Coulter Catherine - FBI 01 - Miasteczko Cove
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Coulter Catherine - FBI 01 - Miasteczko Cove |
Rozszerzenie: |
Coulter Catherine - FBI 01 - Miasteczko Cove PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Coulter Catherine - FBI 01 - Miasteczko Cove pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Coulter Catherine - FBI 01 - Miasteczko Cove Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Coulter Catherine - FBI 01 - Miasteczko Cove Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Catherine Coulter
MIASTECZKO COVE
Tytuł oryginału: The Cove
Strona 3
1
ROZDZIAŁ
Ktoś ją obserwował. Poprawiła czarną perukę, obciągając ją nad uszami i
szybko zaczęła nakładać na usta jeszcze jedną warstwę intensywnie czerwonej
szminki, trzymając przy tym lusterko wysoko w górze, tak by móc widzieć, co
się dzieje za jej plecami.
Młody marynarz dostrzegł jej twarz w lusterku i uśmiechnął się. Podskoczyła,
jakby ją ktoś postrzelił. Przestań wreszcie. On jest nieszkodliwy, tylko próbuje
flirtować. Nie mógł mieć więcej niż osiemnaście lat, krótko ostrzyżony, o
policzkach tak gładkich jak jej twarz. Pochyliła lusterko, żeby zobaczyć więcej.
Kobieta siedząca obok marynarza czytała powieść Dicka Francisa. Na siedzeniu
za nimi para młodych ludzi spała, opierając się o siebie.
Miejsce przed nią było wolne. Kierowca Greyhounda gwizdał „Tears in
Heaven", melodię, która zawsze przyprawiała ją o skurcz żołądka. Jedynym
człowiekiem, który zwrócił na nią uwagę, zdawał się być ten młody marynarz,
który wsiadł na ostatnim przystanku w Portland. Pewnie jechał do domu na
spotkanie ze swoją osiemnastoletnią dziewczyną. Na pewno to nie on ją śledził,
lecz ktoś inny. Nie da się znowu oszukać. Tyle zdołali ją nauczyć. Nie, nigdy
więcej nie pozwoli się oszukać.
Strona 4
Włożyła lusterko do torebki i zapięła klapę. Popatrzyła na swoje palce, na biały
pasek, gdzie jeszcze trzy dni temu znajdowała się obrączka. Przez ostatnie pół
roku usiłowała ją ściągnąć, ale bez skutku. Była zbyt mało przytomna, żeby
zapiąć rzepy przy tenisówkach - kiedy pozwolili jej na chodzenie w tenisówkach
- a co dopiero mówić o zdjęciu ciasnej obrączki.
Już niedługo, pomyślała, niedługo będę bezpieczna. Również matce nic nie
będzie zagrażało. O Boże! Noelle, która łkała w środku nocy, sądząc, że nikt jej
nie słyszy. Ale teraz nie mogli nic zrobić Noelle, skoro jej tam nie było. Aż
dziw, jak rzadko myślała ostatnio o Noelle jak o swojej matce. Nie tak, jak
jeszcze dziesięć lat temu, kiedy Noelle wysłuchiwała wszystkich zwierzeń
nastolatki, zabierała ją na zakupy, woziła na mecze. tyle rzeczy robiły razem.
Przedtem. Tak, przed tamtą nocą, gdy zobaczyła pięść ojca uderzającą w pierś
matki i usłyszała trzask co najmniej dwóch pękających żeber.
Wpadła do środka, krzycząc, żeby zostawił jej matkę w spokoju i skoczyła mu
na plecy. Był tak zaskoczony, tak zdumiony, że jej nie uderzył. Strząsnął ją z
siebie, odwrócił się i wrzasnął:
- Pilnuj swoich spraw, Susan! To ciebie nie dotyczy. - Wbiła w niego wzrok,
a cały strach i nienawiść, które w owej chwili do niego czuła, wyraźnie
rysowały się na jej twarzy.
- Nie dotyczy mnie? To moja matka, ty bydlaku! Nie waż się jej znowu
uderzyć!
Strona 5
Nie zwiódł jej jego opanowany wygląd; widziała oszalałe pulsowanie żył na
jego szyi.
- To była jej wina, Susan. Pilnuj swoich cholernych spraw. Słyszysz? To jej
wina. - Uniósł pięść i zrobił krok w kierunku matki.
