9938

Szczegóły
Tytuł 9938
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9938 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9938 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9938 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ken MacLeod Dywizja Caccini Spogl�daj�c wstecz Nadal istniej� nieruchome fotografie kobiety, kt�ra pewnego wcze- snoletniego wieczora dwa tysi�ce trzysta trzeciego roku zjawi�a si� nieproszona na przyj�ciu wydanym na tarasie obserwacyjnym Casa Azores. Przedstawiaj� j� absurdalnie m�od� - wygl�da na jakie� dwadzie�cia lat, co jest niespe�na jedn� dziesi�t� jej prawdziwego wieku - i wysok�; mi�nie wyhodowane na roztworach izoto-nicznych i nie znaj�ce wp�ywu grawitacji; w�osy niczym, czarna mg�awica; ciemna sk�ra, sko�ne oczy, sp�aszczony nos i cienkie wargi, ukazuj�ce w u�miechu szerokie bia�e z�by. Niesie w prawej r�ce idealn� kopi� Lagrange 2046. Lew� trzyma zgi�t�, na wskazuj�cym palcu dynda jej �akiecik w kolorze starego z�ota, takim samym, jak sukienka, kt�rej sp�dnica, niemal pe�ne ko�o, faluje wok� kostek. Na jej prawym nagim ramieniu siedzi co�, co wygl�da jak ma�a ma�pka. Co� b�ysn�o. Zamruga�am powiekami, by usun�� sprzed oczu obr�czki �wiat�a i spiorunowa�am wzrokiem m�odzie�ca w kobalto-woniebieskiej pi�amie, kt�ry opu�ci� r�k� trzymaj�c� skrzynkowaty aparat z obiektywami i blendami, rzuci� mi zdawkowy przepraszaj�cy u�miech i znikn�� w t�umie. Opr�cz niego nikt nie zauwa�y� mojego nadej�cia. Cho� platforma mia�a dobre sto metr�w kwadratowych, go�cie z trudem si� mie�cili - ci, kt�rzy skorzystali z zaproszenia. Naturalny rytm wieczoru, odp�yw i przemieszczanie si� ludzi w bar- -7- dziej intymne otoczenie, mia� z czasem przynie�� ulg�, ale jeszcze nie teraz. Miejsca starcza�o jednak na rozmaite rozrywki: przytulane ta�ce, jedzenie w t�oku, picie z doskoku, zapalczywe rozmowy; a tak�e na zabawy biegaj�cej pomi�dzy go��mi zaskakuj�co licznej gromadki dzieci. Sprytnie zogniskowany system audio zadowala� wymagania wszystkich grup. Ubrania spe�nia�y wymogi wieczornego przyj�cia, lu�ne i faluj�ce, lecz bliskie cia�a: kobiety w sari lub koszulkach, m�czy�ni w garniturach-pi�amach lub powa�nych togach i p�aszczach. Dominowa�y kolory morskiego jedwabiu, zielenie, b��kity, czerwienie i biele. Moja suknia, aczkolwiek rzucaj�ca si� w oczy, by�a ca�kowicie stosowna na t� okazj�. Centrum tarasu zajmowa� szeroki na dziesi�� metr�w s�up szybu powietrznego. Gdzie� w jednej z tych grup, rozmawiaj�cych przy akompaniamencie szumu powietrza, znajdowa�a si� para go�ci honorowych przyj �cia - ludzie, z kt�rymi musia�am porozmawia�, cho�by przez chwil�. Nie by�o sensu si� przedziera�; jak wszyscy, kt�rym na tym zale�y, z czasem do nich dotr�, niesiona przez t�um. Ruszy�am do sto�u z drinkami, postawi�am butelk� i wzi�am kieliszek bia�ego Mar� Imbrium. Po pierwszym �yku wiedzia�am ju�, �e jest bardzo wytrawne. Skrzywi�am si� lekko i napotka�am u�miech pe�en zrozumienia. Nale�a� do m�czyzny w b��kicie, kt�ry jako� zdo�a� przedrze� si� ku mnie. - Nie jeste� przyzwyczajona? Wi�c wiedzia� lub odgad�, sk�d przyby�am. Przyjrza�am mu si� ostentacyjnie przy drugim �yku. By� autentycznie m�ody, w przeciwie�stwie do mnie. Ca�kiem przystojny, w anglo-s�owia�skim typie, ciemny blondyn ze zmierzwionymi w�osami i r�ow�, wygolon� twarz�; szerokie ko�ci policzkowe, niebieskie oczy. Prawie tak wysoki jak ja - wy�szy, gdybym zdj�a szpilki. Dziwaczny aparat wisia� mu na pasku na szyi. - W�dka Kometa bardziej mi smakuje - powiedzia�am. Przekaza�am kieliszek w czarne pazurki ma�powatej istoty i wyci�gn�am r�k�. - Ellen May Ngwethu. Mi�o mi, s�siedzie. - Stephan Vrij - odpar�, potrz�saj�c moj�d�oni�. - Mnie r�wnie�. Przyjrza� si� oddanemu kieliszkowi. - Inteligentna ma�pka. - Aha - mrukn�am. Inteligentny kombinezon, prawd� m�wi�c, lecz tutejsi byli do�� dra�liwi wobec takich wynalazk�w. - Jestem przedstawicielem komitetu blokowego - ci�gn�� - i dzi� mam za zadanie wita� nieproszonych i nieoczekiwanych go�ci. - Ach, dzi�ki. I o�lepia� ich �wiat�em? - To aparat fotograficzny - wyja�ni�, wa��c go w d�oni. - Sam go zrobi�em. Wtedy to po raz pierwszy ujrza�am aparat fotograficzny widzialny go�ym okiem. Moje zainteresowanie nie do ko�ca by�o udane, cho� przede wszystkim chcia�am odwr�ci� uwag� od siebie; po paru minutach wyja�nie� na temat celuloidowych klisz i g��bi ostro�ci m�czyzna nie wydawa� si� zdziwiony, �e moje szkliste spojrzenie odp�yn�o od niego. U�miechn�� si� i powiedzia�: - Dobrej zabawy, Ellen. Id� czeka� na innych. - Na razie. - Spojrza�am za nim, kiedy przepycha� si� przez t�um do drzwi. A zatem moj e zdj ecie pojawi si� w blokowej gazetce. Zobaczy mnie sto tysi�cy os�b. S�awa. Ale nie a� taka, �ebym si� ni� martwi�a. To �rodek Atlantyku i �rodek ko�ca �wiata. Casa Azores sta� (stoi? Ma�o prawdopodobne - b�d� u�ywa� czasu przesz�ego, cho� to boli) na Graciosie, ma�ej wysepce w archipelagu na P�nocnym Atlantyku, kt�ry jest (by� mo�e nadal) ziemskim oceanem. Totalny koniec �wiata, do tego stopnia, �e nawet z tarasu obserwacyjnego na wysoko�ci kilometra nie mo�na by�o dostrzec pobliskich wysp. Niebo i morze pewnie zrobi�yby na mnie wra�enie, lecz owego wieczora wszystkie wielkie okna odbija�y jedynie �wiat�o z wn�trza. Winda, z kt�rej wysz�am, znajdowa�a si� na skraju pomieszczenia, a ja musia�am w ci�gu najbli�szych godzin dosta� si� na jego �rodek. Zrobi� to, kiedy t�um troch� si� przerzedzi, lecz zanim wszyscy b�d� zbyt zm�czeni, �eby my�le�. Osuszy�am kieliszek, wzi�am butelk� dobrej starej Sto licznej, poda�am ma�pce par� kieliszk�w i zabra�am si� do dzie�a. - Sama w sobie nanotechnologia jest w porz�dku - wyja�nia�a ma�a i bardzo zapalczywa malarka. - No bo mo�na widzie� atomy, tak? Kurcz�, a tam mo�esz je poczu�, poruszy� i razem zestawi�. Same mechaniczne wi�zania a� do palc�w. I do ekranu, dla �cis�o�ci. Ale te elektroniczne kwantowe cholerstwa s�, no wiecie, przera�aj�ce... Mia�a innych s�uchaczy. Posz�am dalej. -9- - Jeste� z kosmosu? Super. Ja pracuj� z lud�mi na orbitach. Robimy porz�dek. Powiedzmy, �e masz gdzie� wybuch replikator�w, naturalnych lub nano, jaka