9965

Szczegóły
Tytuł 9965
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9965 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9965 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9965 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MARGIT SANDEMO MʯCZYZNA Z OG�OSZENIA ROZDZIA� I - Christine! Bezbarwny g�os matki przerwa� cisz� zalegaj�c� mieszkanie. Christine da�a przykutemu chorob� do ��ka ojcu ostatni� �y�eczk� jajka na mi�kko, otar�a mu brod� i usta, po czym wyprostowa�a plecy. - Tak, mamo, ju� id�. Oczy ojca skierowa�y si� znacz�co w stron� stolika nocnego. - Jeszcze kawy? Prosz�... Nala�a mu kawy do specjalnego kubka z dziobkiem. Wygl�da� na zadowolonego. Skin�a g�ow�, by doda� mu otuchy, i skierowa�a si� do salonu. Zasta�a tam matk� gotow� do wyj�cia. - Christine, p�jd� na chwil� do cukierni Wibego. Um�wi�am si� tam z Gerd�. Cukierni� Wibego zlikwidowano ju� dawno, a Gerda, przyjaci�ka matki, nie �y�a od dziesi�ciu lat. Christine westchn�a. Zdawa�a sobie spraw�, �e nie mo�e tego powiedzie� matce wprost, gdy� jak zwykle sko�czy�oby si� to scen� pe�n� rozpaczy i �ez. Nie wiedzia�a, co wymy�li� tym razem, by za trzyma� matk� w domu. Coraz trudniej przychodzi�o jej wyszukiwanie nowych pretekst�w. Na szcz�cie uratowa�y j� odg�osy dochodz�ce od strony skrzynki na listy. - Nie wychod� teraz, mamo, w�a�nie przysz�a poczta. Mo�e jest co� do ciebie... Oby tylko tak by�o! W poczcie rzeczywi�cie znalaz� si� list do matki. Christine nak�oni�a j� do zdj�cia p�aszcza i usadowi�a w ulubionym fotelu. Przyszed� r�wnie� list do niej. Wzi�a go i uda�a si� do swojego pokoju. List by� od Ellen, dawnej kole�anki z klasy. Christine usiad�a na ��ku i otwieraj�c kopert�, usi�owa�a przypomnie� sobie wygl�d Ellen. Okaza�o si� to nie�atwym zadaniem. Pami�ta�a j� jako szar�, niepozorn� myszk�, za kt�r� �aden z ch�opc�w nie obejrza� si� dwukrotnie. By�a nieporadna, a jej nie�mia�o�� cz�sto odbierano jako dum�. Z tego powodu nigdy nie uda�o jej si� zdoby� przyjaci�. Nie pom�g� nawet fakt, �e by�a c�rk� dyrektora banku i jedyn� spadkobierczyni� poka�nego maj�tku. Christine niezwykle zaskoczy� list otrzymany po tylu latach milczenia. Od razu po uko�czeniu szko�y Ellen przenios�a si� wraz z rodzin� do Drammen. Christine wyj�a list z koperty, nas�uchuj�c odg�os�w dobiegaj�cych z g��bi du�ego mieszkania, lecz wsz�dzie panowa�a cisza. Mog�a si� wi�c skupi� na lekturze. Droga Christine! Z pewno�ci� si� zastanawiasz, dlaczego pisz� w�a�nie teraz i w�a�nie do Ciebie. Idzie o to, �e wkr�tce wychodz� za m��, a poniewa� wesele ma by� du�e, chcia�abym mie� kilka druhen. Wybra�am ju� par� dziewcz�t spo�r�d moich znajomych tu na miejscu, ale bardzo zale�y mi na tym, aby mie� te� druhn� z lat szkolnych. Je�li zgodzi�aby� si� ni� zosta�, bardzo bym si� ucieszy�a z Twojego przyjazdu. Christine si� skrzywi�a. By�a oczywi�cie jedyn� dziewczyn� z klasy, kt�ra jeszcze nie mia�a m�a. Ellen pisa�a dalej: Jestem przekonana, �e polubisz mojego narzeczonego. Nazywa si� Harry Berg. Jest wysoki, ciemnow�osy, elegancki i pracuje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. A co najwa�niejsze - nie obchodz� Go moje pieni�dze. Sam jest wystarczaj�co bogaty. Zawsze by�am podejrzliwa w stosunku do m�czyzn, kt�rzy si� mn� interesowali. Wiesz przecie�, �e nie jestem szczeg�lnie pi�kna ani, jak mi si� wydaje, b�yskotliwa, lecz tym razem wszystko wygl�da wr�cz IDEALNIE. Poza tym fakt, �e i On nie jest ca�kowicie doskona�y - ma mianowicie pewn� ma�� u�omno�� - czyni Go jeszcze bardziej poci�gaj�cym. Budzi to we mnie co� w rodzaju instynktu opieku�czego. Data �lubu nie jest jeszcze ustalona, ale by�abym wdzi�czna, gdyby� odpisa�a mi jak najszybciej. Twoja przyjaci�ka Ellen Przez d�ug� chwil� Christine siedzia�a pogr��ona w my�lach. Pojecha� na du�e wesele? Pozna� nowych ludzi, rozmawia�, �mia� si�, je�� przysmaki, a mo�e nawet ta�czy�? Wyj�a papier listowy i natychmiast napisa�a odpowied�. Przes�a�a Ellen najserdeczniejsze �yczenia szcz�cia, zawiadamiaj�c j� jednocze�nie, �e w tej chwili niestety nie mo�e wyjecha� z domu ze wzgl�du na rodzic�w - ojciec jest powa�nie chory, a matka cierpi na beznadziejny przypadek sklerozy. Przerwa�a pisanie w po�owie listu. Kochany tatu�, kt�rego tak uwielbia�a b�d�c dzieckiem. M�dry, �agodny i zawsze pe�en wyrozumia�o�ci. Pierwszy wylew krwi do m�zgu przyszed� niespodziewanie przed wielu lary. Od tego czasu by�o ich jeszcze kilka i w tej chwili ojcu pozosta�o ju� niewiele �ycia. Dla Christine opieka nad chorym by�a rzecz� oczywist�. Jej w�asne �ycie zesz�o na dalszy plan. Wierzy�a, �e jeszcze kiedy� znajdzie czas dla siebie. Tymczasem lata mija�y; r�wnie� i matka sta�a si� ca�kowicie bezradna. Rodzice nie byli ju� m�odzi, gdy� Christine urodzi�a si� po wielu latach ich ma��e�stwa. Wszystko wydawa�o si� jej tak beznadziejne i pozbawione perspektyw. Christine nigdy nie przysz�oby do g�owy zostawi� matk� lub odda� j� do domu opieki. Niemniej jednak ze wzgl�du na to, �e starszej pani przychodzi�y do g�owy najdziwaczniejsze pomys�y, wymaga�a nieustannego dogl�dania. Tak wi�c ewentualne marzenia Christine oraz jej �ycie prywatne musia�y zosta� odsuni�te na bok. Nigdy nie zd��y�a nawet poszuka� sobie pracy, jej miejsce by�o przy rodzicach. Ostatnio jednak znalaz�a niewielkie zaj�cie, kt�re sprawia�o jej wiele rado�ci. Zawsze dobrze radzi�a sobie z gotowaniem, nawi�za�a wi�c wsp�prac� z pewnym miesi�cznikiem, gdzie prowadzi�a sta�� rubryk� na temat wytwornej kuchni. Doch�d z tego by� oczywi�cie bardzo skromny, lecz przynajmniej nie czu�a si� ju� tak odizolowana od �wiata. Christine podesz�a do lustra i spojrza�a w nie w zamy�leniu. Nie mog�a si� ju� d�u�ej oszukiwa�. W szybkim tempie zbli�a�a si� do wieku okre�lanego ma�o precyzyjnym mianem �dojrza�ej m�odo�ci�, a odleg�ego o wiele lat od pierwszej m�odo�ci, tej prawdziwej. Z zadumy wyrwa� j� dobiegaj�cy z salonu odg�os krok�w matki. W po�piechu w�o�y�a do koperty uko�czony przed chwil� list, kt�ry uda�o jej si� wys�a� nieco p�niej w ci�gu dnia. Nie otrzyma�a ju� jednak �adnej wiadomo�ci od