Buntownik - Mike Resnick

Szczegóły
Tytuł Buntownik - Mike Resnick
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Buntownik - Mike Resnick PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Buntownik - Mike Resnick PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Buntownik - Mike Resnick - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Starship: Buntownik waldi0055 Strona 1 Strona 2 Starship: Buntownik MIKE RESNICK STARSHIP: BUNTOWNIK PRZEŁOŻYŁ ROBERT J. SZMIDT waldi0055 Strona 2 Strona 3 Starship: Buntownik Dla Deborah, jak zawsze I dla Erica Flinta, Przyjaciela, Współpracownika, Współwydawcy, Geniusza waldi0055 Strona 3 Strona 4 Starship: Buntownik ROZDZIAŁ PIERWSZY Gdy nadeszła wiadomość z mostka, Wilson Cole siedział sam, popijając kawę, przy stoliku w ciasnej mesie „Teodora Roo- sevelta”. - Dotarliśmy na pozycję, sir - zameldowała Christine Mboya, szczupła czarnoskóra kobieta, której holograficzna syl- wetka pojawiła się nagle przed kapitanem. - Czy pan Briggs dokonał już analizy ich potencjału? - za- pytał Cole. - Dysponują działami pulsacyjnymi drugiej generacji i la- serami trzeciej. - W takim razie nie mamy się czym przejmować. Przełącz mnie na Walkirię. Moment później nad blatem pojawiła się sylwetka trze- ciego oficera, niezwykle wysokiej, rudowłosej kobiety. - Czego chcesz? - zapytała. - Roześlij wiadomość. Chcę, żeby wszystkie jednostki oprócz naszej zatrzymały się poza polem rażenia. - Dlaczego? Przylecieliśmy tutaj walczyć z wrogiem, czyż nie? waldi0055 Strona 4 Strona 5 Starship: Buntownik - Oni nie będą w stanie uszkodzić „Teddy’ego R.”, ale bez problemu pokonają osłony wielu mniejszych okrętów. - Nie zrobią tego, jeśli my zniszczymy ich pierwsi. - Zrób, co ci kazałem - powiedział Cole. - Przy odrobinie szczęścia nie będziemy musieli niczego niszczyć. - I to ma być wojna?! - prychnęła i przerwała połączenie. - Christine? - Tak, sir. - Czy Cztery Oczy jest już w przedziale bojowym? - Komandor Forrice jest w drodze - odparła dziewczyna. - Chwileczkę, sir... - przerwała na chwilę. - Już dotarł na miejsce. - Przełącz mnie na niego. Nad blatem pojawił się wizerunek trójnogiego, przysadzi- stego Molarianina. Wokół niego widać było konsole kompute- rów uzbrojenia. - Wszystko gotowe - stwierdził Forrice. - Czekamy na roz- kaz. - Ilu ludzi masz w przedziale? - Czterech, licząc ze mną. - To powinno wystarczyć - stwierdził Cole. - Nie otwieraj- cie ognia, dopóki nie wydam takiego rozkazu. - Nawet w przypadku, gdy sami znajdziemy się pod ostrzałem? waldi0055 Strona 5 Strona 6 Starship: Buntownik - Nawet wtedy. Oni nie posiadają broni, którą mogliby nam zaszkodzić. - Ty tu jesteś kapitanem - odparł Forrice. - Dzięki za przypomnienie - rzucił oschle Wilson, kończąc transmisję. Dopił kawę, zastanawiał się przez moment, czy nie wrócić na mostek, ale uznał, że nie ma takiej rzeczy, której nie mógłby zrobić, siedząc na tyłku w mesie, więc znów wywołał Christine Mboyę. - Tak, sir? - Czy namierzyliśmy już kwaterę główną Matchela? - Nie, sir. Przeciwnik nadal utrzymuje ciszę radiową i wi- zyjną. - Chyba nie powinniśmy im mieć tego za złe - mruknął Wilson. - Gdybym ja był na ich miejscu, na pewno nie ujawnił- bym kryjówki w obliczu tak znacznej przewagi wroga. - Wzru- szył ramionami. - Dobra, negocjacje w