to r�nica... Przed czyszczeniem trzepiemy ewa-kuzon�, raz �eby sprawdzi�, �e nikt nie zosta�, dwa - �eby si� przyjrze� i spisa� wszystko, co ma i�� w choler�. Nie masz du�o czasu, jeste� w kombinezonie izolacyjnym, kt�ry musisz zniszczy� z oczywistych przyczyn - zbiera wi�kszo�� w�osk�w z cia�a - ale i tak du�o widzisz, czujesz i s�yszysz, nawet przez kilka godzin albo dni, zale�y jak szybko rozprzestrzenia si� wybuch, a w promieniu dziesi�tek kilometr�w nie ma nikogo innego. Wiesz co, za ka�dym razem znajdowa�em gatunek, kt�rego nie ma w banku. Czasami nawet rodzaj. Nieznany nauce, jak m�wi�. Sko�czy�y mi si� dziewczyny, na cze�� kt�rych je nazywa�em, wi�c musia�em si� przerzuci� na krewnych. A ty si� nagle pojawiasz, siadasz w okularach i przygl�dasz si� czyszczeniu. S�owo, chcia�bym zobaczy� b�ysk, to prawie tak samo fajne, jak grzyb atomowy. Ekolog zamilk� i zaci�gn�� si� nargile. Nie skorzysta�am z zaproszenia. Westchn��. - Kiedy wok� nie ma nikogo... musisz pokocha� to sam na sam z przyrod�. By�am ju� w po�owie drogi do centrum pomieszczenia. Chcia�am zaproponowa� temu naukowcowi w odlotowym nastroju setk� w�dki, ale ma�pka zd��y�a w chwili nieuwagi po�re� ostatni wolny kieliszek. Facet si� nie obrazi�. Zapewni� mnie, �e pami�ta, jak si� nazywam i �e kiedy� nazwie na moj� cze�� jakiego� �uczka lub bakteri�. Zda�am sobie spraw�, �e ja za to nie znam jego nazwiska. Mo�e mi si� nie przedstawi�... a mo�e te� troch� odlecia�am, jako bierny palacz, ma si� rozumie�. Podzi�kowa�am mu i posz�am da- lej. -1 nie r�b tego wi�cej - mrukn�am. - Zwr�cisz na nas uwag�. Zimna �apka musn�a moje ucho, a cichy, brz�cz�cy g�os powiedzia�: - Mamy ma�o krzemian�w. Podrapa�am pseudozwierzaka za uchem. Mia�am nadziej�, �e nikt nie zauwa�y� ruchu moich warg. Poczu�am nag�y skurcz g�odu i potrzeb� wypicia porcji rozja�niaj�cej umys� kawy, wi�c zatrzyma�am si� przy najbli�szym bufecie. Kobieta w poplamionym bia�ym fartuchu na wspania�ym zielonym sari na�o�y�a chochl� na m�j talerz gor�ce ma��e w sosie pomidorowym (prawdziwe, je�li to kogo� interesuje. Na pewno, jeszcze teraz na samo wspomnienie do ust nap�ywa mi �linka). Wzi�am kieliszek bia�ego wina. Zauwa�y�am -10- puste krzes�a, wi�c usiad�am. Kobieta w sari te� usiad�a po drugiej stronie sto�u i zacz�a rozmow�. - Pogada�am w�a�nie z naszymi honorowymi go��mi - oznajmi�a. M�wi�a z nietypowym akcentem. - Jacy interesuj�cy! Sztuczna kobieta i m�czyzna z gwiazd! I w pewnym sensie wskrzeszony z martwych. - Spojrza�a na mnie przenikliwie. - Mo�e ich znasz, skoro jeste� przestrzeniowcem? U�miechn�am si� do niej. - Jak to si� dzieje, �e wszyscy mnie rozszyfrowuj�? - Przez sukienk�, s�siadko. Z�oty oznacza kosmos, prawda? To nie jest nasz kolor. - Oczywi�cie - mrukn�am. Przez chwil� wydawa�o mi si�, �e rozpozna�a kombinezon kosmiczny. Gdy tak m�wi�a, przyjrza�am si� jej ruchom i mimice i zrozumia�am z ca�� pewno�ci�, �e dawno ju� przekroczy�a drugie stulecie. Nie mo�na by�o jej oszuka�. Patrzy�a wprost na mnie, a jej oczy l�ni�y pod czarn� wie�� w�os�w. - Z�oto to bardzo u�yteczny metal - zauwa�y�a. - Lenin s�dzi�, �e b�dziemy z niego robi� nocniki... Roze�mia�am si�. - Nie by� to jego jedyny b��d! Odpowiedzia�a znacznie ch�odniej ni� poprzednio: - Nie pope�ni� ich wiele, a te, kt�re pope�ni�, stanowi� przeciwie�stwo tego co... co zazwyczaj si� mu zarzuca. Zanadto ceni� ludzi, jako jednostki i zbiorowo��. Ale - doda�a z zadowoleniem -niekt�rzy z nas nadal rewan�uj� si� mu szacunkiem. Wreszcie rozpozna�am jej akcent. - Po�udniowa Afryka? Kraj zamieszkany przez nieuleczalnie konserwatywny nar�d. W�r�d nich trafiali si� prawdziwi komuni�ci. -Naturalnie, s�siadko! -U�miechn�a si�. - Atyjeste�... nie, nie m�w... nie z okolic Ziemi... nie Lagrange... nie Ksi�yc i nie Mars, to pewne. - Zmarszczy�a brwi i przyjrza�a si� mi, kiedy podnosi�am kieliszek; potem omin�a mnie wzrokiem, by� mo�e przypominaj�c sobie, jak podchodzi�am do sto�u. Ocenia�a moje odruchy. - Tak! - Klasn�a w r�ce. - Dziewczyna z Callisto, prawda? A to znaczy... Jej oczy rozszerzy�y si� nieznacznie, brwi drgn�y. - Tak - przyzna�am cicho. - Dywizja Cassini. I tak, widzia�am ju� twoich go�ci honorowych. - Mrugn�am najdelikatniej jak mo�- -11- na i zrobi�am nieznaczny ruch palcami, si�gaj�c po kromk� chleba. By� zauwa�alny mo�e dla jednej na sto os�b. Zrozumia�a mnie, u�miechn�a si� i zacz�a m�wi� o czym innym. Dywizja Cassini... W astronomii znana jest ciemna szczelina w pier�cieniach Saturna. Nosi nazw� przerwy Cassiniego. W astronautyce epoki heliocenu Dywizja Cassini by�a dumnie brzmi�c� nazw� - pierwotnie nadan� dla �artu - oddzia�u wojskowego z pier�cienia Jowisza, prawdziwej bandy spod ciemnej gwiazdy. Wiecie o pier�cieniu Jowisza, ale dla nas by� on czym� wi�cej ni� wyj�tkowym produktem in�ynierii planetarnej - by� nieustannym przypomnieniem o pot�dze wroga, naszym Guantanamo, Murem Berli�skim. (Odszukajcie je. Historia Ziemi. Istniej� akta.) Dywizja Cassini by�a jednostk� uderzeniow� Unii Solarnej, kolektywnym ciosem w twarz wroga. W naszym bezklasowym spo�ecze�stwie stanowi�a odpowiednik elity; w powszechnej anarchii najbardziej przypomina�a pa�stwo; we wsp�lnocie maj�tkowej posiada�a najwi�ksze bogactwa. Rekruci zg�aszali si� sami, ale niewielu z nich potrafi�o sprosta� wymogom. W kategoriach uzbrojenia Dywizjaby�a zdolna rozbi� w puch wszystkie pa�stwa Ziemi i jeszcze by jej zosta�o troch� broni, �eby postrzela� dla rozrywki po po�udniu. Za bogactwa, kt�re posiada�a, mog�aby kupi� wszystko na Ziemi - za czas�w, gdy �wiat mia� jeszcze w�a�cicieli - i ci�gle by�a gotowa do wymiany, oddania pi�knym za nadobne, do przeciwstawienia pot�nej ludzkiej si�y s�abowitemu gniewowi bog�w. Innymi s�owy... Dywizja zjawi�a si�, by skopa� ty�ek tym istotom, kt�rymi stali si� ludzie, tym postludziom. Co zrobili�my. (I... tak. Nadal jestem z tego dumna.) Kobieta z Po�udniowej Afryki mog�a sobie mie� nies�ychane pogl�dy na temat W�odzimierza Iljicza, ale okaza�a si� �star� towarzyszk�". Cho� Mi�dzynarod�wka dawno rozp�yn�a si� w Unii, jej byli cz�onkowie zachowali dawne kontakty. Masoneria weteran�w. Nigdy tego nie