Ellen Smidt. Min�y trzy miesi�ce. I zn�w ca�kiem nieoczekiwanie Christine sta�a na �rodku swojego pokoju, trzymaj�c w r�kach dwa listy i spogl�daj�c ze zdumieniem to na jeden, to na drugi. Pomy�la�a, �e to chyba jakie� szale�stwo. Pierwszy z list�w zawiera� stare zaproszenie na �lub Ellen Smidt. Christine odnalaz�a je w�a�nie przed chwil� w szufladzie biurka. Drugi list zosta� dopiero co przyniesiony przez listonosza. Tym razem przypomnia�a sobie o niej ta natr�tna pani Melander ze Stavanger, kt�r� Christine pozna�a w czasie nieudanej wycieczki do Hiszpanii przed paru laty. Mia�o to miejsce wtedy, gdy matka na tyle jeszcze radzi�a sobie z opiek� nad ojcem, �e Christine mog�a sobie pozwoli� na tygodniowy wyjazd. Niestety, okaza�o si�, �e by� to tydzie� pe�en niezbyt przyjemnych zdarze�, a najgorsze wspomnienie stanowi�a w�a�nie pani Melander. Z takiego czy innego powodu upodoba�a sobie Christine. By� mo�e uwa�a�a, �e musi zaopiekowa� si� t� najwyra�niej samotn� i nieprzywyk�� do podr�y m�od� dziewczyn� albo te� chcia�a po prostu przyczepi� si� do kogo� jak pozbawiona wszelkiej wra�liwo�ci i taktu pijawka. Gdy wycieczka dobieg�a kresu, Christine odetchn�a z ulg�, ale niestety troch� si� pospieszy�a. Pani Melander nie mia�a zamiaru zako�czy� znajomo�ci na lotnisku. Zacz�a przysy�a� list za listem. Christine sumiennie i z mozo�em przekopywa�a si� przez ich tre��, lecz odpisywa�a bardzo rzadko. Pani Melander nie wydawa�a si� jednak zniech�cona tym faktem i tak oto Christine trzyma�a w r�ku jej kolejny list. Jak zwykle mia�a k�opoty z odczytaniem niechlujnego pisma nadawczyni. Kochana Christine! Gdyby� tylko WIEDZIA�A, co mi si� przydarzy�o od ostatniego razu. To si� po prostu nie mie�ci w g�owie!!! Czy wiesz, na co si� zdoby�am? Zamie�ci�am og�oszenie w gazecie!!! Oczywi�cie to zwariowany pomys�, ale pomy�la�am sobie, �e robi� si� coraz starsza i musz� spr�bowa� cho�by jeszcze raz - to znaczy znale�� m�a. Wiesz przecie�, �e w gruncie rzeczy jestem stworzona do �ycia w ma��e�stwie, wi�c postanowi�am poszuka� szcz�cia. M�odzie�cza, rozwiedziona pani i tak dalej. Przecie� nikt nie musi wiedzie�, �e rozwodzi�am si� DWA razy! �Dobrze sytuowana, szuka wsp�partnera �- tak napisa�am, bo brzmi to do�� wytwornie, no a przecie�, jak Ci wiadomo, z moich dwu poprzednich ma��e�stw nie wysz�am z zupe�nie pustymi r�kami... Wyobra� sobie tylko, ile dosta�am odpowiedzi! Mog�am przebiera� do woli. Niekt�re listy byty rzecz jasna bardzo nieprzyzwoite. Christine wyobrazi�a sobie pani� Melander pisz�c� te s�owa. S�ysza�a jej chichot pensjonarki, kt�rego tak nie cierpia�a. Wybra�am jednak jeden list, kt�ry wydawa� si� by� obiecuj�cy, i rzeczywi�cie si� nie zawiod�am!!! To si� nazywa szcz�cie! Facet jak marzenie - wysoki, ciemnow�osy, dystyngowany, a r�wnocze�nie na sw�j spos�b chwytaj�cy za serce. Spotykamy si� regularnie ju� od dw�ch miesi�cy. Zastanawiam si�, co mu si� we mnie podoba. Christine ponownie us�ysza�a w my�lach jej chichot. C�, trzymam si� do�� dobrze jak na moje czterdzie�ci trzy lata. Nie s�dzi�a�, �e tyle mam, prawda? Ale� tak! Je�li o to chodzi, to Christine z pewno�ci� odpowiednio j� ocenia�a. A poza tym w moim towarzystwie nie spos�b przecie� si� nudzi�. Co to, to nie! Przeczytawszy kilka stron pe�nych czczej i nad�tej gadaniny, Christine dotar�a do ut�sknionego zako�czenia. No, ale musz� jud� ko�czy�. M�j autobus odje�d�a za chwil�, a mam jeszcze TYSI�CE rzeczy do zrobienia. Bywaj zdrowa i napisz wkr�tce. Do tej pory dosta�am od Ciebie tylko jedn� jedyn� kartk� i wydaje mi si�, �e to troch� za mato. M�wi� powa�nie. Aha, jeszcze jedno... zapomnia�am Ci powiedzie�, �e m�j przyjaciel nazywa si� Harty Berg. Jest in�ynierem i pracuje w�a�nie nad jakim� fantastycznym wynalazkiem. Zaproponowa�am mu po�yczk�, ale on nie chcia� o tym dysze� ANI S�OWA! Ze te� jeszcze istniej� tacy m�czy�ni! List ko�czy� si� niezliczonymi u�ciskami, pozdrowieniami oraz ca�� seri� dopisanych bez �adu i sk�adu PS-�w. Christine w zadumie od�o�y�a oba listy. Stemple pocztowe by�y z dw�ch r�nych miast, ale nie mia�o to specjalnego znaczenia. Nadal g��boko zamy�lona, Christine podesz�a do telefonu i odszuka�a w ksi��ce telefonicznej numer dyrektora banku Smidta w Drammen. Po chwili us�ysza�a w s�uchawce sygna� wolnej linii, ale po drugiej stronie nikt nie odpowiada�. Nie mia�a wielkiej ochoty dzwoni� do pani Melander ze Stavanger, a poza tym co mia�aby jej powiedzie�? Harry Berg to przecie� do�� pospolite nazwisko. Mo�e to po prostu zbieg okoliczno�ci... A je�eli to nie przypadek? Gdyby chodzi�o o t� sam� osob�, Harry Berg by�by oszustem wykorzystuj�cym samotne, �atwowierne kobiety. W takim razie trzeba ostrzec przynajmniej Ellen. Kto m�g�by to wszystko sprawdzi�? Policja? No tak, oczywi�cie policja. By� mo�e znali ju� tego cz�owieka. Ale czy mo�na tak po prostu p�j�� na policj� bez �adnego dowodu? Gdyby chocia� mia�a z kim na ten temat porozmawia�... Jej ukochany ojciec niedawno zmar�, a matka by�a, m�wi�c �agodnie, nieco pomylona. Christine przygotowa�a obiad z mniejsz� ni� zwykle staranno�ci�. Po obiedzie usadowi�a matk� w fotelu, da�a jej do r�ki ksi��k� i surowo zakaza�a si� oddala�, po czym w�o�y�a kurtk�. Podj�a ju� decyzj�. Nic nie zaszkodzi, je�li zbada ca�� spraw� troch� bli�ej. Ju� w drzwiach odwr�ci�a si� i spojrza�a ze smutkiem na matk�, kt�ra bezmy�lnie przewraca�a kartki ksi��ki. Widok kochanej osoby trac�cej w taki spos�b kontakt z rzeczywisto�ci� sprawia� jej b�l. Nie mog�y ju� ze sob� pogaw�dzi� tak jak kiedy�... Christine by�o bardzo trudno. Fakt, �e musia�a przemawia� do w�asnej matki jak do dziecka, ogromnie j� przygn�bia�. Na jej oczach wspania�y cz�owiek przeobra�a� si� w osob� zgorzknia��, niecierpliw�, zrz�dliw� i podejrzliw�, a ona w �aden spos�b nie mog�a pom�c. Tak jak w tej chwili. Musia�a wyj�� z domu i zostawi� matk� sam�, i wiedzia�a, �e przez ca�y czas b�dzie si� zastanawia�a, czy nie wpad�a ona na jaki� zwariowany pomys� - czy gdzie� nie wysz�a albo nie pr�buje zrobi� sobie czego� do jedzenia, podpalaj�c przy tym mieszkanie i ulegaj�c