Buntownik - Mike Resnick
Szczegóły |
Tytuł |
Buntownik - Mike Resnick |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Buntownik - Mike Resnick PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Buntownik - Mike Resnick PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Buntownik - Mike Resnick - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Starship: Buntownik
waldi0055 Strona 1
Strona 2
Starship: Buntownik
MIKE
RESNICK
STARSHIP: BUNTOWNIK
PRZEŁOŻYŁ
ROBERT J. SZMIDT
waldi0055 Strona 2
Strona 3
Starship: Buntownik
Dla Deborah, jak zawsze
I dla Erica Flinta,
Przyjaciela,
Współpracownika,
Współwydawcy,
Geniusza
waldi0055 Strona 3
Strona 4
Starship: Buntownik
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Gdy nadeszła wiadomość z mostka, Wilson Cole siedział
sam, popijając kawę, przy stoliku w ciasnej mesie „Teodora Roo-
sevelta”.
- Dotarliśmy na pozycję, sir - zameldowała Christine
Mboya, szczupła czarnoskóra kobieta, której holograficzna syl-
wetka pojawiła się nagle przed kapitanem.
- Czy pan Briggs dokonał już analizy ich potencjału? - za-
pytał Cole.
- Dysponują działami pulsacyjnymi drugiej generacji i la-
serami trzeciej.
- W takim razie nie mamy się czym przejmować. Przełącz
mnie na Walkirię.
Moment później nad blatem pojawiła się sylwetka trze-
ciego oficera, niezwykle wysokiej, rudowłosej kobiety.
- Czego chcesz? - zapytała.
- Roześlij wiadomość. Chcę, żeby wszystkie jednostki
oprócz naszej zatrzymały się poza polem rażenia.
- Dlaczego? Przylecieliśmy tutaj walczyć z wrogiem, czyż
nie?
waldi0055 Strona 4
Strona 5
Starship: Buntownik
- Oni nie będą w stanie uszkodzić „Teddy’ego R.”, ale bez
problemu pokonają osłony wielu mniejszych okrętów.
- Nie zrobią tego, jeśli my zniszczymy ich pierwsi.
- Zrób, co ci kazałem - powiedział Cole. - Przy odrobinie
szczęścia nie będziemy musieli niczego niszczyć.
- I to ma być wojna?! - prychnęła i przerwała połączenie.
- Christine?
- Tak, sir.
- Czy Cztery Oczy jest już w przedziale bojowym?
- Komandor Forrice jest w drodze - odparła dziewczyna. -
Chwileczkę, sir... - przerwała na chwilę. - Już dotarł na miejsce.
- Przełącz mnie na niego.
Nad blatem pojawił się wizerunek trójnogiego, przysadzi-
stego Molarianina. Wokół niego widać było konsole kompute-
rów uzbrojenia.
- Wszystko gotowe - stwierdził Forrice. - Czekamy na roz-
kaz.
- Ilu ludzi masz w przedziale?
- Czterech, licząc ze mną.
- To powinno wystarczyć - stwierdził Cole. - Nie otwieraj-
cie ognia, dopóki nie wydam takiego rozkazu.
- Nawet w przypadku, gdy sami znajdziemy się pod
ostrzałem?
waldi0055 Strona 5
Strona 6
Starship: Buntownik
- Nawet wtedy. Oni nie posiadają broni, którą mogliby
nam zaszkodzić.
- Ty tu jesteś kapitanem - odparł Forrice.
- Dzięki za przypomnienie - rzucił oschle Wilson, kończąc
transmisję.
Dopił kawę, zastanawiał się przez moment, czy nie wrócić
na mostek, ale uznał, że nie ma takiej rzeczy, której nie mógłby
zrobić, siedząc na tyłku w mesie, więc znów wywołał Christine
Mboyę.
- Tak, sir?
- Czy namierzyliśmy już kwaterę główną Matchela?
- Nie, sir. Przeciwnik nadal utrzymuje ciszę radiową i wi-
zyjną.
- Chyba nie powinniśmy im mieć tego za złe - mruknął
Wilson. - Gdybym ja był na ich miejscu, na pewno nie ujawnił-
bym kryjówki w obliczu tak znacznej przewagi wroga. - Wzru-
szył ramionami. - Dobra, negocjacje w kameralnym stylu mogą
się okazać o wiele prostsze. Jedziemy z tym przedstawieniem.
