9936

Szczegóły
Tytuł 9936
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9936 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9936 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9936 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alistair MacLean John Denis Air Force One zagin�� Prze�o�y� Jacek Manicki Data wydania polskiego: 1991 Data pierwszego wydania oryginalnego: 1990 Tytu� orygina�u: Air Force One is down Air Force One zagin�� powsta� na podstawie drugiej noweli filmowej z cyklu, kt�ry napisa�em w 1977 roku. Pierwsz� nowel� przeniesion� na ekran, Wie�� zak�adnik�w, spisa� John Denis, co bardzo mi odpowiada�o, poniewa� ko�czy�em w�a�nie Athabask� i nie mog�em wywi�za� si� z terminu narzuconego mi przez wydawc�. Widz�c, jak znakomicie sobie poradzi�, uzna�em, �e powinien spisa� r�wnie� Air Force One zagin��. Nie zmienia si� przecie� zwyci�skiej ekipy... Alistair MacLean ROZDZIA� PIERWSZY Smithowi dawno ju� odebrano zegarek, w my�lach wi�c odlicza� up�ywaj�ce sekundy. Nie wszystkie, na tyle jednak skrupulatnie, by nie utraci� kontaktu z rzeczywisto�ci�. Do jego celi nie przenika� ani jeden promie� naturalnego �wiat�a, bo Smith by� wi�niem kategorii �A� zakwalifikowanym do odbywania kary w naj�ci�lej strze�onych kazamatach. Poprzez masywne, stare mury wi�zienia Fresnes do uszu skaza�ca nie dociera� �aden z d�wi�k�w wype�niaj�cych �wiat zewn�trzny. Od trzech lat, nawet podczas przebie�ek odbywanych dwa razy dziennie wok� placu �wicze�, Smith nie us�ysza� ani silnika samolotu, ani zamieraj�cego w dali pomruku ci�ar�wki, ani bezcelowego �wiergotu wr�bla. Jego zmys� s�uchu wyostrzy� si� nadzwyczajnie i z melan�u d�wi�k�w wytwarzanych przez cz�owieka potrafi� ju� selektywnie wy�owi� ten jeden nie pasuj�cy do utartego schematu, ten zak��caj�cy sztywn� struktur� normalno�ci. Ale takich dysonans�w, rozsianych niczym ozdobniki po prozaicznej sk�din�d partyturze, nie by�o wiele. Mimo to wci��, obsesyjnie, nas�uchiwa� - to potkni�cia w miarowym rytmie krok�w stra�nika, �wiadcz�cego o nast�pieniu na wyszczerbiony stopie�, to brz�ku upuszczonych kluczy kwitowanego przekle�stwem, to zn�w trzasku pocieranej o drask� zapa�ki, kiedy klawisz nie�wiadomie sk�ada� Smithowi bezcenny podarunek z zapalenia papierosa pod jego cel�. Z czasem odg�osy te zapad�y pod�wiadomie w m�zg Smitha i podsyca�y determinacj�, z jak� opiera� si� umys�owej stagnacji. Posiada� jeden z naprawd� niezwyk�ych, kryminalnych umys��w stulecia i nie mia� zamiaru dopu�ci� do tego, by st�pi�a go bezczynno��. Bezlito�nie �wiczy� cia�o, by zachowa� idealn� sprawno�� mi�ni i nie mniej fanatycznie gimnastykowa� m�zg przechowywanymi w pami�ci, zawi�ymi problemami szachowymi i bryd�owymi. Po ich rozwik�aniu zamierza� odtworzy� w najdrobniejszych szczeg�ach najwi�ksze dokonania swej d�ugoletniej kariery i przej�� do planowania tych, kt�re dopiero nast�pi�. W to, �e nast�pi�, nigdy nie w�tpi�. Ju� w dniu, kiedy si�y UNACO - Organizacji do spraw Zwalczania Przest�pczo�ci przy ONZ - zada�y kl�sk� jego terrorystycznej grupie na wie�y Eiffla, wiedzia� z ch�odn� pewno�ci�, �e po przekroczeniu pewnej granicy tolerancji, kt�r� sam sobie wyznaczy�, nie zdo�aj� go powstrzyma� mury �adnego wi�zienia. Izolacj� w Fresnes tolerowa� ju� dostatecznie d�ugo. Podczas pobytu tutaj rzadko si� odzywa�, jeszcze rzadziej u�miecha�. Ale teraz, kiedy siedzia� tak na pryczy, wpatruj�c si� spod przymru�onych powiek w nag� �ar�wk�, kt�r� zacz�� z czasem uwa�a� za zaufanego przyjaciela, wargi wykrzywi� mu upiorny u�miech. Jego m�zg snu� w gor�czkowym tempie scenariusz nowej intrygi, a on spu�ci� oczy i machinalnie nakre�li� paznokciem na poduszce d�oni niezgrabn� sylwetk� samolotu. I wyszepta� nazwisko - Dunkels. Dunkels by� tworem Smitha wy�owionym z rynsztok�w Berlina. Smith uczyni� go bogatym, a strach przed protektorem by� gwarancj� lojalno�ci Niemca. Nadszed� czas, by Dunkels sp�aci� d�ug swemu panu, by sta� si� katalizatorem jego wolno�ci oraz zbrodni, kt�r� przygotuje i kt�ra wstrz��nie zachodnim �wiatem. - Dunkels - wyszepta� jeszcze raz Smith, czerpi�c z tego d�wi�ku ukojenie, bo ceni� sobie d�wi�ki. Dunkels nie opu�ci w potrzebie pana Smitha. Nikt tego dot�d nie uczyni�. DC-9 linii Swissair, zbli�aj�cy si� do portu lotniczego w Zurychu, wszed� w faz� leniwego wytracania wysoko�ci. W przedziale pierwszej klasy zapali� si� napis �NIE PALIƔ i Siegfried Dunkels pos�usznie zdusi� papierosa. Strzepn�� p�atek popio�u z kantu niebieskich moherowych spodni i zerkn�� przez okno kabiny. Bia�e k��bki cumulus�w ta�czy�y po przykrytych czapami �niegu szczytach Alp, p�awi�c si� w kiczowatym samozadowoleniu pod niebosk�onem barwy chi�skiego b��kitu. Dunkels wykrzywi� cienkie wargi. Nie znosi� schludnych Szwajcar�w, a jednocze�nie zazdro�ci� im i darzy� respektem za osi�gni�ty bez wysi�ku sukces i ugrzeczniony finansowy bandytyzm. W przesz�o�ci sam pada� ofiar� szachrajstw szwajcarskiej finansjery i poprzysi�g� sobie, �e ju� do tego nie dopu�ci. �aden zurychski karze� nie wywi�d� nigdy w pole pana Smitha, pomy�la�. A teraz przybywa do Szwajcarii w�a�nie w jego sprawach. Nie mo�e by� nawet najmniejszej wpadki. Na �ycie Dunkelsa, nie mo�e by� �adnej wpadki. Przy fotelu Niemca przystan�a rezolutna, wyzywaj�co �adna stewardesa i spod spuszczonych powiek spojrza�a znacz�co na jego biodra. Sprawdza�a tylko, czy ma zapi�ty pas bezpiecze�stwa, jednak spos�b, w jaki to robi�a, sprawia� wra�enie zach�ty. - Mam nadziej� - odezwa� si� po niemiecku Dunkels - �e wasi szwajcarscy lekarze s� bardziej godni zaufania od swoich koleg�w bankier�w. - Nie rozumiem - b�kn�a dziewczyna. - Nie szkodzi - zareplikowa� Dunkels rozci�gaj�c usta w u�miechu. Pilot po�o�y� maszyn� na skrzyd�o, wchodz�c w ko�cow� faz� podej�cia do l�dowania, i wn�trze kabiny pasa�erskiej zala�a z�otawa pow�d� s�onecznego �wiat�a. Ksi�dz zajmuj�cy fotel przy oknie mocowa� si� bezskutecznie z mini�aluzj�. Dunkels si�gn��, opu�ci� j� wprawnym szarpni�ciem i przeci�� dop�yw o�lepiaj�cego blasku. Kap�an podzi�kowa� skinieniem g�owy. S�udzy bo�y, pomy�la� Niemiec, nie powinni podr�owa� pierwsz� klas�. Nie licowa�o to z