Baker Margaret - Pod włoskim niebem
Szczegóły |
Tytuł |
Baker Margaret - Pod włoskim niebem |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Baker Margaret - Pod włoskim niebem PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Baker Margaret - Pod włoskim niebem PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Baker Margaret - Pod włoskim niebem - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Margaret Barker
Pod włoskim niebem
Strona 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Włas´ nie wracam z oddziału noworodko´ w – o-
znajmiła Lucy, siadaja˛c obok ło´ z˙ ka swojej siostry
bliz´ niaczki. – Masz cudowna˛ co´ reczke˛. Charlotte na-
dal jest w inkubatorze, ale oddycha prawidłowo. To
wprost nie do wiary, z˙ e urodziła sie˛ osiem tygodni
przed terminem! Kiedy pracowałam na połoz˙ nictwie,
odebrałam kilka przedwczesnych porodo´ w, ale nigdy
nie widziałam tak s´ licznego i doskonale uformowa-
nego dziecka jak Charlotte.
Sara usiadła wygodniej w ło´ z˙ ku, oparła głowe˛
na poduszkach i us´ miechne˛ła sie˛ do siostry z wdzie˛-
cznos´ cia˛.
– Ja tez˙ nie, ale szczerze mo´ wia˛c, jako matka nie
potrafie˛ byc´ obiektywna. Moz˙ e ciebie na to stac´ ,
ciociu Lucy. Charlotte jest malen´ ka, ale to naturalne.
I troche˛ pomarszczona, nie sa˛dzisz?
– Och, przesadzasz, Saro! – zaprotestowała Lucy
z rozbawieniem. – Ona jest po prostu urocza. Na
pewno patrzysz na nia˛ z zachwytem. Jestem z ciebie
bardzo dumna, moja mała siostrzyczko. Najwaz˙ niej-
sze, z˙ e masz to juz˙ za soba˛.
– Nie taka zno´ w mała. Jestem zaledwie o dziesie˛c´
minut młodsza od ciebie, a teraz na pewno waz˙ e˛ ze
dwa razy wie˛cej niz˙ ty!
Strona 3
4 MARGARET BARKER
– Wygla˛dasz s´ licznie, naprawde˛, Saro! Przybrałas´
zaledwie kilka kilogramo´ w, ale niebawem sie˛ ich po-
zbe˛dziesz.
– Och, nawet nie wiesz, jak sie˛ ciesze˛, z˙ e tu jestes´ ,
Lucy! – Sara chwyciła re˛ke˛ siostry i mocno ja˛ us´ cis-
ne˛ła. – To bardzo miło z twojej strony, z˙ e zrezyg-
nowałas´ z pracy i przyjechałas´ zasta˛pic´ mnie w czasie
mojego urlopu macierzyn´ skiego.
– Saro, potrzebna mi jest przerwa, jakas´ zmiana...
Musiałam wyrwac´ sie˛ stamta˛d na jakis´ czas i... Ale
dajmy spoko´ j, po co miałabym ci opowiadac´ o moich
kłopotach.
– Alez˙ Lucy, ja chce˛ wiedziec´ , co cie˛ gne˛bi. Ni-
gdy nie sprawiałas´ wraz˙ enia osoby, kto´ ra ma prob-
lemy. Zawsze s´ wietnie dawałas´ sobie ze wszystkim
rade˛, byłas´ utalentowana˛, wspaniała˛ dziewczyna˛,
kto´ ra idzie przez z˙ ycie bez przeszko´ d, osia˛gaja˛c kaz˙ -
dy wyznaczony przez siebie cel. Prosze˛, powiedz mi,
dlaczego chciałas´ wyjechac´ z Anglii.
Lucy wahała sie˛ przez chwile˛. Nie znosiła okazy-
wania słabos´ ci, a poza tym nie chciała obarczac´ Sary
swoimi zmartwieniami.
– Powiedzmy, z˙ e miałam romans z pewnym wy-
rachowanym draniem. Z me˛z˙ czyzna˛, kto´ ry wmo´ wił
mi, z˙ e jest kims´ innym, niz˙ był w rzeczywistos´ ci.
Dałam sie˛ nabrac´ na jego pie˛kne sło´ wka. Zakochałam
sie˛ w nim jak idiotka, ale teraz wszystko juz˙ skon´ -
czone.
– Jestes´ o tym przekonana?
– Absolutnie! – zapewniła Lucy pospiesznie, ma-
ja˛c nadzieje˛, z˙ e zabrzmiało to przekonuja˛co.
Strona 4
POD WŁOSKIM NIEBEM 5
Choc´ faktycznie ich romans dobiegł kon´ ca, jej ser-
ce nadal s´ ciskał bo´ l.
– Czy opowiesz mi kiedys´ o wszystkich szczego´ -
łach tej znajomos´ ci? – zapytała Sara.
– Tak, kiedy przyjdzie na to czas – obiecała Lucy,
postanawiaja˛c, z˙ e gdy juz˙ rany sie˛ zabliz´ nia˛, szczerze
porozmawia z siostra˛ i wszystko jej wyzna. – Ale nie
teraz, Saro. W kon´ cu jestes´ my tutaj po to, z˙ eby uczcic´
narodziny twojej co´ rki.
– Czy zostaniesz jej matka˛ chrzestna˛?
– Niczego bardziej nie pragne˛ – odparła Lucy
z us´ miechem.
