Fobes Tracy - Syrena

Szczegóły
Tytuł Fobes Tracy - Syrena
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Fobes Tracy - Syrena PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Fobes Tracy - Syrena PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Fobes Tracy - Syrena - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Tracy obes syrena przełożyła Teresa Komłosz Strona 2 Dla Anne-Marie - z wyrazami miłości Strona 3 Prolog Shoreham, Anglia PO wzgórzach hulał zimny wiatr. Świstał w gałęziach jałowca, zrywając martwe liście, bezlitośnie szarpał młodymi drzewkami. Rozpościerający się u stóp urwiska ocean nadawał powietrzu słony smak, a tuż nad ziemią unosiła się warstwa mgły, jaśniejąca odbitym blaskiem księżyca. Upiorne, podobne do duchów postacie zdawały się tańczyć pośród bladych, snujących się nad ziemią smug. Kiedy indziej stara Cyganka pewnie odmówiłaby szybką modlitwę odpędzającą piekielne opary, ale tej nocy słyszała jedynie krzyki tych, którzy pragnęli zobaczyć ją martwą. Przykucnęła między kilkoma żelaznymi krzyżami stojącymi na szczycie urwiska. Krzyże wyznaczały pradawne miejsce kultu, znacznie bardziej święte niż kościół wzniesiony pośrodku wioski i znacznie mniej kosztowne w utrzymaniu. W przeszłości czuła się tu bezpieczna. Tej nocy jednak miała świadomość, że owe krzyże mogą oznaczać jej grób. Chłód ciągnący od ziemi przez bose stopy boleśnie łamał ją w kościach. Jednakże w żyłach czuła magiczną moc, palącą niczym ogień, magię, nad którą tak do końca nigdy nie nauczyła się panować. Zawsze trzymała ją na wodzy z lęku, do czego mogłaby ją doprowadzić. Ale tej nocy... dzisiejszej nocy ta Strona 4 TRĄCY FOBES SYRENA magia wręcz ją przerażała. Niczym bestia zamknięta w lochu, Jednakże złodziej miał spryt i zwinność kota, a przy tym miotająca się w klatce, domagała się zemsty. moralność szakala. Nie zawahał się zdzielić strażnika maczugą Domagała się wypuszczenia na wolność. po głowie, a potem o mało jej nie udusił na śmierć, zanim Nocną ciszę rozdarły niespokojne krzyki. Anglicy byli coraz porwał klejnot z wyłożonej aksamitem szkatułki. Zapewne bliżej. łajdak był przekonany, że ją zabił, ale przeżyła i udało jej się I było ich wielu. dojrzeć jego twarz. Słyszała, jak uderzając kijami po krzakach, szukają jej Choć nienawidziła złodzieja, w pełni rozumiała, dlaczego rodaków, Cyganów, którzy znali ich grzechy. nie mógł się oprzeć pokusie zagarnięcia Morskiego Opalu. Ten Reszta plemienia uciekła brzegiem. Wcześniej próbowali jej niezwykły kamień lśnił wyjątkowym niebieskawym blaskiem, pomóc, pomóc swojej mądrej nestorce, która umie błogosławić jakby coś rozświetlało go od wewnątrz. A w jego głębi zdawały i przeklinać, uzdrawiać i sprowadzać chorobę. Miała świado­ się tańczyć przedziwne wzory. Nigdy w życiu nie widziała mość, że tylko by przeszkadzała tym, którzy mogli przetrwać, drugiego takiego klejnotu, który swym pięknem potrafił mącić więc ze ściśniętym sercem kazała im uciekać, a sama starała człowiekowi w głowie. Czasami wyobrażała sobie nawet, że się zyskać dla nich trochę czasu, przeklinając Anglików za ich wewnątrz opalu tkwi coś żywego, jakieś istnienie uwięzione zbrodnie. pod twardą powierzchnią, migotaniem i zmianami koloru Na zboczu wzgórza, od strony zbliżającej się tłuszczy, próbujące przekazać światu coś ważnego. ukazała się pomarańczowa łuna świateł. Cienie zatańczyły Ilu ludzi zginęło w walce o ten klejnot? pośród starych celtyckich krzyży. Ledwie zdążyła się skryć za Ilona mogła się tylko domyślać, że było ich bardzo wielu. największym z nich, gdy całkiem blisko rozbłysła pierwsza W uszach zadudniły jej echem nienawistne obelgi wymie­ pochodnia. rzone przeciwko Cyganom. Skuliła się w sobie. Złodziej, znany Zaciskając dłonie na krzyżu, próbowała uspokoić szybki, jako Anthony St. Germaine, według którego pierwszy lepszy urywany oddech. Czuła, jak magia rozpiera ją od środka. kundel zasługiwał na więcej szacunku niż Cygan, ukazał się Kosmyk włosów załaskotał ją po policzku. Zdała sobie sprawę, na najbliższym wzgórzu i zbliżał się ku niej wraz z bandą że włosy zaczynają jej stawać dęba. Dawniej była w stanie swych kompanów. Wszyscy aż kipieli gniewem, w ich prze­ panować nad swoją magiczną mocą dzięki Morskiemu Opalowi, konaniu całkowicie słusznym. potężnemu klejnotowi, który od wieków przynosił szczęście Serce jej załomotało, lewe ramię przeszył ból. Przez moment jej plemieniu. Teraz jednak, odkąd Morski Opal został skra­ miała wrażenie, że stare kości odmówią jej posłuszeństwa, że dziony, czuła się bezradna. nie będzie w stanie się ruszyć. Zdjęła ją zgroza na myśl, że Morski Opal. Jacyż byli głupi, że go stracili! Tylko jak mogli prześladowcy miną ją, skamieniałą w cieniu krzyża, i podążą cokolwiek ochronić przed tak bezwzględnym i przebiegłym w pościgu za resztą jej plemienia. złodziejem? Ilona uniosła podbródek, zbierając w sobie siły. Uratuje ich, Zacisnęła usta, przywołując w myślach sposoby, jakimi swoją Elenę i Stefana, Walthera i wszystkich pozostałych, starali się strzec klejnotu: zawsze woziła go we własnym wozie, którzy jej teraz potrzebowali. Podniosła się, z trudem prostując a jeden z jej młodych krewnych bezustannie czuwał na straży. obolałe kolana, i wyszła na otwartą przestrzeń, stając na drodze Strona 5 TRĄCY FOBES SYRENA nadciągającej bandy. Nie od razu ją dostrzegli; zapewne jej St. Germaine schował kamień z powrotem do kieszeni. sylwetka ginęła w cieniu krzyży. Szli dalej, głośnymi okrzykami - Nigdy go nie oddam, stara wiedźmo. wzywając boskiej pomocy w oczyszczeniu ich ziemi z Cyganów. - Ona jest wiedźmą - potwierdziła żona złodzieja wyraźnym, Jakby żądza krwi całkowicie wyzuła ich z człowieczeństwa. mocnym głosem. - Budzi obrzydzenie w oczach Boga, nie Kiedy zbliżyli się na odległość jakichś pięciu metrów, ktoś można tego tolerować. Musimy się pozbyć tej zarazy z naszej wreszcie ją zauważył. ziemi, zanim całkiem nas zniszczy. - A to co! - odezwał się kobiecy głos. Ilona rozpoznała żonę W tłumie podniosły się chrapliwe okrzyki. St. Germanie'a, znaną w całej osadzie z miłosiernych uczyn­ Ilona jęknęła. Przez całe życie unikała korzystania z magicz­ ków . - Czyżbyśmy wreszcie znaleźli jednego z tych cygańskich nej mocy, wiedząc, że trudno przwidzieć jej skutki, które często szakali? przynosiły więcej szkody niż pożytku. Ale jeszcze nigdy tak - A jakże, to jeden z tych kocmołuchów - zawtórował jej bardzo jej nie potrzebowała. Musiała zaryzykować, choćby po inny głos. Ten należał do samego St. Germaine' a. - Sprawdźmy, to, by ratować swoich bliskich. czemu nie ucieka przed nami tak jak reszta. Mrużąc oczy, nakreśliła w powietrzu kilka znaków; jej Podeszli bliżej i wszyscy naraz, złodziej, jego żona i pozostali, sękate starcze palce poruszały się z wdziękiem dziewczęcej unieśli pochodnie, dokładnie oświetlając Ilonę. dłoni. Ból w stawach ustąpił, kiedy magia spłynęła do koniusz­ - Popatrzcie na jej ubranie - rzekł inny kobiecy głos, cichszy, ków palców, a potem dotknęła Anglika, który stał