Cole Martina - Dziwka

Szczegóły
Tytuł Cole Martina - Dziwka
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Cole Martina - Dziwka PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Cole Martina - Dziwka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Cole Martina - Dziwka - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Martina Cole DZIWKA (THE KNOW) Przełożył Piotr Kuś Wydawnictwo: Zysk i S-ka 2006 Strona 3 Strona 4 Strona 5 Dla Jo i Lesley. Pnijcie się w górę, dziewczęta. Kocham Was i mocno ściskam. Dla Avril i Timmy'ego Pethericków (oraz dla Gry Geoff i Susan P). Z pozdrowieniami, zawsze wasza, Minnie x. Także dla Adele King. To dla mnie wielki przywilej mieć Ciebie jako przyjaciółkę i matkę chrzestną Freddiego. Nigdy nie zapomnę dobroci i przyjaźni, jakiej zawsze zaznawałam od Ciebie i Darleya. Strona 6 Spis treści PROLOG KSIĘGA PIERWSZA ROZDZIAŁ PIERWSZY ROZDZIAŁ DRUGI ROZDZIAŁ TRZECI ROZDZIAŁ CZWARTY ROZDZIAŁ PIĄTY ROZDZIAŁ SZÓSTY ROZDZIAŁ SIÓDMY ROZDZIAŁ ÓSMY ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY ROZDZIAŁ DZIESIĄTY ROZDZIAŁ JEDENASTY ROZDZIAŁ DWUNASTY ROZDZIAŁ TRZYNASTY ROZDZIAŁ CZTERNASTY ROZDZIAŁ PIĘTNASTY ROZDZIAŁ SZESNASTY ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY KSIĘGA DRUGA ROZDZIAŁ OSIEMNASTY ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY Strona 7 ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY EPILOG Strona 8 PROLOG Gdy Joanie Brewer otworzyła drzwi mieszkania, jej wzrok od razu padł na policyjne mundury. Jeszcze pośpiesznie spróbowała zatrzasnąć drzwi, ale desperacka próba się nie powiodła. Kolejna nieudana przymiarka do zatrzaśnięcia drzwi przed policją, jedna z wielu, jakie przeważnie podejmowała w takich sytuacjach. Kiedy potężny but zatrzymał się w progu i na wycieraczce, ciężko westchnęła. – Nie ma go tutaj, właśnie wyszedł. Ale był ze mną przez cały dzień, więc o cokolwiek go chcecie oskarżyć, nie zrobił tego. – Joanie… Funkcjonariusz w cywilnym ubraniu wpatrywał się w nią przez kilka sekund i wreszcie opuścił wzrok. Wbił go w jej drobne stopy, na które nasunęła zniszczone, stare klapki. Na wierzchu przyozdobione były różowymi strusimi piórami, miały jednak strasznie zużyte plastikowe obcasy. Zasadniczo ładna twarz Joanie wyglądała ponuro w słabym świetle żarówki elektrycznej. Wyblakłe, jasne włosy miała zaczesane do tyłu, a ostre rysy twarzy nadawały jej ponury, zdziczały wygląd. Pozbawiona codziennego makijażu, Joanie wyglądała na kobietę znacznie starszą, niż była w rzeczywistości. Wyglądała na osobę, jaką była – zmęczoną, wykorzystaną, zużytą. Strona 9 Pewne emocje zdradzały jedynie jej niebieskie oczy. Widniał w nich beznadziejny smutek. Już wiedziała, czego chcą policjanci. Ale wcale nie pragnęła usłyszeć tego, co za chwilę jej powiedzą, chociaż wiedziała, że musi ich wysłuchać. – Bardzo cię przepraszam, Joanie, moja droga. Możemy wejść? – zapytał policjant w cywilnym ubraniu, detektyw inspektor Baxter. Kiedy otworzyła poszczerbione i zdezelowane drzwi, jej zachowanie nagle się zmieniło. – Lepiej to mieć z głowy, co? Żaden z trzech mężczyzn nie potrafił na nią spojrzeć. Ciemnowłosa policjantka o wielkich