Christina Dodd- Into the flame. CAŁOŚĆ!
Szczegóły |
Tytuł |
Christina Dodd- Into the flame. CAŁOŚĆ! |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Christina Dodd- Into the flame. CAŁOŚĆ! PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Christina Dodd- Into the flame. CAŁOŚĆ! PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Christina Dodd- Into the flame. CAŁOŚĆ! - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Prolog
Podczas �nie�nej zimy, na zamarzni�tych, pustych stepach Ukrainy, kiedy noc nastaje tak jak nieproszony go��, moja babka siada przy kuchence olejowej, rozgrzewaj�c stare ko�ci i przytula mnie mocno. Gdy b�agam j�, ona opowiada mi stare rosyjskie legendy: o pi�knej szwaczce Maryushka jak b�g nie�miertelny Kashei zmienia j� w feniksa, albo o muzyku Sadko jak po�lubi� kr�lewn� morsk�. Gdy jest ju� bardzo p�no i wiatr szarpie oknami swoimi lodowatymi palcami, b�agam o inn� histori� - jedn� z tych przera�aj�cych i nawiedzaj�cych mnie.
Wi�kszo�ci ona odmawia. Ale czasami, niech�tnie opowiada legend� o Ciemno�ci, o Konstantine Varinskim i jego cyrografie... jej g�os dr�y.
To zdarzy�o si� przesz�o tysi�c lat temu, jej opowie�ci cz�sto r�ni� si�, ale zawsze g��wne fakty nie zmieniaj� si�....
Konstantine Varinski by� wysoki, z szerokimi ramionami i nogami jak d�ugie pnie, mia� sprawne r�ce, kt�re przy u�ycia no�a mog�y wypatroszy� m�czyzn�. W trakcie gor�cego lata i mro�nych zim, przechadza� si� w pojedynk�, poluj�c na bezsilnych, krad�, gwa�ci� i mordowa�, do czasu gdy jego s�awa dotar�a a� do samego diab�a.
Konstantine by� nie tylko tak brutalny jak wilk, ale r�wnie� przebieg�y jak lis. Zaoferowa� diab�u pakt: on i jego potomkowie zostaliby oddanymi s�u��cymi szatana, a w zamian, diabe� przyzna�by im umiej�tno�� zmiany w zwierz�ta.
Jego propozycja by�a tak �mia�a, a� diabe� zajrza� w g��b duszy Konstantina. To co zobaczy� zadowoli�o go i zdumia�o: Konstantine by� z�y do szpiku ko�ci, obrzydliwym i u�ytecznym narz�dziem.
Ale Konstantine nie poprzesta� ze swoimi ��daniami.
On i jego potomkowie byliby niezwyci�eni, nigdy nie mogli by polec na polu walki chyba �e zostali by zabici przez innego demona. Ka�dy Varinski by�by d�ugowieczny i najwa�niejszy � mieli by jedynie syn�w. Wsz�dzie gdzie by poszli, wnie�liby ciemno��. Byliby Ciemno�ci�.
Aby przypiecz�towa� pakt, Konstantine obieca� dostarczy� �wi�t� ikon� rodzinn�, jeden obraz podzieli� na cztery wizerunki Madonny.
Tak jak moja babka, matka Konstantine by�a dobr� kobiet�. Odm�wi�a ��daniom Konstantina. Chroni�a ikon�, serce jej domu, jej �yciem... wi�c Konstantine u�y� no�a i swoich r�k by zamordowa� j�.
Gdy jej czerwona krew rozla�a si� na bia�y �nieg, przyci�gn�a go blisko i wyszepta�a mi do ucha.
Konstantine, chcesz by� praw� r�k� szatana, zatem tak b�dzie - do dnia, gdy m�j najwi�kszy wnuk si� urodzi. On b�dzie tak przesi�kni�ty z�em jak Ty kiedykolwiek mog�e� zapragn��, odpowiedni spadkobierca twojej spu�cizny... ju� przewiduj� jego upadek. Jego upadkiem jest kobieta i w dniu gdy on zakocha si�, podstawa paktu z diab�em p�knie.
Ona b�dzie kocha� mojego wnuka, ich mi�o�� b�dzie silna, silna z moc� Madonny, w dniu gdy ich czwarty syn urodzi si�, tw�j mistrz stanie w obliczu pora�ki.
Pewny siebie z tryumfem, Konstantine za�mia� si�.
Jego matka przycisn�a ikon� do piersi i popatrza�a g��boko do tamtego �wiata.
Gdy synowie dorosn�, twoi potomkowie zjednocz� si� przeciwko diab�u. Pomimo wszystkich przeciwno�ci, oni b�d� walczy� a kiedy oni wygraj� najwy�sz� bitw� dobra przeciwko z�u, szatan pozbawi Ci� swoich �ask.
Konstantine odpowiedzia�o: W takim razie b�d� musia� upewni� si�, �e oni nie wygraj�. Zag��bia� n� bardziej w jej klatce piersiowej.
Zanim wyzion�a ducha, powiedzia�a, przeklinam ci�, m�j synu. Spalisz si� w najbardziej pal�cym ogniu piek�a.
Nie zwr�ci� �adnej uwagi jej przepowiedni ani jej przekle�stwu. By�a, przecie�, tylko kobiet�. Nie s�dzi�, �e jej ostatnie s�owa maj� w�adz� by zmieni� przysz�o�� - i co wa�niejsze, nic nie mog�o narazi� na szwank jego paktu ze Z�em.
Pomimo �e Konstantine nie wierzy�, w przepowiednie jego matki, szatan wiedzia�, �e Konstantine jest k�amc� i oszustem. Wi�c by zagwarantowa�, �e wiecznie zachowa Varinskich i ich us�ugi, potajemnie usun�� male�ki fragment z ikony i podarowa� biednemu plemieniu w�drowc�w, obiecuj�c, �e to przyniesie im szcz�cie.
Gdy Konstantine pi� aby uczci� umow�, diabe� podzieli� Madonne na cztery cz�ci i rzuci� je w cztery k�ty ziemi.
To zdarzy�o si� tysi�c lata temu... ale moja babka pami�ta.
Ona chcia�a by zapomnie�.
Dok�adnie w miejscu gdzie Konstantine Varinski zamordowa� swoj� matk�, przez lata powsta� dom przepe�niony m�czyznami z szerokimi ramionami i nogami jak pnie, oraz ze sprawnymi r�koma.
Oni s� potomkami Konstantina... i czasami zastanawiam si� czy moja babka zosta�a zgwa�cona przez jednego z tych z�ych m�czyzn i odda�a mu syna, jak wiele niewinnych kobiet zrobi�o to przez lata.
Cyrograf kosztowa� Konstantina niewiele, tylko jego dusz� i dusze jego dzieci i dzieci jego dzieci, na wieki wiek�w.
Ale diabe� nie ma takiej w�adzy by dotrzyma� obietnicy wiecznie i jeden moment mo�e zmienia� r�wnowag� mi�dzy dobrem i z�em....
Ten moment przyszed� trzydzie�ci siedem lata temu, na stepach wsp�czesnej Rosji, gdzie nowy Konstantin Varinski przemierza� i walczy�.
By� godnym nast�pc� pierwszego Konstantine, wojownik, przyw�dca... wilk. Pod jego kierownictwem, Ciemno�� pracowa�a dla dyktator�w, przemys�owc�w, ka�dy p�aci� im z�otem. Z powodu ich sprawno�ci w bitwie, wytrzyma�o�ci i stanowczo�ci, doszli do bogactwa, szanowano ich i bano w Azji, Europie i jeszcze dalej. Tropili niewinnych, walczyli w okrutnych wojnach. Zyskali bogactwo i moc do czasu gdy pewnego dnia nowy Konstantin nie spotka� cyga�skiej dziewczyny... i zakocha� si�.
Taka ma�a rzecz, mi�o�� i taka prosta dla wielu os�b. Ale to by�a mi�o�� na wieczno��, gwa�towna, nami�tna i trwa�a. Konstantina i Zoran�, mi�o�� z�era�a. Nic nie mog�o ich rozdzieli�. Wbrew wszystkim pragnieniom i tradycjom, oni pobrali si�.
Varinscy poprzysi�gli zabi� dziewczyn� i ocali� ich przyw�dc� od jego ob��du i jej czar�w.
Cyganie gonili kochank�w, w�ciekli, �e Varinski ukrad� dziewczyn�, kt�ra by�a ich jasnowidzem.
W tajemnicy Konstantine i Zorana uciekli do Stan�w Zjednoczonych. Zmienili nazwisko na Wilder i osiedli w G�rach w stanie Waszyngton. Tam posadzili winogrona, owoce, warzywa, mieli te� trzech syn�w, Jasha, Rurik, i Adrik, wszyscy przystojni i silni zgodnie z paktem diab�a.
Tak jak jego ojciec, Jasha mia� umiej�tno�� przemienienia si� w wilka.
