Brown Sandra - Olśnienie
Szczegóły |
Tytuł |
Brown Sandra - Olśnienie |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Brown Sandra - Olśnienie PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Brown Sandra - Olśnienie PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Brown Sandra - Olśnienie - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Rozdział pierwszy
Cyn McCall pomyślała, że rodzynki właściwie wyglądają
ohydnie.
— Brandon. proszę cię!
— Ja tak lubię, mamuniu. Mogę je wtedy zjeść na końcu.
Cyn pokręciła glbwą i westchnęła z rezygnacją. Wes-
tchnienie dosłyszała jej matka, wchodząca właśnie do jasnej
od słońca kuchni.
— Co tu sic dzieje? Na co się tak zżymasz, Cynthio?
Ladonia skierowała się prosto do dzbanka z kawą i nalała
jej sobie do kubka.
— Twój wnuczek wyjmuje z płatków rodzynki i układa
je w koło na brzegu talerza.
— Prawdziwa dusza artysty!
Cyn spojrzała najpierw na matkę, a potem na mleko
skapujące na stół z każdej przełożonej rodzynki.
— Wolałabym go przywołać do porządku niż chwalić za
taką twórczość, mamo.
— Wstałaś dziś lewą nogą?... Znowu? - Końcowe za-
pylanie poprzedziło wymowne milczenie. W ten delikatny
sposób Ladonia Patterson komunikowała córce, że jej zbyt
często skwaszony nastrój staje się już nie do zniesienia.
Cyn zignorowała kpinę i zajęła się wycieraniem mleka ze
stołu.
— Jedz grzankę, Brandon.
— Mogę ją zabrać do gabinetu i obejrzeć Ulicę Sezam-
kowąt
— Tak.
1
Strona 3
— Nie. — Co?
Jednocześnie padły dwie przeciwstawne odpowiedzi. — Że nie żyję pełnią życia. Że od śmierci Tima minęły
— Mamo, przecież wiesz, że mu zabroniłam... już dwa lata, a ja nadal żyję, jestem młoda i mam przed
— Cynthio, chciałabym z tobą porozmawiać w cztery sobą wiele do przeżycia. Że mam wspaniałą pracę, w której
oczy. — Ladonia pomogła czterolatkowi wyjść z krzesełka jestem doskonała, ale że praca to nie wszystko. Że powin-
i zawinęła mu grzankę z cynamonem w serwetkę. — Tylko nam się czymś lub kimś zainteresować, wyjść do ludzi, mieć
nie nakrusz. — Prowadząc Brandona w stronę drzwi, po- jakieś towarzystwo rówieśników czy wstąpić do klubu sa-
klepała go po spodenkach od piżamy, po czym odwróciła motnych rodziców. — Rzuciła matce smętne spojrzenie. —
się do córki. Ale Cyn uprzedziła atak. Widzisz? Znam to wszystko na pamięć.
— Mamo, musisz przestać się ciągle wtrącać, kiedy usi- — Więc dlaczego nic z tego nie realizujesz?
łuję wychowywać Brandona. — Bo to są rzeczy, których chcesz ty, a nie ja.
— Nie o tym chciałam mówić. — Szczupła, atrakcyjna, Ladonia oparła złożone ramiona o stół i pochyliła się
odświeżona porannym prysznicem Ladonia wyprostowała się, w stronę córki.
stając naprzeciwko córki po drugiej stronie kuchennego stołu. — A ty czego chcesz?
Cyn nie miała najmniejszej ochoty na kolejny rodzicielski — Nie wiem, ja bym chciała...
wykład, który wisiał w powietrzu tak samo wyraźnie jak Czego? Cyn usiłowała znaleźć wytłumaczenie swego przy-
zapach kawy. Spojrzała pospiesznie na zegarek. gnębienia. Trudno było stwierdzić, czego jej konkretnie
— Muszę już iść, bo spóźnię się do pracy. brakuje. Gdyby wiedziała, postarałaby się już dawno to
— Usiądź. sobie zapewnić. Przez ostatnie kilka miesięcy czuła się tak,
— Nie chcę zaczynać dnia od kłótni. jakby otaczała ją próżnia.
— Usiądź — powtórzyła spokojnie Ladonia. Cyn opadła Brandon nie był już niemowlęciem wymagającym jej nie-
na krzesło. — Chcesz jeszcze kawy? ustannej opieki. Praca wydawała się bezsensowna. Więk-
— Nie, dziękuję. szość obowiązków domowych przejęła Ladonia, która prze-
— Cynthio, dziwnie się zachowujesz — zaczęła Ladonia, prowadziła się do nich po śmierci ojca Cyn. Choć teoretycz-
usadowiwszy się naprzeciw córki z kubkiem kolejnej ka- nie Cyn nadal pozostawała głową domu, w rzeczywistości
wy. — Jesteś spięta, poirytowana i zła, nie masz cierpliwości nie odgrywała już tej roli.
dla Brandona. Gdybym nie wiedziała, że to niemożliwe, Nie było w jej życiu niczego, co dawałoby jej poczucie
pomyślałabym, że jesteś w ciąży. sukcesu i zadowolenia. Jej młodość i żywotność trawiła
Cyn przewróciła oczami. monotonia.
— Nie musisz sobie tym zawracać głowy. — Chciałabym, żeby coś się zdarzyło — powiedziała
— Co się stało z twoim poczuciem humoru? Co się w końcu. — Coś, co wstrząsnęłoby całym moim życiem.
w ogóle z tobą dzieje? — Bądź ostrożna z takimi życzeniami — zauważyła cicho
— Nic. Ladonia.
— W porządku, ja ci powiem, co. — Co masz na myśli?
— Zapewne, zapewne. — Nagła śmierć Tima właśnie tak nim wstrząsnęła.
— Nie bądź taka uszczypliwa. — Ladonia pogroziła jej Cyn raptownie zerwała się z krzesła.
palcem. — Jak możesz mówić takie straszne rzeczy? — Zgarnęła
— Mamo, nie wałkujmy znów dziś tych tematów. Wiem, pospiesznie torebkę, teczkę i klucze i szarpnięciem otworzyła
co mi chcesz powiedzieć. drzwi kuchenne.
6 7
Strona 4
— Tak, rzeczywiście mogło to zabrzmieć bezdusznie. nie dla ciebie akcje. Jeśli pozwolisz, wymyślę coś w tej
Ale jeśli chcesz coś zmienić na lepsze, nie możesz siedzieć sprawie i skontaktuję się z tobą, zanim dziś zamkną giełdę.
i czekać, aż ktos to zrobi za ciebie, Musisz sama coś zmienić. Mam w zanadrzu parę innych sztuczek. N'a pewno któraś
Na to Cyn nie odpowiedziała nic, rzucając tylko: się uda.
— Tak późno wychodzę, ruch na autostradzie będzie Po odłożeniu słuchawki Worth wstał z fotela wyściełane-
obłędny. Powiedz Brandonowi, że zadzwonię do niego go czerwoną skórą, spojrzał na ekran telewizora nastawio-
w przerwie na lunch. nego cały czas na relację z giełdy, po czym wziął do ręki
Z urażoną miną Cyn wyszła do swego szpitala. małą piłkę do koszykówki. Rzucił ją do kosza umocowa-
nego od wewnątrz na drzwiach gabinetu. Nie trafił.
Nic dziwnego, wyszedł z wprawy. Cały tydzień był tak
— Wiem, że tak powiedziałem, George, ale to było wczo- piekielnie zapracowany, że ani razu nie zajrzał do sali trenin-
raj. Któż by przewidział, że ogłoszą to publicznie, zanim... gowej, czego zwykle przestrzegał co dzień z fanatyczną
Worth Lansing pokazał na migi asystentce, żeby mu pilnością. Dziś po południu, przed spotkaniem z Gretą,
nalała jeszcze jedną kawę, Obowiązki pani Hardiman dalece obiecał sobie zaaplikować wyciskający poty trening. Musi
wykraczały poza typową pracę urzędniczki. Była jego sek- mieć znakomitą kondycję na ten weekend.
retarką, asystentką, matką i koleżanką, zależnie od wyma- Informacje wyświetlane w dolnej części ekranu telewizyj-
gań sytuacji. We wszystkich tych rolach sprawdzała się nego były z minuty na minutę coraz bardziej ponure- Usi-
znakomicie. łował właśnie podjąć jakąś decyzję w kwestii obiecanej
— Wiem, że to nie moja sprawa. George, ale nie straciłeś... Gcorge'owi sztuczki, jednocześnie rzucając od niechcenia
Podczas gdy klient rzucał gromy, Worth przytknął słu- strzałką do celu po drugiej stronie pokoju, gdy usłyszał
chawkę do piersi. sygnał telefonu wewnętrznego od pani Hardiman.
— Były jeszcze jakieś telefony? - zapytał panią Hardi- — Czy to Greta? — spytał z nadzieją.
man, zajętą podlewaniem roślin zdobiących biuro Wortha — Nie, pana dzisiejsze spotkanie na lunchu zostało od-
na dwunastym piętrze wieżowca. wołane.
— Tylko od dentysty. — Cholera !Ten babsztyl ma furę pieniędzy — mruknął.
— Czego on może chcieć? Bytem u niego w zeszłym — Umówiłam ją na przyszłą środę. Czy tak będzie
tygodniu. dobrze?
— Uhm. Obejrzał pana prześwietlenie i stwierdził, że są — Jasne, ale liczyłem, że jej wypchany portfel nakręci
jeszcze dwa zęby do zaplombowania. nam w tym tygodniu zdechłą koniunkturę.
— Świetnie, świetnie. — Worlh wziął głęboki oddech. - — Czy zamówić panu coś na lunch w sklepie na dole?
