Bentley Barbara - Kochałam psychopatę

Szczegóły
Tytuł Bentley Barbara - Kochałam psychopatę
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Bentley Barbara - Kochałam psychopatę PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Bentley Barbara - Kochałam psychopatę PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Bentley Barbara - Kochałam psychopatę - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Strona 4 Strona 5 Strona 6 Dedykuję tę książkę mojemu mężowi Reksowi, pamięci mojej przyjaciółki Helen oraz detektywa Grega Smitha, który ocalił mi życie. Strona 7 Wstęp Oto moja opowieść, w której marzenia o życiu jak z bajki, zaufanie i nadzieja ścierają się ze światem psychopa­ tów i przemocy domowej - stykając się z nim, można postradać zmysły. Nawet nie podejrzewałam, że z takim trudem przyjdzie mi powrócić do normalnego życia ani że tak ciężko będzie pozbyć się psychopaty. Książę z bajki zawrócił mi głowie, ale euforia nie trwała długo. G d y tylko skończył się miesiąc miodowy, prędko nauczył się, jak za pomocą umiejętnych kłamstw manipulować mną, żerując na niepewności i kompleksach. Potrafił być tak czaru­ jący, że zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, iż wykorzystuje mnie i nasz związek dla osiągnięcia własnych celów: wysokiego standardu życia i podziwu ludzi, którego zawsze pragnął. Bywał jednak i przerażający - kiedy groził, że mnie zostawi, zamiera­ łam ze strachu. W panice robiłam wszystko, co wydawało mi się konieczne, żeby ocalić związek. N i e mogłam bowiem dopu­ ścić do tego, by moja obawa przed porzuceniem stała się rzeczy- Strona 8 wistością. Miałam do czynienia z szaleńcem, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy. M ó j książę z bajki, emerytowany kontradmirał, był w rze­ czywistości potworem - psychopatą potrafiącym wypatrzyć kobietę, która pozwoli mu się oczarować i kontrolować. U m i e ­ jętnie podsycał płomień miłości. Wiedział doskonale, co, jak i kiedy powiedzieć, aby schwytać mnie w pułapkę niczym zwie­ rzę. Efektem tego był przynajmniej jeden zamach na moje życie. W książce Psychopaci są wśród nas doktor Robert D. Hare defi­ 1 niuje ich jako „społecznych drapieżników, którzy mamią, mani­ pulują i przedzierają się przez życie, zostawiając za sobą zła­ mane serca, zawiedzione nadzieje i puste portfele" . Psychopaci 2 znani są również jako socjopaci. W książce The Sociopath Next Door (Socjopata z sąsiedztwa) doktor Martha Stout stwierdza, że „jeden na dwudziestu pięciu zwyczajnych obywateli amery­ kańskich — jest skrytym socjopatą". Doktor Hare formułuje również następujące twierdzenie: „Psychopaci wykazują się błyskotliwością i elokwencją. To czę­ sto zabawni i dowcipni rozmówcy, którzy zawsze mają na p o d o ­ rędziu inteligentną odpowiedź. Potrafią również opowiadać nie­ samowite, ale przekonujące historie, w których przedstawiają się w jak najlepszym świetle. To mistrzowie autoprezentacji, nie­ rzadko sympatyczni i czarujący". Psychopatów uznaje się za specjalistów od manipulowania faktami i przeinaczania prawdy. G d y tylko zaczynałam mieć 1 Wydawnictwo Znak, Kraków 2 0 0 6 . (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza). 