Biorąc oddech - całość

Szczegóły
Tytuł Biorąc oddech - całość
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Biorąc oddech - całość PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Biorąc oddech - całość PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Biorąc oddech - całość - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 biorąc oddech R E B E C C A D ON O V A N Przekład: Robert Kędzierski Fe e r i a n Strona 2 Tytuł oryginału: Out oj Breath Text Copyright © 2013 Rebecca Donovan Przekład: Robert Kędzierski Redakcja: Katarzyna Nawrocka Korekta: Maria Zalasa Skład: Norbert Młyńczak Druk: Drukarnia Wydawnicza im. W.L. Anczyca Zdjęcie na okładce: © Arcangel Images 'Ihe cover illustration first published in Great Britain in the KngJish language by Puffin Books Ltd, 2013. Copyright for Polish edition and translation © Wydawnictwo JK, Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana ani rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych bez uprzedniego wyrażenia zgody przez właściciela praw. ISBN 978-83-7229-468-5 Wydanie J, Łódź 2015 Wydawnictwo JK, ul. Krokusowa 1-3,92-101 Łódź teł. 42 676 49 69, fax 42 646 49 69 w. 44 Strona 3 Mojej ukochanej przyjaaótee i życiowej siostrze, Emjly Jesteś moim szczęściem i wyborem, którego nigdy nie musiałam dokonać. Strona 4 Prolog Nie wiem nawet, po co to zaczynałam. Może kiedyś pogadamy o tym, jak przestaniesz się tak głupio zachowywać. Stałam u szczytu schodów, balansując ciężkim pudłem z pod- ręcznikami. Z pełnego frustracji jęku Sary wywnioskowałam, że właśnie się rozłączyła. Umyślnie narobiłam trochę hałasu, zbliżając się do drzwi. Chciałam, by wiedziała, że zaraz wejdę, i zdążyła nad sobą zapanować. Sara opowiedziała mi o swojej decyzji zerwania z Jaredem. Wysłuchałam jej, ale nie potrafiłam dać żadnej rady. Ostatnio Sara nie zwierzała mi się za często. Bała się, że coś mnie może zdenerwować. Co prawda nie byłam jakoś szczególnie przewrażliwiona. Po prostu nie miałam ochoty mówić... o czymkolwiek. - To już wszystko? - spytała Sara, uśmiechając się szerzej niż zwykle, jakby chciała złagodzić to poirytowanie, które było widać w jej oczach. - Wiesz, możesz mi powiedzieć - zaproponowałam tonem przyjaciółki, której tak teraz potrzebowała. - Nie, nie mogę - odparła, skupiając uwagę na kartonach zaj- mujących cały pokój. - Za mało tu miejsca. Ten pokój jest strasznie mały. Pozwoliłam jej zmienić temat, tak jak wolała. 7 Strona 5 Rebecca Donovan - Niczego więcej mi nie trzeba. Naprawdę. Nie rób sobie kłopotu. - Wiedziałam, że tak powiesz - odparła Sara z niewyraźnym uśmiechem. - Dlatego przyniosłam tylko jedną rzecz do upiększenia twojego pokoju. - Sięgnęła po torebkę tak wielką, że można by ją nazwać marynarskim workiem, i wyciągnęła ramkę. Obróciła ją i uniosła rozradowana. To było nasze zdjęcie, zrobione w domu Sary, przed wielkim wykuszowym oknem wychodzącym na widoczne w tle podwórze. Anna, jej matka, zrobiła je tego lata, gdy z nimi mieszkałam. Błysk widoczny w naszych oczach mówił, że za chwilę wybuchniemy śmiechem. - O rany - powiedziała Sara z udawaną powagą, co wywołało zamęt w mojej głowie. - Czyżbym widziała uśmiech na twojej twarzy, Emmo Thomas? Zastanawiałam się, czy jeszcze kiedyś to zobaczę. Zignorowałam tę uwagę, zaciskając usta, i odwróciłam się w stronę biurka stojącego w kącie. - Doskonale. - Postawiła fotograńę na szafce i przyjrzała się