Baker Margaret - Tajemnica lekarska

Szczegóły
Tytuł Baker Margaret - Tajemnica lekarska
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

Baker Margaret - Tajemnica lekarska PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd Baker Margaret - Tajemnica lekarska pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Baker Margaret - Tajemnica lekarska Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

Baker Margaret - Tajemnica lekarska Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Strona 1 Margaret Barker Tajemnica lekarska Strona 2 ROZDZIAŁ PIERWSZY Wyspa Ceres to raj na ziemi. Sara uniosła oczy na bezchmurne niebo, a potem opus´ciła je na ls´nia˛ce w pro- mieniach słon´ca wody zatoki Nymborio. Grecka sielanka stanowiła cudowne przeciwien´stwo wielkomiejskiego szpitala. Nowy etap z˙ycia zapowiadał sie˛ obiecuja˛co, a w kaz˙dym razie niezwykle malowniczo. Sugerowała to juz˙ sama nazwa wyspy... Ceres, bogini płodnos´ci i urodzaju, matka Persefony. Sara mglis´cie przypomniała sobie historie opowiadane przez matke˛ na dobranoc. Słuchały ich z siostra˛ zauroczone. Dlatego tez˙ z tak wielkim entuzjazmem przyje˛ły wiadomos´c´ o zamie- szkaniu na Ceres, gdzie od lat cała rodzina spe˛dzała wakacje. Tutaj wszystko było inne. Mili ludzie, wspaniałe widoki, pyszne s´ro´dziemnomorskie potrawy... Us´miechne˛ła sie˛ w duchu, us´wiadamiaja˛c sobie, z˙e rozumuje w kategoriach agencji turystycznej. Zupełnie jakby musiała przekonywac´ sama˛ siebie, z˙e posta˛piła słusznie, przeprowadzaja˛c sie˛ tu do rodzico´w i siostry. Ojciec Sary, emerytowany chirurg, bardzo sobie chwalił ten zaka˛tek, a matka... Pam była po prostu zachwycona. – Nie z˙al ci chyba starego poczciwego Moortown, nie zamierzasz przeciez˙ tam wro´cic´ – rozległ sie˛ głos siostry i po chwili Chloe usiadła obok niej na tarasie. – Ani mi to w głowie – odparła Sara, wystawiaja˛c nogi Strona 3 na słon´ ce. – Jak sobie przypomne˛, czym jest marzec w Anglii, chce mi sie˛ płakac´ . Chloe spojrzała na nia˛ z us´ miechem. – Tak sie˛ ciesze˛, siostrzyczko, z˙ e podje˛łas´ ostateczna˛ decyzje˛. Ja tez˙ nie z˙ ałuje˛, z˙ e tu przyjechałam z dziew- czynkami. Juz˙ sie˛ przyzwyczaiły, chodza˛do szkoły i maja˛ mno´ stwo przyjacio´ ł. Sara przez chwile˛ przygla˛dała sie˛ siostrze. Drobna jasnowłosa Chloe nie wygla˛dała na swoje dwadzies´ cia osiem lat; przypominała raczej wa˛tła˛bezbronna˛nastolatke˛. Tragiczna s´ mierc´ me˛z˙ a pozostawiła jednak trwałe s´ lady. Obje˛ła siostre˛ ramieniem i spojrzała w do´ ł, gdzie przy kamiennym falochronie rozbierały sie˛ dwie ciemnowłose dziewczynki. – Rachel i Samantha be˛da˛ sie˛ ka˛pac´ – stwierdziła raczej niz˙ zapytała. Chloe odrzuciła z czoła włosy. – Prosiły, z˙ ebym im pozwoliła. Co prawda o tej porze roku nikt w Grecji sie˛ nie ka˛pie, ale dla nich taki marzec to pełnia lata. – Spo´ jrz na mame˛! Jej tez˙ chłodna woda nie prze- szkadza. Drobna jasnowłosa kobieta w czarnym kostiumie ka˛pielowym niemal w tej samej chwili uniosła ku nim głowe˛. – Chodz´ cie do nas! – zawołała. – Warto troche˛ popływac´ ! – Nie, dzie˛kuje˛. – Chloe pokre˛ciła głowa˛. – Mam jeszcze to i owo do zrobienia przed dzisiejszym przyje˛- ciem! – A zwracaja˛c sie˛ do Sary, dodała: – Mama wcale nie wygla˛da na swoje pie˛c´ dziesia˛t szes´ c´ lat, prawda? Kilka dni temu ktos´ mnie zapytał, czy jestes´ my siostrami. Strona 4 TAJEMNICA LEKARSKA 5 – Mam nadzieje˛, z˙ e jej to powto´ rzyłas´ . Chloe zachichotała. – Jasne. Była bardzo zadowolona. Przeniosły wzrok na ojca. Anthony Metcalfe siedział na falochronie w swetrze i dz˙ insach. Sporo