Dąbrowska Maria - Dzienniki powojenne 1945-49

Szczegóły
Tytuł Dąbrowska Maria - Dzienniki powojenne 1945-49
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Dąbrowska Maria - Dzienniki powojenne 1945-49 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Dąbrowska Maria - Dzienniki powojenne 1945-49 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Dąbrowska Maria - Dzienniki powojenne 1945-49 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maria Dąbrowska Dzienniki powojenne 1945 -1949 Wybór wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski Czytelnik ů Warszawa 1996 Książka wydana przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i Sztuki O Copyright by Spółdzielnia Wydawnicza "Czytelnik" Warszawa 1996 ISBN 83-07-02399-8 ISBN 83-07-02409-9 (t. I) Przedmowa do Dziennikówpowojennych Dzienniki Marii Dąbrowskiej, wydane po raz pierwszy w 1988 r. w pięcioto- mowym wyborze, odniosły wielki sukces. Znaczny jak na tego rodzaju publi- kacje nakład, liczący 50 tysięcy egzemplarzy, rozchwytany został, choć cena była wysoka, w ciągu dwóch miesięcy, by trafić wkrótce i na czarny rynek. Nie było w owym czasie w polskim piśmiennictwie żadnej pozycji, która wywoła- łaby więcej zainteresowania wśród czytelników i więcej odgłosów w prasie (nie wspominając o korespondencji, jaką w związku z apelem o uzupełnienia i poprawki do komentarzy otrzymałem na mój adres prywatny). Dzienniki stały się przedmiotem istotnych dyskusji, a nawet awantur zarówno w kraju, jak i na emigracji. W Niemczech ukazał się w renomowanej Bibliotece Polskiej Dede- ciusa wybór z wyboru dzienników, który w świecie też przeszedł nie bez echa. , Prawdziwy bestseller! Sukces ten był tym bardziej zastanawiający, że pisarstwo Dąbrowskiej nie miało wówczas dobrej passy. Wydane pośmiertnie Przygody człowieka myślą- cego, które w zamierzeniu stanowić miały współczesny odpowiednik Nocy i dni, sprawiły na ogół zawód i krytyce, i czytelnikom. Tymczasem sukces po- równywalny z niebywałym niegdyś powodzeniem Nocy i dni zdobyło coś cał- kiem innego - prywatne zapiski pisarki z ponad półwiecza (1914-1965). I to w pierwszym zaledwie wyborze, ograniczonym postanowieniami testamentu i okolicznościami, w których je wydawano. Naturalnie, opinie o Dziennikach były podzielone, po części nawet spolary- zowane. Najwierniejsi przedwojenni czytelnicy Dąbrowskiej poczuli się zbul- wersowani, jeśli nie zgorszeni tonem, swobodą czy bezceremonialnością in- i, tymnych dzienników swojej pisarki. Często też rozczarowywali się - na dru- # gim biegunie - młodzi, przeżywający wówczas swój nowy okres heroiczny, których umiarkowanie polityczne i wolnomyślność prababki nie mogły zado- # wolić. Ale większość czytających odkryła w dziennikach nieznaną czy nie dość znaną Dąbrowską: osobę wrażliwą, myślącą i pełną niepokoju, nietypową w Polsce indywidualność, wiodącą swój burzliwy romans z ojczyzną, człowie- ka rozległych horyzontów i wyjątkowego pióra. To odkrycie, jakie zawdzię- czamy Dziennikom, najlapidarniej wyraził Krzysztof Pomian, mówiąc o pisarce ! jako "intelektualiście najwyższej miary, czego, jak sądzę, za życia Dąbro- ; wskiej, jakby nie dostrzegano" ("Zeszyty Literackie" 1989, z. 26). Dzienniki spowodowały zwiększoną falę czytelnictwa Dąbrowskiej, a także dostarczyły nowych bodźców do badań nad jej pisarstwem (czego dowodem międzynaro- dowa sesja naukowa, którą w 1989 r., w stulecie urodzin Dąbrowskiej, zorgani- zowano w Kaliszu; niestety, z publikacją materiałów wciąż boryka się Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk). Przy tym wszystkim pierwsze wydanie Dzienników wzbudziło, prócz roz- maitych zastrzeżeń, również wątpliwości najdalej idące. Nie zabrakło głosów, które uznały je za przedwczesne i nie bez racji wskazywały, że w rok później mogłoby ono wyglądać inaczej. Przełom 1988/89 roku sam jakby tego rodzaju pretensje narzucał. Trzeba jednak pamiętać, że wydanie Dzienników nie było sprawą chwili. Miało ono już swą wieloletnią historię. O ich wydanie, licząc od przygotowania wyboru, wojowałem ponad piętnaście lat. Z tego bez mała dzie- sięć podlegały one całkowitemu zakazowi KC PZPR i cenzury. Nie będę tu wracał do tych bojów, choć są one malownicze i pikantne (opisałem je w ob- szernym szkicu w periodyku "Editor" 1990, t. 3), ale chyba nikogo nie zdziwi, że gdy po tych doświadczeniach, w okresie pierwszej "Solidarności", dzięki prezesowi "Czytelnika", Stanisławowi Bębenkowi, pojawiła się szansa powro- tu do gotowego wyboru, podjąłem ją skwapliwie. Proces wydawniczy solidnej pięciotomowej edycji trwał jednak wówczas latami. Do końca też nie ustawały wokół niej walki. Wątpię, aby, na rok jeszcze przed czerwcem 1989, właśnie kiedy ukazały się Dzienniki, ktokolwiek mógł przewidzieć tak rychłe ich za- kończenie. A zresztą jeśli pierwsze wydanie, w niesprzyjających warunkach podjęte, lecz zgodne z ostatnią wolą pisarki, nie tylko zniosło historyczny wstrząs, ale już w nowej rzeczywistości osiągnęło niewątpliwy sukces, to świadczy chyba wystarczająco, że nie było ono wydaniem przedwczesnym czy poronionym. Oczywiście, byłoby dziwne, gdyby z tej nowej wielkiej przygody w przeło- mowych czasach Dąbrowska wyszła całkiem bez szwanku. Mimo moich usil- nych ostrzeżeń we wstępie co do niepełnej reprezentatywności pierwszego wy- boru, znaleźli się i tacy, którzy bez oglądania się na całość nie zawahali się przed bezwzględnymi oskarżeniami. Jedną z "niepokornych" nasi nowi ekstre- miści pomówili o. . . "kolaborację", o. . . uleganie "urokom dworu" etc. Są to, jak mi się zdaje, a czytelnicy niniejszego wydania będą się mogli przekonać sa- mi, posądzenia z gruntu fałszywe. Jeśli Dąbrowska w najbardziej beznadziej- nym czasie staje się zwolenniczką normalnego, w miarę możności, udziału w życiu i pogląd taki jawnie wygłasza, jest to kompromis w pełni przemyślany i świadomy. Dąbrowska nie tylko nie