Dickens Karol - Ciężkie czasy

Szczegóły
Tytuł Dickens Karol - Ciężkie czasy
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Dickens Karol - Ciężkie czasy PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Dickens Karol - Ciężkie czasy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Dickens Karol - Ciężkie czasy - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KAROL DICKENS CIĘŻKIE CZASY KSIĄŻKA i WIEDZA WARSZAWA 1960 102723 .Książka i Wiedza" Warszawa Printed i n Polami Lntr 1850 rok « Przełożyła Wanda Golawlezyóska-Nadasfnowa Wstęp Jacka Lindsaya Okładkę projektował Piotr Baro B-E8176 Tłoczono IS.COO+BOO egzemplarzy Z a fet ad y Graficzne „Książka i Wiedza" w Warszawie ObJĘtofć 22,25 ark. Papier druk mat. kl. V, 80 g. 61 x 86 cm. Nr 868. Druk ukończono ».III 1850 r. WSTĘP Na początku 1854 r. Karol Dickens opuścił Londyn i udał się na północ do Preston, fabrycznego miasta w LaJicashire, gdzie właśnie odbywał się strajk. Postanowili napisać po- wtiieśc na temat związany bezpośrednio z przemysłem. Myśl o tego rodzaju dziale nurtowała go od piętnastu lat, od cza- su jego pierwszej bytności w Manchester i ukończenia „Sta- rego sklepu antykwarskiego" („Thie old Curiosity Shop"). Ostatnio w „Pustkowiu" („Bleak House") pisarz pokazał w dodatnim świetle Nowego Człowieka, przemysłowca, n.'i tle na wpół feudalnego środowiska Chesn'ey Wold. Teraz pragnął przedstawić odwrotną, stronę kapitalistycznego pro- cesu uprzemysłowienia, uwydatnić jego wpływ na każdego, kto ma z nim styczność, niosący stęplienie uczuć ludzkich i odmalować cierpienia, na jakie skazuje on klasę robot- niczą. Gdy Dick'ens przybył w sobotę do Preston, zastał tam zupełny spokój; wiatr zmiótł dymy z nieba nad miastem. „Ohydna miejscowość (a ja myślałem, że to miasto posłuży mji za wzór)". Następnego dnia był obecny na zebraniu de- legatów strajkowych w Cockpit i ogromne wrażenie zrobiły na nim ich stanowczość, spokój i zdrowy rozsądek. W po- niedziałek przyglądał się wypłacie zapomogi dla strajkują- cych, a następnie poszedł na wiec pod gołym niebem, na którym robotnicy śpiewali *): Już dość wam snu wy, których zrodził trud! Wy, gdy miliony szarpie płacz i głód, Żądanie praw tyranom rzućcie w twarz! Wolności hasło wznieście — sztandar wasz! Po powroci'8 do Londynu Dickens ujawnił swą postawę w rozmowach z Layardem, skrajnym radykałem, który chciał się dostać do Parlamentu, a którego pisarz bardzo lu- bił. Obiecał pomóc mu wszelkim możliwym poparciem. W obronie Layarda i jego idei użył swego pióra i głosił spo- łeczeństwu, że jeśli nie wpłyn'e ona na poprawę warunków mieszkaniowych ubogiej ludności, zasłuży na m;ano mor- derców. Ostrzegł robotników, aby nie pozwolili się zwieść lu- dziiom podającym się za reformatorów, a dążącym tylko do zdobycia prawa zasiadania w Izbie Gm'n. Natomiast należy nadal organizować zw.ązk zawodowe, gdyż w nich jest cała nadzieja. Jeśli chodzi o Parlament, to „staje się on najokrop- niejszym fla&k-em i najstrasznIeJSzą zmorą, jaka kiedykol- wiek prześladowała ten i tak wl'elce udręczony świat". Potem wybuchła wojna krym&ka. „Doznaję uczucia, jak- by świat został cofnięty o pięćset lat wstecz" — pisał Dic- kens. Uważał wojnę za dywersję w stosunku do ruchu po- stępowego w kraju. Lud, oszukany raz jeszcze, miał być pod- stępnie wciągnięty w namiętności wojenne; chciano go skłc" •) Stary hymn czartystów, nieznanego autora. Czartyzm był wielkim ruchem masowym w Anglii w latach 1830—1840 wywołanym rozwojem fabryk i ostateczną utratą ziemi przez lud. Ustawa o reformie wyborczej (Reform Bili) dała udział w rządach jedynie średniej klasie przemysłowej a wykluczyła warstwy najbiedniejsze. Stąd politycz- ne żądania „Karty Ludowej" (People's Charter), które zmierzały do po- prawy warunków socjalnych. Czartyzm miał wiele odcieni — jedna z jego grup była bojowo socjalistyczna. Po roku 1850 ekspansja przemysłowa i handlowa W. Brytanii położyła kres wszelkim ruchom masowym. Dzie- siątki lat upłynęły nim siły ludowe zreorganizowały się i wyłoniły już w sytuacji bardzo zmienionej. nic, aby intonując „Bule Brytannia 'śpiewał własna pieśń śmierci, i doprowadzić do tego, aby jego krzywdy i clierpieniLa zostały przesłonięte dymem armat i oparami krwi!" Wszyscy znajomi Dickensa sypali datkami pienięż- nymi na Fundusz Patriotyczny nile poświęcając ani jednej myśli spustoszeniom szerzonym przez cholerę, „na którą w samym tylko Londynie zmarła nędznie i bez potrzeby o wiele większa liczba Anglików, niż prawdopodobnie zgi- nie ich w czasie całej wojny rosyjskiej". Te szczegóły rzucają pewne światło na ogólny nastrój, w jakim znajdował się pisarz w chwili, gdy przystąpił do pisania „Ciężkich czasów" i podczas pracy nad tym dziełem (w kwietniu 1854 zaczął drukować tę powieść w redagowa- nym przez się bile tygodniku „Household Words''). Jak zwykle, gdy zagłębił się w twórczość, temat porwał go. „Je^ stem w trzech czwartych szalony, a w jednej czwartej obłą- kany od tego ciągłego pośpiechu, w jakim pracuję nad „Cię- żkimi czasami". Mam nadzieję, że postać Stefana wypadła dobrze z punktu widzenia całości książki". A potem: „Ta sprawa Stefana pochłaniała mnie od tylu tygodni, że teraz — jak to u mnie zwykle — gdy już się zakończyła, czuję się tak, jak gdyby nic na świecie, żadne namiętne i gwałtowne mio- tanie się w tę czy inną stronę, nie mogło już przywrócić mi całkowicie równowagi". Aby zrozumieć, dlaczego Dickens zwrócił się do tematu „Ciężkich czasów" w tym momencie swego rozwoju, musi- my waiąć pod uwagę zarówno jego życie osobste jak i hi- storię. Rok 1848 stanowił punkt zwrotny w ewolucji nowo- czesnej Europy i wywarł ogromny wpływ na los ludu bry- tyjskiego. Dickens, chociaż w swych poglądach politycznych był