pochwala�am, ale tutaj mi pomog�o. Kobieta przedstawi�a mnie przyjacielowi, kt�ry przedstawi� mnie sw�j emu przyjacielowi, no i jako� posz�o. Za milcz�c� zgod� przekazywali mnie sobie, transportuj�c przez t�um o wiele szybciej, ni� zdo�a�abym tego -12- dokona� o w�asnych si�ach. Zaledwie p� godziny po tym, jak dopi�am kaw�, znalaz�am si� w ma�ej grupce ludzi, w �cis�ym pier�cieniu otaczaj�cym go�ci specjalnych: sztuczn� kobiet� i m�czyzn�, kt�ry wr�ci� z gwiazd i spomi�dzy umar�ych. Jeszcze po pi�ciu latach od przyjazdu �ci�gali t�umy-tym bardziej, �e rzadko si�udzielali. Woleli �y� spokojnie, gaw�dz�c z przypadkowo spotkanymi lud�mi. Sztuczna kobieta nazywa�a si� Meg. Nie wygl�da�a na sztuczn� i rzeczywi�cie, jej cia�o - o ile mi wiadomo, sklonowane z cia�a jakiej� od dawna nie�yj�cej malezyjsko-ameryka�skiej gwiazdy porno - by�o pod pewnym wzgl�dem o wiele bardziej naturalne ni� moje. Tylko jej osobowo�� by�a sztucznym tworem. By�a pod ka�dym dostrzegalnym wzgl�dem ludzka, lecz -jak sama zawsze podkre�la�a - obdarzona najwy�szej klasy autentyczn� sztuczn� inteligencj�. Ta ma�a, �adna kobietka o par� krok�w ode mnie, elegancko �mi�ca papierosa z prawdziwego tytoniu, kobietka z czarnymi w�osami si�gaj�cymi pasa, ubrana w d�ug� czarn� j edwabn� koszulk� i (o ile wzrok mnie nie myli�) absolutnie nic wi�cej, by�a jedyn� autonomiczn� SI na Ziemi. Niepokoj�ca my�l, gn�bi�ca mnie od naszego pierwszego spotkania. Autonomiczna SI jeszcze mnie nie zauwa�y�a. Spogl�da�a na swojego towarzysza, Jonathana Wilde'a-Cz�owieka, Kt�ry Powr�ci�. Wilde, jak zwykle, gada�; jak zwykle, macha� r�kami; jak zwykle, pali� tyto�, ohydny na��g, kt�ry wr�s� na sta�e w niego i w Meg. Wysoki, o ostrych rysach i garbatym nosie, z dono�nym g�osem. Zmieni� mu si� akcent, lecz nadal wydawa� mi si� dziwny. - .. .w�a�ciwie go nie spotka�em - m�wi� - widzia�em tylko w telewizji i przeczyta�em to, co wyda� w czasie Rewolucji Upadku. Szczerze m�wi�c, dziwi� si�, �e nadal si� o nim pami�ta. - Zrobi� przerw� i b�ysn�� przelotnym, krzywym u�miechem. - Zw�aszcza, �e o mnie si� zapomnia�o! S�uchacze wybuchn�li �miechem. By� to jeden z �elaznych kawa��w Wilde'a, kt�ry twierdzi�, �e idee, jakie wyznawa� - on lub raczej istota ludzka, kt�rej by� kopi� - w dwudziestym pierwszym wieku, by�y w tej chwili znane tylko antykwariuszom, a jego nazwisko przetrwa�o tylko w kr�tkiej wzmiance w historii Ruchu Kosmicznego. W jaki� dziwny spos�b pochlebia�o to jego pr�no�ci. Rozejrza� si� u�miechni�ty i zauwa�y� mnie. Otworzy� szeroko oczy i jakby si� wzdrygn��. Meg odwr�ci�a si�, te� mnie dostrzeg�a i u�miechn�a si� na powitanie. Wilde skin�� lekko g�ow� i podj�� przem�wienie. Nie wiedzia�am, czy mam czu� uraz�, czy ulg�. Jako -13- pierwsza osoba, kt�r� ujrza� po wyj �ciu z korytarza, odegra�am w j ego �yciu pewn� rol�- � � ale nie chcia�am, �eby to rozg�asza�, �eby wszyscy dowiedzieli si�, sk�d pochodz�. Meg podesz�a i chwyci�a mnie za r�ce. - Ciesz� si�, �e ci� zn�w widz�, Ellen. - Aha, ja te� si� ciesz� - powiedzia�am szczerze. Mo�e i mia�a syntetyczn� osobowo��, ale jej urok by� ca�kowicie autentyczny. Czasami zastanawia�am si�, co widzi w Wildem, kt�rego s�ynny czar nigdy na mnie nie dzia�a�. - Co ci� sprowadza? - spyta�a. - Trudno ci� znale�� - oznajmi�am lekko. - Postanowi�am skorzysta� z okazji. U�miechn�a si�. - Jeste� zaj�t� kobiet�. Czego� chcesz. - Och, no wiesz... mo�e porozmawiamy o tym p�niej? Spojrza�a na mnie, a na jej g�adkim czole pokaza�a si� ma�a zmarszczka. - Oczywi�cie. Wkr�tce zrobi si� spokojniej. Roze�mia�am si�. - Kiedy ju� Wilde wszystkich zanudzi? - Mniej wi�cej. - Zaprowadzi�a mnie do stoj�cego opodal krzes�a, tu� za t�umem. Razem usiad�y�my. - To troch� m�cz�ce - wyzna�a z roztargnieniem. Potar�a jedn� nag� stop� o drug�i zgniot�a papierosa. Ma�pka zeskoczy�a z mojego ramienia i chwyci�a popielniczk�, b�agalnie patrz�c na mnie ogromnymi oczami. Pokr�ci�am g�ow�. Wyszczerzy�a z�by, odwr�ci�a si� i zostawi�a popielniczk� Meg. Dono�ny g�os Wilde'a: - .. .wszystko to: utrwalenie jego powiedze� na pi�mie, zamienienie jego samego w proroka-m�czennika, to chybajedyny absurd, kt�ry zostawili�cie, wy, ludzie! On pewnie by si� roze�mia�! - Po tych s�owach rozleg� si� grzmi�cy �miech Wilde'a. S�uchacze zawt�rowali mu niepewnie. Rozmowa trwa�a jeszcze par� minut. Potem Wilde wy�oni� si� z t�umu i usiad� obok mnie. Wszyscy troje wygl�dali�my, jakby�my przycupn�li na k�odzie drzewa pomi�dzy wiruj�cymi falami. Wok� nas ludzie bawili si�, przechodzili, nie dostrzegali naszej reakcji i szli dalej. Niekt�rzy zostawali, lecz wi�kszo�� si� wycofa�a, taktownie pozostaj�c poza zasi�giem g�osu. Wymienili�my powitania, Wilde odsun�� si� ode mnie i usiad� tu� przy Meg. -14- - No, Ellen - zacz��. - Jeste�my, tak jak chcia�a�. - Zapali� papierosa i przyj�� setk� w�dki. Przyjrza� si� swojemu kieliszkowi. -Tu ju� co� by�o - zauwa�y�. - W w�dce przyjemne jest to, �e jej to nie szkodzi. Im wi�cej smak�w, tym lepiej. Jestem ju� pijany, wi�c je�li zapomnia�a� nas o co� zapyta� podczas pouczenia... - Przes�uchania. - Nigdy nie lubi�am tego starego eufemizmu. - ... to wal prosto z mostu. Masz okazj�. - Odchyli� si� jeszcze bardziej i przyjrza� si� mi z wyzywaj�cym u�miechem. - Wiesz, czego chc� - powiedzia�am ci�ko. Te� by�am troch� pijana i znacznie bardziej ni� troch� zm�czona. Grawitacja przygniata (a kosmos to pustka, ale takie jest �ycie). -Nie ka� mi tego wyja�nia�. - Taki g�upi nie jestem. To samo stare pytanie. Odpowied� te� jest stara: nie. Nie da rady, ni cholery nie da rady, nie oddam wam tego, o co tak bardzo prosicie. - Dlaczego? Zawsze to samo pytanie i ta sama odpowied�. - Nie pozwol�, �eby�cie dostali go w �apy. R�ce same zacisn�y mi si� w pi�ci; rozprostowa�am je powoli. - Wcale nie chcemy tego ohydnego miejsca! -Ha! -zakrzykn�� z jawn� niewiar�. -Zreszt� wszystko jedno. To nie ja pomog� wam je opanowa�. A zatem zrobi to kto� inny, pomy�la�am. Stara�am si� nie podnosi� g�osu. - Nawet po to, �eby walczy� z Zewn�trznymi? - Nie musicie z nimi walczy�. - Czy to nie my powinni�my oceni�? Skin�� g�ow�. - Jasne. Wy oceniacie i ja te�. Mia�am