Do pokoju, w kto´ rym lez˙ ała Sara, weszła Vanessa,
piele˛gniarka dyz˙ urna oddziału połoz˙ niczego Ospeda-
le Tevere w Rzymie. Us´ miechne˛ła sie˛ do sio´ str na
powitanie i zacze˛ła mo´ wic´ do nich po włosku, szybko
jak karabin maszynowy.
– Kiedy dzis´ rano pani przyszła, dottore Lucy,
pomys´ lałam, z˙ e widze˛ podwo´ jnie! Pani jest taka podo-
bna do siostry! Długie jasne włosy, niebieskie oczy,
taka sama szczupła sylwetka, jaka˛ miała Sara, kiedy
zacze˛ła tu pracowac´ . Prosze˛ mi powiedziec´ , dottore
Lucy, czy kiedy zobaczyła pani swoja˛ malen´ ka˛ siost-
rzenice˛, nie przyszła pani ochota na własne dziecko?
Lucy poczuła ucisk w gardle. W ostatnich czasach
ludzie cze˛sto rzucali mimochodem uwagi, kto´ re tra-
fiały w jej czułe miejsce.
– Nie mam czasu na wychowywanie dzieci – od-
parła Lucy po włosku, staraja˛c sie˛ nie popełniac´ błe˛-
do´ w. – Pracuje˛ na pełnym etacie.
Strona 5
6 MARGARET BARKER
– To tak jak ja – mrukne˛ła Vanessa, kiwaja˛c gło-
wa˛ ze zrozumieniem. – No, musze˛ juz˙ is´ c´ , bo wzywa-
ja˛ mnie obowia˛zki. Chciałam tylko sprawdzic´ , czy
Sara ma wszystko, czego jej potrzeba.
– Dzie˛kuje˛, Vanesso. Tutto bene! – odrzekła Sara.
Gdy piele˛gniarka opus´ ciła poko´ j, Lucy podje˛ła roz-
mowe˛ po angielsku:
– Powinnam zameldowac´ sie˛ w pokoju lekarskim.
Nie chciałabym spo´ z´ nic´ sie˛ juz˙ pierwszego dnia pra-
cy na... Przypomnij mi, jak nazywacie oddział nag-
łych przypadko´ w.
– Pronto Soccorso. Carlos juz˙ tam jest.
– To on odbierał Charlotte, prawda?
Sara us´ miechne˛ła sie˛ z czułos´ cia˛.
– Tak. Był wspaniały.
– Idealny finał prawdziwego romansu!
– Raczej pocza˛tek nowego wspo´ lnego z˙ ycia – po-
prawiła Sara siostre˛, nie moga˛c ukryc´ rozpieraja˛cej ja˛
rados´ ci. – Zamierzamy wkro´ tce sie˛ pobrac´ , a Carlos
chce adoptowac´ Charlotte. Jej biologiczny ojciec na
wszystko sie˛ zgodził, wie˛c nic nie stoi na przeszko-
dzie.
– Och, Saro, nawet nie wiesz, jak bardzo cieszy
mnie twoje szcze˛s´ cie! – zawołała Lucy, obejmuja˛c
siostre˛. – Byłas´ bardzo dzielna... Przez cała˛ cia˛z˙ e˛
nie przerwałas´ pracy w szpitalu, chciałas´ zostac´ sa-
motna˛ matka˛ i wychowywac´ Charlotte o własnych
siłach. To wspaniale, z˙ e twoja co´ rka zdecydowała sie˛
przyjs´ c´ na s´ wiat w dniu naszych trzydziestych uro-
dzin. Co´ z˙ za cudowny prezent!
– A w dodatku, jak sie˛ zapewne domys´ lasz, zupeł-
Strona 6
POD WŁOSKIM NIEBEM 7
nie nieplanowany! Nie moge˛ wprost uwierzyc´ , z˙ e
wczoraj urodziłam dziecko. Byłam pewna, z˙ e to zwy-
kły bo´ l krzyz˙ a!
– W kon´ cu po raz pierwszy sama zostałas´ matka˛!
Cze˛sto miałys´ my z nimi do czynienia, prawda?
Sara rozes´ miała sie˛.
– Musze˛ przyznac´ , z˙ e jes´ li chodzi o cia˛z˙ e˛ i poro´ d,
to znacznie łatwiej jest byc´ lekarzem niz˙ pacjentka˛.
Na szcze˛s´ cie, przez cały ten okres Carlos okazywał
mi wiele serca i podtrzymywał mnie na duchu. A kie-
dy nagle dotarło do nas, z˙ e sie˛ w sobie zakocha-
lis´ my... no co´ z˙ ... – Ze wzruszenia głos uwia˛zł jej
w gardle.
– Zasługujesz na szcze˛s´ cie, Saro. Pamie˛tam, z˙ e
kiedy miałys´ my po kilkanas´ cie lat, zadurzyłas´ sie˛
w Carlosie, uwaz˙ ałas´ jednak, z˙ e jest dla ciebie za
stary. Z ˙ e dziewie˛c´ lat to zbyt wielka ro´ z˙nica wieku.
– Nie, to ty przekonałas´ mnie, z˙ e Carlos nawet nie
spojrzy na taka˛ smarkule˛ jak ja.
– Naprawde˛? – Lucy zmarszczyła brwi, pro´ buja˛c
przypomniec´ sobie tamte czasy. – Przepraszam, jes´ li
to rzeczywis´ cie ja wybiłam ci ten pomysł z głowy.
Sara wzruszyła ramionami.
– Było, mine˛ło. To juz˙ przeszłos´ c´ . Miałas´ wtedy
absolutna˛ racje˛. Byłam za młoda dla Carlosa. Teraz,
po przyjez´ dzie do Rzymu, przez˙ yłam wspaniała˛
przygode˛, poznaja˛c Carlosa od zupełnie innej strony.
