9859

Szczegóły
Tytuł 9859
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9859 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9859 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9859 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

T. LOBSANG RAMPA JASKINIA STARO�YTNYCH (Tytu� orygina�u: �The Cave of The Ancients�) Dla Maxa i Valerii Sorock dwojga poszukiwaczy Prawdy Wst�p Jest to ksi��ka o okultyzmie i o mocy cz�owieka. Jest to zrozumia�a ksi��ka, w kt�rej nie ma �adnych "obcych st�w", sanskrytu, martwych j�zyk�w. Przeci�tna osoba chce ZNA� rzeczy, a nie chce odgadywa� znaczenia st�w, kt�rych r�wnie� nie rozumie przeci�tny autor! Je�eli pisarz zna sw�j fach, mo�e pisa� po angielsku bez maskowania braku wiedzy stosowaniem obcego j�zyka. Zbyt wiele os�b wpada w pu�apk� wznios�ych s��w. Prawa �ycia s� bardzo proste; nie ma potrzeby ubierania ich w mistyczne czy pseudoreligie. Nie ma potrzeby komukolwiek og�asza� �boskich objawie�". KA�DY mo�e mie� te same "objawienia", je�li je sobie wypracuje. �adna religia nie ma kluczy do Raju, nikt te� nie b�dzie pot�piony poniewa� chodzi do ko�cio�a w kapeluszu na g�owie zamiast bez but�w. W tybeta�skim klasztorze nad wej�ciem widnieje napis Tysi�c mnichom, tysi�c religii. Wierz, w co chcesz, je�eli post�pujesz z innymi tak, jak chcesz �eby post�powano z tob� � OTRZYMASZ swoje, gdy nadejdzie ostateczne Wezwanie. Niekt�rzv m�wi�, �e Duchowa Wiedza mo�e zosta� uzyskana przez przy��czenie do tego lub nnego kultu i op�acenie poka�nej sk�adki. Prawa �ycia m�wi�: Szukajcie, a znajdziecie. Ta ksi��ka jest owocem d�ugiego �ycia, treningu odbytego w najznakomitszych klasztorach Tybetu i mocy, kt�re zosta�y uzyskane przez �cis�e przestrzeganie Prawa. Jest to wiedza przej�ta od staro�ytnych, spisana w piramidach egipskich, w wielkich �wi�tyniach And�w i najwi�kszej skarbnicy wiedzy okultystycznej na �wiecie w g�rach Tybetu. T. Lobsang Rampa Rozdzia� I Wiecz�r by� ciep�y, �liczny. Niezwykle ciep�y jak na t� por� roku s�odki zapach kadzid�a, �agodnie unosz�c si� w bezwietrznym powietrzu, dodawa� spokoju. W dali, w blasku chwa�y, s�o�ce zachodzi�o za wysokie szczyty Himalaj�w, barwi�c �nie�ne przybrania g�r krwaw� czerwieni�, jakby w przestrodze przed krwi�, kt�ra mia�a zala� Tybet w nadchodz�cych czasach. Wyd�u�aj�ce si� cienie wspina�y si� z wolna w kierunku Lhasy z bli�niaczych szczyt�w Potali i naszego, Czakpori. Poni�ej, po prawej stronie, sp�niona karawana kupc�w z Indii kierowa�a si� do Pargo Kaling lub Zachodniej Bramy. Ostatni pobo�ni pielgrzymi pod��ali z niestosownym dla nich po�piechem po opasuj�cej drodze Lingkor, jak gdyby obawiali si�, �e zostan� poch�oni�ci przez aksamitn� ciemno�� szybko nadci�gaj�cej nocy. Ky� Czu, albo Szcz�liwa Rzeka, p�yn�a weso�o w swej nie ko�cz�cej si� podr�y do morza, rozrzucaj�c jasne b�yski �wiat�a - ho�d odchodz�cego dnia. Lhasa by�a o�wietlona z�ot� po�wiat� ma�lanych lamp. Z pobliskiej Potali zabrzmia�a tr�bka obwieszczaj�ca koniec dnia. Jej