Baird Jacqueline - Aż do skończenia świata

Szczegóły
Tytuł Baird Jacqueline - Aż do skończenia świata
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Baird Jacqueline - Aż do skończenia świata PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Baird Jacqueline - Aż do skończenia świata PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Baird Jacqueline - Aż do skończenia świata - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 ROZDZIAŁ PIERWSZY Jego ciepłe usta przesunęły się w dół po szyi Sophie. Zacisnęła mocno powieki, przekonując uporczywie samą siebie, że pieszczoty Nigela sprawiają jej przyjemność. Leżeli na kanapie w jej londyńskim mieszkaniu. Było już późno, wokół panowała cisza. Słychać było tylko przyśpie­ szony oddech mężczyzny, który lada moment miał uczynić Sophie kobietą. Podświadomie napięła mięśnie, gdy niezgrabnie rozpi­ nał jej bluzkę. Rozluźnij się, przecież sama tego chciałaś, powtarzała w myślach. Zaplanowałaś to sobie, wybrałaś najlepszego przyjaciela, więc co się z tobą dzieje? Nagle poczuła, że ma dość. - Nie chcę! Zostaw mnie. Próbowała go od siebie odepchnąć, lecz nie zamierzał pozwolić jej umknąć. Szamotali się przez chwilę, wreszcie Nigel krzyknął głośno i puścił ją, gdy zupełnie niechcący trafiła go łokciem w oko. W tym samym momencie rozległ się dzwonek, po którym nastąpiło natarczywe pukanie. Sophie z ulgą, a jednocześnie z niepokojem, pobiegła do drzwi. Już otworzyła usta, by zbesztać kogoś, kto hała­ sował po nocy i budził całą kamienicę, lecz naraz zanie­ mówiła. Z niedowierzaniem odgarnęła opadające na twarz jasne pasma włosów. Strona 2 Niemożliwe, by to był on! Ale to był bez wątpienia - A właśnie, że moja - oznajmił tonem nie znoszącym właśnie... Justin Gifford. sprzeciwu. Z dezaprobatą spojrzał na trącego załzawione Wydawało jej się, że uśmiecha się do niej z czułością oko Nigela. - Nie wiedziałem, że gustujesz w mazgajach i przez chwilę widziała przed sobą dawnego Justina sprzed - zadrwił. - Dobra, pozbądź się tego smarkacza. tej okropnej nocy, gdy ukończyła osiemnaście lat. Bez­ - Nigel jest moim gościem - zaprotestowała. wiednie uniosła dłoń, by go dotknąć, lecz on minął Sophie - A, czyli nie mieszka z tobą? Świetnie! Ty, jak ci tam, bez słowa i wszedł do środka. spadaj stąd, ale to już! - Ach, to dlatego tak się zerwałaś - domyślił się z ulgą Tamten podniósł się niezgrabnie. Nigel. - Usłyszałaś dzwonek. - Chwila, moment, co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Nawet nie chciało jej się zaprzeczać. W milczeniu po­ Sophie i ja... patrzyła na obu mężczyzn. No tak, w ogóle nie mogło być - Dla ciebie nie ma tu żadnej Sophie! - rozgniewał się mowy o żadnym porównaniu. nie na żarty Justin. - Wynocha stąd, bo inaczej... Zaledwie dwudziestojednoletni Nigel z zawstydzeniem Jeszcze nigdy nie widziała go w stanie takiej furii. Wo­ wkładał koszulkę, a wyglądał przy tym jak przyłapany lała nie ryzykować. na gorącym uczynku uczniak. Tymczasem starszy o czter­ - Może lepiej jednak idź, Nigel - zasugerowała łagod­ naście lat Justin, wzięty prawnik, mający wkrótce najpra­ nie. - Justin jest przyjacielem mojego wuja, znam go od wdopodobniej zostać najmłodszym sędzią w Londynie, lat. Nie obawiaj się, nic mi nie będzie. roztaczał aurę spokoju i niezachwianej pewności siebie. Nigel dla przyzwoitości zaprotestował bez większego Stał teraz na środku pokoju, wysoki, barczysty i elegan­ przekonania, po czym wyszedł. Nie mogła mieć do niego cki, a jego piwne oczy ciskały błyskawice. pretensji. Ona również czuła się kompletnie onieśmielona - Czy twój kochanek mieszka z tobą? - spytał twardo, i zdominowana, gdy po raz pierwszy spotkała Justina Gif- mierząc Nigela pogardliwym spojrzeniem. forda. Była czternastoletnią Amerykanką i dopiero co stra­ Sophie nerwowo wytarła wilgotne nagle dłonie o błę­ ciła rodziców w katastrofie lotniczej. Jej jedyny żyjący kitne dżinsy. Po chwili jednak wyprostowała się, by dodać krewny, wuj Bertie Brown, natychmiast zabrał ją do swego choć parę centymetrów swojej filigranowej figurze i z de­ majątku Black Gables w Anglii. terminacją spojrzała mu prosto w oczy. Wychowana w słonecznej Kalifornii Sophie nie potra­ - Po pierwsze, to nie twoja sprawa. Po drugie, to ja będę fiła się odnaleźć w nowym kraju. Wszystko było zupełnie zadawać pytania. Co tu robisz o tej porze? - W duchu obce, łącznie ze znanym tylko z opowiadań wujem oraz złożyła sobie gratulacje, gdy jej głos zabrzmiał spokojnie wielkim starym domem. Zwijała się więc w kłębek w prze­ i pewnie. Nie pozwoli się zastraszyć mimo wyjątkowo nie­ pastnym fotelu i cicho płakała całymi godzinami. zręcznej sytuacji, w jakiej się znalazła. Któregoś razu usłyszała nieznajomy głos: Strona 3 - Co z tobą, maleńka? tego chciał. Nie przewidziała jednak, co się wydarzy Podniosła wzrok i ujrzała niesamowicie przystojnego potem... mężczyznę o uśmiechniętych ciemnych oczach. Bez zastano­ - Może rzeczywiście powinienem to zrobić - mruknął, wienia wziął ją na ręce, posadził sobie na kolanach i przytuli) objął ją i pocałował z pasją. do siebie uspokajająco. Tak się wszystko zaczęło. Chwilę później jego silne dłonie namiętnie pieściły Zostali przyjaciółmi, choć dwudziestoośmioletni Justin smukłe ciało Sophie, która pojęła ze zgrozą, że obudziła był od niej dwa razy starszy. Zawsze jednak traktował coś, nad czym nie potrafi zapanować. Nie tylko w nim, ją z ogromną sympatią, grał z nią w tenisa, rozmawiał. akurat to było w porządku. W sobie! Spotykali się często, gdyż prawie każdy weekend spędzał Przerażona swoją nieoczekiwaną reakcją, błagała, w Surrey, w domu Benie'ego Browna, swego wieloletnie­ by przestał. Od tego fatalnego dnia przestali się przy­ go przyjaciela i mentora. jaźnić. Straszliwie zawstydzona Sophie starała się go wię­ Co roku w dzień świętego Walentego Sophie nieod­ cej nie widywać. Na szczęście przyszło jej to bez tru­ miennie otrzymywała kartkę z tym samym napisem: „My­ du, gdyż właśnie dostała się do studium plastycznego i wy­ ślę o tobie. Twój wysoki czarnowłosy". Stempel na znacz­ najęła małe mieszkanko w Londynie. Przyjeżdżała do Sur­ ku wskazywał, że wiadomość wysłano z Londynu, a po­ rey tylko wtedy, gdy wiedziała, że zastanie tam jedynie nieważ Sophie znała tam tylko Justina, więc wszystko było wuja. jasne. Kochał ją tak samo, jak ona jego. - Może byś wreszcie zapięła bluzkę? - Znajomy, niski W dniu swoich osiemnastych urodzin zrozumiała, jak głos wdarł się w nieprzyjemne wspomnienia i przywrócił bardzo była naiwna. Jej wymarzony mężczyzna nie przy­ Sophie do rzeczywistości. jechał na przyjęcie sam. Rudowłosa Janet Ord nie opusz­ Spojrzała po sobie. Rzeczywiście, koronkowa bielizna czała go ani na moment. Sophie, która umierała z zazdro­ w dość nikłym stopniu zakrywała jej wdzięki. Spłonęła ści, postanowiła, że musi zdobyć Justina, zanim będzie za rumieńcem i pospiesznie zapięła guziki jedwabnej bluzki. późno. Gdy goście się rozeszli, czekała na niego z zamia­ Najgorsze było to, że wciąż się rumieniła przy Justinie, rem uwiedzenia go. niczym zakochana nastolatka. Wzięła się w garść i spojrza­ Uśmiechnęła się teraz z goryczą na to wspomnienie. ła