wielkich, chłodnych szarych jeziorach z malutkimi fiołkowymi wysepkami na środku. To one pozwoliły mu pozostać przy zdrowych zmysłach. - Wiele zastanawiałam się nad moim dziadkiem. Nad tym, dlaczego właściwie mama nigdy nawet nie wspomniała o swoim tacie? Wiedziałam tylko, że przed śmiercią mieszkał ze swoją mamą. - Mój tato też przed śmiercią mieszkał ze swoją mamą -powiedział Sailor. - Mówiłem ci o tym? Lula potrząsnęła głową. - Na pewno nie - rzuciła. - Dlaczego? - Był bez grosza, jak zwykle - wyjaśnił Sailor. - Moja mama umarła wcześniej na raka płuc. - Jakie papierosy paliła? - spytała Lula. - Camele. Tak samo jak ja. Lula przewróciła wielkimi szarymi oczami. 12 - Moja mama pali teraz marlboro - oznajmiła. - Kiedyś paliła koole. Podkradałam je od szóstej klasy. A kiedy byłam już dość duża, żeby sama kupować sobie papierosy, też kupowałam koole. Teraz przerzuciłam się na more'y, pewnie zauważyłeś? Są dłuższe. - Kiedy tato szukał roboty, przejechała go ciężarówka z żużlem na Dixie Guano Road koło Siedemdziesiątej Czwartej Ulicy - powiedział Sailor. - Gliniarze stwierdzili, że był nachlany... tato, nie ten kierowca... ale tak sobie myślę, że chcieli po prostu zamknąć szybko sprawę. Miałem wtedy czternaście lat. - Jezu, Sailor, tak mi przykro, kochanie. Nie miałam o niczym pojęcia. - Nie ma sprawy. I tak nieczęsto go oglądałem. Zawsze brakowało mi opieki rodzicielskiej- Obrońca z urzędu tak właśnie powiedział w czasie rozprawy o zwolnienie warunkowe. - Ale wracając do sprawy - rzekła Lula - okazało się, że tato mojej mamy zwinął pieniądze z banku, gdzie pracował. Złapali go. Zrobił to, żeby pomóc swojemu bratu, który chorował na gruźlicę, był wrakiem człowieka i nie mógł pracować. Dziadek dostał cztery lata w Statesville, a jego brat umarł. Pisał do babci listy prawie codziennie, pisał, jak bardzo ją kocha. Ale ona rozwiodła się z nim, kiedy siedział w więzieniu, i nigdy z nikim o nim nie rozmawiała. Nie cierpiała nawet jego imienia. Ale zatrzymała wszystkie jego listy! Uwierzyłbyś? Przeczytałam je, mówię ci, on naprawdę musiał ją kochać. Na pewno załamał się, kiedy nie stanęła w jego obronie. Ale kiedy pani Pace podejmie decyzję, nie da się już tego zmienić. Sailor zapalił camela i podał go Luli. Wzięła, go, zaciągnęła się głęboko, wydmuchnęła dym i raz jeszcze przewróciła oczami. - Ja stanęłabym w twojej obronie, Sailor - powiedziała -gdybyś zdefraudował pieniądze z banku. - Do diabła, orzeszku - odparł Sailor - byłaś przy mnie, kiedy załatwiłem Boba Raya Lemona. Nie można prosić o więcej. Lula przyciągnęła do siebie Sailora i pocałowała go delikatnie w usta. - Pociągasz mnie, Sailor, naprawdę mnie bierzesz -powiedziała - Doprowadzasz mnie do obłędu. 13 Sailor pociągnął prześcieradło, odsłaniając piersi Luli. - Ty też doskonale do mnie pasujesz. - Przypominasz mi mojego tatę, wiesz? - odezwała się Lula. -Mama mówiła mi, że lubił chude kobitki z troszkę przyduży-mi piersiami. Miał długi nos, tak jak ty. Opowiadałam ci kiedyś, jak umarł? - Nie, słodka, nic takiego nie pamiętam. - Zatruł się ołowiem, czyszcząc bez maski dom ze starej farby. Mama powiedziała potem, że mózg rozsypał mu się na kawałeczki. Zaczęło się od tego, że zaczął o wszystkim zapominać. Zrobił się bardzo gwałtowny. W końcu w środku nocy oblał się cały naftą i zapalił zapałkę. Prawie udało mu się spalić cały dom razem ze mną i mamą, bo spałyśmy na górze. Uciekłyśmy w ostatniej chwili. To było rok przed naszym poznaniem. Sailor wyjął papierosa z dłoni Luli i odłożył go do popielniczki stojącej obok łóżka. Położył dłonie na jej drobnych, ładnie umięśnionych ramionach i zaczął je pieścić. - Jak dorobiłaś się takich mocnych ramion? - zapytał. - Pewnie od pływania - odparła Lula. - Już jako dziecko kochałam pływać. Przyciągnął ją i pocałował w szyję. - Masz taką śliczną długą szyję, jak łabędź - powiedział. - Babcia Pace miała długą, gładką, białą szyję - przypomniała sobie. - Była tak biała, że wyglądała jak posąg. Za bardzo kocham słońce, by mieć tak białą skórę. Sailor i Lula kochali się, a potem, kiedy Sailor zasnął, Lula stanęła koło okna i zapaliła jednego z jego cameli, wpatrując się w ujście rzeki Cape Fear. Trochę to straszne, stać tak na samym krańcu wielkiej wody. Spojrzała w stronę Sailora, który wyciągnął się na plecach. Dziwne, że taki chłopak jak Sailor nie ma żadnych tatuaży, pomyślała. Tacy faceci mają ich zwykle całe mnóstwo. Sailor zachrapał i przewrócił się na bok, odsłaniając przed Lulą długie wąskie plecy i płaski tyłek. Zaciągnęła się raz jeszcze i wyrzuciła papierosa przez okno do rzeki. WUJEK POOCH - PIĘĆ LAT TEMU - odezwała się Lula - kiedy miałam piętnaście lat, mama powiedziała mi, że kiedy zacznę myśleć o seksie, powinnam z nią porozmawiać, zanim cokolwiek zrobię. - Ależ, kochanie - wtrącił Sailor. - Wydawało mi się, że mówiłaś, że wujek Pooch zgwałcił cię, kiedy miałaś trzynaście lat. Lula skinęła głową. Stała w łazience pokoju w hotelu Cape Fear, bawiąc się włosami przed lustrem. Sailor przyglądał jej się przez drzwi, leżąc na łóżku. - To prawda - przyznała. - Wujek