2 Wszystkie cytaty w tłumaczeniu własnym. Strona 9 podejrzenia i podawałam w wątpliwość którąś z jego historii, książę z bajki zazwyczaj bez wahania oferował mi wiarygodne wyjaśnienie, w którym nierzadko tkwiło przynajmniej źdźbło prawdy. Kiedy indziej gładko omijał pytanie. Po każdej jego odpowiedzi czułam się jak idiotka lub osoba niezrównoważona, a jednak nadal mu ufałam. Doktor Hare pisze również: „Biorąc pod uwagę osobo­ wość psychopaty, nie dziwi fakt, że jest to zazwyczaj utalen­ towany oszust, z łatwością podszywający się pod inne osoby. Bez wahania preparuje imponujące referencje, by móc pod­ jąć pracę w zawodach, które dają mu prestiż i władzę. Zmienia się jak kameleon". M o ż n a spotkać go w roli prawnika, psycho­ loga, oficera, bohatera wojennego, członka zarządów spółek, jak również - i jest to jego ulubiony zawód - agenta, najlepiej C I A bądź FBI. Ludzi tych zazwyczaj obdarza się zaufaniem, a psychopata chce, by jego ofiary ufały mu bezgranicznie. Psychopaci poszukują wygranej na loterii i bez skru­ pułów dążą do swojego celu. Nie mają żadnych zobo­ wiązań finansowych, nie zadręczają się więc myślami o zdolności kredytowej. Powodowani chciwością, czysz­ czą konta swoich ofiar, pożyczają pieniądze, zabie­ rają kosztowności, zachęcają do założenia drugiej hipo­ teki i podstępem doprowadzają do wykupienia dużych polis ubezpieczeniowych lub spisania testamentu, którego są beneficjentami. By zdobyć to, czego pragną, nie cofną się nawet przed morderstwem. A kiedy źródło dochodów wysy­ cha, idą dalej bez najmniejszych wyrzutów sumienia - szukają kolejnej ofiary. Strona 10 W y m i a r sprawiedliwości stale ma do czynienia z psychopa­ tami, którzy przez całe życie łamią prawo. W i e l u z nich używa fałszywych dowodów tożsamości. W ich kartotekach roi się od niezwykłych pomysłów, które przerażają, gdy zdamy sobie sprawę, jak wiele krzywd mogą wyrządzić. Większość tych osób posługuje się oszustwami do ostatnich dni. Psychopaty bowiem nie da się tak naprawdę wyleczyć. Praktykujący psychopaci niczym nie różnią się od osób stosu­ jących przemoc domową. Doskonale znają mechanizmy wyko­ rzystywania emocjonalnego i finansowego. A b y osiągnąć swoje cele, mogą uciec się nawet do przemocy fizycznej i molestowa­ nia. Przemoc domowa opiera się na władzy i kontroli. A psy­ chopata, który napawa się władzą, doskonale wie, jak je zdobyć i utrzymać. Psychopaci są ekspertami w stosowaniu cyklu przemocy. Po wydarzeniu, które można określić mianem wykorzystywa­ nia, przepraszają i okazują miłość, stosując manipulacje słowne. „Obiecuję, że to się j u ż nigdy nie powtórzy" - przekonują. Wmawiają też ofierze, że to ona jest wszystkiemu winna. Ten etap miesiąca miodowego może być bardzo krótki. Potem napięcia zaczynają narastać i w końcu prowadzą do kolejnego aktu przemocy. Agresja werbalna bywa jawna: w złości używa się ostrych słów, dochodzi do krzyków i obrzucania drugiej osoby wyzwi­ skami. U ofiary następuje wówczas gwałtowne obniżenie samo­ oceny i paraliż emocjonalny. Jednak przemoc werbalna może być również subtelna, ubrana w gładkie słówka. W książce Toksyczne słowa: słowna Strona 11 agresja w związkach Patricia Evans stwierdza, iż „ukryta prze­ 3 moc werbalna niszczy człowieka właśnie dlatego, że nie jest bezpośrednia. To zawoalowany atak bądź przymuszenie. Taki rodzaj przemocy