piersiach i beznamiętnym wyrazie twarzy ujęła ją delikatnie pod rękę, ale Joanie zaraz wyzwoliła się z jej uchwytu, z taką energią, że policjantka aż się zatoczyła. Atmosfera była pełna napięcia. Nikt z policjantów nie chciał tu teraz być i wszyscy doskonale wiedzieli, że bynajmniej nie są tutaj mile widziani. W saloniku Joanie odczuła iskierkę satysfakcji, odnotowawszy na twarzach przybyszów zbiorowe zaskoczenie. Umeblowany skromnie pokój był nieskazitelnie czysty. Ale to czterdziestoośmiocalowy odbiornik telewizyjny i najnowszy system DVD zwrócił ich uwagę. Joanie uśmiechnęła się do siebie. – Wszystko uczciwie kupione i zapłacone – powiedziała. – W kuchni mam wszystkie rachunki. Nikt jej nie odpowiedział. Policjantka wyjrzała przez drzwi i zobaczyła kuchnię. Weszła do środka i zawołała: – Zaparzę herbatę, dobrze? Znów nikt nic nie powiedział. Joanie usiadła i gestem nakazała pozostałym, żeby zrobili to samo. – A więc, znaleźliście ją, tak? Strona 10 Detektyw inspektor Baxter pokiwał głową. Joanie powstrzymywała teraz łzy. Żaden z mężczyzn nadal nie mógł na nią spojrzeć. – Nie żyje? Detektyw ponownie skinął głową. Joanie ukryła twarz w dłoniach i przez krótką chwilę łkała bezgłośnie, ale prawie natychmiast zmusiła się do spokoju. Wytarłszy oczy z łez, uniosła głowę i rozejrzała się po pokoju, znów walcząc z własnymi emocjami, tak jak przez całe życie. Wolałaby sczeznąć, niż rozpłakać się w obecności tej bandy. Jej wzrok zapłonął, kiedy popatrzyła na fotografię ustawioną na gzymsie kominka. Ostatnie szkolne zdjęcie jej Kiry, z roześmianymi niebieskimi oczyma. Była prześliczną dziewczynką, drogim dzieckiem i największą dumą Joanie. Była dzieckiem pozamałżeńskim, jak i wszystkie inne, ale kochanym bardziej niż pozostałe. Usłyszała w uszach uderzenia własnego serca i przez krótki moment miała wrażenie, że zaraz zemdleje. – Mówiłam wam, że nie uciekła ode mnie, ale w ogóle nie słuchaliście – zaczęła oskarżać policjantów. – Moje dziecko nigdy by mnie nie zostawiło. Nigdy. Jednak żaden z was mnie nie słuchał. Z torby, ułożonej na kolanach, detektyw wyciągnął dziewczęcą sukienkę. Była mała, jak na ubranie jedenastoletniego dziecka. Kira wrodziła się w Joanie. Była szczupła. Drobna. Dawniej sukienka miała biały kolor i ozdobiona była drobnymi niebieskimi kwiatkami. Teraz była brudna. Joanie dokładnie rozumiała, co stało się z jej dzieckiem. – Znaleźliśmy to razem ze zwłokami. Chcemy, żebyś… Wyrwała sukienkę policjantowi i przytknęła materiał do nosa, jednak zdołała poczuć jedynie brud – brud i nienawiść. Nie pozostało zupełnie nic Strona 11 z kwiatowego, słonecznego zapachu jedenastoletniej dziewczynki, stojącej u progu kobiecości. Dziewczynki, przed którą było całe życie. Oczyma wyobraźni Joanie ujrzała Kirę raz jeszcze, roześmianą i dowcipną. Była dobrym dzieckiem i nie sprawiała żadnych trudności wychowawczych. Łzy popłynęły z jej oczu nagle, w tej samej chwili, w której w salonie zjawiła się policjantka z herbatą. Nawet pogrążona w głębokim bólu, Joanie ucieszyła się, że dziewczyna użyła najlepszych filiżanek, przeznaczonych specjalnie dla gości. Lubiła otaczać się ładnymi przedmiotami, było to dla niej