poparzeniu... Czasami matki dogl�da�a s�siadka, kt�ra jednak pracowa�a zawodowo i rzadko bywa�a w domu. Christine czu�a si� tak, jakby mia�a skr�powane r�ce i nogi. Mo�e nie tym, �e by�a pozbawiona swobody, ale rani�cym j� poczuciem bezsilno�ci. Tak bardzo chcia�a pom�c matce. Teraz jednak musia�a si� pospieszy�, aby szybko wr�ci�. Na zewn�trz panowa�a listopadowa szaruga. Christine zapi�ta kurtk� pod sam� szyj�, �artuj�c, �e nie w�o�y�a nic na g�ow�. Wiatr by� tak silny, �e po przej�ciu kilkuset metr�w wydawa�o jej si�, i� nie ma uszu. Pami�taj�c jednak o schowanych w torebce listach od Ellen Smidt i pani Melander, brn�a odwa�nie dalej. Najlepiej je�li nie b�dzie zastanawia� si� nad skutkami swojej decyzji. W dalszym ci�gu sprawa by�a przecie� otwarta i wszystko mog�o si� wyja�ni� w spos�b naturalny. Christine nie mog�a przewidzie� nadchodz�cych wydarze�. Komisarz John Bakken uni�s� wzrok znad przy niesionych przez Christine list�w i przyjrza� si� jej uwa�nie. Ciekawe, co rejestruje jego policyjne spojrzenie, pomy�la�a. Jak mnie w�a�ciwie ocenia? Czy uwa�a mnie za rozhisteryzowan� bab� ju� nie pierwszej m�odo�ci? Nie, nie wydaje si�, by tak my�la�. Te oboj�tne oczy odnotowuj� chyba tylko same fakty, jak na przyk�ad to, �e mam ciemne w�osy, a moje uczesanie zosta�o zrujnowane przez deszcz i wiatr, �e mam jasne oczy i prosty nos, kt�ry z pewno�ci� bardzo mi si� w tej chwili �wieci. Widzi na pewno, �e z niepokojem oczekuj� jego odpowiedzi, chocia� pr�buj� zamaskowa� to ch�odnym zachowaniem. Patrzy na moje r�ce. Niestety zdradza mnie to, �e nerwowo mi�tosz� r�kawiczki. - Tak - odezwa� si� kr�tko z rezerw� w g�osie. Niewiele mo�na z tego wywnioskowa�. Czego pani ode mnie oczekuje? - Sama nie wiem - odpowiedzia�a Christine bezradnie. - Czy nie nale�a�oby zbada� tej sprawy troch� dok�adniej? To znaczy... Urwa�a zmieszana. Komisarz Bakken westchn�� ledwo dostrzegalnie. - Nie ma si� tu na czym oprze� - stwierdzi� niech�tnie. - Ka�da z pani przyjaci�ek mog�a sobie przecie� znale�� innego Harry�ego Berga. Jest to najbardziej prawdopodobne. Christine podnios�a si� z wahaniem z krzes�a. �a�owa�a, �e tak pochopnie posz�a na policj�. Poza tym mia�a pecha. Spodziewa�a si� zasta� tutaj dobro dusznego, starszego policjanta, z kt�rym mo�na porozmawia�, a nie tego... robota! Potraktowa� j� z g�ry, takie przynajmniej odnios�a wra�enie, cho� ton jego odpowiedzi by� jak najbardziej poprawny. Mimo swego mi�ego wygl�du wydawa� si� by� niezno�nie pewny siebie. Po prostu promieniowa�a od niego si�a i swego rodzaju poczucie wy�szo�ci. - S�dzi wi�c pani, �e to naci�gacz? - pyta� dalej. - C�, nie jestem o tym do ko�ca przekonana odpowiedzia�a powoli - ale przecie� istnieje taka mo�liwo��. W opisach obu m�czyzn wyst�puje uderzaj�ce podobie�stwo, a one obie s� zamo�ne i samotne. Stanowi� idealny �up dla takiego typa. M�wi�c szczerze, nie obchodzi mnie wcale, czy uda mu si� nabra� pani� Melander, ale Ellen Smidt, moja kole�anka ze szko�y, nie zas�u�y�a sobie na to. Jej list wprost promieniuje szcz�ciem i mi�o�ci�. O ile pami�tam, w dzieci�stwie i m�odo�ci nie by�o jej dane zazna� tych uczu� obficie. Nie chcia�abym, aby ch�odny, wyrachowany uwodziciel zniszczy� j� w taki spos�b. Bakken zmarszczy� brwi i spojrza� na listy, kt�re schowa� ju� do kopert. On nie kieruje si� uczuciami, pomy�la�a Christine. Jest na wskro� realist�. Mog�a mu si� teraz lepiej przyjrze�. Typowy okaz energicznego policjanta, pomy�la�a z gorycz�. Do�� pospolite, twarde rysy twarzy, ostry wzrok. Pozbawiony wszelkiego poczucia humoru. Cz�owiek zadowolony z samego siebie i krytycznie nastawiony do ca�ej reszty �wiata. Wydaje si� nie wierzy� w moralno�� lub poczucie sprawiedliwo�ci u ludzi. Ufa we w�asne si�y i jest przekonany o s�uszno�ci swojego post�powania, mo�e w ka�dej chwili wcieli� si� w rol� dowolnego bohatera filmowego... Nie, ta ostatnia my�l by�a krzywdz�ca. Oceni�a go zbyt surowo. - Rzeczywi�cie - odezwa� si� tak nieoczekiwanie, �e a� podskoczy�a. - Faktycznie mieli�my jaki� rok temu niewyja�niony przypadek oszustwa matrymonialnego. Pewna rozhisteryzowana m�oda dama z�o�y�a doniesienie, ale potem wszystko odwo�a�a, nie podaj�c �adnego nazwiska. To typowe dla tego rodzaju kobiet. Poza tym niezwykle trudno jest zbada� bli�ej takie sprawy. Ofiary zazwyczaj niech�tnie zg�aszaj� si� na policj�. Ma to prawdopodobnie zwi�zek z poczuciem ura�onej godno�ci. Z pewno�ci� nie ma w tym nic weso�ego, �e zosta�o si� oszukanym przez w�asnego... Christine by�a przekonana, �e mia� zamiar powiedzie� �kochanka�, ale s�owo to nie przesz�o mu przez usta. - Poza tym - kontynuowa� lekcewa��cym tonem - kobiety s� same sobie winne, trac�c g�ow� dla pierwszego lepszego... Poczu�a, �e ogarnia j� z�o��. Co za bezczelny typ! - Co pan mo�e wiedzie� o samotno�ci? - powiedzia�a cichym, pe�nym w�ciek�o�ci g�osem. - Nie wie pan, jakie to uczucie, gdy kobieta ca�ymi latami �yje pragnieniem przelania na kogo� swojej mi�o�ci, widz�c, jak wszystkie jej przyjaci�ki wychodz� za m��, rodz� dzieci, podczas gdy ona przez ca�y czas jest pozbawiona wszelkich kontakt�w z innymi! Wiele kobiet wybiera samotne �ycie, poniewa� im to odpowiada, cho� niejedna potem z tego rezygnuje. Ale s� te� takie, kt�re odczuwaj� w swoim sercu wieczn� pustk�. Czy taka osoba mo�e odepchn�� wyci�gaj�c� si� w jej kierunku d�o� cz�owieka otaczaj�cego j� uwag� i podziwem? Czy rozumie pan to poczucie spe�nienia, gdy mo�e pom�c takiemu m�czy�nie, po�yczaj�c mu w potrzebie troch� pieni�dzy? C� bowiem znacz� pieni�dze wobec perspektywy dzielenia z kim� swojego �ycia? Nie chodzi tu o to, by by� wampem. To kwestia posiadania przyjaciela, kogo�, kto nas zrozumie i na kim mo�na polega�. Przerwa�a nagle, zawstydzona. Zn�w by�a niesprawiedliwa, da�a si� ponie�� uczuciom. John Bakken z za�enowaniem patrzy� w d� na swoje biurko, a jej policzki p�on�y �arem. Przez d�ug� chwil� w gabinecie panowa�a g��boka cisza. - Przepraszam - powiedzia�a zak�opotana. - To moja wina - odrzek� kr�tko. Zaraz potem podj�� temat, przechodz�c do porz�dku dziennego nad jej gwa�townym wybuchem. - W