Pooch nie był tak naprawdę moim wujkiem. To znaczy, nie był moim krewniakiem. Był... wspólnikiem taty? A mama z całą pewnością nigdy się nie dowiedziała, co stało się między nami. Naprawdę nazywał się jakoś tak europejsko, coś jak Pucinski. Ale wszyscy nazywali go Pooch. Zachodził czasem do nas, kiedy nie było taty. Zawsze myślałam, że smali cholewki do mamy, więc kiedy pewnego wieczoru dobrał się do mnie, byłam naprawdę nieźle zaskoczona. - Jak do tego doszło, orzeszku? - zapytał Sailor. - Wyciągnął swoją ropuchę i puścił ją na łowy? Lula sczesała włosy na bok i zmarszczyła czoło. Wyjęła z paczki leżącej na umywalce papierosa i zapaliła go; trzymała w ustach, dalej bawiąc się włosami. - Czasami jesteś strasznie wulgarny, wiesz, Sailor? - powiedziała. - Nic nie rozumiem, kiedy do mnie mówisz z more'em w ustach - odparł Sailor. Lula zaciągnęła się głęboko i odłożyła papierosa na krawędź umywalki. 15 - Powiedziałam, że czasami jesteś strasznie wulgarny. Ale chyba nic mnie to nie obchodzi. - Przepraszam, słoneczko - powiedział Sailor. - No, opowiedz mi, co właściwie zrobił stary Pooch. - No tak, mama poszła do Pracowitej Pszczółki, żeby sobie ufarbować włosy. A ja zostałam w domu sama. Wujek Pooch wszedł do środka przez taras, wiesz? Kiedy robiłam sobie właśnie kanapkę z galaretką i bananem. Pamiętam, że miałam nakręcone włosy, bo wieczorem wybierałam się z Vicky i Cherry Ann, siostrami DeSoto, na koncert Van Halen do Coliseum w Charlotte. Wujek Pooch na pewno wiedział, że jestem w domu zupełnie sama, bo od razu do mnie podszedł i położył mi dłonie na tyłeczku i potem oparł mnie o blat stołu. - Powiedział coś? - zapytał Sailor. Lula potrząsnęła przecząco głową i zaczęła rozczesywać splątane włosy. Sięgnęła po papierosa, zaciągnęła się pospiesznie i wrzuciła niedopałek do toalety. Żar papierosa wypalił brązową plamę na porcelanie umywalki. Lula polizała czubek palca wskazującego prawej dłoni i potarła plamę, ale nie chciało zejść. - Chyba nie - powiedziała. - A przynajmniej nic sobie nie przypominam. - Spuściła wodę i popatrzyła, jak morę rozpada się na kawałki, kiedy zakręcił się w wirze. - Co się stało później? - zapytał Sailor. - Wsunął mi rękę za bluzkę od przodu. - A ty co zrobiłaś? -Wylałam galaretkę na podłogę. Pamiętam, że pomyślałam sobie wtedy, że mama będzie na mnie zła, jak to zobaczy. Pochyliłam się, żeby ją wytrzeć, i wujek Pooch musiał wyjąć rękę. Pozwolił mi wytrzeć galaretkę i wyrzucić brudną serwetkę do śmieci, zanim posunął się dalej. - Bałaś się? - spytał Sailor. - Nie wiem - odparła Lula. - To znaczy, to był wujek Pooch. Znałam go od siódmego roku życia. Chyba nie potrafiłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. - Więc jak w końcu cię dmuchnął? Od razu w kuchni? -Nie, podniósł mnie do góry. Był niski, ale bardzo silny. Miał owłosione ramiona. Nosił wąsik w stylu Errola Flynna, kilka krótkich włosków tuż nad górną wargą. W każdym ra- 16 zie zaniósł mnie do sypialni służącej, gdzie nikt nie mieszkał od kilku lat, odkąd Abilene uciekła z tym kierowcą Sally Wil- by, Harlanem, potem pobrali się i zamieszkali w T<xpelo. Zro- biliśmy to na starym łóżku Abilene. - Zrobiliśmy to? - powtórzył Sailor. - Co to znaczy? Nie zmuszał cię? - No, oczywiście, że tak - powiedziała Lula. - Ale był strasz- nie delikatny, wiesz? To znaczy, zgwałcił mnie i w ogóle, ale tak sobie myślę, że są różne rodzaje gwałtów. Może nieko- niecznie chciałam, żeby to zrobił, ale wydaje mi się, że kiedy wszystko się zaczęło, nie było to już takie okropne. - Było ci dobrze? Lula odłożyła szczotkę i spojrzała na Sailora. Leżał nago, miał erekcję. - Czy moja historia tak cię podnieciła? - zapytała. - Dlate- go chcesz jej słuchać? Sailor roześmiał się. - Nic na to nie mogę poradzić, kochanie. Zrobił to więcej niż raz? - Nie, wszystko stało się bardzo szybko. Niewiele poczułam. Straciłam wianek przypadkowo, kiedy miałam dwanaście lat. Wylądowałam pupą na wodzie, kiedy jeździłam na nartach wodnych na jeziorze Lanier we Flowery Branch w Georg�. Nie było więc wcale krwi ani nic takiego. Wujek Pooch wstał po prostu, wciągnął spodnie i wyszedł. Leżałam na łóżku Abi- lene, aż usłyszałam, jak odjeżdża. To było najgorsze, kiedy tak leżałam i słuchałam, jak sobie jedzie. - Co wtedy zrobiłaś? - Chyba wróciłam do kuchni i skończyłam robić kanapkę. Może po drodze zrobiłam jeszcze siusiu. ţ - I nigdy nikomu o tym nie opowiadałaś? - Tylko tobie - odparła Lula. - Później wujek Pooch zacho- wywał się w moim towarzystwie tak samo jak wcześniej. I nigdy więcej nie próbował nic ze mną robić. Zawsze dosta- wałam od niego ładny prezent na Boże Narodzenie, płaszczyk albo coś z biżuterii. Zginął w wypadku samochodowym trzy lata później podczas wakacji na Myrtle Beach. Jak na mój gust, nadal jest tam za duży ruch. Sailor wyciągnął ku niej dłoń. 17 - Chodź tu do mnie - powiedział. Lula podeszła i usiadła na krawędzi łóżka. Erekcja Sailora zmniejszyła się już o połowę, wzięła więc jego członek w lewą rękę. - Nie musisz nic dla mnie robić, kochanie - powiedział Sai-lor. - Nic mi nie