9860
Szczegóły |
Tytuł |
9860 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9860 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9860 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9860 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Thomas Gifford
Zab�jcy w habitach
(The Assassini)
Prze�o�y�a Ma�gorzata Samborska
1990
Dla Elizabeth
Od autora
Po�wi�ci�em dziewi�� lat na zbieranie informacji i napisanie ksi��ki. By�o to
niezwykle trudne zadanie. Wiele os�b zar�wno spoza, jak i z kr�g�w ko�cielnych
pomaga�o
mi, ale te� i utrudnia�o prac�. Wszyscy niew�tpliwie mieli wystarczaj�ce powody
do tego, co
robili, niezale�nie czy by�o to bezinteresowne czy pod�e. Ale na ka�dego, kto
pr�bowa�
powstrzyma� uko�czenie mojej ksi��ki przypada�o wielu, kt�rzy ofiarowali sw�j
czas,
energi� i intelekt, aby mi pom�c. Oni wiedz�, kim s� bohaterowie i z�oczy�cy.
Zw�aszcza
troje ludzi by�o naprawd� niezb�dnych.
Charles Hartman zainspirowa� ca�� prac�. Bez niego owa ksi��ka by nie powsta�a.
By�
�r�d�em ci�g�ej zach�ty, niezmordowany, kiedy dociera�em do kresu wytrzyma�o�ci.
W
najczarniejszych chwilach, gdy przeszkody wydawa�y si� nie do pokonania, nigdy
mnie nie
zawi�d�.
Kathy Robbins przebija�a si� przez niewyobra�alnie spl�tany g�szcz emocji oraz
ogromny zbi�r dokument�w prawniczych z umiej�tno�ci�, dobrym humorem i m�dro�ci�
wielkiego dyplomaty. Przez prawie dziewi�� lat walczy�a ze smokami, nawet wtedy,
gdy
wygl�da�o na to, �e smoki zwyci�aj�.
Beverly Lewis w��czy�a si� do pracy, kiedy zagrozi� nam najg��bszy kryzys. Z
inteligencj� i determinacj� jezuity doprowadzi�a wszystko do ko�ca. Jej
umiej�tno�ci
redaktorskie przewy�sza jedynie jedna cecha, kt�ra wyr�nia wielkich redaktor�w
od reszty -
jej nie udawany szacunek i zrozumienie intencji autora...
Je�li jest co� z�ego w napisanej przeze mnie powie�ci, to na pewno moja wina, a
wszystko dobre z przyjemno�ci� dziel� z wymienion� tr�jk�.
Thomas Gifford
Londyn, listopad 1989
Prolog
Pa�dziernik 1982 nowy Jork
Przypomina� drapie�nego ptaka - ca�y w czerni i pikuj�cy na srebrnym blasku
lodu.
Starszy pan. Doskonale je�d��cy na �y�wach.
Dobrze si� bawi�, s�uchaj�c �wistu �y�ew, wycinaj�c staranne, dok�adne zygzaki
na
lodzie, czuj�c �wie�y, zimowy wiatr na twarzy. Jego zmys�y by�y wyostrzone, jak
zwykle w
tak wa�ne dni. Zbli�aj�ce si� zadanie przywr�ci�o go do �ycia. W takie dni by�
sam ze swoim
przeznaczeniem, sam ze swoim Bogiem. Cel w�asnego istnienia w podobne dni
wydawa� mu
si� jasny.
�wiat sta� si� dla niego r�wnie� wyra�niejszy. Wszystko wok� utraci�o sw�
tajemniczo��. W takie dni lepiej rozumia� og� spraw.
Poranna mg�a rozp�yn�a si� i blask s�oneczny sp�ywa� przez bia�e chmury. Wie�e
Centrum Rockefellera wyrasta�y przed nim, a muzyka z g�o�nik�w narzuca�a rytm
jego
krokom. Zatraca� si� w d�wi�ku i sile jazdy, jakby jecha� wstecz przez czas.
Gdy by� ma�ym ch�opcem, uczy� si� je�dzi� na �y�wach na zamarzni�tych kana�ach w
Hadze. Ciemne domy, za�nie�one parki, o�owiane niebo z ci�kimi chmurami
wisz�cymi
nisko nad starym miastem, tamy i wiatraki - wszystko to tkwi�o w jego pami�ci z
zadziwiaj�c� trwa�o�ci� wspomnie� z dzieci�stwa, kt�rych cz�sto si� nie
zapomina. Nie mia�
znaczenia fakt, �e nie by�o tam ju� wiele wiatrak�w. Dla niego istnia�y one
nadal, obracaj�ce
si� powoli, na zawsze w jego umy�le. My�l o wiruj�cych wolno ramionach wiatraka
i
�wiszcz�cy szmer �y�ew na lodzie zawsze dzia�a� na niego uspokajaj�co. W takie
dni, jak ten,
kiedy mia� do wykonania jak�� prac�, zawsze przygotowywa� si� do niej
odpoczywaj�c.
M�odsze pokolenie nazwa�oby to mo�e medytacj�, ale chodzi�o o to samo - o pewien
stopie�
czystej, doskona�ej koncentracji, tak doskona�ej, i� si� ju� d�u�ej nie zauwa�a,
�e si� m�czy.
Ju� prawie mu si� uda�o. Jazda na �y�wach mu to u�atwia�a. Wkr�tce czas
przestanie istnie�.
A on stanie si� jednym, wszystkowidz�cym okiem, �wiadomym wszystkiego, nie
przeoczaj�cym niczego, zdolnym do bycia jedno�ci� ze swoim zadaniem, jedno�ci� z
celem
Boga. Wkr�tce. Zaraz.
Mia� na sobie czarne ubranie z koloratk� i czarny p�aszcz, kt�ry fruwa� za nim
jak
peleryna, gdy z wdzi�kiem sun�� mi�dzy innymi �y�wiarzami, w wi�kszo�ci
nastolatkami.
Nigdy nie przysz�o mu do g�owy, �e rozwiany p�aszcz mo�e nadawa� mu gro�ny,
z�owieszczy
wygl�d. Nie pomy�la� o tym. By� ksi�dzem. By� Ko�cio�em. Mia� szczeg�lnie
o�mielaj�cy,
uprzejmy u�miech. By� sam� dobroci�, a nie kim�, kogo trzeba si� obawia�. A
jednak
pozostali �y�wiarze odsuwali si�, robi�c mu miejsce, przygl�dali mu si�
ukradkiem, jak gdyby
chcia� oceni� ich moralno��. Nie mogliby si� bardziej myli�.
Wysoki, o sfalowanych bia�ych w�osach - zaczesanych do g�ry ze sklepionego,
szlachetnego czo�a - mia� szczup�� twarz, d�ugi nos i du�e usta o w�skich
wargach.
Wyrozumia�a twarz przypomina�a oblicze dobrego wiejskiego lekarza, kt�ry rozumie
�ycie i
nie obawia si� �mierci. Widnia�a na niej przezroczysta kap�a�ska blado��,
zrodzona w ci�gu
�ycia sp�dzonego w mrocznych kaplicach, �le o�wietlonych celach i
konfesjona�ach. Blado��
zrodzona z d�ugich godzin modlitwy. Nosi� okulary w metalowych oprawkach. Jazda
na
�y�wach i koncentracja przynios�y jego szerokim ustom najbledszy z u�miech�w.
Mia�
siedemdziesi�t lat, a mimo to zachowa� smuk�� sylwetk� i wci�� by� w bardzo
dobrej formie.
Mkn�c na �y�wach, wyci�ga� przed siebie ramiona, jakby ta�czy� z niewidzialn�
partnerk�.
Nosi� czarne sk�rzane r�kawiczki, pasuj�ce jak w�asna sk�ra. Z g�o�nik�w
dobiega�o
trzeszcz�ce nagranie g�osu dziewczyny �piewaj�cej co� z jakiego� filmu. Widzia�
go na
pok�adzie samolotu 747 Alitalii, kt�rym przylecia� do Nowego Jorku. �piewa�a, �e
ma zamiar
�y� wiecznie, �e zamierza wyj�� i lata�...
Kr��y� w�r�d je�d��cych dzieci, �lizgaj�c si� z gracj� mi�dzy �adnymi
dziewcz�tami z
d�ugimi, kr�conymi w�osami i mocnymi zadeczkami o twardych mi�niach, ubranymi w
obcis�e d�insy, kt�re prawie p�ka�y na szwach. Dziewcz�ta w pewnym wieku zawsze
przypomina�y mu rozbrykane �rebaki. Nigdy nie widzia� nagiej kobiety. Prawie
nigdy nie
my�la� o czym� takim.