Żadnych innych wiadomości? Greta na pewno nie dzwoniła? — Krwistą pieczeń na bułce razowej. I dużo musztardy
— Na sto procent. — Pani Hardiman odstawiła mosięż- niemieckiej.
ną konewkę do szafki pod barkiem. Worth odbył kilka rozmów telefonicznych, strzelając
— Dobrze. Gdyby zadzwoniła, niech mnie pani koniecz- w tym czasie parę koszy i rzucając jeszcze kilka strzałek
nie połączy - polecił, mrugając do niej znacząco, a ona oraz odbijając piłkę golfową. Pocieszył klientów, którzy
cmoknęła i wyszła z gabinetu. tego dnia stracili, a pogratulował tym, którzy coś zyskali.
Worth podniósł słuchawkę do ucha. Klient nadal po- Rynek akcji zamknięto, nim zdołał wcisnąć akcje George'a
mstował na nieprzewidywalność rynku giełdowego. następnemu frajerowi. Obiecał swemu niezadowolonemu
— Uspokój się, George. Po prostu to nie były odpowied- klientowi, że zajmie się tym z samego rana w poniedziałek.
8 9
Strona 5
Gdy znów zadzwonił telefon, zerwał się gwałtownie. — Zbadałem ją wczoraj.
— Tak, słucham? — Dziękuję ci, że ją przyjąłeś, chociaż ona nie ma czym
— Nie mają już pieczeni wołowej — zakomunikowała zapłacić. Wysłałabym ją do bezpłatnej przychodni, ale boję
pani Hardiman. się, że jej ciąża może okazać się skomplikowana.
— Do diabła z nimi! Zrezygnuję z lunchu. — Ciskając — Według karty miała już dwie aborcje.
z powrotem słuchawkę, zwrócił się do czterech polakiero- — Tak. — Cyn smutno pokiwała głową, uświadamiając
wanych na czarno ścian: — Czy ten dzień się nigdy nie sobie ciężkie położenie niezamężnej siedemnastolatki, którą
skończy? się opiekowała. — Chce urodzić to dziecko i oddać je do
adopcji.
— A ty chcesz zapewnić jej jak najlepszą opiekę. — Po-
— Cześć! Gdzie się ukrywałaś? chylił się, zagradzając drogę wciśniętej w róg windy kobie-
Cyn jeszcze bardziej podupadła na duchu, gdy do windy ty. — Ale, Cyn, przyjmowanie na świat zdrowych dzieci to
wsiadł doktor Josh Masters. Przez ostatnie parę tygodni nie jedyna rzecz, jaką potrafię dobrze robić.
unikała go, jak mogła. Większość kobiet, bez względu na Doktorowi Mastersowi nie brakowało pewności siebie.
swój stan cywilny, uznałaby coś takiego za głupotę. Był — No dobrze, jesteśmy na miejscu. - Gdy tylko drzwi
przystojny, uroczy i zaliczał się do najlepiej prosperujących zaczęły się otwierać, Cyn wyminęła go i wyszła z windy.
ginekologów położników w Dallas. W ostatnim roku kalen- — Zaczekaj chwilę! — Wyskoczył za nią, chwycił za
darzowym przyjął więcej porodów niż którykolwiek lekarz ramię i odciągnął na bok z ruchliwego przejścia na parterze
w mieście. szpitala kobiecego. Cyn zajmowała się tam poradnictwem
Najbardziej zaś atrakcyjną jego zaletą było to, że jest dla kobiet szukających wyjścia w przypadku niepożądanej
wolny i bogaty. ciąży.
— Cześć, Josh — uśmiechnęła się do niego, robiąc na Ze swego dyplomu magistra psychologii zrobiła użytek
wszelki wypadek krok do tyłu. Stanął oczywiście tak blisko, dopiero wtedy, gdy została wdową. Wyszła za mąż tuż po
jakby winda była przepełniona, choć znajdowali się tam skończeniu studiów; wkrótce potem urodził się Brandon.
tylko we dwoje. Po śmierci Tima wszyscy ją namawiali na tę pracę w klinice.
— Specjalnie mnie unikałaś? — spytał wprost. Przyjęła ją, choć bez przekonania, gdyż zawodowo nie
— Byłam okropnie zajęta. czuła się zbytnio na siłach.
— Do tego stopnia, że nie mogłaś odpowiadać na moje Zarówno personel szpitala, jak i pracownicy opieki spo-
telefony? łecznej, którzy przysyłali do niej pacjentki, byli z niej ogrom-
— Tak jak powiedziałam — powtórzyła z lekkim rozdra- nie zadowoleni. Tylko ona sama uważała się za niekom-
żnieniem. — Byłam zajęta. — Nie pozwoliłaby sobie nigdy petentną i nieefektywną w swoich działaniach. Nic więc
na urażenie kogoś o złamanym sercu, ale doktor Masters nie dziwnego, że większość spraw, z jakimi miała do czynienia,
był takim przypadkiem. Cierpiało wyłącznie jego własne ego. wprawiała ją tylko w stan przygnębienia.
Tym razem jednak zdumiewająco szybko dochodziło ono — Nie odpowiedziałaś na moje pytanie — dopominał
do siebie. Nie zrażony Josh zapytał: się Josh.
— Może zjemy razem kolację? — Jakie pytanie?
Ignorując pytanie, zmieniła temat. — Co z dzisiejszą kolacją? — Posłał jej uśmiech, którego
— Słuchaj, Josh, widziałeś tę pacjentkę, którą do ciebie perfekcję zawdzięczał usługom dobrego dentysty.
odesłałam, Darlene Dawson? — Dzisiejszą? Och, nie, Josh, dziś nie mogę. Wyszłam
10 //
Strona 6
— Potrafisz o nim rozmawiać, ale nie możesz sobie po-
rano z domu w takim pośpiechu, nawet nie porozmawiałam
z Brandonem. Obiecałam mu, że wieczorem z nim pobędę. radzić, jeśli dotyczy ciebie osobiście.
— Więc jutro? — Powiedziałam ci już dobranoc.
— Co jest jutro? Piątek? Nie wiem, Josh. Niech pomyślę. — Posłuchaj, Cyn. — Znów sięgnął po jej rękę, ale zro-
Ja... biła unik. — Widzisz? Spinasz się nawet, gdy mężczyzna cię
ledwo dotknie! — wołał za spieszącą do samochodu kobie-
— Co się z tobą stało? — Oparł dłonie na biodrach
tą. — Jeśli twoja oferta nie jest na sprzedaż, to przestań ją
i patrzył na nią ze złością.
reklamować!
— O co ci chodzi?
— Spotkaliśmy się już parę razy. Wszystko szło wspa- Ręce przestały jej się trząść, gdy wyjeżdżała z parkingu,
niale i nagle zaczęłaś mnie zwodzić. lecz wciąż jeszcze była wzburzona. Monstrualne ego tego
Cyn poczuła się urażona. Odrzuciła z twarzy długie do doktora było nie do zniesienia. Jak on śmiał mówić jej
ramion włosy. takie rzeczy tylko dlatego, że nie pozwoliła, by ich kilka
— Nic takiego nie robiłam. wspólnych kolacji skończyło się w łóżku?!
— No to umów się ze mną znowu. Gdy na jednym z najbardziej zawsze zakorkowanych
— Powiedziałam ci, że się zastanowię. skrzyżowań w mieście musiała się dłużej zatrzymać na świat-
— Zastanawiasz się już parę tygodni. łach, oparła czoło na grzbietach spoconych dłoni zaciś-
niętych na kierownicy.
— I wciąż się nie zdecydowałam — odparowała.
Otaczając pieszczotliwie dłonią ramię kobiety, Josh zmie- A może Josh ma rację. Może rzeczywiście zrobiła się
nił taktykę. nerwowa na punkcie seksu. Jej zdrowe hormony nie zostały
pochowane wraz z Timem, ale z drugiej strony, nie miała
— Cyn, posłuchaj, jesteśmy dorosłymi ludźmi, prawda?
ochoty zaspokajać tych potrzeb z pierwszym lepszym face-
Powinniśmy się zachowywać jak dorośli. Wolno nam się
spotykać, znajdować w tym przyjemność... tem. Jak w dobie bezpiecznego seksu sympatyczna, porząd-
— Spać razem? na wdowa z dzieckiem ma czynić zadość swemu popędowi
seksualnemu, gdy obiekt jej pożądania jest już nieosiągalny?
Przymknął oczy z rozmarzeniem.
Trudny problem. Zbyt trudny do rozwiązania w dzisiejsze
— Brzmi to zachęcająco — powiedział uwodzicielskim
popołudnie. Już w czasie śniadania dzień zaczął się okropnie
tonem, który przyprawiał o drżenie wszystkie szpitalne
i wciąż się pogarszał. Cyn czuła, że musi wyrzucić z siebie cały
pielęgniarki i wiele jego pacjentek.
ten ciężar przed kimś, kto potrafi wysłuchać jej obiektywnie.
Cyn cofnęła ramię spod jego dłoni.
Gdy światła wreszcie się zmieniły, ku irytacji innych
— Dobranoc, Josh.
kierowców nagle skręciła na drugi pas i zamiast jechać
— W tym właśnie sęk, prawda? — rzucił pytająco, do-
prosto, pojechała w lewo.
trzymując jej kroku. — Chodzi o seks.
— Jaki seks?
— W twoim przypadku żaden. Boisz się go.
— Nic podobnego. — Do widzenia i udanego długiego weekendu — pożeg-
nała Wortha pani Hardiman, gdy pospiesznie wychodził
— Nie chcesz nawet o tym rozmawiać.
przez sekretariat.
— Rozmawiam o seksie cały dzień.
— Dziękuję, postaram się. Niech pani jutro wyjdzie
Nie odstępując jej, nawet gdy wychodziła z budynku
i kierowała się w stronę parkingu, kontynuował ściszonym wcześniej, nie siedzi tu aż do siedemnastej. Proszę wykorzys
głosem: tać ten piątek.
12 13
Strona 7
— Dobrze, dziękuję bardzo.
