9861
Szczegóły |
Tytuł |
9861 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9861 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9861 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9861 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Roman Cielecki Nie nauczy�em si� tanga
Od redakcji:
Z opowiadaniem tym, najwy�ej ocenionym w naszym konkursie (II nagroda) wi��e si� pewna smutna historia. Telefonuj�c do autora po wys�aniu dyplomu (autor nie poda� swojego adresu e-mail, by� mo�e go nie posiada�), otrzymali�my bardzo smutn� wiadomo�� - pan Roman Cielecki nie doczeka� rozstrzygni�cia konkursu, umar� nied�ugo przed nasz� informacj�...
Taka wiadomo�� pozwala inaczej spojrze� na to niezwykle dojrza�e, m�dre, refleksyjne, a jednocze�nie pogodne i podnosz�ce na duchu opowiadanie. Nie nale�y ono do najpopularniejszego na �amach "Esensji" nurtu rozrywkowego, przywodzi na my�l dojrza�e g��wnonurtowe teksty Milana Kundery i Antoniego Libery. Wydaje si� wr�cz nieprawdopodobne, �e autor o takim talencie literackim nie zyska� szerszego rozg�osu, podczas gdy utwory tw�rc�w du�o mniej uzdolnionych zalegaj� p�ki ksi�garskie. By� mo�e nigdy nie dowiedzieliby�my o jego istnieniu, gdyby nie nasz konkurs, wydaje si�, �e jego �mier� jest du�� strat� dla polskiej literatury, z czego nawet nie zdaje ona sobie sprawy. Pozostawmy jednak te smutne rozmy�lania - "Nie nauczy�em si� tanga", to tekst, cho� momentami gorzki i refleksyjny, to jednak nadal pe�en afirmacji �ycia, pogodny i zabawny. Zapraszamy do lektury - to naprawd� znakomita literatura.
l. FALSTART
Czy tango mo�e sta� si� czym� w rodzaju obsesyjnej neurozy? Teoretycznie wszystko jest mo�liwe, na przyk�ad u Prousta zapach margeritki wywo�ywa� ci�gi skojarze� na kilkaset stron druku - a czym�e jest pospolity kwiatuszek wobec argenty�skiego tanga?
U mnie musia� to by� jeden z freudowskich kompleks�w, jaki zakorzeni� mi si� do�� p�no, kiedy w og�lniaku na pr�bach zespo�u folklorystycznego trenowali�my polki-galopki, mazury, walczyki murarskie, sztajery, hopaki i tego rodzaju produkcj� etnolog�w ludu naszego oraz innych lud�w przoduj�cych tudzie� uciskanych.
Wtedy w�a�nie objawi�o mi si� klasyczne tango, cho� - na zdrowy rozum - nic takiego zdarzy� si� nie mia�o prawa. Liceum by�o socjalistyczne, robotniczo-ch�opska m�odzie� w stu procentach zorganizowana w ZMP, a program zaj�� �ci�le ukierunkowany na kultur� ludow� w formie i narodow� w tre�ci.
Tylko �e instruktor�w mieli�my jakby z innej planety. Nauczycielem ta�ca, z braku ideowych fachowc�w, dyrekcja mianowa�a szkolnego intendenta, pana Stanis�awa, albowiem - jak si� w jego papierach okaza�o - by� on przedwojennym fordanserem, w dodatku absolwentem szko�y profesora Wieczystego.
Na fortepianie przygrywa� Adam Mickiewicz, "z tych" Mickiewicz�w jak najbardziej: jego ojciec, Telesfor, by� chrze�niakiem W�adys�awa, najm�odszego syna wieszcza. Za udzia� w powstaniu styczniowym odcierpia� katorg�, a �e po Sybirze nikt nie m�g� wr�ci� w rodzinne strony - czystym przypadkiem wybra� okolice naszego miasteczka na miejsce osiedlenia.
Imiennik poety by� ju� siwiutkim staruszkiem; oczy mia� ca�kiem wyblak�e, z male�kimi �renicami - ale mimo to wali� w klawisze pot�nie jak sam Paderewski. Intendent, o urodzie Mefista, musia� kiedy� mie� du�e powodzenie u pa�, bo nasze dziewczyny na wy�cigi wpada�y mu w ramiona, kiedy demonstrowa� nowe uk�ady taneczne.
Co pewien czas panowie robili przerw�; pochylali si� za pud�em fortepianu i po jakich� manipulacjach ukazywali o�ywione, u�miechni�te oblicza, ciumkaj�c mi�tuska dla kamufla�u. Nie zwa�ali�my na to - nawet imponowa�a nam ich szlachecko-bur�uazyjna przesz�o��, kt�rej ciekawsze fragmenty pan Stanis�aw czasem konfidencjonalnie ujawnia�.
Na przyk�ad, �e w czasie okupacji pianista dawa� koncerty muzyki Szopena, na kt�rych bywali partyzanci AK i narodowcy o takich pseudonimach, jakie dzi� budzi�y dr��czk� partyjnych m�zg�w i kt�re to persony nale�a�o obrzydza� spo�ecze�stwu i pot�pia� na okazjonalnych sp�dach.
Albo �e pan Adam pracowa� jako taper w epoce niemego kina i straci� wzrok od �ledzenia akcji na drgaj�cym ekranie. Tak �e musi sobie co pewien czas strzeli� kielicha - wtedy otwiera mu si� w oku male�ki otworek, jak �epek szpilki, ale wystarczaj�cy, by ujrze� troch� �wiata bo�ego.
Pewnie tak by�o, bo na zaj�cia zespo�u prowadza�a go �ona, potem sam trafia� do domu. W ka�dym razie te zdrowotne zabiegi obu pan�w wcale nas nie gorszy�y. Ba! To w�a�nie one sprowokowa�y, by rzec uczenie, �w epizod psychotyczny, jakiego nie mia�a w planach marksistowska pedagogia.
A sta�o si� to podczas pieskiej pogody, kiedy pan Adam szczeg�lnie cz�sto musia� poprawia� sobie wzrok. Po kolejnej przerwie arty�ci poszeptali tajemniczo, instruktor rozjarzy� szata�skie oczka i klasn�� w r�ce:
- Mesdames, messieurs! Uwaga! Maestro - tango s'il vous plait!
Sk�oni� si� przed moj� partnerk� Iz�, z kt�r� by�em na etapie nie�mia�ych poca�unk�w, a kt�ra najszybciej za�apywa�a nowe rytmy i kroczki, i pod twardo r�bany akompaniament "La Cumparsity" zacz�li wygibasy, jakich jeszcze�my nigdy nie ogl�dali - salonowych ta�c�w przecie� nie by�o w tradycji kulturowej naszych rodzin.
Stali�my jak zaczarowani, z poczuciem dramatycznego rozdwojenia. W bierutowskiej Polsce objawi� nam si� Wielki �wiat! Ale mniejsza z tym - by� jeszcze inny pow�d, �e ja wprost tchu nie mog�em z�apa�, tak mnie to trafi�o w sam �rodek duszy. Jako m�odzik w okresie nadpobudliwo�ci seksualnej bystry by�em w erotycznych skojarzeniach, a to, co wyczynia� pan Stanis�aw z Iz�, bez w�tpienia ilustrowa�o grzech pierworodny! Kuszenie Adama, pozorny odwr�t Ewy i wymuszona, cho� z elegancj�, m�ska dominacja. Tak jakby Adam wcale si� nie speszy� odkryciem, �e oboje s� w Raju nadzy.
Przeta�czyli jedn� rund� nieco utykaj�c, w drugiej ju� posz�o ca�kiem sprawnie. Iza rzeczywi�cie mia�a dryg do ta�ca i podda�a si� sprawnym r�kom pana Stanis�awa, kt�ry na koniec uca�owa� jej d�o�, a nam kaza� zej�� ze sceny na sal� gimnastyczn�, �eby�my mieli do�� miejsca do rozp�du.