Przełącz mnie na możliwie najszersze pasmo audio i wideo.
- Zrobione - zameldowała. - Może pan zaczynać w każ-
dej chwili.
Cole wybrał jedną z kamer monitorujących mesę i spojrzał
prosto w jej obiektyw.
waldi0055 Strona 6
Strona 7
Starship: Buntownik
- Mówi Wilson Cole, kapitan „Teodora Roosevelta”. Kieru-
ję te słowa do Matchela albo, jeśli to nie on wami rządzi, do
osoby, która przejęła dowodzenie organizacją. Moja flota zosta-
ła wynajęta przez rząd gromady Pirelli, aby pozbyć się band
rozbójniczych, które ją nękają. Domyślam się, że wiecie już, że
udało nam się zlikwidować dwie inne floty należące do czło-
wieka zwanego Chester Braithwaite i Canphoryty Grabiusa. Wy
jesteście ostatni.
Przerwał, czekając prawie pół minuty, wystarczająco dłu-
go, by odbiorcy zaczęli się zastanawiać z niepokojem, czy ma
zamiar kontynuować, czy jest już po rozmowach i zaraz zostaną
wybici do nogi.
- Macie dziewięć okrętów na powierzchni i trzy w dokach
na orbicie. Jestem pewien, że dokonaliście pełnej analizy na-
szych sił, ale na wypadek gdybyście o tym nie pomyśleli, infor-
muję, że dysponuję flotą składającą się z czterdziestu trzech
jednostek, z których większość posiada o wiele potężniejsze
uzbrojenie niż wy.
Przerwał połączenie, nalał sobie następną porcję kawy.
- To już koniec? - zapytała Wal, pojawiając się ponownie
nad stołem. - Nie powiesz im nic więcej?
- Powiem - odparł Cole. - Ale najpierw niech kilka minut
pozostaną w niepewności.
waldi0055 Strona 7
Strona 8
Starship: Buntownik
- W tym momencie namierzają nas pewnie każdą bronią,
jaką posiadają.
- Raczej liczą nasze statki i dokonują oceny ich systemów
obronnych - uspokoił ją Cole. - Za jakąś minutkę dojdą do
wniosku, że nie kłamałem. Wtedy przyjdzie czas na kontynuację
rozmowy.
- Jak na razie to raczej monolog - zauważyła Wal.
- Jak na razie nie prosiłem, by się odzywali.
W głośnikach interkomu rozległ się niespodziewanie głos
Malcolma Briggsa:
- Ostrzał! Ogień laserowy i pulsacyjny!
- Skierowany tylko na nas? - Nie, sir. Mierzą także w pa-
na Sokołowa i Pereza.
- Mam nadzieję, że obie jednostki pozostają poza zasię-
giem?
- Tak, sir.
- Świetnie, proszę przekazać Christine, żeby dała mnie na
wizję za trzydzieści sekund.
- Namierzyłem źródła ostrzału pulsacyjnego - meldował
Forrice z przedziału bojowego. - Mam je zdjąć?
- Masz siedzieć na tyłku, dopóki nie wydam rozkazu -
odparł Cole.
- Właśnie pytam, czy nie masz ochoty na wydanie rozka-
waldi0055 Strona 8
Strona 9
Starship: Buntownik
zu.
- Nie mam.
- Wchodzi pan za pięć sekund, sir - poinformowała go
Christine.
Kapitan odchrząknął, policzył do pięciu i zaczął mówić.
- To znowu ja. Zakładam, że zrozumieliście już, iż nie je-
steście w stanie uszkodzić moich okrętów. A to oznacza, że wy-
kończymy was w mniej niż minutę... - zamilkł na moment. -
Aczkolwiek nie mamy zamiaru niszczyć waszych okrętów ani
pozbawiać was życia. Nie jesteśmy zdobywcami czy lokalnymi
watażkami, a co najważniejsze, nie jesteśmy zbrodniarzami.