kameralnym stylu mogą się okazać o wiele prostsze. Jedziemy z tym przedstawieniem. Przełącz mnie na możliwie najszersze pasmo audio i wideo. - Zrobione - zameldowała. - Może pan zaczynać w każ- dej chwili. Cole wybrał jedną z kamer monitorujących mesę i spojrzał prosto w jej obiektyw. waldi0055 Strona 6 Strona 7 Starship: Buntownik - Mówi Wilson Cole, kapitan „Teodora Roosevelta”. Kieru- ję te słowa do Matchela albo, jeśli to nie on wami rządzi, do osoby, która przejęła dowodzenie organizacją. Moja flota zosta- ła wynajęta przez rząd gromady Pirelli, aby pozbyć się band rozbójniczych, które ją nękają. Domyślam się, że wiecie już, że udało nam się zlikwidować dwie inne floty należące do czło- wieka zwanego Chester Braithwaite i Canphoryty Grabiusa. Wy jesteście ostatni. Przerwał, czekając prawie pół minuty, wystarczająco dłu- go, by odbiorcy zaczęli się zastanawiać z niepokojem, czy ma zamiar kontynuować, czy jest już po rozmowach i zaraz zostaną wybici do nogi. - Macie dziewięć okrętów na powierzchni i trzy w dokach na orbicie. Jestem pewien, że dokonaliście pełnej analizy na- szych sił, ale na wypadek gdybyście o tym nie pomyśleli, infor- muję, że dysponuję flotą składającą się z czterdziestu trzech jednostek, z których większość posiada o wiele potężniejsze uzbrojenie niż wy. Przerwał połączenie, nalał sobie następną porcję kawy. - To już koniec? - zapytała Wal, pojawiając się ponownie nad stołem. - Nie powiesz im nic więcej? - Powiem - odparł Cole. - Ale najpierw niech kilka minut pozostaną w niepewności. waldi0055 Strona 7 Strona 8 Starship: Buntownik - W tym momencie namierzają nas pewnie każdą bronią, jaką posiadają. - Raczej liczą nasze statki i dokonują oceny ich systemów obronnych - uspokoił ją Cole. - Za jakąś minutkę dojdą do wniosku, że nie kłamałem. Wtedy przyjdzie czas na kontynuację rozmowy. - Jak na razie to raczej monolog - zauważyła Wal. - Jak na razie nie prosiłem, by się odzywali. W głośnikach interkomu rozległ się niespodziewanie głos Malcolma Briggsa: - Ostrzał! Ogień laserowy i pulsacyjny! - Skierowany tylko na nas? - Nie, sir. Mierzą także w pa- na Sokołowa i Pereza. - Mam nadzieję, że obie jednostki pozostają poza zasię- giem? - Tak, sir. - Świetnie, proszę przekazać Christine, żeby dała mnie na wizję za trzydzieści sekund. - Namierzyłem źródła ostrzału pulsacyjnego - meldował Forrice z przedziału bojowego. - Mam je zdjąć? - Masz siedzieć na tyłku, dopóki nie wydam rozkazu - odparł Cole. - Właśnie pytam, czy nie masz ochoty na wydanie rozka- waldi0055 Strona 8 Strona 9 Starship: Buntownik zu. - Nie mam. - Wchodzi pan za pięć sekund, sir - poinformowała go Christine. Kapitan odchrząknął, policzył do pięciu i zaczął mówić. - To znowu ja. Zakładam, że zrozumieliście już, iż nie je- steście w stanie uszkodzić moich okrętów. A to oznacza, że wy- kończymy was w mniej niż minutę... - zamilkł na moment. - Aczkolwiek nie mamy zamiaru niszczyć waszych okrętów ani pozbawiać was życia. Nie jesteśmy zdobywcami czy lokalnymi watażkami, a co najważniejsze, nie jesteśmy zbrodniarzami. Reprezentuję flotę najemników wynajętą przez rząd gromady Pirelli, aby zakończyć waszą agresywną i nielegalną dominację kilku lokalnych systemów planetarnych. Pozwolę sobie jeszcze zauważyć, że moja flota posiada nad wami przytłaczającą