najbliżej. stłumiony. - Powiewa, jakby targał je wiatr. - Węże - syknęła Ilona, patrząc na niego. Tłum nagle stał się ostrożny. St. Germaine z żoną zbliżyli Przeklęty mężczyzna cofnął się gwałtownie, po czym wy­ się do Ilony, ale reszta pozostała w miejscu. Ilona wiedziała, trzeszczając oczy, przycisnął ręce do brzucha. Najwyraźniej że wypełniająca ją magia zaczyna się materializować poza czuł już, że coś się dzieje z jego żołądkiem. obrębem jej ciała. Mimo to wciąż starała się nad nią panować, Śmiech, który rozbrzmiewał jeszcze przed chwilą, raptownie świadoma, jak straszna może być ta niezwykła moc. ucichł. Rozległy się niespokojne, zduszone okrzyki. - Odebraliście mi coś bardzo cennego - odezwała się słabym - Klnę się na Boga -rzekł St. Germaine, wypinając pierś. - głosem, bardziej pasującym do cygańskiego języka. - Nazywa Cyganko, zostaniesz ukarana. się Morski Opal. Oddajcie mi go, a daruję wam życie. Ilona nie odrywała oczu od stojącego najbliżej niej człowieka. Tłum znieruchomiał, zapanowała martwa cisza. A potem - Ukarz mnie - powiedziała spokojnie - a wszyscy do­ nagle jeden z mężczyzn wybuchnął śmiechem. Inni mu za­ staniecie węży. wtórowali, aż wreszcie zdawało się, że całe wzgórza drżą od Czoło przeklętego nieszczęśnika zrosiły krople potu. Palcami śmiechu. St. Germaine podszedł jeszcze bliżej i oświetlając wygiętymi na kształt szponów dźgał się po brzuchu. pochodnią swą brodatą twarz, wyciągnął rękę z niebiesko - Mam coś w środku - wystękał. - Ona mi tam coś włożyła. połyskującym klejnotem. To boli. - Potoczył wokół błędnym wzrokiem. - Tego szukasz? - spytał triumfalnie. Potrzeba mu noża, pomyślała Ilona. Ludzie dotknięci prze­ Ilonę przebiegły ciarki. kleństwem węży często sami próbowali wyciąć sobie wnętrz­ - Oddaj mi Morski Opal, a pozwolę ci zachować życie. ności, byle się uwolnić od bolesnych skurczów. Jeśli udało się Strona 6 TRĄCY FOBES SYRENA ich powstrzymać, wracali do normalnego stanu przed wschodem nych oczach, jej wnuk Stefan z dumnie uniesioną głową. słońca. Pozostali trzymali się nieco dalej, nie tak jasno oświetleni, ale Jeśli... Ilona i tak ich rozpoznała. - Widzisz, złodzieju, co mogę ci zrobić? - powiedziała, To byli bliscy jej ludzie. czując, że tym razem jeszcze jest w stanie panować nad swą Stali na samym skraju urwiska. Jakieś piętnaście metrów magiczną mocą. Miała nadzieję, że reszta plemienia jest już niżej fale oceanu waliły o brzeg. Gdyby Anglicy zmusili ich na tyle daleko, by uniknąć schwytania. do cofnięcia się choćby o krok, niechybnie spadliby w otchłań. - Nie boję się ciebie, stara Cyganko- oświadczył butnie Tłum ucichł. Ilona czuta napięcie w powietrzu. Śmierć była St. Germaine. - Pozbędę się ciebie. bardzo blisko. Bez ostrzeżenia zerwał z siebie wełniany płaszcz i narzucił - Puśćcie ich - wykrzyknęła - albo przeklnę was i waszych na Ilonę, unieruchamiając jej ramiona. Nim zdołała do końca krewnych, a wasze życie stanie się gorsze od samego piekła! pojąć, co się dzieje, tłum poderwał ją z ziemi i niósł na - Cicho bądź, cygańska wiedźmo - rzucił jeden z Anglików. ramionach jak barana do rzeźni. Ze złości Ilonie aż pociemniało przed oczyma. Rozbolała ją _ Wybaczam ci i niech Bóg także ci wybaczy! - zawołała. głowa. Siła, która pozwalała jej panować nad magiczną mocą, Słowa, które wyszły z jej ust, nie odpowiadały prawdzie. zaczęła ją opuszczać. Kochała Elenę, Walthera, Stefana i resztę swych bliskich tak St. Germaine wyciągnął miecz z pochwy u pasa. Ostrze zalśniło bardzo, że nigdy nie mogłaby wybaczyć wyrządzonej im srebrzyście w blasku księżyca. Dotknął końcem brzucha Stefana krzywdy. Prawda wyglądała tak, że gdyby ci Anglicy skrzyw- i wykonał pchnięcie. Jasnoczerwona krew splamiła koszulę. dzili kogokolwiek z jej plemienia, Ilona bez wahania dałaby - Cofnij się, szakalu - rozkazał - bo inaczej posiekam cię upust swym magicznym mocom, nie bacząc na groźne skutki. na kawałki. Nieśli ją jak kłodę drewna; czyjaś ręka wpijała jej się Stefan nawet nie drgnął. Oczy mu pałały bezsilnym gniewem. w kręgosłup, inna boleśnie uciskała żebra. Brak poszanowania Na ten widok Ilonie serce ścisnęło się z rozpaczy. dla jej godności był jeszcze dotkliwszy od bólu. Poczuła, że - Zabij mnie, angielska świnio - rzekł wyzywającym tonem. znów budzi się w niej bestia, tym razem pełna nie tylko magii, - Nie! - zawołała Ilona. ale i wścieldości. Stare cygańskie przekleństwo samo wymknęło St. Germaine zmrużył oczy. Przeniósł czubek miecza na jej się z ust, narażając ją na brutalne szarpnięcia... ale i dając szyję Stefana. drobną satysfakcję. - Cofnij się - powtórzył. Durni Anglicy, pomyślała. Grupa Cyganów zastygła w bezruchu. Nagle tłum zwolnił, a potem całkiem się zatrzymał. Ci, Wnuk Ilony cofnął się, powłócząc nogami. Złodziej, śmiejąc którzy ją nieśli, wykrzyknęli coś, a potem ją puścili. Upadła się, popchnął go lekko. Ciszę rozdarł przeraźliwy krzyk Stefana, ciężko na ziemię. Spojrzała w górę, by zobaczyć, co też spadającego w otchłań. pobudziło ich do krzyku... i sama także krzyknęła z wrażenia. Ilonie brakło tchu. Nie była w stanie dużej wstrzymywać Byli tam wszyscy, wyraźnie widoczni w świetle pochodni: działania swych mocy. Wypełniła ją ciemność, gęsta, głęboka, Elena z czarnymi włosami sięgającymi pasa i strachem w czar- bezlitosna. i: Strona 7 TRĄCY FOBES SYRENA Albo oni musieli zginąć, albo ona. - Wiedźmo -wycharczał, zaciskając drugą rękę na Morskim Z drapieżnym uśmiechem na ustach uwolniła bestię z klatki Opalu. swego umysłu. Zdawało jej się, że zaraz spłonie żywcem, kiedy Ilona zmrużyła oczy. Musiał jej zwrócić klejnot. ogień z krwi rozszedł się po całym jej ciele. - Podejdź tu. Niech ci Anglicy zobaczą, czym jest prawdziwe zło! Na jej rozkaz poruszył prawą nogą, niezdarnie, jak marionet­ - Odsuńcie się. Wszyscy - zarządził St. Germaine, kierując ka. Reszta ciała pozostała nieruchoma. Ilonę ogarnął niepokój. broń na Walthera. Cygan znieruchomiał niczym posąg. Jeszcze nigdy nie spotkała człowieka tak odpornego na czary. Elena zamarła ze strachu o męża. Może to Morski Opal dawał mu tę siłę. Fałdy płaszcza krępujące ruchy Ilony zaczęły dymić. Na - Oddaj mi mój klejnot - zażądała. twarzy jednego z trzymających ją ludzi zamigotał niesamowity, Żyły na czole mu nabrzmiały, ale powoli uniósł dłoń z Mor­ siny blask. Mężczyzna, krzywiąc się, odstąpił o krok. Płaszcz skim Opalem. Ona także wyciągnęła rękę, gotowa wydrzeć opadł na ziemię. Ilona zdała sobie sprawę, że to ona jest klejnot spomiędzy jego palców, kiedy nagle zesztywniał jak źródłem niezwykłej poświaty. porażony skurczem. Uśmiechnęła się, odsłaniając resztki zębów. - Nigdy - wysyczał przez zęby i nim się domyśliła, co Mężczyzna uczynił znak krzyża na piersi. zamierza zrobić, wyrzucił bezcenny kamień. Morski Opal, lśniący St. Germaine odjął miecz od szyi Walthera i wbił spojrzenie w świetle księżyca niczym gwiazda, przeleciał łukiem w powie­ w Ilonę. trzu i zniknął poza krawędzią urwiska jak wcześniej Stefan. - Jesteś diablicą - wyjąkał. Ilona skamieniała. Miała