Reprezentuję flotę najemników wynajętą przez rząd gromady
Pirelli, aby zakończyć waszą agresywną i nielegalną dominację
kilku lokalnych systemów planetarnych. Pozwolę sobie jeszcze
zauważyć, że moja flota posiada nad wami przytłaczającą
przewagę. Dotarliśmy właśnie do punktu, w którym musicie
podjąć decyzję. - Znów zamilkł, a potem ciągnął dalej: - Zamie-
rzamy skonfiskować trzy jednostki znajdujące się aktualnie w
dokach. Osobom przebywającym na powierzchni planety pro-
ponuję poddanie się i złożenie przysięgi na wierność mojej flo-
cie. Jeśli tak postąpicie, daję słowo, że nikomu nie stanie się
krzywda. Utracicie jednak kontrolę nad waszymi okrętami. Do-
póki nie udowodnicie, że jesteście godni zaufania, dowodzić
waldi0055 Strona 9
Strona 10
Starship: Buntownik
nimi będą moi ludzie, którzy zajmą stanowiska kapitana i
pierwszego oficera. Każdy przejaw nielojalności będzie karany
śmiercią. Wszyscy, którzy przyjmują moje warunki, mają na-
tychmiast wystartować i wejść na orbitę piątej planety tego
systemu. Ci, którzy nie zamierzają walczyć albo przyłączyć się
do nas, mogą wywiesić stosowany tutaj ekwiwalent białej flagi i
opuścić sektor poprzez landgriański tunel czasoprzestrzenny.
Nie otworzymy do was ognia... pod warunkiem, że nigdy więcej
nie pojawicie się w pobliżu tej gromady. Trzecim i ostatnim roz-
wiązaniem jest pozostanie na miejscu i podjęcie walki z nami.
Daję wam dziesięć minut standardowych na podjęcie decyzji.
Po upływie tego czasu zostaniecie zaatakowani.
Przerwał połączenie, rozważył wypicie jeszcze jednego
kubka kawy, ale zrezygnował, decydując się ostatecznie wje-
chać windą na mostek, na którym służbę pełnili Christine
Mboya, Malcolm Briggs, Wal i Domak.
- Dostaliśmy już jakieś odpowiedzi? - zapytał po dotarciu
na miejsce.
- Pięć jednostek zasygnalizowało chęć przyłączenia się do
nas - odparła Christine. - Kierują się właśnie w stronę orbity pią-
tej planety.
- Poleć Jacovicowi, żeby monitorował ich ruchy niszczył
każdy okręt, który udaje się w tamtym kierunku, ale nie wej-
waldi0055 Strona 10
Strona 11
Starship: Buntownik
dzie na orbitę.
- Mamy dwie białe flagi, sir - zameldował Briggs.
- Każcie Sokołowowi zebrać kilka jednostek i eskortować
je aż do wylotu tunelu czasoprzestrzennego - rozkazał Cole. - Co
nam jeszcze zostaje?
- Dwa okręty, sir - powiadomiła go Domak, wojowniczka
Polonoi o ciele pokrytym naturalnym pancerzem. - Jeden z nich
to macierzysta jednostka Matchela.
- Mam go na celowniku - oznajmił głos Forrice’a.
- Daj spokój - powiedział Cole. - On na pewno nie będzie
chciał walczyć.
- Na razie nie ruszył się z miejsca - zauważył Molarianin.
- Chce nam jedynie pokazać, jaki jest twardy. Zostało mu
jeszcze kilka minut.
- Drugi z okrętów kieruje się na piątą planetę, sir - za-
meldował Briggs. - Zatem pozostaje nam już tylko Matchel.
- Prawdopodobnie nie lubi wykonywać rozkazów -
mruknął Cole. - Obstawiam dziesięć do jednego, że raczej poleci
do tunelu czasoprzestrzennego.
- Na razie nigdzie się nie wybiera - wtrącił Forrice.
- Poczekaj - uspokoił go Wilson. - To nie jego planeta. Po-
zostałe jednostki już go opuściły. Umierając tutaj, niczego nie
udowodni. Zrobimy z nim to, co on ze swoim poprzednikiem,
waldi0055 Strona 11
Strona 12
Starship: Buntownik
tyle że w bardziej humanitarny sposób.
- Humanitarna wojna! - żachnął się Molarianin.
- Czyje życie mam zaryzykować, aby zabić Matchela? -
zapytał Cole. - Twoje? Wal? Moje?
