9965
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 9965 |
Rozszerzenie: |
9965 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 9965 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9965 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
9965 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
MARGIT SANDEMO
MʯCZYZNA Z OG�OSZENIA
ROZDZIA� I
- Christine!
Bezbarwny g�os matki przerwa� cisz� zalegaj�c� mieszkanie. Christine da�a
przykutemu chorob� do ��ka ojcu ostatni� �y�eczk� jajka na mi�kko, otar�a mu
brod� i usta,
po czym wyprostowa�a plecy.
- Tak, mamo, ju� id�.
Oczy ojca skierowa�y si� znacz�co w stron� stolika nocnego.
- Jeszcze kawy? Prosz�...
Nala�a mu kawy do specjalnego kubka z dziobkiem. Wygl�da� na zadowolonego.
Skin�a g�ow�, by doda� mu otuchy, i skierowa�a si� do salonu.
Zasta�a tam matk� gotow� do wyj�cia.
- Christine, p�jd� na chwil� do cukierni Wibego. Um�wi�am si� tam z Gerd�.
Cukierni� Wibego zlikwidowano ju� dawno, a Gerda, przyjaci�ka matki, nie �y�a
od
dziesi�ciu lat.
Christine westchn�a. Zdawa�a sobie spraw�, �e nie mo�e tego powiedzie� matce
wprost, gdy� jak zwykle sko�czy�oby si� to scen� pe�n� rozpaczy i �ez. Nie
wiedzia�a, co
wymy�li� tym razem, by za trzyma� matk� w domu. Coraz trudniej przychodzi�o jej
wyszukiwanie nowych pretekst�w.
Na szcz�cie uratowa�y j� odg�osy dochodz�ce od strony skrzynki na listy.
- Nie wychod� teraz, mamo, w�a�nie przysz�a poczta. Mo�e jest co� do ciebie...
Oby tylko tak by�o!
W poczcie rzeczywi�cie znalaz� si� list do matki. Christine nak�oni�a j� do
zdj�cia
p�aszcza i usadowi�a w ulubionym fotelu.
Przyszed� r�wnie� list do niej. Wzi�a go i uda�a si� do swojego pokoju.
List by� od Ellen, dawnej kole�anki z klasy. Christine usiad�a na ��ku i
otwieraj�c
kopert�, usi�owa�a przypomnie� sobie wygl�d Ellen.
Okaza�o si� to nie�atwym zadaniem. Pami�ta�a j� jako szar�, niepozorn� myszk�,
za
kt�r� �aden z ch�opc�w nie obejrza� si� dwukrotnie. By�a nieporadna, a jej
nie�mia�o�� cz�sto
odbierano jako dum�. Z tego powodu nigdy nie uda�o jej si� zdoby� przyjaci�.
Nie pom�g�
nawet fakt, �e by�a c�rk� dyrektora banku i jedyn� spadkobierczyni� poka�nego
maj�tku.
Christine niezwykle zaskoczy� list otrzymany po tylu latach milczenia. Od razu
po
uko�czeniu szko�y Ellen przenios�a si� wraz z rodzin� do Drammen. Christine
wyj�a list z
koperty, nas�uchuj�c odg�os�w dobiegaj�cych z g��bi du�ego mieszkania, lecz
wsz�dzie
panowa�a cisza. Mog�a si� wi�c skupi� na lekturze.
Droga Christine!
Z pewno�ci� si� zastanawiasz, dlaczego pisz� w�a�nie teraz i w�a�nie do Ciebie.
Idzie
o to, �e wkr�tce wychodz� za m��, a poniewa� wesele ma by� du�e, chcia�abym mie�
kilka
druhen. Wybra�am ju� par� dziewcz�t spo�r�d moich znajomych tu na miejscu, ale
bardzo
zale�y mi na tym, aby mie� te� druhn� z lat szkolnych. Je�li zgodzi�aby� si� ni�
zosta�, bardzo
bym si� ucieszy�a z Twojego przyjazdu.
Christine si� skrzywi�a. By�a oczywi�cie jedyn� dziewczyn� z klasy, kt�ra
jeszcze nie
mia�a m�a. Ellen pisa�a dalej:
Jestem przekonana, �e polubisz mojego narzeczonego. Nazywa si� Harry Berg. Jest
wysoki, ciemnow�osy, elegancki i pracuje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. A
co
najwa�niejsze - nie obchodz� Go moje pieni�dze. Sam jest wystarczaj�co bogaty.
Zawsze
by�am podejrzliwa w stosunku do m�czyzn, kt�rzy si� mn� interesowali. Wiesz
przecie�, �e
nie jestem szczeg�lnie pi�kna ani, jak mi si� wydaje, b�yskotliwa, lecz tym
razem wszystko
wygl�da wr�cz IDEALNIE. Poza tym fakt, �e i On nie jest ca�kowicie doskona�y -
ma
mianowicie pewn� ma�� u�omno�� - czyni Go jeszcze bardziej poci�gaj�cym. Budzi
to we
mnie co� w rodzaju instynktu opieku�czego. Data �lubu nie jest jeszcze ustalona,
ale by�abym
wdzi�czna, gdyby� odpisa�a mi jak najszybciej.
Twoja przyjaci�ka Ellen
Przez d�ug� chwil� Christine siedzia�a pogr��ona w my�lach. Pojecha� na du�e
wesele? Pozna� nowych ludzi, rozmawia�, �mia� si�, je�� przysmaki, a mo�e nawet
ta�czy�?
Wyj�a papier listowy i natychmiast napisa�a odpowied�. Przes�a�a Ellen
najserdeczniejsze �yczenia szcz�cia, zawiadamiaj�c j� jednocze�nie, �e w tej
chwili niestety
nie mo�e wyjecha� z domu ze wzgl�du na rodzic�w - ojciec jest powa�nie chory, a
matka
cierpi na beznadziejny przypadek sklerozy.
Przerwa�a pisanie w po�owie listu. Kochany tatu�, kt�rego tak uwielbia�a b�d�c
dzieckiem. M�dry, �agodny i zawsze pe�en wyrozumia�o�ci. Pierwszy wylew krwi do
m�zgu
przyszed� niespodziewanie przed wielu lary. Od tego czasu by�o ich jeszcze kilka
i w tej
chwili ojcu pozosta�o ju� niewiele �ycia. Dla Christine opieka nad chorym by�a
rzecz�
oczywist�. Jej w�asne �ycie zesz�o na dalszy plan. Wierzy�a, �e jeszcze kiedy�
znajdzie czas
dla siebie.
Tymczasem lata mija�y; r�wnie� i matka sta�a si� ca�kowicie bezradna. Rodzice
nie
byli ju� m�odzi, gdy� Christine urodzi�a si� po wielu latach ich ma��e�stwa.
Wszystko
wydawa�o si� jej tak beznadziejne i pozbawione perspektyw. Christine nigdy nie
przysz�oby
do g�owy zostawi� matk� lub odda� j� do domu opieki. Niemniej jednak ze wzgl�du
na to, �e
starszej pani przychodzi�y do g�owy najdziwaczniejsze pomys�y, wymaga�a
nieustannego
dogl�dania. Tak wi�c ewentualne marzenia Christine oraz jej �ycie prywatne
musia�y zosta�
odsuni�te na bok. Nigdy nie zd��y�a nawet poszuka� sobie pracy, jej miejsce by�o
przy
rodzicach. Ostatnio jednak znalaz�a niewielkie zaj�cie, kt�re sprawia�o jej
wiele rado�ci.
Zawsze dobrze radzi�a sobie z gotowaniem, nawi�za�a wi�c wsp�prac� z pewnym
miesi�cznikiem, gdzie prowadzi�a sta�� rubryk� na temat wytwornej kuchni. Doch�d
z tego
by� oczywi�cie bardzo skromny, lecz przynajmniej nie czu�a si� ju� tak
odizolowana od
�wiata.
Christine podesz�a do lustra i spojrza�a w nie w zamy�leniu.
Nie mog�a si� ju� d�u�ej oszukiwa�. W szybkim tempie zbli�a�a si� do wieku
okre�lanego ma�o precyzyjnym mianem �dojrza�ej m�odo�ci�, a odleg�ego o wiele
lat od
pierwszej m�odo�ci, tej prawdziwej.
Z zadumy wyrwa� j� dobiegaj�cy z salonu odg�os krok�w matki. W po�piechu
w�o�y�a do koperty uko�czony przed chwil� list, kt�ry uda�o jej si� wys�a� nieco
p�niej w
ci�gu dnia.
Nie otrzyma�a ju� jednak �adnej wiadomo�ci od Ellen Smidt.
Min�y trzy miesi�ce.
I zn�w ca�kiem nieoczekiwanie Christine sta�a na �rodku swojego pokoju,
trzymaj�c
w r�kach dwa listy i spogl�daj�c ze zdumieniem to na jeden, to na drugi.