bywa określany mianem »doprowadza- jącego do szaleństwa«". Psychopata jest mistrzem w stosowa­ niu takich środków. Dokładnie wie, co powiedzieć, żeby ofiara nie mogła odzyskać równowagi i nie potrafiła zrozumieć, czemu czuje się zagubiona. Z kolei ten, kto wykorzystuje swą ofiarę finansowo, może posługiwać się przejrzystą taktyką - każe spowiadać się z każ­ dego wydanego pensa, nie pozwala mieć własnych pieniędzy ani robić kariery zawodowej. Samoocena ofiary zostaje poważ­ nie osłabiona, gdy stale wmawia się jej, że nie jest wystarczająco odpowiedzialna, by samodzielnie gospodarować pieniędzmi, ani dość inteligentna, by podjąć pracę. Trudniej jest dostrzec ukryte wykorzystywanie finan­ sowe. Powodowany chciwością psychopata to mistrz przemocy tego typu. Używa gładkich słów lub gróźb po to, by zarządzać finansami wedle własnego upodobania. Ofiara oddaje mu więc swoje karty kredytowe - pomimo stresu związanego z niemoż­ nością ich spłacenia. Uciekając się do oszustwa, psychopata może pozyskać akt własności domu albo potajemnie założyć nań drugą hipotekę. Kiedy przechodzi do następnego oszustwa, poszkodo­ wany pozostaje bez środków do życia, za to z ogromnym długiem. Patrząc z perspektywy osób trzecich, przemoc domowa pozostawia najłatwiejsze do rozpoznania ślady: podbite oczy, 3 Wydawnictwo Jacek Santorski & Co, Warszawa 2 0 0 3 . Strona 12 złamania czy nawet zwłoki. Nierzadko z powodu lęku, poczucia winy, niskiej samooceny, zależności finansowej lub kierując się dobrem dzieci, ofiara godzi się na kolejne akty przemocy, nawet jeśli ostatecznie prowadzi to do jej śmierci. W i e l e pokrzywdzo­ nych kobiet nie ma gdzie pójść, nie ma kogo prosić o pomoc. Na domiar złego niedoinformowane społeczeństwo przyczynia się do pogłębiania tego problemu. Przemoc fizyczna może również przyjmować mniej dostrzegalne formy, szczególnie gdy psychopata musi kryć się ze swoimi działaniami. Upozorowany wypadek samocho­ dowy czy niespodziewany upadek ze schodów to również prze­ moc fizyczna, nawet jeśli ofiara nie zdaje sobie z tego sprawy. Psychopata bowiem zawsze zasypie ją gradem wyjaśnień, prze­ prosin i obietnic. Inną formą przemocy jest gwałt w małżeństwie. Mąż, stosując przemoc wobec żony, domaga się seksu jako czegoś, co mu się należy, albo zmuszają do rzeczy, które są dla niej upo­ karzające. Istnieje również przeciwieństwo gwałtu - brak seksu. Taki stan rzeczy ofiara także potrafi sobie wytłumaczyć. W mojej podróży miałam szczęście spotkać w odpowiedniej chwili ludzi, którzy przyszli mi z pomocą emocjonalną, prawną, duchową i finansową. Jestem im za to niezmiernie wdzięczna. Dziękuję tym, którzy - bezpośrednio lub w inny sposób - wspierali mnie na drodze do ozdrowienia: Carolyn Pedrotti z opieki społecznej, Melody Beattie i doktor Lucii Capac- chione. Dziękuję tym, którzy pomagali mi w trakcie śledztwa po zamachu na moje życie: Lisie, Michelle, Gregowi Smithowi i Theo Stamosowi. Dziękuję Harriet i Mike'owi Salarno za to, Strona 13 że pokazali mi, czym jest działalność na rzecz ofiar. Dziękuję Dickowi Raineyowi, K i m i Peterowi za pomoc prawną. D z i ę ­ kuję Greggowi Jonesowi i Melvinowi Bellemu, którzy uwierzyli, że zdołam obronić się w sądzie. Dziękuję tym, którzy podczas pisania służyli mi wspar­ ciem i zachęcali do dalszych prac, szczególnie Gary'emu i Gail Provostom oraz Hannelore H a h n . Byli przy mnie, gdy zaczy­ nałam pisać, i nadal mnie inspirują. Dziękuję Lois W i n s e n za porady i redakcję oraz Patricii Evans - za zachętę. D z i ę ­ kuję mojej agentce, Rachel Vater, za entuzjazm, wsparcie i za to, że udało jej się sprzedać mój rękopis, oraz Nancy Yost za to, że śledziła moje postępy. Dziękuję moim trzem redakto­ rom z Berkley: Samancie Mandor - za kupienie mojego ręko­ pisu, Katie Day - za ulepszenie go drobnymi zmianami, i Shan­ non Jamieson Vazquez - za nadanie przejrzystości historii pełnej faktów, jak również za życzliwość okazaną początkującej pisarce. Dziękuję też mojemu adiustatorowi, A m y Schneider, za dokładną i uważną pracę. Rodzinie i przyjaciołom jestem wdzięczna za wsparcie. D z i ę ­ kuję mojemu mężowi, Reksowi, za cierpliwość, jaką okazywał mi, gdy spełniałam swoje pisarskie marzenie. Dziękuję także moim nieżyjącym golden retrieverom, G o b i i Gaby, za mokre pocałunki w chwilach, gdy najbardziej ich potrzebowałam. Niektóre sceny w tej książce stanowią kompilację prawdzi­ wych sytuacji, ponieważ codzienne życie zazwyczaj dawkuje doświadczenia. Fakty przedstawione są wiernie, ale niektóre nazwy własne zostały zmienione, by chronić prywatność uczest­ ników tych wydarzeń. Strona 14 Jako osoba, która ocalała z tej historii, wiem j u ż , że to, jaka jestem, to wypadkowa wychowania i moich wyborów życio­ wych, zarówno złych, jak i dobrych. W tej podróży musia­ łam stawić czoła wielu decyzjom, które zmieniły moje życie. Co by się stało, gdybym spotkawszy Johna, odwróciła się, zamiast rzucić się w jego objęcia? C z y byłabym teraz zdrową osobą, czy też wciąż cierpiałabym z powodu nieświadomości: 1 Dzięki swoim doświadczeniom nauczyłam się, jak przetrwać, będąc ofiarą, i jak odnaleźć spełnienie w życiu, nie odczuwa­ jąc wstydu. Dane mi było poznać i pokonać niektóre z moich najgłębszych lęków. M a m nadzieję, że dzieląc się tą historią, zdołam trafić do ludzi, którzy dostrzegą w niej podobieństwo do własnego życia i dzięki temu znajdą odwagę, siłę i nadzieję na odzyskanie wolności, zanim będzie za późno. Strona 15 Prolog Ufać czy nie ufać Siedząc w pracy i przeglądając swój listopadowy kalendarz, podjęłam decyzję, zdawałoby się, zupeł­ nie niewinną. Postanowiłam zaprosić Reksa, przyjaciela, z którym niedawno odnowiłam kontakt, na bankiet chary­ tatywny pod hasłem „Sprawiedliwość dla ofiar morderstw". Miał się on odbyć za niecałe dwa tygodnie. Sięgnęłam po telefon, ale z pewnym poczuciem winy przypomniałam sobie, jak bardzo nie lubię, gdy ludzie w ostatniej chwili zmieniają wspólne plany. Zaproszenie Reksa oznaczałoby, że muszę zre­ zygnować z zabrania mojej matki, z którą od kilku lat chodziłam na tę imprezę. „Nie będzie miała mi tego za złe" - tłumaczyłam sobie. „Ucieszy się, że wreszcie znalazłam partnera do tańca". G d y chwyciłam za słuchawkę, wstrząsnął mną dreszcz. Ogarnęło mnie poczucie zbliżającego się zagrożenia. Zanim przyłożyłam słuchawkę do ucha, z n ó w ją puści­ łam, bo w tej chwili doznałam paraliżującego deja vu. Strona 16 N i c z y m upiór z przeszłości straszyło mnie wspomnieniami, których lepiej nie ruszać. „Czy reaguję tak jak kiedyś? C z y