wstydzi się w niezbędnych okoliczno- ściach koniecznych kompromisów, lecz stawia je wysoko w kulturze ludzkości. Pod pewnymi wszakże warunkami, a mianowicie, byle były one kompromisami ograniczonymi, światowymi i płodnymi. Czego jej oskarżyciele cynicznie nie zauważali. Mimo zdobytego sukcesu dzienniki nie doczekały się do tej pory nastę- pnych wydań. Ani przygotowanego dodruku wydania pierwszego, jaki miał się ukazać w 1989 r., ani rozszerzonego wyboru z całości dziennika planowanego na lata następne. W owym czasie kondycja finansowa "Czytelnika", jak rów- nież paru nowych wydawnictw, u których za jego wiedzą szukałem mocy pro- dukcyjnych, nie pozwoliła podjąć tak dużego przedsięwzięcia. A i dziś "Czy- telnik" zdolny jest je podjąć tylko połowicznie. Prawdę powiedziawszy przez dłuższy czas, jak mogłem, sprzeciwiałem się koncepcji osobnego wydania tylko dzienników powojennych. Sprzeciwiałem się, rzecz prosta, z innych, akurat odwrotnych, przyczyn niż kiedyś, przy pier- wszej edycji, kiedy nie godziłem się na stopniowe wydawanie kolejnych to- mów w obawie, że po ukazaniu się dzienników przedwojennych do wydania dzienników powojennych w ogóle nie dojdzie. Po prostu dzienniki Dąbrow- skiej z lat 1914-1965 stanowią twór integralny. Do podstawowych ich wartości należą właśnie ciągłość i długotrwałość. Konfrontacja dwóch dwudziestoleci- międzywojennego i powojennego - stanowi ważny i fascynujący wątek powo- jennych dzienników. Przepołowienie dzienników jest dla nich operacją bolesną i okaleczającą. Cóż byłojednak począć!? Skoro nie da się zrealizować czegoś ambitniejsze- go, zawsze lepsze jest coś niż nic. Tym bardziej że nie da się zaprzeczyć, iż dzienniki powojenne zawierały więcej materiałów, które ze względów cenzu- ralnych w pierwszym wydaniu nie były dostępne. Z punktu widzenia dzisiej- szego czytelnika są to materiały znacznie bardziej intrygujące, żeby nie powie- dzieć - sensacyjne. Przystałem więc na tę propozycję, przyrzekając sobie, że niezależnie od szans wydawniczych w podobny sposób przygotuję, w miarę możności, również rozszerzoną wersję pierwszej połowy dzienników, by cze- kała na sposobną chwilę. Zachowałem też w obecnym wydaniu wstęp omawia- jący całość dzienników, a w jego aparat informacyjny wmontowałem ważniejsze dane dotyczące części pominiętej. Obecne wydanie - pierwsze bez cenzury - poza przywróceniem cięć i po- prawą błędów i pomyłek pierwszego wydania, rozszerza dzienniki powojenne we wszelkich zakresach. Zamiast trzech w poprzednim wydaniu, obecny wy- bór dzienników z lat 1945-1965 przynosi cztery tomy (ponad pięćset stron no- wego tekstu i sporo nowego materiału ikonograficznego). Nie ulega wątpliwo- ści, że nie jest to tylko zmiana ilościowa, lecz zmiana jakościowa w całości edycji. Niejeden sąd sformułowany po lekturze pierwszej wersji wyboru zosta- nie obalony albo będzie wymagał skorygowania. To, co w pierwszym wydaniu mogło być zaledwie zasygnalizowane czy na- szkicowane, tutaj wzbogaca się o dokumentację i argumentację. Poszerzenia te nie pozostały bez wpływu na rytm przedstawianego wyboru. O ile poprzedni był dość wartki, zwarty i skrótowy, o tyle nowy jest powolniejszy, bardziej analityczny i refleksyjny. Najwięcej przybyło materiału politycznego. Epoka była na wskroś politycz- na, a zapiski jej dotyczące najczęściej okazywały się niecenzuralne. Zwłaszcza okres tuż powojenny i okres szczytowego stalinizmu znajdują tu wszechstronne i wnikliwe naświetlenie (z humorem tych lat włącznie). Nie ma, jak mi się wy- 7 daje, w piśmiennictwie polskim podobnie istotnego "dokumentu czasów onie- miałych". Proporcjonalnie starałem się rozszerzyć i wiedzę o ludziach, i wątek prywat- ny dzienników. Z tekstu drukowanego zniknęły prawie trzykropki przed i po nazwiskach wspominanych osób, co mi często wytykano. Panujący do niedaw- na reżym polityczny kształtował nie tylko sposoby wypowiedzi, ale także spo- soby odbioru. Trzebiąc i wyciszając istotne konflikty polityczne, totalitaryzm stwarzał aurę zakłamanej sielanki również w innych dziedzinach życia. Każda wyrazistsza czy odstępująca od schematu opinia budziła podejrzenia czy oskar- żenia polityczne, nie dając równocześnie szans obrony. Wolna pluralistyczna opinia oswaja z bardziej skomplikowanym czy surowszym sposobem pisania o bliźnich, o sprawach wątpliwych czy spornych, stwarzając możliwości dys- kusji, obrony, sprostowań. Nie dotyczy to oczywiście oskarżeń, posądzeń czy epitetów gołosłownych lub wręcz nieprawdziwych (z tych powodów z druko- wanych w pierwszym wydaniu zapisów musiałem się wycofać, na szczęście, tylk# w jednym wypadku). Pragnę jeszcze wyprowadzić ze złudzeń w pewnej sprawie szczególnej. Na zasadzie plotkarskiej (a plotkarstwo, jak się okazuje, nie jest też obce krytykom literackim obojga płci) rozsnuto wokół dzienników Dąbrowskiej atmosferę skandalu erotycznego, który jeśli nie znajduje pokrycia w tekstach, to wskutek mojej pruderii. Zainteresowanych muszę rozczarować. W życiu intymnym Dą- browska zachowała poczucie pełnej osobistej swobody (zresztą uznanie dla wszelkich odmian erotyzmu występuje też w twórczości, w Przygodach czło- wieka myślącego), lecz na próżno szukałby kto w dziennikach jakiegokolwiek ekshibicjonizmu. Zresztą na dziennikach nie kończy się intymne pisarstwo Dą- browskiej. Pozostaje jeszcze, prócz epistolografii, której czas ochronny wła- śnie minął (19 maja 1995), korespondencja na wskroś intymna, ściśle nadal za- strzeżona, która kto wie, czy nie stanie się kiedyś następną rewelacją tego pi- sarstwa. W nowym wydaniu stosuję ten sam co dawniej system objaśnień, objaśnień rozszerzających, który w odniesieniu do ważnych i szeroko czytanych dzienni- ków ma swoje uzasadnienie. Z tego tytułu przy pierwszym wydaniu zebrałem tyleż pochwał co oskarżeń czy wymówek. Ale też w poprzednim wydaniu z przypisami obchodzono się srogo. O ile w sprawie tekstu wyboru