Porwała z biurka kryształową karafkę i krzyknęła:
- Jeśli ją dotkniesz, roztrzaskam ci głowę.
Ciężko dysząc, odwrócił się znowu w jej stronę, już bez udawanego spokoju.
Wykrzywił się ze złości.
-Suka! Przeklęta, wściekła mała suka! Zapłacisz mi za to, Susan. Nikt nie
ma prawa mi się przeciwstawiać, zwłaszcza rozpieszczona mała dziewczynka,
która nigdy nic nie zrobiła w życiu poza wydawaniem pieniędzy swojego ojca. -
Nie uderzył już Noelle. Popatrzył na obie z nieskrywaną wściekłością i wyszedł
z domu, trzaskając drzwiami.
- Taaak. Dobrze - powiedziała i bardzo wolno, ostrożnie, odstawiła karafkę,
zanim zdążyła wypaść jej z rąk.
Chciała wezwać pogotowie, ale matka się nie zgodziła.
- Nie możesz - oświadczyła głosem rozbitym jak jej żebra. - Nie możesz,
Sally. Jeśli ktoś nam uwierzy, twój ojciec będzie zrujnowany. Nie mogę na to
pozwolić.
- Zasługuje na to - odparła Sally, ale posłuchała matki. Miała zaledwie
szesnaście lat i właśnie przyjechała do domu na weekend z prywatnej szkoły dla
dziewcząt w Laurelbergu, w Wirginii. Czemu mieliby jej uwierzyć?
Strona 6
- Nie, kochanie - wyszeptała matka, zwijając się z bólu. - Nie. Podaj mi tę
niebieską fiolkę z pastylkami z apteczki. Pospiesz się, Sally. Niebieska fiolka.
Patrząc, jak pojękująca matka łyka trzy pastylki, zrozumiała, że proszki znalazły
się w apteczce, bo ojciec nie pierwszy raz pobił matkę. Gdzieś w głębi serca
Sally wiedziała o tym. Nienawidziła siebie, gdyż nigdy o nic nie pytała, nigdy
nie powiedziała słowa.
Tego dnia jej matka została Noelle, a w następnym tygodniu Sally porzuciła
szkołę dla dziewcząt i przeniosła się do domu rodziców w centrum
Waszyngtonu, w nadziei, że uda jej się chronić matkę. Czytała o przemocy
wszystko, co tylko mogła znaleźć, ale niewiele to pomogło.
Wszystko to działo się dziesięć lat temu, choć czasami miała wrażenie, jakby
było to wczoraj. Noelle pozostała przy mężu, odmawiając szukania
jakiejkolwiek porady, odmawiając nawet czytania książek przynoszonych jej
przez Sally. Sally nie widziała w tym sensu, ale trzymała się tak blisko, jak tylko
było to możliwe, dopóki na wystawie Whistlera w National Gallery nie spotkała
Scotta Brainerda i nie poślubiła go dwa miesiące później.
Strona 7
Nie chciała teraz myśleć o Scotcie ani o ojcu. Wiedziała, że pomimo
zachowywanej czujności ojciec bił matkę za każdym razem, kiedy Sally
wychodziła z domu. Widziała siniaki, które matka usiłowała przed nią ukryć,
widziała ją chodzącą ostrożnie jak stara kobieta. Pewnego razu złamał matce
rękę, ale Noelle odmówiła pójścia do szpitala czy wizyty lekarza i poleciła Sally
siedzieć cicho. A ojciec tylko spojrzał na nią ostrzegawczo i nie zrobiła nic.
Zupełnie nic.
Bezwiednie potarła palcami jasny ślad po obrączce. Tak dobrze pamiętała
przeszłość - swój pierwszy dzień w szkole, kiedy była na huśtawce, a jakiś mały
chłopiec pokazywał ze śmiechem, że widzi jej majtki.
Tylko ostatni tydzień pozostawał pustą plamą w jej pamięci. Tydzień, kiedy
został zabity jej ojciec. Cały tydzień był jak bardzo długi sen, który wraz z
nadejściem dnia rozmył się, pozostając w pamięci zaledwie smugą.
Sally wiedziała, że owej nocy była w domu rodziców, ale nic więcej nie mogła
sobie przypomnieć, a przynajmniej nic, o co mogłaby zahaczyć - tylko
zanikające mgliste cienie, zamazane i wyblakłe. Ale oni tego nie wiedzieli.