na niego wyniośle. Justin odwiózł Janet do domu, wrócił do Surrey, spojrzał - Czy dowiem się wreszcie, czemu zawdzięczam twoją na ubraną jedynie w przejrzystą koszulkę Sophie i zaczął nieoczekiwaną wizytę? - spytała zimno. - A może po pro­ się głośno śmiać. stu wypiłeś i chciałeś trochę porozrabiać? - Wracaj do łóżka, mała, zanim napytasz sobie biedy. Wyraz jego twarzy zmienił się natychmiast. Ona jednak, niezrażona, zarzuciła mu ręce na szy­ - Przepraszam, trochę mnie poniosło. Jesteś dorosła ję, przytuliła się i zażądała, by ją pocałował. Czuła, że też i twoje prywatne sprawy to faktycznie nie mój interes. Strona 4 - Dzięki - mruknęła sarkastycznie. - Dzień dobry, wujaszku. - Z uśmiechem weszła do - Daruj sobie tę ironię i lepiej usiądź. Mam ci coś do pokoju i pocałowała pomarszczony policzek siedzącego powiedzenia. przy stole starszego mężczyzny. - Wyglądasz dzisiaj zna­ Z nagłym niepokojem spojrzała mu w oczy i nagle kur­ cznie lepiej - dodała radośnie. W rzeczywistości patrzy­ czowo zacisnęła palce na jego ramieniu. ła na wuja z rosnącym niepokojem. Niegdyś pełen życia - Co się stało? - zawołała. - Chyba nie... i energii, teraz z każdym dniem wydawał się coraz słabszy. - Bertie miał rozległy zawał. Sophie starała się nie okazywać swego zaniepokojenia jego stanem. - Przyszło może coś do mnie? - Powiedz, że nic mu nie będzie - poprosiła chyba - Aż dwie kartki, złotko - odparł, rozpromieniając się już setny raz, gdy siedzieli na ławce w szpitalnym kory­ na widok bratanicy. - Dziękuję, że i ty o mnie pomyślałaś. tarzu. - Machnął swoją walentynkową kartką. - Oczywiście, maleńka. Bertie nie podda się tak łatwo Mrugnęła do niego porozumiewawczo i otworzyła ko­ - Justin spojrzał na nią ze współczuciem, otoczył ramieniem perty. Jedna kartka była od wuja, druga zaś... Z rozmarze­ i przygarnął do siebie. - Oprzyj się i odpocznij trochę. O nic niem przebiegła wzrokiem znajome słowa: „Myślę o tobie. się nie martw, ja będę czuwał - uśmiechnął się do niej i uścis­ Twój wysoki czarnowłosy". nął lekko. - W końcu od tego ma się przyjaciół, nie? Och, ten Justin! Przez kilka ostatnich miesięcy udowod­ Z ulgą położyła głowę na jego ramieniu. To była napra­ nił, że jest absolutnie cudowny. Nieustannie podtrzymywał wdę długa i męcząca noc. Ujęta jego dobrocią, zapomniała ich na duchu, składał im wizyty, gdy tylko mógł, wydawało o ostatnich dwóch latach i z nadzieją podniosła na niego się wręcz, że został zesłany przez Opatrzność. Zaczął też wzrok. zabierać Sophie do teatru i na kolacje, po czym odwoził ją - Czy to znaczy, że znów jesteśmy przyjaciółmi? do domu i zawsze całował na dobranoc. Stopniowo jednak Z powagą skinął głową. przestało jej to wystarczać. Pragnęła czegoś więcej, gdyż Dwa tygodnie później, na miesiąc przed świętami Bo­ nie miała już najmniejszych wątpliwości, że to mężczyzna żego Narodzenia, Bertie został wypisany ze szpitala. So­ jej życia. Po cóż więc było zwlekać? phie z powrotem zamieszkała w Surrey, by opiekować się Czuła jednak, że dzisiejsza noc może wszystko zmienić. wujem. Codziennie jeździła do Londynu, gdzie pracowała Justin zabierał ją na wielki bal prawników w jednym z naj­ jako graficzka w wielkiej firmie reklamowej, lecz nie na­ bardziej luksusowych hoteli Londynu. Bal w Dniu Zako­ rzekała na dojazdy. Najważniejsze, że mogła choć w nie­ chanych... To mówiło samo za siebie. wielkim stopniu odwdzięczyć się człowiekowi, którego ko­ - Nie spóźnisz się na pociąg? - zdziwił się wuj Bertte. chała i który tyle dla niej zrobił. - Dzisiaj wzięłam sobie wolne. Mam zamiar zrobić się na bóstwo, Justin zabiera mnie na wystawne przyjęcie. Strona 5 - To wspaniały człowiek. Nie mogłaś wybrać lepiej. Otulił ją peleryną i przypiął do niej różyczkowego kor­ - Wiem - skinęła głową i uśmiechnęli się do siebie. sarza, zgodnie z życzeniem Sophie. Następnie pożegnali Kilka godzin później usłyszała zajeżdżający pod dom się z wujem, który z uśmiechem zabronił im wracać wcześ­ samochód. Ostatnie spojrzenie w lustro, ostatnie poprawie­ niej niż przed porankiem, i udali się do Londynu. nie szminki... Gotowe! Czarowny wieczór przekroczył wszelkie oczekiwania. Sophie rzadko się malowała, jednak tego dnia postano­ Justin chciał tańczyć wyłącznie z nią, był szarmancki, nad­ wiła wyglądać olśniewająco. W salonie piękności zrobiono skakujący i uwodzicielski, ale tylko dla niej. Inne kobiety jej subtelny i niezwykle elegancki makijaż oraz upięto wło­ patrzyły na niego z zachwytem, mężczyźni z zazdrością, sy w stylowy kok, który pasował do kreacji, jaką sobie a wszyscy z podziwem. Po kątach szeptano z uznaniem, wybrała. Kupiła romantyczną suknię w kolorze burgunda, że młody Gifford z całą pewnością zostanie w najbliższej z obcisłym gorsetem i suto marszczoną spódnicą, spod któ­ przyszłości mianowany sędzią. rej wyglądał obłok czarnego tiulu. Wyglądała w niej tak, - Wysoki Sądzie, nie tak szybko, kręci mi się w głowie jakby zstąpiła ze starego portretu. - zażartowała w pewnym momencie Sophie. Kiedy schodziła po schodach, czekający na dole Justin - Niedługo zakręci ci się jeszcze bardziej. - Posłał jej patrzył na nią z niemym zachwytem w oczach. Gdy wy­ wieloznaczny uśmiech. - Jeśli zostanę sędzią, to ciebie skażę ciągnął ku niej dłoń i szarmancko sprowadził z ostatnich pierwszą i to na dożywocie. Oczywiście u mego boku. kilku stopni, poczuła się jak księżniczka. Co za noc, po­ Błękitne oczy Sophie rozbłysły niczym dwie gwiazdy. myślała w upojeniu. - Jeśli? - spytała z lekkim zawodem. - Wyglądasz jak zjawiskowa piękność, Sophie - powie­ - Źle się wyraziłem. Kiedy zostanę sędzią... - Pocało­ dział cicho. - Szkoda, że nie spytałem... - Podał jej niewiel­ wał ją tak delikatnie, jakby musnęły ją skrzydła motyla. kie pudełeczko. - Korsarz z czerwonych różyczek nie będzie - Chodźmy stąd. pasował do koloru twojej sukni. Cóż, przepraszam. - Przecież jest dopiero jedenasta. - Ależ niepotrzebnie robiłeś sobie kłopot, twoje walen- - Ale ja nie wytrzymam ani chwili dłużej. Chcesz, bym tynkowe kartki i tak powiedziały mi wszystko. - Posłała lada moment padł martwy u twych stóp? mu promienny uśmiech. - A korsarz będzie świetnie paso­ Spojrzeli sobie głęboko w oczy, w których nie było już wał do mojej peleryny. Poczekaj chwilę, dobrze? rozbawienia i przekory, a jedynie... Pobiegła z powrotem na górę, jakby miała skrzydła u ra­ - Chodźmy - szepnęła. mion. Nie ujrzała więc malującego się na twarzy Justina Gdy stanęła w drzwiach jego sypialni, zawahała się jed­ zdumienia i nie dosłyszała jego słów: nak. Czy naprawdę była na to w pełni przygotowana? Ju­ - Jakie kartki? stin z powagą ujął w dłonie jej subtelną twarz. - Już jestem! - Z podnieceniem podała mu okrycie. - Nie obawiaj się niczego. Przecież wiesz, że nigdy, Strona 6 przenigdy cię nie skrzywdzę. Ale ja już naprawdę dłużej Spojrzała w zaniepokojone piwne oczy i bez powodze­ nie mogę, zrozum. Czekałem na ciebie całe wieki... - De­ nia próbowała się uśmiechnąć do swojego męża. Męża... likatnie całował jej drżące usta. - Przyrzekłem sobie, że Wciąż nic mogła uwierzyć w to, że od dwóch miesięcy są zrobię to jak należy. małżeństwem. Otoczyła jego szyję ramionami