ważne. Szczególnie teraz. Rozmawiali z nią, mówili coś, ale ona niczego nie słyszała. Widziała tylko, jak poruszają się ich usta. Słyszała jedynie, w głębi własnej głowy, głos dziecka, wołającego mamusię, która nie mogła już do niego przyjść. Zaczęła się kołysać, ściskając w dłoniach podartą sukienkę i szepcząc: – Moje dziecko, moje dziecko. Jeden z umundurowanych policjantów zapytał smutnym głosem: – Mam wezwać lekarza? Detektyw pokiwał głową i upił łyk herbaty. Bo przecież, chociaż Joanie Brewer stanowiła dla okolicznych policjantów niemal legendę, teraz była po prostu kobietą, której brutalnie zamordowano dziecko. Kiepska herbata. Powinien był wziąć ze sobą piersiówkę czegoś mocniejszego, jeżeli nie dla siebie, to przynajmniej dla tego wraku kobiety, zajmującego miejsce na kanapie. W tej chwili nie była sobą, Joanie Brewer – prostytutką, pijaczką i matką rodzeństwa przestępców. Była pogrążoną w smutku matką, opłakującą dziecko porwane z ulicy, wykorzystane i zmaltretowane, a później wyrzucone gdzieś jak śmieć. Strona 12 Detektyw w milczeniu dopił herbatę. Joanie milczała teraz, wpatrując się tępo w przestrzeń i policjant zdał sobie sprawę, że tego dnia już niczego więcej od niej nie usłyszą. W końcu zjawił się lekarz. Strona 13 KSIĘGA PIERWSZA „Drogie panie, trochę więcej skromności, jeśli łaska”. Sir Herbert Beerbohm Tree, 1853-1917 „Na zewnątrz są psy, guślarze, rozpustnicy, zabójcy, bałwochwalcy i każdy, kto kłamstwo kocha i nim żyje”. Apokalipsa św. Jam, 22,15 Biblia Tysiąclecia Strona 14 ROZDZIAŁ PIERWSZY Było gorąco, dlatego Joanie Brewer włączyła w małej sypialni wentylator i znów wtarła w siebie trochę dezodorantu. Podwójne łóżko zajmowało niemal cały pokój, dlatego musiała przez nie przejść, chcąc dostać się do toaletki i leżącej na niej paczki papierosów marki Benson & Hedges Light. Wypiła także duży łyk wódki z colą. Kwaśny smak napoju sprawił, że głośno czknęła. W przeładowanej garderobie stroje zalegały w bezładzie. Na cały pokój unosił się z niej ciężki zapach Avon Musk. Joanie naprawdę nie miała najmniejszej ochoty wyruszać dzisiejszego wieczoru do pracy. Właściwie chciałaby posiedzieć przed domem razem z innymi kobietami, trochę popić, wypalić kilka papierosów i poplotkować. Latem było tutaj uroczo, mimo smrodu gnijących śmieci i niedomytych dzieciaków; można się było czuć prawie jak za granicą. Zaraz jednak Joanie skarciła się za zbyt bujną wyobraźnię. Teneryfa to przecież nie była. Uśmiechnęła się do siebie i położyła na ustach kolejną warstwę cukierkoworóżowej szminki numer 7. Jeśli dzisiaj dobrze zarobi, jutro zafunduje sobie dzień wolny i się trochę zabawi. W każdym razie zrobi sobie przerwę. Słuchała Boba Marleya, śpiewającego No Woman, No Cry i cicho nuciła razem z nim, nakładając na twarz gruby makijaż, zasadniczy wymóg w jej zawodzie. Ostatnio starała się, żeby na ulicy nie być zanadto podobną do Strona 15 siebie samej; dawno już minęły dni, kiedy naprawdę była dumna ze swojej urody. Mijający czas wyraźnie odbijał się na jej twarzy, a pieniądze, których kiedyś zarabiała całe mnóstwo, obecnie ledwie wystarczały na jako takie życie. W gruncie rzeczy, gdyby nie była leniwą