Chufo Llorens - Wladca Barcelony

Szczegóły
Tytuł Chufo Llorens - Wladca Barcelony
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Chufo Llorens - Wladca Barcelony PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Chufo Llorens - Wladca Barcelony PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Chufo Llorens - Wladca Barcelony - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Władca Barcelony Tytuł oryginału: TE DARE LA TIERRA Copyright © Chufo Llorens Cervera 2008 Ali rights reserved First published by Random House Mondadori S.A., Barcelona, 2008 Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2009 Polish translation copyright © Jerzy Zebrowski 2009 Redakcja: Beata Słama Ilustracja na okładce: Opalworks kt graficzny okładki i serii: Andrzej Kuryłowicz Skład: Laguna ISBN 978-83-7359-860-7 (oprawa twarda) ISBN 978-83-7359-859-1 (oprawa miękka) Dystrybucja Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz. t./f. 022-535-0557, 022-721-3011/7007/7009 www.olesiejuk.pl Sprzedaż wysyłkowa — księgarnie internetowe www.merlin.pl www.empik.com www.ksiazki.wp.pl WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954 Warszawa 2009. Wydanie Ii/oprawa twarda Druk: Druk-Intro S.A., Inowrocław Strona 2 Mojej żonie, Cristinie, której zawdzięczani, oprócz zaszczytu dzielenia z nią życia, cudowny zawód pisarza. Moim małym wnukom, Santiemu Triginer Valenti i Nachete Valenti Mercadal, jak również siostrzyczce tego ostatniego, Micaeli, którzy wnieśli w moje życie nową energię. Strona 3 Dramatis personae GŁÓWNI BOHATEROWIE Marti Barbany de Montgri — główny bohater powieści Bernat Montcusi — wpływowa osobistość na dworze hrabiego, oj- czym Lai Laia Betancourt — pasierbica Bernata Montcusiego Eudald Llobet — przyjaciel z wojska Guillema Barbany de Gorb, ojca Martiego, potem szanowany duchowny Baruch Benvenist — pierwszy naczelnik bankierów, wykonawca testamentu Guillema Barbany, ojciec Ruth Ruth — najmłodsza córka Barucha Ramón Berenguer I zwany Starym — hrabia Barcelony i mąż Almodis Almodis z Marchii — trzecia żona Ramóna Berenguera I, matka dwóch jego synów i dwóch córek Ermesenda z Carcassonne — babka Ramóna Berenguera I, zagorzała przeciwniczka Almodis Guillem z Balsareny — spowiednik Ermesendy z Carcassonne i bi- skup Vic Delfin — karzeł i nadworny błazen. Doradca i wierny sługa Almodis z Marchii Aixa — niewolnica kupiona przez Martiego Barbany i później poda- rowana Lai Strona 4 POSTACIE DRUGOPLANOWE DZIECIŃSTWO MARTIEGO Emma de Montgri — matka Martiego Mateu Cafarell — stary służący, który od zawsze towarzyszył Emmie de Montgri Tomasa — stara piastunka Emmy de Montgri Guillem Barbany de Gorb — ojciec Martiego, żołnierz w służbie Berenguerów Don Sever — proboszcz i pierwszy nauczyciel Martiego Jofre Ermengol — przyjaciel Martiego z dzieciństwa Rafael Munt, zwany Feletem — przyjaciel Martiego z dzieciństwa DWÓR W BARCELONIE Ramón Borrell — hrabia Barcelony, mąż Ermesendy z Carcassonne Ramón Berenguer II — syn Ramóna Berenguera i Almodis z Marchii Berenguer Ramón — brat bliźniak tego poprzedniego, również hrabia Barcelony i spadkobierca ojca Pedro Ramón — pierworodny syn Ramóna Berenguera I, owoc jego związku z Elisabet z Barcelony — przyrodni brat poprzednio wymienionych Ines i Sancha — siostry