i ze zdziwieniem ujrzała - Nic mi nie jest. w ciemnych oczach coś na kształt niepewności. Nigdy nie - Akurat! - żachnął się niedowierzająco i przytrzymał podejrzewała, że Justin mógłby się czegokolwiek obawiać! ją mocniej. - Wiesz, co? Schowaj się na trochę w ja­ To, że odsłonił się przed nią do tego stopnia, wzruszyło ją kimi zacisznym miejscu, a ja dopilnuję, by nikt ci nie prze­ do głębi. szkadzał. - Ale co zrobisz? - spytała zachęcająco.' Zdecydowanie odwrócił ją w kierunku drzwi. Jeszcze Sięgnął do kieszeni fraka. tylko poczuła na skroni delikatne muśnięcie jego warg i już - Poproszę, żebyś została moją Walentynką dziś i aż do była na korytarzu. Justin jak zwykle zrobił to, co uznał za skończenia świata. Żebyś została moją żoną. - Podał jej stosowne i jak zwykle miał rację. Sophie z ulgą weszła do maleńkie aksamitne pudełeczko. pokoju naprzeciwko i przysiadła na szerokim parapecie za Oczy Sophie zaszkliły się łzami radości. Z zachwytem aksamitną kotarą. Wreszcie znalazła się sama ze swoimi spojrzała na złoty pierścionek z diamentem i szafirami. myślami i ze swoim bólem. - Czy mógłbyś mi go włożyć? - Wyciągnęła ku Justi- Za oknem świeciło słońce, ptaki uwijały się wśród gałęzi nowi drżącą dłoń. kwitnących drzew i krzewów. Westchnęła, a po jej policz­ Wsunął pierścionek na jej serdeczny palec. ku powoli spłynęła ciężka łza. Pogrzeb w taki piękny ma­ - Rozumiem, że się zgadzasz? - powiedział zmienio­ jowy dzień... nym głosem, wziął ją w ramiona i pocałował tak, że wszy­ Dobrze przynajmniej, że kochany wujaszek spędził stko wokół niej zawirowało. szczęśliwie ostatnie tygodnie życia. Wiadomość o ich ślu­ - Czy teraz mogę rozpakować mój walentynkowy pre­ bie uradowała go niezmiernie. Miło też, że tyle osób przy­ zent? - wyszeptał, nie przerywając obsypywania jej twarzy szło go odprowadzić na miejsce spoczynku. Bertie, sędzia i szyi gorącymi pocałunkami. Sądu Najwyższego, cieszył się wielką estymą i poważa­ Chwilę później suknia Sophie spłynęła miękko na podłogę. niem. To nieco łagodziło cierpienie Sophie. Również świa­ domość, że nie została na świecie sama mimo braku żyją­ Wiedziała, że już dłużej tego nic wytrzyma. Musiała cych krewnych. Miała przecież Justina. uciec i zaszyć się w jakiś kąt. Nie miała siły przyjmować Uśmiechnęła się lekko, chuchnęła na szybę i niczym kolejnych wyrazów współczucia z powodu śmierci wuja. zakochana nastolatka narysowała palcem na zamglonym - Wszystko w porządku, maleńka? szkle serce z ich inicjałami. Przypomniała jej się ta cudów- Strona 7 na walentynkowa noc. Justin okazał się nad wyraz czułym - Po pierwsze, wszyscy lubili starego Browna, a po kochankiem, bardziej subtelnym i wrażliwym, niż kiedy­ drugie, kto by odmówił spełnienia ostatniej woli umierają­ kolwiek śmiała marzyć. cego? Obiecali mu, że wybiorą GifForda - perorowała ze Następnego ranka, po powrocie do Surrey, oficjalnie swadą Sara. - Zobacz, ta mała jest co prawda śliczna, ale poprosił wuja ojej rękę i już miesiąc później stanęli przed to laleczka z chińskiej porcelany. Przecież on ma zupełnie ołtarzem. Kto mógł wtedy przypuszczać, że Bertie opuści inny gust. Zawsze wolał kobiety duże i... seksowne. Pa­ ich tak szybko? miętasz tę rudą, którą przyprowadził na przyjęcie jakieś - Co za okazały dom! - usłyszała nagle jakiś kobiecy dwa lata temu? Wszystko jej było widać! głos. Po chwili zastanowienia skojarzyła, że należał do Sary - No wiesz! - mitygowała ją Mary. - Wcale nie wszy­ Blacket, żony jednego z prawników, znajomego jej męża. stko, a w dodatku nie ma to nic do rzeczy, gdyż wtedy - Gifford sprytnie sobie poradził. Warto było ożenić się z bra­ jeszcze nie był związany z Sophie. Mógł robić, co chciał. tanicą starego Browna, żeby wejść w jego posiadanie. Sara Blacket nie dawała za wygraną. Co za wstrętny babsztyl, pomyślała Sophie i już miała - Aja ci powiem, że to małżeństwo zostało ukartowane. wyjść zza kotary i dyplomatycznie wyrazić swoje zdanie Z tego, co wiem, Bertie zaopiekował się Justinem, gdy ten na ten temat, gdy odezwał się ktoś inny. miał kilkanaście lat i stracił ojca. Musiał to być przyjaciel - Nie sądzę, by kierowały nim tak niskie pobudki. Two­ Browna. Nic dziwnego, że szczeniak został jego pupilkiem. rzą naprawdę udaną parę. Rzuca się w oczy, że ona go Założę się, że zapisał mu co najmniej połowę majątku. uwielbia. - Przecież to i tak bez znaczenia, skoro są małżeń­ To z kolei Mary Master, żona sędziego Sądu Najwy­ stwem. To, co odziedziczą, i tak należy do obojga. ższego, rozpoznała Sophie. - Otóż to! - zawołała triumfalnie Sara. - Gifford jest - Niech go sobie uwielbia, ale ja tam wiem swoje. Mój kuty na cztery nogi. Wiedział, że gdy poślubi tę małą Harold zdradził mi w zaufaniu, że spodziewający się rychłego Amerykankę, to położy łapę na wszystkim. Widać, że ona końca Bertie zawarł ze swoim protegowanym układ. Zaofe­ nie ma głowy do spraw finansowych, to artystyczna du­ rował mu swoje stanowisko w firmie w zamian za poślubie­ sza... - Jej głos ucichł, gdy kobiety opuściły pokój i za­ nie bratanicy. Chciał ją jakoś ustawić przed śmiercią. mknęły za sobą drzwi. Te słowa całkiem sparaliżowały Sophie. Siedziała bez Sophie nadal siedziała nieruchomo na parapecie. Czy to ruchu i słuchała. możliwe, by wuj Bertie wymógł na Justinie małżeństwo - To mało prawdopodobne - zawyrokowała stanowczo z nią, myślała ze zgrozą. Jej wzrok bezwiednie powędro­ Mary Master. - Stał na czele kancelarii prawniczej, ale nie wał ku narysowanemu na szybie sercu. Już go prawie nie założył jej sam. Nie mógł wybrać następcy, ponieważ taką było widać. Zły znak... decyzję muszę podjąć wszyscy wspólnicy. Co za nonsens! Wstała gwałtownie. Wierzy w takie głu- Strona 8 pstwa, jest przewrażliwiona. Sara Blacket była przecież - Justin... - szepnęła słabnącym głosem. powszechnie znana jako wścibska, nieznośna plotkarka. Jej Odsunął ją od siebie łagodnie, lecz stanowczo. mąż sam miał ochotę stanąć na czele kancelarii, nic więc - Teraz nie pora na to. dziwnego, że pałała niechęcią do Justina i obmawiała go Podniosła na niego zamglony wzrok. Widziała, że on pra­ na wszystkie strony. gnie tego samego, ale siłą woli powściąga swoje emocje. - Sophie! Sophie! Ach, tu jesteś. - Justin wszedł do - Masz rację. Jak zwykle zresztą - dodała z wes­ pokoju i z troską popatrzył na bladą twarz żony. - Sędzia tchnieniem. Master czeka na nas w gabinecie. Czas, żebyśmy pożegnali - Chodźmy, Sophie. Im szybciej się z tym wszystkim gości i poszli wysłuchać testamentu. A może wolisz odło­ uporamy, tym prędzej będziemy mieli to za sobą. żyć to drugie na później? Nie ma przecież pośpiechu. Z jednej strony przyznawała mu słuszność, z drugiej - Dlaczego? Ponieważ wiesz, co w nim jest? - wyrwa­ jednak wolałaby, żeby choć raz zapomniał o głosie rozsąd­ ło jej się, zanim zdążyła się zastanowić, co mówi. Oszczer­ ku i dał się ponieść uczuciom. Ale jak on mógłby to zrobić? cze słowa Sary zdołały mimo wszystko zasiać niepokój On, wielki Justin Gifford, powszechnie ceniony za po­ w jej sercu. wściągliwość oraz zachowywanie zimnej krwi w każdej - Nie wiem. - Objął ją łagodnie. - Po prostu widzę, że sytuacji? jesteś zmęczona. Pomyślałem, że