- Nie musisz nikogo poświęcać - uzmysłowił mu Cztery
Oczy. - Możemy ich po prostu zniszczyć, a oni nie zdołają nas
tknąć.
- Ale bez względu na to, czy go zabijemy, czy pozwolimy
mu uciec, wykonamy postawione przed nami zadanie - zgasił
go Cole. - Jednak jeśli zrobimy to na mój sposób, wśród naszych
przyszłych przeciwników rozejdą się pogłoski, że nie muszą wal-
czyć do upadłego, że nie zajmujemy się karaniem ich za wszyst-
kie grzeszki, lecz cieszą nas także bezkrwawe zwycięstwa.
- Sir? - wtrącił się Briggs.
- Tak?
- Matchel właśnie wystartował. Kieruje się na tunel czaso-
przestrzenny.
- Świetnie. Każ Jacovicowi zabrać osiemnaście jednostek
na piątą planetę, niech ustawią naszych nowych kompanów w
ciasny szyk, otoczą ich i odstawią do bazy. To powinno ostudzić
nawet najbardziej krewkich bohaterów w szeregach naszych
nowych rekrutów.
Wal oderwała oczy od panelu kontrolnego.
waldi0055 Strona 12
Strona 13
Starship: Buntownik
- Naprawdę masz zamiar puścić tego dupka wolno?
- Matchela? Dałem mu przecież słowo.
- Możemy mieć z nim jeszcze sporo kłopotów - ostrzegła. -
Pozostałe jednostki weszły już w nadprzestrzeń. Jeśli teraz go
zdejmiemy, nikt nie będzie o tym wiedział.
- Sądzisz, że pozostali nie zorientują się, co zrobiliśmy, jeśli
szef nie pojawi się po drugiej stronie tunelu?
- Jeśli nawet, to co z tego? - zapytała.
- To z tego, że wkrótce możemy znaleźć się naprzeciwko
floty nieporównywalnie potężniejszej niż jego, która będzie
wiedziała, że nie dotrzymujemy słowa.
Wzruszyła ramionami.
- Rozumiem, ale gdybyś zmienił zdanie, mamy jeszcze
trzydzieści sekund.
- Jakim cudem udało mi się zgromadzić na pokładzie tyle
krwiożerczych istot? - zapytał retorycznie Cole. - Odczuwam
palącą potrzebę porozmawiania z kimś, kto będzie zadowolo-
ny, że nie rozpieprzyliśmy właśnie dziewięciu okrętów. - Pod-
szedł do grodzi i zapukał w nią. - Wyłaź, Dawidzie.
Część ściany odsunęła się i na mostek weszła dziwna po-
stać, ubrana w szaty wiktoriańskiego dandysa, z trudem przy-
pominająca człowieka. Oczy przybyłego były osadzone po bo-
kach jajowatej głowy, trójkątne uszy potrafiły ruszać się samo-
waldi0055 Strona 13
Strona 14
Starship: Buntownik
dzielnie, całkowicie okrągłe usta nie posiadały warg, a kark był
niesamowicie długi i giętki. Ponadto dziwaczny gość miał sze-
roki korpus, ale o połowę krótszy od ludzkiego, natomiast przy
serdelkowatych nogach widać było dodatkowy przegub. Całości
dopełniała skóra o lekko zielonkawym odcieniu, ale zachowania
i manier tej istoty nie powstydziłby się żaden brytyjski arysto-
krata.
- Już po wszystkim? - zapytał Copperfield.
- Do niczego nie doszło - uspokoił go Cole.
- Im większą flotą dysponujemy, tym częściej do niczego
nie będzie dochodziło - stwierdził sentencjonalnie kosmita.
- Właśnie zdobyliśmy osiem nowych jednostek - poinfor-
mował go kapitan. - Pięć z planety i trzy stacjonujące w dokach
na orbicie.
- Zatem mamy ich już pięćdziesiąt jeden.
Cole skinął głową.
- Jeśli wszystkie są sprawne.
- Dzięki twoim ugodowym metodom postępowania coraz
trudniej znaleźć kontrakty, które pozwolą nam pokryć wszyst-
kie wydatki.