deklarowan� pokor�, chocia� �mia� w�tpi�, czy osobnik w rodzaju jego s�siada, najwyra�niej biskup, kiedykolwiek przejmowa� si� okazywaniem pokory. W kabinie narasta�o napi�cie przed l�dowaniem i tylko wytrawni podr�nicy, tacy jak Dunkels, zachowywali zimn� krew, oczekuj�c z godno�ci� momentu przyziemienia. Kiedy ko�a DC-9 potoczy�y si� bezpiecznie po betonie, z piersi biskupa wyrwa�o si� westchnienie ulgi. Duchowny prze�egna� si� i zacz�� co� trajkota� do Dunkelsa, ale ten, uciekaj�c si� do przesadnej gestykulacji, da� mu do zrozumienia, �e jest g�uchy. Wkr�tce potem Niemiec pod�wign�� z transportera waliz� ze sk�ry aligatora i mijaj�c zdecydowanym krokiem przesadnie uprzejmych szwajcarskich douaniers, skierowa� si� do automatycznych drzwi wyj�ciowych. Szofer w liberii stoj�cy przy czarnym mercedesie da� mu znak d�oni� w r�kawiczce i zaprosi� gestem do zaj�cia miejsca na przednim siedzeniu, obok siebie, ale Dunkels czeka� ostentacyjnie na otwarcie tylnych drzwiczek. Tak samo ostentacyjnie wyeliminowa� mo�liwo�� nawi�zania pogaw�dki w czasie jazdy, pozostawiaj�c zamkni�t� szyb� dzia�ow� limuzyny. Dunkels nie patrzy� na zapieraj�c� dech w piersiach sceneri� przesuwaj�c� si� za oknem samochodu, ale na swoje odbicie w przydymionej szybie. Widzia� w niej, i podziwia�, poci�g�� twarz o kwadratowej szcz�ce i z lekko skrzywionym nosem, wystaj�cym agresywnie spomi�dzy zwodniczo �agodnych br�zowych oczu. Idealny zarys podbr�dka z do�kiem po�rodku, czo�o wysokie i g�adkie. Brwi, podobnie jak w�osy, popielate. W�osy przystrzy�one kr�tko i wymodelowane przez w�oskiego fryzjera, artyst� brzytwy. Dunkels wyci�gn�� z kieszeni grzebie� i przejecha� nim po fryzurze. Poszczeg�lne k�pki w�os�w powraca�y na swoje miejsce spr�y�cie niczym pruscy gwardzi�ci. Z tego stanu samouwielbienia wyrwa� go przesuwaj�cy si� cie�. Dunkels skrzywi� si� z dezaprobat� i wracaj�c do rzeczywisto�ci, spojrza� przytomniej. Twarz rozja�ni� mu u�miech. To by� samolot. Boeing 707. Jego faluj�ca sylwetka przypomina�a kszta�t, kt�ry w wi�zieniu Fresnes nakre�li� na d�oni Smith. �Edelweiss Clinic� - g�osi� w j�zyku angielskim napis wykaligrafowany eleganck� kursyw� na drogowskazie i Dunkels przestawi� si� psychicznie na angielski, na czas przez jaki tu pozostanie; mia� nadziej�, �e nie potrwa to d�ugo. Podobnie jak Smith, by� znakomitym lingwist� - chocia�, w odr�nieniu od niego, nie posiada� encyklopedycznej wiedzy z zakresu j�zyk�w egzotycznych. Mia� �wiadomo��, �e Smith leniwie przepowiada sobie w my�lach alfabety od alba�skiego do ksoza gwoli tylko pubudzenia umys�u. Pod ko�ami mercedesa skr�caj�cego z g��wnej szosy w d�ug� alej� dojazdow� kliniki zachrz�ci� �wir. Edelweiss, alpejska szarotka, skojarzy�o si� Dunkelsowi, by�aby niemile widzianym intruzem w prawdopodobnie surowo przestrzeganej sterylno�ci kliniki, kt�r� ujrza� wreszcie przed sob�. By� to nowoczesny kompleks budynk�w stylizowanych na szwajcarskie sza�asy g�ralskie, wt�oczony w g�rski fa�d i wystaj�cy stamt�d ponad przyprawiaj�ce o zawr�t g�owy urwisko opadaj�ce w usian� g�azami dolin�. Pacjenci doktora Richarda Steina, nie b�d�cy w stanie znie�� jego metod terapeutycznych lub niezadowoleni z ich rezultat�w, mog� rozwi�zywa� swe problemy schodz�c po prostu z jego kosztownej terasy, pomy�la� Dunkels. Rozpar� d�ugie, szczup�e cia�o na tylnym siedzeniu mercedesa i czeka�, a� szofer otworzy mu drzwiczki. W wahad�owych drzwiach kliniki pojawi�a si� posta� w bia�ym fartuchu i zacz�a zst�powa� po schodach. Doktor Richard Stein wygl�da� staro jak na sw�j wiek. By� uznanym, wybitnym specjalist� w leczeniu schorze� reumatyczno-artretycznych u ludzi w podesz�ym wieku i bogatych, jak r�wnie� utalentowanym psychiatr�. By� te� chyba najznakomitszym (chocia� mniej od tej strony uznanym) chirurgiem plastycznym w Szwajcarii. Posiadanie takiej umiej�tno�ci w kraju, gdzie konsekwencj� nie wyja�nionego przyp�ywu got�wki by�a cz�sto konieczno�� zmiany powierzchowno�ci, stanowi�o istn� �y�� z�ota. Richard Stein z t� sam� beznami�tn� fachowo�ci� oliwi� zardzewia�e stawy, oczyszcza� zasnute paj�czynami m�zgi i przerabia� niewygodne twarze. By� niski, �niady, w�t�ej budowy i mia� wydatny orli nos. Garbi� si� i kiedy wyci�gn�� na powitanie ko�cist� r�k�, znacznie go przerastaj�cy Dunkels zauwa�y�, jak trwale skrzywiona g�rna po�owa cia�a doktora obraca si� przegubowo w talii. - Lekarzu, lecz si� sam - mrukn�� nietaktownie Niemiec. - Pan Dunkels, jak mniemam - zagai� Stein po niemiecku. Przybysz przesun�� j�zykiem po silnych, kwadratowych z�bach i u�miechn�� si�. - Wydaje mi si�, �e jest na to jaka� odpowied� - odpar� po angielsku - tylko �e za nic nie wiem jaka. Doktorze Stein, ciesz� si�, �e wreszcie pana pozna�em. - U�cisn�� d�o� Steina z nie zamierzon� si��, ale pu�ci� j� zaraz, widz�c grymas b�lu na twarzy Szwajcara. - Przepraszam - powiedzia�. - Nie uszkodzi�bym pa�skich d�oni za wszystkie pieni�dze Zurychu. - W�tpi�, czy nawet za wszystkie pieni�dze Zurychu zdo�a�by pan kupi� im r�wne - zauwa�y� Stein �wietn�, ale akcentowan� angielszczyzn�. Z ponur� min� zatar� sprofanowane palce i odwracaj�c si� na tyle zgrabnie, na ile zgrabnie obr�ci� si� mo�e cz�owiek dotkni�ty skrzywieniem kr�gos�upa na tle artretycznym, doda�: - A zatem prosz� za mn�. Mercedes odjecha� cicho, a Dunkels pod��y� za ma�ym szwajcarskim doktorem, by po przemierzeniu dw�ch jednakowo schludnych korytarzy zatrzyma� si� wreszcie przed wy�o�onymi d�bowym fornirem drzwiami z napisem �Dyrektor�. Gabinet Steina mia� funkcjonalny kszta�t litery G, a dolina i g�ry skadrowane w wielkim panoramicznym oknie wygl�da�y jak podretuszowana �wi�teczna poczt�wka. Doktor usadowi� si� za biurkiem, a �wiadomo�� przewagi wynikaj�cej ze znalezienia si� na w�asnym terytorium jakby przyda�a mu wzrostu. Wskaza� go�ciowi wygodny, g��boki fotel. - Ma pan fotografie i szczeg�owe opisy anatomiczne? - spyta� Stein, przerywaj�c milczenie. Dunkels skin�� g�ow�. - A pan ma kandydata? Stein tak�e przytakn��. Dunkels czeka� na prezentacj�, ale ta nie nast�powa�a. W ko�cu poci�gn�� g�o�no nosem i warkn��: - Nazwisko? Stein spl�t� d�onie, po�o�y� je na biurku i pochylaj�c si� do przodu, wwierci� si� w