pewnego rodzaju anarchistą, chociaż nienawidził głębo- ko państwa burżuazyjnego, parlamentu jako instytucji kla- sowej i prawa jako klasowego narzędzia niesprawiedliwości, mię wyrażał nigdy swego buntu w słowach zaczerpniętych z terminologii politycznej. Ubierał zagadnienia polityczne w oKresienia z dziedziny moralności i problemów socjalnych, ale nie przekreślało to związku j'ego wypowiedzi z polityka. Eok 1848 był również krytycznym rokiem w jego życiu o&obistym. W 1847 roku założył pismo codzienne, które mia- ło pełnić rolę ogniwa łączącego radykałów klas średnich z eziartystami klasy robotniczej w duchu reform postępo- wych; ale gdy tylko uwikłał się w mechanizm prowadzenia daiemnika, zmienił całkowicie stanowisko d. uznał wszelki kompromis za niedopuszczalny. Po kilku tygodniach zre- zygnował z prowadzenia pisma, ale doświadczenia te skłoniły go do napisania powieści „Dombey i syn" — w powieści tej poddał zasadniczej krytyce potęgę pieniądza i sposób, w jaki działała ona po 1832 roku (w roku 1832 klasy średnie na zasadzce ustawy o reformie wyborczej zdobyły znaczny udział w rządach). Potem nadeszły politycznie konwulsje 1848 roku i w tym samym czasiei siostra Dickensa, Fauny, zacho- rowała i zmarła. Jej choroba i śmierć obudziły w nim wspo- mnienia szczęśliwych dni dzieciństwa w Chathan, kiedy har- monijne współżycie z Fanny ii matką stwarzało mu rodzaj raju. Tak więc z wydarzeń roku 1848 Dickens wyłonił się jako człowiek pod wieilu względami zmieniony. Ozuł, że aby zy- skać nową odskocznię do pracy, musi się cofnąć wprost do analizy własnej przeszłości. Pisze więc autobiograficznego „Dawida Copperfielda". Ta próba zbadania źródeł własnego życia uczuciowego dała mu możność napisania „Pustkowia", książki, w której skupił namiętne uczucia osobistego i spo- łecznego buntu wokół obrazu znienawidzionego Prawa. W pracy tej po raz pierwszy nakreślili świadomie obraz schyłkowego i skazanego na zagładę społeiczństwa. Teraz uczuł potrzebę przyjrzenia się temu, co się dzieje z klasą robotniczą w ośrodkach przemysłowych i wciągnięcia jej życia w krąg swojej wyobraźni. Aby zrozumieć obraz odmalowany w „Ciężkich czasach", musimy uświadomić sobie, jakie było położenie aaigrels.kiej JKiasy rooomicAeJ pu ruiŁu. ±o'±o. .oa^a bporeczna v, lelKiego oo- joweigo ruchu czartystów została rozbita. Anglia, przodują- ca teraz światu w dziedzinie uprzemysłowienia, mogła przy- stąpić do wyzyskania ogromnego rozrostu rynków handlo- wych, który nastąpił po złamaniu barier feudalnych w roku 1848. W latach 1850 — 1860 oblicze Europy zmieniło się, rozwinęła się komunikacja kolejowa, handel światowy wkro- czył w nową fazę. Stary, walczący ruch związkowy zamierał. W latach 1830 i 1840 usiłowano nieustannie wykorzystać związki do celów politycznych i stworzyć organizację na wielką skalę, która miałaby decydujący wpływ na bieg ży- cia narodu. Ale obecnie Narodowa Federacja Związków Za- wodowych („National Association of United Trades") roz- padła sdę, a separatystyczna polityka konserwatystów przy- brała na sile. Przywódcy związków sprzeciwiali się straj- kom i ograniczali się do walki o lepsze pozycje do targów dla członków swoich organizacji. Starali się je zdobyć ta- kimi metodami jak skrócenie czasu trwania terminatorstwa lub odstręczanie od pracy w godzinach nadliczbowych. A więc rok 1854, w którym Dlickens sięga po temat zwią- zany z miastem przemysłowym i związkami zawodowymi, nie był okresem bojowym i musimy o tym pamiętać, gdy rozważamy postać Stefana Blaekpool. Był to raczeg etap ostrożnej stabilizacji. Klaisa robotnicza zaczynała się do- piero uczyć, jak powoli, lecz nieustanniei budować trwałą or- ganizację, jak różnymi sposobanri zdobywać doświadczenie i jak ufl-nacniać się z myślą o przyszłości, w której będzie mo- gła upomnieć się o swe prawa polityczne bez obawy kracha. W latach czteirdzieistych powieść angielska unoszona przez potężną falę bojowego czartyzmu rozwinęła się znacz- nie. W poprzednim dziesięcioleciu stopień uświadomienia społecznego poiwieściopisarzy uwypuklony został doskonale przez wystąpienie pani Trollope przeciw pracy dzieci w po- wieści „Michał Armstrong" i przez atak Dickensa na ustawę ubogich („Pour Law") w książce ,.01'iver Twiist". Wielkam w-Kiaaem iai czieraziesiycn Dyro rozszerzenie zakresu pro- blematyki społecznej, tak że poszczególne zagadnienia, jak zatrudnianie dziiieci czy ustawa ubogich, "występowały już wyraźnie jako elementy większej a jednocześnie zmiennej całości. Ważną pozycją w ewolucji powieści angielskiej sta- nowi- książka Bulwer Lyttona „Noc i ranek", która obszer-j nie maluje obraz społeczeństwa opartego na hipokryzji i we- wnętrznym skłóceniu. Ten właśnie obraz umożliwił Dioken- sowi wystąpienie z „MartiLnem Chuzzlewitem". „Sybil" Dis- raelcigo wysunęła masowy ruch robotniczy wprost na pierw- szy plan, a rok 1848 przyniósł wydanie całej serii, doniosłych powieści osnutych na zasadniczych zagadnieniach socjał-, nych — powieści Dickensa, Mr. G-askell, Karola Kingsleya, Charlotty Brontei. Dziieła te były następstwem czartyzmu nawet; wtedy, gdy nie wiązały się z niLm bezpośrednio tema- tycznie. Do powstania tej nowej fazy przyczyniła się w znacznym stopniu pami Gaskell. Mieszkała przez szesnaście lat w Man- chester i znała warunki życia klapsy roboitnicizej. Dotknięta nieszczęściami osobistymi starała się zneutralizować własny ból spoglądając nań jako na cząstkę ogromniej masy cier- pienia. Usiłowała „dać wyraz męce, której konwulsje wstrzą- sają raz po raz tymi niemymi ludźmi". Zaczęła pisać sw^ „Mary Barton'' w 1845 r., ale opublikowała ją dopiero w paź- dzierniku 1848. Bohaterką tej książki jest robotnica ii na ma- teriał powieści składają się wszystkie zagadnienia politycz- ne owych dni, agitacja-i strajki. „Zawsze czułam głębokie współczucie dla tych udręczonych ludzi, którzy wyglądają tak, jakby byli skazani na walkę przez całe życie, dzielone żałośnie pomiędzy pracę a niedostatek; najwidoczniej kapry- sy losu miotają nimi w stopniu jeszcze bardziej bezwzględnym niż ich bliźnimi" — pisała pani Gaskell. „Manchester Guar- dian" nazwał to stanowisko „ponurą nadwrażliwością na warunki bytu robotników". 