jest. Lula odrzuciła w tył włosy. - Niech cię diabli porwą, Sailor - żachnęła się - nie zawsze myślę tylko o tobie. Siedziała przez chwilę bez ruchu, a potem zalała się łzami. Sailor usiadł na łóżku i wziął ją w ramiona, i kołysał bez słowa, aż przestała płakać. MARIETTA I JOHNNIE - WIEDZIAŁAM, ŻE DO TEGO DOJDZIE. Kiedy tylko ten śmieć wyszedł z Pee Dee, wiedziałam, że będą kłopoty. Ma na nią wpływ, którego w żaden sposób nie potrafię pojąć. Lula ma w sobie coś dzikiego, sama nie wiem, skąd jej się to wzięło. Musisz ich znaleźć, Johnnie, i zastrzelić tego chłopaka. Zabij go po prostu i utop trupa na moczarach. Zlikwiduj ten problem raz na zawsze. Johnnie Farragut uśmiechnął się i potrząsnął głową. - Posłuchaj, Marietto, wiesz, że nie mogę zabić Sailora. - Dlaczego nie, do najjaśniejszej cholery? Przecież on zabił już człowieka, może nie? Tego jakiegoś tam Lemona. - I odsiedział za to wyrok. Jest jeszcze druga sprawa: jeśli Lula jest z nim z własnej nieprzymuszonej woli, to znaczy że nikt jej do niczego nie zmusza, w takim wypadku niewiele mogę zrobić. - Nie odzywaj się do mnie w ten sposób, Johnnie Farragut. Wiem, co to znaczy z własnej nieprzymuszonej woli, i właśnie dlatego chcę, żeby Sailor Ripley zniknął raz na zawsze z powierzchni tej planety! To zwyczajny męt, który przykleił się do mojej córeczki. Mógłbyś tak to załatwić, żeby to on zrobił pierwszy ruch, i wtedy go zastrzelić. To byłaby samoobrona, a z jego przeszłością nikt specjalnie by się nie przejął całą sprawą. Johnnie nalał sobie następną szklaneczkę Johnnie walkera black label. Podsunął butelkę Marietcie, ale ona potrząsnęła głową i nakryła swoją szklankę dłonią. - Znajdę Lulę, Marietto, jeśli rzeczywiście jest z młodym Ripleyem, porozmawiam z nim poważnie, a ją spróbuję przekonać, żeby ze mną wróciła. To wszystko, co mogę zrobić. -Pociągnął długi łyk whisky. Marietta wybuchnęła płaczem. Łkała przez kilka sekund i urwała równie niespodziewanie, jak zaczęła. Jej szare oczy zaszkliły się i zaczerwieniły odrobinę. 19 - W takim razie wynajmę płatnego mordercę - stwierdziła. - Jeśli ty mi nie pomożesz, zadzwonię do Marcella Santosa. Był przyjacielem Clyde'a. - Posłuchaj, Marietto, chcę ci pomóc. Nie unoś się. Sama nie chcesz wciągać w to Santosa i jego ludzi. A tak przy okazji, ty i Clyde wcale nie żyliście z sobą tak świetnie, zwłaszcza pod koniec. - Clyde'a zabił ołów z farby, Johnnie, a nie Marcello. Dobrze o tym wiesz. A w każdym razie Marcello Santos zawsze robił do mnie słodkie oczy, jeszcze zanim wyszłam za Clyde'a. Mama nie życzyła sobie, bym się z nim spotykała, więc zawsze trzymałam się na dystans. Pewnie nie powinnam była jej słuchać. Spójrz tylko na Lulę. Ona nigdy nie zwraca najmniejszej uwagi na to, co mówię. - Czasy się zmieniły, Marietto. - Ale podstawy dobrego wychowania nie. Może dzisiejsze dzieciaki za bardzo wbiły sobie do głowy, że świat może w każdej chwili wylecieć w powietrze, ale mam wrażenie, że ani nie mają pojęcia, ani nic ich nie obchodzi, jak należy się zachowywać. - Ja też to zauważyłem - powiedział Johnnie. Pociągnął długi łyk szkockiej, rozsiadł się wygodnie w dawnym fotelu Clyde'a Fortune'a i przymknął oczy. - Lula też pewnie tak uważa - odezwała się Marietta. - Ale to przede wszystkim moja wina. Wydaje mi się, że po śmierci Clyde'a rozpuszczałam ją o wiele bardziej, niż powinnam. - Nie była to szczególnie zaskakująca reakcja, Marietto. - Rozumiem, ale nijak nie potrafię zrozumieć obsesji, jaką ona ma na punkcie tego mordercy. Johnnie czknął cicho i otworzył oczy. - On wcale nie jest mordercą. Musisz w końcu się z tym pogodzić - powiedział. - O ile wiem, Sailor miał absolutnie czyste konto przed tą sprawą. A wtedy starał się tylko ochraniać Lulę. Posunął się tylko za daleko, to wszystko. - Może powinnam się gdzieś wybrać, Johnnie. Pojechać do Kairu albo Hiszpanii czy Singapuru na którąś z wycieczek, których reklamówki wysyła mi ciągle Diners Club. Myślisz, że Lula chciałaby pojechać ze mną? - Uważam, że najlepiej będzie, jeśli nie będziesz się zbytnio spieszyć. 20 UPAŁ - KIEDYŚ LUBIŁAM UPAŁY, Sailor, naprawdę - powiedziała Lula. - Teraz jednak nic mnie nie obchodzi, jak dobroczynny wpływ mają na moją skórę. Miałabym ochotę na chłodny wietrzyk. Sailor Ripley i Lula Pace Fortunę siedzieli obok siebie na leżakach na tarasie hotelu Cape Fear. Zbliżał się już wieczór, ale temperatura utrzymywała się wciąż powyżej trzydziestu stopni, około trzeciej po południu było prawie czterdzieści. - Kto ci powiedział, że upały robią dobrze na skórę? - spytał Sailor. - Dowiedziałam się o tym z kobiecych pism, kochanie. Takich, jakie kupuje się przy kasie w supermarkecie Winn-Dixie. Lula miała na sobie jednoczęściowy kostium kąpielowy, a Sailor założył tylko błękitne bokserki w białe cętki. Pogładziła jego ramię od swojej strony, lewe. - Masz śliczną skórę, Sailor. Taką gładką. Uwielbiam wprost tak przesuwać po niej bezmyślnie palcami, wiesz? Przywodzi mi to na myśl narciarza zjeżdżającego po idealnie białym śniegu. - To dlatego, że nigdy nie wychodzę na słońce - odpowiedział