swego go�cia tak przej�tym spojrzeniem, jakby za chwil� mia� mu wyjawi� tajemnic� pa�stwow�. - Jagger. Cody Jagger - wycedzi�. Dunkels zacisn�� usta. - Ma jaki� teatralny wyd�wi�k - skomentowa� w zamy�leniu. - To jego prawdziwe nazwisko - po�pieszy� z zapewnieniem Stein. Niemiec wyprostowa� si� w fotelu i pochyli� do chirurga. - Jest tu teraz? Stein przekrzywi� imponuj�c� g�ow�. - Chcia�by pan zobaczy� jego zdj�cie? - Dunkels przytakn��. Z pierwszej strony ob�o�onego w szary papier folderu, kt�ry Stein popchn�� w jego kierunku po b�yszcz�cym blacie mahoniowego biurka, patrzy�a na� dosy� pospolita twarz. Pospolito�� by�a plusem i Dunkels to wiedzia�. By�a to r�wnie� dziwnie nijako wygl�daj�ca twarz... �adnych uwydatnie� ani wkl�s�o�ci, �adnych znak�w szczeg�lnych ani przyci�gaj�cych oko znamion; z tak� wyrazisto�ci� mog�a r�wnie dobrze zosta� ulepiona z plasteliny. Kolejny plus. Dunkels wpatrywa� si� intensywnie w t� twarz, potem przymkn�� oczy i usi�owa� odtworzy� z pami�ci jej zarysy; bez powodzenia. U�miechn�� si� i cmokn�� z aprobat�. Stein te� si� u�miechn��, - Wiedzia�em, �e si� panu spodoba. Znakomity materia� wyj�ciowy. Ponadto wyst�puj� ju� pewne podobie�stwa pomi�dzy Jaggerem a obiektem i do przeprowadzenia pe�nej konwersji... kr�tko m�wi�c, przynajmniej fizjonomia Jaggera, jak pan widzi, nie stwarza �adnych przeszk�d. Karnacja sk�ry, tak si� szcz�liwie sk�ada, jest identyczna, podobnie wzrost i waga s� niemal dok�adnie takie same, jak obiektu. - Niemal? - Obaj m�czy�ni maj� po sze�� st�p i dwa cale wzrostu, ale Jagger jest o osiem funt�w ci�szy od obiektu. To �aden problem, poniewa� moja klinika specjalizuje si� w diecie odchudzaj�cej. - Mi�dzy innymi. - W rzeczy samej - przyzna� Stein. - Mi�dzy innymi. Dunkels przekartkowa� reszt� stron akt Jaggera i chrz�kn�� rozbawiony. Stein spojrza� na� pytaj�co. Dunkels zamkn�� z trzaskiem folder. - Wzorowym obywatelem to ten nasz Cody nie jest, prawda? - zauwa�y�. - Nic mi pan nie m�wi�, �e chodzi mu o w�drownego kaznodziej� - odparowa� Stein. Dunkels u�miechn�� si�. - Niewa�ne, jaki jest - ust�pi� - byleby rzeczywi�cie by� tym, za kogo si� podaje. Sprawdzimy go i je�li wszystko si� zgadza, to si� nada. - Zgadza si�. - Musi - stwierdzi� Dunkels, nie dopowiadaj�c ostrze�enia. Stein rozpl�t� d�onie i rozczapierzy� je z widoczn� konsternacj�. - Nigdy dot�d nie zawiod�em Smitha, prawda? - zapyta�. - Pana Smitha - upomnia� go lodowatym tonem Dunkels. - Pana Smitha, przepraszam - poprawi� si� Stein. - Ale wszystko jedno, nigdy go nie zawiod�em. Nawet kiedy chodzi�o o jego w�asn� twarz. Zrobi�em z niego Jawajczyka, je�li pan pami�ta. I Szweda, i Peruwia�czyka. By�y jakie� zastrze�enia? Nie by�o. Czubki palc�w Steina podrygiwa�y niczym d�onie matrony susz�cej garnitur pomalowanych paznokci. - To ja da�em mu jego obecn� twarz - kontynuowa� - ten arystokratyczny wygl�d, dok�adnie to, czego chcia�: Anglik z wy�szych sfer. M�g�by uchodzi� za ksi�cia z Pa�acu Buckingham. - Zrobi� u�ytek z tego wcielenia - wtr�ci� oschle Dunkels. - No i sam pan widzi! - wykrzykn�� Stein. - Chocia�, oczywi�cie, twarz pana Smitha jest cudowna... eee... podatna. No i niemo�liwa do zapami�tania. Zawsze mi powtarza, �e zupe�nie zapomnia�, jak pierwotnie wygl�da�. D�wigaj�c si� z g��bokiego fotela, Dunkels przyzna� mu racj�. - W porz�dku, Stein - powiedzia� obcesowo. - Przepuszcz� tego Jaggera przez maszynk� do mi�sa i je�li wyjdzie z tego koszerny, to go bierzemy. - Niemiec szczyci� si� swoj� idiomatyczn� angielszczyzn�. Spo�yli wsp�lnie obfity lunch w apartamencie Steina, mieszcz�cym si� w przybud�wce na dachu kliniki, sk�d roztacza�a si� jeszcze bardziej osza�amiaj�ca panorama na najwi�ksze bogactwo naturalne Szwajcarii. Gdy sko�czyli je��, Stein zapyta� ostro�nie Dunkelsa, czy naprawd� s�dzi, �e uda im si� ta podmiana r�l. - No, a jakie jest pa�skie zdanie? - odbi� pi�eczk� Niemiec. - Wiele zale�y tu od pana. Stein wyja�ni�, �e podrobienie wygl�du obiektu nie jest trudne. W swojej karierze zawodowej upodabnia� ju� ludzi do kogo� ca�kiem innego. - Naturalnie - ci�gn�� - b�d� m�g� przedstawi� bardziej konkretn� opini� na temat szans Jaggera, kiedy opowie mi pan troch� wi�cej o obiekcie. Na razie dostarczy� mi pan tylko jego twarz w sze�ciu uj�ciach, za co jestem wdzi�czny, oraz informacj�, �e jest powi�zany z si�ami zbrojnymi Stan�w Zjednoczonych, chocia� nie wiem jeszcze, jakiego rodzaju. Dunkels z trzaskiem staw�w rozprostowa� splecione palce i podchwyci� chytre spojrzenie Steina. - Nazywa si� Joe McCafferty - powiedzia� powoli, jakby wa��c ka�de s�owo. - Jest oddelegowany przez UNACO - Organizacj� do spraw Zwalczania Przest�pczo�ci przy ONZ - do pracy w elitarnym Korpusie S�u�b Specjalnych, wystawiaj�cym gwardi� przyboczn� ameryka�skiego prezydenta. Obecnie McCafferty�emu przydzielono funkcj� kierowania grup� ochrony na pok�adzie Air Force One, czyli, jak panu zapewne wiadomo... - Tak - przerwa� mu Stein - wiem, co to jest Air Force One. To Boeing - 707, nieprawda�? - wykorzystywany przez prezydenta w charakterze swego rodzaju lataj�cego Bia�ego Domu. Tak wi�c... - skojarzy� sobie i gwizdn�� z zachwytu. - Tak wi�c McCafferty to wa�na figura. - Tak, to figura. - A zatem chod�my go obejrze� - zapali� si� Stein. - Mam oczywi�cie na my�li jego potencjalnego doppelg�ngera, sobowt�ra, jego drugie, ja. - Zawiesi� g�os i po chwili doda� na wp� sam do siebie: - Wyobra�am ju� sobie min� McCafferty�ego odkrywaj�cego, �e si� ni st�d, ni zow�d rozdwoi�. Komputerowa �maszynka do mi�sa� Smitha, zainstalowana trzydzie�ci mil na p�noc od brazylijskiego miasta Sao Paulo, odznacza�a si� nadzwyczajn� szybko�ci� i sprawno�ci� dzia�ania. Udzieli�a aprobaty dla kandydatury Jaggera, zanim Dunkels doczeka� si� swojej kawy. Uprzejmy s�u��cy wr�czy� mu teleks i Niemiec osobi�cie zani�s� t� dobr� wiadomo�� Jaggerowi, kt�ry kwaterowa� w ustronnym, nawet jak na odosobniony charakter Kliniki Edelweiss, pokoju mieszcz�cym si� w samym ko�cu skrzyd�a budynku. Przedstawi� si� Jaggerowi i powiedzia�: - Od tej chwili b�dzie mnie pan cz�sto widywa�. Dubler wsta� i poda� Dunkelsowi r�k� z takim rozmachem, �e a� klasn�y