Brown Sandra - Texas 02 - Chase

Szczegóły
Tytuł Brown Sandra - Texas 02 - Chase
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Brown Sandra - Texas 02 - Chase PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Brown Sandra - Texas 02 - Chase PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Brown Sandra - Texas 02 - Chase - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 PROLOG - Chase, proszę, wyjdźmy stąd. Nie powinniśmy jej teraz niepokoić. Słowa te musiały przebić się przez ból i narkotyki, żeby dotrzeć do jej świadomości. Jakoś dotarły. Marcie Johns uchy­ liła zapuchnięte powieki. Chociaż w szpitalnej sali panował półmrok, skąpe światło dnia, które przenikało przez zaciąg­ nięte zasłony, zdawało się razić. Potrwało chwilę, zanim jej oczy przyzwyczaiły się do jasności. Przy jej łóżku stał Chase Tyler. Towarzyszył mu młodszy brat, Lucky. Od razu go rozpoznała, mimo iż nigdy wcześ­ niej się nie spotkali. Chase wpatrywał się w nią intensywnie, a Lucky sprawiał wrażenie zalęknionego. Nie była pewna pory dnia. Wydawało się jej, że to po­ ranek, który nastąpił po tym fatalnym wypadku samochodo­ wym. Nieco wcześniej personel szpitala przeniósł ją z od­ działu intensywnej terapii na normalną salę w Szpitalu Me­ todystów św. Lucky'ego. Badał ją cały zespół lekarzy, a każdy z nich był specja­ listą w innej dziedzinie. Poinformowano ją, że obrażenia są poważne, ale nie zagrażają życiu. Doznała wstrząsu móz­ gu, miała złamaną rękę i obojczyk i znajdowała się w szoku. Cieszyła się, że żyje, a optymistyczne rokowania, iż od­ zyska pełne zdrowie, przyniosły jej ulgę. Niepokoiło ją, że nikt nie wspomniał nawet o Tani. Gdy odzyskała przytomność na oddziale intensywnej terapii, zaczęła się o nią dopytywać. W końcu powiedziano jej, że Tania Tyler zmarła wskutek obrażeń doznanych w chwili zderzenia. Student Wyższej Szkoły Technicznej w Teksasie, jadący do domu na wakacje, 5 Strona 2 nie zatrzymał się przed znakiem „stop" i spowodował kolizję, kilka lat w Houston i jakoś nigdy nie udało mi się przyjechać uderzając w bok samochodu. na spotkanie klasowe. Marcie jechała przypięta pasem bezpieczeństwa. Mimo to Jeszcze raz wyraził jej swoją aprobatę. siła uderzenia rzuciła ją w bok, potem w górę i w przód. - Naprawdę wspaniale wyglądasz, Marcie. Lata były dla Głową trzasnęła o deskę rozdzielczą, w wyniku czego twarz ciebie więcej niż łaskawe. Wręcz szczodre, śmiem twierdzić. miała posiniaczoną i poocieraną. Oczy były mocno podbite, Słyszałem, że interesy też ci doskonale idą. a nos i wargi potłuczone i spuchnięte. Teraz ramię znajdo­ - Dziękuję, rzeczywiście tak jest. Bardzo się cieszę, że wało się w specjalnym uchwycie, który je unieruchamiał. mam własną firmę. Od roku już występuje zastój w całej W wypadku zginęła żona Chase'a. gospodarce, ale mnie się udaje jakoś prosperować. W ciągu niecałych dwudziestu czterech godzin Chase bar­ - Szkoda, że nie mogę tego samego powiedzieć o sobie - dzo się zmienił. Rysy twarzy nosiły teraz ślady cierpienia. z żalem zauważył Chase. Był rozczochrany, nie ogolony, miał podkrążone oczy. Z tru­ - Och, ale za to macie inne, szczególne powody do radości. dem go rozpoznała. - Powiedziałam jej o dziecku - poinformowała go Tania. - Tylerowie zaangażowali ją jako pośredniczkę handlu nieru­ Przekonała mnie, że stać nas na dom pomimo skromnego chomościami, ale pracowała wyłącznie z Tanią. W ciągu kil­ budż.etu, tym bardziej iż teraz jest idealny czas na kupowanie. ku tygodni obejrzały kilka posiadłości. Entuzjazm Marcie na Dla kupujących rynek stoi otworem. widok pewnego szczególnego domu okazał się do tego stopnia - Czy mam już wyciągnąć książeczkę czekową? - spytał zaraźliwy, że Tania niemal się w nim zakochała. Chciała je­ z lekką ironią. szcze tylko poznać opinię Chase'a. - Jeszcze nie. Marcie i ja chcemy, abyś pojechał z nami Chase'a Tylera i Marcie Johns przez trzynaście lat łączyła i zobaczył dom, który oglądałyśmy wczoraj. Myślę, że byłby wspólna klasa. Od tego czasu nie widzieli się jednak całe dla nas doskonały. Pojedziesz? lata, aż do wczoraj, kiedy to niespodziewanie Tania posta­ nowiła wpaść z nią do Chase'a do pracy, do biura Spółki - Kiedy? Teraz? Wiertniczej Tylera. - Tak. - Sówka! - Wstał i okrążył biurko, by przywitać ją uści­ - Przykro mi, kochanie, ale w tej chwili nie mogę - odparł skiem dłoni i krótkim, przyjaznym objęciem. Chase. - Cześć, Chase - powiedziała, śmiejąc się ze swojego Na ożywionej twarzy Tani pojawiło się zakłopotanie. przezwiska ze szkolnych lat. - Miło cię znowu widzieć. - Kiedy indziej pojechałbym z przyjemnością, ale teraz - Dlaczego nie pojawiłaś się na żadnym zjeździe naszej oczekuję właśnie przedstawiciela towarzystwa ubezpiecze­ klasy? - Jego uśmiech sprawił, że uwierzyła mu, gdy dodał: - niowego. Miał się tu zjawić natychmiast po lunchu, zawia­ Wyglądasz fantastycznie! domił mnie jednak telefonicznie, że przyjdzie nieco później. - Nie mogę ścierpieć, że zwracając się do niej, używasz Muszę na niego zaczekać. tego okropnego przezwiska! - wykrzyknęła Tania. - Czytałam w porannych gazetach, że twój brat został - Nie obraziłaś się chyba, prawda? - spytał Chase. uwolniony od tych śmiesznych podejrzeń o podpalenie - ode­ - Jasne, że nie. Skoro tolerowałam je jako nastolatka, to zwała się Marcie. - Czy macie jakieś problemy, Chase? tym bardziej mogę je znieść jako osoba dorosła. Mieszkałam - Nie - odparł. - Po prostu musimy przeprowadzić inwen- 6 7 Strona 3 taryzację całego sprzętu, spisać, co straciliśmy, i omówić na­ Chase usiadł na krześle przy jej łóżku. Trudno było wprost sze roszczenia. uwierzyć, że to ten sam mężczyzna, którego widziała wczoraj. Tania westchnęła z rozczarowaniem. Wysoki, z ujmującą prezencją, teraz siedział zgarbiony. Linie - No, to może jutro. twarzy zdeformowała tylko ta jedna noc. Żywe szare oczy - Może jeszcze dzisiaj, tylko później. Jedźcie teraz same - nabiegły krwią, wyglądały jak pozbawione życia. Nie odbijały zaproponował - a jeśli nadal będziecie tak podekscytowane światła, zupełnie jakby były martwe. domem, zadzwońcie do mnie. Jak ten facet już sobie pójdzie, - Chcę dowiedzieć się wszystkiego o Tani. - Gdy wy­ dołączę do was. Oczywiście, Marcie, o ile dysponujesz wol­ mówił jej imię, głos mu się załamał. - W jakim była nastroju? nym czasem. Co mówiła? Jakie były jej ostatnie słowa? - Zarezerwowałam dla ciebie i Tani całe popołudnie. Lucky jęknął. Tania z uśmiechem zarzuciła Chase'owi ręce na szyję - Chase, oszczędź sobie tego. i głośno pocałowała go w usta. Chase z irytacją strząsnął z ramienia dłoń brata. - Kocham cię, a ty z pewnością pokochasz ten dom. - Powiedz mi, Marcie, co mówiła, co robiła gdy... gdy Objął ją w talii i mocno przycisnął do siebie. ten gnojek ją zabił. - Na pewno tak się stanie, ale nigdy nie będę go kochał Lucky ukrył twarz w dłoniach i masował palcami skronie. tak mocno jak ciebie. Zadzwoń do mnie później. Był tak samo rozstrojony jak brat. Tylerowie byli rodziną Odprowadził je do drzwi i pomachał ręką. Był to ostatni zżytą. Gdy ktoś z nich potrzebował wsparcia, pocieszenia raz, gdy Tania i Chase widzieli się, dotykali, całowali. czy obrony, nigdy nie doznał zawodu. Marcie domyślała się, Marcie z Tanią pojechały samochodem do domu, który jak musieli niepokoić się o Chase'a. Potrafiła również zro­ miał być przedmiotem transakcji. zumieć potrzebę dowiedzenia się o wszystkim, co łączyło - Chase z pewnością go polubi - odezwała się Tania, gdy się z ostatnimi momentami życia jego młodej żony. przemierzały kolejny, obszerny pokój. Była tak ożywiona jak - Tania się śmiała - wyszeptała Marcie. dziecko, któremu obiecano niespodziankę. Miała słodki Środki przeciwbólowe z wolna przestawały działać i na­ uśmiech, oczy iskrzyły się niekłamaną radością życia. rastający ból spowodował, że zaczęła mówić coraz bardziej Teraz Tania nie żyła. niewyraźnie. Z trudem dobierała właściwe słowa. Wypowia­ Widok pogrążonego w rozpaczy wdowca sprawił, że Mar­ danie ich stało się prawdziwą męką. Mimo to usilnie starała cie ścisnęło się serce. się być zrozumiana. Wiedziała, że musi to zrobić dla Chase'a. - Chase, przykro mi. Tak bardzo mi przykro. - Chciała - Rozmawiałyśmy o domu. Ona... ona była... bardzo nim wyciągnąć rękę i dotknąć go, spróbowała nawet, ale zdała podekscytowana. sobie sprawę, że zarówno ręka, jak i obojczyk są unieru­ - Zamierzam kupić ten dom. - Chase skierował wzrok chomione. na Lucky'ego. Oczy miał dzikie i rozbiegane. - Kup go za Czy winił ją za to, że była nierozważnym kierowcą? Czy mnie. Ona pragnęła go mieć, więc będzie go miała. obciążał ją odpowiedzialnością za ten wypadek? Czy można - Chase... było ją winić? - Kup ten cholerny dom! - ryknął. - Czy możesz przy­ - My... my go nie widziałyśmy. - Jej głos był słaby najmniej to dla mnie zrobić bez wdawania się w zbędne i brzmiał obco nawet dla własnych uszu. - Był tylko hałas i... dyskusje? 