babą, mogłaby zastanowić się nad podjęciem jakiejś normalnej pracy, chociaż pewnie było już dla niej na to za późno. Z jej przestępczą przeszłością porządnej roboty raczej by nigdzie nie dostała. Tak naprawdę tkwiła w zamkniętym kręgu. Westchnęła ciężko i jeszcze raz zaciągnęła się papierosem. W najbardziej bzdurnych snach nie przychodziło jej do głowy, że właśnie w taki sposób będzie przebiegało jej życie, lecz jej naturalna odporność na ciosy sprawiła, że w końcu zaakceptowała ten fakt. Była już zmęczoną, zniszczoną kobietą a na jej twarzy widniały wyraźne głębokie zmarszczki; ani śladu po ślicznej dziewczynie, jaką była kiedyś. Niespodziewanie, kiedy popatrzyła na swoje odbicie w lustrze, zachciało się jej płakać. Ale załamanie trwało tylko chwilę. Szybko dokończyła drinka i zmusiła się do uśmiechu. Czy nie za dużo tego makijażu? Nie za dużo alkoholu? Jeśli nie będzie uważać, tylko wystraszy klientów. Słyszała Kirę, która wesoło śmiała się z czegoś, bawiąc się w salonie. Instynktownie uśmiechnęła się także Joanie, mimo że nie miała pojęcia, co jest źródłem radości córki. Jej najmłodsze dziecko zawsze było wesołe, roześmiane, szczęśliwe, skore do żartów. Do pokoju wszedł syn, Jon Jon, z dużą wódką zmieszaną z colą. Podał jej szklankę. – Nie pij więcej, mamo. Potrzebujesz jakiegoś przyśpieszenia? Joanie potrząsnęła głową. – Nie musisz mnie podwozić. Pojadę z Moniką. Jon roześmiał się. – Chodziło mi o to, czy chcesz połknąć kilka tabletek valium. Joanie skrzywiła twarz w smutnym uśmiechu. Strona 16 – Coraz gorzej ze mną co? Nie, dzięki, i byłabym ci wdzięczna, gdybyś nie oferował tych tabletek na prawo i lewo. Jeszcze cię za to zamkną synu, wspomnisz moje słowa. Jon Jon nic na to nie powiedział. Był zbyt zajęty podziwianiem siebie w lustrze nad toaletką. Joanie znów upiła duży łyk i czknęła. – Do ciężkiej cholery, Jon Jon, co tutaj jest, paliwo rakietowe? – Smirnoff z czarną nalepką. Carty załatwia to w porcie. Joanie tym razem ledwie zamoczyła usta i uśmiechnęła się. – Tego mi właśnie było trzeba. Mówiła prawdę, chociaż jej syn nie zdawał sobie z tego sprawy. Oddał jej uśmiech, a ona popatrzyła na niego z czułością, ciesząc się, że ma takiego przystojnego syna. Wiedziała, jak bardzo Jon Jon nienawidzi jej pracy; to dlatego, od dnia, w którym ukończył dziewięć lat, przynosił jej mocnego drinka, kiedy opuszczała mieszkanie. Mimo że zawsze naśmiewano się z niego w szkole, ponieważ miał matkę kurwę i dziwkę (bezustannie słyszał z ust kolegów, ale także od obcych ludzi, te i dziesiątki innych epitetów) i nienawidził tego, co robiła, rozumiał, że to jest konieczne i szanował Joanie jako matkę. – Zostań dzisiaj w domu, z Kirą – powiedziała. – Dzisiaj Jeanette może wyjść wieczorem. Jon Jon pokiwał głową. – Nie musisz ciągle wszystkiego powtarzać, mamo. Przecież zawsze robię to, co do mnie należy. – Wyszedł z pokoju z urażoną dumą siedemnastolatka, który nie życzy sobie bezustannych napomnień matki. Mimo wszystko był dobrym chłopakiem, nawet jeśli Joannie była jedyną osobą na świecie skłonną to przyznać. Policjanci nienawidzili go. Kiedy coś złego działo się w okolicy, zawsze był ich pierwszym podejrzanym. Fakt, Strona 