Cornwell Patricia - Kay Scarpetta (14) - Predator

Szczegóły
Tytuł Cornwell Patricia - Kay Scarpetta (14) - Predator
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Cornwell Patricia - Kay Scarpetta (14) - Predator PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Cornwell Patricia - Kay Scarpetta (14) - Predator PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Cornwell Patricia - Kay Scarpetta (14) - Predator - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 (PREDATOR) Przełożył: Janusz Ochab 2007 Strona 3 Spis treści Karta tytułowa Dedykacja PODZIĘKOWANIA Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 17 Rozdział 19 Strona 4 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Rozdział 32 Rozdział 33 Rozdział 34 Rozdział 35 Rozdział 36 Rozdział 37 Rozdział 38 Rozdział 39 Rozdział 40 Rozdział 41 Rozdział 42 Rozdział 43 Rozdział 44 Rozdział 45 Strona 5 Rozdział 46 Rozdział 47 Rozdział 48 Rozdział 49 Rozdział 50 Rozdział 51 Rozdział 52 Rozdział 53 Rozdział 54 Rozdział 55 Rozdział 56 Rozdział 57 Rozdział 58 Rozdział 59 Rozdział 60 Rozdział 61 Rozdział 62 Rozdział 63 Rozdział 64 Strona 6 Dla Staci Strona 7 PODZIĘKOWANIA Szpital MacLeana afiliowany przy Harvard Medical School to jeden z najlepszych szpitali psychiatrycznych w kraju, znany na całym świecie ze swych programów badawczych, szczególnie w dziedzinie neurobiologii. Największe i najistotniejsze wyzwania, przed jakimi stoi dzisiejsza nauka, nie dotyczą przestrzeni kosmicznej, lecz ludzkiego mózgu i roli, jaką odgrywa on w chorobach umysłowych. Szpital MacLeana nie tylko wyznacza najwyższe standardy w dziedzinie badań psychiatrycznych, ale i proponuje rozwiązania przynoszące chorym ulgę w cierpieniach. Jestem ogromnie wdzięczna wspaniałym lekarzom i naukowcom, którzy zechcieli podzielić się ze mną swą wiedzą: szczególnie doktorowi Bruce’owi M. Cohenowi, rektorowi i głównemu psychiatrze a także doktorowi Davidowi P. Olsonowi dyrektorowi klinicznemu Centrum Obrazowania Mózgu i przede wszystkim doktor Staci A. Gruber, wicedyrektor laboratorium neurobiologii procesów poznawczych. Strona 8 Rozdział 1 Jest niedzielne popołudnie, doktor Kay Scarpetta siedzi w swym gabinecie, w Narodowej Akademii Medycyny Sądowej w Hollywood na Florydzie. Na niebie zbierają się czarne chmury, zwiastujące kolejną burzę. Luty tego roku jest wyjątkowo upalny i deszczowy. Słychać trzask wystrzałów i jakieś niewyraźne głosy. Symulowane walki to popularna weekendowa rozrywka. Agenci Oddziałów Specjalnych w czarnych mundurach biegają między budynkami akademii i strzelają do siebie bez opamiętania. Nie słyszy ich nikt prócz doktor Scarpetty, a i ona nie zwraca na nich uwagi. Przegląda zaświadczenie wydane przez koronera z Luizjany, opis badania pacjentki, kobiety, która później zamordowała pięć osób i twierdzi, że w ogóle tego nie pamięta. Doktor Scarpetta uznaje w końcu, że ta sprawa nie nadaje się do programu badawczego „Przedczołowe determinanty agresywnej nadreaktywności”, zwanego w skrócie PREDATOR. Pochyla się nad klawiaturą, rejestrując mimochodem warkot motocykla dobiegający zza okna. Pisze email do psychologa sądowego Bentona Wesleya: Strona 9 Przypadek tej kobiety może być interesujący, ale czy te dane do czegoś nam się przydadzą? Myślałam, że ograniczasz PREDATORA tylko do mężczyzn. Motocykl podjeżdża z rykiem pod budynek i zatrzymuje się dokładnie pod jej oknem. Kay myśli z irytacją, że to Pete Marino znów przyjechał ją dręczyć. Jednocześnie czyta błyskawiczną odpowiedź Bentona. Luizjana i tak by nam jej nie wydała. Za bardzo lubią wykonywać egzekucje. Ale żarcie mają dobre. Doktor Scarpetta spogląda przez okno na Marina, który wyłącza silnik, schodzi z