Rurik zmienia� si� w jastrz�bia i lecia� na skrzyd�ach nocy.
Ponura dusza Adrika dostosowa�a si� do przemiany w czarn� panter�.
Nast�pnie, po raz pierwszy od tysi�ca lat, urodzi�o si� dziecko. Nie syn, ale c�rka.
Konstantine s�dzi�, �e narodziny s� cudem i znakiem, �e pakt zosta� z�amany.
I mo�e tak by by�o... jednak diabe� uprawia hazard z dusz� cz�owieka, on d��y do zwyci�stwa.
Rozdzia� 1
Wiosna, prawie trzy lata temu.
Brown Uniwersytet, opatrzno��, Rhode Island.
W swoim pokoju w akademiku, Firebird Wilder usiad�a z d�ugopisem w r�ce, ignoruj�c p�d rozradowanych student�w i wpatrywa�a si� w kartk� na dzie� ojca na jej biurku.
Zgadnij co zrobili�my?
Zbyt wstydliwe.
Niespodzianka!
Zbyt lekcewa��ce.
Jeste�my w tym razem!
Zbyt poufa�e.
W ko�cu, wzi�a test ci��owy, umie�ci�a go w kartce, wsun�a do koperty i zapiecz�towa�a bez napisania ani jednego s�owa. Nie by�o �adnych s��w kt�re mog�y wyja�ni�... to.
- Hej, Firebird! - Jacob Pilcher wsun�� g�ow� w otwarte drzwi � Czemu tak siedzisz? Ju� koniec. Bawmy si�!
U�miechn�a si� do niego, honorowy student nosz�cy bejsbol�wk� przekrzywion� w bok, koszulk� bawe�nian�, kt�ra mia�a napis: Ostrze�enie, Wyposa�enie pod presj� i g�upi u�miech - Czekam na Douglasa.
- Oh. Wspania�y glina z kampusu. - Jacob poruszy� swoimi palcami tak jak magik i wyrzuci� sarkazm ze swojego g�osu � I to on zabiera ci� do Bruna?
Wsun�a kopert� do swojego portfela � Taki jest plan.
- Ok. On jest w porz�dku. - Jacob podni�s� kciuk w g�r� - Ale zgaduj�, �e to oznacza �e nie pijesz, h�?
- I tak nie pije. Mam dopiero dwadzie�cia lat.
- Wiem, wiem ale mo�na to obej��?
W dole korytarza s�ycha� okrzyki - No chod� cz�owieku! Idziemy bez ciebie, cz�owieku!
- Musz� i��! - Jacob pomacha� � Zobaczymy si� na miejscu! � zatrzyma� si� by spojrze� na ni� - �wietnie wygl�dasz. - bez czekania by mu podzi�kowa�a, obr�ci� si� i wybieg� z pokoju - Zaczekaj. Czeka�, ty g�upku!
Jacob by� mi�ym dzieckiem. Dzieckiem, chocia� by� starszy od niej o rok i zakochany w niej od momentu gdy wprowadzi�a si� do akademika. By� zdruzgotany gdy spotka�a Douglasa, ale kontynuowa� u�miechanie si�.
Podesz�a do lustra i u�miechn�a si�.
Jej r� by� brzoskwiniowo z�oty, jej rz�sy pow��czyste i czarne, jej blond w�osy zosta�y upi�te z ty�u g�owy ale Jacob mia� racj� - �wietnie wygl�da�a.
- Jeste� pi�kna, jak zawsze - us�ysza�a g�os od drzwi.
Obr�ci�a si� z u�miechem. - Douglas. Jeste� wcze�niej!
- Nie mog�em si� ju� doczeka�. - wszed�, jego blond w�osy by�y rozwiane przez wiatr, w jednym r�ku trzyma� bukiet czerwonych i ��tych r�, a w drugiej du�ego z�otego wypchanego psa.
Pobieg�a do niego.
Upu�ci� psa i u�ciska� j�.
Opieraj�c g�ow� o jego rami�, zamkn�a oczy. By� ciep�y i silny, solidny i muskularny. Dla niej, wszystko w nim oznacza�o bezpiecze�stwo i mi�o�� - wieczn�, tak jak jej rodzic�w. Niespodziewane �zy nap�yn�y jej do oczu, trzyma�a go coraz mocniej, maj�c nadziej�, �e nie zauwa�y.
Oczywi�cie zauwa�y�. Douglas zauwa�a� wszystko.- Hej, co jest? Co� nie tak z twoimi ocenami ko�cowymi?
Westchn�a. Zauwa�a� wszystko ale nie by� zbyt wnikliwy - Wszystko posz�o dobrze, nawet lepiej.
Spojrza� w kierunku drzwi - Ten facet Jacob zmartwi� ci�?
- Nie, kochanie! Po prostu jestem szcz�liwa.
Douglas star� jedn� z �ez kciukiem � Masz dziwny spos�b okazywania tego.
Douglas nie m�wi� o sobie ani o swojej przesz�o�ci, jak dot�d, Firebird pozwoli�a mu unika� odpowiedzi na jej pyta� poniewa� co� na�o�y�o zbyt wiele cynizm do jego ciemnych oczu.
Co� jeszcze � ona dawa�a mu rado��, a kiedy przy�apa�a, jak patrzy� na ni�, to widzia�a to wra�enie szcz�cia na jego twarzy, a ona nie chcia�a tego popsu�.
Kiedy� nak�oni go do opowiedzenia jego historii �ycia.
- Przynios�em Ci kwiaty - pu�ci� j� i poda� jej bukiet r�. Pochylaj�c si�, podni�s� psa - I milusi�skiego kumpla. I gratuluj� kochanie, za pi�� tygodni, b�dziesz maszerowa� po scenie i dostaniesz tw�j dyplom.
- Dzi�kuj� - u�miechn�a si�, by�a zachwycona i odczuwa�a ulg�, �e przerobi�a cztery lata w trzy i sko�czy�a je z wyr�nieniem � Dzi�kuj�.
- S� �liczne. Zapami�ta�e� jaki rodzaj kwiat�w lubi�!
- Pami�tam wszystko co dotyczy Ciebie - przyjrza� si� jej, jak nape�ni�a wazon wod� i ustawia�a kwiaty na biurku �Rozpozna� bym Ci� w t�umie w kasynie w Las Vegas.
�mia�a si�, nie wierz�c w te s�owa � Sp�jrzmy na tego faceta - przerzuci�a wypchane zwierz� i popatrzy�a ze zdziwieniem - My�la�am, �e to jest pies, ale to jest kot!
- Pies? Nie da�bym ci psa. - Douglas zabrzmia� jak by si� obrazi� - To puma.
- Tak, zgadza si�. - du�a, k�dzierzawa puma z bia�ym brzuchem i ciemnymi szklanymi oczami, kt�re patrzy�y wprost w jej dusz�.
Obj�a pluszaka, przytuli�a go i ukry�a twarz w pluszowym futrze. Mia� zapach Douglasa: jak szampon i od�wie�acz, jak kwiaty, kt�re przyni�s� i tak jak bogaty, upajaj�cy zapach jej pierwszego i jedynego kochanka � To male�stwo prze�pi si� ze mn� w ��ku.
- To jest dok�adnie tam gdzie on chce by�. - Douglas patrzy� na ni� tym wzrokiem, kt�ry m�wi� jej, �e uwa�a j� za cud.
To dlatego pozwoli�a mu si� uwie��.
Dla Wilders�w, zawsze by�a cudem, pierwsz� kobiet� urodzon� w rodzinie od tysi�ca lat. Ale by�a bystr� dziewczyn�.
Jej ojciec i matka imigrowali do Stan�w Zjednoczonych, uciekaj�c przed jego rodzin�, znan� jako Vari�scy. Jej ojciec by� ich przyw�dc�, ale nie wiedzia�a co zrobi� aby na to zas�u�y�, ale jakiekolwiek przest�pstwa planowa� i wykonywa�, �a�owa� ich teraz. Mimo to cho�by nie wiem gdzie by�, w starym domu na Ukrainie albo w jego winnicy w Waszyngtonie, wci�� mia� zdolno�� do zmiany w wilka.
To by� cud.
Przekaza� te zdolno�ci swoim synom.
Tak jak jego ojciec, jej najstarszy brat, Jasha, przebiega� las jako wilk. Jej drugi brat, Rurik, przemierza� powietrze jako jastrz�b. Jej trzeci brat, Adrik, znikn�� gdy by� siedemnastolatkiem, ale by� dziki i buntowniczy, czarna pantera, kt�ra polowa�a na swoj� ofiar� bez skrupu��w.
Ona by�a inteligentna, ci�ko pracowa�a mimo to nie odziedziczy�a ani jednej ma�ej kropli nadprzyrodzonych zdolno�ci. Reszta �wiata uwa�a�a j� za ca�kiem normaln�, zatem ona tak si� zachowywa�a.
Ale Douglas, glina z kampusu, facet kt�rego spotka�a cztery miesi�ce temu... zmusi� j� do czucia si� specjaln�.
