Castell Sebastien de - Wielkie Płaszcze (3) - Krew świętego
Szczegóły |
Tytuł |
Castell Sebastien de - Wielkie Płaszcze (3) - Krew świętego |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Castell Sebastien de - Wielkie Płaszcze (3) - Krew świętego PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Castell Sebastien de - Wielkie Płaszcze (3) - Krew świętego PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Castell Sebastien de - Wielkie Płaszcze (3) - Krew świętego - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Spis treści
Strona tytułowa 1
Dedykacja
Mapa Tristii
Strona tytułowa 2
1. Poranek przed pierwszym pojedynkiem
2. Krwiopuszcz
3. Piruet skowronka
4. Uzdrowiciele
5. Ranni
6. Nieproszony gość
7. Czerwień i biel
8. Martyrium
9. Dowód
10. Sześcioro drzwi
11. Inkwizytorzy
12. Motłoch
13. Cień Króla
14. Pierwsze oszustwo
15. Ostatni oddech
16. Święta Miłosierdzia
17. Strzaskane kamienie
18. Karczma
19. Taniec
20. Sanktuarium
21. Kobieta w płaszczu
22. Uśmiech
23. Włócznia króla
24. Krwawe ćmy
Strona 4
25. Sala tronowa
26. Dwa Wielkie Płaszcze
27. Sypialnia
28. Sojusznik
29. Pudełko
30. Laska
31. Pozostali
32. Język
33. Uwolnienie
34. Szaleństwo
35. Zasłony
36. Wiadomość
37. Ciała
38. Przysługa
39. Lis i kury
40. Miłość bogów
41. Gość
42. Generał
43. Awertarz
44. Wojna
45. Obrońca
46. Delegacja
47. Hymn
48. Chłosta
49. Hrabstwo
50. Sanktuarium
51. Ucieczka
52. Kaplica
53. Heretyk
54. Bóg
Strona 5
55. Apostata
56. Złamane serce
57. Kraina umarłych
58. Przebudzenie
59. Zamek
60. Świątynia
61. Odwaga
62. Chłopiec i kot
63. Kamień modlitewny
64. Powrót
65. Przysięgi
66. Plan
67. Upadająca wieża
68. Żelazo
69. Wyzwanie
70. Pojedynek
71. Duch
72. Strzał
73. Strzała
74. Koniec
75. Kurz po bitwie
76. W przeddzień ostatniego pojedynku
Podziękowania
Strona 6
Dla mojej cudownej szwagierki, Terry Lanthier,
której najbliżej z nas wszystkich
do spotkania prawdziwego Świętego…
Strona 7
Strona 8
Strona 9
ROZDZIAŁ 1
PORANEK
PRZED PIERWSZYM
POJEDYNKIEM
Rankiem przed twoim pierwszym pojedynkiem w drzwiach stanie
niezwykłej urody posłaniec z zachęcającym uśmiechem i zapieczętowanym
liścikiem. Nie ufaj ani wiadomości, ani uśmiechowi. Sądy pojedynkowe już
dawno dostrzegły, że nowicjusze są mniej skłonni do ucieczki, gdyż oznacza
ona zhańbienie się w oczach pięknych nieznajomych. Może wydać ci się to
zwodnicze, może cię urazić – pamiętaj tylko, że to ty jesteś tym idiotą, który
zgodził się walczyć w pojedynku.
Nie kłopocz się otwieraniem koperty. List może rozpocząć kwiecista
pochwała twej odwagi i godności, szybko jednak przechodząca w długi opis
kary za niestawienie się na miejscu pojedynku. Gdybyś wciąż to rozważał,
wiedz, że w Tristii kara za próbę uniknięcia legalnego pojedynku jest
w przybliżeniu taka sama jak próba ucieczki ze szczytu drzewa z pętlą
zawiązaną na szyi. Weź nieotwartą kopertę od posłańca, zgnieć ją
w dłoniach i wrzuć do ognia. Dla podkreślenia efektu możesz pozwolić
sobie na okraszenie gestu lekceważącym prychnięciem lub nawet gromkim
okrzykiem. Następnie, gdy płomienie wciąż jeszcze ucztują na
szczegółowym opisie twej nadchodzącej śmierci, weź się pod boki i udawaj
pewnego siebie.
W tym momencie posłaniec może zasugerować, że dobrze będzie, jeśli
coś na siebie narzucisz.