bliźniaków Ramóna Berenguera i Berenguera Ramóna Elisabet z Barcelony — pierwsza żona Ramóna Berenguera I, matka Pedra Ramóna Blanca z Ampurias — druga żona Ramóna Berenguera I, którą porzucił, by móc ożenić się z Almodis Hugo z Ampurias — hrabia Ampurias Marcal de Sant Jaume — potężny arystokrata, przyjaciel Ramóna Berenguera I Gilbert d'Estruc — zaufany dworzanin Ramóna Berenguera I i wierny sługa jego żony Almodis Olderich de Pellicer — veguer Barcelony Gualbert Amat — majordom, zaufany rycerz Ramóna Berenguera I 8 Strona 5 Odó de Montcada — biskup Barcelony Guillem de Valderribes — główny notariusz Ponę Bonfill i March — sędzia z Barcelony Eusebi Vidiella i Montclus — sędzia z Barcelony Frederic Fortuny i Carratala — sędzia z Barcelony Lionor — pierwsza dama Almodis Dońa Brigida i dona Barbara — damy do towarzystwa Hilda — piastunka bliźniaków Almodis DZIELNICA CALL Ryfka — żona Barucha, matka jego trzech córek: Estery, Batszewy i Ruth Estera — najstarsza córka Barucha Benvenista Batszewa — siostra poprzednio wymienionej Benjamin Haim — mąż Estery Ishai Melamed — narzeczony Batszewy Szemuel Melamed — ojciec Ishaia Melameda Eleazar Bensahadon — drugi naczelnik bankierów Enosz — kupiec Avimelej — woźnica Barucha Aszer Ben Barcala — szanowany bankier Jusuf — handlarz niewolników OTOCZENIE BERNATA MONTCUSIEGO Conrad Brufau — sekretarz Bernata Montcusiego Fabia de Claramunt — dawny zarządca ufortyfikowanej masii w pobliżu Terrassy Edelmunda — służąca Montcusiego Luciano Santangel — zabójca albinos Adelaida — piastunka Lai DWÓR TULUZY Ponce III z Tuluzy — mąż Almodis z Marchii Robert de Surignan — doradca Ponce'a III Opat Sant Genis — spowiednik Almodis w Tuluzie Strona 6 SŁUŻBA W DOMU MARTIEGO BARBANY Omar — ojciec rodziny zakupiony przez Martiego Naima — żona Omara Mohamed — syn Omara Amina — nowo narodzona córka Omara Mariona — kucharka Andreu Codina — majordom Caterina — gospodyni W PODRÓŻY Jeszua Hazan — naczelnik żydowskich kupców w Sydonie Hugues de Regent — badacz kierujący wyprawą z Sydonu do Persji Basilis Manipoulos — kapitan statku „Stella Maris" Hasan al-Malik — mieszkaniec Famagusty Rashid al-Malik — brat Hasana al-Malika mieszkający w Mezopotamii Elefterios — woźnica z Famagusty Nikodemos — szwagier tego poprzedniego, karczmarz Marwan — poganiacz wielbłądów, służący Martiego INNI Abenamar, Abu Bakr ibn Ammar — słynny poeta, minister al-Muta- mida z Sewilli i ambasador na dworze Berenguerów Roger de Toeny — normandzki najemnik, zięć Ermesendy, mąż jej córki Estefanii Wiktor II — papież Kardynał Bilardi — kamerling papieża Wiktora II Oleguer — wartownik pałacowy Florinda — znachorka Cugat — złodziej, przyjaciel Edelmundy Strona 7 RÓD HRABIÓW BARCELONY Borrell II GD Letgarda de Roergue Ermengarda GD Mir Gilabert Ramón Borrell I GD Ermesenda z Ermengol I Carcassonne hrabia Barcelony (972-1017) hrabia Urgell I Borrell Berenguer Ramón I (1017-1035) Estefania 1. Sancha z Kastylii GD 2. Guisla de Lluca OD 1. Roger de Toeny 2. Garcia, król Pampeluny Ramón Berenguer I (1035-1076) Sancho Berenguer Guillem Berenguer Bernat Berenguer GD1. Elisabet z Barcelony 2. Blanca z Ampurias 3. Almodis z Marchii* 4. Elisabet ,1 , --------------- r— , 1 , r Sancha Berenguer Arnau Pedro Ramón Ines Ramón Berenguer II Berenguer