Pomy�la�a, �e to
chyba jakie� szale�stwo.
Pierwszy z list�w zawiera� stare zaproszenie na �lub Ellen Smidt. Christine
odnalaz�a
je w�a�nie przed chwil� w szufladzie biurka. Drugi list zosta� dopiero co
przyniesiony przez
listonosza.
Tym razem przypomnia�a sobie o niej ta natr�tna pani Melander ze Stavanger,
kt�r�
Christine pozna�a w czasie nieudanej wycieczki do Hiszpanii przed paru laty.
Mia�o to
miejsce wtedy, gdy matka na tyle jeszcze radzi�a sobie z opiek� nad ojcem, �e
Christine
mog�a sobie pozwoli� na tygodniowy wyjazd. Niestety, okaza�o si�, �e by� to
tydzie� pe�en
niezbyt przyjemnych zdarze�, a najgorsze wspomnienie stanowi�a w�a�nie pani
Melander. Z
takiego czy innego powodu upodoba�a sobie Christine. By� mo�e uwa�a�a, �e musi
zaopiekowa� si� t� najwyra�niej samotn� i nieprzywyk�� do podr�y m�od�
dziewczyn� albo
te� chcia�a po prostu przyczepi� si� do kogo� jak pozbawiona wszelkiej
wra�liwo�ci i taktu
pijawka. Gdy wycieczka dobieg�a kresu, Christine odetchn�a z ulg�, ale niestety
troch� si�
pospieszy�a. Pani Melander nie mia�a zamiaru zako�czy� znajomo�ci na lotnisku.
Zacz�a
przysy�a� list za listem. Christine sumiennie i z mozo�em przekopywa�a si� przez
ich tre��,
lecz odpisywa�a bardzo rzadko.
Pani Melander nie wydawa�a si� jednak zniech�cona tym faktem i tak oto Christine
trzyma�a w r�ku jej kolejny list. Jak zwykle mia�a k�opoty z odczytaniem
niechlujnego pisma
nadawczyni.
Kochana Christine!
Gdyby� tylko WIEDZIA�A, co mi si� przydarzy�o od ostatniego razu. To si� po
prostu
nie mie�ci w g�owie!!! Czy wiesz, na co si� zdoby�am? Zamie�ci�am og�oszenie w
gazecie!!!
Oczywi�cie to zwariowany pomys�, ale pomy�la�am sobie, �e robi� si� coraz
starsza i musz�
spr�bowa� cho�by jeszcze raz - to znaczy znale�� m�a. Wiesz przecie�, �e w
gruncie rzeczy
jestem stworzona do �ycia w ma��e�stwie, wi�c postanowi�am poszuka� szcz�cia.
M�odzie�cza, rozwiedziona pani i tak dalej. Przecie� nikt nie musi wiedzie�, �e
rozwodzi�am
si� DWA razy! �Dobrze sytuowana, szuka wsp�partnera �- tak napisa�am, bo brzmi
to do��
wytwornie, no a przecie�, jak Ci wiadomo, z moich dwu poprzednich ma��e�stw nie
wysz�am z
zupe�nie pustymi r�kami... Wyobra� sobie tylko, ile dosta�am odpowiedzi! Mog�am
przebiera�
do woli. Niekt�re listy byty rzecz jasna bardzo nieprzyzwoite.
Christine wyobrazi�a sobie pani� Melander pisz�c� te s�owa. S�ysza�a jej chichot
pensjonarki, kt�rego tak nie cierpia�a.
Wybra�am jednak jeden list, kt�ry wydawa� si� by� obiecuj�cy, i rzeczywi�cie si�
nie
zawiod�am!!! To si� nazywa szcz�cie! Facet jak marzenie - wysoki, ciemnow�osy,
dystyngowany, a r�wnocze�nie na sw�j spos�b chwytaj�cy za serce. Spotykamy si�
regularnie
ju� od dw�ch miesi�cy. Zastanawiam si�, co mu si� we mnie podoba.
Christine ponownie us�ysza�a w my�lach jej chichot.
C�, trzymam si� do�� dobrze jak na moje czterdzie�ci trzy lata. Nie s�dzi�a�,
�e tyle
mam, prawda?
Ale� tak! Je�li o to chodzi, to Christine z pewno�ci� odpowiednio j� ocenia�a.
A poza tym w moim towarzystwie nie spos�b przecie� si� nudzi�.
Co to, to nie!
Przeczytawszy kilka stron pe�nych czczej i nad�tej gadaniny, Christine dotar�a
do
ut�sknionego zako�czenia.
No, ale musz� jud� ko�czy�. M�j autobus odje�d�a za chwil�, a mam jeszcze
TYSI�CE
rzeczy do zrobienia. Bywaj zdrowa i napisz wkr�tce. Do tej pory dosta�am od
Ciebie tylko
jedn� jedyn� kartk� i wydaje mi si�, �e to troch� za mato. M�wi� powa�nie. Aha,
jeszcze
jedno... zapomnia�am Ci powiedzie�, �e m�j przyjaciel nazywa si� Harty Berg.
Jest
in�ynierem i pracuje w�a�nie nad jakim� fantastycznym wynalazkiem.
Zaproponowa�am mu
po�yczk�, ale on nie chcia� o tym dysze� ANI S�OWA! Ze te� jeszcze istniej� tacy
m�czy�ni!
List ko�czy� si� niezliczonymi u�ciskami, pozdrowieniami oraz ca�� seri�
dopisanych
bez �adu i sk�adu PS-�w.
Christine w zadumie od�o�y�a oba listy. Stemple pocztowe by�y z dw�ch r�nych
miast, ale nie mia�o to specjalnego znaczenia. Nadal g��boko zamy�lona,
Christine podesz�a
do telefonu i odszuka�a w ksi��ce telefonicznej numer dyrektora banku Smidta w
Drammen.
Po chwili us�ysza�a w s�uchawce sygna� wolnej linii, ale po drugiej stronie nikt
nie
odpowiada�. Nie mia�a wielkiej ochoty dzwoni� do pani Melander ze Stavanger, a
poza tym
co mia�aby jej powiedzie�? Harry Berg to przecie� do�� pospolite nazwisko. Mo�e
to po
prostu zbieg okoliczno�ci...
A je�eli to nie przypadek? Gdyby chodzi�o o t� sam� osob�, Harry Berg by�by
oszustem wykorzystuj�cym samotne, �atwowierne kobiety. W takim razie trzeba
ostrzec
przynajmniej Ellen. Kto m�g�by to wszystko sprawdzi�? Policja? No tak,
oczywi�cie policja.
By� mo�e znali ju� tego cz�owieka. Ale czy mo�na tak po prostu p�j�� na policj�
bez �adnego
dowodu?
Gdyby chocia� mia�a z kim na ten temat porozmawia�... Jej ukochany ojciec
niedawno
zmar�, a matka by�a, m�wi�c �agodnie, nieco pomylona.
Christine przygotowa�a obiad z mniejsz� ni� zwykle staranno�ci�. Po obiedzie
usadowi�a matk� w fotelu, da�a jej do r�ki ksi��k� i surowo zakaza�a si�
oddala�, po czym
w�o�y�a kurtk�. Podj�a ju� decyzj�. Nic nie zaszkodzi, je�li zbada ca�� spraw�
troch� bli�ej.
Ju� w drzwiach odwr�ci�a si� i spojrza�a ze smutkiem na matk�, kt�ra bezmy�lnie
przewraca�a kartki ksi��ki. Widok kochanej osoby trac�cej w taki spos�b kontakt
z
rzeczywisto�ci� sprawia� jej b�l. Nie mog�y ju� ze sob� pogaw�dzi� tak jak
kiedy�... Christine
by�o bardzo trudno. Fakt, �e musia�a przemawia� do w�asnej matki jak do dziecka,
ogromnie
j� przygn�bia�. Na jej oczach wspania�y cz�owiek przeobra�a� si� w osob�
zgorzknia��,
niecierpliw�, zrz�dliw� i podejrzliw�, a ona w �aden spos�b nie mog�a pom�c. Tak
jak w tej
chwili. Musia�a wyj�� z domu i zostawi� matk� sam�, i wiedzia�a, �e przez ca�y
czas b�dzie
si� zastanawia�a, czy nie wpad�a ona na jaki� zwariowany pomys� - czy gdzie� nie
wysz�a
albo nie pr�buje zrobi� sobie czego� do jedzenia, podpalaj�c przy tym mieszkanie
i ulegaj�c
poparzeniu... Czasami matki dogl�da�a s�siadka, kt�ra jednak pracowa�a zawodowo
i rzadko
bywa�a w domu. Christine czu�a si� tak, jakby mia�a skr�powane r�ce i nogi. Mo�e
nie tym,
�e by�a pozbawiona swobody, ale rani�cym j� poczuciem bezsilno�ci. Tak bardzo
chcia�a
pom�c matce.