obecnych okoliczno�ciach nie mam podstaw do uruchomienia ca�ej machiny dochodzeniowej. Materia�y s� na to zbyt skromne. Ale je�li pani ma mo�liwo��, to mog�aby pani wypyta� troch� swoje przyjaci�ki o tego Harry ego Berga. Prosz� mnie zn�w odwiedzi�, gdyby odkry�a pani co� podejrzanego. Nigdy w �yciu, pomy�la�a Christine, postukuj�c obcasami w d�ugich korytarzach komisariatu. Mo�esz by� pewien, �e przeprowadz� w�asne dochodzenie, ale ciebie nie odwiedz� nigdy, ty bry�o lodu! Christine, id�c w kierunku domu ulicami, po kt�rych hula� przejmuj�cy wiatr, by�a bliska p�aczu z poni�enia. Po latach �ycia w izolacji z trudno�ci� przychodzi�o jej nawi�zywanie kontakt�w z lud�mi poza jej w�asnymi czterema �cianami. Takie odosobnienie zawsze jest niebezpieczne, poniewa� cz�owiek zaczyna odczuwa� l�k przed spotkaniem z innymi. W tej sytuacji zetkni�cie si� z osob� tak niewyrozumia�� jak komisarz John Bakken nie wp�yn�o najlepiej na jej wiar� w sam� siebie. Jak zwykle w trudnych chwilach Christine ogarn�a ch��, by wyjecha� gdzie�, gdzie nie b�dzie zna�a nikogo i nikt nie b�dzie zna� jej. Gdzie� daleko, do s�o�ca i ciep�a, do kraju, w kt�rym nie trzeba bra� odpowiedzialno�ci za innych, a obcy ludzie nie zadaj� ran... Dlaczego mia�yby j� obchodzi� k�opoty innych? Czy nie mia�a do�� w�asnych? Z pewno�ci� mia�a. Kiedy bowiem na powr�t poczu�a ciep�o w�asnego domu, okaza�o si�, �e matka znikn�a. W Christine natychmiast odezwa�y si� wyrzuty sumienia, z kt�rymi, jak jej si� cz�sto zdawa�o, musia�a si� ju� urodzi�. Dlaczego po prostu tak sobie wysz�a, wiedz�c, �e zachowania matki nie da si� przewidzie�? Ogarn�o j� zw�tpienie. Chyba b�dzie musia�a jeszcze raz uda� si� na policj�. I do kogo j� tam skieruj�? Bez w�tpienia do komisarza Bakkena. Tylko nie to! Co on sobie wtedy pomy�li? Bardzo w�tpliwe, �eby rozpocz�� poszukiwanie matki, poniewa� jego wiara w s�owa Christine musia�a teraz by� bliska zeru. Je�eli jednak nie uda jej si� natychmiast odnale�� matki, nie b�dzie mia�a innego wyj�cia. Postanowi�a zaryzykowa� i uda� si� tam, gdzie kiedy� znajdowa�a si� cukiernia Wibego. Musia�a zn�w wyj�� na panuj�cy na dworze przeszywaj�cy ch��d. P�aszcz matki wisia� na swoim miejscu i ju� sam ten fakt by� do�� niepokoj�cy. Co za wiatr! Christine z trudem dosz�a do rogu ulicy. Ju� z daleka dobieg� j� przenikliwy, ura�ony g�os matki. - Chyba sama wiem najlepiej, �e tu jest cukiernia Wibego! Co to za �arty? Co tu robi sklep z odzie�� dla m�odzie�y? Christine zareagowa�a szybko. - Przepraszam! - zwr�ci�a si� spokojnym tonem do stoj�cego w drzwiach w�a�ciciela sklepu. Nast�pnie wzi�a matk� pod rami� i wyprowadzi�a j� na zewn�trz. - Chod�, mamo - przekonywa�a j� �agodnym g�osem. - Jest za zimno, by chodzi� po dworze w takim stroju. W�� na siebie t� kurtk� i czapk�, kt�r� przynios�am. - Christine, co si� dzieje z tym dzisiejszym �wiatem? Nic nie jest tak, jak powinno - zaprotestowa�a matka. - Tak, masz racj�. Odwr�ci�a si� do m�odego sprzedawcy, kt�ry u�miechn�� si� znacz�co i popuka� w czo�o. Christine poczu�a si� dotkni�ta. Troskliwie otoczy�a ramieniem swoj� bezbronn� matk�, kt�ra by�a przecie� kiedy� pe�n� wra�liwo�ci i serdeczno�ci osob�. Na �wiecie jest teraz tyle zagubionych, zrezygnowanych kobiet, pomy�la�a. Moja matka nale�y do tych szcz�liwszych. Nie zdaje sobie sprawy z w�asnej sytuacji. My pozosta�e musimy przez ca�y czas walczy� o zachowanie pozor�w. Nie zawsze nam si� to udaje. ROZDZIA� II Komisarz prosi� j�, by przeprowadzi�a ma�e �ledztwo na w�asn� r�k�, i w�a�nie tak chcia�a zrobi�. Nie mia�a tylko zamiaru informowa� go o wynikach. Nie znios�aby ju� kolejnych poni�aj�cych uwag z jego strony. Jeszcze tego samego wieczoru Christine ponowi�a pr�b� nawi�zania kontaktu z Ellen Smidt. Chcia�a si� dowiedzie�, czy przyjaci�ka wysz�a za m��. Wszystko sta�oby si� wtedy jasne i nie by�oby ju� �adnych powod�w do podejrze�. Jednak i tym razem nikt nie podnosi� s�uchawki. Mo�e wyjechali w podr� po�lubn�? W takim razie pani Melander? Stavanger... biuro adresowe. Szybko wykr�ci�a uzyskany numer, chocia� nie mia�a poj�cia, jak przeprowadzi� rozmow�. Nie m�wi si� przecie� po prostu: �Prosz� pos�ucha�, pani narzeczony ma zamiar wy�udzi� od pani pieni�dze i uciec�. Szczeg�lnie �e m�g� si� okaza� mi�ym i sympatycznym ch�opakiem, kt�ry tylko przypadkiem nazywa si� tak samo jak narzeczony drugiej, bogatej przyjaci�ki Christine. Nie mog�a tak zrobi�. Niepotrzebnie si� jednak martwi�a o to, co powiedzie�. Z k�opotu wybawi�a j� sama pani Melander. Odebra�a telefon, zanim Christine zd��y�a uporz�dkowa� my�li. Jej przesadnie o�ywiony g�os ostro zabrzmia� w uchu dziewczyny. - Halo - odezwa�a si� Christine niepewnie. M�wi Christine Lyngmo. Dzi�kuj� za list. Wie�ci by�y tak wspania�e, �e musia�am zadzwoni�. Z drugiej strony pop�yn�� nieprzerwany potok mowy. Kiedy w ko�cu w przerwie mi�dzy jedn� a drug� rozwlek�� histori� Christine zdo�a�a wtr�ci� kilka s��w, jej pytanie zabrzmia�o do�� dziwnie. - Czy mieszka w Stavanger? - Nie, wydaje mi si�, �e mieszka na sta�e w Oslo, ale cz�sto mnie tu odwiedza. W tej chwili jest w�a�nie w drodze do Anglii w zwi�zku ze swoim wynalazkiem. Pisa�am ci chyba o tym, prawda? - Ach, tak, wi�c uda�o mu si� w ko�cu zdoby� pieni�dze? - zapyta�a ostro�nie Christine. Pani Melander zachichota�a g�o�no. Christine uda�o si� jednak zrozumie� cz�� jej s��w docieraj�cych mi�dzy kolejnymi wybuchami �miechu. - Nie, znasz mnie przecie�! Nie nale�� do os�b, kt�re �atwo si� poddaj�, gdy sobie co� zaplanuj�. W ko�cu uda�o mi si� przekona� Harry�ego, by przyj�� ode mnie po�yczk�. Dosta� ode mnie osiemna�cie tysi�cy! Christine j�kn�a. - Osiemna�cie tysi�cy? Czy to nie by�o troch� lekkomy�lne? �Weso�a wd�wka� roze�mia�a si� na ca�e gard�o. - Lekkomy�lne? Bzdura! Absolutnie pewna loka ta. Harty uwa�a tak samo. Nie, mo�esz mi wierzy�, wiem, jak rozgrywa� swoje karty. Tak, ale czy mo�na ufa� Harry�emu? pomy�la�a Christine. - Czy na d�ugo zatrzyma si� w Anglii? - Powiedzia�, �e oko�o miesi�ca. Ju� t�skni� za moim kochanym ch�opczykiem. Ale jak wr�ci, natychmiast bierzemy �lub. Nalega na to. Jest taki niecierpliwy w tej kwestii, sama rozumiesz, nie wytrzyma ani sekundy d�u�ej. Po drugiej stronie zn�w rozleg� si� chichot. Christine zako�czy�a rozmow�, wyg�aszaj�c na przemian przestrogi i �yczenia szcz�cia, po czym od�o�y�a s�uchawk�. A wi�c to tak. Miesi�c w Londynie? Je�eli si� nie myli�a, b�dzie to do�� d�ugi miesi�c. D�ugi jak wieczno��... By� mo�e pani Melander by�a do�� prostacka, natr�tna i zadufana w sobie, ale Christine nie �yczy�a jej, by zosta�a oszukana przez jakiego� bezwzgl�dnego uwodziciela. Nie da si� o niej powiedzie� du�o dobrego, ale w�a�ciwie niewiele os�b na �wiecie ma tak radosne i otwarte usposobienie... - W takim razie kolej na Drammen - powiedzia�a Christine do siebie p�g�osem. Od �mierci ojca nie mia�a ju� nikogo, z kim mog�aby porozmawia�. Rozmowa z matk� nie by�a �atwa i najcz�ciej sprowadza�a si� do kilku nic nieznacz�cych, wymuszonych frazes�w, maj�cych doda� starszej pani otuchy. Christine cz�sto smuci� fakt, �e pocieszanie matki przychodzi�o jej z tak� trudno�ci�. Wiedzia�a jednak, �e po prostu brakuje jej ju� si�. Po tych wszystkich latach pe�nych smutku i troski o rodzic�w czu�a si� wypalona i zm�czona. - Drammen - powt�rzy�a, by przypomnie� sobie, co zamierza�a zrobi�. - Drammen, Drammen... Oczywi�cie! Ellen Smidt. Nie mog�a rzecz jasna pojecha� ju� nigdzie tego dnia, by�o na to zbyt p�no. Nazajutrz jednak poprosi�a s�siadk�, by zaj�a si� matk�, i wyruszy�a w drog�. Sporo czasu zaj�o jej w Drammen odszukanie domu Ellen. Uwa�a�a jednak, �e ciekawiej jest znale�� jakie� miejsce samemu, ni� pyta� o drog�, a poza tym odczuwa�a tak� nie�mia�o�� wobec ludzi, �e nie odwa�y�a si� prosi� o pomoc. W ko�cu stan�a przed domem, o kt�ry jej chodzi�o. By�a to du�a, ponura willa w ogrodzie przypominaj�cym park. Zadzwoni�a do drzwi, lecz nikt nie otworzy�, wi�c po chwili wahania ruszy�a w kierunku s�siedniej posesji. S�u��ca - pomy�le�, �e jeszcze takie istniej� - poinformowa�a j� skwapliwie, �e dom Smidt�w jest niezamieszkany. Panna Smidt umar�a. Christine dozna�a szoku. - Umar�a? Kiedy? - Dwa tygodnie temu - lekko odpowiedzia�a s�u��ca. Przygl�da�a si� Christine pe�nym ciekawo�ci i oczekiwania wzrokiem. Mia�a min� osoby wszystkowiedz�cej i najwyra�niej usi�owa�a wygl�da� na kogo� wa�nego. - Czy mog� wej��? - spyta�a przytomnie Christine. - Ellen Smidt by�a moj� przyjaci�k�. Nic o tym nie wiedzia�am. W jaki spos�b umar�a? By�a chora? Wygl�da�o na to, �e gosposia nie ma nic przeciwko temu, by o wszystkim opowiedzie�. - Nie, nie, chora nie by�a - odrzek�a, prowadz�c Christine do kuchni. Mia�a zamiar nastawi� kaw�, ale zrezygnowa�a z tego zawiedziona, gdy Christine przecz�co pokr�ci�a g�ow�. - Nie, co� by�o nie tak z t� jej �mierci� - m�wi�a dalej. Przerwa�a, czekaj�c niecierpliwie na jak�� reakcj�. I nie zawiod�a si�. - Ach, tak? Co takiego? - zapyta�a szybko Christine. Wydawa�o si�, �e dziewczyna chce podsyci� ciekawo�� swojego go�cia. - C�, widywa�am pann� Smidt jedynie z daleka, ale zawsze wydawa�a mi si� taka samotna. Prosz� sobie wyobrazi� jej �ycie w tym wielkim, brzydkim domu. By�a taka bogata, a jednocze�nie niezbyt �adna... Christine pr�bowa�a z�apa� w tym wszystkim jaki� w�tek. - Czy nikt jej nie odwiedza�? - Ale� tak, oczywi�cie. Mia�a kilka kole�anek, kt�re przychodzi�y do niej od czasu do czasu, ale ch�opcy... Nie, nigdy. Dopiero niedawno tak jako� rozkwit�a... Wszyscy w domu uznali�my, �e pewnie si� zakocha�a. - A wi�c odwiedza� j� jaki� m�czyzna? S�u��ca najwyra�niej nie uwa�a�a, �e pytania Christine s� zbyt niedyskretne. Przeciwnie, wygl�da�o na to, �e pozwalaj� jej one zebra� my�li. - Nie, tego nie mog� powiedzie�. Mo�e tak by�o, ale nie jestem pewna. Kilka razy widzia�am, jak wieczorem przyje�d�a� po ni� du�y, ciemny samoch�d, ale nie uda�o mi si� dostrzec, kto siedzia� w �rodku. Ten Harry Berg musia� by� bardzo ostro�ny. A biedna, oszukana Ellen Smidt planowa�a huczne wesele. Co� tu si� nie zgadza�o. - Jak w�a�ciwie umar�a? - By�o to do�� dziwne - powiedzia�a gosposia, siadaj�c przy kuchennym stole. - Uton�a. M�wi�, �e spad�a z mostu w mie�cie. Nie rozumiem, jak mo�na spa�� przez por�cz. Wydaje mi si�, �e sama skoczy�a. Moja pani te� tak uwa�a. Na kilka dni przed �mierci� panna Smidt zrobi�a si� taka blada i nerwowa. Sama pani wie, �e takie sprawy si� wycisza. Samob�jstwo nie jest w zbyt dobrym tonie... Christine by�a wstrz��ni�ta do g��bi. - Ale dlaczego mia�aby...? - Tego nie wiem. Nikt z domownik�w nie utrzymywa� kontakt�w z pann� Smidt. Zawsze zachowywa�a si� do�� wynio�le w stosunku do innych. Zn�w ta jej nie�mia�o��, pomy�la�a Christine. Podzi�kowa�a za informacje i stwierdziwszy, �e nie ma ju� czego szuka� w Drammen, wr�ci�a pierwszym poci�giem do domu. Na miejscu czeka�a na ni� zaskakuj�ca wiadomo��, �e dzwoni� komisarz Bakken. Prosi�, by Christine odwiedzi�a go nast�pnego dnia w jego biurze. Co� podobnego! Jego Wysoko�� zni�y� si� do tego, by do niej zadzwoni�! Usi�owa�a st�umi� w sobie przepe�niaj�ce j� niegodne poczucie triumfu. By�o ono jednak zbyt pi�kne, by z nim walczy�. Christine nie�wiadomie podesz�a do lustra i przez d�u�sz� chwil� wpatrywa�a si� w jego tafl�, nie widz�c samej siebie. Nie wiedzia�a, dlaczego tak stoi, i nie zastanawia�a si� nad tym. My�lami by�a zupe�nie gdzie indziej. Wprawdzie przyrzeka�a sobie, �e nigdy wi�cej nie p�jdzie do komisarza, ale informacje, jakie zdoby�a na temat swoich przyjaci�ek i Harry�ego Berga, sprawi�y, i� postanowi�a zapomnie� o dumie. C� mog�a straci�? I o jakiej dumie mog�a my�le�? By�a dla innych jedn� z tych kobiet, kt�rym si� nie powiod�o. Kto m�g� przeczuwa�, jakie my�li i marzenia ma taka osoba? By� rok 1965, a warto�� kobiety nadal mierzono liczb� otrzymanych przez ni� ofert matrymonialnych... O ile to mo�liwe, komisarz Bakken wyda� jej si� jeszcze bardziej oficjalny i nieprzyst�pny ni� przed dwoma dniami. Napotkawszy jego ch�odny wzrok, Christine, kt�ra by�a niemal gotowa mu si� zwierzy�, postanowi�a milcze�. Niezwykle silny m�czyzna, pomy�la�a. Z gatunku tych, kt�rzy zawsze s� panami sytuacji. Oboj�tnym