- Spr�bujemy? - spyta� retorycznie i zapewni�, �e to nic trudnego, je�li pami�ta�, �e ta�czy si� g�ow�, a r�ce i nogi same zrobi� reszt�. No wi�c zawsze cztery kroczki w rytmie: wolno, szybko-szybko, wolno; wolno, szybko-szybko, wolno. Jasne? To do roboty!
Ustawieni w dwuszereg chwycili�my partnerki cia�niej ni� w ludowych ta�cach i zacz�o si� odliczanie krok�w w prz�d i w ty�. Nie od razu posz�o dobrze - na szkolnych zabawach i prywatkach dominowa�o szuranie nogami w nie�miertelnym tempie "dwa na jeden", tak �e trudno by�o si� przestawi�.
Ale nastr�j by� wspania�y! Rozruszali�my si� pomalutku i nadszed� czas na obroty; instruktor, zatankowany na poziomie gadatliwego rauszu, demonstrowa� kolejne figury popisuj�c si� znajomo�ci� angielszczyzny: guarter turs! closed promenad�! right rock turn! reverse turn, lady out-side!
Okaza�o si�, �e ka�da zmiana pozycji daje nam dodatkow� przyjemno�� - dla wyhamowania p�du najlepiej by�o zderzy� si� z partnerk�. Ten ��cznik, czyli progressive link, wykonywali�my z nadmiernym nawet zapa�em; odkry�em przy tym, �e Iza �adnie mi si� zaokr�gli�a w biu�cie, czego pod szkolnym fartuszkiem wcale nie by�o wida�.
Rozpali�o nas to tango niesamowicie, ale nie ma mi�o�ci bez b�lu. Nagle ponad melodi� i komendy instruktora przebi� si� jak�e nam znany, samonap�dzaj�cy si� wrzask oburzenia. Stan�li�my; pan Stanis�aw jakby poszarza� - tylko pianista spokojnie zako�czy� gr� wyszukanym pasa�em.
W drzwiach sali miota� si� zast�pca dyrektora do spraw polityczno-wychowawczych; ucho mia� wprawdzie drewniane, jednak bur�ujsk� melodi� rozpozna� potrafi�. Wi�c tu taka krecia robota??? Co to w og�le jest??? Na pasku �wiatowego imperializmu m�odzie� si� prowadza?
Wystraszy� nas, ale ju� nie w takim stopniu, jak tego wymaga�y �wczesne standardy. S�owo daj�, p� godzinki tanga zupe�nie nas zbuntowa�o; ani pomy�leli�my o rytualnej samokrytyce. Byli�my raczej rozdra�nieni i niecierpliwi, kiedy ta fanatyczna pa�a wreszcie sobie p�jdzie.
No bo co m�g� nam zrobi�? Batiuszka Stalin leg� ju� w mauzoleum obok Lenina, przeb�kiwa�o si� o jakiej� odnowie. A my byli�my wizyt�wk� szko�y; nasze wyst�py oklaskiwali na akademiach towarzysze miejscy, gminni i powiatowi, zna�a nas publiczno�� z fabryk, pegeer�w i sp�dzielni produkcyjnych. W �aden spos�b ani nas, ani instruktor�w ruszy� nie mogli.
Grono nauczycielskie ju� nie by�o ideologicznie pop�dliwe -wychowawca pogada� z nami z przymru�eniem oka i sprawa przysch�a. Mo�e i przedwcze�nie skusi� nas ten zakazany owoc, ale�my jeszcze par� razy po�wiczyli tango; na wszelki wypadek rezerwowy kolega wyskakiwa� "na czuja", czy przypadkiem politruk nie wybiera si� na hospitacj� zaj�� pozalekcyjnych.
Nied�ugo potem nadesz�o przedmaturalne p�rocze, nasze miejsca w zespole przej�� narybek z m�odszych klas i urwa�a si� szkolna przygoda z tangiem; nie opanowali�my go nale�ycie, ale zd��yli�my si� w nim rozsmakowa�.
Dla mnie tango mia�o jeszcze sporo niespodzianek - anim my�la�, �e kryje si� w nim tyle odmian i znacze�. I jak�e odleg�ych od czystego ta�ca!
2. HABANERA
Na studiach nie mia�em okazji dotrze� zdobytej umiej�tno�ci i zab�ysn�� figurowym tangiem. Gomu�ka zapowiedzia� liberalizacj� i przy okazji wypu�ci� z podziemia jazz. Zaraz potem przysz�a moda na rock'n roll i ka�dy wydzia� roi� si� od domoros�ych kapel w najdziwniejszych sk�adach - a my, zamiast wkuwa�, szaleli�my w ta�cu, prze�cigaj�c si� w wymy�lnych kroczkach, zwrotach i przerzutach.
Mimo tych okoliczno�ci tango czeka�o na mnie cierpliwie. Zalicza�em ju� czwarty rok, kiedy uniwerek zorganizowa� wycieczk� do Leningradu. Obsiedli�my ca�y wagon, ekscytuj�c si� tyle� wypadem do miasta Piotra I, Puszkina i Mickiewicza, co i towarem, jaki mia� by� op�dzlowany w Sojuzie.
Wie�li�my tandetn� namiastk� Zachodu: kwieciste koszulki, krawaty z nagimi babkami, p�aszczyki z imitacji ortalionu, skarpety w kolorowe paski, welwetowe spodnie-rurki, nabijane b�yszcz�cymi �wieczkami, d�ugopisy ze striptiserk� i tego rodzaju pon�tne na Rusi artyku�y. I ten groszowy ch�am przyni�s� niebotyczn� g�r� rubli!
Nie mieli�my a� takich talent�w handlowych - sukces umo�liwi� nam Alosza, pilot wycieczki z "Inturista", kt�ry czeka� na nas w punkcie kontroli celnej w Grodnie. Pocz�tkowo udawa� sztywnego komsomolca, ale gdy waln�� dwie lufy "Wyborowej" pod p�to "swojskiej" kie�basy, a jedna z dziewczyn ochotniczo zagra�a rol� jego ukochanej - ju� by� nasz. Wskaza� nam punkty podziemnego handlu i zdradzi� najkorzystniejsze przeliczniki.
Z koleg� Andrzejem kupili�my sobie po fotoaparacie, rodzinom pami�tki - i trudno by�o przepu�ci� reszt�; na przyk�ad szampan kosztowa� taniej ni� u nas wino "patykiem pisane". Ostatni wiecz�r mieli�my grupowo przehula� w dobrej restauracji, a tymczasem urwali�my si� z kolejnego muzeum i dreptali�my ulic� dywaguj�c, gdzie w tej okolicy mo�e by� jaka� kawiarnia.
Wpad�a mi w oko drobna brunetka, troch� podobna do Izy z og�lniaka; zdaje si�, �e od pewnego czasu sz�a za nami. To by� jaki� impuls - zrobi�em dwa szybkie kroki i zagadn��em j� o lokal.
- Wy iz Polszy? - odpar�a pytaniem.
- Da, kanieczno - i przedstawili�my si�. Ona mia�a na imi� Walentyna, dla "drugow" Wala. Od razu zostali�my przyjaci�mi, bo z bliska okaza�a si� zachwycaj�co �adna, a w dodatku by�a uczennic� "balietnowo instituta"! Zatka�o mnie z emocji:
- Wala, a tango znajesz?
No pewnie, �e zna�a; te� "strannyj wopros"! Da�a si� zaprosi� na czark� "wydier�ajnowo igristowo", a ja ju� wiedzia�em: ostatni dzie�, ostatnia szansa - musz� j� nam�wi� na wieczorn� balang�! I chyba z zakl�tych w nas obojgu erotycznych podtekst�w tanga tak si� jako� stawa�o w tej ruskiej "kafe", �e nasze krzese�ka same zacz�y w�drowa� wok� okr�g�ego stolika i prawie�my si� przykleili do siebie.