jej z podziwem. Wyciągnęłam podręczniki i upchnęłam je na półce pod biurkiem. - Dobra, rozpakujmy cię. Tak się cieszę, że nie musisz się tłuc po akademikach. Poza tym zawsze lubiłam Meg... i Serenę, chociaż nie zgadza się na zmianę wizerunku. Ale co tam, popracuję nad tym. Nie wiem tylko, o co chodzi z Peyton. - Jest: nieszkodliwa - odparłam, składając pusty karton. - W każdym domu musi się chyba rozgrywać jakiś dramat - zauważyła Sara, umieszczając stos poskładanych koszulek w otwartej szufladzie. - A dopóki Peyton jest jedynym dramatem w tym domu, da się z tym żyć. - Dokładnie tak samo myślałam - odparłam, wieszając ubrania w miniaturowej szafie. Sara rzuciła na łóżko czarny karton po butach. Strona 6 Biorąc oddech - Mam zostawić buty w kartonie czy wstawić do szafy? - Zaczęła zdejmować wieko, ale błyskawicznie je nałożyłam. Wzdrygnęła się i spojrzała na mnie zaskoczona. - To nie buty. - Słyszałam napięcie w swoim głosie. Usta Sary otworzyły się ze zdziwienia. Patrzyła na moją przejętą minę. - No dobra. Gdzie chcesz to mieć? - Wszystko jedno. W sumie to wołałabym nie wiedzieć - od- parłam. - Przyniosę nam picie. Na co masz ochotę? - Na wodę - powiedziała cicho Sara. Gdy kilka minut później wróciłam z dwiema butelkami, Sara ścieliła łóżko, a pudełka nie było. Pozostało już tylko odstawić buty na dno szafy. Posiadanie niewielu rzeczy ma swoje dobre strony. Usiadłam przy biurku, w fotelu na kółkach, a Sara położyła się na brzuchu wśród ozdobnych poduszek, które dopiero co skończyła starannie układać. Wiedziałam, że gdy tylko sobie pójdzie, upchnę je na najwyższej półce szafy. - Skończyłam to, bo nie potrafię tak na odległość. Wiesz, o co mi chodzi, prawda? - spytała Sara. Okręciłam się na fotelu, zaskoczona, że jednak postanowiła się otworzyć. - Wiem, że to dla ciebie trudne. Zawsze tak było - odparłam. Już raz zmierzyła się z takim wyzwaniem, gdy byłyśmy w Con- necticut, a Jared uczył się na Uniwersytecie Cornella w Nowym Jorku. Związek przetrwał wówczas, bo pod koniec ostatniej klasy Sara odwiedzała Jareda praktycznie w każdy weekend. - Będę we Francji. Po prostu nie mogę nam tego zrobić - ciągnęła. - To by było nie fair, gdybym kazała mu czekać. - A chciałabyś, żeby spotykał się z kimś innym, kiedy cię nie będzie? Bo przecież na to właśnie dajesz mu pozwolenie. I jak wszystko się ułoży, kiedy już wrócisz? 9 Strona 7 Rebecca Donovan Sara milczała, z podbródkiem opartym na rękach. Wpatrywała się w podłogę. - Po prostu nie chcę o tym wiedzieć. I jeśli poznam kogoś w Paryżu, on też nie musi od razu o wszystkim wiedzieć. Bo tak czy inaczej będziemy razem. Prędzej czy później. Nie wiem tylko, czy którekolwiek z nas jest gotowe to dzisiaj przyznać. Wciąż nie pojmowałam jej logiki, ale nie zamierzałam drążyć tematu. Nagle usiadła na łóżku, nie dając mi szansy na dodanie czegokolwiek. - Słuchaj, nie sądzisz... nie będzie mnie, więc... może opowiedziałabym Meg trochę o tobie? Nie wszystko, tylko tyle, żeby wiedziała, jak pomóc, gdy zostaniesz sama. Nie mogę znieść myśli, że będę tak daleko i nikt... - ...nie będzie mnie pilnował - dokończyłam. - Tak - przyznała, uśmiechając się łagodnie. - Nie chcę, żebyś była sama. Masz skłonności do zamykania się w sobie, czasem na całe dni. To nie jest dobre. Oczywiście, będę do ciebie codziennie dzwonić, ale wciąż się martwię, że zabraknie mnie... gdybyś... - Sara spuściła wzrok, niezdolna dokończyć