Bradley Marion Zimmer - Avalon 2 - Leśny dom
Szczegóły |
Tytuł |
Bradley Marion Zimmer - Avalon 2 - Leśny dom |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Bradley Marion Zimmer - Avalon 2 - Leśny dom PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Bradley Marion Zimmer - Avalon 2 - Leśny dom PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Bradley Marion Zimmer - Avalon 2 - Leśny dom - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
MARION ZIMMER
BRADLEY
Avalon 02: Lesny Dom
Strona 4
THE FOREST HOUSE
Przekład Piotr Rymarczyk
Wydanie polskie:1996
Mojej matce, Evelyn Conklin Zimmer, która przez większą część mego dorosłego
życia cierpliwie znosiła moją pracę nad tą książką. Dianie Paxson, mojej siostrze i
przyjaciółce, której rozległa wiedza historyczna pozwoliła mi osadzić w czasie i
przestrzeni akcję powieści, a postać Tacyta, którą mi wskazała, wzbogaciła poczet
pojawiających się w niej bohaterów.
OD AUTORKI
Ci, którzy znają operę Belliniego Norma, łatwo odgadną pochodzenie tej opowieści.
W hołdzie temu twórcy hymny w rozdziale piątym i dwudziestym drugim zostały
zaadaptowane z libretta pierwszej sceny pierwszego aktu; te zaś, które znalazły się
w rozdziale trzydziestym, z libretta drugiej sceny drugiego aktu. Hymny do księżyca
z rozdziału siedemnastego i dwudziestego czwartego pochodzą z Carmina Gadelica –
zbioru tradycyjnych modlitw szkockich górali, które w końcu dziewiętnastego
stulecia zebrał wielebny Alexander Carmichael.
Strona 5
BOHATEROWIE POWIEŚCI
* = postacie historyczne
() = zmarli przed zawiązaniem się akcji
RZYMIANIE
Gajusz Macelliusz Sewerus Silurikus (zwany Gajuszem, tubylcze imię Gawen),
młody oficer urodzony z syluryjskiej matki
Gajusz Macelliusz Sewerus, senior (zwany Macelliuszem), ojciec Gajusza, Prefectus
castrorum II Legionu Adiutrix, należy do stanu ekwitów
(Moruadh, kobieta z królewskiego rodu Sylurów, matka Gajusza)
Manliusz, lekarz w Deva
Kapellus, służący Macelliusza
Filo, grecki niewolnik Gajusza
Waleriusz, sekretarz Macelliusza
Waleria (później zwana Senarą), półkrwi Brytyjka, siostrzenica Waleriusza
Marcjusz Juliusz Licyniusz, prokurator (administrator finansowy) Brytanii
Julia Licynia, jego córka
Charis, jej grecka służąca Lidia, niańka jej dzieci
Licyniusz Koraks, mieszkający w Rzymie kuzyn prokuratora
Macelliusz Klodiusz Malleus, senator, protektor Gajusza
Lucjusz Domicjusz Brutus, po przeniesieniu XX Legionu Valeria Victrix do Deva był
jego komendantem
Ojciec Petros, chrześcijanin, pustelnik
Flawiusz Makro i Longus, dwaj legioniści, którzy próbowali napaść na Leśny Dom
* (Gajusz Juliusz Cezar, "Boski Juliusz", rozpoczął podbój Brytanii)
Strona 6
* (Swetoniusz Paulinus, namiestnik Brytanii w czasach rebelii Boudicci)
* (Wespazjan, cesarz w latach 69-79 n.e.)
* (Kwintus Petiliusz Kerelis, namiestnik Brytanii w latach 71-74 n.e.)
* (Sekstus Juliusz Frontinus, namiestnik Brytanii w latach 74-77 n.e.)
* Gnejusz Juliusz Agrykola, namiestnik Brytanii w latach 78-84 n.e.
* Gajusz Korneliusz Tacyt, jego zięć i adiutant, historyk
* Salustiusz Lukus, następca Agrykoli na stanowisku namiestnika
* Tytus Flawiusz Wespazjan, panujący w łatach 79-81 n.e. jako cesarz Tytus
* Tytus Flawiusz Domicjan, panujący w latach 81-96 n.e. jako cesarz Domicjan
* Herenniusz Senecio, senator
* Flawiusz Klemens, kuzyn Domicjana
Strona 7
BRYTOWIE
Bendeigid, druid mieszkający w pobliżu Vernemeton
Rheis, córka Ardanosa i żona Bendeigida
Mairi, ich najstarsza córka, żona Rhodriego
Vran, synek Mairi
Eilan, średnia córka Rheis i Bendeigida
Senara, ich najmłodsza córka
Gawen, syn Eilan i Gajusza
Cynrik, przybrany syn Bendeigida
Ardanos, Arcydruid Brytanii
Dieda, jego młodsza córka
Klotinus Albus (Karadac), zromanizowany Brytańczyk
Gwenna, jego córka
Czerwony Rhian, irlandzki rozbójnik
Hadron, ojciec Walerii (później zwanej Senarą)
* (Boudicca, "Krwawa Królowa"; królowa Icenów i przywódczyni rewolty w 61 roku
n.e.)