Andrzej, troch� naburmuszony - by� przystojniejszy ode mnie, a Wala wyra�nie tego nie doceni�a - z braku laku zacz�� pstryka� nam fotki. Przegl�da�em je niedawno i tak by�o jak m�wi�! Na jednym zdj�ciu trzymam nawet zaborczo r�k� na ramieniu Wali, a ona, w wysoko zapi�tej, pasiastej bluzeczce, odgarniaj�c fiku�ne kosmyki z czo�a, peroruje jak nawiedzona.
Rzeczywi�cie by�a pi�kna! Delikatna czarnulka w typie karelofi�skim; du�e, ciemne oczy, d�ugie rz�sy i �agodne �uki brwi, wyra�nie wykrojone usta i taki jakby po dziecinnemu zadarty nosek. I ja, wpatrzony w ni� niczym jastrz�b; nigdy, w �adnym lustrze nie dostrzeg�em u siebie takiego wzroku! Te� by�em na tym zdj�ciu pi�kny; no, w ka�dym razie podoba�em si� sobie. Musia�o nas mocno wtedy grzmotn��, naprawd� od pierwszego spojrzenia.
Andrzej postawi� warunek, �e je�li mam zamiar zaprosi� Wal� do restauracji, to musi przyprowadzi� drug� baletnic� dla niego, bo nasze dziewczyny ju� mu si� opatrzy�y. Nie do uwierzenia, ale jakby�my sczepili si� telepatycznie - w tej�e chwili Wala oznajmi�a, �e samej rodzice nie puszcz�; mo�e wzi�aby kole�ank� dla przyzwoito�ci? Jasne, jasne, Walentynko!
Po po�udniu mieli�my troch� obaw - przyjd�, nie przyjd�? Co� za g�adko posz�o... Ale s�! Dojrzeli�my je z okna hotelu o um�wionym czasie, to znaczy godzin� przed wyj�ciem na ta�ce; jak to ch�opaki - mieli�my wzgl�dem nich niecne zamiary. Ta kole�anka, Tania, by�a blondynk� o idealnej figurce i �adnej buzi, ale daleko jej by�o do Wali!
Zwin�li�my ich p�aszczyki pod pach� i uda�o si� przeflancowa� obie najpierw do pokoju dziewczyn, p�niej do naszego - pod czujnym okiem portiera, recepcjonisty i "zawiedujuszczych eta�om", paskudnych bab rozklapionych za biureczkami na ka�dym pi�trze. One wydawa�y klucze i pe�ni�y funkcj� po�redni� mi�dzy szefow� sprz�taczek a hotelowym "szpionem" s�u�b specjalnych.
Wala z Tani�, skropione podniecaj�cym aromatem ci�kich, ruskich "wozduchow", by�y ubrane wizytowo w granatowe kostiumy z bia�ymi bluzkami, kt�rych koronkowe ko�nierzyki �adnie si� komponowa�y z ca�o�ci�. Troch� zdyszani po akcji desantowej musieli�my biegiem bra� si� do rzeczy - czasu by�o niewiele. Zaci�gn�li�my zas�ony, by stworzy� jakie� pozory intymno�ci, i...
I w�a�ciwie ta godzinka wykracza poza temat opowiadania; trzeba jednak koniecznie powiedzie�, �e nasze Rosjaneczki to na pewno nie by�y "ma�e puszczalskie", jak je nazwa�y ura�one studentki. A mieli�my z Andrzejem w tym przedmiocie sporawe do�wiadczenie.
No nic, nadszed� czas na restauracj�, w kt�rej ju� od obiadu mieli czuwa� dwaj nasi wys�annicy, zaklepa� stoliki i obstalowa� menu. Ca�� grup� poszli�my pieszo - by�o to zaraz za rogiem - a w "restoranie" kompletny kociokwik! Sala zapchana do ostatniego miejsca, z przewag� "krasnoarmiejc�w" w mundurach r�nych rodzaj�w wojsk; gdzie, u licha, stoliki dla nas?
Chryste Panie! Za storami gabinetu bankietowego pyszni si� st�, zawalony jad�em i napitkiem na par� pi�ter, a co p� metra sterczy bia�o-czerwony proporczyk. Te nasze g�upki rozsiad�y si� w szczycie z pa�skimi minami; wida�, �e ju� nawaleni jak b�ki.
Alosza, ratuj! Co oni ponawijali kierownikowi, �e przygotowa� uczt� jak dla delegacji partyjno-rz�dowej? W�lizn�li�my si� niepewnie w swoich kolorowych wdziankach, a kelnerzy zacz�li sprz�ta� kapslowane butelki, potem co drug� mich� kawioru i �ososia, skre�lili te� gor�ce dania i desery. Po konsultacji z p�atniczym Alosza skin�� wreszcie g�ow�, �e "chwatit'".
Wstyd nam by�o wobec Rosjanek - dali�my tak� plam� na wst�pie! Ale one, widocznie uleg�e z natury, nie przejawia�y ch�ci do drwin. Wala powtarza�a uspokajaj�co "nicziewo, nicziewo" i dla roz�adowania nastroju wskazywa�a na karafki z bursztynowym p�ynem;
- Wot' brendy, a wot' portwajn!
Chlapn�li�my po koniaczku, dziewczyny wola�y wino. Jako studenci nie byli�my zwyczajni od razu przegryza� - zwykle pija�o si� "Tura" czy "Gryfa" - "pod boczek", czyli wspieraj�c si� jedn� r�k� w pasie. Ale tu - ludzie! Do dzi� pami�tam, jak grzebali�my wynio�le w czarnym i czerwonym kawiorze.
Do ta�ca przygrywa� konwencjonalny sekstet; kiedy zabrzmia�o co� na kszta�t tanga, zdaje si� habanera z "Carmen" Bizeta, nadesz�a moja chwila - poprosi�em Wal�. Czy zdarzy�o si� wam trzyma� w ramionach dziewczyn�, kt�ra ma talent zawodowej tancerki? W dodatku tak �liczn� jak ona?
Niesamowite i niepowtarzalne! Cho� na parkiecie by� �cisk - mogli�my najwy�ej robi� �wier�obroty - z Wal�, jak m�wi�em, ta�czy�o si� cudownie. Szybko sobie przypomnia�em w�a�ciw� kolejno�� krok�w, Wala przytula�a si� cia�niej ni� w tangu trzeba; do wszystkiego zreszt� tak mi pasowa�a, �e lepiej nie mog�em sobie wy�ni�!
Po jakim� czasie nie�mia�a Tania zacz�a tr�ca� Wal� i szepta� jej co� do ucha; okaza�o si�, �e chc� "prawilno ocenit' d�ajfa" i te inne zachodnie ta�ce, o kt�rych tyle s�ysza�y. - Charaszo - sjej czas �e? - Dla was wszystko, kochane dziewczyny! Nasze kole�anki te� mia�y ochot� pofika� wys�ali�my wi�c niezawodnego Alosz� do orkiestry.
Wr�ci� z wie�ci�, �e zesp� ma sw�j repertuar, ale owszem, w przerwie mo�emy sami sobie zagra�, tylko bez instrument�w d�tych, bo zaplujemy ustniki. No i k�opot - mieli�my w grupie tylko dw�ch muzyk�w. Ch�opcy jednak z polsk� fantazj� skoczyli do perkusji i kontrabasu. Jeden wst�pnie brzd�kn�� w talerze i werbelek, drugi zabucza� lini� melodyczn� "Gdy �wi�ci id� do nieba".
Na sali ucich�o. Ruscy oficerowie z baretkami wielko�ci kr��ownika "Aurora" zrobili pogardliwe miny, cho� ich panie s�ucha�y zaciekawione. Wydawa�o si�, �e nasi m�cz� si� na pr�no - by�a to w ko�cu tylko sekcja rytmiczna. Spr�bowali jeszcze standardu "In the Mood", pod kt�ry od biedy mo�na by�o ta�czy� przy tak mizernym akompaniamencie.