przewagę. Dotarliśmy właśnie do punktu, w którym musicie podjąć decyzję. - Znów zamilkł, a potem ciągnął dalej: - Zamie- rzamy skonfiskować trzy jednostki znajdujące się aktualnie w dokach. Osobom przebywającym na powierzchni planety pro- ponuję poddanie się i złożenie przysięgi na wierność mojej flo- cie. Jeśli tak postąpicie, daję słowo, że nikomu nie stanie się krzywda. Utracicie jednak kontrolę nad waszymi okrętami. Do- póki nie udowodnicie, że jesteście godni zaufania, dowodzić waldi0055 Strona 9 Strona 10 Starship: Buntownik nimi będą moi ludzie, którzy zajmą stanowiska kapitana i pierwszego oficera. Każdy przejaw nielojalności będzie karany śmiercią. Wszyscy, którzy przyjmują moje warunki, mają na- tychmiast wystartować i wejść na orbitę piątej planety tego systemu. Ci, którzy nie zamierzają walczyć albo przyłączyć się do nas, mogą wywiesić stosowany tutaj ekwiwalent białej flagi i opuścić sektor poprzez landgriański tunel czasoprzestrzenny. Nie otworzymy do was ognia... pod warunkiem, że nigdy więcej nie pojawicie się w pobliżu tej gromady. Trzecim i ostatnim roz- wiązaniem jest pozostanie na miejscu i podjęcie walki z nami. Daję wam dziesięć minut standardowych na podjęcie decyzji. Po upływie tego czasu zostaniecie zaatakowani. Przerwał połączenie, rozważył wypicie jeszcze jednego kubka kawy, ale zrezygnował, decydując się ostatecznie wje- chać windą na mostek, na którym służbę pełnili Christine Mboya, Malcolm Briggs, Wal i Domak. - Dostaliśmy już jakieś odpowiedzi? - zapytał po dotarciu na miejsce. - Pięć jednostek zasygnalizowało chęć przyłączenia się do nas - odparła Christine. - Kierują się właśnie w stronę orbity pią- tej planety. - Poleć Jacovicowi, żeby monitorował ich ruchy niszczył każdy okręt, który udaje się w tamtym kierunku, ale nie wej- waldi0055 Strona 10 Strona 11 Starship: Buntownik dzie na orbitę. - Mamy dwie białe flagi, sir - zameldował Briggs. - Każcie Sokołowowi zebrać kilka jednostek i eskortować je aż do wylotu tunelu czasoprzestrzennego - rozkazał Cole. - Co nam jeszcze zostaje? - Dwa okręty, sir - powiadomiła go Domak, wojowniczka Polonoi o ciele pokrytym naturalnym pancerzem. - Jeden z nich to macierzysta jednostka Matchela. - Mam go na celowniku - oznajmił głos Forrice’a. - Daj spokój - powiedział Cole. - On na pewno nie będzie chciał walczyć. - Na razie nie ruszył się z miejsca - zauważył Molarianin. - Chce nam jedynie pokazać, jaki jest twardy. Zostało mu jeszcze kilka minut. - Drugi z okrętów kieruje się na piątą planetę, sir - za- meldował Briggs. - Zatem pozostaje nam już tylko Matchel. - Prawdopodobnie nie lubi wykonywać rozkazów - mruknął Cole. - Obstawiam dziesięć do jednego, że raczej poleci do tunelu czasoprzestrzennego. - Na razie nigdzie się nie wybiera - wtrącił Forrice. - Poczekaj - uspokoił go Wilson. - To nie jego planeta. Po- zostałe jednostki już go opuściły. Umierając tutaj, niczego nie udowodni. Zrobimy z nim to, co on ze swoim poprzednikiem, waldi0055 Strona 11 Strona 12 Starship: Buntownik tyle że w bardziej humanitarny sposób. - Humanitarna wojna! - żachnął się Molarianin. - Czyje życie mam zaryzykować, aby zabić Matchela? - zapytał Cole. - Twoje? Wal? Moje? - Nie musisz nikogo poświęcać - uzmysłowił mu Cztery Oczy. - Możemy ich po prostu zniszczyć, a oni