10 Charlone oiuu.L'3 nu,^^^ ^-„^„ „_ _ blikowała ją w październiku następnego roku. Autorka wy- chowała się w okręgu przemysłowym i znała opisywane przez siebie wypadki, howi-em Haworth, jej rodzinna miej- scowość, było zamieszkane głownia przez robotników fabryk tkackich i od dawna stanowiło ośrodek buntu i agitacji. Kingsley przeżywał namiętnie walkę 1848 roku i pod, wpływem tego nastroju podjął próby przedstawienia stru- dzonego robotnika miejskiego i schylonego -w mozole na roli chłopa. W twórczości wszystkich tych pisarzy — a szczególnie u Dickensa i u pami Gaskell — możemy wyśledzić wpływ myśli Carlyle'a. Cariyle był bardzo mętnym myślicielem, ale widział dość jasno, że w jego świecie siły kapitalistyczne (które nazywał „więzami gotówkowymi") wyparły wszelkie stosunki pomiędzy ludźmi, że społeezsiństwo stało się zbio- rowiskiem walczących pomiędzy sobą jednostek i porzuciło zupełnie dążenia do idealnej cnoty, że upływające stulecie jest wiekiem rewolucji. Słabą stronę jego filozofii stanowiło oglądanie się wstecz w poszukiwaniu „wzorowego społe- czeństwa" i pragnieinie „silnego kierownictwa", które przy- wróciłoby porządek rzeczy zgodny z prawami ludzkimi. W jego sądach istniały zasadnicze sprzeczności — niektór'"' z jego tez prowadziły do wniosków socjalistycznych, inire — do faszyzmu. Ale za jego dni proces historyczny nie skrysta- lizował jeszcze tych przeciwieństw i pisarza tacy jak Dickens mogli czerpać z jego filozofii podnietę do głębokiej krytyki indywidualizmu i wartości premiądza. Atak na Gradgrinda " i jego kapitalistyczną postawę w „Ciężkich czasach" opiera się w dużym stopniu na wyrażeniach używanych przez Car- lyle'a. Rozmiary powieści „Ciężkie czasy" są niewielkie jak na Dickemsa i jej krótkość może być miarą napięcia, jakie od- czuwał podczas jej pisania. Czuł nakaz moralny przeprowa- 11 uAciiiio. w^u vł^pauLi w uicumg. uui; &yLuauJi JJ.retiUl.ysiowcJ. i obrony robotników przed Gradgrindami i ich politycznymi wspólnikami. Zazwyczaj DickeniS używa w swej twórczości pewnych elementów fantazji 'zaczerpniętych z własnej mło- dości, pewnych pierwiastków marzenia, które pomagają, mu osiągnąć dynamiczny .stosunek do materiału historycznego i pogłębiają jego wizję życia ludzkiego. Ale „Ciężkie czasy" pozbawione są w znacznym stopniu togo natężenia wyobraź- ni ii dlatego autor ,nie osiąga pełnej swobody. Nici wciela on całkowicie swych obaw i nadziei w Stefana Blackpool, jak to czyni z Pawłem Florencją Dombey, z ofiarami Prawa w „Pustkowiu", z Pip'em w „Wielkich nadziejach" itd. Toteż książka jest bardziej „obiektywna", w ogranicao- nym zresztą sensie, tego słowa, niż inne, dzieła Dickenisa; ale chociaż oznacza to pewne braki, nadaje również tej powieś- ci rodzaj jednokierunkowości, obcej innym jego diziełom. „Ciężkie czasy", pomimo ż'ei stanowią w pewnej mierze od- chylenie od głównej linii twórczości Dickenisa, mają jednak szczególne zalety i wyznaczają zasadniczy etap w jej rozwo- ju. Tworzą one pomost pomiędzy „Pustkowiem" a ponurym obrazie' niesprawiedliwości' a „Maleńką Doirrit" z, jej rozle- głym wizerunkiem społeczeństwa wiktoriańskiego pogrążo- nego w wielorakim rozkładziei. Gdyby nie powstała ta książ- ka, 'zabrakłoby czegoś bardzo' ważkiego w twórczości Dicken- sa i nie zrodziłoby się żadne z późniejszych jego dzieł, które zostały zbudowane na gruncie oczyszczonym przezi „Ciężkie czasy'' ich bezpośrednią konfrontacją z wrogiem, Trudności, z jakimi Dickens walczył piisząc tę książkę, wypływały głównie ,z głębokiej nienawiści, jaką odczuwali do G-radgrinda i Manchesterskiej Szkoły Ekonomia. Było to uczucie tak gwałtowne, m z. trudem zmuszał się do trakto- wania tych przedmiotów swej awersji jako zjawisk ludzkich. Nastrój jego charakteryzują różne tytuły, jakie wymyślał dla rozdziałów powieści, a potem odrzucał. „Kamień młyń- 12 ski. Kdza i kurz. r'o pi-u»iu. i\.wcoi-ia, ^^^.1.. -i-/^,,^.^v*~^*^ ~~o-. po prostu arytmetyka. Fakty pana Gradgrinda..." Chciał zaatakować całą etykę kapitalistyczną, która traktowała lu- dzi jako istoty dająJce się sprowadziło do' jednostek ekono- micznych, do zwykłych elementów procesu robienia pienię- dzy. Filozofia Gradgrinda, która wszelkie] stosunki pomiędzy ludźmi pozbawiała cech człowieczeństwa i iindywidualności, głosiła również usunięcie z życia wszelkiej fantazji twórczej, a Dickens żywił najgłębsze przekonanie, że miłość i brater- stwo ludzi wiążą się z radością, fantazją, swobodą ujawnia- nia możliwości twórczych w przekształcaniiu jednostki i spo- łeczeństwa. Aż do tego puniktu Dickens czerpał z Carlyle'a, 'ale nie mógł się zgodzić na jego rozwiązanie oparte ma mistycznym poglądzie na władzę, na sięganiu wstecz do' śireidnilowiecza, na gloryfikacji silnych władców. Pragnął „zmiainy serca", ale był jednocześnie zbyt wielkim realistą, aby przypuszczać, że taka "-asadnieza zmiana mogłaby nastąpić beiz walka., bez, me- usitam.iego atakowania iisitniejących warunków. T. A. Jackson w swojej książce o Dickensie pisze: — „Chociaż w «Pustkowiu» Dicbens przedstawia Koun- cieweilla walczącego' zaciekle i zręcznie przi&ciw panowaniu. Sar Leioester Deadllocka i jcigo klasy, a w „Ciężkich cza- sach" pokazuje bojowy rouneieiwe'111'sm przeobrażony w trium- fujący bounderbyzim, to jednak nie zdradza