Winda, którą Worth zjechał bezszelestnie do parkingu
w podziemiu, była równie nowoczesna jak cały budynek,
gdzie rezydowało jego biuro maklerskie. Wymienił pozdro-
wienia z kilkoma innymi młodymi ludźmi kariery, wycho-
dzącymi już z pracy.
Była wśród nich pewna prawniczka o nogach gazeli i brą- Rozdział drugi
zowych oczach. Już od kilku miesięcy Worth miał na nią
oko. Postanowił zapolować w przyszłym tygodniu. Taką
zwierzynę można jeszcze czegoś nauczyć.
Pewien sukcesu z długonogą prawniczką, zagwizdał, gdy
wychodził z windy, kierując się w stronę swego sportowego
auta. Lecz jego roześmiana twarz zaczęła poważnieć, kiedy
dostrzegł zatkniętą za wycieraczkę kopertę. Worth otoczył Cyn ramieniem i tak poszli w stronę
Jeszcze zanim ją otworzył i przeczytał krótki liścik, miał eleganckiego, doskonale zaprojektowanego wejścia do bu-
przeczucie, że nie będzie zadowolony z jego treści. I nie dynku.
omylił się. Stek przekleństw odbił się echem od betonowych Cyn uśmiechnęła się do portiera, gdy Worth ją wprowa-
ścian garażu. dzał na wewnętrzny dziedziniec z fontanną.
— Wspaniale — mruczał do siebie, zasiadając za kierow- — Już miałam zrezygnować z czekania — odezwała się.
nicą i włączając zapłon samochodu. — Po prostu wspaniale. — Dobrze, że tego nie zrobiłaś. Długo czekałaś?
Gdy dotarł do swego mieszkania w wieżowcu przy Turtle — Z godzinę. Wstąpiłeś gdzieś na drinka?
Creek, słońce chyliło się już ku zachodowi. Tak jak sobie — Nie, po pracy poszedłem poćwiczyć.
obiecywał, wstąpił do sali treningowej i odreagował cały W windzie oparli się o przeciwległe ściany i uśmiechali
stresujący dzień na przyrządach w siłowni, a potem w sali się do siebie. Cyn zmierzyła krytycznym wzrokiem jego
do koszykówki. szorty i obcisły podkoszulek.
Gdy wjechał na kryty podjazd, gdzie pracownik garażu — Aaa, poćwiczyć. Miałam nadzieję, że nie byłeś w tym
w uniformie podszedł do samochodu, by go zaparkować, stroju w biurze firmy Lansing i McCall, bo musiałabym ci
spostrzegł stojącą na krawężniku przed domem i opartą udzielić reprymendy.
o swój samochód atrakcyjną kobietę. — Jeśli przyszłaś zrzędzić, możesz już sobie iść. Nie
Na jego widok uśmiechnęła się i pomachała ręką. Od- masz pojęcia, co miałem dziś za dzień.
powiedział jej tym samym gestem, zabrał z siedzenia samo- — Ja podobnie. Przyszłam pożyczyć od ciebie kieliszek
chodu torbę treningową i wręczył napiwek portierowi, po wina.
czym zbiegł pochyłym trawnikiem ku ulicy, gdzie zapar- — Myślę, że się znajdzie. — Z szerokim uśmiechem prze-
kowała. puścił ją z windy i poszli korytarzem do jego mieszkania na
— Do licha, oto balsam dla zmęczonych oczu! — Przy- dwudziestym piętrze.
ciągnął ją do siebie i z całej siły uściskał. Przy drzwiach Cyn odwróciła się do niego.
Cyn McCall oparła głowę na jego ramieniu i oddała — Na pewno nie ma w środku jakiejś dziewczyny ocze-
uścisk. kującej w kąpieli z piany na słodkie igraszki?
— Ty tak samo. — Czy masz mnie za aż tak zdeprawowanego? — Udając
14 15
Strona 8
obrażonego, otworzył drzwi i popchnął ją lekko do środ- — Ciepłego szampana!
ka. — Wszystkie seksowne, rozebrane dziewczęta, wynosić — Piliśmy za twoje zdrowie i za twój nowy dom.
się! — krzyknął w stronę pustych pokoi. — Przyprowadzi- — Nazwałaś go pałacem rozkoszy, a nie domem — przy-
łem swoje sumienie! pomniał, wznosząc ku Cyn trzymaną butelkę piwa. — A po
— Brońcie mnie przed tym, niebiosa! Bycie twoim su- szampanie zmyliście się z Timem, zostawiając mnie w miesz-
mieniem to nie kończąca się i niewdzięczna praca. — Poło- kaniu pełnym skrzyń i trocin.
żyła torebkę na stoliku przy wejściu. — Prawie tak nie- Uśmiechając się do miłych wspomnień, Cyn spoczęła na
wdzięczna jak moja. wyściełanym leżaku. Postawiła kieliszek na stoliczku i wy-
— Co ja słyszę? — Przytknął zwiniętą dłoń do ucha. — ciągnęła ręce nad głową. Jeszcze zanim Worth dołączył do
Nuta rozczarowania pracą zawodową? niej na tarasie, zrzuciła żakiet kostiumu, wyciągnęła bluzkę
— Rozczarowanie, żal nad sobą i rozpacz. ze spódnicy i zdjęła buty.
Jedna z jasnych brwi uniosła się do góry. Już od wielu dni nie czuła się tak zrelaksowana. Z łagod-
— To chyba będą potrzebne dwa kieliszki. nym uśmiechem na twarzy rzekła:
— Ale małe. Muszę jeszcze dojechać do domu. — Miałeś nie pamiętać, że cię wtedy zostawiliśmy.
— Naleję wina i przyjdę do ciebie na taras. — Chyba żartujesz? Pamiętam nawet twoją wymówkę.
Po kilku minutach przyłączył się do niej. Stała oparta — Jaką?
o barierę, wpatrzona w panoramę miasta rozciągającą się — Karmiłaś jeszcze Brandona piersią i musiałaś wracać
na siedem mil, choć pozornie tak bliską, że niemal do- do domu.
tykalną. — To poważne usprawiedliwienie.
Po prawej stronie Cyn zachodzące słońce przeglądało się — Wygodne — zażartował — i nie do podważenia. Mó-
w szklanych drapaczach chmur, tak typowych dla Dallas, wiłaś, że ci pokarm cieknie. Byłem przerażony. Bałem się,
miasta będącego hołdem dla architektury końca dwudzies- że to może mieć okropne następstwa.
tego wieku. Chłód wieczoru zwiastował początek jesieni. — Na przykład, jakie?
Krystalicznie czyste niebo od wschodu rozżarzyło się fiole- — Skąd mam wiedzieć? Jestem durnym kawalerem. Ko-
tem, przechodzącym ku zachodowi w rozpłomieniony cy- biece sutki kojarzą mi się na ogół z czymś zupełnie innym.
nober. Zachichotała i upiła łyk wina.
Ten porywający widok był jednym z powodów, dla któ- — Jak tam maklerski biznes?
rych Cyn kilka lat wcześniej zachęcała Wortha do kupna — Podle. Przez ostatnie trzy tygodnie rynek podupadł.
tego mieszkania. Tim przekonywał go, że zakup ten nie Obawiam się, że odbije się to na twoim raporcie.
będzie żadnym ryzykiem. Do niej przemawiały bardziej — Mam do ciebie zaufanie.
względy estetyczne. Po Timie odziedziczyła pewien procent w zyskach firmy.
Podał jej kieliszek zinfandela. Biorąc go, powiedziała: Otrzymywała comiesięczne sprawozdania, a dywidendy lo-
— Kiedy wychodzę na ten taras, zawsze myślę o Timie. kowała na koncie oszczędnościowym dla Brandona.
— Dlaczego? — Worth usiadł na krześle ogrodowym, — Dziś miałem zjeść lunch z pewną damą, do której
zdjął buty i skarpetki. Podczas treningu zrobił mu się u pod- portfela się zalecam — oznajmił.
stawy palucha bąbel, któremu się teraz przyjrzał. — Z damą, uhu?
— Chyba dlatego, że w tym miejscu wznosił toast w dniu — Starszą damą, Cyn.
twojej przeprowadzki, pamiętasz? Otworzyliśmy butelkę — Około trzydziestu pięciu? — zapytała słodko.
szampana... — Nie, około osiemdziesięciu pięciu. Byliśmy umówieni
16
17
Strona 9
w herbaciarni przy Highland Park. Wiesz, takiej, gdzie — Czy mój chrześniak sprawia jakieś kłopoty?
wszyscy bywalcy mają niebieskawe włosy i białe rękawiczki. — Prócz dziwnych nawyków przy stole jest...
— Mężczyźni też? — Dziwnych nawyków przy stole?
— W każdym razie — ciągnął Worth. zdegustowany jej — Układa rodzynki... — Przeczesała palcami włosy, które
uwagami — zadzwoniła i przełożyła spotkanie. w świetle zachodzącego słońca mieniły się barwą karmelowego
— Przykro mi. brązu. — Nie, nie o to chodzi. Z Brandonem nie ma żadnego
— Dość o moich kłopotach, jak tam twoje? — Oparł problemu. Jest jedyną osobą, która daje mi trochę radości.
łokcie na kolanach i pochylił się do przodu. — Co się stało? — Jakiś problem z Ladonią? Nie wyobrażam sobie tego.
— Wino mi się skończyło. Z tą kobietą bym się ożenił natychmiast, gdyby mnie ze-
Burknął coś pod nosem z niezadowoleniem, podniósł jej chciała.
kieliszek i wszedł do salonu. Automatycznie zapaliło się — Worsie Lansingu, jesteś nieprawdopodobnym łga-
światło włączane fotokomórką. Przez oszkloną ścianę Cyn rzem. Przecież żadna kobieta o współczynniku inteligencji
widziała, jak nalewa jej kolejny kieliszek wina. Nie był to wyższym niż jej obwód biustu w calach absolutnie nie jest
jakiś podły trunek, lecz drogie, wysokogatunkowe wino. w stanie wzbudzić twojego zainteresowania.