Teraz jednak musia�a si� pospieszy�, aby szybko wr�ci�.
Na zewn�trz panowa�a listopadowa szaruga. Christine zapi�ta kurtk� pod sam�
szyj�,
�artuj�c, �e nie w�o�y�a nic na g�ow�. Wiatr by� tak silny, �e po przej�ciu
kilkuset metr�w
wydawa�o jej si�, i� nie ma uszu. Pami�taj�c jednak o schowanych w torebce
listach od Ellen
Smidt i pani Melander, brn�a odwa�nie dalej.
Najlepiej je�li nie b�dzie zastanawia� si� nad skutkami swojej decyzji. W
dalszym
ci�gu sprawa by�a przecie� otwarta i wszystko mog�o si� wyja�ni� w spos�b
naturalny.
Christine nie mog�a przewidzie� nadchodz�cych wydarze�.
Komisarz John Bakken uni�s� wzrok znad przy niesionych przez Christine list�w i
przyjrza� si� jej uwa�nie.
Ciekawe, co rejestruje jego policyjne spojrzenie, pomy�la�a. Jak mnie w�a�ciwie
ocenia? Czy uwa�a mnie za rozhisteryzowan� bab� ju� nie pierwszej m�odo�ci? Nie,
nie
wydaje si�, by tak my�la�. Te oboj�tne oczy odnotowuj� chyba tylko same fakty,
jak na
przyk�ad to, �e mam ciemne w�osy, a moje uczesanie zosta�o zrujnowane przez
deszcz i wiatr,
�e mam jasne oczy i prosty nos, kt�ry z pewno�ci� bardzo mi si� w tej chwili
�wieci. Widzi
na pewno, �e z niepokojem oczekuj� jego odpowiedzi, chocia� pr�buj� zamaskowa�
to
ch�odnym zachowaniem. Patrzy na moje r�ce. Niestety zdradza mnie to, �e nerwowo
mi�tosz�
r�kawiczki.
- Tak - odezwa� si� kr�tko z rezerw� w g�osie. Niewiele mo�na z tego
wywnioskowa�.
Czego pani ode mnie oczekuje?
- Sama nie wiem - odpowiedzia�a Christine bezradnie. - Czy nie nale�a�oby zbada�
tej
sprawy troch� dok�adniej? To znaczy...
Urwa�a zmieszana.
Komisarz Bakken westchn�� ledwo dostrzegalnie. - Nie ma si� tu na czym oprze� -
stwierdzi� niech�tnie. - Ka�da z pani przyjaci�ek mog�a sobie przecie� znale��
innego
Harry�ego Berga. Jest to najbardziej prawdopodobne.
Christine podnios�a si� z wahaniem z krzes�a. �a�owa�a, �e tak pochopnie posz�a
na
policj�. Poza tym mia�a pecha. Spodziewa�a si� zasta� tutaj dobro dusznego,
starszego
policjanta, z kt�rym mo�na porozmawia�, a nie tego... robota! Potraktowa� j� z
g�ry, takie
przynajmniej odnios�a wra�enie, cho� ton jego odpowiedzi by� jak najbardziej
poprawny.
Mimo swego mi�ego wygl�du wydawa� si� by� niezno�nie pewny siebie. Po prostu
promieniowa�a od niego si�a i swego rodzaju poczucie wy�szo�ci.
- S�dzi wi�c pani, �e to naci�gacz? - pyta� dalej. - C�, nie jestem o tym do
ko�ca
przekonana odpowiedzia�a powoli - ale przecie� istnieje taka mo�liwo��. W
opisach obu
m�czyzn wyst�puje uderzaj�ce podobie�stwo, a one obie s� zamo�ne i samotne.
Stanowi�
idealny �up dla takiego typa. M�wi�c szczerze, nie obchodzi mnie wcale, czy uda
mu si�
nabra� pani� Melander, ale Ellen Smidt, moja kole�anka ze szko�y, nie zas�u�y�a
sobie na to.
Jej list wprost promieniuje szcz�ciem i mi�o�ci�. O ile pami�tam, w
dzieci�stwie i m�odo�ci
nie by�o jej dane zazna� tych uczu� obficie. Nie chcia�abym, aby ch�odny,
wyrachowany
uwodziciel zniszczy� j� w taki spos�b.
Bakken zmarszczy� brwi i spojrza� na listy, kt�re schowa� ju� do kopert. On nie
kieruje si� uczuciami, pomy�la�a Christine. Jest na wskro� realist�.
Mog�a mu si� teraz lepiej przyjrze�. Typowy okaz energicznego policjanta,
pomy�la�a
z gorycz�. Do�� pospolite, twarde rysy twarzy, ostry wzrok. Pozbawiony
wszelkiego poczucia
humoru. Cz�owiek zadowolony z samego siebie i krytycznie nastawiony do ca�ej
reszty
�wiata. Wydaje si� nie wierzy� w moralno�� lub poczucie sprawiedliwo�ci u ludzi.
Ufa we
w�asne si�y i jest przekonany o s�uszno�ci swojego post�powania, mo�e w ka�dej
chwili
wcieli� si� w rol� dowolnego bohatera filmowego...
Nie, ta ostatnia my�l by�a krzywdz�ca. Oceni�a go zbyt surowo.
- Rzeczywi�cie - odezwa� si� tak nieoczekiwanie, �e a� podskoczy�a. - Faktycznie
mieli�my jaki� rok temu niewyja�niony przypadek oszustwa matrymonialnego. Pewna
rozhisteryzowana m�oda dama z�o�y�a doniesienie, ale potem wszystko odwo�a�a,
nie podaj�c
�adnego nazwiska. To typowe dla tego rodzaju kobiet. Poza tym niezwykle trudno
jest zbada�
bli�ej takie sprawy. Ofiary zazwyczaj niech�tnie zg�aszaj� si� na policj�. Ma to
prawdopodobnie zwi�zek z poczuciem ura�onej godno�ci. Z pewno�ci� nie ma w tym
nic
weso�ego, �e zosta�o si� oszukanym przez w�asnego...
Christine by�a przekonana, �e mia� zamiar powiedzie� �kochanka�, ale s�owo to
nie
przesz�o mu przez usta.
- Poza tym - kontynuowa� lekcewa��cym tonem - kobiety s� same sobie winne,
trac�c
g�ow� dla pierwszego lepszego...
Poczu�a, �e ogarnia j� z�o��. Co za bezczelny typ! - Co pan mo�e wiedzie� o
samotno�ci? - powiedzia�a cichym, pe�nym w�ciek�o�ci g�osem. - Nie wie pan,
jakie to
uczucie, gdy kobieta ca�ymi latami �yje pragnieniem przelania na kogo� swojej
mi�o�ci,
widz�c, jak wszystkie jej przyjaci�ki wychodz� za m��, rodz� dzieci, podczas
gdy ona przez
ca�y czas jest pozbawiona wszelkich kontakt�w z innymi! Wiele kobiet wybiera
samotne
�ycie, poniewa� im to odpowiada, cho� niejedna potem z tego rezygnuje. Ale s�
te� takie,
kt�re odczuwaj� w swoim sercu wieczn� pustk�. Czy taka osoba mo�e odepchn��
wyci�gaj�c� si� w jej kierunku d�o� cz�owieka otaczaj�cego j� uwag� i podziwem?
Czy
rozumie pan to poczucie spe�nienia, gdy mo�e pom�c takiemu m�czy�nie,
po�yczaj�c mu w
potrzebie troch� pieni�dzy? C� bowiem znacz� pieni�dze wobec perspektywy
dzielenia z
kim� swojego �ycia? Nie chodzi tu o to, by by� wampem. To kwestia posiadania
przyjaciela,
kogo�, kto nas zrozumie i na kim mo�na polega�.
Przerwa�a nagle, zawstydzona. Zn�w by�a niesprawiedliwa, da�a si� ponie��
uczuciom. John Bakken z za�enowaniem patrzy� w d� na swoje biurko, a jej
policzki p�on�y
�arem. Przez d�ug� chwil� w gabinecie panowa�a g��boka cisza.
- Przepraszam - powiedzia�a zak�opotana.
- To moja wina - odrzek� kr�tko. Zaraz potem podj�� temat, przechodz�c do
porz�dku
dziennego nad jej gwa�townym wybuchem. - W obecnych okoliczno�ciach nie mam
podstaw
do uruchomienia ca�ej machiny dochodzeniowej. Materia�y s� na to zbyt skromne.
Ale je�li
pani ma mo�liwo��, to mog�aby pani wypyta� troch� swoje przyjaci�ki o tego
Harry ego
Berga. Prosz� mnie zn�w odwiedzi�, gdyby odkry�a pani co� podejrzanego.
