Chelsea Quinn Yarbro - Krwawe igrzyska
Szczegóły |
Tytuł |
Chelsea Quinn Yarbro - Krwawe igrzyska |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Chelsea Quinn Yarbro - Krwawe igrzyska PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Chelsea Quinn Yarbro - Krwawe igrzyska PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Chelsea Quinn Yarbro - Krwawe igrzyska - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Spis treści
Karta tytułowa
Dedykacja
OD AUTORKI
CZĘŚĆ PIERWSZA
ACJA OLIWIA KLEMENS, ŻONA SYLIUSZA 9
.2.
.3.
.4.
.5.
.6.
.7.
.8.
.9.
. 10 .
. 11 .
. 12 .
. 13 .
. 14 .
. 15 .
. 16 .
. 17 .
. 18 .
. 19 .
Strona 3
CZĘŚĆ DRUGA
RAKOCZY SAINT GERMAIN, FRANCISKUS 253
.1.
.2.
.3.
.4.
.5.
.6.
.7.
.8.
.9.
. 10 .
. 11 .
. 12 .
. 13 .
. 14 .
. 15 .
. 16 .
. 17 .
. 18 .
. 19 .
. 20 .
. 21 .
. 22 .
. 23 .
EPILOG
Strona 4
CHELSEA QUINN YARBRO
KRWAWE IGRZYSKA
Przełożył: Radosław Kot
2010
Strona 5
Dla
MICHAELA MOORCOCKA
z miłością i muzyką
Strona 6
OD AUTORKI
Osadzając powieść w realiach historycznych, starałam się w miarę
możliwości odtworzyć jak najwierniej scenerię Rzymu z pierwszego
wieku naszej ery, sięgając przy tym do autentycznych postaci, które
wówczas żyły. Przedstawiając zdarzenia z tamtego okresu, opierałam
się na różnych zachowanych do dzisiaj źródłach i relacjach, a gdy nie
były one dostępne albo okazywały się sprzeczne, podążałam raczej za
wymogami akcji, na bok odkładając akademickie rozważania.
Warto zaznaczyć przy tym, że takie wynalazki, jak zamontowane na
rydwanach drogomierze, lektyki, centralne ogrzewanie, armatura
wodna, okulary, linie montażowe czy bary szybkiej obsługi naprawdę
istniały już w tamtych czasach, chociaż wielu czytelnikom ich
obecność w książce może się wydać anachronizmem.
Poza tym jest to jednak fikcja literacka, zatem cechy charakteru
opisywanych postaci, zarówno tych powołanych prozą do życia, jak i
znanych z kart podręczników, są w całości wytworem pisarskiej
wyobraźni i w żadnym przypadku nie należy postrzegać ich inaczej.
List od egipskiego aptekarza i handlarza ziołami do Rakoczego
Sanct’ Germaina Franciskusa, przebywającego w Rzymie:
Do tego, który zwie się obecnie Rakoczym Sanct’ Germainem
Franciskusem, od sługi Imhotepa z pozdrowieniami.
Doszła do mnie Twa pyrośba i zrobię, co w mojej mocy, aby dostarczyć
Ci potrzebne przyprawy i medykamenty. Jednak zdobycie co rzadszych
spośród nich może okazać się trudne, zwłaszcza teraz, gdy w kraju
pojawiłi się Rzymianie. Proszę Cię więc, mistrzu, o cierpłiwość. Dostaniesz,
Strona 7
o co pisałeś, jednak zgromadzenie wszystkiego może potrwać i rok z górą,
jako że dwie spośród wymienionych substancji przyjdzie mi sprowadzić
Jedwabnym Szłakiem. Informuję o tym, jako że sam zaznaczałeś
wcześniej, iż gotów jesteś czekać tyle tylko, ile napyrawdę okażx się
konieczne. Pewien, że pragniesz szczegóły swego zamówienia zachować w
tajemnicy, nie wymienię tu nazwy żadnej z oczekiwanych przez ciebie
rzeczy.
