CKMU

Szczegóły
Tytuł CKMU
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

CKMU PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie CKMU PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

CKMU - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Spis treści Od autora Prolog Strona 4 Część I - Ty lko słowa Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Strona 5 Część II - Biznes Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Strona 6 Część III - Przy padki kliniczne Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Strona 7 Część IV - Zawsze jest ktoś winny Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Epilog Podziękowania Strona 8 Redakcja Milena Schefs Projekt okładki Paweł Skupień Zdjęcia na okładce Warsaw © marchello74 / iStock, Man © captblack76 / iStock, Blank paper © ulkan / iStock, Bloody knife © skodonnell / iStock Korekta Maciej Korbasiński, Ewa Jastrun Redaktor prowadzący Anna Brzezińska Text © copy right by Mariusz Zielke Copy right © for the Polish edition by Wy dawnictwo Czarna Owca, 2015 Copy right © for the Polish edition by Wy dawnictwo Czarna Owca, 2013 Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodny m (watermark). Uzy skany dostęp upoważnia wy łącznie do pry watnego uży tku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Wy danie I ISBN 978-83-8015-086-7 Wydawnictwo Czarna Owca Sp. z o.o. ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa Strona 9 www.czarnaowca.pl Redakcja: tel. 22 616 29 20; e-mail: [email protected] Dział handlowy : tel. 22 616 29 36; e-mail: [email protected] Księgarnia i sklep internetowy : tel. 22 616 12 72; e-mail: [email protected] Konwersję do wersji elektronicznej wy konano w sy stemie Zecer. Strona 10 Od autora Impulsem do napisania tej powieści stały się prawdziwe wy darzenia. W połowie 2012 roku w środowisku dziennikarzy śledczy ch pojawiła się informacja o szantażowaniu jednego ze znany ch biznesmenów szalenie kompromitujący mi materiałami. W sprawę mieli by ć zamieszani agenci służb specjalny ch, posłowie, dziennikarze i inni biznesmeni. Jak dotąd, zarzuty stawiane temu przedsiębiorcy nie potwierdziły się w najmniejszy m stopniu i należy je uznać za mało wiary godne, a zapewne fałszy we, stworzone ty lko na potrzeby omawianego szantażu, w celu wy ciągnięcia pieniędzy. Sprawa ta mnie zainspirowała, chciałby m jednak bardzo wy raźnie zaznaczy ć, że opisy wany przedsiębiorca nie jest postacią, którą wówczas rzekomo szantażowano, a jego przeciwnik nie jest ty m prawdziwy m dziennikarzem. Wy darzenia opisane w tej książce są zmy ślone. Aha, dodam jeszcze całkowicie poważnie: nie zamierzam popełnić samobójstwa. Strona 11 Prolog Niedziela, 22 stycznia Mężczy zna nazy wał się Jarosław Stanowski i do niedawna by ł znany m dziennikarzem. Wisiał na skórzany m pasku przy mocowany m do masy wnego, stalowego haka wkręconego w sufit. Ciało zsiniało już i zaczęło śmierdzieć. Przy drzwiach posterunkowy kończy ł wstępne przesłuchanie jednego z sąsiadów, a dwaj inni policjanci pilnowali na klatce schodowej nieliczny ch gapiów, wy mieniający ch spiskowy m szeptem uwagi i podejrzenia. Trzej technicy oznaczali ślady, zabezpieczali odciski palców, fotografowali poprzewracane meble, stłuczone szklanki, zalane kawą papiery, siniaki i zadrapania na ciele. Śledczy z wy działu kry minalnego łamali