Ramón „Cap d'Estopes" (1076-1082) (1076-1097) OD Mafalda de Puglia I Ramón Berenguer III Wielki (1097-1131) * Wcześniej żona Hugona Pobożnego z Lusignan i Ponce'a z Tuluzy, z którymi miała pięciu synów, wśród nich Guillerma IV i Ramóna IV, hrabiów Tuluzy. Strona 8 CZĘŚĆ PIERWSZA Żądza i niewinność Strona 9 1 Sfora Hrabstwo Gerony, maj 1052 roku Zapadał zmierzch. Pięciu mężczyzn, ponurych i rozdrażnionych, jechało konno ocienioną bukami polną drogą, dzielącą hrabstwa Ampurias i Gerony. Widać było na milę, że nie są to wytrawni myśliwi, lecz garstka tak licznych w tamtych okolicach najemników, gotowych wynająć swój miecz każdemu feudałowi, który chce skorzystać z tego typu usług, by najechać pogranicze albo odebrać ziemie sąsiedniemu hrabstwu. Wyru- szyli o świcie dla zabicia nudy, sądząc, że ustrzelenie z łuku jelenia albo upolowanie dzikiej świni będzie o wiele prostszym zadaniem niż zaszlachtowanie w walce bliźniego. Jednakże zawiódł ich brak doświadczenia: nie brali pod uwagę kierunku wiatru, ani nie potrafili poruszać się w gąszczu tak, by nie łamać gałęzi i nie robić niepotrzebnego hałasu, przez co polowanie okazało się fiaskiem. Tak więc, wycieńczeni, głodni i zirytowani, wracali do Gerony, podejrzewając, że jelenie, wiewiórki, dziki i głuszce szydzą z nich w głębi lasu i obwieszczają głośno ich nieudolność. Nagle człowiek, który wyglądał na dowódcę oddziału, uniósł prawą rękę, aby ich zatrzymać. Drugi z mężczyzn, gruby olbrzym o sumiastych wąsach, zbliżył się do niego. — Co się dzieje, Wolfgangu? 15 Strona 10 Człowiek, do którego się zwrócił, wskazał ręką przed siebie i odparł: — Ludzie! Na znak swego przywódcy jeźdźcy zsiedli z koni i dalej szli pieszo, trzymając wierzchowce za uzdy. Wkrótce poczuli za- pach dymu. Przystanęli na leśnej polanie i przywiązawszy konie do drzew, zaczęli skradać się pochyleni, tym razem bardzo uważając, by nie złamać żadnej gałązki i poruszać się bezgłośnie. Gdy dotarli na skraj lasu, zatrzymali się, obser- wując uważnie. To, co ujrzeli, ucieszyło ich oczy. Przeczuwali, że nieudane polowanie może jeszcze mieć szczęśliwy finał. Wznosiła się przed nimi zadbana masia*, z której komina wydobywał się dym. Jej mieszkańcy byli całkowicie pochłonięci pracą w gospodarstwie. Dwaj mężczyźni podkuwali pięknego wierzchowca. Zwierzę przywiązane było za uzdę do haka wbitego w ścianę. Młodszy z mężczyzn podtrzymywał tylną lewą nogę konia, by ułatwić zadanie starszemu, który, ubrany w skórzany fartuch, uderzał drewnianym młotem w płaskie główki gwoździ, starając się przybić podkowę do kopyta szla- chetnego rumaka. Po prawej dziewczynka popędzała niewiel- kim biczem osła z zasłoniętymi oczami, który leniwie chodził w kółko w kieracie. Na klepisku staruszka przędła kądziel, podczas gdy inna kobieta, w zaawansowanej ciąży, przesiewała przez wielkie sito ziarna pszenicy, poruszając nim tak samo rytmicznie, jak biodrami. — Gunterze, czy widzisz to, co ja? — zapytał spokojnie Wolfgang. — Chyba tak. I wydaje mi się, że dzień nie jest jeszcze stracony. Zauważyłeś, jak ta dziewczyna kręci tyłeczkiem? — Na wszystko przyjdzie pora. Powiedz Ricardowi, żeby tu przyszedł. Mężczyzna o imieniu Gunter odwrócił się i gestem nakazu- jącym pośpiech i zachowanie ciszy wezwał jednego z dwóch * Masia — typowa dla Katalonii wiejska posiadłość. 