Ziemia z Dacji to całkiem inna sprawa. Możemy dostarczyć ją w
dowolnej ilości, chociaż jestem zdumiony, że Ci jej zabrakło. Przekazując
ten list, wyślę dziewięć dużych beczek. Piszesz, że budujesz sobie willę,
wybrawszy dla niej miejsce w pobliżu koszar pretorianów, za murami
Rzymu. Przypuszczam zatem, że ziemia potrzebna będzie Ci do
wypełnienia fundamentów domu. Spełniając częściowo pozostałe Twoje
prośby, wysyłamy także elementy mozaiki dobrane wedle opisu oraz
farbowaną bawełnę i płótno, wszystko w zamówionych przez Ciebie
barwach. Wspomniane w piśmie cynobry, turkusy, kameole, jaspisy, agaty,
onyksy i alabastry zgromadzę w interesujących Cię ilościach do końca
żniw i też niezwłocznie je wtedy wyślę. Znalezienie selenitu może potrwać
trochę dłużej, niełatwo bowiem o kamienie księżycowe upragnionej przez
Ciebie jakości. Wyślę ludzi, aby poszukali ich w Partii oraz w Hindustanie.
Bardzo Cię proszę, abyś nie dał do siebie przystępu rozczarowaniu, jeśli
niczego jednak nie znajdą. O rubinach i diamentach wspomniałeś, że sam
masz do nich dostęp, nie będę ich zatem szukał. Gdyby jednak coś się
zmieniło, starczy, że przyślesz słówko, a postaram się o takie klejnoty,
jakich tylko zapragniesz.
W swoim liście wspomniałeś, że nie przewidujesz, aby zdarzyło Ci się
odwiedzić mój kraj w najbliższych latach. Smutna to wiadomość,
albowiem ta garstka pozostałych tu jeszcze naszych braci bardzo liczy na
Twój powrót. Obecnie musimy prowadzić nasze nauczanie w tajemnicy i
nie ma szans, aby się to zmieniło. Nie tylko Rzymianie nam nie ufają, ale
Strona 8
nawet nasi pobratymcy, nasłuchawszy się Greków i Rzymian, uważają nas
za przeżytek. Kapłani Imhotepa trudnią się obecnie kupiectwem, boją się
bowiem uzdrawiać.! Gdybyś do nas wrócił, może byłoby inaczej.
Wybacz, mistrzu, te żale, ale to rozpacz przeze mnie przemawia i nie są
one wyrzutem wobec Ciebie. Dobrze, że mieszkasz w Rzymie, a nie tutaj.
W Aleksandrii straszą już tylko żałosne cienie dawnej chwały, Luksor
popadł w zapomnienie. Powiedziałeś kiedyś, że gdybym poszedł na
pustynię, nie znajdę tam spokojnej śmierci, a jedynie do zguby
przywodzące szaleństwo. Nie wyruszę zatem ku piaskom, chociaż wydaje
mi się, że za długo już żyję na tym świecie.
O cokolwiek poprosisz, zostanie spełnione, albo moimi siłami, albo
siłami nas wszystkich. Nie potępiaj mnie, że tak bardzo upadłem na
duchu.
Z pozdrowieniami dla Ciebie i mojego brata Aumtehoutepa
Sennistis, arcykapłan
Strona 9
CZĘŚĆ PIERWSZA
Strona 10
ACJA OLIWIA KLEMENS,
ŻONA SYLIUSZA 9
.1.
W zapadającym zmierzchu cały Rzym przybrał niebieskawy odcień.
Dzień nieubłaganie przegrywał z nocą, wieczór był jednak ciepły i
tym samym ciężki od miejskich woni, jednak utrzymane w greckim
stylu atrium wypełniał zapach cynamonu palonego w kilkunastu
niewielkich kadzielnicach. Niewolnicy pospiesznie zawieszali ostatnie
latarnie i ustawiali niskie stoły obok łóż, na których spocząć mieli
goście.