motocykla i rozgląda się wyzywająco dokoła, zawsze ciekaw, kto nań patrzy. Kay chowa teczkę z dokumentami PREDATORA w szufladzie biurka, podczas gdy detektyw wchodzi bez pukania do jej gabinetu i siada na krześle. – Wiesz coś o sprawie Johnny’ego Swifta? – pyta. Doktor Scarpetta omiata beznamiętnym spojrzeniem jego potężne wytatuowane ramiona opięte dżinsowym bezrękawnikiem z logo Harleya na plecach. Marino jest szefem wydziału dochodzeniowego Akademii, pracuje też jako śledczy w biurze lekarza sądowego okręgu Broward. Ostatnio coraz bardziej przypomina karykaturę oprycha z gangu motocyklowego. Kładzie na biurku czarny, porysowany kask, oklejony kalkomaniami imitującymi otwory po kulach. – Odśwież mi pamięć. A ten kawał plastiku to tylko kiczowata ozdoba – mówi Kay, wskazując na kask. – Zupełnie bezużyteczny, jeśli będziesz miał wypadek na tej swojej jeżdżącej trumnie. Strona 10 Marino rzuca teczkę z dokumentami na blat biurka. – Lekarz z San Francisco z praktyką tutaj, w Miami. Mieszkał z bratem w Hollywood, w domu przy plaży, niedaleko Renaissance, no wiesz, tego apartamentowca przy John Lloyd State Park. Jakieś trzy miesiące temu, w Święto Dziękczynienia, brat znalazł go martwego na sofie, z dziurą po kuli w piersiach. Aha, kilka dni wcześniej miał operację nadgarstka, która nie poszła najlepiej. Na pierwszy rzut oka typowe samobójstwo. – Nie byłam wtedy jeszcze w biurze lekarza sądowego – przypomina mu. W owym czasie była już dyrektorem działu medycyny sądowej w Akademii. Jednak dopiero w grudniu, gdy doktor Bronson zaczął coraz częściej mówić o przejściu na emeryturę i stopniowo skracał godziny pracy, objęła posadę konsultanta w dziedzinie patologii sądowej w biurze lekarza sądowego okręgu Broward. – Pamiętam, że coś o tym słyszałam – mówi. Nie czuje się dobrze w obecności Marina i niechętnie go teraz widuje. – Doktor Bronson robił sekcję – mówi detektyw, patrząc na biurko i starannie omijając wzrokiem jej twarz. – Byłeś przy tym? – Nie. Nie było mnie w mieście. Sprawa nie jest jeszcze zamknięta, bo gliniarze z Hollywood nie byli do końca przekonani, że to samobójstwo. Podejrzewali Laurela. – Laurela? – To brat bliźniak Johnny’ego Swifta. Nie mieli jednak żadnych dowodów i musieli dać sobie z tym spokój. A potem, w piątek, o trzeciej nad ranem, odebrałem dziwny telefon. Ustaliliśmy, że dzwonił ktoś z automatu w Bostonie. – W Massachusetts? Strona 11 – Zgadza się. – Myślałam, że masz zastrzeżony numer. – Bo tak jest. Marino wyjmuje z tylnej kieszeni dżinsów złożony na pół kawałek porwanego, szarego papieru i otwiera. – Przeczytam ci, co powiedział ten facet, bo zapisałem sobie wszystko, słowo po słowie. Mówił o sobie „Krab”. – Krab? Dziwne przezwisko. – Doktor Scarpetta przygląda mu się badawczo, zastanawiając się, czy próbuje z niej zakpić, wystawić na pośmiewisko. Ostatnio często to robi. – Powiedział tylko: „Jestem Krab. Więc jak dzieciom nierozumnym zesłałeś im karę na ośmieszenie”. Nie mam pojęcia, co by to miało znaczyć. Potem powiedział jeszcze: „Nie bez powodu z domu Johnny’ego Swifta zniknęły pewne przedmioty, a jeśli masz choć trochę oleju w głowie, przyjrzyj się uważnie temu, co stało się z Christian Christian. Nic nie dzieje się bez powodu. Lepiej spytaj o to Scarpettę, bo ręka Boga dosięgnie wszystkich zboczeńców, także tę lesbijską dziwkę, jej siostrzenicę”. – Jesteś pewien, że to właśnie powiedział? – pyta Scarpetta beznamiętnym tonem, ukrywając starannie targające nią uczucia. – Czy ja wyglądam na bajarza? – Christian Christian? – Cholera go wie, tak zapisałem. Wątpię, żeby facet chciał mi to przeliterować. Mówił tak, jakby nic nie czuł, jak maszyna, a potem od razu odłożył słuchawkę. – Wymienił