17 że czasami, kiedy ponosiła go fantazja, zdarzało mu się coś przeskrobać, ale gdyby ci mądrale mogli zobaczyć, jak on czyta. Wprost pochłaniał każdy tekst, na którym położył ręce, a jakie mądre znał słowa! Duma Joanie z trochę zbłąkanego syna nie znała granic. Jej duma z dzieci była naprawdę przeogromna, mimo wszystkich okropieństw, jakie ludzie wygadywali na temat Brewerów, jej samej nie wyłączając. Wiedziała o tym, jednak ignorowała ludzkie złośliwości. Wraz z rodziną po prostu starała się przetrwać w tym okrutnym świecie, jak wszyscy inni. A charakter miała taki, że plotki na temat rodziny pozornie puszczała mimo uszu. Nigdy specjalnie się nimi nie martwiła albo przynajmniej takie sprawiała wrażenie wobec ludzi, czasami głośno żartując ze swojego zawodu. Dała się jednak poznać w okolicy jako osoba doskonale potrafiąca poradzić sobie w każdej bójce, i to wychodziło jej na dobre. Przez ostatnie lata przywaliła w szczękę niejednej sąsiadce; w rezultacie ludzie trochę się jej obawiali i mało kto miał odwagę, żeby coś złego powiedzieć jej w twarz. No bo w jakim celu? W gruncie rzeczy była bardzo miła i uprzejma, przecież zawsze ze wszystkiego każdy mógł się jej zwierzyć. Potrafiła dochowywać sekretów, dlatego też znała większość lokalnych plotek oraz kryjące się pod nimi prawdy. Nigdy jednak się z tym nie zdradzała. Zdawała sobie bowiem sprawę, że jeśli raz otworzy jadaczkę, natychmiast wywoła mnóstwo kłótni i bójek. W zasadzie znała sytuację finansową każdej sąsiadki. Czasami pożyczała im pieniądze i potem miała trudności z ich odzyskiwaniem. Sama szczyciła się tym, że nigdy nie była winna nikomu ani pensa i bardzo nie lubiła osób, które wykorzystywały jej uczynność. Za drobną opłatą czytała karty tarota, dzięki czemu wyrobiła sobie w okolicy pewien status, ponieważ każdy chciał przecież wiedzieć, czy, a tym bardziej kiedy, wydostanie się wreszcie z tych slumsów, albo jak w Strona 18 przyszłości będzie się układało jego życie miłosne. Ponieważ większość związków nie trwała dłużej niż kilka tygodni, zapotrzebowanie na jej wróżby było ogromne. Joanie uśmiechała się na tę myśl. Kobiety zadziwiały ją – wieczne, niepoprawne optymistki. Ale cóż, czy miały jakikolwiek wybór? W każdym razie tutaj uwiła swoje małe gniazdko i cieszyło ją ono, tak jak cieszyło ją niemal wszystko. Życie, wierzyła, zawsze było takim, jakim się je samemu kształtowało. Biorąc pod uwagę okoliczności, było więc całkiem znośne. Szczęście, zawsze powtarzała dzieciom, jest jedynie stanem umysłu. Wsunęła się w ciasną, czarną spódniczkę mini oraz czarną, prześwitującą bluzeczkę. Na nogi włożyła buty na nieprawdopodobnie wysokich obcasach i sztywnym krokiem, kołysząc piersiami, przeszła do salonu. Tam poprawiła fryzurę i wtarła w siebie perfumy. – Och, mamo, wyglądasz prześlicznie! Głos Kiry aż drżał z podziwu. Uwielbiała makijaże i perfumy, dlatego matka, która nadużyła i tego pierwszego, i drugiego, wydała się teraz najmłodszej córce uderzająco piękna. – Dziękuję, kochanie. Niebieskie oczy Kiry nie mogły oderwać się od olśniewającej matki. – Uroczo pachniesz i w ogóle… – Jak wróci, już tak nie będzie pachniała. Będzie śmierdziała