Sailor. - Nie prażę się jak ty. - Och, dobrze już - odparła Lula. - Ostatnio pojawia się mnóstwo artykułów o tym, jak wielu ludzi, nawet dzieci, dostaje raka skóry. Wszystko przez to, że warstwa ozonowa zanika. Wydaje mi się, że rząd powinien coś z tym zrobić. - Co takiego? - spytał Sailor. - Oddziela nas od kosmosu i w ogóle - wyjaśniła Lula. -Pewnego ranka słońce wzejdzie i wypali dziurę na wylot przez całą naszą planetę, jak wielki promień Roentgena. Sailor roześmiał się. 21 - Nic takiego nigdy się nie zdarzy, kochanie - powiedział. -A już na pewno nie za naszego życia. - Myślę o przyszłości, Sailor. A co, jeśli będziemy mieli dzieci, a one też będą miały dzieci? Twierdzisz, że nic by cię to nie obchodziło, gdyby wielka ognista kula zwaliła się na twoje wnuki? - Orzeszku, do tej pory będziemy już jeździć buickami na Księżyc. Lula spojrzała w stronę wody. Słońce schowało się już zupełnie, a reflektor, umieszczony na położonej około stu metrów na południe od hotelu wieży pilotów na rzece Cape Fear, oświetlał kanał żeglugowy. Ani Sailor, ani Lula nie odzywali się przez kilka minut. Na którymś z sąsiednich tarasów jakaś kobieta wybuchnęła dzikim szalonym śmiechem. Lula zacisnęła dłoń ze wszystkich sił na ramieniu Sailora. - Wszystko w porządku, kochanie? - zapytał, rozmasowując ramię. - Chyba tak - odparła. - Przepraszam, że ścisnęłam cię tak mocno, ale ten śmiech mnie wystraszył. Śmiała się zupełnie jak jakaś hiena, prawda? - Nigdy w życiu żadnej nie słyszałem - powiedział Sailor. - No, co ty, nawet w filmie przyrodniczym? - Dla mnie brzmiało to tak, jak gdyby paniusia po prostu dobrze się bawiła. - Ze wszystkich gwiazd filmowych najładniej śmiała się Susan Hayward - oznajmiła Lula. - Miała piękny śmiech. Bardzo gardłowy i z chrypką. Widziałeś kiedyś taki film, nie pamiętam tytułu, w którym grała kobietę skazaną na krzesło elektryczne albo na komorę gazową? - Nie - odparł Sailor. - Wyszła za narkomana, który ją bił. I zaprzyjaźniła się z tymi włamywaczami, i doszło do zabójstwa, i ona w zasadzie była niewinna, ale i tak dostała wyrok śmierci. No tak, w tym filmie bardzo dużo się śmiała. - Aż ją usmażyli. Lula skinęła głową. - No tak, ale panna Susan Hayward potrafiła się śmiać. - Zgłodniałaś już? - zapytał Sailor. - Chyba mogłabym już coś zjeść - odparła Lula. - Ale najpierw mnie pocałuj, kochanie. Tylko raz. W POŁUDNIOWYM STYLU LULA WŁOŻYŁA SWOJĄ ULUBIONĄ różową, kusą nocną koszulkę i przytuliła się do Sailora, który leżał na brzuchu w samych bokserkach, oglądając w telewizji Randkę w ciemno. - Dlaczego właściwie oglądasz te bzdury? - zapytała Lula. -Przecież ci ludzie nie mają w głowach choćby jednej sensownej myśli. - Tak sądzisz? - odezwał się Sailor, nie odrywając wzroku od ekranu. - Chcesz może opowiedzieć mi o sensownych myślach, które tobie przyszły ostatnio do głowy? - Dlaczego od razu musisz mnie atakować? - zapytała Lula. -Chciałam tylko powiedzieć, że mógłbyś poczytać jakąś książkę albo coś innego. Nie cierpię tego, jak ludzie wyglądają i zachowują się w telewizji. Wyglądają jak nadmuchiwane lalki. I ta niezdrowa cera, zwłaszcza kiedy ogląda się ich w kolorze. W czerni i bieli ludzie wychodzą o wiele lepiej. Sailor chrząknął. - Co się stało, kochanie? - W Pee Dee nie mieliśmy telewizji, kotku, wiesz? Nie starają się tam jakoś szczególnie zapewniać pensjonariuszom zakładu penitencjarnego godziwej rozrywki. Trzeba, że tak powiem, zadowalać się tym, co się ma. Lula podniosła głowę i pocałowała Sailora w policzek. - Przepraszam, malutki - powiedziała. - Czasami zapominam, gdzie byłeś przez ostatnie dwa lata. - Tylko dwadzieścia trzy miesiące i osiemnaście dni - poprawił Sailor. - Nie trzeba wcale nic dodawać. - Kiedy cię nie było - ciągnęła Lula - mama uparła się, żeby urządzić przyjęcie na cześć Armisteadów, jej znajomych z Missisipi. Przyjechali, żeby odwieźć córkę Drusillę do colle-ge'u. Przyszli też Sue i Bobby Breckenridge, i mama Bobby'e- 23 go, Alma. Alma ma już chyba z osiemdziesiąt sześć albo siedem lat. Siedziała w fotelu w kącie i nie ruszała się, i nie odezwała choćby słowem. Na pewno jest głucha, bo ani razu nie zareagowała na nic, co mówiono przez cały wieczór. Słuchasz mnie, Sailor? -Nauczyłem się robić kilka rzeczy naraz, orzeszku, przecież wiesz. - Tak tylko sprawdzam, żeby wiedzieć, że nie gadam po próżnicy. No tak, Eddie Armistead jest już stary jak mrówko-jad. Prowadzi sklep w Oksfordzie, gdzie się urodził i wychował. A mama ma wszystkie książki Williama Faulknera, tego pisarza, wiesz? Pauł Newman grał kiedyś w filmie opartym na jednej z nich. I Lee Remick, kiedy jeszcze była taka młoda i śliczna. Teraz, oczywiście, jest stara i śliczna. Więc mama pojechała zobaczyć dom Faulknera w Oksfordzie, bo teraz chyba jest tam muzeum, i w końcu spotkała Armisteadów. -A jego żona? - zapytał Sailor. - Pani Armistead? - spytała Lula. - No tak, ona niewiele mówiła. Elvie, chyba tak ma na imię... Mrówkojad gadał za wszystkich. Opowiadał, że kiedy był chłopcem, pan Bili - tak nazywał Williama Faulknera - skrzyczał go za to, że przebiegł przez