Worth cenił jakość. Był do tego przyzwyczajony jako — To już twój drugi przypuszczony dzisiaj na mnie atak.
jedyne dziecko bogatych rodziców. Po ich śmierci odziedzi- Przestań, bo się zdenerwuję.
czył pokaźną fortunkę. Dla niego firma Lansing i McCall — Odparuj mi. Dam sobie radę.
okazała się wyzwaniem do osiągnięcia sukcesu, a nie środ- — Dobra, pamiętaj, że sama o to prosiłaś — ostrzegł. —
kiem do zapewnienia sobie bytu. Jeżeli masz jakiś kłopot z matką, jestem pewien, że to
Jego mieszkanie było nowoczesne, znakomicie urządzone twoja wina. Ta kobieta ma świętą cierpliwość.
i nieskazitelnie czyste. Worth zerwał kiedyś z pewną kobietą — Rzeczywiście, nasze utarczki to głównie moja wina —
tylko dlatego, że zostawiała w popielniczkach celofanowe powiedziała zmęczonym głosem. — To był mój pomysł,
opakowania po swych ulubionych miętówkach. Cyn bardzo żeby przeniosła się do mnie i Brandona po śmierci taty,
to rozbawiło. Worth przecież nawet nie palił ani nie pozwa- i nie żałuję, że tak się stało. Brandon nie musi dzięki temu
lał nikomu tego robić, toteż popielniczki były zawsze puste. chodzić do przedszkola. Jako dwie wdowy możemy wspól-
Wortha cechowała przesadna drobiazgowość, jeśli chodzi nie radzić sobie z samotnością. Mam nadzieję, że przez te
o mieszkanie, ubrania, a zwłaszcza kobiety, z którymi się półtora roku, odkąd tata nie żyje, podtrzymałam ją nieco
spotykał. W każdej z nich znajdował jakiś defekt. Za wy- na duchu, tak jak ona mnie po stracie Tima.
soka. Za niska. Za chuda. Za gruba. Za hałaśliwa. Za — Z całą pewnością.
cicha. Zbyt ambitna. Zbyt leniwa. Za ładna. Za brzydka. — Ale ona mnie zamęcza, Worth.
Za słodka. Za ostra. Tim dokuczał mu uwagami na temat — Zamęcza?
zbyt częstego zrywania znajomości, ale robił to z trosk- — Żebym wyszła z domu i zajęła się czymś poza pracą.
liwością typową dla żonatego przyjaciela. — Powinnaś to zrobić.
— Proszę, oto twoje wino - rzekł, podając je Cyn po — Nie zaczynaj i ty.
powrocie na taras. - A ja mam drugie piwo. Więc o co Postawił swoje piwo na stoliku i wziął ją za rękę. Pod-
chodzi? Dlaczego ta smutna twarzyczka? ciągnął ją do pozycji siedzącej, a sam usiadł za nią okrakiem
— Nie wiem, Worth. na leżance, otaczając ją z obu stron długimi nogami.
— No, śmiało. — Posiedź tak — zebrał ręką jej włosy i odgarnął
— Naprawdę. Nie wiem. z szyi. — Jeśli ktoś kiedyś potrzebował masażu karku, to ty.
18 19
Strona 10
— Mmm, dzięki — zamruczała, gdy jego silne palce za- — Nie możesz obwiniać siebie za to, co ona robi. Dałaś
częły ugniatać napięte mięśnie. jej dobrą radę, a czy ją przyjęła, czy nie, to jej wybór.
— Posłuchaj, Cyn... — Teoretycznie wszystko rozumiem, ale tak mnie to
— Ooch! Zawsze, gdy zaczynasz od: „Posłuchaj, Cyn", zniechęca. Inna, piętnastolatka, zdecydowała się ostatnio
mówisz coś, czego nie chcę słyszeć. na adopcję, ale boi się chodzić do szkoły w ciąży, bo jest
— Mówię ci to tylko dlatego, że Tim by sobie tego życzył. tam liderką drużyny. Woli zostać wyrzucona ze szkoły niż
— Wiedziałam, że ten masaż to jakaś pułapka. stracić swoją pozycję. Jeszcze inna płakała dziś prawie całą
— Cicho bądź i słuchaj swego najlepszego przyjaciela. godzinę, bo obawia się, że ojciec wyrzuci ją z domu, gdy
Jasne, że przyszłaś tu dziś po radę, i otrzymasz ją — zanim się dowie o jej ciąży, a ona chce urodzić to dziecko. To
rozpoczął, wziął głęboki wdech. — Ladonia ma rację. Po- tylko kilka przykładów, które mi przyszły do głowy. Mog-
winnaś się czymś zainteresować. Wiem, jak bardzo kochałaś łabym opowiadać całą noc. A co ja dla nich robię? Siedzę
Tima. Ja też go kochałem. Był najlepszym przyjacielem bezpiecznie za biurkiem, rozdaję chusteczki higieniczne i fra-
i wspólnikiem, o jakim marzy każdy facet. Nikt go nigdy zesy, powtarzam, że rozumiem ich problemy, chociaż tak
nie zastąpi. naprawdę nie potrafię ich rozumieć, bo sama miałam szczęś-
Przez chwilę ugniatał jej barki, rozmasowując zbite cie takich problemów uniknąć. Czuję własny fałsz.
mięśnie. — Niepotrzebnie tak myślisz.
— Nikt się nie spodziewał — ciągnął dalej — że pewnego Spojrzała na niego przez ramię.
dnia zginie w wypadku, wracając samochodem z pracy. — Czy to wszystko ma sens?
Bardzo to przeżyłaś i wszyscy to rozumieją. Ale Cyn, moja — Ma idealny sens. Gdybyś nie brała sobie do serca ich
miła — zniżył głos do szeptu i wysunąwszy brodę, mówił kłopotów, byłabyś jak tania wróżka. Za grosik parę słów
jej prosto do ucha — to było dwa lata temu. Nie skończyłaś pociechy i idź, pani, dalej swoją drogą.
jeszcze nawet trzydziestu lat. Musisz dalej normalnie żyć. — Naprawdę?
— Wiem o tym, Worth. Zawsze gdy pomyślę o tym, — Naprawdę. — Musnął wargami jej kark i masował
co było i nigdy nie wróci, będę czuła to ukłucie w sercu, dalej, schodząc w dół kręgosłupa. — Próbujesz sobie tłu-
ale już się pogodziłam z tym, co się stało Timowi. Na- maczyć ten stan niepokoju sprawami zawodowymi, ale ja
tomiast moje własne życie budzi we mnie niepewność i roz- bym śmiał twierdzić, że nie jest to sedno twojego problemu.
czarowanie. — Wracamy do mojego życia towarzyskiego?
— Sądziłem, że lubisz swój zawód. Zresztą Tim zostawił — Tak jest.
cię w dobrej sytuacji finansowej i nie musisz wcale praco — Chyba już pójdę do domu.
wać. Ale czy nie mówiłaś kiedyś, że praca w opiece społecz — Nie ma mowy. — Chwycił ją za ramiona i przyciągnął
nej to okazywanie ludziom miłości? do siebie. — Jak twoje sprawy sercowe?
— To wszystko na darmo. — Gorąco, aż kipi.
— Co ty opowiadasz? Kobiety przychodzą do ciebie ze — Cieszę się, że to słyszę.
swoimi problemami, a ty im pomagasz. Roześmiała się, opierając głowę o jego tors. Był szeroki,
— Czy aby na pewno? Wczoraj była u mnie jedna, po owłosiony i tylko częściowo zasłonięty podkoszulkiem.
raz trzeci w ciąży. Zaledwie siedemnastolatka! — Cyn pod- — Możesz nie wierzyć, ale mam wielbiciela.
niosła głos. - Nie posłuchała moich rad, których poprzed- — Wierzę. Kto jest tym szczęśliwcem?
nio jej udzieliłam. Ma za darmo środki antykoncepcyjne, — Poznałam go w szpitalu. Jest ginekologiem.
ale z nich nie korzysta. Jakbym mówiła do ściany. — Żartujesz? Tym właśnie chciałbym zostać, jak dorosnę.
20 21
Strona 11
Pchnęła go łokciem w brzuch. — Pamiętasz — powiedział — gdy zaczęła się panika
— Zboczeniec. z AIDS, ostrzegałaś mnie przed przelotnymi znajomościami.
Udając jęk bólu, poprosił: Mówiłaś, że powinienem sobie znaleźć jakąś fajną dziew-
— Opowiedz mi o nim. czynę i skończyć z tą partyzantką. Argumentowałem, że
— Jest przystojny, czarujący i bogaty. Prawdziwy po- nie ma już żadnych fajnych dziewczyn, na co ty odpowia-
gromca serc. dałaś, że byłaś taką, gdy wychodziłaś za Tima. Jestem
— Hmm. Jestem pod wrażeniem. Od dawna się z nim pewien, że od czasu Tima nie miałaś nikogo, więc myś-
spotykasz? lałem... — wymownie wzruszył ramionami.
— Dopiero kilka razy. Zresztą ostatnio już nie. Opuściła wzrok na stopy w samych pończochach.
— A to dlaczego? — Josh twierdzi, że jestem zablokowana na seks.
— Bo jest przystojny, czarujący i bogaty. — Josh?
— Teraz już nic nie rozumiem. — Ten lekarz. Powiedział, że chociaż potrafię rozmawiać
Wyjaśniła pytaniem: o tym z dziewczętami przychodzącymi po poradę, w spra-
— Czego może chcieć ode mnie przystojny, czarujący wach mojego własnego seksu nie radzę sobie.
i bogaty ginekolog? — Przydałoby mu się trochę wychowania. Niezbyt tak-
— Który ma setki kobiet gotowych przed nim rozkładać towny bydlak, co?
nogi. — Nie mówił tak dosłownie.
— Jesteś nieznośny! — Zsunęła się z leżanki i odwróciła — No, a może on ma rację?
przodem do niego. W jej zielonych oczach pojawiła się odrobina buntu.