nie zdołają nas tknąć. - Ale bez względu na to, czy go zabijemy, czy pozwolimy mu uciec, wykonamy postawione przed nami zadanie - zgasił go Cole. - Jednak jeśli zrobimy to na mój sposób, wśród naszych przyszłych przeciwników rozejdą się pogłoski, że nie muszą wal- czyć do upadłego, że nie zajmujemy się karaniem ich za wszyst- kie grzeszki, lecz cieszą nas także bezkrwawe zwycięstwa. - Sir? - wtrącił się Briggs. - Tak? - Matchel właśnie wystartował. Kieruje się na tunel czaso- przestrzenny. - Świetnie. Każ Jacovicowi zabrać osiemnaście jednostek na piątą planetę, niech ustawią naszych nowych kompanów w ciasny szyk, otoczą ich i odstawią do bazy. To powinno ostudzić nawet najbardziej krewkich bohaterów w szeregach naszych nowych rekrutów. Wal oderwała oczy od panelu kontrolnego. waldi0055 Strona 12 Strona 13 Starship: Buntownik - Naprawdę masz zamiar puścić tego dupka wolno? - Matchela? Dałem mu przecież słowo. - Możemy mieć z nim jeszcze sporo kłopotów - ostrzegła. - Pozostałe jednostki weszły już w nadprzestrzeń. Jeśli teraz go zdejmiemy, nikt nie będzie o tym wiedział. - Sądzisz, że pozostali nie zorientują się, co zrobiliśmy, jeśli szef nie pojawi się po drugiej stronie tunelu? - Jeśli nawet, to co z tego? - zapytała. - To z tego, że wkrótce możemy znaleźć się naprzeciwko floty nieporównywalnie potężniejszej niż jego, która będzie wiedziała, że nie dotrzymujemy słowa. Wzruszyła ramionami. - Rozumiem, ale gdybyś zmienił zdanie, mamy jeszcze trzydzieści sekund. - Jakim cudem udało mi się zgromadzić na pokładzie tyle krwiożerczych istot? - zapytał retorycznie Cole. - Odczuwam palącą potrzebę porozmawiania z kimś, kto będzie zadowolo- ny, że nie rozpieprzyliśmy właśnie dziewięciu okrętów. - Pod- szedł do grodzi i zapukał w nią. - Wyłaź, Dawidzie. Część ściany odsunęła się i na mostek weszła dziwna po- stać, ubrana w szaty wiktoriańskiego dandysa, z trudem przy- pominająca człowieka. Oczy przybyłego były osadzone po bo- kach jajowatej głowy, trójkątne uszy potrafiły ruszać się samo- waldi0055 Strona 13 Strona 14 Starship: Buntownik dzielnie, całkowicie okrągłe usta nie posiadały warg, a kark był niesamowicie długi i giętki. Ponadto dziwaczny gość miał sze- roki korpus, ale o połowę krótszy od ludzkiego, natomiast przy serdelkowatych nogach widać było dodatkowy przegub. Całości dopełniała skóra o lekko zielonkawym odcieniu, ale zachowania i manier tej istoty nie powstydziłby się żaden brytyjski arysto- krata. - Już po wszystkim? - zapytał Copperfield. - Do niczego nie doszło - uspokoił go Cole. - Im większą flotą dysponujemy, tym częściej do niczego nie będzie dochodziło - stwierdził sentencjonalnie kosmita. - Właśnie zdobyliśmy osiem nowych jednostek - poinfor- mował go kapitan. - Pięć z planety i trzy stacjonujące w dokach na orbicie. - Zatem mamy ich już pięćdziesiąt jeden. Cole skinął głową. - Jeśli wszystkie są sprawne. - Dzięki twoim ugodowym metodom postępowania coraz trudniej znaleźć kontrakty, które pozwolą nam pokryć wszyst- kie wydatki. - Sukces ma swoją cenę - odparł Wilson. - Powinniśmy zaatakować któryś z konwojów Republiki. Dzięki temu pozby- libyśmy się sporej części kosztów. waldi0055 Strona 14 Strona 15 Starship: Buntownik - Mój drogi Steerforth, drwienie ze mnie jest bardzo niemi- łym zachowaniem z twojej