starszy od z˙ ony, trzymał sie˛ ro´ wnie znakomicie. Wysoki, dobrze zbudowany, lekko siwieja˛cy, z interesuja˛cymi zmarszcz- kami woko´ ł oczu... Sara zawsze uwaz˙ ała, z˙ e ma bardzo dystyngowanego i przystojnego ojca. – Robie˛ za ratownika! – zawołał, widza˛c, z˙ e mu sie˛ przygla˛daja˛. – Musze˛ ich troche˛ popilnowac´ ! Bliz´ niaczki, piszcza˛c i chlapia˛c, włas´ nie wskoczyły do wody. Manolis, grecki słuz˙ a˛cy i ogrodnik w jednej osobie, poszedł w s´ lad za nimi. – Manolis znakomicie pływa – stwierdziła Chloe. – Kiedy jest obok, nigdy sie˛ o nie nie boje˛. Swoja˛ droga˛, tata tez˙ jest w doskonałej formie. Kupno tego domu i wczes´ niejsza emerytura s´ wietnie mu zrobiły. Moz˙ e do woli korzystac´ z z˙ ycia, nie musi sie˛ szarpac´ w tym swoim szpitalu. Sara zamys´ liła sie˛. – Mam wraz˙ enie, z˙ e to nie operacje tak go wyczer- pywały – odezwała sie˛ po namys´ le. – Bardzo to lubił, był w swoim z˙ ywiole. Dobijały go raczej kongresy, wywiady i tak dalej. Nigdy nie chciał byc´ gwiazda˛. Chloe skine˛ła głowa˛. – Pamie˛tam, jak zawsze tego unikał i chował sie˛ po ka˛tach. Najszcze˛s´ liwszy jest, kiedy moz˙ e w starym wycia˛gnie˛tym swetrze siedziec´ na łodzi i łowic´ ryby. – Jak tu cudownie! – Sara przecia˛gne˛ła sie˛ rozkosznie. – Nic dziwnego, z˙ e wszyscy tak kochamy to miejsce. A jak tam tutejszy szpital? Strona 5 6 MARGARET BARKER – Potem ci opowiem. – Starsza siostra wstała i ruchem dłoni zache˛ciła ja˛, by zrobiła to samo. – Teraz musze˛ troche˛ popracowac´ w kuchni. Moz˙ esz mi pomo´ c. W kuchni wszystko wydawało sie˛ pod kontrola˛. Ma- ria, z˙ ona Manolisa, kro´ lowała pos´ ro´ d licznych garnko´ w i po´ łmisko´ w. – Na pocza˛tku podamy drinki i sałatki na tarasie – os´ wiadczyła. – Potem, kiedy gos´ cie usia˛da˛ przy stole, dostana˛ ryby w ziołach. Sa˛ s´ wiez˙ utkie, Manolis złowił je dzis´ rano. Upiecze je na grillu za domem. – Maria chyba nie potrzebuje naszej pomocy – stwier- dziła Sara, kiedy jak niepyszne opus´ ciły kuchnie˛. – Na to wygla˛da. – Chloe skine˛ła głowa˛. – Wieczorem sprowadzi jeszcze dwie co´ rki do pomocy. Przeszły do salonu i usiadły w mie˛kkich fotelach. – Kogo zaprosilis´ cie? – zapytała Sara. Pam Metcalfe urza˛dziła salon w angielskim stylu, sprowadzaja˛c wie˛kszos´ c´ mebli z domu. Ciemnoczerwone pokrycia foteli kontrastowały ostro z kremowymi za- słonami; wielki de˛bowy sto´ ł niemal uginał sie˛ pod stosem ksia˛z˙ ek i czasopism, kto´ rych nikt nie czytał, mimo z˙ e wszyscy stale sobie to obiecywali. – Bardzo tu swojsko – stwierdziła z podziwem. – Mama potrafi urza˛dzic´ prawdziwy dom na kon´ cu s´ wiata. Nawet babcine pudełko do szycia przyjechało tutaj z nami. Na stole kro´ lowała drewniana skrzynka, kto´ ra˛ pamie˛- tała ,,od zawsze’’. Babci nie znała, umarła przed jej urodzeniem. Pam Metcalfe nigdy nie brała igły do re˛ki, ale o rodzinne pamia˛tki dbała z godna˛ podziwu pie- czołowitos´ cia˛. – Tylko widok z okna przypomina, z˙ e jestes´ my Strona 6 TAJEMNICA LEKARSKA 7 w Grecji, a nie w Anglii – stwierdziła Sara melan- cholijnie. – Kiedy tak tutaj siedze˛, mam wraz˙ enie, z˙ e nie wyjechałam. Starsza siostra natychmiast sprowadziła ja˛ na ziemie˛. – Ale wyjechałas´ , a mama urza˛dza to przyje˛cie, z˙ eby ci ułatwic´ wejs´ cie w nowe s´ rodowisko. Poznasz kilka oso´ b, z kto´ rymi be˛dziesz pracowac´ w szpitalu. Niekto´ re juz˙ znasz z naszych poprzednich pobyto´ w na wyspie. Na przykład doktora Michaelisa. Mama za- prosiła go do nas, kiedy przyjechał do Anglii na praktyke˛ do taty. Cały czas przy kolacji chichotałas´ jak wariatka. Sara zaczerwieniła