CE
Szczegóły |
Tytuł |
CE |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
CE PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie CE PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
CE - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Psychjatrja zna potężny wpływ poddania (tzw. suggestji) na umysł ludzki, który jest tak dalece silny,
że np. umysłowo chory może niemal zarazić swoją chorobą umysłową ludzi zdrowych ze swojego
otoczenia. (...) Twórcy nowo powstających sekt i ich prozelici są zawsze psychopatami, najczęściej
z wyraźnymi znamionami histerji.
Leo n Wach h o lz, J an Olb ry ch t, Medycyna kryminalna,
Wars zawa 1 9 2 4
Strona 4
PROLOG
DÉJ À VU
Gd zie mo żn a u ciec, k ied y s k ry te lęk i materializu ją s ię n ag le w falę żrącej p rawd y n ie
d o zn ies ien ia i u d erzają w u my s ł całą s iłą realn o ś ci, ch o ć jes zcze mg n ien ie o k a temu
b y ły led wie u łu d ą, zły m p rzeczu ciem? Czy ż mo że b y ć in n a d ro g a u cieczk i z tak
g wałcąceg o zmy s ły k o s zmaru n iż ś mierć?
Zap ewn e d lateg o n iek tó rzy b o ją s ię mg ły . Nig d y n ie wiad o mo , czy wy łan iające
s ię z n iej k s ztałty b ęd ą ilu zją b ez zn aczen ia, o k tó rej zap o mn imy ju ż p o p aru
s ek u n d ach , czy n ieo d wracaln ie zmien ią n as ze ży cie lu b wręcz je zerwą. Kied y zaciera
s ię g ran ica międ zy jawą a p o d ś wiad o mo ś cią, n as taje n ajg łęb s zy z mo żliwy ch s tan ó w
atawis ty czn ej n iep ewn o ś ci. Ten , p rzed k tó ry m o d ty s ięcy lat miały n as ch ro n ić:
mag ia, relig ia, filo zo fia, n au k a. Lecz czas em te o s ło n y d u s zy to p n ieją i ro zp ły wają
s ię we mg le, z k tó rej wy ch o d zą d emo n y …
Właś n ie w tak iej jak ta, k tó ra lis to p ad o wy m zmierzch em zas n u ła zach o d n ią
Wars zawę, s p ełzając ze s to k ó w wąwo zu z to rami k o lejo wy mi, b ieg n ący mi n a
p o g ran iczu Wo li i Bemo wa, s p rawiając, że leżące n a d n ie s zy n y zn ik ły zu p ełn ie p o d
d rg ający m, s zaro mleczn y m k o żu ch em.
Tu taj, n a o d cin k u Ko ło – Od o lan y , lin ia k o lejo wa mija p o lewej p u s te p lace
zak ład ó w p rzemy s ło wy ch o p ło tach z b eto n o wy ch p ły t, p o k ry ty ch wy b lak ły mi
g raffiti, z p rawej zaś mro czn e o g ró d k i d ziałk o we z cien iami b ezd o mn y ch i s zero k im
łu k iem s u n ie wzd łu ż s zp aleru b ezlis tn y ch to p o li, p o s ad zo n y ch n a k rawęd ziach
ziemn ej ry n n y , p o ciętej w p o p rzek p ro s to k ątn y mi k lamrami s łu p ó w s ieci trak cy jn ej,
tk wiący mi tu n iczy m b ezs iln e ch iru rg iczn e k lamry w ran ie, k tó rej n ie u d ało s ię
zs zy ć. W efek cie, ch o ć to jes zcze ś ro d ek Wars zawy , w ś wietlis tej tk an ce mias ta
p o jawia s ię ciemn a d o lin a, k tó rą mg ła n a d o d atek p o zb awia d n a, a s u n ące tęd y
p o ciąg i, s p iętrzając lep k i o p ar p rzed czo łem lo k o mo ty wy , wy d ają s ię zap ad ać p o d
ziemię, ry ć w n iej co raz g łęb s zą b ru zd ę, p o g rążać s ię z k ażd y m s tu k o tem k ó ł.
Po ciąg o s o b o wy Ko lei M azo wieck ich zn alazł s ię tu p rzy p ad k iem. Ws k u tek awarii
n a lin ii o b wo d o wej, łączącej Dwo rzec Gd ań s k i z Zach o d n im, s k iero wan o g o tęd y ,
o b jazd em n a Wło ch y . Szereg zielo n o -żó łty ch , rzęs iś cie i ży wo o ś wietlo n y ch
wag o n ó w, p ełn y ch lu d zi z n o s ami u tk wio n y mi w k o lo ro wy ch ek ran ach s martfo n ó w
Strona 5
i tab letó w, s u n ął więc p rzez k rajo b raz z całk iem in n eg o ś wiata, s amą s wą o b ecn o ś cią
d rażn iąc n ien azwan e.
Szy b k o ś ć n ie b y ła wielk a, n ie p rzek raczała czterd zies tu k ilo metró w n a g o d zin ę,
zg o d n ie z o g ran iczen iami d o ty czący mi ru ch u k o lejo weg o wewn ątrz mias ta. Tak
miało b y ć b ezp ieczn iej, ale to d o d atk o wo p o g ars zało s p rawę.
Stars zy mas zy n is ta, Hen ry k Ko walik , s to k ro ć b ard ziej wo lałb y p rzy ś p ies zy ć d o
mak s y maln ej p ręd k o ś ci, czy m p ręd zej p rzemk n ąć p rzez ten p o n u ry o d cin ek , mieć to
ju ż za s o b ą i wy d o s tać s ię wres zcie n a wy s o k ie n as y p y za Dwo rcem Zach o d n im,
g d zie p o ciąg i zd awały s ię p rzemy k ać n ad ziemią, led wie jej d o ty k ając. Ty mczas em
tu taj zmierzali wp ro s t w g łęb ię Had es u .
Światła lo k o mo ty wy n ie rad ziły s o b ie z wciąż g ęs tn iejącą mg łą. Wid o czn o ś ć
malała z k ażd ą ch wilą. W zamian w g ło wie mas zy n is ty Ko walik a b u d ziły s ię
u p o rczy wie wy p ieran e ws p o mn ien ia… On całk iem n ied awn o jech ał p o d o b n y m
wąwo zem, p rzecięty m w p o p rzek wiad u k tem, n a k tó ry m k to ś s tał. Lu d zk a s y lwetk a
z o d d ali p rzy k u wała wzro k i n iep o k o iła b ard ziej z k ażd y m metrem malejącej
o d leg ło ś ci, aż wres zcie s tało s ię jas n e, że ten czło wiek s to i p o zewn ętrzn ej s tro n ie
b arierk i, trzy mając s ię jej wy ciąg n ięty mi d o ty łu ręk ami. Od s twierd zen ia teg o fak tu
zo s tały trzy , cztery s ek u n d y , p o d czas k tó ry ch zu p ełn ie n ic n ie mo żn a b y ło z tą
wied zą zro b ić. Po ciąg p ro wad zo n y p rzez Ko walik a jech ał wted y p o n ad s to
d wad zieś cia k ilo metró w n a g o d zin ę. Po zo s tawało ty lk o s tać i p atrzeć o twierający mi
s ię co raz s zerzej o czami.
Samo b ó jca s k o czy ł. M o że tro ch ę za wcześ n ie. Nie b y ło wy s o k o , więc s p ad łs zy n a
to ry , n ajwy żej co ś s o b ie zwich n ął, alb o i n ie. Od ru ch o wo zaczął ws tawać, o trzep ał
n awet s p o d n ie n a k o lan ie. Ko walik n a n ieg o zatrąb ił, ale tamten , zamias t rzu cić s ię
w b o k , ty lk o s ch o wał g ło wę w ramio n a. I p o s zło to s zy b k o . Zatrzy mali s ię d o p iero
p ó ł k ilo metra d alej. W ciąg u tej min u ty Hen ry k Ko walik p o s u n ął s ię w latach
o d o b re ćwierć wiek u . Na k o ń cu d ro g i h amo wan ia d o tąd en erg iczn y czterd zies to latek
b y ł ju ż wy p alo n y m czło wiek iem w wiek u p rzed emery taln y m. Tak b y wa. Po d o b n o
k ażd y mas zy n is ta mu s i zaliczy ć s amo b ó jcę p rzy n ajmn iej raz w k arierze i p o tem ży ć
z ty m, wy p atru jąc k o lejn ej lu d zk iej s y lwetk i w k ażd y m p o jawiający m s ię w zas ięg u
wzro k u k rzak u lu b w k ażd y m tu man ie mg ły .
