Fisher Carrie - Poddaję się

Szczegóły
Tytuł Fisher Carrie - Poddaję się
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Fisher Carrie - Poddaję się PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Fisher Carrie - Poddaję się PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Fisher Carrie - Poddaję się - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 us PODDAJĘ SIĘ lo da an sc Anula & Irena Strona 2 Moim dziadkom, Rajowi i Maxene Reynolds us i moim rodzicom. lo da an sc Anula & Irena Strona 3 „Łączenie się w pary to bardziej gorzki rozejm niż umyślny uścisk" us CHARLES DARWIN lo da „Mężczyzna oddziela miłość od życia, a dla kobiety życie to miłość" an BYRON sc „Miłość na jawie jest gorzka i straszna w porównaniu z miłością we śnie" FIODOR DOSTOJEWSKI „Bracia Karamazow" „Miłość jest długą, długą drogą" TOM PETTY Anula & Irena Strona 4 1 Dinah Kaufman trzy razy traciła dziewictwo. Działo się tak nie dlatego, że było ono tak bardzo solidne i trudne do us pokonania, ale ponieważ według niej utrata dziewictwa miała mieć wyjątkowe znaczenie. Potrzebowała aż trzech nieudanych podejść, lo by poczuć, że wciąż nie jest w stanie do końca zrozumieć, o co tak na­ prawdę chodzi w tej grze. Wydawało się, że wszystkie jej problemy da ujawniają się w seksie, na owej rzekomej drodze do miłości. W każdej innej sytuacji trudno było przypuszczać, że działo się z nią an coś złego. Sprawiała wrażenie, jakby jej osobowość przerastała sc jedną osobę, a nie starczała dla dwóch. A przecież w miłości wszystko musi być jasne. Dinah nie mogła sobie przypomnieć, w jaki sposób dowiedziała się, co to jest seks. Pamiętała tylko, że któregoś dnia -musiała mieć wtedy jakieś siedem lat - wracając ze szkoły powiedziała mamie, że widziała, napisany na boisku do piłki ręcznej, wyraz „rżnąć". - Co to znaczy? - zapytała, kiedy wracały do domu ich białym samochodem kombi. Matka zawahała się, po czym odparła: - Wytłumaczę ci później, kiedy będę mogła narysować wykres. Dinah nigdy nie doczekała się wyjaśnień. Jednak nie miała żalu do matki, szkoda jej było tylko tego, że nie zobaczyła tych wykresów. Kiedy miała dziesięć lat, wpadła jej w ręce książeczka pod tytułem „Tylko dla dziewcząt", w której, oprócz takich rzeczy jak opis cyklu miesiączkowego, było również wytłumaczone, jak ko- 9 Anula & Irena Strona 5 bieta i mężczyzna płodzą dziecko. Otóż mężczyzna wkłada penis do pochwy kobiety i porusza nim w tę i z powrotem tak długo, aż wyrzuci z siebie całe miliardy plemników. Dinah wywnioskowała, że kiedy dolna część ciała pochłonięta jest tym magicznym zajęciem, to górna zastanawia się nad imieniem dla dziecka. - Może nazwiemy go Robert? - mówi on i po raz kolejny delikatnie się w nią zagłębia. - A może Helena? - zastanawia się ona, lekko wykrzywiając twarz. Dinah miała w szkole koleżankę, Laurę Avchen. Gdy Laura dowiedziała się, na czym polega cała ta sprawa z wkładaniem penisa do pochwy, spytała: - Czy jaja też wchodzą do środka, czy zostają na zewnątrz? Jedyną rzeczą, jaką Dinah wyniosła z dzieciństwa, było przeko­ nanie, że kiedyś na pewno stanie się dorosła i będzie wiedziała, jak ma postępować; że zdarzenia będą toczyć się same, kierowane us jakimś wewnętrznym kodem, który strzeże rytmu ludzkich za­ chowań. Obserwowała dorosłych na przyjęciach u matki, kiedy stali lo z drinkami w dłoniach, rozmawiali i śmiali się pewni siebie. Wy­ da glądali tak, jakby dokładnie wiedzieli, co robią i dlaczego. Jako dziecko, a potem jako podlotek, Dinah dzielnie i cierpliwie stawiała an czoło wydarzeniom, trwając w przekonaniu, że dorosłość przyniesie jej w nagrodę pewność siebie i nieziemski spokój. Skończy szkołę, sc znajdzie pracę, pozna kogoś, wyjdzie za mąż, urodzi dzieci i ze­ starzeje się. Spokojnie, bez pośpiechu, wszystko w swoim czasie. Miała rację tylko co do jednego -udało jej się rzeczywiście skończyć szkołę. Matka wychowywała ją na dziewicę, jakby dziewictwo było dobrze płatną pracą. - Mężczyźni chcą tylko jednego. Kiedy im to dasz, natychmiast znikają z twego życia razem z szacunkiem, jaki miałaś dla siebie samej - mówiła. Dinah wyobrażała sobie jak odchodzą od niej, zabierając jej godność, schowaną w niewielkiej torbie z jedzeniem na wynos; jak trzymają ją z dala od siebie, jakby trochę śmierdziała. Albo się roztopiła i zaczęła przeciekać. Kiedy miała szesnaście lat, jako prezent pod choinkę dostała od matki wibrator. 