sie˛. W dwudziestym sio´ dmym ro- ku z˙ ycia nadał sie˛ czerwieniła i obawiała sie˛, z˙ e to nigdy nie przejdzie. – Miałam szesnas´ cie lat, a on tak pociesznie mo´ wił po angielsku! Zreszta˛ nie wiem, czy pamie˛tasz, ale kiedy ktos´ nas odwiedzał i kazali nam ,,sie˛ odpowiednio zachowywac´ ’’, zawsze cos´ nas rozs´ mieszyło i chichotały- s´ my jak szalone. Ale à propos, masz jakies´ wies´ ci od naszej najstarszej siostry? Chloe przecza˛co pokre˛ciła głowa˛. – Francesca zadzwoni pewnie na s´ wie˛ta. Zwykle tak robi, jest bardzo zaje˛ta w tym swoim Londynie. A ty masz z nia˛ kontakt? – Nie bardzo. Zwykle dzwonie˛ do niej co kilka tygodni, a ona oddzwania albo nie. Cia˛gle nie moz˙ e dojs´ c´ do siebie po zerwaniu z tym chłopakiem. Szuka zapom- nienia w pracy. Przez chwile˛ milczały. Potem odezwała sie˛ Chloe: – Mama chciała ja˛ tutaj s´ cia˛gna˛c´ . Na wyspie stale brakuje lekarzy. Jak mys´ lisz? Dobrze by jej zrobiło, Strona 7 8 MARGARET BARKER gdyby rzuciła Londyn i spro´ bowała wszystko zacza˛c´ od nowa? – Nie wiem – odparła Sara po namys´ le. – Byłoby cudownie byc´ znowu razem, ale wiesz, jaka ona jest. Samodzielna i oryginalna, Londyn jej odpowiada. – Wiem, ale od czasu do czasu nawet jej przydałaby sie˛ dobra rada – stwierdziła Chloe i podwine˛ła po siebie długie nogi. – Jest z nas najstarsza, co nie znaczy, z˙ e jest najma˛drzejsza. Zapadło milczenie. Chloe zawsze wiedziała, co komu poradzic´ i jak rozwia˛zac´ cudze problemy. Miała dobre serce i mno´ stwo własnych kłopoto´ w. Po chwili znowu zabrała głos. – Wracaja˛c do naszego przyje˛cia. Zdziwisz sie˛, kiedy zobaczysz Michaelisa po tylu latach. Mo´ wi po angielsku jak rodowity Anglik, z leciutkim greckim akcentem. Nie tak jak przed laty, kiedy ledwo dukał. Zdołał co prawda nam powiedziec´ , z˙ e sie˛ oz˙ enił i ma wspaniała˛ z˙ one˛. Pamie˛tasz? – Owszem. Nigdy tego nie zapomni. Spojrzała na błe˛kitne wody zatoki rozpos´ cieraja˛ce sie˛ za wielkim prostoka˛tnym ok- nem. Na samo wspomnienie serce zabiło jej jak oszalałe. Ogarne˛ła wzrokiem zielone wzgo´ rza, białe punkciki pasa˛cych sie˛ owiec, s´ ciez˙ ki wija˛ce sie˛ łagodnymi zakosa- mi... Głos siostry wyrwał ja˛ z zamys´ lenia. – Chciałas´ go wtedy poderwac´ . Podskoczyła ze zdumienia. – Ja? Przy tobie i Francesce? Nie miałam szans! Zreszta˛ on był juz˙ z˙ onaty. Chloe spojrzała na nia˛ rozbawionym wzrokiem. – Byłys´ my wtedy dziec´ mi i niewinnie sie˛ bawiłys´ my Strona 8 TAJEMNICA LEKARSKA 9 facetami. Pamie˛tam, jak dawałys´ my im punkty za wy- gla˛d. Ty o Michaelisie powiedziałas´ , z˙ e... Sara rozes´ miała sie˛, by przerwac´ jej wywo´ d. – Dosyc´ ! Błagam! Miałam szesnas´ cie lat! Chociaz˙ ... musze˛ przyznac´ , z˙ e wydał mi sie˛... przystojny. – Przystojny?! – Chloe uniosła brwi. – Okres´ liłas´ to zupełnie inaczej. – Dobrze, juz˙ dobrze. Wydał mi sie˛ pie˛kny, taki wysoki, opalony, zupełnie jak grecki bo´ g... – Chyba dała sie˛ ponies´ c´ , bo w oczach siostry dostrzegła zdumienie. – Ale ja miałam przeciez˙ szesnas´ cie lat – zakon´ czyła z wymuszonym s´ miechem. Przypomniała sobie, z˙ e matka posadziła ja˛przy kolacji obok niego i Michaelis powiedział cos´ niezbyt miłego o jej wygla˛dzie. – Miał wtedy dwadzies´ cia szes´ c´ lat, wydawał mi sie˛ strasznie stary, no i miał z˙ one˛. A ona, mieszka tutaj z nim? – Umarła w kilka miesie˛cy po ich powrocie na wyspe˛. Dowiedziałam sie˛ o tym w zeszłym roku. Byłas´ wtedy we Francji na stypendium – odparła Chloe i spowaz˙ niała. Sara zase˛piła sie˛. – Jak to sie˛ stało? Nie była przeciez˙ stara... Na schodach rozległy sie˛ dziecie˛ce