9902
Szczegóły |
Tytuł |
9902 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9902 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9902 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9902 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Susanna Clarke
Jonathan Strange i pan Norrell tom 02
T�umaczenie: Ma�gorzata Hesko-Ko�odzi�ska
Tytu� orygina�u: Jonathan Strange & Mr Norrell
Wydanie angielskie: 2004
Wydanie polskie: 2004
Pami�ci mojego brata, Paula Fredericka Gunna Clarkea,
Jonathan Strange
- Czy mag mo�e zabi� za pomoc� magii? - spyta� Strangea lord Wellington.
Strange zmarszczy� brwi. Pytanie najwyra�niej nie przypad�o mu do gustu.
- Mag zapewne mo�e - przyzna� - lecz d�entelmen z pewno�ci� nie powinien.
Rozdzia� pierwszy
Dom Cieni
lipiec 1809
W pewien letni dzie� 1809 roku dwaj je�d�cy podr�owali such� jak pieprz wiejsk�
dr�k� w Wiltshire. Niebo mia�o barw� g��bokiego, l�ni�cego b��kitu, a pod nim
rozpo�ciera�a si� sk�pana w s�o�cu Anglia.
Przy drodze r�s� wielki kasztanowiec, rzucaj�cy na ziemi� rozleg�� plam� cienia.
�w
cie� poch�on�� sylwetki podr�nych, gdy tylko wjechali pod roz�o�yste konary -
teraz jedynie
g�osy �wiadczy�y o ich obecno�ci w tym miejscu.
� Jak d�ugo jeszcze b�dzie si� pan wstrzymywa� z publikacj�? - spyta� jeden z
m�czyzn. - Ju� najwy�szy czas. Zastanawia�em si� nad tym i uwa�am, �e
publikowanie jest
obowi�zkiem ka�dego nowoczesnego maga. Zdumiewa mnie, �e Norrell nic nie wydaje.
� Z pewno�ci� pr�dzej czy p�niej co� napisze - odpar� drugi g�os. - Ale kto
zechce
czyta� moje przemy�lenia? Teraz, kiedy Norrell niemal bez przerwy czyni cuda,
nie
spodziewam si�, �e dzie�o maga teoretyka kogokolwiek zainteresuje.
� Och! Przesadna skromno�� - powiedzia� pierwszy g�os. - Norrell nie jest jedyny
na
�wiecie. Nie mo�e si� zajmowa� wszystkim.
� Owszem, mo�e. Mo�e... - westchn�� drugi.
Jak�e mi�o powita� starych przyjaci�! Byli to bowiem panowie Honeyfoot i
Segundus. Dlaczego jednak spotykamy ich w siod�ach? Przecie� jazda konna im nie
s�u�y�a,
niecz�sto wybierali ten �rodek lokomocji z racji podesz�ego wieku pana
Honeyfoota oraz
ub�stwa pana Segundusa. I do tego w taki dzie�! Upa� sprawia�, �e pan Honeyfoot
obla� si�
potem, odczuwa� niezno�ne sw�dzenie, a na ciele wyskoczy�y mu czerwone krostki.
Z kolei
pana Segundusa taka o�lepiaj�ca jasno�� z pewno�ci� mog�a przyprawi� o atak
migreny. Co
zatem robili w Wiltshire?
Tak si� z�o�y�o, �e w trakcie badania sprawy dziewcz�cia z li��mi bluszczu we
w�osach pan Honeyfoot natrafi� na pewien trop. By� przekonany, �e morderca to
mieszkaniec
Avebury, przyjecha� wi�c do Wiltshire, by zerkn�� do dawnych dokument�w
przechowywanych w tutejszej�parani.
- Je�li ustal� jego to�samo��, by� mo�e zdo�am r�wnie� odkry�, jaka niegodziwo��
popchn�a go do zbrodni i kim by�a owa dziewczyna - wyja�ni� panu Segundusowi.
Pan Segundus pojecha� z przyjacielem, przejrza� z nim wszystkie papiery i pom�g�
zrozumie� staro�aci�skie zwroty. Ale cho� kocha� stare dokumenty (nikt nie
darzy� ich
wi�kszym uczuciem) i szczerze wierzy�, �e mog� dostarczy� informacji, w duchu
pow�tpiewa� w to, �e siedem �aci�skich s��w sprzed pi�ciu stuleci zdo�a wyja�ni�
tajemnice
czyjego� �ycia. Pan Honeyfoot natomiast tryska� optymizmem.
W pewnym momencie pan Segundus doszed� do wniosku, �e skoro s� ju� w Wiltshire,
mog� skorzysta� z okazji i odwiedzi� Dom Cieni, kt�ry znajdowa� si� w tym
hrabstwie.
�aden z nich go jeszcze nie widzia�.
Wi�kszo�� z nas s�ysza�a w szkole o Domu Cieni. Nazwa ta przywodzi na my�l magi�
i ruiny, niewielu jednak ma poj�cie, dlaczego budynek ten jest tak wa�ny. W
istocie historycy
magii wci�� tocz� sp�r o jego znaczenie - cz�� z nich twierdzi, �e Dom Cieni
nie odgrywa
wielkiej roli w historii angielskiej magii. Nie zdarzy�o si� tam nic wa�nego, do
tego mieszkali
w nim jedynie dwaj magowie, z kt�rych jeden okaza� si� szarlatanem, a drugi
kobiet�.
Oczywi�cie nie wzbudza to zachwytu obecnych mag�w d�entelmen�w i historyk�w, ale
przez
dwa stulecia Dom Cieni s�yn�� jako jedno z najbardziej magicznych miejsc w
Anglii.
Zbudowa� go w szesnastym wieku Gregory Absalom, nadworny mag kr�la Henryka
VIII i dw�ch kr�lowych: Marii oraz El�biety. Je�li mierzy� sukces maga
skuteczno�ci�
praktykowanej przeze� magii, to Absaloma w og�le magiem zwa� nie nale�a�o, gdy�
jego
zakl�cia nie dzia�a�y. Je�li jednak miar� stan� si� zarobione przeze� pieni�dze,
to Absalom z
pewno�ci� nale�a� do grona najwi�kszych angielskich mag�w: urodzi� si� w
biedzie, a zmar�
jako bogacz.
Jednym z jego najwi�kszych osi�gni�� by�o przekonanie kr�la Danii, by zap�aci�
gar�ci� brylant�w za zakl�cie, kt�re, zdaniem Absaloma, powinno zmieni� cia�o
kr�la
Szwecji w wod�. Rzecz jasna, zakl�cie nie zadzia�a�o, ale za pieni�dze uzyskane
ze sprzeda�y
po�owy du�skich klejnot�w Absalom wzni�s� Dom Cieni. Po�o�y� w nim tureckie
dywany,
zawiesi� weneckie lustra, wstawi� szyby i mn�stwo innych zachwycaj�cych rzeczy.
Kiedy
dom by� got�w, zdarzy�o si� co� dziwnego (cho� to tylko przypuszczenie;
niekt�rzy twierdz�,
�e nie zdarzy�o si� nic nadzwyczajnego). Mianowicie, zdaniem niekt�rych os�b
(ale tylko
niekt�rych), magia oferowana klientom przez Absaloma zacz�a si� samodzielnie
objawia�.
Pewnej ksi�ycowej nocy 1610 roku dwie s�u��ce wygl�da�y przez okno na pi�trze i
zobaczy�y dwadzie�cia lub trzydzie�ci pi�knych dam, ta�cz�cych w k�ko na
trawniku wraz z
przystojnymi d�entelmenami. W lutym 1666 roku Valentine Greatrakes, Irlandczyk,
rozmawia� po hebrajsku z prorokami Moj�eszem i Aaronem w ma�ym korytarzu
nieopodal
magla. W1667 roku goszcz�ca w domu pani Penelope Chelmorton ujrza�a w
zwierciadle
ma��, trzy - lub czteroletni� dziewczynk�. Dziecko ros�o, dojrzewa�o, i w ko�cu
dama
rozpozna�a sam� siebie. Odbicie pani Chelmorton nie przestawa�o si� starze�, a�
w lustrze
pozosta�o jedynie wysuszone truch�o. Po tych i setkach podobnych opowie�ci Dom
Cieni
zyska� z�� s�aw�.
Absalom mia� jedyn� c�rk� o imieniu Maria. Urodzi�a si� ona w Domu Cieni i
mieszka�a tam przez ca�e �ycie, wyje�d�aj�c z rzadka na dzie� lub dwa. Gdy by�a
dzieckiem,
dom odwiedzali kr�lowie i ambasadorzy, uczeni, wojacy i poeci. Nawet po �mierci
jej ojca
przybywali ludzie, by rzuci� okiem na ostatni przejaw dzia�ania angielskiej
magii, na jej
�ab�dzi �piew. Potem go�cie zjawiali si� coraz rzadziej, dom podupad�, a ogr�d
zar�s�
chwastami. Maria Absalom nie chcia�a jednak wyremontowa� domostwa ojca. Nie
sprz�tano
nawet pot�uczonych naczy� .