10 Anula & Irena Strona 6 - Idealny, żeby wypchać nim pończochę - powiedziała Dinah, kiedy razem z matką rozpakowywały prezent. - Dla babci też kupiłam jeden - zauważyła pani Kaufman - ale babcia nie będzie go używać. Mówi, że skoro tak długo obyła się bez orgazmu, to może równie dobrze nie mieć go wcale. Poza tym obawia się, że mógłby spowodować zwarcie w jej rozruszniku. Dinah wypróbowała wibrator. Położyła się na zimnej podłodze w wyłożonej kafelkami łazience. Drzwi zamknęła na zamek, zgasiła światło i odkręciła wodę, aby nikt nie mógł usłyszeć zdradzieckiego szmeru. Podobało jej się, bez wątpienia. Problem tkwił w tym, że to co robiła przypominało jej matkę, która penisa nazywała pałką życia, a jądra winogronami. Dinah próbowała przetrawić informacje o seksie i związkach między kobietą a mężczyzną, które otrzymała jako dziecko, a także ich poprawioną i unowocześnioną wersję, którą poznała jako nastolatka. Zdała sobie sprawę, że w najlepszym przypadku były us one pogmatwane i sprzeczne. Seks był dla mężczyzn, a małżeństwo, niczym szalupa ratunkowa, było przeznaczone dla kobiet i dzieci. lo Wyglądało na to, że mężczyźni i kobiety mówiąc o tym samym mają da zupełnie co innego na myśli. Niedługo po epizodzie z wibratorem, matka Dinah miała lekki an zawał i nagle panicznie zaczęła bać się śmierci. Być może ta banalna prawda, że kiedyś umrze, nigdy wcześniej do niej nie dotarła. Teraz sc zaczęła ją prześladować. Popadła w głęboką depresję. - Nie słuchaj starej matki - lamentowała. - Życie jest takie krótkie, a czas leci tak szybko. Nie pozwól, aby przeszło ci koło nosa. Spójrz na mnie - nic tak naprawdę nie osiągnęłam i nigdy nie umiałam żyć tak naprawdę. Miałam tylko dwóch mężczyzn i wszyst­ kie moje lata życie spędziłam w tej dolinie. Dlatego ty musisz z życia wyciągnąć więcej niż ja. Dużo o tym myślałam i doszłam do wniosku, że wychodząc za mąż nie musisz być dziewicą. Jaki to ma sens? Twój ojciec i tak mnie zostawił. Jeśli jest więc chłopak, z którym masz ochotę się przespać, powinnaś to zrobić. Załatwię ci wizytę u doktora Semela. Założy ci spiralę albo da jakieś pigułki antykoncepcyjne. A potem, pogrążona w rozpaczy, napiła się piwa. Dinah zanie­ pokoiła się. Próbowała nawiązać do wcześniejszych nauk matki. - Chwileczkę, mamo. Ja nigdy nie mówiłam, że chcę iść z kimś do łóżka. Jestem, jaka jestem i dobrze mi z tym. 11 Anula & Irena Strona 7 - Nie pozwolę, żeby twoje życie wyglądało tak jak moje. To nie ma żadnego sensu. Przeżyłam je i zobacz, co ze mnie zostało. Widziałam, jak patrzyłaś na tego chłopca, na tego Mickeya, z któ­ rym chodzisz na lekq'e jazzu. Mogłabym tak wszystko zorganizo­ wać, żebyście mogli pójść do łóżka; a jednocześnie byłabym blisko, żeby w razie czego mieć nad wami pieczę. Dinah pobiegła na górę do swojego pokoju. Miała nadzieję, że jeśli będzie biegła wystarczająco szybko, to nikt ani nic nie zdoła jej dogonić. Zamykając za sobą drzwi, czuła się jakby płynęła po morzu strachu - daleko od lądu, kurczowo uczepiona deski, na fali, która nie chce dobić do brzegu. W takich chwilach zwykle starała się przypomnieć sobie sytuacje, gdy była szczęśliwa i pewna siebie, jak na przykład w ubiegłym tygodniu, kiedy wracała samochodem ze szkoły. Dostała wtedy najwyższą ocenę ze sprawdzianu. Tego uczucia nie dało się z niczym porównać. Teraz jednak cały wysiłek, by je przywołać poszedł na marne - przekroczyła już granicę us depresji i strachu. Bycie szczęśliwą na nic by się nie zdało. W tym przypadku chodziło o coś zupełnie innego. lo - Nie bądź dla siebie zbyt surowa, kochanie - powtarzała da matka. - No dobrze. Teraz to mówisz? Myślałam, że powinno się an od siebie dużo wymagać, ale ty jesteś już innego zdania. I bądź tu człowieku mądry! Każdego dnia uczysz się czegoś