Cartland Barbara - Przygoda miłosna
Szczegóły |
Tytuł |
Cartland Barbara - Przygoda miłosna |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Cartland Barbara - Przygoda miłosna PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Cartland Barbara - Przygoda miłosna PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Cartland Barbara - Przygoda miłosna - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Barbara Cartland
Przygoda miłosna
Adventure of Love
Strona 2
Od autorki
Pałac Hampton Court, gdzie zaczyna się nasza historia,
był już od czasów dynastii Tudorów miejscem ważnych i
ciekawych wydarzeń w historii Anglii. Zbudował go możny,
inteligentny i wzbudzający powszechny podziw kardynał
Wolsey. Pałac ten był ucieleśnieniem jego snu o potędze.
Ściany budynku wyłożono złotą materią, a sufity
ozdobiono kolorowymi freskami. Przepiękne gobeliny,
złocone talerze, kryształowe karafki i solniczki wysadzane
perłami, rubinami i brylantami miały dodać ważności
właścicielowi, którego ojciec był zwykłym rzeźnikiem z
Suffolk.
Służba w pałacu liczyła około pięciuset osób, co przy
liczbie gości kardynała nie było wcale przesadą. Bywał na
przykład u niego majordomus francuskiego dworu; przywoził
ze sobą setkę towarzyszy wraz ze służbą, która liczyła ponad
sześćset osób!
Wolsey stracił jednak przychylność króla i jedynie
przedwczesna śmierć uchroniła go przed hańbą egzekucji.
Hampton Court był sławny z powodu duchów: Jane
Seymour, trzeciej żony króla Henryka VIII, która zmarła
podczas porodu i często nawiedzała pałac jako zjawa w białej
sukni. Podobno trzyma w ręku zapaloną świecę i chodzi bez
celu po schodach zamku. Piąta żona króla Henryka, Katarzyna
Howard, którą stracono w Tower w lutym 1542 roku, również
należy do duchów zamieszkujących Hampton Court. Mówi
się, że tuż przed egzekucją biegła korytarzem w stronę
kaplicy, gdzie jej mąż uczestniczył we mszy. Chciała błagać
go, by darował jej życie, ale straże zdążyły ją pochwycić i do
uszu króla dobiegi tylko przeszywający krzyk jego małżonki,
krzyk, który wciąż słychać w tej okazałej budowli.
Podczas panowania królowej Wiktorii sto komnat
pałacowych podzielono na czterdzieści pięć pomieszczeń
Strona 3
mieszkalnych dla rezydentów, czyli wdów i dzieci ubogiej
części rodziny królewskiej lub osób szczególnie oddanych
koronie.
Strona 4
Rozdział 1
1887
Zorina nuciła pod nosem, kiedy szła przez salę recepcyjną
pałacu Hampton Court. Jak zwykle rozmyślała o dniach, kiedy
kardynał Thomas Wolsey zakończył budowę pałacu i z
radością podobną do jej zachwytu oglądał to cudowne,
baśniowe dzieło. To był jego ukochany dom. Miał w Londynie
inny pałac, który później stał się częścią pałacu Whitehall, ale
tutaj spędzał większość czasu. Kardynał nie był człowiekiem
cieszącym się dobrym zdrowiem. Cierpiał na puchlinę wodną i
kolki, więc nie czuł się dobrze w domu, który bez przerwy
otaczała mgła, a do środka wdzierał się chłodny wiatr znad
rzeki, niosący nieprzyjemną wilgoć. Architektem Hampton
Court był mistrz Henry Redman. Kiedy zakończono budowę i
wypełniono wnętrza meblami, obrazami, rzeźbami i arrasami,
pałac stał się tak wspaniały, że nie powstydziłby się go nawet
sam król. Dla Zoriny każdy kąt w pałacu, każdy pokój był
miejscem wprost zaczarowanym. Była wdzięczna królowej
Wiktorii, że otworzyła pałac dla wszystkich ludzi w 1838 roku
i pozwoliła go zwiedzać. Gdyby nie to, Zorina nie mogłaby się
poruszać swobodnie po wnętrzu i podziwiać jego piękna,
kiedy tylko miała na to ochotę. Pomieszczenia z pewnością
byłyby używane jedynie przez członków rodziny królewskiej.
Musiała przejść z południowego skrzydła, przeznaczonego
dla rezydentów, do części północnej, otwartej dla
publiczności. Codziennie udawało jej się znaleźć choć
chwilkę, żeby pozwiedzać pokoje. Oczarowała ją sala
recepcyjna, która nosiła piętno wielkich wydarzeń w historii
Anglii, wspaniałych triumfów i haniebnych porażek.