— Powiedziałem tylko na głos to, co ty pomyślałaś. — — Jestem normalną kobietą.
Starał się usilnie zachować niewinną minę, choć w kąci- — Gratulacje. Powiedz doktorkowi, że się myli. A jeszcze
kach ust czaił się figlarny uśmieszek. — Wierz mi. — Sło- lepiej, udowodnij mu to.
wom tym towarzyszyło łajdackie spojrzenie lśniących nie- — Nie mogę, Worth — odrzekła, z nieco mniejszą pew-
bieskich oczu. nością siebie. — Jest więc chyba element prawdy w tym, co
— Masz rację — przyznała kwaśno — dokładnie to po- powiedział. Czułabym się skrępowana na randce, wiedząc,
myślałam. Spotyka się ze mną tylko dlatego, że jestem jak się zakończy. Pewnie mam strasznie przestarzałe po-
jedną z niewielu, które mu jeszcze nie uległy. glądy na temat seksu, ale zbyt wysoko się cenię, żeby zostać
— Więc, jeśli ci się podoba, ulegnij mu. — Ułożył się kolejną kobietą zaliczoną w łóżku przez jakiegoś egoma-
wygodnie, tak jak wcześniej Cyn, opierając plecy na leżance niaka.
i rozciągając nad głową muskularne ręce. — No to może zacznij sama zaliczać?
— To znaczy? — Worth, czy ty mnie nie słuchałeś? Mój stan nie jest
— Po prostu idź na całość. skutkiem braku seksu. Moja depresja nie zniknie w momen-
— Nie mogę, Worth. — Mówiła cicho i poważnie, pa- cie, gdy pójdę z kimś do łóżka. Chodzi o coś więcej. O...
trząc znów na zarys miasta rozświetlony promieniami za- — O co?
chodzącego słońca. — To takie wyrachowane i zimne prze — Nie wiem — mówiła z rozpaczą w glosie. — Może to
spać się z całkiem obcym facetem tylko dla seksu. Jedynym ta rutyna. Po śmierci Tima doradzano mi, żebym coś zmie-
moim mężczyzną w życiu był Tim. niła w swoim codziennym życiu. Może za bardzo się do
— Wiem. tego przyzwyczaiłam. Potrzebuję jakiejś odmiany, rozrywki,
Odwróciła się i spojrzała na niego pytająco. spontaniczności w życiu. Powiedziałam dziś rano mamie,
2
22 3
Strona 12
że chciałabym, aby stało się coś nadzwyczajnego, co by... —
przerwała, gdy Worth zerwał się z leżanki. — Worth? Do-
kąd idziesz?
— Właśnie coś mnie oświeciło! — zawołał przez ramię,
wchodząc do domu.
Zaciekawiona, weszła za nim do środka. Bose stopy za-
padały się miękko w biały dywan z owczego futra, rzucony Rozdział trzeci
na podłogę z twardego drewna.
Worth rozpiął suwak torby treningowej i wyjął z niej
marynarkę od garnituru, którą zwinął i schował tam, wy-
chodząc z klubu. Przeszukał kieszenie, aż znalazł to, czego
szukał.
Wrócił do Cyn, przekładając w dłoniach zmiętą kopertę.
— W tej oto kopercie jest lekarstwo, które wyleczy wszyst- — Le-lecimy? — wyjąkała. — To znaczy ja? My? Razem?
kie twoje dolegliwości, moja mała. — Ty. My razem. Ty i ja lecimy na weekendową es-
Wręczył jej kopertę. Mierząc go wzrokiem, w którym kapadę, której oboje rozpaczliwie potrzebujemy.
malowało się wyraźne podejrzenie, że postradał zmysły, — Czyś ty postradał zmysły?
sięgnęła po kopertę i wyjęła z niej różową kartkę. — Prawie. Dlatego tak mi potrzebny ten wyjazd.
,,Drogi Worsie! — przeczytała na głos. — Przepraszam, — No a co z Gretchen?
ale nie mogę jechać. Wynikły niespodziewane problemy. — Z Gretą. Tak jak napisała, coś jej wypadło w ostatniej
Wyjaśnię wszystko w przyszłym tygodniu. Całuję, Greta. chwili i nie może jechać. Dowiedziałem się o tym, dopiero
PS Ostatni weekend był bajkowy. Na samo wspomnienie gdy wyszedłem z biura. Na samą myśl, że mam kompletnie
drżę z rozkoszy..." zmarnowany weekend, wpadłem w furię. A potem przyszłaś
Wyrwał jej kartkę z ręki i zmiął w kulkę. ty i ocaliłaś mi go. — Przy tych ostatnich słowach twarz
— Tego nie czytaj. Wortha rozpromieniła się uśmiechem.
— To było najciekawsze. Wziął ją za rękę i pociągnął przez pokój w stronę te-
— Czy mogłabyś zobaczyć resztę? — zapytał surowym lefonu.
tonem. — Dzwoń do Ladonii i powiedz jej, żeby ci spakowała
Na kopercie był znak firmowy biura podróży. Wewnątrz walizkę. — Skontrolował godzinę. — Wstąpimy do ciebie
znajdowały się dwa powrotne bilety do Acapulco w Mek- po drodze na lotnisko. Mamy już karty pokładowe, więc
syku. Spojrzała na niego, nic nie rozumiejąc. nie będziemy musieli stać w kolejce. Możemy iść od razu
— I co to ma znaczyć? do samolotu. Myślę, że spokojnie zdążymy, jeśli zaraz wy-
— O rany! Ale jesteś niedomyślna. Zobacz datę. jdziemy. — Przerwał, by złapać oddech. — No, dzwoń.
— Dzisiejsza. Dopiero teraz zauważył, że Cyn trzyma słuchawkę tele-
— Zgadza się. Odlot o dziesiątej wieczór. — Ścisnął ją fonu, którą jej na siłę wręczył, ale zamiast wybierać numer,
za oba ramiona i oznajmił z promiennym uśmiechem: — patrzy na niego ze zdumieniem.
I lecimy tam razem. — Worth, czyś ty oszalał? Nie mogę jechać w ten week-
end do Acapulco.
— A to dlaczego?
25
Strona 13
— Powodów jest milion. przed odlotem i nie z biletem innej kobiety. Poza tym,
— Wymień choć jeden. Cyn, może ci trudno w to uwierzyć, ale ja jestem zado-
— Praca. wolony, że to ty ze mną pojedziesz, bo z tobą nie muszę
— Mogą się bez ciebie obejść jeden dzień. Ladonia jutro grać żadnej roli.
zadzwoni, że się bardzo źle czujesz, a w poniedziałek bę- — Roli?
dziesz z powrotem. — Czarującego uwodziciela.
— A co jej powiem? — Bardziej chyba Don Juana.
— Komu? Ladonii? — Wzruszył ramionami z wyraź- — Możliwe. A w twoim towarzystwie mogę być sobą.
nym zaskoczeniem. — Powiesz jej, że jedziesz ze mną do Żadnych gierek, żadnego udawania, całkowity luz. — Dla
Acapulco. podkreślenia swych argumentów ponownie ścisnął ją za
— Nie mogę tego zrobić! ramiona. — Tego mi właśnie potrzeba w ten weekend - cał-
— Dlaczego? kowitego, pełnego relaksu.
Najwyraźniej rozzłoszczona jego niedomyślnością, cisnęła — No to po co ci dodatkowe obciążenie? Wykorzystaj
słuchawkę z powrotem na miejsce. jeden bilet dla siebie, a drugi wyrzuć.
— To przecież moja matka! Pomyśli... — Kiedy na plaży jest głupio samemu — jęknął. — Do
— Co? kogo rzucę ringo? Kto mi posmaruje plecy olejkiem?
Cyn przygryzła od środka policzek. — Na pewno się ktoś znajdzie, żeby ci pomóc — odparła
— Może ty jesteś przyzwyczajony do latania ni stąd, ni żartobliwie.
zowąd w egzotyczne miejsca na miniurlop, ale ja nie. Ani — Ale ja nie chcę wydatkować tyle energii. — Znów
moja matka nie nawykła, żebym robiła coś tak nieodpo- podniósł słuchawkę i tym razem sam wybrał jej domowy
wiedzialnego. numer. — Szybko, zrób raz coś spontanicznie, nie jak do-
— Posłuchaj, Cyn, to będzie przysługa dla mnie. stojna wdowa. — Trzymając słuchawkę przy uchu, zaczął
— Przysługa? — powtórzyła z niedowierzaniem. przeciągle: — Ladonio, królowo mego serca, jak się masz,
— Bilety były w prezencie od Grety. Kupiła je od biura kochanie? ...Taak, ja też za tobą tęsknię, ale byłem ostatnio
podróży w ramach specjalnej promocji. Nie można ich zawalony pracą. Jak tam twoje chryzantemy? Ostatnio mó-
zwrócić. Są ważne tylko na dziś wieczór, a powrót w nie- wiłaś, że nie kwitną. ...O, to dobrze. Wpadnę niedługo, to
dzielę wieczorem. Albo je wykorzystam, albo przepadną, je obejrzę. Zaczekaj chwilę, serdeńko. Jest tu Cyn i chce
a byłaby to wielka szkoda. Chcesz mieć to na sumieniu? z tobą rozmawiać.
Wymierzyła w niego palcem. Cyn gwałtownie kręciła głową i pokazywała ustami „nie",
— Worsie Lansingu! Kiedy tak się szarmancko uśmie- ale zignorował to i podał jej słuchawkę, zasłaniając dłonią
chasz, to więcej niż pewne, że coś knujesz. mikrofon.
— Jeśli mi nie wierzysz, zobacz sama. — Worth, to szaleństwo.