procedury, paląc papierosy przy oknie. Gdy zobaczy li przy by sza, zmieszani zdusili niedopałki w słoiku. Taka szy cha? Tutaj? Generał uspokoił ich gestem dłoni, jakby chciał powiedzieć: nie przeszkadzajcie sobie, mnie tu nie ma. Uważnie, tak jak go poproszono, obejrzał całe pomieszczenie, a potem ciało – i by ł już pewien, że to ściema. Drań próbował wy prowadzić ich w pole, wciągnąć na minę. Do czego to doszło?! Ty le razy ostatnio mieli do czy nienia z pozorowaniem samobójstwa, a ten szaleniec wy my ślił sobie coś zupełnie odwrotnego. Niby taki niepokorny, zaangażowany i przejęty dziennikarz, a w rzeczy wistości zwy kły furiat. Nie da się tak łatwo zmy lić tropów, chłopcze. – Rozmawiałem z lekarzem, jest przekonany, że próbował upozorować morderstwo – powiedział do śledczy ch z ledwie wy czuwalny m naciskiem i sugestią: dobrze by by ło, żeby ście odnieśli podobne wrażenie. – Oczy wiście trzeba poczekać na sekcję, jednak na moje oko też to tak wy gląda. – Ty lko po co? – To szajbus. – Śledczy odchrząknął i powiedział już całkowicie poważnie: – Jeden z ty ch… wie pan, szefie, przeświadczony ch, że cały świat skrzy knął się przeciwko nim, wszędzie są szpiedzy, zabójcy na zlecenie, podsłuchy i pułapki. Jak taki wchodzi do knajpy, od razu my śli, że kelner mu wsadzi pluskwę pod serwetkę. – Hm… – Rok temu złoży ł doniesienie na Wilczej, że niby poluzowano mu śruby w kołach, żeby spowodować wy padek. Strona 12 – O, nie wiedziałem – skłamał generał. Dokładnie przejrzał informacje na temat denata z policy jny ch baz dany ch. Trochę tego by ło – i dobrze. W razie problemów łatwo będzie zrobić z niego paranoika. Ech, chłopie, po co ci by ły te wszy stkie wojny ? Nie wiedziałeś, że przy ciągną czarne wizje, nieoczekiwane kontrole, nagłe zatrzy mania i błędy w wy nikach testów na obecność alkoholu we krwi? Wy brałeś sobie wrogów, którzy mają duże możliwości w kreowaniu alternaty wnej rzeczy wistości. – Zarzekał się, że widział kogoś przy samochodzie, dał nam nawet jakieś lewe eksperty zy. Oczy wiście oskarży ł Wolaka. – Śledczy wskazał na stół wy pełniony po brzegi stosami materiałów o Romanie Wolaku, jedny m z najbogatszy ch ludzi w Polsce, przedsiębiorcy kontrolujący m biznesy głównie w sektorze chemiczny m, ale też w branży nowy ch technologii, medy cy nie, na ry nku surowcowy m i wielu inny ch. – To by ł jego konik. Dopaść Wolaka. Generał uśmiechnął się nieszczerze. – Już widzę, jak miliarder na kolanach luzuje mu koła w aucie – zadrwił, choć doskonale wiedział, że śledczemu chodziło o sprawstwo kierownicze, zlecenie lub podżeganie, a nie czy nny udział. Nie miało to żadnego znaczenia wobec faktu, że prokurator po sprawdzeniu odmówił wszczęcia śledztwa. – Każdy ma swojego hy zia. – Ale żeby od razu popełniać samobójstwo? – Generał obszedł ciało i wskazał na tkwiący w suficie solidny hak. Poza kwadratową sztabą przy twierdzoną czterema śrubami zabezpieczał go jeszcze specjalny płaskownik. Konstrukcja robiła wrażenie solidnej i trwałej. – On sobie specjalnie pod szubienicę to zamocował? – Hak na worek bokserski. Sąsiedzi mówią, że dawniej boksował. Bardzo dawno temu. – Aha. – Gdy by nie dorwał go prawicowy świr, to może by łby całkiem fajny facet. Podobno w młodości nieźle sobie poczy nał. Można by ło z nim normalnie wy pić i pobalować. Potem… zwariował. – Coś tam z młodości mu zostało – wtrącił drugi śledczy. – Tuż przed… zdarzeniem przy najmniej sobie pociupciał. Policjanci zarechotali. Na widok uniesiony ch brwi generała jeden z nich wy jaśnił: – Parę godzin przed śmiercią spotkał się z przy jacielem, wy kładowcą z uniwersy tetu, niejakim Jaworskim. To niezły knur, nie przepuszcza żadnej, jeśli ty lko może. Rąbie te studentki, aż wióry lecą. Wiem, bo wy kładał też u nas, w Legionowie. Naprawdę ma fatalną opinię, mimo że dzieli się z przy jaciółmi. – Stanowski by ł jego przy jacielem? Strona 13 – Najlepszy m. Razem mieszkali na studiach. Wciąż się spoty kali. No i ten Jaworski w sobotę sprowadził na imprezę do knajpy dwie laski. Młode, zabawowe. Skończy li we czworo w jego mieszkaniu na Starówce. – Docentom teraz nieźle się powodzi – dodał drugi śledczy. – Jaworski to telewizy jna szy cha – wy jaśnił jego partner. – Sporo bierze za wy stępy w TV. Generał nie przy znał się, że stosunkowo dobrze zna Jaworskiego. Kilka razy mieli okazję porozmawiać na różny ch imprezach i balach obstawiany ch przez celebry tów. – Ktoś go już przesłuchał? – Wstępnie, przez telefon. Sąsiad, który znalazł zwłoki, zanim dał sy gnał na sto dwanaście, zadzwonił do Jaworskiego. Docent zgłosił się do nas i powiedział, że jest kompletnie zaskoczony, bo Stanowski nigdy nie mówił o samobójstwie. Tak jak mówiłem: dobrze się bawili w nocy, przeleciał jakąś Biankę czy Dankę, następnie wy szedł od Jaworskiego i wrócił do domu. – A potem się okaleczy ł i powiesił – podsumował generał. – Właśnie. – Ten Jaworski sądzi, że to morderstwo? Generał napiął mięśnie w oczekiwaniu na odpowiedź. Mogła by ć bardzo znacząca. – Nie, nie. Nie by ł specjalnie przekonany do swojej tezy. Przy znał, że Stanowski by ł przegrany, zgorzkniały, pory wczy i nieprzewidy walny. Nie szło mu ostatnio. Media nie chciały z nim współpracować, założy ł jakiegoś bloga, ale i tam prawnicy ciągle blokowali mu wpisy. Mógł targnąć się na ży cie pod wpły wem nagłego impulsu. Dodatkowo mocno schudł, chorował, skarży ł się na jakieś bolesne dolegliwości, ale szczegółów Jaworski nie znał. „Choroba dobrze koresponduje z samobójstwem w protokołach prokuratorskich – pomy ślał generał. – Ileż to piękny ch dolegliwości można dopisać w rubry ce: moty w. A tu dodatkowo mamy kłopoty finansowe, kry zy s osobowości powiązany z przekwitaniem, porażki zawodowe i osobiste. Może z tą Bianką czy Danką też mu nie poszło najlepiej i oto efekt. Pięknie się składa”. Śledczy chy ba nie miał już nic do dodania, więc ty lko pokręcił głową w zadumie. – Kto się zabija zaraz po seksie? Musiał by ć naprawdę szurnięty. Generał zasalutował niedbale, uścisnął dłoń oficerom i mruknął coś pod nosem na pożegnanie. Przed wy jściem jeszcze raz zerknął na dziennikarskie materiały na stole. Nie by ło wątpliwości, że Stanowski celowo je tam poukładał. Z pewnością marzy ł o ty m, by zostały włączone do akt śledztwa. Dowody, które śledczy m i mediom mogły by podpowiedzieć: „Tu znajdziecie odpowiedź na py tanie, kto jest winny. To on mnie zamordował!”