strony - stwierdził kosmita. - Jestem otwarty na wszelkie sugestie - zapewnił go Cole. - Z kogo powinienem zadrwić, twoim zdaniem? - Dlaczego zachowujesz się w taki sposób? - zapytał Co- pperfield. - Wybacz, Dawidzie - powiedział Cole. - Wydawało mi się, że wszyscy powinni cieszyć się z tego, iż udało nam się wygrać bez jednego wystrzału. Tymczasem odnoszę wrażenie, że wszy- scy oficerowie woleliby otwarte starcie. - W końcu to okręt wojenny z personelem wojskowym na pokładzie - zauważył Copperfield. - Wojowanie to sztuka, któ- rej większość z was uczyła się przez całe dorosłe życie. - Żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie i chce iść na wojnę - zaprzeczył kapitan. - A moi podkomendni to nie pionki na szachownicy, które można do woli zbijać. To żywe istoty, a moim zadaniem jest chronienie ich przed śmiercią. - To prawda - przyznał Dawid. - W związku z tym szale- jesz ze strachu na myśl o przegranej bitwie. - Mówi to osobnik, który na pierwszą wzmiankę o zagro- żeniu ukrywa się w grodzi - przypomniał mu Cole. - Odpoczywa, nie ukrywa - wypalił kosmita w odpowie- dzi. - Jestem agentem „Teddy’ego R.”, nie jednym z jego ofice- waldi0055 Strona 15 Strona 16 Starship: Buntownik rów. I jako przedstawiciel biznesowy floty pragnę pana poin- formować, że nie spodziewam się, abyśmy w najbliższej przy- szłości stoczyli zażartą walkę. Nasza flota rośnie w siłę z tygo- dnia na tydzień. - Tak - odparł kapitan. - Jeszcze osiem do dziesięciu mi- lionów jednostek i będziemy mogli walczyć z Republiką jak równy z równym. - Może pan ze mnie kpić, jeśli ma pan na to ochotę - stwierdził Dawid - ale śmiem twierdzić, że nie zobaczy pan żadnego konfliktu zbrojnego albo nic nazywam się Copperfield. - Nie cierpię tego robić - odparł Wilson - ale pozwól, że mimo wszystko przypomnę: nie nazywasz się Dawid Copper- field. - Panie Steerforth, jak pan może mówić coś podobnego? - Może dlatego, że nie nazywam się Steerforth. - To nieważne detale - zbył go Copperfield. - Na We- wnętrznej Granicy ludzie przybierają nazwiska, jakie chcą. Ja wybrałem takie. - Ale ja nie nazwałem siebie Steerforthem - przypomniał mu Cole. - To był mój dar dla pana, dla uczczenia nieśmiertelnego Karola. - Możesz go sobie wsadzić razem z panem Dickensem - waldi0055 Strona 16 Strona 17 Starship: Buntownik rzucił Wilson. - Mam jedynie nadzieję, że potrafisz trafniej ocenić sytuację militarną, niż dobierać nazwiska. W tym momencie opanowało go wrażenie, że jakiś bezi- mienny bóg bezbrzeżnych przestrzeni uśmiecha się ironicznie i wymawia bezgłośnie następujące słowa: A miej sobie nadzieję. waldi0055 Strona 17 Strona 18 Starship: Buntownik ROZDZIAŁ DRUGI To nie był ich dom - na to miano zasługiwał jedynie „Ted- dy R.” - ale traktowali to miejsce jako swoją siedzibę. Stacja Singapur, chyba najbardziej zadziwiająca kon- strukcja na Wewnętrznej Granicy. Historia tego obiektu rozpo- częła się w roku osiemset osiemdziesiątym trzecim Ery Galak- tycznej, czyli niemal jedenaście stuleci wcześniej. Dwie niewiel- kie stacje ulokowane w połowie drogi pomiędzy Genuą a Kala- tiną rywalizowały o wpływy w pobliskim sektorze, co wkrótce doprowadziło do konfliktu interesów. Zdesperowani właściciele stacji zdecydowali jednak, że wolą przymierze niż walkę. Obie konstrukcje zostały