Przechodzący przez atrium Petroniusz uśmiechnął się na widok tej
krzątaniny. Był wysoki jak na Rzymianina, z modnie przyciętymi
brązowymi włosami, które naznaczyła już lekko siwizna. Mimo
trzydziestu czterech lat jego atrakcyjna twarz wydawała się jakby nie
do końca dorosła, chociaż skryte pod prostymi brwiami granatowe
oczy zdradzały zmęczenie upływem czasu. Zamiast togi miał na sobie
tunikę rydwannika, tyle że uszytą z białego jedwabiu, a nie z prostego
płótna. Zatrzymał się przy fontannie, zaczerpnął dłonią wody.
Pachniała lekko jaśminem. Odsunął się usatysfakcjonowany. Obok, na
kwitnącej brzoskwini odzywały się kołysane lekkim podmuchem
falliczne dzwoneczki. Petroniusz dotknął gałęzi, pobudzając srebrne
tintinnabulum do bardziej zdecydowanej wypowiedzi. Miał już odejść
do mieszczącej się na tyłach domu kuchni, gdy obok pojawił się stary,
grecki służący imieniem Artemidor.
— Panie, ktoś pragnie cię widzieć — powiedział bez wstępów.
Strona 11
— Ktoś? Czyli to żaden z gości?
Uczta miała się zacząć za godzinę i rzadko zdarzało się, aby
ktokolwiek przybył wcześniej. O wiele częściej się spóźniano.
Służący skłonił się lekko.
— To jeden z senatorów.
Petroniusz westchnął.
— Czego chce? — Czegoś musiał chcieć. Pozostawanie w łaskach u
młodego cesarza miało swoją cenę.
— Nie powiedział, panie. Czy mam go odprawić? — spytał stary
Grek z jednoznacznym uśmiechem.
— Nie, lepiej nie. Wróci i będzie jeszcze bardziej natarczywy.
Zaprowadź go do… hm… do pokoju dla gości i powiedz, że zaraz do
niego przyjdę. Chętnie kazałbym mu czekać, ale uczta… — dodał z
rezygnacją. — Wiesz, co to za senator?
Służący zawahał się.
— Tak, znam go — powiedział z niechęcią i lekką nutą strachu.
— Aa… — mruknął Petroniusz. — To powiedz kto.
— To Korneliusz Justus Syliusz — odparł Grek z jeszcze większą
niechęcią.
— Czego ten stary lis może ode mnie chcieć? No to przyprowadź go
tutaj. Nie będę ukrywał przed nim, co się szykuje. Na pewno
zapragnie zostać na uczcie i z wielką przyjemnością go odprawię. Idź
po niego — powiedział i dał znak jednemu z niewolników, aby
przyniósł z domu krzesło.
— Tylko jedno? — spytał mężczyzna, przerywając nacieranie
stołów skórkami cytryny.
—Jedno, dla senatora — odparł Petroniusz z uśmiechem i spoczął
wygodnie na najbliższym łożu.
Nie musiał długo czekać.
— Dobry wieczór, Justusie — powiedział, widząc wprowadzanego
Strona 12
natręta, i wskazał na samotne krzesło.
Justus spojrzał na mebel ze złością, pojmując przytyk.
Był mistrzem w odczytywaniu podobnych sygnałów. Zbliżał się już
do pięćdziesiątki i przez dwadzieścia trzy lata pełnienia funkcji
senatora przetrwał trzy poważne polityczne zawieruchy. Wzruszywszy
lekko ramionami, zajął miejsce i uśmiechnął się fałszywie.
— Słyszałem, że oczekujesz gości, nie zabawię więc długo.
Petroniusz wyciągnął się na łożu i spojrzał na Justusa spod
przymrużonych powiek.