Swobodnie wyci�gn�� nog� przed siebie, �lizgaj�c si� na jednej �y�wie, i
zr�cznie
kiwa� si� w ty� i w prz�d, z ramionami pompuj�cymi powietrze, ze zmru�onymi
oczami, jak
gdyby wpatrzonymi w rdze� czasu, kiedy jego cia�o sun�o naprz�d, nap�dzane
silnikami
pami�ci. Porusza� si� jak wielki czarny ptak, obje�d�aj�c lodowisko ze wzrokiem
utkwionym
przed siebie. Jego oczy by�y b��kitne jak l�d i jasne, jakby nie mia�y dna,
zupe�nie jak jezioro
po�o�one wysoko w g�rach. Nie zawiera�y �ladu uczucia. Po prostu w niczym nie
bra�y
udzia�u.
Niekt�re dziewcz�ta szepta�y i chichota�y, przygl�daj�c si� staremu ksi�dzu
mkn�cemu obok nich, pogodnemu, wyprostowanemu, chocia� w ich spojrzeniach by�
szacunek - uznanie dla jego jazdy, si�y i stylu, z jakim si� porusza�. Ale on,
wci�� zaj�ty
rozmy�laniem o reszcie dnia, z ledwo�ci� je zauwa�a�. Dziewcz�ta bez w�tpienia
my�la�y, �e
b�d� �y�y wiecznie, �e wyjd� i b�d� lata�, lecz stary ksi�dz wiedzia� wszystko
lepiej.
Zobaczy� przed sob� bardzo �adn� dziewczyn� - mo�e czternastoletni� - padaj�c�
nagle na l�d. Usiad�a z podwini�tymi pod siebie nogami. Jej przyjaci�ki si�
�mia�y, a ona
kr�ci�a g�ow�, potrz�saj�c ko�skim ogonem.
Podjecha� do niej z ty�u, z�apa� pod pachami i postawi� na nogi jednym p�ynnym
ruchem. �mign�wszy obok jak nocny kruk, zobaczy� na jej twarzy wyraz
zaskoczenia.
Rozja�ni�a si� w szerokim u�miechu i zawo�a�a �dzi�kuj�, na co on z powag�
skin�� g�ow�.
Wkr�tce potem spojrza� na zegarek. Zjecha� z lodu, zwr�ci� wypo�yczone �y�wy i
odebra� teczk� z szatni. G��boko oddycha�. Czu� si� nadzwyczajnie rozlu�niony i
opanowany,
z mile podwy�szonym poziomem adrenaliny.
Wspi�� si� na schody, znajduj�ce si� z ty�u lodowiska. Kupi� gor�cy obwarzanek
od
ulicznego sprzedawcy, rozsmarowa� odrobin� musztardy na posypanej sol�
powierzchni. Sta�
jedz�c metodycznie, a potem wrzuci� serwetk� do kosza na �mieci. Pospacerowa�
troch�
wzd�u� arkady sklep�w na Pi�tej Alei. Przeszed� przez ulic� i stan��, wpatruj�c
si� w katedr�
�wi�tego Patryka. Nie by� cz�owiekiem sentymentalnym, lecz widok wielkich
budynk�w
ko�cielnych - nawet tak wsp�czesnych - nieuchronnie porusza� co� w jego piersi.
Mia�
nadziej�, �e zm�wi modlitw�, ale jazda na �y�wach trwa�a zbyt d�ugo. M�g�
jedynie pomodli�
si� w my�lach.
Chc�c stawi� si� na spotkanie, musia� przeby� d�ug� drog�.
Nadszed� czas, by i��.
Rzym
M�czyzna w ��ku nie ogl�da� meczu pi�ki no�nej na wielkim ekranie
telewizyjnym.
Jeden z jego sekretarzy w�o�y� kaset� do magnetowidu i z trosk� w��czy� go przed
wyj�ciem,
ale cz�owiek w ��ku ju� dawno straci� zainteresowanie pi�k�. Gdyby o niej
pomy�la�,
wspomnia�by mecze ze swych ch�opi�cych lat, kt�rymi cieszy� si� w Turynie,
wiele, wiele lat
temu. A co do materia�u na kasecie, niedawno dostarczonego przez kuriera z Sao
Paulo, no
c� - nic go to nie obchodzi�o. Mistrzostwa �wiata ju� nie nale�a�y do jego
plan�w.
M�czyzna w ��ku my�la� o w�asnej zbli�aj�cej si� �mierci z uczuciem
oboj�tno�ci,
kt�re zawsze mu dobrze s�u�y�o. Jako m�ody cz�owiek doprowadzi� do mistrzostwa
sztuk�
my�lenia o sobie w trzeciej osobie, jako o Salvatore di Mona. Sta� z boku i z
rozbawionym
u�miechem obserwowa� piln�, systematyczn� wspinaczk� Salvatorego di Mona przez
stanowiska, z uznaniem kiwa� g�ow�, gdy Salvatore di Mona wykuwa� koalicje z
pot�nymi
lud�mi, by� �wiadkiem, jak Salvatore di Mona osi�ga� ko�cowy, najwy�szy szczyt
swej
profesji. W tym czasie Salvatore di Mona przesta� istnie�: przyj�� imi�
Kaliksta, sta� si�
Namiestnikiem Chrystusa, Ojcem �wi�tym - Papie�em Kalikstem IV.
Osiem lat pracowa� jako Przewodnicz�cy Rady. Nie by� ani skromnym cz�owiekiem,
ani specjalnie g��bokim, ale mia� zar�wno szcz�cie, jak te� potrafi� by�
nadzwyczajnie
praktyczny. Nie przywi�zywa� wagi do wymy�lnych hokus-pokus, zwi�zanych z jego
prac�, i
zawsze patrzy� na swoj� karier� jak na niezbyt istotn�, tak jakby by�
jakimkolwiek wy�szym
urz�dnikiem wi�kszej wielonarodowej korporacji.
I to by�o prawd�, oczywi�cie, i� tylko cesarz Japonii zajmowa� starsze
stanowisko na
Ziemi. Nigdy jednak nie przysz�o mu na my�l, �e B�g dos�ownie wyra�a� Swoj� wol�
przez
cz�owieka, kt�ry by� Salem di Mona - jasnookim, najstarszym synem zamo�nego
sprzedawcy
Fiata z Turynu. Nie, mistycyzm nie by� jego specjalno�ci�, jak kiedy� powiedzia�
ze swym
czaruj�cym angielskim wdzi�kiem monsignore Knox.
Nie, Kalikst IV by� praktycznym cz�owiekiem. Nie dba� za bardzo o dramatyzm i
intryg�. Uda�o mu si� zosta� wybranym przez konklawe kardyna��w, przeprowadzaj�c
manewr, kt�ry wymaga� pewnego prostego, niezgrabnego intrygowania, nie
pozostawiaj�cego
w�tpliwo�ci co do wyniku. Pieni�dze rozdzielane systematycznie odpowiednim
kardyna�om,
przy pomocy wp�ywowego ameryka�skiego �wieckiego - Curtisa Lockhardta, dokona�y
ca�ej
pracy. Kardyna� di Mona zbudowa� solidny fundament wsparcia, kierowany przez
kardyna�a
D�Ambrizzi. Pieni�dze - �ap�wki, je�li chce si� powiedzie� wprost - by�y
tradycj�, kt�ra
wprowadzi�a wi�cej ni� jednego poc�cego si� papabili na szczyt. Odk�d zosta�
papie�em,
stara� si� sprowadzi� do minimum ca�e to intrygowanie, szeptanie, majstrowanie i
oszczerstwa w kurii. Ale musia� si� przyzna�, �e w takim cieplarnianym
spo�ecze�stwie,
jakim jest Watykan, walczy� w bitwie po przegrywaj�cej stronie. Nie mo�esz
ca�kiem zmieni�
ludzkiej natury, na pewno nie w tym miejscu, gdzie jest co najmniej tysi�c
pokoi, stwierdzi�.
Nigdy nie zdo�a� pozna� ich dok�adnej liczby, ale by�o oczywiste i nieuniknione,
�e je�li ma
si� tysi�c pokoi, kto� zawsze w kilku z nich zdecydowany jest na co� niedobrego.
W ka�dym
razie sprawowanie czego� przypominaj�cego kontrol� nad machinacjami w kurii
bardzo go
zm�czy�o. Chocia� kiedy� tak cz�sto wydawa�o si� zabawne. Teraz ju� nikogo to
nie bawi�o.
�o�e, na kt�rym le�a�, by�o kiedy� miejscem spoczynku Borgii, papie�a Aleksandra
VI. Wywiera�o niezwyk�e wra�enie. Mia�o swoj� histori�, kt�r� lubi� sobie
wyobra�a�.