zdania. - Saro, nic nie zrobię - obiecałam bez przekonania. - Nie musisz się o mnie martwić. - Niby nie muszę, ale to nie znaczy, że nie będę. Strona 8 1 Puszka Pandory Bonne année!! ! - wykrzyczała Sara przez telefon. jl-J Gdzieś obok niej huknęła muzyka i gwar głosów i trudno było zrozumieć, co dokładnie mówi. Może to dlatego, że połączenie z Paryżem nie było akurat za dobre. -1 tobie też szczęśliwego nowego roku! - powiedziałam głośno. - Chociaż u nas jeszcze przez dziewięć godzin będzie stary rok. - Emmo, nowy rok zapowiada się tutaj po prostu bajecznie! Ta impreza jest szalona. Sami projektanci-pijacy - zachichotała. Zresztą sama nie brzmiała zbyt trzeźwo. - I zaprojektowałam sobie suknię specjalnie na dzisiej szy wieczór. - Nieźle. Szkoda, że tego nie widzę. - Zastanawiałam się, czy naprawdę musimy tak wrzeszczeć, by się słyszeć, ale Sara nie prze- stawała krzyczeć. Godziłam się na to, bo chciałam słyszeć jej głos, nawet gdy była podchmielona i chichotała. Brakowało mi tego, odkąd jesienią wyjechała do Francji na -wymianę studencką. Zeszłe lato i wszystkie wolne dni podczas pierwszego roku spędziła ze mną w Kalifornii. Świadomość, że będę ją widywać tylko co kilka miesięcy, czyniła moje życie nieznośnym. Jak na razie drugi rok był do niczego. Gdyby nie moje współlokatorki, nie zajmowałabym się niczym oprócz piłki nożnej i szkoły. - Nie zamkniesz się w pokoju, tak jak w ubiegłego sylwestra, prawda? u Strona 9 Rebecca Donovan - Drzwi nie będą zamknięte, ale zostaję u siebie - potwierdziłam. - Gdzie jest Jean-Luc? - Poszedł po butelkę szampana dla nas. Jak tylko skończymy rozmawiać, wysyłam ci zdjęcie swojej sukienki. - Hej, Em... - Meg wsunęła głowę do mojego pokoju i zobaczyła, że rozmawiam przez telefon. - Przepraszam. To Sara? Kiwnęłam głową. - Cześć, Saro! - wrzasnęła Meg. - Cześć, Meg! - odwrzasnęla Sara. - Mhmm... Chyba cię usłyszała - powiedziałam Sarze, przy- ciskając palec do ucha, w którym wciąż mi dzwoniło. - Ale za to ja cię teraz nie słyszę. Meg się uśmiechnęła. - Cóż, muszę już lecieć - zawołała Sara, przekrzykując salwy śmiechu rozbrzmiewające w tle. - Wrócił mój facet z szampanem. Jutro do ciebie zadzwonię. Kocham cię, Em! - No to na razie, Saro - odparłam. Boże, jak za nią tęskniłam. Nie byłam pewna, czy ona zdaje sobie z tego sprawę. Nie mówiłam jej przecież. Ale tęskniłam za nią. Tęskniłam... bardzo. - Wygląda na to, że świetnie się bawi w sylwestra - zauważyła Meg, siadając na moim łóżku. - Odgłosy imprezy dało się słyszeć z drugiego końca pokoju. - O której wychodzisz? - spytałam. Wiedziałam, że Meg wybiera się z paroma przyjaciółmi na zabawę w San Francisco. - Za godzinę. Przed imprezą wszyscy idziemy na kolację. Zapiszczała moja komórka i zdjęcie Sary wypełniło wyświetlacz. Rzeczywiście wyglądała niesamowicie w lśniącej ciemnozielonej sukni bez rękawów, z wysokim kołnierzem, nasuwającej na myśl wyzwolone kobiety z lat dwudziestych. Faliste rude włosy upięła na karku. Wydymała lśniące, czerwone usta, a jej oczy błyszczały, gdy Jean-Luc całował ją w policzek, ściskając w ręce butelkę szampana. Pokazałam zdjęcie Meg. 12 Strona 10 Biorąc oddech - Seksownie. Sama zaprojektowała suknię? - Tak - potwierdziłam. - Niesamowita! - Zgadza się. Odłożyłam telefon na biurko, obok laptopa. - Mogę pożyczyć twoje czarne buty? - spytała Meg. - No pewnie. - Odwróciłam się do laptopa, żeby dalej ściągać wymagane lektury