- Sukces ma swoją cenę - odparł Wilson. - Powinniśmy
zaatakować któryś z konwojów Republiki. Dzięki temu pozby-
libyśmy się sporej części kosztów.
waldi0055 Strona 14
Strona 15
Starship: Buntownik
- Mój drogi Steerforth, drwienie ze mnie jest bardzo niemi-
łym zachowaniem z twojej strony - stwierdził kosmita.
- Jestem otwarty na wszelkie sugestie - zapewnił go Cole. -
Z kogo powinienem zadrwić, twoim zdaniem?
- Dlaczego zachowujesz się w taki sposób? - zapytał Co-
pperfield.
- Wybacz, Dawidzie - powiedział Cole. - Wydawało mi się,
że wszyscy powinni cieszyć się z tego, iż udało nam się wygrać
bez jednego wystrzału. Tymczasem odnoszę wrażenie, że wszy-
scy oficerowie woleliby otwarte starcie.
- W końcu to okręt wojenny z personelem wojskowym na
pokładzie - zauważył Copperfield. - Wojowanie to sztuka, któ-
rej większość z was uczyła się przez całe dorosłe życie.
- Żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie i chce iść
na wojnę - zaprzeczył kapitan. - A moi podkomendni to nie
pionki na szachownicy, które można do woli zbijać. To żywe
istoty, a moim zadaniem jest chronienie ich przed śmiercią.
- To prawda - przyznał Dawid. - W związku z tym szale-
jesz ze strachu na myśl o przegranej bitwie.
- Mówi to osobnik, który na pierwszą wzmiankę o zagro-
żeniu ukrywa się w grodzi - przypomniał mu Cole.
- Odpoczywa, nie ukrywa - wypalił kosmita w odpowie-
dzi. - Jestem agentem „Teddy’ego R.”, nie jednym z jego ofice-
waldi0055 Strona 15
Strona 16
Starship: Buntownik
rów. I jako przedstawiciel biznesowy floty pragnę pana poin-
formować, że nie spodziewam się, abyśmy w najbliższej przy-
szłości stoczyli zażartą walkę. Nasza flota rośnie w siłę z tygo-
dnia na tydzień.
- Tak - odparł kapitan. - Jeszcze osiem do dziesięciu mi-
lionów jednostek i będziemy mogli walczyć z Republiką jak
równy z równym.
- Może pan ze mnie kpić, jeśli ma pan na to ochotę -
stwierdził Dawid - ale śmiem twierdzić, że nie zobaczy pan
żadnego konfliktu zbrojnego albo nic nazywam się Copperfield.
- Nie cierpię tego robić - odparł Wilson - ale pozwól, że
mimo wszystko przypomnę: nie nazywasz się Dawid Copper-
field.
- Panie Steerforth, jak pan może mówić coś podobnego?
- Może dlatego, że nie nazywam się Steerforth.
- To nieważne detale - zbył go Copperfield. - Na We-
wnętrznej Granicy ludzie przybierają nazwiska, jakie chcą. Ja
wybrałem takie.
- Ale ja nie nazwałem siebie Steerforthem - przypomniał
mu Cole.
- To był mój dar dla pana, dla uczczenia nieśmiertelnego
Karola.
- Możesz go sobie wsadzić razem z panem Dickensem -
waldi0055 Strona 16
Strona 17
Starship: Buntownik
rzucił Wilson. - Mam jedynie nadzieję, że potrafisz trafniej ocenić
sytuację militarną, niż dobierać nazwiska.
W tym momencie opanowało go wrażenie, że jakiś bezi-
mienny bóg bezbrzeżnych przestrzeni uśmiecha się ironicznie i
wymawia bezgłośnie następujące słowa: A miej sobie nadzieję.
waldi0055 Strona 17
Strona 18
Starship: Buntownik
ROZDZIAŁ DRUGI
To nie był ich dom - na to miano zasługiwał jedynie „Ted-
dy R.” - ale traktowali to miejsce jako swoją siedzibę.