Gdy Maria mia�a lat pi��dziesi�t, bluszcz tak si� rozr�s�, �e wdar� si� do
wszystkich
szaf i pokry� pod�og�, a� niebezpiecznie by�o po niej st�pa�. Ptaki �piewa�y nie
tylko przed
domem, ale i w nim. Dobieg�szy setki, panna Absalom by�a r�wnie zniszczona jak
dom, oboje
jednak nie poddawali si� �mierci. Prze�y�a jeszcze czterdzie�ci dziewi�� lat, a�
zmar�a
pewnego letniego poranka, w ��ku, pod olbrzymim wi�zem, a promienie s�o�ca
prze�wituj�ce przez ga��zie pada�y na jej oblicze.
Gdy panowie Honeyfoot i Segundus �pieszyli tego upalnego popo�udnia do Domu
Cieni, denerwowali si� nieco, �e pan Norrell dowie si� o ich wyprawie. Dzi�ki
pe�nym
szacunku listom i wizytom admira��w oraz ministr�w znaczenie pana Norrella wci��
ros�o,
wi�c tym bardziej obawiali si�, by mag nie uzna�, �e pan Honeyfoot z�ama�
warunki umowy.
Dlatego te� nikomu nie powiedzieli dok�d jad� i wyruszyli bardzo wczesnym
rankiem.
Miejscowy farmer wynaj�� im konie. Do Domu Cieni dotarli okr�n� drog�.
Na ko�cu szerokiej zakurzonej bia�ej �cie�ki ujrzeli wysok� bram� o dw�ch
skrzyd�ach. Pan Segundus zsiad� z konia. Bram� wykonano z kastylijskiego kutego
�elaza, ale
obecnie mia�a ju� rdzaw�, ciemnoczerwon� barw�, a jej pierwotny kszta�t uleg�
deformacji.
Na d�oni pana Segundusa zosta�y ciemne �lady, ca�kiem jakby bram� wzniesiono z
miliona
suszonych, sprasowanych r�. �elazne zawijasy by�y zdobione ma�ymi
p�askorze�bami
psotnych, roze�mianych twarzyczek, szkar�atnych i zniekszta�conych, zupe�nie
jakby cz��
Piek�a zamieszkan� przez dusze owych pogan mia� w swej pieczy nieuwa�ny demon,
kt�ry
zbytnio rozgrza� piec.
Za bram� kwit�y tysi�ce bladych r�; ros�y tam r�wnie� wysokie, o�wietlone
s�o�cem
wi�zy, jesiony i kasztanowce, a zza nich wyziera�o intensywnie b��kitne niebo.
Widzieli
cztery tr�jk�tne �ciany szczytowe, d�ugie, szare kominy oraz okna z kamiennymi
kratownicami. Dom Cieni sta� zrujnowany ju� od ponad wieku. W r�wnym stopniu
tworzy�y
go dzikie bzy i szypszyna, jak i srebrzysty wapie�, a unosi� si� w nim nie tylko
zapach �elaza
i drewna, ale r�wnie� aromat lata.
- Ca�kiem jak w Innych Ziemiach - oznajmi� pan Segundus, z entuzjazmem
przyciskaj�c twarz do kraty, przez co na jego policzku pozosta�o jej rdzawe
odbicie. Otworzy�
bram� i wprowadzi� konia. Pan Honeyfoot poszed� w jego �lady. Przywi�zali
wierzchowce do
kamiennej fontanny i postanowili uda� si� na przechadzk� po ogrodzie.
Tereny wok� Domu Cieni nie zas�u�y�y by� mo�e na miano ogrodu. Od ponad stu lat
nikt si� nimi nie zajmowa�. Nie by�y jednak lasem ani dzicz�. Nie istnieje w
naszym j�zyku
s�owo opisuj�ce ogr�d maga dwie�cie lat po jego �mierci. Panowie Segundus i
Honeyfoot w
�yciu nie widzieli tak g�stego, bujnie poro�ni�tego ogrodu, kt�ry sprawia�
wra�enie
ca�kowicie dzikiego.
Pana Honeyfoota zachwyca�o dos�ownie wszystko. Wyrazi� podziw dla wielkiej alei
wi�z�w, gdzie drzewa ros�y zanurzone w morzu jaskrawor�owych naparstnic.
Zadziwi�a go
rze�ba lisa, kt�ry trzyma� w pysku ma�e dziecko. Opowiada� z o�ywieniem o
niezwyk�ej
magicznej atmosferze tego miejsca i o�wiadczy�, �e nawet pan Norrell m�g�by
doj�� tutaj do
ca�kiem nowych wniosk�w.
W rzeczywisto�ci jednak pan Honeyfoot nie by� szczeg�lnie podatny na t�
atmosfer�.
Pan Segundus za� zacz�� odczuwa� niepok�j. Nabiera� przekonania, �e ogr�d
Absaloma ma
na niego dziwny wp�yw. Kilkakrotnie, gdy tak spacerowa� z panem Honeyfootem,
zdawa�o
mu si�, �e widzi znajomych ludzi, i ju� chcia� si� z nimi wita�. Innym razem
pomy�la�, �e
rozpoznaje pewne miejsca. Ale gdy otwiera� usta, u�wiadamia� sobie nagle, �e
sylwetka
przyjaciela to tylko gra cieni na r�anym krzewie, a rzekoma g�owa lub r�ka
znajomego
okazywa�a si� jedynie ga��zk� bladych kwiat�w. Miejsce, kt�re wydawa�o si� panu
Segundusowi dobrze znane z dzieci�stwa, by�o pl�tanin� li�ci ��tego krzewu i
ko�ysz�cych
si� ga��zi bzu obok sk�panego w s�o�cu w�g�a domu. Poza tym nie m�g� sobie
przypomnie�,
kt�rego ze znajomych widzia�, ani nie potrafi� dok�adnie okre�li�, czym by�o owo
niby
znajome miejsce. Tak go to zm�czy�o, �e po p� godzinie zaproponowa� panu
Honeyfootowi
kr�tki odpoczynek.
- Drogi przyjacielu! - westchn�� pan Honeyfoot. - O co chodzi? �le si� pan
poczu�?
Jest pan bardzo blady, dr�� panu r�ce. Czemu mi pan wcze�niej nic nie
powiedzia�?
Pan Segundus przetar� d�oni� czo�o i wymamrota�, �e jego zdaniem zaraz
do�wiadcz�
dzia�ania magii. By� o tym wr�cz przekonany.
- Magii? - powt�rzy� pan Honeyfoot. - Jakiej magii? - Rozejrza� si� nerwowo,
jakby w
obawie, �e zza drzewa wyskoczy pan Norrell. - Obawiam si�, �e dzisiejszy upa�
panu
zaszkodzi�. Sam jestem bardzo zgrzany. Ale z nas zakute pa�y, �e to lekcewa�ymy.
Tam
jednak znajdziemy ulg�! Tam czeka nas b�ogo��! Odpoczynek w cieniu wysokich
drzew,
takich jak te nad szemrz�cym potokiem, to najlepszy �rodek na wzmocnienie!
Chod�my,
drogi panie, usi�dziemy.
Spocz�li na poro�ni�tym traw� brzegu brunatnego strumyka. Ciep�e, delikatne
powietrze i aromat r� ukoi�y pana Segundusa. Zamkn�� oczy. Otworzy�. Znowu
zamkn��.
Otworzy�, powoli i z trudem.
Niemal natychmiast zacz�� �ni�:
Ujrza� wysokie odrzwia w ciemnym budynku, wyrze�bione w srebrzystym kamieniu,
kt�ry lekko l�ni�, jakby o�wietlony blaskiem ksi�yca. Pionowe elementy futryny
wykonano na
podobie�stwo dw�ch m�czyzn (a mo�e tylko jednego, gdy� wygl�dali tak samo).
Posta� jakby
wychodzi�a ze �ciany, i John Segundus natychmiast zrozumia�, �e to mag. Niezbyt
dobrze
widzia� jego oblicze, cho� zauwa�y�, �e jest ono m�ode i urodziwe. M�czyzna
mia� na g�owie
czapk� z ostrym dziobem i kruczymi skrzyd�ami po bokach.
John Segundus min�� drzwi. Przez chwil� widzia� tylko czarne niebo, gwiazdy;
s�ysza�
�wist wiatru. Potem jednak spostrzeg�, �e znalaz� si� w zdewastowanym
pomieszczeniu. Na
�cianach wisia�y obrazy, gobeliny i zwierciad�a. Postaci na gobelinach porusza�y
si� i
prowadzi�y rozmowy, a w lustrach nie odbija� si� pok�j, lecz ca�kiem inne
miejsca.