ochot� wydusi� z niego odpowied�. Powieka by mi nie drgn�a. W moim poj�ciu nie by� cz�owiekiem, tylko zmy�ln� kopi�. Jednocze�nie, o paradoksie, �a�owa�am, �e nie mog� nazwa� go cz�owiekiem, s�siadem. To tylko pot�gowa�o moj� frustracj�. Gdybym mog�a go wtajemniczy� i wyja�ni�, jak straszliwie kiepsko wygl�daj� sprawy, by� mo�e zgodzi�by si� wyt�umaczy� mi to, co musia�am wiedzie�. Ale Dywizja ufa�a mu jeszcze mniej, ni� on ufa� nam. Wyznanie ca�ej prawdy mog�o spowodowa� co� o wiele gorszego. Wilde i Meg byli w r�kach wroga, w�a�ciwie stanowili dos�ownie dzie�o jego r�k i nawet teraz nie mieli�my stuprocentowej pewno�ci, czy s� tymi, za kt�rych si� podaj�. Przez chwil� my�la�am -15- o tym, co by si� dzia�o, gdyby�my musieli potraktowa� ich jak wybuch i trzasn�� ich orbitalnymi laserami. Nie by�oby ostrze�enia, ewakuacji, b�yskawicznej akcji ekolog�w. Ma�powaty stworek przeskoczy� z kolan Meg na moje. Wspi�� si� po moim ramieniu i skuli� na barku, a ja wyg�adzi�am sp�dnic�. Spojrza�am na nich. - Doskonale - powiedzia�am. - Wasza decyzja. - Wzruszy�am ramionami; sztuczne futerko musn�o mi policzek. - R�bcie to, co jest dla was najlepsze. Wsta�am i u�miechn�am si� do nich. Przez chwil� Wilde wygl�da�, jakbym zbi�a go z tropu. Mia�am nadziej�, �e moja ust�pliwo�� na tyle wytr�ci go z r�wnowagi, �e zmieni zdanie. Nie uda�o si�. Musia�am uciec si� do wyj �cia numer dwa: bardziej niebezpiecznego, trudniejszego i rokuj�cego mniejsze nadzieje, je�li w og�le. - To na razie - rzuci�am. - Do zobaczenia. W piekle, jak s�dz�. Przechyli�am si� przez balustrad� biegn�c� wok� dachu Casa Azores i spojrza�am w d�. Ziemia znajdowa�a si� kilometr poni�ej. Nie mia�am zawrot�w g�owy. Wspina�am si� ju� na wy�sze drzewa. Wzd�u� pla�y bieg�y �wiat�a, przy brzegu kiwa�y si� �odzie, dalej falochron; a potem zielonob��kitne pola alg, rybie fermy i plantacje wodorost�w oraz konwertory energii cieplnej oceanu a� po horyzont. Statki powietrzne - czy to na nocnej zmianie, czy rekreacyjne, nie wiedzia�am - dryfowa�y pomi�dzy nimi jak srebrzyste ba�ki. Sam budynek, cho� sta� w samym �rodku tej energii cieplnej, pobiera� elektryczno�� z innego �r�d�a. Z technicznego punktu widzenia by� wie�owcem Carsona, czerpi�cym energi� z och�odzonego powietrza, opadaj�cego centralnym szybem i poruszaj�cego po drodze turbinami. Na dachu by�o zimno. Oderwa�am wzrok od krajobrazu, otuli�am si� �akietem i spojrza�am w niebo. Kiedy wzrok si� przystosowa�, pomi�dzy zatrz�sieniem orbitalnych fabryk, luster, satelit�w i habitat�w dostrzeg�am Jowisza. Gdybym mia�a lornetk�, zobaczy�abym Callisto, Io, Europ�... i pier�cie�. Symbol si�, przeciwko kt�rym wyst�powali�my. Dzi�ki jakiemu� procesowi, kt�ry nawet dwie�cie lat p�niej jest, jak powiadaj�, niezbyt zrozumia�y, nasi wrogowie zdo�ali zdezinte- -16- growa� najwi�kszy ksi�yc Jowisza, Ganimedesa, pozostawiaj�c po nim ten pier�cie� kosmicznego gruzu i niepokoj�cej maszynerii. By�o tam r�wnie� - pocz�tkowo w pier�cieniu, lecz teraz spory kawa� poza nim - co� jeszcze bardziej efektownego i gro�nego: szeroka na tysi�c sze��set metr�w szczelina w czasoprzestrzeni, brama korytarza do gwiazd. Dwie�cie lat temu Zewn�trzni - ludzie tacy jak my, kt�rzy jeszcze niedawno prowadzili z nami spory polityczne w dusznych wn�trzach prymitywnych habitat�w - stali si� zupe�nie do nas niepodobni: postludzie, nadludzie. Ludzie Jak Bogowie, mo�na powiedzie�. Pier�cie� by� ich dzie�em, podobnie jak Brama. A po tryumfach kara. Ich pot�ne umys�y przekroczy�y jak�� granic�, dozna�y objawienia albo po prostu co� w nich wysiad�o. Wi�kszo�� uleg�a dezintegracji, inni pofrun�li w atmosfer� Jowisza, gdzie wypracowali jaki� swoisty rodzaj kontaktu z rzeczywisto�ci�. Po paru latach skontaktowali si� z nami za pomoc� wysypu przenoszonych na falach radiowych wirus�w, kt�re nie opanowa�y, ale zdo�a�y zainfekowa� ka�dy komputer w Systemie S�onecznym. Mroczne dwudzieste drugie stulecie rozsypa�o si� w drobny mak. Ludzki gatunek przetrwa� Upadek, Zielon� �mier� i Infekcj� i wyszed� z mrocznego stulecia z g��bokim wstr�tem do systemu kapitalistycznego (kt�ry spowodowa� Upadek), Zielonych (odpowiedzialnych za Zielon� �mier�) i Zewn�trznych (kt�rzy spowodowali Infekcj� i kt�rych programy wirusowe ci�gle promieniowa�y, czyni�c elektroniczne obliczanie i ��czno�� w najlepszym razie niebezpiecznym przedsi�wzi�ciem.) Obalono system kapitalistyczny, Zieloni wymarli, a Zewn�trzni... Z Zewn�trznymi jeszcze sienie policzyli�my. Rozejrza�am si�, czy na dachu nie ma nikogo opr�cz mnie. Przewody wentylacyjne procesu Carsona wzdycha�y nieustannie. Obesz�am je ukryta w cieniu i spojrza�am nie na wisz�cego nisko Jowisza, lecz na Ksi�yc. Kucn�am, niedbale rozpostar�szy sukni�, podrapa�am ma�pk� po �ebku i szepn�am jej do ucha jedno s�owo. Ma�pka zacz�a wtapia� si� w r�kaw �akietu, a potem i sukienka, i �akiecik zal�ni�y jak rt�� i przekszta�ci�y si� w talerz anteny. Kucn�am w niej z g�ow� okryt� cienk� siatk�, kt�ra wysnu�a si� z ko�- 2 Dywizja Cassini � \ j � nierza. Cienkijakig�a pr�cik si�gn�� ogniskowej anteny. Nitki drucik�w pope�z�y po pod�odze, szukaj�c �r�de� mocy i znajduj�c je w u-�amku chwili. Przetransformowany inteligentny kombinezon zamrucza� cicho wok� mnie. - W dalszym ci�gu nie - powiedzia�am. - Przyst�puj� do drugiego wariantu. I tyle. Odbiorcy b�d� wiedzieli, co mia�am na my�li. Oni i nikt wi�cej. Moja misja wykracza�a daleko poza cisz� radiow�. Przyczyn�, dla kt�rej zjawi�am si� tu we w�asnej osobie by�o to, i� nie mogli�my ufa� nawet s�owu m�wionemu. Wiadomo�� radiowa przenoszona wi�zk� skupion� mog�a by� przekazywana laserem, co mia�o ten plus, �e Jowiszanie nie potrafili jej zak��ci� ani pods�ucha�. Trafia�a prosto do naszego statku, �Terrible Beauty", kt�ry znajdowa� si� po drugiej stronie Ziemi i mia� j� przekaza� do bazy Dywizji na Calli-sto. W ci�gu kilku godzin powinnam dosta� zwi�z�e potwierdzenie. Nie zamierza�am na nie czeka�, nie w tym stanie. Wsta�am i kaza�am kombinezonowi przybra� poprzedni kszta�t. Kiedy znowu sta� si� sukienk�, zrobi�am niepotrzebny, lecz uroczysty piruet i wpad�am prosto w czyje� ramiona. Kiedy odskoczy�am, okaza�o