dziennika cenzura w końcu okazała się dość ustępliwa, o tyle nader kategorycznie, a czę- sto i kapryśnie ingerowała w przypisy (np. w jednych biogramach tolerowała literaturę drugoobiegową czy emigracyjną, w innych nie; żądała oficjalnej wer- sji zdarzeń historycznych, uzależniając od tego druk tekstu), na dodatek nie po- zwalała swoich działań oznakować. Skupiony na walce o same teksty, ulega- łem, niestety, tej presji. Toteż obecnie poprawiłem niektóre dawne przypisy, niektórym przywróciłem dawne brzmienie, a z niektórych zrezygnowałem. Wszystkie starałem się wzbogacić i poprawić zgodnie zarówno z uwagami publikowanymi w prasie, jak i przekazanymi listownie. We Wstępie z roku 1982 mocno ostrzegałem, że - wbrew temu jak Dąbro- wska charakteryzowała swój wybór dzienników Samuela Pepysa - pierwszy wybór jej własnych dzienników nie powinien być odbierany jako w pełni re- prezentatywny i wyczerpujący dla charakterystyki piszącej, jej środowiska i czasu. Dziś mogę stwierdzić, że istotność i stopień reprezentatywności dzien- ników, oczywiście jeśli chodzi o powojnie, znacznie się podniosły. Mam na- dzieję, że obecne wydanie, choć tylko częściowe i nadal niepełne, umocni re- putację, jaką dzienniki Dąbrowskiej sobie zdobyły od pierwszego wydania. 7 sierpnia 1993 Tadeusz Drewnowski 8 Wstęp do Dzienników 1914-1965 Najważniejszą rzeczą, jaką po śmierci Marii Dąbrowskiej odkryto w pozo- stałych po niej papierach, były poufne dzienniki pisarki. Nie mogła z nimi kon- kurować nawet ostatnia powieść. Przygody człowieka myślącego po większej części znane były już wówczas z druku w odcinkach i przyniosły rozczarowa- nie; od czasu, kiedy na trzy lata przed śmiercią autorki przerwano publikację, niewiele ich przybyło i powieść pozostała nie skończona. Oczywiście, o dziennikach też wiedziano coś niecoś, lecz to, co odnalezio- no, przeszło wszelkie spodziewania. Kilka drukowanych przez Dąbrowską ury- wków nie dawało najmniejszego pojęcia ani o ich skali, ani o charakterze. Kie- dyś opowiadał mi prof. Kazimierz Wyka, jak przyjaciele Dąbrowskiej i bada- cze jej twórczości, którzy porządkowali jej pisarską schedę, popadli w zdumie- nie i osłupienie, gdy z rosnącej, piętrzącej się, niebotycznej wprost sterty raptu- larzyków, notatników, zeszytów, brulionów, kolonotamików wyłoniła się przed nimi całość tego dziennika. Przez z górą pół wieku Dąbrowska prowadziła swoje dzienniki, nieraz rato- wała je od niebezpieczeństw, często je wertowała, przez wiele lat porządkowa- ła i przepisywała, lecz zdradzała się z nimi rzadko i niechętnie. Niekiedy tylko w rozmowach z osobami bliskimi i zaufanymi posługiwała się jakimiś zapisa- mi z przepastnych dzienników. Czasami przyjaciele, którym podczas wojny powierzała dzienniki na przechowanie, zaglądali do tego czy owego notatnika. Pierwsze niewielkie fragmenty dziennika opublikowała Dąbrowska po wojnie, lecz czyniła to jakby wbrew sobie. Dopiero pod koniec życia pod wpływem Anny Kowalskiej, ówczesnej towarzyszki jej życia i największej entuzjastki dzienników, Dąbrowska zaczęła się zastanawiać nad ewentualnymi sposobami ujawnienia swych zapisków. Nie była wówczas daleka od myśli, by osobiście zająć się wybraniem starych dzienników do publikacji. Kiedy indziej rozważa- ła, czy wzorem Gombrowicza nie drukować na bieżąco części swego dzienni- ka, i nawet czegoś takiego próbowała. Ale żaden z tych projektów - przy eią- głym prowadzeniu dziennika - nie został spełniony. Ostatecznie w testamen- cie, spisanym z 13 na 14 czerwca 1963, rozstrzygnęła: "Dzienniki moje mogą być publikowane w całości w 40 lat po mojej śmierci. Fragmenty Dzienników mogą być drukowane wcześniej". Wyznaezony termin dostępności pełnego dziennika upłynie więc dopiero w roku 2005. Nie czekając tej daty, ustanowiona przez pisarkę rada czuwająca nad jej spuścizną postanowiła skorzystać z dodatkowej klauzuli. W początku 1971 r. przewodniczący jej prof. Czesław Hernas razem z tradycyjnym wydawcą Dą- browskiej - "Czytelnikiem" zwrócili się do piszącego te słowa z propozycją przygotowania wyboru dzienników. Niestety, dokonany w wyniku dwuipółlet- niej pracy wybór, publikowany partiami w czasopismach, mimo że rozbudził ogromne apetyty czytelnicze, nie mógł się wówczas ukazać. Czasy, jakie prze- żywaliśmy, nie sprzyjały tego rodzaju przedsięwzięciom. Nie mogąc ogłosić wyboru, pozostało mi przynajmniej wykorzystać dziennik jako jedno ze źródeł (ale jakże istotne!) w przygotowywanym studium o pisarstwie Marii Dąbro- wskiej, które pt. Rzecz russowska zdążyło się ukazać w 1981 r. Dopiero w ślad za nim, z wieloletnim opóźnieniem, powstała szansa, by powrócić do wydania dawnego wyboru. . . Pierwsza publikacja, bodaj w wyborze, tak rozległego i potężnego dziennika prywatnego byłaby wydarzeniem w każdym piśmiennictwie, a cóż dopiero gdy pojawia się w piśmiennictwie pod tym względem tak skromnym i wątłym jak nasze - i pochodzi spod pióra Marii Dąbrowskiej. Dziennik stanowi osobną domenę piśmiennictwa, to forma wypowiedzi na- der specyficzna. Tej odrębności Dąbrowska była świadoma. W uzupełnieniach do swego dziennika pochodzących z czasu okupacji porównywała trzy odmia- ny pisarstwa: dziennik - pamiętnik - literatura. Dziennikowi przypisuje walor bezpośredniego, spontanicznego, choć ze wszech miar względnego świadec- twa. "Docieranie do prawdy naszych przeżyć - pisze - jest podróżą bez kresu i podróżą po manowcach. Jedno dodane albo ujęte słówko, jeden pominięty al- bo podkreślony drobniutki szczegół zbijają nas już z drogi. A kiedy nam się wydaje, że z największą prostotą powiedzieliśmy wszystko i bez obsłonek, na- gle spostrzegamy, że pod tym wszystkim zostało jeszcze do opowiedzenia mnóstwo rzeczy, któreśmy z różnych powodów i pod różnymi pretekstami po- minęli Dwa pozostałe rodzaje - pamiętnikarstwo i literaturę - traktuje Dąbrowska jako sposoby przetwarzania doświadczenia życiowego