klomb z tulipanami na jego plantacji. Rowan Oak, chyba tak się nazywała. Ponoć powiedział mu wtedy: "Powinieneś biegać dookoła klombu, Eddie". "Tak jest, panie Billu", odpowiedział Mrówkojad, a potem jeszcze raz przebiegł przez klomb z tulipanami Williama Faulknera. Nie wiedzieć czemu moja mama uznała, że było to bardzo zabawne. W każdym razie chciałam opowiedzieć ci o tej kolacji, Sailor. To było po prostu najlepsze. Mówiłam już o Drusilli? Tej córce? Wyglądała tak, jak gdyby można ją było wypić przez słomkę. Kiedy mama nakładała jej na talerz - a do tej chwili nie odezwała się ani słowem, jak stara Alma Breckenridge, przez calutki wieczór - poprosiła, żeby ziemniaki nie dotknęły mięsa. Bobby i ja spojrzeliśmy tylko po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem. "Co powiedziałaś?", zapytał Drusillę. "Nie mogłabym ich jeść, gdyby się stykały", powiedziała. Nie wydaje ci się, że to najdziwniejsza rzecz, jaką w życiu słyszałeś? - Słyszałem już dziwniejsze rzeczy - powiedział Sailor. - Ale rzeczywiście niezły z niej numer. 24 Lula cmoknęła. - A wiesz, co było potem? Kiedy Armisteadowie już sobie pojechali? Bobby powiedział, że Drusilla była pierwszą ślicznotką z Missisipi, jaką w życiu widział. W Randce w ciemno ładna blondyneczka w krótkiej białej sukience stała i chichocząc, przytulała się do wysokiego przystojnego chłopaka z całą burzą ciemnych włosów. - Co się stało? - spytała Lula. - Tych dwoje pojedzie na randkę na Hawaje - powiedział Sailor. - Panienka wybrała go z trzech facetów. - A ci odrzuceni coś dostają? - Darmowe talony do Kentucky Fried Chicken. - To chyba nieuczciwe - zauważyła Lula. - Do diabła, a kto powiedział, że Randka w ciemno ma się czymś różnić od prawdziwego życia? - spytał Sailor. - Chłopaki dostaną przynajmniej coś do jedzenia. RÓŻNICA - SAMA NIE WIEM, CO powinniśmy zrobić z mamą. Lula siedziała na krawędzi wanny, paląc more'a, podczas gdy Sailor golił się przy umywalce. - A co możesz zrobić? - zapytał. - Jest twoją mamą od dwudziestu lat z groszami. Wiesz dobrze, że w tym wieku już się nie zmieni. Lula przyglądała się tyłowi głowy Sailora, podziwiając jego kręcone brązowe włosy. - Kochanie? - odezwała się. - Widzę, że ta więzienna fryzura zaczyna już odrastać. Będę miała za co cię łapać, kiedy się będziemy kochać. Sailor roześmiał się. - Kiedy miałem dwanaście lat, mieszkała koło mnie dziewczynka, Bunny Sweet, która była ode mnie starsza o jakieś dwa, trzy lata. Bunny kochała taką jedną piosenkę, Laleczkę Buddy'ego Knoxa, przez cały czas ją nuciła, zwłaszcza ten kawałek, kiedy Buddy śpiewa "przeczesz palcami moje wosy". Właśnie tak, "wosy", nie włosy. Pewnego dnia Bunny i jej dwie kumpelki przyszły do mnie i zapytały, czy mogą przeczesać palcami moje wosy, tak jak w piosence. Podobały im się, bo były długie i kręcone. To były złe dziewczyny. Włóczyły się z miejscowymi łobuziakami, starszymi od nich. Były naprawdę seksowne, wiesz? Dobra, mówię więc, do roboty. Otoczyły mnie i Bunny wsunęła swoje długie purpurowe paznokcie w moje włosy, podobnie jak jej kumpelki. - I co wtedy powiedziały? - Coś w rodzaju "Och, kurczę, jakie miękkie!" Pamiętam plamy od tytoniu na ich palcach, pachniały Florida Water i papierosami. Myślałem o ich dłoniach, o tym, że waliły konia swoim chłopakom i wsadzały sobie palce w cipki. Nie mogłem 26 ustać w miejscu. Kiedy skończyły, obwąchały sobie palce, zatarły dłonie, a potem wytarły w spódniczki. Naprawdę mnie tym podnieciły. - Nigdy więcej nic podobnego z nimi nie robiłeś? - spytała Lula. Strząsnęła popiół z papierosa do wanny. - Nie, z tymi dziewczynami już nigdy - odparł Sailor. - Ale niewiele później poszedłem z kolegą na prywatkę do domu jakiejś dziewczyny, której nie znałem. Zaczęliśmy grać w butelkę i w końcu wylądowałem w bocznym pokoju z wyglądającą na bardzo porządną śliczną blondyneczką w sukience w niebieską kratkę. Mieliśmy tylko pocałować się raz i zaraz wracać, ale nie tak to poszło. Miała bardzo czerwone, błyszczące usta i zabraliśmy się do dzieła poważnie, bez pośpiechu i z języczkami. Lula wybuchnęła śmiechem. - Naprawdę niezłe zabawy dla dwunastolatków - zauważyła. - I na dodatek niespodzianka - powiedział Sailor. - Przynajmniej dla mnie. Tym bardziej że była to taka porządna dziewczynka, której nigdy wcześniej na oczy nie widziałem. Po jakichś trzech, czterech minutach usłyszeliśmy pozostałe dzieciaki, które tupały, krzyczały i gwizdały w sąsiednim pokoju. I ja, i ta dziewczynka byliśmy strasznie podnieceni, wiesz? I jak mówiłem, zdrowo zaskoczeni. "Chyba powinniśmy już wracać", mówi do mnie. Siedzieliśmy w jakimś magazynku, wszędzie wokół stały meble, w słabym czerwonym świetle jej oczy i usta wydawały się ogromne. Położyła dłoń na mojej głowie i bardzo, bardzo powoli przesunęła palcami po moich włosach. Spróbowałem pocałować ją jeszcze raz, ale uchyliła się i wybiegła z pokoju. Usłyszałem, jak dzieciaki krzyczą i tupią jeszcze głośniej, kiedy wróciła. Pamiętam, że próbowałem zetrzeć jej szminkę wierzchem dłoni, ale dałem sobie spokój i postanowiłem ją zostawić. A potem poszedłem za nią. Lula wrzuciła more'a do toalety. - Wiesz, nigdy jeszcze nie mówiłam ci o pewnej sprawie, Sailor. Kiedy miałam prawie szesnaście lat, zaszłam w ciążę. Sailor opłukał i wytarł ręcznikiem twarz. Odwrócił się i oparł o umywalkę. - Powiedziałaś mamie? - zapytał. 