Upu�ci�a pum� i wr�ci�a w ramiona Douglasa. W�o�y�a ca�e swoje serce, ca�� swoj� mi�o�� w poca�unek kt�rym go obdarzy�a i odwr�ci�a go w kierunku ��ka.
Zebra� si�y by si� przeciwstawi� - Nie. To jest twoj� noc by �wi�towa�.
Otar�a si� o niego - Ja chc� �wi�towa� po swojemu.
- Chcesz �wi�towa� ze swoimi przyjaci�mi, z lud�mi kt�rych widujesz codziennie na zaj�ciach. - nigdy nie wydawa� si� zwraca� uwagi �e nie by� jednym z jej znajomych. Trzyma� si� z dala, ale patrzy�, zawsze patrzy� � Twoi przyjaciele pij� u Bruna.
- Nie mog� pi�. Jestem niepe�noletnia. I spotykam si� z glin� z kampusu, wi�c nie mog� mie� fa�szywego dowodu.
- Obiecuj� nie wyrzuci� ci� pod warunkiem, �e wypijesz tylko napoje bezalkoholowe. � przy�o�y� swoje czo�o do jej � Powiem Ci m�j sekret.
- Tak?
- Jestem w tym samym wieku co Ty.
Odsun�a si� � Nie �artuj. Jak zdoby�e� prac�?
- Mam fa�szywy dow�d. - nie u�miechn�� si� ale jego oczy migota�y.
- Nabijasz si� - m�wi� powa�nie?
- Nie. Ale nie m�w nikomu bo strac� prac� - pu�ci� j� i poszed� do szafy wn�kowej � No chod� idziemy.
Pom�g� za�o�y� jej marynark� - Powiedzia�e�, �e jeste� glin� od czterech lat.
- Tak, zgadza si�.
- Zacz��e� jak mia�e� szesna�cie lat? To niemo�liwe. � nawet nie uko�czy� liceum?
- Jestem dobry w tym co robi�, wi�c departament policji ignoruje rozbie�no�ci w mojej historii dotycz�cej pracy.
- To w czym jeste� takim specjalist�?
- Tropi� ludzi. Znajduj� przest�pc�w oraz zaginionych.
Wpatrywa�a si� w niego, by�a nieufna po raz pierwszy odk�d go pozna�a - Jak?
Wzruszy� ramionami � To dar. Jeste� gotowa?
- Musz� wzi�� torebk� - z kart� w �rodku.
Wyszli na zewn�trz w majowy wiecz�r.
Kampus by� stary i uroczy. Masywne drzewa ros�y wzd�u� alejki, ich li�cie by�y jaskrawozielone. Wiosna spowodowa�a, �e kwiaty zakwit�y wzd�u� dr�g i zwabia�y kochank�w na zewn�trz aby spacerowali trzymaj�c si� za r�ce. Nikt nie zauwa�y� kiedy Douglas wzi�� j� za r�k� i poca�owa� jej palce.
- Tropienie to do�� dziwny talent - powiedzia�a. To by� talent, kt�ry sprowadzi� Varinskich na drog� nies�awy i bogactwa.
- Dorasta�em w do�� twardych warunkach. Przesiadywa�em na ulicach. � u�miechn�� si� gorzko - Mam kontakty z wi�kszo�ci� glin.
Firebird zacz�a ci�ko oddycha�.
Nareszcie, co� o jego przesz�o�ci.
- Zgaduj�, �e twoi rodzice byli biedni? - zapyta�a.
- Biedni to nie jest zbyt trafne okre�lenie -zaprowadzi� j� z dala od student�w b�d�cych na spacerze i �piewaj�cych oper� po w�osku. Wskaza� na nich � To nie jest co� co ogl�dasz w wi�kszo�ci kampus�w na collegu.
Ale ona nie da�a si� rozproszy� - Dlaczego nie lubisz rozmawia� o swoich rodzicach?
- Moi rodzice nie byli przyjemnymi lud�mi. Wola�bym porozmawia� o twojej rodzinie. Gdy m�wisz o nich, twoja twarz ja�nieje � obj�� j� ramieniem - Lubisz ich. Wiesz jakie to rzadkie?
- Nie, to nie jest rzadkie. Mn�stwo ludzi lubi swoje rodziny.
- Mn�stwo ludzi nie lubi swoich rodzin. � prowadzi� j� w kierunku Bruno�s Bar and Grill - Kupi� dla ciebie befsztyk.
Wprowadzi� j� troch� do swojej przesz�o�ci, a teraz proponuje befsztyk , �eby j� rozproszy�.
Nie ma mowy. Nie pozwoli mu osi�ga� sw�j cel. Zatrzyma�a si� na �rodku chodnika. Stan�a naprzeciw niego i wzi�a go za r�ce � Masz dopiero dwadzie�cia lat. Twoja przesz�o�� jest tak haniebna, �e nie mo�esz o tym rozmawia�?
- Nie haniebna. Ale to nie jest temat do rozmowy tu i teraz. � wskaza� na �miej�cych si� i wykrzykuj�cych student�w zmierzaj�cych do Bruna.
- W takim razie porozmawiamy o tym p�niej.
Spu�ci� wzrok na ich z��czone r�ce, nast�pnie spojrza� na jej twarz � Dzi� wieczorem, powiem ci wszystko. Mam tylko nadziej�, �e ty - zatrzyma� si�, jego twarz pokry�a si� grymasem.
- �e ja co?
- Czasami wola�bym �eby to nigdy si� nie zacz�o.
Zaniepokojona, spojrza�a na zbli�aj�cych si� student�w, wtedy odwr�ci�a si� do Douglasa � O czym Ty musisz?
Studenci otoczyli ich. Jej przyjaciele, rozradowani, wyczerpani, �wi�tuj�cy.
- Hej, Firebird, to ju� koniec!
- Hej, Doug, zabawmy si�!
Popchn�li Douglasa i Firebird, ci�gn�li ich wzd�u� drogi, rozdzielili ich. Firebird �mia�a si� i rozmawia�a z nimi ale mia�a ca�y czas Douglasa w polu widzenia - i on patrzy� na ni�. Przygl�da� si� jej jakby naprawd� by�a cudem.
Z�apa� j� gdy weszli Bruna - Wieczorem porozmawiamy. Dobrze?
- Dobrze � Przypomnia�a sobie o kartce w swojej torebce � Bardzo dobrze.
Miejsce szczelnie wype�ni�o si� rozradowanymi studentami z kampusu. Douglas trzyma� j� u swego boku, pr�bowa� zam�wi� jej befsztyk ale ona upiera�a si� przy hamburgerze i butelce wody. Faceci w barze pr�bowali nam�wi� j� na piwo, a ona cieszy�a si�, �e mo�e u�ywa� Douglasa jako wym�wki by powiedzie� nie.
Pozowa�a do zdj�cia z trzema jej najlepszymi przyjaci�mi kiedy dw�ch facet�w, zbyt pijanych �eby i��, zacz�o ko�ysa� si� do siebie. Walka rozpocz�a si� lotem b�yskawicy i Douglas zabra� si� do roboty, rozdzielaj�c walcz�cych i dokonuj�c aresztowania. Zanim policja i EMTs przybyli, zrobi� wra�enie na Firebird swoj� cierpliwo�ci� i si��.
Podbieg� do niej � Musz� tu zosta� i pom�c. Zaczekaj na mnie.
- Nie mog�. Padam ze zm�czenia. � w obecnym stanie m�czy�a si� bardzo szybko - Wr�c� do domu na piechot� z dziewczynami.
Obejrza� si� na ba�agan w barze � B�dziesz ca�y czas ze swoimi przyjaci�mi? B�dziesz uwa�a�?
- B�d� ostro�na. Wpadniesz p�niej?
- Nie wiem czy dam rad�. To b�dzie ci�ka noc.
- W takim razie zobaczymy si� rano. I b�dziemy rozmawia�.
- Tak. Rano, b�dziemy rozmawia�.
Pozosta�e dziewczyny mieszka�y pi�� minut drogi od akademika Firebird. Meghan mia�a specjalne lody, kt�re jej matka przys�a�a jej z Teksasu. Oczywi�cie Firebird musia�a wst�pi� aby spr�bowa� domowej roboty Wanilii z sosem czekoladowym i na szybkie plotki. Od weso�ego nastroju przesz�y szybko do stanu refleksji, poniewa� zda�y sobie spraw�, �e ich wsp�lne lata dobiegaj� ko�ca. Firebird uzna�a, �e lepiej jak wr�ci do akademika bo inaczej za�nie na krze�le.
G��wna droga kampusu wci�� by�a zape�niona bawi�cymi si� studentami, ale t�um przerzedza� si� szybko, a kiedy skr�ci�a w kierunku swojego akademika, by�o ciemno i cicho.
Nie zwraca�a na to uwagi. Douglas powiedzia� jej, �e kampus nie jest bezpieczny, ale jej ojciec nauczy� j� samoobrony.