— Mam pewną sprawę. Drobną na tyle, że normalnie nie
zawracałbym ci głowy, ale niewiele przebywałem ostatnio w
otoczeniu cesarza, ty zaś znasz wszystkie najnowsze…
— Plotki, skandale i romanse? — spytał Petroniusz.
— Nie, gusta cesarza! — wyrzucił z siebie Justus. — Zamierzam
sfinansować kilkudniowe igrzyska i chciałbym tak je zaplanować, aby
spodobały się cesarzowi. Dlatego próbuję się dowiedzieć, co
najbardziej ostatnio interesuje Nerona. Byłbym bardzo wdzięczny,
gdybyś mi pomógł. Ostatecznie nie jestem bogaty…
— Nie? To kto wobec ciebie zasługuje na miano bogatego? —
przerwał mu z uśmiechem Petroniusz. — Masz osiem majątków
ziemskich, a twoja rodzina zawsze cieszyła się dostatkiem, prawda?
Nie słyszałem, aby los ostatnio ci nie sprzyjał.
Justus poruszył się niespokojnie i poprawił togę.
— To prawda, że dysponuję pewnymi środkami, ale mój żałosny
kuzyn zrobił, co mógł, aby nas skompromitować. Gajusz niemądrze
uczynił, wiążąc się z Messaliną. Powinien przewidzieć, że Klaudiusz
jej tego nie daruje — dodał i spojrzał bacznie na Petroniusza.
— To było lata temu — odparł gospodarz ze znudzeniem w głosie.
— Neron nie przywiązuje aż tak wielkiej wagi do ubóstwienia
Klaudiusza. Jestem pewien, że osoba o twojej pozycji nie potrzebuje
Strona 13
mojego wsparcia.
— Wsparcia nie — odparł ciężko Justus. — Jednak wielkie igrzyska
muszą być na tyle udane i oryginalne, abym wrócił do łask.
— Po co? Znowu coś knujesz? — rzucił lekkim tonem Petroniusz,
szydząc taktownie z gościa, pytał jednak poważnie.
— Ja? —Justus pokręcił głową. — Nie. Moja rodzina chyba
zrozumiała już swój błąd. Wiemy, do czego prowadzą spiski.
— A jednak chcesz ponownie zwrócić na siebie uwagę Nerona —
zauważył uprzejmie Petroniusz.
— To co innego — odparł Justus, spoglądając uważnie na
gospodarza. Słyszał, że Tytus Petroniusz Niger jest w rzeczywistości o
wiele bardziej inteligentny, niż się powszechnie sądzi. Ostatecznie to
on napisał podobno tę dziwną i pełną sarkazmu opowieść. Justus
postanowił zmienić taktykę. — Nic mi nie przyjdzie z majątku ani
stanowiska senatora, jeśli nie uda mi się zbliżyć do Nerona. Zastanów
się tylko. Obecnie w każdej chwili może odebrać mi posiadłości,
uwięzić mnie albo moją żonę, albo nawet nas oboje, czyniąc mnie
może niezupełnie żebrakiem, ale różnica byłaby niewielka. Gdyby się
okazało, że jest wobec mnie dobrze nastawiony, wielki ciężar spadłby
mi z serca. Zależy mi na odbudowaniu poczucia bezpieczeństwa,
zwłaszcza że znowu się ożeniłem. Chcę ochronić Oliwię, która na
pewno przeżyje mnie o wiele lat.
— Twoim dwóm wcześniejszym żonom jakoś się to nie udało —
zauważył Petroniusz.
— Korynna przecież żyje. Być może postąpiłem okrutnie,
rozwodząc się z kobietą, która postradała zmysły, ale co innego
mogłem uczynić? Nie miałem spadkobierców i nikłe były szanse, że
mi ich dostarczy. Jest pod dobrą opieką, otrzymuję na bieżąco
informacje na temat stanu jej zdrowia. — Wolałby nie poruszać
tematu swoich poprzednich żon, niemądrze byłoby jednak tak
Strona 14
całkiem od niego uciekać. Wiedział, że Rzym nastawia ucha na
wszelkie plotki i pogłoski, i że to one decydują o aktualnej pozycji
każdego, kto cokolwiek znaczy. Nie mógł sobie pozwolić na kolejne
sugestie, jakoby przyczynił się do śmierci Walentyny i szaleństwa
Korynny. — Walentyna zaś zmarła z naturalnych przyczyn. Była
młoda, ale los jej nie sprzyjał.