8 9 Strona 4 - W porządku. własnym sercu. Ostatnio Lucky przeżywał ciężkie chwile, Jego dziki, nieopanowany wybuch wstrząsnął osłabionym gdyż został oskarżony o podłożenie ognia w garażu Tyler systemem nerwowym Marcie. Kolejny dreszcz bólu przeszył Drilling. Chociaż w końcu definitywnie odparto zarzuty, a pra­ jej nadwerężone ciało. Wybaczyła mu. Rany, jakich doznał wdziwego winowajcę osadzono w areszcie, najwidoczniej ta w wyniku tego wypadku, także były ranami. ciężka próba pozostawiła ślady. Każdemu, kto widział Chase'a i Tanie razem, wydawało Marcie szukała w myślach czegoś pocieszającego, co mo­ się oczywiste, że łączy ich szczególne uczucie. Tania uwiel­ głaby powiedzieć, ale słowa otuchy ulatywały i stawały biała go, a on obsypywał ją pieszczotami, zwłaszcza od czasu, się abstrakcją. Zmęczony umysł nie potrafił ich uchwycić. gdy nosiła w swoim łonie ich pierwsze dziecko. Wypadek W istocie nie było to ważne. Cokolwiek by powiedziała, pozbawił go za jednym zamachem obu kochanych istot. zabrzmiałoby banalnie. - Tuż przedtem, jak wjechałyśmy na skrzyżowanie, spytała „Boże, w jaki sposób mogę mu pomóc?" mnie o zdanie na temat koloru... - Jej ramię przeszył nagły, Należała do osób, które bezradność odczuwały jak prze­ ostry ból. Nie mogła zapobiec wykrzywieniu twarzy. Roz­ kleństwo. Poczucie niemożności wpędzało ją w depresję. paczliwie zapragnęła zamknąć oczy i poddać się działaniu Wlepiła wzrok w jego pochyloną głowę i zapragnęła go do­ narkotyków, by zapaść w stan nieświadomości i nie odczu­ tknąć, objąć, wchłonąć ten ból, by nie cierpiał. wać udręki, jaka towarzyszyła jej od chwili odzyskania przy­ Przysięgła sobie, że pewnego dnia, jakimś sposobem, przy­ tomności. wróci życie Chase'owi Tylerowi. Bardzo jednak chciała przynieść ulgę Chase'owi. Jeśli roz­ mowa o Tani mogłaby uśmierzyć ból, będzie ją desperac­ ko kontynuować, opanowując w miarę możliwości własną niemoc. - Pytała mnie... na jaki kolor powinna pomalować sypial­ nię... dla dziecka. Chase ukrył twarz w dłoniach. - Chryste! Łzy spływały mu między palcami i wolno toczyły się w dół. Widok ten przysporzył Marcie więcej bólu niż brutalna kraksa samochodowa. - Chase - wyszeptała ochryple - czy winisz mnie za to? Nie odrywając rąk od twarzy, potrząsnął przecząco głową. - Nie, Marcie, nie. Winę przypisuję Bogu. To on ją zabił. On zabił moje dziecko. Dlaczego? Tak ogromnie ją kochałem. Kochałem. - Głos przeszedł w szloch. Lucky zbliżył się i w geście pocieszenia położył rękę na ramieniu brata. Również w oczach młodszego mężczyzny Marcie dostrzegła łzy. Wydawało się, że walczy z bólem we 10 Strona 5 i otworzył bramę, dając znak dwóm klownom, by postarali się odwrócić uwagę byka i sprowokować go do opuszczenia 1 areny. - Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam. - Kobieta nie mogła ochłonąć z wrażenia. - Czy ci młodzi ludzie uczęszczają na jakieś specjalne treningi? - chciał się dowiedzieć jej mąż. - Panie i panowie, dziś wieczór ujrzycie nie tylko gro­ Marcie od niedawna interesowała się ujeżdżaniem byków madkę jurnych byczków, ale również kilku odważnych kow­ i jej wiedza na ten temat była jeszcze skąpa. bojów, którzy zdecydowali się je ujeżdżać! - Nosowy głos - Tak, ćwiczą zręczność. Jest to niezbędne, ale dużo rów­ prezentera niósł się echem przez przepastną arenę Will Ro­ nież zależy od szczęścia. ger's Coliseum w Fort Worth, w stanie Teksas. - Osiem se­ - Jak to? kund. Oto ile kowboj musi usiedzieć na grzbiecie byka. Cóż - Zależy to także od tego, którego byka wylosuje kowboj to jest, myślicie państwo, ale uwierzcie mi, że to najdłuższe danego wieczoru. osiem sekund, jakie możecie sobie wyobrazić. Nie znajdziecie - To znaczy, że niektóre są bardziej wściekłe, a inne tu kowboja, który by temu zaprzeczył. Tak, szanowni państwo. mniej ? W świecie rodeo jest to najtrudniejsza, najniebezpieczniejsza Marcie uśmiechnęła się. i najbardziej ekscytująca konkurencja. Oto dlaczego zacho­ - Wszystkie pochodzą ze specjalnych hodowli zwierząt waliśmy ją na koniec. przeznaczonych na rodeo, ale każdy ma swoje humory i indy­ Marcie spojrzała w kierunku swoich gości, zadowolona, widualne cechy. że dobrze się bawią. Przyprowadzenie ich na rodeo było Ich uwagę przyciągnęła druga brama, gdzie kolejny kowboj dobrym pomysłem. Czy istniał lepszy sposób, by ukazać im przygotowywał się do występu. Byk stracił właśnie cierpli­ prawdziwe oblicze Teksasu? Było to czymś w rodzaju chrztu wość i brykał tak gwałtownie, że zawodnikowi trudno było bojowego. wspiąć się na jego grzbiet. Kobieta z Massachusetts nerwowo Prezenter odezwał się ponownie: wachlowała twarz. Jej mąż siedział oczarowany bez reszty. - Nasz pierwszy zawodnik, który wystąpi tego wieczoru, - Panie i panowie, wygląda na to, że nasz kolejny kowboj Larry Schafer, pochodzi z Park City, w stanie Utah. W czasie zamierza zwyciężyć dziś wieczór - zagaił prezenter. - Czy gdy nie ujeżdża byków, uprawia narciarstwo. Ten młody ktoś z państwa chciałby zająć jego miejsce? - Po krótkiej człowiek, poszukujący mocnych wrażeń, panie i panowie, po­ pauzie zachichotał. - Tylko, proszę, nie wszyscy naraz! Ten jawia się właśnie w bramie numer trzy na Cyklonie Charliem! kowboj nie obawia się potężnego byka. W rzeczywistości Powodzenia, Larry! im niebezpieczniejszy występ, tym bardziej mu się podoba. Małżeństwo z Massachusetts z zapartym tchem obserwo­ Brał udział w rodeo przez wiele lat, zanim się z tego wycofał. wało, jak na arenę wpada byk z kowbojem uczepionym na Na arenę wrócił ponownie półtora roku temu, bynajmniej jego grzbiecie. Po kilku sekundach kowboj tarzał się w pyle, nie zrażony faktem, że jest około dziesięciu lat starszy od broniąc się przed kopytami byka. Gdy tylko udało mu się większości zawodników ujeżdżających byki. Pochodzi ze stanąć na nogi, podbiegł do ogrodzenia, wspiął się na nie wschodniego Teksasu. Czy jest może wśród was ktoś z Milton 12 13 Strona 6 Point? Jeśli tak, połączcie wasze ręce, by zjednoczyć się krople spienionej śliny, nozdrza drżały. Chase podnosił się z tym młodym człowiekiem z waszego rodzinnego miasta, właśnie z kurzu. Stanął na nogi i schylił się po leżący na Chase'em Tylerem, który wyjeżdża właśnie z bramy numer ziemi kapelusz. Gdy trzymał go w ręku, usłyszał ostrzeżenie, siedem na El-do-ra-do! ale już było za późno. Byk ze spuszczoną głową zaatakował - O mój Boże! - Nie zdając sobie sprawy z tego, co z impetem. robi, Marcie zerwała się na nogi. Chase uskoczył na bok, dostatecznie szybko, by mogło Prezenter podniósł głos do tego stopnia, że widzom zaczęło się wydawać, że uniknie uderzenia parą zakrzywionych, groź­ świdrować w uszach, i nagle brama stanęła otworem, a na nie wyglądających rogów. Niestety, został ugodzony w ramię, arenę wybiegł szary, cętkowany byk. Z wolna zaczął okrążać co powaliło go na ziemię. Gdy para ciężkich kopyt opadła arenę, kręcąc zadem i łbem z boku na bok. na jego klatkę piersiową, widzowie na trybunach wstrzymali Marcie obserwowała, jak z głowy Chase'a zsuwa się ka­ oddech. pelusz, po czym ląduje w kurzu i zostaje stratowany przez Marcie wydała okrzyk, po czym zasłoniła dłonią usta. racice byka. Jeździec trzymał lewą rękę uniesioną do góry, Z przerażeniem patrzyła na Chase'a leżącego w czerwono- jak wymagały reguły sportu. Niespodziewane bryknięcie byka brunatnym kurzu. spowodowało, że ciało