nowego, sc co w sumie daje trzysta sześćdziesiąt pięć nowych informacji w roku i w dodatku to jeszcze za mało. W wolnych od uczenia chwilach, w ramach relaksu, starałam się dużo od siebie wymagać, ale ty twierdzisz, żebym tego nie robiła. Dobrze więc, nie ma sprawy, nie będę. Zwykle matka w takich chwilach rzucała jej jedno ze swoich spojrzeń. Miała ich cały repertuar i mogła wybierać do woli przy każdej nadarzającej się okazji. Zawsze, gdy nie rozumiała za­ chowania córki, czy też jej emocji, winę za wszystko zwalała na jej nieobecnego ojea. - Tacy są Żydzi - mawiała. To wszystko powodowało, że dziewczynie nie układało się z mężczyznami. Jej ojciec odszedł, kiedy była bardzo mała - miała 12 Anula & Irena Strona 8 zaledwie około dwóch lat. Później widywała go rzadko - nie częścią niż raz w roku. Rodzice nigdy nie mogli się dogadać, a poza tym ojciec wyprowadził się bardzo daleko. Mimo to, wciąż miała nadzieję, że wróci. Przed każdym jego przyjazdem robiła wszystko, by wypaść jak najlepiej. I zawsze, kiedy przyjeżdżał ten jeden raz w roku, zachowywała się nienagannie. Wierzyła, że w ten sposób zasłuży na jego miłość. Ojciec stał się jej obsesją. Jej bujna fantazja stworzyła w niczym nie przystające do rzeczywistości wyobrażenie jego osoby, które jak pasożyt trawiło jej umysł. Kochała, ba, czciła tego wyimagino­ wanego ojca. Wymyślona postać z każdym dniem stawała się coraz bardziej pogmatwana i nienaturalna. W końcu doszło do tego, że Dinah stworzyła dwie bajkowe postacie - ojca, którego nigdy tak naprawdę nie miała i córkę, której on nigdy nie powi­ nien zostawić. To stąd biorą się jej wszystkie problemy z mężczyznami. Przy us każdym spotkaniu zachowuje się bez zarzutu, licząc tym samym na ich miłość. W żaden jednak sposób nie jest w stanie poznać lo ich naprawdę. Tacy, jakimi ich sobie wyobraża i jakich po­ da trzebuje, są tylko wtedy, gdy ich nie ma. Krótko mówiąc - mężczyźni to bardziej fantastyczne stwory niż ludzie. I do złudze­ an nia przypominają ojca. A jeśli nie chcą od niej odejść - zmusza ich do tego tylko po to, by spróbować ich potem odzyskać. Jeśli sc mimo to nie odchodzą - to robi to ona, bo nie wie, co to znaczy być z kimś na dłużej. Wie tylko, jak o nich walczyć. Kocha ich, dopóki oni ją kochają. Tęskni za nimi aż do bólu. Stąd te problemy. Po raz pierwszy Dinah spotkała Rudy'ego na przyjęciu z okazji pięćdziesiątych piątych urodzin swojej szefowej Charlotte. Było to mniej więcej miesiąc po tym, jak zaczęła pracować nad „Prag­ nieniem serca" - nowym serialem telewizyjnym, który rozpoczął się dokładnie przed rokiem w Nowym Jorku. Charlotte zajmowała olbrzymie poddasze na jednej z uliczek odchodzących od Hudson Street. - Nie zostawiaj mnie samej - powiedziała Dinah, kurczowo ściskając ramię Connie, kiedy wychodziły z windy prosto do jasno oświetlonego holu. Connie Sorkin miała trzydzieści siedem lat, drugiego męża i dorosłego syna. Miała ciemnoniebieskie oczy i włosy 13 Anula & Irena Strona 9 do ramion, w których połyskiwały jasne refleksy. Była lojalna i obcesowa. Znała się dobrze na swojej pracy i ciągle mówiła o problemach z menstruacją. Zza drzwi dochodziły odgłosy przyjęcia. Connie z rozbawieniem spojrzała na Dinah: - To wszystko dzieje się tak nieoczekiwanie - powiedziała, wciskając dzwonek. - Przecież my się prawie nie znamy. - W odróżnieniu od wszystkich gości - z których nie znam nikogo - jesteś moją najlepszą przyjaciółką - odparła Dinah. - Znasz Charlotte - przypomniała jej Connie. - Poza tym jesz­ cze Nicka, Ogdena i Boba. - Pracuję z nimi dopiero miesiąc - Dinah starała się nie narze­ kać. - Trudno to nazwać znajomością. - Ze mną też pracujesz dopiero miesiąc. Poza tym, możesz mi wierzyć, to nie jest jakiś szczególny typ facetów - mówiła Connie w chwili, gdy drzwi otwierał im szczupły, jasnowłosy mężczyzna us w okularach. - Miesiąc to wystarczająco długo, aby całkowicie lo zgłębić ich wnętrza. - Zmierzcie się ze smokiem! - zaprosił je do środka wymachując da szklaneczką. - Witaj, Mel - powiedziała Connie i lekko pocałowała go an w policzek. - To nasza kolejna