w dwóch różnych po- rządkach. Dla udanego dzieła sztuki rezerwuje "przebłyski prawdy", zgłębianie tajemnicy, osiąganie jakiegoś wznoszącego się ponad incydentalne okoliczno- ści i ponad namiętności trwalszego ładu. Pamiętnik, choćby najciekawszy, nie osiąga ich, gdyż stawia sobie zwykle zadania intelektualne, ideowe, tak czy inaczej interesowne. "Dziennik - konkluduje - lepiej mi odpowiada. Pamiętnik pozostawiam tym, którzy nie mają możności ani umiejętności przetwarzania wspomnień w dzieła sztuki". Istotnie, dziennik różni się zasadniczo i od tego, co zwało się do niedawna literaturą piękną, i od wszystkich niefikcyjnych form piśmiennictwa, często bu- szujących na jej pograniczu bądź w ogóle poza nią się znajdujących, jak pa- miętniki, wspomnienia, różnego rodzaju pisarstwo autobiograficzne, epistolo- 10 11 grafia etc. Francuski badacz, Alain Girard, autor monografii pt. Le journal intć- me (1963), główną różnicę między dziennikiem a literaturą upatruje w tym, iż dziennik nie jest dziełem (w sensie z góry przemyślanego i zakomponowanego tworu). Bowiem każde dzieło kieruje się jakimiś rygorami, obowiązuje w nim jakaś wewnętrzna organizacja, jakaś konwencja i kompozycja. "Ten, kto pisze dziennik (stwierdza Girard), przeciwnie - wydaje się - jest posłuszny tylko swojemu kaprysowi, który raz odciąga od kartki papieru, to znów go ku niej popycha. Wprowadza on to, co mu przychodzi do głowy, w porządku jedynie chronologicznym. Nieobecność wyboru wydaje się prawem". Piszący dziennik wolny jest od obowiązujących w literaturze konwencji i nie korzysta z dobro- dziejstw fikcji: nie jest więc - w przyjętym w tej dziedzinie sensie - autorem ani też narratorem, podmiotem lirycznym, medium, sobowtórem itp., lecz czło- wiekiem, konkretnym człowiekiem, który wprost od siebie, w swoim własnym imieniu, bez żadnych pośrednictw i licencji z dnia na dzień spisuje to i owo. Teoretyk literatury, Michał Głowiński, określa dziennik jako "formę bez fur- my", jako pisarstwo z natury amorficzne, bez znaczącego początku i znaczące- go końca, bezustannie na wszystkie strony otwarte, w którym "regułąjest właś- nie brak wszelkich reguł". Nie mniej istotne różnice dzielą dziennik od innych, nie operujących w za- łożeniu fikcją płodów pióra. Przede wszystkim wyróżnia go zapis doraźny, mo- mentalny. Każdy pamiętnik czy autobiografia wszystkie wspomnienia ujmują swój przedmiot z pewnego oddalenia, z punktu widzenia mniej czy bardziej rozległej całości. Takiego dystansu, takiej całościowej ambicji dziennik jest po- zbawiony. Jego odległość od zapisywanych faktów jest znikoma, a jakakol- wiek całość dopiero w toku stawania się. Ale różni go zwykle coś jeszcze: aura sekretności, intymności wyłącznie jednostkowej, przeznaczenie dla siebie sa- mego. Tym różni się dziennik od najbardziej bodaj osobistej korespondencji, zawsze pisanej dla kogoś innego. Jeśli nawet dziennik nie bywa sporządzany w zupeh#ym sekrecie i zachowywany w całkowitej tajemnicy także przed naj- bliższymi, jeśli towarzyszy mu skryta myśl o jakimś przyszłym odbiorcy, czy- najczęściej - o jakiejś bliżej nie określonej potomności, to dla prowadzącego dziennik głównym jego adresatem pozostaje na razie przede wszystkim on sam. Wszystkie te okoliczności sprawiały, że spośród wszystkich autentyków dziennik miał być autentykiem najbardziej osobistym i intymnym, najautenty- czniejszym. To dopiero później pojawiły się dzienniki fingowane i stylizowa- ne, a czasy najświeższe wprowadziły ten typ pseudodziennika, wysyłanego przez wziętego literata w gorącym jeszcze maszynopisie do bieżącego numeru tygodnika czy miesięcznika literackiego. Diariusze powstawały od dawien dawna. Jako pierwsze zapowiedzi dzienni- ków w światowym piśmiennictwie traktowane są kroniki codzienne anonimów z XIV wieku, notesy Leonarda da Vinci i zeszyty Monteskiusza. Ale rozwinęły się one, rozmnożyły się i stały się pewnym gatunkiem piśmiennictwa dopiero na przełomie XVIII i XIX stulecia: sposobem wyrazu osoby ludzkiej, związa- nym z pewną historyczną fazą jej rozwoju i emancypacji. Jako tych, którzy umożliwili wyzwolenie tego typu potrzeb już nie na zasadzie wyjątków, Girard wymienia z jednej strony Johna Locke'a i E. B. Condillaca, twórcę Traktatu owrażeniach, i wywodzącą się od nich szkołę filozofów drugiej połowy XVIII w., zajmujących się studiami doświadczalnymi nad bezpośrednimi czu- ciami i wrażeniami człowieka, pionierów badań nad osobowością, badań psy- chologicznych i psychiatrycznych; a z drugiej strony - Jean Jacques'a Rous- seau, rewelatora uczuć i heretyka, twórcę indywidualnej, jednostkowej religu. Rozwój dziennika intymnego jako osobnej domeny piśmiennictwa dokonuje się więc - jak by można powiedzieć - od momentu, gdy w czasach nowożyt- nych zainteresowanie człowieka samym sobą przestaje być dodatkiem do mito- logii, teologii, kosmogonii i w ogóle wszelkiej wiedzy o świecie, a staje się dla niego samodzielnym obiektem poznania, kluczem do wszystkiego, z poszuki- waniem transcendencji włącznie. Ten nowy gatunek pisarstwa rozkwita i szerzy się z rozpędem mody. W końcowych dziesięcioleciach XIX wieku, wraz z początkami modemy, kie- dy namiętnie odkrywano i publikowano prywatne dzienniki i zaczytywano się nimi, zaczęły one wpływać i na literaturę. Pośrednio dziennik oddziaływał tym wszystkim, co nie mieściło się w konwencjach ówczesnej prozy. Ale i bezpo- średnio stawał się nierzadko jej nową konwencją. Klasycznym przykładem tej podwójności służyć może pisarstwo Andre Gide'a - i diarysty, i pisarza, wpro- wadzającego dziennik do powieści. W miarę jak powieść wyzwalała się ze swych XIX-wiecznych ograniczeń, stylizacje te zresztą traciły swe pierwotne wzięcie i znaczenie. Same natomiast dzienniki zyskały trwałe obywatelstwo w piśmiennictwie światowym. Znaw- czyni przedmiotu, Mich2le Leleu, w monografii Les journaux intimes (1952) sporządziła katalog