jeźdźca zostało podrzucone w górę, Na arenę ponownie wkroczyli klowni i dwóch jeźdźców po czym ciężko opadło z powrotem na grzbiet zwierzęcia. na koniach. Stojąc w strzemionach, wychyleni w siodle, galo­ Huśtał się w przód i w tył, próbując utrzymać równowagę. powali w kierunku byka i kręcili lassem ponad głową. Jedne­ Jednocześnie ściskał mocno kolanami ciało byka. mu z nich udało się zacisnąć pętlę na rogach zwierzęcia i na­ Tłum dodawał mu otuchy, dziko rycząc i wrzeszcząc. Mia­ piąć mocno linę. Dobrze wytresowany wierzchowiec skie­ ła to być dla Chase'a zachęta. Udało mu się utrzymać na rował się w stronę bramy, wlokąc za sobą opornego byka. grzbiecie pięć sekund, chociaż dla Marcie te krótkie chwile Odważniejszy z klownów biegł za nimi, poklepując buha­ trwały tak długo, jakby to było pięć lat. Buhaj pochylił nagle ja miotłą po zadzie. Drugi klown klęknął przy zranionym łeb do samej ziemi, po czym raptownie podniósł go w górę. kowboju. W ruchu tym było tyle siły, że Chase został zrzucony na Marcie z trudem przedostawała się do najbliższego prze­ ziemię. jścia. Niezbyt grzecznie popychała każdego, kto znalazł się Przetoczył się na bok, aby uchronić się od stratowania na jej drodze. Zbiegła w dół trybuny i gdy dotarła do naj­ kopytami. W tym momencie na arenie pojawił się klown. niższego poziomu, chwyciła za ramię pierwszego lepszego Ubrany w luźne, workowate spodnie, które trzymały się tylko mężczyznę, który się akurat nawinął. dzięki szelkom, podbiegł do byka i trzasnął go w pysk gu­ - Którędy do... miejsca, gdzie znajdują się zawodnicy? mowym kijem. Zwierzę prychnęło i tupnęło, a klown po­ - Kobieto, jesteś pijana?! Zostaw moją rękę! spiesznie oddalił się, zatykając przy tym zabawnie nos. - Chodzi mi o stajnie. Jak tam trafić? Tłum śmiał się, gdyż wyglądało to na numer mający na - Tamtędy. - Wskazał palcem, po czym wymamrotał do celu rozweselić publiczność. W istocie zadanie klowna po­ siebie: - Wariatka! legało zupełnie na czym innym. Stało się to jasne dopiero Utorowała sobie drogę przez gęsty tłum, zajęty kupowa­ wtedy, gdy taktyka zawiodła. niem pamiątek i napojów. Poprzez gwar rozprawiającej ciżby Byk okręcił się w koło. Z pyska kapały mu olbrzymie usłyszała głos prezentera: 14 75 Strona 7 - Wkrótce dowiedzą się państwo szczegółów dotyczących nie słuchał. A ten byk Eldorado to prawdziwy diabeł. Pod stanu zdrowia Chase'a Tylera. Gdy tylko dotrą do mnie in­ koniec ubiegłego tygodnia... formacje, natychmiast je przekażę. - W jakim stanie? - podchwyciła Marcie. - Powiedział Nie zważając na tabliczkę: WSTĘP TYLKO DLA PER­ pan „w takim stanie". Co miał pan na myśli? SONELU, pchnęła ciężkie, metalowe drzwi i znalazła się - To, że był na gazie. w środku. Zapach siana i gnoju unoszący się wkoło zagród - Chodzi o to, że był pijany? dla bydła był tak intensywny, że musiała oddychać przez - Tak, madam. Poprzedniej nocy urządziliśmy sobie sza­ usta. Chociaż kurz zapierał jej dech, błyskawicznie przebyła loną balangę. Chase nie zdążył dojść do siebie. labirynt zagród i skierowała się w stronę ambulansu, który Marcie nie czekała na dalszy ciąg zwierzeń. Podbiegła do dostrzegła po drugiej stronie stajni. karetki w tym momencie, gdy sanitariusz zamierzał zamknąć Gdy dotarła do głównego przejścia, łokciami torowała sobie drzwi. drogę przez tłumek gapiów. Chase leżał na noszach. Pochylało Zareagował zdziwieniem, po czym odezwał się z władczą się nad nim dwóch sanitariuszy. Jeden z nich wkłuwał mu nutą w głosie: właśnie igłę w żyłę ręki. Twarz Chase'a była biała i spokojna. - Przykro mi, madam. Pani nie może... Marcie uklękła tuż przy noszach i chwyciła jego bezwładną - Mogę! Ma pan do wyboru: albo stać tutaj i kłócić się rękę. ze mną, albo jak najprędzej dowieźć tego człowieka do szpi­ - Chase? Chase! tala. - Proszę stąd odejść! - rozkazał jeden z sanitariuszy. - Hej, czemu nie jedziemy?! - krzyknął drugi sanitariusz. - Ale... Zajął miejsce kierowcy i uruchomił silnik. - Jeśli się pani odsunie, szybciej dojdzie do siebie. Jego kolega szybko ocenił determinację Marcie i naj­ Ktoś chwycił ją z tyłu za ramiona i postawił na nogi. widoczniej uznał, że przedłużanie sporu jest stratą cennego Gdy się odwróciła, ujrzała za sobą groteskową twarz jednego czasu. z klownów, tego, który ostatnio pochylał się nad Chase'em. - Już dobrze! - odkrzyknął. - Możemy ruszać. - Zatrzas­ - Kim pani jest? - zapytał. nął drzwi ambulansu i samochód ruszył. - Znajomą. Jak on się czuje? Czy powiedzieli, co z nim? Przyglądał się jej podejrzliwie przez chwilę. - Cieszę się, że państwo dotarli bez przeszkód z powrotem - Prawdopodobnie ma złamane żebra. Był zbyt pewny sie­ do hotelu. bie. - Wypluł z ust kawałek przeżutego tytoniu na betonową Marcie przepraszała klienta z Massachusetts, jedną dłonią podłogę posypaną sianem. - Wygląda na to, że przez dzień masując skronie, a drugą trzymając słuchawkę telefonu. Pra­ lub dwa nie będzie się czuł nadzwyczajnie. wdopodobnie straciła szansę na zawarcie transakcji, ale kiedy Diagnoza klowna tylko w nieznacznym stopniu ulżyła Mar­ ujrzała Chase'a leżącego w kurzu, zapomniała o gościach. cie. Skąd mógł wiedzieć, czy Chase nie doznał wewnętrznych Zapomniała o nich na śmierć i przypomniała sobie dopiero obrażeń? kilka minut temu, gdy szła szpitalnym korytarzem. - Nie powinien dziś wieczór w ogóle występować - mówił - Pan Tyler jest moim kolegą jeszcze ze szkolnych lat - klown, w czasie gdy ładowano nosze do karetki. - Mówiłem wyjaśniła. - Nie miałam pojęcia, że będzie brał udział w ro­ mu, że nie może wsiadać na byka w takim stanie, ale on deo. Ponieważ nie było nikogo z jego rodziny, na mnie spada 16 17 Strona 8 obowiązek towarzyszenia mu w drodze do szpitala. Mam - Przykro mi. nadzieję, że państwo to zrozumieją. Lekarz wzruszył ramionami i odparł uprzejmie: Miała w nosie, czy zrozumieją, czy nie. Gdyby tego wie­ - Przywykłem do tego. To jest szpital okręgowy. Mamy czoru podejmowała nawet samego prezydenta z żoną, zro­ tu do czynienia z różnymi pacjentami. Spotykamy się ze biłaby dokładnie to samo. zbuntowanymi ofiarami narkotyków. Po prostu przyzwyczai­ Gdy odłożyła słuchawkę, wróciła do pokoju pielęgniarek liśmy się do obelżywych słów. i zaczęła szczegółowo wypytywać o stan zdrowia Chase'a. - Czy mogę się z nim zobaczyć? Pielęgniarka z irytacją zmarszczyła brwi. - Tak, nie dłużej jednak niż na kilka minut. Nie powinien - Jak tylko lekarz... O, już jest. Doktorze, ta pani czeka rozmawiać. na wieści o panu Taylorze. - Obiecuję, że nie będę długo. - Tylerze - poprawiła Marcie i odwróciła się, by przywitać - Właśnie dostał silny środek przeciwbólowy, więc pewnie lekarza. - Nazywam się Marcie Johns. wkrótce zapadnie w głęboki sen. - Phil Montana. - Uścisnęli sobie dłonie. - Czy pani jest - Jeśli nie sprawi to panu kłopotu - łagodnie powiedziała krewną? Marcie - chciałabym zostać przy nim na noc. - Tylko dobrą znajomą. Pan Tyler nie ma żadnej rodziny - On ma tu dobrą opiekę - wtrąciła stojąca za nią pie­ w Fort Worth. Wszyscy mieszkają w Milton Point. lęgniarka. - Hmmm. Jeśli chodzi o jego stan, to powoli docho­ Marcie pozostała niewzruszona. dzi do siebie. Szczęśliwie nie ma żadnych poważniejszych - Czy mam pańskie pozwolenie, doktorze Montana? uszkodzeń. Zastanawiając się nad odpowiedzią, bawił się słuchawkami. - Widziałam, jak byk skoczył mu kopytami na klatkę Marcie popatrzyła mu prosto w oczy wzrokiem, który do­ piersiową. bitnie wyrażał, że nie zamierza ustąpić. Kupujący, sprzedający - Istotnie, ma kilka złamanych żeber. i agenci wynajmu nieraz stawali twarzą w twarz z tymi sta­ - To może być groźne, prawda? lowymi niebieskimi oczami. W dziewięciu przypadkach na - Tylko w przypadku, gdyby złamane kości przedziura­ dziesięć ustępowali pod siłą ich spojrzenia. Wcześniej sani­ wiły jakieś organy wewnętrzne. tariusz doświadczył emanującej z nich mocy i zachował się Twarz Marcie zrobiła się tak blada, że stały się widoczne podobnie. wszystkie piegi, które z wielką starannością tuszowała kos­ - Nie przypuszczam, żeby mogło mu to zaszkodzić - metykami. oświadczył w końcu lekarz. Doktor pośpiesznie rozwiał