Zastanawiała się, jak nieszczęśliwy musiał być tu król Karol
II, jej ulubiony monarcha. Podobno kochał Hampton Court,
spędzał w nim wiele czasu i niechętnie wyjeżdżał, a poza tym
zgromadził wiele cennych obrazów, które wzbogaciły
Strona 5
królewską kolekcję. Uwielbiał ponoć dziecinne zabawy w
ciuciubabkę i chowanego. Lubił też ustawiać domki z kart z
niezwykle piękną Frances Stewart. Według różnych opowieści
kochał się w niej na zabój i był o nią bardzo zazdrosny, Zorina
słyszała nawet, ze się załamał, kiedy odrzuciła jego zaloty i
poślubiła księcia Richmond. Przypomniała jej się ostatnia
linijka wiersza, który król napisał o swej kochance:
Nie masz nieszczęścia większego od kochania niestałego.
Zorina szła dalej i rozmyślała. Często chodziła bez celu po
pałacu. Myślała jeszcze o królu Karolu, kiedy doszła do
saloniku. W zamyśleniu wpadła na kogoś i dopiero wtedy
zauważyła, że w drzwiach stoi jakiś mężczyzna. Nie patrzył na
wspaniałe arrasy na ścianach, ale spoglądał w stronę
wysokiego okna. Zorina była tak zaskoczona, że ktoś chodzi
po pałacu przed godzinami otwarcia, że aż krzyknęła.
- Proszę mi wybaczyć - zwrócił się do niej mężczyzna -
nie wiedziałem, że ktoś jeszcze jest w tym pokoju.
- Nie powinni... nie tak wcześnie! - odparła bez ładu i
składu Zorina. Kiedy mężczyzna odwrócił się do niej,
zauważyła, że jest nie tylko niezwykle przystojny, ale również
elegancko ubrany. To z pewnością nie był turysta zwiedzający
pałac. Na pewno mieszkał w jednym z apartamentów dla
rezydentów, w drugiej części budowli. - Przepraszam - dodała
szybko. - To wyłącznie moja wina. Zamyśliłam się i nie
patrzyłam, dokąd idę.
- Rzeczywiście - odparł z lekkim obcym akcentem, a więc
na pewno nie był Anglikiem. - Kiedy panią zobaczyłem,
pomyślałem, że jest pani zjawą!
Zorina się zaśmiała.
- Wszyscy ludzie szukają ta duchów. Wczoraj nawet... -
Przerwała. Nagle uprzytomniła sobie, jak niestosowne jest jej
zachowanie. Nie powinna rozmawiać z dżentelmenem,
któremu nie została oficjalnie przedstawiona. Matka na pewno
Strona 6
byłaby tym bardzo zgorszona i rozzłościłaby się, gdyby tylko
wiedziała, jak postępuje jej córka. - Muszę już iść... -
oświadczyła, czując, że ciężko jej będzie oderwać od mego
wzrok.
- Jak możesz, pani, być tak nieuprzejma i zostawiać mnie
w połowie opowieści? - zapytał. - Ciekawy zakończenia, nie
będę mógł się doczekać naszego następnego spotkania.
- To raczej mało prawdopodobne, byśmy się spotkali.
Miałam właśnie powiedzieć panu, że wielu ludzi widziało tu
ducha Katarzyny Howard, piątej żony Henryka Ósmego. -
Mężczyzna uniósł brew w wyrazie zdziwienia, ale nie
skomentował tego, co usłyszał, a Zorina mówiła dalej: -
Ludzie opowiadają, że królowa Katarzyna uciekła z pokoju
pałacowego, w którym była więziona, zanim przewieziono ją
do Tower, przed... egzekucją. - Wzięła głęboki wdech i
kontynuowała opowieść: - Podobno biegła korytarzem w
stronę kaplicy, gdzie król uczestniczył we mszy. Chciała go
ubłagać, by darował jej życie.
- Udało jej się do niego dotrzeć? - zapytał mężczyzna.
Zorina potrząsnęła głową.
- Nie, dopadły ją straże. Mężczyźni zanieśli ją z
powrotem do pokoju. - Ściszyła głos. - Kiedy ciągnęli ją przez
korytarz... wydała z siebie przenikliwy krzyk, który
rozbrzmiewał we wszystkich pokojach pałacu. Król z
pewnością go słyszał, ale zatopiony w modlitwach nie zwracał
uwagi na to, co się działo z Katarzyną.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Mówiła pani, że ludzie widują tu jej ducha?
- Właśnie chciałam panu powiedzieć, że Jessie, nasza
kobieta do sprzątania, opowiedziała mi, iż jej przyjaciółka,
która sprząta w pokojach przeznaczonych do zwiedzania,
widziała królową Katarzynę dwa dni temu, kiedy zaczynało
Strona 7
się już ściemniać. Słyszała też jej krzyk. - Zorina wzdrygnęła
się i dodała: - Mam nadzieję... że ja nigdy jej nie zobaczę.
- Jestem pewien, że nie - odparł mężczyzna. - Powinna
pani oglądać i słyszeć rzeczy równie piękne jak pani sama.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Nigdy nikt się do niej
nie zwracał w ten sposób. Nie zawstydziła się jednak i nie
poczuła się dotknięta jego śmiałością. Odwróciła tylko głowę i
zamilkła nieśmiało. Dopiero później pomyślała, że powinna
była się oburzyć i odejść. Udawała, że przygląda się arrasom
wiszącym naprzeciw nich.