Stacja Singapur, chyba najbardziej zadziwiająca kon-
strukcja na Wewnętrznej Granicy. Historia tego obiektu rozpo-
częła się w roku osiemset osiemdziesiątym trzecim Ery Galak-
tycznej, czyli niemal jedenaście stuleci wcześniej. Dwie niewiel-
kie stacje ulokowane w połowie drogi pomiędzy Genuą a Kala-
tiną rywalizowały o wpływy w pobliskim sektorze, co wkrótce
doprowadziło do konfliktu interesów. Zdesperowani właściciele
stacji zdecydowali jednak, że wolą przymierze niż walkę. Obie
konstrukcje zostały przetransportowane przez holowniki do
miejsca znajdującego się w połowie drogi, potem ludzie i roboty
harowali ponad miesiąc, aby je połączyć w jeden spójny twór, a
kiedy zakończono prace, okazało się, że interes zaczął kwitnąć
jak nigdy przedtem.
Inni obserwowali jej rozwój, uczyli się i kopiowali stosowa-
ne tam rozwiązania. W czternastym wieku Ery Galaktycznej po
Granicy rozsiane były dziesiątki podobnych stacji. Właściciele
tych przybytków szybko zrozumieli, że im większymi obiektami
waldi0055 Strona 18
Strona 19
Starship: Buntownik
będą dysponowali, tym szerszy zakres usług mogą zaoferować.
A im więcej rozmaitych interesów, tym liczniejsza klientela. Tak
więc stacje łączyły się i rosły bez końca.
W chwili gdy Cole i jego załoga przycumowali do doków
Singapuru, na tę gigantyczną superstację składało się już ponad
dwieście mniejszych obiektów. Zamieszkiwało ją o wiele więcej
istot niż niejedną skolonizowaną planetę, miała też średnicę
ponad siedmiu mil. Składało się na nią dziewięć poziomów, w
tym pierścień dokujący zdolny przyjąć jednorazowo nawet do
dziesięciu tysięcy jednostek, począwszy od ogromnych wojen-
nych, przez pasażerskie liniowce, skończywszy na jedno- i dwuo-
sobowych wahadłowcach, od których roiło się na terytorium
Wewnętrznej Granicy.
Stacja nie tylko była dobrze znana, ale znajdowała się też
w idealnym miejscu. Singapur zapamiętano jako jedno z naj-
bardziej niezwykłych miast starożytnej Ziemi, w którym mogli
zamieszkiwać obok siebie ludzie wszystkich ras i narodowości.
Znajdowała się w połowie drogi pomiędzy Republiką a
masywną czarną dziurą w centrum Drogi Mlecznej. Wszystkie
wojujące imperia - a historia galaktyki nie znała czegoś takiego
jak pokój - zdawały sobie sprawę, że potrzebny im jest teren
neutralny, coś na wzór ziemskiej Szwajcarii, gdzie emisariusze
różnych kultur będą mogli spotykać się w sekrecie, zwaśnione
waldi0055 Strona 19
Strona 20
Starship: Buntownik
imperia wymienią waluty, a ludzie i kosmici znajdą azyl bez
względu na przynależność polityczną i wojskową. I do tej roli
Singapur pasował jak ulał.
Miejsce to słynęło z szerokiej gamy świadczonych usług.
Miejscowe burdele pełne były osobników wszystkich znanych ras
i płci, podobnie jak bary, meliny, kasyna i wielkie czarnorynko-
we targowiska (na Singapurze wszystko było legalne ze względu
na brak obowiązującego prawa). Zakładano tutaj luksusowe
hotele, w niczym nieustępujące najlepszym placówkom tej
branży z Delurosa VIII, a ze względu na charakter interesów
zawieranych za zamkniętymi drzwiami ich ochrona cieszyła się
ogromną sławą. Obok wykwintnych restauracji mieściły się pod-
rzędne spelunki i firmy cateringowe, potrafiące obsłużyć w su-
mie, jak wieść niesie, ponad sto różnych ras.
Cztery poziomy stacji posiadały standardową atmosferę
tlenową i takież ciążenie, chociaż trudno było stwierdzić, czy
chodziło o standard ziemski, czy raczej dotyczący Delurosa, ale
ponieważ niewiele się one różniły, nikomu to nie spędzało snu z
powiek. Kolejne poziomy przystosowano do oddychania atmos-
ferą chlorową, metanową i amoniakową. Był też jeden zupełnie
pozbawiony atmosfery, na którym ludzie i kosmici, nosząc ska-
fandry próżniowe, mogli się spotkać w równie dla siebie nie-
przyjaznych warunkach. Środkowy poziom służył za automa-
waldi0055 Strona 20