si�, �e ramiona nale�� do Stephana Vrija, fotografa. Przez chwil� stali�my i patrzyli�my na siebie. - Co te� si� nie widzi, kiedy si� nie ma aparatu - odezwa�am si�. - Nie �ledzi�em ci� - wymamrota� ze skr�powaniem. - Tylko sprawdza�em. M�j ostatni obowi�zek. Nie uwierzysz, co ci szale�cy tu wyczyniaj� po przyj�ciu. - Zapomnisz o tym? - Jasne - powiedzia�. Odwr�ci� wzrok. - Wi�c j a obiecam, �e zapomn� o tobie. - Wzi�am go za r�k�. -Chod�. Wypi�am mas� drink�w, a ty �adnego, tak? - Tak. - Wydawa� si� troch� zdziwiony, kiedy poci�gn�am go w stron� szybu windy. U�miechn�am si� do niego. - Wspania�y pocz�tek nocy. - Tu mnie masz. - Hm, my�la�am, �e raczej gdzie indziej... Weszli�my do jego pokoju, roze�miani. Bowiem kiedy znajdziesz si� z lud�mi lub ludzie znajd� si� z tob�, a po��da� b�dziesz ich obcego cia�a, id� i czerp z nich rozkosz, i miej z nimi syn�w i c�rki sw�j e, a lud tw�j b�dzie panowa� na ziemi, a dzieci twoje zape�ni� niebo. -18- Przynajmniej tak twierdz� Ksi�gi Jordanu. Genetyka, rozdzia� trzeci, wers �smy. Obudzi�am si� w wygodnym, cho� rozbebeszonym ��ku. Ste-phan Vrij chrapa� b�ogo u mego boku. Oboje byli�my nadzy, ale tylko ja le�a�am pod ko�dr�. Zarzuci�am j� na niego, a on przewr�ci� si� na bok we �nie. S�dz�c po k�cie, pod jakim wpada�y przez okno promienie s�o�ca, nasta� p�ny ranek kolejnego pi�knego dnia. Pok�j by� zbudowany z czego�, co wygl�da�o i pachnia�o sosn�, ale nie zosta�o poci�te na deski, a potem sklejone lub zbite (co, jak p�niej odkry�am, nadal robi� niekt�rzy na Ziemi - i wcale nie dlatego, �e musz�, lecz poniewa� maj� czas na takie fanaberie). Materia� zosta� wyhodowany na miejscu, �ciany i pod�oga przenika�y si� nawzajem, kable wy�ania�y si� z dziur po s�kach niczym p�dy winoro�li. W �cianach tkwi�y l�ni�ce monochromatyczne obrazy - ludzie, krajobrazy, morskie widoki. Wydawa�y si� bardzo szczeg�owe, jak fotografie, tylko bez koloru. Na krzes�ach, stole i pod�odze poniewiera� si� raczej kr�puj�cy zbi�r rozmaitej bielizny. Najwyra�niej zrobi�am striptiz, ja albo m�j kombinezon. Moje wspomnienia o tej nocy by�y do�� mgliste i ciep�e. Le�a�am przez par� minut, u�miechaj�c si� do siebie i marz�c, �e zasz�am w ci���. Co� takiego tu� przed wojn� to perwersja - zwykle robi si� to po niej - ale ta wojna sko�czy si�, zanim ci��a stanie si� widoczna. Je�li wygramy, przez d�ugi czas nie zawitam na Ziemi�, a potrzebowali�my maksymalnie du�ej liczby gen�w. Je�li przegramy. .. o tym nie warto by�o my�le�. Zsun�am si� z ��ka, pozbiera�am garderob� i kaza�am si� jej przekszta�ci� w str�j podr�ny, z wyj�tkiem paru fragment�w, kt�re mog�y okaza� si� u�yteczne jako bielizna. W�a�ciwie nie potrzebowa�am bielizny, ale by�y bardzo �adne. Podobnie zreszt�, jak wysokie buty, szorty, skarpetki i plecak, kt�re pojawi�y si� na pod�odze. Kombinezon mia� dobry gust. Mieszkanko by�o do�� surowe i przeci�tne, a jego rozk�ad dobrze mi znany, wi�c bez trudu uda�o mi si� skombinowa� �niadanie. Przynios�amje Stephanowi, zjedli�myje i kochali�my si�po raz ostatni. On zrobi� mi par� zdj��, ja obieca�am jeszcze raz, �e o nim zapomn� i powiedzieli�my sobie do widzenia. -19- Do tej pory pewnie ju� o mnie nie pami�ta, ale lubi� my�le�, �e kto� nadal ma moje zdj�cia. Na dole by�o gor�co. S�o�ce sta�o wysoko na niebie, ogromne, tak jasne, �e widzia�am je przez zamkni�te powieki i tak gor�ce, �e przepala�o mi sk�r�. Nawet powietrze by�o rozpra�one. To jedna z rzeczy, o kt�rych ci nie m�wi�, tak jak o grawitacji. Pomi�dzy budynkiem a pla�� sta�y niskie zabudowania. Sklepy i magazyny wyposa�enia dla ludzi pracuj�cych w niebieskozielonych lub bawi�cych si� na pla�y, stragany z jedzeniem, jadalnie i tak dalej. W�drowa�am drog� wzd�u� wybrze�a, wypatruj�c sklepu dla turyst�w. Wok� biega�y nagie dzieci, wrzeszcz�ce, �cigaj�ce si� z wie�owca na pla�� i z powrotem. Troch� starsze dzieci siedzia�y w cieniu i s�ucha�y doros�ych lub m�odzie�y, powa�nie przemawiaj�cych przed map� lub nad maszyn�. Od czasu do czasu jakie� dziecko do��cza�o do jednej z grup; od czasu do czasu jakie� dziecko wstawa�o, k�ania�o si� grzecznie nauczycielowi i odchodzi�o do innych zaj��. Dwoje takich dzieci powiedzia�o mi o sklepie dla turyst�w. Sta� w widocznym miejscu, surowa konstrukcja z oceanobetonu, plastiku i czego�, co wygl�da�o jak wyrzucone przez morze kawa�ki desek, lecz prawdopodobnie by�o syntetycznym drewnem. Uzna�am, �e budowla j est pewnie bardziej solidna ni� wygl�da i wesz�am, schylaj�c g�ow� pod markiz� z morskiego jedwabiu. Stan�am, mrugaj�c powiekami w ch�odnym, mrocznym wn�trzu. Pod �cianami sta�y uginaj�ce si� p�ki, wy�adowane wszystkim, co turysta potrzebuje do szcz�cia. Stare blaszane pude�ka ze z�otymi i srebrnym monetami, nowe plastikowe pude�ka z nabojami, naoliwiona i ustawiona na stojakach bro� palna, kapelusze, szaliki, wysokie buty. Z sufitu zwisa� wielki wyb�r zwyk�ych ubra�: lu�ne pla�owe sukienki, kostiumy z foczego futra, podkoszulki, frotowe szlafroki. Wydawa�o si�, �e ten sklep dawno nie widzia� turysty. Opr�cz mnie nie by�o w nim �ywej duszy, nie licz�c ch�opca i dziewczyny siedz�cych przy kontuarze nad szachownic�. Ch�opiec podni�s� g�ow�. - Cze�� - powiedzia�. Machn�� r�k�. - Mi�ych poszukiwa�. Je�li b�dzie trzeba czego� jeszcze, wystarczy powiedzie�. U�miechn�� si� z roztargnieniem i wr�ci� do rozgrywki. -20- Przekopa�am si� przez brz�cz�ce sterty dolar�w, rubli, marek, funt�w i jen�w, a� wreszcie wydosta�am sze��dziesi�t gram�w z�ota i sto srebra, w najdrobniejszych monetach, jakie mog�am znale��. Ze stojaka z broni� wybra�am automatyczn� czterdziestk�pi�tk� i tuzin magazynk�w z amunicj�. Jedzenie i inne potrzebne rzeczy mog�am dosta� wsz�dzie, a kombinezon produkowa� lepsze buty, skarpetki i tak dalej, ni� ci tutaj. Ale nie mog�am przepu�ci� okazji nabycia zdumiewaj�cego scyzoryka z �elaznym krzy�em w tarczy wtopionym w czerwony trzonek. Mia� dwa ostrza i mas� niesamowitych narz�dzi. Na pewno wszystkie mi si� przydadz�. Po�egna�am si� z m�odymi lud�mi, obieca�am odes�a� wszystko, co nie b�dzie mi potrzebne i znowu wysz�am na pal�ce s�o�ce. Zawr�ci�am jak ra�ona gromem, wpad�am do