Nigdy w �yciu, pomy�la�a Christine, postukuj�c obcasami w d�ugich korytarzach
komisariatu. Mo�esz by� pewien, �e przeprowadz� w�asne dochodzenie, ale ciebie
nie
odwiedz� nigdy, ty bry�o lodu!
Christine, id�c w kierunku domu ulicami, po kt�rych hula� przejmuj�cy wiatr,
by�a
bliska p�aczu z poni�enia. Po latach �ycia w izolacji z trudno�ci� przychodzi�o
jej
nawi�zywanie kontakt�w z lud�mi poza jej w�asnymi czterema �cianami. Takie
odosobnienie
zawsze jest niebezpieczne, poniewa� cz�owiek zaczyna odczuwa� l�k przed
spotkaniem z
innymi. W tej sytuacji zetkni�cie si� z osob� tak niewyrozumia�� jak komisarz
John Bakken
nie wp�yn�o najlepiej na jej wiar� w sam� siebie.
Jak zwykle w trudnych chwilach Christine ogarn�a ch��, by wyjecha� gdzie�,
gdzie
nie b�dzie zna�a nikogo i nikt nie b�dzie zna� jej. Gdzie� daleko, do s�o�ca i
ciep�a, do kraju,
w kt�rym nie trzeba bra� odpowiedzialno�ci za innych, a obcy ludzie nie zadaj�
ran...
Dlaczego mia�yby j� obchodzi� k�opoty innych? Czy nie mia�a do�� w�asnych?
Z pewno�ci� mia�a. Kiedy bowiem na powr�t poczu�a ciep�o w�asnego domu, okaza�o
si�, �e matka znikn�a.
W Christine natychmiast odezwa�y si� wyrzuty sumienia, z kt�rymi, jak jej si�
cz�sto
zdawa�o, musia�a si� ju� urodzi�. Dlaczego po prostu tak sobie wysz�a, wiedz�c,
�e
zachowania matki nie da si� przewidzie�? Ogarn�o j� zw�tpienie. Chyba b�dzie
musia�a
jeszcze raz uda� si� na policj�. I do kogo j� tam skieruj�? Bez w�tpienia do
komisarza
Bakkena.
Tylko nie to! Co on sobie wtedy pomy�li? Bardzo w�tpliwe, �eby rozpocz��
poszukiwanie matki, poniewa� jego wiara w s�owa Christine musia�a teraz by�
bliska zeru.
Je�eli jednak nie uda jej si� natychmiast odnale�� matki, nie b�dzie mia�a
innego
wyj�cia. Postanowi�a zaryzykowa� i uda� si� tam, gdzie kiedy� znajdowa�a si�
cukiernia
Wibego. Musia�a zn�w wyj�� na panuj�cy na dworze przeszywaj�cy ch��d. P�aszcz
matki
wisia� na swoim miejscu i ju� sam ten fakt by� do�� niepokoj�cy.
Co za wiatr! Christine z trudem dosz�a do rogu ulicy.
Ju� z daleka dobieg� j� przenikliwy, ura�ony g�os matki.
- Chyba sama wiem najlepiej, �e tu jest cukiernia Wibego! Co to za �arty? Co tu
robi
sklep z odzie�� dla m�odzie�y?
Christine zareagowa�a szybko.
- Przepraszam! - zwr�ci�a si� spokojnym tonem do stoj�cego w drzwiach
w�a�ciciela
sklepu. Nast�pnie wzi�a matk� pod rami� i wyprowadzi�a j� na zewn�trz. - Chod�,
mamo -
przekonywa�a j� �agodnym g�osem. - Jest za zimno, by chodzi� po dworze w takim
stroju.
W�� na siebie t� kurtk� i czapk�, kt�r� przynios�am.
- Christine, co si� dzieje z tym dzisiejszym �wiatem? Nic nie jest tak, jak
powinno -
zaprotestowa�a matka.
- Tak, masz racj�.
Odwr�ci�a si� do m�odego sprzedawcy, kt�ry u�miechn�� si� znacz�co i popuka� w
czo�o. Christine poczu�a si� dotkni�ta. Troskliwie otoczy�a ramieniem swoj�
bezbronn�
matk�, kt�ra by�a przecie� kiedy� pe�n� wra�liwo�ci i serdeczno�ci osob�.
Na �wiecie jest teraz tyle zagubionych, zrezygnowanych kobiet, pomy�la�a. Moja
matka nale�y do tych szcz�liwszych. Nie zdaje sobie sprawy z w�asnej sytuacji.
My
pozosta�e musimy przez ca�y czas walczy� o zachowanie pozor�w. Nie zawsze nam
si� to
udaje.
ROZDZIA� II
Komisarz prosi� j�, by przeprowadzi�a ma�e �ledztwo na w�asn� r�k�, i w�a�nie
tak
chcia�a zrobi�. Nie mia�a tylko zamiaru informowa� go o wynikach. Nie znios�aby
ju�
kolejnych poni�aj�cych uwag z jego strony.
Jeszcze tego samego wieczoru Christine ponowi�a pr�b� nawi�zania kontaktu z
Ellen
Smidt. Chcia�a si� dowiedzie�, czy przyjaci�ka wysz�a za m��. Wszystko sta�oby
si� wtedy
jasne i nie by�oby ju� �adnych powod�w do podejrze�. Jednak i tym razem nikt nie
podnosi�
s�uchawki.
Mo�e wyjechali w podr� po�lubn�?
W takim razie pani Melander? Stavanger... biuro adresowe. Szybko wykr�ci�a
uzyskany numer, chocia� nie mia�a poj�cia, jak przeprowadzi� rozmow�.
Nie m�wi si� przecie� po prostu: �Prosz� pos�ucha�, pani narzeczony ma zamiar
wy�udzi� od pani pieni�dze i uciec�. Szczeg�lnie �e m�g� si� okaza� mi�ym i
sympatycznym
ch�opakiem, kt�ry tylko przypadkiem nazywa si� tak samo jak narzeczony drugiej,
bogatej
przyjaci�ki Christine. Nie mog�a tak zrobi�.
Niepotrzebnie si� jednak martwi�a o to, co powiedzie�. Z k�opotu wybawi�a j�
sama
pani Melander. Odebra�a telefon, zanim Christine zd��y�a uporz�dkowa� my�li. Jej
przesadnie o�ywiony g�os ostro zabrzmia� w uchu dziewczyny.
- Halo - odezwa�a si� Christine niepewnie. M�wi Christine Lyngmo. Dzi�kuj� za
list.
Wie�ci by�y tak wspania�e, �e musia�am zadzwoni�.
Z drugiej strony pop�yn�� nieprzerwany potok mowy. Kiedy w ko�cu w przerwie
mi�dzy jedn� a drug� rozwlek�� histori� Christine zdo�a�a wtr�ci� kilka s��w,
jej pytanie
zabrzmia�o do�� dziwnie.
- Czy mieszka w Stavanger?
- Nie, wydaje mi si�, �e mieszka na sta�e w Oslo, ale cz�sto mnie tu odwiedza. W
tej
chwili jest w�a�nie w drodze do Anglii w zwi�zku ze swoim wynalazkiem. Pisa�am
ci chyba o
tym, prawda?
- Ach, tak, wi�c uda�o mu si� w ko�cu zdoby� pieni�dze? - zapyta�a ostro�nie
Christine.
Pani Melander zachichota�a g�o�no. Christine uda�o si� jednak zrozumie� cz��
jej
s��w docieraj�cych mi�dzy kolejnymi wybuchami �miechu.
- Nie, znasz mnie przecie�! Nie nale�� do os�b, kt�re �atwo si� poddaj�, gdy
sobie co�
zaplanuj�. W ko�cu uda�o mi si� przekona� Harry�ego, by przyj�� ode mnie
po�yczk�. Dosta�
ode mnie osiemna�cie tysi�cy!
Christine j�kn�a.
- Osiemna�cie tysi�cy? Czy to nie by�o troch� lekkomy�lne?
�Weso�a wd�wka� roze�mia�a si� na ca�e gard�o. - Lekkomy�lne? Bzdura! Absolutnie
pewna loka ta. Harty uwa�a tak samo. Nie, mo�esz mi wierzy�, wiem, jak rozgrywa�
swoje
karty.
Tak, ale czy mo�na ufa� Harry�emu? pomy�la�a Christine.
- Czy na d�ugo zatrzyma si� w Anglii?
- Powiedzia�, �e oko�o miesi�ca. Ju� t�skni� za moim kochanym ch�opczykiem. Ale
jak wr�ci, natychmiast bierzemy �lub. Nalega na to. Jest taki niecierpliwy w tej
kwestii, sama
rozumiesz, nie wytrzyma ani sekundy d�u�ej.