może chciałabyś odpocząć. Och, skąd takie obrzydliwe myśli? Jak może go tak Och, jak mogła choć przez chwilę wątpić w szczerość krytykować? Przecież jest na poły Anglikiem, panowanie jego intencji? Musiała się jednak jeszcze upewnić co do nad sobą to ich cecha narodowa. Jakoś nigdy przedtem jej szczerości jego uczuć. to nie przeszkadzało... - Kochasz mnie? - Błękitne oczy spojrzały na niego Pół godziny później siedzieli w gabinecie naprzeciw sę­ pytająco. dziego Mastera, który zajął miejsce za biurkiem wuja. - Oczywiście, głuptasku! A niby dlaczego się z tobą Oprócz nich w pokoju znajdowała się pani Crumpet, go­ ożeniłem? spodyni, z mężem ogrodnikiem, kierowca oraz dwie poko­ Pocałował ją z bezbrzeżną czułością. Zupełnie już uspo­ jówki. Panowała pełna namaszczenia cisza. kojona Sophie splotła swe smukłe palce na szyi męża Z testamentu wynikało, że Bertie Brown hojnie wypo­ i przytuliła się do niego z uczuciem. Tak, nie mogła mieć sażył służbę, zaś resztę majątku pozostawił Sophie, pod najmniejszych wątpliwości. To był jej Justin, jej miłość, jej warunkiem wszakże, iż Justin będzie jej opiekunem aż do życie, jej wszystko. osiągnięcia przez nią dwudziestego piątego roku życia. Całował ją, tulił i pieścił tak długo, aż zapomniała - Opiekunem? - uśmiechnęła się do męża. - W obecnej o wszystkim dookoła. Serce zaczęło jej bić jak szalone, sytuacji brzmi to nieco dziwnie. oddech stał się urywany i krótki. - Mój przyjaciel spisał swą ostatnią wolę, gdy miałaś Strona 9 szesnaście lat, moja droga. Niedawno zamierzał ją pod tym Justin wstał, podszedł do barku i otworzył go. względem zmodyfikować, ale skoro się pobraliście, nie - A może strzemiennego? - zaproponował, nalał whi­ miało to już sensu. I tak wszystko przypadło wam obojgu sky do dwóch szklaneczek i wychylił swoją niemal jednym - wyjaśnił sędzia Master. haustem. Po chwili odwrócił się do żony. - Ty też masz Gdy zostali tylko we trójkę, wyjawił im wielkość ma­ ochotę? jątku, który okazał się dość znaczny Gotówki było wpraw­ Przyglądała mu się uważnie. To nie było w jego stylu. dzie niewiele, ale za to dom przedstawiał sobą dużą war­ Od czasu do czasu wypijał lampkę wina, a i to nie za często. tość. Nagle Sophie wyczuła, że coś jest nie tak. Justin był Pierwszy raz widziała, jak sięgnął po coś mocniejszego. niesamowicie spięty. Posłała mu zdziwione spojrzenie, lecz - Nie, dziękuję. Pójdę poszukać pani Master. zignorował je. Gdy niedługo potem pożegnali ostatnich gości, Sophie - Oznacza to, że zapłacimy spory podatek spadkowy westchnęła z ulgą. - stwierdził rzeczowo. - Jak dobrze, że już po wszystkim. - Nie martwiłbym się o to. Kilka dni temu rozmawia­ Z wdzięcznością podniosła oczy na męża. Nie miała łem z nowojorskim prawnikiem Sophie. Za miesiąc skoń­ pojęcia, jak by sobie poradziła bez niego. Stanowił dla niej czy ona dwadzieścia jeden lat i przejmie majątek po rodzi­ oparcie i tylko dzięki niemu jakoś przetrwała śmierć wujka, cach. Całkiem spory. pogrzeb i przyjęcie pożegnalne. Teraz potrzebowała jego - To znaczy? - spytał Justin. siły, opieki i miłości bardziej niż kiedykolwiek. Wyciągnę­ - Dwukrotnie większy od wartości spadku po Bertim. ła do niego rękę. Dlatego zapłacenie podatku nie będzie stanowić problemu. - Wybacz, mam coś do załatwienia. Zobaczymy się Radziłbym też sprzedać ten dom. Jego utrzymanie jest zbyt wieczorem - oznajmił nieoczekiwanie. kosztowne. Nie takiej reakcji się spodziewała! Patrzyła na niego Sophie poczuła, że ma dość. prosząco, lecz starannie unikał jej wzroku. - Panowie wybaczą, ale ja też tu jestem - wtrąciła nad - Dobrze - odparła bezradnie, ale on nawet nie czekał wyraz uprzejmym głosem. Mimo niewesołej sytuacji ze­ na jej odpowiedź. Odszedł. brało jej się na śmiech, gdy odwrócili się i spojrzeli na nią jak na ducha. Pierwszy oprzytomniał sędzia Master. - Najmocniej przepraszam, moja droga. To był rzeczy­ wiście męczący dzień, powinniście odpocząć. Możemy przedyskutować te sprawy kiedy indziej. Ja zresztą też muszę się zbierać, Mary z pewnością się niecierpliwi. Strona 10 Z niepokojem ściągnęła brwi. Czyżby Justin miał za złe, że otrzymał w spadku jedynie księgi prawnicze? Liczył na więcej? Nie, to niemożliwe. Po pierwsze, nigdy nie był pazerny, po drugie, sam nieźle zarabiał i nie potrzebował dodatkowych źródeł dochodu, po trzecie, majątek i tak był ROZDZIAŁ DRUGI wspólny. O co więc chodziło? O urażoną ambicję? Podczas kolacji Sophie biła się z myślami. Wreszcie Przystanęła przed ciężkimi dębowymi drzwiami, zapu­ doszła do wniosku, że należy postawić sprawę jasno. Jeśli kała i weszła do gabinetu. Justin siedział przy masywnym ich małżeństwo ma funkcjonować bez zarzutu, nie powin­ biurku, pogrążony w pracy. Marynarkę i krawat powiesił no być między nimi żadnych niedomówień. na oparciu krzesła, rękawy śnieżnobiałej koszuli miał pod­ - Chciałabym cię o coś spytać - powiedziała z deter­ winięte, a przed nim piętrzyły się stosy papierów. minacją. - Czy testament wuja cię rozczarował? - Tak? - spytał z nieobecnym wyrazem twarzy. Uniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy. - Już ósma. Kolacja gotowa. - Podeszła do męża, ob­ - Nie - odparł bez śladu wahania. - Dlaczego pytasz? jęła go delikatnie i z dezaprobatą pokręciła głową. Jasne - Ponieważ nie wydawałeś się zbytnio zadowolony, włosy zawirowały wokół jej subtelnej twarzy. - Nie po­ gdy- winieneś się tak przepracowywać. Zostaw to i chodź coś - Sądzisz, że mamy dzisiaj jakiekolwiek powody do zjeść. zadowolenia? Dopiero co pochowaliśmy Bertiego - za­ - Nie mogę leżeć i nic nie robić, jeśli chcę zapewnić uważył chłodno. mojej pięknej żonie taki standard życia, do jakiego została - Proszę, nie mów tak. Nie musisz mi przypominać. przyzwyczajona. - Wstał, ujął ją mocno w talii i bez wy­ Wydawało mi się tylko... Nie wiem, może poczułeś się siłku uniósł wysoko do góry. - To jest moja życiowa misja urażony, że wuj cię pominął. - powiedział na poły żartobliwie. Nie mogła mu przecież powiedzieć o podsłuchanej roz­ Posłała mu promienny uśmiech. mowie i o wątpliwościach, jakie w niej wywołała. - Już nie, sądząc z tego, co powiedział sędzia Master. - Co do testamentu, wszystko jest tak, jak powinno być. Twarz Justina spoważniała natychmiast. Postawił So­ Bertie był moim opiekunem i mentorem w trakcie całej phie z powrotem na podłodze. mojej kariery. To, że zapisał mi swój księgozbiór, poczytuję - Tak, wychodzi na to, że ożeniłem się z majętną ko­ sobie za wielki zaszczyt. bietą. - Skrzywił się, sięgnął po marynarkę i nonszalancko Sophie uspokoiła się nieco. Justin nigdy nie ukrywał przewiesił ją przez ramię. - Rzeczywiście chodźmy. Je­ swego przywiązania i szacunku dla jej wuja, dlatego też stem głodny jak wilk. jego słowa brzmiały przekonująco. Sięgnęła ponad stołem Strona 11 i z czułością poprawiła niesforny kosmyk włosów, który łem, że będziesz miała jakiś sentyment do tego miejsca, ale opadł mężowi na czoło. najwyraźniej pomyliłem się. - Zdecydowanym ruchem od­ Justin lekko pocałował jej dłoń. łożył serwetkę, wstał i skierował się ku drzwiom. - Masz za sobą długi, ciężki dzień, maleńka. Dlatego Zerwała się z miejsca i pobiegła