A kiedy sie˛ w nim zakochałam... Przepraszam, Lucy,
na pewno nie masz ochoty na wysłuchiwanie moich
romantycznych zwierzen´ .
– Wre˛cz przeciwnie. Moz˙ esz mi opowiadac´ histo-
Strona 7
8 MARGARET BARKER
rie miłosne, kiedy tylko zechcesz. Ciesze˛ sie˛, z˙ e jes-
tes´ szcze˛s´ liwa, ale teraz lez˙ spokojnie. Nie wolno ci
sie˛ przeme˛czac´ . Dopiero wczoraj urodziłas´ dziecko,
wie˛c kiedy wstaniesz, poruszaj sie˛ powoli. A wybie-
raja˛c sie˛ do Charlotte, skorzystaj z wo´ zka. Och, i pa-
mie˛taj, z˙ eby duz˙ o pic´ .
– Tak jest, pani doktor! – przytakne˛ła Sara z sze-
rokim us´ miechem. – Be˛de˛ zachowywac´ sie˛ jak ideal-
na pacjentka.
– Do zobaczenia po´ z´ niej – rzekła Lucy, całuja˛c
siostre˛ w policzek.
– Powodzenia!
– Dzie˛kuje˛. Moz˙ e byc´ mi potrzebne! – zawołała
Lucy, opuszczaja˛c poko´ j siostry.
Ida˛c korytarzem w kierunku Pronto Soccorso, za-
cze˛ła odczuwac´ niepoko´ j. Nie dotyczył on jednak jej
umieje˛tnos´ ci medycznych, lecz znajomos´ ci je˛zyka
włoskiego, kto´ rego od dos´ c´ dawna nie uz˙ ywała.
W młodos´ ci biegle mo´ wiła po włosku, poniewaz˙
niemal wszystkie wakacje spe˛dzała w wynaje˛tym
przez jej rodzico´ w letnim domku na wybrzez˙ u Morza
´ ro´ dziemnego, jednakz˙e od tego czasu niezbyt cze˛sto
S
miała okazje˛ sie˛ tym je˛zykiem posługiwac´ . Choc´
przez kilka ostatnich tygodni ucze˛szczała na kurs
włoskiego i czytała po włosku podre˛czniki medycz-
ne, bała sie˛, z˙ e moz˙ e sobie nie poradzic´ .
Wzie˛ła głe˛boki oddech, pchne˛ła drzwi wahadłowe
i weszła na oddział nagłych wypadko´ w.
Pierwsza˛ osoba˛, kto´ ra˛ tam ujrzała, była chuda ko-
bieta w s´ rednim wieku, ubrana w nienagannie wy-
prasowany biały stro´ j piele˛gniarski.
Strona 8
POD WŁOSKIM NIEBEM 9
Kobieta obrzuciła Lucy pełnym zdumienia spoj-
rzeniem i pospiesznie do niej podeszła.
– Io sono dottore Lucy Montgomery.
Piele˛gniarka us´ miechne˛ła sie˛ i zacze˛ła trajkotac´ po
włosku. Wyjas´ niła, z˙ e wydawało jej sie˛, z˙ e widzi
Sare˛, co wprawiło ja˛ w zakłopotanie, poniewaz˙ przed
chwila˛ dowiedziała sie˛, z˙ e Sara lez˙ y na oddziale
połoz˙ niczym.
Lucy stwierdziła z zadowoleniem, z˙ e rozumie pie-
le˛gniarke˛ lepiej, niz˙ sie˛ spodziewała. To przywro´ ciło
jej pewnos´ c´ siebie.
Siostra Sabina przedstawiła sie˛ i oznajmiła, z˙ e
doktor Carlos Fellini, ordynator Pronto Soccorso,
prosił, by Lucy jak najszybciej do niego wpadła,
a potem zaprowadziła ja˛ pod drzwi jego gabinetu.
– Lucy? Prosze˛, wejdz´ ! – zawołał Carlos po an-
gielsku, wymawiaja˛c słowa z ro´ wnie silnym akcen-
tem włoskim jak wtedy, kiedy Lucy i jej siostra, jesz-
cze jako dziewczynki, poznały go podczas jednych
z wakacji spe˛dzonych nad Morzem S ´ ro´ dziemnym.
– Usia˛dz´ – dodał, wstaja˛c i gestem re˛ki wskazuja˛c
krzesło. – Pozwo´ l, z˙ e przedstawie˛ ci naszego konsul-
tanta z oddziału ortopedii. Doktor Vittorio Vincenzi.
Vittorio, to jest doktor Lucy Montgomery.
– Pani musi byc´ siostra˛ bliz´ niaczka˛ Sary! – stwie-
rdził Vittorio doskonała˛ angielszczyzna˛. – Jestes´ cie
do siebie podobne jak dwie krople wody – dodał,
wycia˛gaja˛c do niej na powitanie re˛ke˛.
Lucy musiała przyznac´ , z˙ e Vittorio jest niezwykle
przystojny. Miał oliwkowa˛ cere˛ i wyraziste rysy twa-
rzy. Kiedy sie˛ us´ miechna˛ł, zwro´ ciła uwage˛ na jego
Strona 9
10 MARGARET BARKER
białe ze˛by. Jednak gdy spojrzała w jego oczy, nie
dostrzegła w nich rados´ ci, lecz głe˛boki smutek.