rozbita pisarka, Dinah Kaufinan. Dinah, przedstawiam ci Mela Metcalfa, szefa do spraw handlowych. sc To jedyne, czym może się zajmować z taką twarzą. - Cieszę się, że znów cię widzę, Connie - odparł Mel uprzejmie. Miał długi, sterczący nos, który sprawiał wrażenie, jakby chronił resztę twarzy przed niespodziewanym atakiem. -Witaj, Dinah. Ależ ty jesteś ładna! Myślałem, że wszyscy pisarze muszą wyglądać tak nieszczęśnie, jak nasza Connie, albo przypominać małą górę, jak nasza dzisiejsza solenizantka - kiedy to mówił, jego nos zwrócił się w kierunku miejsca w drugim końcu pokoju, gdzie stała najliczniejsza gromadka gości. Poddasze Charlotty składało się z dużego, pustego pokoju ozdobionego dziwnymi, egzotycznymi roślinami i rozjaśnionego delikatnym, dyskretnym światłem. Nad głowami stłoczonych gości wisiał naturalnej wielkości ceramiczny akrobata, a z ustawionych w centralnych miejscach kolumn wydobywał się głośny śpiew Rolling Stonesów : „... spaceruję po Central Parku, śpiewam, choć zapadła już noc. Ludzie myślą, że jestem szalooony..." 14 Anula & Irena Strona 10 Connie i Dinah powoli przedzierały się przez rozbawiony tłumek w kierunku Charlotty i barku. Dinah w połowie drogi pomyślała, że tego wieczoru będzie piła. A mówiąc dokładniej - podjęła ostatecz­ ną decyzję. Nigdy nie miała mocnej głowy - często zdarzało jej się upić zbyt szybko, a kilka razy całkiem urywał jej się film, co miało fatalne następstwa, biorąc pod uwagę jej zamiłowanie do mówienia po alkoholu bez ogródek i zaburzoną percepcję. Zwykle piła tylko w sytuacjach kryzysowych, mając złudną nadzieję, że alkohol poprawi jej nastrój i doda pewności siebie. To przyjęcie, na którym czuła się tak bardzo obco, było taką właśnie sytuacją. Charlotte rozmawiała z niezwykle poważnie wyglądającym facetem w dżin­ sach i ciemnoniebieskim swetrze. Tym, co przykuło uwagę Dinah były jego oczy - bladoniebieskie i jakby nieobecne. Z jakiegoś powodu przypominały jej oczy orła -czujne i zimne, prawie wymar­ ły gatunek. Jasna, pastelowa obwódka otaczała sam środek źrenicy. Takie oczy potrafią nie tylko rozebrać w ułamku sekundy, ale us sprawiają wrażenie, jakby ich spojrzenie mogło zgolić głowę, podać imiona rodziców, i jeszcze odmówić zwrócenia pieniędzy za dom. lo Poza tym Dinah dostrzegała w nich jakieś podobieństwo do siebie. da Był niczym daleki krewny o zamyślonym, umykającym spojrzeniu. Przystojny, bardzo chudy, jedyny w swoim rodzaju. an Charlotte była postawną kobietą. Wyglądała tak, że gdyby nie praca w telewizyjnych tasiemcach, mogłaby zatrudnić się jako sc zawodowy obrońca w lidze futbolu amerykańskiego. Kiedy Nick, ich reżyser, chciał jej dokuczyć, nazywał ją szyją tuńczyka, i już w pierwszym tygodniu pracy zrobił to dwukrotnie. Jednak mężczyz­ na, z którym rozmawiała, zdawał się znacznie górować nad nią wzrostem. Charlotte dużo mówiła, machając rękami. A on przyglądał jej się stojąc pewnie, z rękoma skrzyżowanymi jakby w obronnym geście i nieprzeniknionym wyrazem twarzy. - Connie! Dinah! Więc to tu jesteście! Connie, zdążyłaś już poznać Rudy'ego Gendlera? - Nie sądzę - powiedziała Connie, podając mu rękę. - Bardzo mi miło, panie Gendler. Jestem pana gorącą wielbicielką. Rudy grzecznie odwrócił się w jej kierunku. - Pewnie tylko pani tak mówi - odparł i prawie się uśmiechnął. Charlotte roześmiała się. 15 Anula & Irena Strona 11 - To raczej ja jestem tą gorącą wielbicielką- powiedziała Charlotte, poklepując się po brzuchu. - Connie to tylko zwykła miłośniczka. Rudy skinął głową. - Connie - powtórzył. Wymówił jej imię prawie jak pytanie, mrużąc swoje niebieskie oczy. - A to jest Dinah Kaufman, najnowsza zdobycz naszej podupa­ dłej pisarskiej trupy. Dinah nerwowo przeczesała ręką rude, krótko obcięte włosy i dotknęła językiem wyschniętych warg. Czuła na sobie siłę jego wzroku. Pomyślała, że patrzy na nią znad niewidzial­ nej szachownicy i mówi: - Teraz twój ruch. Wpatrywał się w nią, jakby złożył zamówienie na coś innego i w zamian dostał ją. A może tak tylko jej się zdawało. Pośpiesznie pochyliła głowę. - Miło mi, panie Gendler - odpowiedziała