Po przeciwnej stronie pomieszczenia, przy stole, w blasku ksi�yca i �wiec,
siedzia�a
kobieta. Ubrana by�a w bardzo staro�wieck� sukni�, uszyt�, zdaniem Johna
Segundusa, ze
zbyt du�ej ilo�ci materia�u. Str�j mia� dziwn�, g��bok� niebiesk� barw�, l�ni�y
na nim brylanty
kr�la Danii. Nieznajoma patrzy�a na pana Segundusa, gdy ten si� zbli�a�. Mia�a
sko�ne oczy,
rozstawione zbyt szeroko jak na kanon kobiecej urody, i szerokie wargi,
rozci�gni�te w
u�miechu, kt�rego znaczenia Segundus nie umia� odgadn��. W migocz�cym blasku
�wiec
widzia� ogni�cie rude w�osy.
Nagle we �nie Johna Segundusa pojawi�a si� inna osoba - d�entelmen we
wsp�czesnym stroju. Nie wydawa� si� ani troch� zdumiony pi�knie (cho� raczej
niemodnie)
ubran� dam�, ale bardzo go zdziwi�a obecno�� Johna Segundusa. Wyci�gn�� zatem
r�k�,
z�apa� go za rami� i zacz�� nim potrz�sa�...
Nagle pan Segundus poczu�, �e pan Honeyfoot trzyma go za rami� i delikatnie nim
potrz�sa.
- Prosz� mi wybaczy� - powiedzia� pan Honeyfoot. - Krzycza� pan przez sen,
pomy�la�em wi�c, �e lepiej pana zbudz�.
Speszony pan Segundus spojrza� na pana Honeyfoota.
- Mia�em sen - o�wiadczy�. - Przedziwny. I opowiedzia� jego tre�� przyjacielowi.
� Bardzo magiczne miejsce - rzek� pan Honeyfoot z aprobat�. - Mamy na to jeszcze
jeden dow�d: pa�ski sen pe�en jest dziwnych symboli i wr�b.
� Aleco on oznacza? - spyta� pan Segundus.
� Och! - westchn�� pan Honeyfoot i raptem umilk�. - Dama ubrana by�a w niebieski
str�j, tak? Niech pomy�l�... Niebieska barwa symbolizuje nie�miertelno��,
niewinno�� i
wierno��, poza tym to kolor Jowisza. Bywa symbolizowany przez cyn�. Uch. I co z
tego
wynika?
� Niewiele, jak s�dz� - odpar� pan Segundus. - Chod�my.
Pan Honeyfoot bardzo chcia� zobaczy� wi�cej, wi�c zaproponowa�, by jeszcze
zwiedzili wn�trze Domu Cieni. W o�lepiaj�cym s�o�cu budynek wygl�da� jak
niebiesko-
zielony tuman mg�y.
� Och! - wykrzykn�� pan Segundus, gdy min�li wej�cie do sali g��wnej.
� Co? Co takiego? - dopytywa� si� poruszony pan Honeyfoot.
Po obu stronach drzwi ujrzeli dwie kamienne rze�by Kr�la Kruk�w.
- Widzia�em je w swoim �nie - wyja�ni� pan Segundus.
W sali g��wnej pan Segundus rozejrza� si� dooko�a. Nie by�o tu zwierciade� i
obraz�w
z jego snu. Lilaki i dzikie bzy pi�y si� po sp�kanych �cianach. Kasztanowce i
jesiony
tworzy�y srebrzystozielony dach, kt�ry falowa� i pstrzy� si� na tle niebieskiego
nieba.
Delikatna z�ocista trawa i firletka stanowi�y ramy pustych kamiennych okien.
Na pod�odze go�cie dostrzegli kilka osobliwie wygl�daj�cych przedmiot�w. By�y to
zapewne magiczne narz�dzia: kartki papieru z nabazgranymi na nich zakl�ciami,
srebrn� mis�
pe�n� wody i na wp� wypalon� �wieczk� w starym mosi�nym �wieczniku.
W najdalszej cz�ci pokoju, w s�o�cu, sta�y dwie osoby. Pan Honeyfoot przywita�
si�
grzecznie z nieznajomymi. Jeden z nich odpowiedzia� mu powa�nym, uprzejmym
tonem, lecz
drugi natychmiast wykrzykn��:
- Henry, to on! To ten cz�owiek! Ten, kt�rego opisywa�em! Nie widzisz?
Cz�owieczek
o w�osach i oczach tak ciemnych, �e wygl�da jak po�udniowiec, chocia� W tej
czerni wida�
srebrne nitki. Wyraz jego twarzy jest tak spokojny i boja�liwy, �e to z
pewno�ci� Anglik!
Sfatygowane okrycie, zakurzone i po�atane, wystrz�pione r�kawy, kt�re usi�uje
ukry�, bo
obci�� nitki. Och! Henry, to on! Prosz� si� wyt�umaczy�! - wrzasn�� nagle do
pana
Segundusa.
Biedny pan Segundus ze zdumieniem wys�ucha� dok�adnego (cho� bardzo
przygn�biaj�cego!) opisu swojej osoby i odzienia. Gdy tak sta�, usi�uj�c zebra�
my�li,
nieznajomy wszed� w cie� jesionu, kt�ry tworzy� cz�� p�nocnej �ciany sali.
Wtedy po raz
pierwszy na jawie pan Segundus zobaczy� Jonathana Strangea.
Z niejakim wahaniem (gdy� zdawa� sobie spraw�, �e zabrzmi to dziwnie)
powiedzia�:
- S�dz�, �e widzia�em pana w swoim �nie. To jeszcze bardziej rozw�cieczy�o
Strange�a:
� To by� m�j sen, zapewniam pana! Specjalnie si� po�o�y�em, by go �ni�. Mog�
dostarczy� dowod�w, przedstawi� �wiadk�w, kt�rzy potwierdz�, �e sen nale�a� do
mnie. Pan
Woodhope - wskaza� na swego towarzysza - widzia�, co robi�. Pan Woodhope to
duchowny,
pastor w hrabstwie Gloucester! Chyba nikt nie b�dzie w�tpi� w jego s�owa! Moim
zdaniem w
Anglii sny d�entelmena to jego prywatna sprawa. Zastanawiam si�, czy istnieje
prawo, kt�re
to reguluje, a je�li nie, to powinno si� zmusi� parlament, by natychmiast je
uchwali�! Nie
wypada, by obcy cz�owiek wdziera� si� w cudze sny! - Strange urwa�, by
zaczerpn�� tchu.
� Drogi panie! - wykrzykn�� pan Honeyfoot z pasj�. - Bardzo prosz�, by zwraca�
si�
pan do tego d�entelmena z wi�kszym szacunkiem. Nie ma pan przyjemno�ci zna� go
r�wnie
dobrze jak ja, ale gdyby spotka� pana ten zaszczyt, wiedzia�by pan, �e obra�anie
innych jest
ca�kiem sprzeczne z jego natur�.
Strange j�kn�� ze zniecierpliwieniem.
� Rzeczywi�cie, bardzo to dziwne, �e ludzie wchodz� do cudzych sn�w - zauwa�y�
Henry Woodhope. - Ale to chyba nie m�g� by� ten sam sen?
� Och! Obawiam si�, �e by� ten sam - westchn�� ci�ko pan Segundus. - Od
momentu, gdy znalaz�em si� w tym ogrodzie, czu�em, �e jest on pe�en
niewidzialnych drzwi.
Mija�em jedne po drugich, a� zapad�em w drzemk� i wy�ni�em sen, w kt�rym
zobaczy�em
tego d�entelmena. Wszystko mi si� pomiesza�o. Zdawa�em sobie spraw�, �e to nie
ja
otworzy�em te drzwi, ale na to nie zwa�a�em. Pragn��em jedynie sprawdzi�, co
znajd� po
drugiej stronie.
Henry Woodhope spogl�da� na pana Segundusa, jakby nic nie rozumia�.
� Nadal w�tpi�, czy to by� ten sam sen. - Zwraca� si� do pana Segundusa jak do
oci�a�ego umys�owo dziecka. - O czym pan �ni�?
� O damie w niebieskiej sukni - odpar� pan Segundus. - Podejrzewam, �e by�a to
panna Absalom.
� Naturalnie, �e by�a to panna Absalom! - wykrzykn�� Strange z irytacj�, jakby
nie
m�g� s�ucha� takich oczywisto�ci. - Niestety, mia�a si� spotka� z jednym
d�entelmenem.