- Bugi-�ugi! - rozpozna�a Wala. - Wielikoliepnoje, priekrasnoje! - zachwyci�a si� jak dziecko. - Dalieje, idi! - Wyci�gn�a mnie na parkiet; za nami sypn�a si� studenteria i zacz�li�my "peda�owanie". Tak si� nazywa�o pozycj�, jak� przyjmowali ta�cz�cy - trzeba by�o si� przygarbi� niczym cyklista w siode�ku, zgi�� r�ce w �okciach i depta� nogami, jak podczas ci�kiej jazdy pod g�rk�.
Potem wypada�o powierzga� do przodu i na boki, zakr�ci� partnerk� w lewo i prawo - a je�li by�a lekka i zwinna, stosowa�o si� wy�sz� szko�� akrobacji. A wi�c robi�a panna w�lizg mi�dzy rozkraczone nogi ch�opaka, skaka�a mu na biodra, on potem owija� j� sobie wok� pasa, przekr�ca� w powietrzu i katapultowa� nad g�ow�. Zna�em te figury, ale nie by�em w nich najlepszy; nie mia�em do tego serca - jak�e daleko by�o tym �ama�com do tanga! A Wala by�a i lekka, i zwinna kr�ci�a si� w moich r�kach jak wrzecionko; na szcz�cie mia�a za d�ug� i za w�sk� sp�dnic�, omin�o j� wi�c owo miotanie, kt�re zawsze mi si� wydawa�o jakie� nieestetyczne; wymaga�o zreszt� za wiele wysi�ku.
Nasz zapa� udzieli� si� skrzypkowi, nie do�� zsowietyzowanemu w roli "pracownika orkiestry". Bardziej przydatny by�by fortepian czy saks - ale dobre i to! Muzyk - rasowy artysta, tak ostro podci�� rytm smyczkiem, dudl�c po dwie struny na raz, �e nasze dziewczyny pisn�y z uciechy i pofrun�y nad r�ce ch�opak�w, ods�aniaj�c w p�dzie uda i skrawki kolorowych fig.
Tego nie zdzier�y�y nawet mundurowe Wielkorusy, basuj�c p�g�o�nie z niech�tnym uznaniem:
- Wot, Paliaczki!
Szalony by� to wiecz�r, a mnie r�s� kamie� w sercu, �e to przecie� wiecz�r ostatni. Co ja potem zrobi� bez Wali? By�em ju� "trafiony-zatopiony"; szcz�liwy i zrozpaczony zarazem, bo nic nie mog�em wymy�li� m�drego, �eby ten romans m�g� mie� ci�g dalszy. A wcale nie chodzi�o o r�nic� wiary.
Ona te� to czu�a - widzia�em jej g��bokie oczy, ale - "nicziewo, nicziewo" - i ci�gn�a do kolejnego ta�ca. Czy te ruskie baby maj� zakodowan� w genach nieuchronno�� cierpienia? I dlatego �atwiej je znosz�, a rado�� �api� zach�annie, jakby jutro �wiat si� ko�czy�? M�j Bo�e - ju� wiem, czemu Rosjanki uchodz� za najlepsze w �wiecie �ony i matki! Ale co mi z tego?
Wp� do dwunastej musieli�my wyj�� - Wala i Tania, jak grzeczne uczennice, obieca�y by� w domu przed p�noc�. Trzymali�my si� za r�ce na przystanku, w szar�wce zagadkowych "bia�ych nocy". Co by�o jeszcze do powiedzenia? Dziewczyny mieszka�y na Wasilewskim Ostrowie - du�ej wyspie po�rodku Newy. Ich adresy schowali�my w kieszeniach na sercu; nadjecha� autobus, ostatni poca�unek w ch�odne wargi - "praszczaj, na wsiegda praszczaj", Wala!
A jednak nie na zawsze! Nazajutrz, kiedy poci�g ju� mia� rusza�, wybieg�y na peron dwie dzieweczki w szarych paletkach i z g�o�nym bekiem rzuci�y si� do naszego wagonu. Te wariatki uciek�y z zaj��, �eby si� z nami po�egna� jeszcze raz! Nawet pragmatyczny Andrzej si� wzruszy�, a mnie pu�ci�y wszystkie hamulce; ca�owali�my si� z Wal� i p�akali na przemian, oboj�tni na ciekawskie twarze we wszystkich oknach poci�gu.
Wala nie mog�a odwiedzi� Polski, chocia� wys�a�em formalne zaproszenie, a rodzice do��czyli urz�dowo opiecz�towan� gwarancj� utrzymania jej w czasie pobytu. Ruscy puszczali tylko krewnych - i to nie zawsze; albo zorganizowane grupy przodownik�w pracy i nauki, wzorowych komsomolc�w, a ona nie kwalifikowa�a si� do tej kategorii. Pisa�a mi, �e podpad�a nawet za sam� korespondencj� z "inostra�cem", cho� przecie by�em sw�j ch�op z "demoludu".
Jedynym wyj�ciem mog�o by� ma��e�stwo, ale to wymaga�o zgody naszego ministerstwa i radzieckiej ambasady; jak mia� tego dokona� student bez �adnych doj�� i plec�w? Poza tym - ta mi�o�� przysz�a troch� za wcze�nie, zaskoczy�a mnie zanim osi�gn��em wiek m�skich decyzji. Inaczej stan��bym na g�owie i �ci�gn�� Wal� do Polski. Sk�d�e jednak mia�em wiedzie�, �e to "ju�" - je�li nie dano nam �adnej szansy? Czy bierze si� �on� na �apu-capu?
Jak�e nie doceni�em tego, co mi si� przytrafi�o nad New�! Szukam teraz rozgrzeszenia, �e cofn��em si� przed tym wielkim, gwa�townym, takim cudownie wzajemnym i prawdziwym uczuciem. Przecie� wszystko by�o jasne ju� wtedy, gdy odruchowo zmienili�my szorstki krok habanery na mi�kki rytm s�odkiego "milonga". Zamiast bocianich sus�w, jakie robi� argenty�scy gauchos w buciskach z ostrogami, ko�ysali�my si� wtuleni, ws�uchani w nami�tny puls tanga.
No dobrze, dobrze, zawini�em, ale musieli nam zamkn�� granic� i wsadzi� mi�dzy nas te swoje bolszewickie ryje? Ci za�gani dobrodzieje "wykl�tych lud�w ziemi"? A "idti w czortu" Mo�e chocia� nie zd��yli skrzywdzi� Wali i doczeka�a "pierestrojki"; i w dzisiejszym Sankt Petersburgu "nakoniec wolno diszit" moja ma�a "tancowlianiczka"! Tylko co nam z tego - teraz???
3. LA CUMPARSITA
P�niej dojrzewa�em i tetrycza�em; nawet wst�pi�em do Partii, pisanej zawsze z du�ej litery. Naciska� kierownik - a niech sobie dziadyga poprawi wska�nik upartyjnienia w urz�dzie. M�j marazm zestroi� si� z gorsetem gomu�kowskiej "ma�ej stabilizacji", jak to uj�� Tadeusz R�ewicz. Chocia� nie ca�kiem - wzbogaci�em swoje wn�trze o przekorn� ma�p�, jaka zal�g�a si� we mnie po utracie Wali. Gl�dzenie towarzysza "Wies�awa" i celebry ludowej w�adzy prowokowa�y do uszczypliwych komentarzy - jakby to cokolwiek mog�o pom�c.
Troch� podnios�o moje samopoczucie "P� �artem, p� serio"; poszed�em do kina par� razy - i wcale nie dla s�odkiej Marylin! Urzek�a mnie scena tanga z r� w z�bach, kt�re zbzikowany milioner ta�czy z Jackiem Lemmonem, przebranym za kontrabasistk� Dafny. Moja szkolna "La Cumparsita"! Z przesadn�, komediow� ekspresj�, ale to w�a�nie by�o to!