jak przykładna uczennica. Rudy lekko uniósł brwi. us - Panie! Dlaczego dzisiaj wszyscy mówią do mnie pan? - zwrócił lo się swobodnie do Dinah. A ona miała wrażenie, że w pokoju nagle zrobiło się gorąco i że jej włosy zaczynają dziwnie szumieć. da - By wyrazić swój szacunek dla pana jako oklaskiwanego i poważanego dramaturga - odparła Charlotte i objęła Dinah an ramieniem. - Mam rację, Dinah? - Ależ oczywiście. Pan Gendler prezentuje najwyższą jakość - sc odparła, nie zwracając się wprost do żadnego z rozmówców. W popłochu przelatywała kolejne pokłady swojej świadomości w poszukiwaniu czegoś, co mogłaby jeszcze dodać, lub kogoś, kim mogłaby się stać. „Gdzie się to wszystko podziało? -myślała bliska obłędu. - Gdzie te wszystkie wiadomości o przyjęciach, o moich nowych znajomych? Coś powinnam wiedzieć na temat mężczyzn, na litość boską!" Wokół przepływał roześmiany tłum gości. Rudy przyglądał jej się z uwagą. - Dziękuję - powiedział. - Tak mi się wydaje. Zamyślony popijał drinka, przypatrując się jej znad plastikowe­ go kubeczka. - Powinniście wreszcie czegoś się napić -powiedziała Charlotte, kierując Dinah i Connie w stronę barku. 16 Anula & Irena Strona 12 - Miło mi było poznać -= rzuciła Dinah do Rudy'ego, kończąc to niezbyt udane pierwsze spotkanie. - Rzeczywiście - chyba powiedział coś takiego. Kiedy dotarły do barku, zamówiła coś, co było odpowiednikiem małej szafy pancernej nagle spadającej na głowę. Leżała na zawalonym ubraniami łóżku Charlotty, czekając na chwilę, aż znowu poczuje ochotę, by wrócić na przyjęcie. Było jej tu naprawdę dobrze- wygodnie wyciągnięta, słuchała muzyki i głosów dochodzących przez cienką ścianę. Zupełnie, jak wtedy, gdy wracali późną nocą do domu, a ona zasypiając na tylnym siedzeniu, słuchała, jak matka i ojczym o czymś roz­ mawiają. Wyobrażała sobie, że wszyscy ludzie z sąsiedniego pokoju prowadzą ciekawe życie. Ta myśl ją jednocześnie uspokajała i dra­ us żniła. Uśmiechnęła się i zmieniła pozycję. Znad ubrań unosił się ciepły, przyjemny zapach perfum i kurzu. Nagle ktoś usiadł lo obok niej. Niechętnie otworzyła oczy. - Pan Gendler-szepnęła. da - Nie wstawaj - powiedział Rudy. an - Nie, nie wstaję - uśmiechnęła się. - Czy już rozbili pinatę? sc - Nie sądzę - odparł, zakładając nogę na nogę. - A cóż to takiego? - To takie meksykańskie urządzenie, w które uderza się kijem i wylatują z niego zabawki i słodycze- wyjaśniła.- Kiedyś myślałam o swojej głowie jako o czymś takim... rozbija się ją - I sypią się z niej zabawki i słodycze -dokończył, lekko kiwając głową. - Nie jesteś z Nowego Jorku. Więc skąd? - Nie, wcale nie zabawki i słodycze - powiedziała jakby na swoją obronę - ale mniejsza o to. Z Los Angeles. - Ach tak. To tłumaczy tę meksykańską przenośnię. „Mek­ sykańska przenośnia" - powtórzył zamyślony. - To mógłby być niezły tytuł. Dobiegał ich hałas, w którym można było rozróżnić piosenkę zespołu Bee Gees. 17 Anula & Irena Strona 13 -A z twojej głowy co mogłoby się wysypać?- zapytała. Leżała podparta na ramieniu, z głową przechyloną na bok i patrzyła na niego myśląc o tym, co powiedziała chwilę wcze­ śniej. - Kiedy? - Jeślibym ją rozbiła? - wyjaśniła. - To doprawdy urocza rozmowa - powiedział wpatrując się w ścianę. - Zależy, z której strony byś uderzyła. Jeśli z lewej - matematyka, a jeśli z prawej - duży, biały królik. Ile ty musiałaś wypić? - dokończył. - Odpowiem ci, jeśli ty mi odpowiesz. Rudy spojrzał się na nią. - Przecież właśnie odpowiedziałem. Dinah westchnęła. - Dla mnie prawie każda ilość alkoholu to za dużo - przyznała w końcu. us - W takim razie po co pijesz? lo - W takiej chwili jak ta wydaje się, że to całkiem niezły pomysł. - Chodź, zabiorę cię do domu - powiedział i pomógł jej wstać. da Miała wrażenie, że odległość między jej głową a stopami była zdecydowanie większa niż zwykle. an - Nie wiesz nawet, gdzie mieszkam. - Powiesz mi - grzecznie, ale stanowczo wyprowadził ją z poko­ sc ju, jakby była opierającą się rekonwalescentką. Kiedy szli w kierunku drzwi, próbowała złapać Charlotte albo Connie. Chciała się pożegnać, ale zanim zdążyła to zrobić - stali już przed windą. Szła posłusznie za Rudym, niczym indiańska żona za mężem. Ktoś otworzył im drzwi limuzyny. - Masz limuzynę - stwierdziła rzeczowo. - Zdaje się, że tak - odparł, popychając ją lekko. Powiedziała mu, gdzie mieszka, a on powtórzył adres kierowcy. Usiedli wygodnie. Samochód ruszył w stronę centrum. - Ile masz lat? - zapytał. - Dwadzieścia. - Nie powinnaś pić, jeśli wiesz, że to 'ci szkodzi. - Mówisz to tylko dlatego, że mam dwadzieścia lat? Założyła nogę na nogę i wygładziła ręką spódnicę. 