Aleksander VI umia� bez w�tpienia u�y� go lepiej ni� on, ale wszystko wskazywa�o
na to, �e
przynajmniej w nim umrze. Reszt� umeblowania sypialni mo�na by opisa� jako
eklektyzm
Pa�acu Apostolskiego: troch� nowoczesnych mebli ze Szwecji - pochodz�cych z
czas�w
Paw�a VI - telewizor i magnetowid, wielkie gotyckie szafy na ksi��ki ze
szklanymi drzwiami,
kiedy� wype�nionymi ogromn� kolekcj� encyklopedii, kt�re Pius XII lubi� mie� pod
r�k�,
krzes�a, sto�y, biurko i kl�cznik odnaleziony w jakim� lamusie z warstw� kurzu
sprzed stu lub
dwustu lat. W sumie pstrokata zbieranina, ale przez ostatnie osiem lat miejsce
to nazywa�
domem. Rozgl�daj�c si� wok� zimnym spojrzeniem, odczuwa� ulg�, �e nie musi
niczego
zabiera� tam, dok�d idzie.
Powoli spu�ci� nogi z ��ka i wsun�� bose stopy w kapcie od Gucciego. Wsta�,
zachwia� si� lekko i podpar� lask� o z�otej ga�ce, ofiarowan� mu rok wcze�niej
ze
wzruszaj�cym przeczuciem przez afryka�skiego kardyna�a. Nigdy nie by� ca�kiem
pewny,
kt�re z jego schorze� powodowa�o jaki symptom, ale zawroty g�owy ��czy� z guzem
m�zgu.
Oczywi�cie nieoperacyjnym. Przynajmniej tyle domy�li� si� z nerwowego zachowania
konowa��w zaakceptowanych przez kuri�, kt�rzy si� nim zajmowali. Wiedzia�, �e
mia� to by�
filmowy finisz, niezale�nie, co mia�o go w ko�cu zabra�: serce czy m�zg. Jemu to
nie
sprawia�o �adnej r�nicy.
Wci�� musia� co� robi� w czasie, jaki mu pozosta�.
Kto obejmie po nim sukcesj�?
Co powinien czyni�, by wybra� swego nast�pc�?
Malibu
Siostrze Valentine wydawa�o si�, �e nie mo�e przesta� p�aka� i bardzo j� to
z�o�ci�o.
Zrobi�a kilka nierozs�dnych rzeczy w swoim �yciu, szuka�a niebezpiecze�stwa i z
ca��
pewno�ci� mn�stwo go znalaz�a. Pozna�a, co to strach. Ale nie by� to ten
spontaniczny rodzaj
strachu, kt�ry wszyscy wok� niej czuli: obawa przez strza�em rozbrzmiewaj�cym
na
samotnej drodze, strach przed kim� ze szwadronu prawdy czy kim� ze szwadronu
�mierci,
strach przed wojskiem rz�dowym albo przed g�odnymi partyzantami, kt�rzy zeszli z
g�r w
poszukiwaniu k�opot�w lub krwi. W pewnych cz�ciach �wiata by� to zwyk�y,
normalny
strach czy rodzaj codziennej odmiany l�ku, i to ten, kt�ry �wiadomie si�
wybiera.
Strach, kt�ry teraz odczuwa�a, by� zupe�nie inny. Atakowa� jej wol� i system
nerwowy
jak z�o�liwy rak. Nadszed� z przesz�o�ci. Istnia� wci��, odnalaz� j� i wybra�.
Teraz jecha�a do
domu, bo ju� nie mog�a go znosi� dalej sama. Ben b�dzie wiedzia�, co zrobi�.
Jako� tak si�
dzia�o, �e zawsze wiedzia�.
Najpierw musia�a przesta� p�aka�, trz��� si� i zachowywa� jak idiotka.
Sta�a na brzegu patio. Palce st�p zanurzy�a w mokrej trawie i patrzy�a na
srebrny,
dziobaty placek ksi�yca na niebieskoczarnym niebie. Poszarpane chmury p�yn�y
wysoko,
wygl�daj�c jak na pozaginanej ok�adce p�yty z �Sonat� Ksi�ycow��, jak�
pami�ta�a z
dzieci�stwa. Odg�os fal rozbijaj�cych si� daleko w dole o brzeg pla�y Malibu
odbija� si� od
ska� i ni�s� na bryzie oceanicznej, kt�ra muska�a jej go�e nogi. Otar�a oczy
r�kawem sukienki,
obci�gn�a j� i dosz�a przez traw� do bia�ej por�czy na szczycie ska�. Patrzy�a,
jak piana na
fali zbli�a si�, rozpryskuje i zbli�a znowu. Kilka podw�jnych samotnych
drogowskaz�w
b�yszcza�o wzd�u� autostrady Pacific Coast. Daleko, poprzez mg��, Malibu Colony
�wieci�a
niewyra�nie jak statek kosmiczny l�duj�cy na skraju wody. Mg�a zbiera�a si� na
brzegu, jak
gdyby przytrzymuj�c wrogie statki z daleka.
Sz�a wzd�u� ogrodzenia, a� poczu�a gasn�cy �ar w�gli, na kt�rych opiekali
w�gorze na
p�n� kolacj�. Tylko ich dwoje, butelka wina Roederer Cristal, w�gorz i gor�cy,
chrupi�cy,
kwaskowaty chleb. Posi�ek, kt�ry uwielbiali, kt�remu towarzyszy�a taka sama
rozmowa, jak�
prowadzili w Rzymie, Pary�u, Nowym Jorku i Los Angeles przez ostatnie p�tora
roku.
Rozmowa, debata, k��tnia, nazwij to, jak chcesz, zawsze by�o tak samo. Czu�a, �e
mu si�
poddaje, jak falochron, kt�ry nie mo�e si� oprze� przyp�ywowi, ale walczy�a nie
po to, by
ulec. Nie by�a jeszcze gotowa, by ulec. Na mi�o�� bosk�, chcia�a ulec, za�ama�
si�, pa�� w
jego ramiona, ale teraz nie mog�a. Jeszcze nie. Jeszcze nie teraz. Cholera.
Znowu p�aka�a.
Zawr�ci�a i posz�a z powrotem ku niskiej, rozleg�ej hacjendzie, obok basenu i
kortu
tenisowego, przesz�a przez wy�o�one kamieniami patio i stan�a patrz�c przez
szklan� �cian�
o rozsuwanych drzwiach. Godzin� temu kocha�a si� w tym ��ku.
By� postawnym, solidnie zbudowanym m�czyzn� o twarzy przystojnego buldoga.
Zdeterminowany. Siwe w�osy by�y kr�tko obci�te i starannie zaczesane do ty�u.
Wydawa�o
si�, �e nigdy nie s� potargane. Mia� na sobie granatow� pi�am� w bia�e pr��ki, z
monogramem CL na kieszonce. Jego prawe rami� spoczywa�o w miejscu, gdzie le�a�a
wcze�niej, jak gdyby zasn�� w rytm jej oddechu, jej uderze� serca. Le�a� teraz
nieruchomo.
Wiedzia�a, �e pachnie ich potem i wod� kolo�sk� Hermes Equipage. Tyle o nim
wiedzia�a,
wi�cej ni� musia�a wiedzie�. Nigdy nie by�a tradycyjn� zakonnic�. Faktem by�o,
i� jako
zakonnica zawsze sprawia�a cholerne k�opoty Ko�cio�owi, Zakonowi. Zawsze
wiedzia�a, co
jest s�uszne. Taka w�a�nie si� urodzi�a i nic nigdy si� nie zdarzy�o, �eby to
zmieni�.
Wiedzia�a, co jest s�uszne a co z�e i bardzo cz�sto jej pogl�dy i Ko�cio�a
bardzo si� r�ni�y.
Posz�a w�asn� drog� i prowokowa�a ich, �eby co� zrobili. Sta�a si� osob�
publiczn� - napisa�a
dwa bestsellery, przez co w oczach wielu os�b zosta�a bohaterk� swoich czas�w i
ta
popularno�� zapewnia�a jej bezpiecze�stwo. O�mieli�a si� zmusi� Ko�ci�, by
przyzna�, �e
jest zbyt ma�y, zbyt niewa�ny, zbyt kiepski, aby do niego nale�a�a i Ko�ci�
wycofa� si� z
pretensji. Uczyni�a z siebie niezb�dny ozdobnik wielkiej fasady nowoczesnego
Ko�cio�a
Rzymskokatolickiego. Jedyn� drog�, jak� mogli si� jej pozby� - tak uwa�a�a w
owym czasie -
to nogami do przodu.
Wszystko sta�o si� przed dwunastoma miesi�cami, zanim zabra�a si� do
poszukiwania
potrzebnych jej materia��w. Teraz - my�la�a z kwa�n� min�, raz jeszcze ocieraj�c
oczy i
poci�gaj�c nosem - wszystkie te sprawy, przemowy i popularno��, to by�a dopiero
rozgrzewka. Chocia� nic nie mog�o przygotowa� jej lepiej do ostatniego roku, do
narastaj�cego strachu. My�la�a, i� widzia�a ju� wszystko. My�la�a, �e widzia�a
z�o we
wszystkich jego przebraniach i kszta�tach. Podobnie jak mi�o��. Myli�a si�. Nie
wiedzia�a nic
o mi�o�ci ani te� o tym, czym jest z�o, ale, na Boga, dowiadywa�a si�.
