Cole Martina - Dziwka
Szczegóły |
Tytuł |
Cole Martina - Dziwka |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Cole Martina - Dziwka PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Cole Martina - Dziwka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Cole Martina - Dziwka - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Martina Cole
DZIWKA
(THE KNOW)
Przełożył Piotr Kuś
Wydawnictwo: Zysk i S-ka 2006
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Dla Jo i Lesley.
Pnijcie się w górę, dziewczęta. Kocham Was i mocno ściskam.
Dla Avril i Timmy'ego Pethericków (oraz dla Gry Geoff i Susan P).
Z pozdrowieniami, zawsze wasza, Minnie x.
Także dla Adele King.
To dla mnie wielki przywilej mieć Ciebie jako przyjaciółkę i matkę chrzestną Freddiego.
Nigdy nie zapomnę dobroci i przyjaźni, jakiej zawsze zaznawałam od Ciebie i Darleya.
Strona 6
Spis treści
PROLOG
KSIĘGA PIERWSZA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
KSIĘGA DRUGA
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
Strona 7
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY
EPILOG
Strona 8
PROLOG
Gdy Joanie Brewer otworzyła drzwi mieszkania, jej wzrok od razu padł na
policyjne mundury. Jeszcze pośpiesznie spróbowała zatrzasnąć drzwi, ale
desperacka próba się nie powiodła. Kolejna nieudana przymiarka do
zatrzaśnięcia drzwi przed policją, jedna z wielu, jakie przeważnie
podejmowała w takich sytuacjach.
Kiedy potężny but zatrzymał się w progu i na wycieraczce, ciężko
westchnęła.
– Nie ma go tutaj, właśnie wyszedł. Ale był ze mną przez cały dzień,
więc o cokolwiek go chcecie oskarżyć, nie zrobił tego.
– Joanie…
Funkcjonariusz w cywilnym ubraniu wpatrywał się w nią przez kilka
sekund i wreszcie opuścił wzrok. Wbił go w jej drobne stopy, na które
nasunęła zniszczone, stare klapki. Na wierzchu przyozdobione były
różowymi strusimi piórami, miały jednak strasznie zużyte plastikowe
obcasy. Zasadniczo ładna twarz Joanie wyglądała ponuro w słabym świetle
żarówki elektrycznej. Wyblakłe, jasne włosy miała zaczesane do tyłu, a
ostre rysy twarzy nadawały jej ponury, zdziczały wygląd. Pozbawiona
codziennego makijażu, Joanie wyglądała na kobietę znacznie starszą, niż
była w rzeczywistości. Wyglądała na osobę, jaką była – zmęczoną,
wykorzystaną, zużytą.
Strona 9
Pewne emocje zdradzały jedynie jej niebieskie oczy. Widniał w nich
beznadziejny smutek. Już wiedziała, czego chcą policjanci. Ale wcale nie
pragnęła usłyszeć tego, co za chwilę jej powiedzą, chociaż wiedziała, że
musi ich wysłuchać.
– Bardzo cię przepraszam, Joanie, moja droga. Możemy wejść? – zapytał
policjant w cywilnym ubraniu, detektyw inspektor Baxter.
Kiedy otworzyła poszczerbione i zdezelowane drzwi, jej zachowanie
nagle się zmieniło.
– Lepiej to mieć z głowy, co?
Żaden z trzech mężczyzn nie potrafił na nią spojrzeć. Ciemnowłosa
policjantka o wielkich piersiach i beznamiętnym wyrazie twarzy ujęła ją
delikatnie pod rękę, ale Joanie zaraz wyzwoliła się z jej uchwytu, z taką
energią, że policjantka aż się zatoczyła.
Atmosfera była pełna napięcia. Nikt z policjantów nie chciał tu teraz być
i wszyscy doskonale wiedzieli, że bynajmniej nie są tutaj mile widziani.
W saloniku Joanie odczuła iskierkę satysfakcji, odnotowawszy na
twarzach przybyszów zbiorowe zaskoczenie. Umeblowany skromnie pokój
był nieskazitelnie czysty. Ale to czterdziestoośmiocalowy odbiornik
telewizyjny i najnowszy system DVD zwrócił ich uwagę. Joanie
uśmiechnęła się do siebie.