. „Problem w ty m, chłopcze – pomy ślał jeszcze – że nikt cię nie zamordował. Sam sobie Strona 14 założy łeś stry czek i nie możesz nawet liczy ć na dołączenie do teczki » sery jny samobójca« , którą pewnie kiedy ś, za dwadzieścia pięć lat, weźmie pod lupę jakieś Archiwum X. Ale i ono nie powiąże tej sprawy z żadny m miliarderem, bo materiały o Wolaku… wy ciągnę z akt, kiedy już umorzy my sprawę. By ł trup, a za chwilę już nie będzie”. Z tego, co przeczy tał dziś w pospiesznie przy gotowany m przez rzecznika prasowego researchu, ten dziennikarz nie by ł lubiany i prawie nie miał przy jaciół. Nawet Jaworski nie będzie szukał dziury w cały m, żeby nie narażać się na zerwanie współpracy z Wolak Investments. By ł przy jaciel, nie ma przy jaciela. Generał wy szedł z mieszkania dziennikarza i powoli ruszy ł do niepozornego pry watnego auta. Przy sługiwał mu samochód służbowy, luksusowa limuzy na z kierowcą, ale w tego ty pu sprawach wolał uniknąć tłumu świadków. Są spotkania, na które nawet ministrowie chadzają piechotą i bez ochrony BOR-u. „Co niestety – dodał w my ślach z przekąsem – nie zawsze ich chroni”. Wsiadł do samochodu, zapiął pasy, pomodlił się, by silnik zapalił bez problemów, co w wy padku starego, mało uży wanego kombi wcale nie by ło takie pewne, wrzucił bieg i ruszy ł niespiesznie w kierunku domu. Jednak zanim dojechał do siebie, przy stanął nieopodal pobliskiego parku, wy szedł z auta z kupioną niedawno komórką na kartę i oddalił się od wozu na kilkanaście kroków. Za drzewem rozpakował komórkę, włoży ł kartę i uruchomił telefon. Bateria pokazała stan połowicznego naładowania. Wy starczy, jak zwy kle. Wy stukał numer, który znał na pamięć, i przy łoży ł aparat do ucha. – By łem na miejscu – powiedział bez wstępów, gdy usły szał głos Pierwszego. – Nie wy gląda za dobrze. – Hm… Jak bardzo niedobrze? – Upozorował to tak, żeby … sam wiesz… Trzeba będzie się trochę… napracować, żeby nie by ło kłopotów. – Generał delikatnie sugerował, że jego rola w tej sprawie wciąż może by ć istotna i CENNA. Niezwy kle cenna. W końcu ry zy kuje karierę, stawia na szali dwadzieścia pięć lat nieskazitelnej służby. No, może prawie nieskazitelnej. – Nie wiem, co znajdziemy w jego komputerach, ale cały się obłoży ł papierami na temat naszego… figuranta. – Dasz radę… coś z ty m zrobić? – Pierwszemu chodziło o usunięcie „niezwiązany ch z samobójstwem dokumentów”, tak by nie robiły bałaganu w aktach. Prokuratura szy bko wy kluczy udział osób trzecich w zdarzeniu, ale lepiej zadbać też o akta. Kto wie, czy kiedy ś nie trafią do jakiejś sejmowej komisji, gazet czy innego gówna. – Jak ty lko prorok umorzy, się posprząta. No, chy ba że coś jeszcze zostawił… – Gówno może. Trup i ty le. – No, trup. Strona 15 – Dziennikarzy nie by ło? – Żadnego. Mają to w dupie. W razie czego przy gotowaliśmy odpowiedni PR. Sprawa pewnie w końcu trafi na afisz, jak się dowiedzą prawicowe gazety, ale nie sądzę, żeby śmy musieli się przejmować. – Kto je czy ta? To nie media, ty lko oszołomy. Nikt nie traktuje ich poważnie. – Właśnie. Generał cmoknął, oblizując wargi tak głośno, że w uszach jego rozmówcy zabrzmiało to jak namiętny odgłos z arty sty cznego filmu pornograficznego. Od wakacji Pierwszy miał sporo do czy nienia z takimi filmami i ciągle o nich my ślał. Szczególnie że ostatnie problemy, które rozwiązy wał, także doty czy ły sfer… inty mny ch. – A ten… jak mu tam… – spy tał ty mczasem generał, by zwrócić uwagę, że nie ty lko jego rola w tej sprawie jest istotna. – Olsson? Generał oczy ma wy obraźni zobaczy ł, jak przegrany, przy gnębiony samobójca Stanowski siada do komputera i coraz bardziej nerwowo klika wielokrotnie w przy