16 Strona 11 kompanów, którzy przykucnęli z tyłu. Ten wykonał bezgłośnie jego polecenie. Widząc go obok siebie, zapytał: — Masz przygotowaną kuszę? — Zawsze ją mam, Wolfgangu. — Spójrz uważnie i powiedz: trafisz stąd mężczyznę, który trzyma konia za nogę? — Masz na myśli tego młodszego? — Właśnie. — Mogę stanąć? — Bez wychodzenia z krzaków i dopiero wtedy, kiedy ci rozkażę. Mężczyzna zmierzył wzrokiem odległość, wziął do ręki ku- szę i wydobywszy z kołczana strzałę, umieścił ją w prowadnicy i napiął cięciwę. — Uważaj go za martwego. — Liczyłem, że sobie poradzisz. Wydał szeptem rozkazy pozostałym trzem. Plan był prosty, a podstawowy czynnik stanowiło zaskoczenie. Zamierzali zagarnąć trzodę i mienie, a jeśli na dodatek mogli sprawić przyjemność ciału, tym lepiej. Może dzięki temu zdołają zapomnieć o nieudanym polowaniu. Sprawdziwszy, czy wszyscy zajęli swoje stanowiska, Wolfgang dał znak. Łucznik stanął, wycelował kuszę i nacisnął spust. Łagodny świst zakłócił spokój tej chwili i ku zaskoczeniu star- szego z mężczyzn, młodszy upadł na ziemię, a na jego koszuli pojawiła się wielka plama krwi. Ciszę zmierzchu rozdarło szcze- kanie psów. Najemnicy wyszli pospiesznie z kniei. Staruszka, przerażona, rzuciła kądziel i zerwała się na nogi, nie wiedząc, co począć. Ciężarna kobieta podbiegła do męża i wsparłszy bezwładną głowę na jego piersi, krzyknęła do dziewczynki: „Uciekaj, Mario, uciekaj!". Ogłuszającemu gdakaniu kur, które biegały jak oszalałe po podwórku, wtórowało dolatujące z owczarni przeraźliwe beczenie owiec. Jeden z mężczyzn rzucił się na dziewczynkę, 17 Strona 12 by ją schwytać, a ta smagnęła go z całej siły po twarzy biczem, którym poganiała osła, i popędziła w stronę lasu. Olbrzym odsunął staruszkę, przytknął ostrze sztyletu do gardła mężczyzny w far- tuchu i powiedział z dziwnym akcentem: — Tylko spokojnie. Jeśli będziecie pomocni, szybko sobie pójdziemy i przeżyjecie. W przeciwnym razie nigdy już nie opowiecie, co się wydarzyło. — I zwracając się do mężczyzny, który wyglądał na dowódcę, dodał: — Co teraz robimy, Wol... Wolfgang przerwał mu z wściekłością: — Idioto! Mówiłem ci tysiąc razy, żebyś nie zwracał się do mnie po imieniu! Jego kompan wybełkotał „przepraszam". W tym momencie ogromny pies, mieszaniec, który strzegł w odległej zagrodzie stada ciężarnych klaczy, wyskoczył z gąsz- czu i rzucił się na kusznika. Złapał go potężnymi szczękami za prawe ramię i zaczął szarpać łbem, jakby chciał mu je rozerwać. Wolfgang podszedł do psa od tyłu i jednym pewnym cięciem rozpłatał mu kark. Krzyki rannego mężczyzny mieszały się z lamentami dziewczynki, która wierzgała rozpaczliwie w ob- jęciach swego prześladowcy, mającego na twarzy siną szramę od uderzenia biczem. Wolfgang rozkazał: — Ciężarną i dziewczynę na siano. Tego człowieka zabierzcie do środka — niech wam pokaże, pod którą cegłą ukrywa oszczęd ności. Nie róbcie mu krzywdy bez potrzeby. I zamknijcie z nim staruchę. Mężczyźni rozdzielili się: Gunter i Ricardo, kusznik, który starał się zatamować szmatą krew płynącą z poszarpanego ra- mienia, ruszyli w kierunku domu, podczas gdy Wolfgang i pozo- stali dwaj najemnicy zawlekli kobietę w ciąży i dziewczynkę do stajni. Gdy tylko ci pierwsi przeszli przez drzwi, próbowali