18 Anula & Irena Strona 14 - Pomyślałam sobie, że skoro jest przyjęcie... - Przyjęcie pełne ludzi, z którymi dopiero co zaczęłaś praco­ wać - dokończył. - W zasadzie tak - odparła niepewnie. Zmarszczyła brwi i po­ czuła, że zaschło jej w ustach. - Ale nie zrobiłam czegoś całkiem nie na miejscu, prawda? Ogarnęła ją panika na myśl, że może zachowywała się gorzej niż z trudem mogła sobie teraz przypomnieć. Rudy chrząknął za­ słaniając usta dłonią zaciśniętą w pięść. - Chciałem tylko powiedzieć, że powinnaś bardziej na siebie uważać. - Tak jest - zabrzmiało to prawie jak obietnica. Jego pewność siebie nagle ją zdumiała. Była czymś, co cał­ kowicie wykraczało poza pewność, o której Dinah mogła tylko marzyć. W milczeniu minęli kilka przecznic. Rudy chrząknął po­ nownie. us - A ty - ile masz lat? - zapytała w końcu. lo Spojrzał na nią i powiedział: - Trzydzieści cztery. da - Trzydzieści cztery - powtórzyła, jakby to wyjaśniało jej coś raz na zawsze. Powtórzyła jeszcze raz, tym razem ciszej, obserwując an park za oknem samochodu. sc - Lubię twoje sztuki. Kiedy byłam jeszcze w szkole, grałam w „Różnych postaciach Ezry czyli rozpaczy możliwości". - Nie należy do moich ulubionych - powiedział. - Jaką grałaś rolę? - Byłam duchem. - Naprawdę? Duchem? Nigdy nie dałbym ci tej roli. Patrzył zamyślony prosto przed siebie i lekko kiwał głową. Rękę trzymał na oparciu siedzenia tuż za nią. Jego nieruchome, utkwione gdzieś w dal oczy błyszczały jak przystało na praw­ dziwego zapaleńca. Dinah czuła się bardziej zniewolona niż ocza­ rowana - zniewalał ją fakt, że najwyraźniej nie była w stanie go zauroczyć. Spojrzał na nią ponownie. Zawstydzona odwróciła głowę. - Nawet nie miałam brać udziału w tym przedstawieniu - powiedziała szybko. - Pracowałam przy dekoracjach. Dziewczyna, 19 Anula & Irena Strona 15 która miała grać kanapę zachorowała, więc... - wzruszyła ramiona­ mi. - To wcale nie jest jakaś niezwykła historia. Oni rozpaczliwie kogoś szukali, a ja wypadłam fatalnie. Może nie tak zupełnie, bo nie można być beznadziejnym w tak dobrej sztuce. A mimo to... - Jestem przekonany, że poszło ci lepiej, niż myślisz. Spojrzała na niego. - Nie bądź taki pewien - powiedziała. - Przepraszam. To takie przyzwyczajenie. - Być pewnym? - Oczywiście. Uśmiechnęli się do siebie. W jego oczach, jak coś co się czuje lub pamięta, dojrzała ledwie zauważalny błysk. Dinah ponownie wy­ jrzała przez okno. Serce jej waliło. Rudy włączył radio - Steve Martin śpiewał piosenkę „King Tut". Byli już prawie pod jej domem. - Najbardziej lubiłam „Niewinnego dzikusa". Uwielbiałam to. us Rudy uprzejmie skinął głową, przyjmując komplement. lo - Charlotte mówiła, że jesteś dobrą pisarką -powiedział. - O, tak. Moje próbne wątki seriali opublikuje w tym tygodniu da „The New Jorker". - Nie, ona mówiła, że napisałaś coś innego, coś na temat swoich an nastrojów. sc - Powiedziała ci o tym? - Dinah zarumieniła się. - Dlaczego ci to powiedziała? Co mówiła? - Zapytałem ją o ciebie, a ona opowiedziała - odparł zwy­ czajnie. - Ty zapytałeś ją o mnie? - Mówiła, że nazwałaś te nastroje. Pam? Pam i... -zaczął Rudy. - Roy - powiedziała szorstko. - Pam i Roy. Roy jest jak rozbawiona, dzika fala, a Pam jest jak osad, Pam stoi na brzegu i szlocha. Jeden nastrój to posiłek, drugi -rachunek -wyrecytowała pośpiesznie, wpatrując się w swoje dłonie. - Czasem wpadam w taką depresję, że nie pamiętam, który z nich znam - powiedziała cicho, patrząc przez okno. Gdzieś pośród nocy zawodził ambulans. Natarczywy dźwięk syreny towarzyszył Dinah przez kilka następnych przecznic i wlókł za sobą jej myśli. 