Zaniepokoi� j� widok dw�ch, wi�c po�piesznie znik�a. - Pokr�ci� g�ow�. - W ca�ej
Anglii jest
g�ra pi�ciu ludzi paraj�cych si� magi�, ale na moje nieszcz�cie jeden z nich
musia� si�
zjawi� akurat tutaj i zak��ci� przebieg mojego spotkania z c�rk� Absaloma.
Trudno mi w to
uwierzy�! Jestem najwi�kszym pech�wcem w ca�ym kraju! D�ugo pracowa�em nad tym
snem. Przygotowanie zakl�cia przywo�uj�cego zaj�o mi trzy tygodnie. M�czy�em
si� dniami
i nocami, a je�li chodzi o...
� Cudownie - przerwa� mu pan Honeyfoot. - Wspaniale! Nawet pan Norrell nie
zdo�a�by tego dokona�!
� Och, nie jest to takie trudne, jak pan s�dzi - Strange obr�ci� si� do pana
Honeyfoota. - Najpierw nale�y wys�a� damie zaproszenie: nada si� ka�de zakl�cie
przywo�uj�ce. Ja wykorzysta�em Ormskirka . Rzecz jasna, trudno�� polega�a na
tym, by�my -
panna Absalom i ja - zjawili si� w moim �nie w tym samym czasie. Czar Ormskirka
jest tak
nieprecyzyjny, �e wzywana osoba mo�e si� uda� gdziekolwiek i stwierdzi�, �e
wype�ni�a
zobowi�zanie. Przyznaj�, problem synchronizacji nie sprawi� mi wielkiej
trudno�ci. Rezultat
by� zadowalaj�cy. Potem musia�em rzuci� zakl�cie na siebie, bym zapad� w
magiczny sen.
Naturalnie s�ysza�em o takich czarach, ale nie natrafi�em na �aden z nich i
musia�em sam go
wymy�li�. Jest marny, ale czeg� innego mo�na by si� spodziewa�?
� Dobry Bo�e! - krzykn�� pan Honeyfoot. - Chce pan powiedzie�, �e ca�a ta magia
to
w�a�ciwie pa�ski wynalazek?
� No c� - odpar� Strange. - Je�li o to chodzi... Mia�em Ormskirka - wszystko
oparte
jest na Ormskirku.
� Och? Ale czy Hether-Gray nie nada�by si� lepiej od Ormskirka? - spyta� pan
Segundus. - Wybaczcie mi. Nie jestem praktykuj�cym magiem, ale Hether-Gray
zawsze
wydawa� mi si� znacznie bardziej wiarygodny ni� Ormskirk.
� Doprawdy? - zdziwi� si� Strange. - Naturalnie s�ysza�em o Hetherze-Grayu.
Niedawno nawi�za�em korespondencj� z pewnym d�entelmenem z hrabstwa Lincoln.
Twierdzi on, �e dysponuje egzemplarzem Anatomii Minotaura Hethera-Graya. A wi�c
warto
do niej zajrze�, tak?
Pan Honeyfoot o�wiadczy�, �e w �adnym wypadku, bo dzie�o Hethera-Graya to
najgorsze brednie pod s�o�cem. Pan Segundus wyrazi� sprzeciw. Strange bardzo si�
zainteresowa� t� wymian� zda�. Ju� prawie zapomnia� o gniewie. No bo kto m�g�by
�ywi�
uraz� do pana Segundusa? S� na �wiecie ludzie, kt�rzy nie lubi� dobroci i
grzeczno�ci,
kt�rych irytuje �agodno�� - ale z rado�ci� o�wiadczam, �e Jonathan Strange si�
do nich nie
zalicza�. Pan Segundus ponownie przeprosi� za popsucie czar�w, a Strange z
u�miechem i
uk�onem o�wiadczy�, �e rozm�wca mo�e ju� o tym zapomnie�.
- Nie b�d� pyta�, czy jest pan magiem - doda�. - �atwo��, z jak� wnika pan do
cudzych
sn�w, dowodzi pa�skiej mocy. - Strange odwr�ci� si� do pana Honeyfoota. - Czy i
pan para
si� magi�?
Nieszcz�sny pan Honeyfoot! Takie niewinne pytanie, a trafi�o w tak czu�y punkt!
Nadal w g��bi serca by� magiem i nie lubi�, gdy przypominano mu, co utraci�.
Odpar�, �e do
niedawna zajmowa� si� t� dziedzin�, zmuszono go jednak do zaniechania studi�w.
Pozostawa�o to w ca�kowitej sprzeczno�ci z jego wol�. Studiowanie magii - dobrej
angielskiej
magii - by�o, jego zdaniem, najszlachetniejszym zaj�ciem na �wiecie.
Strange patrzy� na niego ze zdumieniem.
- Zupe�nie nie pojmuj� pa�skich s��w. Jak kto� m�g� zmusi� pana do rezygnacji z
magii, skoro pan sobie tego nie �yczy�?
I wtedy panowie Segundus i Honeyfoot opowiedzieli mu o Uczonym Towarzystwie
Mag�w Yorku, rozwi�zanym na ��danie pana Norrella. Pan Honeyfoot spyta�
Strange�a, co
s�dzi o s�ynnym magu.
� Och, to ulubieniec angielskich ksi�garzy - odpar� Strange z u�miechem.
� S�ucham? - zainteresowa� si� pan Honeyfoot.
� Jego nazwisko znane jest we wszystkich miejscach, gdzie si� handluje
ksi��kami,
od Newcastle do Penzance. Ksi�garz k�ania si� i m�wi z u�miechem: �Przybywa pan
zbyt
p�no! Mia�em mn�stwo dzie� o magii i historii. Sprzeda�em je jednak uczonemu
d�entelmenowi z hrabstwa York�. Zawsze chodzi o Norrella. Kto chce, mo�e kupi�
to, co
pozostawi�. Odkry�em, �e ksi��ki wzgardzone przez Norrella znakomicie si� nadaj�
na
podpa�k�.
Panowie Segundus i Honeyfoot naturalnie natychmiast zapragn�li lepiej pozna�
Jonathana Strange�a, a i on mia� chyba ochot� z nimi pogaw�dzi�. Gdy obie strony
zada�y
zwyczajowe pytania oraz zaspokoi�y ciekawo�� (�Gdzie si� panowie zatrzymali?�;
�Och! U
George�a w Avebury�; �Zdumiewaj�ce. My r�wnie��), po�piesznie zadecydowano, �e
ca�a
czw�rka powr�ci do gospody, by wsp�lnie spo�y� obiad.
Opuszczaj�c Dom Cieni, Strange przystan�� przy odrzwiach z wizerunkami Kr�la
Kruk�w i spyta�, czy kt�ry� z d�entelmen�w odwiedzi� na p�nocy Newcastle, dawn�
stolic�
kr�la. Okaza�o si�, �e �aden tam nie by�.
- Podobne drzwi znajd� panowie na ka�dym rogu w tamtym mie�cie - powiedzia�
Strange. - Pierwsze powsta�y jeszcze za bytno�ci kr�la w Anglii. W Newcastle
wydaje si�, �e
wsz�dzie, dok�d cz�owiek p�jdzie, z jakiego� ciemnego, pe�nego kurzu przej�cia
zmierza ku
niemu kr�l. - Strange u�miechn�� si� krzywo. - Milczy jednak, a jego twarz
cz�ciowo ukryta
jest w cieniu.
O pi�tej zasiedli do posi�ku w gospodzie U George�a. Panowie Honeyfoot i
Segundus
uznali Strangea za niezwykle sympatycznego towarzysza - by� on energiczny i
rozmowny.
Henry Woodhope skoncentrowa� si� na jedzeniu, a gdy sko�czy�, zacz�� wygl�da�
przez
okno. Pan Segundus pomy�la�, �e pan Woodhope czuje si� nieco zaniedbywany, wi�c
nachyli�
si� do niego i pochwali� sztuczk�, kt�r� Strange zaprezentowa� w Domu Cieni.
Henry
Woodhope wydawa� si� zdumiony.
� Nie s�dzi�em, �e jest czego gratulowa� - o�wiadczy�. - Strange nie m�wi�, �e
to co�
niezwyk�ego.
� Drogi panie! - wykrzykn�� pan Segundus. - Kto wie, kiedy ostatnio widziano w
Anglii tak� sztuk�?
� Och! Nic nie wiem o magii. Jest chyba modna, zauwa�y�em wzmianki o niej w
londy�skich gazetach. Duchowny nie mo�e jednak po�wi�ca� zbyt wiele czasu na
lektur�.
Poza tym znam Strange�a od dzieci�stwa i wiem, �e ma wielce kapry�ny charakter.
Zdumiewa mnie, �e ten zapa� do magii trwa tak d�ugo. �miem twierdzi�, �e wkr�tce
si� ni�
znudzi, jak wszystkim innym.