jej niepokój. - Dziękuję. - To na szczęście nie zdarzyło się w jego przypadku. Żaden - Tylko proszę ograniczać rozmowy do minimum. z narządów nie jest uszkodzony. Badałem go skrupulatnie. - Obiecuję. Jaki jest numer jego pokoju? Za kilkanaście dni nastąpi zdecydowana poprawa, choć je­ Chase'a umieszczono w sali dwuosobowej, ale sąsiednie szcze nie będzie się czuł dobrze. Oczywiście przez dłuższy łóżko było puste. Marcie weszła cichutko na palcach i zbli­ czas nie powinien uprawiać jazdy na bykach. żyła się do leżącego. - Czy powiedział mu to pan, doktorze? Po raz pierwszy od dwóch lat patrzyła ponownie na tę - Oczywiście. Zwymyślał mnie za to. twarz. Poprzednio ich role były odwrócone. Wówczas ona 18 19 Strona 9 leżała półprzytomna w szpitalu, a on stał obok, opłakując zywało, że zaaplikowany mu środek działa. Marcie przesunęła śmierć żony. dłonią po jego ciemnych włosach i odgarnęła do tyłu faliste Ciało Tani zostało spalone. Kilka miesięcy później Chase kosmyki, które opadały mu na wilgotne, zimne czoło. opuścił Milton Point i udał się w nieznane. Ku zmartwie­ Chociaż przybyło mu lat, wciąż był najprzystojniejszym niu rodziny po mieście rozeszły się słuchy, że bierze udział mężczyzną, jakiego znała. Dokładnie pamiętała, z jaką dumą w rodeo. wstał i wymienił swoje nazwisko, gdy panna Kincannon po­ Nie tak dawno temu Marcie spotkała się w supersamie prosiła, by się przedstawił w klasie. Już wtedy zrobił na niej z Devon, narzeczoną Lucky'ego, która potwierdziła pogłoski wrażenie. I przez te wszystkie lata od tego czasu niewiele krążące na temat Chase'a. Rodzinna lojalność nie pozwoliła się zmieniło w jej odczuciach. jej na rozmowę o jego osobistych problemach, ale między Psotny, ciemnowłosy chłopiec z jasnoszarymi oczami, wierszami Marcie mogła bezbłędnie wyczytać, jak wyglądało o wybitnych zdolnościach przywódczych i atletycznej sile, teraz jego życie. Devon napomknęła o złym stanie emocjo­ przemienił się w dojrzałego mężczyznę. Z jego twarzy biła nalnym i pogłębiającym się problemie picia. nieustępliwość, a dumny zarys podbródka znamionował bez­ - Laurie bardzo się o niego martwi - powiedziała Devon, ustanną walkę, co wydawało się cechą wrodzoną mężczyzn mając na myśli matkę Chase'a. - Sage, siostra Chase'a, prze­ z rodziny Tylerów. Zauważało się również inne ich cechy, bywa w szkole daleko stąd, więc tylko Lucky i ja jesteśmy takie jak na przykład nierzadko ujawniająca się utrata pano­ z nią na co dzień w domu. Laurie domyśla się, że w ten wania nad sobą. sposób Chase broni się przed rozpaczą z powodu utraty Tani. Dolną szczękę Chase'a szpecił olbrzymi ciemnopurpurowy Ciągle nie może pogodzić się z tym faktem. siniak. Marcie wzdrygnęła się na myśl, że tak niewiele bra­ Chase pozostawił w rękach młodszego brata bankrutujący kowało, a miałby zmiażdżoną czaszkę. interes rodzinny, który, o ile pogłoski mogły być wiarygodne, Chase Tyler przewyższał wzrostem większość mężczyzn, chylił się ku upadkowi. Spółki wiertnicze nie miały warunków nawet tych, których statystyki uznawały za wysokich. Marcie do dalszego rozwoju. A ponieważ firma Tylera była zależna stała i podziwiała szerokość jego ramion. Były nagie, tak od sprawnej gospodarki surowcami, od kilku lat stała na jak i klatka piersiowa. Górna jej część pozostała nie ogolona skraju bankructwa. i zdumiewała obfitością ciemnych, kręconych włosów. Marcie zadała Devon pytanie, które przez cały czas ją Bandaż opasujący jego połamane żebra sięgał nieco po­ nurtowało: wyżej sutek. Złapała się na tym, że wpatruje się w niego - Czy on wini mnie za ten wypadek? jak w transie. Pomyślała, że może mu być zimno, podciągnęła Devon uspokajającym gestem ścisnęła jej ramię. więc kołdrę aż pod brodę. - Nie. Nigdy. Nie obciążaj się odpowiedzialnością za to, co - Jezu, czy on umarł? się stało. Dla Chase'a winowajcą jest Bóg, a nie ty. Czyjś piskliwie brzmiący głos sprawił, że z przeraże­ Teraz, gdy wpatrywała się w jego twarz, udręczoną nawet niem obejrzała się za siebie. W drzwiach stała młoda kobieta. w czasie snu, znowu zaczęła się zastanawiać, czy czyni ją Dłonią uginającą się pod ciężarem biżuterii, z nienaturalnie odpowiedzialną za śmierć swojej kochanej Tani. długimi paznokciami, odpinała guziki obcisłego, krótkiego - Chase - szepnęła ze smutkiem. sweterka. Na ramiona miała narzucone sztuczne futro. Nie poruszył się. Oddychał głęboko i regularnie, co wska- Chase jęknął przez sen i poruszył się pod kołdrą. 20 21 Strona 10 - Bądź cicho! - skarciła ją Marcie. - Zakłócasz spokój. gadać. Ale wtedy powiedziałam sobie: „Do diabła, w po­ Kim jesteś? Czego chcesz? rządku. Nie jest może beczką śmiechu, ale za to jest przy­ - Żyje? - spytała dziewczyna. najmniej przystojny". Przysięgam, że spaliśmy ze sobą tylko Wydała się Marcie niewiarygodnie głupia. Kilkakrotnie za­ trzy razy. Za każdym razem był to jedynie zwykły seks. Nic mrugała dużymi, okrągłymi oczami. Nie mogło ujść uwagi, szczególnego. W tych sprawach zresztą nie układało się mię­ że jej rzęsy aż lepiły się od grubo nałożonego czarnego tuszu. dzy nami dobrze. Za każdym razem był pijany. - Żyje. Ale jest ciężko ranny. - Marcie oszacowała dziew­ Rezerwy zimnej krwi Marcie zaczęły się wyczerpywać. czynę wzrokiem, poczynając od głowy i na srebrny ko­ Zdziwiło ją to, gdyż rzadko zdarzały jej się sytuacje, w któ­ lor ufarbowanych włosów, a kończąc na stopach odzianych rych traciła panowanie nad sobą. w srebrne botki. - Pani jest znajomą Chase'a? - Lepiej będzie, jeśli pani już pójdzie. Chase potrzebuje - W pewnym sensie. - Energicznym ruchem zrzuciła futro spokoju. z ramion. - Byłam z nim umówiona w barze, gdzie wszyscy - Jasne, rozumiem - odparła bez urazy. przychodzą po rodeo na drinka. Wściekłam się, gdy się nie - Proszę powiedzieć jego przyjaciołom, że wróci do zdro­ pojawił. Dopiero Pete - ten klown - powiedział mi, że byk wia, ale prawdopodobnie dla niego jest to koniec rodeo. stratował Chase'a. Więc pomyślałam sobie, że powinnam - Ach, coś mi się przypomniało - odezwała się dziew­ przyjść i zobaczyć, co z nim i czy mu czegoś nie potrzeba. czyna. - Pete prosił, żebym mu powiedziała, że jutro wyjeżdża - Rozumiem. do Calgary, skąd pochodzi. - Czy mówili, co mu jest? Uniosła ramiona tak, że biust prawie wysunął się na - Ma złamanych kilka żeber. wierzch z dekoltu swetra. - Och, tak? A kim pani jest? - W każdym razie Pete chciałby wiedzieć, co ma robić - Jestem jego żoną. z rzeczami Chase'a. Nie wiedziała, co skłoniło ją do tak bezczelnego kłamstwa. - Sądzę, że może mu je przesłać pocztą - odparła Marcie Chyba było jej po prostu wygodnie tak odpowiedzieć i mogła po krótkim namyśle. mieć nadzieję, że w ten sposób odstraszy tę kobietę. Nie - W porządku. A pod jakim adresem? Niech pani napisze miała wątpliwości, że Chase w czasach, gdy prowadził zrów­ mi go na kartce, a ja przekażę Pete'owi. noważone i trzeźwe życie, nie chciałby mieć nic wspólnego Marcie omal nie wpadła w pułapkę własnego kłamstwa. z tego typu damami. - Mam lepszy pomysł. Proszę powiedzieć Pete'owi, żeby To oczywiście nie zrobiło wrażenia na dziewczynie. Wy­ zostawił rzeczy komuś z obsługi rodeo. Podjadę tam jutro zywająco oparła rękę na biodrze. i odbiorę je. - A to skurczybyk! Wyobraź sobie, że nigdy mi nawet - Dobrze, powtórzę mu. To do zobaczenia. Ach, jeszcze nie wspomniał, że jest żonaty. Traktował mnie po prostu jak chwilka! - Zaczęła grzebać w portmonetce. - Mam tu klu­ kogoś, kogo można przelecieć co jakiś czas. Nic poważnego. czyki Chase'a. Furgonetka wciąż stoi zaparkowana na terenie Ma tak zmienne usposobienie, że trudno z nim czasem wy­ rodeo. - Rzuciła pęk kluczy na kółku w stronę Marcie. trzymać, ale jest całkiem przystojny. Gdy go spotkałam po - Dziękuję. - Marcie złapała je, zanim zdążyły wylądować raz pierwszy, pomyślałam sobie, że to straszny mruk. Mam na kołdrze. na myśli to, że nie był rozmowny, właściwie wcale nie chciał - I bardzo mi przykro, jeśli chodzi o igraszki z pani mę- 22 23 Strona 11 żem. Nigdy nie powiedział, że jest żonaty. Och, mężczyźni! Wszyscy to nieźli dranie! Marcie stała parę minut jak osłupiała, nie mogąc uwierzyć, 2 