Po drugiej stronie zn�w rozleg� si� chichot. Christine zako�czy�a rozmow�,
wyg�aszaj�c na przemian przestrogi i �yczenia szcz�cia, po czym od�o�y�a
s�uchawk�.
A wi�c to tak. Miesi�c w Londynie? Je�eli si� nie myli�a, b�dzie to do�� d�ugi
miesi�c.
D�ugi jak wieczno��...
By� mo�e pani Melander by�a do�� prostacka, natr�tna i zadufana w sobie, ale
Christine nie �yczy�a jej, by zosta�a oszukana przez jakiego� bezwzgl�dnego
uwodziciela. Nie
da si� o niej powiedzie� du�o dobrego, ale w�a�ciwie niewiele os�b na �wiecie ma
tak radosne
i otwarte usposobienie...
- W takim razie kolej na Drammen - powiedzia�a Christine do siebie p�g�osem. Od
�mierci ojca nie mia�a ju� nikogo, z kim mog�aby porozmawia�. Rozmowa z matk�
nie by�a
�atwa i najcz�ciej sprowadza�a si� do kilku nic nieznacz�cych, wymuszonych
frazes�w,
maj�cych doda� starszej pani otuchy. Christine cz�sto smuci� fakt, �e
pocieszanie matki
przychodzi�o jej z tak� trudno�ci�. Wiedzia�a jednak, �e po prostu brakuje jej
ju� si�. Po tych
wszystkich latach pe�nych smutku i troski o rodzic�w czu�a si� wypalona i
zm�czona.
- Drammen - powt�rzy�a, by przypomnie� sobie, co zamierza�a zrobi�. - Drammen,
Drammen... Oczywi�cie! Ellen Smidt.
Nie mog�a rzecz jasna pojecha� ju� nigdzie tego dnia, by�o na to zbyt p�no.
Nazajutrz jednak poprosi�a s�siadk�, by zaj�a si� matk�, i wyruszy�a w drog�.
Sporo czasu zaj�o jej w Drammen odszukanie domu Ellen. Uwa�a�a jednak, �e
ciekawiej jest znale�� jakie� miejsce samemu, ni� pyta� o drog�, a poza tym
odczuwa�a tak�
nie�mia�o�� wobec ludzi, �e nie odwa�y�a si� prosi� o pomoc. W ko�cu stan�a
przed domem,
o kt�ry jej chodzi�o. By�a to du�a, ponura willa w ogrodzie przypominaj�cym
park.
Zadzwoni�a do drzwi, lecz nikt nie otworzy�, wi�c po chwili wahania ruszy�a w
kierunku
s�siedniej posesji.
S�u��ca - pomy�le�, �e jeszcze takie istniej� - poinformowa�a j� skwapliwie, �e
dom
Smidt�w jest niezamieszkany. Panna Smidt umar�a.
Christine dozna�a szoku. - Umar�a? Kiedy?
- Dwa tygodnie temu - lekko odpowiedzia�a s�u��ca.
Przygl�da�a si� Christine pe�nym ciekawo�ci i oczekiwania wzrokiem. Mia�a min�
osoby wszystkowiedz�cej i najwyra�niej usi�owa�a wygl�da� na kogo� wa�nego.
- Czy mog� wej��? - spyta�a przytomnie Christine. - Ellen Smidt by�a moj�
przyjaci�k�. Nic o tym nie wiedzia�am. W jaki spos�b umar�a? By�a chora?
Wygl�da�o na to, �e gosposia nie ma nic przeciwko temu, by o wszystkim
opowiedzie�.
- Nie, nie, chora nie by�a - odrzek�a, prowadz�c Christine do kuchni. Mia�a
zamiar
nastawi� kaw�, ale zrezygnowa�a z tego zawiedziona, gdy Christine przecz�co
pokr�ci�a
g�ow�. - Nie, co� by�o nie tak z t� jej �mierci� - m�wi�a dalej.
Przerwa�a, czekaj�c niecierpliwie na jak�� reakcj�. I nie zawiod�a si�.
- Ach, tak? Co takiego? - zapyta�a szybko Christine.
Wydawa�o si�, �e dziewczyna chce podsyci� ciekawo�� swojego go�cia.
- C�, widywa�am pann� Smidt jedynie z daleka, ale zawsze wydawa�a mi si� taka
samotna. Prosz� sobie wyobrazi� jej �ycie w tym wielkim, brzydkim domu. By�a
taka bogata,
a jednocze�nie niezbyt �adna...
Christine pr�bowa�a z�apa� w tym wszystkim jaki� w�tek.
- Czy nikt jej nie odwiedza�?
- Ale� tak, oczywi�cie. Mia�a kilka kole�anek, kt�re przychodzi�y do niej od
czasu do
czasu, ale ch�opcy... Nie, nigdy. Dopiero niedawno tak jako� rozkwit�a...
Wszyscy w domu
uznali�my, �e pewnie si� zakocha�a.
- A wi�c odwiedza� j� jaki� m�czyzna?
S�u��ca najwyra�niej nie uwa�a�a, �e pytania Christine s� zbyt niedyskretne.
Przeciwnie, wygl�da�o na to, �e pozwalaj� jej one zebra� my�li.
- Nie, tego nie mog� powiedzie�. Mo�e tak by�o, ale nie jestem pewna. Kilka razy
widzia�am, jak wieczorem przyje�d�a� po ni� du�y, ciemny samoch�d, ale nie uda�o
mi si�
dostrzec, kto siedzia� w �rodku.
Ten Harry Berg musia� by� bardzo ostro�ny. A biedna, oszukana Ellen Smidt
planowa�a huczne wesele. Co� tu si� nie zgadza�o.
- Jak w�a�ciwie umar�a?
- By�o to do�� dziwne - powiedzia�a gosposia, siadaj�c przy kuchennym stole. -
Uton�a. M�wi�, �e spad�a z mostu w mie�cie. Nie rozumiem, jak mo�na spa�� przez
por�cz.
Wydaje mi si�, �e sama skoczy�a. Moja pani te� tak uwa�a. Na kilka dni przed
�mierci� panna
Smidt zrobi�a si� taka blada i nerwowa. Sama pani wie, �e takie sprawy si�
wycisza.
Samob�jstwo nie jest w zbyt dobrym tonie... Christine by�a wstrz��ni�ta do
g��bi.
- Ale dlaczego mia�aby...?
- Tego nie wiem. Nikt z domownik�w nie utrzymywa� kontakt�w z pann� Smidt.
Zawsze zachowywa�a si� do�� wynio�le w stosunku do innych.
Zn�w ta jej nie�mia�o��, pomy�la�a Christine. Podzi�kowa�a za informacje i
stwierdziwszy, �e nie ma ju� czego szuka� w Drammen, wr�ci�a pierwszym poci�giem
do
domu.
Na miejscu czeka�a na ni� zaskakuj�ca wiadomo��, �e dzwoni� komisarz Bakken.
Prosi�, by Christine odwiedzi�a go nast�pnego dnia w jego biurze.
Co� podobnego! Jego Wysoko�� zni�y� si� do tego, by do niej zadzwoni�! Usi�owa�a
st�umi� w sobie przepe�niaj�ce j� niegodne poczucie triumfu. By�o ono jednak
zbyt pi�kne, by
z nim walczy�.
Christine nie�wiadomie podesz�a do lustra i przez d�u�sz� chwil� wpatrywa�a si�
w
jego tafl�, nie widz�c samej siebie.
Nie wiedzia�a, dlaczego tak stoi, i nie zastanawia�a si� nad tym. My�lami by�a
zupe�nie gdzie indziej. Wprawdzie przyrzeka�a sobie, �e nigdy wi�cej nie p�jdzie
do
komisarza, ale informacje, jakie zdoby�a na temat swoich przyjaci�ek i
Harry�ego Berga,
sprawi�y, i� postanowi�a zapomnie� o dumie.
C� mog�a straci�? I o jakiej dumie mog�a my�le�? By�a dla innych jedn� z tych
kobiet, kt�rym si� nie powiod�o. Kto m�g� przeczuwa�, jakie my�li i marzenia ma
taka osoba?
By� rok 1965, a warto�� kobiety nadal mierzono liczb� otrzymanych przez ni�
ofert
matrymonialnych...
O ile to mo�liwe, komisarz Bakken wyda� jej si� jeszcze bardziej oficjalny i
nieprzyst�pny ni� przed dwoma dniami. Napotkawszy jego ch�odny wzrok, Christine,
kt�ra
by�a niemal gotowa mu si� zwierzy�, postanowi�a milcze�.
Niezwykle silny m�czyzna, pomy�la�a. Z gatunku tych, kt�rzy zawsze s� panami
sytuacji. Oboj�tnym ruchem r�ki wskaza� jej skrzypi�ce, pokryte sk�r� krzes�o,
stoj�ce
naprzeciw jego biurka. - S�ysza�em, �e odwiedzi�a pani wczoraj Drammen - zacz��.