Wiecz�r nie u�o�y� si� tak jak chcia�a. Douglas wspomnia� co� o swojej przesz�o�ci, obieca� �e powie wi�cej, ale jego praca uniemo�liwi�a mu to. Obieca�, �e porozmawiaj� rano ale widzia�a wyraz jego twarzy - nie chcia� tego.
Jakie tajemnice ukrywa�? Ma tylko dwadzie�cia lat. Jest policjantem. Jak z�a mo�e by� jego przesz�o��?
Gdy przechodzi�a wzd�u� wysadzanego drzewami chodnika, pocz�tkowo nie dos�ysza�a d�wi�k�w za ni�. Nas�uchiwa�a krok�w, a nie szelestu li�ci i skrzypni�cia ga��zi. Ale gdy us�ysza�a je, wiedzia�a co wr�.
Kto� j� �ledzi�, skradaj�c si� wzd�u� przez drzewa i ten kto� nie by� cz�owiekiem.
Varinscy.
Jako�, Varinscy znale�li j�.
Nie obejrza�a si�, nie mog�a okaza�, �e wie, �e jest �ledzona. Jej serce wali�o jak oszala�e.
Nie biegnij ma�a Firebird, s�ysza�a g�os Konstantina w swojej g�owie. Bieganie powoduje pragnienie �ow�w u my�liwego, a nie mo�esz wyprzedzi� wilka albo pantery. Nie mo�esz odlecie� jak jastrz�b. Ale mo�esz ich przechytrzy� i mo�esz im uciec.
Gdy Varinski rusza� si� od drzewa do drzewa, s�ucha�a d�wi�k�w, pr�buj�c zrozumie� co za istota j� tropi�a. Ptak czy mo�e kot skaka� mi�dzy ga��ziami.
Jej akademik wy�oni� si� z ciemno�ci. �wiat�a roz�wietla�y oko�o po�ow� okien. Ludzie nie spali. Mog�a krzycze� o pomoc.
Ale przecie� kto� odni�s�by obra�enia.
Otworzy�a swoj� torebk�, wyci�gaj�c telefon kom�rkowy, zastanawia�a si� czy nie zadzwoni� do Douglasa. Pom�g� by jej - ale, nie by�by zadowolony, �e spacerowa�a samotnie. Po za tym jak podniesie telefon do ucha, to mo�e zosta� zaatakowana.
Jak j� zlokalizowa� ? Czego chce?
Jak zbli�a�a si� do akademika, d�wi�k za ni� stawa� si� wyra�niejszy. Wyszpera�a swoje klucze i w�o�y�a mi�dzy palce tak aby jeden klucz wystawa� mi�dzy palcami. Wyj�a telefon i wykr�ci�a dziewi��-jeden - nie mog�a trafi� w ostatni guzik, w tym momencie drzwi do akademika otworzy�y si� gwa�townie. O�miu facet�w wysz�o z budynku, Jacob by� w�r�d nich, maj�c na sobie tylko bejsbol�wk�, farb� do cia�a i buty do biegania. Gwizdali gdy j� mijali. Pomacha�a do nich i wsun�a si� do �rodka zanim drzwi si� zamkn�y.
Wtedy pobieg�a. Wbieg�a na pi�tro do swojej sypialni. Nie w��czy�a �wiat�a, ale skrada�a si� do okna. Uwa�a�a aby pozosta� w cieniu.
By� tam, przykucn�� przy olbrzymim d�bie, wielki z�oty kot. �wiat�o ksi�yca s�czy�o si� przez li�cie i o�wietla�o jego sylwetk�, nawet st�d mog�a zobaczy�, jak jego ciemne oczy patrzy�y w jej okno, jego ogon drga� wolno jakby strata ofiary rozdra�ni�a go.
Co on planowa� jej zrobi�? By� to samotny Varinski, zabawiaj�cy si� w tropienie i zabicie c�rki Konstantina Wildera? Albo mia� zamiar j� porwa� i trzyma� jako pionek w ich grze, kt�ra mia�a na celu zniszczenie jej rodziny?
Musia�a ucieka�. Musia�a wyjecha�. Nie mog�a czeka� do zako�czenia roku, musia�a odej�� od razu - i nie mog�a powiedzie� Douglasowi dlaczego.
Nigdy by je nie uwierzy�.
- O, moja mi�o�ci - co ona sobie my�la�a, �eby zwi�za� si� z normalnym facetem? Nie zrozumia�by o cyrografie i specjalnych talentach jej rodziny. Czy on m�g�? To by�o ca�kowicie ob��kane.
Gorzej, jako jej ch�opak, by�by w niebezpiecze�stwie, takim samym niebezpiecze�stwie, kt�re �ledzi�o j�.
Ale... pog�aska�a sw�j brzuch. Nie mia�a wyboru. Musi spr�bowa�. To dziecko zas�u�y�o na ojca, a Douglas zas�u�y� na swoje dziecko.
Za oknem, wielki kot zszed� w ko�cu z drzewa. Stan�� i rozci�gn�� si�.
Przyjrza�a si� mu.
Puma. To by�a puma.
Zmarszczy�a brwi. Jej serce zatrzyma�o si�. Popatrzy�a w kierunku ��ka gdzie du�e, mi�kkie wypchane zwierz� le�a�o sobie.
Puma?
Gdy kot zacz�� przemienia� si�, jej serce zacz�o wali� jak oszala�e.
Pazury schowa�y si�. Ko�ci przybra�y nowy kszta�t: �apy sta�y si� r�kami, nogi wyd�u�y�y si� i wyprostowa�y, ramiona sta�y si� szersze.
Twarz zmieni�a, staj�c si� twarz� cz�owieka, twarz� dobrze znanego cz�owieka... twarz� cz�owieka, kt�rego kocha�a.
Wpatrywa�a si�. Wpatrywa�a si� tak mocno, a� rozbola�y j� oczy.
Douglas. Douglas by� Varinskim.
Przyby� do Brown, odszuka� j�, zaleca� si� do niej, uwi�d� j�, sprawi�, �e ona zaufa�a mu, nam�wi� j� by zwierzy�a si� mu.... ze wstydu ukry�a twarz w d�oniach.
Powiedzia�a mu, �e jest z Waszyngtonu. Powiedzia�a mu, �e ma trzech braci, �e jeden z nich jest producentem win, �e jej ojciec uprawia winogrona a jej matka rz�dzi rodzin�.
Powiedzia�a mu nazw� swojego miasta?
Nie.
Da�a mu co�, co umo�liwi�oby mu okre�lenie z maksymaln� dok�adno�ci� jej lokalizacji?
Nie.
Nie. Prosz�, nie.
Stan�� tam, nagi w �wietle ksi�yca, mia� tatua�, kt�ry wygl�da� jak wielki pazur rozrywaj�cy sk�r� po jego lewej stronie.
Nie widzia� tego wcze�niej. Dba� o to by nie zdejmowa� koszuli za dnia.
Bystry facet, poniewa� to zdradzi�o by go. Jej bracia mieli tatua�e, kt�re by�y w�a�nie tak �ywe, tak charakterystyczne, pojawi�y si� ona gdy pierwszy raz stali si� bestiami.
W og�le nie by� skr�powany swoj� nago�ci� � niby dlaczego mia�by by� skr�powany? Po�owa facet�w na kampusie chodzi�a naga - Douglas odwr�ci� si� i pobieg�.
Na pewno jest zadowolony z siebie. Przecie� da�a si� mu przelecie�, ale nie z�apa� jej. Nie zabi� jej.
I nie zamierza�a da� mu tej szansy.
Podesz�a do ��ka, podnios�a mi�kk�, pluszow� wypchan� pum�. Jej ciemne, intensywne oczy wy�miewa�y si� z niej, gdy sz�a do zsypu na �mieci. Pozby�a si� tej cholernej rzeczy, zrzucaj�c j� w d� do kontenera.
Wr�ci�a do pokoju, zadzwoni�a do linii lotniczych i zarezerwowa�a pierwsza najbli�szy lot w kierunku wschodniego wybrze�a. By�o to do Los Angeles, ale to i tak by�o dobre wyj�cie. Mog�a zatrzyma� si� tam na chwil�, �eby ludzie pomy�leli �e mieszka tam, wtedy wybra�a by si� do Napa do wytw�rni win Jasha, a stamt�d do Waszyngtonu.
Spakowa�a wi�kszo�� swoich ubra�.
Wysz�a z akademika, skierowa�a si� do przystanku autobusowego, zajrza�a do torebki, wyci�gn�a kartk� na dzie� ojca z testem ci��owym w �rodku i wrzuci�a do �mieci.
Jakkolwiek mocno b�dzie pr�bowa�, nigdy nie zapomni Douglasa Blacka.
Da� jej pami�tk�, kt�ra b�dzie jej o nim wiecznie przypomina�.
Rozdzia� 2
Stan Waszyngton.
Obecnie.