Tu taj też zaraz miał b y ć wiad u k t n ad u licą Wo ls k ą, a właś ciwie trzy ró wn o leg łe
wiad u k ty w n iewielk ich o d s tęp ach o d s ieb ie – p ierws zy z s amy mi to rami
tramwajo wy mi, d ru g i, n ajs zers zy , z ch o d n ik ami i jezd n iami w o b u k ieru n k ach , o raz
trzeci z o p atu lo n y mi g ru b o ru rami z g o rącą wo d ą z elek tro ciep ło wn i „Wo la". Na
Strona 6
k ażd y m z n ich mó g ł k to ś s tać…
Ws zy s tk o d ziało s ię jak w zwo ln io n y m temp ie. Co raz wo ln iej. Ws p o mn ien ia
i teraźn iejs zo ś ć, p rzes zło ś ć i p rzy s zło ś ć zb ieg ały s ię w jed en p u n k t n a co raz
len iws zy ch s to p -k latk ach . Zd awało s ię, że p o ciąg zwaln ia, ale to ty lk o zatrzy my wał
s ię ś wiat.
Na p o s iwiałe s k ro n ie mas zy n is ty Ko walik a wy s tąp ił p o t. Nie ś miał s p o jrzeć
p rzed s ieb ie, tam, g d zie za ch wilę z mg ły miał wy ło n ić s ię g ó ru jący n ad to rami
wiad u k t. Ten n ajp ierw o b jawił s ię p o d p o s tacią d wó ch p lam, ro zd zielo n y ch ró wn ą
p o zio mą lin ią – czern i tu n elu w d o le o raz p o wy żej jas n ej mag my , n as y co n ej
ro zp ro s zo n y m ś wiatłem u liczn y ch latarn i.
Ko walik wo lał p atrzeć n a b o k i. Liczy ł s k ry cie, że mo że ze s to k ó w wąwo zu s to czy
s ię wp ro s t p o d k o ła jak iś p ijan y men el. Tak b y ło b y lep iej, b o in aczej. Od mien n y
b ieg wy p ad k ó w, n iep o k ry wający s ię d o k ład n ie z g o rączk o wą imag in acją, b y łb y
łatwiejs zy d o zn ies ien ia. A p rzed e ws zy s tk im mó g łb y z teg o p o wo d u zatrzy mać s ię
wcześ n iej i n ie d o jeżd żać TAM .
Po jawiły s ię zary s y wiad u k tu . Ud ręczo n y mas zy n is ta wy tęży ł wzro k , s tarając s ię
wy p atrzeć jak iś ru ch w ciemn y m k ącie u zb ieg u s to k u wąwo zu i s p o d u jezd n i, g d zie
zwy k le n o co wali żu le. W żad n y m n ato mias t razie, ab s o lu tn ie za n ic w ś wiecie,
Ko walik n ie ch ciał s p o jrzeć wp ro s t p rzed s ieb ie i w g ó rę, żad n a s iła n ie mo g ła g o d o
teg o zmu s ić. By ł ju ż b o wiem ab s o lu tn ie, p rzeraźliwie, d o jmu jąco p ewien , że zo b aczy
tam g o tu jąceg o s ię d o s k o k u n a to ry k o lejn eg o s amo b ó jcę.
W k o ń cu jed n ak zewn ętrzn a k rawęd ź p ierws zeg o wiad u k tu n ieu ch ro n n ie zn alazła
s ię w jeg o p o lu wid zen ia.
Nie b y ło tam n ik o g o .
Ko walik n ie u wierzy ł włas n y m o czo m. I s łu s zn ie.
Kilk ad zies iąt metró w d alej b y ł d ru g i, zn aczn ie s zers zy wiad u k t z ch o d n ik iem d la
p ies zy ch i jezd n iami. Ten z to rami tramwajo wy mi o s ło n ił g o p rzed wzro k iem
n ad jeżd żająceg o mas zy n is ty tak d o k ład n ie i z b lis k a, że n iewielk a p ręd k o ś ć p o ciąg u
o k azała s ię b ez zn aczen ia. Krawęd ź d ru g ieg o wiad u k tu s tała s ię d la Ko walik a
wid o czn a d o p iero p o wy jeźd zie s p o d p ierws zeg o , zaled wie trzy , cztery s ek u n d y
wcześ n iej, zan im czo ło lo k o mo ty wy zn alazło s ię p o d n ią.
By ło zatem d o k ład n ie tak s amo jak wted y … Po wtó rk a ży wy ch o b razó w.
Do s k o n ałe zmaterializo wan e déjà vu.
Na d ru g im wiad u k cie, też p o za b arierk ą, n a tle p o d wy żs zo n ej o s ło n y , k tó ra
teo rety czn ie miała p rzed tak im wy p ad k iem zab ezp ieczać, d o k ład n ie n ad to rem,
Strona 7
k tó ry m p ro wad ził s wó j p o ciąg mas zy n is ta Ko walik , s tał czło wiek
z ro zk rzy żo wan y mi s zero k o ramio n ami. Nie p o ru s zał s ię, więc jes zcze p rzez s ek u n d ę
jawił s ię p rzy wid zen iem, p o tem p o ch y lił s ię i zaczął s p ad ać z s zero k o ro zło żo n y mi
ramio n ami tu ż p rzed p o ciąg iem, n ad jeżd żający m wp rawd zie p o wo li, ale b ęd ący m ju ż
zb y t b lis k o , ab y mas zy n is ta mó g ł co k o lwiek zro b ić.
Szarp iące u my s ł Ko walik a ws p o mn ien ie-wy o b rażen ie s tało s ię ciałem. M artwy m
ciałem.
Sp ad ający twarzą w d ó ł czło wiek zaczep ił o p rzewó d trak cji elek try czn ej. Na
u łamek s ek u n d y b ły s n ął mały , żó łtawy łu k wy ład o wan ia, s p rawiając, że ro zmazan a
w ru ch u s y lwetk a s k u rczy ła s ię w p recel.
Nies zczęś n ik p o win ien b y ć martwy w ch wili, k ied y s p ad ł n a to ry , ale – o d ziwo –
n awet n ie s tracił p rzy to mn o ś ci, ewen tu aln ie o cu cił g o ws trząs lu b b ó l zb ity ch n a
p o d k ład ach p is zczeli. J ak imś cu d em zaczął s ię p o d n o s ić. Zd o łał n awet wp ó ł k lęk n ąć
n a jed n o k o lan o , p o d p ierając s ię jed n y m z wciąż s zero k o ro zło żo n y ch ramio n ,
n iczy m Ch ry s tu s n a d ro d ze k rzy żo wej p o ws tający p o u p ad k u . I p o d o b n ie jak
Zb awiciel n ajwy raźn iej n ie my ś lał o ratu n k u .
Ofiara zad arła i o b ró ciła g ło wę, ab y jes zcze w o s tatn iej ch wili s p o jrzeć n a k o g o ś ,
k to s tał n a wiad u k cie. Po rażo n y g ro zą Ko walik o d ru ch o wo p o d ąży ł wzro k iem za ty m
s p o jrzen iem. By ć mo że d lateg o wciąż n ie zaczął h amo wać.
Zah ip n o ty zo wały g o p atrzące z g ó ry o czy .
Przy tej p ręd k o ś ci ś mierć n ie mo g ła b y ć s zy b k im cio s em łas k i, lecz s tała s ię
p rzeraźliwie p o wo ln y m p ro ces em, p o d zielo n y m n a k o lejn e, d ające s ię d o k ład n ie
p o liczy ć etap y , jak n ies p ies zn e o b ro ty mas zy n k i d o mięs a.
Najp ierw wy raźn y tęp y ło mo t p ierws zeg o u d erzen ia, p o tem trzas k miażd żo n ej
p o d k o łem k o ś ci, co ś jak b y k rzy k , d ru g i trzas k , trzeci, o d leg lejs zy , lecz wciąż
wy raźn y i zn ó w miaro wy s tu k o t k ó ł.
Po ciąg wjech ał w ciemn o ś ć p o d tu n elem.
Ko walik n ad al n ie h amo wał. Też b y ł ju ż martwy , ty lk o że jes zcze o d d y ch ał.
– Przejech aliś my k o g o ś ?! – zap y tał wes o ło d ru g i mas zy n is ta Biern ack i,
n ad ch o d ząc z ty łu lo k o mo ty wy . – Czy to g ó wn iarze n a to rach d es k ę p o ło ży li… ?
Uś miech zamarł mu n a u s tach , k ied y zo b aczy ł martwy wzro k Ko walik a. Zro zu miał
ws zy s tk o w jed n ej ch wili.
– Hamu j! – zawo łał, a p o n ieważ p artn er n ie p o s łu ch ał, zajął s ię ty m s am.
Po ciąg zwo ln ił z p is k iem i zatrzy mał s ię zaraz p o d ru g iej s tro n ie wiad u k tu .