ich spotykaj�ce si� d�onie. U�miechn�� si� szelmowsko i przedstawi�: - Cody Jagger. Prawdopodobnie po raz ostatni w tym wcieleniu. Cztery godziny p�niej Dunkels opu�ci� klinik� tym samym mercedesem, kt�ry go tu przywi�z�. Dok�adne prze�wietlenie Jaggera przynios�o komputerowy werdykt: Cody Jagger jest naprawd� Cody Jaggerem. Jakkolwiek Dunkels, podobnie jak Smith, nale�a� do ludzi bardzo wymagaj�cych, zadowolony by� zar�wno z psychologicznej, jak i fizycznej przydatno�ci Jaggera do wcielenia si� w rol� niejakiego Josepha Eamonna Pearse�a McCafferty�ego, pu�kownika si� powietrznych Stan�w Zjednoczonych (USAF), aktualnie szefa ochrony prezydenckiego samolotu Air Force One, oddelegowanego do 89 Skrzyd�a Transportowego Lotnictwa Wojskowego, stacjonuj�cego w bazie si� powietrznych Andrews w stanie Maryland w USA. Alpejskie szczyty by�y ju� niemal purpurowe w gasn�cym �wietle dnia, kiedy Stein zapuka� do drzwi Jaggera i wszed� do pokoju nie czekaj�c na zaproszenie. - Po�kn�� haczyk - stwierdzi� zwi�le dubler stoj�cy przed pod�wietlanym lustrem toaletowym i �egnaj�cy si� ze sw� twarz�. - Wspaniale - rozpromieni� si� Stein. - A wi�c Smith te� go po�knie. Moskwa powinna by� bardzo, ale to bardzo rada. - Fakt - przyzna� Jagger. - To mo�e by� co� wi�kszego, ni� spodziewamy si� zar�wno my, jak i oni. - I po chwili milczenia doda�: - Jest pan pewien, �e Smith to kupi? - No, no, no. - Stein pogrozi� mu palcem. - Pan Smith, je�li �aska. To twoja pierwsza lekcja, Jagger. Smith ws�uchiwa� si� w up�ywaj�ce dni. Ostatni meldunek Dunkelsa tchn�� optymizmem. Dubler by� idealny. Przygotowania do akcji trwa�y. Od wolno�ci dzieli� go zaledwie tydzie�; wtedy �wiat d�wi�ku, obrazu i zapachu powr�ci znowu do swych normalnych proporcji. Ale, co dziwne, wraz z powolnym up�ywem godzin znaczy�o to dla Smitha coraz mniej i mniej. Liczy�a si� tylko zbrodnia, kt�r� zaplanowa� na uczczenie swego powrotu do �ycia - wielka zbrodnia, zbrodnia, kt�ra zniszczy wiarygodno�� UNACO i stoj�cego na jej czele Malcolma Philpotta. Smith z ca�ego serca nienawidzi� tego cz�owieka. To Philpott skaza� go na koszmarn� katalepsj� uwi�zienia - ale tym razem tryumfowa� b�dzie on, Smith, a UNACO przestanie istnie�. Dunkels go nie zawiedzie. Nie zawiod� go ani Jagger, ani Stein. Fiasko, jak zawsze, kiedy do akcji wkracza� pan Smith, by�o nie do pomy�lenia. Mia� ju� kiedy� w gar�ci wij�cego si� jak piskorz prezydenta Warrena G. Wheelera... i b�dzie go mia� znowu. Umys� Smitha ponownie wywo�a� przed oczy obraz zmodyfikowanego Boeinga 707 s�u��cego Warrenowi G. Wheelerowi w charakterze Air Force One. - Och, skarbie - mrukn�� pod nosem - ten okropny cz�owiek odebra� ci twoj� zabaweczk�? I po raz pierwszy od trzech lat, czterech miesi�cy i osiemnastu dni szczery, niewymuszony �miech wype�ni� samotn� wi�zienn� cel� po�o�on� tak blisko jego ukochanego Pary�a, �e skazaniec odnosi� wra�enie, i� czuje smr�d zalatuj�cy z miejskich rynsztok�w. ROZDZIA� DRUGI Przez nast�pne cztery dni Cody Jagger prze�ywa� fizyczne i psychiczne katusze utraty dotychczasowej osobowo�ci. Nie m�g� si� jednak znale�� w bardziej fachowych i cierpliwych r�kach. Sala operacyjna Steina, w kt�rej asystowa�o mu tylko dw�ch cz�onk�w jego personelu, ca�kowicie od niego uzale�nionych, je�li chodzi o pieni�dze i narkotyki, urz�dzona by�a jak salon ekskluzywnego fotografa. Ka�dy cal �ciany pokrywa�y ogromne powi�kszenia twarzy McCafferty�ego sfotografowanej z sze�ciu r�nych uj��, w��czaj�c w to zdj�cie karku, precyzyjnie dokumentuj�ce uk�ad kszta�tnych, przylegaj�cych do czaszki uszu. St� operacyjny otacza� las tr�jnog�w podpieraj�cych osadzone na przegubowych wspornikach reflektory iluminacyjne, wyposa�one w regulacj� zar�wno po�o�enia w pionie, jak r�wnie� k�ta skupiania wi�zki �wietlnej. Stein, krz�taj�cy si� przy stole sk�panym w �wietle baterii lamp �ukowych, co chwila warcza� na asystent�w, �eby wyostrzyli obraz albo lepiej na�wietlili okre�lone cechy obiektu. Potem, rzucaj�c raz po raz b�yskawiczne spojrzenia na fotografie dokumentuj�ce rysy McCafferty�ego z precyzj� wojskowej mapy topograficznej, pochyli� si� ze skalpelem nad nieprzytomnym Jaggerem, by zast�pi� policzek policzkiem, szcz�k�, szcz�k�, nos nosem. Z doskona�� oboj�tno�ci�, centymetr kwadratowy po centymetrze, wycina� Stein p�aty cia�a Cody Jaggera i niczym z �ywych klock�w Lego, ze wsp�lnych mianownik�w cz�owieka, kt�rego chirurg przeobra�a po prostu w innego cz�owieka, formowa� z nich elementy uk�adanki, kt�rej rozwi�zaniem mia� by� Joe McCafferty. Pi�tego dnia o 3.30 rano operacja dobieg�a wreszcie ko�ca; szwy zosta�y zdj�te, r�owia�y �wie�e blizny. Wyczerpany Stein, siedz�c ze skrzy�owanymi nogami na pod�odze, studiowa� swoje r�kodzie�o w powi�kszaj�cym lustrze wpuszczonym w sufit. Skonstatowa� ironicznie, �e stworzenie ca�ego �wiata zaj�o Bogu Abrahama i Izaaka zaledwie p�tora dnia wi�cej. - Prawdopodobnie mia� lepszych asystent�w - zachichota� niech�tnie. Nigdy jeszcze nie czu� si� tak os�abiony, tak �miertelnie skonany. Przygl�da� si� oblepionej plastrami, obanda�owanej g�owie. Je�li nie wda si� zaka�enie tkanki, wi�kszo�� ci�kiej pracy mia� za sob�. Ale z napi�cia narastaj�cego w g�osie - telefonuj�cego Dunkelsa wyczuwa�, �e chwila wprowadzenia w czyn plan�w Smitha jest ju� bliska. Doktor wiedzia�, �e nie mo�e d�u�ej zwleka� ze skontaktowaniem si� z Karilianem. Tego samego dnia, wczesnym wieczorem, przed Klinik� Edelweiss znowu zajecha� mercedes. Kiedy Stein, kt�ry wykorzysta� dziel�ce go od tego spotkania godziny na odsypianie zaleg�o�ci, schodzi� niezdarnie po schodach, by powita� zwalistego m�czyzn� o grubo ciosanej twarzy, ten niecierpliwie odepchn�� �okciem nadskakuj�cego mu szofera. Kierowca, cz�owiek z natury towarzyski, natychmiast zniech�ci� si� do dowo�enia swemu pracodawcy nieokrzesanych i niekomunikatywnych obcokrajowc�w. Axel Karilian, szef siatki wywiadowczej KGB na Szwajcari�, zignorowa� wyci�gni�t� r�k� Steina i schwyciwszy go obcesowo za �okie�, obr�ci� jednym szarpni�ciem o sto osiemdziesi�t stopni, twarz� do schod�w. - Poka� - zakomenderowa�, przepychaj�c ma�ego szwajcarskiego doktora przed sob� przez drzwi