* (Karaktakus, przywódca rebelii)
* (Kartimandua; królowa Brygantów, która wydała Karaktakusa Rzymianom)
* Kalgakus; wódz kaledoński; dowodził plemionami w bitwie pod Mons Graupius
MIESZKAŃCY LEŚNEGO DOMU
Lhiannon, Kapłanka Wyroczni, Najwyższa Kapłanka Vernemeton (Leśnego Domu)
Huw, jej przyboczny strażnik
Strona 8
(Helve, poprzedniczka Lhiannon)
Caillean, starsza kapłanka asystująca Lhiannon
Latis, mistrzyni ziół
Celimon, nauczycielka rytuału
Eilidh i Miellyn, przyjaciółki Eilan
Tanais i Rhian; trafiły do Vernemeton, gdy Najwyższą Kapłanką była już Eilan
Annis; stara głucha kobieta, służąca Eilan
Lia, opiekunka syna Eilan, Gawena
BÓSTWA
Tanarus, bóg grzmotu czczony w Brytanii, identyfikowany z Jupiterem Rogaty (albo
Jeleniorogi), archetypiczny bóg zwierzyny i lasów czczony pod wieloma postaciami
Don, mityczna matka bogów uznawana także za matkę ludu Brytanii
Cathubodva, Pani Kruków – bogini wojny, odpowiednik irlandzkiej Morrigan
Arianphrod, Pani Srebrnego Koła, dziewicza bogini związana z magią, morzem i
księżycem
Ceres, rzymska bogini zbóż, opiekunka rolników.
Wenus, rzymska bogini miłości
Mars, rzymski bóg wojny
Bona Dea, dobra bogini
Westa, rzymska bogini świętego ogniska domowego, której kapłankami są dziewice
(Westalki)
Mitra, perski bóg-bohater czczony przez żołnierzy
Jupiter, rzymski król bogów
Junona, jego żona, królowa bogów, patronka małżeństwa
Izis (Izyda), egipska bogini czczona w Rzymie – opiekunka morskiego handlu
Strona 9
MIEJSCA
BRITANNIA SUPERIOR –
POŁUDNIOWA ANGLIA
Mona – wyspa Anglesey
Segontium – fort niedaleko od Caernarvon
Leśny Dom w najświętszym gaju Vernemeton
Wzgórze Panien – Maiden Castle, Bickerton
Deva – Chester
Glevum – Gloucester
Viroconium Cornoviiarum – Wroxeter
Venta Silurum – Caerleon
Aquae Sulis – Bath
Tor – Glastonbury
Letni Kraj – Somerset
Lindum – Lincoln
Londinium – Londyn
BRITANNIA INFERIOR – PÓŁNOCNA
ANGLIA
Ebucarum – York
Luguvalium – Carlisle
KALEDONIA – SZKOCJA
ujście Bodotrii – Zatoka Forth
Zatoka Tava – rzeka Tay
Strona 10
Zatoka Sabrina – Solway
Trimontium – Newstead
Pinnata Catra – Inchtuthil
Mons Graupius – lokalizacja niepewna, być może w pobliżu Inverness
HIBERNIA – IRLANDIA
Temair – Tara
Druim Cliadh – Kildare
GERMANIA INFERIOR – GÓRNE ZACHODNIE NIEMCY
Colonia Agrippensis – Kolonia
Rhenus – Ren
Prolog
Zimny wiatr rzeźbił płomienie pochodni w gniewne ogniste warkocze. Ich blask
padał na ciemne wody cieśniny i tarcze czekających na drugim brzegu legionistów.
Kapłanka, krztusząc się dymem i morską mgłą, wsłuchiwała się we wrzawę
dobiegającą z rzymskiego obozu. Dowódca legionistów przemawiał właśnie do
swoich ludzi. Druidzi w odpowiedzi zaintonowali bojową pieśń. Powietrzem
wstrząsnął grzmot.
Kobiece głosy wzbijały się ku niebu. Ciałem kapłanki wstrząsnął dreszcz. Wraz z
innymi kołysała się z dłońmi wzniesionymi w geście przekleństwa – ciemne płaszcze
kobiet łopotały jak skrzydła kruka.