ponad 200 dzienników wielokrotnie publikowanych, zna- nych w świecie, a inni badacze ten spis znacznie rozszerzają. Wiele dzienni- ków, takich jak dzienniki Samuela Pepysa, Maine de Birana, Benjamina Con- stanta, Emersona, Stendhala, Delacroix, Micheleta, Lwa Tołstoja, Amiela, bra- ci Goncourtów, Kierkegaarda, Kafki, znajduje się na równi z klasyką literacką i pamiętnikarską w stałym obiegu czytelniczym. Naturalnie dzienniki, i te najdawniejsze, i te nowsze, bywają tak różne jak ludzie, którzy je pisywali. Istnieją dzienniki - kroniki codzienne, kroniki towa- rzyskie, obyczajowe i historyczne; dzienniki - opowieści, dzienniki - wyzna- nia czy studia własnej duszy i dzienniki myśli (traktaty, eseje, dyskursy, ma- ksymy); dzienniki - worki i dzienniki poświęcone jakiejś jednej dziedzinie czy jednej obsesji. Już z samej natury ich charakter i skład są nie do określenia. Co prawda Girard usiłuje to właśnie uczynić i rozmaitość rozważanych w swej książce dzienników na gwałt wtłacza w pewną orientację, czyni z nich- wbrew własnym założeniom - nieomal kierunek czy szkołę literacką nazwaną "intymizmem", którego ujście i syntezę widzi też w literackim proustyzmie. Ale usiłowania te, choć w stosunku do piśmiennictwa francuskiego może nie 12 13 pozbawione pewnych podstaw, w odniesieniu do zjawiska w całym jego bo- gactwie i zróżnicowaniu wydają się daremne. W Polsce prywatne dzienniki należą do rzadkości. O ile nasza literatura pa- miętnikarska jest dość stara, bogata i oryginalna (dzięki czemu stanowiła istot- ny wątek kultury, świadomie w nowszych czasach pobudzany, inspirowany i wykorzystywany przez socjologię), o tyle diariusze są u nas czymś jeszcze rzadszym i skromniejszym, obejmującym zaledwie niewielkie skrawki czasu, i jeszcze bardziej dorywczym niż niebogata epistolografa. W dawnej Polsce, oprócz diariuszy sejmowych, sądowych i kościelnych, uprawiano diariusze wy- praw wojennych, pielgrzymek do miejse świętych, podróży dyplomatycznych, później dzienniki dworskie, nowiniarskie, a nawet kupieckie, ale wszystkie one, będąc niezastąpionymi świadectwami ówczesnego życia i obyczaju, za- wierały niewiele treści indywidualnych, prywatnych. Najbliższe opisowi losu własnego są pojawiające się od wieku XVI raptularze rodzinne, kroniki domo- we. Zwyczaj ich prowadzenia przyjął się w Polsce w warstwie szlacheckiej. Raptularze zawierały wiadomości o pochodzeniu rodziny, o pokrewieństwach i powinowactwach, o wydarzeniach rodzinnych, nierzadko w miarę inwencji piszącego przynosząc szersze i wnikliwsze opisy i dając mu pole do własnych refleksji (zgodnie z dewizą: "Sam sobie gędę, sam wesół będę", jaką Samuel Maskiewicz umieścił nad swym XVII-wiecznym raptularzem). Przejmowano je często z rąk do rąk, z pokolenia na pokolenie i w ten sposób przetrwały one po dworach i folwarczkach do czasów niedawnych. Poza raptularzami forma starego diariusza z czasem stała się u nas osnową dla rozwijającej się historio- grafu i nowiniarstwa (tzw. diariusze seryjne były prototypem prasy), a przede wszystkim gawędy szlacheckiej i bogatego pamiętnikarstwa. Najstarszy i naj- większy w tym zakresie ewenement, XVII-wieczne pamiętniki Jana Chryzosto- ma Paska, odkryte w początkach XIX w., są polskim prawie rówieśnikiem słyn- nych dzienników Samuela Pepysa. Polskie pamiętnikarstwo XVll- i XVlll-wieczne ma w niewielkim stopniu charakter autentyczny i indywidualny - rozwija się albo w stronę swobodnej gawędy, albo w stronę pamiętnika-historii. Nawet Ju- lian Ursyn Niemcewicz prowadził dzienniki tylko okresowo, a swe bogate do- świadczenia przedstawił dopiero w pamiętnikach. Jak się wydaje, sytuacja ta ulega zmianie w końcu XIX w., co uzewnętrznia się dopiero od niedawna. Pamiętamy, jaką sensację wywołały wydane po ostat- niej wojnie młodzieńcze dzienniki Żeromskiego. Podobne namiętności wciąż budzą stopniowo publikowane, długoletnie, całe prawie życie ogarniające dzienniki Zofii Nałkowskiej (najbardziej zresztą przystające do definicji Girar- da, i z wrodzonych jakby predylekcji, i z poźniejszych upodobań pisarki naj- bliższe francuskiemu psychologizmowi). Ale właściwie wszystkie publikacje z tego zakresu: dzienniki Karola Irzykowskiego, Tadeusza Makowskiego, Wi- tolda Gombrowicza, Jana Lechonia, Jana Cybisa i innych - przyjmowane są z podnieceniem właściwym nowości. Bowiem, jak dotychczas, wciąż więcej mamy - poczynając od Dziennika Franciszki Krasihskiej Tańskiej-Hoffmano- wej po Kalendarz i klepsydrę Tadeusza Konwickiego i Miesiące Kazimierza Brandysa - dzienników literackich fingowanych aniżeli dzienników autentycz- nych. Słychać jednak, a czasem i widać z jakichś fragmentarycznych publika- cji, iż dzienniki prowadzili: Władysław Broniewski, Jerzy Zawieyski, Jerzy Andrzejewski, Teodor Parnicki, Anna Kowalska, Adolf Rudnicki, Miron Bia- łoszewski - i kto jeszcze? Zdaje się, iż fala dzienników, związana z odchodzą- cym pokoleniem dwudziestolecia, dopiero do nas przypływa. . . Może sygnały te świadczą, iż wreszcie wchodzimy i u nas w to stadium rozwoju i emancypa- cji jednostki, które - niezależnie od warunków i koniunktur, niezależnie od publicznego życia kulturalnego - obradza również wielością świadectw pry- watnych, osobistych, intymnych? Na skąpym na razie tle polskiej diarystyki dziennik Marii Dąbrowskiej jest zjawiskiem pierwszej wielkości. Nie jest to twór przejściowy, młodzieńczy, jak dzienniki Żeromskiego, które kończą się wówczas, gdy zaczyna się twórczość. Nie jest on także związany z jakąś jedną fazą życia, jak dzienniki Irzykowskie- go czy Lechonia, czy jakimś przedsięwzięciem, choćby najciekawszym i naj- ambitniejszym (tak określał swój dziennik Gombrowicz, za jego cel uznawał wprowadzenie siebie i swej twórczości w świat). Nie ogranicza się on wyłącz- nie czy przeważnie do spraw zawodowych, artystycznych, jak dzienniki Mako- wskiego czy Cybisa. Dziennik Dąbrowskiej wprawdzie