Byc´ moz˙ e instynktownie wyczuła stan jego ducha
dlatego, z˙ e sama musiała nieustannie walczyc´ z włas-
nym smutkiem. Choc´ usilnie starała sie˛ nad soba˛ nie
uz˙ alac´ , od czasu do czasu pozwalała sobie na chwile˛
słabos´ ci i w samotnos´ ci płakała, wspominaja˛c swoja˛
przeszłos´ c´ .
Dawała sie˛ ponies´ c´ emocjom zwłaszcza wtedy,
gdy była skrajnie wyczerpana. Wracała wo´ wczas my-
s´ lami do dziecka, kto´ rego tak bardzo pragne˛ła. Nie-
stety, matka natura zdecydowała, z˙ e nie jest ono
wystarczaja˛co silne, aby z˙ yc´ na tym okrutnym, bez-
wzgle˛dnym s´ wiecie.
– Carlos mo´ wił mi, z˙ e w czasie trzymiesie˛cznego
urlopu macierzyn´ skiego Sary pani be˛dzie ja˛ zaste˛po-
wac´ – powiedział Vittorio.
– Mamy wielkie szcze˛s´ cie, z˙ e Lucy zgodziła sie˛
opus´ cic´ na ten czas swo´ j angielski szpital i podja˛c´
prace˛ w Ospedale Tevere – oznajmił Carlos.
– Nie moge˛ sie˛ juz˙ doczekac´ . Chciałabym zacza˛c´
jak najszybciej – przyznała, siadaja˛c.
– A co be˛dzie z pani posada˛ w szpitalu w Anglii?
– spytał Vittorio. – Carlos włas´ nie mo´ wił mi o pani
kwalifikacjach i dos´ wiadczeniu. Czy wzie˛ła pani
urlop, a potem zamierza wro´ cic´ na swoje dawne
stanowisko?
Lucy wahała sie˛ przez chwile˛. Nawet swojej siost-
rze nie wyjawiła całej prawdy. Doszła jednak do
wniosku, z˙ e pre˛dzej czy po´ z´ niej i tak wszyscy sie˛
dowiedza˛.
Strona 10
POD WŁOSKIM NIEBEM 11
– Szczerze mo´ wia˛c, złoz˙ yłam wymo´ wienie.
Carlos unio´ sł brwi ze zdumienia.
– Nic o tym nie wiedziałem, Lucy. Mam nadzieje˛,
z˙ e praca tutaj nie zakło´ ci twojej kariery zawodowej.
– Ska˛dz˙ e znowu! Chciałam przyjechac´ do Rzy-
mu. Ja... – Ponownie sie˛ zawahała. – Potrzebowałam
jakiejs´ zmiany. Pragne˛łam wyrwac´ sie˛ z... mhm...
uciec od...
– Kłopoto´ w osobistych? – spytał Carlos.
– Włas´ nie tak!
– Co zamierzasz robic´ , kiedy urlop macierzyn´ ski
Sary dobiegnie kon´ ca?
– Prawde˛ mo´ wia˛c, nie zastanawiałam sie˛ nad tym.
W tej chwili nie wybiegam mys´ lami az˙ tak daleko do
przodu.
– Rozumiem. Wro´ cimy do tego tematu za kilka
tygodni, kiedy sie˛ juz˙ u nas zadomowisz. Osobis´ cie
wolałbym, z˙ eby Sara wzie˛ła dłuz˙ szy urlop, wie˛c był-
bym bardzo zadowolony, gdybys´ mogła przedłuz˙ yc´
z nami umowe˛ o prace˛. Sara moz˙ e nie zaakceptowac´
mojego pomysłu, a ja w z˙ aden sposo´ b nie zamierzam
wpływac´ na jej decyzje˛, ale...
– Oczywis´ cie, Carlosie – przerwała mu z us´ mie-
chem. – Jestem jednak pewna, z˙ e potrafisz byc´ bar-
dzo przekonuja˛cy... w subtelny sposo´ b.
– No włas´ nie! Chodzi mi tylko o to, z˙ e z najwie˛k-
sza˛ przyjemnos´ cia˛ be˛dziemy kontynuowac´ z toba˛
wspo´ łprace˛, jes´ li Sara zgodzi sie˛ zostac´ dłuz˙ ej w do-
mu z dzieckiem. Wie˛c prosze˛ cie˛, Lucy, na razie
niczego nie planuj, dobrze? Dam ci znac´ , kiedy tylko
przedstawie˛ Sarze moja˛ propozycje˛.
Strona 11
12 MARGARET BARKER
– Wie˛c wolałbys´ , z˙ ebym nie rozmawiała z nia˛ na
ten temat, dopo´ ki...
– Doskonale mnie zrozumiałas´ ! – zawołał Carlos
z promienna˛ mina˛, a potem odwro´ cił sie˛ do Vittoria.
Przez wzgla˛d na Lucy nadal mo´ wił po angielsku:
– Wro´ c´ my do kwestii, kto´ ra˛ omawialis´ my przed
przyjs´ ciem Lucy. Jes´ li zgodzisz sie˛ przeja˛c´ moje obo-
wia˛zki na Pronto Soccorso w czasie, kiedy be˛de˛ z Sa-
ra˛ i mała˛ Charlotte, naprawde˛ oddasz mi wielka˛ przy-
sługe˛.
Vittorio wstał i podszedł do okna.
– Musze˛ przyznac´ , z˙ e bardzo lubie˛ pracowac´ na
oddziale nagłych wypadko´ w, ale nie moge˛ zaniedby-
wac´ pacjento´ w na ortopedii. Na szcze˛s´ cie mam s´ wie-
tnego lekarza, kto´ ry podczas mojej nieobecnos´ ci be˛-
dzie mo´ gł mnie zasta˛pic´ .