Pierwszy szereg Rzymian ruszył do ataku. Harfa wojenna druidów pulsowała
przerażającą muzyką, a gardło kapłanki było zdarte do krwi od krzyku. Nieprzyjaciel
był coraz bliżej…
Gdy odziany w czerwony płaszcz żołnierz postawił stopę na brzegu Świętej Wyspy,
a bogowie nie porazili go gromem, śpiew umilkł. W blasku pochodni połyskiwała
rzymska stal, jeden z kapłanów pchnął kapłankę do tyłu; miecz opadł i na jej ciemną
szatę chlusnęła krew.
Zaśpiew stracił rytm. Teraz słychać było tylko rozpaczliwe krzyki, a ona uciekała ku
linii drzew. Za nią byli Rzymianie, którzy kosili druidów jak zboże – szybko, za
szybko…
Strona 11
Czerwona fala zalała ziemię. Kapłanka zniknęła wśród drzew. Potykając się ruszyła
ku świętym kręgom. Niebo ponad Domem Kobiet jaśniało pomarańczową łuną. Przed
nią z ciemności wyłoniły się głazy kręgu, lecz głosy żołdaków były bliżej, coraz
bliżej… Osaczona kapłanka przywarła do kamiennego ołtarza i odwróciła się. Teraz ja
z pewnością zabiją…
Wezwała Boginię i wyprostowała się w oczekiwaniu na cios.
Przeznaczone jej było coś gorszego niż śmierć. Gdy mocne ręce schwyciły ją i
zdarty szaty, broniła się. Przemocą ułożyli ją na kamieniu, a potem zwalił się na nią
pierwszy mężczyzna. Nie było ucieczki; mogła tylko odwołać się do świętych nauk,
by oddzielić umysł od ciała aż do chwili, gdy tamci skończą. Gdy traciła świadomość,
z jej ust wydarł się jeszcze krzyk: "O Pani Kruków, pomścij mnie! Pomścij!"
"Pomścij…" obudził mnie mój własny krzyk. Usiadłam na łóżku z szeroko
rozwartymi oczami. Jak zawsze minęło kilka chwil, zanim zrozumiałam, że to był tylko
sen i to nawet nie mój sen, bo tego roku, gdy legiony zabiły kapłanów i zgwałciły
kobiety ze Świętej Wyspy, byłam jeszcze dzieckiem; niechcianą dziewczynką o
imieniu Caillean, żyjącą bezpiecznie po drugiej stronie morza w Hibernii. Ale od dnia,
w którym po raz pierwszy usłyszałam tę historię – niedługo po tym jak Kapłanka
Wyroczni przywiozła mnie na ten ląd – duchy tamtych kobiet wciąż były ze mną.
Zasłona w drzwiach poruszyła się i jedna z usługujących mi dziewcząt zajrzała do
środka.
–Czy czujesz się dobrze, Pani? Czy wolno mi pomóc ci się odziać? Już prawie czas,
by pozdrowić świt.
Skinęłam głową, czując na czole wysychające krople potu. Pozwoliłam dziewczynie,
by pomogła mi założyć czystą suknię i umieściła na moim czole i piersi insygnia
Najwyższej Kapłanki. Potem podążyłam za nią – na zieloną górę Tor, która wznosiła
się ponad mozaiką bagien i łąk. Miejscowi nazywali ją Letnim Morzem. Ze stóp
wzgórza dochodził śpiew dziewcząt czuwających przy świętej studni, a dalej jeszcze,
w dolinie, bił dzwon, wzywający pustelników na modlitwę do małej, podobnej do ula
chrześcijańskiej świątyni wznoszącej się obok białego drzewka głogu.
Ci z doliny nie byli pierwszymi, którzy szukali tu azylu, w tym zapomnianym zakątku
na krańcu świata oblanym wodami brytyjskich cieśnin; nie byli też, jak myślę,
ostatnimi.
Wiele już lat minęło od zagłady Świętej Wyspy i chociaż w moich snach krzyki
mordowanych wciąż wzywają do zemsty, mozolnie zdobyta mądrość podpowiada, że
mieszanie krwi uczyni potomstwo silniejszym, jeśli tylko nie zostanie zapomniana
starożytnych wiedza.
Strona 12
Jednak aż do dzisiaj nie mogłam znaleźć nic dobrego w Rzymianach ani w ich
obyczajach. Nawet dla Eilan, która była mi droższa niż córka, nie potrafiłam zmusić
się, by zaufać Rzymianinowi – nawet Gajuszowi, mężczyźnie, którego kochała.
Tutaj nie rozprasza nas stuk podkutych żelazem sandałów legionistów na
wybrukowanych kamieniami drogach. Roztoczyłam nad tym miejscem zasłonę mgły i
tajemnicy, by odgrodzić nas od uporządkowanego świata Rzymian. Być może dzisiaj
opowiem dziewczętom służącym Bogini naszą historię. W czasie od zagłady Domu
Kobiet na wyspie Mona i powrotem kapłanek na Wyspę Jabłoni, kobiety druidów
mieszkały w Vernemeton, Leśnym Domu – a o tym nie wolno zapomnieć.