Lucy z imienia czy... ? – Powtórzyłem ci dokładnie to, co powiedział – przerywa jej Marino. Strona 12 – Masz tylko jedną siostrzenicę, prawda? Więc na pewno miał na myśli Lucy. A „Krab” może być skrótem od Karzącej Ręki Boga, jeśli sama się jeszcze tego nie domyśliłaś. Tak czy siak, skontaktowałem się z gliniarzami z Hollywood, a oni poprosili, żebyśmy się przyjrzeli bliżej sprawie Johnny’ego Swifta. Z materiału dowodowego wynika, zdaje się, że został postrzelony z większej odległości i z bliska. To raczej niemożliwe, co? – Cóż, jeśli był tylko jeden strzał... Widocznie ktoś miał kłopoty z właściwą interpretacją. Nie wiesz, kim może być ten Christian Christian? I czy w ogóle mówimy tutaj o człowieku? – Jak dotąd nie znalazłem nic w naszych komputerach. – Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? Siedziałam tu przez cały weekend. – Byłem zajęty. – Kiedy dostajesz takie informacje, powinieneś przekazywać mi je od razu. – Doktor Scarpetta z trudem zachowuje spokój. – I kto tu mówi o strzeżeniu informacji? – Jakich informacji? – pyta zdumiona. – Powinnaś bardziej uważać. Tyle mam ci do powiedzenia. – Takie odzywki do niczego nie prowadzą, Marino. – Byłbym zapomniał. Policja z Hollywood chciałaby poznać opinię Bentona w tej sprawie – dodaje tamten po chwili, siląc się na obojętność. Nigdy nie umiał ukryć tego, co czuje do Bentona Wesleya. – Z pewnością mogą go poprosić – odpowiada Kay. – Ja nie będę decydować za niego. – Chcą, żeby orzekł, czy ten telefon w środku nocy to jakiś głupi żart. Powiedziałem im, że nie będzie to łatwe, skoro nie mamy oryginalnego nagrania, tylko bazgroły, które zapisałem na papierowej torebce. Strona 13 Wstaje z krzesła, wypełniając swą osobą niemal cały gabinet, i sprawia, że Kay Scarpetta czuje się przy nim jeszcze mniejsza niż dawniej. Podnosi swój bezużyteczny kask i zakłada ciemne okulary. Nie spojrzał na nią ani razu podczas całej rozmowy, a teraz Kay w ogóle nie widzi jego oczu. Nie wie, co się w nich kryje. – Zajmę się tym natychmiast – mówi, kiedy on idzie do drzwi. Gdybyś chciał potem porozmawiać o tym, daj znać. – Mhm... – Może wpadniesz do mnie do domu? – Mhm – mruczy ponownie. – Która godzina? – Siódma. Strona 14 Rozdział 2 Benton Wesley stoi w sali mieszczącej aparat do wykonywania rezonansu magnetycznego, zwanego w skrócie MRI, i przygląda się swemu pacjentowi przez ściankę z pleksiglasu. Światła są przygaszone, liczne ekrany wideo ciągną się wzdłuż długiego blatu, na aktówce leży zegarek Bentona. Doktorowi Wesleyowi jest zimno. Po kilku godzinach spędzonych w laboratorium neurobiologii procesów poznawczych czuje chłód nawet we włosach i w kościach, a przynajmniej tak mu się wydaje. Dzisiejszy pacjent oznaczony jest numerem identyfikacyjnym, ale Benton zna też jego imię. Basil Jenrette. Trzydziestotrzyletni wielokrotny morderca, nerwowy i inteligentny. Benton unika określenia „seryjny zabójca”. Jest tak wyświechtane, tak często nadużywane, że nie ma już żadnego znaczenia. Nigdy zresztą nie znaczyło nic ponad to, że sprawca zabił co najmniej trzy osoby w pewnych odstępach czasu. Słowo „seryjny” sugeruje, że coś dzieje się po kolei. Nie mówi nic o motywach zbrodniarza ani o stanie jego umysłu, a kiedy Basil Jenrette zabijał, robił to pod wpływem impulsu. Nie mógł się powstrzymać. Benton bada mózg Basila w maszynie 3-Tesla MRI, która wytwarza pole magnetyczne sześćdziesiąt tysięcy razy mocniejsze od pola magnetycznego Ziemi. Robi to, by się przekonać, czy w szarej i białej substancji oraz ich Strona 15 funkcjonowaniu znajdzie choć ślad odpowiedzi na pytanie „dlaczego”. Benton już wiele razy zadawał to pytanie Basilowi podczas wywiadów klinicznych. – Chciałem ją