Szybko zrozumiała, że bardzo chcą ją dopaść. Skoro nie udało im się użyć jej,
aby dowieść, że to Noelle zabiła męża, cóż, dorwą ją i udowodnią, że to ona
zabiła ojca. Czemu nie? Dzieci nieraz mordowały swoich ojców. Chociaż było
wiele momentów, kiedy miała na to ochotę, nie wierzyła, że go zabiła.
Strona 8
Z drugiej strony jednak nie znała prawdy. Wszystko było pustką, zamkniętą
szczelnie w czeluściach jej mózgu. Wiedziała, że była zdolna do zabicia tego
bydlaka, ale czy to zrobiła? Wielu ludzi mogło pragnąć śmierci jej ojca. Może
odkryli, że jednak tam była. Tak, pewnie o to chodziło. Dowiedzieli się, że była
świadkiem morderstwa. Pewnie rzeczywiście nim była. Tylko że tego nie
pamiętała.
Musiała się skupić na bieżących sprawach. Przez okno Greyhounda popatrzyła
na małe miasteczko, przez które właśnie przejeżdżali. Okropny bury obłok
wydobywał się z rury wydechowej autobusu. Z pewnością mieszkańcy byli tym
zachwyceni.
Jechali na południe autostradą numer 101. Jeszcze tylko pół godziny, pomyślała,
tylko trzydzieści minut i nie będzie musiała się więcej martwić, przynajmniej
przez jakiś czas. Potrzebowała nawet najkrótszej chwili spokoju. Już niedługo
nie będzie musiała się obawiać, że ktoś ją śledzi. Nikt nie wiedział o istnieniu jej
ciotki. Nikt.
Paraliżowała ją obawa, że młody marynarz wysiądzie za nią na skrzyżowaniu
autostrad 101 i 101A. Ale nie wysiadł. Nikt nie wysiadł. Stała ze swoją małą
walizką, gapiąc się na marynarza, który odwrócił się na siedzeniu i patrzył na
nią. Strach ją opuścił. Nie chciał jej zrobić nic złego, chciał tylko poflirtować.
Pomyślała, że ma dziwny gust, jeśli chodzi o kobiety. Rozejrzała się w
poszukiwaniu jakiegoś samochodu, ale z żadnej strony nic nie nadjeżdżało.
Strona 9
Ruszyła na zachód skrajem autostrady 101A do Cove. Autostrada 101A nie
prowadziła na wschód.
*
-Tak?
Patrzyła na kobietę, którą widziała raz w życiu, kiedy miała nie więcej niż
siedem lat. Wyglądała jak hippiska, z kolorowym szalem zawiązanym na
długich, ciemnych, kręcących się włosach, z ogromnymi, złotymi kołami
zwieszającymi się z uszu, ubrana w spódnicę do kostek, wymalowaną w
niebieskie i brązowe wzory. Miała na sobie niebieskie tenisówki. Twarz miała
wyrazistą, z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi, spiczastą brodą i
ciemnymi, inteligentnymi oczami. Rzeczywiście była najpiękniejszą kobietą,
jaką Sally kiedykolwiek widziała.
- Ciocia Amabel?
- Co powiedziałaś? - Amabel wbiła wzrok w młodą kobietę, stojącą przed
drzwiami jej domu, kobietę, która pomimo grubej warstwy makijażu na twarzy
nie wyglądała wulgarnie, była jedynie wyczerpana i chorobliwie blada. No i
przerażona. Ale spodziewała się tego. Gdzieś w głębi duszy wiedziała, że się
pojawi. Tak, wiedziała, a jednak wstrząsnęło nią to.
- Jestem Sally - odezwała się, ściągając czarną perukę i wyjmując tuzin
spinek do włosów. Grube włosy opadły jej falami na ramiona. - A może
mówiłaś na mnie Susan? Niewiele osób dziś mnie tak nazywa.
Kobieta potrząsała głową, a jej olśniewające kolczyki obijały się o szyję.
Strona 10
- Mój Boże, to naprawdę ty, Sally? - Zakołysała się na piętach.
- Tak, ciociu.
- Ojej - rzuciła Amabel i szybko przyciągnęła ku sobie siostrzenicę,
przytuliła ją mocno, po czym znów odsunęła, aby móc się jej przyjrzeć. - O mój
Boże! Tak się martwiłam. W końcu dotarły do mnie wieści o twoim ojcu, ale nie
wiedziałam, czy powinnam zadzwonić do Noelle. Wiesz, jaka ona jest.