sklepu i wzi�am ciemne okulary. Odprowadzi� mnie �miech dziewczyny. Teraz, skoro nie musia�am wysila� oczu, z �atwo�ci� znalaz�am po�o�enie portu powietrznego pomi�dzy liniami statk�w powietrznych, mikrolatarni i helikopter�w. Par� kilometr�w sz�am wzd�u� wybrze�a. Po drodze kilka os�b proponowa�o mi podwiezienie, ale wszystkim odm�wi�am. Mimo upa�u, grawitacji i chwil dezorientacji, kiedy konserwatywna cz�� moj ego umys�u zapewnia�a mnie, �e horyzont nie mo�e by� a� tak daleko, musia�am przywykn�� do pieszego poruszania si� po otwartych przestrzeniach tej planety; i wkr�tce, ku memu zaskoczeniu, okaza�o si�, �e to ca�kiem fajne. Morska bryza nios�a znany i bezpieczny zapach b��kitnozielonych p�l, odleg�e konwertory szumia�y, woda za sztuczn� raf� migota�a, a radosne nawo�ywania p�ywak�w i �eglarzy wype�nia�y powietrze. Port powietrzny zajmowa� kawa� l�du, si�gaj�c poza barier� rafy. Statki powietrzne sun�y nad masztami przycumowanych statk�w, a pomi�dzy nimi �miga�y helikoptery i mikrolatarnie. Wysoko w g�rze lataj�ce skrzyd�a z diamentowego w��kna szybowa�y na napr�onych kablach jak gigantyczne latawce. Przyby�am najednym z nich, z portu kosmicznego Guine, i wygl�da�o na to, �e w ten spos�b r�wnie� opuszcz� to miej sce. My�l o podr�y statkiem powietrznym by�a kusz�ca, ale trwa�aby zbyt d�ugo. Nie wiedzia�am, ile czasu mi zosta�o, ale ostateczny termin, Uderzenie, mia� up�yn�� za niespe�na trzy tygodnie. Musia�am zd��y�. Tu� przed ogrodzeniem portu odwr�ci�am si� i obejrza�am na Casa Azores. Widzia�am go niemal w ca�o�ci. Sto pi��dziesi�t metr�w kwadratowych podstawy, zmniejszaj�ce si� na wysoko�ci kilowi- metra do stu metr�w. �ciany wygl�da�y dziwnie naturalnie, poro�ni�te pn�cymi si� ro�linami, pe�ne wisz�cych ogrod�w, upstrzone l�dowiskami �lizgaczy i du�ymi widokowymi oknami, l�ni�cymi jak kawa�ki lodu. Zbudowany i utrzymywany przed kwadryliony organicznych nanomaszynek, by� niemal r�wnie wspania�y jak drzewo i daleko bardziej wydajny. To nie moje �ycie chroni� ten budynek i otaczaj�ca go akwakultura, lecz to ja z rado�ci� go broni�am. Masa interesuj�cej roboty i masa interesuj�cego leniuchowania; przygody, je�li si� chcia�o, lub spok�j - do wyboru. M�odo�� i zdrowie przed�u�one w niesko�czono��. Wszystko, czego nie dostanie si� za darmo, mo�na - przy pewnym nak�adzie si� i czasu - nanodukowa� dla siebie. Jedyne nasze straty przed Upadkiem i Infekcj� stanowi�o ograniczenie medi�w informacyjnych i trudno�ci z ��czno�ci�w czasie realnym. Starali�my si� uczyni� z tego nasz atut. Wszystkie rozrywki i informacje, potrzebne trzydziestu miliardom ludzi, mo�na by�o znale�� (z czasem) w telewizji, a kontakt z �ywym cz�owiekiem zapewniali nam regularnie przybywaj�cy ludzie rozrywki, naukowcy i wyk�adowcy. Brak sztuczno�ci oznacza� nie ko�cz�ce si� niespodzianki. W ca�ym Uk�adzie Wewn�trznym - Ziemia, oko�o-Ziemia, La-grange, Luna, Mars i Pas - �ycie wygl�da�o identycznie. Obyczaje i j�zyki r�ni�y si� bardziej ni� kiedykolwiek, ale ��cz�cy je system sprowadza� si� do tego samego. W p�ywaj�cych miastach, w sztucznych g�rach wznosz�cych si� niczym zikkuraty, w wie�owcach takich jak ten lub wy�szych, w podziemnych miastach, w ogromnych orbitalnych habitatach, w o�wietlonych s�o�cem ci�nieniowych kopu�ach, w lodowych jaskiniach panowa� ten sam styl �ycia: prosty, samowystarczalny i rozs�dny ekologicznie. To spo�ecze�stwo przedstawicieli gatunku ludzkiego, naturalne �rodowisko my�l�cego zwierz�cia, kt�re owo my�l�ce zwierz� po tak d�ugich wysi�kach wreszcie sobie stworzy�o, sprawdza�o si� ca�kiem dobrze. Nazwali�myje Epok�Heliocenu. Wobec samego s�o�ca wydawa�a si� chwil�, lecz w�a�ciwie nie by�o powodu w�tpi�, �e go nie przetrwa i nie przeniesie si� na wszystkie s�o�ca we Wszech�wiecie. Kontrolowali�my czapy polarne dzi�ki s�onecznym lustrom. Zlodowacenie i masowe wymarcie, kt�rymi zaznaczy� si� w naszej �wiadomo�ci plejstocen, nie mia�y si� nigdy powt�rzy�. Dzi�ki laserom i wycelowanej w niebo broni nuklearnej bronili�my Ziemi przed ude- -22- r�eniami asteroid�w. Mogli�my wyhodowa� wymar�e gatunki z DNA okaz�w muzealnych. Ju� wkr�tce, to tylko kwestia stuleci, b�dziemy mogli kontrolowa� cykl Milankowicza. Byli�my bezpieczni. Nic dziwnego, �e nie mieli tu turyst�w. Kto by si� fatygowa�, �eby opuszcza� takie samo miejsce? Westchn�am, wzdrygn�am si� lekko i wesz�am w bram� portu. Po Londynie Jednak wsiad�am na pok�ad statku powietrznego. Lataj�ce skrzyd�o donios�o mnie do Bristolu, miasta nadal pe�ni�cego rol� portu, cho� ju� nie handlowego. Doki starego miasta zachowa�y si� ca�kiem nie�le, lecz tam, gdzie niegdy� wy�adowywano cukier (wytwarzany przez niewolnik�w i wymieniany za nich), teraz przybija�y tylko statki wypoczynkowe. Nowe miasto by�o utrzymane w modnym stylu azteckich piramid z g�ruj�cym nad wszystkim l�dowiskiem. Dotarli�my na miejsce o pierwszej, po dwugodzinnej podr�y. Szcz�cie mi dopisa�o i z�apa�am drugi lot do Londynu. Wystartowali�my o wp� do drugiej, do Portu Aleksandry dotarli�my o sz�stej. Tak to ju� jest z podr�ami w atmosferze. No i pogoda, ma si� rozumie�. Wysiad�am z windy na dach, prosto w strumienie deszczu lej�ce si� z szarego nieba. Wygrzeba�am z plecaka peleryn� z kapturem - tak�e cz�� kombinezonu - i w�o�y�am j�. Kiedy deszcz przesta� zalewa� twarz, �atwiej przysz�o mi sprawdzi�, gdzie jestem. Dach przypomina� niewielki park - gdyby nie odleg�e wzg�rza i powodowane przez deszcz dziwaczne efekty wizualne, mog�abym uzna�, �e znajduj� si� pod dowoln� miejsk� kopu��. Ruszy�am przez traw�, ociekaj�ce deszczem drzewa i krzaki ku stoj�cemu pod centralnym s�upem sterowcowi w weso�ych kolorkach. Inni ludzie, wszystkiego mo�e z tuzin, tak�e szli w jego stron�. Wspi�li�my si� po spiralnych schodach i weszli�my do gondoli. Moi towarzysze podr�y byli ubrani tak jak ja, lecz nie�li wi�cej baga�y. Z pods�uchanych rozm�w dowiedzia�am si�, �e w wi�kszo�ci byli to -23- - lub za takich si� uwa�ali - powa�ni ekotury�ci, studiuj�cy przy-rodnictwo lub miejsk� archeologi�. Bardzo niewielu opar�o si� pokusie zabrania w�dki lub karabinka. Londyn s�ynie ze wspania�ych teren�w �owieckich i w�dkarskich. Siedzenia