głosy. Bliz´ niaczki wracały z ka˛pieli. – Nie wiem. – Chloe wstała i ruszyła na spotkanie dzieci. – Mamo! Mamo! – rozległo sie˛ po chwili. – Widziały- s´ my ogromna˛ rybe˛! – O, taka˛! – Rachel rozwarła szeroko ramiona. – Ta- aka˛ wielka˛! – Nie! O, taaka˛! – Samantha pro´ bowała przebic´ siostre˛. Strona 9 10 MARGARET BARKER Chloe rozes´ miała sie˛. – Widze˛, z˙ e była ogromna. A teraz chodz´ cie do łazienki. Sara zeskoczyła z kanapy. – Pomoge˛ ci. Małe wilgotne ra˛czki uje˛ły jej dłonie i mocno pocia˛g- ne˛ły w strone˛ drzwi. – Cisza przed burza˛. Sara pocia˛gne˛ła łyk soku pomaran´ czowego i odstawiła szklanke˛. Pomogła siostrze przy dzieciach, a potem wycisne˛ła w kuchni kilka pomaran´ czy. Wiedziała z do- s´ wiadczenia, z˙ e retsina i inne greckie alkohole sa˛ dla niej za mocne i postanowiła spe˛dzic´ wieczo´ r, popijaja˛c soki. Moz˙ e pozwoli sobie na jeden kieliszek wina do kolacji, ale to wszystko. – Ciekawe, kto zjawi sie˛ pierwszy – dodała. Chloe westchne˛ła. – Dla mnie to juz˙ cisza po burzy – oznajmiła. – Mys´ lałam, z˙ e nigdy nie zape˛dzimy dziewczynek do ło´ z˙ ek. Dzie˛ki za pomoc. Bez ciebie nie wiem, jak bym sobie dała z nimi rade˛. – Lubie˛ sie˛ nimi zajmowac´ , lubie˛ im czytac´ na dobranoc. Przypominam sobie stare dobre czasy – rzekła Sara bezwiednie, zapominaja˛c, z˙ e przy siostrze nie nalez˙ y przywoływac´ przeszłos´ ci. – Dla mnie to, co dobre, skon´ czyło sie˛ jakis´ czas temu. – Zgaszony głos Chloe us´ wiadomił jej własna˛ nieostroz˙ - nos´ c´ . Uje˛ła re˛ke˛ siostry. – Przepraszam, to musiało byc´ dla ciebie straszne. Chloe potrza˛sne˛ła głowa˛, jakby odganiała złe wspo- mnienia. Strona 10 TAJEMNICA LEKARSKA 11 – Teraz juz˙ lepiej, z czasem cierpi sie˛ mniej, a taka rodzina jak nasza bardzo człowiekowi pomaga. Ma sie˛ poczucie, z˙ e moz˙ na na innych liczyc´ i jest sie˛ mniej samotnym. Słyszysz? Ktos´ chyba nadjez˙ dz˙ a, widzisz tam za drzewami? To land-rover Michaelisa. Widuje˛ go na szpitalnym parkingu. Sara obrzuciła wzrokiem ogrodowe krzesła i miseczki z oliwkami stoja˛ce na małym drewnianym stoliku. Z nie- wiadomych przyczyn zapragne˛ła, by Michaelis nie był pierwszym gos´ ciem. Wolała spotkac´ go w tłumie i nie rozmawiac´ z nim sam na sam. Samocho´ d podjechał pod dom, trzasne˛ły drzwi. Wzie˛- ła głe˛boki oddech jak przed skokiem do wody. Poznała go natychmiast. Ostatnio widziała go na wyspie przelotnie, kilka lat temu, ale on nie zwro´ cił na nia˛ uwagi. Była w grupie przyjacio´ ł. Poczuła tylko na sobie jego niewidza˛cy wzrok i zrobiło jej sie˛ przykro. – Sara! Zasne˛łas´ ? Idziemy przywitac´ Michaelisa! Siostra potrza˛sne˛ła lekko jej ramieniem. – Idz´ sama – rzekła Sara. – Ja poczekam na tarasie. Chloe zbiegła na podjazd po kamiennych schodach, a po chwili jej kroki rozległy sie˛ znowu. Towarzyszyły im inne, me˛skie i twardsze. – A oto Sara. Pamie˛tasz ja˛, Michaelis? Siedziała przy tobie, kiedy byłes´ u nas w Anglii na kolacji. Wysoki, ciemnowłosy me˛z˙ czyzna skłonił sie˛ przed nia˛, nie kryja˛c zdumienia. – Niemoz˙ liwe! To jest mała Sara? Przeciez˙ ona była... – Niska, gruba i krostowata, jak byłes´ łaskaw wo´ w- czas zauwaz˙ yc´ – przerwała mu z˙ artobliwym tonem. – Nie o to mi chodzi – zaprzeczył gwałtownie. – Chciałem powiedziec´ , z˙ e tamta Sara była nastolatka˛ ze Strona 11 12 MARGARET BARKER wszystkimi problemami swojego wieku. A teraz mam przed soba˛przepie˛kna˛, smukła˛, interesuja˛ca˛ młoda˛ dame˛. Musiała sie˛ rozes´ miac´ . – W porza˛dku. Juz˙ zapomniałam, z˙ e wtedy zrobiłes´ aluzje˛ do mojego tra˛dziku. – Wszystko przez ten nieszcze˛sny