- Jak ma pani na imię? - zapytał znienacka mężczyzna.
- Zorina - odparła bez zastanowienia i nim zdała sobie
sprawę, jak nieodpowiednio się zachowuje, usłyszała znów
jego głos.
- Ja mam na imię Rudolf! Teraz, skoro zostaliśmy sobie
oficjalnie przedstawieni, chciałbym, żeby towarzyszyła mi
pani podczas zwiedzania tego zaczarowanego pałacu.
Uśmiechnęła się, a Rudolf zauważył, że w obu policzkach
robią jej się maleńkie dołeczki.
- Panu też się taki wydaje? Dla mnie zawsze jest zbyt
piękny, żeby mógł być prawdziwy. Gdyby pewnej nocy
zniknął, nie byłabym wcale zdziwiona! Zaśmiał się.
- Najważniejsze, żeby pani nie zniknęła razem z nim, bo
wtedy stałaby się pani biedną zjawą, która nie potrafi opuścić
miejsca, gdzie za życia była szczęśliwa.
Rozmawiał z nią tak szczerze i otwarcie, że Zorina
zapomniała o wszelkiej ostrożności. Poszła z Rudolfem do
galerii królowej we wschodnim skrzydle pałacu. Był to jeden
z najładniejszych pokoi, jakie kiedykolwiek widziała, i była
pewna, że spodoba się jej towarzyszowi. Zawahała się przez
chwilę, kiedy wyszli z galerii, a on, jakby czytał w jej
myślach, zapytał nagle:
- Zastanawia się pani, gdzie teraz iść?
Strona 8
- Chciałabym, żeby zobaczył pan sypialnię królewską...
ale... tam chyba powinien pan... udać się... sam.
Zorina jąkała się nieporadnie, a Rudolf odpowiedział
szybko:
- Byłbym bardzo rozczarowany, gdyby nie towarzyszyła
mi pani przy zwiedzaniu sypialni. Nie będzie tam przecież
króla, więc czego mielibyśmy się obawiać?
- Jest pan z innego kraju - odparła, śmiejąc się - ale na
pewno pan wie, że nie mamy obecnie króla. - Jego oczy
śmiały się wesoło, więc Zorina zrozumiała, że tylko się z nią
przekomarzał.
- Gdybyście mieli króla, podziwiałaby go pani?
- Musiałabym go najpierw porównać do dwóch moich
ulubionych władców Anglii, to znaczy Karola Drugiego i
Jerzego Czwartego.
- Obaj byli rozpustnikami! - zaprotestował. - To dość
dziwny wybór, zwłaszcza jak na osobę tak młodą i tak
niewinną.
Wyczuła, że żartuje sobie z niej.
- Karol Drugi odnowił ten pałac i zlikwidował surowy
wygląd nadany mu przez Cromwella - odparła chłodno.
Spojrzała obojętnie na Rudolfa i mówiła dalej: - Jerzy
Czwarty może i był rozpustnikiem, jak pan zauważył, ale to
dzięki niemu mamy tyle wspaniałych obrazów. Poza tym
przebudował Buckingham Palace i choć go nie widziałam,
jestem pewna, że dzięki niemu jest jeszcze piękniejszy.
- Nie była tam pani? - zapytał mężczyzna.
- Nie... jeszcze nie. Najbardziej jednak jestem szczęśliwa
tutaj... w miejscu, o którym mawiam zwykle „mój pałac".
Dotarli do sypialni królewskiej, dyskutując zaciekle.
Kiedy do niej weszli, oczy Zoriny się rozświetliły.
- Proszę spojrzeć na sufit - powiedziała. Mężczyzna
podniósł wzrok. Przestał przyglądać się purpurowym
Strona 9
zasłonom na baldachimie łoża. Natychmiast zrozumiał,
dlaczego dziewczyna stojąca obok niego z taką przyjemnością
spogląda w górę, odchylając do tyłu głowę. Na suficie widniał
doskonały alegoryczny fresk Antonia Verria. Rudolf
pomyślał, że młoda dama musi czuć silną więź z boginiami
siedzącymi na świetlistym księżycu i tymi latającymi po
niebie w towarzystwie kupidynów.
Wystarczyło na nią spojrzeć, by dostrzec, jak silne
wrażenie robiło na niej to malowidło.
Boginie i wróżki były częścią historyjek, które Zorina
wymyślała, chodząc po komnatach.
- Czyż nie jest piękny? - zapytała.
- Tak! - zgodził się.
Przyglądał się jednak jej odchylonej do tyłu głowie i
długim, szczupłym palcom, którymi próbowała pomóc sobie
w wyrażeniu tego, co czuła.
Zorina westchnęła.
- Muszę iść... jestem już spóźniona!
- Spóźniona? Na co?
- Na lekcję niemieckiego.
- Uczy się pani niemieckiego?
- Mówię już dość dobrze w kilku językach, ale mama się
uparła i chce, bym znała doskonale wszystkie języki
europejskie,
- To bardzo ambitny plan!