na najbliższe trzy miesiące. - Są w pudełku pod łóżkiem. - Wciąż możesz zmienić zdanie i iść ze mną - zaproponowała Meg. Słyszałam pudełko szurające po dywanie. - Dzięki, ale zostanę - odparłam. - Nie przepadam za sylwestrem. - Usiłowałam zachować obojętny ton, by w mojej odpowiedzi nie odzwierciedlały się prawdziwe powody. Gdy ostatnio świętowałam nadejście nowego roku, przyszłość rysowała się w pięknych barwach, a ja tak bardzo chciałam ją współtworzyć. Teraz to była tylko kolejna kartka wydarta z kalendarza. - Em, błagam, cię, naprawdę. Proszę, proszę, chodź ze mną dzisiaj - namawiała stojąca w drzwiach Peyton. - Naprawdę nie chcę iść z Broolc. Nigdy ze mną nie wychodzisz, a dziś jest sylwester. Choć raz zrób dla mnie wyjątek. Okręciłam się na krześle, by jej odmówić, chyba po raz tysięczny. Zanim zdążyłam wydobyć z siebie choć słowo, jej oczy zabłysły. Całą uwagę skupiła na Meg. - Oooch... Co to? Weszła do pokoju. Podążyłam wzrokiem za jej zaciekawionym spojrzeniem. Meg właśnie zdjęła wieko z pudła znajdującego się teraz na moim łóżku. Z niewłaściwego pudła. Opary wspomnień i nieskończonego smutku wypełniły pokój. Zabrakło mi tchu. Peyton uniosła do góry biały T-shirt z niebieskimi odciskami dłoni. Meg natychmiast jej go wyrwała. U Strona 11 Rebecca Donovan - Przestań, Peyton - upomniała ją. Nagły powrót przeszłości sprawił, że poczułam się jak spara- liżowana. „Ukrywanie się wciąż chyba nie jest twoją mocną stroną”. Usły- szałam w głowie jego głos i przeszył mnie dreszcz. - Jaki śliczny - podziwiała Peyton, rozprostowując mój niebieski sweterek. - Mogę pożyczyć? - Nie! Odczep się, Peyton! - Meg wyrwała jej sweterek i odłożyła z powrotem do pudła. - Przepraszam, Em. Zalała mnie fala bolesnych wspomnień, zmuszając, bym czuła więcej niż przez ostatnie półtora roku. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. To było tak, jakby odarto mnie ze skóry, jakby każdy mój nerw był obnażony. Zanim Meg zdążyła nasunąć wieko na moją przeszłość, Peyton wyciągnęła z pudła kasetkę z biżuterią. „Nie możesz tego wziąć. Proszę, zapłacę ci, tylko mi go nie zabieraj”. Poczułam tamtą rozpacz, a wspomnienie zimnych, twardo patrzących oczu wywołało paniczną reakcję, wyrywając mnie ze stanu milczącej udręki. Zerwałam się z krzesła i wyszarpnęłam niebieską kasetkę z rąk Peyton. Gwałtowność moich ruchów sprawiła, że Peyton cofnęła się o krok. Wrzuciłam kasetkę do pudła i zamknęłam wieko. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, a ręce się trzęsły. Ściskałam brzeg wieka, czekając, aż ból ustąpi. Ale było już za późno. Prosty akt otwarcia tego pudła wyzwolił potworne poczucie winy i nieposkromioną falę rozpaczy, które do tej pory ukrywałam w najgłębszych zakamarkach, i teraz pokrywka już nie wystarczała, by to powstrzymać. - Przepraszam, Em - wyszeptała Peyton. Nie odwróciłam się. Wsunęłam pudło pod łóżko i wciągnęłam głęboko powietrze. Moje serce tliło się na brzegach jak kawałek papieru, powoli pełznące płomienie sięgały jego środka. 