Wybierz spodnie lub bryczesy wykonane z lekkiego, luźnego materiału,
Strona 10
by nie krępowały ci ruchów. Nie ma nic bardziej wstydliwego od chwili,
w której twój wypad okazuje się za krótki dokładnie wtedy, gdy twój
przeciwnik decyduje się na kontratak, a jego ostrze wbija ci się głęboko
w brzuch przy akompaniamencie pękających w kroku szwów.
„Zaraz, zaraz!”, powiesz zapewne. „Nie zrobiłem nic złego! Jak mogłem
znaleźć się w tej okropnej sytuacji, skoro nie potrafię nawet porządnie
trzymać miecza?”
Posłaniec wybuchnie perlistym śmiechem, głęboko przekonany, że
raczysz żartować, a następnie pomoże ci wyjść i doprowadzi do sądu, byś
mógł poznać swego sekundanta.
Prawo przestrzegane we wszystkich dziewięciu księstwach Tristii
wymaga, aby każdy pojedynkował się w asyście sekundanta. W przeciwnym
razie kto kursowałby między tobą a twoim przeciwnikiem w trakcie
obowiązkowej wymiany zjadliwie zuchwałych obelg? Jeśli nie ma nikogo,
kto chciałby – lub był w stanie – wypełnić ten święty obowiązek, a ty jesteś
zbyt ubogi, by zatrudnić odpowiednią osobę, możesz liczyć na lokalnego
lorda lub samego księcia, którzy zapewnią ci sekundanta. Nie przesłyszałeś
się: mieszkasz w kraju tak beznadziejnym i skorumpowanym, że ci sami
szlachetnie urodzeni, którzy z radością patrzeć będą, jak umierasz z głodu,
nigdy, przenigdy nie pozwolą, byś nadział się na ostrze miecza bez kogoś,
kto dumnie prężyłby się wówczas obok ciebie.
Przejdź obok bliźniaczych posągów bogów śmierci i wojny strzegących
podwójnych drzwi prowadzących do gmachu sądu i dużego centralnego
pomieszczenia zdobionego wspaniale rzeźbionymi detalami. Nie zwrócisz
na nie uwagi, nie mogąc oderwać wzroku od pojedynkowej areny.
W klasycznej formie jest to biały okrąg o średnicy około dziesięciu jardów,
jednak obecnie może zastępować go pięciokąt lub sześciokąt, czy też
jakikolwiek inny kształt uważany za najszczodrzej pobłogosławiony przez
bogów w danym księstwie. Gdy już się napatrzysz, spójrz na osobę stojącą
po przeciwnej stronie placu. Wtedy należy pamiętać o zaciśnięciu
Strona 11
wszystkich mięśni dolnych partii ciała, aby zapobiec… wypadkom.
Twój przeciwnik – najpewniej biegły w walce rycerz albo zagraniczny
najemnik – uśmiechnie się lub skrzywi pogardliwie, czasem splunie ci pod
stopy, po czym natychmiast odwróci się i wda w dowcipną wymianę zdań
z kimś z widowni. Nie przejmuj się zbytnio – zrobi to tylko po to, by cię
zdenerwować.
Herold ogłosi następnie warunki pojedynku. Możesz ulec pokusie
nabrania otuchy, słysząc, że pojedynek nie będzie na śmierć i życie – to
błąd. Lord lub dama, których obraziłeś, prawie na pewno poinstruowali
swego człowieka, aby cię najpierw upokorzył, następnie pokrwawił
i wreszcie – z wielkim kunsztem, który poderwie publiczność z miejsc
i zmusi do owacji – zabił.
Kiedy to się wydarzy, główny sędzia bez wątpienia wyrazi swoje szczere
oburzenie tym rażącym pogwałceniem zasad i bezzwłocznie nałoży grzywnę
na owego lorda lub damę. Wysokość grzywny będzie zbliżona do ceny wina,
które będą sączyć z kielichów, patrząc, jak twoja krew wsiąka w piach.
Miewałeś lepsze dni, prawda?
Wróćmy do pojedynku. Przyjrzyj się dobrze przeciwnikowi stojącemu
naprzeciwko – czas nauczyć się, jak wygrywać.
Twój oponent jest zapewne znamienitym szermierzem – szybkim,
silnym, o wyjątkowym poczuciu równowagi, błyskawicznym refleksie
i nerwach ze stali. Taki szermierz przez całe lata uczy się od najlepszych
fechtmistrzów w kraju. Niestety, ty pewnie nie posiadasz żadnej z tych
wspaniałych cech i istnieje spora szansa, że twoim jedynym nauczycielem
szermierki był twój najlepszy przyjaciel – mieliście wtedy sześć lat,
okładaliście się kijami i marzyliście o tym, by zostać Wielkimi Płaszczami.