27 Lula skinęła głową. - Załatwiła mi aborcję w Miami u pewnego starego Żyda lekarza, który miał najbardziej owłosiony nos i uszy, jakie kiedykolwiek widziałam. Zajął się mną w pokoju hotelowym przy plaży i kiedy jechałyśmy windą na dół, omal nie zemdlałam, i płakałam z zamkniętymi ustami. Mama powiedziała: "Mam nadzieję, że jesteś mi wdzięczna za to, że wydałam sześćset dolarów, nie licząc kosztów podróży tu i z powrotem, na doktora Goldmana. Jest najlepszym specjalistą od aborcji na Południu". - Powiedziałaś, który chłopak ci to zrobił? - To był mój kuzyn. Dęli. Jego rodzina odwiedzała nas w czasie wakacji. - Co się z nim stało? - Och, nic. Nigdy nie powiedziałam mamie, że to Dęli. Po prostu stanowczo odmówiłam powiedzenia jej, kto jest ojcem. Dellowi też nie powiedziałam. Do tej pory zdążył już wrócić do domu, do Chattanoogi, uznałam, że nie ma to żadnego sensu. Przydarzyło mu się coś strasznego. Sześć miesięcy temu. - Co takiego, orzeszku? - Dęli zniknął. Najpierw zaczął dziwnie się zachowywać. Podchodził co piętnaście minut do różnych ludzi i pytał, jak się czują. Miał odloty i zachowywał się dziwnie. - Jak? - zapytał Sailor. - Na przykład mama opowiadała mi, że ciotka Rootie, mama Delia, znalazła go kiedyś w środku nocy, był kompletnie ubrany i przygotowywał sobie w kuchni kanapki. Ciocia Rootie zapytała go, co robi, a Dęli powiedział, że przygotowuje sobie drugie śniadanie i idzie do pracy. Jest spawaczem. Kazała mu wracać do łóżka. To potem zaczął opowiadać o pogodzie. Że deszcze kontrolowane są przez obcych, którzy mieszkają na Ziemi, ale zostali wysłani z innej planety jako szpiedzy. I o tym, że śledzą go wszędzie faceci, którzy noszą czarne skórzane rękawiczki, bo mają metalowe dłonie. - Pewnie to ci deszczowi chłopcy z kosmosu - zauważył Sailor. - To wcale nie jest zabawne - powiedziała Lula. - W grudniu, przed Bożym Narodzeniem, Dęli zniknął i ciocia najęła prywatnego detektywa, żeby go znalazł. Nie było go niemal 28 przez miesiąc, aż nagle pewnego ranka przyszedł do domu. Powiedział, że jechał do pracy i nagle znalazł się w Sarasocie na Florydzie na prześlicznej plaży, więc postanowił zatrzymać się tam na trochę. Ten prywatny detektyw kosztował ciocię ponad tysiąc dolarów. A po pewnym czasie Dęli znowu gdzieś zniknął i nikt więcej go nie widział. - Jakoś nie wydaje mi się, żeby był wariatem - orzekł Sailor. - Pewnie potrzebował tylko zmiany. - Jeszcze coś ci powiem o Dellu. - Co takiego? - Kiedy miał siedemnaście lat, zaczął łysieć. - I co z tego? - Teraz ma dwadzieścia cztery lata. Rok więcej od ciebie. I jest prawie łysy. - Gorsze rzeczy mogą się człowiekowi przytrafić, skarbie - powiedział Sailor. - Tak, chyba tak - przyznała Lula. - Ale mieć albo nie mieć włosów to jednak różnica. BRZOSKWINKA Z DIXIELANDU SAILOR I LULA siedzieli przy narożnym stoliku przy oknie kawiarni Niezapominajka. Lula piła mrożoną herbatę z potrójnym cukrem, a Sailor piwo high life prosto z butelki. Zamówili smażone ostrygi i sałatkę z kapusty i rozkoszowali się widokiem. W górze wisiał skrawek księżyca wyglądający jak obcięty paznokieć, niebo było ciemnoszare z pasmami czerwieni i żółci, a w dole czarny ocean leżał płasko na grzbiecie. - Ta woda przypomina mi wannę Buddy'ego Favre'a - powiedział Sailor. - Dlaczego? - spytała Lula. - Buddy Favre, facet, który polował z moim ojcem na kaczki, kąpał się codziennie wieczorem. Buddy był przysadzistym gościem z wąsami, kozią bródką i skośnymi oczami, więc wyglądał trochę jak diabeł, ale porządny był z niego facet. Był mechanikiem samochodowym, zajmował się ciężarówkami, wielkimi osiemnastokołowcami, i strasznie się przy tym brudził. Więc wieczorem, kiedy wracał do domu, lubił się moczyć w wannie pełnej Twenty Mule Team Borax, aż woda robiła się szaroczarna, taka jak ocean dzisiaj wieczorem. Mój tato wpadał do Buddy'ego i siadał na krześle w łazience, popijając har-pera, kiedy Buddy się kąpał. Czasami zabierał mnie z sobą. Buddy palił co wieczór skręta i częstował nim tatę, ale on wolał swoją whisky. Buddy twierdził, że maryśka pochodzi z Panamy i że pewnego dnia sam tam wyląduje. - I udało mu się? -Nie wiem, skarbie. Straciłem z nim kontakt po śmierci taty, ale Buddy był stanowczym facetem, więc tak sobie myślę, że w końcu tam dotrze, jeśli jeszcze go tam nie ma. -Gdzie po raz pierwszy się kochałeś, Sailor? Pamiętasz? Sailor pociągnął długi łyk high life'a. 30 - Oczywiście, że tak. Miałem wtedy piętnaście lat i z Bob-bym Tebbettsem i Gene'em Toy'em, moim przyjacielem, półkrwi Chińczykiem, opowiadałem ci o nim, pojechaliśmy pac-kardem caribbean rocznik 55 Bobby'ego do Ciudad Juarez, żeby znaleźć jakąś panienkę. Bobby był tam już wcześniej, kiedy odwiedzał rodzinę w El Paso, pojechał wtedy z kuzynami do Juarez i po raz pierwszy zakisili ogóry. Pewnego