kieruję się emocjami?" - myślałam. „Czy mogę jeszcze raz popełnić ten sam błąd?" Nauczyłam się przynajmniej jednego - nie potrafiłam zaufać sobie w kwestii zapro­ szenia Reksa, póki nie spytałam o zdanie kogoś bezstron­ nego. Złapałam za słuchawkę i wykręciłam numer Pam, mojej przyjaciółki. - Ten plan zbytnio przypomina mi początek znajomości z Johnem - zamartwiałam się. Na to wspomnienie aż ścisnęło mnie w żołądku. - To coś innego - przekonywała Pam. - Przecież dobrze bawiłaś się na lunchu, który zaaranżowałam parę tygodni temu, prawda? - Tak - przyznałam. - M i ł o było wtedy się z nim spotkać. - Zobaczyliście się po ośmiu latach, ale przecież poznałaś Reksa w 1 9 6 9 . Z n a s z jego przeszłość, poza tym to dobry przy­ jaciel. M o ż e s z mu zaufać. Powiedziałam jej o niepokoju, który mnie ogarnął, i w końcu musiałam przyznać jej rację - mogę zaufać Reksowi. W i e d z i a ­ łam, skąd pochodzi i co przeżył. Kiedyś pracowaliśmy razem i przez te sześć lat, gdy wspólnie testowaliśmy próbki w labo­ ratorium analiz w fabryce Excelsior Chemical w Martinez, dość dobrze się poznaliśmy. Rex był chemikiem; przeniósł się do Kalifornii ze środkowego zachodu w 1 9 6 9 roku. Specjalizo­ wał się w nowatorskiej, jak na owe czasy, technologii chromato­ grafii gazowej. Niekiedy Pam i mnie przydzielano do jego labora­ torium w roli asystentek. Straciliśmy kontakt, gdy zmienił firmę. Strona 17 - M a s z rację - powiedziałam. - Rex to porządny człowiek i nie ma żadnych ukrytych zamiarów. Podziękowałam Pam za przyjacielską radę - pomogła mi upewnić się co do słuszności decyzji o zaproszeniu Reksa na bankiet. Ledwo odłożyłam słuchawkę, gdy rozległ się podwójny dzwonek, oznaczający telefon spoza biura. Pod­ skoczyłam nerwowo, ale od razu się roześmiałam. „To kolejna ujmująca cecha, którą odziedziczyłam po matce" - pomyślałam. Prędko jednak musiałam wrócić do rzeczywistości. D z w o ­ nił adwokat z informacją, że mój eksmąż ponownie sabotował ugodę majątkową, która miała zakończyć tę sprawę. Poczułam, jak sztywnieją mi mięśnie karku. Rzuciłam słuchawką i poszłam na szybki spacer, żeby odzyskać równowagę. Później, tego samego popołudnia, zadzwoniłam do Reksa. Z przyjemnością przyjął moje zaproszenie. Uzgodniliśmy, że to ja będę prowadzić. „To tylko spotkanie z przyjacielem" - pomyślałam, gdy odłożyłam słuchawkę. Potem zadzwoniłam do mamy. Była chłodna, pogodna niedziela, kiedy Rex podał mi ramię i zaprowadził na okazałe schody w Gabbiano, ekskluzywnej restauracji mieszczącej się między Ferry Building a Bay Bridge. M ó j towarzysz wyglądał elegancko - jego ciemny garnitur pasował do mojego kombinezonu z krepy i czarnego aksamitu. Wyjęłam z torebki aparat fotograficzny i poprosiłam przechodzącego obok kelnera, żeby zrobił nam zdjęcie, nim wejdziemy do sali jadalnej, z której rozciągał się widok na oświetlony Bay Bridge i migoczącą panoramę miasta. G d y przywitaliśmy się z gośćmi - wszyscy pra­ cowali na rzecz sprawiedliwości dla ofiar - dumnie przedstawi- Strona 18 łam Reksa jako starego przyjaciela. Później wyznał mi, że dziwnie się czuł wśród tych ludzi - w końcu życie każdego z nich zostało w jakiś sposób naznaczone przez morderstwo. Na tarasie nieopodal mieniącej się wody, przy kolacji oświetlonej świecami, tańcząc