14 Strona 12 Biorąc oddech Zamknęłam oczy, próbując ugasić ogień, ale nie miałam dość sił, by to zrobić. - Idę pobiegać - mruknęłam niemal bezgłośnie. - Dobra - odparła ostrożnie Meg. Bałam się, co mogłaby wyczytać z moich oczu. Nie ośmieliłam się na nią spojrzeć, gdy wyprowadzała Peyton z pokoju. - Zobaczymy się, jak wrócisz. Szybko narzuciłam ciuchy do biegania i po kilku minutach byłam na zewnątrz. Wystartowałam z muzyką z iPoda ryczącą w uszach. Przyspieszałam, dopóki uda nie zaczęły mnie palić. Bocznymi uliczkami przebiłam się do parku. Potknęłam się i przystanęłam, nie byłam już w stanie walczyć z napierającą falą emocji. Zacisnęłam drżące ręce i wydałam z siebie gardłowy krzyk. Czułam, że zaraz rozpadnę się na kawałki. Nie oglądając się, by sprawdzić, czy zwróciłam czyjąś uwagę, znów ruszyłam sprintem. Po mojej twarzy spływały łzy i krople potu i mieszały się ze sobą. Wróciłam do domu. Fizyczne wyczerpanie stłumiło nieco wewnętrzny ogień, ale choć starałam się z całych sił, nie dałam rady go ugasić. Moje wnętrzności wciąż płonęły. Zastanawiałam się, co mogę zrobić, by znów zepchnąć tę udrękę w mroki niepamięci i powrócić do dawnego stanu odrętwienia. Wiedziałam, że nie podołam temu sama. Potrzebowałam pomocy. Byłam zdesperowana. - Peyton! - zawołałam z dołu schodów. Ściszyła muzykę w swoim pokoju i wysunęła głowę. - Hej, Em. Co się dzieje? - Pójdę z tobą - wydyszałam, wciąż próbując złapać oddech. - Co? - spytała, niepewna, czy się nie przesłyszała. - Idę z tobą na imprezę - powtórzyłam wyraźnie, mój oddech zaczynał się już wyrównywać. - O tak! - wykrzyknęła. - Mam dla ciebie świetną bluzeczkę bez rękawów! 15 Strona 13 Rebecca Donovan - Super - burknęłam, ruszając do kuchni, żeby napić się wody. - Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że zmieniłaś zdanie - szczebiotała Peyton, gdy wysiadłyśmy z jej czerwonego mustanga na końcu zastawionej samochodami ulicy. Nawet stąd słychać było muzykę. - Nie ma sprawy - odparłam roztargniona. Potrzebowałam czegoś, co zagłuszyłoby głosy, które nie dawały mi spokoju. Musiałam znów odnaleźć drogę do stanu odrętwienia. - Musisz zdjąć tę bluzę - upomniała mnie Peyton, zanim za- mknęłam drzwi samochodu. - Ale jest zimno - zaprotestowałam. - Nie tam, dokąd idziemy. To naprawdę niedaleko. No dalej, Em. Weź się w garść. Niechętnie ściągnęłam bluzę, odsłaniając błyszczący srebrny top bez rękawów. Drżąc z zimna, wrzuciłam bluzę do samochodu. - Od razu lepiej - pochwaliła Peyton z szerokim uśmiechem. Dołączyła do mnie na chodniku i wsunęła rękę pod moje ramię. - Chodźmy się zabawić! Peyton szła obok mnie w czerwonej sukni bez ramiączek. Lśniące złote włosy opadały jej na plecy. Jej zielonkawo-niebieskie oczy błyszczały z podekscytowania, gdy prowadziła mnie w stronę, skąd dobiegała muzyka, coraz głośniejsza z każdym mijanym domem. Dziwiło mnie, że jeszcze nie pojawiła się tu policja. Ale gdy się rozejrzałam, zdałam sobie sprawę, że otaczają mnie akademiki. Większość mieszkańców wyjechała pewnie na ferie zimowe albo była na imprezie. Zbliżałyśmy się do beżowego budynku, na którego tyłach ustawiono wielki biały namiot. Przy wejściu paru chłopaków rozdawało diademy i cylindry. Peyton wsunęła na głowę diadem, a ja wzięłam cylinder. Jakiś chłopak z kosza na śmieci zaczerpnął czerwonego płynu lć Strona 14 Biorąc oddech Oczy Peyton się rozszerzyły, gdy sięgnęłam po kubek. - Wiesz, że w tym jest alkohol, tak? - Tak, wiem - odparłam bez zająknienia i upiłam łyk. Było... słodkie. Przypominało mi przesłodzony owocowy poncz. To nie będzie takie trudne, jak mi się wydawało. Czemu moja matka wolała potworny smak czystej wódki, gdy miała do wyboru takie rzeczy? - Ale ty przecież nie pijesz - zaprotestowała Peyton, wyraźnie zszokowana. - Z nowym rokiem można spróbować czegoś nowego - rzuciłam lekkim tonem i uniosłam kubek do ust. Wyszczerzyła zęby i postukała palcami w swój kubek. - Za próbowanie! Gdy Peyton upiła łyk, postanowiłam dopić resztę ze swojego kubka. Potrzebowałam efektów, i to jak najszybciej. Bądź co bądź po to tu przyszłam. - Em! - upomniała mnie. - Wiem, że w smaku tego nie czuć, ale w tym jest dużo alkoholu. Może powinnaś trochę zwolnić? Wzruszyłam ramionami i nim weszłyśmy do zatłoczonego na- miotu, sięgnęłam po kolejny kubek. Przecisnęłyśmy się pod scenę, na której grał jakiś zespół, zagłuszając wszelkie rozmowy, co akurat bardzo mi odpowiadało - Piej! - wrzasnęła Peyton, rozpoznając wysokiego chłopaka o kręconych brązowych włosach, ubranego w uczelnianą koszulę w kratkę. - Czekałem na ciebie - zwrócił się do mojej towarzyszki. - Przecież ci mówiłam, że przyjdę - odparła figlarnie, odwróciła się do mnie i powiedziała: - Tom, to jest Emma, koleżanka, z którą mieszkam. Jeszcze jej nie poznałeś. - Rany - mruknął Tom. - Nie mogę uwierzyć, że naprawdę przyszłaś. Uśmiechnęłam się nienaturalnie. Zastanawiałam się, co Peyton mu o mnie nagadała. Mogłam się tylko domyślać. 17 Strona 15 Rebecca Donovan - A to jest Cole. - Tom wskazał na barczystego blondyna stojącego nieopodal. - Cześć - odparł Cole ze skinieniem głowy i lekkim uśmiechem na twarzy Peyton szturchnęła mnie łokciem. Zignorowałam ją jednak i ledwie kiwnęłam głową w odpowiedzi. Kiedy upijałam kolejny łyk, Peyton zaborczo chwyciła Toma pod ramię i powiedziała: - Przydałby mi się j eszcze j eden drink. Tom spojrzał zdezorientowany na jej pełny kubek, ałe pozwolił, by odciągnęła go na bok. Spojrzałam na nią ze złością. Odwróciła się i uśmiechnęła znacząco. - Dobrze się bawisz? - wrzasnął Cole, próbując przekrzyczeć dźwięki ze sceny. Nie wydawał się za bardzo przejęty sztucznością sytuacji. Osłoniłam ucho ręką, by pokazać, że go nie słyszę. Zamiast powtórzyć pytanie, pochylił się w moją stronę i powiedział: - Zaczynałem się zastanawiać, czy naprawdę istniejesz. Wciąż o tobie słyszałem, ale nigdy nie widziałem, żebyś gdzieś wychodziła. Odsunęłam się. Nie chciałam go zachęcać, by tak bardzo się do mnie zbliżał. Zaczęłam rozglądać się wśród otaczających nas ludzi. - Niewiele mówisz, co? Pokręciłam głową i upiłam kolejny łyk drinka, by ugasić płomienie, które wciąż tliły się pod powierzchnią. Dlaczego przyjście na tę imprezę uznałam za dobry pomysł? Jesteś niesamowita. - Nie jestem pewna. - Ty jesteś niesamowita”. Wyprostowałam plecy. Natarczywe głosy w mojej głowie stawały się coraz wyraźniejsze. Zaraz mogły do nich dołączyć obrazy z ostatniej sylwestrowej imprezy, na której byłam. Przełknęłam je z kolejnym haustem drinka. 18 Strona 16 Biorąc oddech - Zamierzasz w ogóle coś powiedzieć? - spytał Cole, wyrywając mnie z bolesnych wspomnień dotyczących tego, jak w objęciach Iwana patrzyłam na fajerwerki eksplodujące nad naszymi głowami. - Co? - Wreszcie na niego spojrzałam. - A co takiego miałabym powiedzieć? - wyrzuciłam. - No, to przynajmniej jakiś początek - zakpił, niespeszony moim zachowaniem. - Uczysz się w Stanfordzie? Kiwnęłam głową, zaraz się jednak zreflektowałam na widok jego oskarżycielsko zmrużonych oczu. - Tak - odparłam z naciskiem. - A ty? - Też. Na przedostatnim roku - powiedział. - Drugi rok - poinformowałam, wskazując na siebie. I dodałam, uprzedzając kolejne przewidywalne pytanie: - Przygotowanie do studiów medycznych. Chyba