Vari�ski sta� w ciemnym lesie i przygl�da� si�, jak m�oda kobieta podjecha�a do ma�ego dwupi�trowego domu i wysiad�a z samochodu. Opar�a si� o niego, popatrzy�a w g�r� na gwia�dziste niebo, a b�l przemkn�� przez jej twarz.
W tym momencie poczu� prawie wsp�czucie dla niej. Prawie.
Ale lito�� walczy�a z ��dz�, a ��dza walczy�a z uraz�.
Poniewa� ona by�a tym co go dr�czy�o.
Przykryte zieleni� g�ry, pierwotna puszcza kt�ra otacza�a t� dolin�. Winoro�le pokrywaj�ce p�askie tereny, staromodny dom, nape�niony �wiat�em, ciep�em i rodzin�. Wi�kszo�� ludzi nazwa�aby to sielskim miejscem, z dala od niespokojnych �wiate� wielkiego miasta, dwie godziny do Seattle.
Co wa�niejsze, mia�a rodzin� w �rodku, czekaj�c� na ni�.
Firebird Wilder mo�e u�ala� si� nad sob�, ale to ona ma to wszystko.
Z ci�kim oddechem skierowa�a si� do domu. K�ad�c r�k� na klamce, zatrzyma�a si�. Wyprostowa�a ramiona.
Drzwi otworzy�y si�. Na je powitanie wyszed� jaki� m�czyzna. M�czyzna trzymaj�cy w ramionach dwuletniego ch�opca.
Varinski wzdrygn�� si�.
Wtedy pomy�la�... nie. M�czyzna wygl�da� jak Vari�ski. Wi�c to by� jej brat, a dziecko musi by� jej bratankiem.
Nie chcia� poczu� ulg... ale poczu�.
Wesz�a do �rodka i drzwi zamkn�y si� za ni�.
Wzburzony przez gniew, potrzeb� i cel, kt�ry mia� osi�gn��, Varinski chodzi� po�r�d drzew. Przypatrywa� si� domowi, z jego szerokim, serdecznym gankiem z przodu domu i jego oknami rozsypuj�cymi �wiat�o na trawnik.
To miejsce by�o s�abe. Jeden cz�owiek m�g� zaatakowa� dom i m�g� wyrz�dzi� szkod� - znacz�c� szkod�. Stu ludzi mog�o zetrze� ca�� dolin� i mog�o zniszczy� ka�d� �yw� istot�.
Konstantine Varinski zapomnia� o swojej przesz�o�ci, a jego nieuwaga �ci�ga�a na niego i na cz�onk�w jego rodziny ryzyko.
Wr�ci� do przodu, wszed� na schody i chodzi� cicho od jednego ko�ca ganku do drugiego. Spojrza� w okno, do pokoju dziennego w kt�rym by�o tyle �ycia, ciep�a o mi�o�ci.
Pomimo �e Konstantine zmieni� si�, sta� si� przedwcze�nie stary i beznadziejnie chory, Varinski rozpozna� go. Siedzia� na le�ance, z butla tlenow� przy nim. On musi mie� prawie siedemdziesi�t lat, ale jest strasznie chudy, mimo to ma takie samo silne rami� i w�osy jak na zdj�ciach zrobionych czterdzie�ci lata temu.
Jego �ona usiad�a przy nim. Varinski rozpozna� j� ze starych zdj��, niewiele si� zmieni�a. Jej ciemne w�osy b�yszcza�y a oczy by�y pe�ne �ycia.
Gdy tak chodzi� od okna do okna, widzia� ich wszystkich. Trzech syn�w, kt�rzy bardzo byli podobni do ojca. Trzy kobiety, kt�re ich synowie oczywi�cie uwielbiali. Jeden samotny starszy m�czyzna.
Ka�dy wpatrywa� si� w Firebird. Siad�a na pod�odze przy drzwiach. Brzd�c siedzia�a jej kolanach.
Jej twarz by�a twarda i oskar�ycielska, m�wi�a szybko, przytuli�a ch�opaczka jakby by� jej pocieszeniem.
Gdy Varinski przygl�da� si� im w furii, zacz�� zmian�. Jego r�ce rozwin�y si� w �apy, �apy z d�ugimi, ostrymi pazurami, kt�re mog�y rozedrze� cz�owieka na strz�py. Jego twarz wyd�u�y�a si�, jego z�by ukszta�towa�y si� w k�y, jego szcz�ka sta�a si� du�a i dostatecznie mocna aby zmia�d�y� szyj� cz�owieka.
Jednym skokiem, cicho zeskoczy� z ganku i wbieg� w dolin�, poszukuj�c schronienia w okolicznym lesie.
Firebird by�a w szpitalu w Seattle. Z informacji jakie zebra�- a by� dobry w gromadzeniu informacji � dzieci Konstantina je�dzi�y tam by oddawa� krew do test�w, poniewa� lekarze szukali metody leczenia jego wyj�tkowej i zagra�aj�cej �yciu choroby.
Varinski skoczy� na drzewo i znalaz� szerok� ga���, z kt�rej m�g� obserwowa� dom i w�sk� drog�, kt�ra wi�a si� do doliny.
Wtedy zacz�� zastanawia� si�, co odkry�a?
Co spowodowa�o, �e by�a tak zrozpaczona?
Jak m�g�by odwr�ci� sytuacj� na swoj� korzy��... i zniszczy� rodzin�?
Poniewa� nie by� naprawd� Varinskim.
By� rzecz�, o kt�r� nawet Varinscy nie upomnieli si�.
Firebird nigdy nie zapomni tego dnia.
Dnia, w kt�rym odkry�a, �e jej rodzina sk�ama�a.
Dzie�, w kt�rym pozna�a prawd�.
Teraz, gdy znajdowa�a si� w bezpiecznym, znajomym miejscu, kt�re zawsze nazywa�a domem, przytuli�a swoje dziecko, jej Aleksandra i opanowanym g�osem, kt�ry napewno nale�a� do nieznajomego, zapyta�a - Dlaczego nie powiedzia�a� mi, �e jestem adoptowana? �e nie jestem twoim dzieckiem? �e nie jestem zwi�zana z �adnym z was? - popatrza�a na kobiet�, kt�r� zawsze uwa�a�a za swoj� matk�. Na Zoran� � Dlaczego nie powiedzia�a� mi, �e nie jestem twoim dzieckiem?
Jej ojciec spojrza� zadziwiony.
Jej bracia wymienili szybkie spojrzenia, kt�re m�wi�y � Ona musia�a oszale�.
Pozostali w male�kim salonie - jej bracia ich kobiety, obcy m�czyzna, kt�rego widzi pierwszy raz � wygl�dali na ludzi, kt�rzy wpadli w sam �rodek emocjonalnej walki i nie wiedza jak maja si� zachowa�.
Ale jej matka... o, tak. Jej matka usiad�a blada, zmartwiona, z wyba�uszonymi oczami... winna.
Jasha przem�wi� jako pierwszy, u�ywaj�c tonu rozs�dnego starszego brata, kt�ry sprawia�, �e chcia�o si� jej krzycze� - Firebird, my�lisz, �e zosta�a� zmieniona w szpitalu? Przecie� urodzi�a� si� w domu. Pami�tasz t� histori�? Wszyscy pami�tamy, t� noc, i opowiedzieli�my ci t� histori� przynajmniej dziesi�tki razy.
Jego �ona, Anna, dotkn�a jego ramienia ale spojrza� na ni� i potrz�sn�� g�ow�.
- Co? � zdenerwowa� si� � Ja tylko stwierdzam fakty.
Firebird podnios�a g�os �A ja m�wi� tylko to co lekarz mi powiedzia�. Nie jestem spokrewniona z �adnym z was.
Ka�dy w Szpitalu w Seattle m�wi� rodzinie, �e Dr. Mitchell jest najlepszy w dziedzinie chor�b genetycznych. Sama do�wiadczy�a, �e jest najlepszy w dziedzinie arogancji i ostatni w dziedzinie taktu.
- Dlaczego twoi rodzic zmuszaj� mnie do marnowania mojego czasu? Jeste� adoptowana. Szukam genetycznej mutacji powoduj�cej chorob� twojego ojca. Jeste� dla nas bezu�yteczna. Odwr�ci� si�.
- Kto� tu oszala� i to nie s� moi rodzice. - W�ciek�y na go, Firebird chwyci�a go za rami� - Nie jestem adoptowana.
Spojrza� na ni� jak by by�a robakiem - Oh, na Boga. Nie mam czasu bawi� si� w to. Nie mam czasu zajmowa� si� twoim wstrz�sem i gniewem. Laboratorium przebada�o krew trzy razy. Nie rozumiesz, �e do Konstantine i Zorana Wilder oraz ich synowie s� inni ni� ty. - cisn�� wykres pod jej nos � Sp�jrz na to!
Spojrza�a. Przegl�da�a wyniki wiele razy. To nigdy nie zmieni�o si�.