zmusić starca, by oddał im swoje oszczędności. — Zabiliście mojego syna, który był jedynym skarbem w tym domu. Mam tylko to, co widać. Zabierzcie wszystko i zostawcie nas w spokoju. Moja synowa jest w ciąży. — Przeklęty sukinsynu! Uważasz nas za idiotów? Wskaż, 18 Strona 13 pod którą cegłą ukrywasz pieniądze, albo poznasz, co znaczy gniew normandzkiego wojownika! — Powtarzam, że nic nie mam. — Zobaczysz, jak zaraz odzyskasz pamięć! Wypowiedziawszy tę pogróżkę, Gunter rozerwał staruszce gorset, odsłaniając jej blade ciało. Starzec, który w młodości musiał być krzepkim mężczyzną, rzucił się na człowieka krzywdzącego jego żonę, ale kusznik powalił go na ziemię jednym uderzeniem motyki w plecy. Kobieta krzyczała przerażona. Drugi z mężczyzn zaczął pastwić się nad leżącym, bijąc go bez opamiętania, aż jego głowa zmieniła się w krwawą miazgę. — Przeklęci skąpcy, wolą stracić kobietę i życie niż oddać pieniądze. Ricardo, wciąż z motyką w ręce, dyszał z wysiłku. — Przywiążmy jądo krzesła i zobaczymy, co postanowi szef. — Idź, ja tam chcę się zabawić. — Z tym workiem kości? — Znasz przysłowie: „Ze starej kury jest dobry rosół"? Poza tym w czasach niedostatku nie należy wybrzydzać. Zapuszczałem się w gorsze miejsca! Kobieta szlochała w kącie. — Każdy ma swoje rozkosze. W każdym razie nie ociągaj się, musimy jeszcze zgarnąć łupy. Gunter wyszedł i skierował kroki do stajni. Kiedy tam dotarł, jego oczy dostrzegły sylwetkę kobiety, która, choć brzemienna, bardzo go podniecała. Klęcząc na ziemi, błagała Wolfganga: — Nie róbcie krzywdy dziewczynce! Ma dopiero dwanaście lat i jest dziewicą! Weźcie mnie, na litość boską! — Za mało jednej baby dla nas wszystkich. Poza tym dzięki temu mężczyzna, który ją poślubi, będzie zadowolony: przygo tujemy ją, żeby miał z niej więcej pożytku. I zaczął rozpinać spodnie. 19 Strona 14 Jakiś czas później pięciu zbirów opuściło masię, wioząc za- wieszone u siodeł dwa worki pełne kur i królików z obciętymi głowami. Za nimi pozostał krajobraz pożogi i zgrozy: dwóch zabitych mężczyzn i trzy zhańbione kobiety. Jedna z nich, zaled- wie dwunastoletnia, leżała skulona na ziemi w stodole, pocieszana przez matkę, która gładziła jej włosy, zabrudzone gliną, słomą i krwią. Strona 15 Ermesenda z Carcassonne Gerona, maj 1052 roku Głosy dobiegające zza grubych ścian grzmiały w przestrzeni. Ermesenda z Carcassonne — pani Gerony, wdowa po Ramónie Borrellu, hrabim Barcelony i prawdziwa hrabina z urodzenia — słynęła z budzących lęk wybuchów gniewu, gdy coś ją rozdraż- niło. W jej obecności potężny Roger de Toeny, dowódca straży broniącej miasta, kulił się ze strachu jak dzieciak przyłapany na wykradaniu z koszyka malin. — Fakt, że jesteście moim zięciem, nie tylko nie upo ważnia was do popełniania występków, lecz wprost przeciw nie, zobowiązuje do dawania przykładu. A tymczasem wasza nieskuteczność daje przyzwolenie dla bezprawia i gwałtów, na które pozwala sobie motłoch będący pod waszymi roz kazami. Dowódca oddziałów normandzkich, obozujących na peryfe- riach stolicy, stał z hełmem opartym na przedramieniu. Ruchy pióropusza zdobiącego przyłbicę świadczyły o zdenerwowaniu wojownika, nieprzyzwyczajonego do znoszenia czyichkolwiek reprymend. — Widzicie, pani, nie jest łatwo zapanować nad oddziałami zabijaków, którzy