To właśnie tam poznałam misteria Bogini i moją wiedzę przekazałam Eilan, córce
Rheis, która została Najwyższą Kapłanką i – jak powiedzieliby niektórzy – najwyższą
zdrajczynią swego ludu. Ale to dzięki Eilan krew Smoka i Orła zmieszała się z krwią
Mędrca i potomstwo tej krwi zawsze wspomagać będzie Brytanię w godzinie próby.
Ludzie na targu mówią, że Eilan była ofiarą Rzymian, ale ja wiem lepiej. Za jej czasów
Leśny Dom ocalił sekrety misteriów, a bogowie nie wymagają od nas wiele – nie
oczekują byśmy wszyscy byli zdobywcami lub mędrcami, pragną jedynie ocalić
poprzez nas prawdę i przekazać ją pokoleniom, które nadejdą.
Kapłanki gromadzą się wokół mnie. Słyszę ich śpiew. Wznoszę ręce i gdy promienie
słońca przedzierają się przez mgłę, błogosławię ziemię.
Strona 13
1
Gdy zachodzące słońce wychyliło się spoza chmur, złociste promienie zalśniły
pośród drzew oblewając blaskiem każdy świeżo wymyty liść. Takim samym
bladozłotym płomieniem zajaśniały włosy dwóch dziewcząt wędrujących leśną
ścieżką. Wokół nich rozciągał się gęsty, dziewiczy las.
Eilan łapczywie wdychała wilgotne powietrze, ciężkie od zapachu liści i trawy.
Przywykłej do zadymionego wnętrza ojcowskiego domu dziewczynie wydało się, że
czuje woń kadzidła. Mówiono jej, że w Leśnym Domu używa się świętych ziół do
oczyszczania powietrza. Mimowolnie wyprostowała się naśladując chód
mieszkających tam kapłanek. A potem przez chwilę jej ciało poruszało się w rytmie,
który wydał jej się jednocześnie obcy i całkiem naturalny – tak jakby kiedyś, w
odległej przeszłości nauczyła się już tak chodzić.
Dopiero po pierwszym miesięcznym krwawieniu pozwolono jej przynosić źródłu
ofiarę. "Tak jak comiesięczna menstruacja czyni cię kobietą – powiedziała matka –
tak wody świętego źródła są płodnością ziemi". Obrzędy Leśnego Domu służyły
duchowi ziemi i w noc pełni księżyca przywoływały samą Boginię. Pełnia przypadła
dwie noce wcześniej zanim matka przywołała ją do siebie. Eilan stała wtedy długo
wpatrzona w srebrny krąg w oczekiwaniu na coś, czego nie potrafiłaby nazwać.
"Być może na festynie Beltaine Kapłanka Wyroczni zażąda, by oddano mnie na
służbę Bogini" – Eilan zamknęła oczy, próbując wyobrazić sobie niebieskie szaty
kapłanki opadające na ziemię i woal przesłaniający jej twarz zasłoną tajemnicy.
–Eilan, co ty robisz?
Głos Diedy przywrócił ją rzeczywistości; potknęła się o korzeń i niemal upuściła
koszyk.
–Wleczesz się jak kulawa krowa! Jeśli się nie pośpieszymy, nie zdążymy do domu
przed zmrokiem.
Eilan ruszyła za drugą z dziewcząt rumieniąc się z gniewu. Zbliżały się do źródła. W
chwilę potem ścieżka poprowadziła je w dół do kotliny, gdzie spomiędzy dwóch skał
tryskała woda. Kiedyś, w odległej przeszłości mężczyźni ułożyli wokół sadzawki
kamienie; przez następne lata woda wygładziła wykute na nich spiralne
płaskorzeźby. Ale leszczyna, do której gałęzi ludzie przywiązywali swe magiczne
wstążki, była młoda – potomek rosnących tu kiedyś drzew.
Usiadły obok sadzawki i przykryły płachtą swe ofiarne dary: starannie przyrządzone
ciasta, butelka miodu, kilka srebrnych monet. Była to mała sadzawka, w której
mieszkała boginka tego lasu – żadne z tych świętych jezior, gdzie całe armie składały
Strona 14
w ofierze zdobyte przez siebie skarby – ale kobiety z ich rodu od wielu lat, każdego
miesiąca, przynosiły tu swe dary, by wciąż odnawiać związek ze swoją Boginią.
Drżąc z zimna zsunęły suknie i pochyliły się nad sadzawką.
–Święte Źródło, jesteś łonem Bogini. Niech twoje życiodajne wody pozwolą mi
przynieść światu nowe życie… – Eilan zaczerpnęła trochę wody i pozwoliła jej
spłynąć po swoim brzuchu pomiędzy uda.