Osiemna�cie miesi�cy temu Curtis Lockhardt powiedzia� jej, �e j� kocha. Byli w
Rzymie, gdzie w�a�nie zaczyna�a now� ksi��k�, kt�ra mia�a dotyczy� roli Ko�cio�a
w drugiej
wojnie �wiatowej. On zosta� wezwany do Watykanu. Polecono mu, by wzi�� udzia� w
uciszaniu rozrastaj�cego si� skandalu w Banku Watyka�skim, obejmuj�cym wszystko
od
defraudacji i wymuszania po zwyk�e morderstwo. Lockhardt nale�a� do nielicznych
�wieckich, do kt�rych Ko�ci� - w tym wypadku Kalikst IV - zwraca� si� w czasie
najwi�kszych kryzys�w. Wi�kszo�� �wieckich nie by�a w stanie sobie nawet
wyobrazi�
b�yskotliwo�ci umys�u i absolutnej bezwzgl�dno�ci, jakiej wymaga�o kontrolowanie
takiej
o�miornicy jak Ko�ci�. Lokhardt to potrafi�: zrobi� karier� w�a�nie dzi�ki tym
przymiotom,
pozostaj�c jednocze�nie najbardziej wsp�czuj�cym, czaruj�cym i szczerym wobec
ludzi. Jak
zwyk� m�wi� Kalikst, Lockhardt siedzia� bardzo blisko samego �rodka Ko�cio�a w
Ko�ciele.
Zna�a Curtisa Lockhardta ca�e swoje �ycie. Kiedy by�a jeszcze Val Driskill,
trzydzie�ci lat temu, ta�czy�a na trawniku swoich rodzic�w w wielkich �ukach
wody,
wyrzucanych przez spryskiwacze. W kostiumie k�pielowym z koronkami wygl�da�a jak
fantazyjnie zapakowany cukierek. Mia�a dziesi�� lat, a Lockhardt by� m�odym
prawnikiem i
bankierem z imprimatur zar�wno od Rockefeller�w, jak i od rodziny Chase. Cz�sto
odwiedza� dom w Princeton, by rozmawia� z jej ojcem o pieni�dzach i interesach
Ko�cio�a.
Gdy z zadartym nosem paradowa�a przed nimi, b�yszcz�ca od wody i opalona
s�o�cem,
s�ysza�a l�d brz�cz�cy w ich szklankach i widzia�a ich siedz�cych w bia�ych
wiklinowych
krzes�ach na ocienionej werandzie.
- By�a� zachwycaj�c� jak elf dziesi�ciolatk� - powiedzia� jej w Rzymie tamtej
nocy. -
A jako pi�tnastolatka ju� sta�a� si� seksownym roztrzepa�cem. Cholernie niewiele
brakowa�o,
bym przegra� z tob� w tenisa.
- Ca�y czas patrzy�e� na mnie, a nie na pi�k�. - Spojrza�a na niego i
u�miechn�a si�
szeroko. Przypomnia�a sobie, jak zrozumia�a, �e jest dla niego poci�gaj�ca, gdy
tak biega po
korcie, a wiatr podnosi jej sp�dniczk� i osusza pot na twarzy. Lubi�a go.
Podziwia�a go.
Fascynowa�a j� jego w�adza. Oto �wiecki, kt�ry sprawia�, i� ksi�a wstawali i
s�uchali. Mia�
wtedy trzydzie�ci pi�� lat i zastanawia�a si�, dlaczego si� nie o�eni�.
- Kiedy sko�czy�a� dwadzie�cia lat, �miertelnie si� ciebie ba�em. Obawia�em si�
wp�ywu, jaki mia�a� na mnie. Za ka�dym razem, gdy ci� widzia�em, czu�em, �e
robi� z siebie
cholernego g�upca. Pami�tasz dzie�, kiedy zabra�em ci� na lunch do Pla�a, do
Sali D�bowej z
freskami na �cianach, przedstawiaj�cymi bajkowe zamki w g�rskich kr�lestwach?
Powiedzia�a� mi wtedy, co masz zamiar zrobi� z reszt� swego �ycia, pami�tasz?
Tego dnia
o�wiadczy�a� mi, �e wchodzisz do �rodka, wst�pujesz do Zakonu. Moje serce prawie
zamieni�o si� w przecier pomidorowy. Poczu�em si� jak wzgardzony kochanek...
Faktem jest,
i� gdybym by� ca�kiem normalny, patrzy�bym na ciebie jak na dziewczyn�, c�rk�
Hugha
Driskilla... dziecko. Ale rzecz w tym, �e nie by�em normalny. By�em zakochany. I
jestem
nadal zakochany, Val. Obserwowa�em ci�, �ledzi�em twoj� karier�, a kiedy
przyjecha�a� do
Los Angeles, wiedzia�em, �e znowu b�d� widywa� ci� cz�ciej... - Wzruszy�
ramionami jak
ch�opiec i wszystkie te lata znikn�y. - Z�� wiadomo�ci� by�o to, �e wci��
kocham zakonnic�,
dobr� za�, i� wiem, �e warto by�o czeka�.
Ich romans zacz�� si� tamtej nocy w Rzymie, w jego mieszkaniu, po�o�onym wysoko
nad Via Veneto. Wtedy rozpocz�� kampani� przekonywania jej, by opu�ci�a Zakon i
wysz�a
za niego za m��. Z�amanie �lub�w - p�j�cie z nim do ��ka - okaza�o si� dla Val
�atwe. Te
�luby by�y zawsze cz�ci� przymusu w jej pracy, z�em koniecznym, cen�, jak�
p�aci�a za
mo�liwo�� s�u�enia Ko�cio�owi, s�u�enia ludzko�ci przez tak pot�ne narz�dzie
jak Ko�ci�.
Ale opuszczenie Zakonu - zostawienie ram, wok� kt�rych zbudowa�a swoje �ycie -
do tej
pory stanowi�o przeszkod� nie do pokonania.
Ledwie godzin� temu, popad�szy w g��bok� rozterk�, k��cili si� na zimno, z
�alem, nie
akceptuj�c nawzajem swych racji, ale kochaj�c, jak zawsze kochaj�c. W ko�cu
znale�li
pocieszenie w nami�tno�ci. Kiedy zasn��, wysun�a si� z ��ka i wysz�a na
zewn�trz, by
spokojnie pomy�le�. Chcia�a poby� sama ze sprawami, o kt�rych nie mia�a odwagi
mu
opowiedzie�.
Tu� przed ni�, gdzie� z nocy i rzedniej�cej mg�y, z roz�o�onymi skrzyd�ami nagle
sfrun�a mewa. Rozmazana plama min�a j� i wyl�dowa�a w patio. Ptak przeszed�
kilka
krok�w z wyci�gni�t� szyj�, spojrza� na swoje odbicie w szkle i odlecia�, jakby
przestraszony
w�asnym widokiem. Wiedzia�a, co czu�.
Nagle pomy�la�a o najlepszej przyjaci�ce, siostrze El�biecie z Rzymu, w kt�rej
widzia�a czasami swoje lustrzane odbicie. El�bieta by�a r�wnie� Amerykank�,
kilka lat
m�odsz�, ale bardzo inteligentn�, przenikliw� i rozumiej�c� innych. Kolejna
nowoczesna
zakonnica, wykonuj�ca wybran� przez siebie prac�, ale nie sprawiaj�ca k�opot�w
jak Val.
Pozna�y si� w Georgetown, kiedy siostra Val robi�a doktorat, a El�bieta by�a
przedwcze�nie
dojrza��, liberaln� magistrantk�. Wyku�y sobie przyja��, jaka przetrwa�a prawie
dekad�
kra�cowych napi�� wewn�trz Ko�cio�a. Wtedy w Rzymie to w�a�nie siostrze
El�biecie Val
zwierzy�a si� z propozycji ma��e�stwa z�o�onej jej przez Lockhardta.
Przyjaci�ka wys�ucha�a
ca�ej opowie�ci i zawaha�a si� chwil� przed odpowiedzi�.
- Spr�buj rozwa�y� wszystko na zimno - rzek�a w ko�cu. - A je�li to jest
kazuistyka,
wi� za ni� moj� do gruntu jezuick� natur�. Etyka wynikaj�ca z sytuacji. Pami�taj
o swoich
�lubach, ale jednocze�nie przemy�l to dok�adnie. Nie jeste� wi�niem, jak wiesz.
Nikt ci� nie
zamkn�� w celi i nie wyrzuci� klucza, zostawiaj�c ci� uwi�zion�, a� si�
roz�o�ysz.
Dobra rada. Gdyby El�bieta by�a teraz w Malibu, pewnie mia�aby jeszcze wi�cej
takich dobrych rad. Val wiedzia�a, jakby one brzmia�y.
- Je�li masz zamiar nadal z nim sypia�, Val - powiedzia�aby - musisz opu�ci�
Zakon.