— Na pewno wszyscy twoi przyjaciele żywią wielką nadzieję, że
Oliwia będzie miała więcej szczęścia. — Petroniusz pomyślał, że
naprawdę nie lubi Korneliusza Justusa Syliusza. Od dawna miał go za
człowieka samolubnego i niemiłego w obejściu, jednak hipokryzja,
którą okazał, mówiąc o swoich żonach, to już było za wiele. Chyba
tylko najbardziej cyniczni Rzymianie nie współczuli Acji Oliwii
Klemens, która w wieku dwudziestu łat została tak naprawdę
sprzedana Justusowi przez swoją wysoko urodzoną, ale podupadłą
finansowo rodzinę.
— Troszczę się o dobro mojej żony — powiedział z przejęciem
Justus.
— Tak, oczywiście — zgodził się Petroniusz. — Ale wracając do
tych igrzysk, które myślisz zorganizować…
— Planuję je na czerwiec, kiedy upał nie będzie nam jeszcze
przeszkadzał. Może trochę późno się do tego zabieram, ale jestem
pewien, że z twoją pomocą zdołam zgromadzić wystarczającą liczbę
uczestników. Rozmawiałem już z nauczycielami gladiatorów z
Wielkiej Szkoły i Szkoły Dackiej i usłyszałem, że ich podopieczni
stawią się na arenie. Oglądałem nawet, jak pewien retiarius uporał się
z secutorem. Chociaż stracił trójząb, tak wprawnie posługiwał się
siecią, że zdołał ostatecznie unieruchomić przeciwnika. Dacka to
prawie tak samo dobra szkoła jak Wielka. A tego secutora widziałem
nawet później bez pancerza. Bestia, nie człowiek, podobno z
Germanii. Aż się palił do prawdziwej walki. Pewnie jeszcze bliżej mu
Strona 15
się przyjrzę. Mówią na niego Arnaks, ale domyślam się, że to
przezwisko. Jego prawdziwe imię jest pewnie nie do powtórzenia. —
Zapatrzył się gdzieś w dal, wspominając twarde muskuły i grubo
ciosaną twarz Germanina.
— Nie możesz uzależniać powodzenia igrzysk tylko od gladiatorów
— powiedział od niechcenia Petroniusz, przerywając tok myśli gościa.
Justus skrzywił się lekko, potwierdzając mimowolnie domysły
gospodarza. — Mistrzowie z jednej czy drugiej szkoły na pewno cię
pokierują. Chociażby do bestiarium, gdzie też muszą mieć już coś
nowego. Sam słyszałem o pewnym Luzytaninie pracującym z
tresowanymi niedźwiedziami. Dotąd mało gdzie się pokazywał.
Podobno jest własnością Marka Sekstusa Markona, ale mogę się mylić.
— W rzeczywistości wiedział, że luzytański treser został kilka dni
wcześniej sprzedany nieznanemu z imienia kupcowi, ale nie miał
zamiaru ułatwiać Justusowi roboty.
— Niedźwiedzie? To byłoby pewnie dobre na początek — mruknął
gość, coraz bardziej tęskniąc za pucharem wina, którego gospodarz
najwyraźniej postanowił mu poskąpić.
— Ten cudzoziemiec, Rakoczy Sanct’ Germain Franciskus… na
pewno go już poznałeś? — spytał Petroniusz protekcjonalnym tonem.
— On z kolej ma niezwykłą rydwanniczkę, Ormiankę z własnym
zaprzęgiem. Raz tylko ją widziałem. Możesz sprawdzić, czy nie byłby
skłonny jej użyczyć. No i ma dostęp do wielu różnych zwierząt.