wej�ciowe. Jako niepospolity i z definicji niebezpieczny kryminalista, Smith, zgodnie z regulaminem, dostawa� posi�ki do celi, co mia�o mu uniemo�liwi� kontakt z innymi skazanymi. Kiedy wi�c zbierano tace po wieczornym posi�ku od niego i od innych wi�ni�w siedz�cych w tym samym bloku (Smith policzy� ich pod�wiadomie, identyfikuj�c poszczeg�lne cele tylko na podstawie �oskotu zamykanych drzwi i liczby dziel�cych je krok�w) wiedzia�, �e za p� godziny stra�nik odb�dzie ostatni� w tym dniu rund�, potem up�ynie jeszcze dwadzie�cia minut do ko�ca obchodu i dodatkowe pi�tna�cie minut do �gasi� �wiat�a�. Nigdy nie zdarzy�o si� odst�pstwo od tego harmonogramu. Smith by�by niepocieszony, gdyby do czego� takiego dosz�o. Tego samego wieczora, kiedy doktor Richard Stein go�ci� Axela Kariliana w apartamencie na dachu Kliniki Edelweiss, w izolowanym skrzydle wi�zienia Smith, z wi�kszym ni� zazwyczaj apetytem, spo�ywa� kolacj�. Wiedzia�, �e to jego ostatni posi�ek w tym miejscu. Wyci�gn�� si� potem na pryczy i rozmy�la� o najbli�szej i bardziej odleg�ej przysz�o�ci, a w tym samym czasie jego umys� weryfikowa� automatycznie zgrzytliw� wi�zienn� procedur� - cela za cel�, taca za tac�, drzwi po drzwiach, krok po kroku, skrzypi�cy but (skrzypi�cy but! Nie dwa, a jeden! Raduj�cy ucho paradoks, kt�ry trzeba zabra� ze sob�). Smith zachichota� z zachwytu, a w m�zgu tyka� mu niestrudzenie metronom odmierzaj�cy natr�tnie czas. Zasn��, ale kiedy obudzi� si� po kilku godzinach, pierwszym wra�eniem, jakie przynios�a jawa, by�o to, �e ten naturalny czasomierz ponownie podj�� prac�, dzi�ki czemu do wi�nia dotar� niezaprzeczalny fakt, i� ta godzina nadchodzi. Wi�zienny �wazelina�, kt�ry za �ap�wk� podj�� si� roli inicjatora akcji odbicia Smitha z pud�a, obliza� usta i usi�owa� powstrzyma� oczy od ustawicznego zerkania na �cienny zegar w dy�urce. Wskaz�wka sekundnika przeskoczy�a z rykni�ciem z 3.59 na 4.00 i wi�zie� grzmotn�� otwart� d�oni� w grzybek przeszmuglowanego z zewn�trz detonatora. W odleg�ym o dwie�cie jard�w skrzydle izolowanym, ze skrzynki przy��czowej wystrzeli�a iskra, padaj�c na czarn� �cie�k� prochu strzelniczego. Proch trysn�� p�omieniem i po jedenastu sekundach, w magazynie po�cieli mieszcz�cym si� w ko�cu korytarza za cel� Smitha, wybuch� kanister z benzyn�. Wkr�tce w ogniu sta� ju� ca�y magazyn, wraz z przylegaj�cymi do� pomieszczeniami, i na miejsce wypadku zbiega� si� wi�zienny personel, a w�r�d nich skrzypi�cy but. W tym samym momencie w celi Smitha zapali�o si� �wiat�o. O powstaniu na terenie wi�zienia wszelkich nie kontrolowanych �r�de� ognia miejscowa jednostka stra�y po�arnej alarmowana by�a automatycznie, ale stra�acy woleli zawsze poczeka� na telefon potwierdzaj�cy wybuch po�aru. Gdy si� go teraz doczekali, sze�� woz�w bojowych na syrenach z szale�cz� szybko�ci� wypad�o w noc - dwa samochody ga�nicze z drabinami na obrotowych platformach, w�z dowodzenia oraz trzy beczkowozy wodno-pianowe. Po�ar rozprzestrzenia� si� gwa�townie, jednak przed wydaniem rozkazu ewakuacji zagro�onych rejon�w trzeba by�o obudzi� i �ci�gn�� na teren zak�adu karnego naczelnika wi�zienia, jego zast�pc� oraz komendanta stra�y wi�ziennej. Stra�nicy pobierali w po�piechu karabiny i pistolety gazowe z arsena�u, a zdenerwowany komisarz policji stawia� na nogi kadr� miejscowego oddzia�u CRS, czyli policyjnych si� porz�dkowych. Lampy �ukowe i reflektory wy�awia�y z mroku ka�dy zakamarek pos�pnej budowli i kiedy drzwi jego celi stan�y gwa�townie otworem, Smith poderwa� si� na pryczy, a potem opad� z powrotem na pos�anie, wspieraj�c si� na �okciach. - Wychodzi�! - rykn�� uzbrojony stra�nik. - Pali si�. Ewakuujemy blok. Wychodzi�! - Dok�d? - spyta� wi�zie�, przywo�uj�c na twarz wyraz zaskoczenia i rodz�cej si� paniki. - Na dziedziniec g��wny. Do szeregu. Rusza� si�! Smith, nie ogl�daj�c si� nawet za siebie, opu�ci� miejsce, kt�re by�o mu domem przez ponad trzy lata. Kawalkada woz�w stra�ackich, gnaj�ca z wyciem syren i �omotem ciemnymi ulicami, spotka�a si� na skrzy�owaniu z policyjnymi sukami pilotowanymi przez radiowozy, co jeszcze bardziej spot�gowa�o i tak ju� ob��dn� kakofoni�. Za wi�ziennym murem rozwrzeszczani stra�nicy poganiali sznury wi�ni�w nap�ywaj�ce z pi�ciu stron jednocze�nie na wielki dziedziniec centralny, formuj�c z nich nieskore do wsp�pracy ludzkie �a�cuchy do podawania wody i piasku w kierunku buchaj�cych p�omieni. Zawodzenie syren i pisk opon oznajmi�y o przybyciu policji, kt�ra a� do pojawienia si� stra�ak�w, poza wchodzeniem sobie nawzajem w drog�, niewiele robi�a. Ogie� przeni�s� si� teraz na zesp� budynk�w s�siaduj�cy bezpo�rednio z wysokim murem zewn�trznym, ponad kt�ry wysun�y si� zaraz osadzone na obrotowych podstawach drabiny dw�ch stra�ackich woz�w bojowych. Stra�acy wspi�li si� po nich ze zwinno�ci� g�rskich kozic i nakierowali wci�gni�te ze sob� w�e na morze p�omieni. Trzeci w�z z drabin� na obrotowej platformie, kt�ry nie zauwa�ony przez stra�ak�w nadjecha� z kierunku przeciwnego ni� si�y g��wne i podprowadzony zosta� sprawnie przez policj� pod sam� �cian�, r�wnie� wystawi� swoj� drabin� ponad mur. Oficer nadzoruj�cy przebieg ca�ej akcji krzykn�� do uwijaj�cych si� jak w ukropie ludzi, by skoncentrowali strumienie wody i piany ga�niczej. Polecenie przekazano cz�owiekowi zajmuj�cemu stanowisko na szczycie drabiny, starszemu stra�akowi Siegfriedowi Dunkelsowi, kt�ry w odpowiedzi machn�� r�k�. Po chwili zamacha� ponownie, tym razem obur�cz. I teraz Smith go dojrza�. Na zasnutym k��bami dymu dziedzi�cu panowa� nieopisany rwetes i zamieszanie, nikt wi�c nie okaza� zdziwienia, kiedy Smith chwyci� si� za gard�o, zacharcza� g�o�no i zatoczy�, opuszczaj�c swe miejsce w szeregu, kt�ry automatycznie zwar� si�, zasklepiaj�c powsta�� luk�. Wyra�nie si� dusz�c, Smith opad� na kolana, by po chwili pod�wign�� si� i chwiejnym krokiem pocz�apa� w kierunku nieco mniej zadymionego skrawka placu. Snop �wiat�a z reflektora zalewa� to miejsce jaskrawym blaskiem, tak wi�c funkcjonariusz stra�y wi�ziennej, na kt�rego wpad� po drodze, nie zada� sobie trudu, by zawr�ci� go ze strefy, do kt�rej w normalnych warunkach wi�niowie nie mieli wst�pu. Dunkels