Strona 8
Z lo k o mo ty wy wy s k o czy ł Biern ack i i zawró cił b ieg iem n a miejs ce wy p ad k u . Po
ch wili wy s iad ł tak że Ko walik , ale o n zamias t n a ty ł s k ład u ru s zy ł w p rzeciwn ą
s tro n ę, wzd łu ż to ró w. Szed ł mach in aln ie, p o ty k ając s ię o s to s y leżąceg o n a p o b o czu
ch ru s tu , a p o tem zaczął s ię ws p in ać n a s to k wąwo zu . Zaafero wan y Biern ack i zu p ełn ie
n ie zwró cił n a to u wag i an i s ię n ie o b ejrzał.
Ko walik d o tarł d o d zik iej ś liwy – ro zwich rzo n ej, g arb atej k ęp y , n i to k rzak a, n i
d rzewa, ro s n ąceg o u s zczy tu zb o cza, d o k ład n ie w miejs cu p rzełaman ia k rawęd zi. By ć
mo że ws k u tek tej d efo rmacji p o d ło ża zatarł s ię tu n atu raln y p o d ział n a k o rzen ie
i k o ro n ę. Op ró cz ro zwid lo n y ch p n i, p o s k ręcan y ch ch ao ty czn ie k o n aró w z mn ó s twem
p ęd ó w, s terczący ch jak ig ły jeżo zwierza, w cały m ty m g ąs zczu wiły s ię jes zcze
p rzed ziwn e o d ro s ty k o rzen io we – g ru b e n a d wa p alce, elas ty czn e jak lian y ,
p rzy p o min ające wp ó łzd rewn iałe węże.
J ed en z n ich o p latał p o ch y lo n y k u to ro m s u ch y k ik u t złaman ej g ałęzi, two rząc n a
n im n atu raln ą p ętlę, k tó ra wy ro k iem lo s u zn alazła s ię d o k ład n ie n a wy s o k o ś ci s zy i
p o d ch o d ząceg o z d o łu Ko walik a, k ied y ten s tan ął p o d d rzewem.
M as zy n is ta ch ciał p o s łu ży ć s ię p as k iem o d s p o d n i, ale wid ząc, że ws zy s tk o tu taj
czek a n a n ieg o ju ż o d d awn a g o to we, p o p rzes tał jed y n ie n a d o d atk o wy m s k ręcen iu
p ęd u i o win ięciu g o jes zcze raz wk o ło k o n aru .
M o k ry i ś lis k i s to k u mk n ął mu s p o d b u ta, o s y p ały s ię g ru d y wilg o tn ej ziemi.
Ko walik zd o łał jed n ak zach o wać ró wn o wag ę. Przecis n ął g ło wę p rzez p ętlę i p u ś cił
p ęd , k tó ry ro zk ręcając s ię, p ewn ie u ch wy cił s zy ję. M as zy n is ta o b ró cił s ię p lecami d o
d rzewa i b ez wah an ia u g iął k o lan a. Po ciemn iało mu w o czach , a wraz z g ęs tn iejący m
mro k iem n ad es zła n ares zcie u p rag n io n a u lg a.
Wy d o s tał s ię, u ciek ł!
Hen ry k a Ko walik a zn alezio n o d o p iero o ś wicie, k ied y mg ła zrzed ła n a ty le, że
wis zące ciało p rzes tało w o czach p atrzący ch z d alek a lu d zi wy g ląd ać jak łach man ,
zap lątan y p rzy p ad k iem w g ałęziach b ezlis tn eg o d rzewa.
Strona 9
Więcej Darmo wy ch Eb o o k ó w n a: www.Frik Sh are.p l
ROZDZIAŁ 1
PRZERWANY WYWIAD
Ko mis arz s to łeczn ej p o licji, Krzy s zto f Lo u v ain , s taran n ie wy s tu d io wan y m ru ch em
miaro wo o b racał n a p alcu s reb rn y p ierś cień z ró żań cem.
Nie za s zy b k o , b y n ie wy g ląd ało to n a n erwo wy tik , b ezmy ś ln ą zab awę
p o ś więco n y m p rzed mio tem, ale też i n ie za wo ln o , ab y ro zmó wca n ie p o my ś lał s o b ie,
że to n iewczes n y p o k az k ab o ty ń s k iej d ewo cji, alb o wiem wy wiad u d zielan y
w k awiarn i n a trzecim p iętrze wars zaws k ich Zło ty ch Taras ó w to zd ecy d o wan ie n ie
b y ła p o ra an i miejs ce n a mo d litwę. Pręd k o ś ć ro tacji p ierś cien ia wo k ó ł p alca b y ła
więc w s am raz tak a, b y zas u g ero wać, iż n ieb io rąca u d ziału w ro zmo wie częś ć u my s łu
p an a k o mis arza trwa w n ieu s tający m k o n tak cie z wy żs zą rzeczy wis to ś cią,
a o d p o wied zi n a p y tan ia p rzy ch o d zą, jeś li n ie wp ro s t z n ieb a, to co n ajmn iej s p ły wa
s tamtąd łas k a u ś więcająca k ażd ą wy p o wied ź.
Lo u v ain , zaży wn y p ięćd zies ięcio latek o twarzy zawo d o weg o ś led czeg o , czy li
n iewy rażającej n ig d y n iek o n tro lo wan y ch emo cji, d o b rze p amiętał czas y p an o wan ia
jed y n ie s łu s zn ej d o k try n y . Na ty le d o b rze, że b ez p u d ła ro zp o zn ał d u ch a czas u ,
k ied y ten wró cił p o n ies p ełn a d wu d zies tu latach z mak ijażem zmien io n y m
z czerwo n eg o n a p u rp u ro wo -czarn y , i n ie s tawiał mu s ię jak k to g łu p i. Ta wied za
p o zy ty wn ie o d ró żn iała s tareg o wy g ę Lo u v ain a o d k o leg ó w mło d s zy ch o jed n ą
g en erację – trzy d zies to latk ó w b ez u miaru , n a k ażd y m k ro k u wy k lin ający ch
p azern y ch i b ezczeln y ch k lech ó w. Pamp ers o m d o ras tający m za d emo k racji d u rn a
wiara w wo ln o ś ć s ło wa zmąciła trzeźwy o s ąd s y tu acji i zap rawd ę n ie p o zn ali o n i
n o weg o p an a, k ied y ó w n ad s zed ł. Krzy s zto f Lo u v ain p amiętał o raz zach o wał d o ś ć
ro zs ąd k u , ab y n ie n arażać s ię b ez s en s u lu d zio m, k tó rzy n ap rawd ę d u żo mo g li
i ch ętn ie z ty ch mo żliwo ś ci k o rzy s tali. No b o p o co , d o p rawd y , s k o ro d la ś więteg o
s p o k o ju wy s tarczało reg u larn ie wy g łas zać h as ła, k tó re tamci ch cieli s ły s zeć,
i zaliczać tro ch ę n iezb y t k o s zto wn y ch n ied zieln o -ś wiąteczn y ch s erwitu tó w.
No wo mo wa też n ie ró żn iła s ię zb y tn io , więcej trzeb a b y ło s o b ie p rzy p o mn ieć, an iżeli
s ię n au czy ć.
Strona 10
Ko n fo rmizm, p o wiecie? Op o rtu n izm? Ależ s k ąd ! Zd ecy d o wan a n ad in terp retacja,
jak mawiają k ard y n ało wie. To jes t zwy k ła h ig ien a p s y ch iczn a, n iezb ęd n a
w s tres u jącej p o licy jn ej ro b o cie. Kto k amien iu je n ieb o , mu s i w k o ń cu d o s tać
k amien iem w łeb , n o więc p o co ? Gru n t ro b ić s wo je. W zamian k ażd y , k to ch ciałb y
p o min ąć Krzy s zto fa Lo u v ain a w awan s ie, p o s łać g o n a emery tu rę, alb o ch o ćb y ty lk o
o d eb rać mu p remię, wo lał s ię p rzeżeg n ać n a s amą tę my ś l.
Z d ru g iej s tro n y b y ł jes zcze zak ład Pas cala – a n u ż co ś w ty m jes t, więc s o lid n a
p o d k ład k a n ie zas zk o d zi. Ży cio wy p rag maty zm s to p n io wo s tał s ię n awy k iem.
Po d o b n o n ie mo żn a zb y t d łu g o u d awać ch o ro b y p s y ch iczn ej, b o o n a w k o ń cu
n ap rawd ę p rzy jd zie. Z wiarą n ajwy raźn iej b y ło tak s amo . Ko mis arz Lo u v ain s am
s o b ie n ie p o trafił o d p o wied zieć n a p y tan ie, czy jes t wierzący . Wo b ec teg o n ie
zad awał g o s o b ie, b o z p o wo d ó w p ro fes jo n aln y ch ch o lern ie n ie lu b ił p y tań b ez
o d p o wied zi. To n ie b y ł cy n izm, ty lk o n ap rawd ę co ś g łęb s zeg o . No s ił w d u s zy
metafizy czn ą zad rę, k tó rej wo lał n ie d o ty k ać, i ty le. Racjo n alizo wał więc, ro b ił s wo je
p o s wo jemu .