Powszechnie występujące dzikie bestie nie wzbudzają już większego
zainteresowania, chyba że postarasz się dodatkowo o jakieś plemię
pigmejów, które zapoluje na nie na arenie. Może Franciskus
załatwiłby dla ciebie coś szczególnego.
Justus pokiwał powoli głową. Wcześniej myślał, aby otworzyć
igrzyska czymś innym niż polowanie, zawsze jednak mógł powrócić
do tradycyjnego porządku zabawy.
Strona 16
— Nie, nie znam tego człowieka. Mówisz, że to cudzoziemiec?
— Zdaje się, że pochodzi z Dacji, chociaż sam nie jest Dakiem. Ma
najbardziej aroganckich niewolników w Rzymie. Wszyscy są
Egipcjanami. Gdzieś ty bywał, senatorze? Franciskus mieszka w
Rzymie od ponad roku, a ty jeszcze na niego nie trafiłeś? —
Petroniusz bez wahania korzystał z okazji, aby dokuczyć Justusowi.
— Nawet sam cesarz poprosił go o lekcje gry na egipskiej harfie —
dodał ze złośliwą satysfakcją.
— Neron i muzyka! — parsknął Justus, krzywiąc się z niechęcią. —
Szybko mu się to znudzi i cały ten cudzoziemiec będzie musiał
poszukać sobie innego możnego towarzystwa.
— Być może — stwierdził Petroniusz, unosząc się na łokciu.
Artemidor machał na niego niecierpliwie z drugiego końca ogrodu.
Lada chwila można było oczekiwać pierwszych gości.
Justus najchętniej zaprotestowałby żywo przeciwko tak pełnemu
pogardy traktowaniu, nie mógł jednak tego uczynić. Komuś innemu
nie wahałby się okazać gniewu, tylko nie Petroniuszowi. To byłoby
nazbyt zgubne działanie.
— Mówisz, że ma dostęp do różnych zwierząt?
— Bachus jeden wie, skąd je zdobywa. Konie o tygrysim
umaszczeniu, białe niedźwiedzie, wszelkie odmiany tygrysów,
długowłose pantery aż zza Hindustanu, wielbłądy, scytyjskie psy
myśliwskie, wiełkorogie jelenie z dalekiej Północy, rosłe łosie z
Brytanii. Wszystko, czego zapragniesz, i nawet jeszcze więcej.
Powiada, że wszędzie ma krewnych gotowych pomóc mu w potrzebie
— dodał Petroniusz i roześmiał się na całe gardło.
Zdumiony tak długą listą Justus uśmiechnął się nieśmiało. Zaczął
się już zastanawiać, jak wkraść się w łaski cudzoziemca.
— Z takimi okazami igrzyska byłyby nadzwyczaj udane —
powiedział w zamyśleniu.
Strona 17
— Na pewno jakiś twój przyjaciel ze stronnictwa niebieskich zdoła
cię przedstawić — zapewnił obłudnie Petroniusz. — Nie, żeby
niebieskim dobrze się ostatnio wiodło, bo zieloni…
— Neron należy do zielonych — rzucił Justus. — Nikt nie śmie
przez to nazbyt nagradzać innych stronnictw. Niebiescy mieli swoje
dni za życia Klaudiusza. — Wspomniał łaski, które spływały na jego
frakcję ze strony młodego cesarza. Stronnictwa liczyły już wiele lat,
były nawet starsze niż instytucja cesarza.
— Oczywiście — powiedział uspokajająco Petroniusz. — Chciałem
tylko przypomnieć ci o tym na wszelki wypadek. — Poczekał, czy
Justus się wtrąci, ale gdy nic takiego nie nastąpiło, mówił dalej: — Bo
cokolwiek zrobisz, pozostając z niebieskimi, narazisz się na niechęć
Nerona. On naprawdę ceni zielonych.