– Osobis´ cie dopilnuje˛, Vittorio, z˙ ebys´ bez prze-
szko´ d mo´ gł udzielac´ konsultacji i przeprowadzac´ za-
planowane operacje. Co ty na to?
– Dobrze, Carlos, zgadzam sie˛.
– Magnifico!
Podeszli do siebie i us´ cisne˛li sobie dłonie.
– Wie˛c moz˙ e zaczniemy juz˙ od dzisiaj, Vittorio?
Dopiero wczoraj wro´ ciłem z konferencji. Chciałbym
spe˛dzic´ troche˛ czasu z Sara˛, ustalic´ z nia˛, gdzie za-
mieszkamy i... Och! – Unio´ sł ramiona wysoko w go´ -
re˛. – Mamma mia. Tyle spraw mam teraz na głowie!
– Non si preoccupi! – rzekł Vittorio, klepia˛c kole-
ge˛ w ramie˛. – Nie martw sie˛, Carlos. Idz´ do swojej
pie˛knej narzeczonej i uroczej co´ reczki. Przejmuje˛
twoje obowia˛zki. Od tej chwili ja tu rza˛dze˛!
Strona 12
POD WŁOSKIM NIEBEM 13
Spojrzał władczo na nowa˛ lekarke˛.
– Prosze˛ ze mna˛, dottore Lucy.
Ta posłusznie wstała, sa˛dza˛c, z˙ e Vittorio najwyra-
z´ niej przywykł do wydawania polecen´ i załatwiania
spraw od re˛ki. Moz˙ e jest niecierpliwy, a nawet nieto-
lerancyjny?
Niebawem sie˛ o tym przekona.
– Dottore Lucy! Pronto! – zawołała siostra Sabi-
na, kiedy tylko Lucy zjawiła sie˛ na oddziale nagłych
wypadko´ w. – Prosze˛ tutaj!
Lucy weszła do izby przyje˛c´ i zobaczyła dziew-
czynke˛, kto´ ra siedziała na wo´ zku z kolanami pod-
cia˛gnie˛tymi pod brode˛ i je˛czała z bo´ lu.
Po wysłuchaniu kro´ tkiego opisu przypadku ma-
łej pacjentki Lucy pochyliła sie˛ i zacze˛ła badac´
dziecko.
– Dove le fa male? – spytała łagodnym tonem.
– Gdzie cie˛ boli, Roberta?
– Mi fa male lo stomaco – odparła dziewczynka.
Lucy zerkne˛ła na karte˛ choroby i stwierdziła, z˙ e
Roberta ma zbyt wysoka˛ temperature˛. Zacze˛ła ob-
macywac´ jej brzuch. Gdy dotkne˛ła jego dolnej pra-
wej strony mie˛dzy udem a pachwina˛, dziewczynka
skrzywiła sie˛ z bo´ lu.
– No, no, no! Per favore, no! – zawołała.
– Mi dispiace, Roberta, przepraszam – powie-
działa Lucy, zapisuja˛c w karcie, z˙ e przypadek doty-
czy prawego dołu biodrowego.
Biora˛c pod uwage˛ inne objawy, takie jak wysoka
temperatura, niedawne wymioty oraz silne bo´ le brzu-
Strona 13
14 MARGARET BARKER
cha, postawiła wste˛pna˛ diagnoze˛: zapalenie wyrostka
robaczkowego.
– Czy pani co´ rka ostatnio cos´ jadła lub piła? – spy-
tała, odwracaja˛c sie˛ do matki dziewczynki.
– Od wczoraj nie miała nic w ustach, a przedtem
i tak wszystko zwracała. Czy to cos´ powaz˙ nego, pani
doktor?
– Niebawem zabierzemy pani co´ rke˛ na operacje˛.
Podejrzewam zapalenie wyrostka robaczkowego.
Matka dziewczynki chwyciła Lucy za re˛ke˛.
– Prosze˛ sie˛ nia˛ troskliwie opiekowac´ , pani do-
ktor.
– Oczywis´ cie – przyrzekła Lucy.
– Doktor Montgomery, w sa˛siednim pokoju czeka
na pania˛ pacjent z urazem głowy – oznajmiła Sabina.
– Sama załatwie˛ sale˛ operacyjna˛, a potem przygotuje˛
Roberte˛ do zabiegu.
– Juz˙ tam ide˛ – odrzekła, a potem ponownie od-
wro´ ciła sie˛ do dziewczynki. – Wkro´ tce zno´ w be˛-
dziesz zdrowa – powiedziała, gładza˛c Roberte˛ po
policzku. – Lekarze zadbaja˛ o to, z˙ eby brzuszek prze-
stał cie˛ bolec´ .
– Grazie, dottore – wyszeptała Roberta.
Kolejnym pacjentem Lucy był młody me˛z˙ czy-
zna, Alfredo Fontana, kto´ ry lez˙ ał nieprzytomny na
noszach.
Od jego oszalałej z rozpaczy z˙ ony Lucy dowie-
działa sie˛, z˙ e kiedy naprawiał kamienna˛ balustrade˛
otaczaja˛ca˛ balkon ich mieszkania, spadł z pierwszego
pie˛tra. Pani Fontana usłyszała jego krzyk, a gdy wy-
biegła z domu, on lez˙ ał nieprzytomny na trotuarze.