Zamierzałam do niej zatelefonować dziś wieczorem, kiedy będzie niższa taryfa,
ale pojawiłaś się tutaj, Sally. Chyba miałam nadzieję, że przyjedziesz do mnie.
Co się stało? Czy wszystko w porządku z twoją mamą?
- Myślę, że u Noelle wszystko dobrze - odparła Sally. - Nie wiedziałam,
gdzie mam się podziać, więc przyjechałam tutaj. Ciociu Amabel, czy mogę tu
zostać, chociaż na krótko? Dopóki nie zbiorę myśli i nie opracuję jakiegoś
planu?
- Naturalnie, że możesz. Przyglądam się teraz tej czarnej peruce i
makijażowi na twojej buzi. Dlaczego, dziecino?
Czułość ją załamała. Nie płakała, nie załkała ani razu aż do tej chwili, gdy ta
kobieta nazwała ją dzieciną. Ręce ciotki gładziły ją po plecach, jej głos był
cichy i kojący.
Strona 11
- Wszystko będzie dobrze, kochanie. Obiecuję ci, że teraz już wszystko
będzie dobrze. Chodź, Sally, zaopiekuję się tobą. Obiecałam to twojej matce,
gdy ujrzałam cię pierwszy raz. Byłaś najpiękniejszym maleństwem, taką
chudzinką o chwiejnych nóżkach jak u źrebaka i nigdy nie widziałam kogoś
uśmiechającego się tak szeroko jak ty. Już wtedy chciałam się tobą opiekować.
Tutaj będziesz bezpieczna. Chodź, dziecino.
Przeklęte łzy nie chciały przestać kapać z oczu. Ściekały ciągle po twarzy,
niszcząc koszmarny makijaż. Czuła je nawet w ustach, a kiedy przeciągnęła
dłonią po twarzy, rozmazała na niej czarne smugi.
- Wyglądam jak klown w cyrku - powiedziała, z trudem przełykając ślinę,
usiłując powstrzymać łzy, uśmiechnąć się, zmusić się do uśmiechu. Wyjęła z
oczu zielone szkła kontaktowe. Przeszkadzały przy płaczu.
- Nie, raczej jak mała dziewczynka, wypróbowująca kosmetyki swojej
mamy. No właśnie, zdejmij te okropne soczewki. O, teraz masz wreszcie z
powrotem swoje śliczne błękitne oczy. Chodź do kuchni, zrobię ci herbaty.
Zawsze dodaję do swojej odrobinę brandy. Tobie też nie zaszkodzi. Ile lat masz
teraz', Sally?
- Chyba dwadzieścia sześć.
- Co to znaczy „chyba"? - spytała ciotka i przechyliła głowę na bok, aż
jedno ze złotych kółek niemal oparło się o ramię.
Strona 12
Sally nie mogła jej powiedzieć, że chociaż myślała, iż swoje urodziny spędziła
w tamtym miejscu, nie mogła przywołać w pamięci obrazu owego dnia, nie była
w stanie przypomnieć sobie, żeby ktoś coś do niej mówił, zresztą i tak nie
potrafiłaby sobie tego wyobrazić. Nie pamiętała nawet, czy był tam wtedy jej
ojciec. Modliła się, żeby go nie było. Nie mogła powiedzieć tego Amabel, po
prostu nie mogła. Potrząsnęła głową, uśmiechnęła się i odpowiedziała niezbyt
umiejętnym kłamstwem.
- Tak tylko mi się powiedziało, ciociu Amabel. Z chęcią napiję się herbaty z
kropelką brandy.
Amabel usadziła siostrzenicę w kuchni, przy starym sosnowym stole, pod
którego nogę, dla zachowania równowagi, podłożone były trzy czasopisma. Na
drewnianych krzesełkach leżały poduszki, więc przynajmniej były wygodne.
Postawiła czajnik na palniku i zapaliła gaz.
- No tak - rzuciła. - Za chwilę będzie.
Sally przyglądała się, jak ciotka wkłada do każdego kubka torebkę herbaty
Liptona i wlewa brandy.
- Zawsze najpierw nalewam brandy - powiedziała Amabel. - Wsiąka w
torebkę z herbatą i wzmacnia aromat. Brandy jest droga i muszę dbać o to, by
starczyło jej jak najdłużej. Tej brandy - podniosła butelkę Christian Brothers -
używam już od trzech miesięcy. Niezła. Zobaczysz, będzie ci smakować.