wrażenie, że żelazne szpony ścisnęły Ilona posłała mu iście piekielny uśmiech. Czuła się jak jej serce. Pomyślała ze zgrozą, że już nigdy nie odzyska klejnotu. burzowa chmura, tak nabrzmiała, że musi wybuchnąć, pęknąć, Szczęście, które przynosił Morski Opal, odwróci się od niej, a jej oślepić ziemię piorunami, by na koniec zgnieść ją ciężarem rodzina będzie odtąd skazana na niedolę. Miała ochotę paść na nawałnicy. Obserwowała złodzieja kątem oka; uśmiech zniknął ziemię i zwinąć się w kłębek z rozpaczy. Nie pozwoliła jej na to z jej ust, zastąpiony grymasem skupienia. Zamierzała użyć wściekłość. Znów odezwała się w niej bestia. Zaatakowała zaklęcia ludzi morza, żeby ukarać tych nikczemnych łotrów. złodzieja z siłą, której nie mogła się oprzeć żadna ludzka istota. Klątwa miała sprawić, że zarówno oni, jak ich potomkowie Natychmiast oczy St. Germaine'a przybrały mętny wyraz, będą żyć w oceanie jako naga, pół ludzie, pół delfiny. Taki wypuścił miecz z nagle zmartwiałych palców, rozchylił usta. los w pojęciu Ilony był znacznie gorszy od samej śmierci. Strata Morskiego Opalu nie pozwoliła się Ilonie cieszyć - Nogi zostaną ci odjęte - zaczęła, czując, jak opary magii z pobicia wroga. Mimo to skierowała swą moc przeciwko żonie spływają z niej na złodzieja - i będziesz miał płetwy, a twoja złodzieja. skóra stanie się gruba i szara. - Ocean stanie się twoją trumną, twoje oczy nie ujrzą St. Germaine zaczął drżeć, miecz, który wciąż trzymał słonecznego światła, a twój dom przejdzie w moje ręce. w ręce, także się trząsł. Wyraźnie próbował walczyć ze Kobieta wydała z siebie ciche westchnienie, opuszczając skutkami zaklęcia. Był silny, ale i tak nie mógł się równać ręce bezwładnie wzdłuż ciała. Z jej szeroko otwartych oczu z bestią. wyzierała pustka. Była słaba i godna pożałowania. Strona 8 TRĄCY FOBES SYRENA Ilona uśmiechnęła się pod nosem. Przenosiła wzrok po kolei Ilona uśmiechnęła się do siebie. Nie było już małżonków na każdego z reszty Anglików, którzy zabili Stefana. St. Germaine. - Każda strawa, jaka przejdzie przez wasze usta, będzie Przeprowadziła tą samą drogą wszystkich, jednego po drugim, miała smak soli, a reszta ludzi będzie was unikać jako wcie­ kompanów i służbę St. Germaine'ów. W miejscu, gdzie stali lonego zła. jeszcze przed chwilą, pozostała jedynie ciemność. Kiedy ostatnia Wszyscy stali bez ruchu, porzuciwszy motyki, grabie i po­ postać oderwała się od brzegu, Ilona zachwiała się i upadła na chodnie. Ubrania kilku ludzi zajęły się ogniem, łecz Ilona ziemię. Bestia w niej, w pełni zaspokojona, wreszcie ucichła. wiedziała, że woda oceanu wkrótce ugasi płomienie. Potrząsając Ilona była przekonana, że zaraz umrze. głową z napięcia wywołanego magią, ciągnęła monotonnym Ktoś chwycił ją za rękę. głosem: Podniosła wzrok na Elenę. Zdawało jej się, że poza strachem - Dopóki nasza cygańska krew pozostanie czysta, moja i troską widzi w twarzy młodej kobiety potępienie. klątwa zachowa moc. - Ja ich nie zabiłam, dziecko - zdołała z trudem wyszeptać. - Cyganie stłoczeni na brzegu wydali zbiorowe westchnienie, Oni dołączyli do naga, ludzi morza. Lewiatan jest teraz ich przypominając jej o swej obecności. bogiem. - Odsuńcie się od urwiska. Szybko - rzuciła do Eleny, która - Morski Opal - szepnęła Elena. - Ocean go połknął. niepewnym krokiem odeszła na bok. Reszta podążyła w jej - Musimy go odzyskać - powiedziała Ilona resztką sił, ślady, potykając się, z twarzami świecącymi blado w ciemności. czując, jak uchodzi z niej życie. Włosy, uniesione wcześniej na Ilona wbiła wzrok w Anthony'ego St. Germaine' a. Przejrzała końcach przez działanie magii, opadły jej miękko na ramiona. - go na wskroś, po raz pierwszy zobaczyła go takiego, jaki był Eleno, obiecaj mi, że odzyskasz klejnot. w istocie, zobaczyła złodzieja z londyńskiego East Endu, który Elena uścisnęła dłoń matki. zbił fortunę, okradając innych, człowieka bez żadnej rodziny - Spróbuję, mądra. Spróbuję. poza żoną. Przyjaciele byli mu wierni tylko tak długo, jak zapewniał im wikt i opierunek. Skrzywiła się z pogardą. - Idź, gdzie cię posłałam. Patrząc półprzytomnym wzrokiem, ruszył w stronę urwiska. Nie zwalniając kroku, dotarł do krawędzi i zniknął w ciemności, nie wydając żadnego dźwięku. Elena mimowolnie krzyknęła. Ilona z bijącym szybko sercem wykonała znak w powietrzu przed żoną złodzieja. - Idź. Powłócząc nogami, jakby była ślepa, żona złodzieja podążyła za mężem, tak samo doszła do krawędzi i bezgłośnie zniknęła w otchłani. Strona 9 1 Shoreham, Anglia, rok 1810 Cole Strangford zsunął okulary na czoło, z trudem po­ wstrzymując odruch zniecierpliwienia. Kilka kroków od niego stryj Gillie majstrował przy poskręcanych miedzianych cylind­ rach, które dostarczały tlen do żelaznego kompresora. Wyraźnie starał się przyciągnąć uwagę Cole'a. Gillie pojawił się w la­ boratorium przed mniej więcej pięcioma minutami, ale Cole udawał, że nie zauważa jego obecności, ponieważ chciał dokończyć zaplanowaną pracę. Niestety, szybko musiał dojść do wniosku, że nie zazna upragnionego spokoju, dopóki nie wysłucha tego, co stryj ma mu do powiedzenia. - Nie dotykaj - warknął Cole ostrzegawczo. Gillie odskoczył, cofając palce od cylindrów, jakby parzyły. Spojrzał na Cole1 a spod siwych brwi. - Więc jednak w końcu mnie zauważyłeś. - Widziałem cię od samego początku, stryju. Miałem na­ dzieję, że sobie pójdziesz, jeśli będę cię ignorował. Jestem w połowie eksperymentu, bardzo istotnego, więc proszę cię, przyjdź później. - Mam dla ciebie ważne wiadomości - oznajmił Gillie. Z wyrazem rezygnacji jeszcze raz przyjrzał się metalowej aparaturze rozłożonej na stole. - Nad czym właściwie pracu­ jesz? - zmienił temat. Strona 10 TRĄCY FOBES SYRENA Nieco zakłopotany Cole ogarnął wzrokiem swój najnowszy nad czołem. - Z pewnością wolisz moją drewnianą toaletę od wynalazek. dziury w ziemi, więc przestań narzekać i pozwól mi się zająć - Nad urządzeniem do oddychania pod wodą. Później mi pracą. wszystko powiesz. Teraz jestem zajęty. - Dałbym ci spokój, gdybym nie miał tak naglących wieści. - Urządzenie do oddychania pod wodą? A po co? Nie możesz mi poświęcić choćby minuty? - Po to, żebym mógł nurkować w morzu bez potrzeby - Królewskie Towarzystwo Oceanograficzne zaprosiło wynurzania się dla zaczerpnięcia powietrza - wyjaśnił Cole, mnie, bym zademonstrował mój skafander nurka wraz z apa­ uważnie przyglądając się niewielkiemu cylindrowi, który ratem do oddychania na następnym zgromadzeniu - oznaj­ miał mu służyć pod wodą jako zbiornik tlenu. Na razie mił Cole. - Nie dość, że to zgromadzenie odbędzie się za cylinder przepuszczał tlen i absorbował ciepło, co powodo­ niecałe pół roku, to jeszcze niejaki William James pracuje wało tworzenie się szronu na jego powierzchni. - Kiedy uda nad własnym wynalazkiem tego rodzaju. Jeśli chcę wyprze­ mi się uszczelnić ten zbiornik, będę mógł schodzić z nim dzić Jamesa i uzyskać kredyt na ten cel, nie wspominając pod wodę i oddychać jego zawartością, zamiast się wynu­ już o zamówieniach od Marynarki