najmniej,szych oznak czegoś tak bezgranicznie bez;&ensowneigo, jak pragnie- niie powrotu do preszłośoi. Przeciwnie, arystoktratycana pani Sparsalt, która żyje ja-' ko dekoracyjny pasożyt przy wulgarnie brutalnym wyzyski- waczu Bounderbym, sprawia, że w pewnych chwilach pra- wie że •czujemy litość dla Bounderby'ego' — niezależniei ocŁ fatetu, że zasługuje on na to wszystko, 'oo go spotyka, a na- wet na jeszcze gorsze nieszczęścia. Obraz pogardliwie kry- 13 tycznego stosunku do wszystkiego, co niearystokratyczne, za- inaugurowany przez panią Sparsit, uzupełnia postać ary- stokraty Jamesa Harthouse'a, również pasożytującego na klasie Bounderby — Gradgrinda i odznaczającego się bez- . graniczną nudą, brakiem serca i wszelkich skrupułów". Następnie Jackson dowodzi, że Dickens szuka drogi dla wyrażenia swego poczucia potrzeby „rewolucyjnrego zakoń- czenia procesu emancypacji". Sądzę, że jest to trafne, ale Jackson nie ma racji twierdząc, że Dickens widział w agita- torach związkowych tylko demagogiczne pasożytnictwo. Tu, jak i w wielu innych sprawach, Dickens wykazuje postawę dwoistą. Pragnie on zjednoczenia robotników i zawsze do- wodzi, że lud sam będzie musiał zdobyć sobie prawa, że ni- gdy nie uzyska ich od Parlamentu. Pisarz nie tylko zajmuje tego rodzaju stanowisko we własnej twórczości, ale zezwala ^ na stałe głoszenie takiego poglądu w artykułach drukowa- ) nych przez jego tygodnik. Opublikował nawet eiss'ej wzywa- jący pół żartem klasy średnie do z a stosowani a oręża straj- ków przeciw wysokim cenom itp. Ale jednocześnie fakt po- wstawania organizacji na wielką skalę napełnia Dickensa pewną obawą; pisarz zaleca organizowanie związków zawo- dowych, alei cofa się przed pełnymi konsekwencjami swych zaleceń. < Oto dlaczego wysuwa Stefana Blackpool jako wzór idę- • ^ alnego we własnym pojęciu robotnika, przeciwnego zarów- 1 no strajkowi jak i gospodarce kapitalistycznej. I tu tkwi po- \i ważna słabość, która przeszkadza pełnemu artystycznemu t rozwinięciu tematu. ż Ponieważ Dickens sam w znacznej mierze jest częściowo s zwolennikiem strajku i ponieważ rzeczywiście (jak to stwier- D dza w listach) pragnie ujrzeć zz^pełną zagładę istniejącego d społeczeństwa, nie może nadać Stefanowi cech prawdziwego w poszukiwacza metod pośrednich. Stefan sprzeciwia się straj- kowi nie z jakiego® głębokiego przekonania, ale dlatego, ze l' , ' 14 dał iS-towo -nacneiii, w bi.ubiuLK.u. uu a-mnoJ ny n± n^u.^^ e,.^^„ nej miłości. (Słabość konstrukcji ujawnia się w fakcie, że Rachela nie zwalnia go z obietnicy, gdy dowiaduje się jak ujemnie wpłynęła ona na jego stosunki z iirurymi robotnika- mi — rozdz. V części II). Gdy Bounderby wyraża przypusz- czenie, że Stefan jest przeciwny strajkowi, ten odpowiada mu szlachetną obroną robotników: „Oni są oddani jeden drugiemu, wierni jeden drugiemu, serdeczni jeden dla dru- giego, na śmierć i życie... Zostaliby rozbici i rozdrobnieni, gdyby byli inni". Trudno o gorętszą obronę solidarności robotniczej, któ- rej nieuniknionym wyrazem były związki zawodowe i straj- ki. Dickens rozumiał to dobrziei. Ale mógł wczuć się w poło- żenie klasy robotniczej tylko za pośrednictwem takiej posta- ci jak Stefan, w kitórego wcielają się gorzkie sprzeczności sytuacji. W przeżycia osobiste Stefana Dickens włożył wiele z własnych trosk owych lat. Własne jego małżeństwo było bliskie rozbicia i skrępowany w pragnieniu zupełnego zer- wania, buntował się gwałtownie przeciwko prawom rządzą-" cym jego światem. Stefan przykuty do żony, której już nie może kochać, pragnący połączyć się z Rachela, stanowi do- kładny wizerunek Dickensa uwikłanego w nieszczęśliwe małżeństwo i zwracającego się ku swej sizwagierce Georginie. Aby przydać wagi temu motywowi, Dickens łączy go z te- matem małżeństwa bez miłości (Luiza i Bounderby). Na wyższym szczeblu społecznym mechanizm państwa popych-i łudził do związków wyzutych z uczuć ludzkich. Robotnicy dzięki solidarności zachowują ludzką serdeczność, lecz dzie- je się to kosztem wspólnego stłoczenia w dotkliwym cierpie- niu, zjednoczenia w narzuconym niedostatku. "W dwóch innych ważnych momentach emocjonalny symbolizm Dickensa służy nadaniu głębszego znaczenia to- kowi opowieści. Pierwszy, to usunięcie się oskarżonego nie- 15 słusznie Stefana do opuszczonego szybu noszącego z-towroz la- ną nazwę. Dickens dał lekkie przygotowanie do tego epizio- du w rozdziale V części II, gdy Stefan mówi: „Wszyscy pę- ; dzący podobne życtiei i pogrążeni -w- tych samych kłopotach... Czarny nieprzebyty świat będzie was od nich dzielił dopó- ki pozostaiiiiie taka nędza". Upadek w głąb szybu symbolizuje sprzeczności; zacho- dzące w życiu klasy robotniczleij •w ówczesnym świecie, jak również konflikt wynikający z ostrego dylematu istniejące- go w samym Stefanie. Dickens przedstawia tein konflikt otwarcie w całeji rozciągłości, gdy Stefan. zostajie wydobyty z' szybu. ' ' . „Wpadłem do tego szybu, moja droga, który za, pamięci żyjących jeszcze starców-kosztował życie setki i setki lu- dziii — ojców, .synów, braci, drogich tysiącom i tysiącom osób i chroniących je przed niedostatkiem i głodem. Wpadłem do' tego szybu, który ze swymi gazami trującymi jieist okrutnieg- szy niż bitwa... Gdy go używano, zabijał bez. potrzeby; te- razi, gdy go' opuszczono, też mresilei niepotrzebną śmierć. Wi" ' dziszl, jak my umieramy nadaremmie, tak czy inaczej — w tym. piekielnym młynie — każdego' dnia". Dickems rozwi- ja ten momeint obszernie, aby mieć pewność, że' czytelnik dojrzy jego .symbolicznie znaczei-nie. Upadek w głąb szybu stanowi punkt kulminacyjny obsesji Stefana, że „wpadnie w piekielny młyn" i Dickens używa tego obrazu, aby dać wyraz swemu poczuciu, tragicznej sytuacji robotników w je- go świecie, gdzie wszelka ludzka uczciwość domaga się re- .wollucyjinych zmian społecznych, które jednak nie są jeszcze historycznie możliwe. I wbrew tej symbolice musimy czytać o- nawrócenini się Gradgrinda. To nawrócenie może by& dla czytelnika trudnię do przełknięcia, ale jest to jedyny sposób, w jaki Dickens może przeciwstawić obrazowi' upadku w szyb dalszy obraz ludzkiego odrodzenia. 