Po tych s�owach wsta� od sto�u i o�wiadczy�, �e od pewnego czasu ma ochot� na
przechadzk� po wiosce. �yczy� panom Honeyfootowi i Segundusowi mi�ego wieczoru,
po
czym ich opu�ci�.
� Biedny Henry - powiedzia� Strange po jego wyj�ciu. - Podejrzewam, �e okrutnie
go znudzili�my.
� Bardzo jest �yczliwy, skoro zgodzi� si� panu towarzyszy�, cho� nie interesowa�
go
cel wyprawy - zauwa�y� pan Honeyfoot.
� Och, naturalnie! - zgodzi� si� Strange. - Ale w�a�ciwie zosta� zmuszony do tej
podr�y, bo zacz�� mu doskwiera� spok�j w domu. Henry przyjecha� do nas na kilka
tygodni,
ale u nas nic si� nie dzieje, a ja wci�� jestem zaj�ty studiami.
Pan Segundus zapyta�, kiedy pan Strange zainteresowa� si� magi�.
- Wiosn� zesz�ego roku.
� I tyle pan ju� osi�gn��?! - zdumia� si� pan Honeyfoot. - W niespe�na dwa
lata?!
Drogi panie, to nadzwyczajne!
� Doprawdy? Mnie si� wydaje, �e prawie nic nie osi�gn��em. W dodatku nawet nie
mia�em kogo prosi� o rad�. S� panowie pierwszymi kolegami po fachu, jakich
napotykam, i
lojalnie uprzedzam, �e zamierzam wypytywa� pan�w przez p� nocy.
� B�dziemy zachwyceni, je�li si� na co� przydamy - zapewni� go pan Segundus. -
W�tpi� jednak, czy nasza wiedza przyniesie panu jaki� po�ytek. Jeste�my jedynie
magami
teoretykami.
� Nadmierna skromno�� - zauwa�y� Strange. - Prosz� cho�by wzi�� pod uwag�, �e
czytali panowie znacznie wi�cej ode mnie.
I tak pan Segundus zacz�� poleca� autor�w, o kt�rych Strange by� mo�e jeszcze
nie
s�ysza�, a ten nieco chaotycznie zapisywa� ich nazwiska i dzie�a w ma�ym
notesie, czasem na
odwrocie rachunku za obiad, innym razem na grzbiecie d�oni. Potem przyst�pi� do
szczeg�owego wypytywania pana Segundusa o ksi�gi.
Nieszcz�sny pan Honeyfoot! Jak�e pragn�� uczestniczy� w tej interesuj�cej
konwersacji! I faktycznie bra� w niej udzia�, oszukuj�c jedynie samego siebie
swoimi
przebieg�ymi fortelami:
- Prosz� mu powiedzie�, by przeczyta� J�zyk ptak�w lhomasa Lanchestera - m�wi�
do
pana Segundusa. - Och! Mo�e niezbyt pan sobie ceni to dzie�o, uwa�am jednak, �e
mo�na si�
z niego sporo nauczy�.
Pan Strange odpar�, �e zaledwie pi�� lat temu z ca�� pewno�ci� w Anglii by�y
cztery
egzemplarze J�zyka ptak�w, jeden znajdowa� si� w ksi�garni w Gloucester, drugi w
prywatnej
bibliotece maga d�entelmena w Kendal, trzeci nieopodal Penzance, u kowala, kt�ry
przyj��
ksi�g� w formie p�atno�ci za napraw� bramy, a ostatni pos�u�y� za klin w
uchylonym oknie
szko�y dla ch�opc�w w pobli�u katedry w Durham.
� Gdzie s� teraz? - zapyta� pan Honeyfoot. - Czemu nie zakupi� pan �adnego z
nich?
� Przybywszy w ka�de z tych miejsc, dowiadywa�em si�, �e Norrell by� tam przede
mn� - wyja�ni� Strange. - Nigdy go nawet na oczy nie widzia�em, ale na ka�dym
kroku psuje
mi szyki. Dlatego w�a�nie postanowi�em sprowadzi� jakiego� zmar�ego maga i zada�
mu - lub
te� jej - kilka pyta�. Doszed�em do wniosku, �e dama �yczliwiej potraktuje m�
pro�b�, tote�
wybra�em pann� Absalom .
Pan Segundus pokr�ci� g�ow�.
� To chyba zbyt radykalne dzia�anie. Nie m�g� pan wymy�li� prostszego sposobu na
zaspokojenie g�odu wiedzy? W ko�cu w z�otym wieku angielskiej magii ksi�gi by�y
rzadsze
ni� obecnie, a mag�w mimo to nie brakowa�o.
� Studiowa�em histori� i biografie aureat�w, by odkry�, jak zaczynali - odpar�
Strange. - Wygl�da na to, �e w tamtych czasach, gdy kto� odkry� swoje powo�anie,
natychmiast wyrusza� do domu innego, starszego, maga z wi�kszym do�wiadczeniem i
zostawa� jego uczniem . - Powinien si� pan zatem zg�osi� do pana Norrella! -
wykrzykn�� pan
Honeyfoot. - W rzeczy samej! O tak, wiem - doda�, widz�c, �e pan Segundus
zamierza
protestowa�. - Norrell jest nieco pow�ci�gliwy, ale c� z tego, przy panu
Strangeu z
pewno�ci� zwalczy nie�mia�o��. Mimo swoich wad Norrell nie jest g�upcem i bez
w�tpienia
dostrze�e po�ytki p�yn�ce z przyj�cia takiego asystenta!
Pan Segundus mia� wiele zastrze�e� do tego planu, zw�aszcza bra� pod uwag�
awersj�
pana Norrella do innych mag�w. Za to pan Honeyfoot z wrodzonym entuzjazmem
uzna�, �e
pomys� da si� zrealizowa� bez �adnych przeszk�d.
- Zgadzam si�, �e Norrell nigdy nie spogl�da� na nas, mag�w teoretyk�w, �askawym
okiem. �miem jednak twierdzi�, �e r�wnego sobie potraktuje inaczej.
Strange nie mia� nic przeciwko temu, bardzo ciekawi� go pan Norrel�. Natomiast
pan
Segundus, podejrzewaj�c, �e decyzja i tak ju� zosta�a podj�ta, pozwala� na
stopniowe zbijanie
swoich argument�w.
- To cudowny dzie� dla Wielkiej Brytanii! - radowa� si� pan Honeyfoot. - Prosz�
spojrze�, czego dokona� jeden mag! A ilu cud�w dokona�oby dw�ch! Strange i
Norrell!
Brzmi znakomicie!
Po czym pan Honeyfoot kilkakrotnie powt�rzy� �Strange i Norrell� zachwyconym
tonem, co bardzo rozbawi�o Strange�a.
Jak wiele os�b o mi�kkim sercu, pan Segundus cz�sto zmienia� zdanie. Gdy Strange
sta� tak przed nim, wysoki, u�miechni�ty i pewny siebie, pan Segundus szczerze
wierzy�, �e
jego geniusz musi si� spotka� z uznaniem, na jakie zas�uguje, nawet je�li pan
Norrell, zamiast
pom�c, b�dzie wola� rzuca� mu k�ody pod nogi. Nast�pnego ranka jednak, po
odje�dzie
Strange�a i Henry�ego Woodhope�a, jego my�li powr�ci�y do wszystkich mag�w,
kt�rych pan
Norrell skutecznie wyeliminowa�, i Segundus zn�w zacz�� si� zastanawia�, czy pan
Honeyfoot i on sam nie wskazali Strange�owi z�ej drogi.
- Nie mog� przesta� my�le� o tym, �e nale�a�o przestrzec pana Strange�a przed
panem
Norrellem. Zamiast zach�ca� go do szukania z nim kontaktu, nale�a�o poradzi� mu,
by
znalaz� sobie dobr� kryj�wk�.
Pan Honeyfoot w og�le tego nie pojmowa�.
- �aden d�entelmen nie lubi, gdy doradza mu si� ucieczk� - odpar� - a je�li pan
Norrell
zechce skrzywdzi� pana Strange�a, w co bardzo w�tpi�, z pewno�ci� pan Strange
pierwszy si�
o tym dowie.
Rozdzia� drugi
Drugi mag
wrzesie� 1809
Pan Drawlight poprawi� si� lekko na krze�le, u�miechn�� si� i rzek�:
- Wygl�da na to, �e kto� b�dzie mia� rywala. Zanim pan Norrell zdo�a� wymy�li�
stosown� odpowied�, Lascelles zapyta� o nazwisko.
� Strange - odpar� Drawlight.
� Nie znam - powiedzia� Lascelles.
� Och! - wykrzykn�� Drawlight. - Musisz go zna�. Jonathan Strange ze Shropshire.