– Wszystko uczciwie kupione i zapłacone – powiedziała. – W kuchni
mam wszystkie rachunki.
Nikt jej nie odpowiedział.
Policjantka wyjrzała przez drzwi i zobaczyła kuchnię. Weszła do środka i
zawołała: – Zaparzę herbatę, dobrze?
Znów nikt nic nie powiedział. Joanie usiadła i gestem nakazała
pozostałym, żeby zrobili to samo.
– A więc, znaleźliście ją, tak?
Strona 10
Detektyw inspektor Baxter pokiwał głową.
Joanie powstrzymywała teraz łzy. Żaden z mężczyzn nadal nie mógł na
nią spojrzeć.
– Nie żyje?
Detektyw ponownie skinął głową.
Joanie ukryła twarz w dłoniach i przez krótką chwilę łkała bezgłośnie,
ale prawie natychmiast zmusiła się do spokoju. Wytarłszy oczy z łez,
uniosła głowę i rozejrzała się po pokoju, znów walcząc z własnymi
emocjami, tak jak przez całe życie.
Wolałaby sczeznąć, niż rozpłakać się w obecności tej bandy. Jej wzrok
zapłonął, kiedy popatrzyła na fotografię ustawioną na gzymsie kominka.
Ostatnie szkolne zdjęcie jej Kiry, z roześmianymi niebieskimi oczyma. Była
prześliczną dziewczynką, drogim dzieckiem i największą dumą Joanie.
Była dzieckiem pozamałżeńskim, jak i wszystkie inne, ale kochanym
bardziej niż pozostałe.
Usłyszała w uszach uderzenia własnego serca i przez krótki moment
miała wrażenie, że zaraz zemdleje.
– Mówiłam wam, że nie uciekła ode mnie, ale w ogóle nie słuchaliście –
zaczęła oskarżać policjantów. – Moje dziecko nigdy by mnie nie zostawiło.
Nigdy. Jednak żaden z was mnie nie słuchał.
Z torby, ułożonej na kolanach, detektyw wyciągnął dziewczęcą sukienkę.
Była mała, jak na ubranie jedenastoletniego dziecka. Kira wrodziła się w
Joanie. Była szczupła. Drobna. Dawniej sukienka miała biały kolor i
ozdobiona była drobnymi niebieskimi kwiatkami. Teraz była brudna. Joanie
dokładnie rozumiała, co stało się z jej dzieckiem.
– Znaleźliśmy to razem ze zwłokami. Chcemy, żebyś…
Wyrwała sukienkę policjantowi i przytknęła materiał do nosa, jednak
zdołała poczuć jedynie brud – brud i nienawiść. Nie pozostało zupełnie nic
Strona 11
z kwiatowego, słonecznego zapachu jedenastoletniej dziewczynki, stojącej
u progu kobiecości. Dziewczynki, przed którą było całe życie. Oczyma
wyobraźni Joanie ujrzała Kirę raz jeszcze, roześmianą i dowcipną. Była
dobrym dzieckiem i nie sprawiała żadnych trudności wychowawczych.
Łzy popłynęły z jej oczu nagle, w tej samej chwili, w której w salonie
zjawiła się policjantka z herbatą. Nawet pogrążona w głębokim bólu, Joanie
ucieszyła się, że dziewczyna użyła najlepszych filiżanek, przeznaczonych
specjalnie dla gości. Lubiła otaczać się ładnymi przedmiotami, było to dla
niej ważne.
Szczególnie teraz.
Rozmawiali z nią, mówili coś, ale ona niczego nie słyszała. Widziała
tylko, jak poruszają się ich usta. Słyszała jedynie, w głębi własnej głowy,
głos dziecka, wołającego mamusię, która nie mogła już do niego przyjść.
Zaczęła się kołysać, ściskając w dłoniach podartą sukienkę i szepcząc: –
Moje dziecko, moje dziecko.