16 Aby uwypuklić i nasycić ciepłem len wąne^ iiawruceina,, wprowadza Dickens motyw cyrkowców, którzy pojawiają się na początku i w zakończeniu powieści. We właściwy so- bie beztroski i lekki sposób uosabiają oni życie pełne pogo- dy i. wesołości, i wszystko to, co dostarcza prawdziwego oderwania się od trosk w świat wyobraźni i wobec tego re- prezentują pierwiastki;, które Gradgrialdowie i Bouinder- by'owie pragną usunąć ze swego kapitalistycznjegoi świata. Cyrkowcy wnoszą na ciemną scenę tchnienie nadziei i są przedstawicielami przeobrażających sił miłoscu.i.szctuki, do których musi należeć pierwsze i ostatnie słowo, jeśli zie- mia ma się wyzwolić z piekła Gradgrinda'. Jeden zi końcowych momentów ułatwia poznanie sposo- bu, w jaki wyobraźnia uczuciowa Dickensa czerpie natchnie- nie z buntu przeciwko istniejącemu światu i z tęsknoty, aby ziemia stała się krainą miłości i jedności. Zjawisko to jest charakterystyczne nie tylko dla tego epizodu, ale i dla całej twórczości pisarza. Gdy Stefan zostaje wydobyty ze studni i wygłasza swe tragicaniei oiśw'iadczienie, powtarza, jak widział gwiazdy po- nad mrokiem studni, jak czuł, że ujrzał gwiadę zwiastunkę Nowego Życia. „Patrzałem na nią i myślałem o tobie, Eache- lo, dopóki obrazi piekielnego młyna niei uszedł mi z, głowy. — Mam nadzieję, że zdołałem wznieść się: wyżej. Gdy światło jej padało na mnie— widziałem jaśniej i w przedśmiert- nej modlitwie błagałem, aby świat zdołał się bardziej zje- dnoczyć..." Gwiazda ta nie po raz pierwszy pojawia się w twórczoś- ci Dickensa. Aby zrozumieć, jak działała ona na jego wy- •obraźnię, musimy się zwrócić do „Snu dziecka o' gwieździe" („A Chiikfs Dream of a Star") napisanego wkrótce po śmierci Farmy. Tu symbolika występuje w całej pełni. Gwiazda początkowo uosabia niczym niezmąconie współży- ihwilę' jej utraty zapowia^ 17 cie Dickensa Zi Faamy, a f; leskie czasy — 2 daję^cą pełnieijszy związek w przyszłości. "W tym momencie Stefan i Rachela stają się po prostu Karolem ii Fauny w ra- ju dzieciństwa i zacierają się "wszelkie 'okrutne sprzeczności targające współczesnym społeczeństwem. Ta pamięć o szczę- ściu osobistym i' miłości jest rękojmią ludzkiego odrodzenia i celem, ku któremu zmierza proces historyczny. *) J a c k Lindsay *) Warto wspomnieć, że Dickens zaczerpnął pomysł upadku w szyb z opowiadania nieznanego autora, które wydrukował w swym tygodniku na parę lat przed napisaniem „Ciężkich czasów". Tematem opowiadania jest bunt robotników leśnych. Bohater zostaje fałszywie oskarżony o peł- nienie szpiegostwa na rzecz rządu, podczas gdy w rzeczywistości dąży on do powstania przeciw władzom. Drwale spuszczają go do nieużywanego szybu. Jego dziewczyna odszukuje go i wydobywa na powierzchnię. Ciekawe, że ten epizod zyżytkowany przez Dickensa utkwił w jego umyśle jako przykład bojowości klasy robotniczej. Opowiadanie to poka- zuje robotników pokonanych przez wroga, który zasiewa wśród nich nie- zgodę. W „Ciężkich czasach" autor podejmuje ten sam temat dla wyra- żenia konfliktu pojedynczego robotnika ze społeczeństwem, konfliktu, który nie może jeszcze przeobrazić społeczeństwa. 1§ 4 l E W Rozdział! JEDYNA RZECZ POŻYTECZNA — A więc, chcę Faktów. Uczcie tych chłopców i dziew- częta wyłącznie Faktów. W życiu są potrzebne wyłącznie Fakty. Nie zaszczepiajcie niczego innego, wypleńcie wszyst- ko inne. Umysły stworzeń myślących mogą być uformowane tylko na Faktach; wszystko inne nie przyniesie im nigdy żadnego pożytku. Według tej zasady wychowuję swoje własne dzieci i zgodnie z tą zasadą chcę wychować lei dzie- ci. Proszę trzymać się Faktów, mój panie l Słowa te padały w brzydkiej, nagiej ii ponurej izbie szkolnej, a kwadratowy kciuk mówiącego podkreślał każde zdanie, rysując linię na rękawie nauczyciela. Emfazę mów- cy podkreślało jeszcze jego kwadratowe czoło, którego podstawę stanowiły brwi, podczas gdy oczy znajdowały ob- szerne pomieszczenie w dwóch ciemnych zagłębieniach oczo- dołów, ocienionych czołem. Emfazę tę podkreślały usta mówcy — duże, wąskie i zaciskające się twardo. Emfazę podkreślał jego głos, twardy, suchy i dyktatorski. Emfazę podkreślały włosy mówcy, które sterczały wokół jego gotej czaszki jak krzaki, chroniące przed wiatrem łysinę, całą pokrytą małymi guzami, niczym placek śliwkowy posyp- ką — jak gdyby ta głowa z trudnością zaledwie mieściła- w sobie złożone tam twarde Fakty. Dumna postawa mówcy, kwadratowy surdut, kwadra- towe nogi i ramiona — ba, nawet chustka, zawiązana na szyi, która ułożona 'była w ten isposób, że obejmowała jego gardło twardym chwytem, jak uparty Fakt, jakim zresztą była — wszystko to podkreślało jego emfazę. — W tym życiu nie potrzebujemy niczego, oprócz Fak- tów, mój panie; niczego oprócz Faktów! Mówca, nauczyciel i trzecia obecna łam osoba cofnęli się, trochę i powiedli wzrokiem po pochyłej płaszczyźnie, jaką/ tworzyły głowy uczniów, podobne do naczyń, gotowych przyjąć olbrzymile ilości faktów, które będą w we wlewa- ne,' póki nie wypełnią ich po brzegi. • " ' ^ ,. . Rozdział II RZEŹ NIEWINIĄTEK [ — Tomasz Gradgrind, mój panie. 