Na szczęście to, co się zaraz wydarzy, to nie pokaz szermierki – to
pojedynek.
W pojedynku nie chodzi o technikę. Pojedynkujący się nie będzie
zaczynał walki, mając nadzieję, że zrobi wrażenie na publiczności lub zyska
Strona 12
przychylność możnych. Tu idzie tylko o jedno, najstarsze i podstawowe
prawo: „Wpakuj sztych miecza w drugiego gościa jako pierwszy”.
Kiedy więc herold rozpocznie pojedynek uderzeniem w dzwon, a twój
przeciwnik zaprezentuje swe mistrzowskie umiejętności, wywołując
westchnienia publiczności, zapomnij o życiu i śmierci, zapomnij o honorze
i tchórzostwie, zapomnij o wszystkim, z wyjątkiem znalezienia tej jednej
okazji, tej krótkiej chwili, w której będziesz mógł wbić głownię miecza
w brzuch przeciwnika.
Mamy w Tristii powiedzenie: Deato mendea valus febletta. Bogowie
każdego obdarzają słabością.
Pamiętaj o tym, a może uda ci się przeżyć. Może będzie ci dane wygrać
następne pojedynki. Może nawet zostaniesz jednym z najgroźniejszych
szermierzy twojego pokolenia. Oczywiście, może się tak stać, ale równie
prawdopodobne jest to, że któregoś dnia – może nawet dzisiaj… Pamiętasz
tego wielkiego szermierza, który za chwilę przegra pojedynek?
To możesz być ty.
Strona 13
ROZDZIAŁ 2
KRWIOPUSZCZ
– Zdajesz sobie sprawę, że przegrywasz, Falcio? – spytał Brasti,
opierając się o kolumnę tuż obok siedmiobocznej areny pojedynkowej
w pałacu książęcym w Baern.
– Zamknij się, proszę – odpowiedziałem.
Mój przeciwnik, jak mi powiedziano, niepokonany dotąd w sądowych
pojedynkach, a którego imię już wyleciało mi z głowy, uśmiechnął się lekko,
robiąc wypad szpadą pod gardą mojego rapiera. Odpowiedziałem
półkolistym wymachem, parując cios w udo, ale on w ostatniej chwili
uchylił się, unosząc ostrze ku górze. Wyciągnął broń przed siebie i skoczył
do przodu z szybkim wypadem. Gdyby na świecie istniała sprawiedliwość,
nie udałoby mu się mnie dosięgnąć.
– Na jaja świętego Zagheva – mruknąłem, gdy prawe ramię zapłonęło
bólem od niewielkiego zranienia: kara za błąd w ocenie odległości.
„Dlaczego zawsze mi się to przytrafia, gdy przeciwnik walczy szpadą?”
Mimo delikatnego i cienkiego ostrza szpady są zwodniczo groźne. Ta,
którą posługiwał się mój przeciwnik, była tylko o kilka cali krótsza niż mój
rapier, jednak rywal nadrabiał to nadzwyczaj długimi wypadami w rodzaju
tych uwiecznionych na ilustracjach drogich podręczników szermierki.
Po przeciwnej stronie placu hrabia Kuncet, margrabia Gerlac, parszywy
grubas, który zaaranżował ten pojedynek, zakrzyknął: „Bravasa!” do
swojego czempiona. Gromada popleczników margrabiego dołączyła do
wiwatów, dorzucając „Fantisima!”, „Dei blesse!” i kilka innych
niewłaściwie dobranych okrzyków szermierczych.
Choć bardzo mnie to irytowało, praktyka kibicowania szermierzom była
Strona 14
powszechnie akceptowana – miałem oczywiście prawo do podobnych
wybuchów entuzjazmu moich stronników.
– Niezwykle utalentowany gość z tego Undriela – zauważył Kest.
Undriel. Więc tak miał ten bękart na imię.
Brasti zdecydował się na swój sposób stanąć w mojej obronie.
– To nie wina Falcia. Starzeje się. Robi się coraz wolniejszy. Do tego
wygląda na to, że mu się przytyło. Spójrz tylko na niego, minęły ledwie
cztery miesiące, odkąd pokonał Shurana, a już jest tylko w połowie tak
dobry jak kiedyś.