zrobiło to na nim wrażenie. - Biznes - wyjaśnił krótko. Kiwnęłam na to głową. - Grasz z Peyton w piłkę nożną? Westchnęłam i znów upiłam spory łyk. Nie podobała mi się ta trywialna gadka. - Tak. A ty grasz w drużynie? - Nie. W szkole średniej grałem w lacrosse, ale tutaj w nic. Nie przyszłam na tę imprezę, żeby prowadzić konwencjonalne rozmowy ani też by kogoś poznać. Musiałam się uwolnić od tego faceta. I naprawdę nie zależało mi na tym, co sobie o mnie pomyśli. Dopiłam drinka. - Potrzebuję jeszcze jednego - oświadczyłam. - No to na razie. Odwróciłam się i odeszłam, zanim zdążył cokolwiek zrobić. Przeciskałam się przez tłum, szukając stolika z drinkami. Zespół zrobił sobie przerwę, a jego miejsce zajął didżej, wyzwalając taneczną energię wokół małej sceny. 19 Strona 17 Rebecca Donovan Wciąż za dużo czaiłam. Nigdy dotąd nie wypiłam więcej niż parę łyków, więc nie wiedziałam, kiedy pojawią się jakieś efekty. Nie miałam też pojęcia, czego się spodziewać. Moja matka sięgała po alkohol, żeby uśmierzyć ból. Co prawda obiecałam sobie, że nigdy nie będę pić, każdy ma jednak jakąś granicę wytrzymałości. Nie chciałam dłużej cierpieć. Przebrnęłam na drugą stronę namiotu, gdzie na stoliku czekały pełne kubki. - Chcesz drinka? - zapytał jakiś głos tuż przy moim uchu. Odwróciłam się i ujrzałam szczupłego, muskularnego chłopaka z czarną czupryną i ciemną linią zarostu na podbródku. Sądząc po tatuażu, który zaczynał się przy uchu i sięgał aż na szyję, oraz po tym, że był ubrany jak kilku innych facetów w T-shirt i postrzępione dżinsy, musiał należeć do zespołu. - Do mnie mówisz? - Tak - odparł z szerokim uśmiechem. - Jestem Gev. Zobaczyłem, że masz pusty kubek, i pomyślałem, że ci pomogę. - Cóż, ty wcale nie masz kubka, więc może to ja powinnam pomóc tobie. Roześmiał się, a ja ruszyłam w stronę stołu, zostawiwszy nowo poznanego chłopaka na chwilę samego. Odwróciłam się z dwoma kubkami w rękach. Zatrzyma! się tuż przy mnie i uśmiechnął, gdy podałam mu jeden z nich. - Podoba mi się twoje imię. Jest inne. - Jestem do niego przywiązany - odparł, szybko unosząc brwi. Przewróciłam oczami i parsknęłam śmiechem. - Wracasz tam? - spytałam, wskazując w stronę sceny. Doszłam do wniosku, że równie dobrze mogę z kimś pogadać, a on wydawał się dość interesujący. Przynajmniej nie był taki przewidywalny. - Nie. Skończyliśmy na dzisiaj. I mam dużo do nadrobienia. - Wypił zawartość kubka kilkoma sporymi łykami. 20 Strona 18 Biorąc oddech Przyglądałam mu się rozbawiona, a potem podałam kolejny kubek, który przyjął ze szpanerskim uśmiechem. - Jak ci na imię? - spytał, odsuwając się od ludzi cisnących się przy stoliku. - Emma. - Jak się czujesz? Jeszcze minutę temu odpowiedziałabym: jakbym płonęła. Uświadomiłam sobie jednak w tym momencie, że ogień zgasł. Zastąpił go głuchy szum. Ogarnął mnie spokój, rzucając zasłonę odrętwienia na moje zmysły. - Wyciszona - odparłam z głębokim westchnieniem. Poczułam ulgę na myśl, że ta oranżada z prądem wreszcie zaczęła działać. Roześmiał się. - Tego jeszcze nie słyszałem. - Nie znałeś mnie. - To prawda. Ale to mi się podoba... że mówisz, co myślisz. Bez kitu. To naprawdę niezłe. Wzruszyłam ramionami. - No to za niewciskanie kitu! - Gev uniósł kubek. Stuknęłam się z nim i oboje upiliśmy parę dużych łyków. - Studiujesz na... - Bez kitu - przerwałam mu. - Dobra - powiedział z namysłem. - Jaki masz kolor majtek? Ta bezpośredniość mnie zaskoczyła. - Nie pamiętam. - Pociągnęłam dżinsy za szlufkę, żeby zajrzeć. - Fioletowe. - Fajnie. - Pokiwał głową z aprobatą. - A ty? - spytałam. Ta rozmowa „bez kitu” zaczynała mi się podobać. Była ciekawsza niż gadanie o przedmiotach kierunkowych i drużynach sportowych. Gev okazał się bardziej śmiały. Rozpiął parę guzików w dżinsach i pokazał mi górę swoich bokserek. 