za nim. najlepiej zrobisz, jak pójdziesz do łóżka i przestaniesz się - Owszem, lubię Black Gables, ale obawiam się, że nie czymkolwiek przejmować. Od rozwiązywania problemów stać nas na utrzymanie tak wielkiego domu. W dodatku jestem ja. Przecież mam się tobą opiekować? - Z troską musisz codziennie dojeżdżać do Londynu - tłumaczyła go­ popatrzył na jej zmęczoną twarz. - Idź już. Ja przyjdę rączkowo. Nie chciała, by się na nią gniewał, a na to właś­ później. nie wyglądało. Jednak wzmianka o łóżku przypomniała jej jeszcze Odwrócił się i zacisnął palce na jej szczupłych ramionach. o czymś. No właśnie, co z domem? Ze względu na zły stan - Posłuchaj. Teraz nie czas na takie dyskusje. Idź spać. zdrowia Bertiego, zamieszkali oboje w Surrey. Choć Żadne z nas nie jest w stanie normalnie myśleć. - Patrzył w ogromnym domu znajdowało się aż kilknaście pokoi, na nią z zadumaną miną. wielki salon i kilka przytulnych pomieszczeń na poddaszu, W błękitnych oczach Sophie błysnęło zdziwienie. wuj nalegał, by zajęli najbardziej luksusowy apartament. - Czy to nasza pierwsza kłótnia? - Nie udało jej się Było to miłe, jednak apartament miał, niestety, pewną opanować drżenia głosu, gdy to mówiła. wadę. Otóż składał się z dwóch sypialni, między którymi - Skądże, co też ci przychodzi do głowy? Po prostu zaprojektowano łazienkę i garderobę. Sophie pragnęłaby jesteśmy wytrąceni z równowagi ostatnimi wydarzeniami dzielić łoże z mężem przez całą noc, a tymczasem musiała - wytłumaczył uspokajającym tonem. się pogodzić z faktem, że Justin za każdym razem wracał Jeden pocałunek wystarczył, by Sophie natychmiast do siebie... Znosiła to w milczeniu, by nie urazić chorego, przestała mieć jakiekolwiek obiekcje. Co on ze mną robi, lecz teraz sytuacja uległa zmianie. pomyślała, gdy wskazał wiodące na piętro schody, a ona - Mam jeszcze tylko jedną sprawę. Sędzia Master pro­ potulnie udała się na górę. ponował, żebyśmy sprzedali dom. Szczerze mówiąc, przy­ Zawsze tak było. Wystarczało, by ją dotknął, a nawet chylam się do jego zdania. choćby spojrzał na nią, a już zapominała o wszystkim i by­ Przypomniał jej się słoneczny, lekki bungalow, w jakim ła gotowa spełnić każde jego życzenie. Co dziwniejsze, przed laty mieszkała w Kalifornii. Tak, chyba wolałaby coś wyglądało na to, że nigdy jej to nie przejdzie. W miarę w tym stylu. Angielskie domy były co prawda piękne, lecz upływu czasu jej miłość do Justina rosła. Sam jego widok wydawały jej się nieco ciężkie i ponure. przyprawiał ją o drżenie serca. Proszę, a podobno po ślubie - Należy do ciebie i możesz z nim robić, co ci się po­ ludzie się do siebie przyzwyczajają i temperatura uczuć doba. Chcesz, to sprzedaj - wzruszył ramionami. - Sądzi­ stopniowo maleje. Co za nonsens! Strona 12 Sophie z ulgą stanęła pod prysznicem i sięgnęła po my­ Popatrzyła na niego z zachwytem, a jej serce zaczę­ dło. Och, gdyby to Justin mnie teraz dotykał, przemknę­ ło wyprawiać przedziwne rzeczy. Był taki cudowny... ło jej przez głowę, gdy rozprowadzała po ciele pachnącą Przesunęła wzrokiem po czarnych włosach, na których pianę. Uśmiechnęła się najpierw z rozmarzeniem, a potem lśniły kropelki wody, po wysokich kościach policzkowych, z lekkim żalem. Wiedziała, że na to nie może liczyć. po smagłej skórze, zdradzającej hiszpańskie pochodzenie W walentynkowy wieczór Justin udowodnił, że jest ab­ Justina. solutnie fantastycznym kochankiem. W ciągu następnych Niechętnie wspominał swoją rodzinę. Wiedziała tylko, kilku tygodni pokazał natomiast, że ma wyjątkowo silną że jego rodzice nie żyją i że ma przyrodnią siostrę, obecnie wolę. Oznajmił, że będą się ponownie kochać dopiero po studentkę antropologii. ślubie i z żelazną konsekwencją dotrzymał słowa, choć - Czekałam na ciebie - szepnęła z tęsknotą w głosie. Sophie wielokrotnie próbowała go uwieść. - Myślałam, że już nigdy nie przyjdziesz. Potem jednak wynagrodził jej ten okres postu aż z na­ Przysiadł na brzegu łóżka. wiązką. Niemal każdej nocy umierała z rozkoszy w je­ - Przyjdę do ciebie i to bardzo szybko - mruknął zmy­ go ramionach... Właśnie, wyłącznie w nocy i wyłącz­ słowo i pochylił się, by ją pocałować. nie w łóżku. Nigdy w życiu nie podejrzewałaby, że tak Sophie odniosła dziwne wrażenie, że w jego ciemnych seksowny mężczyzna okaże się do tego stopnia konse­ oczach pojawiło się coś na kształt gniewu. rwatywny! - Zastanawiam się jednak, czy nie powinienem iść do W zamyśleniu otuliła się miękkim ręcznikiem. Dlaczego siebie i dać ci odpocząć. nagle zwyczaje męża zaczęły ją niepokoić? Czyżby to - Proszę, nie zostawiaj mnie dziś samej. Potrzebujecie. przez te obrzydliwe pomówienia Sary Blacket? Nie, to - Ciekaw jestem, czy ty rozumiesz, co to znaczy napra­ przecież niemożliwe, by Justin kochał się z nią niejako wdę kogoś potrzebować i naprawdę na kogoś czekać - po­ z obowiązku! wiedział zagadkowo. - Jesteś jeszcze taka młodziutka... Leżała w swoim łóżku i czekała na niego. Mimo zmę­ Podniósł się, zsunął ręcznik z bioder i odrzucił na bok czenia starała się nie zasnąć. Potrzebowała go. Niechby ją kołdrę. Z zachwytem przesunął wzrokiem po nagim ciele chociaż tylko przytulił i zapewnił o swoim uczuciu. Prze­ swojej żony. cież tylko on jej został na świecie... - Jesteś taka piękna... Doskonałość w miniaturce. Wreszcie przyszedł na górę. Sophie zapaliła nocną - Och, nie taka znowu ze mnie miniaturka - uśmiech­ lampkę, poczekała, aż ucichnie szum prysznica i zawołała nęła się z lekką przekorą i wyciągnęła do niego ręce. męża. On jednak popatrzył na nią dziwnie, po czym po chwili - Myślałem, że będziesz już spała. - Opuścił łazienkę, wahania ukląkł przy łóżku. okręcając ręcznik wokół bioder. - Justin? Strona 13 Nie odpowiedział. Pochylił głowę i powoli, niezwykle - A czemu nie? Mogłabym pojechać z tobą do Londynu zmysłowo począł całować jej nogi, przesuwając się od stóp - zaproponowała. ku górze. Sophie czuła, jak zaczyna ogarniać ją płomień Lekko, lecz zdecydowanie odsunął jej rękę, jakby ten pożądania. Pragnęła, by z Justinem stało się to samo, chcia­ dotyk wcale nie sprawiał mu przyjemności. ła również wykazać pewną inicjatywę i wzniecić w nim - Moglibyśmy się przeprowadzić do twojego mieszka­ namiętność, on wszakże nie pozwolił jej na to. Rozpalał ją nia - ciągnęła dalej Sophie. - Teraz, gdy wujka już... już coraz bardziej i bardziej, sam zachowując pełną kontrolę nie ma, nic nas tu nie trzyma. Ten dom jest dla nas stanow­ nad swymi emocjami. czo za duży. Może, gdybyśmy mieli dzieci... Ale chyba Wreszcie Sophie zrozumiała, że dłużej już nie wytrzyma potrzebowalibyśmy ich z pół tuzina. tego napięcia. Zapomniała o wszystkim i'zaczęła wręcz - O co ci właściwie chodzi? - spytał z irytacją. - Prze­ błagać, by przyszedł do niej i napełnił ją swą miłością... cież uzgodniliśmy, że przez najbliższy rok czy dwa rezyg­ Leżeli potem w ciszy, przerywanej jedynie ich zdysza­ nujemy z dzieci. Próbujesz zaszantażować mnie sprzeda­ nymi oddechami. żą domu, żeby wymusić na mnie zgodę na dziecko? Na to - Justin, kochany... - szepnęła w końcu Sophie. nie licz. - Cśśś, nic nie mów - zażądał zmienionym głosem. - Nawet by mi to do głowy nie przyszło - zaprzeczyła