Strona 13
- Nikt mnie nie śledził, ciociu Amabel. Byłam na prawdę bardzo ostrożna.
Przypuszczam, że wiesz, iż wszyscy mnie ścigają. Ale udało mi się uciec. Chyba
nikt nie wie o tobie. Noelle nikomu nie powiedziała. Tylko ojciec wiedział o
tobie, ale on nie żyje.
Amabel jedynie skinęła głową. Sally siedziała cicho, obserwując, jak Amabel
krząta się po małej kuchni, poruszając się płynnie i pewnie. W tych
hipisowskich ciuchach ciotka miała mnóstwo wdzięku. Sally patrzyła na mocne
ręce, długie palce z krótko przyciętymi paznokciami, polakierowane na
przeraźliwie czerwony kolor. Przypomniała sobie, że Amabel jest artystką. Nie
mogła dostrzec najmniejszego podobieństwa do Noelle, która była młodszą
siostrą Amabel. Amabel przypominała smagłą Cygankę, natomiast Noelle była
blondynką o jasnej skórze, niebieskich oczach, miękką jak poduszka.
Jak ja, pomyślała Sally. Jednak Sally już nie była miękka i delikatna. Była
twarda jak skała.
Czekała, spodziewając się, że w każdej chwili Amabel wyciągnie talię kart i
zacznie wróżyć jej przyszłość. Zastanawiała się, czemu nikt z rodziny Noelle
nigdy nie wspominał o Amabel. Co takiego okropnego zrobiła?
Palcami potarła biały ślad po obrączce. Rozglądając się po starej kuchni z
wiekową lodówką i porcelanowym zlewem zadała pytanie: - Nie przeszkadza ci,
ciociu Amabel, że tu jestem?
Strona 14
- Nazywaj mnie po prostu Amabel, kochanie, tak będzie zupełnie dobrze.
Zupełnie mi nie przeszkadza. Obie będziemy chronić twoją mamę. Co do ciebie
zaś, cóż, nie sądzę, żebyś potrafiła skrzywdzić nawet tego małego żuczka, który
biegnie po kuchennej podłodze.
Sally potrząsnęła głową, wstała z krzesełka i obcasem zmiażdżyła owada. Znów
usiadła.
- Chciałam tylko, żebyś widziała, jaka jestem naprawdę - powiedziała.
Amabel wzruszyła ramionami, a kiedy czajnik zagwizdał, odwróciła się w
stronę kuchenki i wlała wodę do kubków. Nie odwracając się, rzekła:
- Różne rzeczy przytrafiają się ludziom, zmieniają ich. Pomyśl jednak o
swojej mamie. Wszyscy zawsze ją osłaniali, ze mną włącznie. Czemu jej córka
też nie miałaby tego robić? Chronisz ją, prawda, Sally?
Podała Sally kubek z herbatą. Dziewczyna wielokrotnie wyciągała i opuszczała
herbacianą torebkę, a napar stawał się coraz ciemniejszy. W końcu podniosła
torebkę i umieściła ją starannie na spodeczku. Machała tą torebką dokładnie tak
samo, jak zawsze robiła jej matka, kiedy była młoda. Upiła łyk, przez chwilę
trzymając w ustach herbatę wzmocnioną brandy, potem przełknęła. Herbata była
cudowna, mocna, pełna aromatu, warta grzechu. Niemal natychmiast poczuła,
jak opada z niej napięcie. Brandy to dobre lekarstwo. Na pewno będzie tu
bezpieczna. Na pewno Amabel przygarnie ją na jakiś czas, dopóki nie wymyśli,
co ma robić dalej.
Strona 15
Pomyślała, że ciotka, chociaż z pewnością chciała wszystko wiedzieć, o nic nie
wypytywała. Sally była jej za to głęboko wdzięczna.
- Zawsze byłam ciekawa, na jaką kobietę wyrosłaś -odezwała się Amabel. -
Mam wrażenie, że udałaś się. Całe to zamieszanie - bo to tylko zamieszanie, nic
więcej - przeminie. Wszystko się ułoży, zobaczysz. - Zamilkła na chwilę,
przypominając sobie ciepłe uczucia, którymi darzyła małą dziewczynkę, tę
wewnętrzną potrzebę, aby mieć ją przy sobie, przytulać tak mocno, aż zacznie
płakać. Zaskoczyło ją, że nadal czuje to samo. Nie podobało jej się to odkrycie,
nie chciała tego.