Królewskiej, muszę się rzać. Będę mógł pozostawać na dużej głębokości przynaj­ śpieszyć. mniej przez godzinę. - Cole, to, co mam ci do powiedzenia, jest o wiele ważniejsze - Chyba wolę twój dzwon do nurkowania. od jakichkolwiek wynalazków - upierał się Gillie. - Nigdy nie nurkowałeś w moim dzwonie - mruknął Cole. - Cole zauważył, że stryj ma na sobie swój najlepszy wizytowy Nie masz pojęcia, jak to jest schodzić na niezbadane morskie surdut. Ponieważ Gillie zazwyczaj spędzał popołudnia w ka­ dno, dusić się stęchłym powietrzem i natychmiast uciekać na mizelce i z podwiniętymi rękawami koszuli, Cole domyślił się, powierzchnię. Może gdybyś trochę energiczniej operował pom­ że oczekują gości. Zirytowała go myśl, że będzie musiał pą dostarczającą powietrze do dzwonu, nie próbowałbym porzucić swoją pracę, by pełnić honory gospodarza. wynaleźć czegoś nowego, co zastąpi pompę i ciebie. No, idź - Czyżby ktoś miał nam złożyć wizytę? już sobie. - Dwie wyjątkowe osoby zmierzają właśnie do Shoreham - - To pompa była do niczego, nie ja. potwierdził stryj. Wyciągnął z kieszeni kartkę papieru i położył - Pompa była w porządku. na starym wiklinowym stoliku, wyłowionym przez Cole'a ze - Rura się skręciła, odcinając dopływ powietrza. strychu Shoreham Park Manor. - Pamiętasz tę kobietę, o której - Nie widziałem, żeby coś się stało z rurą. wspominałem parę miesięcy temu? Tę, która według mnie Gillie wzruszył ramionami. mogłaby się nadawać na twoją narzeczoną? Jej ojciec odpisał. - Przynajmniej nie próbujesz już się pozbyć nocników. Przychylnie zapatruje się na twój ewentualny związek z jego Tego doświadczenia raczej bym nie powtarzał. córką i przyjął nasze zaproszenie. Przyjeżdżają do nas oboje Cole opuścił okulary na nos i z ukosa spojrzał na stryja. dziś wieczorem. - Czyżby moje spłukiwane klozety nie były o wiele lepsze Cole'owi żołądek podjechał do gardła. od wychodka w przybudówce? - Kiedy Gille niechętnie przytak­ - Dziś wieczorem? Na litość boską, człowieku, powinieneś nął, Cole z uśmiechem zadowolenia znów umieścił okulary był mnie ostrzec! Strona 11 TRĄCY FOBES SYRENA - Dyliżans pocztowy złamał oś czy coś w tym rodzaju - ków i determinacji ani na krok nie zdołał się zbliżyć do wyjaśnił Gillie. - Gdyby nie to, otrzymalibyśmy ten list wcześ­ odnalezienia świętego klejnotu na dnie oceanu. Zwykle niej. znajdował pocieszenie, przynajmniej chwilowe, w świado­ Cole wstał, odsunął się od stołu i podszedł do okna, mości, że choć nie odzyskał Morskiego Opalu, dzięki swym z którego rozciągał się widok na Shoreham Park Manor. eksperymentom dokonał kilku wynalazków, które poprawiły Zdjął go strach. Przeżył trzydzieści jeden lat jako kawaler warunki życia w Shoreham Park Manor. Jednakże wciąż i choć miał świadomość, że dawno powinien się ożenić, wierzył, że tylko odnalezienie Morskiego Opalu rozpędzi wciąż nie mógł się oswoić z myślą o związaniu swego ciemną chmurę wiszącą nad jego rodziną, a utwierdzały życia z jakąś kobietą. Badania i doświadczenia pozwalały go w tym przekonaniu studia nad historią klejnotu, po­ przewidzieć działanie większości wynalazków. Ale żadna twierdzające legendę, że przynosił szczęście wszystkim, liczba badań i doświadczeń nie mogła go upewnić, jak za­ którzy znaleźli się w jego posiadaniu. Nic dziwnego, że chowa się kobieta. Niemniej jednak rozumiał konieczność tych wszystkich, którzy kiedyś mieli Morski Opal na wła­ ożenku z odpowiednią cygańską narzeczoną i miał świa­ sność i go stracili, dotykał ciąg niepowodzeń i katastrof domość, że kiedyś w końcu będzie musiał dopełnić tego podobnie jak jego rodzinę. Jako człowiek nauki założenie, obowiązku. że jakiś klejnot może wpływać na ludzkie losy, uważał Cole, Gillie oraz reszta Strangfordów należeli do cygańskiego wprawdzie za niedorzeczne, ale przecież nie mógł zaprzeczać rodu, niegdyś najświetniejszego w całej Anglii. Ich udziałem dowodom. było bogactwo i zaszczyty aż do czasu, gdy przed wiekami Myśl o małżeństwie zwarzyła mu humor. Ściągnąwszy utracili Morski Opal, cudowny klejnot przynoszący szczęście z nosa okulary, podszedł do okna i półprzytomnie wpatrywał temu, kto go posiadał. Od tamtej chwili los Strangfordów się w zieleń trawnika. O ucieczce nie było mowy, więc w końcu okrutnie odmienił się na gorsze. zrezygnowany zwrócił się do stryja: Próbując odzyskać przychylność fortuny, Strangfordowie - Nie dałeś mi zbyt wiele czasu, żebym się przygotował do porzucili ciągłą wędrówkę i osiedli na stałe w Shoreham Park tej wizyty. Manor, posiadłości leżącej blisko miejsca, gdzie stracili Morski Gillie usadowił się w wiklinowym fotelu. Opal. Każdy z kolejnych potomków rodu poszukiwał bezcen­ - Do ich przyjazdu został cały dzień. O jakie przygotowania nego klejnotu... bez skutku. Co więcej, rodzina, przygnieciona ci chodzi? Zelda poradzi sobie ze wszystkimi domowymi brzemieniem klęski, straciła też swą znaczącą pozycję w cygań­ sprawami, a ja zajmę się resztą. skiej społeczności. Cole właściwie nie uważał się już za Cole rozejrzał się po pomieszczeniu, które od dobrych Cygana. On i jego przodkowie porzucili większość starych dziesięciu lat służyło mu za laboratorium. Znajdowało się na tradycji, upodabniając się do miejscowej szlachty, i obecnie parterze wiatraka i było zagracone wszelkiego rodzaju rupie­ bardziej przypominali statecznych ziemian niż cygańskich ciami - począwszy od starych miedzianych misek, poprzez wędrowców. latarniane słupy i koła od wozów, po maszyny, które sam Czasami w środku nocy Cole leżał bezsennie, a poczucie zbudował, lecz nie znalazł dla nich zastosowania. Próbował klęski trawiło go niczym kwas. Mimo swych licznych wynalaz- sobie wyobrazić, jaki wpływ mogłaby mieć na nie kobieca ręka Strona 12 TRĄCY FOBES SYRENA żony, i natychmiast oczyma duszy ujrzał swoje laboratorium - Cole, jesteś bardzo trudnym bratankiem. wysprzątane do czysta i przystrojone koronką oraz kwiatami. - Trudnym? Wcale nie. Po prostu nie chcę się żenić. Zasępił się. Przez lata walczył ze swoją ciotką Peshą i kuzynką - Podam ci trzy powody, dla których powinieneś rozważyć Zeldą, powstrzymując je przed „uporządkowaniem" laborato­ rychły ożenek - rzekł niezrażony Gillie. - Po pierwsze, czyżbyś rium. Na myśl, że miałby od nowa podjąć tę samą walkę z żoną, zapomniał, że jakieś dziesięć lat temu przejąłeś Shoreham Park zrobiło mu się niedobrze. Manor, podpisując stosowne dokumenty? - Muszę się przygotować do możliwości małżeństwa i wszyst­ - Jak mógłbym zapomnieć? Ojciec zagroził, że nie da mi kich wynikających z tego stanu zobowiązań. pieniędzy, jeśli ich nie podpiszę. - Nie martw się małżeństwem. Po prostu poświęć godzinkę - Zatem dobrze pamiętasz, że prawo dziedziczenia wymaga, albo dwie na ćwiczenie, jak stać się miłym, a powinieneś być byś się ożenił i spłodził legalnego potomka, nim skończysz w zupełności gotowy, kiedy ona się tu zjawi. trzydzieści sześć lat, jeśli nadal chcesz czerpać dochód z posiad­ - No nie wiem. Nie podoba mi się pomysł, żeby jakaś osoba łości. - Gillie uniósł brew. - Spodziewam