Tak, on nie lubił słów w takich sytuacjach. Za to lu­ gorączkowo. - Po prostu pytam cię o zdanie. Skoro sędzia bił doprowadzać ją do stanu całkowitego zapamiętania się Master twierdzi, że utrzymywanie Black Gables nie opłaca i utraty panowania nad sobą. Sam zaś nigdy go nie tracił. się w naszej sytuacji, to trzeba się nad tym zastanowić. No i co w tym złego, zmitygowała się. Jest doświadczo­ Tak naprawdę chodziło jej głównie o to, by w jakiś spo­ nym, wyrafinowanym kochankiem i wie, jak sprawić ko­ sób zatrzymać Justina przy sobie, by nie pozwolić mu biecie jak największą przyjemność. To cudownie z jego odejść. Gdy tak z niepokojem wpatrywała się w jego strony, że skupia się na tym, by było jej jak najlepiej... chłodną, niewzruszoną twarz, przypomniały jej się nagle - A teraz zaśnij. Dobranoc - oznajmił znienacka słowa Sary Blacket. Potrząsnęła głową i z wysiłkiem pró­ i wstał. bowała wymazać je z pamięci. To była zwykła obmowa, - Zostań. - Błękitne oczy spojrzały na niego prosząco. nie kryło się w niej nawet ziarno prawdy. - Chętnie bym został, lecz to nie ma sensu. Wiesz, że - Być może masz rację. - Uniósł jej dłoń do ust i złożył muszę wstać o szóstej, żeby zdążyć do pracy na ósmą. Nie na niej przelotny pocałunek. - Dobrze, skoro chcesz go chcę cię budzić tak rano - powiedział gdzieś w przestrzeń, sprzedać, to nie ma sprawy. Zajmę się tym. Ale nie w tej w ogóle nie patrząc na żonę. chwili, zgoda? A teraz nie kłopocz już niczym twojej śli­ Usiadła na łóżku i delikatnie dotknęła jego muskularne­ cznej główki, tylko śpij. go uda. Mówił do niej jak do dziecka. Odnosiła wrażenie, że Strona 14 wcale nie zależy mu na tym, by ją naprawdę uspokoić, bawy nie były jej w głowie. Justin nie zamierzał ustąpić. tylko by przestała mu wreszcie zawracać głowę. Och, co Oznajmił, że było to jedno z ostatnich życzeń Bertiego, ma za okropne myśli! Dosyć tego. Musiała się wreszcie pozbyć więc być spełnione bez żadnych zastrzeżeń. Sophie pod­ dręczących ją od kilku godzin wątpliwości. Postanowiła dała się. Wiedziała, że jak jej mąż się przy czymś uprze, to więc upewnić się, czy naprawdę coś dla niego znaczy. i tak postawi na swoim. Nie było na niego siły. - Zasnę, jeżeli zostaniesz ze mną - oznajmiła. Cały ten miesiąc był okropny. Nie dość, że wciąż prze­ - Wtedy właśnie długo nie zaśniesz, bo ci nie dam. żywała śmierć wuja, to jeszcze w dodatku zamartwiała się, A jeśli mam być jutro przytomny w pracy, to potrzebuję że jej małżeństwo przechodzi kryzys. Całymi dniami sie­ porządnie odpocząć. Nie zapominaj, że jestem znacznie działa w Black Gables, gdzie właściwie nie miała nic do starszy od ciebie... roboty. Na życzenie Justina po ślubie rzuciła pracę w firmie - A ja potrzebuję twojej obecności - nie ustępowała reklamowej. Twierdził, że nie zniesie, by się męczyła i że Sophie. Rozpaczliwie pragnęła, by okazał jej troskę i mi­ to on jest od zarabiania pieniędzy. Akurat ta praca dawała łość, rozwiewając wszelkie obawy. - Tylko ten jeden raz. jej satysfakcję, ale nie wahała się ani przez moment. Skoro Nie mogę się pozbierać po tym pogrzebie... miało mu to sprawić przyjemność... Ku jej niewypowiedzianej uldze Justin z powrotem On sam jednak spędzał w domu coraz mniej czasu, wślizgnął się pod kołdrę. Z błogim uśmiechem na ustach co wydawało się zresztą zrozumiałe. Stając na czele du­ wtuliła się w jego silne ramiona. żej i znanej kancelarii prawniczej, wziął na siebie wiel­ - I nie przesadzaj. Wcale nie jesteś taki stary... - sze­ ką odpowiedzialność i dużo więcej obowiązków niż do­ pnęła z czułością. Ona nigdy nie martwiła się dzielącą ich tychczas. różnicą wieku. Nie podejrzewała, że Justin tak się tym Z drugiej jednak strony, budziło to wątpliwości Sophie. przejmował. Mój kochany, pomyślała ze wzruszeniem. Może rzeczywiście poślubił ją tylko po to, by zadowolić Bertiego i dostać firmę? Miał już, co chciał, mógł więc Zgodnie z obietnicą Justin zajął się sprzedażą domu. spokojnie zaniedbywać swoją młodą żonę. Wuj nie żył, Skorzystał z usług renomowanej agencji pośrednictwa więc nikt się za nią nie ujmie... w handlu nieruchomościami, dom został wyceniony Gdy próbowała z nim na ten temat rozmawiać, zbywał i umieszczony w katalogu firmy. Ku zdumieniu Sophie ją byle czym i z jeszcze większą zaciętością rzucał się okazało się jednak, że jeszcze się nie wyprowadzają. Mąż w wir pracy. A może rzeczywiście robił to wszystko dla poinformował ją, że jej przyjęcie urodzinowe ma się odbyć niej? Przecież ją poślubił, na pewno więc ją kochał, tak, na właśnie w Black Gables. pewno tak! Trzeba być idiotką, żeby przejmować się głu­ Nie bardzo jej się ten pomysł podobał. Nie zamierzała pim gadaniem starej plotkarki. wyprawiać żadnego przyjęcia, nosiła żałobę po wuju i za­ Na dzień przed dwudziestymi pierwszymi urodzinami Strona 15 Sophie uspokoiła się wreszcie nieco. Spędziła cały dzień Justin gwałtownie chwycił błądzącą pod płaszczem rękę. na zakupach w Londynie, a w dodatku Justin poświęcił - Och, ty mała czarownico - syknął i pocałował ją na­ wolną godzinę właśnie jej i poszli na lunch do wytwornej miętnie. Niestety, chwilę później opanował się, odwrócił restauracji. Wprawiło ją to w wyśmienity humor. nagą Sophie przodem do drzwi i niemal wypchnął ją na Z radosnym uśmiechem wprowadziła samochód do ga­ zewnątrz. - To bardzo kusząca oferta, ale teraz nie ma na rażu, chwyciła leżącą na tylnym siedzeniu dużą torbę i nie­ to czasu. Lada moment zaczną się schodzić goście. Ubieraj mal w podskokach wbiegła do domu. Już nie mogła się się szybko. doczekać chwili, gdy Justin zobaczy ją w nowej sukni. - Nie umiesz się bawić. - Wydęła usta, posyłając mu Padnie, po prostu padnie! Nie ma siły, tym razem to ona zarazem spod rzęs zalotne spojrzenie. będzie miała go w garści. Nie miała wątpliwości, że w koń­ - Tak? No, to przekonasz się wieczorem, gdy zostanie­ cu uda jej się doprowadzić go do takiego stanu, do jakiego my sami. zawsze on doprowadzał ją. Wreszcie i on będzie bezradny Ty też się przekonasz, pomyślała z triumfem i sięgnęła wobec potęgi miłości. po swoją kreację. I nie tylko ty. Dzisiejszego wieczora wszyscy zobaczą, że nie jest porcelanową laleczką, lecz - Nie wiedziałam, że już jesteś. - Sophie celowo ni­ dorosłą kobietą. czym nie okryła swej nagości, gdy wszedł do łazienki. Nigdy w życiu nie nosiła niczego podobnego. Górę sta­ Podeszła do niego powoli, lekko kołysząc biodrami. - Nic nowił zredukowany do minimum sztywny gorset, podno­ nie słyszałam, brałam prysznic... szący i przepięknie eksponujący biust. Ramiona były na­ Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Wiedziała, że Justin gie, plecy również, przecinał je jedynie złoty pasek, na nie spodziewał się takiego widoku niemal w środku dnia którym trzymał się cały przód. Idealnie dopasowana suknia i że wywarło to na nim duże wrażenie. Przytuliła się i wsu­ sięgała do kostek i miała z tyłu niewielki tren. Wyglądała nęła dłoń pod czarny płaszcz męża. więc zarazem kusząco i dystyngowanie. - Dzięki za życzenia i róże. Domyślam się, że wykupi­ Czarne szpilki i wysoki kok, upięty z celową nonsza­ łeś całą kwiaciarnię? lancją z burzy jasnych loków, dodawały Sophie