Dwa tysi�ce funt�w rocznie.
� Nie mam poj�cia, o kim m�wisz. Czekaj no! Czy to nie ten, kt�ry jeszcze na
studiach przerazi� kota prezydenta kolegium Corpus Christi?
Drawlight przytakn��. Lascelles od razu przypomnia� sobie Strange�a i obaj
wybuchn�li �miechem.
Pan Norrell siedzia�, milcz�c jak g�az. Uwaga Drawlighta by�a okropnym ciosem.
Ca�kiem si� za�ama�, mia� wra�enie, �e nawet przedmioty w pomieszczeniu
sprzysi�g�y si�
przeciwko niemu. Wzburzenie niemal odebra�o mu mow�, by� pewien, �e lada chwila
si�
rozchoruje. Wola� nie my�le�, co zaraz powie Drawlight - mo�e co� o wielkiej
mocy lub o
cudach, w por�wnaniu z kt�rymi wyczyny pana Norrella oka�� si� �a�osn� zabaw�? A
przecie� zada� sobie tyle trudu, by usun�� ewentualnych rywali! Czu� si� jak
cz�owiek, kt�ry
noc� obchodzi sw�j dom, rygluje drzwi i okna, po czym s�yszy kroki w pokoju na
g�rze.
Powoli jednak te nieprzyjemne doznania mija�y i pan Norrell odzyskiwa� spok�j.
Gdy
Drawlight i Lascelles rozmawiali o wycieczkach Strange�a do Brighton i jego
wizytach w
Bath, a tak�e o posiad�o�ci w Shropshire, doszed� do wniosku, �e chyba wie, co
to za
cz�owiek: modny i p�ytki, podobny do Lascellesa. Skoro tak (pomy�la� pan
Norrell), by�
mo�e zdanie: �Kto� b�dzie mia� rywala�, wypowiedziane zosta�o pod adresem
Lascellesa
w�a�nie? Ten Strange (rozumowa� dalej pan Norrell) zapewne rywalizuje z
Lascellesem o
wzgl�dy jakiej� damy. Norrell popatrzy� na swoje d�onie kurczowo zaci�ni�te na
kolanach i
pomy�la� z rozbawieniem o w�asnej wybuja�ej fantazji.
� Czy�by Strange by� obecnie magiem? - chcia� wiedzie� Lascelles.
� Och! - Drawlight obr�ci� si� do pana Norrella. - Jestem pewien, �e nawet
najlepsi
przyjaciele pana Strange�a nie por�wnuj� jego talent�w z umiej�tno�ciami
szacownego pana
Norrella. Ale chyba cieszy si� powodzeniem w Bristolu i Bath. Obecnie bawi w
Londynie.
Jego przyjaciele licz� na to, �e b�dzie pan �askaw go przyj��. Czy m�g�bym
prosi� o
pozwolenie na uczestnictwo w spotkaniu dw�ch wybitnych przedstawicieli magicznej
profesji?
�
Pan Norrell powoli uni�s� brwi.
- Z przyjemno�ci� poznam pana Strangea - powiedzia�.
Pan Drawlight nie musia� d�ugo czeka� na donios�e spotkanie mag�w (i bardzo
dobrze, bo nie cierpia� czekania). Zaproszenie wystosowano, a panowie Lascelles
i Drawlight
r�wnie� obiecali si� zjawi�.
Strange nie by� ani tak m�ody, ani tak przystojny, jak si� obawia� pan Norrell.
Zbli�a�
si� do trzydziestki i je�li inny d�entelmen m�g� ocenia� takie rzeczy, natura
nie obdarzy�a go
urod�. Nieoczekiwanie jednak przyprowadzi� z sob� �adn� m�od� kobiet�, pani�
Strange.
Ju� na progu pan Norrell spyta� Strange�a, czy przyni�s� swoje publikacje.
Ch�tnie by
je przeczyta�.
� Moje publikacje? - Strange na moment umilk�. - Obawiam si�, �e nie rozumiem,
co
pan ma na my�li. Niczego nie napisa�em.
� Och! - zdumia� si� pan Norrell. - Pan Drawlight m�wi� mi, �e proszono pana o
tekst do �The Gentleman�s Magazine�, ale mo�e...
� Ach, to! - przerwa� Strange. - W og�le o tym nie pomy�la�em. Nichols zapewnia�
mnie, �e potrzebuje tego tekstu dopiero na nast�pny pi�tek.
� W pi�tek zostanie panu tydzie�, a jeszcze pan nie zacz��?! - zdumia� si� pan
Norrell.
� Och, my�l�, �e im szybciej kto� przelewa my�li na papier i oddaje do druku,
tym
lepiej. Zapewne podziela pan moje zdanie. - U�miechn�� si� przyja�nie do
rozm�wcy.
Pan Norrell, kt�ry nigdy nie przela� swych my�li na papier, kt�ry niczego nie
zani�s�
do druku i kt�rego ka�da literacka pr�ba znajdowa�a si� na etapie takiej czy
innej redakcji, nic
nie odpowiedzia�.
- Sam jeszcze nie wiem, co napisz�, najprawdopodobniej b�d� polemizowa� z tezami
artyku�u Portisheada w �Magu Nowoczesnym� . Widzia� pan ten artyku�? Przez
tydzie�
chodzi�em w�ciek�y. Autor chce udowodni�, �e wsp�cze�ni magowie nie powinni
zadawa�
si� z elfami. Czym innym jest twierdzenie, �e utracili�my moc przyzywania tego
typu istot, a
czym� zupe�nie innym przekonywanie, �e w og�le nie powinni�my korzysta� z ich
us�ug! Nie
mam cierpliwo�ci do takich wywod�w. Najdziwniejsze jednak, �e na razie nigdzie
nie
widzia�em krytyki artyku�u Portisheada. Teraz, gdy zbli�amy si� do utworzenia
spo�eczno�ci
magicznej, powa�nym b��dem by�oby pozostawi� podobne bzdury bez komentarza.
Strange zamilk�, najwyra�niej uznawszy, �e do�� ju� si� nagada�, i czeka� na
reakcj�
kt�rego� z d�entelmen�w.
Po chwili pan Lascelles zauwa�y�, �e lord Portishead napisa� ten artyku� na
�yczenie
pana Norrella, z jego pomoc� i przy jego aprobacie.
- Doprawdy? - Strange wydawa� si� zaskoczony. Znowu zapad�a cisza, po czym
Lascelles zapyta� ze znu�eniem w g�osie, jak mo�na si� obecnie uczy� magii.
- Z ksi�g - odpar� Strange.
- Drogi panie, jak dobrze, �e pan tak twierdzi! - wykrzykn�� pan Norrell. -
Bardzo
prosz� nie traci� czasu, lecz przyk�ada� si� do czytania! Nie ma takiej rzeczy,
kt�rej nie warto
by�oby po�wi�ci� dla zag��biania si� w magiczne ksi�gi!
Strange pos�a� panu Norrellowi nieco ironiczne spojrzenie i zauwa�y�:
� Niestety, brak materia��w jest powa�n� przeszkod�. Chyba nie ma pan poj�cia,
jak
niewiele ksi�g o magii pozosta�o w Anglii. Wszyscy ksi�garze przyznaj�, �e
niegdy� by�o ich
wiele, teraz jednak...
� Doprawdy? - przerwa� pan Norrell po�piesznie. - C�, to bez w�tpienia bardzo
dziwne.
Zapad�a wyj�tkowo niezr�czna cisza. Oto w pomieszczeniu siedzieli jedyni
wsp�cze�ni angielscy magowie. Jeden wyzna�, �e brak mu ksi�g, drugi, jak
wszyscy
wiedzieli, mia� dwie wielkie biblioteki wype�nione po brzegi. Zwyk�a uprzejmo��
wymaga�a,
by pan Norrell zaoferowa� pomoc, cho�by symboliczn�. On jednak milcza�.
� Pewnie bardzo dziwne okoliczno�ci sk�oni�y pana do zostania magiem - odezwa�
si� w ko�cu pan Lascelles.
� Rzeczywi�cie osobliwe - przyzna� Strange.
- Opowie nam pan o nich? Strange u�miechn�� si� z�o�liwie.
� Jestem pewien, �e pana Norrella bardzo ucieszy informacja, �e to dzi�ki niemu
zosta�em magiem.
� Dzi�ki mnie? - wykrzykn�� pan Norrell przera�ony.
� Prawda jest taka - wtr�ci�a Arabella Strange szybko - �e chwyta� si� ju�
wszystkiego: uprawy roli, poezji, odlewania �elaza. W jednym roku pr�bowa� wielu
zaj��,
przy �adnym nie pozosta�. Pr�dzej czy p�niej musia� natrafi� na magi�.