cisk ściągania poczty. Nie nadchodziła, a on mógł ty lko klikać i przeklinać. Pieprzony Sven Olsson. Szwed ty le razy opowiadał o ty m, że trzeba pomagać dziennikarzom śledczy m w inny ch krajach, a gdy przy szło co do czego, nawet nie odpowiedział na mejla. – Właśnie, co z nim? – Pewnie nawet nie wie, że jest… zamieszany. Nie odpowiedział na mejla i he, he – Pierwszy zarechotał – już nie odpowie. Problem rozwiązany. – Mamba pożarła, tematu nie ma? – Otóż to. – Jesteś pewny, że hakerka nie zostawiła śladów? – Jest najlepsza. – No to git. Sprawa zamknięta. – Tak. Zamknięta… Zaraz po pożegnaniu generał rozłoży ł telefon na części i rozrzucił je w różny ch kierunkach, a trochę dalej upuścił zniszczoną kartę. Pierwszy – człowiek, z który m przed chwilą rozmawiał – preferował inny sposób zacierania śladów po kontaktach ze swoimi wiewiórkami, ale trudno zmienić stare nawy ki. Wrócił do domu w doskonały m humorze. Zarwał noc, jednak dzięki temu spółka ochroniarska, w której miał niejawne udziały, zy ska kolejny niezły kontrakt i będzie mogła wy płacić niemal Strona 16 równie znaczącą premię jego żonie, zatrudnionej na mało wy magający m i pozornie źle płatny m stanowisku konsultanta do spraw szkoleń. Nie będzie mu żaden chuj mówił, że jest frajer, bo by le dy rektorzy w Komendzie Głównej potrafią się lepiej ustawić niż całe szefostwo. Wchodząc do ciepłego łóżka, wy grzanego przez nieco może za duże, rumiane ciało Basi, po raz ostatni tego dnia pomy ślał o Romanie Wolaku – człowieku, który zarabiał miliardy na kontraktach z państwem, uczestniczy ł w niemal każdej złodziejskiej pry waty zacji, miał w kieszeni polity ków, agentów, dziennikarzy i… policjantów. To dzięki takim ludziom jak on Wolak mógł przez ty le lat kosić kasę z funduszy emery talny ch, wy korzy sty wać cy nki przy pry waty zacjach, robić złote interesy z państwowy mi spółkami, zawsze liczy ć na korzy stny kredy t w banku oraz pobłażliwość wszelkich tajny ch i jawny ch państwowy ch służb. Nikt nie prześwietlał podejrzany ch interesów przedsiębiorcy, nie zadawał trudny ch py tań, nie oczekiwał szczery ch odpowiedzi. Mimo wielu polity czny ch zawieruch biznesmen pozostawał niety kalny. Co roku na świecie podejmowanych jest 10 milionów prób samobójczych. Milion z nich kończy się śmiercią. Najwięcej samobójstw popełniają ludzie młodzi oraz w okresie przekwitania, w wieku 45–55 lat. Wbrew rozpowszechnionym sądom na własne życie częściej porywają się mężczyźni niż kobiety. We wszystkich grupach ryzyka mężczyźni mają zdecydowaną przewagę. Strona 17 Część I Tylko słowa Strona 18 Rozdział 1 Czwartek, 16 lutego Dziewczy nka mogła mieć najwy żej trzy naście lat. Stała nago na środku pokoju i niezgrabnie zasłaniała dłońmi miejsca inty mne. Zwisająca z sufitu słaba żarówka rzucała wątłe światło na jej ciało i wilgotne, pomarszczone ściany. – Odsłoń je! – padło polecenie zza kadru. – Opuść ręce! Dziewczy nka nie posłuchała. Ktoś w czarnej panterce i masce podszedł do niej i ułoży ł jej ramiona wzdłuż ciała. Małe piersi sterczały jak u afry kańskich nastolatek. Czarny, gęsty zarost pomiędzy nogami nikł w cieniu rzucany m przez postać czającą się z boku. – Klęknij! Nie posłuchała kolejnego polecenia. Mężczy zna w panterce znów podszedł i zmusił ją, by uklękła. Cień poruszy ł się niespokojnie, jakby zadrżał. Dziewczy nka klęczała przez