d�wi�ki toczy�y si� i odbija�y echem przez Dolin�: odbija�y od skalnych powierzchni i powraca�y do nas ze zdwojonym brzmieniem. Ogl�da�em znajomy obrazek. Przygl�da�em si� Potali, gdzie w setkach okien mnisi r�nych stopni spe�niali swoje wieczorne obowi�zki. Na dachu pot�nego budynku, przy Z�otych Grobowcach, pojedyncza posta�, samotna i odleg�a, sta�a obserwuj�c. Gdy ostatnie promienie s�o�ca skry�y si� za �a�cuchami g�r, tr�bka zabrzmia�a znowu, i ze �wi�tyni poni�ej roznios�y si� niskie d�wi�ki �piewu. Rych�o ostatnie pozosta�o�ci �wiat�a zgas�y i, jak klejnoty na purpurowym tle, na niebie zaja�nia�y gwiazdy. Meteor b�ysn�� na niebie i zap�on�� w wybuchu ko�cowej p�omiennej chwa�y, zanim spad� na Ziemi� w postaci szczypty dymi�cego kurzu. - Pi�kna noc, Lobsang! - powiedzia� dobrze znany g�os. - Pi�kna noc, rzeczywi�cie - powt�rzy�em podnosz�c si� szybko, aby m�c pok�oni� si� Lamie Mingyarowi. Usiad� przy �cianie i pokaza�, bym uczyni� podobnie. - Czy mo�esz sobie wyobrazi�, �e ludzie, ty i ja, mog� wygl�da� tak jak to? - zapyta� wskazuj�c do g�ry. Patrzy�em na niego w milczeniu. Czy m�g�bym przypomina� gwiazdy na nocnym niebie? Lama by� wysokim cz�owiekiem, przystojnym, ze szlachetn� twarz�. Nawet nie przypomina� zbioru gwiazd! Roze�mia� si� widz�c m�j og�upia�y wyraz twarzy. - Jak zwykle dos�ownie, Lobsang, jak zwykle dos�ownie - u�miechn�� si�. - Mia�em na my�li, �e rzeczy nie zawsze s� tym, czym si� wydaj�. Je�eli napisa�by� "Om! ma-ni pad-me Hum" tak du�e, �e wype�ni�oby ca�� dolin� Lhasy, ludzie mogliby nie by� w stanie tego przeczyta�, poniewa� napis by�by zbyt wielki, by mogli go ogarn��. Przerwa� i popatrzy� na mnie, �eby upewni� si�, czy nad��am za jego wyja�nieniami. - W ten sam spos�b - m�wi� dalej - gwiazdy s� "tak du�e", �e nie mo�emy okre�li�, co w rzeczywisto�ci tworz�. Popatrzy�em na niego, jakby traci� rozs�dek. Gwiazdy tworz�ce co�? Gwiazdy by�y - po prostu � gwiazdami. Wtedy pomy�la�em, �e pismo tak du�e jak dolina sta�oby si� nieczytelne z powodu jego rozmiaru. - Pomy�l - m�wi� dalej �agodny g�os - �e si� kurczysz, kurczysz, staj�c tak ma�ym jak ziarnko piasku. Jak wygl�da�bym dla ciebie wtedy? Przypu��my, �e sta�by� si� jeszcze mniejszy, �e ziarnko piasku sta�oby si� dla ciebie wielkie jak �wiat. Jak wtedy by� mnie postrzega�? Zamilk� na moment i popatrzy� na mnie przenikliwie. - No? Co widzia�by�? - zapyta�. Siedzia�em i gapi�em si�. M�zg mia�em sparali�owany t� my�l�, usta otwarte jak u ryby wyrzuconej na brzeg. - Widzia�by�, Lobsang - powiedzia� Lama - zbi�r szeroko rozproszonych �wiat�w p�yn�cych w ciemno�ci. Z powodu twoich ma�ych rozmiar�w m�g�by� widzie� moleku�y mojego cia�a jako osobne �wiaty i rozleg�� przestrze� pomi�dzy nimi. M�g�by� widzie� �wiaty kr���ce wok� �wiat�w, m�g�by� widzie� "s�o�ca", kt�re s� moleku�ami pewnych psychicznych centr�w, m�g�by� widzie� kosmos! M�j umys� zgrzyta�, prawie m�g�bym przysi�c, �e "maszyneria ponad moimi brwiami wpada w konwulsyjne drgawki z wielkiego wysi�ku, jaki