20 Anula & Irena Strona 16 Jednak tak było tylko czasami, nie zawsze. Tak było, gdy nachodził ją smutny nastrój - Pam, kiedy wszystko wydawało się zbyt skomplikowane i pozbawione sensu. Przy Pam Dinah do­ stawała czegoś w rodzaju emocjonalnej grypy. Jej pewność siebie, niczym woda, odpływała i wysychała. Rozpoczynała się lekcja żalu i strapienia i Dinah musiała po prostu czekać na dzwonek. Może tym razem zdoła się czegoś nauczyć... Ale kiedy lekcja już trwała, Dinah nie umiała sobie wyobrazić, że będzie cokolwiek jeszcze kiedyś robiła. Fakty były te same, tylko ona widziała je inaczej. Tworzyła fikcje ze swojego życia. Zgodnie z jedną fikcją nic nie było możliwe, ale według innej - w większości jednak było. A co nie było możliwe, było przynajmniej interesujące. W ramach pierwszej -<- życie było nie tylko niemożliwe - było przerażające i samotne. Było dziwne. Dinah straciła swoją szansę i niebawem skóra pod jej oczami zacznie się marszczyć, nabrzmiewać i obwisać, a to są trzy z siedmiu oznak us starzenia się. Pam była egzystencjalnym bólem i przerażeniem, lo Roy - beztroską książką pod tytułem „Czy to nie wspaniałe być człowiekiem: jakież to ekscytujące - móc i żyć!". Dinah oczywiście da bardziej kochała Roya - ten pozytywny nastrój. Najlepszy. Zwykle jednak, jako obowiązkowa uczennica, siedziała przez an całą lekcję z Pam, czekając na dzwonek. Potem zatrzaskiwała swój sc umysł jak drzwi i biegła na korytarz, gotowa powitać Roya. - Dzisiejszy wieczór należy do Roya - roześmiała się zakło­ potana. - Z dużym prawdopodobieństwem, że jutro przyjdzie kolej na Pam. - Dlaczego? Rudy odwrócił się, by na nią spojrzeć. Dinah nerwowo przesunę­ ła palcami po włosach, a właściwie po tym, co z nich pozostało po ostatniej wizycie u fryzjera. - Potencjalny kac - będę myślała, że zrobiłam z siebie idiotkę - odparła ze śmiechem. - Właściwie - robiąc z siebie idiotkę. Samochód zatrzymał się przed jej domem. - Myślisz, że się wygłupiłaś? - Tak. Mam na myśli to leżenie wśród sterty ubrań i całą resztę. Jej skóra jaśniała delikatnie w ulicznym świetle, przenikającym przez okno samochodu. Rudy uśmiechnął się. 21 Anula & Irena Strona 17 - To nie było nierozsądne, raczej nie na miejscu. - Widzisz jakąś różnicę? Rudy odwrócił się twarzą do Dinah. Jego oczy były poważne i zatroskane; gdzieniegdzie, niczym światełko przebijające przez szparę w zamkniętych drzwiach, połyskiwało w nich rozbawienie. Przysunął się do niej. - Porozmawiamy o tym w samochodzie? - spytał cicho i pocało­ wał ją tak, jak całuje się tylko na sobotnich randkach, przyciskając jej głowę do szorstkiego, granatowego siedzenia z aksamitu. Czuła ten pocałunek wszędzie - promieniał jak wielka jasna świeca. Rudy cofnął się odrobinę. Czuła jego oddech na swojej twarzy, jego ręce na swoich ramionach. Popatrzyła w jego oczy - były tak blisko. - Ty rzeczywiście jesteś dobrym dramaturgiem? - powiedziała, uśmiechając się lekko. - Tylko tak mówisz. Dinah wygładziła spódnicę i założyła na ramię pasek torebki. us - Nie tylko tak mówię, ale... masz rację. Powtarzam to bez lo przerwy. Otworzyła drzwi. Rudy za późno chwycił ją za łokieć, by pomóc da jej wysiąść. Stali teraz na ulicy i patrzyli na siebie. Kierowca przystanął z tyłu samochodu, ze wzrokiem dyskretnie utkwionym an w przeciwną stronę ulicy. sc - Cóż... - zaczęła Dinah. - Powodzenia z „Meksykańską prze­ nośnią". Rudy zdziwił się. - Z czym? - Z twoją nową sztuką - przypomniała. - Ach tak - pokiwał głową, ledwie sobie przypominając. - Powodzenia z twoimi nastrojami. Z Royem i Pam. Dinah zdała sobie sprawę, że czeka, aż Rudy poprosi ją o numer telefonu, a on wcale nie zamierza tego zrobić. Cofnęła się w kierunku domu. Rudy stał przed otwartymi drzwiami limuzyny. Rzucił rękawicę swojej obojętności i Dinah ją teraz podniosła. Pomachała mu. - Nie bądź obcym -zawołała z udawaną wesołością. - N i e bądź Albertem Camus. Rudy uśmiechnął się. - Czarną Owcą - poprawił ją. 22 Anula & Irena Strona 18 Dinah zarumieniła się. - Nie bądź żadnym z nich. Nie bądź kimkolwiek, jeśli