nudzą się, gdy nie walczą i nie mając pieniędzy na swoje potrzeby, uzurpują sobie czasem prawo, by zagarnąć 21 Strona 16 to, czego pragną. Ostatnie łupy już dawno podzielono i bezczyn- ność tylko ich drażni, zamiast odprężać. — Chcecie mi powiedzieć, że wolą wojnę od spokojnego życia, jakie wiodą na mojej ziemi?! — krzyknęła hrabina. — Spróbujcie zrozumieć, pani. Są żołnierzami... Jakie inne zajęcie odpowiada im bardziej niż to, które wybrali? — odparł Roger de Toeny, starając się uśmierzyć gniew hrabiny. — Wy odpowiadacie za to, żeby się nie nudzili. Możecie sprowadzić kuglarzy, zaklinaczy węży albo linoskoczków, ale wiedzcie, że nie pozwolę, by działy się takie rzeczy, jak tamtego wieczoru. Ta horda dzikusów powinna bronić moich poddanych... A tymczasem są oni zmuszeni trzymać pod kluczem swoje mienie i zamykać w domach kobiety! — Rozumiem wasze uczucia, ale zawsze może się zdarzyć, że ci ludzie pod wpływem wina, bezczynności i braku kobiet dopuszczą się jakiegoś wybryku. — Ośmielacie się nazywać wybrykiem zabicie strzałą czło wieka, zakatowanie na śmierć drugiego i zgwałcenie miesz kających z nimi kobiet, z których jedna miała zaledwie dwanaście lat? Bądźcie pewni, że jeśli nie potraficie przywołać do porządku tych łotrów, ja będę musiała to zrobić... I przysięgam, że nie zawaham się ani chwili! Norman stał w miejscu, jakby na coś czekał. — Powiem wam, co macie zrobić — ciągnęła hrabina. — Dowiecie się, kim byli sprawcy tego bohaterskiego wyczynu, i kiedy ich złapiecie, niech zawisną na szubienicy w obozie w obecności wszystkich żołnierzy. To będzie nauczka dla zuch walców i przestroga dla buntowników. Roger de Toeny uśmiechnął się z przekąsem. — Powiedzcie mi, pani, czy naprawdę sądzicie, że którykol wiek z moich ludzi wyda swego towarzysza broni? — Uważacie, że jestem głupia? Nic mnie nie obchodzi, czy to zrobią! Jeśli nie znajdą się winni, powieście dwóch spośród najważniejszych w drużynie i sprawa załatwiona. Prawdę mówiąc, wolę, żeby milczeli. W ten sposób dowiedzą się, że nikt nie jest 22 Strona 17 bezkarny. Mam nadzieję, że nie dojdzie więcej do godnych pożałowania wydarzeń, ale jeśli tak się stanie, zobaczycie, jak szybko poznamy sprawców. — Ależ, pani, niewinni poniosą karę za winowajców — zaprotestował Norman. — Powiedzcie mi zatem, skoroście tacy wrażliwi, czym za winili moi skrzywdzeni poddani. Jeśli musicie tłumaczyć się przed waszymi kapitanami, złóżcie wszystko na karb... „wybryku" starej hrabiny. Między obojgiem zawisła wibrująca cisza. Dowódca straży nieco się uspokoił, wyprostował potężną sylwetkę i skłoniwszy lekko głowę, wyszedł z sali długim krokiem. Za jego plecami rozbrzmiewał głos starej Ermesendy: — A jeśli chodzi o was, powinniście czasem dzielić łoże z Estefanią, zamiast spędzać noce na zabawie przy winie i grze w kości. Moja córka głupio postępuje, że jest taka dobra... Szkoda, że nie trafiliście na mnie! Senor de Toeny nie mógł się pohamować i zanim otworzył gwałtownie skrzydła drzwi wejściowych, obrócił się na obcasach tak raptownie, że pióropusz na jego hełmie zakołysał się groźnie, i zawołał z głębi sali potężnym głosem, który odbił się echem od ścian: — Wolałbym umrzeć, pani! Wolałbym umrzeć! I zatrzaskując z hałasem drzwi, opuścił salę. Gdy stara hrabina została