Jeszcze co� wynios�em z tego filmu i zaraz pu�ci�em w obieg. Podczas narady gangster�w g��wny mafioso powiada, �e dziesi�� lat temu sam wybra� si� na szefa i teraz wszystkim tu obecnym dzi�kuje za tak trafny wyb�r. Zupe�nie jak Gomu�ka! Nie by�em jednak specjalnie pomys�owy - moi biurowi koledzy przywozili z delegacji znacznie ostrzejsze, antypa�stwowe dowcipy.
Wygl�da�o na to, �e wszyscy gryziemy r�k�, kt�ra je�� daje. A prawdziwego wytrycha do ustrojowych kod�w dostarczyli nam m�odzi adiunkci z uczelni przy KC PZPR, kiedy zacz�li przyje�d�a� do nas, partyjnych, na szkolenie w zakresie filozoficzno-socjologiczno-etycznych problem�w marksizmu.
Ciekaw by�em naukowych podstaw naszego zak�amania, ale oni robili sobie, za przeproszeniem, jaja z wyk�ad�w, a w podsumowaniu ka�dego tematu sypali seri� anegdotek "a'propos", przy kt�rych nasze biurowe dowcipy mog�y si� schowa�. Uchylali te� kulisy spiskowej teorii dziej�w, na przyk�ad o co naprawd� chodzi�o Gomu�ce, kiedy poecie Szpota�skiemu zarzuci� mentalno�� alfonsa i sponiewiera� Paw�a Jasienic�, alias enes-zetowca Beynara.
Je�li towarzysze naukowcy na takim luzie puszczali perskie oko do prowincjuszy, to niechybny znak, �e na szczytach w�adzy kot�uje si� jaka� antygomu�kowska opozycja. Guzik nas obchodzi�o, kto, z kim i dlaczego; wa�ne, �e chlaj� si� mi�dzy sob�. A niech si� pozagryzaj�, internacjonalni m�drale.
Najwi�ksz� korzy�� przynios�o nam odkrycie systemu dw�jmy�lenia, kt�ry idealnie si� nadawa� do czytania mi�dzy wierszami, albowiem nawet w prasie da�o si� wyczu� j�zyk Ezopowy. W taki w�a�nie spos�b rozszyfrowa�em "Tango" Mro�ka, kt�re skojarzy�o moj� "idee fixe" z obrzydzeniem do Peerelu.
Mia�em ju� wtedy now� dziewczyn�, cho� wcale tak szybko nie zapomnia�em o Wali. Pr�bowa�em, naprawd� wci�� szuka�em r�nych wybieg�w, �eby si� z ni� spotka� cho�by raz jeszcze. Obiecuj�co wygl�da�y "poci�gi przyja�ni", jakie co roku wyje�d�a�y z naszego wojew�dztwa do bratniego "goroda" w po�udniowej Rosji. Wydawa�o si� takie proste - jako partyjny pewnie zmie�ci�bym si� w delegacji, a potem Wala dojecha�y do mnie albo ja do niej - i ju�!
Nic z tego - przestrzenie Sojuza by�y "nieobj�te dla ludzkiego oka" ale lud przypisano do ziemi jak za czas�w pa�szczy�nianych. Nie wolno by�o nikomu ruszy� si� poza rodzimy obw�d bez "wnutriennowo pasporta", a tego Wali te� odm�wiono, bo niby jaki mia�a wa�ny pow�d, �eby si� p�ta� po kraju?
I ja bez odpowiednich papier�w nie dosta�bym miejsc�wki w dalekobie�nym poci�gu, a je�li nawet - to na pewno nie zd��y�bym obr�ci� przez Moskw� do Leningradu i z powrotem w ci�gu tych trzech dni bratniej wizyty. Przestrzega� mnie zreszt� przed takim manewrem kolega, kt�ry w poprzednim rajdzie urwa� si� do s�siedniego miasta na drobny handelek.
Z�apany przez rusk� milicj� przesiedzia� ca�y czas w areszcie, sk�d nie mia� go kto wyci�gn��, bo kompetentni towarzysze-delegaci uchlewali si� ze swoimi sowieckimi odpowiednikami. Kiedy partyjny sekretarz z wojew�dztwa jako tako wytrze�wia� - wyzwoli� nieboraka, ale zagrozi� mu, ze p�ki �yje, ju� nie dost�pi zaszczytnego wyjazdu za granic�.
Tak wi�c z plan�w "przyjacielskiej" wyprawy nic nie wysz�o; korespondencja z Wal� przerywa�a si�, rozrzedza�a w czasie, a� usta�a zupe�nie. Jak d�ugo mo�na kocha� z dystansu tysi�cy wiorst? Nawet adres mojej ma�ej czarnuszki w ko�cu zgubi�em - podczas transportu grat�w do kawalerki w blokach, kt�r� wreszcie mi przydzielono.
Tymczasem okaza�o si�, �e moja nowa panna z personalnego, �adna, zgrabna i przytulna - nie mia�a poj�cia o figurowym tangu! Kupi�em jej ksi��k�, gdzie nawet wyrysowane by�y �lady st�p w kolejnych figurach; c�, kiedy ona by�a odporna na tego rodzaju wiedz�, nawet si� zdziwi�a:
- A w�a�ciwie po co nam to? Mamy si� popisywa�?
Nie, nie mam pretensji, bo dobra by�a dziewczyna i - nie sk�pi�a mi niczego, w czym gustuje m�odzieniec przed trzydziestk�. Po prostu nie chwyta�a owej "celowo�ci bez celu", jaka - wedle Kanta - jest j�drem ka�dej sztuki.
No trudno - na zak�adowych pota�c�wkach szurali�my starym stylem "dwa na jeden". Kiedy jednak w ��dzkim teatrze wystawiono "Tango" Mro�ka - musia�em, musia�em je obejrze�! Wybrali�my si� oboje i zaraz po pierwszym akcie sta�o si� oczywiste, �e historyjka rodziny Stomila jest alegori� naszego ustroju! T�umaczy�em to mojej sympatii w antrakcie, ale ona �wi�cie wierzy�a w s�owo drukowane. W programie napisano, �e to satyra na kryzys wsp�czesnej rodziny, no wi�c tak widocznie jest.
Jestem g��boko przekonany, �e kobiety nie maj� g�owy do polityki, ale mimo to spr�bowa�em przyswoi� jej sekret mowy Ezopowej. Te� bez skutku; nie wiem, na pewno co� w tym by�o, �e od tego momentu zacz�li�my oddala� si� od siebie. Jako� od pocz�tku nie mog�o zaiskrzy� mi�dzy nami, jak to si� sta�o z Wal�; mo�e taka rzecz niekt�rym w og�le si� nie zdarza? A ja by�em takim szcz�ciarzem - albo pechowcem - �e jeszcze raz trafi� mi si� ten szalony b�ysk, cho� jeszcze d�ugo musia�em na to czeka�.
W�wczas, w "Tangu" Mro�ka, nie mo�na by�o nie zrozumie� podtekst�w dramatu; wszystko by�o podane na talerzu, a ten kryzys rodzinny to tylko taki Ezop dla cenzury. Dlaczego toporny s�u��cy, Edek, jest "plugawym symptomem naszych czas�w"? I czemu Artur, wed�ug ojca-Stomila "Chcia� zwyci�y� wszystkojedno�� i bylejako��"?
Czas przesz�y jest ca�kiem na miejscu - to ju� epitafium nad cia�em m�odzie�ca. Jego zab�jca, Edek, bez �enady zapowiada: "Widzieli�cie, jaki mam cios. Ale nie b�jcie si�, byle cicho siedzie�, nie podskakiwa�, uwa�a�, co m�wi�, a b�dzie wam ze mn� dobrze, zobaczycie". Nie trzeba m�zgu Einsteina �eby dojrze� tu peerelowsk� "dyktatur� ciemniak�w".