niemal - Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedział dziesięć centymetrów. Wyciągnęła kilka pasemek, by luźno zmienionym głosem. opadały wokół twarzy. Z zadowoleniem okręciła się przed Wyczuła jego podniecenie i pomyślała z nagłą nadzieją, dużym lustrem. Makijaż, uczesanie i czarna kreacja two­ że być może jej marzenie o wspólnej kąpieli pod pryszni­ rzyły zachwycającą całość. Wiedziała, że jeszcze nigdy nie cem ma jednak szanse się ziścić. wyglądała równie pociągająco. - Może chcesz, żebym umyła ci plecy? - zapropono­ - Na litość boską! A cóż ty masz na sobie? - krzyknął wała kusząco. ze zgrozą Justin. Strona 16 Odwróciła się z wdziękiem i rozłożyła szeroko ręce. - Czy możesz mi ją zapiąć? - Podoba ci się? - spytała niewinnie, wykonując piruet, - Proszę. - Zapiął jej kolię, a Sophie z zachwytem i zatrzymała się przed swym wstrząśniętym mężem. przesunęła po niej smukłymi palcami. Uśmiechnął się cie­ Justin w czarnym fraku wyglądał absolutnie zabójczo. pło. - Jest jeszcze coś. - Ponownie wyjął z kieszeni fraka Po raz pierwszy Sophie miała wrażenie, że wreszcie do podłużne pudełeczko, tym razem mniejsze. - To prezent niego pasuje, że w końcu dorównała mu klasą. od Bertie'ego. - Podoba? - powtórzył z trudem. - Jest... Jest nieprzy­ Coś ją ścisnęło w gardle. zwoita! Chcesz, żeby wszyscy faceci padli na twój widok - Jak to? trupem? - Nie mógł się powstrzymać od zerknięcia w głę­ - Dwa miesiące temu posłał po jubilera i sam to dla boki dekolt. - Dlaczego nie włożysz tej romantycznej suk­ ciebie wybrał. Kazał mi obiecać, że w razie czego wręczę ni, którą nosiłaś w Dniu Zakochanych? ci to w jego imieniu. - Och, już nie udawaj takiego świętoszka - figlarnie Przez łzy spojrzała na delikatny złoty zegarek. Wska­ mrugnęła okiem. - Zresztą, teraz nie czas się przebierać. zówki były inkrustowane diamencikami, zaś cyferblat ota­ Chodźmy na dół. Nie możemy pozwolić, by goście czekali czały maleńkie szafiry. Cudo. pod drzwiami. - Tak bym chciała, żeby był tu z nami - szepnęła. - Poczekaj chwilę. Mam coś dla ciebie. Aczkolwiek nie - Jest z nami duchem, kochanie. - Uścisnął ją mocno. sądziłem, że będzie to wyeksponowane w aż takim stopniu - No, musimy iść. - mruknął z lekką ironią, ponownie spojrzał na dekolt Sophie, Zeszli na dół i nagle przypomniało jej się, że musi mu po czym sięgnął do kieszeni i wręczył jej podłużne pudełko. o czymś powiedzieć. Justin zaprosił niemal całe prawnicze - Och, jakie to piękne! środowisko Londynu, nie mogła jednak grymasić, gdyż to Na czarnym aksamicie spoczywała diamentowa kolia, właśnie on zorganizował całe przyjęcie. z której zwieszały się szafiry w kształcie łez. Pasowało to - Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciw temu, idealnie do zaręczynowego pierścionka. że ja... - zawahała się. Ten dojrzały, wyrafinowany i ele­ - Wszystkiego najlepszego, Sophie. gancki mężczyzna, który był jej mężem, wciąż ją jeszcze Podniosła wzrok i spojrzała w poważne oczy męża. Jak czasami onieśmielał. - Zaprosiłam kilka osób z firmy re­ mogła choć przez chwilę wątpić w jego miłość? klamowej, w której pracowałam. Nie wiem, czy będą pa­ - Justin, jesteś najcudowniejszy na świecie. Kocham sować do twoich znajomych... cię. - Wspięła się na palce i pocałowała go w brodę, gdyż - I co z tego? Przecież to twoje przyjęcie. Hej, rozluźnij wyżej już nie mogła dosięgnąć. się. Masz się dobrze bawić. Cofnął się lekko, jakby zakłopotany tak wylewnym oka­ Posłusznie skinęła głową i odetchnęła głęboko, by się zywaniem uczuć. nieco uspokoić. Strona 17 - Postaram się. Justin spiorunował ją wzrokiem. - I nie wzdychaj tak w tej imitacji ubrania, bo... - za­ czął z ogromnym zdenerwowaniem. Jednak na szczęście dla Sophie właśnie w tym momen­ cie odezwał się dzwonek u drzwi. ROZDZIAŁ TRZECI Sophie stała w holu starego domu, otoczona opiekuń­ czym ramieniem męża i radośnie witała wchodzących. • Dawno nie czuła się równie szczęśliwa. Postępowanie Ju- stina rozwiało wszelkie wątpliwości i niepokoje. Miała wrażenie, jakby zdjęto jej z ramion przytłaczający ciężar. W pewnym momencie pojawił się przed nią wysoki czarnowłosy mężczyzna, ubrany niczym kowboj. Zawaha­ ła się przez moment, po czym przywitała się z nim entu­ zjastycznie. Nie widziała go od siedmiu lat, lecz nie mogła się mylić. W drzwiach domu stał Wayne Sutton, Teksań- czyk, niegdyś bliski przyjaciel jej rodziców. - Wayne, nie wierzę własnym oczom! - wykrzyknęła. - Jak się tu znalazłeś? - Normalnie. Piechotą przez Atlantyk - zażartował. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby rzeczywiście udało mu się dokonać tej sztuki. Znany był z tego, że zawsze dostaje to, czego chce. W Hollywood, gdzie jej rodzice pracowali jako dość znani aktorzy, zaczynał od zera. Obecnie był właścicielem wielkiej wytwórni filmowej, chociaż prze­ kroczył dopiero czterdziestkę. - Niech no ja na ciebie popatrzę - mruknął, bezcere­ monialnie wyciągnął ją z objęć Justina i postawił przed sobą. - Jesteś jeszcze piękniejsza od matki. Nie miałabyś ochoty zostać gwiazdą? Mogę ci to ułatwić... Strona 18 - Ręce przy sobie! - Justin przyciągnął żonę z powro­ że chciał ją mieć tylko dla siebie. Roześmiała się i przy­ tem do siebie. - Ta dama nie jest już do wzięcia, Wayne. jaźnie przywitała kolejnych gości. Niestety, wkrótce jej Dwaj mężczyźni popatrzyli na siebie wilkiem. dobry nastrój prysł ponownie. - To wy się znacie? - Sophie ze zdumieniem przenosiła W drzwiach stanął młody prawnik z firmy Justina, zaś wzrok z jednego na drugiego. u jego boku wdzięczyła się... Janet Ord! Sophie poczuła, - Kontaktowaliśmy się telefonicznie. Przybył tu wyłą­ jak jej mąż zesztywniał w jednej chwili. cznie w interesach. To on ma ci dzisiaj przekazać wszelkie - Bob, Janet, jak miło was widzieć - uśmiechnęła się dokumenty, dotyczące spadku po twoich rodzicach. czarująco. Nie spodobał jej się ton męża. Właśnie dlatego wylewnie Pragnęła pokazać Justinowi, że jest dorosła i potrafi pocałowała Teksańczyka w policzek. sobie poradzić z każdą niezręczną sytuacją i że spotyka­ - Nie, dzisiaj nie ma mowy o żadnych interesach. - Na nie jego dawnych przyjaciółek wcale nie jest dla niej złość Justinowi spojrzała na Wayne'a zalotnie. - A w ogó­ szokiem. le, to powinnam się na ciebie pogniewać. Dzwonisz do Justin przywitał się również, głosem zimnym jak lód. mojego męża, a o mnie zapominasz? Wstyd! Niemal nie ukrywał swojej niechęci, co zdumiało Sophie. Jednak w następnej chwili zapomniała o jego dziwnym za­ - Przecież wiesz, kotku, że to nieprawda. A nie dosta­ chowaniu, gdyż właśnie przyjechali znajomi z jej firmy wałaś co roku kartki na Walentynki? Czyżby nie dochodzi­ reklamowej, otoczyli ją kręgiem i zasypali życzeniami. ły? Wydawało mi się, że zapłaciłem tej londyńskiej agencji wystarczająco dużo za usługę. Dopiero parę godzin później miała się przekonać, jaką Uśmiech znikł z twarzy Sophie. Z najwyższym trudem była idiotką... przywołała go z powrotem. Czyli to nie Justin! Zrobiło jej Na razie wszystko szło świetnie. Przyjęcie było udane. się niewymownie przykro. Wszyscy chwalili sobie trunki i jedzenie, jak również mu­ zykę. W służącym jako sala balowa salonie