Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Adeyemi Tomi - Dzieci krwi i kości PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Tytuł oryginału
Children of Blood and Bone
Projekt okładki i typografii
RICH DEAS
Fotografia na okładce
© PeopleImages/E+/Getty Images
Projekt mapy
KEITH THOMPSON
Koordynacja projektu
SYLWIA MAZURKIEWICZ-PETEK
Redakcja
ANNA JACKOWSKA
Korekta
IWONA HUCHLA
Redakcja techniczna
KRZYSZTOF CHODOROWSKI
Copyright © 2018 by Tomi Adeyemi Books Inc.
All rights reserved.
Polish translation © Łukasz Witczak MMXIX
Polish edition © Publicat S.A. MMXIX (wydanie elektroniczne)
Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora,
w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.
All rights reserved.
ISBN 978-83-271-5906-9
Konwersja: eLitera s.c.
jest znakiem towarowym Publicat S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00
Strona 5
e-mail:
[email protected], www.publicat.pl
Oddział we Wrocławiu
50-010 Wrocław, ul. Podwale 62
tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66
e-mail:
[email protected]
Strona 6
Spis treści
Strona redakcyjna
Dedykacja
Klany magów
Wstęp
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Strona 7
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Strona 8
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Strona 9
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Strona 10
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Epilog
Od autorki
Podziękowania
Strona 11
Mamie i Tacie,
którzy poświęcili wszystko, żeby dać mi tę szansę,
oraz
Jacksonowi,
który uwierzył we mnie i w tę opowieść
na długo przede mną
Strona 12
IKÚ
MAGOWIE ŻYCIA I ŚMIERCI
TYTUŁ: ŻNIWIARZ, ŻNIWIARKA
BÓSTWO: OJA
ÈMÍ
MAGOWIE UMYSŁU, DUCHA I SNÓW
TYTUŁ: KONEKTOR, KONEKTORKA
BÓSTWO: ORÍ
OMI
MAGOWIE WODY
TYTUŁ: FALUN, FALUNKA
BÓSTWO: JEMỌDŻA
INÁ
MAGOWIE OGNIA
TYTUŁ: OGNIARZ, OGNIARKA
BÓSTWO: SÀNGÓ
AFÉFÉ
MAGOWIE POWIETRZA
Strona 13
TYTUŁ: TAJFUN, TAJFUNKA
BÓSTWO: AJAO
AIJE
MAGOWIE ZIEMI I ŻELAZA
TYTUŁ: ZIEMIOWIEC, ZIEMIARKA + SPAJACZ, SPAJACZKA
BÓSTWO: ÒGÚN
ÌMÓLÈ
MAGOWIE ŚWIATŁA I CIEMNOŚCI
TYTUŁ: ŚWIETLARZ, ŚWIETLARKA
BÓSTWO: OSZUMARE
ÌWÒSÀN
MAGOWIE ZDROWIA I CHOROBY
TYTUŁ: UZDROWICIEL, UZDROWICIELKA + KANCER, KANCERKA
BÓSTWO: BABALÚAJÉ
ARÍRAN
MAGOWIE CZASU
TYTUŁ: JASNOWIDZ, JASNOWIDZKA
BÓSTWO: ORÚNMILA
ẸRANKO
MAGOWIE ZWIERZĄT
TYTUŁ: POSKRAMIACZ, POSKRAMIACZKA
BÓSTWO: OXOSI
Strona 14
Strona 15
Strona 16
.
Staram się o niej nie myśleć.
Ale gdy mi się nie udaje, myślę o ryżu.
Kiedy Mama była z nami, w chacie zawsze pachniało dżolofem.
Myślę o jej ciemnej skórze, pełnej blasku jak letnie słońce, o uśmiechu, który
ożywiał Babę. O kręconych białych włosach, tej dumnej koronie żyjącej
własnym życiem.
Słyszę legendy, które opowiadała mi przed snem. Śmiech Tzaina, kiedy grali
razem w agböna.
Krzyki Baby, kiedy żołnierze zarzucili jej łańcuch na szyję. Jej własne krzyki,
kiedy wywlekali ją w noc.
Zaklęcia, które z siebie wyrzucała, tak jak wulkan wyrzuca lawę. Magię
śmierci, która okazała się jej zgubą.