Po prostu nie ma sensu tego ci�gn��. Mo�esz to traktowa� jak niewa�ny szczeg�,
ale
u�wiadom sobie, �e tak nie jest. Przyj�a� �luby. Ka�dy ma prawo si� potkn��,
ale nie mo�na
potyka� si� przez ca�y czas, czyni�c z potkni�� zasad�. To g�upie i nieuczciwe.
Wiesz o tym,
podobnie jak ja, a Opatrzno�� te� zna ca�� prawd�.
Przypominaj�c sobie pewno�� s��w siostry El�biety, poczu�a tylko wyczerpanie i
strach. L�k wypiera� wszystkie inne uczucia.
Wszystko zacz�o si� przy zbieraniu danych do ksi��ki. Cholerna ksi��ka! Co by
teraz
da�a, �eby nigdy o niej nie pomy�la�a! Ale by�o ju� za p�no. To strach przygna�
j� z
powrotem do Stan�w i zaprowadzi� do domu w Princeton. To strach sprawia�, �e
w�tpi�a we
wszystko - w Curtisa, w mi�o��, w pozostanie lub odej�cie... Nie potrafi si�
my�le� jasno, gdy
po�era cz�owieka strach. Zap�dzi�a si� za daleko w swych poszukiwaniach. Wci��
kopa�a,
chocia� powinna mie� na tyle rozs�dku, by zaprzesta�, zostawi� wszystko i wr�ci�
do domu.
Nale�a�o zapomnie� o tym, co znalaz�a, zaj�� si� swoim �yciem, Curtisem. Nie
tylko o siebie
si� ba�a. Przejmowa� j� l�k o Ko�ci�.
Wr�ci�a do Ameryki z zamiarem wy�o�enia wszystkiego Curtisowi. Ale co� j�
ostrzeg�o, kaza�o jej si� powstrzyma�. To, co odkry�a, by�o czym� w rodzaju
piekielnej
machiny, bomby tykaj�cej ju� od bardzo, bardzo dawna. Curtis Lockhardt, albo
zna� prawd�,
albo - niech mu B�g pomo�e - w tym uczestniczy�, albo te� o niczym nie wiedzia�.
Nie, nie
mog�a mu powiedzie�. By� zbyt blisko Ko�cio�a, za bardzo do niego nale�a�.
Milczenie
wydawa�o si� mie� sens.
Bomba jednak istnia�a, a ona si� na ni� natkn�a. Przypomnia�o jej to o pewnym
wydarzeniu w ich domu w Princeton, kiedy brat Ben, przekopuj�c si� przez piwnic�
w
poszukiwaniu kij�w do golfa - pochodz�cych z lat m�odo�ci ojca - znalaz� siedem
puszek z
czarnym prochem, pozosta�ych z dawnych uroczysto�ci 4 Lipca. Zesz�a za nim po
schodach,
mijaj�c wszystkie zebrane g�ry �wiadk�w historii rodzinnej, czuj�c strach przed
prawdziwymi czy urojonymi paj�kami, kt�re mog�yby zapl�ta� si� w jej w�osy.
Nagle
us�ysza�a jego g�os zni�ony do szeptu i m�wi�cy, by - na mi�o�� bosk� -
zawr�ci�a, na co
odpowiedzia�a mu, �e przysi�ga, i� na niego naskar�y.
C�, w�a�nie wtedy ostrzeg� j�, �e dom w ka�dej chwili mo�e wylecie� w
powietrze,
bo czarny proch by� ju� w tych puszkach, zanim si� urodzili i jest cholernie
niebezpieczny.
Terma w tym samym pomieszczeniu mia�a jakie� zwarcie i strzela�a iskrami. Nic
nie
wiedzia�a o czarnym prochu, ale zna�a swojego brata Bena. On nigdy nie �artowa�.
Zmusi� j�, by schowa�a si� w stajni o kamiennych �cianach. Tymczasem on, mokry
od
potu, przenosi� ostro�nie po jednej puszce z piwnicy na brzeg jeziora na ko�cu
ich
posiad�o�ci, daleko za sadem. Wielokrotnie przechodzi� przez trawnik z ty�u
domu, tu� obok
ich rodzinnej kaplicy. Kiedy zadzwoni� na policj� w Princeton, przys�ali kilku
stra�ak�w, a
komendant policji osobi�cie przyjecha� w czarnym DeSoto. Stra�acy dok�adnie
oblali puszki
wod�, a Ben zosta� prawdziwym bohaterem. Policjanci dali mu co� w rodzaju
honorowej
odznaki. W tydzie� p�niej lub dwa Ben odda� j� Val, jako prezent, poniewa� ona
te� by�a
bardzo dzielnym �o�nierzem i dok�adnie wype�nia�a rozkazy. Rozp�aka�a si�
zaskoczona.
Nosi�a odznak� codziennie przez ca�e lato, a przed snem wk�ada�a j� pod
poduszk�. Mia�a
wtedy siedem lat, a Ben czterna�cie. I tak ju� zosta�o. Przez ca�e swoje �ycie
bieg�a do Bena,
kiedy potrzebowa�a kogo�, kto m�g�by by� dla niej bohaterem.
Teraz mia�a w�asn� bomb�, niebezpieczn� i mog�c� wysadzi� w powietrze i rozwali�
na kawa�ki wybory papie�a. Wi�c jecha�a do domu zobaczy� Bena. Nie Curtisa ani
ojca -
przynajmniej na razie. Wiedzia�a, �e do niego wr�ci. Zawsze u�miecha�a si� do
siebie, gdy
my�la�a o Benie, o bracie Benie - odst�pcy od wiary. Jemu wszystko mog�a
wy�o�y�, r�wnie�
to, co wysz�o na jaw w dokumentach Torricelliego i w Tajnych Archiwach. B�dzie
si� �mia� z
jej k�opotu, a potem spowa�nieje i poradzi, co zrobi�. Wska�e, jak powinna
przedstawi� ca��
histori� ojcu...
Nowy Jork
Rolls-Royce czeka� ju� na lotnisku Kennedy�ego, kiedy pojawi� si� prywatny
odrzutowiec Lockhardta. Natychmiast powi�z� ich bezpo�rednio przez prawie puste
ulice do
samego serca �r�dmie�cia. Przybyli p� godziny przed czasem. Lockhardt
powiedzia�
kierowcy, by zawi�z� go do budynku przy kr�tkiej przecznicy zwanej Rockefeller
Pla�a, kt�ra
bieg�a mi�dzy siedzib� RCA a lodowiskiem w Centrum Rockefellera. Siedz�c na
wygodnym
tylnym siedzeniu, popatrzy� w oczy Val i wzi�� j� za r�k�.
- Jeste� pewna, �e nic mi nie chcesz teraz powiedzie�? - spyta�.
By�o oczywiste, i� co� si� kryje za tym pytaniem. Nie powiedzia� jej nic o
telefonie od
przyjaciela z Watykanu, kt�ry odebra� tydzie� temu, kiedy by�a w Egipcie. Na
wysokich
sto�kach martwiono si� tym, co ona robi - rezultatami poszukiwa�, na jakie
natrafi�a i jej
determinacj� w p�j�ciu ich �ladem. Przyjaciel Lockhardta z Watykanu prosi� go,
aby si�
dowiedzia�, co odkry�a i przekona� j�, by zrezygnowa�a.
Lockhardt za bardzo szanowa� motywy Val i jej prac�, by otwarcie powiedzie� o
ciekawo�ci Watykanu. W ka�dym razie Watykan nie wywiera� na siostrze Val �adnego
wra�enia. Ale Curtis mia� bardzo silny instynkt samozachowawczy, kt�ry m�g� z
�atwo�ci�
rozci�gn�� i na ni�. Dlatego te� bardzo zaniepokoi� si� tym telefonem. Nigdy nie
wychodzi�o
nikomu na dobre, je�li w Watykanie my�lano o jego sprawach. A ten telefon nie
zadzwoni�
bez powodu. Co� powa�nie kogo� zmartwi�o i przekazano polecenia. Ale nie m�g�
naciska�
Val. Sama powie mu o wszystkim, kiedy b�dzie gotowa. Nale�y da� jej czas.
U�miechn�a si� nerwowo i pokr�ci�a g�ow�.
- Nie, naprawd�. Masz teraz tyle na g�owie. Kalikst umiera. A ty, m�j drogi,
musisz
zdecydowa�, kto b�dzie nast�pnym papie�em... S�py si� zbieraj�.
- Czy przypominam ci s�pa?
- Wcale nie. Jak zwykle bijesz s�py.
- Je�li chodzi o wybieranie papie�y, nie mam g�osu.
- Nie b�d� zak�amany. Czy to nie Time nazwa� ci� kardyna�em bez czerwonego
kapelusza? - Roze�mia�a si�, widz�c jego gniewn� min�. - Masz znacznie wi�cej
ni� g�os.