że spotkanie z kobietą było rzeczywistością. Chociaż drzwi za nią zamknęły się jakiś czas temu, wciąż na nie patrzy­ ła. Czyżby Chase naprawdę upadł tak nisko, by widywać się z kobietami tego pokroju w celu zagłuszenia samotności i desperacji? Czy karał się za śmierć Tani, zanurzając się Następnego ranka, gdy weszła do pokoju, robił właśnie w bagnie? pielęgniarce piekło. Dostatecznie długo wstrzymywał się Podeszła do niewielkiej szafki i położyła klucze obok ir- z niewybrednym wymyślaniem, więc gdy tylko ujrzał Marcie, chowych rękawic, które miał na arenie, gdy zrzucił go byk. skargi popłynęły z jego ust z podwójną intensywnością. Leżał tam również jego sponiewierany kapelusz. Na podłodze - Po kąpieli i goleniu poczuje się pan znacznie lepiej - stała para podniszczonych kowbojskich butów. mówiła przymilnie pielęgniarka. Poszczególne części garderoby wisiały na wieszaku. Jasno­ - Zabierz ręce! I zostaw kołdrę tam, gdzie leży. Powie­ niebieską koszulę pokrywały smugi brudu. Wciąż był do niej działem, że nie chcę żadnej kąpieli. Jak poczuję się lepiej, przypięty numer, z którym występował. Wypłowiałe dżinsy sam się ogolę. Mówię po raz ostatni, do diabła, wynoś się także pokrywał pył, jak również chustkę, którą miał wówczas i zostaw mnie samego, żebym mógł się ubrać! zawiązaną wokół szyi. Marcie dotknęła palcami skórzanych - Ubrać? Ależ, panie Tyler, pan nie może wstawać. frędzli u kamizelki i przypomniała sobie, jak trzepotały, gdy - Ach, tak? Spróbuj mi przeszkodzić! próbował utrzymać się na grzbiecie byka. Nadszedł czas, by interweniować. Marcie odezwała się: To wspomnienie przyprawiło ją o dreszcz. Zamknęła drzwi - Może gdy pacjent napije się kawy, będzie miał lepszy szafy, by odgonić od siebie widok Chase'a leżącego w pyle nastrój i ochotę, żeby się ogolić. na środku areny. Pielęgniarka zrozumiała tę subtelną sugestię i wyszła, sze­ Gdy ponownie zbliżyła się do łóżka, zobaczyła, że porusza leszcząc nakrochmalonym fartuchem i skrzypiąc gumowymi ręką niespokojnie w okolicy obandażowanych żeber. W oba­ podeszwami. Marcie została z Chase'em. Wyglądał niczym wie, by się nie uraził, ujęła jego dłoń i ułożyła przy biodrze, chmura gradowa. Jak się okazało, powodem był kilkudniowy przytrzymując ją tam chwilę. zarost i siniak na szczęce. Zatrzepotał powiekami i otworzył oczy. Mrugał jeszcze, - Myślałem, że mi się śniłaś - rzucił. całkowicie zdezorientowany. Widać było, że próbuje określić - Nie. Jak widzisz, naprawdę tu jestem. Z ciała i krwi. swoje położenie i przypomnieć sobie, gdzie się znajduje. - A co, u diabła, twoje ciało i krew tu robi? Wydawało się, że ją poznaje. Zacisnęła palce na jego dłoni. Nalała z termosu filiżankę kawy i podała mu ją na prze­ Próbował coś powiedzieć, ale z ust wydobył się tylko charkot. nośnej tacy. Podniósł filiżankę i pociągnął łyk. Mimo to odczytała z ruchu jego warg swoje przezwisko. - No więc, mów. - Sówka? - To czysty zbieg okoliczności - odezwała się Marcie. - Znalazłam się wczoraj wieczorem na rodeo i okazało się, że bierzesz w nim udział. 25 Strona 12 - Ale co w ogóle robiłaś w Fort Worth? - Nie. To, czego bym teraz chciał, to drink. - Przyjechałam tu zawodowo. Moi klienci, para z North­ Chociaż nie było w tym nic śmiesznego, Marcie potra­ east, przeprowadzają się tutaj. Zamierzają zamieszkać w Fort ktowała to jako żart. Worth. Na razie zakupili niewielką posiadłość nad jezio­ - O ósmej rano? rem, niedaleko Milton Point. Chcą tam odpoczywać w czasie - Zdarzało mi się zaczynać wcześniej - wymamrotał. - weekendów. Przyjechałam tu z nimi, żeby wszystko dograć. Czy zawieziesz mnie w jakieś miejsce, gdzie będę mógł kupić Ostatniego wieczora zaprosiłam ich na meksykański obiad, flaszkę? po czym dla rozrywki zabrałam na rodeo. Byli bardziej po­ - Oczywiście, że nie. ruszeni, niż się spodziewałam. - To będę zmuszony poprosić kogoś innego. - Emocje przez minutę - mruknął, krzywiąc się z bólu. Z wysiłkiem, zmagając się z bólem, usiadł i sięgnął po Próbował właśnie znaleźć wygodniejszą pozycję i poprawić stojący na nocnej szafce telefon. poduszki, o które się opierał. - Jeśli zamierzasz zadzwonić do Pete'a, tego klowna, to - Boli cię nadal? uprzedzam z góry, że ci się to nie uda. Wyjeżdża dzisiaj do - Nie, skąd. Czuję się świetnie. - Biała obwódka wokół Calgary. jego warg zdradzała coś wręcz przeciwnego, ale Marcie po­ Chase opuścił ręce i spojrzał na nią ze zdumieniem. stanowiła się nie sprzeczać. - To wyjaśnia, co robiłaś na - Skąd wiesz? rodeo. Ale co robisz tutaj? W szpitalu? - Od twojej przyjaciółki. Przyszła tu wczoraj wieczorem, - Chase, znamy się tak długo. Nie było w pobliżu nikogo, żeby się dowiedzieć, co się stało, gdyż nie zjawiłeś się na kto by się o ciebie zatroszczył. Gdybym nie przyjechała z tobą randce po rodeo. Dużo włosów, duży biust. Nie pamiętam do szpitala, twoja rodzina nigdy by mi tego nie wybaczyła. jej imienia. Ja również nie mogłabym sobie tego darować. - Ach, ta... Ja również - przyznał otwarcie. Odstawił na bok pustą filiżankę po kawie. Marcie nie odezwała się ani słowem. Przez chwilę wpa­ - Czy to ty w nocy ściskałaś moją dłoń? - Potaknęła. trywał się w jej spokojną twarz. Chase odwrócił głowę i spojrzał w innym kierunku. - My­ - No i co, żadnego kazania na ten temat? ślałem... myślałem... - Wydał głośne westchnienie, które spo­ - Nie ode mnie. wodowało ponowny atak bólu. - Przeklęte opatrunki! Chrząknął. - Myślałeś, że to Tania? - Na temat kazań można świetnie dogadać się z moją ro­ Na dźwięk jej imienia ponownie skierował wzrok na Mar­ dzinką. Oni uwielbiają gderać. Teraz uwzięli się i usiłują cie. Odczuła ulgę. Nie musiała obawiać się dłużej wymówie­ chronić mnie przed samym sobą. A ja, do diabła, chcę tylko nia na głos imienia jego zmarłej żony. Pierwszy raz był naj­ tego, żeby zostawili mnie w spokoju. trudniejszy, tak jak pierwszy występ na scenie. Potem już - Oni cię kochają. idzie łatwiej. - Ale to moje życie, a nie ich! - wykrzyknął ze złością. - Gdy jednak dostrzegła w jego oczach ból tak wielki, jakby Kiedyż wreszcie przestaną mi mówić, jak mam żyć? Zwła­ został ugodzony zatrutą strzałą, zadała sobie pytanie, czy szcza Lucky. - Parsknął pogardliwie. - Dopóki nie poznał Chase kiedykolwiek pogodzi się z tragiczną śmiercią żony. Devon, jego zamek błyskawiczny przy spodniach był chyba - Dolać ci kawy? najczęściej używany w całym wschodnim Teksasie. Nie prze- 26 27 Strona 13 puścił żadnemu stworzeniu w spódnicy, które się poruszało. z miasta wczesnym rankiem, zostawił wszystkie twoje rzeczy A teraz jest tak cholernie prawy, że to aż przyprawia o mdło­ organizatorom rodeo. Przywiozłam je stamtąd. ści. Ale myślę, że jego... ee, zamek błyskawiczny jest teraz Automatycznie, nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, także używany. Za każdym razem, gdy spotykam Devon, otworzył usta, gdy podetknęła mu pełną łyżkę jogurtu. widzę ją uśmiechniętą. - Zadałaś sobie tyle trudu z mojego powodu. Marcie nie zareagowała na dowcipy Chase'a. Chociaż jego - Ach, to żaden kłopot. spojrzenie nadal pozostawało gniewne, przelotny uśmieszek - Dzwoniłaś do mojej rodziny? zatrzymał się w kącikach warg. - Nie. Chciałam cię najpierw zapytać, czy sobie tego ży­ - Świetnie, Sówko, niezła z ciebie zawodniczka. czysz. Przewróciła oczami. - Nie dzwoń do nich. - Och, to tajemnica każdej kobiety. - Jesteś pewien, że tego właśnie chcesz? - Powiedziałem ci komplement. - W stu procentach. - Wobec tego dziękuję. - Chase, ale oni mają prawo wiedzieć. - Dopóki jeszcze jesteśmy w dobrych stosunkach, chcę - Dowiedzą się w swoim czasie. Pewnie będą chcieli wy­ ci zadać jedno pytanie. Dlaczego nie zamierzasz wykorzystać dać publikację na ten temat. w pełni twojego supermózgu i zrobić jedynej mądrej rzeczy, - Mimo wszystko uważam, że powinni być poinformo­ jaka ci pozostała, czyli zostawić mnie tam, gdzie mnie zna­ wani. Przecież mogłeś stracić życie. lazłaś? - A byłaby to znowu taka tragedia? - zapytał z sarka­ - Cóż byłby ze mnie za przyjaciel, gdybym opuściła cię zmem. w potrzebie? Na chwilę przestała grzebać łyżką w kubeczku. - Właśnie dlatego, że zawsze byliśmy przyjaciółmi, proszę - Tak. Byłaby. cię, żebyś odeszła. Jeśli zostaniesz w pobliżu mnie na dłużej, Wydawało się, że będzie się spierał w tej kwestii, ale za­ może się zdarzyć coś naprawdę strasznego. Coś, co trudno miast tego odwrócił głowę i przesunął tacę na łóżku. byłoby mi znieść. - Zrozum, Marcie, doceniam... - Co takiego? - spytała z zaciekawieniem. - A co stało się z Sówką? Przyjrzał się jej badawczo. Włosy koloru marchewkowego, - Będę się czuł odpowiedzialny za to, że staniemy się jakie miała w szkole, zmieniły swoją barwę na kasztanową. wrogami. Wciąż kręciły się naturalnie, ale teraz nauczyła się układać Spoważniała. je w artystyczne sploty. - Nigdy w życiu, Chase. Od lat bezskutecznie próbowała się opalić. Modliła się, Zaczął ją wypytywać od niechcenia. by jej piegi zniknęły nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej - Mówiłaś, że Pete udaje się do domu? różdżki. Po kolejnych próbach wystawiania się na słońce, - Tak. przerywanych tygodniami koszmarnego złuszczania się na­ - W jego samochodzie znajduje się cały mój dobytek. skórka, ostatecznie porzucała je. Zdecydowała, że skoro nie - Zadbałam już o to. - Wzięła z tacy plastikowy kubeczek może mieć lśniącej, złocistej, plażowej opalenizny, przyjmie z jogurtem i oderwała foliową pokrywkę. - Gdy wyjeżdżał odwrotną taktykę i uwydatni na zasadzie kontrastu inne zalety 28 29 Strona 14 swojej cery. Zaprocentowało to dopiero po latach, gdy jej Chase przesunął dłonią po rozwichrzonych włosach. jasna karnacja stała się przedmiotem zazdrości innych kobiet - Nie myśl, że nie doceniam tego wszystkiego, co dla w jej wieku, które wylegiwały się na słońcu, a teraz płaciły mnie zrobiłaś, Marcie. Naprawdę doceniam. za wspaniałą opaleniznę licznymi zmarszczkami. - Tylko po prostu chcesz, żeby zostawić cię w spokoju. Okulary zastąpiła szkłami kontaktowymi. Była zdumiewa­ - Właśnie tak. jąco szczupła, ale obecnie uchodziło to za modną sylwetkę, - Żebyś mógł w samotności pogrążyć się w swojej niedoli. a nie nieszczęsną chudość. Ukryte pod drogim i eleganckim - Znowu masz rację. A teraz, jeżeli nie jesteś przygoto­ ubiorem kształty nie były oczywiście obfite, ale dostatecznie wana, by zostać na swoim miejscu, gdy wstanę z łóżka, nie zauważalne. mając na sobie nic prócz bandaża owiniętego wokół żeber, Marcie Johns przeszła zdecydowaną metamorfozę od czasu, to lepiej wyjdź. gdy była jedynie niezdarnym molem książkowym, na którego - Nie mówisz chyba o opuszczeniu szpitala? wszystkie dzieciaki wołały „Sówka". Podczas gdy cieszące - Mówię. się popularnością dziewczęta z jej klasy wygrywały konkursy - Ale lekarz nie zdążył cię nawet zbadać! wesołości i urody, ona piastowała urząd przewodniczącej Klubu Miłośników Łaciny czy organizatorki klubu dysku­ - Nie jest mi potrzebny do tego, żebym się dowiedział, syjnego. że mam kilka pękniętych żeber. Leżenie w łóżku przez dzień Koleżanki klasowe o obfitszych kształtach były korono­ czy dwa nie wyleczy mnie z tego. Wolę raczej spędzić ten wane na Królowe Wiosny lub Władczynie Mórz, ona nato­ czas gdzie indziej, w jakimś miejscu, gdzie whisky jest bar­ miast otrzymywała nagrody za wybitne osiągnięcia w nauce. dziej dostępna. Rodzice nieraz powtarzali jej, że jest to o wiele bardziej Usiadł na łóżku. Napad ostrego bólu wstrzymał mu oddech, wartościowe niż wygrywanie konkursów popularności, ale a do oczu napłynęły łzy. Dopóki nie minęło największe na­ Marcie nie była o tym przekonana. silenie bólu, jego twarz wykrzywiał straszliwy grymas. Bez wahania zamieniłaby wszystkie swoje świadectwa na - A jak zamierzasz dostać się do tego „innego miejsca"? - diadem ze szklanych paciorków i koronacyjny pocałunek od spytała. - W takim stanie nie dasz rady prowadzić samo­ gospodarza klasy - Chase'a Tylera. Mało kto przypuszczał, chodu. że ich klasowa prymuska może tęsknić za czymś więcej niż - Poradzę sobie. tylko za naukowym uznaniem. Komu mogłoby to przyjść - I prawdopodobnie przypłacisz to życiem. do głowy? Sówka to była Sówka i nikt nigdy nie wpadł na Wolno obrócił głowę i przeszył ją wzrokiem. myśl, by powiedzieć o niej coś innego poza tym, że jest - A może powinienem zapisać się do ciebie na kurs bez­ mądra. piecznego prowadzenia? Chase jednak wpadł na to teraz. Podsumowując jej wygląd Nie mógł zrobić ani powiedzieć niczego, co zraniłoby ją stwierdził: dotkliwiej. Zgięła się prawie wpół pod naporem jego szorst­ - Przezwisko Sówka nie pasuje do damy, jaką się stałaś. kich słów. Krew odpłynęła jej z twarzy i poczuła, że słabnie. - Dziękuję. Zaczął mamrotać coś pod nosem. Cisza stała się nie do - Cała przyjemność po mojej stronie. Mówiłem o tym... wytrzymania. W końcu podniósł głowę. - Zamierzałeś posprzeczać się ze mną. - Przepraszam cię, Marcie. 30 31 Strona 15 Nerwowym gestem splatała i rozplatała dłonie, nie widzą­ - Nie chcę jechać do domu! cym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. Jeszcze nie wiedział, że Marcie potrafiła być nie mniej - Przez cały ten czas zastanawiałam się, czy winisz mnie uparta. Znamienną cechą jej osobowości była nieustępliwość. za wypadek. Niewielu ludzi jej doświadczyło, ponieważ wykazywała ją - Nie. Przysięgam, że nie. tylko w sytuacjach, gdy nie miała wyboru. - Może nie w pełni świadomie, ale gdzieś w głębi... - Wobec tego zatelefonuję do Lucky'ego i poradzę się, - Absolutnie nie. To, co przed chwilą powiedziałem, było co powinnam z tobą zrobić. głupie i bezmyślne. Uprzedzałem, że zrobię sobie z ciebie - Do diabła, nie zrobisz tego! - wrzasnął. Wstał z łóżka wroga. Nie mogę... - Bezradnym gestem rozłożył ręce. - i gdy tylko jego stopy zetknęły się z podłogą, zatoczył się Czasem, gdy o tym pomyślę, ogarnia mnie taka wściekłość, z osłabienia. - Nie mieszaj w to mojej rodziny. Poradzę so­ że staję się dokuczliwy i pastwię się nad każdym, kto znajdzie bie sam. się w moim otoczeniu. Dlatego nie uważam siebie za odpo­ - Och, z pewnością, ale ledwo trzymasz się na nogach. wiednie towarzystwo dla kogokolwiek. I właśnie dlatego chcę Przygryzając zęby, przeniknięty bólem, powiedział z na­ sam decydować o swoim życiu. ciskiem: Cierpienie Chase'a było tak widoczne, że bez trudu prze­ - Proszę po raz ostatni: odejdź i zostaw mnie. baczyła mu tę ostrą napaść. Był jak ranne, zapędzone w kozi Marcie wyprostowała się. róg zwierzę, które nie pozwala nikomu zbliżyć się do siebie, - Nie chciałam poruszać tak delikatnego tematu, Chase, aby dać sobie pomóc. Przez dwa lata, które minęły od śmierci ale nie dajesz mi wyboru. Pozostaje sprawa pieniędzy. Tani, lizał swoje rany. Jeszcze się nie zagoiły. Pozostawio­ Jej słowa rzuciły go w tył. Przez moment wpatrywał się ne same sobie, nigdy się nie zabliźnią. Mogą się jedynie w nią nie widzącym wzrokiem, po czym zmarszczył brwi rozjątrzyć i stać dokuczliwsze. Chase nie potrafił pomóc so­ i warknął: bie sam. - Pieniądze? Jakie pieniądze? - Czy zamierzasz nalegać na opuszczenie szpitala? - Koszt przyjęcia cię do szpitala i leczenia. Sądziłam, że - Tak. - odparł. - Wyjdę stąd, nawet gdybym miał się nie chcesz przebywać tu jako pacjent z miłosierdzia, więc czołgać. zapłaciłam za wszystko. - To zgódź się, żebym odwiozła cię do domu. Do Milton - Co zrobiłaś? Point. - Przejrzałam twój portfel, ale gdy nie znalazłam w nim - Zapomnij o tym. ani twojej karty ubezpieczeniowej, ani większej sumy pie­ - Bądź rozsądny, Chase. Dokąd pójdziesz? Dokąd się teraz niędzy, sama uregulowałam rachunek. udasz, skoro ten klown, z którym się przyjaźniłeś, wyjechał? Przygryzł dolną wargę, po czym odezwał się: - Jest mnóstwo innych ludzi z rodeo, do których mogę - Wpisowe na zawody rodeo wynosiło kilkaset dolarów. przystać. Gdybym nie wniósł tej opłaty, nie mógłbym uczestniczyć, - Oni nie zapewnią ci właściwej opieki. - Przysunęła się dlatego nie mam przy sobie zbyt dużo gotówki. bliżej. Położyła dłoń na jego nagim ramieniu. - Chase, proszę, - Prawda, jaki to szczęśliwy traf dla ciebie, że cię tam zgódź się, żebym zawiozła cię do Milton Point. jednak znalazłam? Zacisnął z uporem szczęki i rzucił: - Dostaniesz z powrotem swoje pieniądze. 