ruchem r�ki wskaza� jej skrzypi�ce, pokryte sk�r� krzes�o, stoj�ce naprzeciw jego biurka. - S�ysza�em, �e odwiedzi�a pani wczoraj Drammen - zacz��. - Dzwoni�em do pani do domu. Chodzi�o o Harry�ego Berga? - Tak. Nie mia�a zamiaru m�wi� mu nic wi�cej. Nadal czu�a si� rozgoryczona faktem, �e podczas poprzedniej rozmowy potraktowa� j� tak protekcjonalnie. Pos�a� jej szybkie, surowe spojrzenie. - Po naszym przedwczorajszym rozstaniu, panno Lyngmo, zastanawia�em si� nad tym, co mi pani powiedzia�a... A wi�c to tak! pomy�la�a Christine. Pr�buje mnie przeprosi�. - Wiedzia�em, �e ju� kiedy�, w jakiej� innej Sytuacji, spotka�em si� z nazwiskiem Harry Berg. Czeka�a. Wygl�da�o na to, �e przyznanie si� do czegokolwiek przychodzi�o mu z najwi�kszym trudem. - Przejrza�em troch� starych raport�w - m�wi� dalej. - I w ko�cu znalaz�em. Panno Lyngmo, sprawa wygl�da powa�niej, ni� pocz�tkowo s�dzi�em. - Wiem o tym - odrzek�a. Spojrza� na ni� pytaj�cym wzrokiem, lecz nie otrzyma� �adnego bli�szego wyja�nienia. Niech �yje zimna wojna! zawo�a�a w my�lach Christine. Komisarz kontynuowa� nieco �ciszonym g�osem: - Nazwisko Harry Berg pojawi�o si� w pewnej sprawie przed dwoma laty. Pewna zamo�na pani nazwiskiem Grindheim umieraj�c pozostawi�a w spadku swojemu narzeczonemu Harry�emu Bergowi ca�y maj�tek. Rodzina z�o�y�a protest w s�dzie, wi�c on wspania�omy�lnie si� wycofa�, to znaczy zrezygnowa� ze spadku. - Nie pasuje to raczej do wizerunku ��dnego pieni�dzy oszusta. - Dlaczego nie? - spyta� Bakken. - Ludziom tego rodzaju nie zale�y na rozg�osie. Nie interesuj� ich procesy. Berg mieszka� wtedy za granic�, wi�c na miejscu reprezentowa� go adwokat. - To znaczy, �e nikt nie widzia� jego ohydnej g�by? By� mo�e nie nale�a�o u�ywa� takich okre�le� w obecno�ci komisarza policji. Bakken chrz�kn�� zak�opotany. - Najwyra�niej nikt. A teraz chcia�bym us�ysze�, do czego pani uda�o si� doj��. Christine opowiedzia�a mu o wszystkim: o osiemnastu tysi�cach koron pani Melander i miesi�cznym wyje�dzie Harry�ego do Anglii, a tak�e - po pewnym wahaniu - o nag�ej �mierci Ellen. S�ucha� w skupieniu, nie zadaj�c �adnych pyta�, a jego szarobr�zowe surowe oczy przez ca�y czas skierowane by�y na ni�. Chrstine czu�a si� nieswojo. Nie chcia�a spuszcza� wzroku, ale nie by�a przyzwyczajona, by kto� tak badawczo i ch�odno si� jej przygl�da�. Trzymaj�c d�onie na kolanach, nerwowo wy�amywa�a palce. Mia�a przy tym nadziej�, �e si� nie czerwieni. Gdy ju� wszystko opowiedzia�a, komisarz podni�s� s�uchawk� telefonu i zadzwoni� na posterunek policji w Drammen. Kr�tkimi, zwi�z�ymi zdaniami poprosi� o informacje w sprawie �mierci Ellen Smidt. - Ach, tak, nie ma go... Kiedy wr�ci? Hmm... Czy mo�ecie w takim razie sprawdzi�, czy w ostatnim okresie �ycia podejmowa�a wi�ksze kwoty pieni�dzy lub dokonywa�a innych zmian na swoim koncie bankowym? Tak, prosz� zadzwoni� jak najszybciej. Od�o�ywszy s�uchawk�, przez chwil� siedzia� pogr��ony w my�lach, po czym zwr�ci� si� do Christine tak, jakby nagle przypomnia� sobie o jej istnieniu. - Policja z Drammen obieca�a dok�adniej zbada� przypadek �mierci pani przyjaci�ki, ale cz�owiek, kt�ry si� tym zajmuje, jest dzisiaj nieobecny... Zadzwoni� telefon. Komisarz ponownie podni�s� s�uchawk�. Christine usi�owa�a si� domy�li�, o czym rozmawia, lecz okaza�o si� to nie�atwe, poniewa� jego kwestie sk�ada�y si� g��wnie ze s��w �aha� i �rozumiem�. By�o to do�� irytuj�ce dla osoby s�uchaj�cej ukradkiem. Wreszcie rozmowa dobieg�a ko�ca. - Tak - zwr�ci� si� do Christine, lecz jego oczy wydawa�y si� przenika� j� na wskro� tak, jakby jej osoba nie mia�a absolutnie �adnego znaczenia. - Wszystko wydaje si� do�� jasne. Na trzy tygodnie przed �mierci� Ellen Smidt podj�a z konta trzydzie�ci tysi�cy koron. Wed�ug informacji uzyskanych od kierownika banku, kt�ry by� jej znajomym, zamierza�a wykorzysta� pieni�dze na urz�dzenie domu. Wszystkie niezb�dne zakupy mia� zrobi� jej narzeczony. Christine chwyci�a si� za g�ow�. - O, ludzka g�upoto! - zawo�a�a. - No, ale przecie� nie mog�a wiedzie�... �atwo jest ocenia� wszystko z zewn�trz. W pomieszczeniu zapad�a cisza. Christine mia�a teraz okazj� przyjrze� si� bli�ej profilowi Bakkena, kt�ry oceni�a jako niez�y, a tak�e w�osom g�stym, ciemnym i kr�tko przystrzy�onym. Komisarz m�g� mie� oko�o trzydziestu pi�ciu lat. Patrz�c na niego odnosi�o si� wra�enie, �e jest kawalerem. Poza tym nie spos�b by�o wyobrazi� sobie, by w jego �yciu mog�a istnie� kobieta. Czy ten m�czyzna m�g�by si� zakocha�? Nie, jego prywatny �kodeks post�powania policjanta� czego� takiego z pewno�ci� nie przewidywa�. - Panno Lyngmo - odezwa� si� tak nieoczekiwanie, �e a� podskoczy�a na krze�le. - Czy zechcia�aby pani pom�c nam odnale�� tego oszusta? - Harry ego Berga? Z najwi�ksz� przyjemno�ci�! Ale jak mog�abym...? - Czy jest pani zar�czona albo co� w tym rodzaju? - Nie. - Wy�mienicie. Wpatrywa� si� w ni� tak, jakby chcia� j� zahipnotyzowa�. Ona jednak nie reagowa�a. Denerwowa�a si� tylko troch�, czy wygl�da wystarczaj�co schludnie. Wiedzia�a, �e nie prezentuje si� najgorzej, mo�e tylko jest troch� nieciekawie ubrana. Szaroniebieski sweter i ciemnoniebieska sp�dnica, do tego buty podobne do tych, jakie nosz� piel�gniarki w szpitalach. Mia�a lekk� trwa�� na w�osach u�o�onych w do�� pospolit� fryzur� typu �grzeczny kucyk�, na paznokciach bezbarwny lakier, poza tym �adnego makija�u. Wszystko bardzo poprawne, ale niezbyt inspiruj�ce. Inspiruj�ce do czego? pomy�la�a z lekkim odcieniem goryczy. Bakken zdawa� si� nie zwraca� uwagi na jej my�li o samej sobie, a zreszt� w jaki spos�b mia�by to okaza�? Christine spojrza�a mu prosto w oczy z nieprzeniknionym, niewinnym wyrazem twarzy. Jego nast�pne s�owa by�y dla niej ca�kowitym zaskoczeniem. - Czy odwa�y si� pani zosta� nast�pn� ofiar�? zapyta� powoli. - Zamie�ci pani og�oszenie, jak pani Melander, i pozwoli si� pani uwie�� tak, aby�my mogli z�apa� tego cz�owieka? Przez chwil� siedzia�a w milczeniu, pr�buj�c przetrawi� to, co powiedzia�. - Moim zdaniem - kontynuowa� - jest to dla nas jedyna mo�liwo��, by go odnale��. Najwyra�niej