i jego ludzie na poz�r gasili po�ar. Nagle drabina Niemca zacz�a si� stopniowo odsuwa� od ognistej po�ogi i zbli�a� do dziedzi�ca, a� w ko�cu znieruchomia�a dok�adnie nad skulon� sylwetk� Smitha. Dunkels zrzuci� drabink� sznurow� z przytwierdzonymi na ko�cu obci��nikami, trafiaj�c ni� w nogi Smitha. Ten pochwyci� j� i zacz�� si� wspina� po murze. Stra�nik, podobnie jak jego koledzy po fachu wyczulony na wszelkie pr�by ucieczki, dostrzeg� k�tem oka nienaturaln� szamotanin� cz�owieka-muchy i krzykn�� ostrzegawczo. Dopadaj�c wiruj�cej w powietrzu postaci, zauwa�y� sznurow� drabink� i podskoczy�, by pochwyci� jej koniec. Dunkels oderwa� ju� jednak strumie� wody z w�a od p�omieni i skierowa� go w d�. Bacz�c, by nie trafi� przypadkiem w Smitha, naprowadzi� ko�c�wk� w�a na cel i tryskaj�ca z niej pod wysokim ci�nieniem struga wody uderzy�a stra�nika prosto w piersi, �cinaj�c go z n�g i przyszpilaj�c do ziemi jak motyla w gablotce. Tymczasem Smith dotar� do szczytu muru i przywar� do drabiny, kt�ra opu�ci�a si�, zmniejszy�a k�t nachylenia i postawi�a go na ziemi obok wozu stra�ackiego. G��wnodowodz�cy akcj� ga�nicz� r�wnie� mia� nieszcz�cie zauwa�y� ucieczk� wi�nia. Pu�ci� si� biegiem w kierunku trzeciego wozu bojowego, kt�rego obecno�� zastanawia�a go ju� od kilku chwil. Stoj�cy wci�� jeszcze na sk�adaj�cej si� drabinie Dunkels zgotowa� mu na powitanie zimny prysznic, powalaj�c na ziemi� jak kr�giel i n�kaj�c bezlito�nie wodnym biczem, dop�ki nieszcz�nik nie odczo�ga� si� pod os�on� wozu dowodzenia, sk�d wci�gn�y go do �rodka �yczliwe r�ce. Smith wskoczy� do szoferki wozu stra�ackiego, a kierowca zapu�ci� silnik i odjecha� na pe�nym gazie przy akompaniamencie wyj�cych syren. Dunkels, usadowiony na ko�cu spoczywaj�cej teraz poziomo drabiny, sia� spustoszenie niczym strzelec ogonowy bombowca, rozpraszaj�c strumieniem wody oniemia�ych stra�ak�w i osi�k�w z CRS, kt�rzy nadaremnie pr�bowali zatrzyma� uciekaj�cych. Pi�� minut p�niej p�dz�cy po wariacku w�z stra�acki opu�ci� granice miasta i zatrzyma� si� na opustosza�ej wiejskiej drodze. Wszyscy wysiedli, zdj�li mundury, pod kt�rymi mieli kombinezony robotnik�w budowlanych, po czym sze�ciu z nich wskoczy�o do furgonetki z wymalowan� po bokach nazw� firmy - t� sam�, co na kombinezonach. Smith, Dunkels i pozostali trzej zaj�li miejsca w dw�ch osobowych citroenach, gdzie czeka�a na nich zmiana garderoby. Limuzyny ruszy�y jednocze�nie i z piersi Smitha wyrwa�o si� ci�kie westchnienie niewypowiedzianej ulgi. - Wspaniale, Dunkels - powiedzia�. - Naprawd� wspaniale. A teraz wyszukaj mi bezpieczny lokal i kobiet�, w wy�ej wymienionej kolejno�ci. Dunkels u�miechn�� si�. - Gdyby �yczy� pan sobie zmieni� kolejno��, - odpar� - to kobiet� znajdzie pan na tylnym siedzeniu tego drugiego samochodu. Karilian niech�tnie podporz�dkowa� si� Steinowi, kt�ry kaza� mu w�o�y� r�kawiczki, mask� oraz fartuch, a potem zademonstrowa� ponad wszelk� w�tpliwo��, �e Jaggera nie ma ju� na sali operacyjnej. Nast�pnie udali si� do ustronnego apartamentu, w kt�rym przebywa� Jagger. Stein odwleka� podzielenie si� ze swym go�ciem niepomy�lnymi wie�ciami a� do chwili, kiedy podeszli na palcach do ��ka rekonwalescenta. - A to co, u diab�a? - wybuchn�� Karilian, wskazuj�c serdelkowatym palcem obanda�owan� g�ow�. - Chc� zobaczy� jego twarz. Po to tu przecie� przyjecha�em, nie pami�tasz? - Cii - uciszy� go Stein. - B�agam, nie ha�asuj. Nie chc�, �eby si� raptownie przebudzi�. Znajduje si� jeszcze pod dzia�aniem narkozy i nie mo�e wykonywa� gwa�townych ruch�w. Nie zni�aj�c g�osu, Karilian za��da� sprecyzowania terminu, w kt�rym b�dzie m�g� sobie obejrze� dublera. Doktor zapewni� go, �e Jagger sam si� obudzi wczesnym rankiem, kiedy przestan� dzia�a� �rodki znieczulaj�ce i antybiotyki. Ale dop�ki istnieje jeszcze niebezpiecze�stwo infekcji, a nawet odrzucenia przeszczep�w, musi pozostawa� w stanie nie�wiadomo�ci. - Prosz� mnie pos�ucha� - b�aga� Kariliana. - Chod�my teraz do mnie na g�r� na kolacj�. Mam troch� wy�mienitej w�dki i kawioru z bie�ugi. Karilian spiorunowa� go wzrokiem spod krzaczastych brwi. W jego twardych, patrz�cych bez zmru�enia powiek, kamiennoszarych oczach malowa�a si� pogarda. Po chwili ni to chrz�kn��, ni prychn�� i burkn�� udobruchany: - Jak b�dzie Glenfiddich, Dom Perignon i antrykot, to si� zastanowi�. Ale Jaggera chc� zobaczy� jeszcze tego wieczora - zastrzeg� na koniec. - Zobaczysz, na pewno zobaczysz - zapewni� go Stein. - Odpr�y� si�, opad�o napi�cie zniekszta�caj�ce mu cia�o i znowu postaw� przypomina� znak zapytania. Ma�y doktor niezmiennie odnosi� zwyci�stwa w drobnych utarczkach, jakie czasem staczali. Richard Stein, kt�ry rozpoczyna� �ycie w Szwajcarii pod mniej w�wczas powa�anym nazwiskiem Scholomo Ashera Silbersteina, zna� Axela Kariliana od trzydziestu pi�ciu lat. Zaraz po wybuchu wojny, jeszcze jako utalentowany student medycyny, Stein zosta� pojmany w Polsce przez hitlerowc�w i wraz z innymi �ydami wys�any do najbli�szego obozu koncentracyjnego. Na szcz�cie by� to niewielki ob�z, prowadzony niesumiennie przez ma�o stanowczego, za to zdeprawowanego komendanta. Steinowi uda�o si� za�atwi� sobie prac� w obozowym lazarecie i wkra�� w �aski samego komendanta, po czym przyst�pi� do umacniania swojej pozycji, wykorzystuj�c umiej�tnie kolejne etapy na drodze do Ostatecznego Rozwi�zania Himmlera. Przyczynia� si� w wielkiej mierze do realizacji szalonych pomys��w l�gn�cych si� w zboczonym umy�le komendanta (i doskonali� wiedz� z zakresu technik chirurgicznych) przeprowadzaj�c upiorne i odra�aj�ce eksperymenty na swoich ziomkach. Jego najwi�kszym sukcesem medycznym by�o przeszczepienie narz�d�w p�ciowych doros�ego m�czyzny siedmioletniej dziewczynce. Dziecko �y�o sze�� tygodni, zanim nie nast�pi�a dos�owna erupcja uwi�zionych w jego ciele jad�w. Armia Czerwona par�a szybko przez Polsk� w zwyci�skim marszu na Niemcy, a komendant i jego za�oga nie byli przygotowani do natychmiastowej likwidacji wi�ni�w obozu. Major dowodz�cy wojskami sowieckimi ustawi� Niemc�w pod �cian� i rozstrzela� na miejscu. Tak samo post�pi� z najs�abszymi i najbardziej schorowanymi �ydami. Ale Steina, kt�ry nie by� ani