zosta�y rozmieszczone raczej jak w pokoju ni� w poje�dzie, lecz bez trudu zdoby�am miejsce przy oknie. Wystartowali�my zgodnie z planem, przebijaj�c si� przez nisko wisz�ce chmury. Ca�e p� godziny gapi�am si� przez okno na ci�gn�ce si� w niesko�czono�� li�ciaste lasy, z rzadka przecinane starymi drogami i nowymi budynkami. Potem wsta�am, spyta�am podr�nych, jakich napoj�w sobie �ycz�, i zaj�am si� ich przygotowywaniem. Kiedy kawa by�a ju� gotowa, podesz�a do mnie kobieta, kt�ra przedstawi�a si� jako Suze. Niska, �niada, o orzechowych oczach i smag�ej cerze. Typowa Angielka. Uzna�am, �e ma tyle lat, na ile wygl�da. - Czy wiesz - odezwa�a si�, kiedy nalewa�y�my kaw� do kubk�w, a herbat� do fili�anek - �e w starym ustroju istnieli ludzie, kt�rzy zajmowali si� tym na sta�e? - Czym? - Podawaniem pocz�stunku na statkach powietrznych. Wiedzia�am doskonale. -Naprawd�? - zdziwi�am si�. - Dlaczego? Sprawia�o im to przyjemno��, czy co? -Nie - powiedzia�a powa�nie. - Robili to, poniewa� tylko w ten spos�b mogli dosta� wszystko, czego potrzebowali do �ycia. Wskaza�am tac� z kanapkami. - To znaczy, �e mogli je�� tylko to? - Nie, nie, to dlatego, �e... Nagle parskn�a �miechem. - Nabierasz mnie, tak? - Tak - przyzna�am. Wzi�am tac�. - Teraz sprawdzimy, czy poradzimy sobie lepiej ni� wyzyskiwane masy. Kiedy poda�y�my ju� pocz�stunek wszystkim pasa�erom, zabra�y�my si� do jedzenia. Zauwa�y�am, �e Suze siedzi sama, tak jak ja, wi�c zaprosi�am j� do siebie. Zacz�y�my gaw�dzi�. Nie nale�y pyta� s�siad�w, czym si� zajmuj�, dok�d jad� i tak dalej. Trzeba zacz�� delikatnie i nie narzuca� si�, je�li kto� nie chce m�wi�. - Dlaczego wspomnia�a� o starym ustroju? - spyta�am. -24- - Chwilowo jestem socjologiem. Wyci�gn�am z pami�ci dawno nie s�yszane s�owo. - Kim�, kto bada spo�ecze�stwo? Przytakn�a. - Tak, lecz teraz nie ma ju� czego bada�. - Jak to? - Rozejrzyj si� - zatoczy�a r�k� kr�g. - Spr�buj przyjrze� si� spo�ecze�stwu. Co widzisz? Pytanie by�o retoryczne, ale bardzo chcia�am us�ysze� odpowied�. - To takie oczywiste, takie nachalne - ci�gn�a. - Wszyscy wiemy wszystko ju� od dziecka. Chcesz si� czego� dowiedzie� i zaraz znajdujesz kogo�, kto ci to m�wi! Prawd�, bez tajemnic, bez zakulisowych dzia�a�. Nie ma ju� �adnych kulis, je�li rozumiesz, co mam namy�li. - Oczywi�cie - powiedzia�am, my�l�c: ha, jeszcze ma�o wiesz, dziewczyno! - Wi�c jakie spo�ecze�stwo badasz, je�li nie w�asne? - Stary ustr�j. I dowiaduj � si� bardzo ciekawych rzeczy. Czasami po prostu musz� opowiada� o nich innym. Poza tym to dobry spos�b na rozpocz�cie rozmowy. Prychn�am. - Zgo�a fantastyczny. Dobry na ka�d� okazj �. �Wiesz, �e w systemie p�acowym niekt�rzy ludzie musieli robi� to codziennie, �eby nie umrze� z g�odu?" Roze�mia�a si�, bo przybra�am ton pe�en �wi�tej zgrozy i zrobi�am ogromne oczy. Przez par� minut szuka�y�my zaj�cia, kt�re nie pasowa�oby do tego stwierdzenia, lecz okaza�o si�, �e nasze wiadomo�ci o rzeczach strasznych i spro�nych s� zbyt sk�pe. - Ale to i tak fascynuj�ce - oznajmi�a Suze, kiedy da�y�my sobie spok�j. - Na sw�j spos�b. - Rzuci�a mi badawcze spojrzenie, jakby waha�a si�, czy ci�gn�� dalej. - Kapitalizm mia� w sobie co�... jak�� elegancj�. K�opot w tym, �e starzy ludzie... bez obrazy... nie potrafi� o nim m�wi�, bo go nienawidz�, a stare ksi��ki... - Westchn�a i wzruszy�a ramionami. - S� bez sensu. Jest tam mn�stwo tych r�wna�, ca�kiem jak w prawdziwych naukach �cis�ych, ale potem patrzysz na wyniki i my�lisz: hej, moment, to nie mo�e by� tak, jak to w og�le dzia�a�o? W ka�dym razie - ci�gn�a ju� pewniej - to jedyne interesuj�ce socjologiczne pytanie, kt�re nam pozosta�o. -Wyjrza�a przez okno, pochyli�a si� ku mnie i wyzna�a cicho. - To dlatego jad� do Londynu. �eby porozmawia� z lud�mi spoza Unii. -25- Wyprostowa�a si� i spojrza�a na mnie wyzywaj�co, jakby spodziewa�a si� mojego oburzenia. Nie musia�am udawa� - by�am przyjemnie zaskoczona i zainteresowana. Oczywi�cie mieli�my siatk� agent�w i kontakt�w w rejonie Londynu, no i zawsze by�o mo�na liczy� na starych towarzyszy, ale moja misja by�a utajniona nawet przed nimi. Nikt nie wiedzia� o moim przybyciu ani o przedmiocie moich poszukiwa�, cho� nie mogli�my d�u�ej zwleka� z ujawnieniem niekt�rych informacji. Nastawi�am si� ju�, �e b�d� musia�a polega� na pospiesznie zebranych i prawdopodobnie nieaktualnych wiadomo�ciach. A teraz trafi�a mi si� ewentualna przewodniczka. Szcz�cie mi sprzyja�o... szcz�cie albo co� zupe�nie innego, gdybym upar�a si� popa�� w mani� prze�ladowcz�. Jej wcze�niejsze uwagi o braku tajemnic by�y zbyt oczywiste, by uzna� je za podw�jny blef. Gdyby sama mia�a jakie� inne sekrety (inne ni� te niesmaczne - dla niekt�rych - zainteresowania), prawdopodobnie w og�le nie porusza�aby tego tematu. Poza tym by�a zbyt m�oda... Przyjrza�am si� jej, usi�uj�c ukry� nieufno��. Po paru dziesi�tkach lat traci si� nosa. Dywizja nie nale�a�a do Unii, ale nawet nasza polityka uleg�a z�agodzeniu, ca�kiemjak wro�ni�te g��boko w mech zardzewia�e dzia�o. Ca�a nasza moc niszczenia by�a skierowana na zewn�trz. Uzna�am, �e musz� wykorzysta� jej obecno��, bez wzgl�du na to, czyjest szcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci, czy te� wynika z dzia�ania owych tajnych si�, kt�rych istnieniu tak naiwnie zaprzecza�a. Je�li jest niewinna, zdob�d� cenne kontakty i informacje. Je�li nie, mog� to sprawdzi� tylko w bezpo�redniej rozgrywce. A zatem powiedzia�am: - Hm, bardzo to interesuj�ce. Znasz jakich� niezale�nych? (By�o to grzeczne okre�lenie; do innych nale�a�y: �paso�yty", �parchy", �m�ty" i - zawsze z parskni�ciem i udanym spluni�ciem - �bankierzy"). Uwa�ano, �e mo�na wymienia� z nimi monety za dziwne przedmioty i nanodukty, a tak�e zatrudnia� ich jako przewodnik�w, lecz wi�kszo�� ludzi unika�a kontaktu z nimi, jakby niezale�ni byli nosicielami jakiej� niewidzialnej sk�rnej choroby. - Paru - wyzna�a z widoczn� ulg�. - Wiesz, badam schematy handlu w Dolinie Tamizy. - Schematy handlu? - Powszechnie uwa�a si�, �e niezale�ni �yj� z tego, co wyszarpi� Unii, ale to przes�d. - Skrzywi�a si�; ci�gle m�wi�a �ciszonym g�o- -26- sem, jakby si� obawia�a, �e