Z powrotem wręczył jej bilety. Znalazła wzrokiem miej- — Dlatego właśnie powinnaś to zrobić. Coś spontanicz-
sce, w którym opisano warunki odbycia podróży. Worth nego, dobrze mówię?
mówił prawdę. Obrzuciła jego zadowoloną twarz piorunującym wzro-
— Z pewnością masz całą listę ślicznotek, które byłyby kiem i wyrwała mu słuchawkę.
zachwycone, gdybyś im zaproponował weekend w Aca- — Cześć, mamo! Odebrałaś wiadomość, którą nagrałam
pulco. na sekretarce? ...Dobrze, nie chciałam, żebyś na mnie cze-
— Jasne — rzekł otwarcie — ale nie na dwie godziny kała z obiadem. ...Nie, nic się nie stało. Wpadłam tylko do
26 2
7
Strona 14
Wortha pogadać, a on wyskoczył z tym zwariowanym po- — A przecież moja płeć nie ma żadnego znaczenia.
mysłem, żebym z nim jechała na weekend do Acapulco. Obrzuciła go możliwie jak najbardziej obiektywnym spo-
Spodziewając się gwałtownej reakcji matki, przygryzła jrzeniem i mruknęła:
dolną wargę i wstrzymała oddech. Lecz gdy usłyszała jej — Niezupełnie.
odpowiedź, wybałuszyła oczy na Wortha. Był wprawdzie jej najlepszym przyjacielem, ale zarazem
— Tak uważasz, mamo? Ja raczej nie. Moim zdaniem to wyjątkowo pociągającym mężczyzną. Przystojnym i zadba-
śmieszny pomysł. nym. Nikt nie uwierzy w niewinność takiej wycieczki z Wor-
— Ona jest mądrzejsza od ciebie — rzucił Worth, po- them jakiejkolwiek wdowy w wieku poniżej siedemdziesięciu
chylając się do przodu i pukając palcem w skroń. pięciu lat.
— Ale co z pracą? ...No tak, chyba mogłabyś zadzwonić, — Musimy się pospieszyć. Już po ósmej.
że się bardzo źle czuję. Rozmawiając z nią, Worth jednocześnie zabezpieczał
Cyn wysuwała jeden po drugim argumenty przeciw, a mat- mieszkanie. Gdy wychodzili, włączył jeszcze tylko system
ka je zbijała jak gliniane kurki na strzelnicy. Worth pokazał na alarmowy.
migi, że idzie do sypialni spakować swoje rzeczy. Zanim Kiedy znaleźli się za drzwiami, Cyn chwyciła go za rękę.
odwiesiła słuchawkę, był już gotowy, w wygodnym ubraniu na — Już za późno. Jedź beze mnie. Nie mam czasu się
podróż do tropikalnego klimatu i ze spakowaną małą torbą. spakować.
— I co, uważa, że to wspaniały pomysł, prawda? — Ja biorę tylko to — rzekł, unosząc do góry torbę
Cyn spojrzała na niego z rozpaczą w oczach. podręczną. — Cała przyjemność będzie w kupowaniu tam
— Worth, ja sama nie wiem. To po prostu nie wypada. na miejscu. Nie chcę słyszeć więcej sprzeciwów. Vamonos.
Co pomyślą ludzie?
Klepnął ją żartobliwie po pupie i lekko popchnął w stronę
— Jacy ludzie?
— Każdy, kto się dowie. wyjścia z budynku.
Posłał jej uśmiech wygłodniałego lubieżnika.
— Chodzi ci o to, że ty jesteś smakowitą wdówką, a ja Zatrzymali się na chwilę przy domu Cyn, żeby zabrać
mam już wyrobioną złą sławę w usidlaniu kobiet? spakowaną dla niej przez Ladonię walizkę z podstawowym
— Właśnie tak. O tę złą sławę chodzi. Nie powinnam ekwipunkiem, i popędzili na lotnisko. Cyn ledwo zdążyła
wyjeżdżać poza miasto z kawalerem do wzięcia. się przebrać z noszonego do pracy kostiumu w jedwabne
— Dla ciebie nie jestem żadnym kawalerem do wzięcia. szorty i pasującą do nich bluzkę.
Jestem po prostu Worthem. Odwiozła ich Ladonia, żeby nie mieli kłopotu z parko-
— Ale nikt o tym nie wie. waniem samochodu i dojechaniem potem autobusem do
— A kogo to obchodzi? terminalu. Gdy czekali na zapowiedź lotu, obiecała też
— Mnie. przyjechać po nich w niedzielę wieczorem.
Westchnął głęboko, ze zniecierpliwieniem. — Brandonie, czy z tobą wszystko w porządku? — Cyn,
— Ale kto się o tym dowie? Jeśli ktoś cię zapyta, możesz pochylając się, dotknęła dłonią czoła synka. — Ma roz-
powiedzieć, że byłaś w Acapulco z najlepszym przyjacielem palone policzki. To chyba gorączka.
rodziny, co jest zresztą najprawdziwszą prawdą. Nie trak- — Nie ma żadnej gorączki — orzekł Worth. - Jest tylko
tujemy się przecież jak potencjalna para. Nie miałabyś podekscytowany, bo dostał nowy komplet pistoletów. Tak,
chyba takich skrupułów, gdybym był kobietą? przyjacielu? - Ujął Brandona za brodę.
— Oczywiście, że nie. Brandon wymachiwał swoim dziecinnym sześciostrzałow-
28 29
Strona 15
cem, okręcał go na palcu, wkładał i wyjmował z zapiętej na żeniu bagażu do luku nad głową siadał na miejscu obok
biodrach kabury. Z błyskiem w oczach spojrzał na swego niej, jeszcze miała wilgotne oczy.
pobłażliwego ojca chrzestnego. — Żadnych łez! — oznajmił surowo.
— Worth, ale są fajne. — Obiecuję. — Uśmiechnęła się.
— I o wiele za drogie — wypomniała mu Cyn. — Cóż — Zapięłaś pasy?
to za pomysł, żeby kupować cokolwiek w sklepie z upomin- — Wszystko gotowe. Ale powinnam się zbadać na głowę,
kami na lotnisku! że się dałam na to namówić. Przez cały weekend będę się
— Jeśli Worth chce kupić Brandonowi prezent, nie po- martwiła o Brandona.
winnaś mu tego wymawiać — skarciła ją Ladonia. Gdy samolot wystartował, Worth zrobił całkiem udaną
Worth porwał ją w ramiona, uścisnął i głośno ucałował minę Groucho Marxa i machając na niby cygarem oraz
w policzek. unosząc i opuszczając brwi, oświadczył:
— Kocham tę kobietę! — oświadczył. Ladonia promie- — Nigdy ze mną nie byłaś na weekendowym wypadzie,
niała ze szczęścia. laleczko.
— Może ta nowa zabawka zajmie Brandona podczas — Jak śmiesz drażnić się ze mną po tym trudnym pożeg-
mojej nieobecności — skomentowała Cyn, nie chcąc być naniu. Obiecałam nie płakać, ale nadal mam prawo być
słyszana przez matkę, ale się nie udało. smutna.
— Nie martw się o Brandona. Postaram się, by nie za- Niespodziewanie sięgnął ręką i ścisnął ją za gołe kolano.
uważył twojej nieobecności. Nie myśl o niczym innym, — Och, przestań, Worth, to łaskocze.
tylko żeby się dobrze bawić. — Wiem. Zawsze miałem łaskotki w kolanie.
— Od śmierci Tima ani razu nie zostawiłam go nawet — Aaa! Uspokój się! — Gdy znów ją uszczypnął, gwał-
na jedną noc. - Na twarzy Cyn malowała się mieszanina townie uniosła się nad siedzeniem fotela. — Naprawdę prze-
niepokoju i poczucia winy typowa dla wszystkich stań natychmiast! — Odpychając jego dłonie, zaczęła się
matek. śmiać.
— Krótkie rozstanie zrobi wam obojgu dobrze. Objął ją rękami i pomuskał nosem jej szyję, szepcąc:
— A jeśli będzie się martwił, że nie wrócę? — W poniedziałek będziesz mi za to dziękowała. Spę-
Worth otoczył ją ramieniem. dzimy tam cudowne chwile. Zobaczysz sama.
— Nie przejmuj się tak. Czy on wygląda na zmar- — Nowożeńcy?
twionego? Worth podniósł głowę, wciąż obejmując Cyn. Oboje po-
Brandon nie tylko nie wyglądał na zmartwionego wyjaz- patrzyli na stewardesę, która zadała pytanie.
dem mamy, ale wspaniale się bawił, strzelając do wszystkich — Nowożeńcy? — powtórzyła. — Mamy ich dużo w tym
ze swego pistoletu zza oparcia fotela w poczekalni. wieczornym rejsie.
— Lepiej zapakuj ją do tego samolotu, zanim się wyco- — Eee, nie — wyjąkał Worth.
fa — poradziła Ladonia Worthowi, gdy ogłoszono, że sa- Stewardesa zerknęła na obrączkę Cyn, która jakoś do tej
molot jest gotowy do przyjęcia pasażerów. pory nie mogła przestać jej nosić.
— To samo sobie pomyślałem. — Aha — skomentowała z uśmiechem — stare małżeń-
Cyn ucałowała Brandona na do widzenia ze łzami stwo, ale ciągle zakochane.
w oczach. On zaś jedynie zaprotestował, że go przytula
— My właściwie... — bąkała Cyn — nie jesteśmy mał-
w takim publicznym miejscu. Wykręcił się z jej objęć, na
długo zanim była gotowa go puścić. Kiedy Worth po wło- żeństwem.
— Ta pani była żoną mojego najlepszego przyjaciela.
30 31
Strona 16
Stewardesa ściągnęła usta w ciup. posyłały w stronę Wortha zamglone spojrzenia, odkąd tylko
— Och tak, rozumiem. zauważyły go w samolocie.