Strona 14
POD WŁOSKIM NIEBEM 15
Lucy uniosła powieki Alfreda i zas´ wieciła latarka˛
w jego oczy. Z ´ renice były rozszerzone, ale nie reago-
wały na s´ wiatło. Sprawdziła te˛tno i stwierdziła, z˙ e
jest wolne i słabo wyczuwalne.
W pierwszej kolejnos´ ci nalez˙ y pacjenta nawodnic´ .
Podła˛czyła kroplo´ wke˛ z glukoza˛, a naste˛pnie spraw-
dziła umocowanie rurki dotchawiczej. Cis´ nienie krwi
powoli rosło, ale te˛tno nadal było zbyt wolne, co z kolei
wskazywało na zwie˛kszone cis´ nienie s´ ro´ dczaszkowe.
Natychmiast wykonano przes´ wietlenie głowy, kto´ -
re ujawniło złamanie podstawy czaszki. Nalez˙ ało jak
najszybciej usuna˛c´ tworza˛cego sie˛ krwiaka.
Lucy niezwłocznie zawiadomiła sale˛ operacyjna˛,
a potem poszła do naste˛pnej pacjentki, kto´ ra˛ była
trzydziestopie˛cioletnia kobieta.
Cecilia odniosła obraz˙ enia w wypadku samocho-
dowym. Mie˛dzy innymi miała złamane trzy z˙ ebra.
Przed zabandaz˙ owaniem klatki piersiowej pacjentki
Lucy obejrzała zdje˛cia rentgenowskie. Zauwaz˙ yła na
nich niewielkie s´ lady wydzieliny z prawej brodawki
sutkowej.
Upewniwszy sie˛, z˙ e Cecilia nie karmi piersia˛ ani
nie jest w cia˛z˙ y, pobrała pro´ bke˛ wydzieliny i wysłała
ja˛ do laboratorium. Podejrzewała raka sutka.
Wiedza˛c, z˙ e badania potrwaja˛dwa dni, Lucy umie-
s´ ciła pacjentke˛ na oddziale ortopedii. Nie chca˛c nie-
potrzebnie jej niepokoic´ , wyjas´ niła, z˙ e zatrzymuje ja˛
w szpitalu ze wzgle˛du na złamane z˙ ebra. Postanowiła
nie mo´ wic´ Cecilii o swoich podejrzeniach, dopo´ ki
wyniki analiz nie potwierdza˛ jej wste˛pnej diagnozy.
Gdy wro´ ciła na oddział nagłych wypadko´ w, zer-
Strona 15
16 MARGARET BARKER
kne˛ła na zegar i stwierdziła, z˙ e jej dyz˙ ur skon´ czył sie˛
juz˙ przed godzina˛.
– Jak mina˛ł dzien´ , Lucy? – spytał Vittorio, doga-
niaja˛c ja˛ na korytarzu.
– Był interesuja˛cy i wyczerpuja˛cy.
– Zatem chyba nie odmo´ wi pani wypicia kieliszka
zimnego frascati?
– Prosze˛ mnie nie kusic´ . Przed wyjs´ ciem z pracy
musze˛ jeszcze załatwic´ kilka spraw.
– Nie ma mowy! – oznajmił stanowczym tonem
Vittorio. – Prosze˛ natychmiast zdja˛c´ ten fartuch. Ja tu
rza˛dze˛, doktor Montgomery, i z˙ ycze˛ sobie, z˙ eby do-
trzymała mi pani towarzystwa.
Lucy wahała sie˛ przez chwile˛, a potem posłusznie
wykonała jego polecenie.
– No co´ z˙ , che˛tnie porozmawiam z kims´ po angiel-
sku, przynajmniej przez godzine˛, wie˛c zgadzam sie˛
po´ js´ c´ z panem. Ale prosze˛ mi powiedziec´ , gdzie na-
uczył sie˛ pan tak s´ wietnej angielszczyzny.
– Och, to długa historia. Opowiem ja˛ pani przy
drinku. Po´ jdziemy s´ ciez˙ ka˛ biegna˛ca˛ wzdłuz˙ rzeki do
małej winiarni, do kto´ rej zaprowadził mnie Carlos,
kiedy zacza˛łem tu pracowac´ . Nazywa sie˛ Enotecca
Giovanni. Mys´ le˛, z˙ e sie˛ tam pani spodoba.
Lucy obrzuciła krytycznym wzrokiem bawełniana˛
sukienke˛, kto´ ra˛ miała na sobie od wczesnego rana.
– Powinnam po´ js´ c´ sie˛ przebrac´ . Czuje˛ sie˛ dos´ c´
niechlujnie.
Vittorio spojrzał na nia˛z wyraz´ nym zakłopotaniem.
– Niechlujnie? Co to znaczy ,,niechlujnie’’? Wy-
gla˛da pani s´ licznie, owszem, ale nie wiem...
Strona 16
POD WŁOSKIM NIEBEM 17
– To znaczy jakby zaniedbana, nies´ wiez˙ a. Tak
czuje sie˛ człowiek, kto´ ry przez cały dzien´ ma na
sobie to samo ubranie.
– Alez˙ Lucy, naprawde˛ s´ wietnie pani wygla˛da!
Przebieranie sie˛ trwałoby zbyt długo, a ja jestem
bardzo niecierpliwy – oznajmił, wyprowadzaja˛c ja˛ ze
szpitala.
Ida˛c obok Vittoria, Lucy spojrzała na ska˛pany
w słon´ cu brzeg Tybru. Hałas klaksono´ w oraz pisk
hamulco´ w przejez˙ dz˙ aja˛cych nieopodal samochodo´ w
zakło´ cał cisze˛ wieczoru.