Wskaza�e� ostatniego papie�a...
- Przy pomocy twojego ojca, siostro. - U�miechn�� si�. - Mogli�my wybra�
gorzej...
- Chyba nie - stwierdzi�a.
- M�j Bo�e, kocham ci�, siostro.
- Zajmujesz tak� pozycj�, �e mo�esz wskaza� nast�pnego papie�a. B�d�my
realistami.
Ja te� ci� kocham. Wcale nie jeste� taki z�y, jak na starszego pana.
- Nie powinna� mie� zbyt wielkich podstaw do por�wna� - rzek� powa�nie.
- Wierz mi. Nie mam. Wzi�� j� za r�k�.
- Val, chcia�bym, by� mi te� ufa�a. Ten tw�j okropny sekret doprowadza ci� do
szale�stwa. Jeste� kompletnie wyczerpana. Cokolwiek to jest, p�acisz piekielnie
wysok� cen�.
Wychud�a�, jeste� zm�czona, wygl�dasz na wyko�czon�...
- M�j miodousty diable ze srebrnym j�zykiem...
- Wiesz, o co mi chodzi. Uspok�j si�, odpocznij, porozmawiaj z Benem. Musisz to
z
siebie zrzuci�.
- Curtis, daj mi na razie spok�j, dobrze? Nie chc� wyj�� na idiotk�, je�li
ponios�a mnie
wyobra�nia. Mo�e to r�wnie dobrze poczeka� do jutra. Wtedy wszystko ci opowiem -
�cisn�a go za r�k�. - A teraz id� zobaczy� si� z Andym. - Pochyli�a si� i
poca�owa�a go
delikatnie. Poczu�a jego r�k� na swoich w�osach. G�aska� j� po g�owie. Jego usta
dotkn�y jej
ucha.
Wysiad� i sta� przez chwil� na chodniku. Patrzy�, jak macha mu r�k�, gdy
samoch�d
odje�d�a�. Ciemna szyba podjecha�a do g�ry. Znikn�a. Nast�pny post�j -
Princeton.
Sp�dzi� tak ogromn� cz�� swego �ycia w korytarzach w�adzy, �e bardzo d�ugo
myli�
zadowolenie i poczucie dyskretnego kole�e�stwa ze szcz�ciem. Wtedy to siostra
Valentine
odkry�a przed nim tajemnice zwyk�ego szcz�cia, rozwi�za�a dla niego wielk�
zagadk�. Teraz
by� pewien, �e zostan� ze sob� na zawsze.
W�a�nie si� nad tym zastanawia�, stoj�c i przygl�daj�c si� �y�wiarzom p�yn�cym
rytmicznie wok� lodowiska. To prawda, �e martwi� si� o Val. By�a w Rzymie,
Pary�u,
wybra�a si� nawet do Aleksandrii w Egipcie - wszystko w imi� szukania materia��w
do
ksi��ki. Stara� si� po��czy� kawa�ki uk�adanki. Wiedzia�, i� pracowa�a r�wnie� w
Tajnych
Archiwach. To wtedy zadzwoni� ten cholerny telefon z Rzymu.
Znalaz�szy dobre miejsce do obserwacji, opar� si� o por�cz ponad lodowiskiem i
u�miechn�� si� na widok starszego ksi�dza, kt�ry z gracj� i godno�ci� je�dzi�
mi�dzy dzie�mi.
Przygl�da� si� z podziwem, jak ksi�dz w czarnym p�aszczu przeciwdeszczowym z
rozwianymi po�ami podjecha� i postawi� na nogi �adn� dziewczynk�, siedz�c� po
upadku na
lodzie. Curtis w�tpi�, czy widzia� kiedy� w �yciu bardziej uduchowion� i pogodn�
twarz.
Spojrza� na swojego Patka - z�oty plaster na przegubie d�oni. Monsignor
Heffernan,
kt�ry dopiero niedawno sko�czy� czterdzie�ci pi�� lat, a ju� zosta� przeznaczony
do
kardynalskiego kapelusza w ci�gu najbli�szych pi�ciu czy dziesi�ciu lat, czeka�
na niego.
Jako prawa r�ka arcybiskupa kardyna�a Klammera, mia� sporo w�adzy w jednym z
najbogatszych miejsc w Ko�ciele. Nie by� znany ze swej godno�ci ani powagi, lecz
z tego, �e
wykonywano jego polecenia. I jak na takiego �atwego w po�yciu faceta przysta�o,
by�
punktualnym draniem, kt�ry oczekiwa� punktualno�ci od innych.
Nadszed� czas, by i��.
Pocz�tki interes�w Ko�cio�a przy przecznicy, ci�gn�cej si� prosto na wsch�d od
katedry �wi�tego Patryka si�ga�y ko�ca dziewi�tnastego wieku, kiedy to zbudowano
tam
raczej skromny ko�ci�ek pod wezwaniem �wi�tego Jana. Stan�� na miejscu, w
kt�rym
p�niej - gdy Ko�ci� sprzeda� ziemi� - zobaczono budow� s�ynnych dom�w
Villarda,
przypominaj�cych niekt�rym obserwatorom skromne budynki ksi���t Medici. Zbyt
drogie, by
mog�y pozosta� w prywatnych r�kach po drugiej wojnie �wiatowej, s�ynne domy
zosta�y
opuszczone i sta�y czekaj�c na w�a�ciciela - eleganckie i puste wspomnienie
innego wieku.
W 1948 Francis kardyna� Spellman, arcybiskup Nowego Jorku, kt�ry przyzwyczai�
si�
do przygl�dania si� budynkom Villarda ze swojej rezydencji przy katedrze
�wi�tego Patryka,
postanowi� je odzyska�. W kr�tkim czasie Ko�ci� - przy niezliczonych
oficjalnych
zaprzeczeniach - zagospodarowa� wspania�e budynki. Z�ota sala przy 451 Madison
Avenue
sta�a si� sal� konferencyjn� dla doradc�w diecezji. A sala balowa zamieni�a si�
w miejsce
spotka� metropolitalnego trybuna�u archidiecezji. Jadalnia przekszta�ci�a si� w
biuro
kancelarii. Proteuszowa istota Ko�cio�a rozpe�z�a si� wzd�u� korytarzy i po
marmurowych
schodach...
A jednak czasy si� zmieniaj�. W latach siedemdziesi�tych dobra koniunktura dla
handlu nieruchomo�ciami min�a i Ko�ci� stwierdzi�, �e nie jest w stanie
utrzyma� dom�w
Villarda, kt�re znowu sta�y puste, przedstawiaj�c sob� przykry ekonomiczny
problem w
wysoko�ci siedmiuset tysi�cy dolar�w podatku.
Zostali uratowani przez Harry�ego Helmsleya. Zaproponowa� dzier�aw� dom�w
Villarda i pobliskiego terenu nale��cego do Ko�cio�a, gdzie chcia� zbudowa�
hotel.
Archidiecezja pomog�a Helmsleyowi przy k�opotach z biurokratami i w ko�cu domy
zosta�y
ocalone w niezmienionym kszta�cie. Ko�ci� by� nadal w�a�cicielem ziemi, a
Helmsley mia�
wieloletni� dzier�aw�. Zbudowa� te� hotel w pobli�u dom�w i jak renesansowy
ksi��� nazwa�
go �The Helmsley Pa�ace�.
To w�a�nie do owego pa�acu skierowa� si� Curtis Lockhardt, przeszed�szy pod
dziewi�tnastowieczn� markiz� z br�zu i szk�a na Pi�tnastej Ulicy. Min�� cichy
hol recepcyjny
z lustrami i bogatymi wyk�adzinami z orzecha we francuskim stylu, potem skr�ci�
nagle w
prawo i wkroczy� do ma�ej ogrodzonej przestrzeni, w kt�rej znajdowa�o si� biurko
portiera i
windy, obs�uguj�ce luksusowe apartamenty na najwy�szych pi�trach.
Andy Heffernan zarezerwowa� na to spotkanie potr�jny apartament Ko�cio�a. W
�wiecie wielkiej polityki, do kt�rej nale�a�, Curtis Lockhardt by� jedn� z jego
kart atutowych i
dlatego pragn�� zachowa� jak najwi�ksz� tajemnic�. Lockhardt m�wi� o tak
wielkiej sumie
pieni�dzy, �e najmniejsza pog�oska o tym nie powinna wydosta� si� na zewn�trz.
Stawk� by�
wyb�r nast�pcy Kaliksta. Gdyby spotkali si� po drugiej stronie ulicy, przy
katedrze �wi�tego
Patryka, naraziliby si� na plotki. W�adza, luksus, zami�owanie do spraw
ziemskich i
dyskrecja:- to by� monsignor Heffernan.
Lockhardt wiedzia�, �e cygara Dunhill Monte Cruz 200 i koniak Remy Martin, kt�ry
Andy ceni� najwy�ej, b�d� przygotowane.