- Dla mnie to nie jest takie trudne - odparła Zorina. - Mój
ojciec był Grekiem.
- Zauważyłem od razu, że jest w pani coś niezwykłego ! -
wykrzyknął mężczyzna. - Angielskie panny, które widziałem
od mego przyjazdu do tego kraju, wyglądały zupełnie inaczej.
- Cieszył się, jakby rozwiązał jakiś ważny problem.
Strona 10
Zorina miała ochotę zapytać go, jakiej jest narodowości,
ale skoro on sam tego nie powiedział, sądziła, że zadanie
takiego pytania byłoby impertynencją.
- Muszę iść - powtórzyła.
- Zanim pani odejdzie, niech mi pani obieca, że spotka się
ze mną jutro w sali recepcyjnej, - Spojrzała na niego
zaskoczona. - Tak wielu rzeczy jeszcze nie wiem o pałacu, a
jestem przekonany, że od pani dowiem się najwięcej - dodał
pospiesznie. - Proszę, Zorino, niech pani nie odmawia. To
byłoby bardzo nieuprzejme.
- Ale ja powinnam odmówić. Tak właśnie wypada.
- Zawsze robi pani tylko to, co wypada? Uśmiechnęła się
nieznacznie, a on znów podziwiał zgrabne dołeczki na jej
policzkach.
- Obawiam się, że nie...
- Więc niech pani spotka się ze mną jutro rano! Będę
czekał. Wstanę wcześnie i będę na panią czekał!
Dziewczyna wciąż się Wahała.
- Jeśli pani nie przyjdzie, będę przekonany, że jest pani
tylko senną zjawą, duchem, którego będę musiał szukać do
końca swych dni - usiłował wpłynąć na jej decyzję.
- To... to zupełnie niedorzeczne! - zaśmiała się. - No,
dobrze, jeśli tylko będę mogła... przyjdę, jeżeli jednak będę
musiała... jeśli będę zajęta... będzie pan musiał mi wybaczyć.
- Nigdy pani nie wybaczę, jeśli się pani jutro nie zjawi.
Sam wtedy zostanę duchem i będę chodził bez celu po
komnatach tego pałacu i wołał żałośnie: Zorino!
Roześmiała się ponownie.
- Teraz muszę już biec. Powinnam być na lekcji od
dwudziestu minut - rzuciła.
Już chciała odejść, kiedy ujął jej rękę.
- Au revoir, Zorino! Jeśli jest pani tylko duchem tego
pałacu, jest pani z pewnością piękniejsza od jakiejkolwiek
Strona 11
księżniczki, która tu mieszkała! - Pochylił się i dotknął ustami
jej dłoni.
Przez chwilę zamarła ze zdziwienia. Potem wybiegła z
sypialni królewskiej, a Rudolf wsłuchiwał się w milknący
stopniowo odgłos jej kroków.
***
Po drodze Zorina zastanawiała się, jak to się mogło
zdarzyć. Musiała jednak przyznać, że było to niezwykle
ekscytujące spotkanie. Nigdy jeszcze nie spotkała tak
przystojnego mężczyzny jak Rudolf. Chciałaby wiedzieć, kim
jest i z kim mieszka. W pałacu było tak wiele apartamentów,
że nie mogła nawet próbować się domyślać, który z nich
zajmował Rudolf.
Po dłuższym czasie dotarła do pokojów zamieszkanych
przez baronową Dremhiem. Mąż baronowej był dalekim
krewnym księcia Consort i dlatego pozwolono mu zamieszkać
w apartamencie gościnnym pałacu Hampton Court Baronowa
była osobą starszą, ale wciąż bardzo inteligentną. Mieszkała
sama. Z przyjemnością gościła u siebie Zorinę i bez sprzeciwu
podjęła się zadania polepszenia jej znajomości niemieckiego.
Zorina znała już część gramatyki i sporo słówek, czyli
miała za sobą tę część nauki, którą nazywała nudami. Do tego
wystarczyła jej guwernantka. Do baronowej chodziła na
konwersację. Rozmawiały o różnych miejscach na świecie,
które zwiedziła starsza pani. Zorina z ciekawością słuchała
opowieści swojej nauczycielki, choć język niemiecki wydawał
jej się brzydki i zdecydowanie wolała francuski.
- Tego nie wolno ci pod żadnym pozorem powiedzieć w
obecności królowej - ofuknęła ją matka, usłyszawszy te słowa.
- Nie zapominaj, że książę Consort pochodzi z niemieckiej
rodziny.
- Nie zapomnę o tym, mamo, ale nie powinnaś się
obawiać, że popełnię jakiś nietakt. W końcu nie widujemy
Strona 12
królowej tak często, by zapytała mnie nagle, jak mi idą lekcje
niemieckiego!
Zorina śmiała się z własnego pomysłu, lecz jej matka,
księżna Luiza, uważała, że to nie jest powód do śmiechu.
- Mam nadzieję, moja droga - rzekła poważnym tonem -
że skoro skończyłaś osiemnaście lat, Jej Królewska Mość
zaprosi cię na jedno ze swoich przyjęć, które wydaje w
Windsorze.