się, że ten adwokat w spódnicy przewracała mi życie do góry nogami. Sądzisz, że Sedgewick, stary przyjaciel twojego ojca, ma cię ostatnio na będzie nalegała, bym porzucił moje wynalazki? Bo jeśli tak, oku. Był bardzo oddany twojemu ojcu i nie zawaha się wysłać to nie ma o czym mówić. stosownego listu do Korony, jeśli zlekceważysz warunki dzie­ Gillie nie odpowiedział; patrzył na okruchy lustra, które Cole dziczenia. rozbił przed tygodniem i jeszcze nie zdążył posprzątać. - Stary Sedgewick to nicpoń - mruknął Cole, regulując Cole podszedł do olbrzymich drewnianych trybów, które dyszę pod zbiornikiem gorącej wody, tak by większy strumień kręciły się w odpowiedzi na ruch skrzydeł wiatraka. Jedne powietrza dmuchał na węgle. były ułożone poziomo, inne pionowo, a wszystkie miały Gillie roztropnie puścił mimo uszu uwagę Cole'a. połączenie z wrzecionem, poruszającym skórzany pas. Cała - Po drugie, nie możemy dopuścić do zniknięcia rodowego ta energia wykorzystana była do pompowania wody rurami nazwiska. - Pochylił się nieco do przodu. ułożonymi pomiędzy wiatrakiem a Shoreham Park Manor, - Ach, tak, uświęcone rodowe nazwisko - zakpił Cole. a odgłos skrzypiących trybów i bulgot wody stanowiły mu­ - Zostało nas tylko czworo, Cole, a spośród nas tylko ty zykę dla jego uszu. Dzięki tej instalacji, którą uważał za jesteś na tyle młody, by spłodzić potomka. Jeśli nie wywiążesz swój najlepszy wynalazek, Shoreham Park Manor miała się ze swej powinności, nazwisko Strangfordów umrze na wieki. gorącą i zimną wodę na każde żądanie, a do tego ciepło - Wszyscy pewnie odetchną z ulgą, kiedy będzie po nas, w zimie. zważywszy na nasz marny los. - Jestem człowiekiem o ścisłym umyśle - powiedział. - Gillie pokręcił głową. Kiedy nie nurkuję, spędzam czas w laboratorium. Nie zniosę - Marny czy nie, jest coś krzepiącego w myśli, że nawet kobiety wtykającej nos w moje sprawy. Ani nie dam się wodzić kiedy ja sam obrócę się w proch, nazwisko mojej rodziny na pasku. pozostanie na ustach żyjących dzięki potomkom Strangfordów. Gillie westchnął, głośno i wymownie. Pokiwał głową jak - Jeśli naprawdę chcemy zachować rodowe nazwisko, mu­ stara nauczycielka. simy odnaleźć Morski Opal. A żeby go znaleźć, muszę prze­ Strona 13 TRĄCY FOBES SYRENA dłużyć czas, jaki człowiek może spędzić pod wodą. - Cole wych dowodów potwierdzających ich istnienie. Czasami wskazał na swój metalowy zbiornik ze sprężonym tlenem. nawet podejrzewał, że byli oni wymysłem, który miał tłu­ - No dobrze, pomówmy o trzecim powodzie, dla którego maczyć niedolę rodziny Strangfordów i dawać nadzieję na musisz się ożenić. Według mnie, ten powód jest najważniej­ poprawę losu. Skoro istnieli ludzie morza, istniał też Morski szy. - Gillie spojrzał na bratanka wymownie. Opal, zatem Strangfordowie mogli liczyć na lepszą przy­ - Chodzi ci o ludzi morza? szłość, jeśli tylko odzyskają niezwykły klejnot. Jeśli na­ - Właśnie. tomiast ludzie morza nie istnieli, niedola Strangfordów była Cole pochylił głowę i zamilkł, czując, jak wypełnia go wyrokiem losu i mogli się jedynie z nią pogodzić. dobrze znany niepokój. Gillie także się nie odzywał, jakby Nigdy nie mówił głośno o swych wątpliwościach, a czasami w ten sposób chciał uszanować powagę sprawy. nie przyznawał się do nich nawet przed samym sobą, większą Wiele wieków temu, kiedy Strangfordowie przeżywali szczyt część życia bowiem spędzał na nurkowaniu i poszukiwaniu swej potęgi i znaczenia w cygańskiej społeczności, pewien Morskiego Opalu. Jeśli więc ludzie morza nie istnieli i nie Anglik przybył do ich obozu i ukradł im Morski Opal. Potem istniał Morski Opal, to oznaczało, że zmarnował dotychczasowe złodziej ścigał ich plemię i wtrącił jego przywódcę do morza. życie, uganiając się za mrzonką. Marzył o spotkaniu któregoś Czarownica imieniem Ilona, należąca do przodków Cole'a, z nich, choć powinien uważać ich wszystkich za swych śmier­ rzuciła na złodzieja najpotężniejszą cygańską klątwę, żeby telnych wrogów. Jednakże dowód ich istnienia nadałby wartość zapobiec przelewowi krwi. To była klątwa naga, zwana inaczej całemu jego życiu. klątwą ludzi morza. Kiedy panująca w laboratorium cisza zaczęła im obu ciążyć, Od tamtego czasu złodziej i jego ludzie zmuszeni byli żyć Gillie odezwał się pierwszy: w oceanie jako pół delfiny, pół ludzie. I zabrali ze sobą do - To, że jesteś ostatnim męskim dziedzicem posiadłości wody Morski Opal. Z tego, co wiedziano na temat klątwy naga, Strangfordów, czyni cię bezbronnym. Kiedy umrzesz, ludzie wynikało, że ludzie morza mogli przez krótkie okresy przebywać morza nie będą już mieli szans na narodziny dziecka z krwią na lądzie, nim działanie magii spychało ich na powrót w głąb Strangfordów w żyłach. Ty jesteś ich ostatnią szansą. oceanu, więc przodkowie Cole'a od czasu rzucenia klątwy żyli - Martwisz się, że któraś z ich kobiet może mnie uwieść w ciągłym napięciu i nieufnie przyglądali się każdemu obcemu. i uwolnić ich wszystkich od klątwy. Cole poznał tę historię w bardzo młodym wieku. Nauczono - Krótko mówiąc, tak. go wierzyć w ludzi morza, więc wierzył, mimo że sam nigdy Cole spojrzał na stryja spod zmarszczonych brwi. żadnego z nich nie widział ani nie słyszał, by spotkał ich ktoś - Może nie mamy powodu aż tak się obawiać ludzi morza. inny. Teraz, jako dorosły mężczyzna, także gotów był przyznać, Nikt nigdy nie dowiódł ich istnienia. Może wszyscy zginęli że wierzy w stare opowieści, tak samo jak wierzył w Boga w morzu zaraz po tym, jak zostali przeklęci. i wszystkich świętych oraz niezbywalne prawo każdego czło­ - Ależ oni są wokół nas - upierał się Gillie. - Po prostu są wieka do wolności. bardzo przebiegli. Myślę, że ukrywają swoje istnienie w nadziei, W głębi duszy jednakże miał pewne wątpliwości co do że stracimy czujność. Przez lata słuchałem opowieści o tym, istnienia ludzi morza, ponieważ brak było jakichkolwiek nauko- że przez krótki czas mogą chodzić po ziemi, więc nie zdzi- Strona 14 TRĄCY FOBES SYRENA wiłbym się, słysząc, że niejeden ze Strangfordów ledwie w oceanie. Nigdy. Pod żadnym pozorem. Nie powinien też uniknął uwiedzenia przez morską dziewczynę, nawet o tym wędrować samotnie nocą po wzgórzach nad brzegiem. Co nie wiedząc. więcej, stosunki pozamałżeńskie lub zdrada, nawet z niewiastą Cole pokiwał głową. Uwiedzenie. Na tym polegała gra ludzi lekkich obyczajów, karane były natychmiastowym wygnaniem, morza. Wiedzieli, że mogą zrzucić z siebie klątwę, uwodząc a panna młoda przed ślubem musiała być ochlapana morską jednego ze Strangfordów i powołując na świat dziecko z cygań­ wodą. Wyglądało na to, że woda ta pozbawiała ludzi morza ską krwią. Do tej pory im się nie udało, a Cole był zobowiązany ich chwilowej, całkowicie ludzkiej powłoki, ukazując ich dopilnować, by klątwa nigdy nie przestała działać, ponieważ prawdziwą postać. ludzie morza przyrzekli, że jeśli uda im się na stałe wyjść Przez wieki plemienna starszyzna pilnowała przestrzegania z oceanu, zepchną z brzegu wszystkich pozostałych na Ziemi tych zasad. Obecnie nikt się nimi nie