„Zawsze dobrze mieć przy sobie przyjaciół w potrzebie”, pomyślałem,
niezgrabnie parując ostrze Undriela, co potwierdziło moje rosnące
zmęczenie.
– Nie rozpraszajcie go – powiedziała Ethalia.
Chciałem spojrzeć na nią, by rzucić jej uspokajający uśmiech, ale
zamiast tego poczułem, że obcas mojego prawego buta ślizga się, i musiałem
zatoczyć się do tyłu, by złapać równowagę.
„Idiota! Uspokoisz ją, nie ginąc w pojedynku”.
Undriel i ja krążyliśmy wokół siebie przez kilka sekund, szukając u
przeciwnika słabości, które można by wykorzystać.
„Bogowie, ależ mam dość. Dlaczego on nie wygląda, jakby się męczył?”
Głośne siorbnięcie przyciągnęło uwagę wszystkich: Ossia, chuda,
elegancko postarzała księżna Baern zasiadała u szczytu sali na tronie
z wysokim oparciem. Aline, spadkobierczyni Korony Tristii i Valiana,
Obrończyni Królestwa, zajmowały miejsca u jej boku na znacznie
mniejszych siedziskach, niczym dzieci, którym kazano się opiekować starą
ciotką. Aline od czasu do czasu spoglądała na księżną z irytacją, ale
z trudem hamowana wściekłość Valiany była zarezerwowana wyłącznie dla
mnie.
Właściwie nie mogłem jej za to winić.
To, co zaczęło się jako ceremonia przedstawienia Aline szlachcie
Strona 15
Księstwa, przybrało nieoczekiwany obrót, gdy margrabia Gerlac, jeden
z sześciu mężczyzn mających widoki na zastąpienie na tronie starzejącej się
i bezdzietnej księżnej Ossii, wykorzystał naszą obecność do wszczęcia
procesu przeciwko Koronie. Posługując się nieznośnie pokrętną logiką,
stwierdził, że połączył włości z majątkiem świątynnym na swoich ziemiach,
w związku z czym, mimo że nadal nimi włada, jest zwolniony z płacenia
podatków. Powołał nawet na świadków kilku kapłanów w imponująco
ozdobnych szatach, by potwierdzili jego wersję.
Księżna Ossia, dyplomatycznie jak zawsze, postanowiła przekazać
wydanie wyroku w tej sprawie Valianie, która jako Obrończyni Królestwa
cierpliwie wysłuchała każdego argumentu, przejrzała każdy dokument,
a następnie bez wahania oddaliła sprawę. Kuncet – jak mają w zwyczaju
mężczyźni w tych rzadkich przypadkach, kiedy nie dostają tego, czego chcą
– zrobił wielką awanturę. Zakwestionował ważność werdyktu i praw
Valiany do tytułu Obrończyni Królestwa, a następnie zaczął na naszych
oczach wysuwać niezbyt subtelne groźby wobec Aline.
Wtedy zdecydowałem się wkroczyć do akcji.
Niecałe sześć miesięcy temu przelałem litry krwi, by Shuran i jego
Czarne Tabardy nie przejęli tego przeklętego kraju. Ryzykowałem nie tylko
własnym życiem, ale i życiem swoich najbliższych, ratując tych samych
książąt, którzy z prób pozbawienia mnie życia uczynili swoje ulubione
hobby. Byłem bity, torturowany i ocierałem się o śmierć, aby córka mojego
króla mogła pewnego dnia zająć należne jej miejsce na tronie.
Czy ktoś naprawdę wierzył, że zamierzam pozwolić, by taki zapchlony
szlachetka jak Kuncet publicznie jej groził?
„Do diabła, zapłaci mi za to”.
Undriel niespodziewanie zanurkował pod moim ostrzem, przetaczając
się po ziemi i atakując z lewej, po czym odskoczył, nim zdążyłem
wyprowadzić cięcie. I zostawił po sobie kolejną krwawą pamiątkę, tym
razem na moim lewym ramieniu.
Strona 16
– Trzeba było założyć płaszcz – powiedział Brasti.
– Zamknij się – powtórzyłem.
Pancerz jest zabroniony w pojedynkach sądowych, ale większość
interpretuje to jako zakaz korzystania z kolczugi czy zbroi płytowej. Jako że
nasze płaszcze wykonane są ze skóry, to chociaż mają wszyte kościane
płytki, technicznie nie są zbroją. Zresztą takie było założenie ich twórcy.