angielski... Me˛czy- łem sie˛ jak pote˛piony, bo bez przerwy brakowało mi sło´ w – wyjas´ nił. Chloe postanowiła interweniowac´ . – Czego sie˛ napijesz? – Na pocza˛tek prosiłbym o szklanke˛ wody. Jade˛ prosto ze szpitala i strasznie chce mi sie˛ pic´ . O czym mo´ wilis´ my? Powiedział to, nie spuszczaja˛c oczu z Sary. Był w nich smutek, jakiego nie rozpraszał ani us´ miech, ani pogodny ton. Taki wzrok maja˛ ludzie naznaczeni cierpieniem. Ciepło us´ miechne˛ła sie˛ do niego. – O tym, jak przed laty pro´ bowałes´ mi wytłumaczyc´ , dlaczego nie powinnam jes´ c´ czekolady: jeszcze bardziej utyje˛ i powie˛ksza˛ mi sie˛ krosty. – Naprawde˛ tak to zrozumiałas´ ? – Udał przeraz˙ enie. – Przepraszam, jest mi niewymownie przykro. Byłem młody i niedos´ wiadczony, a do tego nie znałem je˛zyka. Pro´ bowałem ci wyjas´ nic´ , z˙ e zapowiadasz sie˛ na wielka˛ pie˛knos´ c´ i nie powinnas´ tego psuc´ . – Pochlebca z ciebie! – Rozes´ miała sie˛. W jego zachowaniu wyczuwała pozorna˛ swobode˛ i lekki przymus. Tak jakby otaczała go niewidzialna skorupa, cos´ w rodzaju pancerza chronia˛cego przed ewentualnymi ciosami. Sprawiał wraz˙ enie obytego, s´ wia- towego me˛z˙ czyzny, obeznanego z zasadami towarzys- kiego flirtu, gotowego jednak w kaz˙ dej chwili wycofac´ Strona 12 TAJEMNICA LEKARSKA 13 sie˛, gdyby sprawy zacze˛ły przybierac´ ,,niebezpieczny’’ obro´ t. Zacze˛li napływac´ gos´ cie. Chloe przedstawiła siostrze Andonisa, innego greckiego lekarza. Towarzyszyła mu drobna brunetka, piele˛gniarka ze szpitala na wyspie. – Na imie˛ mi Katie – oznajmiła wesoło. – Wszyscy tak mnie nazywaja˛opro´ cz mojej babci, kto´ ra woli moje pełne imie˛: Katerina. Moja mama jest Australijka˛, tatus´ Gre- kiem. Urodziłam sie˛ w Australii, tutaj mieszkam dopiero od roku. Niemal ro´ wnoczes´ nie sie˛gne˛ły po oliwki i rozes´ miały sie˛ spontanicznie. – Masz tu krewnych? – zapytała Sara. – Mam tu wyła˛cznie krewnych. – Nowa znajoma zas´ miała sie˛. – Kaz˙ dy, kogo spotykam, jest jakos´ z nami spokrewniony. Uwielbiam to! Takie rzeczy zdarzaja˛ sie˛ tylko tutaj. – Cała nasza wyspa jest cudowna. – Michaelis wska- zał zatoke˛ i okalaja˛ce ja˛ wzgo´ rza. Jego wzrok dziwnie złagodniał, jakby znajomy krajobraz przynio´ sł mu chwi- lowa˛ ulge˛. – Turys´ ci potrafia˛ to docenic´ . Ka˛pia˛ sie˛ o kaz˙ dej porze roku, pro´ buja˛ tez˙ pływac´ , chociaz˙ nie kaz˙ demu sie˛ to udaje. O, na przykład tamci dwoje maja˛ chyba jakies´ kłopoty. Biegne˛ tam. Andonis odstawił szklanke˛. – Ide˛ z toba˛. – Zawołam Manolisa – rzekła Sara i pognała za nimi. Po chwili wszyscy stali juz˙ na brzegu. Michaelis zrzucił buty i w ubraniu skoczył do wody z falochronu. Manolis poszedł w jego s´ lady. – Boz˙ e, z˙ eby mu sie˛ udało – szepne˛ła Sara, mimowol- nie składaja˛c re˛ce jak do modlitwy i w skupieniu s´ ledza˛c Strona 13 14 MARGARET BARKER wzrokiem pływaka, szybkim kraulem poda˛z˙ aja˛cego w strone˛ tona˛cych. Dzis´ ujrzała go po raz pierwszy po jedenastu latach, a juz˙ stał sie˛ jej jakos´ dziwnie bliski. Bała sie˛ o niego i przejmowała sie˛ jego losem. Zupełnie jakby wraz˙ enie, kto´ re wywarł na nastolatce, przetrwało niezmienione wraz z upływem czasu, a jego intensywnos´ c´ w kaz˙ dej chwili mogła gwałtownie wzrosna˛c´ . Głowa kobiety znikła pod woda˛, Manolis zanurkował. Tymczasem Michaelis juz˙ holował me˛z˙ czyzne˛ do brzegu. Sara odetchne˛ła z ulga˛, gdy zobaczyła, z˙ e Manolisowi udało sie˛ wycia˛gna˛c´ kobiete˛ na powierzchnie˛ wody. Nadbiegła Maria z re˛cznikami. Uratowany me˛z˙ czyzna nie pozwolił sie˛ wytrzec´ . – Co z Jane? – zapytał, dysza˛c. – Mo´ wiłem