walca na błyszczącym parkie­ cie i sącząc łagodne cabernet N a p a Valley, na nowo odkry­ waliśmy wspólne zainteresowania. Śmialiśmy się, przypo­ minając sobie zabawne sytuacje z laboratorium, na przykład tę, gdy podczas imprezy bożonarodzeniowej Rex przechodził w ciemni z rąk jednej kobiety do rąk drugiej lub gdy przyglądał się, jak ubrana w krótką spódniczkę czyszczę wnętrze wyciągu laboratoryjnego. Kiedyś wybrał się ze mną i moimi dwiema młodszymi siostrami na narty. Z przyjemnością zawiózł nas do należącego do firmy domku zimowego, ponieważ jego żona i mój pierwszy mąż nie chcieli nawet słyszeć o szusowa­ niu po stokach. Świetnie się wtedy bawiliśmy. O b o j e byliśmy w związkach małżeńskich i nie mieliśmy zamiaru przekraczać żadnych granic. O z d o b n y zegar na wieży Ferry Building wybił dopiero jedenastą, ale i tak nadszedł czas, by wracać do d o m u . M o ż e był to przejaw egoizmu, ale nie chciałam, żeby ten wieczór się skończył. Odkryłam na nowo wspaniałego przyjaciela; kogoś, z kim mogłam swobodnie rozmawiać; kogoś, z kim łączyła mnie przeszłość - przyzwoita przeszłość bez żadnych tajem­ nic. Kiedy zjechaliśmy na dolny poziom Bay Bridge, przypo­ mniała mi się inna noc - tuż po ukończeniu uniwersytetu - kiedy to mgła nie dochodziła nawet do mostu Golden Gate, a ciemne niebo rozświetlały gwiazdy. Strona 19 - Z Treasure Island widać piękną panoramę miasta - powie­ działam. - N o c jest taka cudowna... M o ż e zatrzymamy się na kilka minut? - A l e tylko na kilka - odpowiedział, śmiejąc się. - M u s z ę wstać o trzeciej trzydzieści, żeby przygotować się do pracy. Zatrzymałam się na parkingu dla odwiedzających, przed bramą główną. Wysiedliśmy, wspięliśmy się na skałę i usiedli­ śmy obok siebie, ciesząc się migoczącymi światłami miasta, które rozpościerały się przed nami od Bay Bridge aż do mostu Golden Gate - niczym przepyszny deser. - To byłoby doskonałe ujęcie - powiedział Rex, przerywając milczenie. - Szkoda, że nie mamy ze sobą naszych lustrzanek. Podobało mi się, że on - tak jak ja - na poważnie interesuje się fotografią, nie ograniczając się do aparatów kompaktowych. - Następnym razem musimy się lepiej przygotować - zażar­ towałam. - I założyć coś cieplejszego. Potarłam ramiona, by nieco się zagrzać. N i e mogłam oprzeć się wrażeniu, że jesteśmy dwójką nieporadnych nastolatków, którzy wybrali się właśnie na pierwszą randkę. Przysunęliśmy się nieco bliżej siebie, a potem bardzo powoli i delikatnie Rex objął mnie ramieniem, a ja przytuliłam się do niego. Siedzieli­ śmy kilka chwil w zupełnej ciszy. Czułam się wspaniale, mogąc na powrót zaufać mężczyźnie. - M a ł o brakowało, a w ogóle bym cię nie zaprosiła - wyszep­ tałam. - Cała ta sytuacja za bardzo przypominała mi początek związku z Johnem. Rex nie odpowiedział, ale czułam jego życzliwość i współ­ czucie, gdy przytulił mnie odrobinę mocniej. W jego ciepłych Strona 20 objęciach przypomniała mi się inna chwila, inne miejsce, naj­ niebezpieczniejszy okres w moim życiu, kiedy to źle ulokowane zaufanie przerodziło się w koszmar, niemal doprowadzając do mojej śmierci. Oczywiście wtedy nawet nie przyszłoby mi to do głowy. W ó w c z a s - dokładnie tak jak teraz - zaczęło się od niewinnej randki umówionej przez przyjaciółkę...