'Człowiek trzeźwy. [ Człowiek faktów i kalkulacji. Człowiek, który postępuje według zasady, że ,dwa i dwa jest cztery i nic ponadto i którego nie można przekonać, aby zgodził się, że jest to coś więcej. Tomasz Gradgrind, mój panie — stanowczo To- masz Gradgrind. Przy pomocy linii i wagi, i zawsze z ta- bliczką mnożenia w kieszeni, gotów jestem zmierzyć i zwa- żyć każdą ludzką paczkę i powiedzieć, co to jest warte. Jest to po prostu kwestia cyfr, sprawa prostej arytmetyki. Mo- że pan liczyć na to, że wpoił pan jakieś idioityceiie przeko- nania w głowę Jerzego Gradgrinda albo Augusta Gradgrin.- da, albo Jana Gradgrinda czy Józefa Gradgrinda (wszystko są to wymyślone, nie istniej.ące osoby), ale w głowę Toma- sza Gradgrinda — nie, mój panie! Tymi słowy zwykł pan Gradgrind przedstawiać się w duchu zarówno swemu prywatnemu gronu znajomych jak i szerszej publicznościi. Tymi słowy, wstawiając oczy- wiście „chłopcy i dziewczęta" zamiast „mój panie", To- §9 piasz Grradgrind przedstawiał oebcnie Tomasza U-radgrinda stojącym przed nim małym istotom, które niby naczynia miały być wypełnione ca&owicie faktami. I rzeczywiście, gdy patrzył na nie przeolikliwie, oczyma błyszczącymi, ze wspomnianych już głębokich piwnic oczo- dołów, wyglądał na rodzaj armaty naładowanej faktami aż po wylot lufy i gotoweji jednym wystrzałem, wynieść je z okresu dzieciństwa. Wyglądał również na aparat galwa- nizacyjny, wypełniony jakąś ponurą, mechaniczną namiast- ką, która miała zastąpić ich wrażliwą młodą imaginację, skazaną na wygnanie. — Dziewczyna numer dwudziesty — powiedział pan Gradgrind wskazując ją wyraźnie kwadratowym palcem. — Nie znam jej. Kim jest ta dziewczyna'? — Sissy Jupe^ proszę pana — wyjaśnił numer dwu- dziesty rumieniąc się, wstając i dygajęc. — Sissy to nie jest imię — powiedział pan Gradgrind.— Nie nazywaj siebie Sissy. Nazywaj; siebie Cecylią. — To ojciec nazywa mnie Sissy, proszę pana — odpo- wiedziała dziewczynka drżącym głosem, kłaniając się znowu. — Nie ma prawa tego robić — powiedział pan Grad- grind. — Powiedz mu, że nie powinien. Cecylia Jupe. Chwi- leczkę. Kim jest twój ojciec? . — On pracuje w cyrku, zia pańskim pozwoleniem, pro- szę pana. . Pan. Gradgrind zmarszczył się i ruchem 'ręki odsunął od siebie tę podejrzaną profesję. — My tutaj nie chcemy wiedzieć o tym. Nie wolno ci tu mówić o tym. Twój ojciec trenujici konie, ozyż 'nie'? — Za pańskim pozwoleniem, proszę pana... Jeśli mają jakieś konie do trenowania, to trenuje konie w cyrku, pro- szę pana. — Tutaj nie wolno ci mówić o cyrku. Dobrze więc. Na- 21 ysywaj swego oya trenerem 'koni. On leczy także chore ko- nie, przypuszczam? — Och, tak, proszę pana. — Bardzo dobrze. Jest więc weterynarzem, kowalem, trenerem koni. Podaj ml swoją definicję koma. | Żądanie to wprawiło Slssy Jupe w najgłębsze przera- | żenię, j — Dziewczyna numer dwudziesty nie może okreśT.ć ko- | nią — powiedział pan Uradgrind ku ogólnemu pożytkowi | wszystkich małych istot. — Dziewczyna numer dwudziesty nie posiada znajomości żadnych faktów, dotyczących jedne- go z najpospolitszych zwierząt! Który z chłopców poda de- finicję konia? Bitzer, ty! Kwadratowy palec, poruszając się to tu, to tam, wska- zał nagle na Bitzera, może dlatego, że przypadkiem siedział on w zaś.egu tego samego promienia słońca, który, wpadar jąć przez jedno z nagich okien surowo wybielonego pokoju, oświetlał Slssy. Chłopcy l dziewczęta siedzreli bowiem na pochyłej płaszczyźnie w dwóch stłoczonych grupach, prze- dzielonych w środku wąskim przejściem, l Slssy, która sie- działa w rogu szeregu po słonecznej stronie, znajdowała się na początku promienia słonecznego, a na Bitzera, który zaj- mował miejsce w rogu szeregu po drugiej stronie, o parę rzędów z przodu, padał koniec tego promienia. Ale ponie- waż dziewczynka była clemnooka i ciemnowłosa, padający na nią promień słońca zdawał się obdarzać ją jeszcze-ciem- niejszymi i silniejszymi kolorami, podczas gdy chłopiec miał tak jasne oczy i włosy, że ten sam promień zdawał się pozbawiać go i tej odrobiny koloru, jaką kiedykolwiek po- siadał. Jego zimne oczy omal nie wyglądałyby jak oczy, gdyby nie krótkie rzęsy, które, kontrastując z czymś jeszcze bledszym niż one, podkreślały wykrój oczu. Jego krótko przystrzyżone włosy mogłyby być po prostu kontynuacją jasnych piegów na czole i twarzy. Jego skóra była w tak 22 niezdrowy sposoo pozuawwua. ucu.win.o,, m vi Juwnw.u .-"y, u-. . skaleczony krwawiłby na biało. — Bitz-er — powiedział Tomasz Gradgrind — twoja de- finicja konia l — Czworonóg. Trawożerny. Czterdzieści zębów, w tym dwadzieścia cztery trzonowe, cztery kły i dwanaście sieka- czy. Traci sierść na wiosnę; w krajach bagnistych traci również kopyta. Kopyta ma twarde, ale wymagają podku- cia żelazem. Wiek poznaje się po znakach -w pysku. Tyle (i o wiele więcej) Bitzer. , .— A teraz, dziewczyno numer dwudziesty — powiedział pan Gradgrind —: wiesz już, co to jest koń. Skłoniła 'się znowu i może zarumieniłaby się jeszcze bar- dziej, gdyby mogła zarumienić się bardziej, niż czyniła to przez cały ten czas. Bitzer, mrugnąwszy jednocześnie obu oczyma na Tomasza Gradgrinda, tak że światło padające na jego drżące rzęsy upodobniło je do czułek jakiegoś ruch- liwego owada, przyłożył pięści do swego piegowatego czo- ła i usiadł z powrotem. Teraz wystąpił trzeci gentleman. Był to doskonały czło- wiek, jeśli chodziło o to, aby kogoś urazić i znudzić; urzęd- nik państwowy; znakomity bokser we własnym mniemaniu (a także w oczach innych łudzi) zawsze w formie, zawsze mający jakiś system, który chce wepchnąć w gardło słucha- czów jak pigułkę, zawsze przemawiający z wysokości swe- go małego urzędu, gotów walczyć przeciw całej Anglii. Uży- wając w dalszym ciągu terminów bokserskich, miał on ta- lent do mieszania się w bójki gdziekolwiek i o cokolwiek chodziło i okazywał się niebezpiecznym przeciwnikiem. Ezucał się i miażdżył każdego ciosem, z prawej — dokładał z lewej — stop — zmiana pozycji — atak — rzucał swego przeciwnika na sznury (a zawsze walczył w zawodach ogól- noangielskich) i zręcznie padał na niego. Umiał doskona- le obezwładniać zdrowy rozsądek i uczynić swego nieszczę- śliwego przeciwnika głuchym na głos czasu. Najwyższe wła- 23 dze powierzyły mii "wprowadzenie, tiry "Urzędników, 'która miała zapanować "na całym świecie. -— Doskonale — powiedział ten .jegomość uśmiechając ' się raźnie i krzyżując ramiona. — To jest koń. A teraz p^>- '* zwólcie zapytać się, chłopcy i dziewczęta: czy oblepilibyś- cie pokój wizerunkami konia? Po chwili jedna połowa dzieci, krzyknęła chórem — Tak, panie! — na co druga połowa, wnioskując z twarzy jego- mościa, że odpowiedz: — Tak.