32 33 Strona 16 - Oczywiście, dostanę, gdy tylko dotrzemy do Milton Point. w Fort Worth i zawody rodeo zawsze zdawały się zwiastować Będziesz mógł je pobrać z konta albo pożyczyć od brata. taką pogodę. - Marcie - odezwał się gotów do kłótni. Marcie wpatrywała się w nawierzchnię jezdni. Kurczo­ - Nie zostawię cię samemu sobie, Chase. Z dobrze poin­ wo ściskała kierownicę, zachowując minimalną prędkość na formowanych źródeł wiem, że pijesz. Jak możesz wrócić do autostradzie okrążającej Dallas. Niestety, musieli tędy prze­ zdrowia, skoro nie dbasz o nic więcej jak tylko o to, aby jeżdżać. się napić? - Wynajęłam kogoś, kto dostarczy twoją furgonetkę do - Do cholery, zupełnie mnie to nie obchodzi, czy wrócę Milton Point pod koniec tygodnia - odparła, odpowiadając do zdrowia, czy nie! na pytanie Chase'a. - Znajdzie się pod twoim domem w cza­ - Ale mnie obchodzi. sie, gdy będziesz już mógł samodzielnie prowadzić. - Dlaczego? - Ty wynajęłaś kogoś, żeby przetransportował moją fur­ - Ponieważ zamierzam odzyskać pięćset siedemdziesiąt gonetkę? trzy dolary i sześćdziesiąt dwa centy. - Po wypowiedzeniu - Aha! - potwierdziła, koncentrując się na olbrzymiej cię­ tych słów podeszła do drzwi i otworzyła je. - Przyślę pie­ żarówce, która przeleciała obok nich ze świstem i z taką lęgniarkę, żeby pomogła ci się ubrać. prędkością, że Marcie wstrzymała oddech. - Jak zawsze kompetentna, prawda? - A co z moim wozem? - Sposób, w jaki to powiedziałeś, nakazuje mi wierzyć, Marcie uważnie patrzyła na drogę. Padał śnieg na przemian że nie miał to być komplement. z deszczem. - Doceniam twoje kompetencje. Jednak większość męż­ - Już się o niego zatroszczyłam. czyzn czuje się onieśmielona w towarzystwie samowystar­ - Weźmiemy go na hol czy znalazłaś jakieś lepsze roz­ czalnych, zawsze zwyciężających kobiet. - Przekręcił głowę wiązanie? na podgłówku tak, że mógł się jej teraz przyglądać. - Czy Odmówił, gdy zaproponowała, żeby się położył na tylnym to dlatego nie wyszłaś nigdy za mąż? Nie spotkałaś nikogo, siedzeniu. Siedział z przodu, z głową opartą o podgłówek. kto mógłby ci dorównać? Samochód Marcie był przestronny, obity wewnątrz pluszem. Nie czuła potrzeby, by mówić z nim o swoim życiu, zwła­ Używała go do wożenia klientów. Z radia sączyła się kojąca szcza od momentu, gdy w jego na pozór niewinnych pyta­ muzyka, było ciepło. Chase znalazł się w tak komfortowych niach wyczuła nutkę szyderstwa. warunkach, o jakich by nawet nie marzył. Oczy miał za­ - Powinieneś teraz spróbować zasnąć, Chase. Opóźniasz mknięte, chociaż nie spał. działanie środka przeciwbólowego, który ci dali przed wy­ Minęło dopiero pół godziny, a cała podróż, według obli­ jazdem. czeń, miała trwać jeszcze dwie i pół. Skończyły się poranne - Jak to się nazywa? godziny szczytu, ale pogarszająca się z każdą chwilą pogoda - Demerol. sprawiała, że jazda zaczynała być ryzykowna. Intensywność - Nie, nie to mam na myśli. Chodzi mi o kobietę, która opadów zwiększała się. Była to ta nieznośna mieszanina de­ pragnie być mężczyzną. Jakiś rodzaj zazdrości. O, już wiem, szczu ze śniegiem, która często nawiedzała północną część zazdrość o męskość... Teksasu na przełomie stycznia i lutego. Coroczne pokazy Nie zważając na tłok panujący na autostradzie oraz śliską 34 35 Strona 17 nawierzchnię, oderwała wzrok od jezdni i spojrzała na niego. matka i krawcowa krzątały się przy mnie, robiąc ostatnie Zadowolenie malujące się na jego twarzy było nie do znie­ poprawki. Pokój był pełen prezentów. Spojrzałam na swoje sienia. W pierwszej chwili miała ochotę się odciąć. odbicie w lustrze, próbując ustalić związek tej panny młodej Skoncentrowała się jednak na drodze. ze mną. Suknia była wspaniała, rodzice dali z siebie naprawdę - Jeśli tak koniecznie chcesz wiedzieć, to zaręczyłam się wszystko. Ale to nie byłam ja! Spróbowałam sobie wyobrazić, i miałam wyjść za mąż. jak kroczę do ołtarza i przyrzekam dozgonną miłość i przy­ Jego ironiczny uśmieszek zamarł na chwilę. wiązanie temu mężczyźnie. W jednej chwili doznałam olś­ - Naprawdę? Kiedy? nienia. Wiedziałam, że nie wolno mi tego zrobić. Nie mogłam - Kilka lat temu, gdy mieszkałam w Houston. Pracował być tak nieuczciwa. Lubiłam go bardzo, ale nie kochałam. ze mną w jednym biurze, zajmował się sprzedażą posiadłości, Tak więc spokojnie uwolniłam się z satynowej kreacji i poin­ a ja - mieszkań. formowałam matkę oraz zdumioną krawcową, że ślub się nie - I co się stało? Kto zerwał, ty czy on? odbędzie. Możesz sobie chyba wyobrazić, jakie zamieszanie Uchyliła się od bezpośredniej odpowiedzi na to pytanie. wywołało moje oświadczenie. Następne dni przypominały - Spotykaliśmy się przez parę miesięcy, zanim nastąpiły nocny koszmar! Trzeba było odwołać wszystkie zamówienia, zaręczyny. Był bardzo miły i inteligentny, miał duże poczucie kwiaty, żywność. Prezenty należało zwrócić z przeprosinami humoru. tym, którzy je nadesłali. - Ale nie dogadywaliście się w łóżku? - A co on na to? Jak to przyjął? - Wprost przeciwnie. Byliśmy zadziwiająco dopasowani. - Całkiem spokojnie. Z początku spierał się ostro i pró­ Pochylił głowę na bok. bował mi to wyperswadować, tłumacząc sobie mój brak zde­ - Trudno mi sobie wyobrazić ciebie w łóżku. cydowania nerwami i niepokojem, jaki mnie opanował przed - Cóż za niezwykle miłe rzeczy mi mówisz! ślubną ceremonią. Ale gdy przedyskutowaliśmy wszystko - Tak mi przyszło do głowy, bo jak pamiętam, w szkole szczegółowo, uznał moje racje. Myślę, że od dawna wiedział, nie umawiałaś się zbyt często na randki. że go nie kocham. - Nie dlatego, że nie chciałam. Po prostu nikt mi nie - Zrobiłaś to, co należało zrobić, Marcie. proponował spotkań. - Wiem - odparła ze smutkiem - ale wcale nie jestem - Jedyne, co cię wtedy interesowało, to jak najszybsze z tego dumna. dostanie się na uniwersytet. - Ja jednak jestem pełen podziwu dla twojej odwagi. Mu­ - Nie powiedziałabym... siałaś jej mieć dużo, by zerwać tuż przed ślubem. - Ale tak to właśnie wyglądało. Potrząsnęła głową. - Pozory mogą mylić. Chciałam być śliczna, lubiana - Nie, Chase. Gdybym miała odwagę, przyznałabym się i mieć powodzenie, tak jak chyba każda licealistka. sama przed sobą o wiele wcześniej, że nie jest mi przezna­ - Wracając do tego faceta z Houston, dlaczego za niego czone wyjść za mąż, zanim wplątałam w to tego niewinnego nie wyszłaś? człowieka. Uśmiechnęła się ze smutkiem. Zaległa cisza, co bardzo odpowiadało Marcie, gdyż szosa - Po prostu dlatego, że go nie kochałam. Tydzień przed zamieniła się w taflę lodowiska i bardziej przypominała po­ ślubem zjawiłam się na ostateczną przymiarkę sukni. Moja wierzchnię ślizgawki niż asfaltową drogę. 36 37 Strona 18 Po niedługiej chwili Chase jęknął i położył dłoń na że­ chodów zderzy się z naszym. Żyję w ciągłym strachu, że brach. znowu mi się to przydarzy. Zwłaszcza że wiozę pasażera na - Boli jak cholera! tym siedzeniu, na którym zginęła Tania. Do dzisiaj dręczą - To weź następną tabletkę. Doktor powiedział, że możesz mnie nocne koszmary. Gdy słyszę pisk opon, coś zaczyna je brać co dwie godziny. we mnie drżeć. Czuję paniczny strach, że zdarzy mi się prze­ - Eee, to działa jak zwykła aspiryna. Zatrzymaj się i po­ żyć to ponownie. Przez długie tygodnie chodziłam na spe­ zwól mi kupić whisky. cjalną terapię, zanim odważyłam się usiąść znowu za kie­ - Nie ma mowy. Nie zamierzam zatrzymać się ani na rownicą. Gdyby nie to, że chcę cię jak najszybciej odwieźć chwilę aż do czasu, gdy znajdziemy się u ciebie, w Milton do domu, siedziałabym sobie spokojnie w pokoju hotelowym Point. w Fort Worth i czekała na suchy, pogodny dzień. Nie przy- - Jeśli tabletkę popiję whisky, szybciej zadziała. szłoby mi do głowy, żeby narażać życie, podejmując jazdę - Nie targuj się ze mną. A poza tym uważam, że to idio­ w takich warunkach. tyczne mieszać alkohol z lekarstwami. Przerwała i wzdrygając się, zaczerpnęła powietrza. - Na miłość boską, nie truj! Zjedź najbliższym zjazdem. - Masz rację, nie prosiłeś mnie o pomoc. Ale ja czuję, Jest tu sklep. Naprawdę nie zajmie to dłużej niż sekundę... że jestem ci chociaż tyle winna, by dowieźć cię bezpiecznie - Dopóki jesteś ze mną, nie będziesz kupował żadnych do domu, do