J eg o ak tu aln y ro zmó wca, n iejak i M arcin Bileck i, p u b licy s ta k ato lick ieg o
mies ięczn ik a „Przy jaciel Eg zo rcy s ty ", k u p ił n u mer z ró żań cem b ez zas trzeżeń . Zn ać
to b y ło ch o ćb y p o ty m, że co ch wila s k u p iał zafas cy n o wan y wzro k n a ru ch u p alcó w
Lo u v ain a, jak b y u p ewn iał s ię, że za s ło wami k o mis arza id ą czy n y , i k ażd o razo wo
u zy s k iwał p o żąd an e p o twierd zen ie.
Sło wem, s o cjo tech n ik a b y ła s k u teczn a, ale w ty m p rzy p ad k u ch y b a jed n ak zb y t
s u b teln a. Na k o g o ś tak ieg o jak Bileck i, k tó ry , czy s tał czy s ied ział, jed n ak o wo
s p rawiał wrażen ie, jak b y miał zaraz u k lęk n ąć z tęp o n atch n io n y m wy razem twarzy ,
a p y tan ia zad awał ró wn ie in telig en tn e, jak włas n e o b licze, w zu p ełn o ś ci
wy s tarczy ło b y p arę zwy k ły ch b o g o s mo leń s k ich h as eł, wy g ło s zo n y ch ze wzro k iem
u tk wio n y m g łęb o k o w o czach p rzed s tawiciela jed y n ie s łu s zn y ch med ió w.
Ty tu ł wy wiad u u s talili ju ż n a ws tęp ie: „Pies , k tó ry n ie ws ty d zi s ię J ezu s a".
Red ak to r Bileck i cies zy ł s ię z n ieg o jak d zieck o , tak a to b y ła s wo js k a s y n teza
k o lo k wialn eg o p ro fan u m i u wzn io ś lająceg o s acru m. Urzęd u jący w red ak cji as y s ten t
k o ś cieln y p o win ien k lep n ąć n ag łó wek b ez zas trzeżeń . M o że n awet p ó jd zie n a
o k ład k ę. Bileck i p o wtó rzy ł to ju ż ze trzy razy .
– Zatem u waża p an k o mis arz, że zły d u ch o b jawia s ię o s o b iś cie n a miejs cu
k ażd eg o ciężk ieg o p rzes tęp s twa? – zad ał k o lejn e p y tan ie.
– Oczy wiś cie – p rzy tak n ął Lo u v ain i z n amas zczen iem o b ró cił ró żan iec n a p alcu ,
zan im ro zwin ął wy p o wied ź. – Na miejs cach p rzes tęp s tw my , p o licjan ci, wielo k ro tn ie
Strona 11
s p o ty k amy ś lad y , k tó ry ch n ie mó g ł zo s tawić czło wiek , alb o p rzeb ieg zd arzeń
ws k azu je wręcz n a b ezp o ś red n ią n ad n atu raln ą in g eren cję. Przy k ład y mo żn a mn o ży ć,
p o d am więc całk iem ś wieży ze ś led ztwa, k tó re o d p aru d n i p ro wad zę… – zawies ił
g ło s n a czas k o lejn eg o o b ro tu ró żań ca. – Có ż, właś ciwie n a ty m etap ie ś led ztwa n ie
p o win ien em teg o u jawn iać n ik o mu o p ró cz p ro k u rato ra, ale u ważam, że zach o d zi tu
s tan wy żs zej k o n ieczn o ś ci, lu d zi trzeb a p rzes trzec… J ed n ak to , co teraz p an u
p o wiem, mu s imy p o tem ro ztro p n ie au to ry zo wać… Ro zu miemy s ię, p rawd a?
Red ak to r Bileck i z p rzejęcia p rzełk n ął ś lin ę i p rzy tak n ął n iemo .
– Sły s zał p an mo że o ty m wy p ad k u k o lejo wy m n a Wo li, k ied y to p o wies ił s ię
mas zy n is ta, k tó ry ch wilę wcześ n iej p rzejech ał czło wiek a?
– Sły s załem, p an ie k o mis arzu . Wiem, że is tn ieją wątp liwo ś ci co d o p rzeb ieg u
teg o zajś cia… Po d o b n o to n ie b y ło s amo b ó js two ?
– Zależy czy je. Po wiem to wp ro s t, w p rzy p ad k u teg o p rzejech an eg o p rzez p o ciąg
p o d ejrzewamy mo rd ry tu aln y . Ofiara p o d k u rtk ą, n a p lecach , miała wciś n ięty k rzy ż
z metalo wy ch ru rek . Po zio me ramię p rzech o d ziło p rzez o b a ręk awy , co s k u teczn ie
u n iemo żliwiło ws zelk ą o b ro n ę.
– Uk rzy żo wan o g o ? – Dzien n ik arz zb lad ł.
– M o żn a tak p o wied zieć, ch o ć ran k łu ty ch n a n ad g ars tk ach i d ło n iach n ie u d ało
s ię s twierd zić. Un ieru ch o mio n ą w ten s p o s ó b o fiarę zrzu co n o n as tęp n ie z wiad u k tu
p o d n ad jeżd żający p o ciąg .
– Stras zn a zb ro d n ia… – Bileck i zro b ił k ciu k iem zn ak k rzy ża n a p iers iach .
– Nie to jed n ak , p an ie red ak to rze, jes t w ty m ws zy s tk im n ajb ard ziej n ies amo wite.
Samo b ó js two mas zy n is ty p o ciąg u p o wiązan e z ty m mo rd ers twem jes t zn aczn ie
d ziwn iejs ze.
– Kto ś g o p o wies ił?
– No właś n ie to n ie jes t d la n as jas n e. Po p ierws ze, ten czło wiek p o wies ił s ię b ez
p ętli. Nie b y ło tam żad n eg o s zn u ra, lin k i, k ab la an i ch u s ty , zu p ełn ie n ic. Pas ek b y ł
w s p o d n iach o fiary n o rmaln ie zap ięty .
– Zatem co s ię s tało ?
– Drzewo u d u s iło g o g ałęziami.
– Pan ch y b a żartu je!
Lo u v ain z wy n io s łą g o d n o ś cią n ie s k o men to wał zarzu tu , ale ty m razem jeg o
milczen ie trwało p rzez trzy p ełn e o b ro ty p ierś cien ia, żeb y red ak to r miał czas
o ch ło n ąć i s ię p o miark o wać.
Strona 12
– Świad k o wie, k tó rzy zn aleźli ciało , zezn ali, że g ło wa mas zy n is ty tk wiła
zap lątan a w g ałęziach – wy jaś n ił w k o ń cu . – M o żn a to p o ró wn ać d o p rzy p ad k u
b ib lijn eg o Ab s alo ma, ale ten b y ł jed n ak o wiele łatwiejs zy d o racjo n aln eg o
wy tłu maczen ia. Po d czas jazd y ry d wan em d łu g ie wło s y fak ty czn ie mo g ły zap lątać s ię
o g ałąź mijan eg o d rzewa i s p o wo d o wać, że s y n k ró la Dawid a n a n ich zawis ł.
M as zy n is tę Ko walik a n ato mias t d rzewo jak b y ch wy ciło wp ro s t za g ard ło …
– Nazwis k a zmarłeg o n ie u jawn iamy . – Ws trząś n ięty Bileck i zd o b y ł s ię n a
p ro fes jo n alizm.
– Oczy wiś cie, że n ie, ale d o rzeczy ! Otó ż p o win ien p an wied zieć, red ak to rze, że
jeś li ch o d zi o p o wies zen ie, to p rzeważn ie jes t to s amo b ó js two lu b fo rmaln a
eg zek u cja. Bard zo rzad k o s p o ty k a s ię mo rd ers two p rzez p o wies zen ie, a p rak ty czn ie
w o g ó le n ie ma p rzy p ad k ó w p o wies zen ia s ię w wy n ik u n ies zczęś liweg o wy p ad k u ,
k ied y to g ło wa o fiary zb ieg iem o k o liczn o ś ci u ty k a w jak iejś s zp arze p o międ zy
d es k ami lu b k o n arami d rzewa, a p ró b a u wo ln ien ia k o ń czy s ię o b s u n ięciem
i zad u s zen iem. Tak ie zb ieg i o k o liczn o ś ci w całej ś wiato wej h is to rii k ry min alis ty k i
mo żn a p o liczy ć n a p alcach jed n ej ręk i.
– J ed n ak ś więtej p amięci Ko walik ch y b a właś n ie s ię tak zap lątał – wy raził
p rzy p u s zczen ie d zien n ik arz.