-
Dzwoni�em do pani do domu. Chodzi�o o Harry�ego Berga?
- Tak.
Nie mia�a zamiaru m�wi� mu nic wi�cej. Nadal czu�a si� rozgoryczona faktem, �e
podczas poprzedniej rozmowy potraktowa� j� tak protekcjonalnie. Pos�a� jej
szybkie, surowe
spojrzenie.
- Po naszym przedwczorajszym rozstaniu, panno Lyngmo, zastanawia�em si� nad tym,
co mi pani powiedzia�a...
A wi�c to tak! pomy�la�a Christine. Pr�buje mnie przeprosi�.
- Wiedzia�em, �e ju� kiedy�, w jakiej� innej Sytuacji, spotka�em si� z
nazwiskiem
Harry Berg. Czeka�a.
Wygl�da�o na to, �e przyznanie si� do czegokolwiek przychodzi�o mu z najwi�kszym
trudem.
- Przejrza�em troch� starych raport�w - m�wi� dalej. - I w ko�cu znalaz�em.
Panno
Lyngmo, sprawa wygl�da powa�niej, ni� pocz�tkowo s�dzi�em. - Wiem o tym -
odrzek�a.
Spojrza� na ni� pytaj�cym wzrokiem, lecz nie otrzyma� �adnego bli�szego
wyja�nienia. Niech �yje zimna wojna! zawo�a�a w my�lach Christine.
Komisarz kontynuowa� nieco �ciszonym g�osem: - Nazwisko Harry Berg pojawi�o si�
w pewnej sprawie przed dwoma laty. Pewna zamo�na pani nazwiskiem Grindheim
umieraj�c
pozostawi�a w spadku swojemu narzeczonemu Harry�emu Bergowi ca�y maj�tek.
Rodzina
z�o�y�a protest w s�dzie, wi�c on wspania�omy�lnie si� wycofa�, to znaczy
zrezygnowa� ze
spadku.
- Nie pasuje to raczej do wizerunku ��dnego pieni�dzy oszusta.
- Dlaczego nie? - spyta� Bakken. - Ludziom tego rodzaju nie zale�y na rozg�osie.
Nie
interesuj� ich procesy. Berg mieszka� wtedy za granic�, wi�c na miejscu
reprezentowa� go
adwokat.
- To znaczy, �e nikt nie widzia� jego ohydnej g�by? By� mo�e nie nale�a�o u�ywa�
takich okre�le� w obecno�ci komisarza policji. Bakken chrz�kn�� zak�opotany.
- Najwyra�niej nikt. A teraz chcia�bym us�ysze�, do czego pani uda�o si� doj��.
Christine opowiedzia�a mu o wszystkim: o osiemnastu tysi�cach koron pani
Melander
i miesi�cznym wyje�dzie Harry�ego do Anglii, a tak�e - po pewnym wahaniu - o
nag�ej
�mierci Ellen.
S�ucha� w skupieniu, nie zadaj�c �adnych pyta�, a jego szarobr�zowe surowe oczy
przez ca�y czas skierowane by�y na ni�. Chrstine czu�a si� nieswojo. Nie chcia�a
spuszcza�
wzroku, ale nie by�a przyzwyczajona, by kto� tak badawczo i ch�odno si� jej
przygl�da�.
Trzymaj�c d�onie na kolanach, nerwowo wy�amywa�a palce. Mia�a przy tym nadziej�,
�e si�
nie czerwieni.
Gdy ju� wszystko opowiedzia�a, komisarz podni�s� s�uchawk� telefonu i zadzwoni�
na
posterunek policji w Drammen. Kr�tkimi, zwi�z�ymi zdaniami poprosi� o informacje
w
sprawie �mierci Ellen Smidt.
- Ach, tak, nie ma go... Kiedy wr�ci? Hmm... Czy mo�ecie w takim razie
sprawdzi�,
czy w ostatnim okresie �ycia podejmowa�a wi�ksze kwoty pieni�dzy lub dokonywa�a
innych
zmian na swoim koncie bankowym? Tak, prosz� zadzwoni� jak najszybciej.
Od�o�ywszy s�uchawk�, przez chwil� siedzia� pogr��ony w my�lach, po czym zwr�ci�
si� do Christine tak, jakby nagle przypomnia� sobie o jej istnieniu.
- Policja z Drammen obieca�a dok�adniej zbada� przypadek �mierci pani
przyjaci�ki,
ale cz�owiek, kt�ry si� tym zajmuje, jest dzisiaj nieobecny...
Zadzwoni� telefon. Komisarz ponownie podni�s� s�uchawk�. Christine usi�owa�a si�
domy�li�, o czym rozmawia, lecz okaza�o si� to nie�atwe, poniewa� jego kwestie
sk�ada�y si�
g��wnie ze s��w �aha� i �rozumiem�. By�o to do�� irytuj�ce dla osoby s�uchaj�cej
ukradkiem.
Wreszcie rozmowa dobieg�a ko�ca.
- Tak - zwr�ci� si� do Christine, lecz jego oczy wydawa�y si� przenika� j� na
wskro�
tak, jakby jej osoba nie mia�a absolutnie �adnego znaczenia.
- Wszystko wydaje si� do�� jasne. Na trzy tygodnie przed �mierci� Ellen Smidt
podj�a z konta trzydzie�ci tysi�cy koron. Wed�ug informacji uzyskanych od
kierownika
banku, kt�ry by� jej znajomym, zamierza�a wykorzysta� pieni�dze na urz�dzenie
domu.
Wszystkie niezb�dne zakupy mia� zrobi� jej narzeczony.
Christine chwyci�a si� za g�ow�.
- O, ludzka g�upoto! - zawo�a�a. - No, ale przecie� nie mog�a wiedzie�... �atwo
jest
ocenia� wszystko z zewn�trz.
W pomieszczeniu zapad�a cisza. Christine mia�a teraz okazj� przyjrze� si� bli�ej
profilowi Bakkena, kt�ry oceni�a jako niez�y, a tak�e w�osom g�stym, ciemnym i
kr�tko
przystrzy�onym. Komisarz m�g� mie� oko�o trzydziestu pi�ciu lat. Patrz�c na
niego odnosi�o
si� wra�enie, �e jest kawalerem. Poza tym nie spos�b by�o wyobrazi� sobie, by w
jego �yciu
mog�a istnie� kobieta. Czy ten m�czyzna m�g�by si� zakocha�? Nie, jego prywatny
�kodeks
post�powania policjanta� czego� takiego z pewno�ci� nie przewidywa�.
- Panno Lyngmo - odezwa� si� tak nieoczekiwanie, �e a� podskoczy�a na krze�le. -
Czy zechcia�aby pani pom�c nam odnale�� tego oszusta?
- Harry ego Berga? Z najwi�ksz� przyjemno�ci�! Ale jak mog�abym...?
- Czy jest pani zar�czona albo co� w tym rodzaju? - Nie.
- Wy�mienicie.
Wpatrywa� si� w ni� tak, jakby chcia� j� zahipnotyzowa�. Ona jednak nie
reagowa�a.
Denerwowa�a si� tylko troch�, czy wygl�da wystarczaj�co schludnie. Wiedzia�a, �e
nie
prezentuje si� najgorzej, mo�e tylko jest troch� nieciekawie ubrana.
Szaroniebieski sweter i
ciemnoniebieska sp�dnica, do tego buty podobne do tych, jakie nosz� piel�gniarki
w
szpitalach. Mia�a lekk� trwa�� na w�osach u�o�onych w do�� pospolit� fryzur�
typu �grzeczny
kucyk�, na paznokciach bezbarwny lakier, poza tym �adnego makija�u.
Wszystko bardzo poprawne, ale niezbyt inspiruj�ce.
Inspiruj�ce do czego? pomy�la�a z lekkim odcieniem goryczy.
Bakken zdawa� si� nie zwraca� uwagi na jej my�li o samej sobie, a zreszt� w jaki
spos�b mia�by to okaza�? Christine spojrza�a mu prosto w oczy z
nieprzeniknionym,
niewinnym wyrazem twarzy.
Jego nast�pne s�owa by�y dla niej ca�kowitym zaskoczeniem.
- Czy odwa�y si� pani zosta� nast�pn� ofiar�? zapyta� powoli. - Zamie�ci pani
og�oszenie, jak pani Melander, i pozwoli si� pani uwie�� tak, aby�my mogli
z�apa� tego
cz�owieka?
Przez chwil� siedzia�a w milczeniu, pr�buj�c przetrawi� to, co powiedzia�.
- Moim zdaniem - kontynuowa� - jest to dla nas jedyna mo�liwo��, by go odnale��.