przygrywał do - Dochodziły, dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony. tańca pięcioosobowy zespół. Nieskazitelnie eleganccy kel­ Tak się tylko z tobą droczyłam - skłamała i skinęła dłonią nerzy z wprawą obsługiwali gości. w głąb domu. - Proszę, wejdź i czuj się jak u siebie. - Naprawdę musiałaś go całować? - warknął Justin, - Udało nam się ich zadowolić, a to sztuka. - Justin z uśmiechem wziął ją w ramiona. - Możemy być z siebie gdy na chwilę zostali sami. dumni. Chociaż właściwie powinienem być na ciebie zły. - Czyżbyś był zazdrosny? Nie wspomniałaś, że zaprosiłaś tego smarkacza Nigela. - To wszystko przez tę sukienkę - mruknął. - Ile razy Wciąż robi do ciebie maślane oczy, wspinasz się na palce, niemal dostaję palpitacji serca. Wy­ daje mi się, że lada moment wszystko z ciebie zleci. - A ty nic nie powiedziałeś o seksownej Janet - odparła Te słowa natychmiast poprawiły jej humor. To cudowne, z przekorą. Wcale nie miała do niego pretensji, nie była Strona 19 ani trochę zazdrosna, gdyż teraz naprawdę wierzyła w jego Oklaski i okrzyki aprobaty przywołały ich do rzeczywi­ miłość. stości. Wyprostowali się gwałtownie, a Justin rozejrzał się Twarz Justina przybrała niechętny wyraz. dookoła mało przytomnym wzrokiem. Po raz pierwszy - Nie zapraszałem jej. Jej obecność zepsuła ci osiem­ w życiu wydawał się zakłopotany. Sophie triumfowała. naste urodziny. Sądzisz, że byłbym tak gruboskórny, że - Chyba muszę się napić - mruknął. - Cholera, powi­ mógłbym powtórzyć swój błąd i ponownie narazić cię na nienem był ci zabronić noszenia tej kiecki. Wiedziałem, że przykrość? Bob był zaproszony z partnerką, nie wiedzia­ to się źle skończy. łem, że przyjdzie właśnie z nią. Gniewasz się? - Bacznie - A fe, panie Gifford. - Zasznurowała usta i posłała mu wpatrywał się w twarz żony. pozornie oburzone spojrzenie. - Pańskie zachowanie jest - Ależ skądże. - Wzruszyła ramionami, lecz prze­ niedopuszczalne - z komiczną powagą udzielała mu repry­ biegł ją mimowolny dreszcz. Czy obecność Janet to nic nie mendy. - Jak panu nie wstyd? znaczący przypadek, czy też raczej zły omen? Och, co - Och, ty! Czekaj, doigrasz się - roześmiał się radośnie. za głupia myśl! - Chodźmy potańczyć, dobrze? - zapro­ - A na razie rozdzielmy się na jakiś czas i zajmijmy gość­ ponowała. mi. Będzie mi trochę łatwiej. Chyba nie chcesz, żebym Justin nie kazał się prosić. Odetchnął z ulgą i już chwilę przez cały wieczór męczył się jak potępieniec? później kołysali się łagodnie w rytm romantycznej melodii. Gdy odszedł, Sophie zdecydowała się trochę odpocząć. Stopniowo przytulał ją do siebie coraz mocniej. Jego ręce Szpilki zaczynały dawać jej sięnieco we znaki, miała ocho­ śmielej błądziły po jej ciele. Gdy Sophie podniosła głowę tę zdjąć je choć na moment. Wymknęła się wiec do ogrodu i ich oczy spotkały się, zrozumieli się bez słów. i weszła do oranżerii, w której stał rattanowy stolik otoczo­ - Kiedy się wreszcie skończy to cholerne przyjęcie? ny kilkoma krzesłami. Opadła na jedno z nich i ściągnęła - mruknął niecierpliwie Justin i przesunął gorącą dłonią po pantofle. Co za ulga! udzie żony. Odchyliła głowę na oparcie. Nad szklanym dachem mi­ Nie odpowiedziała, jedynie wpatrywała się w niego jak gotały gwiazdy, tysiące gwiazd. Jaki piękny wieczór... urzeczona. Justin wreszcie zaczynał tracić kontrolę nad Dwudzieste pierwsze urodziny, dwudziesty pierwszy sobą. Tak bardzo pragnęła, by stracił dla niej głowę, by czerwca. To chyba szczęśliwy znak. okazał jej całą swą miłość... - Ukrywasz się? - Kobiecy głos przerwał jej rozmyślania. Zapomnieli o wszystkim dookoła, o przyjęciu, o go­ A miała nadzieję, że uda jej się posiedzieć trochę w spo­ ściach. Cały świat zniknął, rozpłynął się we mgle, zostali koju. Niechętnie podniosła głowę. Och, nie! Każdy, tylko tylko we dwoje, zakochani i bezgranicznie siebie spragnie­ nie ona! ni. Justin pochylił głowę i namiętnie pocałował rozchylone - Nie. Po prostu odpoczywam. usta Sophie. - Rooozumiem... - Janet Ord klapnęła bezsilnie na są- Strona 20 siednie krzesło. W jednej dłoni trzymała pusty kieliszek, a - Nie zrozum mnie źle. - Janet z powrotem opadła na w drugiej napoczętą butelkę szampana. krzesło. - Lubię twojego mężulka. I ciebie też. Dlatego ci - Widzę, że się dobrze bawisz - zauważyła uszczypli­ powiem, że nie musisz się martwić. On cię nie zdradzi. wie Sophie. Z daleka było widać, że Janet jest pijana. Teraz, gdy wreszcie udało mu się dopiąć swego i stanąć - Peeewnie. Świetne przyjęcie - zachichotała i pociąg­ na czele znanej kancelarii, będzie ci wierny do grobowej nęła potężny łyk prosto z butelki. - Ale ty musisz odpocząć deski. Nie może sobie pozwolić na wywołanie skandalu, przed nocą. Nasz Justinek to łóżkowy tyyygrys. - Napiła przecież chce zostać sędzią... się znowu. W tym momencie Sophie miała wrażenie, jakby gdzieś Sophie nie zamierzała drążyć tematu. Co innego wie­ w głębi jej duszy coś się roztrzaskało na tysiące drobnych, dzieć o istnieniu byłych kochanek męża, a co innego do­ ostrych kawałeczków, które raniły ją boleśnie niczym od­ wiadywać się szczegółów. łamki szkła. Tym czymś było zaufanie do męża, wiara - To jest facet! - Janet z podziwem pokręciła głową. w jego miłość i uczciwość. - Myślisz, że już koniec, a on bach! Trzeci raz tej samej Sara Blacket nie kłamała, jej słowa zostały potwierdzo­ nocy. Albo dnia. I nigdy nie wiesz, gdzie mu się zachce. ne przez inną osobę. Okazało się, że szczęście Sophie W ogrodzie. W łazience. Hi, hi! - Jej piskliwy, pijacki zostało zbudowane na tak kruchych podstawach, że jedna śmiech był dla Sophie nie do zniesienia. pijana kobieta zniszczyła je w ułamku sekundy. Wszystko Trzeci raz, powtórzyła bezgłośnie. A dla niej był tylko skończone. raz, a potem wracał do siebie. I zawsze tylko w nocy. Tyl­ - Ach, tu jesteś, Janet. Wszędzie cię szukam. - Bob ko w łóżku. Dla niej nigdy nie stawał się... tygrysem. zdecydowanie wyjął jej z ręki butelkę. - Chyba masz już Nagle przypomniała jej się opinia Sary Blacket o guście dosyć. - Podniósł ją z krzesła i uśmiechnął się do Sophie. Justina. To dlatego Janet budziła w nim nieokiełznaną na­ - Rozumiem, że chciałaś odpocząć? Nie przejmuj się, już miętność, a ona nie... ją zabieram. - Ależ on ma temperaaament - ciągnęła uparcie rudo­ Kręciło jej się w głowie, ale spróbowała przybrać przy­ włosa, nie zapominając wszakże o butelce. - W noc przed jazny wyraz twarzy. jego ślubem udało mi się go wreszcie wywalić z domu - Ja też już zaraz idę. o drugiej w nocy. Przecież nie mogłam pozwolić, by w noc Jakim cudem udało jej się wydobyć słowa ze ściśniętego poślubną opadł z sił, hi, hi! Dlatego rozumiem, że musisz gardła? Jakim cudem udało jej się nie rozpłakać? teraz odpocząć, mała. - Przechyliła się nad stołem i wy­ Gdy tamci dwoje opuścili oranżerię, włożyła pantofle ciągnęła rękę z szampanem. - Napij się, dobrze ci zrobi. i wstała. Ruszała się niczym automat. Co za ironia losu, Sophie odmownie pokręciła głową. Czuła się potwornie. dwudzieste pierwsze urodziny to symboliczne wkroczenie Nie wierzyła Janet, ale i tak to wszystko było obrzydliwe. w pełną dojrzałość. Ona zaś wkroczyła w nią jak nąjbar-