- Ostrożnie z opieraniem się o ten koniec stołu, Sally. Purn Davies chciał to
zreperować, ale mu nie pozwoliłam. - Wiedziała, że Sally jej nie słucha, ale nie
miało to znaczenia. Amabel mówiła, dopóki porcja brandy nie dotarła do
żołądka Sally.
- Ta herbata to coś nadzwyczajnego, Amabel. Dziwna, ale dobra. - Upiła
jeszcze jeden łyk, potem następny. Czulą ciepło rozlewające się w brzuchu.
Pomyślała, że nie doświadczyła podobnego ciepła co najmniej od pięciu dni.
- Równie dobrze możesz mi teraz wszystko opowiedzieć, Sally.
Przyjechałaś tu, żeby chronić twoją mamę, prawda, dziecinko?
Sally pociągnęła kolejny duży łyk herbaty. Co miała powiedzieć? Nie odzywała
się.
- Czy to ona zabiła twojego tatę?
Strona 16
Sally odstawiła kubek i wbiła wzrok w jego środek. Gdyby znała prawdę. Ale
cóż, tamta noc była równie mroczna w jej pamięci, jak herbata na dnie kubka.
-Nie wiem - powiedziała w końcu. - Po prostu nie wiem, ale oni uważają, że
to ja zrobiłam. Sądzą, że albo osłaniam Noelle, albo uciekam, bo sama jestem
winna. Usiłują mnie odnaleźć. Nie chciałam ryzykować, dlatego jestem tutaj.
Kłamała? Amabel nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się tylko do swojej
siostrzenicy, wyczerpanej, o bladej, skurczonej twarzy i tych pięknych
niebieskich oczach, teraz wyblakłych i zużytych, jak stara sukienka. Była zbyt
chuda; sweter i spodnie wisiały na niej. W tym momencie jej siostrzenica
wyglądała bardzo staro, jakby zbyt dobrze poznała złą stronę życia. Cóż,
szkoda, ale przecież na świecie jest więcej podłości, niż ktokolwiek miałby
odwagę przyznać.
Patrząc na swój kubek, powiedziała spokojnie:
- Jeśli twoja mama zabiła swojego męża, to na pewno ten drań na to zasłużył.
Strona 17
2
ROZDZIAŁ
Sally omal nie upuściła kubka. Ostrożnie go odstawiła.
- Wiedziałaś?
- Naturalnie. Wszyscy wiedzieliśmy. Pierwszy raz zobaczyłam cię, kiedy
przyniosła cię do domu. Właśnie wpadłam na chwilę. Tego chciała ode mnie
nasza rodzina - żebym wpadała na chwilę, nie za wiele mówiła ani nie
pokazywała się w obecności ich znajomych. Tak czy inaczej, zjawiła się twoja
mama. Powiedziała, że uciekła od niego. Stwierdziła też, iż nigdy nie wróci.
Była posiniaczona. Przez cały czas płakała. Jednak niezbyt długo wytrwała w
swym postanowieniu. Zadzwonił do niej wieczorem po dwóch dniach, a
następnego dnia wróciła z tobą owiniętą kocykiem. Nie miałaś wtedy nawet
roku. Nie chciała o tym ze mną rozmawiać. Nigdy nie mogłam zrozumieć,
dlaczego kobieta miałaby się pozwalać bić mężczyźnie, kiedy tylko przyjdzie
mu na to ochota.
- Ja również. Próbowałam, ciociu Amabel. Naprawdę próbowałam, ale
mnie nie słuchała. Co powiedzieli dziadkowie?
Strona 18
Amabel wzruszyła ramionami, myśląc o swoim przerażonym ojcu, który patrzył
na piękną Noelle i zastanawiał się, co zrobi, jeśli dziennikarze odkryją ów
smakowity kąsek, że jego zięć, Amory St. John, bije żonę. Pomyślała również o
swojej matce, odskakującej jak oparzona od córki, jakby ta cierpiała na jakąś
paskudną chorobę. Ona też nie dbała o Noelle. Chodziło jej jedynie o to, aby
sprawa nie przedostała się do prasy, bo mogłoby to wpłynąć na reputację całej
rodziny.
- Nie nazwałabyś ich rodzicami zaangażowanymi emocjonalnie, Sally.