– Na p ewn o n ie zo s tał p rzez n ik o g o p o wies zo n y . Z k o lei o n s am, jak ju ż
mó wiłem, n ie miał n a czy m s ię p o wies ić, ch o ciaż miał mo ty w, ab y p o p ełn ić
s amo b ó js two . To n ie b y ł p ierws zy wy p ad ek ś mierteln y z jeg o u d ziałem, k ażd y
mó g łb y s ię załamać. Trzeb a jed n ak p rzy jąć, że n as z mas zy n is ta raczej n ie zamierzał
s ię zab ić. M o żn a zro zu mieć, że p o wo d o wan y s zo k iem zro b ił co ś irracjo n aln eg o ,
ch ciał g d zieś u ciek ać, wy d o s tać s ię z to ro wis k a k o lejo weg o n a b ieg n ącą p o wy żej
u licę, ale n ie wiemy p o co , mo że zamierzał tam wezwać p o mo c, zatrzy my wać
s amo ch o d y lu b p o p ro s tu p o ty m ws zy s tk im złap ać o d d ech , tro ch ę o ch ło n ąć. Ws p iął
s ię więc n a s k arp ę i zn alazł p o d ty m d rzewem… Do teg o mo men tu rek o n s tru k cja
zd arzeń ma s en s , ale d alej ju ż n ic s ię n ie trzy ma k u p y , b o p rzes zk o d y s ię o b ch o d zi,
a n ie wch o d zi wp ro s t n a n ie! Po co Ko walik wch o d ził p o d to p iek ieln e d rzewo , p o co
p ró b o wał s ię p rzed zierać p rzez g ąs zcz g ałęzi, zamias t to ws zy s tk o p o p ro s tu o min ąć?
– Po d o b n o b y ł w s zo k u .
– To raczej n ie u leg a wątp liwo ś ci. J ed n ak mimo ws zy s tk o tak i wy p ad ek w tak ich
o k o liczn o ś ciach jes t s k rajn ie mało p rawd o p o d o b n y .
– Wy k lu cza p an k o mis arz zb ieg o k o liczn o ś ci?
– Wy k lu czy ć teg o n ie mo g ę, ale u s talmy p ro s te fak ty , p an ie red ak to rze. Oto
Strona 13
ch wilę wcześ n iej o d b y ł s ię mo rd ry tu aln y o n iewątp liwie s atan is ty czn y m p o d ło żu .
Przy zwan o złeg o d u ch a. Ob aj, jak o lu d zie wiary , n ie p o win n iś my mieć wątp liwo ś ci,
że o n s ię tam wted y p o jawił. Zaraz p o tem n ieu my ś ln y s p rawca ś mierci b ieg n ie p rzed
s ieb ie w s zo k u , p o czy m g in ie zap lątan y i u d u s zo n y w k o n arach d rzewa. Pro s zę s o b ie
p rzy p o mn ieć, co mó wiłem wcześ n iej. Przeb ieg ty ch zd arzeń ws k azu je wy raźn ie n a
d emo n iczn ą in g eren cję. Oczy wiś cie, jed n o zn aczn y ch d o wo d ó w n ie ma i zaws ze
mo żn a p o wied zieć, że mas zy n is ta Ko walik trafił n a rzad k i lo s w wielk iej lo terii
p ech a…
– Czy p an k o mis arz s u g eru je, że s zatan wcielił s ię w to d rzewo ? Oży wił je… ?
– Nietru d n o u wierzy ć w tak ą wers ję, jeżeli s ię je zo b aczy z b lis k a. J ak p an ch ce,
mo g ę p o k azać p an u zd jęcia. – Lo u v ain s ięg n ął p o d mary n ark ę. – Do p rawd y
o s o b liwo ś ć p rzy ro d y …
– M o że p ó źn iej. – Dzien n ik arz wy raźn ie s ię p rzes tras zy ł.
– Tak , fak ty czn ie, tak ie artefak ty p o win ien n ajp ierw zo b aczy ć d o ś wiad czo n y
eg zo rcy s ta, n a ws zelk i wy p ad ek … – Lo u v ain zg o d ził s ię z p o wag ą i zrezy g n o wał
z p rezen tacji. – Po d s u mu jmy zatem, p an ie red ak to rze. Otó ż n atu raln y b ieg zd arzeń
jes t w ty m p rzy p ad k u o wiele mn iej p rawd o p o d o b n y n iż b ezp o ś red n ia man ifes tacja
d ziałań złeg o d u ch a. Tak ie s ą fak ty . Co ś s ię tam o b jawiło i wy b rało s o b ie jes zcze
jed n ą o fiarę…
– Czy wid zian o s p rawcę? Czy b y li jacy ś ś wiad k o wie alb o mo że mo n ito rin g
u liczn y co ś wy k ry ł… ?
– By ła mg ła i ś ro d ek n o cy , p an ie red ak to rze. W tej mg le k amera n a d ach u
p o b lis k ieg o s u p ermark etu „Fo rt Wo la" zarejes tro wała jed y n ie jak iś cień o d d alający
s ię o d miejs ca zd arzen ia, jak b y lu d zk ą s y lwetk ę…
– Czy u d ało s ię p o więk s zy ć ten o b raz?
– Nies tety n ie, p an ie red ak to rze. Kied y p o d jęto tak ą p ró b ę, zary s p o s taci ro zp ad ł
s ię n a p ik s ele. Po jawiła s ię ru ch o ma p lama czern i.
Bileck i p rzeżeg n ał s ię zn o wu .
Ko mis arz mó g ł wp rawd zie d o d ać, że n ie n ależało s p o d ziewać s ię in n eg o efek tu
w s y tu acji, g d y p o więk s zało s ię d alek i frag men t tła mo n o ch ro maty czn eg o o b razu
z p rzeciętn ej jak o ś ci k amery p rzemy s ło wej, k tó rej o s tro ś ć wy reg u lo wan o tak , b y
wid zieć d o b rze ty lk o p o b lis k i p ark in g , ale wó wczas jeg o relacja zb y tn io s traciłab y
n a b arwn o ś ci. Po n ad to , g d y b y d zien n ik arz złamał d żen telmeń s k ą u mo wę
i wy d ru k o wał za d u żo , jawn a b zd u ra w tek ś cie s tan o wiła alib i Lo u v ain a, d o wo d ząc,
że p is mak k o n fab u lo wał i wło ży ł w u s ta k o mis arza p lo tk i zas ły s zan e o d k o g o ś
Strona 14
in n eg o . Bło g o s ławien i ro ztro p n i i d u p y s wo je ch ro n iący , amen !
Zap ad ła ch wila cis zy . Lo u v ain miaro wo o b racał ró żan iec, a Bileck i my ś lał n ad
n as tęp n y m p y tan iem, jed n ak n ie zd ąży ł g o zad ać.
– Czy mó g łb y m p an a p rzep ro s ić?! – Czło wiek , k tó ry s tan ął właś n ie o b o k ich
s to lik a, b y n ajmn iej n ie p y tał an i n ie p ro s ił. J eg o to n g ło s u i n ag lące s p o jrzen ie
jed n o zn aczn ie s u g ero wały d zien n ik arzo wi, że jeżeli n aty ch mias t s ię s tąd n ie ru s zy ,
zo s tan ie o s k arżo n y o u tru d n ian ie ś led ztwa. – Sp rawa s łu żb o wa!
Bileck i n ie p ró b o wał s p rawd zać, co s ię wy d arzy , jeś li o d mó wi. Czy m p ręd zej
ch wy cił d y k tafo n i s wo ją filiżan k ę k awy , p o czy m o d s k o czy ł jak o p arzo n y trzy
s to lik i d alej.
M ich ał Rafals k i, p o d k o mis arz, z k tó ry m Lo u v ain p raco wał n ad s p rawą, o k tó rej
p rzed ch wilą o p o wiad ał, b y ł właś n ie k las y czn y m ty p em p amp ers a, p o częteg o
w mro k ach s tan u wo jen n eg o , co n ajwy raźn iej zo s tało mu n a res ztę ży cia. Zaws ze
reag o wał zd ecy d o wan ie zb y t o s tro i b ez wy czu cia, o lewał ws zy s tk ich ś więty ch ,
s k u tk iem czeg o fak t, że p rzy k ład ał s ię d o ro b o ty , zn aczy ł co raz mn iej i mn iej,
a n ied awn y awan s n a p o d k o mis arza b y ł n ajp rawd o p o d o b n iej o s tatn im w jeg o
k arierze. Szk lan y s u fit ju ż s ię n ad n im zas u n ął, z czeg o mło d s zy k o leg a jes zcze n ie
zd awał s o b ie s p rawy , a Lo u v ain trzy mał to d o mn ieman ie wy łączn ie d la s ieb ie.