Konstantin wyprostowa� si� w swojej le�ance i powiedzia� - Ten osio� lekarza pope�ni� b��d.
- Nie. Tato ty masz grup� krwi A. Mamo, ty masz AB. To oznacza, �e wszystkie dzieci musz� mie� grup� krwi A, B, albo AB. Laboratorium szpitalne zaszufladkowa�o mnie jako O-.
- Wi�c oni s� w b��dzie. - Rurik by� drugim synem, dawny pilot wojskowy � Jasha ma racj�. Pami�tam t� noc, pada�o tak mocno � nie by�o mowy �eby kto� zamieni� dzieci.
Adrik by� najm�odszym synem. Wyjecha� i znikn�� na siedemna�cie lat robi�c niewiadomo co. Wr�ci� zmieniony ze �miej�cego si� nastolatka w cz�owieka ze srog� twarz�. Ukl�kn�� obok Firebird i m�wi� �agodnie, przekonany, �e ma racj� - Ja przypominam sobie jak widzia�em ci� nast�pnego ranka. Pomy�la�em, �e jeste� najbrzydsz� rzecz� jak� kiedykolwiek widzia�em, by�a� pomarszczona, czerwona i brzydka. By�e� na pewno nowonarodzonym dzieckiem. Szpital musia� si� pomyli�.
- Sprawdzi�am swoj� kart� z Czerwonego Krzy�a . Jestem O minus. To nie wymaga zaawansowanej wiedzy o genetyce, �eby widzie�, �e kto� z moj� grup� krwi nie mo�e by� dzieckiem dw�ch ludzi, kt�rzy maj� zupe�nie inn� grup� krwi.
Wszyscy wymienili szybkie spojrzenia.
- Mo�e to jest jaki� rodzaj genetycznej mutacji? - Ann zapyta�a.
Firebird popatrzy�a wprost na Zoran� - Nie wiem. Mamo, jak s�dzisz?
- Bo�e -Zorana zblad�a z przera�enia - Bo�e.
Adrik podszed� do niej - Mamo?
- Zorana? - Konstantin pochyli�o si� do przodu � Co si� sta�o?
�zy zebra�y si� w oczach Zorany. Przycisn�a d�o� do ust i potrz�sn�a g�ow� w agresywnych dreszczach.
Wzrok skruszonej twarzy jej matki uspokoi� niepok�j Firebird.
Najgorszy sko�czy�o si�. Mia�a swoje potwierdzenie.
To by�a prawda Zorana wiedzia�a, �e to jest prawda.
Firebird nie by�a jej c�rk�.
Firebird powiedzia�a - Mamo, mo�e powiesz nam wszystkiego, co mo�esz pami�ta� o tej nocy gdy urodzi�a�... twoje dziecko.
Zorana kiwn�a g�ow� w nieszcz�snej zgodzie i zacz�a histori�, kt�r� Firebird zna�a ze s�yszenia. Ale tym razem, Zorana powiedzia�a im szczeg�y, kt�re trzyma�a w ukryciu przez tyle lat...
Rozdzia� 3
Dwadzie�cia trzy lata temu...
Niebo przeci�a b�yskawica, a nast�pnie by�o s�ycha� grzmot.
- Przyj, Zorana, przyj!
Deszcz sp�ywa� w wiadra, ju� od godziny, uderza� o okna domu Wilders�w.
Z powodu b�lu, Zorana Wilder straci�a kontrol� nad pogod�.
- Przyj, Zorana, przyj!
Zorana warkn�a na lekarza - Odejd� ode mnie.
- Odej�� od ciebie? - Dr. Lewis zachwia� si� na nogach, a jego zapach oznacza�, �e wypi� mn�stwo whisky i znalaz� si� w tym miejscu przez burz� - Je�li nie odbior� porodu to kto to zrobi? Ta stara nauczycielka? - rycza� ze �miechu.
Panna Joyce, chodzi�a tam i z powrotem w g��wnej sypialni Wilders�w, z niepokoju, strachu, albo mo�e ze strachu rumieniec pokrywa� jej policzki. Przyby�a z lekarzem, ubrana w jej zwyk�y uniform. Z ostro�no�ci� w g�osie, wyja�ni�a �e by�a z nim gdy zadzwoni� telefon i pomy�la�, �e powinna przyjecha� z nim aby pom�c.
Zorana ledwie powstrzyma�a si� przed powiedzeniem, �e najlepsz� pomoc� Panny Joyce by�o by utrzymanie go w trze�wo�ci.
Jednak pewne sprawy by�y poza w�adz� Panny Joyce.
Gdyby tylko Konstantin by� tutaj. Zawsze, gdy Zorana rodzi�a, trzyma� j� za r�k� i uspokaja� swoim g�osem. Min�o dziesi�� lat odk�d Zorana rodzi�a ostatnio. Teraz by�o inaczej. Ten syn by� wi�kszy. Zacz�o si� szybko, zbyt szybko aby mog�a dosta� si� do szpitala, musi rodzi� w jej w�asnym ��ku, przy �wietle dw�ch lampek nocnych, w towarzystwie pijaka i sze��dziesi�cioletniej dziewicy.
Konstantine Wilder odpowie mi za to.
- Gdzie on jest? - Zorana wysapa�a - Gdzie jest ten �ajdak, kt�ry doprowadzi� mnie do tego stanu?
Panna Joyce zesz�a jej z widoku, waha�a si�, jej twarz zniekszta�ci�a si�.
- Do cholery, Doktorze - Zorana wycedzi�a przez z�by � Jakie leki mi poda�e�?
Dr Lewis spojrza� na ni� ze zdumieniem - Prosi�a� o nie. Pami�tasz? Powiedzia�a� nauczycielce?
- Nie, ja nie m�wi�am! - Zorana wykrzykn�a - �adnych lek�w. M�wi�am ci... �adnych lek�w!
Panna Joyce wytar�a czo�o Zorany szmatk� - Ona nie pami�ta - Zorana us�ysza�a, jak powiedzia�a lekarzowi.
Gdyby Zorana mia�a cho� troch� energii, zeskoczy�aby z ��ka i trzepn�aby ich obydwoje.
- Przyj, Zorana, przyj! - panna Joyce powiedzia�a.
Zorana chwyci�a swoje kolana, nabra� tchu i zacz�a prze�.
Ci�nienie wewn�trz by�o silne. Dziecko ju� prawie wysz�o.
- Gdzie jest Konstantin? - zap�aka�a w panice.
- Tama nad zatok� pu�ci�a i on ratuje winoro�le przed zalaniem. - Panna Joyce powachlowa�a si� swoj� r�k�.
- Nie obchodz� mnie winoro�le. Niech je zmyje. - Zorana poczu�a kolejny skurcz � Przyprowad� Konstantina. Jego syn przychodzi na �wiat.
Dr Lewis �mia� si� � My�lisz, �e to jest kolejny syn?
Oczywi�cie, �e to jest syn. Przez tysi�c lat, Varinscy, a teraz Wildersi, maj� jedynie syn�w. Mia�a trzech syn�w, silnych syn�w, psotnych syn�w, pi�knych syn�w....? - Przyprowad� Konstantina natychmiast!
Panna Joyce poprawi�a je poduszk� i powiedzia�a - Je�li on nie opanuje powodzi, dom i my razem z nim pop�yniemy daleko.
Zorana spojrza�a za okno. Wsz�dzie by�a czarna noc. Wtedy jasna b�yskawica rozdzieli�a niebo.
J�cza�a. �zy b�lu i strachu pop�yn�y z jej oczu, a niepok�j rozrasta� w jej umy�le. Jej ch�opcy - Jasha, Rurik, i Adrik � powinni le�e� w ��ku pogr��eni we �nie, ale nikt nie m�g� przespa� t� gwa�town� burz�. A Konstantin jest tam gdzie�, w deszczu i szalej�cym wietrze, nara�aj�c swoje �ycie... poniewa� b�l i leki zwi�kszy�y jej moc... burza uderza�a w nich z jeszcze wi�ksz� si�� - Konstantin... - wo�a�a �agodnie.
Lekarz poci�gn�� �yk z butelki, zawin�� r�kawy i powiedzia� tu� przy jej twarzy- Ju� nie d�ugo.
Zorana wrzasn�a � Trzymaj si� z dala ode mnie!
- Nie b�d� g�upia, kobieto. Jestem lekarzem. Potrzebujesz mnie. - Dr. Lewis u�miechn�� si� idiotycznie i nachyli� si� nad ni�.
- Nie! - kopn�a go.
Wprawi�a go w os�upienie, polecia� do ty�u, machaj�c ramionami i trafi� na toaletk� tak mocno a� lustro zatrz�s�o si� w ramie � Co Ty robisz? - zabrzmia� jakby walczy� aby stan�� na nogi.
Panna Joyce pochyli�a si� do niego.
Zorana us�ysza�a g�uchy odg�os, jak d�wi�k dojrza�ego melona kiedy si� go upu�ci.