–Święte Źródło, twoje wody są mlekiem Bogini. Ty, która karmisz świat, pozwól mi
karmić tych, których kocham… – jej sutki pokryły się gęsią skórką w zetknięciu z
chłodną źródlaną wodą.
–Święte Źródło, jesteś duchem Bogini. Niech twoje wody, wiecznie bijące z głębin,
dadzą mi moc odnowienia świata… – zadrżała, gdy woda obmyła jej czoło.
Eilan zapatrzyła się w taflę wody, w której odbijała się jej blada twarz. Ale po chwili
obraz się zmienił – patrzyła na nią twarz starszej kobiety o bledszej skórze i
ciemnych lokach, w których odblaski światła połyskiwały jak iskry z ogniska. Tylko
oczy pozostały takie same.
–Eilan!
Dziewczyna zamrugała i obraz zniknął. Dieda drżała z zimna i nagle Eilan także
poczuła chłód. Ubrały się pośpiesznie. Dieda sięgnęła po koszyk z ciastami i
czystym, głębokim głosem zaintonowała pieśń:
Pani, co władasz świętym źródłem
składam ci dzisiaj moje dary.
Proszę o życie, szczęście, miłość
przyjmij, o Pani, me ofiary.
W Leśnym Domu – pomyślała Eilan – tę pieśń śpiewałby cały chór kapłanek. Jej
głos – cienki i trochę drżący, złączył się z głosem Diedy w zdumiewająco pięknej
harmonii.
Błogosław, Pani, las i pole
które nie skąpią swej płodności.
Błogosław, Pani, lud i bydło,
dusze ocal od ciemności.
Strona 15
Eilan wylała do wody miód z butelki, a Dieda wrzuciła pokruszone ciasto. Nurt
zabrał okruchy i Eilan wydało się, że spływająca woda przez chwilę szumiała głośniej.
Dziewczęta znów pochyliły się nad sadzawką, by ofiarować jej srebrne monety. Gdy
zmarszczki na powierzchni wygładziły się, Eilan zobaczyła odbite w tafli wody dwie
twarze.
Zesztywniała, lękając się, że znów zobaczy tamtą kobietę. Wtedy tafla wody
pociemniała jej przed oczami i nagle była tam już tylko jedna twarz o oczach, które
lśniły jak gwiazdy na mrocznym morzu nieba.
"Czy jesteś duchem sadzawki, Pani? Czego ode mnie żądasz?" – spytało serce
Eilan. I wydało jej się, że słyszy odpowiedź:
"Moje życie płynie we wszystkich wodach, tak jak płynie w twoich żyłach. Jestem
Rzeką Czasu i Morzem Przestrzeni. Służyłaś mi przez wiele istnień. Adsartho, moja
córko, kiedy dopełnisz złożonych mi ślubów?"
Miała wrażenie, że z oczu Pani bije blask, przenikający jej istotę. A może były to
tylko promienie słońca, bo gdy oprzytomniała miała przymknięte powieki.
–Eilan – odezwała się Dieda tonem kogoś, kto musiał powtarzać swe wezwanie – Co
się dziś z tobą dzieje?
–Diedo! – wykrzyknęła Eilan. – Czy Jej nie widziałaś? Czy nie widziałaś Pani w
wodzie jeziorka?
Dieda pokręciła głową.
–Mówisz jak jedna z tych świętych suk z Vernemeton!
–Jak możesz? Jesteś córką Arcydruida. W Leśnym Domu mogłabyś wykształcić się
na barda!
–Kobieta-bard? – skrzywiła się Dieda. – Ardanos nie pozwoliłby na to. A ja także nie
chciałabym spędzić całego życia zamknięta ze stadem kobiet. Wolę razem z twoim
przybranym bratem Cynrikiem przyłączyć się do Kruków i walczyć z Rzymem!
–Ciszej! – Eilan rozejrzała się wokół, jakby w obawie, że drzewa mają uszy. – Czyż
nie masz dość rozumu, by wiedzieć, że nawet tutaj lepiej o tym nie mówić? Poza tym
ty wcale nie chcesz walczyć u boku Cynrika, ale spać z nim. Widziałam jak na niego
patrzysz! – Eilan uśmiechnęła się szeroko.
Teraz zaczerwieniła się Dieda.
Strona 16
–Nic o tym nie wiesz! – krzyknęła. – Ale przyjdzie czas, że stracisz głowę dla
mężczyzny i wtedy ja będę się śmiać – zaczęła zwijać leżącą wciąż na ziemi płachtę.
–Nigdy do tego nie dojdzie – rzekła Eilan. – Chcę służyć Bogini!
I znów na chwilę pociemniało jej przed oczami, a woda zdawała się głośniej szumieć,
tak jakby Pani usłyszała jej słowa. Potem Dieda podniosła koszyk.