Myślę o tym, jak zwisała martwo z drzewa.
Myślę o królu, który nam ją zabrał.
Strona 17
ROZDZIAŁ 1
Mnie wybierz.
Muszę się powstrzymywać, żeby nie krzyczeć. Wbijam paznokcie
w drewniany kij, ściskam go mocno, żeby usiedzieć w miejscu. Krople potu
ściekają mi po plecach, nie wiem, czy to od porannego upału, czy dlatego, że
serce tłucze mi się o żebra. Miesiąc w miesiąc byłam pomijana.
Dziś musi wreszcie być inaczej.
Odgarniam śnieżnobiały kędzior za ucho i staram się nie ruszać. Mama
Agba jak zwykle nie ma zmiłowania, długo przygląda się każdej z nas, aż nie
wiemy, gdzie podziać wzrok.
Jej brwi ściągają się w skupieniu, pogłębiając zmarszczki na ogolonej
głowie. Z ciemnobrązową skórą i w niepozornym kaftanie Mama Agba
niewiele się różni od reszty wioskowych starszych. Nikomu nie przyszłoby do
głowy, że kobieta w tym wieku może być tak niebezpieczna.
– Ekhm... – chrząka z przodu Jemi, w mało subtelny sposób przypominając,
że ona już przeszła tę próbę. Posyła nam uśmieszek i obraca w dłoni ręcznie
rzeźbiony kij, jakby nie mogła się doczekać, aż się dowie, którą z nas pokona
w czasie dzisiejszego egzaminu.
Większość dziewczyn boi się pojedynku z Jemi, ale ja nie czuję strachu.
Ćwiczyłam i jestem gotowa.
Wiem, że stać mnie na zwycięstwo.
– Zélie.
Chropawy głos Mamy Agby przerywa ciszę. Słychać zbiorowe westchnienie
piętnastu dziewczyn, które nie zostały wybrane. Imię odbija się od plecionych
Strona 18
ścian trzcinowej ahéré, aż w końcu zdaję sobie sprawę, że chodzi o mnie.
– Naprawdę? – pytam.
Mama Agba mlaska zniecierpliwiona.
– Mogę wybrać kogoś innego...
– Nie! – Zrywam się na równe nogi i natychmiast posyłam jej ukłon. –
Dziękuję, Mamo. Jestem gotowa.
Morze brązowych twarzy rozstępuje się przede mną. Idąc, skupiam się na
moich bosych stopach ocierających się o trzcinową podłogę, sprawdzam jej
przyczepność, żeby zwiększyć swoje szanse na wygranie pojedynku i zdanie
egzaminu.
Na czarnej macie do walki Jemi pierwsza mi się kłania. Czeka, aż uczynię
to samo, ale jej wzrok tylko wznieca we mnie ogień złości. Stoi
w nonszalanckiej pozie, świadczącej o braku szacunku, jakbym nie była
godną przeciwniczką. Jakby uważała, że jako ibawitka jestem od niej gorsza.
Myśli, że nie mam z nią szans.
– Ukłoń się, Zélie.
Choć w głosie Mamy Agby pobrzmiewa wyraźna reprymenda, nie potrafię
się przemóc. Stojąc tak blisko Jemi, widzę tylko jej bujne czarne włosy
i kokosowy brąz skóry znacznie jaśniejszej niż moja. To karnacja tych
spośród Oriszan, którzy nie wiedzą, czym jest praca w słońcu. Jemi
zawdzięcza to uprzywilejowanie cichemu wsparciu ojca, którego nawet nie
zna. Arystokraty, który pozbył się nieprawej córki, umieszczając ją w naszej
wiosce.
Odchylam barki do tyłu i zamiast się ukłonić, dumnie wypinam pierś. Jemi
odstaje wyglądem od ibawitek o śnieżnobiałych włosach. Od ibawitek
bezustannie zmuszanych do kłaniania się takim jak ona.
– Zélie, nie każ mi się powtarzać.
– Ale Mamo...
– Ukłoń się albo zejdź z ringu! Nie marnuj naszego czasu.
Nie mając wyboru, zaciskam zęby i pochylam głowę. Na ustach Jemi
rozkwita nieznośny uśmieszek.