Jeden z umundurowanych policjantów zapytał smutnym głosem: – Mam
wezwać lekarza?
Detektyw pokiwał głową i upił łyk herbaty.
Bo przecież, chociaż Joanie Brewer stanowiła dla okolicznych
policjantów niemal legendę, teraz była po prostu kobietą, której brutalnie
zamordowano dziecko.
Kiepska herbata. Powinien był wziąć ze sobą piersiówkę czegoś
mocniejszego, jeżeli nie dla siebie, to przynajmniej dla tego wraku kobiety,
zajmującego miejsce na kanapie.
W tej chwili nie była sobą, Joanie Brewer – prostytutką, pijaczką i matką
rodzeństwa przestępców. Była pogrążoną w smutku matką, opłakującą
dziecko porwane z ulicy, wykorzystane i zmaltretowane, a później
wyrzucone gdzieś jak śmieć.
Strona 12
Detektyw w milczeniu dopił herbatę.
Joanie milczała teraz, wpatrując się tępo w przestrzeń i policjant zdał
sobie sprawę, że tego dnia już niczego więcej od niej nie usłyszą.
W końcu zjawił się lekarz.
Strona 13
KSIĘGA PIERWSZA
„Drogie panie, trochę więcej skromności, jeśli łaska”.
Sir Herbert Beerbohm Tree, 1853-1917
„Na zewnątrz są psy, guślarze, rozpustnicy, zabójcy, bałwochwalcy i
każdy, kto kłamstwo kocha i nim żyje”.
Apokalipsa św. Jam, 22,15 Biblia Tysiąclecia
Strona 14
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Było gorąco, dlatego Joanie Brewer włączyła w małej sypialni wentylator i
znów wtarła w siebie trochę dezodorantu. Podwójne łóżko zajmowało
niemal cały pokój, dlatego musiała przez nie przejść, chcąc dostać się do
toaletki i leżącej na niej paczki papierosów marki Benson & Hedges Light.
Wypiła także duży łyk wódki z colą. Kwaśny smak napoju sprawił, że
głośno czknęła.
W przeładowanej garderobie stroje zalegały w bezładzie. Na cały pokój
unosił się z niej ciężki zapach Avon Musk. Joanie naprawdę nie miała
najmniejszej ochoty wyruszać dzisiejszego wieczoru do pracy. Właściwie
chciałaby posiedzieć przed domem razem z innymi kobietami, trochę popić,
wypalić kilka papierosów i poplotkować. Latem było tutaj uroczo, mimo
smrodu gnijących śmieci i niedomytych dzieciaków; można się było czuć
prawie jak za granicą. Zaraz jednak Joanie skarciła się za zbyt bujną
wyobraźnię. Teneryfa to przecież nie była.
Uśmiechnęła się do siebie i położyła na ustach kolejną warstwę
cukierkoworóżowej szminki numer 7. Jeśli dzisiaj dobrze zarobi, jutro
zafunduje sobie dzień wolny i się trochę zabawi. W każdym razie zrobi
sobie przerwę.
Słuchała Boba Marleya, śpiewającego No Woman, No Cry i cicho nuciła
razem z nim, nakładając na twarz gruby makijaż, zasadniczy wymóg w jej
zawodzie. Ostatnio starała się, żeby na ulicy nie być zanadto podobną do
Strona 15
siebie samej; dawno już minęły dni, kiedy naprawdę była dumna ze swojej
urody. Mijający czas wyraźnie odbijał się na jej twarzy, a pieniądze, których
kiedyś zarabiała całe mnóstwo, obecnie ledwie wystarczały na jako takie
życie. W gruncie rzeczy, gdyby nie była leniwą babą, mogłaby zastanowić
się nad podjęciem jakiejś normalnej pracy, chociaż pewnie było już dla niej
na to za późno. Z jej przestępczą przeszłością porządnej roboty raczej by
nigdzie nie dostała. Tak naprawdę tkwiła w zamkniętym kręgu.