wieczoru Gene Toy i ja wyciągnęliśmy Bobby'ego na zwierzenia i od razu postanowiliśmy pojechać do Meksyku. - Strasznie daleka droga - powiedziała Lula - a wszystko po to tylko, żeby sobie pobzykać. - Mieliśmy wtedy zaledwie... niech się zastanowię... ja miałem piętnaście, Tebbetts siedemnaście i pół, a Gene Toy szesnaście lat. Wtedy po raz pierwszy posmakowałem seksu. W takim wieku ma się mnóstwo energii. - Moim zdaniem wciąż masz mnóstwo energii, kochanie. Kiedy po raz pierwszy kochałeś się z dziewczyną, która nie była prostytutką? - Jakieś dwa, trzy miesiące po Juarez - powiedział Sailor. -Pojechałem w odwiedziny do kuzyna, Juniora Traina, do Savannah, i poszliśmy do jakichś jego kumpli, których rodzice wyjechali. Pamiętam, że dzieciaki kąpały się w domowym basenie, a niektóre stały na podwórku albo w kuchni i piły piwo. Podeszła do mnie dziewczyna, była wysoka, wyższa ode mnie, miała naprawdę kremową skórę i bardzo interesujące znamię w kształcie gwiazdy na nosie. - Duże? - Nie, mniej więcej wielkości paznokcia, wyglądało prawie jak tatuaż. - Więc to ona do ciebie podeszła? - Tak. - Sailor roześmiał się. - Zapytała mnie, z kim przyszedłem, a ja odpowiedziałem, że z nikim, tylko z Juniorem. Wtedy zapytała, czy chcę napić się piwa, i podała mi szklankę, którą trzymała w ręku. Zapytała mnie, czy mieszkam w Savannah, odpowiedziałem, że nie, jestem tylko w gościach u rodziny. - Znała ich? - Nie. Przyjrzała mi się i przesunęła językiem po wargach, i położyła rękę na moim ramieniu. Miała na imię Irma. 31 - I co jej wtedy powiedziałeś? - Powiedziałem, jak mam na imię. A wtedy ona powiedziała coś w rodzaju: "Strasznie tu głośno na dole. Może pójdziemy na górę, tam przynajmniej będziemy się mogli słyszeć nawzajem?" Odwróciła się i poprowadziła mnie na górę. Kiedy była JUŻ prawie na ostatnim stopniu, wsunąłem jej od tyłu dłoń między nogi. - Och, kochanie - powiedziała Lula. - Brzydki z ciebie chłopiec! Sailor roześmiał się. - To samo mi wtedy powiedziała. Chciałem ją pocałować, ale wybuchnęła śmiechem i uciekła korytarzem. Znalazłem ją w pokoju, leżała już na łóżku. Zwariowana z niej była smarkula. Miała jasnopomarańczowe majteczki z czarnymi, takimi hiszpańskimi koronkami na bokach. Wiesz, takie, co to nie zasłaniają całego uda. - Figi? - spytała Lula. - Chyba tak. Przewróciła się po prostu na brzuch i wystawiła tyłek w górę. Wsunąłem dłoń między jej nogi, a ona zacisnęła na niej uda. - Podniecasz mnie, skarbie. Co potem zrobiła? - Miała twarz wciśniętą w poduszkę, odwróciła się do mnie, spojrzała przez ramię i powiedziała: "Nie obciągnę ci. Nawet mnie nie proś". - Biedna dziewczyna - powiedziała Lula. - Nie wiedziała, co traci. Jakie miała włosy? - Takie brązowawe, chyba blond. Ale poczekaj jeszcze, skarbie. Przewraca się na plecy, ściąga te swoje pomarańczowe majteczki i rozkłada nogi bardzo szeroko, i mówi do mnie: "Posmakuj brzoskwinki." - Jezu, skarbie! - krzyknęła Lula. - Dostałeś więcej, niż się spodziewałeś. Kelnerka podała zamówione ostrygi i kapustę. - Chcecie może jeszcze coś do picia? - spytała. Sailor dopił swoje piwo i oddał butelkę kelnerce. - Czemu nie? RESZTA ŚWIATA - WYŚLĘ SKĄDŚ POCZTÓWKĘ DO MAMY - powiedziała Lula. - Nie chcę, żeby martwiła się o mnie bardziej niż to konieczne. - Co to dla ciebie znaczy "konieczne"? - spytał Sailor. -Najprawdopodobniej już zadzwoniła na policję, do mojego kuratora i swojego chłopaka, tego prywatnego detektywa... jak on się nazywa? Jimmy Barabut albo jakoś podobnie. - Farragut. Johnnie Farragut. Chyba tak. Wiedziała, że będę chciała się z tobą spotkać, kiedy tylko cię wypuszczą, ale nie mam pojęcia, czy spodziewała się, że puścimy się razem w drogę. Sailor siedział za kierownicą należącego do Luli białego bonneville'a kabrioletu rocznik 75. Jechał sześćdziesiątką i nie opuścił dachu, żeby nie zwracać niczyjej uwagi. Byli właśnie dwadzieścia mil na północ od Hattiesburga, kierowali się na Biloxi, gdzie zamierzali zatrzymać się na noc. - To chyba znaczy, że łamiesz warunki zwolnienia? - rzuciła Lula. - Nie mylisz się - odparł Sailor. - Złamałem je dwieście mil stąd, kiedy przekroczyliśmy granicę hrabstwa Portagee. - Jak myślisz, Sailor, jak będzie w Kalifornii? Mówią, że tam prawie wcale nie pada. - O ile uda nam się tam dotrzeć, prawda? - Przejechaliśmy już bez kłopotów przez dwa i pół stanu. Sailor roześmiał się. - Przypomina mi to historię, którą usłyszałem w Pee Dee, o pewnym facecie, który pracował na dźwigu na Atchafalayi. Związał się z dziwką w New Iberia i wspólnie dokonali napadu na samochód z forsą, zabili kierowcę i strażnika i uciekli. Kobieta też strzelała. To ona wszystko wymyśliła, wszystko 33 mu powiedziała, a on tylko wykonał plan przygotowany przez jej chłopaka, który siedział w pierdlu w Angoli za napad z bronią w ręku. Uciekali na północ do Kolorado i przejechali Arkansas, dojechali do Oklahomy, byli już w okolicach Enid, kiedy dopadł ich nie kto inny jak jej chłopak z Angoli. Uciekł z pierdla, zaczął szukać swojej dawnej cizi i dowiedział się o napadzie na furgonetkę. Pisali o tym we wszystkich