jej, z˙ e jeszcze za wczes´ nie na ka˛piel, prosiłem, z˙ eby troche˛ odpocze˛ła po podro´ z˙ y! Jane! Jane! Kobieta robiła wraz˙ enie martwej. Miała sina˛ twarz i białe usta. – Jane! – krzykna˛ł z rozpacza˛ me˛z˙ czyzna. – Ro´ bcie cos´ ! Ratujcie moja˛ z˙ one˛! Michaelis spojrzał na Manolisa. – Zabierz go do domu. Trzeba jej zrobic´ sztuczne oddychanie. Sara natychmiast ukle˛kła obok kobiety. – Ja zaczne˛, a ty sie˛ przyła˛czysz – zdecydowała. Nie wyczuwała pulsu, ofiara nie dawała znaku z˙ ycia. Przewro´ ciła ja˛ na bok – z ust kobiety chlusne˛ła woda zmieszana z biaława˛ piana˛. Sara oczys´ ciła jej usta, a potem dwoma palcami zacisne˛ła nozdrza. Nabrała powietrza i rozpocze˛ła reanimacje˛ usta-usta. Po chwili poczuła na ramieniu re˛ke˛ Michaelisa. Strona 14 TAJEMNICA LEKARSKA 15 – W dalszym cia˛gu nie ma pulsu. Zrobimy masaz˙ serca. Ty wtłaczaj powietrze, a ja be˛de˛ uciskał klatke˛ piersiowa˛. Troche˛ potrwało, zanim dało sie˛ wyczuc´ wa˛tła˛, przery- wana˛ nitke˛ pulsu. – Mamy ja˛! – wykrzykna˛ł Michaelis. – Dzie˛ki Bogu! Zobacz, zacze˛ła oddychac´ ! Sara uniosła na niego oczy i wymienili spojrzenia. Moment był magiczny: po raz pierwszy razem pracowali, po raz pierwszy robili cos´ razem, i to nie byle co! Ratowali ludzkie z˙ ycie. ´ wietnie sie˛ spisałas´ – rzekł z podziwem i w tej – S samej chwili doszedł ich słaby szept pacjentki: – Gdzie Jonathan? Co sie˛ stało? – Juz˙ wszystko w porza˛dku – uspokoiła ja˛ Sara. – Zaraz zobaczy pani me˛z˙ a. Przyje˛cie toczyło sie˛ dalej, jakby nigdy nic. Epizod z tona˛cymi szybko poszedł w zapomnienie. Ws´ ro´ d gos´ ci przewaz˙ ali lekarze, dla kto´ rych ratowanie ludzkiego z˙ ycia stanowiło swoista˛ rutyne˛, a ostry dyz˙ ur trwał praktycznie dwadzies´ cia cztery godziny na dobe˛. Karetka wezwana przez ojca Sary zabrała nieostroz˙ - nych amatoro´ w ka˛pieli do szpitala i gos´ cie bawili sie˛ dalej. Brakowało tylko Sary i Michaelisa. Po odprawieniu ambulansu poszli na go´ re˛. Michaelis był kompletnie przemoczony i Sara zaprowadziła go do pokoju gos´ cin- nego, z˙ eby mo´ gł wzia˛c´ prysznic i włoz˙ yc´ cos´ suchego. Michaelis zatrzymał sie˛ pod drzwiami łazienki i spojrzał na nia˛, unosza˛c brwi. – Masz taka˛ mine˛, jakbys´ zamierzała wejs´ c´ ze mna˛ do s´ rodka, z˙ eby sprawdzic´ , czy dobrze umyje˛ uszy, siostro oddziałowa. Strona 15 16 MARGARET BARKER Zaczerwieniła sie˛ po nasade˛ włoso´ w i wre˛czyła mu dwa czyste re˛czniki. – Przepraszam, zawsze sie˛ tak zachowuje˛ – wyjas´ niła szybko. – Nie moge˛ sie˛ oduczyc´ , to zboczenie zawodowe. Zupełnie zapomniałam, z˙ e jestes´ lekarzem. Mys´ lałam tylko o tym, z˙ ebys´ sie˛ nie przezie˛bił, bo tak długo byłes´ w wodzie. Dam ci koszule˛ i spodnie tatusia, moga˛ byc´ nieco za kro´ tkie... Jes´ li wolisz jechac´ do siebie i sie˛ przebrac´ , moge˛ cie˛ zawiez´ c´ . Przerwała zmieszana, widza˛c us´ miech na jego ustach. – Za nic nie opus´ ciłbym przyje˛cia na twoja˛ czes´ c´ , ale to bardzo ładnie, z˙ e tak o mnie dbasz – powiedział i przez chwile˛ miała wraz˙ enie, z˙ e zaraz ja˛ pocałuje. Uja˛ł ja˛ pod brode˛ i skierował jej twarz ku sobie. Wstrzymała oddech. Przyjemny dreszcz przebiegł przez jej ciało i wiedziała, z˙ e Michaelis musiał to zauwaz˙ yc´ . Wytrzymała jego spojrzenie. Było ro´ wnie smutne i zga- szone co poprzednio. Nie wiedziała, czy wolałaby dostrzec w nim jakis´ błysk. Na to chyba za wczes´ nie. Cokolwiek ma sie˛ mie˛dzy nimi wydarzyc´ , niechaj sie˛ staje wolno i stopniowo. Ten me˛z˙ czyzna najwyraz´ niej nie pogodził sie˛ jeszcze ze strata˛ z˙ ony... A moz˙ e nie pogodzi sie˛ z tym