Najwyra�niej zako�czy� ju� spraw� z pani� Melander, a zacieranie za sob� �lad�w
wychodzi
mu bardzo dobrze. Wyszukanie i sprawdzenie wszystkich m�czyzn o nazwisku Harry
Berg
jest praktycznie nie do pomy�lenia, szczeg�lnie �e w rzeczywisto�ci mo�e si� on
nazywa�
zupe�nie inaczej.
- Pani Melander m�wi�a, �e on mieszka w Oslo. - Nic nam to nie daje. Nie mo�na
powiedzie�, �eby cz�sto trzyma� si� prawdy. Ale jest jeszcze co� innego. Nikt
nie z�o�y� na
niego formalnego doniesienia...
- W takim razie robi� to teraz ja - powiedzia�a Christine zdecydowanym tonem. -
Mog� to chyba zrobi� jako przyjaci�ka Ellen Smidt?
Komisarz natychmiast zacz�� wype�nia� odpowiedni formularz. To si� nazywa
efektywno�� dzia�ania, pomy�la�a z lekk� niech�ci�.
- Oczywi�cie niezw�ocznie przes�uchamy pani� Melander - odezwa� si�, nie
przerywaj�c pisania. Chocia� nie s�dz�, by okaza�a si� szczeg�lnie pomocna. Nie,
my�l�, �e
uda nam si� go z�apa� tylko w przypadku, gdy postanowi pope�ni� kolejne
oszustwo. Jak tam,
zdecydowa�a si� pani?
- No c� - odrzek�a, prostuj�c si� na krze�le. Mam wi�c udawa� bogat� dam�,
kt�ra
desperacko poszukuje m�skiego towarzystwa. Ale je�eli nawet po�knie haczyk, to
czy nie
b�dzie chcia� sprawdzi� mojego rzeczywistego stanu maj�tkowego?
- A jest pani zamo�na?
- Ale� sk�d! Nie mam nawet ksi��eczki czekowej. Spojrza� na ni� takim wzrokiem,
jakby by�a stworzeniem z innej planety. C� m�g� wiedzie� o pozbawionych
w�asnych
dochod�w c�rkach opiekuj�cych si� starymi rodzicami?
Uzna�a, �e nie musi si� niczego na ten temat dowiadywa�.
- No to dostanie pani ksi��eczk� czekow� - zadecydowa�. - Z�o�ymy w banku
depozyt
na pani nazwisko, powiedzmy nieoczekiwany spadek. Prosz� jednak pami�ta�, �e to
pieni�dze pa�stwowe ostrzeg� surowo. - B�dzie wi�c pani tak dobra i nie zakocha
si� w
naszym przyjacielu Harrym Bergu.
- No wie pan! - zawo�a�a z oburzeniem w g�osie. - Poza tym b�dzie to tylko
fikcyjna
suma. Nie b�dzie mia� �adnej szansy zdobycia tych pieni�dzy.
Fakt, �e komisarz nie wierzy�, i� b�dzie w stanie zapanowa� nad sob�, Christine
wr�cz
uw�acza�. Spojrza� na ni� z lekk� dezaprobat�.
- Wygl�da pani zbyt dobrze - oceni� z wyrzutem. - Zbyt dobrze, �eby musia�a pani
szuka� towarzystwa w taki spos�b. Ponadto jest pani za m�oda. Ile w�a�ciwie ma
pani lat?
Nie mia�a nic przeciwko temu, by poinformowa� t� zimn� ryb� o swoim wieku.
- Trzydzie�ci dwa.
- Ach, tak, doprawdy? - rzuci� oboj�tnie. - No dobrze, niech b�dzie...
Zabra� si� ponownie do pisania.
- Chwileczk� - powiedzia�a Christine. - Mam nadziej�, �e nie b�d� musia�a
nigdzie
wychodzi� lub wyje�d�a�, by spotka� tego... m�czyzn�.
- Naturalnie powinna si� pani z tym liczy�. Musimy mie� sposobno��, by go uj��.
- To wykluczone. Prosz� o wszystkim zapomnie�. Wsta�a, zbieraj�c si� do wyj�cia.
- Nie, nie, prosz� siada�! - zawo�a� tak poirytowany, �e automatycznie usiad�a z
powrotem. - O co pani chodzi? Wsp�lne wyj�cie do restauracji lub co� w tym
rodzaju nie
stanowi chyba wielkiego niebezpiecze�stwa?
- Nie mog� opuszcza� domu. Musz� si� kim� opiekowa�.
- Dziecko?
- Nie! - zawo�a�a czerwieni�c si� ze z�o�ci. - Moja matka. Sama nie da sobie
rady.
Bakken wypu�ci� z r�ki pi�ro i odchyli� si� na oparcie krzes�a.
- Od dawna si� pani ni� zajmuje? Christine spu�ci�a wzrok.
Matk� nie, ale m�j ojciec chorowa� ci�ko przez wiele lat. Umar� ca�kiem
niedawno.
- No tak, rozumiem - zabrzmia�o to tak, jakby otrzyma� odpowied� na wiele
nurtuj�cych go pyta�. - Nic nie szkodzi, zajmiemy si� tym, gdy zajdzie taka
potrzeba. To
znaczy pani matk�. Ale wr��my do og�oszenia - zmieni� temat. - Jak si� pani
podoba co�
takiego: �Na co nam wszelkie dobra tego �wiata, je�li nie mo�emy si� nimi z kim�
podzieli�?
Samotna, finansowo niezale�na pani, 32 lata, przystojna, pragnie pozna�
sympatycznego pana
w podobnej sytuacji i w stosownym wieku. Odpowiedzi dla Samotnej�. - Ja nigdy
bym
czego� takiego nie napisa�a - po wiedzia�a z niesmakiem - ale przypuszczam, �e
jest to
dostatecznie idiotyczne, by zwabi� Harry�ego Berga. Prosz� tylko skre�li�
�przystojna�. To
nie odpowiada prawdzie, brzmi jak przechwa�ka, a ponadto jest w tej sytuacji
zupe�nie
nieistotne.
Rzuci� jej szybkie spojrzenie, najwyra�niej zamierzaj�c co� powiedzie�, ale w
ostatniej chwili si� powstrzyma�.
- Jak pani chce. Prosz� zamie�ci� og�oszenie w jutrzejszej gazecie. Niech pani
przyjdzie tu z pokwitowaniem, to zwr�cimy pani pieni�dze. I prosz� mnie
zawiadomi�, jak
tylko otrzyma pani jakie� odpowiedzi.
Podnios�a si� do wyj�cia.
- A je�li nie chwyci przyn�ty?
- B�dzie to znaczy�o, �e nie istnieje �aden Harry Berg. Albo raczej, �e jest
trzech
niewinnych m�czyzn o tym samym nazwisku. Prosz� si� nie denerwowa�. Na pewno
si� na
to z�apie.
Jego absolutne przekonanie o powodzeniu akcji nie podzia�a�o na Christine
uspokajaj�co, lecz przynajmniej w ich wzajemnych kontaktach pojawi� si� teraz
element
napi�cia.
Christine w�o�y�a r�kawiczki.
- Czy powie mi pan co� wi�cej na temat �mierci Ellen?
- Oczywi�cie. Przes�uchamy jej wszystkie przyjaci�ki. Chocia� w�tpi�, by kt�ra�
z
nich widzia�a z bliska jej �narzeczonego�. Takie typy s� najcz�ciej bardzo
ostro�ne i nie
podejmuj� zbytecznego ryzyka...
Otworzy� Christine drzwi. M�czy�ni zwracali na ni� tak ma�o uwagi, �e odebra�a
to
jak drobny komplement pomimo faktu, i� w gr� wchodzi� tu tak nieprzyst�pny i
zachowuj�cy
oboj�tno�� cz�owiek jak komisarz Bakken.
Kiedy znalaz�a si� na ulicy, uderzy� j� podmuch silnego wiatru. Zadr�a�a z
zimna, a
mo�e z niepokoju...
Polowanie na Harry�ego Berga si� zacz�o.
ROZDZIA� III
Pi�� dni p�niej ze skrzynki na listy wypad�a du�a, ci�ka koperta z firmowym
nadrukiem gazety. Christine rozerwa�a j� niecierpliwie.
Sze�� odpowiedzi na og�oszenie. Rezultat nie by� najgorszy.
Poczucie obowi�zku zwyci�y�o nad ciekawo�ci�. Zadzwoni�a do komisarza Bakkena.
- Tu Christine Lyngmo. Dosta�am pierwsze odpowiedzi na moje og�oszenie. Mam je
przeczyta� sama, czy te� stanowi� w�asno�� pa�stwow�?
- Hmm, czy mog�aby pani przyj�� tu z nimi? Mogliby�my przeczyta� je razem. Co
pani na to?
- Osobi�cie nie jestem nimi szczeg�lnie zainteresowana.