przejmował, poza tym Cyganów. że utrzymano zwyczaj ochlapywania panny młodej. Ludzie - Dlaczego sądzisz, że małżeństwo mnie ochroni? - spytał morza od bardzo dawna się nie pokazywali, a Cole przypuszczał, stryja. - Uważasz, że jestem tak naiwny, by ulec każdej, która że jego rodzina uznała stare tradycje za niemądre zabobony. zechce mnie uwieść? Pomyślał o szykowanej dla niego narzeczonej. Jaka była - Kobieta morza jest podstępna - ostrzegł Gillie. - Jest tak kobieta, którą znalazł mu tym razem Gillie? Czy pozwoli się piękna, że oślepiony mnężczyzna nie od razu widzi jej praw­ oblać morską wodą? Miał taką nadzieję. Jakieś pięć lat temu dziwą naturę. I nie zapominaj, że jest gotowa zrobić wszystko, pogodził się z koniecznością ożenku i polecił stryjowi, by mu by złamać klątwę, która prześladuje ją i jej bliskich. Mężczyzna znalazł odpowiednią kandydatkę, ponieważ tak było przyjęte musi być silny, żeby jej się oprzeć. Dobrze, jeśli ma żonę w zwyczaju u Cyganów. Powiedział, że jest mu wszystko i dzieci, by mieć o czym myśleć. jedno, z kim się ożeni, byle ta kobieta spełniała kilka drobnych Cole spojrzał na stryja ze zdumieniem. warunków... między innymi miała dobry charakter i parę - Dożyłem trzydziestu jeden lat, nie dając się uwieść kobiecie zgrabnych nóg, które nie zamieniają się w ogon delfina. morza. Chyba można mi ufać. Rozmyślając o cechach doskonałej narzeczonej, Cole ode­ - Stroisz sobie żarty z poważnej sprawy. Nasi przodkowie zwał się: wiedzieli, jakie one są niebezpieczne. - Mam nadzieję, że twoje najnowsze znalezisko jest ładniej­ - Nasi przodkowie, niech ich diabli, sprawiali sobie za sze od poprzedniego. Powiedz, gdzie ją poznałeś i co o niej dużo przyjemności, dyktując ludziom, jak mają żyć - mruknął wiesz. Cole. Gillie z namysłem podrapał się po brodzie. Wyraz jego oczu Jeden z pierwszych Cyganów noszących nazwisko Strang- pozostał jednak nieprzenikniony. Cisza się przedłużała, aż ford, czcigodny starzec, który objął przywództwo nad plemie­ w końcu powściągliwość stryja wydała się Cole'owi zastana­ niem po tym, jak czarownica Ilona przeklęła ludzi morza, był wiająca. Czyżby wyszukana przez staruszka kandydatka bardziej twórcą wszystkich tradycji i zwyczajów, mających ustrzec przypominała bezzębne straszydło niż niewinną piękność? męskich przedstawicieli rodu przed uwiedzeniem. Według - Ile ona ma lat, stryju? - spytał Cole tonem ciężkim od owego starca żaden Strangford nie powinien samotnie pływać najgorszych podejrzeń. Strona 15 TRĄCY FOBBS SYRENA Staruszek wzruszył ramionami. dotąd ponosimy same porażki. Nawet najbardziej zdecydowane - Z moją pamięcią nie jest już tak dobrze jak kiedyś. Na kandydatki odstrasza perspektywa nieuchronnej klęski. Trudno starość człowiek może stracić głowę, sam rozumiesz. mi być wdzięcznym, kiedy tak gorliwie chcesz mnie ożenić. - Głowę masz na swoim miejscu. Czuję się jak ogier, a nie mężczyzna. Gillie wyciągnął rękę obronnym gestem. - Jesteś ogierem, tyle że dla niewłaściwej kobiety - zauważył - Po prostu nie pamiętam. kwaśno Gillie. - Wiem o twoich wyprawach do miasta, do - Nie pamiętasz czy nie chcesz sobie przypomnieć? Nie pewnej wdowy. zapomniałem jeszcze Sashiny, stryju. Doskonale pamiętam, jak - Moje wizyty w Shoreham są moją prywatną sprawą- próbowałeś mnie namówić, żebym nie zwracał uwagi na jej uciął Cole. kulawą nogę i brodawki, tylko docenił szerokie biodra. Sashina - Tylko nie zrób jej dziecka, na Boga-jęknął Gillie. -Jeśli wyjechała stąd po jednym dniu, a ta nowa nie zostanie dłużej, zapłodnisz kobietę, która nie jest Cyganką, stworzysz nieczyste jeśli okaże się choć trochę do niej podobna. dziecko i uwolnisz ludzi morza. - Gdybym sobie mógł przypomnieć jej wiek, tobym ci Cole westchnął, skrywając rozdrażnienie faktem, że stryj powiedział - bronił się Gillie. łączy jego prywatne życie ze sprawami ludzi morza, skąd­ - Nie powinieneś mieć takich trudności z zapamiętaniem inąd słusznie. Uznał, że staruszkowi należy się nieco pocie­ wieku kobiety, zwłaszcza tej, z którą próbujesz mnie ożenić. szenia. Czy aby na pewno ją widziałeś? - Nie widziałem Charlotte Duquet od ponad roku. Gillie nie odpowiadał. Gillie pokiwał głową w milczeniu. - A więc nawet jej nie widziałeś, tak? - powtórzył Cole, Choć wcale tego nie chciał, Cole przypomniał sobie kan­ mrużąc oczy ze złości. dydatki, które dotąd przybywały obejrzeć jego samego i jego Gillie także nie ukrywał irytacji. dom, a następnie wyjeżdżały przed ogłoszeniem zaręczyn. - Zaciągnięcie cię do ołtarza okazało się trudnym zadaniem, Wiedział, że nie odstraszyła ich jego osoba, a w każdym razie Cole. A zważywszy na okoliczności, kandydatki na żonę nie powierzchowność, jako że u znajomych kobiet miał zupełnie pchają się tu drzwiami i oknami. Co gorsza, musiałem szukać niezłą opinię. Z pewnością nie brakowało mu przymiotów, Cyganki, która zgodzi się osiąść w jednym miejscu na resztę a choć nie był najbogatszym mieszkańcem południowej Anglii, życia, a takich nie ma zbyt wiele. Chciałbym, żebyś choć trochę odziedziczył piękną starą posiadłość, zapewniającą mu całkiem docenił moje starania. wygodne życie. Nie był też specjalnie wymagający; wystarczała Cole westchnął. mu praca w wiatraku i badanie podwodnych głębin w po­ - No dobrze, więc nigdy jej nie widziałeś. Biorąc pod uwagę szukiwaniu Morskiego Opalu. mojego pecha, pewnie będzie wiekowa i bez zębów. Do opuszczenia posiadłości i jego boku skłaniał je pech - Proszę, spróbuj mnie zrozumieć - tłumaczył się Gillie. - Strangfordów, objawiający się ciągiem przerażających wyda­ Przynajmniej się staram. rzeń. Mimo zapewnień, że potrafią mężnie stawić czoło każ­ - Wiem, że się starasz, stryju. Ja też się staram... być demu nieszczęściu, wszystkie w końcu uciekały z podwiniętym wdzięczny. Tylko że staramy się tak już od pięciu lat i jak ogonem. Strona 16 TRĄCY FOBES SYRENA Cole'a ogarnęło poczucie bezradności. Pochylony nad sfa­ - Według Zeldy całkiem znośna. tygowanym wiklinowym stolikiem sięgnął po dzbanek i nalał Cole się skrzywił. sobie whisky do obitego kubka. - Dla Zeldy i kołek w płocie jest atrakcyjny. Czy spełnia - Mam wrażenie, że nie wyjawiłeś mi nazwiska mojej inne warunki, które ci przedstawiłem? przyszłej wybranki. Jak ono brzmi? - Na przykład jakie? - Lila Whitham - odrzekł posępnym głosem Gillie. On Cole rozłożył ręce. także sięgnął po kieliszek, który Cole skwapliwie napełnił. - Ma szerokie biodra i duże piersi? Wypiwszy pierwszy łyk, Gillie zagwizdał z uznaniem. - Ma obfite kształty - stwierdził Gillie po nieco przydługiej - Świetna whisky. pauzie. - Była schowana w najciemniejszym kącie piwnicy. - Cole - Miała jakieś dzieci z pierwszego związku? uniósł swoje naczynie i przełknął potężny haust. Trunek zapiekł - Jedno, ale umarło na gorączkę. go w gardle, a potem osiadł miłym ciepłem w żołądku. - Zelda Cole znów pokiwał głową, zdjęty współczuciem dla swej ją znalazła. nieznanej przyszłej narzeczonej. Biedaczka, zaznała w życiu Staruszek pokiwał głową. cierpienia. - Ta kobieta ma nosa do