możesz temu zaradzić - powiedziała, znikając w drzwiach. Nagle wychyliła się jeszcze raz. - W zasadzie to możesz być każdym z nich - dodała pośpiesz­ nie. - Myślę, że to zależy od tłumaczenia. U większości gatunków ryb przedstawiciele płci męskiej i żeńskiej kontaktują się między sobą mało lub wcale. Samiec składa jedynie spermę na złożonych przez samicę jajach. Po tym krótkim incydencie każde z kochanków może iść w swą własną stronę i nigdy więcej się nie spotkać. us lo da an sc Anula & Irena Strona 19 2 Diaah zwykle budziła się rano kompletnie zdezorien­ towana. Myślała nie tylko „Gdzie ja jestem?", ale i „Kim ja jestem? us Czym? Czy jestem po prostu kimś przeciętnym?" Potem wszystko napływało z powrotem; rozbijało się o nią z siłą potężnej fali. „No lo jasne" - myślała, przypominając sobie, po czym popadała w coś da w rodzaju rezygnacji, która zmusiłaby ją do wyjścia z łóżka. „Cóż?" Znowu to samo. „Mój Boże". an Czuła się jak odszczepieniec w gangu, jakim był rodzaj ludzki. Wszyscy jego członkowie tłoczyli się razem, a świat powolutku sc popychał ich w stronę śmierci. Był jak wielka, odbijająca się kula, pełna umierania, spychając ją na bok. Jej los nie należał do niej. Nie wiedziała, co to znaczy próbować zbliżyć się do ludzi. Albo handlować własną biografią, by kupić od świata możliwy do przyjęcia wizerunek własnej osoby. Pojawienie się kogoś w jej życiu nie wymagało od niego specjal­ nego talentu czy umiejętności. Wyglądało tak, jakby ludzie przyby­ wali bez przerwy i kłębili się w bezładnej masie. Bez trudu można było przedrzeć się ku tej płytkiej postaci, którą Dinah oferowała jako siebie samą. Problem polegał na tym, by pójść dużo trudniejszą drogą. Trudną nawet dla Dinah. Czasami Dinah po prostu samotnie spacerowała po mieście. Obserwowała ludzi, wdychała zapach ulicznego jedzenia, auto- 24 Anula & Irena Strona 20 busowych spalin, dymu, wydobywającego się zza krat. Czuła się w jakiś sposób chroniona, odnajdywała sens w przynależności do tego kipiącego, bezładnego miasta. Chwilę potem było już inaczej - była obca, była kimś, kto nie może dorównać kroku, nabrać wiatru w żagle. Wyboje, uliczny ruch, włóczędzy. Z wyciem klaksonów, odgłosami bezustannego ruchu, żywą, dyszącą plamą hałasu, delika­ tnie napierającą na nią - wielka aglomeracja, która mruczy jak kot, a dźwięk ten zamienia się w jednostajny ryk. Dinah w swoim oku cyklonu czuła się taka cicha -jej umysł był spokojny jak ciągnąca się brzegiem plaża. Była jak katedra, w której czci się toczące się wokół życie. Zapamiętywała wszystko na później, kiedy będzie tego po­ trzebowała. Jesień w Nowym Jorku była piękna, ale nadeszła zima. Stało się to nieoczekiwanie i brutalnie. Ingrid, sublokatorka Dinah, weszła us któregoś ranka do jej pokoju i, delikatnie nią potrząsając, obudziła ją. - Pani Zamieć jest na podwórzu - powiedziała Ingrid. lo Dinah, chwiejąc się, wstała z łóżka i podążyła za Ingrid do da dużego pokoju. Na ich niewielkim tarasie było tyle śniegu, ile Dinah nigdy wcześniej nie widziała. Zaspy pokrywały wszystko: dwa an krzesła, mały stolik i samotne, ogołocone drzewo. - Widzisz? - zapytała Ingrid z dumą, jakby to wszystko stało się sc za jej sprawą, jakby to ona była Królową Śniegu, a taras jej nową posiadłością. Wiatr walił w okna ich narożnego mieszkania i groźnie zawodził. Wiatr, który obleciał świat i teraz wył z tęsknoty za siedzibą swoich przodków. - Niezłe - stwierdziła Dinah. To było pierwsze słowo, jakie powiedziała tego ranka. Była pod wielkim wrażeniem - śnieg nigdy nie przestawał jej zadziwiać. Uważała go za najlepszy trik, na jaki stać było pogodę. Gdy się dorasta w Kalifornii, pogoda wydaje się jednowymiarowa, ale kiedy spadał śnieg - Dinah czuła, że pogrąża się w wyjątkowym świecie trzech wymiarów. - Teraz możemy mówić o pogodzie - powiedziała, podchodząc z Ingrid do okna. Przez chwilę obserwowały śnieg bez słowa. - Przez radio podają ostrzeżenia, żeby nie wychodzić z domu, chyba że w wyjątkowej sytuacji - Ingrid spojrzała na Dinah i doda­ ła - A zwłaszcza, żeby nie jeździć samochodem. 25 Anula & Irena