Westchnęła ciężko i jeszcze raz zaciągnęła się papierosem. W najbardziej
bzdurnych snach nie przychodziło jej do głowy, że właśnie w taki sposób
będzie przebiegało jej życie, lecz jej naturalna odporność na ciosy sprawiła,
że w końcu zaakceptowała ten fakt. Była już zmęczoną, zniszczoną kobietą
a na jej twarzy widniały wyraźne głębokie zmarszczki; ani śladu po ślicznej
dziewczynie, jaką była kiedyś. Niespodziewanie, kiedy popatrzyła na swoje
odbicie w lustrze, zachciało się jej płakać. Ale załamanie trwało tylko
chwilę. Szybko dokończyła drinka i zmusiła się do uśmiechu.
Czy nie za dużo tego makijażu? Nie za dużo alkoholu? Jeśli nie będzie
uważać, tylko wystraszy klientów. Słyszała Kirę, która wesoło śmiała się z
czegoś, bawiąc się w salonie. Instynktownie uśmiechnęła się także Joanie,
mimo że nie miała pojęcia, co jest źródłem radości córki. Jej najmłodsze
dziecko zawsze było wesołe, roześmiane, szczęśliwe, skore do żartów.
Do pokoju wszedł syn, Jon Jon, z dużą wódką zmieszaną z colą. Podał
jej szklankę.
– Nie pij więcej, mamo. Potrzebujesz jakiegoś przyśpieszenia?
Joanie potrząsnęła głową.
– Nie musisz mnie podwozić. Pojadę z Moniką.
Jon roześmiał się.
– Chodziło mi o to, czy chcesz połknąć kilka tabletek valium.
Joanie skrzywiła twarz w smutnym uśmiechu.
Strona 16
– Coraz gorzej ze mną co? Nie, dzięki, i byłabym ci wdzięczna, gdybyś
nie oferował tych tabletek na prawo i lewo. Jeszcze cię za to zamkną synu,
wspomnisz moje słowa.
Jon Jon nic na to nie powiedział. Był zbyt zajęty podziwianiem siebie w
lustrze nad toaletką.
Joanie znów upiła duży łyk i czknęła.
– Do ciężkiej cholery, Jon Jon, co tutaj jest, paliwo rakietowe?
– Smirnoff z czarną nalepką. Carty załatwia to w porcie.
Joanie tym razem ledwie zamoczyła usta i uśmiechnęła się.
– Tego mi właśnie było trzeba.
Mówiła prawdę, chociaż jej syn nie zdawał sobie z tego sprawy. Oddał
jej uśmiech, a ona popatrzyła na niego z czułością, ciesząc się, że ma
takiego przystojnego syna. Wiedziała, jak bardzo Jon Jon nienawidzi jej
pracy; to dlatego, od dnia, w którym ukończył dziewięć lat, przynosił jej
mocnego drinka, kiedy opuszczała mieszkanie. Mimo że zawsze
naśmiewano się z niego w szkole, ponieważ miał matkę kurwę i dziwkę
(bezustannie słyszał z ust kolegów, ale także od obcych ludzi, te i dziesiątki
innych epitetów) i nienawidził tego, co robiła, rozumiał, że to jest
konieczne i szanował Joanie jako matkę.
– Zostań dzisiaj w domu, z Kirą – powiedziała. – Dzisiaj Jeanette może
wyjść wieczorem.
Jon Jon pokiwał głową.
– Nie musisz ciągle wszystkiego powtarzać, mamo. Przecież zawsze
robię to, co do mnie należy. – Wyszedł z pokoju z urażoną dumą
siedemnastolatka, który nie życzy sobie bezustannych napomnień matki.
Mimo wszystko był dobrym chłopakiem, nawet jeśli Joannie była jedyną
osobą na świecie skłonną to przyznać. Policjanci nienawidzili go. Kiedy coś
złego działo się w okolicy, zawsze był ich pierwszym podejrzanym. Fakt,
Strona 17
że czasami, kiedy ponosiła go fantazja, zdarzało mu się coś przeskrobać, ale
gdyby ci mądrale mogli zobaczyć, jak on czyta. Wprost pochłaniał każdy
tekst, na którym położył ręce, a jakie mądre znał słowa! Duma Joanie z
trochę zbłąkanego syna nie znała granic.