— Żyje wspomnieniami z młodości — parsknął Justus.
— Może. Ale dla niego to nie błahostka. Nadal trefi włosy jak
rydwannik. Jeśli tego nie uszanujesz, może nie warto w ogóle
zaczynać starań. — Zaczął się bawić jedwabnymi frędzlami zdobnego
sznura, którym był obwiązany w pasie. — Czy to już wszystko,
senatorze?
Gdy Klaudiusz był cezarem, nikt nie śmiał zwracać się do Justusa w
ten sposób, świat się jednak zmieniał. Niechciany gość stłumił złość.
— Wszystko pilne. Oczywiście wdzięczny jestem za wskazówki,
które mi przekazałeś.
Petroniusz nie był skłonny mu wierzyć, ale skinął głową. Czekał, aż
Justus wstanie i całe to żenujące spotkanie dobiegnie końca.
— Chociaż… jeszcze jedno — powiedział gość, wykonując dłonią
taki gest, jakby chodziło naprawdę o drobiazg.
— Tak też przypuszczałem — odparł Petroniusz, powstrzymując się
od westchnienia. — Z żalem muszę zaznaczyć, że nie mam już wiele
czasu, ale co to takiego, senatorze?
Strona 18
Jakby dla podkreślenia jego słów, do atrium wszedł pospiesznie
Artemidor.
— Panie, wybacz, że ci przeszkadzam, ale przyszła już grupa
greckich mimów.
— Zaprowadź ich do pomieszczenia dla gości. Niebawem przyjdę.
Jeśli będą chcieli się przygotować, mogą skorzystać z solarium. —
Spojrzał ponownie na Justusa. — Czego jeszcze chciałeś?
— Na ognie Marsa, nazbyt jestem impulsywny! — rzucił Justus i
oparł dłonie na okrytych togą kolanach. — Wybacz mi, proszę. To w
zasadzie dość delikatna sprawa.
— Innego zachowania po tobie nie oczekiwałem — zauważył
Petroniusz, domyślając się, co usłyszy.
— Nie jestem już młody — powiedział ze smutkiem gość. —
Odczuwam to coraz mocniej. Mam jednak młodą żonę. —Przerwał
znacząco. — Jest prawdziwie… nienasycona. W młodości to częste.
Stwierdzam jednak, że brak mi sił, aby sprostać jej oczekiwaniom.
Petroniusz przypomniał sobie ze wstrętem wszystkie plotki, które
słyszał ostatnio na temat Justusa.
—Jeśli marzy ci się, że przydasz sobie sił, oglądając, jak wynajęty
do tego mężczyzna gwałci twoją żonę, to musisz poszukać kogoś
innego, aby pomógł ci to zorganizować — odpowiedział
zdecydowanie Petroniusz, ignorując pełne oburzenia protesty Justusa,
który w końcu przestał nad sobą panować.
— I ty to mówisz?! — wybuchnął. — Przy całej swej reputacji
odmawiasz pomocy w czymś, co…
— Uchodzę w Rzymie za arbitra w sprawach elegancji. Elegancji,
senatorze. Opłacanie gladiatorów, aby zmuszali twoją żonę do
współżycia, nie ma z tym nic wspólnego. Porozmawiaj z właścicielem
tego Germanina, jakkolwiek się zwie. On powinien się nadać. —
Petroniusz był równie zaskoczony swoją gwałtowną reakcją jak
Strona 19
Justus. — Uwierz mi, senatorze, nie mam najmniejszej ochoty
ingerować w cudze życie małżeńskie. Musisz mi zatem wybaczyć —
dodał i wstał jednym płynnym ruchem.
Justus nie podniósł się od razu.
— Niesłusznie mnie oskarżasz — mruknął pod nosem.
— Naprawdę? Cóż, plotki bywają przesadzone. Mogły skrzywdzić i
ciebie — powiedział Petroniusz bez przekonania i spojrzał z góry na
senatora. — Ale teraz naprawdę muszę cię już opuścić, senatorze.