– Zn ó w s ię lan s u jes z wś ró d mo h eró w? – Zn ies maczo n y Rafals k i rzu cił ak tó wk ę
n a b lat.
– Nie mo g łeś z ty m zaczek ać? – o d p arł Lo u v ain z o jco ws k ą p rzy g an ą w g ło s ie. –
Alb o p rzy n ajmn iej zad zwo n ić. – Zd jął z p alca p ierś cień ró żań co wy i s ch o wał g o d o
k ies zen i mary n ark i. Oczy wiś cie, tej n a s ercu .
– Nie. Sp rawa zro b iła s ię zb y t g o rąca.
– Nie o n a p ierws za...
– Nie aż tak ! – Po d k o mis arz o b ejrzał s ię, u p ewn iając s ię, czy d zien n ik arz u s iad ł
wy s tarczająco d alek o , i zajął jeg o miejs ce.
– Co ś wy s zło z wy wiad u ś ro d o wis k o weg o ? – d o my ś lił s ię Lo u v ain .
– J ak ch o lera! Zg ad n ij, k im b y ł ten Pias k o ws k i… ? – M o wa b y ła o o fierze
zrzu co n ej z wiad u k tu n a to ry . Rafals k i jes zcze raz o b ejrzał s ię n a Bileck ieg o .
– Zamierzas z trzy mać mn ie w n iep ewn o ś ci? – Lo u v ain u ś miech n ął s ię iro n iczn ie.
Po d k o mis arz n ajwy raźn iej miał tak i zamiar.
– M am n ad zieję, że o tej s p rawie jes zcze żad n ej farb y d o k ato lick iej p ras y n ie
p u ś ciłeś ?
Strona 15
– Nic, co mo g ło b y mieć zn aczen ie d la ś led ztwa.
– Więc jed n ak ! – o b ru s zy ł s ię Rafals k i. – Wo b ec teg o ty p o wied z mi n ajp ierw co ,
b o ja b ard zo ciek aw jes tem two jej min y , k ied y s ię d o wies z, co mam…
– Zas u g ero wałem, że w s amo b ó js twie mas zy n is ty Ko walik a maczały p alce mo ce
p iek ieln e. Że to n ie mo g ło b y ć s amo b ó js two , b o d en at n ie miał s ię n a czy m p o wies ić,
zatem zo s tał u d u s zo n y p rzez d rzewo , w k tó re ws tąp ił zły d u ch . – Lo u v ain z k amien n ą
twarzą s treś cił ro zmo wę.
Reak cja p artn era g o ro zczaro wała. Rafals k i, ch o ć p o win ien , n ie o s łu p iał.
– Przecież to b zd u ra. – Po d k o mis arz p o p rzes tał ty lk o n a wzru s zen iu ramio n ami. –
M amy zab ezp ieczo n e ś lad y i jed n o zn aczn ą ek s p erty zę ws k azu jącą, że p ętla wis ielcza
zo s tała wy k o n an a z elas ty czn eg o p ęd u k o rzen ia, ro s n ąceg o wp rawd zie d o ś ć
n iety p o wo , b o p ó łto ra metra n ad ziemią, ale n ic w ty m eg zo ty czn eg o . Dzik ie b zy tak
mają. Ko walik , jak wielu s amo b ó jcó w, s k o rzy s tał p o p ro s tu z teg o , co miał p o d ręk ą.
J ed y n e, co zd ziwiło ek s p ertó w, to że ta o d ro ś l u trzy mała d o ro s łeg o mężczy zn ę.
Drewn o b zo we jes t z n atu ry d o s y ć k ru ch e, ale wid ać o tej p o rze ro k u s tward n iało
wy s tarczająco …
– M n ie teg o n ie mu s is z wy jaś n iać – n as tro s zy ł s ię Lo u v ain . – J ed n ak z p ras ą
warto d o b rze ży ć, a o n i mu s zą mieć o czy m p is ać i lep iej d ać im n ews a, n iżb y mieli
g o s ami s zu k ać, b o wted y ch u j wie co wy g rzeb ią. Dlateg o s p rzed ałem leg en d ę, k tó ra
p o win n a b y ć, za p rzep ro s zen iem, n o ś n a med ialn ie, a jed n o cześ n ie n ie zd rad za
is to tn y ch s zczeg ó łó w ś led ztwa. J eżeli temat p o d ch wy cą tab lo id y , to w k o ń cu , n a
zas ad zie g łu ch eg o telefo n u , wy jd zie im, że w Wars zawie g ras u ją en ty -zab ó jcy , co jes t
s k u tk iem n ieo d p o wied zialn y ch zab aw mło d zieży w o k u lty s ty czn e g ry RPG
i czy tan ia To lk ien a… – Ko mis arz wy ch y lił s ię zza ramien ia k o leg i i u ś miech n ął
s erd eczn ie d o Bileck ieg o , k tó ry n ie s p u s zczał wzro k u z p o licjan tó w. – A więc
zag ro żen ia d u ch o we, u p ierd liwe wałk o wan ie tematu , czy literatu ra fan tas y to
s atan izm, i tak d alej. M ed io ci p o lecą k u p ą p o wy wiad y d o k lech ó w, a my , p s y ,
b ęd ziemy mieli ś więty s p o k ó j.
Rafals k i u ś miech n ął s ię s ard o n iczn ie, ale b y n ajmn iej n ie b y ł to p o d ziw d la
p rzeb ieg ło ś ci p artn era. Ten g ry mas mó wił: „mam cię!".
– Tak i k it mo żes z wcis k ać n aczals twu n a d y wan ik u – s k wito wał g ło ś n o – ch o ć
wątp ię, czy n awet o n i to k u p ią. A firmo wy rzeczn ik b ęd zie zazd ro s n y , że g o
wy ręczas z. Z k o lei te mo h ery też s ię k ied y ś p o łap ią, że ro b is z s o b ie z n ich jaja,
i s k o ń czy s z jak o d u s za p o tęp io n a n a o b u k o ń cach . Ty lk o , s zczerze mó wiąc, n ie
s ąd ziłem, że to b ęd zie tak s zy b k o …
Strona 16
Lo u v ain milczał zb ity z tro p u .
– Przecież ty , Krzy s iek , tak w g ru n cie rzeczy wierzy s z w te k les ze zab o b o n y . –
Rafals k i z lu b o ś cią k o n ty n u o wał p s y ch iczn ą wiwis ek cję p artn era. – Id ę o zak ład , że
n a p ewn o p o my ś lałeś s o b ie, że to n ie mó g ł b y ć p rzy p ad ek , żeb y tak ie d ziwaczn e
d rzewo wy ro s ło właś n ie w tak im miejs cu . Ty lk o jes zcze s zk o d a, że to b ez, n ie
b rzo za…
– Do b ra, g ad aj wres zcie, co mas z! – zd en erwo wał s ię k o mis arz.
– Świętej p amięci M ieczy s ław Pias k o ws k i, wzo ro wy s tu d en t trzecieg o ro k u
teo lo g ii Un iwers y tetu Wy s zy ń s k ieg o , d o d atk o wo u d zielał s ię jak o k ato lick i
wo lo n tariu s z.
– Do p rawd y , rzad k i zb ieg o k o liczn o ś ci – zak p ił Lo u v ain .
– Do k ład n iej mó wiąc, b y ł p o mo cn ik iem eg zo rcy s ty . – Rafals k i s to p n io wo
d awk o wał n ap ięcie. – J ak to s ię tam u n ich fach o wo n azy wa?
– Czło n ek g ru p y ws p arcia mo d litewn eg o – wy jaś n ił Lo u v ain , s tarając s ię
o d zy s k ać p ro fes jo n aln y s p o k ó j. – M o d lą s ię razem z eg zo rcy s tą i g d y trzeb a,
p o mag ają p rzy trzy mać s iłą mio tający ch s ię p acjen tó w. Ch ces z p o wied zieć, że mamy
mo ty w zab ó js twa?
– Go rzej. Czło n k ami tej s amej g ru p y ws p arcia b y ły o fiary d wó ch in n y ch
zab ó js tw, d o k tó ry ch d o s zło n a teren ie Wars zawy w ciąg u o s tatn ieg o ty g o d n ia.
– Zatem mamy s ery jn eg o ? – zad u mał s ię Lo u v ain .
Rafals k i wy jmo wał k o lejn o ak ta z teczk i.
– Pierws zy m b y ł Ed ward Pilch z M o k o to wa, lat d wad zieś cia p ięć, p ch n ięty
trzy k ro tn ie n o żem w b rzu ch w p ark u M o rs k ie Ok o p ó źn y m wieczo rem d wu n as teg o
lis to p ad a. Pierws zy mi p o d ejrzan y mi, wo b ec s łu s zn y ch k ato lick o -n aro d o wy ch
p o g ląd ó w d en ata, b y li ak ty wiś ci An tify , ale ś led ztwo w ty m k ieru n k u n ie wy p aliło .