nie bije rekordu długo- trwałości (pod tym względem dystansuje go dziennik Nałkowskiej), lecz obej- muje całe świadome życie i z pewnością jest najobszerniejszym, najszerszym w swych horyzontach i - co nie najmniej ważne - najbardziej szczerym doku- mentem tego rodzaju w piśmiennictwie polskim. Na dodatek chadza on włas- nymi, nieprzetartymi ścieżkami, dotyczy spraw, ludzi, tradycji stosunkowo mniej znanych i opisanych. Ze względu na ten ogrom, różnorodność i oryginal- ność, a także ze względu na jego zmienność trudno ten dziennik określić jaką- kolwiek jedną, wspólną formułą. Niepodobna ściśle ustalić, kiedy się dziennik Dąbrowskiej właściwie zaczął. W stosie przechowywanych w Muzeum Literatury starych kalendarzyków i mikroskopijnych notatników z lat belgijskich i warszawskich znaleźć można już zapiski typu dziennikowego (kiedyś pełna edycja dzienników powinna uwzględnić również tę fazę wstępną). Oznaczony numerem I Dziennik czasów wojennych (Sabinów 1914-1915 rok, 1916-1917) wyłania się z utrwalonej w Polsce tradycji raptularza: zaczyna się mianowicie od przepisanej przez Dąbro- wską kroniki domu jej kuzynostwa Jełowickich, kroniki prowadzonej przez ich krewnego z czasu, kiedy jej jeszcze w Sabinowie nie było, by wkrótce przejść w zapisy własne, coraz mniej kronikarskie. . . I tak potoczyło się od 31 lipca 1914 do 8 maja 1965, przez lat 51! Dąbro- wska pisała swój dziennik od 25 do 76 roku życia. Przez prawie całe świadome życie, niemal do samej śmierci. Przez dwie wojny światowe, przez całe dwu- 14 15 dziestolecie międzywojenne i dwadzieścia lat Polski Ludowej. Od ostatnich lat niewoli, poprzez całą niepodległość międzywojenną aż po czasy rewolucji. Od epoki dyliżansów i tramwajów konnych po erę telewizji i sputników. Jakaż zmienność historii i cywilizacji, cóż za parada czasów, problemów, ludzi! Czy może być dokument bardziej fascynujący niż bezpośrednie zapiski, i to spisy- wane przez osobę na pewno nieprzeciętną, z czasów tak niezwykłych? Dzienniki wypełniły 80 różnego formatu i różnej objętości notatników. W sumie liczą one ok. 6-7 tys. stron maszynopisu (z tego dużą część, lecz nie wszystko, Dąbrowska przepisała na maszynie, nieco skracając i nieznacznie komponując i stylizując tekst; spora część z przepisywanej z trudem po śmierci Dąbrowskiej reszty dotychczas pozostaje w rękopisie). Przyświecającej dziennikom dewizy: nulla dies sine linea, ani dnia bez zna- ku - nie należy, oczywiście, brać dosłownie. Zdarzają się tu przerwy dłuższe, paromiesięczne, bywają lata skąpe w zapiski (zwłaszcza początkowe), ale wszystko to nie narusza ciągłości dziennika. Do nie największych, lecz najdo- tkliwszych należy luka między 7 IX 1939 a 14 VI 1940 - okres tułaczki wrześ- niowej, pobytu we Lwowie i powrotu do Generalnej Guberni, kiedy, jak się zdaje (nigdzie nie zostało to potwierdzone wprost), Dąbrowska dziennika nie prowadziła. W ogóle w miarę lat dzienniki mają tendencję wzrostową. Z tej tendencji wyłamuje się jedynie dziennik czasu I1 wojny światowej. Swą lakoni- cznością i kronikarskim przede wszystkim zapisem odbiega on od reszty dzien- ników i nie da się porównać ze swobodnym dziennikiem Nałkowskiej z tego czasu. Wpłynęły na to okoliczności zewnętrzne (natychmiast po powrocie ze Lwowa Stanisław Stempowski został wezwany przez gestapo, co stanowiło do- stateczną przestrogę dla domu). Najobszerniejsze i najbardziej skrupulatne są dzienniki powojenne. W całości dziennik jest najrozmaitszych materii przemieszaniem. Jest zapi- sem potocznych zdarzeń i powiernikiem serca, kroniką towarzysko-środowi- skową i dziennikiem myślącej pisarki, świadectwem intymnym i świadectwem historycznym. Jest funkcją osobistego losu i tego, co niesie życie i historia, wy- padkową zainteresowań, prac i obowiązków, rezultatem klęsk i sukcesów, przypływów i odplywów. Zależnie od rytmu życia różne wątki biorą w nim gó- rę. Wbrew wątpliwościom, jakie żywi na ten temat Dąbrowska, sprawy osobi- ste i domowe są najbardziej trwale obecną warstwą dzienników, jeśli nie w sposób bezpośredni, to poprzez najrozmaitsze szczegóły, zachowania, na- stroje. Wątek twórczości literackiej przebiega dosyć zmiennie. Absorbuje on Dąbrowską podczas dochodzenia do debiutu literackiego. Okres tworzenia No- cy i dni obfituje w rozterki i przemyślenia pisarskie. Równie wiele zapisów do- tyczy długoletniej, ponad ćwierć wieku trwającej pracy wokół Przygód czło- wieka myślącego, lecz mają one charakter mniej merytoryczny. Inne prace lite- rackie zaznaczają się w dzienniku słabiej lub też, jak pisanie Ludzi stamtąd- poza skąpymi notatkami do opowiadań - poprzez zawieszenie dziennika. Spra- wy publiczne dominują wyraźnie w trzech fazach: przełomu niewoli i niepod- ległości, w ostatnim pięcioleciu przedwojennym (po skończeniu Nocy i dni) oraz w epoce Polski Ludowej, też różniąc się między sobą i zakresem, i sto- pniem szczegółowości. Zarówno przypływy jakiejś tematyki, jak i luki bywają w dzienniku znaczące. Nie tylko dzienniki się zmieniały, ale i pojęcia diarystki na ich temat. Toteż może lepiej niż poprzez przeplyw i persewerację wątków i tematów spojrzeć na materię dzienników poprzez różny w różnych czasach stosunek do nich pi- szącej. W początkowej fazie jej podejście do dziennika jest czysto prywatne i bezinteresowne. "Te notatki codzienne, to niby listy do przyszłej siebie, która je może odtrąci" - pisała Dąbrowska jeszcze w 1936 r. Zgodnie z tym założe- niem wewnętrzno-osobistym jej wczesne zapiski są bardziej egotyczne, bar- dziej przypadkowe i chaotyczne. Tę pierwotną naiwność i bezinteresowność dziennik Dąbrowskiej utracił dość szybko. Już gdy pisarka określała swój dziennik jako "listy do przyszłej siebie", nie była to od dość dawna jedyna pra- wda jej dziennika. Pozostając osobistym powiernikiem, stawał się on w prze- konaniu Dąbrowskiej także zapleczem pisarstwa, spichlerzem gromadzącym