Kiedy odeszła, wybuchnęli śmiechem. Nie uszło uwagi Cyn, że kilkakrotnie chodziły do toalety
na samym tyle samolotu, by móc przejść koło miejsca,
gdzie siedział. Za każdym razem wpatrywały się w niego
— Nie marnują tu prądu na oświetlenie drogi, co? pożądliwym wzrokiem. A gdy wsiadali do taksówki, mało
Na ostrym zakręcie, który kierowca taksówki wziął z taką się nie poprzewracały nawzajem, chcąc usiąść obok
prędkością, że nawet niewierzący chętnie sięgnęliby po ró- niego.
żaniec, Cyn została całkowicie przyciśnięta do Wortha. — Ale tu tłok — zauważyła Cyn półgłosem. — Jak w pusz-
Z tego, co mogła dojrzeć przez zmatowiałe szyby samo- ce sardynek.
chodu gruchota, z jednej strony drogi była skalna ściana, — Tylko że sardynki przed zapakowaniem do puszki są
a z drugiej pusta przestrzeń. posmarowane olejem.
— Ciesz się — odparł Worth, układając łokieć tak, że — A to ciekawy pomysł — wtrąciła się dziewczyna obok
opierał go teraz między jej piersiami. — Gdybyś widziała, Wortha. Mówiła to pieszczotliwym tonem, jednocześnie
co jest na zewnątrz, umarłabyś ze strachu. patrząc wymownie na jego podbrzusze. Jej koleżanka wy-
Samochód podskoczył; Cyn odruchowo złapała Wortha buchnęła rubasznym śmiechem.
za udo. Na szczęście obie wysiadły przy pierwszym ośrodku ho-
— Byłeś tu już kiedyś? telowym na trasie.
— Raz. Bardzo dawno temu. Gdy byliśmy w wojsku. — Obawiam się, że nasz jest ostatni — rzekł Worth z nu-
— Byliśmy? To znaczy ty i Tim? tą skruchy w głosie.
— Taa. — Teraz, gdy już wysiadły, nie jest najgorzej. Czułam
— Nigdy mi nie mówił, że był z tobą w Meksyku. się niezbyt pewnie z tymi nożami zawiści w plecach.
— Zgadza się. Kazał mi przysiąc, że nigdy ci o tym nie — Hę?
wspomnę. — Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi. Były na ciebie
— Dlaczego? — Jego uśmieszek wydał jej się bardzo napalone, a mnie z góry znienawidziły.
podejrzany. — Co tam robiliście? — Posunęły się nawet dalej niż tylko napalenie — za-
— To męskie sprawy. śmiał się. — Jej cycek znalazł się u mnie pod pachą, bynaj-
Do rozklekotanej taksówki wsiedli na lotnisku wraz mniej nie przez przypadek.
z sześcioma innymi pasażerami. Z całym swoim bagażem — Słuchaj, Worth, jeśli wolałbyś zostawić mnie w hotelu
musieli się wtłoczyć do zakurzonego, niemal zabytkowego i spotkać się z...
kombi. Z radia bębniła na cały regulator muzyka laty- — Nie wygłupiaj się.
noska. Wszelkie prośby o jej przyciszenie były ignoro- — Mówię poważnie. Chcę, żebyś się dobrze bawił i nie
wane, jako że z chwilą gdy opłata została ustalona i uisz- dotrzymywał mi towarzystwa z obowiązku.
czona, kierowca mógł spokojnie udawać, że nie zna an — Nie były w moim typie, jasne? Poza tym już ci mó-
gielskiego. wiłem: w ten weekend nie szukam żadnych miłostek.
— Czy nie czujesz się jak w reklamie dezodorantu? — — Na pewno?
zwrócił się Worth do Cyn. — Na pewno.— Odetchnął z ulgą, gdy taksówka zaje-
Siedząca obok niego z drugiej strony młoda kobieta za- chała pod hotel. — To nasz.
chichotała. Zarówno ona, jak i jej towarzyszka podróży Zaprowadzono ich do różowego w wystroju holu i podano
32 33
Strona 17
różowy napój, a w tym czasie personel w różowych uni- Apartament był duży i przestrzenny. Znajdował się tam
formach załatwiał formalności wpisowe. Cyn zdjęła z brze- barek z napojami, w jednym rogu kącik jadalny, a w drugim
gu szklanki różowy kwiat hibiskusa i popijała napój przez wyłożona marmurem łazienka. Część sypialniana przylegała
słomkę. do prywatnego tarasu z imponującym widokiem na połys-
— Mmm — odezwał się Worth, opróżniając wąską kującą przy księżycu zatokę i migotliwe światła portu. Po-
szklankę niemal jednym haustem — nie zdawałem sobie środku tarasu lśnił, niczym wspaniały klejnot, niewielki,
sprawy, że jestem taki spragniony. Jak myślisz, ile takich płytki basen. Na jego glazurowanej powierzchni pływały
trzeba, żeby zwalić z nóg mężczyznę mojej postury? świeże kwiaty hibiskusa, wielkie jak talerze.
— Wystarczy pół. — Cyn odstawiła swego drinka. — Ich opiekun pokazywał im liczne udogodnienia w apar-
Mnie już po jednym łyku oczy zaczęły tańczyć. Widać, że tamencie i wyjaśniał, gdzie każdego ranka zostawiane jest
starają się tu umilać gościom czas. śniadanie, tak by nie przeszkadzać gościom. Worth i Cyn
— Senor Lansing? — Przed nimi wyrósł nagle służalczo stali pośrodku pokoju znieruchomiali jak posągi, wpatrując
pochylony boy hotelowy. — Tędy, por favor. się w jedyne w pomieszczeniu, ogromne małżeńskie łoże.
Przeszli przez klimatyzowany hol w stronę podjazdu Wreszcie Worth spojrzał na Cyn i bezradnie wzruszył
na zewnątrz, gdzie oczekiwał na nich różowo-biały dżip. ramionami.
Ich niewielki bagaż był już w środku samochodu. Worth — Jak sama zauważyłaś, starają się, żebyś tu miło spę-
pomógł Cyn wdrapać się na przednie siedzenie, a sam dziła czas.
usiadł z tyłu. Kierowca zapuścił silnik i jak rasowy koń
wyścigowy ruszył z kopyta stromą drogą pod górę.
Mieszaniną melodyjnego hiszpańskiego i łamanej angiel-
szczyzny bagażowy i zarazem kierowca tłumaczył im, że
dżipy odgrywają w tym ośrodku wczasowym rolę windy,
przewożąc w górę i w dół wzniesienia wszystko, od pasa
żerów po bieliznę pościelową.
Droga wijąca się serpentyną pod górę bujnie porośniętego
zielenią zbocza odsłaniała wciąż nowe widoki na zatokę
Acapulco, sąsiednie wzgórza i rozpościerające się w dole
miasto.
— Jakie to piękne! — wykrzyknęła Cyn. — Co za wspa-
niałe widoki! Ach, Worth! Jak to dobrze, że mnie na to
namówiłeś.
Gdy wjechali na szczyt, kierowca zaparkował dżipa na
niezbyt bezpiecznym pochyleniu. Wyjął bagaż i gestem po-
kazał im, że mają iść w stronę gipsowanego na biało budyn
ku w otoczeniu bujnej przyrody. Ścieżkę oświetlały migo
cące pochodnie.
Bagażowy-kierowca z konspiracyjnym uśmiechem wpro-
wadził ich przez żelazną bramę; podeszli do drzwi, które
otworzył szeroko, zapraszając serdecznym Bienvenidos.
34
Strona 18
— Las ventanas? — Z nadzieją w głosie bagażowy wska-
zał na okna z okiennicami.
— Nie, okna są w porządku. Potrzebny nam jest drugi
pokój. Pokój. Rozumie pan? Pokój. I dwa łóżka.
Worth mówił to wszystko po angielsku, przybierając
hiszpański akcent, jak to zawsze robią turyści nie znający
Rozdział czwarty lokalnego języka, a w dodatku prawie krzyczał.
— Dos — mówiąc to, podniósł do góry dwa palce.
— Dos?
— Si, dos łóżka. — Pochylił się i kilka razy klepnął
w materac. — Łóżka. Dwa.
Bagażowy okazał ewidentne zdziwienie.
— Quiere un cuarto eon dos camas?
Cyn rzuciła torebkę na łóżko i wsparła ręce na biodrach. — Chyba tak — odparł Worth niepewnie. — Si.
Ten nieprzewidziany obrót rzeczy zburzył dopiero co w niej Meksykanin rozłożył szeroko ramiona i żywo gestykulu-
zrodzony entuzjazm. jąc, wyrzucił z siebie kilka bełkotliwych zdań, a po nich
— Dobry moment na żarty, rzeczywiście. jeszcze coś długo tłumaczył.
— A co mogę zrobić innego? — Co on powiedział? — spytała Cyn.
— Poprosić o drugi pokój. — Myślę, że nas załatwił na szaro.
Worth zwrócił się do bagażowego, który stał w pobliżu — Co?
i spoglądał na przemian na oboje cudzoziemców, nie wiedząc, Worth przeczesał ręką ciemnoblond czuprynę.
co wywołało ich widoczną konsternację i niemal sprzeczkę. — Powiedział, że nie mają żadnych łóżek. — Sięgnął do
Z trudem wygrzebując z pamięci swój ograniczony zasób kieszeni spodni i wyjąwszy kilka banknotów płatniczych
hiszpańskich słów wyniesiony ze szkoły średniej, Worth USA, wcisnął je do ręki mężczyzny. — Dziękujemy, seńor
wystękał: bagażowy, za pańską pomoc. Muchas gracias. — Wyprosił
— Eee, seńor, ee, por favor... za drzwi zdumionego bagażowego i odwrócił się do Cyn...
— Si? — Bagażowy podszedł bliżej, gotów spełnić ich gdzie już zaczął się spektakl.
życzenie. Stała z rękami skrzyżowanymi przed sobą, a stopą wy-
— Czy macie, ee, tiene un, ee, una, ee... stukiwała szybki rytm o podłogę. Worth natychmiast wy-
— Jak dotąd nieźle ci idzie. czuł jej stan i uniósł ręce w powszechnym geście niewinności.