- To raczej mało prawdopodobne, mamo - odparł Zorina.
- Nie jesteśmy dość ważnymi osobistościami.
Księżna Luiza westchnęła, wiedząc, iż to prawda.
I tak miała sporo szczęścia, że udało jej się po śmierci
męża uzyskać apartament gościnny w pałacu. Książę Paul,
władca niewielkiego księstwa, w którym mówiono po grecku,
zwanego Parnassos, zginął podczas insurekcji. Powstanie
skończyło się detronizacją i wyrzuceniem rodziny panującego
z kraju. Księżna Luiza i jej jedyna córka Zorina, która miała
wtedy dwanaście lat, udały się do Anglii. Wędrowały, nie
mając grosza przy duszy i szukały sprzymierzeńców.
Ojciec księżnej, książę Windermere, już nie żył, a jej
starszy brat odziedziczył jego tytuł. Miał on trzech synów i
cztery córki. Co gorsza, sam ledwie radził sobie z
utrzymaniem majątku leżącego w krainie jezior. Księżna
Luiza wiedziała, że byłaby mu ciężarem i nie przyjąłby jej
zbyt serdecznie. Była więc niezwykle wdzięczna królowej za
to, że pozwoliła jej i Zorinie zająć niewielki i niezbyt
wygodny apartament gościnny w Hampton Court.
Przynajmniej miały obie dach nad głową i mogły utrzymać się
z niewielkiej renty, jaką Luiza dostawała po śmierci matki.
Pieniędzy nie wystarczało na nowe suknie dla księżnej i jej
córki. Nie miały ubrań podróżnych, więc nigdzie się nie
ruszały ze swoich pokoi. Księżna jednak nie dawała za
wygraną. Postanowiła, że jej córka będzie miała najlepsze z
Strona 13
możliwych wykształcenie. Wiedziała, że Zorina jest po ojcu
bardzo inteligentna. Edukacja dziewczyny musiała obejmować
języki obce. Zorina mówiła oczywiście płynnie po grecku i
swobodnie się posługiwała językami pochodnymi, do których
od dziecka była przyzwyczajona. Znała dobrze włoski, jako że
Włochy były dość blisko położone. Znała też albański, serbski
i inne języki krajów bałkańskich.
Kiedy dziewczyna dorosła, w końcu zebrała się na
odwagę, by na ten temat porozmawiać z matką.
- Mam wrażenie, mamo, że jest jakiś powód, dla którego
każesz mi się uczyć języków. Wydaje mi się, że żywisz
nadzieję, iż królowa znajdzie mi męża. Słyszałam, że jest
najsławniejszą swatką w Europie!
- Ależ, Zorino, nie powinnaś tak mówić! - odparła ostro
matka, ale po chwili dodała: - Mimo to muszę przyznać, że
mam nadzieję, iż w przyszłości znajdziesz sobie równie
przystojnego męża jak twój uroczy ojciec. - Westchnęła, po
czym mówiła dalej: - Chciałabym, żebyś rządziła państwem
tak pięknym jak Grecja, a jeśli będziesz umiała pomóc
ludziom, oni będą cię kochać i podziwiać.
Zorina pomyślała, że brzmiało to jak jedna z jej opowieści
o wróżkach, i miała nieprzyjemne uczucie, iż to się nigdy nie
spełni. Oczywiste było, że królowa, której wszyscy tak się
bali, nie miała zbyt wysokiego mniemania o księżnej i jej
córce. Księżnę od czasu do czasu zapraszano na obiad do
Windsoru, ale nigdy jeszcze nie otrzymały zaproszenia na
przyjęcie świąteczne, najważniejsze wydarzenie towarzyskie
roku w wyższych sferach związanych z rodziną królewską.
Nie otrzymywały również od królowej prezentów na
gwiazdkę. Wysyłano im tylko kartkę, taką samą, jaką
dostawało wiele osób w tym kraju. To wszystko.
Nie mówiła tego matce, bo nie chciała urazić jej uczuć,
lecz pomyślała sobie, że to nawet lepiej, bo i tak nie chciałaby
Strona 14
wychodzić za mąż za mężczyznę, którego nie będzie kochała.
Dżentelmen wybrany przez królową ożeniłby się z nią tylko ze
względu na przynależność jej matki do rodziny królewskiej.
Mama była przecież dobrze urodzoną Angielką. Ożenek z
osobą spokrewnioną z najpotężniejszą królową świata
zapewniałby małżonkowi Zoriny przychylność władczyni i
opiekę imperium.
- Ja chciałabym poślubić kogoś, kto pokocha mnie i kogo
też bym kochała - mówiła sama do siebie.