21 Strona 19 Rebecca Donovan - Czarne. - Widzę. - Wydęłam usta, żeby się nie uśmiechnąć. Przechyliłam kubek i dopiłam drinka, napawając się tą mgiełką, która zaczęła mnie otaczać. Gev przesunął ręką po moich plecach, pochylił się i spytał: - Z kim się całujesz o północy? - A ile mam czasu? - zapytałam, choć w zasadzie nie robiło mi to różnicy. Zerknął na zegarek. - Godzinę. - Pewnie z tym, kto będzie stał najbliżej. - No to lepiej, żebym się trzymał blisko ciebie - odparł, unosząc brew. - Emma! - zawołała Peyton. Odwróciłam się w stronę, skąd dobiegał jej głos, i zmrużyłam oczy, żeby wyraźniej widzieć. - Gdzie Cole? - Nie wiem - odparłam, gdy wreszcie zobaczyłam ją obok siebie. Spoglądała to na mnie, to na Geva i zdezorientowana mrużyła oczy. - Chodź no tutaj - poleciła, chwytając mnie za ramię i odciągając od niego. Potykając się, ruszyłam za nią. Nie byłam przygotowana na taki gwałtowny ruch. - Kto to jest? - Gev. Gra w zespole - odparłam i pomachałam mu. W odpowiedzi uniósł kubek. - Co się stało z Coleem? Niezłe z niego ciacho. - Jest nudny - parsknęłam. - Gev jest o wiele ciekawszy. - Ile drinków wypiłaś? - Trzy. - Uśmiechnęłam się szeroko, dumna ze swojego osiąg- nięcia. -1 jestem odrętwiała. 22 Strona 20 Biorąc oddech - Trzy?! Em,jesteśmy tu dopiero od godziny! Nie możesz już nic więcej pić, inaczej przed północą urwie ci się film. Poza tym nie wydaje mi się, żeby Gev do ciebie pasował. - No i co z tego? - Nie szukałam kogoś, kto by „do mnie pasował”. Szukałam tylko kogoś ciekawego, z kim mogłabym rozmawiać albo pić. Ale nie chciało mi się tracić czasu na wyjaśnienia. - O Boże! Już jesteś pijana! Zastanowiłam się nad tym i wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Byłam odrętwiała od stóp do głów, tylko w ustach czułam lekkie łaskotanie. Nie przeszkadzała mi własna nietrzeźwość. Może nie tego oczekiwałam, ale nie było źle. - Dobra - zgodziłam się, dochodząc do wniosku, że jej ocena była trafna. - Teraz idę znaleźć Geva. Uznałam, że kazanie dobiegło końca. Peyton nie była zabawna. Odwróciłam się i ta szybka zmiana pozycji sprawiła, że wszystko dookoła się zamazało. Przez chwilę stałam bez ruchu, by świat wrócił na swoje miejsce, a potem zaczęłam się rozglądać za jego czarną czupryną. - W porządku. Znajdę cię o północy! - zawołała za mną. Poczułam, że czyjaś ręka chwyta mnie za ramię, i ociężale od- wróciłam głowę. Zobaczyłam jego ciemnoniebieskie oczy. - Wciąż jestem przy tobie. - Uścisnął moją dłoń. - Powiedz mi coś ciekawego - poprosiłam, przyjmując od niego kubek. - Myślę, że ty jesteś najciekawszą osobą, jaką od bardzo dawna poznałem. - Objął mnie ręką w pasie, pochylił się i powiedział: - Zatańcz ze mną. Właśnie miałam otworzyć usta, by wyjaśnić mu, że nie tańczę, ale zanim się połapałam, byliśmy już w tłumie spoconych ciał, a on przyciskał mi dłoń do pleców, przyciągając mnie do siebie. Zarzuciłam mu ręce na szyję, żeby nie stracić równowagi, i pozwoliłam, żeby po- grążył się w tańcu. Robił to nawet za mnie, kołysząc moimi biodrami. 23