zobaczyć, to wszystko. Musiałem to zrobić. – Musiałeś to zrobić właśnie w tamtej chwili? – Nie na ulicy. Śledziłem ją, dopóki nie zaplanowałem, jak to zrobię. Prawdę mówiąc, im dłużej o tym myślałem, tym bardziej mi się to podobało. – Ile to trwało? To śledzenie, planowanie. Możesz to jakoś określić? Dni, godziny, minuty? – Minuty. Może godziny. Czasami dni. Zależy, głupie suki. Sam powiedz, gdyby ktoś chciał cię uprowadzić, siedziałbyś nieruchomo w samochodzie i nawet nie próbował uciekać? – Czy one tak się właśnie zachowywały, siedziały w samochodzie i nawet nie próbowały uciec? – Prócz dwóch ostatnich. Wiesz o nich, bo właśnie dlatego tu jestem. Nie dałyby rady, ale zepsuł mi się samochód. Idiotki. Gdybyś był na ich miejscu, wolałbyś umrzeć w samochodzie czy poczekać i zobaczyć, co szykuję dla ciebie w mojej specjalnej kryjówce? – Gdzie była twoja specjalna kryjówka? Zawsze w tym samym miejscu? – A wszystko przez to, że zepsuł mi się samochód. Na razie nie widzi w mózgu Basila niczego niezwykłego prócz niewielkiej sześciomilimetrowej torbieli w móżdżku, która może zaburzać nieco zmysł równowagi, ale nic ponad to. Szwankuje nie tyle mózg zabójcy, ile sposób jego funkcjonowania. Na pewno nie działa prawidłowo. Gdyby było inaczej, Basil nie byłby kandydatem do programu badawczego PREDATOR i prawdopodobnie nie zechciałby w nim uczestniczyć. Dla Basila wszystko jest grą, a on sam uważa się za Strona 16 bystrzejszego od Einsteina, za najbardziej utalentowanego człowieka na ziemi. Nie odczuwa najmniejszych wyrzutów sumienia i przyznaje szczerze, że zabijałby nadal, gdyby tylko miał ku temu okazję. Niestety, Basil jest sympatyczny. Dwaj strażnicy w sali MRI przyglądają się z zaciekawieniem i niepewnością długiemu na dwa metry walcowi, w którym kryje się magnes. Strażnicy są ubrani w mundury, ale nie mają broni. W tym miejscu nie wolno nosić broni. Nie wolno wnosić niczego, co zawiera żelazo, nawet kajdanków, dlatego też ręce i nogi Basila skrępowane są tylko plastikowymi kajdankami. Zbrodniarz leży nieruchomo na płycie we wnętrzu magnesu, wsłuchując się w trzaski i popiskiwania impulsów wysokiej częstotliwości, które brzmią niczym jakaś piekielna muzyka wygrywana na przewodach wysokiego napięcia – a przynajmniej tak wyobraża to sobie Benton. – Przypominam, że następny test dotyczy kolorów. Chcę tylko, by nazywał pan poszczególne kolory – mówi do interkomu doktor Susan Lane, neuropsycholog. – Nie, panie Jenrette, proszę nie kiwać głową. Taśma na podbródku ma panu przypominać, by się pan nie poruszał. – Dziesięć-cztery – dobiega z interkomu głos Basila. Dochodzi wpół do dziewiątej. Benton jest niespokojny. Czuje niepokój już od miesięcy. Nie obawia się, że nagle wszyscy Jenrette’owie świata zamknięci w starych murach szpitala MacLeana wpadną w szał i zabiją wszystko, co stanie im na drodze, tylko tego że program badawczy skazany jest na niepowodzenie, że to strata pieniędzy i cennego czasu. Szpital Strona 17 MacLeana należy właściwie do wydziału medycznego uniwersytetu Harvarda, a ani szpital, ani uczelnia nie będą zadowolone z porażki. – Proszę się nie przejmować, jeśli nie uda się panu prawidłowo nazwać wszystkich barw – mówi doktor Lane przez interkom. – Nie oczekujemy tego od pana. – Zielony, czerwony, niebieski, czerwony, niebieski, zielony. – Pewny głos Basila wypełnia cały pokój. Pracownik naukowy nanosi wyniki na arkusz badań, podczas gdy technik MRI sprawdza obrazy na swoim monitorze. Doktor Lane ponownie wciska guzik na interkomie. – Panie Jenrette? Doskonale pan sobie radzi. Widzi pan wszystko dobrze? – Dziesięć-cztery. – Doskonale. Kiedy ekran robi się czarny, proszę leżeć nieruchomo. Proszę nic nie mówić