- Rozumiem - powiedzia� z wahaniem. - Ale z drugiej strony ich nadawcy liczyli
na
dyskrecj�. Zosta�y przecie� napisane do pani. Nie s�dz�, by autorzy byli
zachwyceni faktem,
�e policja dowiaduje si� o ich najg��bszych uczuciach.
- Nie, naturalnie. Nie przysz�o mi to do g�owy b�kn�a zawstydzona. - Mo�e
raczej
powinnam...
- Prosz� przyjecha� z listami do mnie - zadecydowa� za ni�. - Jestem wcieleniem
dyskrecji. Oczywi�cie je�eli mo�e pani wyj�� teraz z domu. Christine zawaha�a
si�.
- To nie b�dzie �atwe, ale...
- Wy�l� do pani piel�gniark� policyjn� - postanowi� szybko. - Ja nie mog� w tej
chwili
opu�ci� komisariatu.
Od�o�y� s�uchawk�, zanim zd��y�a zaprotestowa�. Christine stan�a przed lustrem
i
spojrza�a na siebie krytycznym wzrokiem. Po chwili dobieg� j� odg�os krok�w na
schodach.
Rozumiem, dlaczego wybra� mnie na potencjaln� ofiar�, pomy�la�a z gorycz�. Ten
sweter rzeczywi�cie nie jest szczeg�lnie podniecaj�cym strojem. Przypominam
raczej
podstarza�� kwok� gor�czkowo szukaj�c� kontaktu z m�czyznami, zanim b�dzie ju�
na to za
p�no.
Nie, przebior� si� w eleganck� bluzk�.
Zacz�a pospiesznie zdejmowa� ubranie. W�a�nie wtedy rozleg� si� dzwonek u
drzwi.
Do licha, pomy�la�a Christine. Z nieco potarganymi w�osami posz�a otworzy�. Na
progu sta�a m�oda, pi�kna i energiczna policjantka. Wiara w sam� siebie spad�a u
Christine do
zera.
- Dzie� dobry, prosz� wej�� - wymamrota�a pod nosem. - Moja matka w�a�nie �pi,
ale
to bardzo mi�o z pani strony, �e zechcia�a pani przyj�� na wypadek, gdyby si�
obudzi�a.
- Oczywi�cie. Czy jest co�, o czym powinnam wiedzie�?
Christine wyja�ni�a, �e matka zachowuje si� czasem w szczeg�lny spos�b, i
udzieli�a
piel�gniarce kilku wskaz�wek, po czym wysz�a, w dalszym ci�gu ubrana w ten sam
stary
sweter. Zd��y�a jedynie nieco uporz�dkowa� fryzur�, narzuci� na siebie sw�j
pi�cioletni
zimowy p�aszcz i w�o�y� botki na niskim obcasie.
Wygl�dam �a�o�nie, pomy�la�a spogl�daj�c ostatni raz w lustro.
Niepotrzebnie martwi�a si� swoim wygl�dem. Kiedy wesz�a do gabinetu, komisarz
Bakken nie oderwa� si� nawet od pracy i pozdrowi� j� s�owami wyra�aj�cymi
zupe�ny brak
zainteresowania.
- Ach, to pani - rzuci�, si�gaj�c po kolejny dokument le��cy na biurku. - Prosz�
siada�
- skin�� w kierunku tego samego skrzypi�cego krzes�a, na kt�rym siedzia�a
ostatnio.
Christine mia�a w ka�dym razie okazj� w�asnor�cznie otworzy� listy. Nie jest
�le,
pomy�la�a kwa�no. Oj, chyba znowu jestem z�o�liwa. Mo�emy przeczyta� je razem.
Pierwszy list zaczyna� si� s�owami: Cze��, Kotku!
Odrzu� na bok wszystkie stare smutki. Oto ch�opak, kt�ry zajmie si� Twoim
�yciem.
- I moimi pieni�dzmi - zamrucza�a pod nosem. Nie ma chyba sensu czyta� tego do
ko�ca? Rzuci�a szybko wzrokiem na podpis i od�o�y�a list na biurko.
- Nast�pny! - rzuci� rozkazuj�co komisarz Bakken. List by� od wdowca w wieku
sze��dziesi�ciu siedmiu lat, kt�ry oferowa� jej wy�ywienie i mieszkanie oraz
opiek� nad spor�
gromadk� dzieci.
- Gratuluj� gospodyni domowej i towarzyszce do ��ka, a do tego z w�asnym
maj�tkiem - powiedzia� sucho Bakken. - To nie jest typ, jakiego szukamy. - Nie,
oczywi�cie -
b�kn�a.
Bakken zwr�ci� uwag�, �e na jego s�owa o towarzyszce do ��ka dziewczyna si�
zaczerwieni�a. Obrzuci� j� zdziwionym spojrzeniem. Christine by�a w stanie
wyobrazi� sobie
jego my�li: �M�j Bo�e, czy�by a� tak pragn�a tego rodzaju prze�y�?� Gdyby tak
mog�a
przywo�a� go do porz�dku kilkoma pe�nymi wy�szo�ci s�owami na temat ca�ych
t�um�w
wielbicieli!
Niestety, to nierealne.
Rozci�li kolejn� kopert�. Christine otworzy�a usta, by przeczyta� list, lecz
zamiast
tego zmi�a kartk� gwa�townym ruchem, wzdychaj�c g��boko.
- Nie!
- Ale� tak, czy mog� zobaczy�?
- Nie, nie warto sobie zawraca� g�owy.
Jego twarz przybra�a wyraz zdecydowania. Wyci�gn�� r�k� po list. Poda�a mu go
niech�tnie.
- �e te� ludzie mog� pisa� co� takiego - powiedzia�a patrz�c w bok.
Bakken nie wydawa� si� jednak szczeg�lnie poruszony. - Ach, widywali�my tu
gorsze
rzeczy.
- Ohyda!
- No c�, nie by�o to przyjemne - przyzna�, chowaj�c kartk� do koperty. - Prosz�
o
tym zapomnie�, panno Lyngmo. Na �wiecie jest wielu zbocze�c�w, kt�rzy tylko
szukaj�
sposobno�ci, by napisa� do kogo� podobne �wi�stwa. Oczywi�cie anonimowo. Nigdy
si� nie
podpisuj�. Ten nie chcia� si� z pani� spotka�, tylko sobie ul�y�.
Wzi�a g��boki oddech i ponownie zwr�ci�a si� w stron� komisarza.
- Rozumiem. Mo�emy bra� si� za nast�pny. Bakken spojrza� na ni� badawczo.
- Zaczynam si� zastanawia�, czy nie jest pani troch� zbyt wra�liwa na tego
rodzaju
gr�...
- Nic podobnego - zaprzeczy�a pospiesznie. - Nie przywyk�am tylko do takich
rzeczy.
Otworzy�a czwarty z kolei list i dopiero teraz poczu�a si� naprawd�
nieprzyjemnie.
List by� mianowicie bardzo osobisty i szczery.
Mila Nieznajoma!
Nie byto mi larwo zebra� si� na odwag� i napisa� do Pani. Jednak�e nasze losy
wydaj� si� bardzo podobne, a Pani og�oszenie zapali�o dla mnie w ciemno�ciach
malutkie
�wiate�ko. Ja te� jestem samotny i trwa to ju� od d�u�szego czasu z powodu mojej
choroby.
Podobnie jak Pani jestem finansowo niezale�ny, ale nie miewam zbyt wielu okazji,
by
spotyka� si� z innymi lud�mi. Prosz� nie my�le� o mnie �le i nie gniewa� si� na
mnie, �e
o�mieli�em si� do Pani napisa�...
- Do�� tego - powiedzia�a Christine ze wsp�czuciem - Nie chc� ju� w tym bra�
udzia�u. To przecie� na�miewanie si� z innych ludzi. Ten biedny cz�owiek jest
szczery, a
zarazem niezwykle nie�mia�y i niepewny. A ja przecie� mu nigdy nie odpisz�.
Dalsze s�owa listu brzmia�y:
Nie b�d� ju� wi�cej pisa� tym razem, ale gdyby zechcia�a Pani mi odpowiedzie�,
by�oby to... Odwr�ci�a kartk� i jej wzrok pad� na podpis w tej samej chwili, w
kt�rej dostrzeg�
go komisarz Bakken. Oboje zareagowali r�wnie gwa�townie.
List by� podpisany przez Harry�ego Berga.
- No tak, zna si� na rzeczy - odezwa�a si� Christine, gdy przysz�a do siebie. -
Da�am
si� nabra�.
- Adres na poste restante, Oslo 1. Nie m�g� by� ju� bardziej og�lny.
Dla porz�dku przeczytali jeszcze dwa pozosta�e listy, ale okaza�y si� one
zupe�nie
normalne i nic nowego nie wnios�y.
- Zniszcz� wszystkie listy i zapomn� nazwiska