sama, wzięła do rąk modlitewnik, który podarował jej brat, Pere Roger, biskup Gerony. Zręczne palce jakiegoś mnicha zilustrowały go cudownymi miniaturami. Próbowała czytać, ale na próżno. Jej myśli błądziły niespokojnie po manowcach burzliwego życia i nie pozwalały się skupić. Wstała z fotela i podszedłszy do niewielkiego kredensu stojącego w jednym z narożników sali, wyjęła z niego karafkę i nalała sobie szczodrą porcję likieru z czereśni, który sama wytwarzała w zaopatrzonej w kadź i fiolki izbie w pobliżu winiarni. Potem, usiadłszy przy ostrołukowym oknie w fotelu na krzyżakach, wykonanym ze szlachetnego inkrustowanego drewna i przybitej 23 Strona 18 do niego ćwiekami z lśniącego mosiądzu eleganckiej wytłaczanej skóry, pogrążyła się w rozmyślaniach, zdecydowana bronić za wszelką cenę praw swego męża Ramóna Borrella do hrabstw Gerony i Osony, które otrzymał w posagu. Był rok Pański 992. Poselstwo z Barcelony, które towarzyszyło Ramónowi Borrellowi w podróży do Carcassonne, prezentowało się doprawdy imponująco. Szlachcice na koniach eskortowali przystrojone girlandami kwiatów powozy, którymi podróżowały damy. Rzucały się w oczy uprzęże jeźdźców, z lśniącymi metalo- wymi wypustkami i polerowaną skórą siodeł oraz białe karety duchownych. Szpice włóczni żołnierzy wyglądały, jakby zrobiono je z czystego srebra. Dźwięki bębnów i trąbek brzmiały ogłu- szająco. Dobosze wybijali takt, a trębacze słali w niebo swe akordy, powiewając proporcami. Tak wytwornego orszaku nie powstydziłby się żaden monarcha świata. Zdumiony lud, zgro- madzony tłumnie na ulicy i w oknach, klaskał i wiwatował, rzucając na bruk płatki róż. Rudowłosy szlachcic, który szedł na czele tego majestatycznego pochodu, poślubiał młodą hrabinę i dzień ów miał przejść do historii Carcassonne. Kościół wydał się wtedy Ermesendzie wyjątkowo wspaniały. Szlachta tłoczyła się w zdobionych ławach, podczas gdy lud zgromadził się przed domami, chcąc zobaczyć orszak swojej hrabiny. Gdy prowadzona pod rękę przez ojca minęła drzwi świątyni i usłyszała dźwięki organów, miała wrażenie, że niebo wali jej się na głowę. Spod gęstego welonu zasłaniającego twarz mogła obserwować ukradkiem postawnego mężczyznę o długich rudych włosach. Czekał na nią przy ołtarzu ubrany w książęcą zbroję z błyszczącym na napierśniku wspaniałym złotym łań- cuchem, z którego zwisała kamea z korala z płaskorzeźbą dzika. Czas stanął w miejscu i przez moment wierzyła, że znów jest dziewczynką, która śniła kiedyś o takiej chwili. Podeszła do narzeczonego. Ojciec puścił jej ramię i zajął miejsce obok prez- biterium. Skłoniwszy głowę, Ramón Borrell stanął u jej lewego 24 Strona 19 boku. Umilkły nagle wspaniałe dźwięki muzyki i w świątyni zapadła przejmująca cisza. Ermesenda pamiętała najdrobniejsze szczegóły tej uroczysto- ści. Mszę odprawiało dwóch biskupów — z Beziers i z Barcelony, a także dziekan z Carcassonne. Cała plejada ważnych duchow- nych z obu stron Pirenejów, odzianych we wspaniałe ornaty i szaty wyszywane złotem, pełniła rolę zwykłych ministrantów. Kulminacyjny moment nastąpił, gdy zgodnie z rzymskim obrząd- kiem jeden z kapłanów polecił jej, by złączyła otwarte dłonie, i wówczas Ramón Borrell położył na nich trzynaście srebrnych monet, których symboliczne znaczenie tak dobrze