In n y ch p o ten cjaln y ch s p rawcó w n ie wy ty p o wan o . Nas tęp n y tru p trzy d n i p ó źn iej,
Zb ig n iew Ku n ic, lat d wad zieś cia d wa, ró wieś n ik Pias k o ws k ieg o , s k o p an y n a ś mierć
n a Prad ze, w zau łk u p rzy Tarch o miń s k iej. Nib y p o rach u n k i alb o n ap ad rab u n k o wy ,
ale n ie wiad o mo , d laczeg o s ię tam zn alazł, b o mies zk ał n a Och o cie i n ie miał
żad n y ch s zemran y ch in teres ó w w o k o licach b azaru Ró ży ck ieg o , an i w o g ó le
zn ajo mo ś ci n a p rawy m b rzeg u Wis ły . Zatem tu też żad n y ch p u n k tó w zaczep ien ia d la
ś led ztwa. Dzień p ó źn iej mieliś my to zd arzen ie n a Wo li. Trzej mło d zi, s p o k o jn i
lu d zie, b ez k o n flik tó w z p rawem, z zu p ełn ie ró żn y ch ś ro d o wis k – p raco wn ik
fizy czn y w s u p ermark ecie, k iero wca w firmie k u riers k iej, s tu d en t. Nic ich n ie łączy ,
z wy jątk iem o s o b y k s ięd za J an a Ry b y , d iecezjaln eg o eg zo rcy s ty .
Strona 17
– Zn am z wid zen ia. – Lo u v ain s k in ął g ło wą. – Są jak ieś zb ieżn o ś ci w s p o s o b ie
d ziałan ia s p rawcy ?
– Na o k o n ic. Ko p ie ak t d o s tał ju ż n as z p ro filer, mo że o n co ś zn ajd zie, ma s ię
o d ezwać p o ju trze. Po za ty m d ałem zn ać n a to k s y k o lo g ię, b o o fiary ch y b a wcale s ię
n ie b ro n iły p rzed ś miercią. W p rzy p ad k u Pias k o ws k ieg o ś lad y walk i w s amo o b ro n ie
tru d n o b ęd zie s twierd zić p o ty m, co z n ieg o zo s tało , ale p o zo s tali b ez wątp ien ia
p o s zli n a rzeź jak b aran y , p rzep ras zam, b aran k i b o że… Żad en z n ich n ie b y ł
u ło mk iem, więc zaleciłem s p rawd zen ie, czy n ie zaap lik o wan o im jak iejś p ig u łk i
g wałtu , i o d razu p rzy leciałem d o cieb ie, żeb y cię o s trzec, b y ś czeg o n ie ch lap n ął ty m
two im zn ajo my m z mo h ero wej p ras y . Ale jak wid zę, mlek o s ię ju ż ro zlało . Będ zies z
teraz s ławn y , Krzy s iu n iu , jak ch ciałeś , g ratu lu ję!
Ko mis arz n ie s k o men to wał p rzy ty k u . Zach o wał też p o k ero wy wy raz twarzy .
– A teraz ciek aw jes tem, jak o d k ręcis z ten p as ztet… – Rafals k i zerk n ął zn acząco
n a p u b licy s tę z „Przy jaciela Eg zo rcy s ty " i s ch o wał p ap iery . – J u tro o p o wies z mi to
w ro b o cie. Siema! – Ru s zy ł w k ieru n k u s ch o d ó w.
Red ak to r Bileck i n aty ch mias t wró cił n a s wo je miejs ce. M o że n ie b y ł g en iu s zem,
ale n ie p o trzeb o wał n im b y ć, zn ał s ię n a s wo jej ro b o cie wy s tarczająco d o b rze, b y
zau waży ć, że s tało s ię co ś s zczeg ó ln eg o . Tak ważn eg o , że aż p an k o mis arz z wrażen ia
zap o mn iał wy jąć z k ies zen i ró żań ca...
– J ak ieś n o we fak ty p o jawiły s ię w n as zej s p rawie? – zap y tał k o n fid en cjo n aln ie.
Lo u v ain p o p atrzy ł n a n ieg o ciężk im wzro k iem.
– Pan ie red ak to rze – zaczął mó wić p o wo li, ced ząc s ło wa. – M u s imy s ię n a co ś
u mó wić. W zamian g waran tu ję p an u całk o witą wy łączn o ś ć, ale teraz, ty lk o n a k ilk a
d n i, mu s i p an red ak to r zap o mn ieć o n as zej ro zmo wie. Od ezwę s ię d o p an a.
Bileck i z wrażen ia o two rzy ł u s ta.
– Przecież mieliś my o s trzec lu d zi…
– Teg o s p o tk an ia n ie b y ło ! – Ko mis arz Lo u v ain p o ws tał en erg iczn ie. –
Ro zu miemy s ię?!
Strona 18
ROZDZIAŁ 2
LISTA PODEJRZANYCH
– To o g ro mn ie b o les n e d o ś wiad czen ie. Cała n as za ws p ó ln o ta jes t n iezmiern ie
p o ru s zo n a i mo d li s ię za d u s ze ty ch ch ło p có w. Nie wątp ię, że ry ch ło d o s tąp ią
ś wiatło ś ci wiek u is tej.
Ks iąd z J an Ry b a b y ł lek k o p rzy g arb io n y m mężczy zn ą w wiek u czterd zies tu
p ięciu lat, o mo cn o p o b ru żd żo n ej twarzy . No s ił k ró tk ą i wąs k ą, lek k o s zp ak o watą
b ro d ę, całk o wicie mies zczącą s ię p o d u s tami. Ub ran y w zwy k łą czarn ą s u tan n ę b ez
żad n y ch d y s ty n k cji, ch o ć fo rmaln ie b y ł k an o n ik iem i p rzy s łu g iwały mu p u rp u ro we
g u zik i i o b wó d k i ręk awó w. Cała jeg o s y lwetk a, p o ch y lo n a n ieco d o p rzo d u , jak b y
s zed ł p o d wiatr, razem z ch arak tery s ty czn y mi ry s ami twarzy u p o d o b n iała g o raczej
d o s tareg o mary n arza n iż d u ch o wn eg o , ch o ć z k o ś cieln ą emfazą mo żn a b y rzec, że n ic
w ty m d ziwn eg o , s k o ro k s iąd z J an n ie raz s tawiał czo ła d u ch o wy m s zto rmo m. M ó wił
p o wo li, z n amy s łem, jak b y n ieś miało , co p rzez k o n tras t mu s iało p o tęg o wać efek t
eg zo rcy zmó w w jeg o wy k o n an iu . J ak n ag le zag rzmiał, to n ie ty lk o s zatan o wi d u s za
p o s zła w p ięty .
I b y ł p s y ch o p atą. Zimn y m d rap ieżn ik iem b ez s k ru p u łó w i emo cji.
Ko mis arz Lo u v ain p ierws zy raz ro zmawiał z k s ięd zem J an em. Wid y wał g o
wcześ n iej z o d d ali n a k ilk u ms zach z o k azji więk s zy ch ś wiąt d iecezjaln o -
p ań s two wy ch , ale n ig d y jes zcze n ie s p o jrzał mu z b lis k a w o czy , więc teraz aż
ś cierp ła mu s k ó ra. Nap rawd ę d o b rze zn ał ten d res zcz. Wielo letn ie g lin iars k ie
d o ś wiad czen ie Lo u v ain a n ie p o zo s tawiało tu żad n y ch wątp liwo ś ci. Przed n im s tał
p o d ręczn ik o wy wręcz mo d el o s o b n ik a moral insanity, is to ty ty lk o imitu jącej
czło wiek a, d la k tó rej ws zy s tk ie wy żs ze warto ś ci b y ły jed y n ie wy u czo n ą k o n wen cją,
zmien n ą w k ażd ej ch wili, jak u b ran ie.
Ps y ch o p ató w b y ło w p o p u lacji d o ś ć d u żo , o d jed n eg o d o d wó ch p ro cen t,
o czy wiś cie n ie k ażd y z n ich zo s tawał zaraz s ery jn y m mo rd ercą. W więk s zo ś ci
p rzy p ad k ó w p o trafili o n i wd ro ży ć s ię d o tak ieg o p o s tęp o wan ia, b y n ie zas zk o d zić
zb y tn io s o b ie i in n y m, a p rzy n ajmn iej n ie n a ty le, żeb y p rzek ro czy ć g ran ice
wy zn aczo n e p rzez k o d ek s k arn y . By wali więc b ezwzg lęd n y mi men ad żerami,
ad wo k atami i, o d ziwo , częs to też lek arzami. Wy ró żn iali s ię w zawo d ach , w k tó ry ch
Strona 19
p o trzeb n a b y ła zimn a k rew i o p an o wan ie emo cji o raz o d p o rn o ś ć n a p s y ch iczn e
zmęczen ie. M ało k to zd o łał zau waży ć, że ich s p o k ó j wy n ik a p o p ro s tu z zu p ełn eg o
b rak u u czu ć. Ows zem, w więk s zo ś ci p rzy p ad k ó w u czy li s ię je u d awać – k ied y jak ie
s ło wa wy p o wied zieć o raz jak ie g es ty w d an ej s y tu acji wy k o n ać, ab y o to czen ie
zareag o wało p o zy ty wn ie. By ło to d la n ich jak mó wien ie w o b cy m języ k u i częs to
o s iąg ali w n im wielk ą b ieg ło ś ć. M an ip u lo wali z ró wn ą łatwo ś cią, jak o d d y ch ali.