Strona 19
– Czy to takie trudne? – Kłania się znowu, choć nie musi. – Lepiej przegrać
z honorem.
Wśród dziewczyn rozlegają się tłumione chichoty. Mama Agba ucisza je
stanowczym gestem. Rzucam im złowrogie spojrzenie, po czym koncentruję
się znowu na przeciwniczce.
Zobaczymy, komu będzie do śmiechu, gdy wygram.
– Na miejsca.
Obie cofamy się do krawędzi maty i unosimy swoje kije. Drwiący
uśmieszek spełza z ust Jemi, a jej oczy zwężają się w szparki. To instynkt
zabójczyni.
Patrzymy na siebie i czekamy na znak. Mama Agba przeciąga tę chwilę
w nieskończoność, wreszcie woła:
– Do boju!
I od razu muszę się bronić.
Nawet nie zdążyłam pomyśleć o wyprowadzeniu ataku, a Jemi już
doskakuje do mnie z prędkością gepardona. Bierze zamach kijem, mierząc
w moją szyję. Ale choć za plecami słyszę stłumione okrzyki dziewcząt, ani na
moment nie tracę zimnej krwi.
Jemi jest szybka, lecz ja potrafię być jeszcze szybsza.
Unikam ciosu, wyginając się mocno do tyłu. Jemi nie czeka, aż się
wyprostuję – wyprowadza kolejny atak, tym razem tnąc kijem z góry na dół
z siłą dziewczyny dwa razy większej od siebie.
Rzucam się w bok i przetaczam po macie, a kij z trzaskiem uderza
o trzciny. Jemi już bierze następny zamach.
– Zélie! – ostrzega mnie Mama Agba, lecz nie potrzebuję jej pomocy.
Jednym płynnym ruchem przechodzę w kucki i wyciągam kij do góry,
parując uderzenie Jemi.
Trzcinowe ściany aż się zatrzęsły od głośnego trzasku. Moja broń też
jeszcze drży, kiedy Jemi zamachuje się znowu, tym razem za cel obierając
moje kolana.
Strona 20
Odbijam się z wysuniętej do przodu nogi, robię koziołka w powietrzu
ponad jej wyciągniętym kijem. Oto moja pierwsza szansa, by przejść do
ataku. Wykorzystując pęd, wyprowadzam pierwszy cios. Z mojego gardła
dobywa się stęknięcie.
Jemi kontruje, przerywając mój atak, zanim na dobre się zaczął.
– Cierpliwości, Zélie! – woła Mama Agba. – Nie spiesz się. Obserwuj
i reaguj. Czekaj na atak.
Tłumię wzbierający w piersi jęk i kiwam głową. Cierpliwości, powtarzam
sobie. Poczekaj na lepszą okazję...
– Właśnie, Zél – odzywa się Jemi cicho, żeby nikt poza mną nie usłyszał. –
Słuchaj się Mamy Agby. Bądź grzeczną glistą.
No tak, mogłam się tego spodziewać.
To słowo.
Ta wstrętna obelga.
Wypowiedziana niby od niechcenia. Zawinięta w arogancki uśmieszek.
Bez namysłu wyrzucam kij przed siebie. Mija brzuch Jemi o włos. Czeka
mnie za to straszliwe lanie od Mamy Agby, ale i tak było warto. Nagrodą jest
wystraszone spojrzenie mojej przeciwniczki.
– Ej! – Jemi spogląda w stronę Mamy, oczekując od niej interwencji, ale
nie ma czasu się poskarżyć. Wielkimi oczami patrzy, jak obracam kij do
kolejnego ataku. – To nie jest trening! – woła, uskakując przed ciosem
w kolana. – Mamo...
– Sama sobie nie poradzisz? – pytam ze śmiechem. – No dalej, Jem. Lepiej
przegrać z honorem!
W oczach Jemi pojawiają się gniewne błyski. Wygląda jak lworożec
gotowy do skoku. Wściekle zaciska dłonie na kiju.
Zaczyna się prawdziwa walka.
Ściany chaty Mamy Agby szeleszczą, gdy nasze kije uderzają o siebie.
Wymieniamy cios za cios, wypatrując szansy na kontrę, która przesądzi
o wszystkim. Dostrzegam okazję i wtedy...