Monsignor Heffernan cz�sto twierdzi� w zaufaniu, i� bierze si� wszystkie
�ap�wki,
jakie mo�na dosta�, a im wi�cej si� bierze, tym wi�cej jest do wzi�cia.
Lockhardt wysiad� z windy na pi��dziesi�tym czwartym pi�trze i zapadaj�c si� w
gruby dywan dotar� do ko�ca d�ugiego holu, biegn�cego r�wnolegle do Madison
Avenue. Nie
natrafi� tam na nic, co by wskazywa�o, �e jest co� niezwyk�ego za tymi drzwiami.
Nacisn��
dzwonek i czeka�. Odezwa� si� g�os z ma�ego g�o�niczka:
- Wejd�, Curtis, m�j ma�y. - Zabrzmia�o to tak, jakby szlachetny monsignor
pocieszy�
si� dwoma martini przed lunchem.
Lockhardt by� przyzwyczajony do luksusu, a mimo to widok, kt�ry si� przed nim
roztacza�, zawsze wywiera� wra�enie. Sta� na szczycie kr�conych schod�w ze
starannie
wyrze�bion� por�cz�. Rozleg�y pok�j poni�ej mia� wysoko�� dw�ch zwyk�ych pi�ter
i by�
ca�kowicie otoczony szk�em. W dole dostrzeg� Manhattan, rozpo�cieraj�cy si� jak
na mapie
izometrycznej, Empire State Building, mi�kk� secesyjn� iglic� Chrysler Building,
pierwotn�
nowoczesno�� wie�owc�w World Trade City, a za nimi w zatoce Statu� Wolno�ci,
wysp�
Staten, wybrze�e stanu Jersey... Jego uwag� przyku�o Radio City, Rockefeller
Center,
b�yszcz�ca plama lodowiska... i widoczna prawie prosto w dole katedra �wi�tego
Patryka. Jej
bli�niacze wie�e wyrasta�y majestatycznie nad Pi�t� Alej�.
Poczu� si� tak, jakby stan�� na chmurze. Trzymaj�c si� rze�bionej por�czy,
powoli
zszed� po wy�o�onych dywanem schodach. Nie m�g� oderwa� wzroku od tego widoku,
kt�ry
sprawia�, �e czu� si� jak dziecko postawione przed zabawkami, przerastaj�cymi
jego
najdziksze marzenia.
- W�a�nie si� odlewam. - G�os Heffernana dobieg� go gdzie� zza ukrytych drzwi. -
Przyjd� zaraz do ciebie.
Lockhardt odwr�ci� si� znowu do panoramy miasta, niemal zahipnotyzowany
przejrzysto�ci� i szczeg�ami miasta. Sta� z nosem prawie przyci�ni�tym do
szyby, wpatruj�c
si� w katedr� �wi�tego Patryka i my�l�c o tym, �e jej budowniczowie nigdy czego�
podobnego sobie nie wyobra�ali. Widok dla Boga. To by�o tak, jakby projekt o�y�,
jakby
wr�s� w trzeci wymiar.
- Niech B�g b�ogos�awi naszemu male�kiemu domkowi. Monsignor Heffernan, du�y
m�czyzna z rzedniej�cymi rudymi w�osami i nosem, kt�ry wydawa� si� ukradziony
klownowi, oci�ale sun�� ku niemu. By� czerwony od opalenizny. Jego sk�ra
zaczyna�a si�
�uszczy�. Mia� na sobie czarn� koszul� z koloratk�, czarne spodnie i czarne
pantofle z
chwo�cikami. Jego wodniste, b��kitne oczy mruga�y zza zas�ony dymu z cygara.
Wywalczy�
sobie wej�cie na szczyt z irlandzkiej biedy wielonarodowego po�udniowego
Bostonu. By� ju�
wa�nym cz�owiekiem w swoim �wiecie i przez scementowanie koalicji z wielkim
ameryka�skim kr�lotw�rc� stawa� si� jeszcze wa�niejszy. Bez trudno�ci mogli
wykorzysta�
si� nawzajem, co - jak uwa�a� monsignor - by�o r�wnie dobr� definicj� przyja�ni,
jak� mo�na
by�o sformu�owa�. Andy Heffernan by� szcz�liwym cz�owiekiem.
- Wygl�dasz na bardzo sprawnego i uczciwego faceta, niemal na bogacza, Curtis.
Pocz�stuj si� cygarem. - Wskaza� drewniane pude�ko w k�cie za�mieconego
wysokiego sto�u,
ze szklanym blatem grubo�ci dw�ch cali.
- Skr�ci�e� mi r�k� - powiedzia� Lockhardt, wyszarpuj�c d�o� z jego u�cisku.
Zapali�
cygaro Monte Cruz specjaln� zapa�k� Dunhill i delektowa� si� jego smakiem. -
Gdzie uda�o ci
si� nabra� tego wygl�du ugotowanego homara?
- Na Florydzie. W�a�nie wr�ci�em stamt�d po tygodniu gry w golfa na cele
dobroczynne. Wspania�y tydzie�.
Podszed� do krzes�a za sto�em i usiad�. Przed nim znajdowa�o si� kilka
segregator�w,
notatnik, telefon, cygara i pe�na popielniczka. Lockhardt te� zaj�� miejsce,
patrz�c na niego
przez szklan� przestrze� sto�u.
- �wietni faceci - Jackie Gleason, Johnny, Tom i Jack, wszyscy. Ca�a kupa
wspania�ych facet�w tam na Florydzie. Zrobi� wszystko dla Ko�cio�a. Piekielnie
du�o
dobrego dla oddzia�u dzieci�cego w szpitalu Naszej Pani Pokoju. Poza tym mn�stwo
golfa.
Nie uwierzysz, ale raz min��em do�ek w jednym strzale nie wi�cej ni� o trzy
cale! Pad�bym na
miejscu trupem, gdybym trafi�! Powinni to pokaza� w telewizji - metalowy kij
numer sze��,
trzy n�dzne cale na lewo. Raz w Szkocji, w Muirfield uda�o mi si� trafi� za
pierwszym
strza�em... Och, to by�y szcz�liwe dni... Piekielnie daleko od po�udniowego
Bostonu. Czego
wi�cej mo�e pragn�� cz�owiek, co Curtis? Cieszy� si�, bawi� si�, bo ju� od dawna
jeste�my
martwi...
- A co si� sta�o z �yciem wiecznym, niewidzialnymi ch�rami anio��w i par�
wielkich
skrzyde�?
- Och, to ty i teologia twoich zakonnic! Daj spok�j. - Heffernan roze�mia� si� w
charakterystyczny dla niego, energiczny spos�b, kt�ry sprawia�, i� wydawa�o si�,
�e jest
otwarty jak burdel w sobotni� noc.
- Chcesz mie� spok�j i dziesi�� milion�w dolc�w? - spyta� z u�miechem Lockhardt
i
wydmuchn�� k�ko z dymu. Suma by�a tak wielka, �e tylko kilkakrotnie wymieniono
j� w ich
rozmowach. Z przyjemno�ci� przygl�da� si� reakcji Heffernana.
- Dziesi�� milion�w dolc�w... - �miech Heffernana szybko umilk�. Tyle pieni�dzy
stanowi�o powa�ny interes, nawet dla prawej r�ki arcybiskupa kardyna�a Klammera.
Lockhardt zawsze zastanawia� si�, co dzia�o si� w g�owie tego cz�owieka, gdy
rozmawia� z
Johnnym Millerem o do�ku w jednym strzale i kiedy �mia� si� w podobny spos�b.
Wygl�da�o
na to, �e nigdy si� nie kontroluje. A jednak nigdy nie pope�nia� b��du.
- Dziesi�� milion�w - powiedzia� mi�kko Heffernan, napawaj�c si� brzmieniem tych
s��w. Z�o�y� d�onie przed sob�, stukaj�c palcami o siebie. - Wierzysz, �e
dziesi�� milion�w
wystarczy, by za�atwi� ca�� spraw�?
- Mniej wi�cej. Ale mog� przynie�� wi�cej. Zawsze jest gdzie� g��boko w
kieszeniach
rezerwa.
- Mo�e u Hugha Driskilla, co? Lockhardt wzruszy� ramionami.
- Andy, mo�esz zrobi� za�o�enia, jakie zechcesz. Ale czy naprawd� musisz
wiedzie�?
Czy rzeczywi�cie chcesz wiedzie�? Raczej w to w�tpi�.
- Zgoda. Przyniesiesz pieni�dze. Pomog�, by znalaz�y si� w odpowiednich r�kach.
-
Heffernan u�miechn�� si� jak cz�owiek, kt�ry wie, �e jest zamo�nym, radosnym
Irlandczykiem. - Klammer zabije mnie po prostu, Curtis. Ca�e to chrzanienie o
czystych
r�kach, ca�e to gadanie, zaprzeczanie...