Panna Joyce wsta�a, jej niebieskie oczy ja�nia�a w radosnym podnieceniu - Zemdla� .
- To g�upiec - Zorana by�a w�ciek�a.
- I tak go nie chcia�a�.
- Oczekiwa�em, �e b�dzie �wiadomy!
- Nie martw si�. - Miss Joyce podwin�a r�kawy i zast�pi�a go - Ja mog� odbiera� por�d.
Zorana nie mia�a �adnych w�tpliwo�ci �e mog�a. Kr��y�y pog�oski, �e Miss Joyce jest z Houston, �e uczy�a w szkole zdominowanej przez chuligan�w, �e brutalnie zosta�a zaatakowana przez student�w z no�ami i sp�dzi�a p� roku w szpitalu. Je�li kiedykolwiek cierpia�a z powodu tkwi�cego g��boko b�lu albo niepokoju egzystencjalnego, w �aden spos�b nie okaza�a tego. Panna Joyce sprowadzi�a si� do tej ma�ej miejscowo�ci w g�rach wkr�tce po narodzinach ch�opc�w Zorany i uczy w miejscowej szkole od tamtego czasu, zdobywaj�c reputacj� niewzruszonej. �aden ucze� nigdy nie zadziera� z ni�.
Panna Joyce pochyli�a si� - Przyj, Zorana. Przyj!
Zorana par�a, st�ka�a z wysi�ku rodzenia syna. Ju� prawie by�. Ju� prawie....
B�yskawica b�ysn�a tak jaskrawo, co spowodowano utrat� wzroku u Zorany.
�wiat�a zgas�y.
-By�am na to przygotowana. - Panna Joyce w��czy�a �wiat�o b�yskowe, opieraj�c je o stolik nocny - Jest nie�le. - u�miechn�a si� do Zorany.
Jakie� male�kie zawodzenie przedziurawi�o powietrze.
Ten d�wi�k. W panice, wspar�a si� na �okcie - Ju� s�ysz� p�acz mojego male�stwa.
- To lekarz - Panna Joyce poprawi�a j� - Jest �a�osny.
- Nie to noworodek.
- To przez leki. Masz halucynacje. Teraz skup si�! - Panna Joyce pochyli�a si� nad Zoran�.
Zorana zapar�a si�. Par�a tak mocno, a� poczu�a �e dziecko wysz�o z niej.
Opad�a na poduszki, rozp�yn�a si� z wysi�ku, zapoci�a.
Dziecko krzycza�o, jego p�uca by�y silne.
Zorana u�miechn�a si� jak tylko us�ysza�a je.
Wtedy jej u�miech przygas�.
Dwa p�acze...? Dwoje dzieci?
Dostawa�a sza�u.
Podnios�a g�ow� i zobaczy�a, jak Panna Joyce trzyma w ramionach niemowl� ca�e we krwi.
Zorana mrugn�a, walcz�c ze skutkami lek�w, kt�re zmusza�y j� aby opad�a. Musia�a zobaczy� swojego syna zanim za�nie, upewni� si�, �e jest w porz�dku.
Panna Joyce podesz�a w kierunku �wiat�a i jako� przemkn�a na zewn�trz.
W panice, Zorana walczy�a by czuwa� � Mo�esz go umy�? Mo�esz owin�� go? Nie pozw�l mu marzn��!
- Zajm� si� tym.
Jedna b�yskawica roz�wietli�a ka�dy zak�tek �wiata i Zorana zobaczy�a jej syna, jego pomarszczona twarz, jego d�ugie cia�o.
By� pi�kny. Zdrowy. Doskona�y. Jej syn. Kolejny syn Konstantina.
- W porz�dku � mamrota�a � W porz�dku - jej wola ust�pi�a miejsca lekom i wyczerpaniu.
Spa�a.
- Niech pomy�l�. Niech pomy�l�!
Wysoki, m�ody g�os Adrika obudzi� Zoran�, ale trzyma�a oczy zamkni�te i u�miecha�a si� poniewa� s�ysza�a pozosta�ych ch�opc�w i Konstantina, kt�ry energicznie ucisza� ich.
Adrik by� najm�odszy i na pewno nie zwr�ci� �adnej uwagi ��daniom ojca - Jeszcze chwileczk�! - nalega�.
- To jest nie to, g�upi. To jest dziecko. � to by� Rurik, bardziej do�wiadczone drugie dziecko.
- Bardzo specjalne dziecko. - g��boki g�os Konstantina podgrza� Zorany dusz�.
Zerkn�a pod swoimi rz�sami.
To by� poranek. S�o�ce �wieci�o przez okna. By�o czysto. Nie by�o �adnych �lad�w porodu.
Jej trzej ch�opcy zebrali si� wok� ��eczka dla noworodka, wpatruj�c si� w ich ma�y cud.
Ale Konstantin wpatrywa� si� w ni�. Wpatrywa� si� w ni� z tak� mi�o�ci�, a� jej serce chcia�o wybuchn�� z rado�ci.
Cicho pochyli� si� nad ni�. Odsun�� jej w�osy z czo�a. I cicho tak, �eby tylko ona s�ysza�a powiedzia� - Dzi�kuj�, liubov maya, za ten wielki dar.
Mia� �zy w oczach, ten jej du�y barbarzy�ca - Dzi�kuj� moja mi�o�ci, za wszystko co mi da�a�.
Star� swoje �zy, wtedy odwr�ci� si� do jego syn�w - Ch�opcy, mama ju� nie �pi. Pozwolimy jej potrzyma� dziecko w ramionach?
- Mama! - Adrik skoczy� na ��ko.
Konstantin zdj�� go z materaca i postawi� na pod�odze - Ostro�nie, m�j ch�opcze. - podszed� do ��eczka.
Jasha obj�� ramieniem m�odszego brata � Jeste� ju� du�y. Tak jak ja i Rurik. - rzuci� znacz�ce spojrzenie w kierunku Rurik.
Rurik obj�� ich obydwu.
Adrik nie by� g�upi. Wiedzia�, �e si� z niego nabijaj�, ale bycie jednym z du�ych ch�opc�w by�o zbyt poci�gaj�ce. U�miechn�� si� z wy�szo�ci�.
Konstantin wymieni� u�miech z Zoran� i poda� jej noworodka.
Ostro�nie obj�a swoje dziecko, patrzy�a na czerwon�, pomarszczon� twarz, zastanawiaj�c si� jak takie male�stwo mo�e spowodowa� tak� m�k� - Jest du�o mniejszy ni� pozostali ch�opcy.
- C�, oczywi�cie. My�la�em o imieniu. - Konstantin napr�y� pier� - To musi by� imi�, kt�re b�dzie co� znaczy�o. S�dz�, �e to powinno by� Firebird.
- Jak samoch�d, Tata? Jak Pontiac? - Jasha wygl�da� jakby jego ojciec oszala�.
Konstantin �mia� si� - Jak rosyjska legenda. Firebird Maryushka. To jest doskona�e.
Zorana mrugn�a - Ale... to imi� dla dziewczynki.
- Dok�adnie. Firebird symbolizuje zmian� i �wiat�o. Maryushka to imi� szwaczki, kt�ra zosta�a odmieniona przez firebird, wi�c to jest dobre imi� dla tego dziecka. Prawda?
Papla�. On musi papla� - Dlaczego chcesz nazwa� swojego syna jak ptaka i kobiet�?
- Naszego syna? - Konstantin roze�mia� si� � Nikt Ci nie powiedzia�? To nie jest syn. To jest c�rka! � po�o�y� swoje rami� pod ni�, obejmuj�c zar�wno j� jak i noworodka - To jest nasza c�rka!
- To niemo�liwe.
- Gdy lekarz powiedzia� mi to, powiedzia�em to samo. �adna dziewczyna nie urodzi�a si� przez tysi�c lat. Ale to jest dziewczyna. Nasza c�rka. - przytuli� Zoran� mocniej � To jest cud!
- Nie � odsun�a si� i wpatrywa�a w Konstantina � Ja widzia�am go. Widzia�am naszego syna.
- Podano Ci leki... Mia�a� przywidzenia. �ni�a�. � Konstantin zmieni� dziecku pieluszk� jak by robi� to od zawsze - Jak wr�ci�em wczoraj wieczorem, spa�a� tak mocno, �e nie mog�em Ci� obudzi� aby� nakarmi�a dziecko. Musia�em da� jej butelk�.
- Tak, podali mi �rodek usypiaj�cy, ale widzia�am go. Urodzi�am syna.
Konstantin zmarszczy� brwi z niepokojem - To jest c�rka.
Zorana odepchn�a Konstantina. Odwin�a dziecko z koca, kt�rym by�o opatulone, zrzuci�a pieluszk�.
Ch�opcy spojrzeli z jednego boku materaca. Konstantin spojrza� z drugiego.
Adrik zabrzmia� ponuro - To z ca�� pewno�ci� dziewczynka, Mamo.