trunków. W końcu ją to wpędzi - Ma dobre maniery? Siłę? Jest zdrowa? Ma dryg do pro­ do grobu. wadzenia domu? - Mniejsza o Zeldę. Powiedz mi raczej, co wiesz o mojej Znów zapadła cisza. narzeczonej - nalegał Cole. Wreszcie Gillie odchrząknął i rzekł: - Cóż, to właśnie Zelda zwróciła moją uwagę na Lilę - Pochodzi z bardzo dobrej rodziny. Whitham. Lila nazywała się Pritchard, zanim wyszła za - Twoja mina nie budzi mojego zaufania. Josepha Whithama, a Zelda miała przyjaciółkę w Buckland Staruszek zaczął się wiercić na krześle. Village, skąd wywodzą się Pritchardowie. Ta przyjaciółka była - Z tego co Zelda pamięta, wychodząc za mąż po raz na ślubie Liii i twierdzi, że pierwszy mąż Liii zmarł... ze pierwszy zażądała wysokiego okupu. starości. - Obaj dobrze wiemy, że okup nie ma nic wspólnego Zatem wdowa, pomyślał Cole, kiwając głową. Nawet mu z atrakcyjnością. Pamiętasz Stańkę? Okup był tak wysoki, że się to podobało. Chociaż niewinne ślicznotki były bardziej żadną miarą nie mogliśmy mu sprostać, a ona była zbudowana pociągające od starych wiedźm, ich głupia paplanina mogła jak koń i do tego miała końską twarz. człowieka doprowadzić do szaleństwa. Wolał doświadczoną - No tak, ale robiła wyśmienity gulasz. Urodą się nie najesz. kobietę, która będzie wiedziała, jak mu dogodzić, i nie będzie Cole westchnął. Odłożył kubek na stół i podszedł do zaszokowana, kiedy on zechce jej dogodzić na wszystkie znane okna. Wyglądając na zewnątrz, nie widział jednak skąpane­ sobie sposoby. go w słońcu trawnika, lecz pomarszczoną twarz kobiety, tak - Jak dawno straciła męża? leciwej, że mogłaby być jego matką. A więc jego przyszła - Wiele lat temu. Jest gotowa powtórnie wyjść za mąż. narzeczona była stara i brzydka, i do tego pewnie gruba. - Jest atrakcyjna? Boże, dopomóż! Strona 17 TRĄCY FOBES SYRENA - Jak, u diabła, mam z nią spłodzić dziecko? - Nie zakocham się w niej - oświadczył Cole ponuro. - - Wcześniej nigdy nie miewałeś takich wątpliwości. Nie mam czasu na miłość. Wyobrażasz sobie większą stratę - Bo zwykle sam sobie wybierałem kobiety. czasu? - Wybierałeś ladacznice, które wolą whisky od herbaty. Gillie wzruszył ramionami. Przelotny uśmiech zagościł na twarzy Cole'a, kiedy pomar­ - Owszem. Ale moja opinia nie ma tu znaczenia. Liczy się szczona twarz w jego wyobraźni przybrała gładkie rysy wdowy twoje zdanie. Duąuet, z którą miał krótki romans. - Właśnie. - Cole nieco się rozchmurzył, planując, jak - Chcesz powiedzieć, że wybieram kobiety obdarzone zdro­ poddać kandydatkę stosownej próbie. Szybko postanowił wysłać wym rozsądkiem. Poza tym tak się składa, że lubię rude włosy. Zeldę w odwiedziny do tej znajomej z Buckland Village, - Pani Whitham ma włosy ciemne, nie rude - powiedział zostawiając całe gospodarstwo na głowie pani Whitham. W ten Gillie. - Mam nadzieję, że ciemne też ci się podobają. Co sposób mógł sprawdzić jej umiejętności w prowadzeniu domu, zrobisz, żeby ją do siebie zachęcić? maniery, usposobienie oraz to, czy się nadaje na żonę. - Zachęcić? - Cole wzruszył ramionami. - Nie zastanawia­ Nagle odezwał się w nim jakiś nieokreślony niepokój, jakby łem się nad tym. cień lęku przed czymś, czego nie potrafił nazwać. Zapomniaw­ - No to się zastanówmy. Poczęstujesz ją winem, zetniesz szy o swych planach sprzed chwili, wodził spojrzeniem po dla niej róże z ogrodu, zatańczysz z nią na patiu przy świetle wgórzach i lasach otaczających Shoreham Park. Nie słyszał księżyca? Mogę ci w tym pomóc. Mam wiele pomysłów. nic poza odgłosami domowej krzątaniny ciotki Peshy i kuzynki - Wino? Róże? Taniec? Czyś ty zwariował? Nikt nie uwie­ Zeldy oraz cichym końskim rżeniem dobiegającym ze stajni. rzy, że wiążę się z panią Whitham z miłości, więc po co mam Nie wyczuwał dymu ani innych niepokojących woni zwias­ udawać? Mam zamiar ocenić, czy nadaje się na żonę, według tujących nieszczęście. Patrzył na ocean rozpościerający się kryteriów, jakie ci wymieniłem. Jej talenty do prowadzenia poza linią wgórz. domu są da mnie znacznie ważniejsze niż upodobanie do I tam znalazł źródło swego dziwnego lęku. kwiatów. Bure wody oceanu falowały niestrudzenie. Ze swego miejsca Gillie potrząsnął głową. przy oknie widział wyraźnie białe grzebienie piany. Nie był - To brzmi, jakbyś wyznaczał dwanaście prac dla Herkulesa. w stanie odszukać wzrokiem granicy, gdzie niebo stykało się Co każesz jej zrobić, zabić lwa nemejskiego? Czy uciąć łeb z wodą, ponieważ na horyzoncie kłębiły się ołowiane chmury, Hydrze? Jeśli chcesz ją poślubić, bratanku, musisz choć trochę zmierzające szybko w stronę lądu. Ostry kontrast pomiędzy się do niej pozalecać. czystym błękitem nieba nad Shoreham Park a mroczną grozą - Nie mam czasu na zaloty. nadchodzącego sztormu wzbudził w nim zimny dreszcz. - Pozwól, że dam ci pewną radę. Zrób, co trzeba, żeby ją - Stryju, podejdź tu i spójrz na niebo - powiedział. doprowadzić do ołtarza, a potem ją zapłodnij. Kiedy już będzie Staruszek dołączył do niego i aż zagwizdał przez zęby. brzemienna, cała jej uwaga skupi się na dziecku, a ty znów - Dawno nie widziałem takich ciemnych chmur. będziesz wolny. No i musimy brać pod uwagę, że możesz się Cole nie mógł się otrząsnąć z dziwnego przeczucia; wpatrując w niej zakochać. Czyż to nie byłoby wspaniałe? się w coraz ciemniejszy horyzont, czuł, że wkrótce, może nawet Strona 18 TRĄCY FOBES bardzo szybko, w jego życiu nastąpi jakaś zmiana. Właściwie nie był przeciwny zmianom, bo wnosiły ze sobą powiew świeżości. Jednak tym razem instynkt podpowiadał mu, że nadchodząca burza może przynieść nie tylko świeżość. Czekała ich ciężka próba. 2 Chmury nad Shoreham Park kłębiły się wściekle, zlewając stare domostwo strugami ulewy, pioruny walące raz po raz oświetlały kominy, parapety i podłużne okna upiornym białym światłem. Za pasmem wzgórz, u stóp urwistego brzegu, gdzie ocean stykał się z lądem, ryczące fale wdzierały się na plażę i cofały, zgarniając ze sobą zwały piasku. Ogłuszające grzmoty wprawiały ziemię w drżenie; wraz z hukiem morskiego żywiołu tworzyły hałas, przez który nie mogły się przebić nawet najsilniejsze glosy. Juliana St. Germaine, odziana tylko w koszulę, leżała na brzegu tuż poza zasięgiem wody. Zdawało jej się, że wszystkie kości ma połamane albo przynajmniej potłuczone. Fale, wzno­ szące się na ponad dwa metry, rzucały nią bezlitośnie podczas całej drogi do brzegu. Nawet teraz, kiedy już spoczywała bezpiecznie na plaży, sięgały po nią, dotykały jej mokrymi jęzorami, jakby ją chciały wciągnąć z powrotem w zimne, ciemne głębiny. Łapczywie zaczerpując powietrza, odsunęła się nieco dalej. Płuca paliły ją tak samo boleśnie jak skóra, podrażniona słoną wodą. Mimo to nie czuła strachu, jaki musiałby towarzyszyć każdej innej kobiecie po tak długim przebywaniu w morzu, bez łodzi czy tratwy, w czasie burzy. W istocie była jedynie Strona 19 TRĄCY FOBES SYRENA zmęczona po wyczerpującej wędrówce. Ocean po prostu nie Najwidoczniej George nie poszedł po ubrania. Więc gdzie się mógł jej zatopić i ona o tym wiedziała. podziewał? Czyżby