jak męski kibel w Soho. Tę zjadliwą uwagę rzuciła druga córka Joanie, Jeanette. Joanie wykrzywiła twarz w uśmiechu. – Coś na ten temat wiesz, prawda, kochanie? Przecież często tam bywasz. Strona 19 Jon Jon i Kira roześmieli się. Joanie śmiała się z nimi, mimo że uwaga córki bardzo ją zabolała. Jednak, jak zwykle, natychmiast o niej zapomniała. Rozumiała lepiej niż ktokolwiek inny, przez co muszą codziennie przechodzić dzieci z powodu jej zajęcia. Zapaliła papierosa i odruchowo poprawiła włosy. Paląc, patrzyła przez okno, czy nie zbliża się Monika. Przed domem wszystko wyglądało jak zawsze. Biegały dzieci, w powietrzu unosiły się dźwięki muzyki z małych radyjek i z wielkich wież stereofonicznych, warczały silniki samochodów – można było odnieść wrażenie, że spogląda się na ponury dzień w Bejrucie. Ale to był dom Joanie i jej rodziny. Podobało im się tutaj, o ile w ogóle taka okolica mogłaby komukolwiek się podobać. Nie mieli wyjścia. Joanie ciężko westchnęła. – Monika spóźni się nawet na własny pogrzeb. Kira roześmiała się. – Razem z Moniką i z Bethany pójdziemy jutro do kina – powiedziała. – To bardzo miło, kochanie. – Joanie zaczęła zapalać następnego papierosa i skinęła na syna. – Jon Jon, zrób nam jeszcze po drinku. Jon Jon poszedł do kuchni. Po chwili, patrząc, jak na talerzu w kuchence mikrofalowej obracają się frytki, nalał matce do szklanki wódkę z colą. Był mocno naćpany i nagle poczuł się głodny. Po raz kolejny zaciągnął się jointem i wrócił do salonu z drinkiem dla matki. Otaczał go smród wypalonego narkotyku. – Nic dziwnego, że nazywają to skunksem. Po prostu śmierdzisz jak skunks. Jon Jon uśmiechnął się leniwie. Jeanette, która na kilka minut znikła w sypialni, wyszła z niej i Joanie ciężko westchnęła. Strona 20 – Chyba nie zamierzasz tak wychodzić do miasta? Jeanette miała ciało dojrzałej kobiety i twarz dziecka. Była to zabójcza kombinacja. Jednak obie dziewczynki przypominały matkę. Nawet Kira miała już parę małych cycuszków, mimo że przecież była zaledwie jedenastoletnią dziewczynką. Tymczasem Jeanette ubrała się właśnie na podobieństwo swojej idolki, Britney, i wyglądała jak chodzące wcielenie seksu. – Wyglądasz rewelacyjnie! – Kira po raz kolejny była pełna podziwu. – A tę górę to pożyczyłaś od koleżanki? – Nie, kurwa, to moje. Dziewczynce trochę zrzedła mina. – Tylko pytałam. – Więc lepiej nie pytaj, kurwa, zgoda? Jeanette nie miała i nie chciała mieć czasu dla młodszej siostry i to było widać; jej obecność traktowała jako osobistą uciążliwość. – Nie mów do niej w taki sposób, ty mała, przegniła maszkaro. A poza tym, Kira trafiła w dziesiątkę. Jeżeli ten ciuch nie jest własnością żadnej koleżanki, to skąd go, kurwa, masz? – Znowu kradła na bazarze – powiedział spokojnie Jon Jon i nagle w pokoju zrobiło się cicho. – Kradłaś ze straganów, co? – kontynuował. Jeanette odgarnęła z czoła długie, kręcone włosy. – A nawet jeśli, to co z tego? Co ci do tego? Kurwa, nie jesteś moim ojcem! Jon Jon postąpił krok w jej kierunku, ale Kira natychmiast stanęła pomiędzy bratem i siostrą. – Tylko się nie bijcie, proszę! Joanie dokończyła drinka i postawiła szklankę na zniszczonym, drewnianym stoliku.