Kied y jak imś trafem wy b ierali k arierę d u ch o wn ą, p o n ied łu g im czas ie zaczy n ali
wy ró żn iać s ię w p rak ty k ach p o b o żn o ś cio wy ch , b o wiem n u d a i p o trzeb a o d mian y
mo n o to n n y ch , p o wtarzaln y ch czy n n o ś ci s ą u czu ciami, a te ich n ie d o ty czy ły . Łatwo
więc zy s k iwali o p in ię „k ap łan ó w o s zczeg ó ln y m ch ary zmacie", s p o międ zy k tó ry ch
b is k u p i wy b ierali eg zo rcy s tó w. Ci zaś b ard zo d o b rze s p rawd zali s ię w tej ro li. Przed e
ws zy s tk im d lateg o , że b y li o d p o rn i n a p aran o ję in d u k o wan ą, k tó rej n ieu ch ro n n ie
u leg ali lu d zie o n o rmaln ej p s y ch ice. Głęb o k a wiara w to , że p o d czas eg zo rcy zmó w
o b jawia s ię p rawd ziwy s zatan , wy zwala b ard zo s iln e emo cje, a wielo letn ie ży cie
w tak im s tres ie p ro wad zi d o ro zwo ju s wo is tej ch o ro b y zawo d o wej. Do tk n ięci
p aran o ją in d u k o wan ą k s ięża s to p n io wo zaczy n ali wid zieć d iab ła ws zęd zie i p o p ad ali
w man ię wy k lin an ia ws zy s tk ieg o n a p rawo i lewo . Ps y ch o p aci p o wo łan i d o p o s łu g i
eg zo rcy s ty n ie ro b ili n ig d y p u b liczn y ch s k an d ali an i o b ciach u n a Yo u Tu b e,
z k tó reg o p o tem rech o tała cała Po ls k a, n ie wy p o wiad ali p o s łu s zeń s twa s wo im
zwierzch n ik o m i n ie trzeb a b y ło ich w k o ń cu s u s p en d o wać. By li id ealn i.
A teraz jed en z n ich p atrzy ł p ro s to w o czy Krzy s zto fa Lo u v ain a, k tó reg o żo łąd ek
i mo s zn a zareag o wały n a to mimo wo ln y m s k u rczem. Czy s ty atawizm, o d zied ziczo n y
p o p rap rzo d k ach z afry k ań s k iej s awan n y , o b s erwu jący ch wy n u rzająceg o s ię z zaro ś li
wielk ieg o , d rap ieżn eg o k o ta… Ten ch arak tery s ty czn y ru ch , jak b y wzó r cętek , b ły s k
ś lep i… Ko mis arz o d razu p o żało wał, że n ie p rzy s zed ł n a tę ro zmo wę z Rafals k im.
A p o k łó cili s ię o to . Po d k o mis arz ch ciał, ale Lo u v ain mu n ie p o zwo lił, ab y
n o n s zalan cja i n iewy p arzo n y języ k p artn era n ie zraziły p rzy p ad k iem k s ięd za J an a.
Teraz, p s iak rew, k o mis arzo wi o g ro mn ie b rak o wało tu taj k o g o ś , k o g o mó g łb y
zap y tać, czy wid zi n a p ewn o to s amo co o n .
No tru d n o ! Lo u v ain wziął s ię w g arś ć i ze s wej s tro n y d aro wał s o b ie
s o cjo tech n iczn e s ztu czk i. Wied ział, że jeg o o b ecn y ro zmó wca jes t w tej d y s cy p lin ie
arcy mis trzem. Ro zs ąd n ie b y ło więc n ie s tawać z n im d o zawo d ó w, ty lk o o g ran iczy ć
s ię d o p ro s ty ch , p o d s tawo wy ch p y tań , d emo n s tru jąc p rzy ty m cały n ależy ty
s zacu n ek i p o k o rę. Należało mieć n a u wad ze, że k s iąd z J an n aty ch mias t d o s trzeże
k ażd e, n awet n ajd ro b n iejs ze u ch y b ien ie o b o wiązu jący m fo rmo m i n ie o k aże
Strona 20
d y s tan s u an i p o czu cia h u mo ru , n ie b ęd zie „p o n ad to ", lecz meto d y czn ie wy g ło s i
o ficjaln e p o u czen ia, p o czy m u tn ie ro zmo wę, i zro b i s ię k ło p o t, b o trzeb a b ęd zie
p rzeb ijać s ię d o n ieg o mo zo ln ą i n iep ewn ą ś cieżk ą s łu żb o wą p rzez k u rię.
Ko mis arz zap ad ł s ię więc w s o b ie, o k azu jąc całą p o s tawą, że jes t ty lk o n ęd zn y m
p rzed s tawicielem zn ik o mej wład zy ś wieck iej. Przy b rał wy g ląd „lich y
i g amo n io waty ", zg o d n ie z in s tru k cją d la cars k ich u rzęd n ik ó w, s tan o wiącą, iż
właś n ie tak mają s ię o n i p rezen to wać p rzed o b liczem s weg o zwierzch n ik a. Teg o
k s iąd z J an b ez wątp ien ia o czek iwał. Szczero ś ć o wej p o s tawy n ie miała zn aczen ia,
ważn e, żeb y k o n wen cja s ię zg ad zała. Tę zaś n arzu cała p rzed e ws zy s tk im o k o liczn o ś ć,
że n in iejs za ro zmo wa to czy ła s ię w k ap licy , s łu żącej k s ięd zu J an o wi za g ab in et
zab ieg o wy . Ws k azy wał n a to leżący p o d ś cian ą materac i k ilk a p o d u s zek , p o międ zy
k tó ry mi p o n iewierały s ię ro lk i b an d aża elas ty czn eg o d o k ręp o wan ia o p ętan y ch .
– Pro s zę k s ięd za, czy ci mło d zień cy mieli jak ich ś n iep rzy jació ł? – zaczął
Lo u v ain .
– Ich n iep rzy jacielem b y ł zły d u ch .
– M iałem n a my ś li d o czes n y ch wro g ó w.
– Nic mi o ty m n ie wiad o mo , p an ie k o mis arzu .
– M o że g ro ził im k tó ry ś z… – Lo u v ain u g ry zł s ię w języ k i p rzezo rn ie n ie
p o wied ział „p acjen tó w". – … zn iewo lo n y ch lu d zi. Wiad o mo mi, że p o d czas ry tu ału
o n i częs to zach o wu ją s ię d o ś ć ag res y wn ie.
– To zły tro p , p an ie k o mis arzu .
– Dlaczeg o , p ro s zę k s ięd za? Ci trzej p rzecież w trak cie zab ieg u n ie ty lk o
ws p ierali k s ięd za s wo ją mo d litwą, ale n a p ewn o mu s ieli częs to u ży wać s iły
fizy czn ej, ab y p rzy trzy mać mio tający ch s ię o p ętan y ch . Któ ry ś z n ich mó g ł im p o tem
mieć to za złe.
– Uży cie s iły jes t n iezb ęd n e w n iemal k ażd y m p rzy p ad k u , k tó ry jes t d o mn ie
k iero wan y . J ed n ak p o wtarzam, p an ie k o mis arzu , że k ieru je p an s wo je p o d ejrzen ia
w zły m k ieru n k u .
– J ed n ak mo g ły p aś ć jak ieś g ro źb y …
– Pad ały n awet częs to , p an ie k o mis arzu , ale w tak ich ch wilach g ro ził im zaws ze
d emo n , a n ig d y czło wiek . An i jed n a z o s ó b , k tó ry m p o mo g łem u wo ln ić s ię s p o d
wp ły wu s zatan a, n ie ży wiła p o tem żad n y ch zły ch u czu ć wo b ec mo ich p o mo cn ik ó w,
wręcz p rzeciwn ie, ws zy s cy u wo ln ien i zaws ze o d ch o d zili p rzep ełn ien i g łęb o k ą
wd zięczn o ś cią.
– Ale ó w d emo n …