Miała nadzieję, że jakimś dziwnym zrządzeniem losu jej
marzenie się spełni. Żeby jednak sprawić przyjemność matce,
uczyła się pilnie języków. Księżna Luiza natomiast szukała
wśród rezydentów kogoś, kto, podobnie jak baronowa,
mógłby uczyć jej córkę kolejnego języka. Przypadkiem
znalazła księcia z Rumunii, ale on potrafił rozmawiać z Zoriną
tylko o sporcie. Mimo to dziewczyna się cieszyła, że w ogóle
miała okazję zamienić codziennie kilka słów z mężczyzną,
choć książę był już dość stary. Zawsze to jakaś odmiana dla
osoby, która bezustannie przebywa w towarzystwie samych
kobiet. W ich apartamencie oprócz księżnej i samej Zoriny
przebywała także niania, która była z nią od dnia narodzin. Od
czasu do czasu przychodziła również Jessie, która zajmowała
się sprzątaniem. Była bardzo gadatliwa, ale za to dość tania, a
księżna musiała liczyć się z każdym groszem. Zorina zresztą
chętnie słuchała historyjek, które opowiadała Jessie.
Podejrzewała jednak, że część z nich jest po prostu zmyślona.
Dziewczyna żyła w otoczeniu osób starszych. W pałacu
nie mieszkał chyba nikt w jej wieku, więc z radością oddawała
się rozrywce polegającej na podglądaniu ludzi zwiedzających
pałac. Obserwowała z ciekawością przewijające się tłumy i
zgadywała, kim są i co robią oraz skąd pochodzą.
Wszyscy chodzili po pałacu, wybałuszając z podziwu
oczy. Zawsze gubili się w labiryncie z żywopłotu, który był
Strona 15
główną atrakcją ogrodów pałacowych. Każdy ze
zwiedzających pragnął przez niego przejść. Zorina wiedziała,
że ludzie ze służby pałacowej zakładali się między sobą, jak
szybko uda im się wyjść z labiryntu. Najszybszy z nich
doszedł do środka w pięć minut, ale tam się zorientował, że do
wyjścia ma jeszcze długą drogę.
Zorina uwielbiała labirynt i lubiła stać w ogrodzie i
obserwować przepływające rzeką statki i barki widoczne w
oddali. Wyobrażała sobie zawsze, że każdy statek wiezie na
pokładzie towary z dalekich egzotycznych krajów,
przeznaczone do sprzedaży w Londynie. Pewnego dnia -
postanowiła kiedyś - ja również będę podróżować, płynąć w
górę wielkiej rzeki, wspinać się na górski szczyt i jechać
konno przez niezbadane połacie lasu! W tych marzeniach
nigdy nie podróżowała sama. Był z nią zawsze ktoś, z kim
rozmawiała, śmiała się i podziwiała piękno odległych miejsc.
Ale ten towarzysz, mężczyzna z jej marzeń, bo oczywiście
musiał być to mężczyzna, nie miał twarzy. Tak więc marzyła
zawsze o kimś nieznanym, nieokreślonym i nawet nie
wiedziała, jak może wyglądać.
Kiedy wróciła do apartamentu po lekcji niemieckiego, nie
powiedziała matce o dziwnym spotkaniu z obcym mężczyzną
w galerii. Wiedziała, że matka byłaby oburzona z powodu jej
zachowania i złajałaby ją za to, że tak długo rozmawiała z
nieznanym człowiekiem. Przecież jemu zależało tylko na
moich opowieściach o zamku, usprawiedliwiała się w myśli.
Wiedziała jednak, że matkę przeraziłaby wiadomość, iż jej
córka rozmawiała swobodnie z obcym mężczyzną z jej sfery.
Zawsze powtarzała Zorinie, jak ma się zachować panienka,
zwłaszcza przed swoim pierwszym towarzyskim sezonem.
Zorina jednak dyskutowała z nią na ten temat zawzięcie.
- Cóż to znaczy: „przed swoim pierwszym sezonem
towarzyskim"? - zapytała kiedyś. - Nie zaproszono mnie
Strona 16
jeszcze na żaden bal ani do zamku królowej na przyjęcie i nie
zanosi się na to wcale.
- Porozmawiam na ten temat z Jej Królewską Mością,
kiedy tylko ją znów zobaczę - obiecała księżna.
Nie brzmiało to jednak zbyt przekonywająco. Zorina zaś
wytłumaczyła sobie rozsądnie, że najlepiej o tym wszystkim
zapomnieć. Kiedy wracała pamięcią do przyjęć wydawanych
na dworze ojca jeszcze przed rewolucją, myślała o nich z
rozrzewnieniem. Żałowała, że nie była wtedy starsza i nie
mogła brać w nich udziału. Jako mała dziewczynka mogła
tylko podglądać z wysokiego balkonu uczestników balu,
kobiety w diademach i przepięknych sukniach. Gdy matka
przychodziła powiedzieć jej dobranoc, wyglądała zwykle jak
przepiękna wróżka. Teraz nie miała już swoich brylantów i
strojów. Wszystko zostało sprzedane. Obie z matką chodziły
w bardzo prostych, własnoręcznie uszytych sukniach.