nigdy. Odwro´ ciła sie˛. Dos´ c´ sie˛ juz˙ nafantazjowała. – Schodze˛ na do´ ł – powiedziała. – Czekamy na ciebie. Zbiegaja˛c po schodach, słyszała trzask zamykanych drzwi do łazienki. Wyobraziła go sobie pod prysznicem... Na taras weszła jak w transie. Na szcze˛s´ cie nikt z gos´ ci nie zauwaz˙ ył, w jakim jest stanie. Zapadł zmierzch, na stołach zapalono s´ wiece, pokryte gwiazdami niebo rozpo- starło nad ludz´ mi aksamitny namiot. Ojciec przywołał ja˛ do siebie. Strona 16 TAJEMNICA LEKARSKA 17 – Wszystko dobrze sie˛ skon´ czyło – rzekł wesoło – a juz˙ mys´ lelis´ my z matka˛, z˙ e trzeba be˛dzie przerwac´ przyje˛cie. Twoim pacjentom nic nie grozi i moz˙ emy dalej spokojnie cieszyc´ sie˛, z˙ e jestes´ my razem. Obja˛ł co´ rke˛ i podprowadził do me˛z˙ czyzny, kto´ ry stał samotnie, zapatrzony w wody zatoki. – Pozwo´ l, co´ reczko, z˙ e ci przedstawie˛ Stavrosa. Jako jeden z nielicznych naszych gos´ ci nie jest lekarzem. Kre˛py brodaty Grek lekko sie˛ skłonił. – Bardzo mi miło. Podobno interesujesz sie˛ muzyka˛. – Ja... – Sara skon´ czyła s´ rednia˛ szkołe˛ muzyczna˛ – dokon´ - czył za nia˛ ojciec. – Od dziecin´ stwa marzyła o karierze pianistki i zawsze bardzo dobrze grała na fortepianie. Brwi Stavrosa podjechały do go´ ry. – Dlaczego zmieniłas´ plany i zostałas´ piele˛gniarka˛? – zapytał, nie kryja˛c zdziwienia. – Jak to moz˙ liwe? – To długa historia – odparła po namys´ le. – Po skon´ czeniu szkoły postanowiłam nie zostawac´ pianistka˛, tylko zaja˛c´ sie˛ czyms´ bardziej poz˙ ytecznym, jak reszta mojej rodziny. Nie zamierzała przywoływac´ wspomnienia tamtego koszmarnego roku, kiedy musiała podja˛c´ decyzje˛ z˙ ycia. Ludzie cze˛sto ja˛ pytali, dlaczego zmieniła zdanie i kieru- nek zainteresowan´ i zwykle zadowalali sie˛ skro´ cona˛ wersja˛ wydarzen´ . Nawet ojciec niewiele pytał – zawsze popierał jej wybo´ r. – Nie brak ci muzyki? – dociekał Stavros. – Ja nie mo´ głbym bez niej z˙ yc´ . – Stavros jest muzykiem – wyjas´ nił Anthony i odszedł do innych gos´ ci. Dalej musiała go bawic´ sama. Odchrza˛kne˛ła. Strona 17 18 MARGARET BARKER – Nie brak mi muzyki – stwierdziła oboje˛tnym tonem. – Zawsze grywam, kiedy tylko moge˛. Teraz tez˙ jak najszybciej sprowadze˛ tu fortepian. Jej rozmo´ wca wyraz´ nie sie˛ oz˙ ywił. – To nie takie proste, be˛da˛ kłopoty z transportem. Klimat ro´ wniez˙ nie sprzyja tego rodzaju instrumentom. Suche, upalne lata i chłodne, wilgotne zimy z´ le działaja˛ na fortepiany. Na szcze˛s´ cie mam własny, a to wielka rzadkos´ c´ na tej wyspie. Jes´ li chcesz, moz˙ esz c´ wiczyc´ u mnie. – Bardzo miło z twojej strony. Wzruszyła ja˛ jego uprzejmos´ c´ , tym bardziej z˙ e robił wraz˙ enie nieco skre˛powanego medycznym towarzyst- wem, w kto´ rym sie˛ znalazł. Na kro´ tka˛ chwile˛ zapadła cisza. Ostatecznie sytuacje˛ rozładowała Chloe. – Jak widze˛, siostrzyczko, zaczynasz brac´ udział w z˙ yciu muzycznym naszej wyspy – zaszczebiotała, podchodza˛c. – Stavros co roku organizuje tu festiwal i pewnie zechce cie˛ wcia˛gna˛c´ na liste˛ wykonawco´ w. Ale teraz musze˛ cie˛ porwac´ . Chce˛ cie˛ przedstawic´ twoim przyszłym kolegom z pracy. Sara us´ miechem poz˙ egnała Stavrosa i odpłyne˛ła za siostra˛. Na pro´ z˙ no pro´ bowała zapamie˛tac´ jakies´ nazwisko i poła˛czyc´ je z twarza˛ nowo poznanej osoby. Mys´ lami stale przebywała na go´ rze, w łazience pokoju gos´ cinnego. Michaelis pewnie juz˙ sie˛ wyciera... A oto i on! Nawet w przykro´ tkich dz˙ insach i byle jakiej koszuli wygla˛dał s´ wietnie. Oczy gos´ ci skierowały sie˛ w jego strone˛. Zupełnie jakby zjawiła sie˛ gwiazda filmowa. Poruszał