twojej rodziny, gdzie pod troskliwą opieką bę­ trunków. dziesz mógł wracać do zdrowia. - Ale przecież nie prosiłem cię o to, by być teraz z tobą, Zacisnęła pięść i pogroziła mu. prawda?! - krzyknął. - To ty wetknęłaś nos w moje sprawy. - Mógłbyś przynajmniej zamknąć się i przestać marudzić! A teraz oświadczam, że chcę drinka, i to natychmiast! Zdjęła nogę z pedału gazu, pozwalając samochodowi to­ czyć się w kierunku barierek osłaniających autostradę. Sto­ pniowo przyciskała hamulec, aż pojazd całkowicie się za­ trzymał. Oderwała białe, sztywne palce od pokrytej skórą kierownicy i wolno odwróciła się w stronę Chase'a. Zupełnie nie spodziewał się uderzenia. Jej zimna dłoń nie­ oczekiwanie trafiła w nie ogolony policzek. - Przeklęty! - Cała się trzęsła. W oczach zalśniły łzy. - Niech cię diabli wezmą! Jesteś najbardziej samolubnym i po­ chłoniętym sobą egoistą, jaki się kiedykolwiek narodził. Spójrz na moje ręce. - Trzymała je tuż przed jego twarzą, zwrócone dłońmi do góry. - Są całe mokre, tak mocno je zaciskam. Jestem przerażona. Czy naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, że nie jest mi łatwo prowadzić, a już szczególnie w takich warunkach? - Wykonała gwałtowny gest w stronę okna. - Boję się, że którykolwiek z mijających nas samo- 38 Strona 19 trudne byłoby to spotkanie dla nich obu, skoro żadna z nich nie mogła zmienić przeszłości. 3 - Lucky, weź od niej te siatki - zarządziła Laurie, popy­ chając młodszego syna, któremu kompletnie odebrało mowę. - Do diabła, Marcie, co tutaj robisz? - Lucky odebrał od niej zakupy i postawił je na barze oddzielającym maleńką kuchnię od reszty mieszkania. - ...wydaje mi się, że nie powinniśmy go budzić. Skoro Marcie rzuciła portmonetkę i klucze na krzesło, na któ­ nie obudziły go hałasy, jakich narobiliśmy wdzierając się rym piętrzyła się nie otwarta poczta i leżały pokryte kurzem tutaj, to znaczy, że sen jest mu naprawdę potrzebny. ubrania. Marcie, mając obie ręce zajęte torbami zakupów, przysta­ - Po pierwsze, przyjmij moje zapewnienie, że nie jestem nęła przed drzwiami. Spoza nich docierały do niej głosy. jego aktualną panienką - rzuciła zdejmując płaszcz. - Ale jaki jest inny sposób, żeby dowiedzieć się, jak się Lucky wyglądał na zmieszanego, ale tylko przez moment. tu znalazł, mamo? I skąd będziemy wiedzieć, ile tych tabletek - Przykro mi, że usłyszałaś akurat coś takiego, ale co zażył? To one mogą być przyczyną, że śpi jak zabity. się właściwie stało? Prosiliśmy zarządcę budynku, żeby miał - Lucky, nie panikuj - odezwał się trzeci głos. - Fiolka oko na mieszkanie. Miał nas powiadomić natychmiast, gdyby z pastylkami jest prawie pełna. Nie mógł wziąć ich dużo. Chase się pojawił. Zadzwonił jakieś pół godziny temu i po­ Laurie ma rację. Powinniśmy pozwolić mu się wyspać. informował nas, że widział, jak w mieszkaniu pali się światło, - Ciekawe, co robi ten paskudny bandaż na klatce pier­ chociaż nigdzie w pobliżu nie dostrzegł jego furgonetki. Przy­ gnaliśmy tutaj co sił w nogach i zastaliśmy Chase'a samego, siowej - zastanowiła się Laurie Tyler. - Chase z pewnością śpiącego jak niemowlę. potrzebuje odpoczynku w pościeli. Możemy chyba zaczekać, - I na dodatek obandażowanego - dodała Devon. - Czy aż sam się obudzi, żeby się dowiedzieć, kto go przywiózł jest ranny? do domu. - Jego obrażenia z pewnością są dokuczliwe, ale niegroź­ - Pewnie jego aktualna panienka - zauważył Lucky. ne. Został podeptany przez byka, uczestnicząc w rodeo, w Fort Marcie uznała, że usłyszała wystarczająco dużo. Udało jej Worth. się chwycić i nacisnąć klamkę, chociaż zatoczyła się pod Marcie opowiedziała im szczegółowo o wypadku. Pomi­ ciężarem zakupów. Trzy postacie odwróciły się jak na ko­ nęła jedynie fakt, że spędziła noc w szpitalu w jego pokoju. mendę i wlepiły w nią zdumiony wzrok. W istocie opuściła go tylko na czas, jakiego wymagało do­ - Panna Johns! stanie się do hotelu, wzięcie prysznica, spakowanie się i od­ - Dzień dobry, pani Tyler. biór rzeczy Chase'a. Marcie schlebiał fakt, że Laurie Tyler ją poznała. Chociaż - Gdy wróciłam rano do szpitala, zastałam go otoczonego przez tyle lat chodziła z Chase'em do jednej klasy, nie mieli gromadą pielęgniarek, nalegających, by się ogolił. Oczywiście wspólnego grona znajomych. Po opuszczeniu szpitala Marcie odmówił, nie chciał się poddać porannej toalecie. Upierał zastanawiała się, czyby nie pójść do Laurie i przeprosić za się, by opuścić szpital. śmierć Tani. Ostatecznie zrezygnowała z tego, wiedząc, jak - On jest szalony! 40 41 Strona 20 Devon rzuciła mężowi piorunujące spojrzenie. Chase'a. Miał na sobie szlafrok kąpielowy, spod którego wy­ - Mówisz tak, jakbyś sam był lepszym pacjentem. Już stawały silne, szczupłe nogi. W dekolcie szlafroka widniał widzę cię, jak poddajesz się myciu w łóżku. biały trójkącik bandaża. Włosy wciąż były w nieładzie, jakby Zwracając się ponownie do Marcie, spytała: potargał je silny wiatr, a kilkudniowy zarost stał się wyraźnie - I co, tak po prostu wstał i wyszedł? ciemniejszy. Nie bardziej jednak niż jego groźny wzrok. - Z pewnością by tak zrobił. Na szczęście zdążyłam za­ - Nie było tu również żadnych gości - dodał - gdyż wołać lekarza. Przybył w samą porę. Zbadał go i zarządził, właśnie tego sobie życzę. Skoro więc skończyliście dyskusję że powinien jeszcze kilka dni pozostać w szpitalu. Gdy jednak o mnie i moich wadach, możecie się stąd zabierać i zostawić zorientował się, że równie dobrze może mówić do ściany, mnie samego. wręczył mu wypis. Zaproponowałam wtedy, że przywiozę Laurie, mimo dawno przekroczonej pięćdziesiątki, zerwała go tutaj, i obiecałam lekarzowi, że osobiście dopilnuję, by się żywo na nogi. znalazł się w łóżku. Dostał środki przeciwbólowe, to ta bu­ - A teraz posłuchaj, Chase. Rozmawiając ze mną, nie bę­ telka z pastylkami, która stoi na nocnym stoliczku. Zażył dziesz używał takiego tonu, jak również żadne z moich dzieci. tylko przepisaną dawkę. Bez względu na to, jak jesteś duży! - Podciągnęła w górę Laurie opadła na sofę z ogromną ulgą. rękawy swetra, jakby przygotowywała się do walki na pięści. - Dziękować Bogu, że zastał tam panią, panno Johns, i że - Wyglądasz tak okropnie, że aż się wstydzę przyznać, że zaopiekowała się pani Chase'em. jesteś moim najstarszym synem. I skoro już przy tym jeste­ - Proszę, niech mi pani mówi po prostu Marcie. śmy, przyjmij do wiadomości, że śmierdzisz. To miejsce wy­ - Dziękuję. gląda jak chlew, a nie mieszkanie. Trzeba będzie włożyć dużo - To była jedyna rzecz, jaką mogłam zrobić. pracy, by doprowadzić je do przyzwoitego stanu. Mam już Po tym oświadczeniu zapadła cisza. To, co pozostało nie serdecznie dość twojego użalania się nad sobą, skomlenia wypowiedziane, to sugestia, że uczestnictwo Marcie w tej i marsowej miny, która nie opuszcza twojej twarzy. Jestem sprawie było symboliczną rekompensatą za śmierć Tani, która zmęczona chodzeniem wkoło ciebie na paluszkach jak wokół zmarła jako pasażer w jej samochodzie. śmierdzącego jajka. Gdy byłeś chłopcem, ja decydowałam, Devon pierwsza przerwała milczenie. co jest dla ciebie dobre, a co nie, bez względu na to, czy - Co to jest? - spytała, wskazując na stojące na barze ci się to podobało. Teraz jesteś dorosły i mógłbyś się sam zakupy. o siebie zatroszczyć, ale skoro tego nie robisz, to znaczy, - Jedzenie. W lodówce nie znalazłam nic prócz puszki że nadszedł czas, abym użyła swojego matczynego autorytetu. zepsutych sardynek, a spiżarnia również świeciła pustką. Ku­ Niezależnie od tego, czy masz na to ochotę, czy nie, robię piłam też środki czyszczące. to dla twojego własnego dobra i nie masz wyboru, tylko musisz podporządkować się moim zarządzeniom. Laurie powiodła palcem po blacie stoliczka do kawy, zgar­ niając grubą warstwę kurzu. Prostując się nakazała: - Nie sądzę, by ktokolwiek dotykał tego miejsca od śmier­ - Idź się ogolić i weź kąpiel, a ja ugotuję ci pyszny rosół ci Tani. z makaronem domowej roboty. - To prawda. Nikt nie ścierał tu kurzu. Chase stał przez moment bez ruchu, przygryzając wargi, Jak na zawołanie odwrócili się i ujrzeli stojącego w drzwiach po czym spojrzał na brata. 42 43