Znowu na chwil� zapad�a cisza, a potem Strange powiedzia�:
- Nie wiedzia�em wcze�niej, �e lord Portishead pisze w pa�skim imieniu. Mo�e
b�dzie
pan �askaw co� mi wyja�ni�. Czyta�em wszystkie rozprawy jego lordowskiej mo�ci w
�Przyjacio�ach Angielskiej Magii� i �Magu Nowoczesnym�, ale nie zauwa�y�em ani
jednej
wzmianki o Kr�lu Kruk�w. To przeoczenie jest tak uderzaj�ce, �e zaczynam
wierzy�, i�
celowe.
Pan Norrell skin�� g�ow�.
� Jednym z moich zamiar�w jest przyczynienie si� do tego, by jak najszybciej o
nim
zapomniano, na co sobie zreszt� w pe�ni zas�u�y� - oznajmi�.
� No ale bez Kr�la Kruk�w nie by�oby ani magii, ani mag�w...
O, to tylko powszechna opinia. Ale nawet gdyby by�a prawdziwa - cho� zupe�nie
si� z
tym nie zgadzam - ju� dawno temu utraci� on prawo do naszego szacunku. C�
bowiem
uczyni� po przybyciu do Anglii? Wszcz�� wojn� przeciwko prawowitemu w�adcy kraju
i
odebra� mu p� kr�lestwa! Czy ja i pan powinni�my rozg�asza�, �e taki cz�owiek
jest dla nas
przyk�adem? Uwa�a� go za najwa�niejszego z nas? Czy to przyda autorytetu naszej
profesji?
Czy przekona kr�lewskich ministr�w, by nam ufali? Szczerze w�tpi�! Nie, drogi
panie, je�li
nie uda nam si� doprowadzi� do tego, by jego imi� zosta�o wymazane z kart
historii, to
naszym obowi�zkiem - pa�skim i moim! - jest demonstrowa� nienawi�� do niego.
Niech
wszyscy wiedz�, jak� odraz� �ywimy do jego zdemoralizowanej natury i z�ych
uczynk�w!
By�o jasne, �e obu mag�w r�ni� i pogl�dy, i charakter. Arabella Strange
najwyra�niej
dosz�a do wniosku, �e nie ma powodu, by d�entelmeni d�u�ej dzia�ali sobie na
nerwy, tak
wi�c pa�stwo Strangebwie wkr�tce po�egnali si� i wyszli.
Naturalnie pan Drawlight pierwszy wypowiedzia� si� na temat nowego maga.
� No c�! - wykrzykn��, zanim jeszcze za Strange�em zamkn�y si� drzwi. - Nie
wiem, jaka jest pa�ska opinia, ale ja nigdy w �yciu nie by�em bardziej
zaskoczony. Kilka
os�b wspomina�o mi, �e to przystojny m�czyzna. Jak pan s�dzi, co mogli mie� na
my�li?
Ten nos i jeszcze te w�osy. Rudawy br�z to taki dziwaczny kolor, do niczego nie
pasuje. Do
tego jestem pewien, �e widzia�em na jego g�owie siwe w�osy. A przecie� ma nie
wi�cej ni�...
ile?... trzydzie�ci lat. Mo�e trzydzie�ci dwa. Za to ona jest urocza. Te br�zowe
loki, jak
pi�knie utrefione. Szkoda, �e nie zapozna�a si� wcze�niej z londy�sk� mod�.
Bardzo �adny
by� ten mu�lin we wzorki, ale nale�a�o w�o�y� co� bardziej szykownego - na
przyk�ad
butelkowozielony jedwab obramowany czarnymi wst��kami i haftowany czarnymi
paciorkami. To taka lu�na uwaga, by� mo�e, kiedy ponownie ujrz� t� dam�,
przyjdzie mi do
g�owy co� ca�kiem innego.
� S�dz� panowie, �e ludzie si� nim zainteresuj�? - spyta� pan Norrell.
� Och, z pewno�ci� - oznajmi� pan Lascelles.
� Ach. Drogi panie Lascellesie, zale�y mi na pa�skiej radzie. Bardzo si�
obawiam,
�e lord Mulgrave zaprosi go na spotkanie. Zapa� jego lordowskiej mo�ci do
stosowania magii
na wojnie - sam w sobie godny pochwa�y, rzecz jasna - ma ten nieszcz�sny skutek
uboczny,
�e zach�ca jego �ordowska mo�� do czytania rozmaitych ksi�g historii magii i
wyrabiania
sobie opinii na temat ich tre�ci. Zasugerowa� przywo�anie wied�m, kt�re by mi
pomog�y
pokona� Francuz�w. Chyba ma na my�li te na p� magiczne, na p� ludzkie istoty,
wzywane
przez niegodziwc�w chc�cych krzywdzi� bli�nich. Innymi s�owy, takie wied�my,
jakie
Szekspir opisuje w Makbecie. Prosi�, bym sprowadzi� trzy lub cztery. Nie by�
zachwycony
moj� odmow�. Nowoczesna magia mo�e wiele zdzia�a�, ale sprowadzenie wied�m na
ten
�wiat oznacza�oby k�opoty dla nas wszystkich. Obawiam si� teraz, �e jego
�ordowska mo��
poprosi o pomoc pana Strange�a. My�li pan, �e tak b�dzie, drogi panie? Pan
Strange mo�e si�
podj�� tego zadania, nie rozumiej�c niebezpiecze�stwa. Mo�e nale�a�oby napisa�
do sir
Waltera, z pro�b�, by by� tak dobry i zepn�� do ucha jego lordowskiej mo�ci
ostrze�enie przed
panem Strangeem?
- Och, nie widz� powodu - odpar� pan Lascelles. - Je�li uwa�a pan, �e magia pana
Strange�a jest niebezpieczna, wkr�tce rozejdzie si� to po mie�cie.
Nieco p�niej tego dnia wydawano kolacj� na cze�� pana Norrella w domu na Great
Titchfield Street, gdzie stawili si� r�wnie� panowie Drawlight i Lascelles.
Wszyscy chcieli
pozna� opini� pana Norrella o magu ze Shropshire.
- Pan Strange wydaje si� niezwykle mi�ym d�entelmenem i utalentowanym magiem -
rzek� pan Norrell. - Bardzo si� przyda w rozwijaniu naszej profesji, tak
ostatnio zaniedbanej.
- Pan Strange ma osobliwe spojrzenie na magie - o�wiadczy� pan Lascelles. - Nie
zada� sobie trudu, by pozna� nowoczesne pogl�dy na ten temat. Mam na my�li
pogl�dy pana
Norrella, zdumiewaj�co jasne i zwi�z�e.
Pan Drawlight doda�, �e rude w�osy pana Strange�a do niczego nie pasuj� i �e
suknia
pani Strange, cho� niezbyt modna, uszyta zosta�a z bardzo �adnego mu�linu.
Mniej wi�cej w tym samym czasie inne towarzystwo, w kt�rym znale�li si� pa�stwo
Strangebwie, spo�ywa�o kolacj� w skromniejszym salonie w domu na Charterhouse
Square.
Przyjaciele pa�stwa Strange��w naturalnie chcieli pozna� ich opini� o wielkim
panu Norrellu.
� M�wi, �e ma nadziej�, i� Kr�l Kruk�w wkr�tce zostanie zapomniany - oznajmi�
Strange ze zdumieniem. - Co pa�stwo na to? Mag, kt�ry pragnie, by zapomniano
Kr�la
Kruk�w! Gdyby arcybiskup Canterbury potajemnie usi�owa� ukry� ca�� wiedz� o
Tr�jcy
�wi�tej, mia�oby to dla mnie wi�cej sensu.
� Jest niczym muzyk, kt�ry chcia�by zatai� muzyk� pana Haendla - powiedzia�a
dama w turbanie, zajadaj�c karczochy z migda�ami.
� Albo jak handlarz rybami, kt�ry ma nadziej� przekona� ludzi, �e morze nie
istnieje
- doda� jeden z d�entelmen�w i na�o�y� sobie du�� porcj� cefala w pysznym winnym
sosie.
Inni zebrani podawali podobne przyk�ady szale�stwa, rozbawiaj�c wszystkich pr�cz
Strangea, kt�ry siedzia� zas�piony nad talerzem.
� My�la�am, �e zamierzasz prosi� pana Norrella o pomoc - powiedzia�a Arabella.
� Jak mog� go o co� prosi�, skoro od samego pocz�tku si� spieramy? - odrzek�
Strange. - Nie lubi mnie. Ja jego te� nie lubi�.
� Ale� sk�d! Chocia� mo�e faktycznie ci� nie polubi�. Ale kiedy tam
siedzieli�my,
nie odrywa� od ciebie spojrzenia, wr�cz po�era� ci� wzrokiem. Moim zdaniem jest
samotny.