dłuższy czas bez ruchu, wokół nic się nie działo. Cień nagle urósł i okry ł ją całą. Plecy mężczy zny w czarny m garniturze wy pełniły większą część ekranu. Biały kołnierzy k koszuli przy kleił się do spoconej szy i. Mężczy zna pogmerał przy rozporku. Dziewczy nka uniosła dłoń, by zasłonić się przed strumieniem moczu. Oprawca skończy ł i odszedł. Została sama, opadła na ziemię i wtedy kamera zrobiła zbliżenie na jej twarz, przepełnioną bólem i strachem. Jednak nie płakała. Zby t często z nią to robiono, by płakała. *** Drzwi trzasnęły głośno, co wy rwało z zadumy siedzącego przy komputerze wy sokiego, szczupłego pięćdziesięciolatka o biały ch włosach i błękitny ch oczach. Sven Olsson wy łączy ł nagranie i w ostatniej chwili zasłonił plecami ekran monitora. Nie chciał, by ktokolwiek widział ten film. Nawet Carla. – Co oglądasz? – zapy tała. – Materiał z Polski – skłamał, uciekając wzrokiem. Równocześnie kliknął na teczkę z bieżący mi reportażami. – Wciąż dręczy cię poczucie winy ? Spojrzał na nią przeciągle, nie odpowiedział od razu. Carla by ła jego najbliższą współpracownicą i powiernicą. Znali się od ponad dwudziestu lat i ufali sobie niemal bezgranicznie. Jednak tego sekretu nie chciał jej wy jawiać. Przy najmniej na razie. Strona 19 – Powinniśmy potraktować chłopaka poważnie – mruknął. Carla skinęła głową, choć nie wy glądała na przejętą. W przeciwieństwie do Svena, który często działał impulsy wnie i raptownie, ona zawsze starała się zachować chłodny profesjonalizm. Wiedziała, że emocje, choć nieuniknione, nie pomogą w naprawieniu błędów. Stało się, co się stało, i skoro nie mogli tego naprawić, powinni skoncentrować się na zadaniach, na które mieli wpły w. Jeśli zby t często spoglądasz za siebie, znów się potkniesz. – Potraktowaliśmy poważnie. Po prostu mieliśmy ważniejsze rzeczy. – Chłopak zginął – szepnął Sven. – Sam przecież wiesz, ile mieliśmy pracy. Może rozbudujemy redakcję i zwiększy my liczbę kolumn? – To w niczy m nie pomoże. Dla części materiałów zawsze zabraknie miejsca… Sven upewnił się, że odtwarzacz wideo zniknął z ekranu, odsłonił monitor i otworzy ł folder z tekstami nadesłany mi do redakcji „Reportera”. Żółte teczuszki zapełniły trzy długie rzędy, a po przewinięciu my szką pojawiły się jeszcze dwa. Dużo, zadziwiająco dużo. Na pewno nie zdołają wszy stkich opublikować. – Sam sobie jesteś winien. Stworzy łeś niebezpieczny precedens i oto efekt – westchnęła Carla. Miała rację. W ubiegły m roku Sven opublikował materiał rumuńskiego dziennikarza o współczesny m niewolnictwie i prosty tucji na Bałkanach. W ten proceder zamieszani by li oficerowie sił pokojowy ch ONZ. Tekst w dużej mierze history czny, przy wołujący dość znane wy darzenia, miał niewątpliwe walory publicy sty czne oraz dramaty czny finał z opisem najnowszy ch faktów, które próbowano zatuszować. Sven i cała redakcja by li pod wrażeniem. Jedy nie Carla miała wątpliwości – słusznie zauważy ła, że trudno zwery fikować takie materiały. Sven postawił na swoim i już w dniu publikacji rozkręcił aferę, atakując w telewizy jny m studiu adwersarza z ONZ. Zrugał biednego, niewinnego przecież urzędnika, jakby to on osobiście gwałcił kobiety. „Jest tak samo winny – wy jaśniał później, nie bez racji. – Nic nie robi, tuszuje sprawę, my dli oczy, zatem odpowiada za te czy ny. Nie mniej i nie bardziej. Dla nas