Tylko gdzie to tytu�owe tango? Jedyne d�wi�ki, jakie dot�d s�ysza�em, to huk rewolweru Stomila, dzwony i fragment weselnego marsza Mendelssohna. Wreszcie jest! W ostatniej scenie Edek wnosi magnetofon i wykonuje taniec z wujem Eugeniuszem, kieruj�cym si� zasad�: "ulegam przemocy, ale w g��bi duszy b�d� nim gardzi�".
Czemu siedz� jak wmurowany? Ta melodia... Przeczyta�em p�niej w didaskaliach sztuki: "Rozlega si�, od razu bardzo ostro g�o�no, tango "La Cumparsita", koniecznie to, a nie inne. (...) Ta�cz� klasycznie, z wszystkimi figurami i przej�ciami tanga popisowego. Ta�cz�, dop�ki nie spadnie kurtyna. A potem jeszcze przez jaki� czas s�ycha� "La Cumparsit� - nawet kiedy zapal� si� �wiat�a na widowni - przez g�o�niki w ca�ym teatrze".
Wyszli�my wreszcie, a ja nadal by�em og�uszony proroczo- szyderczym geniuszem Mro�ka i tym tangiem, kt�re s�ysza�em d�u�ej ni� chcia� autor - jeszcze przed teatrem i w drodze powrotnej miasteczka. Szare kom�rki poci�y mi si� z wysi�ku - dlaczego w�a�nie "La Cumparsita" dope�nia triumfu Edka?
Na Boga! Przecie� ja to od dawna przeczuwa�em, tylko nie mog�em oblec w s�owa - a wszystko odczyta� w jej rytmie Mrozek dlatego nakaza�: "koniecznie to, a nie inne"! Bo jest w tym tangu wi�cej, ni� mi si� zdawa�o: nie tylko gra zmys��w - tak�e przemoc, krew i �mier�.
Do swoich z�o�liwych aforyzm�w do�o�y�em jeszcze jeden, wyklu� mi si� po ��dzkim przedstawieniu: partia �wiczy nas w rytmie ostrej habanery, a ten zn�kany "wszystkojedno�ci� i bylejako�ci�" nar�d upar� si� ta�czy� swoje ma�e, intymne "milonga". Jak ja kiedy� z Wal�... Ech, wy platoniczni mi�o�nicy klas i narod�w nie oszcz�dzili�cie nam �adnego dra�stwa, jakie tylko mo�na wymy�li� przeciw cz�owiekowi!
Proroctwo Mro�ka spe�ni�o si� z nieuchronno�ci� Apokalipsy, w�adza poskromi�a nar�d bandyck� �ap� Edka, a sam dramaturg zawczasu schroni� si� na emigracji. Marzec 68' by� tylko �wiczeniem operacyjnym: student�w lali pa�ami esbecy, ormowcy i romowcy, czyli zdrowy trzon klasy robotniczej. W grudniu 70' na stoczniowc�w, na t� przoduj�c� pono� klas�, Gomu�ka rzuci� cztery dywizje zmechanizowane wojska.
Znana jest dzi� liczba zabitych i rannych - nieznani s� zab�jcy; �adnemu z tych "Edk�w" w�os z g�owy nie spad�. Ogl�da�em p�niej w Gdyni stalow� por�cz na wiadukcie dla pieszych, ��cz�cym magistral� kolejow� ze stoczni�. W grubym metalu by� wystrz�piony otw�r, kszta�tem i wielko�ci� podobny do otwartych w krzyku ust. To musia� by� �lad po kuli du�ego kalibru, najpewniej z dzia�ka pok�adowego w wojskowym helikopterze.
Takie tango partia zagra�a narodowi, a Gierek, wo�aj�cy do nas "Pomo�ecie?", jednak nie kaza� tego �ladu za�ata� - "pro memoriam"! Rzeczywi�cie - za par� lat mia�y by� "�cie�ki zdrowia" i wiece nienawi�ci do "warcho��w" z Radomia i Ursusa. Orwell, Mrozek, "La Cumparsita" - i Wala... Jakim cudem zdo�ali�my ocali� zdrowe zmys�y?
4 . MILONGA
Kiedy dziesi�ciomilionowa "Solidarno��" wybuch�a w�adzy jak przyczajona mina morska - mnie eksplodowa�o serce; mo�e to kiepska metafora, ale z medycznego punktu widzenia, niestety, nieodleg�a od rzeczywisto�ci. Nar�d oblega� komitety partyjne z litani� postulat�w, drwi�c z poblad�ych dygnitarzy, a ja, po z�o�liwej grypie z nawrotami, snu�em si� po domu s�aby niczym noworodek i nawet nie mia�em do�� energii, �eby si� z czegokolwiek cieszy�.
Na nogi wype�z�y mi wodniste obrz�ki, noc� d�awi�em si� z braku powietrza, a serce ledwie, ledwie pika�o w konwulsyjnym rytmie. Zdarza�y si� te� dziwne omdlenia: bez istotnej przyczyny zaczyna�y mi wirowa� ciemne p�atki w oczach i - je�li zd��y�em zrobi� par� krok�w - wali�em si� na tapczan bez ducha. Co� si� blokowa�o w �rodku czy jak?
Budzi�em si� ju� po chwili, ale ci�ko wystraszony. Gamoniowaty lekarz w przychodni niczego si� w moich piersiach nie dos�ucha�; da� co� na uspokojenie, bo nie widzi tu nic opr�cz nerwicy. Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, wyr�n��em g�ow� w blat biurka, tak mnie nagle dopad�o.
Wydzwoni�em pogotowie, kt�re potraktowa�o rzecz powa�nie: pojecha�em do szpitala jak hrabia, na sygnale. Po�o�ono mnie na kardiologii, gdzie ordynatorem by� znajomy medyk, najlepszy u nas specjalista. Nazajutrz os�ucha� mnie i poobraca� pod r�nymi aparatami, na koniec ucieszy� si�:
- Cz�owieku, przecie� ty ju� nie masz zastawki!
Ot, technika r�nych punkt�w widzenia! Sprawi�em mu rado��, �e mo�e mnie podes�a� do promotora swojej rozprawy doktorskiej, a by� nim nie byle kto - s�awa polskiej kardiochirurgii, profesor Jan Moll. A ja tak si� uradowa�em, jak do�wiadczalna mysz na widok sto�u do wiwisekcji.
Dzi� sztuczn� zastawk� wszywa si� rutynowo, z minimalnym ryzykiem. Wtedy nie by�o takiej elektroniki ani zmy�lnych aparat�w, implanty w kszta�cie koszyczka cz�sto zawodzi�y, a leki najnowszej generacji jeszcze testowano na ochotnikach. Dlatego bez wstydu wyznaj�, �e zadr�a�y mi �ydki, kiedy profesor Moll potwierdzi� diagnoz� i wyznaczy� termin zabiegu.
Zabiegu! Pi�kny eufemizm; rozp�atanie pacjenta na p� i wyrzynanie mu dziury w sercu, w fontannie litr�w krwi - to brzmia�o w ustach lekarzy powiewnie jak kosmetyka garbatego nosa. Nie wnika�em w dalsze szczeg�y, bo md�o mi si� robi�o na my�l o takiej operacji - a ilu� pacjent�w ucieka�o spod no�a! Tak jak pewien ba�uciarz, z kt�rym ku�tykali�my na opuchni�tych nogach po skwerze wok� ��dzkiej kliniki.
- Patrz pan, tam jest ta rze�nia! - pokazywa� mi olbrzymie okna na pierwszym pi�trze. - Brata mi cholery zar��y, ale ja nie g�upi. On ju� ziemi� gryzie, a ja �yj�! - twierdzi� zuchowato.