podj��em w celu nad��ania za t� dziwn�, ekscytuj; ca wiedz�. M�j Przewodnik, Lama Mingyar Dondup, si�gn�� do przodu delikatnie podni�s� m�j podbr�dek. - Lobsang! - zachichota�. - Oczy wysz�y ci z wysi�ku, by nad��y� za mn�. Wyprostowa� si� u�miechaj�c i da� mi kilka chwil, abym ci szed� do siebie. - Popatrz na materia� swojej szaty - powiedzia�. - Poczuj go! Zrobi�em to. Czu�em si� wybitnie g�upio, gdy wpatrywa�em postrz�pion� star� odzie�, jak� nosi�em. - To jest ubranie - zauwa�y� Lama - co� g�adkiego w dotyku. Nie mo�esz przez nie widzie�. Lecz wyobra� sobie, �e patrzysz na nie przez szk�o powi�kszaj�ce dziesi�� razy. Pomy�l o grubych sznurach we�ny jak�w, ka�dy sznur dziesi�� razy grubszy, ni� widzisz go teraz. M�g�by� zobaczy� �wiat�o pomi�dzy sznurami. Lecz powi�ksz je milion razy, a b�dziesz m�g� przejecha� przez nie konno, nie wspominaj�c, �e ka�de w��kno b�dzie zbyt pot�ne, by si� na nie wspi��! Nabra�o to dla mnie sensu teraz, kiedy mi to pokazano. Siedzia�em i my�la�em, kiwaj�c g�ow�, gdy Lama powiedzia�: - Wygl�dasz jak zgrzybia�a stara kobieta! - Panie! - powiedzia�em w ko�cu - w takim razie ca�e �ycie to tylko przestrze�, w kt�rej gdzieniegdzie rozsypane s� �wiaty. - To nie jest takie proste - odpowiedzia�. - Usi�d� wygodniej, chc� przekaza� ci troch� Wiedzy, jak� odkryli�my w Jaskini Staro�ytnych. - Jaskinia Staro�ytnych! - wykrzykn��em pe�en chciwej ciekawo�ci. - Zamierzasz opowiedzie� mi o tym i o Ekspedycji! - Tak! Tak! - uspokoi� mnie. - Opowiem, lecz najpierw zajmijmy si� Cz�owiekiem i �yciem tak, jak rozumieli je Staro�ytni w czasach Atlantydy. W g��bi duszy by�em du�o bardziej zainteresowany Jaskini� Staro�ytnych, kt�r� odkry�a ekspedycja wysokich lam�w, i kt�ra zawiera�a bajeczne zasoby wiedzy i urz�dze� z czas�w, kiedy Ziemia by�a jeszcze bardzo m�oda. Znaj�c mojego Przewodnika tak dobrze, jak zna�em, wiedzia�em, �e nie mog� liczy� na us�yszenie opowie�ci, zanim on nie b�dzie gotowy. A to jeszcze nie nast�pi�o. Ponad nami gwiazdy �wieci�y w ca�ej swej wspania�o�ci, a ich blasku nie t�umi�o rzadkie, czyste powietrze Tybetu. W �wi�tyniach i klasztorach Lam�w p�on�y pojedyncze �wiat�a. Z oddali, niesione przez nocne powietrze, nap�yn�o �a�osne zawodzenie psa i odpowiadaj�ce na nie poszczekiwanie ps�w we wsi Sz�, le��cej poni�ej nas. Noc by�a �agodna, nawet pogodna, i �adna chmura nie przep�ywa�a przez twarz ksi�yca, kt�ry wzeszed� przed chwil�. Flagi modlitewne wisia�y bez si� i bez �ycia na swoich masztach. Sk�d� nap�yn�o nie�mia�e ko�atanie modlitewnego m�ynka, kt�ry obraca� jaki� pobo�ny mnich, sp�tany przes�dami i nie�wiadomy Rzeczywisto�ci, w pr�nej nadziei uzyskania �aski Bog�w. Lama, m�j Przewodnik, u�miechn�� si�, s�ysz�c ten d�wi�k. - Ka�demu zgodnie z jego wiar� - powiedzia� � ka�demu zgodnie z jego potrzebami. Dostoje�stwo obrz�d�w religijnych jest pociech� dla wielu. Nie powinni�my pot�pia� tych, kt�rzy nie przebyli jeszcze wystarczaj�co d�ugiej Drogi i nie potrafi� sta� bez kul. Zamierzam opowiedzie� ci, Lobsang, o