Jej duma z dzieci była naprawdę przeogromna, mimo wszystkich
okropieństw, jakie ludzie wygadywali na temat Brewerów, jej samej nie
wyłączając. Wiedziała o tym, jednak ignorowała ludzkie złośliwości. Wraz
z rodziną po prostu starała się przetrwać w tym okrutnym świecie, jak
wszyscy inni. A charakter miała taki, że plotki na temat rodziny pozornie
puszczała mimo uszu. Nigdy specjalnie się nimi nie martwiła albo
przynajmniej takie sprawiała wrażenie wobec ludzi, czasami głośno
żartując ze swojego zawodu. Dała się jednak poznać w okolicy jako osoba
doskonale potrafiąca poradzić sobie w każdej bójce, i to wychodziło jej na
dobre. Przez ostatnie lata przywaliła w szczękę niejednej sąsiadce; w
rezultacie ludzie trochę się jej obawiali i mało kto miał odwagę, żeby coś
złego powiedzieć jej w twarz. No bo w jakim celu? W gruncie rzeczy była
bardzo miła i uprzejma, przecież zawsze ze wszystkiego każdy mógł się jej
zwierzyć. Potrafiła dochowywać sekretów, dlatego też znała większość
lokalnych plotek oraz kryjące się pod nimi prawdy. Nigdy jednak się z tym
nie zdradzała. Zdawała sobie bowiem sprawę, że jeśli raz otworzy jadaczkę,
natychmiast wywoła mnóstwo kłótni i bójek.
W zasadzie znała sytuację finansową każdej sąsiadki. Czasami pożyczała
im pieniądze i potem miała trudności z ich odzyskiwaniem. Sama szczyciła
się tym, że nigdy nie była winna nikomu ani pensa i bardzo nie lubiła osób,
które wykorzystywały jej uczynność.
Za drobną opłatą czytała karty tarota, dzięki czemu wyrobiła sobie w
okolicy pewien status, ponieważ każdy chciał przecież wiedzieć, czy, a tym
bardziej kiedy, wydostanie się wreszcie z tych slumsów, albo jak w
Strona 18
przyszłości będzie się układało jego życie miłosne. Ponieważ większość
związków nie trwała dłużej niż kilka tygodni, zapotrzebowanie na jej
wróżby było ogromne. Joanie uśmiechała się na tę myśl. Kobiety
zadziwiały ją – wieczne, niepoprawne optymistki. Ale cóż, czy miały
jakikolwiek wybór?
W każdym razie tutaj uwiła swoje małe gniazdko i cieszyło ją ono, tak
jak cieszyło ją niemal wszystko. Życie, wierzyła, zawsze było takim, jakim
się je samemu kształtowało. Biorąc pod uwagę okoliczności, było więc
całkiem znośne. Szczęście, zawsze powtarzała dzieciom, jest jedynie
stanem umysłu.
Wsunęła się w ciasną, czarną spódniczkę mini oraz czarną, prześwitującą
bluzeczkę. Na nogi włożyła buty na nieprawdopodobnie wysokich obcasach
i sztywnym krokiem, kołysząc piersiami, przeszła do salonu. Tam
poprawiła fryzurę i wtarła w siebie perfumy.
– Och, mamo, wyglądasz prześlicznie!
Głos Kiry aż drżał z podziwu. Uwielbiała makijaże i perfumy, dlatego
matka, która nadużyła i tego pierwszego, i drugiego, wydała się teraz
najmłodszej córce uderzająco piękna.
– Dziękuję, kochanie.
Niebieskie oczy Kiry nie mogły oderwać się od olśniewającej matki.
– Uroczo pachniesz i w ogóle…
– Jak wróci, już tak nie będzie pachniała. Będzie śmierdziała jak męski
kibel w Soho.
Tę zjadliwą uwagę rzuciła druga córka Joanie, Jeanette.