Czasem księżna dostawała rozpaczliwe listy z Grecji od
którejś ze swoich dawnych przyjaciółek, również
unieszczęśliwionych z powodu rewolucji. Chodziła wtedy po
pokoju i wołała z oburzeniem:
- Czy już nic nie mamy do sprzedania, żeby pomóc tym,
którzy potrzebują naszych pieniędzy?
- My same ich potrzebujemy, mamo - odpowiadała
Zorina, ale matka nie słuchała.
Sprzedała ostatnie sobolowe futro, by zadbać o środki do
życia dla okaleczonej kobiety. Zorina pomyślała wtedy, że
nikt w Anglii nie docenia faktu, że jej matka, choć jest tak
biedna, potrafi czynić dobro.
Wracając od baronowej, zastanawiała się, czy jeszcze
kiedykolwiek zobaczy przystojnego mężczyznę o imieniu
Rudolf. Wokół, tak jak zawsze, przewijał się tłum gapiów,
którzy przychodzili tu we wszystkie dni, z wyjątkiem niedziel.
Strona 17
Księżna Luiza dowiedziała się od innych mieszkańców
pałacu, że pomysł udostępnienia go do zwiedzania ludziom,
niezależnie od ich pochodzenia, wywołał wielki protest wśród
osób z towarzystwa. Podobno byli zdziwieni i oburzeni. Jak to
możliwe, że ich niedoświadczona wtedy i bardzo młoda, bo
tylko dziewiętnastoletnia królowa mogła pozwolić, aby po
królewskim pałacu chodzili sobie ludzie z nizin społecznych?
Spodziewali się, że wpuszczona do środka tłuszcza będzie
płynęła po pałacu bez ustanku, jak po ulicach Londynu, że
wyniosą wszystkie cenne rzeczy i będą się zachowywali jak
chuligani.
Ku zaskoczeniu wszystkich tych jasnowidzów, tak zwane
niziny zachowywały się nienagannie. Zwiedzający przybywali
z całego Londynu. Niektórzy przychodzili pieszo, inni
przyjeżdżali powozami lub płatnymi dorożkami, a nawet
zaprzężonymi w konie omnibusami. W niedługim czasie pałac
odwiedzało rocznie około osiemdziesięciu tysięcy osób.
Wszyscy ci, którzy głośno narzekali i przewidywali najgorsze
rzeczy, byli bardzo rozczarowani faktem, iż ludzie nieznający
luksusu i dworskiej etykiety potrafili tak wspaniale się
zachować.
Cenne rzeczy z pałacowej kolekcji rozbudzały wyobraźnię
zwiedzających. Wkrótce wszyscy twierdzili zgodnym chórem,
że królowa miała rację, otwierając pałac dla publiczności, bo
prości ludzie również potrzebują duchowych doznań, jakie
wywołują obrazy, arrasy i inne dzieła sztuki z kolekcji
królewskiej. Jak można nie stad się lepszym, kiedy się
zobaczy coś tak wspaniałego? - zadawała sobie pytanie
Zorina.
Powoli szła do swego pokoju i zastanawiała się, czy
Rudolf też myślał teraz o pałacu, a może również o niej.
Chyba nie oczekuje naprawdę, że przyjdę jutro na spotkanie z
nim, pomyślała.
Strona 18
A jednak, kiedy później kładła się spać, coś mówiło jej, że
z powodu dzisiejszego, dziwnego zdarzenia w galerii jutro
wstanie wcześniej niż zwykle. Jeśli nawet spotka się z
Rudolfem, nie będzie musiała zbyt szczegółowo
usprawiedliwiać swego spóźnienia przed księciem. Staruszek i
tak zawsze czekał na nią, aby opowiedzieć jej o swoich
koniach. Wspominał czasy, kiedy mieszkał w Rumunii w
wielkim zamku stanowiącym własność jego rodziny i
późniejsze przykre wydarzenia, gdy wygnano go z kraju i
wyjechał do Anglii.
Żałowała, że nie starczyło jej odwagi, by zapytać Rudolfa,
jaki jest jego język ojczysty. Wspaniale byłoby z nim
porozmawiać w jego własnym języku. Może zaskoczyłby go
fakt, że go dość dobrze zna - gdyby tak właśnie było. Potem
pomyślała z rozpaczą: To raczej mało prawdopodobne, aby on
czekał na mnie jutro rano w sali recepcyjnej. Ludzie czasem
coś obiecują pod wpływem chwilowej zachcianki, a później
zapominają o dotrzymaniu słowa. Może będzie miał inne
sprawy albo po prostu się spóźni, zastanawiała się. Miała
ochotę opowiedzieć mu o czasach świetności zamku, kiedy w
sali recepcyjnej król Henryk VIII gościł możnych ludzi. Miała
wrażenie, że z przyjemnością posłuchałby, iż wśród
roślinnych motywów zdobiących belki podtrzymujące dach
pałacu są wyrzeźbione dłonie króla Henryka, splecione z
dłońmi Anny Boleyn.