naturze cz�owieka. Poczu�em, jak bardzo jest mi bliski ten Cz�owiek, jedyny, kt�ry kiedykolwiek okazywa� mi uwag� i mi�o��. S�ucha�em uwa�nie, by nie zawie�� jego wiary we mnie. Przynajmniej tak zacz��em, lecz wkr�tce stwierdzi�em, �e temat jest fascynuj�cy, i ws�uchiwa�em si� z nieukrywanym zainteresowaniem. - Ca�y �wiat jest stworzony z wibracji, ca�e �ycie, wszystko, co nieo�ywione, sk�ada si� z wibracji. Nawet pot�ne Himalaje - m�wi� Lama - s� w istocie mas� rozproszonych cz�stek, z kt�rych �adna nie mo�e dotkn�� innej. �wiat, Wszech�wiat, sk�adaj� si� z male�kich cz�stek materii, wok� kt�rych kr��� inne. Tak jak nasze S�o�ce ma �wiaty kr���ce wok� niego, zawsze zachowuj�ce odleg�o��, nigdy go nie dotykaj�ce, tak wszystko, co istnieje, sk�ada si� z wiruj�cych �wiat�w. Przerwa� i spojrza� na mnie, by� mo�e zastanawiaj�c si�, czy to wszystko jest dla mnie zrozumia�e, lecz ja mog�em nad��y� za tym z �atwo�ci�. - Duchy, kt�re my, jasnowidze, widzimy w �wi�tyni - kontynuowa� - s� lud�mi, �ywymi lud�mi, kt�rzy opu�cili ten �wiat i weszli w stan, w kt�rym ich cz�steczki s� tak bardzo rozproszone, �e "duch" mo�e przej�� przez najg�stsz� �cian�, bez dotykania cho�by jednej cz�steczki tej �ciany. - Szanowny Mistrzu - powiedzia�em - dlaczego czujemy ciarki kiedy "duch" przechodzi ko�o nas? - Ka�da cz�steczka, ka�dy ma�y uk�ad "s�o�ca i planety" je otoczony przez �adunek elektryczny nie tego rodzaju elektryczno�ci, kt�r� Cz�owiek wytwarza maszynami, lecz bardziej szlachetnej natury. Czasami widzimy tak� elektryczno�� migocz�c� na nocnym niebie. Tak jak Ziemia ma zorz� polarn� migocz�c� przy biegunach, tak samo najmniejsza cz�stka materii ma swoj� "zorz� polarn�". "Duch" przechodz�cy zbyt blisko nas, powoduje �agodny wstrz�s naszej aury, a my odczuwamy to jako ciarki. Wok� nas noc by�a cicha, nawet powiew wiatru nie m�ci� spokoju; panowa�a cisza, kt�r� mo�na pozna� tylko w takich krajach jak Tybet. - W takim razie aura, kt�r� widzimy, jest w istocie �adunkiem elektrycznym? - zapyta�em. - Tak! - odpowiedzia� m�j Przewodnik, Lama Mingyar Dondup, - W krajach poza Tybetem, gdzie pr�d elektryczny p�ynie przewodami wysokiego napi�cia rozci�gni�tymi ponad ziemi�, obserwowany jest "efekt korony", powszechnie znany w�r�d in�ynier�w elektryk�w. W tym "efekcie korony" druty zdaj� si� by� otoczone koron�, czy aur�, niebieskawego �wiat�a. Jest on obserwowany najcz�ciej w ciemne, mgliste noce, lecz oczywi�cie przez tych, kt�rzy mog� widzie�. Patrzy� na mnie z zadum�. - Kiedy pojedziesz do Czungkingu studiowa� medycyn� b�dziesz u�ywa� instrumentu, kt�ry sporz�dza wykres elektrycznych fal m�zgu. Ca�e �ycie, wszystko, co istnieje, jest elektryczn� wibracj�. - Teraz niczego nie rozumiem! - odpowiedzia�em. � Jak �ycie mo�e by� wibracj� i elektryczno�ci�? Mog� zrozumie� jednie jedno i drugie. - Ale� m�j drogi Lobsangu! - roze�mia� si� Lama. � Nie mo�e by� elektryczno�ci bez wibracji, bez ruchu! To w�a�nie ruch tworzy elektryczno��, dlatego s� one nierozerwalnie