Joanie wykrzywiła twarz w uśmiechu.
– Coś na ten temat wiesz, prawda, kochanie? Przecież często tam
bywasz.
Strona 19
Jon Jon i Kira roześmieli się. Joanie śmiała się z nimi, mimo że uwaga
córki bardzo ją zabolała. Jednak, jak zwykle, natychmiast o niej
zapomniała. Rozumiała lepiej niż ktokolwiek inny, przez co muszą
codziennie przechodzić dzieci z powodu jej zajęcia. Zapaliła papierosa i
odruchowo poprawiła włosy. Paląc, patrzyła przez okno, czy nie zbliża się
Monika.
Przed domem wszystko wyglądało jak zawsze. Biegały dzieci, w
powietrzu unosiły się dźwięki muzyki z małych radyjek i z wielkich wież
stereofonicznych, warczały silniki samochodów – można było odnieść
wrażenie, że spogląda się na ponury dzień w Bejrucie.
Ale to był dom Joanie i jej rodziny. Podobało im się tutaj, o ile w ogóle
taka okolica mogłaby komukolwiek się podobać. Nie mieli wyjścia.
Joanie ciężko westchnęła.
– Monika spóźni się nawet na własny pogrzeb.
Kira roześmiała się.
– Razem z Moniką i z Bethany pójdziemy jutro do kina – powiedziała.
– To bardzo miło, kochanie. – Joanie zaczęła zapalać następnego
papierosa i skinęła na syna. – Jon Jon, zrób nam jeszcze po drinku.
Jon Jon poszedł do kuchni. Po chwili, patrząc, jak na talerzu w kuchence
mikrofalowej obracają się frytki, nalał matce do szklanki wódkę z colą. Był
mocno naćpany i nagle poczuł się głodny. Po raz kolejny zaciągnął się
jointem i wrócił do salonu z drinkiem dla matki. Otaczał go smród
wypalonego narkotyku.
– Nic dziwnego, że nazywają to skunksem. Po prostu śmierdzisz jak
skunks.
Jon Jon uśmiechnął się leniwie.
Jeanette, która na kilka minut znikła w sypialni, wyszła z niej i Joanie
ciężko westchnęła.
Strona 20
– Chyba nie zamierzasz tak wychodzić do miasta?
Jeanette miała ciało dojrzałej kobiety i twarz dziecka. Była to zabójcza
kombinacja. Jednak obie dziewczynki przypominały matkę. Nawet Kira
miała już parę małych cycuszków, mimo że przecież była zaledwie
jedenastoletnią dziewczynką. Tymczasem Jeanette ubrała się właśnie na
podobieństwo swojej idolki, Britney, i wyglądała jak chodzące wcielenie
seksu.
– Wyglądasz rewelacyjnie! – Kira po raz kolejny była pełna podziwu. –
A tę górę to pożyczyłaś od koleżanki?
– Nie, kurwa, to moje.
Dziewczynce trochę zrzedła mina.
– Tylko pytałam.
– Więc lepiej nie pytaj, kurwa, zgoda?
Jeanette nie miała i nie chciała mieć czasu dla młodszej siostry i to było
widać; jej obecność traktowała jako osobistą uciążliwość.
– Nie mów do niej w taki sposób, ty mała, przegniła maszkaro. A poza
tym, Kira trafiła w dziesiątkę. Jeżeli ten ciuch nie jest własnością żadnej
koleżanki, to skąd go, kurwa, masz?
– Znowu kradła na bazarze – powiedział spokojnie Jon Jon i nagle w
pokoju zrobiło się cicho. – Kradłaś ze straganów, co? – kontynuował.
Jeanette odgarnęła z czoła długie, kręcone włosy.
– A nawet jeśli, to co z tego? Co ci do tego? Kurwa, nie jesteś moim
ojcem!
Jon Jon postąpił krok w jej kierunku, ale Kira natychmiast stanęła
pomiędzy bratem i siostrą.
– Tylko się nie bijcie, proszę!
Joanie dokończyła drinka i postawiła szklankę na zniszczonym,
drewnianym stoliku.