–Chodźmy już do domu – powiedziała i ruszyła ścieżką przed siebie. Ale Eilan
zawahała się, bo wydało jej się, że usłyszała teraz coś więcej niż tylko szum
strumienia.
–Zaczekaj! Słyszysz coś? To gdzieś koło starej pułapki na dziki.
Dieda zatrzymała się i odwróciła głowę. Usłyszała. Cichy jęk rannego zwierzęcia…
–Chodźmy tam – zdecydowała po chwili Dieda. – Co prawda spóźnimy się do domu,
ale jeśli jakieś stworzenie wpadło w sidła, mężczyźni będą musieli przyjść, żeby je
dobić.
Na dnie pułapki na dziki leżał młody chłopak. Był potłuczony i krwawił, a im bardziej
zbliżała się noc, tym bardziej topniały jego nadzieje na ratunek.
Dół, w którym się znalazł, był brudny, wilgotny i cuchnął łajnem zwierząt. Dno i boki
pułapki najeżone były ostrymi palami, z których jeden przebił mu ramię. Rana nie
wydawała się groźna; nie była nawet szczególnie bolesna. A jednak było
prawdopodobne, że przez tę małą ranę wycieknie z niego życie.
Nie bał się śmierci. Gajus Macelliusz Sewerus Silurikus miał dziewiętnaście lat i jako
rzymski oficer składał przysięgę cesarzowi Tytusowi. Brał udział w pierwszej bitwie,
zanim meszek na jego twarzy zdążył zgęstnieć. Ale myśl o tym, że umrze, bo wpadł w
sidła jak jakiś głupi zając, przyprawiała go o wściekłość.
"Sam sobie jestem winien" – myślał.
Gdyby posłuchał Klotinusa Albusa, grzałby się teraz przy ogniu i popijał piwo z
Południowego Kraju w towarzystwie Gwenny, córki gospodarza, która porzuciła
surowe obyczaje brytyjskiej wsi na rzecz swobodnych rzymskich manier z taką samą
łatwością jak jej ojciec przyzwyczaił się do mówienia po łacinie i noszenia togi.
"I w dodatku wysłano mnie w tę podróż, bo świetnie znam celtyckie narzecza" –
przypomniał sobie i usta wykrzywił mu ponury grymas. Jego ojciec, Sewerus senior,
który był w Deva prefektem obozu II legionu Adiutrix, poślubił niegdyś ciemnowłosą
córkę wodza Sylurów. Stało się to w pierwszych dniach podboju, kiedy Rzymianie
mieli jeszcze nadzieję, że uda im się bez rozlewu krwi zagarnąć nowe ziemie. Gajusz
Strona 17
mówił więc dialektem sylurskim zanim jeszcze wyseplenił pierwsze słowo po łacinie.
Oczywiście, kiedyś oficer stacjonującego w Deva Cesarskiego Legionu nie
troszczyłby się o to, by formułować swe żądania w języku podbitego kraju.
Jeszcze dziś Flawiusz Rufus, trybun drugiej kohorty, nie dbał o takie uprzejmości.
Ale Macelliusz Sewerus senior, prefectus castrorum, podlegał bezpośrednio Agryk –
namiestnikowi Brytanii – i odpowiadał za to, by między ludnością prowincji a
legionem najeźdźców, który jej strzegł i który nią rządził, panowały pokój i harmonia.
Choć od czasów Boudicci – Krwawej Królowej, która wszczęta okrutnie stłumioną
przez legiony rebelię – minęło już całe pokolenie, lud Brytanii wciąż lizał rany i
potulnie dźwigał brzemię podatków i danin. Ale zabieranie mężczyzn na przymusowe
roboty wywoływało zawsze żywe reakcje i tu, na krańcach imperium, można się było
spodziewać wybuchu. Dlatego też Flawiusz Rufus posłał ostatnio oddział legionistów
by nadzorował pobór ludzi do leżących na wzgórzach Mendip cesarskich kopalń
ołowiu.
Cesarskie zarządzenia nie zezwalały, by młody oficer służył w legionie, w którym
jego ojciec pełni funkcję prefekta. Dlatego Gajusza mianowano trybunem w legionie
Valeria Victrix. Choć był tylko półkrwi Rzymianinem, już od dzieciństwa podlegał
surowej wojskowej dyscyplinie.
Stary Macelliusz nie okazywał jak dotąd synowi szczególnych względów. Podczas
pogranicznej potyczki Gajusz został lekko ranny w nogę. Na czas leczenia został
zwolniony ze służby i odesłany do domu ojca. Gdy wrócił do zdrowia zaczął się w
ojcowskim domu nudzić i możliwość wejścia w skład eskorty odprowadzającej
przymusowych robotników do kopalń wydała mu się atrakcyjną perspektywą.