zapasy na przyszłość. Gdy Dąbrowska wzdycha: "O Samuelu Pepysie, o Goncourcie - dodajcie mi sił, bym co dzień notowała" (10 1 1953), świadczy to już o nowych zada- niach i nowych jego ambicjach. Dziennik wymaga pieczołowitości, staje się obowiązkiem z uwagi na przyszłe prace. W tym nabytym z czasem poczuciu interesowności zawodowej wobec własnego dziennika Dąbrowska nie jest wśród pisarzy wyjątkiem. Począwszy od zamknięcia Nocy i dni, a jeszcze bar- dziej w okresie powojennym zapiski rozrastają się i pogłębiają, fakty, zdarze- nia, charakterystyki ludzi obrastają w szczegóły, stają się jakby surowcem lite- rackim. Dziennik nasyca się również intelektualnie wedle przywoływanego zdania Duhamela, iż "bez kartki i ołówka można przespać największą myśl swego życia". Jak pokaże przyszłość, po tworzywo do dziennika Dąbrowska będzie sięgać w najrozmaitszych potrzebach. Swe coraz obszerniejsze i coraz bardziej różnorodne zapiski Dąbrowska tra- ktuje wreszcie - i to jest trzecia uświadamiana sobie przez nią funkcja dzienni- ka - jako świadectwo historyczne. "To nie będzie żadne dzieło - pisze 24 V 1956 - ale może dokument będzie dla czasów oniemiałych". Uwaga ta dotyczy koń- czącego się właśnie okresu stalinowskiego, lecz powstaje także na marginesie pracy nad dawnymi dziennikami i staje się wskazówką dla zapisków ostatniego dziesięciolecia. I bogactwo doświadczeń i związków ludzkich, i rozległość spojrzenia czynią rzeczywiście z dziennika Dąbrowskiej ważne świadectwo hi- storyczne, pod wieloma względami wyjątkowe i niezastąpione. Ale i ta wielofunkcyjność (przy czym wyróżnione tu funkcje nie tyle po so- bie następują, ile współwystępując są kolejnymi ich dominantami) nie określa jeszcze zawiłej materii dziennika. Sam dziennik nie daje wystarczającego poję- cia o publicznej karierze Dąbrowskiej. Czytając go nie można zapomnieć o zmieniającej się pozycji prowadzącej go osoby. Dąbrowska jest wciąż tą sa- - Dzienniki, t.1 mą osobą, lecz w miarę czasu kimś wciąż innym. Dziennik rozpoczynała 25-letnia działaczka i publicystka, ukształtowana wprawdzie światopoglądowo i nie ano- nimowa bynajmniej, lecz życiowo zagubiona, nie wiedząca, co z sobą począć. Dzięki Uśmiechowi dzieciństwa, a zwłaszcza dzięki Ludziom stamtąd Dąbro- wska staje się pisarką, choć uznaną na razie w wąskim kręgu literackim. Do- piero Noce i dnie zmieniają jej sytuację i samopoczucie radykalnie. Dąbrowska staje się nie tylko jedną z najbardziej znanych i popularnych postaci literac- kich, lecz - zgodnie z tradycja polską - również wielkim autorytetem w społe- czeństwie. Jest już nie tylko sobą, nie tylko wybitną pisarką, staje się także in- stytucją. Społeczeństwo nie tylko oczekuje jej dzieł, również każda jej wypowiedź, każdy krok są bacznie przez nie obserwowane. I ów zdobyty przez nią autorytet - wbrew historycznym kataklizmom i wbrew kłopotom z własnym pisarstwem - przetrwa do końca jej życia. Mimo że w dzienniku Dąbrowska pozostaje wciąż osobą prywatną, a nawet boleje nad skrępowaniem i presją, ja- kim z zewnątrz podlega, czyż ta choćby nie chciana rola społeczna mogła nie wpływ-ać w jakiejś mierze również na charakter i styl prywatnego dziennika? Nie wolna od rozmaitych determinant i nacisków Dąbrowska starała się jed- nak o szczerość i swobodę swego dziennika we wszelkich zakresach. Gwaran- tować je miała przede wszystkim ścisła poufność dziennika, przestrzegana na- wet wobec bliskich. Zabiegała również o ich ochronę przed wpływami zewnę- trznymi. Choć Dąbrowska nie należała do osób lubiących ryzyko, w najcięż- szych nawet okresach (poza okresem okupacji) pisała swój dziennik bez żad- nych zewnętrznych skrępowań (przy jakiejś okazji dziękuje premierowi J. Cy- rankiewiczowi za zagwarantowanie "nietykalności mieszkania", 1 V 1952). W dzienniku broniła swych racji, i przeciw swym plaskim apologetom, i prze- ciw rozmaitym antagonistom, lecz także względy taktyki zawodowej nie skła- niały jej do naruszania tajemnicy dziennika. Broniła go także przed samą sobą. Kiedy Dąbrowska podczas okupacji i po wojnie zajmowała się porządkowaniem i przepisywaniem dzienników, osądza- ła je przeważnie surowo. Zżymała się na ich "straszliwe niepoczytalne afekty", na "pochopne sądy" i "pasję resentymentów", lecz na szczęście - o ile to mogę stwierdzić na podstawie wyrywkowych próbnych sprawdzeń - wzdragała się przed ich poprawianiem, nieco tylko łagodząc zbytnie drastyczności. Przy wszystkich więc zastrzeżeniach co do subiektywizmu i względności te- go rodzaju dokumentów jest to świadectwo osobiste maksymalnej wiarygodno- ści. Świadectwo o sobie, o ludziach, o historu i o własnej twórczości, wzboga- cające naszą wiedzę i korygujące zarówno obiegowy wizerunek własny, jak i ustaloną panoramę czasów. Bezpośrednim impulsem do rozpoczęcia systematycznego dziennika z po- czątkiem pierwszej wojny światowej było dla Dąbrowskiej przekonanie, że ży- je - jak pisała - "w wielkiej epoce". Ale nie to stanowiło jego istotną przyczy- nę i napęd na dłuższą metę. Przekonanie o wielkości czasów nie tyle rozwiało się, ile się skomplikowało i historia na całe lata znikała z jej zapisków. Nie z impulsu zewnętrznego i przejściowego powstawał i przez tyle lat kontynuo- wany był ten dziennik, lecz z przyczyn znacznie głębszych. Młodą Dąbrowską usposabiała do tej czynności filozofia życia, z którą przed paru laty, podczas studiów w Belgii, zetknęła się i uznała za swoją, która napawała ją entuzjazmem do życia i świata. Spotkanie z ideami Edwarda Abra- mowskiego, a wkrótce i z nim samym było dla Mariana i Maru Dąbrowskich zwrotnym momentem życia. Ta filozofia ukazywała jako główną swą podstawę i główny nakaz: "być sobą", to znaczy urzeczywistniać, jak pisał Abramowski, "ten idealny wzór życia, jaki każdy z nas nosi w sobie". Ów nakaz Dąbrowska pojęła bardzo serio. "Być sobą" to według Alfreda de Vigny "reve fatigant", uciążliwe marzenie. To