- Ale co to za �ycie? - pomy�la�em kiedy zwierza� si�, �e nawet z �on� "prztykn��" sobie nie mo�e, tak go dusi w sposobnej pozycji. By� tu ju� kt�ry� raz z rz�du; po podsuszeniu obrz�k�w odmawia� zgody na operacj� i ucieka� - do nast�pnego kryzysu. Mo�e i ja te� bym nawia�, gdyby nie Bo�enka, z kt�rej smolistym wzrokiem zderzy�em si� zaraz na pocz�tku.
To by�a "diva assoluta" w�r�d pacjentek, unikalne po��czenie s�owia�skiej karnacji i oczu Cyganki; blondyna "pszenno-buraczana", jak twierdzi� in�ynier po trzecim zawale, oczekuj�cy na wszczepienie by-pass�w, na�ogowy hazardzista, z braku ostrych rozrywek organizator wieczornego "tysi�ca".
Wkr�ci�em si� do gry na szcz�liwym miejscu po malarzu pokojowym, kt�ry mia� bardzo udany zabieg i szybko zosta� wypisany do domu; by�o to krzes�o mi�dzy Bo�enk� a ksi�dzem Czes�awem, zatem szcz�liwe podw�jnie, a nawet potr�jnie z uwagi na obecno�� osoby duchownej i ewentualne chody u Pana Boga.
Nic sobie z tego nie robi� in�ynier i zabawia� si� wywo�ywaniem rumie�ca u Bo�enki, wcale jednak nie przypominaj�cego buraczka. Na policzki dziewczyny wyp�ywa� p�s w pastelowym kolorze dojrzewaj�cej brzoskwini, kiedy weso�ek recytowa� pieprzne fraszki:
Nie ulega w�tpliwo�ci,
Jak mawia�a moja niania.
Lepiej ciupcia� bez mi�o�ci
Ni� mi�owa� bez ciupciania.
Kap�an grozi� palcem, Bo�enka udawa�a, �e si� d�sa, a in�ynier lubie�nie chichota�, chocia� sta� go by�o tylko na pow��czenie kapciami po b�yszcz�cych posadzkach kliniki. Takie by�y nasze rozrywki w oczekiwaniu na zabieg, a czeka�em potulnie, urodziwa Bo�enka okaza�a si� bowiem do�wiadczon� pacjentk� i podnosi�a moje morale magnetycznym altem:
- Profesor Moll jest cudowny! Niech si� pan nic nie boi, wszystko b�dzie dobrze! - i wlepia�a we mnie przepastne, czekoladowe oczy; a� dreszcz przechodzi�, bo tak spogl�da�a na mnie kiedy� taka jedna ma�a, ruska baletnica. Czy mog�em my�le� o ucieczce? A niech mnie zaszlachtuj�, �ebym tylko m�g� ociera� si� o t� figur� Bardotki i stopniowa� erotyczne fantazje.
Blond pi�kno�� mia�a ju� jedn� operacj� serca jako nastolatka; potem wysz�a za m�� i mimo przestr�g profesora urodzi�a dziecko, a tego jej organizm nie wytrzyma� - po zapaleniu wsierdzia zastawk� trzeba by�o wymieni�. Szybko znalaz�em z Bo�enka wsp�lny j�zyk - i by�o to tango!
No bo, jak si� okaza�o, ta ozdoba kliniki wywodzi�a si� z dobrego domu, gdzie znajomo�� ta�c�w towarzyskich by�a oczywista jak jedzenie zupy bez siorbania. Ka�dego wieczoru zostawali�my po grze na chwil� pogaw�dki; in�ynier �egna� nas oble�nym mrugni�ciem, a ksi�dz Czes�aw zaklina� na wyrost, �e - na mi�o�� bosk� - Bo�enka jest zam�na!
A co to kogo obchodzi�o w klinice, tej enklawie traumatycznych l�k�w, b�lu i w�t�ej nadziei? Normalny �wiat i tak od nas odp�yn�� - i ca�y ten system praktykowanej na co dzie� etyki. A kusi�o nas, �eby jeszcze co� z �ycia uszczkn��, zw�aszcza �e w post�powaniu przedoperacyjnym zostali�my odwodnieni i wzmocnieni r�nymi specyfikami.
Zacz��em Bo�enk� rozpala� "Ostatnim tangiem w Pary�u" Bertolucciego; by�a to jedna z niewielu rzeczy, za jakie chwali�em Gierka - �e wpu�ci� do nas tak skandalizuj�cy obraz. W�a�ciwie zawiod�em si� - tango by�o na drugim planie, ale mog�em popisywa� si� znajomo�ci� scen z pogranicza pornografii i komentowa� wysok� jako�� anatomicznych szczeg��w Romy Schneider.
Bo�enka widzia�a ju� "Ostatnie tango"; podst�pnie da�a mi si� wygada�, a� zgasi�a mnie, �e motywacja psychologiczna bardzo tam naci�gana, dramaturgia akcji nier�wna, z d�u�yznami; zaborczy erotoman i "momenty" to stanowczo za ma�o na re�ysera o �wiatowej renomie.
O kurcz�! Nie do��, �e pi�kna, to jeszcze erudytka, no i bystra dziewoja! Zorientowa�a si� w moich podchodach; przecie� jednak musia�a ci�gle znosi� r�nego rodzaju zalecanki, by�em wi�c troch� roz�alony, bo moja zagrywka nie by�a znowu taka najgorsza. Na przeprosiny lizn�a mnie mile czekoladowym oczkiem i pu�ci�a si� na zwierzenia, �e bran�a filmowa nie jest jej obca.
Ba! Zagra�a kiedy�, statystk� wprawdzie, ale w d�ugim uj�ciu, tak �e prawie epizod. I gdyby nie to serce... Ale m�� jest o�wietleniowcem w "fabule" na ��kowej i z tego tytu�u oboje maj� dost�p do najnowszych produkcji, nawet tych, kt�re nie uzyska�y "placet" cenzury i nie wesz�y na ekrany.
Pomy�la�em, �e natura i cywilizacja musia�y si� bardzo natrudzi�, �eby stworzy� takie cudo! �e te� nam si� pokolenia rozmin�y - by�em od niej ze dwa razy starszy. Zrewan�owa�em si� �artobliw� opowie�ci� o tangu, kt�re co i rusz dopada mnie w polityczno-erotycznych konfiguracjach, tak �e nawet nie zd��y�em si� o�eni�. S�uchaczk� by�a idealn� - u�miecha�a si� i wsp�czu�a, kiedy wypada�o. Dla uplastycznienia tych prze�y� wystuka�em rytm mojej obsesji: wolno, szybko-szybko, wolno.
Do��czy�a si� do tego stukania pomrukuj�c wibruj�cym g�osem; moja d�o� przype�z�a wolniutko, a� znienacka chapn��em jej r�k�. Szarpn�a si� troch�, potem spojrzeli�my sobie w oczy i poczu�em, jak wiotczeje, a jej oddech wyra�nie przy�piesza. Och tango, tango, ty magio wszystkich moich nami�tno�ci!
Podkr�ci�o nas oboje - nast�pnego wieczoru ona podj�a temat pytaj�c, czy widzia�em "Tango" Rybczy�skiego. Nie kojarzy�em tego nazwiska; to nie ten od "Ch�op�w"? A, kr�tkometra�owiec... W �odzi pokazano jego film na projekcji przedpremierowej. To taka animacja z udzia�em aktor�w; tre�� w�t�a, ale Bo�enka umia�a opowiada� jeszcze bardziej sympatycznie ni� s�ucha�.
No wi�c do pokoju wpada pi�ka, za ni� wskakuje dzieciak, potem wkrada si� z�odziej i kradnie paczk�, kt�r� zaraz wnosi jeden z lokator�w, babcia k�adzie si� na tapczanie - �eby umrze�? I tak dalej w k�ko, w pokoju robi si� g�sto od wsp�mieszka�c�w, przychodzi te� milicjant - a nikt nikogo nie widzi! Potem wszyscy znikaj� po kolei; p�tla czasu i paradoksy logiki wydarze�. Piksilacja, to znaczy efekt ruchu poklatkowego - w sumie bomba!