liczy się proceder, który nie ustanie, dopóki nie zostaną podjęte właściwe działania władz. Jeśli ONZ pragnie oczy szczenia, musi działać”. Kłótnia Svena z urzędnikiem poszła w wiadomościach BBC i tak „Reporter” po raz kolejny zy skał nie do końca oczekiwany światowy rozgłos. Właśnie wtedy padło to nieszczęsne zdanie. Prezenterka BBC zapy tała, czy zdaniem Svena dziennikarstwo śledcze w Europie przeży wa kry zy s, na co Szwed odpowiedział z właściwą sobie swadą: „Skoro w niektóry ch krajach gazety nie chcą publikować tekstów śledczy ch, bo wolą nie narażać się władzy i reklamodawcom, to najwy raźniej tak jest. Nasz » Reporter« jest otwarty dla każdego. Dla nas zawsze czy telnik jest Strona 20 na pierwszy m miejscu. Jeśli jakiś dziennikarz ma problem z publikacją w swoim kraju, zapraszam na nasze łamy ”. Deklaracja szy bko rozeszła się w sieci. W ciągu ty godnia dostali dziesięć duży ch materiałów, z czego dziewięć nadawało się do kosza, a dziesiąty by ł zwy kłą manipulacją białoruskiej bezpieki. Po miesiącu mieli już z pięćdziesiąt tekstów z całej Europy. By ły reportaże czeskie, albańskie, włoskie, hiszpańskie czy francuskie. Zawierały opisy korupcji, handlu kobietami i bronią, nielegalny ch badań genety czny ch, zabójstw na zlecenie, mafii urzędniczy ch, resty tucji majątków ży dowskich, ruchów neofaszy stowskich i terrory sty czny ch. Część ty ch arty kułów przetłumaczono na angielski, ale żaden nie nadawał się do publikacji. Potem sy tuacja się uspokoiła, teksty zaczęły przy chodzić rzadziej, a Sven wy korzy sty wał niemal każdą wolną chwilę na ich przeglądanie i wery fikowanie. Dzięki temu wy łowił na przy kład bardzo ciekawy materiał na temat mafii transplantacy jnej i nielegalnego handlu ludzkimi organami z udziałem znany ch naukowców i lekarzy. Materiał Stanowskiego jednak zlekceważy ł i nie mógł sobie tego darować. – Ten Polak mógł mieć rację – skwitował teraz. Nie zmienił jednak zdania w sprawie rozbudowy redakcji. Ilość nie przejdzie w jakość, a to ona jest najważniejsza. Dla niej czy telnicy co miesiąc kupują płatnego „Reportera”, mimo że większość sensacji mogą w pigułce przejrzeć na darmowy ch portalach internetowy ch. Dla niej chcą czy tać długie arty kuły, poczuć klimat prawdziwy ch dziennikarskich śledztw, a nie przy gotowany ch w pośpiechu, fatalny ch warsztatowo, często powierzchowny ch tekstów w tabloidach. Oczekują materiałów na najwy ższy m poziomie. *** Na pomy sł stworzenia „Reportera” wpadli kilka lat temu, gdy w wy niku kry zy su finansowego oboje padli ofiarą wy muszony ch restruktury zacji. Zrodził się z wściekłości i niemocy Svena oraz pasji i daru przekony wania Carli. Pozornie nic ich nie łączy ło. On – dziennikarz z trzy dziestoletnim stażem, zaniedbany, często niechlujny i roztrzepany, ale jednocześnie niezwy kle pracowity i uparcie zaciekły. Ona – pięć lat młodsza finansistka, wciąż zjawiskowa, ory ginalnie piękna by ła modelka, która wbrew przeciwnościom i stereoty pom zrobiła niezwy kłą karierę w świecie pieniądza. Sven dobrze pamiętał tamten dzień. Siedzieli w kawiarence przy Kungsträdgården, z wy powiedzeniami w kieszeniach. Wtedy Carla, jakby w ogóle nie przejmowała się sy tuacją, zapy tała: – Dlaczego właściwie nie założy łeś swojej gazety, Sven? Proste py tanie, na które dziennikarz mógł znaleźć ty siąc odpowiedzi. Nie miał kapitału,