sie˛ lekko, ze swoboda˛ człowieka przywykłego do po- Strona 18 TAJEMNICA LEKARSKA 19 dziwu otoczenia. Miał s´ wiadomos´ c´ , z˙ e wywiera na ludzi magiczny wpływ. Nie wiedział tylko, z˙ e Sara odczytywa- ła w jego ruchach przymus i gre˛. Jakby kaz˙ dym gestem pro´ bował samego siebie przekonywac´ , z˙ e wszystko jest normalnie. A przeciez˙ ... Pam Metcalfe klasne˛ła w dłonie. – Skoro juz˙ wszyscy jestes´ my – powiedziała, prze- krzykuja˛c gwar rozmo´ w – to siadajmy do stołu. Prosze˛ do jadalni. Strona 19 ROZDZIAŁ DRUGI W jadalni na s´ rodku kro´ lował wielki drewniany sto´ ł. – Ale cudo! – wykrzykne˛ła Katie. – Nigdy nie widzia- łam czegos´ podobnego. – Kupilis´ my go razem z domem – wyjas´ niła Pam. – Poprzedni włas´ ciciel nie mo´ gł go zabrac´ , bo robiono go na miejscu i z powodu wielkos´ ci nie moz˙ na go było wynies´ c´ sta˛d. Zostawił zatem ten mebel nam, ale uz˙ ywa- my go tylko przy wyja˛tkowo uroczystych okazjach. Zwykle jadamy przy mniejszym stole, tym, co teraz stoi pod s´ ciana˛. Sara rozsadzała gos´ ci, pomagaja˛c im znalez´ c´ włas´ ciwe miejsca. Pamie˛tała, jak dawniej walczyły z matka˛ i jej zwyczajem stawiania karteczek z nazwiskami na stole, uwaz˙ aja˛c to za strasznie staromodne. Z czasem musiały przyznac´ matce racje˛: niekto´ rzy gos´ cie lubia˛ wiedziec´ , gdzie i przy kim wypadnie im siedziec´ . Potem przy kawie wymieszaja˛ sie˛ i porozmawiaja˛ sobie swobodnie ,,kaz˙ dy z kaz˙ dym’’. – To wcale nie takie proste – pouczała co´ rki Pam – dobrac´ kaz˙ demu odpowiednie miejsce. Zwykle jednak udaje mi sie˛ przewidziec´ , gdzie kto chciałby siedziec´ . Teraz na widok dwo´ ch me˛skich nazwisk po obu swoich stronach Sare˛ ogarne˛ły mieszane uczucia. Micha- elis miał zasia˛s´ c´ po jej prawej re˛ce, Stavros – po lewej. Zapowiada sie˛ ciekawy wieczo´ r. Stavrosa trzeba be˛dzie troche˛ rozruszac´ . Michaelis... da sobie rade˛ sam. Strona 20 TAJEMNICA LEKARSKA 21 Stoja˛c za swoim krzesłem, widziała, jak Michaelis gawe˛dzi z dwiema piele˛gniarkami, kto´ re niedawno po- znała. Był swobodny i odpre˛z˙ ony. Czyz˙ by sie˛ myliła? Moz˙ e to w niej samej jest ta melancholia, kto´ ra˛pochopnie przypisuje jemu? Włas´ nie podszedł Stavros i przyjaz´ nie sie˛ do niego us´ miechne˛ła. Odpowiedział jej us´ miechem i pomys´ lała, z˙ e gos´ c´ juz˙ czuje sie˛ znacznie bardziej swobodnie. Co chwila ktos´ do niego podchodził i napomykał o tegorocz- nym festiwalu. Widac´ było, z˙ e Stavros jest na wyspie lubiany i popularny. – Bardzo sie˛ ciesze˛, z˙ e siedzimy obok siebie – zauwa- z˙ ył z rados´ cia˛. – Porozmawiamy o muzyce. Odsuna˛ł jej krzesło. Siadaja˛c, uniosła oczy i pod- chwyciła spojrzenie stoja˛cego obok Michaelisa. Patrzył na Stavrosa z taka˛ nieche˛cia˛, jakby miał przed soba˛ najwie˛kszego wroga. Przez sekunde˛ wydawało jej sie˛, z˙ e zaraz padna˛ jakies´ obelz˙ ywe słowa, ale nic takiego sie˛ nie stało. Michaelis w milczeniu zaja˛ł swoje miejsce. Atmosfera stawała sie˛ napie˛ta. Po obu stronach Sary zasiedli me˛z˙ czyz´ ni, kto´ rzy wyraz´ nie sie˛ nie znosili. Jako co´ rka gospodyni poczuła sie˛ w obowia˛zku rozładowac´ sytuacje˛. – Jak rozumiem, panowie sie˛ znaja˛ – powiedziała uprzejmym tonem, patrza˛c to na jednego, to na drugiego. Michaelis skina˛ł głowa˛. – Owszem – wycedził. Stavros okazał sie˛ nieco bardziej rozmowny. – Na takiej małej wyspie wszyscy sie˛ znaja˛. – I wszystko o sobie wiedza˛ – dorzucił Michaelis. W jego głosie zabrzmiała tak wielka nienawis´ c´ , z˙ e Sara zadrz˙ ała. Była jednak gospodynia˛ i nie do niej

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!