Dlaczego w takim razie nie miałem go na sobie? Ponieważ Kuncet,
margrabia Gerlac, uznał taką ochronę za „tchórzliwą”, i Kest, połączeniem
uniesionych brwi i cichego kaszlnięcia, najwyraźniej się z nim zgodził.
Innymi słowy, ponieważ jestem idiotą, a moi przyjaciele próbują mnie zabić.
Czerwień zaczęła plamić lewe ramię mojej białej lnianej koszuli,
niemalże idealnie dopasowując się do plamy po prawej stronie. Undriel
chciał nadać symetrię swojej kompozycji na płótnie, którym najwyraźniej
dla niego byłem.
Sukinsyn próbuje wykrwawić mnie na śmierć.
Podobnych Undrielowi nazywa się wśród szermierzy krwiopuszczami:
ich główną strategią jest zadawanie małych cięć – ran, które pieką, krwawią
i rozpraszają cię, aż zaczniesz zwalniać, nawet nie zdając sobie z tego
sprawy. Krwiopuszcz nie spieszy się, tnąc cię raz za razem, by skończyć
walkę jednym, zamaszystym cięciem – zwykle mierzą w tętnicę, byś mógł
spektakularnie wykrwawić się na placu. Publiczność ich uwielbia.
Ja ich nienawidzę.
Same rany były bardziej irytujące niż groźne. Później, zakładając, że
przeżyję, Ethalia użyje którejś z jej prawie magicznych maści do zaleczenia
rany, a następnie zamknie ją kleistym balsamem. Jeden z wielu powodów,
dla których powinienem był już dawno poprosić ją o rękę, to delikatny
sposób, w jaki przesuwała palcem po ranie, aby zetrzeć nadmiar lekarstwa.
Było to tak przedziwnie zmysłowe, że niemal sprawiało, iż chciałoby się
mieć takich cięć jeszcze kilka…
Z moich ust wydostał się niechciany i żenująco wysoki okrzyk, gdy
Strona 17
ostrze Undriela kolejny raz sięgnęło celu, tym razem po lewej stronie mojej
szczęki. „Skup się, głupcze. Udaje mu się wykrwawić cię i bez twojej
pomocy”.
Undriel natarł w wirującym ataku, kreśląc ostrzem ósemki, by po chwili
nagle uderzyć niczym wąż i wycofać się, gdy tylko próbowałem odparować.
„Dashini”, pomyślałem, ledwo powstrzymując się przed ucieczką
z pojedynkowego kręgu. „Używa techniki dashini”.
Undriel zauważył strach na mojej twarzy i uśmiechając się, zwiększył
szybkość i brutalność swojego ataku. Machnąłem rapierem w niezdarnej
zasłonie, by nie dać mu zbliżyć się za bardzo, ale ciężar rapiera uczynił
z tego bardzo męczący manewr. Pociłem się teraz już nie tylko z wysiłku.
Co za bzdura! Dashini wymarli, a nawet jeśli nie, to nie ma mowy, żeby
ten brykający fircyk był jednym z nich. Zrobił to tylko po to, by wytrącić
mnie z równowagi.
– Więc prawdą jest, co o tobie słyszałem – powiedział Undriel. Odezwał
się po raz pierwszy i to głosem tak spokojnym, jakby dopiero co wstał
z łóżka.
– Jeśli słyszałeś, że dostanie ci się tak bardzo, że nie będziesz w stanie
wsiąść na konia przez rok, to owszem. To najprawdziwsza prawda. – Moje
słowa brzmiałyby bardziej przekonująco, gdyby nie towarzyszyło im ciężkie
dyszenie.
– Plotka głosi, że od Lamentu co wieczór budzisz się z krzykiem,
błagając, by skończyć twoją udrękę.
– Ciężko powiedzieć – odparłem. – Miłosne zapasy przed zaśnięciem
sprawiają, że ostatnio jestem zbyt zmęczony, by pamiętać sny.
„Dlaczego to powiedziałem? Gadam od rzeczy. Bogowie, czym Ethalia
sobie na mnie zasłużyła?”
Zadałem niski cios rapierem po łuku z siłą wystarczającą, by roztrzaskać
kości w kolanie Undriela, ale on uniknął go z wdziękiem tancerza, by po
chwili powtórzyć paradę dashini, którą tak mnie denerwował.
Strona 18
„Dlaczego pozwalam mu się rozpraszać? Co gorsza, dlaczego tak dobrze
mu to idzie?”
Elementy układanki zaczęły do siebie pasować: Undriel celowo
przedłużał pojedynek. Zwykle nie stanowiłoby to problemu, teraz jednak
szybko się męczę z powodu ran odniesionych kilka miesięcy wcześniej.