przetransportowane przez holowniki do miejsca znajdującego się w połowie drogi, potem ludzie i roboty harowali ponad miesiąc, aby je połączyć w jeden spójny twór, a kiedy zakończono prace, okazało się, że interes zaczął kwitnąć jak nigdy przedtem. Inni obserwowali jej rozwój, uczyli się i kopiowali stosowa- ne tam rozwiązania. W czternastym wieku Ery Galaktycznej po Granicy rozsiane były dziesiątki podobnych stacji. Właściciele tych przybytków szybko zrozumieli, że im większymi obiektami waldi0055 Strona 18 Strona 19 Starship: Buntownik będą dysponowali, tym szerszy zakres usług mogą zaoferować. A im więcej rozmaitych interesów, tym liczniejsza klientela. Tak więc stacje łączyły się i rosły bez końca. W chwili gdy Cole i jego załoga przycumowali do doków Singapuru, na tę gigantyczną superstację składało się już ponad dwieście mniejszych obiektów. Zamieszkiwało ją o wiele więcej istot niż niejedną skolonizowaną planetę, miała też średnicę ponad siedmiu mil. Składało się na nią dziewięć poziomów, w tym pierścień dokujący zdolny przyjąć jednorazowo nawet do dziesięciu tysięcy jednostek, począwszy od ogromnych wojen- nych, przez pasażerskie liniowce, skończywszy na jedno- i dwuo- sobowych wahadłowcach, od których roiło się na terytorium Wewnętrznej Granicy. Stacja nie tylko była dobrze znana, ale znajdowała się też w idealnym miejscu. Singapur zapamiętano jako jedno z naj- bardziej niezwykłych miast starożytnej Ziemi, w którym mogli zamieszkiwać obok siebie ludzie wszystkich ras i narodowości. Znajdowała się w połowie drogi pomiędzy Republiką a masywną czarną dziurą w centrum Drogi Mlecznej. Wszystkie wojujące imperia - a historia galaktyki nie znała czegoś takiego jak pokój - zdawały sobie sprawę, że potrzebny im jest teren neutralny, coś na wzór ziemskiej Szwajcarii, gdzie emisariusze różnych kultur będą mogli spotykać się w sekrecie, zwaśnione waldi0055 Strona 19 Strona 20 Starship: Buntownik imperia wymienią waluty, a ludzie i kosmici znajdą azyl bez względu na przynależność polityczną i wojskową. I do tej roli Singapur pasował jak ulał. Miejsce to słynęło z szerokiej gamy świadczonych usług. Miejscowe burdele pełne były osobników wszystkich znanych ras i płci, podobnie jak bary, meliny, kasyna i wielkie czarnorynko- we targowiska (na Singapurze wszystko było legalne ze względu na brak obowiązującego prawa). Zakładano tutaj luksusowe hotele, w niczym nieustępujące najlepszym placówkom tej branży z Delurosa VIII, a ze względu na charakter interesów zawieranych za zamkniętymi drzwiami ich ochrona cieszyła się ogromną sławą. Obok wykwintnych restauracji mieściły się pod- rzędne spelunki i firmy cateringowe, potrafiące obsłużyć w su- mie, jak wieść niesie, ponad sto różnych ras. Cztery poziomy stacji posiadały standardową atmosferę tlenową i takież ciążenie, chociaż trudno było stwierdzić, czy chodziło o standard ziemski, czy raczej dotyczący Delurosa, ale ponieważ niewiele się one różniły, nikomu to nie spędzało snu z powiek. Kolejne poziomy przystosowano do oddychania atmos- ferą chlorową, metanową i amoniakową. Był też jeden zupełnie pozbawiony atmosfery, na którym ludzie i kosmici, nosząc ska- fandry próżniowe, mogli się spotkać w równie dla siebie nie- przyjaznych warunkach. Środkowy poziom służył za automa- waldi0055 Strona 20