znała. Wszyst- ko działo się bardzo szybko. Uniesiono jej lewą rękę, która wysunęła się, drżąca i blada, z ciasnego rękawa sukni, i gdy Ramón Borrell nakładał jej obrączkę, usłyszała słowa: Ego Raimundus Borrełlius comes civitatis Barcinonensis, ac- cepto te Ermesenda sicut uxor mea et promisso cavere te, omni periculos, rispetare et cautelare vos a mało et esere fidelis in salute et malaltia usąue tandem Deus Dominus nostro cridi me al seu costat at finem dels meus dies *. Choć w owej chwili dopełniało się jej przeznaczenie, umysł Ermesendy zarejestrował potok pięknych i dźwięcznych słów, których nie rozumiała, ale które przemieszane z łaciną roz- brzmiewały radośnie w jej głowie. Potem ona złożyła przysięgę. Zagrała muzyka i rozdzwoniły się dzwony, towarzysząc jej uroczystym, rytmicznym biciem aż do chwili, gdy wraz z mężem przeszła przez bramę zamku w Carcassonne, którego grube mury zagłuszyły ich dźwięk. Wysiadła z powozu i podczas gdy przybywali goście, za- * Autor posługuje się tu wymyślonym przez siebie językiem romańskim, stanowiącym mieszankę pierwotnego języka katalońskiego i ludowej łaciny, dla oddania klimatu epoki, kiedy takie zjawisko było powszechne, gdyż języki romańskie dopiero powstawały. „Ja, Ramón Borrell, hrabia miasta Barcelony, biorę ciebie za żonę i przyrzekam strzec cię od wszelkich niebezpieczeństw, szanować cię i chronić od zła oraz być ci wiernym w zdrowiu i chorobie, aż Bóg, Pan Nasz, wezwie mnie do siebie u kresu moich dni". 25 Strona 20 prowadzono ją w okamgnieniu do komnat, gdzie oprócz piastunki czekał na nią zastęp dam i służących, które zdjęły jej ślubny strój. Wyperfumowały ją, uczesały i wpięły we włosy diadem z pereł, który należał do jej babki, po czym ubrały ją w długą suknię w kolorze malwy, której duży dekolt odsłaniał zarys piersi i której rękawy powiewały wokół ramion niby skrzydła motyla. Potem przepasały ją złotym sznurem opadającym wzdłuż bioder, podkreślając jej krągłe kształty. Przyjrzawszy się sobie w lustrze z polerowanego brązu, dziewczyna miała wrażenie, że jest naga. — Nianiu, czy w tym stroju mam się pokazać gościom? — Tak, moje dziecko — odparła czule piastunka. — Ale czuję się obnażona... — zaprotestowała dziewczyna. — Zamężna dama powinna obiecywać, lecz nie przyzwalać, powinna sugerować, ale nie dawać. Mąż musi w tobie widzieć kobietę, nie dziecko. W przeciwnym razie tej nocy nie będzie wiedział, jak cię traktować. — Co się ze mną stanie tej nocy, nianiu? — To, co nakazuje natura. Nie martw się: jeśli instynkt mnie nie zawodzi, będziesz miała dobrego nauczyciela. Ermesenda wpatrywała się w nią bezradnie. — Ale, nianiu... — Daj się prowadzić, moje dziecko. Owce ufają pasterzowi i nie zadają pytań. Załóż to. Piastunka podała jej niebieską podwiązkę. — Co mi dajesz? — Nie zadawaj tyle pytań. Załóż ją na pończochę, tak by nie widziały jej te wścibskie baby. — Wskazała trzy damy zajęte porządkowaniem komnaty. — W moich okolicach, w Cerdańi mówią, że to przynosi szczęście. Tutaj nazwaliby to czarami. Ermesenda spojrzała jej w oczy, zdjęła szybko pantofelek i założyła podwiązkę na udo, zawiązując kokardkę, po czym opuściła halkę, podszewkę i suknię. — Gdybyś kazała mi rzucić się do rzeki, zrobiłabym to. Bardzo cię kocham, nianiu! Gdybym nie mogła zabrać cię ze 26