- Kardyna�owie ameryka�scy s� inni. Maj� sk�onno�� do s�dzenia, �e ich g�os jest
�wi�ty i nie mo�e sta� si� przedmiotem handlu. Uwa�am, �e on sam nie chce mie� z
tym w
og�le do czynienia, nie chce wiedzie�, i� to si� kiedykolwiek zdarzy�o. �ap�wki
go
przera�aj�...
- Prezenty, prezenty! - Heffernan zrobi� skruszon� min�. - To s�owo nigdy nie
mo�e
wyj�� z naszych ust. Dziesi�� milion�w. A co my b�dziemy z tego mieli, ty i ja?
- Solidn� jak ska�a ameryka�sk� grup� wsparcia. Dodaj do tego Fangio,
kardyna��w,
kt�rych wyni�s� Kalikst. Te� s� nam co� winni... Wi�c chodzi o to, Andy, �e to
w�a�nie my
wskazujemy nast�pnego papie�a. Ko�ci� pozostaje na obranej wcze�niej drodze. My
tego
dopilnujemy. - Przez moment w jego umy�le pojawi�a si� siostra Valentine,
m�wi�ca mu, �e
to, co znalaz�a, mo�e wp�yn�� na wyb�r nast�pnego papie�a...
- Nie ma dezerter�w w szeregach?
- A dlaczego mia�by kto� zdezerterowa�? �wi�ty Ja� sko�czy� siedemdziesi�t sze��
lat, nie mo�e �y� wiecznie, a wtedy... no c�, wtedy b�dziesz ju� nosi� czerwony
kapelusz i
Ko�ci� wybierze wielkiego cz�owieka na papie�a. Nasz stary Ko�ci� przeniesie
si� w
dwudziesty pierwszy wiek, pod��aj�c wci�� w tym samym kierunku, w kt�rym musi
i��, je�li
ma przetrwa�. Nadchodzi nowy �wiat, Andy, a Ko�ci� musi si� trzyma� uciekaj�cej
ziemi.
To takie proste.
- Powinienem da� fors� tobie. W twoich ustach wszystko brzmi prosto. Pieni�dze
s�
pewne?
- Nigdy nie prowadz� interes�w przy niepewnych mo�liwo�ciach, Andy.
- C�, to wymaga oblania. - Monsignor Heffernan si�gn�� po butelk� koniaku,
stoj�c�
na tacy obok dw�ch �adnych przyk�ad�w kryszta��w Baccarata. Nala� i wr�czy�
jedn�
szklank� Curtisowi Lockhardtowi. - Za dobrze wydane pieni�dze!
- Za starego �wi�tego Jasia! - powiedzia� Lockhardt cicho.
- Za przysz�o�� - doda� monsignor.
To Heffernan zobaczy� go pierwszy. Oblizawszy wargi popatrzy� w g�r� i zobaczy�
starego ksi�dza. Jako� uda�o mu si� tak wej��, �e go nie us�yszeli. Zszed� po
schodach, gdy
oni napawali si� widokiem z okna i sk�adali sobie nawzajem gratulacje. Monsignor
Heffernan
zadar� g�ow� �artobliwie i odezwa� si�:
- S�ucham, ojcze, co mog� dla ciebie zrobi�?
Lockhardt odwr�ci� si� i zobaczy� ksi�dza. To by� tamten �y�wiarz, Curtis
u�miechn��
si�, przypominaj�c sobie scen� na lodowisku. A wtedy zauwa�y� podnosz�c� si�
d�o� w
r�kawiczce. Co� w tym ge�cie by�o...
Nagle si�a opu�ci�a jego cia�o i na jej miejsce pojawi� si� biologiczny,
fizyczny,
niekontrolowany szok. Pr�bowa� w u�amku sekundy poj��; co si� dzieje. Ten ksi�dz
do
niczego nie pasowa�. Nie przyszed� �adnym z korytarzy w�adzy, znanym Curtisowi
Lockhardtowi. W jego d�oni by� pistolet.
Wyda� z siebie dziwny, przyt�umiony d�wi�k, jak strza�a uderzaj�ca w mokry cel.
Andy Heffeman zosta� uderzony przez przestrze� szk�a. Ciemna sylwetka na tle
�wiat�a, z rozpostartymi ramionami, jakby czekaj�ca na gwo�dzie, by znalaz�y si�
na swoim
miejscu. Nadszed� znowu ten d�wi�k i spalona s�o�cem twarz rozpad�a si� -
nieodwo�alnie
rozpad�a, sko�czy�a si� na wszystkie sposoby. My�li przelatywa�y przez g�ow�
Lockhardta,
gdy tak sta�, nie mog�c si� poruszy�, uciec, rzuci� na strzelca. Twarz, kt�r�
zna� od tak wielu
lat, rozpad�a si� w wybuchu krwi i ko�ci. Paj�czyna sp�ka� pojawi�a si� na
�cianie ze szk�a,
rozchodz�c si� od otworu wielko�ci m�skiej pi�ci.
Lockhardt patrzy� na to, co zosta�o z jego przyjaciela. Wpatrywa� si� w �liski
czerwony szlak, pozostawiony przez niego na szkle. Curtis wyczu� koniec swojej
drogi, gdy
zbli�y� si� do cia�a monsignora Heffernana. Ledwie si� porusza�. Wszystko
wydawa�o mu si�
takie odleg�e, jak za mg��, jak gdyby dzia�o si� na ko�cu tunelu.
Powoli ksi�dz skierowa� pistolet w jego stron�.
- Wola bo�a - powiedzia�, a Lockhardt pr�bowa� zrozumie�, odszyfrowa� ten kod. -
Wola bo�a - znowu wyszepta� stary ksi�dz.
Lockhardt wpatrywa� si� w luf� pistoletu. Spojrza� w oczy ksi�dza, ale widzia�
co�
innego - ma�� dziewczynk� w kostiumie k�pielowym - ta�cz�c�, roze�mian� i
popisuj�c� si�
w �uku wody wyrzucanej przez spryskiwacz, pl�saj�c� w s�o�cu na mokrej, �wie�o
skoszonej
trawie, kt�ra w ta�cu przywiera�a do jej st�p.
Lockhardt us�ysza� sw�j w�asny g�os, chocia� nie m�g� ca�kiem zrozumie�, co
m�wi.
Mo�e wo�a� t� ma�� dziewczynk�, wypowiada� jej imi�, pr�buj�c j� dosi�gn��,
zanim b�dzie
za p�no. By� mo�e stara� si� schroni� w bezpiecznej przesz�o�ci, w niczym nie
zagra�aj�cej
paj�czynie czasu...
Ksi�dz czeka�, z uprzejmym wyrazem twarzy, jak gdyby dawa� Curtisowi
Lockhardtowi czas na bezpieczne opadni�cie na ziemi�...
Wtedy nacisn�� spust.
Curtis Lockhardt le�a� z g�ow� opart� o szk�o, w miejscu, gdzie styka�o si� z
dywanem. Ton�� we w�asnej krwi wype�niaj�cej mu p�uca. Zaciera�o mu si�
widzenie, jak
gdyby zapada�a pr�dko noc i ju� nie widzia� wyra�nie podskakuj�cej dziewczynki.
Zamiast
niej m�g� dostrzec kszta�t katedry �wi�tego Patryka, rozmazuj�cy si� w dole.
Wie�e
wydawa�y si� si�ga� ku niemu jak wyci�gni�te palce.
Zobaczy� nogawk� czarnych spodni obok swojej twarzy. Poczu� t�py ucisk z ty�u
g�owy.
Curtis Lockhardt z wysi�kiem mruga� powiekami, pr�buj�c zobaczy� rado�nie
ta�cz�c� posta�, ale zdo�a� tylko rzuci� ostatnie spojrzenie katedrze �wi�tego
Patryka.
Cz�� pierwsza
1
Driskill
Pami�tam ten pierwszy dzie� zupe�nie wyra�nie. Wtedy w�a�nie przywo�a� mnie do
klubu na lunch Drew Summerhays - niezniszczalna szara eminencja naszego mi�kko
wymoszczonego, prawniczego �wiatka w firmie Bascomb, Lufkin i Summerhays. Mia�
najja�niejszy, najbardziej gi�tki umys�, z jakim kiedykolwiek si� zetkn��em, a
nasze dyskusje
przy lunchu by�y zar�wno pouczaj�ce, jak zabawne. I zawsze mia�y cel. Summerhays
sko�czy� w�a�nie osiemdziesi�t dwa lata, czyli prawie wiek, ale wci�� niemal
codziennie
wyrusza� na Wall Street. By� nasz� �yw� legend�. Przyjaciel i doradca ka�dego
prezydenta,
zaczynaj�c od pierwszej kampanii wyborczej Franklina Roosevelta, bohater
drugiego planu
drugiej wojny �wiatowej, mistrz w szpiegostwie i powiernik papie�y. Dzi�ki jego
bliskim
kontaktom z moim ojcem zna