inni j�pods�uchaj�. - W rzeczywisto�ci s� ca�kiem samowystarczalni. Wytwarzaj�r�ne przedmioty i wymieniaj� si� nimi, a ma�e metalowe ci�arki s�u�� im jako symbol wymiany po�redniej. To dlatego robi� r�ne rzeczy dla turyst�w tylko za te ci�arki. - Roze�mia�a si�. - No tak, przecie� ty to wszystko znasz. - Teoretycznie - przyzna�am - ale ch�tnie bym zobaczy�a, jak to wygl�da w praktyce. W gruncie rzeczy wybra�am si� do Londynu, �eby... znale�� pewn�osob�. - Mia�am �wiadomo�� ryzyka. Czeka�o mnie poszukiwanie tego faceta pomi�dzy wszystkimi rodzajami ludzi. I cho�bym by�a nie wiadomo jak dyskretna, w ko�cu musia�o si� roznie��. Tutaj mi to nie grozi�o. - Nazywa si� Isambard King-dom Malley. - To on jeszcze �yje? - W g�osie Suze brzmia�o niedowierzanie. - W Londynie? Powoli na jej twarzy zacz�o �wita� zrozumienie. - Tak - potwierdzi�am. - To niezale�ny. Isambard Kingdom Malley jest, albo by�, fizykiem. To on opracowa� Teori� Wszystkiego. Ostateczne r�wnanie. Kiedy naprawd� liczy�am sobie tyle lat, na ile wygl�dam, bardzo modne by�y podkoszulki z jego r�wnaniem. Malley urodzi� si� w dwa tysi�ce trzydziestymdziewi�tym roku, wi�c w czasie Rewolucji Upadku mia� sze�� lat. Jego teoria powsta�a we wczesnych latach sze��dziesi�tych, podczas kr�tkiego wybuchu nowych technologii i odkry�, kt�re znaczy�y okres upadku imperium USA/ONZ, ale barbarzy�cy j eszcze nie wygrali. Jego ostatnia rozprawa by�a przyzwoicie klasyczna: Manipulacja czasoprzestrzenna z materi� nieegzotyczn�, dr I.K. Malley, 128 (10), 3182 (2080). Opisywa�a ona teoretyczn� mo�liwo�� istnienia korytarza w czasoprzestrzeni oraz nap�du na mas� wirtualn� fluktuacji pr�ni. Jego s�ynny Aneks II - Rozwa�ania techniczne wskazywa� pewne praktyczne problemy przy zbudowaniu Bramy i Korytarza, podkre�laj�c, i� wymaga�oby to komputer�w miliard razy pot�niejszych od �wcze�nie istniej�cych. Nie min�� tydzie� od publikacji tego artyku�u, a gazeta zosta�a zamkni�ta przez band� rz�dz�c� tym rejonem By�ych Stan�w Zjednoczonych za �niezgodne z Pismem �wi�tym spekulacje", �blu�nierstwo" i (wed�ug niekt�rych �r�de�) �czarn� magi�". Istnieje pewna smutna -27- logika w fakcie, i� dzie�o, kt�re wskaza�o drog� ku gwiazdom, zosta�o opublikowane w ostatnim numerze gazety: Zach�d upad�, lecz ci�gle buja� w ob�okach. Trzyna�cie lat p�niej Zewn�trzni zbudowali bram� korytarza i zapu�cili w ni� sond� mi�dzygwiezdn�, si�gaj�c kra�ca czasu i przestrzeni. Sonda nie dotar�a do celu i nadal ros�a w si��, nieustannie transmituj�c niemal niezrozumia�e dane z niewyobra�alnej przysz�o�ci, co obali�o teori� Malleya, bazuj�c� na dotychczas niewzruszonym standardowym modelu sko�czonego Wszech�wiata. Ale teoria Malleya pozosta�a jedynym, co posiadali�my. Pasowa�a do wszystkich danych, z wyj�tkiem niezaprzeczalnego faktu istnienia sondy. W granicach naszej techniki teoria nadal si� sprawdza�a. Nikt nie wpad� na nic lepszego. (Uwa�am, �e to do�� niepokoj�ce. Czasami wydaje mi si�, �e geniusz lepiej rozwija siew warunkach zagro�enia spo�ecznego. By� mo�e mamy takie same szans� na dokonanie kolejnych odkry� fizycznych, jak mieszka�cy wysp na Pacyfiku na wynalezienie silnika parowego. A mo�e po prostu - mam tak� nadziej� - Newton, Einstein i Malley nie trafiaj� si� codziennie.) Podejrzewa�am, �e Malley m�g� by� Zewn�trznym, ale nie zd��y� opu�ci� Ziemi. Ostatnie kosmodromy zosta�y opanowane przez gangi, kt�rych rakiety niszczy�y warstw� ozonow� lub dziurawi�y kryszta�owe sfery firmamentu. Malley uciek� z Ameryki do Japonii, a w czasach Zielonej �mierci wr�ci� do Anglii, gdzie pracowa� z nak�adem niespo�ytych si� i mizernych �rodk�wjako szaman, sprzedaj�c antybiotyki i leki przeciwko starzeniu przes�dnym osadnikom, dr�czonym nostalgi�ucie-kinierom i przera�onym nastolatkom, uwa�aj�cym jego zabiegi za kolejn� pr�b� rytua�u przej�cia. Wiedzieli�my, �e przetrwa� stulecie barbarzy�stwa i zjawi� si� na wyborach, kt�re oficjalnie obali�y kapitalizm i ustanowi�y Uni� Solarn�. Najwyra�niej g�osowa� przeciwko rewolucji socjalistycznej, gdy� w nast�pnym stuleciu �wiatowej wsp�lnoty wycofa� si� w dzikie ost�py Londynu i odm�wi� wsp�pracy z systemem. Bardzo jej potrzebowali�my. Zdaj e si�, �e Malley wyznawa� epikurej sk� zasad�, by ��y� w zapomnieniu". Suze pewnie nawet o niej nie s�ysza�a. - Czy chcia�aby�, �ebym towarzyszy�a ci przynajmniej na pocz�tku? - zaproponowa�a. - Mog�abym pom�c ci si�rozejrze�, a ty... no wiesz, s� takie miejsca, kt�rych nie chcia�abym odwiedza� sama. -28- - Tak, naprawd� bym chcia�a. To bardzo po s�siedzku z twojej strony. Rozpromieni�a si� i spyta�a: - Jak zamierzasz go namierzy�? Wiesz, gdzie mo�e mieszka�? I w�a�ciwie dlaczego chcesz z nim porozmawia�? Oczywi�cie nie musisz odpowiada�. Podrapa�am si� za uchem i wyjrza�am przez okno. Znowu znale�li�my si� nad jak�� nisko sun�c� chmur�; przez o�lepiaj�c� biel prze�witywa�o miasto. - Wie�owiec Swindon - wyja�ni�a Suze. Przed nami po pokrywie chmur p�dzi� cie� naszego statku. Wr�ci�am spojrzeniem do dziewczyny. - Odpowiem, kiedy znajdziemy si� w jakim� bardziej zacisznym miejscu. Wtedy zdecydujesz, czy chcesz mi towarzyszy�, czy nie. - Zgoda. - Powiedz mi, czego si� dowiedzia�a� na temat Londynu - poprosi�am, a ona spe�ni�a moj�pro�b�. Kiedy sko�czy�a, byli�my ju� na miejscu. Spojrzeli�my na lasy i bagna, ruiny i �lady ulic i dr�g, na dym s�cz�cy si� z komin�w przycupni�tych osad. Suze wskazywa�a mi z o�ywieniem �lady przesz�o�ci: lotnisko Heathrow - heksagram pas�w startowych, widoczny tylko z powietrza, niczym symbol jakiego� staro�ytnego kultu, czcz�cego bog�w nieba; �luz� na Tamizie daleko na wschodzie, samotn� linijk� srebrnych kropek; Hyde Park z Pomnikiem Nieznanego Socjalisty, wystaj�cym sto metr�w nad koronami drzewi spogl�daj�cym z pogard� zwyci�zcy na powalone lub wal�ce si� wie�owce City; a kiedy statek powietrzny zawr�ci� i zacz�� opada�, nasz cel, dumne kolumny Portu Aleksandry. Na sam jego widok zje�y�y mi si� w�osy na karku. By�o to jedno ze wczesnych centr�w ruchu kosmicznego, kt�ry ustanowili wsp�lni przodkowie, nasi i Zewn�trznych. Do dzisiaj �yj� ludzie, kt�rych podr� kosmiczna zacz�a si� w takich zat