— jest błędna, krzyknęła chórem — Nie, panie! — jak to jest w zwyczaju przy tego rodzaju egzaminach. ' — Oczywiście, nie. A dlaczego nie? Pauza. W końcu pewien tłusty, powolny chłopak o sa- piącym oddechu zaryzykował odpowiedź: nie, ponieważ w ogóle nie tapetowałby pokoju, ale ipoinalowałby go. — Musisz go wytapetować — powiedział jegomość z pewnego rodzaju zapałem. — Musisz wytapetować — powiedział Tomasz Grad- grind — czy ci się to podoba, czy nie. Nie mów nam, ż'ei go ' niei wytapetujesz. Cóż ty sobie myślisz, chłopcze'? — A więc wytłumaczę wam — powiedział jegomość po 3'eiszcze jednej przykrej, pauzie — dlaczego nie wykleilibyś- cie pokoju wizerunkami koni. Czyście widzieli kiedy konie spacerujące po ścianach pokoju tam i nazad, czyście wi- dzieli coś takiego naprawdę'? 'Widzieliście'? — Tak, panie! — wołała jedna połowa klasy. — Nie, panie! — wołała 'druga. — Oczywiście, ż-e nie — powiedział gentleman rzucając oburzone spojrzenie na tę połowę, która powiedziała źie. .-ySTwięc nie wolno wam nigdzie widzieć tego, czego nie możecie zobaczyć w życiu; nie możecie mlieć nigdzie tego, co j nie jest faktemi. To, co nazywamy gustem, jest tylko inną nazwą dla faktu. \ Tomasz, Gradgrind przytaknął temu z zadowoleniem.. — To jest nowa zaaada, odkrycie, wielkie odkrycie — 24 tto-wiedział gentleman. —-. Teraz zapytam Was znowu. Przy- puśćmy, że macie wyłożyć pokój dywanem. Czy użyjecie do tego dywanu, na którym są wizerunki kwiatów? Ponieważ ogólnym obecnie przekonaniem było, że — Nie, panie! — jest zawsze słuszną odpowiedzią dla tego je- gomościa, chóralne — Nie! — było tym razem głośne. Je- dynie paru cichych marudeirów powiedziało — Tak —; wśród nich była Sisisy Jupe. — Dziewczynka numer dwudziesty — powiedział jego- mość uśmiechając się ze spokojem, płynącym z wiedzy. Sissy zaczerwieniła się i wstała. . — A więc wyłożyłabyś swój pokój— albo pokój swego męża, gdybyś była dorosłą kobietą i miała męża — dywa- nem'w kwiaty? — powiedział gentleman. — Dlaczego? — Bo, proszę pana, ja bardzo lubię kwiaty — odpowie- • działa dziewczynka. — I dlatego pozostawiłabyś na mich stoły i krzesła, i po- zwoliłabyś chodzić po nich ludziom w ciężkich butach? — To by ich nie bolało, proszę pana. One nie połamały- by się ani nie powiędły. To by było bardzo ładne i miłe, a moim marzeniem... — Aj, aj, aj! Ależ__tQ.bie nie wolno marzyć — krzyknął jegomość, zachwycony, że talT^gładkó doszli do tego, co chciał powiedzieć. — O to chodzi! Nie powinnaś nigdy ma- rzyć! — Nie powinnaś, Cecylio Jupe — powiedział poważnie Tomasz Gradgrind — robić niczego w tym rodzaju. — Fakt, fakt, fakt — powiedział jegomość. I — Fakt,' fakt, fakt! —powtórzył Tomafcz Gradgrind. —" W6 wszystkich rzeczach—— powiedział jegomość — ^powinniście kierować i rządzić się faktami. Mamy nadzieję w niedługim czasie stworzyć komisję faktów, złożoną z. ko- misarzy faktów, która zmusi ludzi, aby byli ludźmi fak- tów i niczego — tylko faktów. Musicie całkowicie odrzu- cie słowo Fantazja. Nie mieć z nim nic do czynienia. Nie 25 •wolno wam mieć w żadnym przedmiocie użytecznym, czy ozdobie niczego, co byłoby zaprzeczeniem faktu. Faktem jest, że nie chodzicie po kwiatach, nie -wolno więc wam chodzie po kwiatach na dywanach. Nie zdarza się, aby egzotyczne ptaki i motyle siadały na waszych naczyniach; nie wolno więc malować wam egzotycznych ptaków i motyli na wa- szej porcelanie. Nigdy nie spotkacie czworonoga spaceru- jącego po ścianach; nie możecie więc mieó wizerunków ko- ni na ścianach. Musicie — powiedział jegomość — używać do tych celów kombinacji i odmian figur matematycznych, które mogą podlegać analizie i demonstracji. Oto jest nowe odkrycie. To jest fakt. To jest gust. Dziewczynka dygnęła i usiadła. Była bardzo młodziut- ka i wyglądała tak, jakby była przerażona materialnością świata, jaki jej przedstawiono. — A teraz, jeśli pan M'Choakumehild — powiedział je- gomość -— zechce rozpocząć swoją pierwszą lekcję tutaj, to, za pańskim pozwoleniem, panie Gradgrind, będzie mi miło przyjrzeć się jego metodzie postępowania. Pan Gradgrind był bardzo zobowiązany: — Panie M'Choakumchild, czekamy więc tylko na pana. A więc pan M'Choakumchild rozpoczął jak umiał naj- lepiej. On i jeszcze około stu czterdziestu innych nauczy- cieli opuściło niedawno, w tym samym czasie, rodzaj fabry- ki, gdzie obtoczono ich na takich samych zasadach, jak ob-, tacza się nogi fortepianowe. ^Przeszedł przez niesłychaną rozmaitość stopni, odpowiedział na całe tomy zagadkowych pytań. Ortografię, etymologię, składnię i prozodię, biogra- fię nieskończonej tilościi łudź,!, astronomię, geografię, kos- mografię ogólną, wiedzę o procentach składanych, algebrę, geodezję, śpiew i rysowanie modeli — wszystko to miał w czubkach swoich dziiesięciu zmarzniętych palców. Z tru- dem wypracował sobie drogę do „spisu B". Najczcigodniej- szych Członków Tajnej Rady Jej Królewskiej Mości, i ze- brał kwiat z wyższych gałęzi nauk matematycznych i fi- 26 zycznych, francuskiego, niemieckiego, łaciny i greckiego. Wiedział wszystko o wszystkich działach wodnych całego świata (jakiekolwiek