Podróż była dość monotonna, a gdy ponure zastępy zostały odeskortowane na
wzgórza, Gajusz, mając przed sobą jeszcze dwa tygodnie wolnego przed powrotem
do służby, przyjął zaproszenie na polowanie. I jeszcze wczoraj w tych samych lasach
zabił jelenia dowodząc, że swą lekką włócznią posługuje się z równą wprawą, jak
towarzyszący mu Brytowie własną bronią. A teraz…
Gdy tak leżał w brudnym dole, przeklinał tchórzliwego niewolnika, który miał
zaprowadzić go krótszą drogą wprost do traktu wiodącego do Deva. Przeklinał też
własną lekkomyślność, przez którą zgodził się, by ten głupek powoził; zająca czy też
inne stworzenie, które wyskoczyło na drogę i spłoszyło konie; głupie konie i tego,
który pozwolił im pogalopować; i wreszcie chwilę nieuwagi, gdy stracił równowagę, a
sekundę później na wpół ogłuszony leżał na ziemi.
Był nie tylko ogłuszony – był po prostu głupi. Powinien mieć dość rozsądku, by
nigdzie się nie ruszać: nawet taki idiota jak woźnica musiał prędzej czy później
Strona 18
zapanować nad końmi i wrócić po niego. Najbardziej ze wszystkiego przeklinał
własny obłęd, który kazał mu szukać drogi do Deva na własną rękę.
Był wciąż zamroczony poprzednim upadkiem, ale chwilę, gdy wpadł w sidła jak
bezrozumne zwierzę, przypominał sobie z mdlącą wyrazistością. Potem drewniany
palik przebił mu ramię i na kilka minut stracił przytomność. Zanim doszedł do siebie
na tyle, by ocenić stan obrażeń, nadchodziło już popołudnie. Drugi palik rozerwał mu
łydkę, otwierając starą ranę. Nie wyglądało to groźnie, ale za to noga w kostce
spuchła do grubości uda.
Wyglądało, że kość została złamana.
Gajusz był zwinny jak kot i wydostanie się z pułapki zajęłoby mu jedną chwilę, ale
teraz – słaby i oszołomiony – nie był w stanie się ruszyć.
Wiedział, że jeśli nawet przed nadejściem nocy nie wykrwawi się na śmierć, zapach
krwi z pewnością przywabi drapieżniki. Wolał nie myśleć o innych jeszcze istotach, o
których opowiadała niania…
Ciało Gajusza oblewał zimny pot. Krzyknął. Potem pomyślał, że jeśli ma teraz
umrzeć, to powinien zachować choćby resztki godności… Ułożył się zakrywając
twarz połą zakrwawionego płaszcza. Zaraz jednak podźwignął się znowu z dziko
łomocącym sercem – usłyszał jakieś głosy.
Ostatni krzyk Gajusza przypominał raczej skowyt rannego zwierzęcia niż ludzki
głos.
Gdy usłyszał sam siebie, poczuł się zawstydzony i próbował nadać swojemu
głosowi ludzkie brzmienie, ale okazało się to niemożliwe. Wsparł się na jednym z pali,
ale zdołał tylko dźwignąć się na kolana, po czym opadł na błotnistą ścianę.
Ostatni promień zachodzącego słońca oślepił go na chwilę. Mrugając oczami
zobaczył nad sobą głowę dziewczyny opromienioną aureolą światła.
–Wielka Matko – krzyknęła czystym głosem. – Jak się tutaj znalazłeś? Czy nie
widziałeś ostrzegawczych znaków na drzewach?
Gajusz nie mógł wydobyć z siebie słowa. Dziewczyna mówiła wyjątkowo czystym
dialektem, którego prawie nie rozumiał. Sądząc z miejsca, w którym się spotkali,
musiała należeć do plemienia Ordowików. Dopiero po chwili przełożył jej słowa na
sylurskie narzecze swej matki.
Zanim zdołał odpowiedzieć, drugi kobiecy głos, głębszy i mocniejszy wykrzyknął:
–To jakiś półgłówek. Lepiej zostawić go wilkom.
Strona 19
Obok pierwszej twarzy pojawiła się druga; tak do niej podobna, że Gajusz pomyślał,
iż wzrok płata mu figla.
–Złap mnie za rękę. Myślę, że wspólnymi siłami możemy cię stąd wyciągnąć –
powiedziała ta druga. – Pomóż mi Eilan.
Kobieca dłoń, smukła i biała, opuściła się w dół. Gajusz uniósł swą sprawną rękę,
ale dłoń dziewczyny była za daleko.
–Co się stało? Czy jesteś ranny? – spytała łagodniejszym tonem.
Zanim zdołał odpowiedzieć, druga dziewczyna – nie potrafiłby powiedzieć o niej nic
poza tym, że jest młoda – pochyliła się nad dołem.