i patrzeć na białą kropkę pośrodku ekranu. – Dziesięć-cztery. Doktor Lane zwalnia guzik, przerywając łączność z badanym, i zwraca się do Bentona. – Dlaczego on używa tego policyjnego żargonu? – Był gliniarzem. Prawdopodobnie dzięki temu udawało mu się zwabiać ofiary do samochodu. – Doktorze Wesley? – mówi pracownik naukowy, odwracając się w swoim krześle. – Telefon do pana. Detektyw Thrush. Benton bierze słuchawkę do ręki. – O co chodzi? – pyta Thrusha, detektywa z wydziału zabójstw policji stanowej Massachusetts. – Mam nadzieję, że nie planowałeś położyć się wcześniej do łóżka odpowiada Thrush. – Słyszałeś o ciele znalezionym dziś rano przy Walden Strona 18 Pond? – Nie. Siedziałem tu przez cały dzień. – Biała kobieta, tożsamość nieznana, trudno określić wiek, prawdopodobnie w okolicach czterdziestki. Postrzelona w głowę, morderca wepchnął łuskę po naboju do odbytu. – Nic o tym nie słyszałem. – Zrobili jej już sekcję, ale pomyślałem, że może sam chciałbyś ją obejrzeć. To nie jest zwykłe morderstwo. – Skończę za niecałą godzinę – mówi Benton. – Spotkamy się w kostnicy. W domu jest cicho. Kay Scarpetta przechodzi z pokoju do pokoju i zapala wszystkie światła. Nasłuchuje warkotu silnika, czeka na Marina. Jest już późno, a on nie odpowiedział na jej telefony. Niespokojna i podenerwowana sprawdza, czy alarm jest włączony i czy świecą się reflektory. Zatrzymuje się przy monitorze, by zobaczyć, czy kamery kontrolujące otoczenie jej domu działają prawidłowo. Na zewnątrz zapadł już mrok, na ekranie widać ciemne kształty drzew cytrusowych, palm i hibiskusów kołyszących się na wietrze. Przystań za jej basenem i ciągnące się za nią morze to ciemna płaszczyzna poznaczona świetlistymi plamami latarni ustawionych wzdłuż brzegu. Scarpetta miesza sos pomidorowy i grzyby w miedzianych garnkach na kuchni. Sprawdza, jak rośnie ciasto, zagląda do miski, w której moczy się świeża mozzarella. Dochodzi dziewiąta, Marino miał tu być prawie dwie godziny temu. Nazajutrz czeka ją mnóstwo pracy, nie ma czasu na jego fochy. Czuje się wystrychnięta na dudka. Ma go już dość. Pracowała przez bite trzy godziny nad rzekomym samobójstwem Johnny’ego Swifta, a teraz Marino nawet nie Strona 19 raczy się pojawić. Czuje się dotknięta, potem ogarnia ją złość. Łatwiej radzić sobie ze złością. Jest bardzo zła, kiedy wchodzi do salonu, wciąż nasłuchując warkotu silnika, wciąż czekając. Podnosi z sofy remingtona marine magnum kaliber dwanaście i siada. Kładzie sobie niklowaną strzelbę na kolanach i wkłada mały kluczyk do zamka. Przekręca kluczyk w prawo i wyciąga zamek z osłony spustu, a potem się upewnia, czy w magazynku nie ma naboi. Strona 20 Rozdział 3 Zajmiemy się teraz czytaniem – mówi doktor Lane do Basila. – Proszę czytać kolejne słowa od lewej do prawej, dobrze? I proszę się nie poruszać. Świetnie pan sobie radzi. – Dziesięć-cztery. – Hej, chcecie zobaczyć, jak on naprawdę wygląda? – pyta technik MRI, zwracając się do strażników. Ma na imię Josh. Skończył fizykę na MIT, pracuje jako technik, studiując jednocześnie kolejny kierunek, jest inteligentny, ale ekscentryczny, ma też dziwne poczucie humoru. – Ja już wiem, jak on wygląda. Eskortowałem go wcześniej – odpowiada jeden ze strażników. – Co potem? – pyta Bentona doktor Lane. – Co z nimi robił, kiedy już zwabił je do samochodu? – Czerwony, niebieski, niebieski, czerwony... Strażnicy podchodzą bliżej do monitora Josha. – Zabierał je na odludzie, wyłupiał im oczy, przetrzymywał przez kilka dni, wielokrotnie gwałcił, podrzynał im gardła, wrzucał ich ciała do wody, układał je w specjalnych pozach, żeby szokować ludzi – mówi Benton beznamiętnym tonem, w charakterystyczny dla siebie sposób. Przynajmniej