gazetach, bo napad był bardzo sprytny i odważny. Domyślił się, że to musiała zrobić ona, ze względu na sposób, w jaki go dokonano; to on jej powiedział, że najlepiej będzie uciekać do Kolorado, gdzie można ukryć pieniądze w starej kopalni. Oczywiście nie spodziewał się wcale, że może spróbować zrobić to bez niego. Zaplanował sobie ten skok, może nawet zamierzał skorzystać z jej pomocy, kiedy wyjdzie z Angoli. W każdym razie dorwał ich przed policją i rozwalił oboje. - Ładna historyjka, kochanie - powiedziała Lula. - Tylko dlaczego, na Boga, przypomniała ci się właśnie teraz? - Oni też przejechali przez dwa i pół stanu, zanim ich wielka wyprawa się skończyła. - A co się stało z tym uciekinierem z Angoli? - FBI złapało go w Denver i odesłało do Luizjany, żeby odsiedział do końca swój wyrok za napad. Przypuszcza się, że ukrył łup z napadu na furgonetkę z forsą w kopalni w Kolorado. Ciał nigdy nie odnaleziono. - Może je też zakopał w kopalni - rzuciła Lula. - To możliwe. Dowiedziałem się o tym od faceta, który kiedyś siedział w Angoli. W pierdlu można usłyszeć wiele historyjek, malutka, ale niewiele z nich trzyma się kupy. W tę jedną wierzę. Lula zapaliła papierosa. - To mi nie pachnie more'em - zauważył Sailor. - Bo to nie jest morę - odparła Lula. - Kupiłam sobie paczkę vantage'ów, kiedy wyjeżdżaliśmy z Cape. -Cuchną ohydnie. - Chyba tak, ale są mniej szkodliwe. - Nie zaczniesz chyba teraz martwić się o to, co dla ciebie szkodliwe, prawda, cukiereczku? To znaczy, właśnie przekraczasz granicę kolejnego stanu ze skazanym mordercą. 34 -Zabójcą, kochanie, nie mordercą. Nie przesadzaj. - W porządku, zabójcą, który złamał warunki zwolnienia i ma w głowie wyłącznie niemoralne plany, jeśli chodzi o ciebie. - Dzięki Bogu. Jeszcze mnie nie zawiodłeś, Sailor, czego nie mogę powiedzieć o całej reszcie świata. Sailor roześmiał się i przyspieszył do siedemdziesiątki. - Dobrze mi z tobą, orzeszku - powiedział. NAD ZATOKĄ - ŻYCIE JEST JAK PAPIER TOALETOWY, długie, szare i do dupy. - A co to za bzdury? - spytała Lula. Sailor roześmiał się. - Przeczytałem tylko napis na nalepce na zderzaku przed nami. Na tej furgonetce. - To obrzydliwe. Podobne poglądy należy zachowywać dla siebie. Czy dojechaliśmy już do Biloxi? - Prawie. Tak sobie myślę, że powinniśmy rozejrzeć się za jakimś miejscem, gdzie moglibyśmy się zatrzymać, a potem pójść coś zjeść. - Masz na myśli jakieś konkretne miejsce? - Powinniśmy trzymać się z dala od utartych szlaków. Nie zatrzymywać się w Holiday Inn, Ramadzie czy Motel Six. Jeśli Johnnie Farragut już za nami węszy, tam najpierw będzie się za nami rozglądać. Minęli tablicę z napisem BILOXI. - A może ten? - zaproponowała Lula. - Hotel Duch Dawnego Południa. - Wygląda mi raczej na Upiora Dawnego Południa - zauważył Sailor. - Ale możemy spróbować. Recepcja śmierdziała tłuszczem ze smażonych kurczaków, pod ogromnym wentylatorem siedziało na prostych krzesłach trzech staruszków, którzy oglądali w wielkim czarno-białym telewizorze talk-show Oprah Winfrey. Wszyscy trzej podnieśli wzrok, kiedy Lula i Sailor weszli do hotelu. Obok telewizora stała ogromna liściasta roślina doniczkowa, która wyglądała jak marihuana. - Kiedy byłem mały - wyszeptał Sailor do Luli - mój dziadek pokazał mi zdjęcie swego taty zrobione na zjeździe wete- 36 ranów armii Konfederacji. Ci staruszkowie w kącie przypominają mi właśnie tamto zdjęcie. Gdyby jeden czy dwóch miało długie białe brody, wyglądaliby tak jak żołnierze z albumu dziadka. Dziadek twierdził, że kiedy zrobiono to zdjęcie, prawie wszyscy weterani awansowali się sami na generałów. Pokój był mały, ale tani, szesnaście dolarów. Tynki na ścianach i suficie popękały, a w kącie stał zabytkowy telewizor motorola z anteną, która wyglądała jak uszy królika. Na stoliku do kart stały cztery szklanki i różowy kamionkowy dzbanek. W drugim rogu ustawiono zniszczone brązowe biurko, na środku pokoju zaś stało ogromne łoże z poobtłukiwanym czarnym wezgłowiem. Lula ściągnęła szarą kapę barwy po-myj, rzuciła ją na biurko i wyciągnęła się na łóżku. - Nienawidzę hotelowych kap - stwierdziła. - Prawie nigdy się ich nie pierze, a nie podoba mi się myśl, że mogłabym leżeć na czyimś brudzie. - Spójrz tylko na to - powiedział Sailor. Lula podniosła się i wyjrzała przez okno. Zauważyła, że dolna szyba była pęknięta w dwóch miejscach. - Na co, kochanie? - W basenie nie ma wody. Tylko uschnięte drzewo, prawdopodobnie zwalone przez piorun. - Ogromne. To było kiedyś wspaniałe miejsce. Samochody przejeżdżały ze świstem biegnącą wzdłuż zatoki drogą, na którą wychodziła fasada hotelu. - Pełno tu żołnierzy - zauważyła Lula. - Chodźmy coś zjeść, kochanie. Słońce już zachodzi. Po kolacji Sailor i Lula poszli na spacer plażą. Pełnia księżyca wybieliła piasek i sprawiła, że zatoka wyglądała jak płachta pomarszczonego karmazynu. Lula zdjęła buty. - Naprawdę myślisz, że mama wysłała za nami Johnniego Farraguta? - spytała. - Jeśli kogoś wysłała, to na pewno jego. Fala podpłynęła ku Luli, a ta pozwoliła jej opłukać stopy. Przez kilka minut szli w milczeniu. Opr