I tu Bo�enka p�sowieje, bo pomin�a niekt�re sceny; no dobrze, ju� m�wi - oto w ten t�um postaci wychodzi z �azienki, jak gdyby nigdy nic, naga blondyna, i powoli si� ubiera; a na tapczanie, gdy chwilowo nie ma babci, m�oda para si�... no, co troch�, w tej p�tli czasu, para odbywa, no... stosunek.
- A tango? - pytam. - U Mro�ka by�o w ostatniej scenie, a tu?
- A, tango. Jest ca�y czas, to muzyka do tego filmu, napisa� j� taki Janusz, ten, no... Ach, rzeczywi�cie - wszyscy poruszaj� si� w rytmie tanga!
- Aha, a jakie? No, co to za tango?
Bo�enka stuka ten rytm: wolno, szybko-szybko, wolno - i m�wi, �e teraz, kiedy zwr�ci�em na to jej uwag� - faktycznie - to jest wa�na rzecz! Ono, to tango, jest g�uche jakie�, tylko perkusja i jeden instrument o ciemnej barwie... Ob�j, fagot? W og�le totalny egzystencjalizm; wszystko bez sensu, taka alienacja w tym mrowisku... A mo�e jaki� fatalizm, metafizyka?
Zadumali�my si� nad pojemn� symbolik� tanga, a do mnie zacz�o dociera�, �e za dwa dni operacja. A� mn� targn�o: je�li nie teraz, to kiedy? Zabieg jest ryzykowny i nagle poczu�em, �e umr� na pewno, je�li z Bo�enka jako�... Jakkolwiek! I zan�ci�em:
- Bo�enko... a mo�e by�my spr�bowali tango?
Sp�oszy�a si� i spojrza�a na mnie niczym sarna, kiedy wpadnie na wilka.
- To przecie� niemo�liwe! Jak? Gdzie? Ci�gle si� kto� kr�ci...
Aha, tu j� mam! Musia�a odebra� moj� fiksacj� jak czu�y rezonator i to jej si� spodoba�o. Wi�c niemo�liwe nie dlatego, �e niemo�liwe, tylko �e kto� mo�e nas podejrze�! I ju� wiecznie ciekawska Ewa kombinuje, jak by tu skubn�� owoc zakazany!
Zapewni�em, �e znam dobre miejsce - korytarzyk w bocznym skrzydle, do pracowni, w kt�rej analizuje si� ta�my z aparat�w Holtera. Wieczorami jest pusty, nikt tam nie chodzi. No to co - zata�czymy sobie po ciuchutku? Umyka�a spojrzeniem, ale ju� by�a ugotowana.
No... dobrze. Mo�e jutro po grze? Ale tylko tango! zastrzeg�a zdradzaj�c, �e poj�a wszystkie niuanse tej propozycji i nie s� jej niemi�e.
Nie mog�em potem usn�� z wyrzut�w sumienia, �e tak j� sko�owa�em; przecie� to by�o zupe�nie zupe�nie bez perspektyw! Ogarn�o mnie te� zabobonne przeczucie - a co, je�li wykraka�em sobie z tym Bertoluccim i tango b�dzie naprawd� ostatnie? A, do licha - jak mo�na nie zaryzykowa� z Bo�enk�?
Kiedy�my si� nazajutrz przekradli do korytarzyka, grzeszn� aur� schadzki podkre�la� rozrzedzony mgie�k� blask latarni z przyklinicznego skweru. Popatrzeli�my na siebie: w mroku biela�a jej twarz z przeogromnymi oczami, spoza pe�nych, p�otwartych warg l�ni�y z�bki w niepewnym u�miechu, a jedwabny szlafroczek falowa� zmys�owo akurat tam, gdzie trzeba.
Wtem jakby d�gn�a nas roz�arzona spr�yna i rzuci�a na siebie; uj��em dziewczyn� za kibi� i rozdygotanym g�osem podyktowa�em rytm: no to - ram, pa-ram, pam; ram, pa-ram, pam. Zrobili�my kroczki przydeptuj�c sobie kapcie z nerw�w i napi�cia. A jeszcze do szale�stwa usztywni� mnie j�drny biust Bo�enki - wyra�nie czu�em w zwarciu, �e ta szelma nie za�o�y�a stanika! Zrobili�my jeszcze promenad� od drzwi do drzwi, potem mia� by� obr�t:
- Bo�enko - right rock turn! - i ten energiczny skr�t nas wyko�czy�. Zamigota�y w arytmii rozd�te serca, zatoczyli�my si� na �cian�; ona opar�a si� plecami, ja zawis�em na niej. Dyszeli�my, dyszeli�my...
G�owa opada�a mi ni�ej i gdzie jej szyja ��czy�a si�; wra�liwe niczym fonendoskop - ni�ej, a� usta dotkn�y do�eczka, obojczykiem. Moje wargi sta�y si� wra�liwe niczym fonendoskop - odbiera�em nimi t�tent krwi dziewczyny: wolno, szybko-szybko, wolno; wolno, szybko-szybko, wolno...
* * *
Czy taka historia mo�e mie� racjonalne zako�czenie? W pewnym sensie epilogiem ostatniego w�tku by�o "Tango" Rybczy�skiego -"bombowe" wed�ug Bo�enki - kt�re wiele lat p�niej pokaza�a nasza telewizja. Nagra�em je, bo to jedyny polski film, nagrodzony Oscarem, no i pami�tka klinicznej nami�tno�ci!
Imaginacja bowiem uparcie mi podpowiada, �e ta blondyna, kt�ra paraduje tam nago - to w�a�nie Bo�enka! Cho� jej oczy nie s� za du�e i chyba niebieskie, to pszenna fryzura jest prawie identyczna, kszta�ty r�wnie pos�gowe i taki sam zalotny wdzi�k, i te�, figlarka, nie wk�ada biustonosza!
Niemniej nie znalaz�em amatorki do kolejnego ta�ca ani nie wida� "happy endu" mojej obsesji. Nie mog� te� uchwyci� algorytmu tego, co ju� si� zdarzy�o; nic si� nie da u�o�y� w sp�jny ci�g i pozostaje mi tylko sentymentalne gdybanie.
Za to nabra�o rumie�c�w co�, co niegdy� uzna�em za bezp�odny epizod: szukaj�c groszowych oszcz�dno�ci w supermarketach zacz��em spotyka� dawn� sympati� z dzia�u kadr. Ona, naturaln� rzeczy kolej�, jest ju� babci�; i ju� samotn�, niestety - jak to znacz�co podkre�li�a.
- No to jest wolna! - pomy�la�em sk�adaj�c jej ob�udne wyrazy wsp�czucia. Rozwa�ywszy r�ne tego implikacje najpierw oceni�em z satysfakcj�, �e moje oko zawsze by�o nieomylne - babcia z niej bardzo apetyczna, zachowa�a figur� nastolatki, a i buzia jeszcze niczego sobie. Tak �e lepiej b�dzie zatai� jej imi�; o co� jednak koniecznie musia�em zapyta�:
- S�uchaj, a nauczy�a� si� przez ten czas tanga?
- Tanga? Z figurami? Eee, nie... jako� nie by�o okazji. A nie wystarczy to? - i zanuci�a refren przeboju "Budki Suflera": Bo do tanga trzeba dwojga, zgodnych cia� i ch�tnych serc...
Nie bez racji mawiaj� d�entelmeni, �e kobieta i muzyka nie maj� wieku. Zgadza si�, zgadza! Mo�e zadrwi�o tango ze mnie, mo�e i nie - ale teraz da�em si� z�apa� i do�piewa�em:
- Tak ten �wiat z�o�ony jest - i parskn�li�my oboje nerwowym chichotem przy stoisku rybnym, a� si� obejrzeli zdumieni klienci - z czego tak si� cieszy para emeryt�w w tych dzisiejszych, ci�kich czasach?