nadal pozostawał w wodzie? Poprzez odgłosy burzy próbowała nasłuchiwać głosu swego Po raz pierwszy zdjął ją strach. brata George'a. Całe ciało swędziało ją nieznośnie, ale stłumiła - George! - zawołała. w sobie chęć, by się drapać, bo wiedziała, że swędzenie minie Odpowiedział jej tylko wiatr. bez śladu, kiedy deszcz zmyje sól z jej skóry. Powoli uniosła Z rosnącym niepokojem pobiegła plażą w poszukiwaniu się na łokciach, a potem usiadła, żeby obejrzeć swoje świeżo brata. Deszcz i wiatr nie ustawały ani na chwilę. Wkrótce uformowane nogi. zrobiło jej się bardzo zimno. Dosłownie zdrętwiała z chłodu, Oczy zrobiły jej się okrągłe ze zdziwienia, kiedy obejrzała zaczęła szczękać zębami. Przyjrzała się swej długiej, obcisłej najpierw stopy, potem łydki i uda. Nogi były długie, smukłe, jedwabnej koszuli, którą nosiła, żyjąc pod wodą. Choć dobrze ładnie zaokrąglone. George twierdził, że mężczyźni żyjący osłaniała ciało, przeznaczona była wyłącznie do podwodnego na lądzie zwracają uwagę na takie nogi, więc zważywszy na życia i nie zapewniała ani trochę ciepła. Z George'em czy bez zamiary, jakie nią kierowały, mogła być tylko zadowolona. niego, musiała znaleźć schowane ubranie. Uznała, że zanurzenie Nad jej głową przetoczył się kolejny pomruk grzmotu. Burza się w gorącym źródle, które biło w jaskini, także jej nie szalała w najlepsze, przypominając jej, że powinna wstać zaszkodzi. i zbierać się w drogę. Tu, na lądzie, nie czuła się tak bezpiecznie Targana wichurą zmierzała do klifu, szukając wzrokiem jak w wodzie. Oboje z George'em czekali na taki sztorm, by wąskiej, prawie niewidocznej ścieżki, wiodącej do ich schowka. móc rozpocząć swoją misję, ponieważ w czasie nawałnicy - Tutaj, Juliano! mogli wyjść z morza, nie martwiąc się, że dostrzeże ich ktoś Wołanie ginęło we wściekłym ryku żywiołu, lecz Juliana spacerujący po plaży. Zbyt długie pozostawanie na brzegu nie i tak je usłyszała. Odwróciwszy się gwałtownie, ujrzała swego było jednak wskazane. brata George'a z dwoma tobołkami w rękach. Na jego widok Skórę miała oblepioną piaskiem, ale nie zwracała na to poczuła jednocześnie zdumienie, ulgę i coś w rodzaju roz­ uwagi, podnosząc się najpierw z pozycji siedzącej na kolana, czarowania. Ustalili wcześniej, że George poczeka na nią, by a potem stając na drżących nogach. Jakieś trzy metry przed mogli sobie nawzajem pomagać, wspinając się do jaskini. nią wznosił się wysoko stromy, kamienisty brzeg; granitowe Mieli działać razem, zgodnie z planem, uzgadniając między skały pełne były wgłębień i jaskiń wyżłobionych przez wodę. sobą wszelkie ewentualne zmiany przed wprowadzeniem ich W największej z nich i najlepiej ukrytej, gdzie francuscy w życie. George jednak postanowił złamać zasady, które przemytnicy magazynowali niegdyś zapasy najlepszego bour- wspólnie ustalili. To prawda, że miał więcej doświadczenia bona, George schował podczas misji zwiadowczej, którą odbył ' w poruszaniu się po lądzie, ale to nie oznaczało, że nie musi przed dwoma tygodniami, zapasowe ubrania. Juliana wiedziała, się z nią liczyć. że pierwszym krokiem w ich wyprawie jest odzyskanie owych Podszedł do niej, potykając się lekko, rzucił tobołki na ubrań, więc spojrzała w górę, rozglądając się za jakimkolwiek piasek, położył jej ręce na ramionach i odwrócił ją do siebie śladem George'a. twarzą. Zobaczyła jednak tylko olbrzymią połać szarego kamienia. - Nic ci nie jest, droga siostro? Strona 20 TRĄCY FOBES SYRENA - Jestem mokra i zziębnięta - odparła kwaśnym tonem. zamarzli. Muszę przyznać, że skały były strasznie śliskie. Nie - A poza tym? chciałem, żebyś ryzykowała wspinaczkę. - Nic sobie nie złamałam, jeśli o to ci chodzi. - A więc chroniłeś mnie. Jak niańka. Tak, George? - Świetnie. - Rzucił jej mniejszy tobołek. - Może i chroniłem. Ostatecznie jestem twoim starszym Rozwinąwszy płaszcz, znalazła zapakowaną w środku czystą bratem. Ale nie jestem twoją niańką. koszulę, haftowaną sukienkę, pończochy i buty. Szybko na­ - Jesteś ode mnie starszy tylko o dwa lata. To niewiele. rzuciła płaszcz na ramiona i ukryła resztę ubrań w jego Musisz zrozumieć, że w tej misji jesteśmy równi. Nie pozwolę obszernych fałdach, żeby nie zawilgły. Dopiero potem przyjrzała się chronić i niańczyć, nawet jeśli rzeczywiście masz większe się bratu, sprawdzając, czy nie ucierpiał. doświadczenie z tymi, co chodzą po lądzie. Stał przed nią w strugach ulewy, z wyrazem powagi w czys­ - Nie stójmy na deszczu i nie kłóćmy się - powiedział, tych niebieskich oczach. Mokre włosy brzydko oklejały mu przekrzykując wyjątkowo głośny grzmot pioruna. - Widziałem czaszkę. Usta miał zaciśnięte w wąską linię jak ktoś zdecydo­ wnękę między głazami niedaleko stąd. Musimy się przebrać. wany za wszelką cenę osiągnąć wyznaczony cel, choćby myśl - Dobrze... o tym nie była mu przyjemna. Nie oczekiwała od niego oznak Wzdłuż brzegu, aż do miejsca, gdzie trzy oderwane od radości, mimo to żałowała, że nie okazuje więcej entuzjazmu skalnej ściany głazy tworzyły coś w rodzaju kamiennego dla ich sprawy. szałasu. Osłonięci przed ulewą, zaczęli się przebierać. Przyszło jej na myśl, że George ostatnio rzadko czymkol­ Juliana myślała o tym, jak bardzo się niepokoiła, nie mogąc wiek się cieszył. Wyglądało na to, że jej brat zaczyna tracić od razu znaleźć brata, o tym, jak ważne jest ich zadanie, a także nadzieję, iż pewnego dnia uwolnią się wreszcie od cygań­ o tym, że nie mogą sobie pozwolić na popełnianie błędów. skiej klątwy. Dobrze pamiętała, że jej brat ma zwyczaj brać sprawy w swoje Spojrzawszy na jego stopy, stwierdziła, że nadal jest bosy. ręce, przekonany, że w ten sposób ją „chroni". Im więcej o tym Zadowolona, że nie odniósł żadnych obrażeń, zmierzyła go wszystkim myślała, tym większa wzbierała w niej złość. surowym wzrokiem. - Więc tak to ma wyglądać? - spytała wreszcie, przerywając - Masz szczęście, że nie ześliznąłeś się z tego urwiska i nie przedłużającą się ciszę. Szarpnęła wilgotną wełnianą poń- skręciłeś karku. Dlaczego na mnie nie zaczekałeś? Mogliśmy czochą. - Masz zamiar dowolnie zmieniać nasze plany, nie pójść razem, podtrzymując się wzajemnie. uzgadniając tego wcześniej ze mną? Bo jeśli tak, to wracam - Przecież nic mi się nie stało. do domu. Nie będę brać udziału w błazenadzie. - Łaska boska. - Owinęła się szczelniej połami płaszcza. - - Juliana... - zaczął, zmagając się pod płaszczem z zapięciem Mieliśmy plan, pamiętasz? Ustaliliśmy, że wszystko robimy kamizelki, która musiała być tak samo mokra jak jej pończochy. razem, dopóki okoliczności nie każą nam się rozdzielić. - Juliana, Juliana - przedrzeźniła, zawiązując w pasie prostą - Sytuacja wymagała improwizacji - wyjaśnił. - Sztorm chłopską spódnicę. Spojrzała na brata z ukosa. - Tym razem był znacznie gorszy, niż się spodziewaliśmy. Wylądowaliśmy nie działasz sam. Ustaliliśmy, że jesteśmy drużyną i oboje na brzegu dalej od siebie, niż planowaliśmy. Nie mogłem cię mamy takie samo prawo głosu. od razu znaleźć, więc poszedłem po ubrania, żebyśmy nie - Jesteśmy drużyną. Obiecuję.