– Nie ma na s´ wiecie drugiego takiego miasta jak
Rzym. Jest bardzo hałas´ liwy, ale to jedna z rzeczy,
kto´ re w nim lubie˛. Tak niesamowicie te˛tni z˙ yciem...
tyle tu ruchu. Po prostu uwielbiam to miasto.
– Ja wole˛ Mediolan. Ale pewnie dlatego, z˙ e tam
sie˛ urodziłem.
– Co sprawiło, z˙ e przenio´ sł sie˛ pan do Rzymu?
– Ja... No co´ z˙ , podobnie jak pani, potrzebowałem
zmiany. Z Mediolanem wia˛zało sie˛ zbyt wiele wspo-
mnien´ ... – Urwał i odchrza˛kna˛ł. – A moz˙ e mo´ wili-
bys´ my sobie po imieniu? – zaproponował. – O, to
włas´ nie jest Enotecca Giovanni – dodał, obejmuja˛c
Lucy w pasie i wprowadzaja˛c ja˛ do winiarni.
W drzwiach powitał ich wylewnie niski pulchny
me˛z˙ czyzna, a kiedy usiedli na tarasie, przynio´ sł im
butelke˛ frascati oraz dwa kieliszki, zaznaczaja˛c, z˙ e
wino jest na koszt firmy.
– Musisz byc´ tu cze˛stym gos´ ciem, Vittorio – za-
uwaz˙ yła Lucy, sa˛cza˛c cudownie chłodne wino.
Vittorio us´ miechna˛ł sie˛ pose˛pnie.
Strona 17
18 MARGARET BARKER
– Lubie˛ tutaj wpadac´ pod koniec dnia. Patrze˛ wte-
dy na rzeke˛, statki, zachodza˛ce słon´ ce... i staram sie˛
o niczym nie mys´ lec´ – wyjas´ nił z wyraz´ nym smut-
kiem w głosie.
– Czy pro´ bujesz wyrzucic´ z pamie˛ci wspomnie-
nia zwia˛zane z z˙ yciem w Mediolanie? – spytała Lu-
cy, kto´ rej wypite wino dodało odwagi.
Vittorio spojrzał na nia˛ ze zdumieniem.
– Nie. Nie chce˛ zapominac´ o Mediolanie. W tym
mies´ cie sie˛ urodziłem i przez˙ yłem w nim wiele szcze˛-
s´ liwych chwil. Moja matka, siostry i bracia nadal tam
mieszkaja˛. Po prostu... nie chce˛ wie˛cej mys´ lec´ o mo-
im z˙ yciu w Mediolanie. To juz˙ przeszłos´ c´ . – Wzia˛ł
butelke˛ i ponownie napełnił winem kieliszki.
Lucy zwro´ ciła uwage˛ na to, z˙ e ws´ ro´ d swoich bli-
skich Vittorio wymienił matke˛, siostry i braci, ale
nie wspomniał ani słowem o z˙ onie, byłej z˙ onie czy
dziewczynie. Instynktownie wyczuła, z˙ e wia˛z˙ e sie˛
to z jakims´ dramatem.
Wycia˛gne˛ła re˛ke˛ i połoz˙ yła ja˛ na jego dłoni.
– Czy ulz˙ y ci, jes´ li mi o tym opowiesz? – wysze-
ptała.
W pierwszym odruchu Vittorio chciał cofna˛c´ re˛ke˛.
Nie potrzebował niczyjego wspo´ łczucia. Miał juz˙ go
powyz˙ ej uszu. Ilekroc´ przyjaciele czy krewni zaczy-
nali ubolewac´ nad jego nieszcze˛s´ ciem, wpadał w je-
szcze gorszy nastro´ j. Nie chciał tez˙ , aby jakakolwiek
kobieta obudziła w nim uczucia, poniewaz˙ wiedział,
z˙ e nie potrafiłby jej pokochac´ .
Ale Lucy jest inna. Przy tej spokojnej i wyrozu-
miałej kobiecie po raz pierwszy od wielu lat poczuł
Strona 18
POD WŁOSKIM NIEBEM 19
sie˛ bezpieczny. Moz˙ e istotnie jest wdzie˛czna˛ słucha-
czka˛, kto´ rej tego wieczoru potrzebuje.
Ku własnemu zaskoczeniu unio´ sł jej re˛ke˛ do ust
i delikatnie pocałował. Spojrzał w szczere niebieskie
oczy Lucy i doszedł do wniosku, z˙ e nie jest ona
typem kobiety, kto´ ra pro´ bowałaby rozbudzac´ w nim
poz˙ a˛danie.
Lucy jest ładna i atrakcyjna. Ma w sobie wszystko,
czego me˛z˙ czyzna mo´ głby wymagac´ od kobiety.
Vittorio obawiał sie˛ jednak jakichkolwiek nowych
komplikacji.
– Mys´ le˛, z˙ e poczuje˛ sie˛ lepiej, jes´ li to z siebie
wyrzuce˛ – powiedział ochryple, podejrzewaja˛c, z˙ e
Lucy ro´ wniez˙ sporo w z˙ yciu przeszła. – Spytałas´
mnie, ska˛d tak dobrze znam angielski. Oto´ z˙ ojciec
mojej z˙ ony był Anglikiem, a matka – Włoszka˛. Po-
znałem Lavinie˛, kiedy pracowałem na oddziale nag-
łych wypadko´ w w szpitalu pod Londynem. Była in-
strumentariuszka˛. Nasze drogi cia˛gle sie˛ schodziły.