zako�czy� ju� spraw� z pani� Melander, a zacieranie za sob� �lad�w wychodzi mu bardzo dobrze. Wyszukanie i sprawdzenie wszystkich m�czyzn o nazwisku Harry Berg jest praktycznie nie do pomy�lenia, szczeg�lnie �e w rzeczywisto�ci mo�e si� on nazywa� zupe�nie inaczej. - Pani Melander m�wi�a, �e on mieszka w Oslo. - Nic nam to nie daje. Nie mo�na powiedzie�, �eby cz�sto trzyma� si� prawdy. Ale jest jeszcze co� innego. Nikt nie z�o�y� na niego formalnego doniesienia... - W takim razie robi� to teraz ja - powiedzia�a Christine zdecydowanym tonem. - Mog� to chyba zrobi� jako przyjaci�ka Ellen Smidt? Komisarz natychmiast zacz�� wype�nia� odpowiedni formularz. To si� nazywa efektywno�� dzia�ania, pomy�la�a z lekk� niech�ci�. - Oczywi�cie niezw�ocznie przes�uchamy pani� Melander - odezwa� si�, nie przerywaj�c pisania. Chocia� nie s�dz�, by okaza�a si� szczeg�lnie pomocna. Nie, my�l�, �e uda nam si� go z�apa� tylko w przypadku, gdy postanowi pope�ni� kolejne oszustwo. Jak tam, zdecydowa�a si� pani? - No c� - odrzek�a, prostuj�c si� na krze�le. Mam wi�c udawa� bogat� dam�, kt�ra desperacko poszukuje m�skiego towarzystwa. Ale je�eli nawet po�knie haczyk, to czy nie b�dzie chcia� sprawdzi� mojego rzeczywistego stanu maj�tkowego? - A jest pani zamo�na? - Ale� sk�d! Nie mam nawet ksi��eczki czekowej. Spojrza� na ni� takim wzrokiem, jakby by�a stworzeniem z innej planety. C� m�g� wiedzie� o pozbawionych w�asnych dochod�w c�rkach opiekuj�cych si� starymi rodzicami? Uzna�a, �e nie musi si� niczego na ten temat dowiadywa�. - No to dostanie pani ksi��eczk� czekow� - zadecydowa�. - Z�o�ymy w banku depozyt na pani nazwisko, powiedzmy nieoczekiwany spadek. Prosz� jednak pami�ta�, �e to pieni�dze pa�stwowe ostrzeg� surowo. - B�dzie wi�c pani tak dobra i nie zakocha si� w naszym przyjacielu Harrym Bergu. - No wie pan! - zawo�a�a z oburzeniem w g�osie. - Poza tym b�dzie to tylko fikcyjna suma. Nie b�dzie mia� �adnej szansy zdobycia tych pieni�dzy. Fakt, �e komisarz nie wierzy�, i� b�dzie w stanie zapanowa� nad sob�, Christine wr�cz uw�acza�. Spojrza� na ni� z lekk� dezaprobat�. - Wygl�da pani zbyt dobrze - oceni� z wyrzutem. - Zbyt dobrze, �eby musia�a pani szuka� towarzystwa w taki spos�b. Ponadto jest pani za m�oda. Ile w�a�ciwie ma pani lat? Nie mia�a nic przeciwko temu, by poinformowa� t� zimn� ryb� o swoim wieku. - Trzydzie�ci dwa. - Ach, tak, doprawdy? - rzuci� oboj�tnie. - No dobrze, niech b�dzie... Zabra� si� ponownie do pisania. - Chwileczk� - powiedzia�a Christine. - Mam nadziej�, �e nie b�d� musia�a nigdzie wychodzi� lub wyje�d�a�, by spotka� tego... m�czyzn�. - Naturalnie powinna si� pani z tym liczy�. Musimy mie� sposobno��, by go uj��. - To wykluczone. Prosz� o wszystkim zapomnie�. Wsta�a, zbieraj�c si� do wyj�cia. - Nie, nie, prosz� siada�! - zawo�a� tak poirytowany, �e automatycznie usiad�a z powrotem. - O co pani chodzi? Wsp�lne wyj�cie do restauracji lub co� w tym rodzaju nie stanowi chyba wielkiego niebezpiecze�stwa? - Nie mog� opuszcza� domu. Musz� si� kim� opiekowa�. - Dziecko? - Nie! - zawo�a�a czerwieni�c si� ze z�o�ci. - Moja matka. Sama nie da sobie rady. Bakken wypu�ci� z r�ki pi�ro i odchyli� si� na oparcie krzes�a. - Od dawna si� pani ni� zajmuje? Christine spu�ci�a wzrok. Matk� nie, ale m�j ojciec chorowa� ci�ko przez wiele lat. Umar� ca�kiem niedawno. - No tak, rozumiem - zabrzmia�o to tak, jakby otrzyma� odpowied� na wiele nurtuj�cych go pyta�. - Nic nie szkodzi, zajmiemy si� tym, gdy zajdzie taka potrzeba. To znaczy pani matk�. Ale wr��my do og�oszenia - zmieni� temat. - Jak si� pani podoba co� takiego: �Na co nam wszelkie dobra tego �wiata, je�li nie mo�emy si� nimi z kim� podzieli�? Samotna, finansowo niezale�na pani, 32 lata, przystojna, pragnie pozna� sympatycznego pana w podobnej sytuacji i w stosownym wieku. Odpowiedzi dla Samotnej�. - Ja nigdy bym czego� takiego nie napisa�a - po wiedzia�a z niesmakiem - ale przypuszczam, �e jest to dostatecznie idiotyczne, by zwabi� Harry�ego Berga. Prosz� tylko skre�li� �przystojna�. To nie odpowiada prawdzie, brzmi jak przechwa�ka, a ponadto jest w tej sytuacji zupe�nie nieistotne. Rzuci� jej szybkie spojrzenie, najwyra�niej zamierzaj�c co� powiedzie�, ale w ostatniej chwili si� powstrzyma�. - Jak pani chce. Prosz� zamie�ci� og�oszenie w jutrzejszej gazecie. Niech pani przyjdzie tu z pokwitowaniem, to zwr�cimy pani pieni�dze. I prosz� mnie zawiadomi�, jak tylko otrzyma pani jakie� odpowiedzi. Podnios�a si� do wyj�cia. - A je�li nie chwyci przyn�ty? - B�dzie to znaczy�o, �e nie istnieje �aden Harry Berg. Albo raczej, �e jest trzech niewinnych m�czyzn o tym samym nazwisku. Prosz� si� nie denerwowa�. Na pewno si� na to z�apie. Jego absolutne przekonanie o powodzeniu akcji nie podzia�a�o na Christine uspokajaj�co, lecz przynajmniej w ich wzajemnych kontaktach pojawi� si� teraz element napi�cia. Christine w�o�y�a r�kawiczki. - Czy powie mi pan co� wi�cej na temat �mierci Ellen? - Oczywi�cie. Przes�uchamy jej wszystkie przyjaci�ki. Chocia� w�tpi�, by kt�ra� z nich widzia�a z bliska jej �narzeczonego�. Takie typy s� najcz�ciej bardzo ostro�ne i nie podejmuj� zbytecznego ryzyka... Otworzy� Christine drzwi. M�czy�ni zwracali na ni� tak ma�o uwagi, �e odebra�a to jak drobny komplement pomimo faktu, i� w gr� wchodzi� tu tak nieprzyst�pny i zachowuj�cy oboj�tno�� cz�owiek jak komisarz Bakken. Kiedy znalaz�a si� na ulicy, uderzy� j� podmuch silnego wiatru. Zadr�a�a z zimna, a mo�e z niepokoju... Polowanie na Harry�ego Berga si� zacz�o. ROZDZIA� III Pi�� dni p�niej ze skrzynki na listy wypad�a du�a, ci�ka koperta z firmowym nadrukiem gazety. Christine rozerwa�a j� niecierpliwie. Sze�� odpowiedzi na og�oszenie. Rezultat nie by� najgorszy. Poczucie obowi�zku zwyci�y�o nad ciekawo�ci�. Zadzwoni�a do komisarza Bakkena. - Tu Christine Lyngmo. Dosta�am pierwsze odpowiedzi na moje og�oszenie. Mam je przeczyta� sama, czy te� stanowi� w�asno�� pa�stwow�? - Hmm, czy mog�aby pani przyj�� tu z nimi? Mogliby�my przeczyta� je razem. Co pani na to? - Osobi�cie nie jestem nimi szczeg�lnie zainteresowana. - Rozumiem - powiedzia� z wahaniem. - Ale z drugiej strony ich nadawcy liczyli na dyskrecj�. Zosta�y przecie� napisane do pani. Nie s�dz�, by autorzy byli zachwyceni faktem, �e policja dowiaduje si� o ich najg��bszych uczuciach. - Nie, naturalnie. Nie przysz�o mi to do g�owy b�kn�a zawstydzona. - Mo�e raczej powinnam... - Prosz� przyjecha� z listami do mnie - zadecydowa� za ni�. - Jestem wcieleniem dyskrecji. Oczywi�cie je�eli mo�e pani wyj�� teraz z domu. Christine zawaha�a si�. - To nie b�dzie �atwe, ale... - Wy�l� do pani piel�gniark� policyjn� - postanowi� szybko. - Ja nie mog� w tej chwili opu�ci� komisariatu. Od�o�y� s�uchawk�, zanim zd��y�a zaprotestowa�. Christine stan�a przed lustrem i spojrza�a na siebie krytycznym wzrokiem. Po chwili dobieg� j� odg�os krok�w na schodach. Rozumiem, dlaczego wybra� mnie na potencjaln� ofiar�, pomy�la�a z gorycz�. Ten sweter rzeczywi�cie nie jest szczeg�lnie podniecaj�cym strojem. Przypominam raczej podstarza�� kwok� gor�czkowo szukaj�c� kontaktu z m�czyznami, zanim b�dzie ju� na to za p�no. Nie, przebior� si� w eleganck� bluzk�. Zacz�a pospiesznie zdejmowa� ubranie. W�a�nie wtedy rozleg� si� dzwonek u drzwi. Do licha, pomy�la�a Christine. Z nieco potarganymi w�osami posz�a otworzy�. Na progu sta�a m�oda, pi�kna i energiczna policjantka. Wiara w sam� siebie spad�a u Christine do zera. - Dzie� dobry, prosz� wej�� - wymamrota�a pod nosem. - Moja matka w�a�nie �pi, ale to bardzo mi�o z pani strony, �e zechcia�a pani przyj�� na wypadek, gdyby si� obudzi�a. - Oczywi�cie. Czy jest co�, o czym powinnam wiedzie�? Christine wyja�ni�a, �e matka zachowuje si� czasem w szczeg�lny spos�b, i udzieli�a piel�gniarce kilku wskaz�wek, po czym wysz�a, w dalszym ci�gu ubrana w ten sam stary sweter. Zd��y�a jedynie nieco uporz�dkowa� fryzur�, narzuci� na siebie sw�j pi�cioletni zimowy p�aszcz i w�o�y� botki na niskim obcasie. Wygl�dam �a�o�nie, pomy�la�a spogl�daj�c ostatni raz w lustro. Niepotrzebnie martwi�a si� swoim wygl�dem. Kiedy wesz�a do gabinetu, komisarz Bakken nie oderwa� si� nawet od pracy i pozdrowi� j� s�owami wyra�aj�cymi zupe�ny brak zainteresowania. - Ach, to pani - rzuci�, si�gaj�c po kolejny dokument le��cy na biurku. - Prosz� siada� - skin�� w kierunku tego samego skrzypi�cego krzes�a, na kt�rym siedzia�a ostatnio. Christine mia�a w ka�dym razie okazj� w�asnor�cznie otworzy� listy. Nie jest �le, pomy�la�a kwa�no. Oj, chyba znowu jestem z�o�liwa. Mo�emy przeczyta� je razem. Pierwszy list zaczyna� si� s�owami: Cze��, Kotku! Odrzu� na bok wszystkie stare smutki. Oto ch�opak, kt�ry zajmie si� Twoim �yciem. - I moimi pieni�dzmi - zamrucza�a pod nosem. Nie ma chyba sensu czyta� tego do ko�ca? Rzuci�a szybko wzrokiem na podpis i od�o�y�a list na biurko. - Nast�pny! - rzuci� rozkazuj�co komisarz Bakken. List by� od wdowca w wieku sze��dziesi�ciu siedmiu lat, kt�ry oferowa� jej wy�ywienie i mieszkanie oraz opiek� nad spor� gromadk� dzieci. - Gratuluj� gospodyni domowej i towarzyszce do ��ka, a do tego z w�asnym maj�tkiem - powiedzia� sucho Bakken. - To nie jest typ, jakiego szukamy. - Nie, oczywi�cie - b�kn�a. Bakken zwr�ci� uwag�, �e na jego s�owa o towarzyszce do ��ka dziewczyna si� zaczerwieni�a. Obrzuci� j� zdziwionym spojrzeniem. Christine by�a w stanie wyobrazi� sobie jego my�li: �M�j Bo�e, czy�by a� tak pragn�a tego rodzaju prze�y�?� Gdyby tak mog�a przywo�a� go do porz�dku kilkoma pe�nymi wy�szo�ci s�owami na temat ca�ych t�um�w wielbicieli! Niestety, to nierealne. Rozci�li kolejn� kopert�. Christine otworzy�a usta, by przeczyta� list, lecz zamiast tego zmi�a kartk� gwa�townym ruchem, wzdychaj�c g��boko. - Nie! - Ale� tak, czy mog� zobaczy�? - Nie, nie warto sobie zawraca� g�owy. Jego twarz przybra�a wyraz zdecydowania. Wyci�gn�� r�k� po list. Poda�a mu go niech�tnie. - �e te� ludzie mog� pisa� co� takiego - powiedzia�a patrz�c w bok. Bakken nie wydawa� si� jednak szczeg�lnie poruszony. - Ach, widywali�my tu gorsze rzeczy. - Ohyda! - No c�, nie by�o to przyjemne - przyzna�, chowaj�c kartk� do koperty. - Prosz� o tym zapomnie�, panno Lyngmo. Na �wiecie jest wielu zbocze�c�w, kt�rzy tylko szukaj� sposobno�ci, by napisa� do kogo� podobne �wi�stwa. Oczywi�cie anonimowo. Nigdy si� nie podpisuj�. Ten nie chcia� si� z pani� spotka�, tylko sobie ul�y�. Wzi�a g��boki oddech i ponownie zwr�ci�a si� w stron� komisarza. - Rozumiem. Mo�emy bra� si� za nast�pny. Bakken spojrza� na ni� badawczo. - Zaczynam si� zastanawia�, czy nie jest pani troch� zbyt wra�liwa na tego rodzaju gr�... - Nic podobnego - zaprzeczy�a pospiesznie. - Nie przywyk�am tylko do takich rzeczy. Otworzy�a czwarty z kolei list i dopiero teraz poczu�a si� naprawd� nieprzyjemnie. List by� mianowicie bardzo osobisty i szczery. Mila Nieznajoma! Nie byto mi larwo zebra� si� na odwag� i napisa� do Pani. Jednak�e nasze losy wydaj� si� bardzo podobne, a Pani og�oszenie zapali�o dla mnie w ciemno�ciach malutkie �wiate�ko. Ja te� jestem samotny i trwa to ju� od d�u�szego czasu z powodu mojej choroby. Podobnie jak Pani jestem finansowo niezale�ny, ale nie miewam zbyt wielu okazji, by spotyka� si� z innymi lud�mi. Prosz� nie my�le� o mnie �le i nie gniewa� si� na mnie, �e o�mieli�em si� do Pani napisa�... - Do�� tego - powiedzia�a Christine ze wsp�czuciem - Nie chc� ju� w tym bra� udzia�u. To przecie� na�miewanie si� z innych ludzi. Ten biedny cz�owiek jest szczery, a zarazem niezwykle nie�mia�y i niepewny. A ja przecie� mu nigdy nie odpisz�. Dalsze s�owa listu brzmia�y: Nie b�d� ju� wi�cej pisa� tym razem, ale gdyby zechcia�a Pani mi odpowiedzie�, by�oby to... Odwr�ci�a kartk� i jej wzrok pad� na podpis w tej samej chwili, w kt�rej dostrzeg� go komisarz Bakken. Oboje zareagowali r�wnie gwa�townie. List by� podpisany przez Harry�ego Berga. - No tak, zna si� na rzeczy - odezwa�a si� Christine, gdy przysz�a do siebie. - Da�am si� nabra�. - Adres na poste restante, Oslo 1. Nie m�g� by� ju� bardziej og�lny. Dla porz�dku przeczytali jeszcze dwa pozosta�e listy, ale okaza�y si� one zupe�nie normalne i nic nowego nie wnios�y. - Zniszcz� wszystkie listy i zapomn� nazwiska