–Och, teraz już widzę. Diedo, on krwawi! Biegnij i przyprowadź Cynrika, żeby go
stąd wyciągnął.
Gajusz poczuł taką ulgę, że niemal zemdlał, i z jękiem – bo najmniejszy ruch
sprawiał ból, osunął się znów na dno rowu.
–Nie wolno ci stracić przytomności – usłyszał czysty dziewczęcy głos. – Niech moje
słowa będą liną, która zwiąże cię z życiem. Czy mnie słyszysz?
–Słyszę – wyszeptał. – Mów do mnie.
Być może dlatego że wiedział o nadchodzącej pomocy, wróciła mu świadomość i
poczuł przejmujący ból. Słyszał nad głową głos dziewczyny, ale nie rozumiał już
znaczenia słów. Były jak jednostajny szmer strumienia. Świat wokół pociemniał, lecz
Gajusz uświadomił sobie, że to nie wzrok go zawiódł, lecz po prostu zapadła noc.
Pośród drzew zamigotało światło pochodni.
Twarz dziewczyny zniknęła i usłyszał jej wołanie:
–Ojcze, do starej pułapki na dziki wpadł jakiś człowiek.
–Wobec tego musimy go wyciągnąć – odparł niższy głos. – Hmm… – Gajusz
dostrzegł w górze jakiś ruch. – Wydaje się, że to robota dla sanitariusza.
Cynriku, zejdź na dół i zobacz co się stało.
Po chwili na dno rowu zsunął się młody mężczyzna. Zmierzył Gajusza uważnym
wzrokiem i grzecznie spytał:
–O czym myślałeś? Trzeba się naprawdę postarać, żeby wpaść w tę starą pułapkę.
Wszyscy w okolicy o niej wiedzą…
Strona 20
Ciężko dotknięty w swej dumie Gajusz chciał powiedzieć temu człowiekowi, że jeśli
zdoła go wyciągnąć, zostanie stosownie wynagrodzony, ale potem był rad, że jednak
się powstrzymał. Gdy jego oczy przywykły do blasku pochodni, zauważył, iż jego
wybawca jest mniej więcej w jego wieku – liczy sobie niewiele ponad osiemnaście lat
– ale jest wzrostu giganta. Jego jasne wijące się włosy opadały luźno aż do ramion, a
twarz była tak pogodna i spokojna, jakby ratowanie na wpół żywych nieznajomych
było jego codziennym zajęciem.
Nosił tunikę w kratę i spodnie z dobrej farbowanej skóry. Wyszywany wełniany
płaszcz spinała złota spinka ze stylizowanym krukiem z czerwonej emalii. To było
ubranie człowieka z dobrego domu, ale z domu, do którego nie zapraszano
rzymskich zdobywców i w którym nie naśladowano obcych obyczajów.
–Nie pochodzę z tych okolic. Nie znam waszych znaków – odezwał się Gajusz.
–Dobrze, nie przejmuj się. Wyciągnę cię stąd i wtedy porozmawiamy – młody
mężczyzna objął Gajusza w pasie i z łatwością uniósł do góry.
–Zastawiliśmy te sidła na dziki, niedźwiedzie i Rzymian – zażartował. – Po prostu
miałeś pecha.
Spojrzał w górę i powiedział:
–Diedo, zrzuć mi swoją opończę. Zrobimy z niej nosze, bo jego płaszcz jest sztywny
od krwi.
Gdy opończa znalazła się na dole, chłopak jednym jej końcem obwiązał w pasie
Gajusza, drugim siebie.
–Krzycz, jeśli cię zaboli. Wyciągałem tym sposobem niedźwiedzie, ale one były
martwe i nie mogły się skarżyć – powiedział stawiając stopę na najniższym z pali.
Gajusz zacisnął zęby i zawisł w powietrzu mdlejąc niemal z bólu, gdy spuchniętą
kostką uderzył o wystający korzeń. Czyjeś ręce podtrzymały go, a on z wysiłkiem
wspiął się na krawędź dołu, a potem zamarł w bezruchu, czekając aż wrócą mu siły.
Pochylał się nad nim starszy mężczyzna. Delikatnie odchylił połę jego cuchnącego
krwią płaszcza i cicho gwizdnął.
–Jakiś bóg musi cię kochać, nieznajomy przybyszu. Mało brakowało, a pal przebiłby
ci płuco. Cynriku, dziewczęta, spójrzcie – zawołał, a potem ciągnął swój wywód. –
Tam, gdzie ramię wciąż krwawi krew jest ciemna i płynie wolno, co znaczy, że
powraca do serca. Gdyby płynęła z serca byłaby jasnoczerwona i tryskałaby z rany,
tak że pewnie już dawno by się wykrwawił.