Udawali, że nie wierzą, iż twój ojciec bije mamę. Patrzyli na Noelle, widzieli
siniaki, ale wszystkiemu zaprzeczali. Oświadczyli jej, że nie powinna mówić
takich kłamstw. Twoja mama była naprawdę w strasznym stanie, kiedy ich
przekonywała, prosiła o pomoc. I wtedy nagle zadzwonił, a twoja mama
zareagowała tak, jakby nic się nie wydarzyło. I wiesz, co ci powiem, Sally?
Rodzice odetchnęli z ulgą, kiedy wyjechała. Gdyby opuściła twojego ojca,
okazałaby się wielką przegraną, nieudacznikiem życiowym. Jako jego żona była
kimś wyjątkowym, z kogo należało być dumnym. Czy widujesz swoich
dziadków?
- Trzy razy w roku. O Boże, ciociu Amabel, jakże go nienawidziłam! Teraz
jednak...
Strona 19
- A teraz boisz się, że ściga cię policja. Nie martw się, dziecino. W tym
przebraniu nikt nie mógłby cię rozpoznać. On by mnie rozpoznał, pomyślała
Sally. I to natychmiast. - Mam nadzieję, że nie - powiedziała. - Czy sądzisz, że
tu nadal powinnam nosić czarną perukę?
- Nie zawracałabym sobie tym głowy. Jesteś moją siostrzenicą, nic więcej.
Nikt nie ogląda tu telewizji poza Thelmą Nettro, właścicielką pensjonatu, tak
starą, że nie wiem nawet, czy jest w stanie dostrzec ekran. Za to dobrze słyszy.
Wiem to na pewno. Nie, nie przejmuj się peruką, szkła kontaktowe też zostaw w
szufladzie. Nie ma zmartwienia. Będziemy używać twojego nazwiska po mężu.
Tutaj będziesz występowała jako Sally Brainerd.
- Nie mogę używać tego nazwiska, Amabel.
- Dobrze więc. Będziemy używały twojego panieńskiego, Sally St. John.
Nie, nie obawiaj się, że ktoś skojarzy cię kiedyś twoim kochanym tatuśkiem. Jak
już powiedziałam, nikt tu nie zwraca uwagi na rzeczy, które dzieją się poza
granicami miasteczka. Zaś jeśli chodzi o innych, to nikt tu nie przyjeżdża...
- Poza ludźmi, którzy chcą skosztować Najwspanialszych Lodów Świata.
Podobała mi się reklama przy skrzyżowaniu z namalowaną ogromną porcją
czekoladowych lodów w rożku. Widać ją z daleka, a kiedy się już do niej
dojedzie, człowiekowi zaczyna ciec ślinka. To ty namalowałaś tę reklamę,
prawda, Amabel?
Strona 20
- Oczywiście, że ja. I masz rację. Ludzie opowiadają nam, że ledwo ją
zobaczą dojeżdżając do skrzyżowania, nawet nie wiedzą kiedy samochód sam
skręca do Cove. To przepis Helen Keaton, który przekazała jej babcia. Sklep z
lodami mieści się w dawnej kaplicy przed kostnicą Ralpha Keatona. Wspólnie
postanowiliśmy, że skoro mamy kościół wielebnego Yorheesa, nie
potrzebujemy dodatkowo kapliczki Ralpha. -Przerwała, zagłębiając się we
wspomnieniach, po czym uśmiechnęła się. - Na początku przechowywaliśmy
lody w trumnach, szczelnie wypełnionych lodem. Wszystkie zamrażalniki w
każdej lodówce w mieście wykorzystane były do produkcji tak dużej ilości lodu.
- Nie mogę się doczekać, żeby ich spróbować. Pamiętam czasy, kiedy
miasteczko było niczym - wtedy, kiedy tu przyjechałam jedyny raz.
Przypominasz sobie? Byłam jeszcze dzieckiem.
- Pamiętam. Byłaś czarująca.
Sally uśmiechnęła się. Był to bardzo wątły uśmiech, ale dobry na początek.
Potrząsnęła głową.
- Pamiętam, że miasteczko się waliło, było jak na końcu świata - żaden dom
nie był pomalowany, z niektórych budynków spadały deski. A na dziury w
jezdni były tak głębokie, że cała mogłabym się w nich schować. Teraz jednak
miasto wygląda cudownie, jest pełne uroku, czyste i zadbane.