Zorinie zawsze było żal Anny Boleyn. Król był wściekły i
sfrustrowany, kiedy Anna urodziła mu córkę zamiast długo
oczekiwanego syna. W książce do historii, którą Zorina
czytała, napisano, że wtrącono ją do Tower na podstawie
zmyślonych zarzutów, a mimo to ona błagała swego
okrutnego, nieczułego męża tylko o jedno: aby jej egzekucja
odbyła się w cywilizowany sposób, za pomocą miecza, a nie
topora. Król zgodził się na to ustępstwo i dziewiętnastego
Strona 19
maja 1536 roku głowa Anny została ścięta przez kata
sprowadzonego na tę okazję specjalnie z Francji. Zorina nie
mogła wstrzymać łez za każdym razem, kiedy o tym czytała.
Była oburzona, przeczytawszy następnie, że król tego samego
wieczoru bawił się wesoło podczas kolacji w towarzystwie
Jane Seymour. Ta część pałacu była mimo wszystko
niezwykle fascynująca. Zorina zastanawiała się nawet, czy
Anna, tak jak królowa Katarzyna, straszyła w jakichś
komnatach. Nikt jednak do tej pory nie potwierdził tego
przypuszczenia.
Następnego ranka Zorina czesała się dłużej niż zwykle i
pieczołowicie upinała włosy. Włożyła na siebie suknię uszytą
przez matkę. Wydawała jej się najlepsza spośród tych,
którymi dysponowała. Zresztą nie miała wielkiego wyboru.
Dziewczyna pomagała matce szyć suknie, a potem nosiła je,
póki nie zrobiły się zbyt ciasne lub nie wyblakły od ciągłego
prania i bezustannego używania. Księżna szyła teraz inną
suknię. Była to kreacja wieczorowa dla Zoriny, w razie gdyby
nagle zaproszono ją na przyjęcie do Windsoru lub, co
stanowiło jeszcze większy zaszczyt, gdyby mogła zostać
oficjalnie przedstawiona królowej w jej apartamentach.
Księżna bardzo oszczędzała, by kupić odpowiedni materiał, a
Zorina wiedziała, że przez tę właśnie kreację długo nie będzie
jej stać na żadne zbytki ani tym bardziej na inne stroje.
Suknia, którą włożyła na siebie rano, była obcisła w pasie,
a z tyłu miała niewielką turniurę. Wyglądała w niej niezwykle
młodo i ślicznie. Biały kolor stroju bardzo pasował do jej
jasnych włosów o lekko rudawym odcieniu, który ujawniał się
zwłaszcza w słoneczne dni. Matka mawiała, że ten odcień
odziedziczyła po babce, która pochodziła z Węgier. Być może
po tej samej babce odziedziczyła perłowobiałą, delikatną
skórę, która prawie wcale nie ciemniała od słońca, nawet
latem.
Strona 20
Oczy miała zielone i tylko czasem, gdy padały na nie
promienie słoneczne, rozświetlały się jasnymi promykami.
Kiedy zaś była smutna, ciemniały wyraźnie. Najczęściej
jednak oczy Zoriny błyszczały jasną, czystą zielenią i były tak
duże, że zdawały się wypełniać jej szczupłą twarz zakończoną
lekko spiczastą brodą. Greckie pochodzenie księżniczki
zdradzał prosty, choć nieduży nos, który odziedziczyła po
ojcu.
Dziewczyna nie zwracała dotąd szczególnej uwagi na swój
wygląd. Nigdy też nie słyszała takich komplementów, jakimi
obdarzył ją wczoraj Rudolf. Nie wiedziała również, że matka
przyglądała jej się czasem i wzdychała smutno, zastanawiając
się, jaka przyszłość czeka jej piękną córkę i czy los się kiedyś
do niej uśmiechnie, zwłaszcza że królowa już chyba zupełnie
o nich zapomniała. Zorina mogła tylko uczyć się języków od
ludzi, którzy tak jak ona żyli na łasce Jej Królewskiej Mości.
Księżniczka jednak nie smuciła się tym zupełnie. Biegła
teraz przez korytarz w kierunku galerii pałacowej. Z
przejęciem czekała na spotkanie, które postanowiła
potraktować jak przygodę. To była jedyna ekscytująca rzecz,
jaka przydarzyła jej się od dawna. Musiała przyznać, że
jeszcze nigdy tak dziwnie się nie czuła. Miała się spotkać z
Rudolfem i opowiedzieć mu o pałacu. Wiedziała, że matka
będzie na nią zła, kiedy się o tym dowie, ale tłumaczyła sama
sobie, że chciała tylko okazać trochę uprzejmości
obcokrajowcowi, który zawitał do Hampton Court. Byłoby
lepiej, gdyby księżna w ogóle się o tym nie dowiedziała.
Skierowała się w stronę bardzo wysokiej sali recepcyjnej,
planując, o czym opowie Rudolfowi, żeby mógł jak najwięcej
dowiedzieć się o dniach świetności pałacu. Na podwyższeniu
oświetlonym wielkim oknem siadał zwykle przy stole król.
Dookoła, pod ścianami, ustawione były stoły dla gości
zaproszonych na ucztę. Kiedy o tym rozmyślała, oczyma