To była miłos´ c´ od pierwszego wejrzenia...
Urwał i przez dłuz˙ sza˛ chwile˛ patrzył przed siebie
w milczeniu.
Lucy nie odzywała sie˛, nie chca˛c psuc´ nastroju.
Dobiegaja˛ce ze wszystkich stron odgłosy wieczornej
zabawy stawały sie˛ coraz bardziej donos´ ne. Dz´ wie˛-
kom muzyki towarzyszyły głos´ ne wybuchy s´ miechu.
Lucy jednakz˙ e miała wraz˙ enie, z˙ e ona i Vittorio
stworzyli sobie nad brzegiem Tybru własna˛oaze˛ ciszy.
– Gdybym tylko nie namo´ wił Lavinii do wyjazdu
z Anglii! – wyrzucił z siebie tonem pełnym goryczy.
–Z ˙ yłaby nadal, gdybym nie przywio´ zł jej do Włoch.
Strona 19
20 MARGARET BARKER
Lucy wstrzymała oddech, czekaja˛c na dalszy cia˛g
jego wynurzen´ . Mijały sekundy.
Vittorio złoz˙ ył dłonie i pochylił głowe˛ jak do mod-
litwy, po czym zamkna˛ł oczy, pro´ buja˛c siła˛ woli
zmusic´ sie˛ do wyjawienia Lucy strasznych szczego´ -
ło´ w s´ mierci Lavinii.
Doszedł jednak do wniosku, z˙ e nie jest w stanie
tego zrobic´ , poniewaz˙ bolesne wspomnienia zno´ w by
go osaczyły. Lepiej zachowac´ wszystko w tajemnicy
przed Lucy. Poza tym prawie jej nie zna.
Dziwił sie˛, z˙ e w ogo´ le rozwaz˙ ał moz˙ liwos´ c´ otwar-
cia przed nia˛ serca i duszy.
Unio´ sł głowe˛ i spojrzał na swa˛ nowa˛ kolez˙ anke˛,
a ona dostrzegła w jego oczach cierpienie. Nie była
w stanie znies´ c´ jego bo´ lu.
– Co... sie˛ stało, Vittorio?
– Moja z˙ ona... zmarła w tragicznych okolicznos´ -
ciach... pie˛c´ lat temu – wyja˛kał. – Ale nie chce˛ o tym
mo´ wic´ .
Był tak bardzo zrozpaczony, z˙ e Lucy miała ochote˛
podejs´ c´ do niego i mocno go us´ cisna˛c´ .
– Vittorio, tak mi przykro – wyszeptała. – Nie
jestem nawet w stanie wyobrazic´ sobie...
– I tak jest lepiej – przerwał jej. – Z ˙ yjmy dniem
dzisiejszym, dobrze? Zaprosiłem cie˛ na drinka, z˙ eby-
s´ my oboje mogli odpocza˛c´ po cie˛z˙ kiej pracy.
Lucy wypiła łyk wina, zdaja˛c sobie sprawe˛, z˙ e na
razie musi sie˛ zadowolic´ tym, co usłyszała. Jednakz˙ e
nie dawały jej spokoju tragiczne okolicznos´ ci s´ mierci
z˙ ony Vittoria. Odchrza˛kne˛ła, zbieraja˛c sie˛ na od-
wage˛.
Strona 20
POD WŁOSKIM NIEBEM 21
– Vittorio... słowa nie sa˛ w stanie wyrazic´ mojego
smutku. Wiem, co musiałes´ przejs´ c´ , ile wycierpiałes´ ,
ale mam wraz˙ enie, z˙ e jes´ li teraz mi o tym opowiesz,
to...
Ponownie ucałował jej re˛ke˛.
Od s´ mierci Lavinii przed pie˛cioma laty nikt nigdy
nie okazał mu takiego zrozumienia, nie wczuł sie˛ tak
bardzo w jego sytuacje˛ jak Lucy. Był jej za to nie-
zwykle wdzie˛czny.
– A moz˙ e teraz ty opowiesz mi cos´ o sobie, Lucy?
Dlaczego zrezygnowałas´ z posady w Anglii?
– To ro´ wniez˙ jest długa historia – odparła po
chwili wahania, usiłuja˛c uwolnic´ sie˛ od przykrych
wspomnien´ . – Powiedzmy, z˙ e uwikłałam sie˛ w fatal-
ny zwia˛zek. Jes´ li wyjawie˛ ci szczego´ ły, to...
Poczuła niebezpieczny ucisk w gardle.
– Nie, wolałabym o tym nie mo´ wic´ .
Vittorio wstał, podszedł do niej i połoz˙ ył re˛ce na
jej ramionach.
– Zdaje sie˛, z˙e znalazłem towarzyszke˛ w cierpieniu
– rzekł po´ łgłosem, muskaja˛c wargami jej policzek.
Lucy uniosła głowe˛ i odwzajemniła jego pocału-
nek, a potem niespodziewanie zerwała sie˛ z miejsca.
Ten gwałtowny ruch sprawił, z˙ e nastro´ j chwili
prysna˛ł.
– Musze˛ wracac´ do szpitala – oznajmiła drz˙ a˛cym
głosem. – Obiecałam mojej siostrze, z˙ e wpadne˛ do
niej jeszcze dzis´ wieczorem.
– Rozumiem. Moz˙ e wkro´ tce zjemy razem kola-
cje˛? – zaproponował Vittorio. – Mam wraz˙ enie, z˙ e
prowadziłas´ ciekawe z˙ ycie i...