Wybrał szpadę, bo przez ostatnie lata walczyłem z rycerzami i żołnierzami,
którzy używali cięższej i wolniejszej broni jak miecze czy buzdygany.
Szkoła dashini, nawet jeśli nie była szczególnie zabójcza, to przy użyciu
lżejszej szpady, sprawiała, że stawałem się nerwowy i niezgrabny. Innymi
słowy, Undriel był idealną osobą do walki ze mną. Jak to możliwe, że
Kuncet miał akurat w zanadrzu mistrza potrafiącego połączyć te wszystkie
elementy w jeden niepowtarzalny styl?
Sukinsyn szkolił się specjalnie do tej walki.
Undriel wyszczerzył zęby, jakbym miał wszystkie te myśli wypisane na
twarzy, i natarł na mnie, a kiedy potknąłem się i cofnąłem, próbując uniknąć
szybkiego, tanecznego ataku, reszta brakujących fragmentów historii
wskoczyła na swoje miejsce. Kuncet nie stracił dziś panowania nad sobą.
Nie dbał o cholerne podatki. Cała sprawa była dla niego tylko pretekstem do
starcia z Koroną i wmanewrowania mnie w pojedynek.
Czy można lepiej obwieścić swoje roszczenie do tytułu księcia Baern niż
przez zabicie Wielkiego Płaszcza i publiczne sprzeciwienie się Obrońcy
Królestwa, a wszystko to bez złamania ani jednego z Królewskich Praw?
Co więcej, Kuncet robił to w obliczu osoby, której stanowisko chciał
zająć.
Księżna – otwarcie sprzyjająca dziedziczce tronu – mogła tylko bezsilnie
obserwować bieg wydarzeń. Tak oto pokazuje się wszystkim roszczenie do
tytułu księcia.
Mógł wzmocnić swoją pozycję w jeden tylko sposób: zabijając nie
jednego z Wielkich Płaszczy, a ulubieńca przyszłej Królowej. Zabijając
Pierwszego Kantora.
Strona 19
Którym, zupełnie przypadkiem, byłem ja. Undriel uśmiechnął się jeszcze
szerzej: drobne rany zaczynały mnie spowalniać. W głowie miałem już tylko
jedno: kiedyś byłem w tym naprawdę dobry.
Strona 20
ROZDZIAŁ 3
PIRUET SKOWRONK A
Spytałem kiedyś lekarza, dlaczego czas wydaje się zwalniać, gdy jesteśmy
o krok od śmierci. Odpowiedział, że w chwilach skrajnego zagrożenia jeden
z organów w naszym ciele zaczyna wydzielać płyn zwany „życiodajnym
sokiem”, który zwiększa siłę kończyn i przyspiesza reakcje organizmu.
Takiej osobie wydaje się, że sam czas na moment zatrzymuje się, dając jej
ostatnią szansę na przetrwanie.
Można by pomyśleć, że dzięki tak cudownemu płynowi umysł skupia się
wyłącznie na źródle niebezpieczeństwa, ale w moim przypadku skutek był
odwrotny. Nawet gdy Undriela sunął w moją stronę, zmuszając mnie do
cofnięcia się i wytrącając z równowagi, gdy gotował się do zadania
śmiertelnego ciosu, nie mogłem przestać skupiać się na drobiazgach
dookoła.
Oczy Brastiego zwęziły się w zdumieniu, co uświadomiło mi, że dopiero
teraz zorientował się, że mam kłopoty. Usta Kesta były lekko otwarte, jakby
zamierzał podszepnąć mi tajemną fintę szermierczą, która mogłaby mnie
uratować, i jednocześnie zdał sobie sprawę, że jest już za późno. Widziałem
nawet, że dłoń Valiany drgnęła, jakby chciała wyciągnąć miecz i ruszyć mi
na odsiecz. Ethalia, kobieta, którą kochałem, kobieta, której powiedziałem:
„Równie dobrze możesz zostać i popatrzeć, to głupstwo zajmie mi ledwie
parę minut!”, była blada jak śmierć.
Dlaczego nie poprosiłem, by poczekała na zewnątrz? Po jaką cholerę
w ogóle przyjmowałem to wyzwanie? Gdy tylko dotarliśmy na południe,
powinienem był wziąć Ethalię na ręce, znaleźć najbliższą łódź i pożeglować
w stronę tej wyspy, o której opowiadała mi setki razy.