Mimowie czekają.
— Zniewieściali Grecy! Podobni do dawnych malowideł i posągów
— parsknął Justus, krzyżując masywne ręce na piersi. — Jakby chcieli
dorównać kapłanom Attisa…
— Chyba muszę ci przypomnieć, że Neron ceni greckich mimów
niemal tak samo jak rydwanników — powiedział słodkim, niemal
pieszczotliwym głosem Petroniusz.
— Chwilowa słabostka — odparł z przekonaniem Justus. — Nie ma
jeszcze trzydziestki. Za kilka lat zapomni o podobnych sprawach.
— A jeśli nie? — rzucił Petroniusz, nie oczekując odpowiedzi, i
ruszył zaraz przez atrium. Po drodze przystanął jednak. — Gdy
będziesz wiedział już coś więcej o swoich igrzyskach, przyjdź znów, a
poszukam dla ciebie jakiegoś zespołu mimów, którymi tak
pogardzasz, aby zabawiał publiczność pomiędzy rozgrywkami. Wielu
Rzymian podziela upodobania cesarza.
Podczas niedawnego występu zespołu, który dzisiaj goszczę, doszło
wręcz do zamieszek.
Justus wstał niechętnie. Nie był zadowolony z przebiegu rozmowy.
— To nie będzie konieczne.
—Jeśli naprawdę chcesz zjednać sobie Nerona, sam się przekonasz,
że nie masz racji. — Petroniusz zerwał z brzoskwini okrytą kwiatami
gałązkę i pobudził przy okazji dzwonki do życia.
Strona 20
— Czy ktoś jeszcze planuje igrzyska na lato? — spytał Justus,
chociaż wolałby nie poruszać tej kwestii. Zwłaszcza w tym miejscu i
czasie. Musiał jednak wiedzieć, czy ma jakiegoś rywala.
— Nie w Circus Maximus. I nie w lipcu. Cztery dni zabawy będą
miłym urozmaiceniem i może uda ci się przyćmić igrzyska Italikusa
Fulcyniusza Grakchusa. — Uśmiechnął się ironicznie. — Chociaż
wątpię, aby ci się udało. A teraz przepraszam, senatorze. — I zaraz
opuścił atrium.
Justus spojrzał za nim wściekły. Bardzo żałował, że nie może pobiec
za zuchwalcem, aby wybatożyć jak bezczelnego niewolnika, jednak
sama myśl o zemście przywołała wilczy uśmiech na jego twarz i
niepokojący błysk w dużych, piwnych oczach. I na to przyjdzie pora,
gdy wkradnie się ponownie w łaski cesarza. Wielka szkoda, że Neron
zwykł wysłuchiwać Petroniusza, ale z czasem może zawierzy komuś
mądrzejszemu, z bogatszym znacznie doświadczeniem. Justus spojrzał
ze złością na niewolników wnoszących misy z pachnącą wodą i ruszył
wolno w kierunku Artemidom, który czekał już, aby odprowadzić
gościa. Zatrzymał się przy . fontannie i wyobraził sobie, że pluje do
wonnej sadzawki. Kiedy indziej, powtórzył sobie. Po igrzyskach, gdy
lato przeminie i cesarz sam go wyróżni.
Z tą myślą wszedł energicznie między drzewa brzoskwiniowe.
List od. greckiego kamieniarza Mnastydosa do cesarza Nerona:
Do mego szlachetnego cesarza w dwudziesty dzień października 816
roku od założenia Miasta, z uniżonymi pozdrowieniami!
Nazbyt wielki zaszczyt mi uczyniłeś, o Neronie, zezwalając mi, abym
zwrócił się bezpośrednio do Ciebie, jednak zgodnie z Twoją wolą, którą
staram się wypełnić ze wszystkich sił, muszę poinformować Cię o tym, co
zauważyłem w mieście po strasznym pożarze, który ogarnął je w środku