— Możesz się włączyć w każdej chwili — Worth odpa- — Przysięgam, że o tym nie wiedziałem.
rował kąśliwą uwagę Cyn. — Dlaczego tak mi trudno w to uwierzyć?
— Ja się uczyłam francuskiego. — Przysięgam, Cyn. Nie przyszło mi do głowy, żeby
— Świetnie. Przyda się nam, gdybyśmy się przypadkiem sprawdzić. Większość hoteli daje dwa podwójne łóżka, chy-
znaleźli we Francji, ale teraz ja staram się, jak mogę, jasne? ba że zażąda się inaczej. Skąd miałem wiedzieć, że to przy-
— Jasne. stań dla nowożeńców? Greta mogła wiedzieć, pewnie tak,
Worth zwrócił się ponownie do bagażowego, który był ale nie omawialiśmy w ogóle kwestii spania.
coraz bardziej zniecierpliwiony. — Dla Grety to nie miało znaczenia.
— Pokój — powiedział i narysował w powietrzu kwadrat. Cyn rozejrzała się krytycznym wzrokiem po pokoju,
36
37
Strona 19
widząc teraz to, co powinno być oczywiste od samego — To było zupełnie co innego — zaoponowała. — Wte-
początku. Było to gniazdko dla kochanków. dy był Tim. Byliśmy młodzi, głupi i spłukani z forsy.
Usiadła ciężko na łóżku obsypanym świeżymi płatkami — Pojechaliśmy do Houston na mecz futbolowy Cou-
kwiatów i myślała na głos. gar — Mustang. Po zapłaceniu za benzynę i jedzenie zostało
— W holu było praktycznie pusto, z wyjątkiem kilkorga nam tylko na jeden pokój w motelu. Znajdowało się w nim
nowo przybyłych. tylko jedno łóżko, na którym położyliśmy się wszyscy.
— I to samych par. Było wtedy cudownie, chociaż cnotliwie jak w klasztorze.
— Widziałeś jakieś rodziny z dziećmi? — Tak, ale...
— Żadnej. — Teraz będzie tak samo — zapewnił ją.
— Nie widać, żeby coś tu się w ogóle działo. — Mam nadzieję, że nie planujesz zaprosić tu jeszcze
— W każdym razie nie poza pokojami.
jednej pary.
Spojrzała na niego, a potem w bok.
— Na naszej bramie był napis: „Nie przeszkadzać". Rzucił nieśmiałe spojrzenie.
— A bagażowy bardzo dokładnie objaśniał, jak działa — Będziemy spali w ubraniach. Ja mogę spać na koł-
automatyczny kelner z codziennym śniadaniem. drze.
— No i... własny taras z basenem. — Nie.
— Prysznic dwuosobowy... Całkiem załamany, jęknął:
Popatrzyli jedno na drugie tym razem nieco dłużej i wy- — Cyn, po co mamy szukać po całym Acapulco o tak
buchnęli śmiechem. Po chwili Worth turlał się ze śmiechu późnej godzinie jakiegoś pokoju, który będzie potwornie
obok Cyn na łóżku, trzymając się za brzuch. drogi i Bóg wie jak daleko stąd? A wiesz, jakie tam są
— Szkoda, że nie widziałaś swojej miny, gdy weszłaś korki? Poświęcilibyśmy większość czasu na dotarcie do
i zobaczyłaś to łóżko. siebie i nic już by nie zostało, by pobyć razem i miło
— Pan też wyglądał niepewnie, panie Lansing — otarła spędzić ten weekend. A przecież taki był cel wyjazdu.
z oczu łzy rozbawienia. — Początek naszego weekendu Poza tym nie czułbym się w porządku, zostawiając cię
raczej nie wróży sukcesu. gdzieś samą. W takich miejscowościach jest pełno róż-
— W każdym razie nie jest nudny. nych podrywaczy. Obiecałem Ladonii, że będę się tobą
— Oczywiście, że nie jest — i kiedy z trudem złapała opiekował. Nigdy by mi nie wybaczyła, gdybym cię zo-
oddech, dodała: — Zanim się zrobi późno, lepiej zadzwoń- stawił.
my do innych hoteli i znajdźmy dla mnie pokój. Argumenty Wortha zaczynały do niej przemawiać, co
— Posłuchaj, Cyn... — Worth usiadł i ujął obie jej dłonie. jednak bardzo ją niepokoiło.
— Oho, znowu. Wstęp, który zapowiada najgorsze. — Nie wiem, Worth. A jeśli ktoś...
— Wysłuchaj mnie, zanim wpadniesz w złość. — ...się dowie? No to co z tego, do licha? Jesteś dorosła,
— Jeśli chcesz mnie przekonać, żebyśmy zostali tu razem, prawda?
oszczędź sobie wysiłku. Muszę mieć oddzielny pokój. — Jesteś paskudny. Bierzesz mnie pod włos.
— Dlaczego? — Poradzimy sobie z tą sytuacją. Jesteśmy dorośli.
— Jak to dlaczego? — Uważaj. Zaczynasz przemawiać jak Josh.
— Już raz spaliśmy w jednym łożu. — Cyn otworzyła — Broń Boże! — Uścisnął jej dłonie i dalej przekony-
usta z wrażenia. — Nie pamiętasz naszego wspólnego week- wał. — Potrafimy się znaleźć, Cyn, jesteśmy rozsądnymi
endu we trójkę? ludźmi. Na Boga, przecież nie zamierzam ciągnąć wdowy
Przypomniała sobie i zdecydowanie potrząsnęła głową. po swoim najlepszym przyjacielu do łóżka — podsumował
z rozdrażnieniem w głosie.
38 39
Strona 20
- Nie tego się obawiam. — Dają się zjeść, jeśli ktoś jest głodny. Ciekawe, o której
- Więc czego? przysyłają śniadanie do tej skrzynki.
- A jeśli będziesz chciał wziąć do łóżka jakąś inną? Tkwili zanurzeni po szyję w srebrzystej wodzie wyłożo-
- Hę? nego kafelkami basenu. Zniszczyli już cały zapas przekąsek
- Jeśli poznasz tu jakąś panią i zechcesz ją tu przy- z bufetu i wypili dwie butelki wody sodowej.
prowadzić? Czy będę musiała wtedy poczekać na ze- — Mmm - Cyn westchnęła z ukontentowaniem, odchy-
wnątrz? lając głowę do tyłu i opierając ją o brzeg basenu. Machała
- Wtedy i dwa łóżka w pokoju nie robiłyby różnicy. nogami tylko tyle, by utrzymać się na wodzie, i patrzyła na
- Rzeczywiście — przyznała. niebo. — Dlaczego mi się nie chce spać?
- Ale ja nie mam takich zamiarów. Postanowiłem w ten — Za dużo emocji.
weekend wyrzec się seksu. Chciałem się tylko zaszyć gdzieś — Pewnie tak. Pomyślałbyś, że... co to było? — zapytała,
z przyjazną osobą. wstając.
Przez drzwi Cyn rzuciła tęskne spojrzenie w stronę tarasu. — Co?
Basen był piękny, księżyc wspaniały, wiatr balsamiczny, — Ten piszczący odgłos? O, znowu. To pewnie te ptaki.
a widok odbierał oddech. Słyszysz?
- Co za piękne miejsce! Aż takiego się nie spodzie- — Ptaki?
wałam. Worth wstał, robiąc w małym basenie fale. Podszedł
_ — Dobra — rzekł wesoło, podnosząc się z łóżka. - Ty do balustrady tarasu i przechylił głowę w tamtą stronę,
bierzesz tę stronę, a ja tę. Które szuflady komody wy- nasłuchując i wypatrując ptaków, o których wspomniała
bierasz? Cyn.
Zaczął rozpakowywać torbę, jakby już wszystko zostało Przybliżyła się do niego, nieco drżąc z zimna, owinięta
ustalone. I Cyn chyba to zaakceptowała. Na samą myśl, że w pośpiechu ręcznikiem kąpielowym. Bryza wiejąca od
musiałaby spędzić samotnie noce w obcym mieście, w jakimś Pacyfiku zdawała się chłodzić wilgotną skórę.
innym, nie tak wspaniałym hotelu, wśród ludzi mówiących — Widzę! — wydała ściszony okrzyk, pochylając głowę,
nie znanym jej językiem i że miałaby kłopoty ze skontak- gdy jeden z uskrzydlonych gości zanurkował po owada
towaniem się z jedyną osobą, z którą przebywanie było
miłe - przechodziły ją ciarki. bzyczącego wokół niskiej latarni.
Obok niej rozległ się cichy śmiech Wortha.
Niepotrzebnie robiła sprawę o to łóżko, tak jak Worth — Rzeczywiście ptaki - rzeki.
powiedział, są dorośli i potrafią się dostosować do wa- — Tak, i coś jeszcze?
runków. — Lepiej wejdźmy do środka.
- Zobacz, co tu jest w bufecie, a ja się przebiorę. — Objął ją ramieniem.
Worth wziął kąpielówki i poszedł do łazienki. Zaparła się mocniej bosymi stopami.
Cyn siedziała na brzegu łóżka i kontemplowała ostrzeże- — Z czego się śmiejesz?
nie matki, żeby zbyt pochopnie nie formułować życzeń. — Z niczego.
Chciała, by coś wstrząsnęło jej przyziemnym, nudnym ży- — Kłamiesz, Worsie Lansingu. Co jest takie zabawne?
ciem. I znów otrzymała więcej, niż pragnęła. — Twoje ptaki, kochanie - powiedział, wybuchając nie-
powstrzymanym śmiechem — to nietoperze.
- Pyszne! - Kwadrans później zlizywała z palców sól Cyn bezgłośnie powtórzyła nazwę, po czym w pośpiechu
po chipsach ziemniaczanych. — A jak krakersy z masłem ruszyła w stronę drzwi tarasowych. Worth zdążył złapać za
orzechowym? umykające poły materiału frotte i zatrzymać ją w biegu.
40 41