Tyle lat �l�cza� nad ksi�gami i nie mia� komu si� zwierzy�. Bo przecie� nie
porozmawia
szczerze z tymi niemi�ymi panami - zapomnia�am ju�, jak si� nazywali. Teraz
jednak, gdy ci�
pozna� i wie, �e mo�na z tob� pogaw�dzi�, by�oby bardzo dziwne, gdyby nie
ponowi�
zaproszenia.
Na Great Titchfield Street pan Norrell od�o�y� widelec i otar� usta chusteczk�.
- Rzecz jasna, musi si� przy�o�y� - oznajmi�. - Prosi�em go o to.
Na Charterhouse Square Strange powiedzia�:
- Kaza� mi si� przy�o�y�. Do czego, chcia�em wiedzie�. Do czytania. Nigdy nie
by�em
bardziej zdumiony. Prawie spyta�em, co czyta�, skoro wykupi� wszystkie ksi�gi.
Nast�pnego dnia Strange oznajmi� Arabelli, �e mog� wraca� do Shropshire, gdy
tylko
sobie tego za�yczy - nic ju� nie trzyma�o ich w Londynie. Doda� r�wnie�, �e
postanowi�
wi�cej nie my�le� o panu Norrellu. To akurat nie do ko�ca mu si� uda�o, gdy�
przez nast�pne
kilka dni Arabella musia�a wys�uchiwa� d�ugich monolog�w na temat wad pana
Norrella,
zawodowych i osobistych.
Tymczasem na Hanover Square pan Norrell nieustannie wypytywa� pana Drawlighta,
co robi pan Strange, kogo odwiedza i co s�dz� o nim ludzie.
Panowie Lascelles i Drawlight byli nieco zaniepokojeni rozwojem sytuacji. Przez
ponad rok cieszyli si� niema�ym wp�ywem na maga. Nadskakiwali im admira�owie,
genera�owie, politycy - s�owem, ka�dy, kto mia� do pana Norrella jakikolwiek
interes. My�l,
�e jaki� mag m�g�by si� zbli�y� do pana Norrella bardziej ni� oni, �e m�g�by
wzi�� na siebie
ci�ar obowi�zk�w zwi�zanych z doradzaniem mu, by�a wielce nieprzyjemna. Pan
Drawlight
oznajmi�, �e Norrellowi trzeba wybi� z g�owy maga ze Shropshire, i cho� kapry�na
natura
pana Lascellesa nie pozwala�a mu bez problem�w zgadza� si� z innymi,
niew�tpliwie w tym
wypadku my�la� podobnie.
Trzy lub cztery dni po wizycie pana Strange�a pan Norrell jednak powiedzia�:
� Przemy�la�em spraw� i uwa�am, �e nale�y co� zrobi� dla pana Strangea. Narzeka�
na brak materia��w. C�, wydaje mi si�, �e m�g�bym, rzecz jasna... To znaczy...
M�wi�c
kr�tko, postanowi�em sprezentowa� mu ksi��k�.
� Ale� drogi panie! - wykrzykn�� pan Drawlight. - Pa�skie cenne ksi�gi! Nie
wolno
ich oddawa� innym ludziom - zw�aszcza magom, kt�rzy mog� z nich zrobi�
niew�a�ciwy
u�ytek!
� Och, nie mia�em na my�li w�asnej ksi��ki - odpar� pan Norrell. - Obawiam si�,
�e
�adnej nie mog� udost�pni�. Nie, zakupi�em tom u Edwarda i Skitteringa, by go
podarowa�
panu Strange�owi. Przyznaj�, �e wyb�r by� trudny. Jest tyle ksi�g, kt�rych,
je�li mam by�
szczery, na tym etapie nie m�g�bym z czystym sumieniem poleci� panu Strangeowi.
Nabi�by
sobie g�ow� niew�a�ciwymi pomys�ami. Ta ksi�ga - pan Norrell popatrzy� na ni�
niespokojnie
- ma wiele wad, obawiam si�, �e nawet bardzo wiele. Pan Strange nie nauczy si� z
niej
prawdziwej magii. Sporo jednak tu napisano o pilnych studiach i
niebezpiecze�stwach zbyt
po�piesznego publikowania. Mam nadziej�, �e pan Strange we�mie to sobie do
serca.
Pan Norrell ponownie zaprosi� Strange�a na Hanover Square i tak jak poprzednio
zjawili si� panowie Drawlight i Lasce�les; Strange natomiast tym razem przyszed�
sam.
Drugie spotkanie odbywa�o si� w bibliotece. Strange patrzy� na niezwyk�� liczb�
ksi�g
w pomieszczeniu, nie rzek� jednak ani s�owa. Mo�e jego gniew ju� si� wypali�?
Obie strony
wykazywa�y du�o dobrej woli: magowie pr�bowali rozmawia� i przyja�niej si�
traktowa�.
� Uczyni� mi pan wielki zaszczyt - powiedzia� Strange, gdy pan Norrell wr�czy�
mu
prezent. - Angielska magia Jeremyego Totta. - Otworzy� ksi�g�. - Nigdy nie
s�ysza�em o tym
autorze.
� To biografia jego brata, maga teoretyka z zesz�ego stulecia, Horace�a Totta -
wyja�ni� pan Norrell.
Opisa� znaczenie pilnych bada� i dystansu do gazetowych publikacji, kt�rego
Strange
powinien si� nauczy�. Strange u�miechn�� si� uprzejmie, uk�oni� i oznajmi�, �e
ksi�ga z
pewno�ci� oka�e si� bardzo interesuj�ca.
Pan Drawlight wyrazi� aprobat� dla prezentu.
Pan Norrell spogl�da� na Strange�a z dziwnym wyrazem twarzy, jakby mia� ochot�
na
pogaw�dk�, ale zupe�nie nie wiedzia�, jak j� rozpocz��.
Pan Lascelles przypomnia� gospodarzowi, �e lord Mulgrave z admiralicji zjawi si�
za
godzin�.
� Ma pan wa�ne sprawy do za�atwienia - zauwa�y� Strange. - Nie powinienem
przeszkadza�. Sam musz� wype�ni� nie cierpi�cy zw�oki obowi�zek na Bond Street,
zlecony
przez pani� Strange.
� Mo�e pewnego dnia spotka nas zaszczyt ujrzenia magii w wykonaniu pana
Strange�a - doda� Drawlight. - Bardzo lubi� ogl�da� sztuczki.
� By� mo�e - odpar� Strange.
Pan Lascelles zadzwoni� po s�u��cego. Nagle pan Norrell powiedzia�:
� Sam ch�tnie zobaczy�bym magi� pana Strange�a, je�li zechcia�by nas teraz
zaszczyci� pokazem.
� Och! - wykrzykn�� Strange. - Ale ja nie...
� By�bym naprawd� zaszczycony - nalega� pan Norrell.
� Zatem zgoda - powiedzia� Strange. - Z wielk� przyjemno�ci� co� panom poka��.
Pewnie b�dzie to nieco niezdarne w por�wnaniu z tym, do czego pan przywyk�.
W�tpi�, drogi
panie, bym dor�wnywa� mu finezj�.
Pan Norrell tylko si� uk�oni�.
Strange rozejrza� si� dooko�a, by sprawdzi�, jak� rnagi� mo�e zademonstrowa�.
Jego
spojrzenie pad�o na lustro wisz�ce w k�cie pokoju, do kt�rego nie dociera�o
�wiat�o. Po�o�y�
Angielsk� magi� Jeremyego Totta na stoliku, tak �e jej odbicie wida� by�o w
zwierciadle.
Przez kilka minut wpatrywa� si� w ksi��k�, lecz nic si� nie dzia�o. Nagle
uczyni� dziwny gest:
przesun�� r�koma po w�osach, klepn�� si� w kark i przeci�gn�� jak cz�owiek,
kt�ry chce
rozrusza� zesztywnia�e mi�nie. Nast�pnie si� u�miechn��, bardzo z siebie
zadowolony.
By�o to dziwne, gdy� ksi�ga wygl�da�a tak samo jak wcze�niej.
Na Lascellesie i Drawlighcie, przyzwyczajonych do ogl�dania cudownej magii pana
Norrella albo s�uchania opowie�ci o niej, nie wywar�o to wra�enia. Uznali, �e to
du�o mniej,
ni� mo�na by oczekiwa� od byle sztukmistrza na jarmarku. Lascelles otworzy�
usta, bez
w�tpienia pragn�c wyg�osi� szydercz� uwag�, lecz nie zd��y�, gdy� pan Norrell
wykrzykn��
nagle ze zdumieniem:
- Niezwyk�e! To naprawd�... Drogi panie! Nigdy nie s