chory, ani wycie�czony, przekazano w r�ce m�odego ukrai�skiego kapitana wywiadu, przydzielonego w�a�nie do s�u�by w nacieraj�cych wojskach. I tak rozpocz�a si� d�uga przyja�� Axela Kariliana z cz�owiekiem, kt�ry niebawem mia� si� sta� Richardem Steinem. Dowiedziawszy si� o szczeg�lnych umiej�tno�ciach Steina, Ukrainiec otoczy� go troskliw� opiek� i chroni�c przed �ydowsk� zemst�, wywi�z� do Odessy, gdzie szwajcarski �yd zdradzi� miejscowym lekarzom wystarczaj�co wiele ze swego nabytego w odra�aj�cy spos�b do�wiadczenia z zakresu chirurgii plastycznej i przeszczep�w sk�ry, by ci mogli zmieni� mu twarz. Stein jednak na tym nie poprzesta�; pragn�� r�wnie� zmieni� sw� sylwetk�. Poinstruowa� wi�c chirurg�w ortoped�w, jak tego dokona�. By�a to operacja, kt�r� przeprowadza� wielokrotnie bez znieczulenia na �ydowskich dzieciach, maj�cych ko�ci bardziej podatne ni� jego, przekszta�caj�c je z istot ludzkich w groteskowe potwory. Opisa� Rosjanom szczeg�owo ka�dy etap operacji, zni�s� wszystkie cierpienia i, podobnie jak Jagger, prze�y� j�. Richard Stein nie by� nieszcz�sn� ofiar� artretyzmu reumatoidalnego. By� znakiem zapytania w�asnej produkcji. Po wojnie KGB umie�ci� go na stanowisku dyrektora Kliniki Edelweiss, a Karilian do��czy� do niego w Szwajcarii jako szef siatki wywiadowczej rezyduj�cy w Genewie. Steina, zbijaj�cego fortun� na powodzeniu swej kliniki, bawi�o cz�sto, �e teraz wielu jego najlepszych klient�w, to jeszcze bogatsi od niego �ydzi. Tych operowa� oczywi�cie z najdalej posuni�t� dba�o�ci� i wpraw�. I nigdy nie zapomina� o znieczuleniu. Droga, kt�ra zaprowadzi�a Cody Jaggera w obj�cia KGB, by�a r�wnie ciernista i r�wnie� nie obesz�o si� na niej bez Axela Kariliana. Po przej�ciu przez ��obek drobnej przest�pczo�ci w wieku ch�opi�cym i czy�ciec wi�ziennych rygor�w, kt�ry nie do��, �e nie zawr�ci� go ze z�ej drogi, to jeszcze umo�liwi� mu uko�czenie powa�niejszej szko�y zbrodni, Jagger dos�u�y� si� stopnia starszego szeregowca w wojsku i wys�ano go do Wietnamu. Tam szybko dosta� si� do niewoli, bior�c udzia� w krwawej kontrofensywie na p�noc od Hu�, gdzie wyr�ni� si� szczeg�lnym okrucie�stwem, zaskakuj�cym nawet dla towarzyszy broni. By� urodzonym zbirem, twardym i okrutnym, znajduj�cym przyjemno�� w zn�caniu si� nad s�abszymi i nie przysporzy� �adnych problem�w torturuj�cym go partyzantom Vietcongu, kt�rzy z�amali go w przeci�gu miesi�ca. Zosta� wybrany do przeszkolenia przez oficera KGB, ale ten nowy status nie do��, �e nie oznacza� z�agodzenia jego doli, to wr�cz zmieni� �ycie Cody�ego w istne piek�o na ziemi. Program surowej obr�bki, polegaj�cy na dr�czeniu fizycznym i praniu m�zgu na przemian, doprowadzi� go na skraj szale�stwa. Dopiero potem przyzna� niech�tnie w duchu, �e renegat, jakim by� pocz�tkowo, nie przedstawia� dla sowieckiej machiny wywiadowczej �adnej warto�ci. Zbyt �atwo da� si� z�ama� Vietcongowi; nale�a�o wi�c podejrzewa�, �e r�wnie �atwo mo�e przej�� z powrotem na stron� Amerykan�w. W KGB nie mogli podejmowa� tego rodzaju ryzyka, przekazali wi�c Jaggera w r�ce Axela Kariliana, kt�ry po latach owocnej wsp�pracy z Richardem Steinem dysponowa� sporym zasobem u�ytecznych recept na ka�d� okazj�. Program, jaki Karilian opracowa� dla Jaggera, by� typowy w swej nieskomplikowanej logice: Amerykanina nale�y zastraszy� i nie przebieraj�c w �rodkach doprowadzi� do takiego upodlenia, takiej niekwestionowanej uleg�o�ci, �eby na przysz�o�� nie stanowi� �adnego zagro�enia. Trzeba by�o trzech lat, �eby Jagger zorientowa� si�, co jest grane. Kiedy to wreszcie do niego dotar�o, podda� si� - i to podda� naprawd�. Moskwa wys�a�a go z powrotem do Hanoi, gdzie codziennie, przez dwa miesi�ce, nasilano stopniowo represje doprowadzaj�c w ko�cu Jaggera do takiego stanu, �e ka�da chwila na jawie up�ywa�a mu w nieustannym, rozdygotanym przera�eniu. Dopiero wtedy Karilian poczu� si� usatysfakcjonowany. Od tej pory KGB sterowa� Jaggerem za pomoc� strachu i tylko strachu. Sprawowa� si� nie�le jako ich agent w Stanach, ale na zupe�nie podstawowym poziomie, kiedy wi�c Smith poleci� Steinowi wyszukanie materia�u na dublera, a Stein przekaza� t� informacj� Karilianowi, nawet Ukrainiec nie by� skory do zaproponowania kandydatury Jaggera. Rozwa�ywszy jednak spokojnie wszystkie za i przeciw, doszed� do przekonania, �e Cody jest idealnym kandydatem, chocia� Stein nadal mia� pewne zastrze�enia. Stein i Karilian weszli po raz drugi do sypialni wierc�cego si� teraz niespokojnie na ��ku m�czyzny. Oczy Jaggera otworzy�y si� i spojrza�y na nich poprzez szczeliny w spowijaj�cych g�ow� banda�ach. - Jak si� czuje? - zapyta� Stein piel�gniark� siedz�c� przy ��ku. - O wiele lepiej - odpar�a. - Przed chwil� zagl�da� do niego doktor Gr�hner. Powiedzia�, �e przeszczepy si� przyj�y i �e nie ma �ladu infekcji. Blizny dobrze si� goj�. - Ogl�dali�cie jego twarz? - spyta� j� obcesowo Karilian. Piel�gniarka pokr�ci�a g�ow�. Karilian wskaza� ruchem g�owy na drzwi. - Wyj�� - rozkaza�. Stein ostro�nie zdj�� banda�e i uk�ada� je w�a�nie na metalowym w�zku szpitalnym, kiedy zadzwoni� telefon. Proszono Kariliana. Ukrainiec poda� tylko swoje nazwisko i sta� przez chwil� ze s�uchawk� przy uchu, po czym chrz�kn�� dwa razy i cisn�� j� z powrotem na wide�ki. - To by� Pary� - powiedzia�. - W wi�zieniu Fresnes wybuch� po�ar. Jednemu z pensjonariuszy powiod�a si� brawurowa ucieczka. Zgadnij komu. Oczy Steina zab�ys�y. - A wi�c lada chwila si� zacznie? Karilian skin�� g�ow�. - Ta twoja woskowa kuk�a b�dzie potrzebna szybciej, ni� przewidywali�my. No nic, rzu�my na niego okiem. Kiedy nad ��kiem zamajaczy�a gro�na sylwetka Kariliana, Jagger wyda� zbola�y pomruk. Po tym, co przeszed�, Cody reagowa� dreszczem na sam widok Rosjan, a zw�aszcza Kariliana. Ukrainiec wzi�� ze szpitalnego w�zka folder Steina i nachyli� si� nad pacjentem przybli�aj�c zdj�cie 12x10 cm do nowego, r�owego ucha Jaggera. Wyprostowa� si� po chwili i odwr�ci� do doktora. - Nie�le - zawyrokowa�. - Nie�le? - �achn�� si� Stein. - Zwi�d�by rodzon� matk� McCafferty�ego. Znowu zadzwoni� telefon. Doktor podni�s� s�uchawk�, przedstawi� si� i podobnie, jak wcze�niej Karilian, s�ucha� przez chwil� w