marzenie nie odstępuje Dąbro- wskiej. To ono właśnie stanowiło głębszy powód, dla którego powstał jej dziennik, i zachowywało ważność stałą, dla której, choć nie bez zakłóceń i zwątpień, okazywał się on tak wytrwały i dhigowieczny. Ale na początku Dąbrowska nie wiedziała, kim być pragnie. Nie zamierzała poprzestać na działaniu i pisywaniu do gazet, czym zajmowała się w Brukseli i Warszawie przed I wojną światową. Nie zamierzała pozostać urzędniczką, mimo że od 1917 r. pracowała w Ministerstwie Rolnictwa przez 7 lat. Jeszcze bardziej nie chciała być wyłącznie oficerską żoną. "Drogo moja, wyjaśnij mi się spośród mroków" - pisała w dzienniku 1919 roku. Wyjaśnić swoją drogę i "być sobą" coraz bardziej oznaczało dla 30-letniej Dąbrowskiej być pisarką. I wcześniej pisywała wiersze i opowiadania, a aktualnie spełniała rozmaite za- mówienia na utwory dla dzieci, dla spółdzielców, dla żołnierzy, ale to pisanie, słabe, niesamodzielne, zlecane, nie zadowalało jej, zwłaszcza w świetle prze- żytej przemiany. Nowa, prawdziwa twórczość miała sięgać do własnych źródeł i po własny styl, miała - jak to formułowała po debiutanckim Uśmiechu dzie- ciństwa w 1925 r. - "dać artystyczny ekwiwalent tych środowisk i tych zjawisk życia, które kolejno od dzieciństwa stawały się moim doświadczeniem życio- wym i wewnętrznym". Dziennik Dąbrowskiej nie powstał z rachuby literackiej, lecz z marzeniem i programem literackim, tak jak się jej klarował, był współbieżny. Powstał z podobnej pobudki duchowej co jej przyszła twórczość, aby zintensyfikować i utrwalić doświadczenie życiowe i wewnętrzne. W młodzieńczym zapale Dą- browska marzyła nie o twórczości - namiastce czy dopełnieniu życia, lecz o tworzeniu z jego nadmiaru. Nie o pisarstwie zawodowym, lecz wciąż sponta- nicznym. Być sobą to, naturalnie, być twórczym, chcieć pozostawić dzieło. Ale wpierw żyć, dźwigać siebie, a później - wedle przeżytego i osiągniętego - two- rzyć. Zapiski spełniają rolę nie tylko ekspresywną, ale i impresywną. W pier- wszych dziennikach wyraźnie zaznacza się dążenie, by zintensyfikować, roz- szerzyć swoje skromne, raczej bezwydarzeniowe życie. W daty dziennika Dą- 18 19 browska wpisuje noty atmosferyczne i synestezyjne. Podążając za badaniami Abramowskiego nad jaźnią głęboką, zaczyna skrupulatnie odnotowywać swoje sny, jeszcze jeden obszar tajemnicy. Kultywuje poczucie własnej osoby i egzy- stencji, autentyczny instynkt życia. Pielęgnuje swój emocjonalny stosunek do ludzi i do świata. Wbrew temu entuzjazmowi i zachłanności życie obchodzi się z nią niełaska- wie. Nieuleczalny brak potomstwa, nagła śmierć męża, związek z wiele star- szym od niej partnerem - wszystko to powoduje, iż po sprawdzeniu się pisar- skim w pierwszych dwóch książkach artystycznych punkt ciężkości jej życia i główne ambicje przesuwają się na stronę twórczości. "Moim jedynym domem na świecie jest teraz s ł o w o - jeśli teraz sobie z nim nie poradzę, to zginę"- pisze po śmierci męża w liście do Stanisława Stempowskiego latem 1926 r. Wbrew woli i marzeniu twórczość staje się wielką rekompensatą. Dąbrowska stara się jednak wobec literatury zachować dystans. Jeszcze w środku wielkiej pracy nad Nocami i dniami nie waha się pytać i wątpić: "Po co ja tak ślęczę i tak się dręczę? Może to wcale nie moja droga?" (28 I 1929). Ale przede wszystkim wyzwaniom losu stara się odpowiedzieć odważnym spojrzeniem na tragiczną kondycję człowieka i próbą głębszej refleksji etycznej. Czas dorasta- nia do Nocy i dni, ogromnej, 8-letniej pracy nad nimi, to czas osobistego prze- żywania i kształtowania się pod piórem Dąbrowskiej etyki laickiej, która potra- fiłaby sprostać tragizmowi życia. Kult pracy i obowiązku łączy się w niej z nie- praktycznym ideałem osobistej godności, osobistego honoru. Być sobą to już nie tylko być twórczym, ale i bez sankcji, bez powinności, bez nadziei nagród i kar być wiernym, być w porządku w stosunku do siebie, do innych, do szere- gu. Bez tego przeżycia immanentnej transcendencji i bez wynikających stąd idei moralnych świat Nocy i dni pozbawiony byłby siły i patosu. Dzięki kolosalnemu wysiłkowi duchowemu i pisarskiemu Dąbrowska osiąg- nęła sławę. Prześcigający wszelkie spodziewania sukces Nocy i dni stawia przed nią nowy dylemat: sława a szczęście. Na ile twórczość może dawać oso- biste szczęście? Dąbrowska nie ma żadnych złudzeń, iż tworzenie nie jest zaję- ciem uszczęśliwiającym czy bodaj dżentelmeńskim. Wobec ogromnych i sta- łych trudów, jakich wymaga, dostarczana przez nie satysfakcja to zaledwie przebłysk, zaledwie chwila szczęścia. Czy zresztą jakikolwiek zawód może za- stąpić bliskość ludzką, tzw. osobiste szczęście? Dąbrowska nie rezygnuje z nie- go, poszukuje weiąż osobistego, emocjonalnego zaczepienia. I przed nią staje problem faustowski. Gdy kończą się związki Dąbrowskiej z jej dwoma partne- rami, zastępuje je dom kobiet. "Innego szczęśeia nie będzie" - notuje po po- wrocie z Wrocławia w 1949 r., gdy pozostaje już tylko jego perspektywa. Cały ten obszerny nurt osobisty, intymny prowadzi Dąbrowska z dużą otwartością. A równocześnie powątpiewa w możliwość pełnej szczerości w tej dziedzinie: "Cała prawda o życiu człowieka - notuje 12 II 1953 - nie może być powiedziana nawet samemu sobie". Zmagania o "całą prawdę" o sobie i wokół tej "całej prawdy" o sobie widoczne są w dziennikach, a zwłaszcza w ich ręko- pisach w postaci poskreślanych słów, zamazywanyeh czy powyrywanych kart. Mimo to wciąż zdobywała się na prawdę o sobie w stopniu przekraczającym granicę tego, co w sprawach intymnych zwykle uchodzi za miarę szczerości, nawet w dziennikach intymnych. W późniejszych latach Dąbrowska nieraz ubolewała: "Jak nic w tych notat- kach z mego istotnego życia"(1951). I równie często zapewniała, iż sprawom osobistym mogłaby poświęcić drugi, nie mniej gęsty dziennik. Na pewno w miarę lat zmieniają się proporcje dziennika,