są), znał całą historię wszystkich na- rodów, znał wszystkie nazwy wszystkich gór i rzek, pro- dukcję, obyczaje i zwyczaje wszystkich krajów, ich granice •i ich stosunek do 32 punktów kompasu. Ach, trochę pan przesadził, panie M'Choakumchild. Gdyby tylko nauczył się pan trochę mniej, o ileż lepiej mógłby pan nauczyć du- żo więcej! Rozpoczął pracę tą przygotowawczą lekcją, podobny trochę do Morgiany z baśni o Czterdziestu Rozbójnikach: zaglądał do każdej głowy, jak do naczynia, aby zobaczyć,' co zawiera. Niech pan sam powie, zacny panie M'Choa- kumchild: Czy sądzi pan, że jeśli napełni pan kiedyś te na- czynia swoją wrzącą mieszaniną — zabije pan od razu tego czającego się wewnątrz rozbójnika — Fantazję? A może tylko — okaleczy go pan i wypaczy? Rozdział III . - DZIURA W PŁOCIE Pan Gradgrind szedł ze szkoły do domu pełen głębokie- go zadowolenia. Była to jego szkoła i chciał, aby stała się wzorową. Pragnął, aby każde dziecko w niej było wzoro- we — tak jak wzorowe były wszystkie jego dzieci. Młodych Gradgrindów było pięcioro i każde z nich by- ło wzorem. Wygłaszano do nich odczyty od najmłodszych lat; goniono je jak młode zające. Gdy tylko zaczęły cho- dzić, nauczono je uczęszczać do sali wykładowej. Pierwszym przedmiotem, z którym się stykały i który zapamiętywały,' była duża tablica, na której oschły Olbrzym wypisywał kr da okropne białe cyfry. Oczywiście nie znały one ani tego słowa, ani T „Olbrzym". To było zakazane! Używam tego słów? , ! ' ! < kazać potwora z Zaniku 'Wykładów, potwora o nie "wiedzieć j ilu głowach, wtłoczonych w jedną, który 'brał w niewolę 1 dzieelństw.o a' wciągał je za włosy do ponTirych jaskiń Sta- tystyki. Żadne z małych Gradgrindów nie widziało nigdy twarzy w tarczy księżyca; za to wiedziało już wszystko o księżycu, zanim nauczyło się wyraźnie mowie. Żadne z małych Grad- grindów nie uczyło się nigdy wieriSEyka „Świeć nam, świec, gwiazdko miła, nie wiem, sikądzaś się zjawiła". Żadne z ma- łych Gradgrindów nie miało nigdy wątpliwości na ten te- mat, ponieważ każde a nich od piątego roku życia rozróż- niało w Wielkiej Niedźwiedzicy poszczególne gwiazdy ni- czym profesor Owen i jeździło na Wielkim Wozie jak ma- szynista na lokomotywie. Żadne z małych Gradgrindów nie skojarzyło krowy na polu z ową słynną krową ze złamanym rogiem, która ubodła psa, który drażnił kota, który zagryzł szczura, który zjadł słód, albo z jeszcze słynnieJBzą krową, która połknęła Tomcia Paluszka: nigdy bowiem nie słysza- ło o tych znakomitościach i przedstawiono im krowę jedy- nie jako trawożernego czworonoga o wielu żołądkach. Pan Gradgrind kierował kroki do swego bardzo prozar- icznego domu, noszącego nazwę Kamiennej Willi. Zanim jeszcze' ją wybudował, zrezygnował z prowadzenia intere- sów — hurtowa sprzedaż wyrobów żelaznych — i obecnie czekał tylko na stosowną okazję, aby 'stać się czynnikiem arytmetyki parlamentarnej. Kamienna Willa stała na wrzo- sowisku położonym o jedną, najwyżej dwie mile od wielkie^ go miasta —- noszącego według ostatniego szczegółowego przewodnika — nazwę Coketown. Kamienna Willa była bardzo regularnym rysem na obli- cza terenu. Nie istniały nawet pozory zharmonizowania lub zatuszowania w krajobrazie tego bezkompromisowego Fak- tu. Był to wielki kwadratowy dom, z ciężkim dachem ocie- niającym frontow.e.okna, podobnie jak ciężkie brwi właści- ciela ocieniały jego oczy^Dokładiiue obliczony, wzniesiony, 28 zrównoważony i JUŻ wyproDowany aom. OZCKC uKien po Lej stronie drzwi, sześć po drugiej; ogółem dwanaście w tym skrzydle i ogółem dwanaście w drugim skrzydle; dwadzies- eia cztery przenosimy na tylne skrzydła. Trawnik i ogród, i młoda alejka — wszystkie linie przeprowadzone były pro- sto, niby w jakiejiś botanicznej książce buchalteryjnej. Gaz i wentylacja, kanalizacja i woda, wszystkie urządzenia w najlepszym gatunku. Żelazne umocowania i belki, odpor- ne na ogień — w całym domu, od góry do dołu; mechanicz- ne windy dla służących razem ze wszystkimi ich szczotka/- mi i szczoteczkami; jednym 'słowem wszystko, czego serce zapragnie, i Wszystko? Tak przypuszczam. Mali Gradgrindowie mie- li również iszafki z eksponatami z różnych dziedzin wiedzy. Mieli małą gablotkę z muszlami i gablotkę z próbkami me- tali, i gablotkę z różnymi minerałami; wszystkie okazy by- ły uporządkowane i opatrzone napisami, a kawałki kamie- ni i rudy wyglądały jakby zostały odłupane od swoich ro- dzimych złóż za pomocą tych niesłychanie twardych instru- mentów, jakimi były ich własne nazwy. Tak, że parafrazu- jąc bajkę o Piotrusiu Kobziarzu, która nigdy zresztą nie dotarła do ich dziecinnego pokoju, jeśli mali żarłoczni Gradgrindowie chcieli jeszcze czegoś ponadto, to, na litość boską, czegóż oni mogli jeszcze chcieć! Ojciec ich, zadowolony i pełen nadziei, szedł dalej. Był on na swój własny sposób czułym ojcem, ale prawdopodob- nie sam określiłby siebie (gdyby kazano mu, tak jak Sissy Jupe, podać definicję) jako „wybitnie praktycznego" ojca. Był szczególnie dumny z@' zwrotu „wybitnie^ pxaktyczny'^i_ który, jak mniemano, był dlań specjalnie' stosowny. Jeśli odbywało się jakiekolwiek publiczne zebranie w Cokołowa, bez względu na to, w jakim celu było ono zwołane, zawsze jakiś obywatel Coketown korzystał z tej okazji, aby wspom- nieć o swoim „wybitniife praktycznym" przyjacielu, Grad- grindzie, A czynił to ku wielkiemu zadowoleniu wybitnie 29 praktycznego przyjaciela -— który wiedział, że mu się UJ Błuisznie należy, ale jednocześnie sprawiało mu to wielka przyjemność. Dotarł właśnie do neutralnych terenów na przedmieś- ciach miasta, które nie są ani miastem, ani wsią, ale jednym. i drugim — w stanie wynaturzonym, gdy do uszu jego wtargnęły dźwięki muzyki. Hucząca i hałaśliwa orkiestra cyrku, który r