milczeniu. Potem powiedzia�: - Nie ma obawy, b�dzie got�w. Tak. A wi�c do przysz�ego tygodnia. Au revoir. Dunkels - wyja�ni� widz�c pytaj�co uniesion� brew Kariliana i powt�rzy� mu tre�� rozmowy, z kt�rej wynika�o, �e Smith wpadnie za tydzie� do kliniki i chce, aby w przeci�gu kolejnych pi�ciu tygodni dubler by� w dobrej formie, bez jednej blizny i doskonale przygotowany do swej roli. W u�miechu Kariliana nie by�o �ladu weso�o�ci. - Ja te� tego pragn�, m�j drogi Richardzie. Ju� ty si� o to postarasz, prawda? Stein zapewni� go, �e wywi��e si� z zadania. Mieli ta�my z nagranym g�osem McCafferty�ego i eksperta od wymowy do pomocy oraz niemy i ud�wi�kowiony film rejestruj�cy spos�b chodzenia, gesty i manieryzmy pu�kownika. Stein posiada� r�wnie� zebrane przez Smitha wyczerpuj�ce dossier tego cz�owieka UNACO. Obejmowa�o jego przesz�o��, wykszta�cenie, sprawy sercowe, bliskie przyja�nie, upodobania i awersje... wszystko szczeg�owo udokumentowane. Znajdowa�y si� tam te� za��czniki z charakterystyk� psychiatryczn� i opisem aktualnego stanu zdrowia oraz historie przebytych chor�b i wyci�g z karty leczenia stomatologicznego. Akta zawiera�y ponadto wyszczeg�lnienie zwi�zk�w McCafferty�ego z towarzyszami broni oraz odciski kciuk�w i minidossier ludzi z kr�gu jego najbli�szych wsp�pracownik�w, kt�rych McCafferty powinien rozpoznawa� bezb��dnie na pierwszy rzut oka. Na korzy�� Jaggera przemawia� jeden czynnik: McCafferty dowodzi� w�asnym oddzia�em, a wi�c nie musia� by� na za�y�ej stopie z kimkolwiek, ani z prze�o�onymi, ani z podw�adnymi. Usprawiedliwion� tym rezerw� mo�na by�o wykorzysta� do pokrywania chwilowych potkni��. Niemniej jednak dubler musi zapami�ta� nie tylko twarze, ale i �yciorysy wszystkich m�czyzn i kobiet z rodziny i z najbli�szego otoczenia McCafferty�ego, a zw�aszcza oficer�w, z kt�rymi s�u�y� w trakcie wojskowej kariery. Ka�dy z nich mo�e sypa� jak z r�kawa podobnymi epizodami z przesz�o�ci, na kt�re dubler musi bez wahania reagowa� - i ewentualnie dopowiada� szczeg�y. G��wny problem, rozumowa� Stein, stanowi� mog� kobiety w �yciu McCafferty�ego. Dysponowali pe�n� dokumentacj� znanych im romans�w, na kt�r� sk�ada�y si� podobizny jego partnerek, ich �yciorysy, wykazy ulubionych potraw, gatunk�w muzyki, autor�w. Tam, gdzie to by�o mo�liwe, uwzgl�dniono r�wnie� sk�onno�ci i ewentualne odchylenia seksualne, ale je�li nie gdzie indziej, to w�a�nie w ��ku m�g� si� zdradzi� dubler. Kilka autorytet�w ocenia�o McCafferty�ego jako wra�liwego i wytrawnego kochanka, podczas gdy Jagger by� w najlepszym wypadku pozbawionym uczu� gwa�cicielem z dowodz�cym tego wyrokiem na koncie. Na szcz�cie Stein rozwi�za� cz�ciowo ten problem, obrzezuj�c Jaggera na podobie�stwo McCafferty�ego. Up�ynie wi�c troch� czasu, zanim dubler b�dzie si� m�g� bezbole�nie sprawdzi�. Poza tym przyka�e mu si�, aby z zasady unika� kontakt�w seksualnych, zas�aniaj�c si� nawrotem zapalenia w�troby, �agodnym przypadkiem choroby wenerycznej albo inn� trafiaj�c� do przekonania wym�wk�. Gdy tak przygl�dali si� pokrytemu bliznami dublerowi, Stein znowu zapyta� Kariliana, jakie s� szanse powodzenia ca�ej maskarady. - Czy Jagger naprawd� potrafi stan�� na wysoko�ci zadania? Czy jest na tyle inteligentny, i potrafi si� przystosowa� do okoliczno�ci? Zdajesz sobie chyba spraw�, Axelu, �e do odegrania tej roli potrzebny jest niez�y aktor. - Niech ci� o to g�owa nie boli - uspokoi� go Karilian. - Spisze si�, jak nale�y - zapewni� ponuro - i zrobi to dobrze. Nie wiem, do czego jest potrzebny Smithowi na pok�adzie Air Force One, ale to musi by� co� bardzo wa�nego, skoro taki jak on profesjonalista zdecydowa� si� tyle zainwestowa�. A to, �e jego cz�owiek jest jednocze�nie naszym cz�owiekiem, o czym nie wie ani Smith, ani ludzie z UNACO, kt�rzy teraz, kiedy Smith znalaz� si� na wolno�ci, na pewno pojawi� si� na scenie, uwa�am za mistrzowskie posuni�cie. Moskwa jest zachwycona rysuj�cymi si� perspektywami. Stein skwitowa� u�miechem wyra�ne upojenie Kariliana i wyrazi� obaw�, �e im d�u�ej Jagger wyst�powa� b�dzie jako McCafferty, tym bardziej zwi�ksza� si� mo�e ryzyko zdemaskowania ca�ej mistyfikacji. Ukrainiec potrz�sn�� ogromn� g�ow�. - Mylisz si� - odpar� - im d�u�ej b�dzie gra� t� rol�, tym b�dzie w niej lepszy... to bez w�tpienia nast�pi. - No, nie wiem - mrukn�� Stein. - Sk�d u ciebie ta pewno��? - Sk�d? To proste, znam Jaggera. Przera�a go to, co si� z nim stanie, je�li nawali. To by�oby co� sto - tysi�c - razy gorszego od �mierci. Potrafisz sobie wyobrazi� rozmiary tego strachu, doktorze, ten potworny los, jaki w przekonaniu Jaggera mo�e przypa�� mu w udziale? Ale co te� ja tu wygaduj�; oczywi�cie, �e potrafisz. Mimo wszystko jeste� uznanym ekspertem, je�li chodzi o zadawanie b�lu i sianie terroru. Wystarczy�oby, na przyk�ad, gdyby� zagrozi� mu ponown� �przer�bk��, tym razem bez znieczulenia. Nie by�oby to po raz pierwszy, prawda? Stein poczerwienia� ze z�o�ci, ale nie potrafi� spojrze� Karilianowi w oczy. - A co z prawdziwym McCaffertym - wymrucza�. - Co si� z nim stanie? Karilian roze�mia� si�. - Je�eli Smith go nie zg�adzi - powiedzia� - to, oczywi�cie, zrobi� to ja. ROZDZIA� TRZECI Basil Swann, pryszczaty m�odzieniec w okularach w rogowej oprawie, legitymuj�cy si� imponuj�c� kolekcj� stopni naukowych z trzech uniwersytet�w, wpad� do gabinetu Malcolma G. Philpotta, dyrektora Organizacji do spraw Zwalczania Przest�pczo�ci przy ONZ. Biuro organizacji mie�ci�o si� w gmachu ONZ w Nowym Jorku i Basil by� dumny jak dziecko, �e tam pracuje, chocia� nawet nie marzy�, aby dane mu by�o pochwali� si� tym w gronie znajomych. Praca w UNACO zapewnia�a mu �wietlan� przysz�o�� - o ile sama UNACO tak� przed sob� mia�a. Biuro nigdy nie by�o - i, czego obawia� si� Philpott, nigdy nie b�dzie - ca�kowicie bezpiecznym miejscem pracy, wolnym od nacisk�w politycznych i finansowej presji. Utworzenie �ci�le tajnej grupy zaproponowa� on sam, kiedy by� jeszcze profesorem na uczelni w Nowej Anglii. Specjalizowa� si� w behawioryzmie, ale najbardziej interesowa�o go funkcjonowanie umys�u o sk�onno�ciach kryminalnych. Zabiega� niestrudzenie o poparcie ONZ, kt�re uzyska� tylko dzi�ki tem