- To jest jedyne dziecko, jakie mamy, Mamo. - Jasha spr�bowa� j� uspokoi�, ale to by�o oczywiste, �e matka by�a zmartwiona - Widzisz. Ona jest �adna.
Rurik stan�� rami� w rami� z Jasha - I kochamy j�.
- Gdzie panna Joyce? - Zorana zapyta�a - Ona powiedzia�a, �e to by� ch�opiec!
- Gdy tylko woda opad�a, wysz�a - Konstantine powiedzia� - Ale pogratulowa�a mi c�rki.
Panika wzros�a w gardle Zorany - Co z lekarzem?
- Panna Joyce zabra�a go ze sob� - Jasha powiedzia�a - Uderzy� si� w g�ow�. Mia� du�e st�uczenie na czole.
- Urodzi�am syna - jej pewno�� nieco opada�a.
Konstantin wygl�da� na wystraszonego - Dosta�a� wiele lek�w - nalega�.
Zorana spojrza�a na dziecko.
B�czek otworzy� oczy. Dzieci nie widzia�y. Nie mog�y zobaczy� niczego tylko zatarte obrazy. Ale to dziecko patrza�o na Zoran� � i zobaczy�o j�.
By�a taka male�ka. Taka doskona�a. Jej palce... jej mi�kka, s�odko pachn�ca sk�ra... malutka czupryna...
Zorana dosta�a leki. Mo�e mia�a halucynacje.
Dziecko wyda�o z siebie popiskuj�cy ha�as, a nast�pnie otworzy�o buzi� i wrzeszcza�o. Wrzeszcza�o tak g�o�no jak �aden z ch�opc�w Zorany kiedykolwiek wrzeszcza�.
- Wow - jej synowie wpatrywali si�, z wyba�uszonymi oczami na niemowl� i cofn�li si�.
- Podali�my jej mleko w proszku - Konstantin zawsze by� pewny siebie, ale teraz zawaha� si�. - Mog� j� nakarmi�... je�li Ty nie chcesz.
Krzyki dziecka spowodowa�y, �e piersi Zorany sta�y si� pe�ne i twarde i cierpia�y z powodu napi�cia.
- Mam - twarz Adrika przekr�ci�a si� z przera�eniem gdy dziecko wrzasn�o - Zr�b co�! Zr�b co� teraz!
Konstantin wygl�da� na nieszcz�liwego.
- W porz�dku! - Zorana rozpi�a swoj� koszul� nocn� � Ju� dobrze, nakarmi� Ci� - przy�o�y�a dziecko do swojej piersi.
Niemowl� nie potrzebowa�o �adnej perswazji. Nacisn�o na sutek i zacz�o szybko je��.
Adrik wpatrywa� si� z wyba�uszonymi oczami, przera�ony � Co Ty robisz?
- Karmi j�. - Jasha wpatrywa� si� przy �cianie ponad g�ow� Zorany.
- Fuj. To ohyda! - Adrik powiedzia�.
- Tak. - Rurik popchn�� m�odszego brata w kierunku korytarza - Ale tak to si� robi, wi�� przywyknij do tego.
Pr�buj�c szybko wyj��, dw�ch ch�opc�w zablokowa�o si� w drzwiach, wtedy Jasha dogoni� ich i wypchn�� na zewn�trz.
Zorana za�mia�a si� �agodnie.
Konstantin zamkn�� drzwi za nimi i wr�ci�o do niej � Czy to dobrze, �e mamy c�rk�?
Zorana spojrza�a na dziecko.
Nie przypomnia�a sobie rodzenia tej male�kiej istoty.
Ale nie by�o �adnego innego dziecka, a ona przycisn�a swoj� male�k� pi�� do piersi Zorany i ssa�a z tak� si��, �e mi�o�� wezbra�a w niej jak rzeka. - Firebird Maryushka, powiedzia�e�?
- Podoba Ci si� takie imi�? - Konstantin usiad� na materacu przy niej.
- Bardzo mi si� podoba.
Rozdzia� 4
Wrogo��, b�l, i gorycz zmiesza�y si� jak trucizna w duszy Firebird - Wi�c to naprawd� si� wydarzy�o?
U�miech Zorany przygas� i odwr�ci�a si� wpatruj�c si� daleko.
- Firebird! Nie rozmawiaj z Mam� w ten spos�b - Jasha udzieli�a nagany.
Ale nie by� jej starszym bratem i nie musia�a go s�ucha� - Dlaczego nie? - popatrza�a wprost na niego - Ok�ama�a mnie wcze�niej. Zawsze opowiada�a mi t� dramatyczn� histori� o burzy i pijanym lekarzu i one Pannie Joyce, kt�ra uratowa�a sytuacj� i odebra�a por�d.... Teraz to brzmi jakby Panna Joyce w og�le nie pomog�a mi przyj�� na �wiat.
- Przepraszam - Zorana stan�a, uciek�a w kierunku �azienki i zamkn�a drzwi na klucz.
Cisza, kt�ra nast�pi�a gn�bi�aby Firebird... je�li ona by�a by cz�ci� tej rodziny. Ale nie by�a.
- Je�li chcesz kogo� obwinia�, to obwiniaj mnie. Twoja matka powiedzia�a mi prawd�. Nie uwierzy�em jej. S�dzi�em, �e to przez leki. - g�os Konstantina by� niski i opanowany, ca�kiem niepodobny do jego zwyk�ego wrzeszczenia.
To informowa�o Firebird jak naprawd� by� z�y. To i jego zaci�ni�te pi�ci. Lecz tak�e niepokoi� si� o swoj� �on� i o Firebird, kt�ra cierpia�a.
- W porz�dku � wymamrota�a � Jestem idiotk�.
- Z ca�� pewno�ci� - Rurik powiedzia�.
Mo�e ci ludzie nie byli jej rodzin� ale kocha�a ich. Kocha�a Zoran�.
Du�a, gor�ca �za pop�yn�a po jej policzku.
Konstantine, Jasha, Adrik, i obcy facet wszyscy spiorunowali wzrokiem Rurika.
- Dobra robota - Adrik zagrzmia�.
- Tak jak by�cie wszyscy nie my�leli tak samo - Rurik wygl�da� na zdenerwowanego.
- Tak, ale jeste�my wystarczaj�co bystrzy by tego nie powiedzie� - Jasha powiedzia�.
- Nie wiedzia�em, �e si� pop�acze - Rurik powiedzia�.
- Ona zawsze p�acze - Adrik powiedzia�.
-Sk�d mo�esz to wiedzie�? Nie by�o Ci� przez siedemna�cie lat. Nie robi� tak! - Firebird pr�bowa�a si� uspokoi�.
Aleksandr klepa� j� po policzku i spiorunowa� wzrokiem pok�j - Stop. �li ch�opcy!
- Do�� - Konstantin skin�� na Ann i Tasya.
Jej bratowe ukl�k�y obok Firebird.
- Nie zwracaj uwagi na tego idiot� mojego m�a - Tasya podaj�c Firebird chusteczk�, powiedzia�a - Trzymaj, wydmuchaj nos.
Firebird dmuchn�a - Krzycza�am na Mam�.
- Leki... i ci ludzie... Zorana nie wiedzia�a, na pewno nie... - Ann zawaha�a si�.
- Zaakceptowa�a mnie jako jej c�rk�? Przesta�a poszukiwa� swojego prawdziwego dziecka? � nie mog�a zatrzyma� �ez. Przytuli�a Aleksandra.
Odsun�� si� i zaprotestowa� - Mama, nie p�acz!
- Mamy przeprasza - Firebird krzykn�a na Zoran�, sprawi�a b�l synowi, wszystko dlatego, �e dowiedzia�a si� prawdy i nie potrafi�a si� z tym pogodzi� .
- Aleksander - kobieta na kanapie poklepa�a miejsce przy niej - Przynie� swoj� ksi��k� i usi�d� przy mnie.
Aleksander spojrza� na swoj� matk� � Mog� usi��� ko�o Karen?
Ann odpowiedzia�a na jej pytanie zanim zd��y�a zapyta� � To jest �ona Adrika. Wzi�li �lub w zesz�ym tygodniu.
Tasya wskaza�a starszego m�czyzn� o szorstkim wygl�dzie, kt�ry stan�� obok drzwi do kuchni � To jest ojciec Karen. Pom�g� w bitwie z Vari�skimi.
- Nie by�o mnie tylko jeden dzie� - Firebird wpatrywa�a si� w swojego zaginionego brata, w jego now� �on�. Gdyby wszystko by�o normalne, sp�dzi�aby wiecz�r pytaj�c o jego �ycie, s�uchaj�c jego historii, spotykaj�c si� z lud�mi, kt�rzy przyjechali z nim - jego now� �on� i nowym te�ciem.
Troch�, wstydzi�a si� ze zrujnowania powrotu do domu Adrika. Ale dzi�... dzi� pomy�la�a, nic ju� nigdy wi�cej nie b�dzie normalnie.
- Mama! - Aleksander