zwi�zane. Zobaczy� moje zak�opotane spojrzenie i telepatycznie odczyta� moje my�li. - Nie! - powiedzia� - Dowolna wibracja nie zrobi tego! Pozw�l mi przedstawi� to w nast�puj�cy spos�b: wyobra� sobie naprawd� wielk� muzyczn� klawiatur� rozci�gaj�c� si� st�d do niesko�czono�ci. Wibracja, jak� my odbieramy jako cia�o sta�e, b�dzie reprezentowana przez jedn� nut� na tej klawiaturze. Nast�pna mo�e reprezentowa� d�wi�k, a kolejna b�dzie reprezentowa� wzrok. Inne nuty b�d� wskazywa� uczucia, zmys�y, cele, kt�rych nie rozumiemy podczas pobytu na tej Ziemi. Pies mo�e s�ysze� wy�sze d�wi�ki ni� cz�owiek, a cz�owiek mo�e s�ysze� ni�sze d�wi�ki ni� pies. Mo�na by wypowiedzie� s�owa do psa w wysokich tonach, kt�re pies m�g�by s�ysze�, a cz�owiek nie us�ysza�by ich. Tak wi�c ludzie tak zwanego Duchowego �wiata komunikuj� si� z tymi jeszcze na Ziemi, kt�rzy maj� specjalny dar jasnos�yszenia. Lama przerwa� i u�miechn�� si� lekko. - Powstrzymuj� ci� przed p�j�ciem do ��ka, Lobsang, ale b�dziesz mia� ca�y ranek na odrobienie strat. Gestem wskaza� gwiazdy �wiec�ce tak jasno w czystym powietrzu. - Od czasu odwiedzenia Jaskini Staro�ytnych i wypr�bowania tam cudownych przyrz�d�w, przyrz�d�w nietkni�tych od czas�w Atlantydy, cz�sto fantazjowa�em. Lubi� my�le� o dw�ch ma�ych wra�liwych stworzeniach, mniejszych nawet ni� najmniejszy wirus. Nie jest wa�ne, jaki maj� kszta�t, za��my, �e s� one inteligentne i maj� super, superprzyrz�dy. Wyobra� je sobie stoj�ce na otwartej przestrzeni ich niesko�czenie ma�ego �wiata (tak jak my stoimy teraz!): - Ach! To jest pi�kna noc! - wykrzykn�� Ay, patrz�c uwa�nie w niebo. - Tak - odpowiedzia� Beh. - To sk�ania do rozmy�lania o celu �ycia, czym jeste�my, dok�d zmierzamy? - �wiaty bez granic, miliony, miliardy ich - rozwa�a� Ay, patrz�c na nie ko�cz�ce si� szeregi gwiazd poruszaj�ce si� po niebie. - Ciekaw jestem, ile z nich jest zamieszka�ych? - Nonsens! �wi�tokradztwo! Kpiny! - zaj�kn�� si� Beh. - Wiesz, �e nie ma �ycia opr�cz tego na naszym �wiecie. Czy kap�ani nie m�wi� nam, �e jeste�my stworzeni na obraz Boga? A jak mo�e tam by� inne �ycie, je�li nie dok�adnie takie jak nasze - nie, to jest niemo�liwe, ty tracisz rozum! - Oni mog� si� myli�, wiesz, oni mog� si� myli�! � mamrota� Ay pod nosem, kiedy wychodzi�. Lama Mingyar Dondup u�miechn�� si� do mnie. - Mam nawet doko�czenie tej historii! - powiedzia�. - Oto on - W pewnym odleg�ym laboratorium, gdzie dost�pne by�y mikroskopy o fantastycznej mocy, pracowa�o dw�ch naukowc�w siadaj�cych wiedz� niewyobra�aln� dla nas. Jeden siedzia� zgarbiony na �awie, oczy mia� wlepione w super, supermikroskop. Nagle zerwa� si�, odsuwaj�c sto�ek z g�o�nym szurni�ciem po wypolerowanej pod�odze. - Patrz, Chan! - zawo�a� do swojego asystenta. - Podejd� i popatrz na to! Chan podni�s� si�, podszed� do podekscytowanego prze�o�onego i usiad� przed mikroskopem. - Mam na szkie�ku jedn� milionow� ziarnka siarczku o�owiu - powiedzia� prze�o�ony. - Popatrz na to! Chan wyregulowa� ostro�� i zagwizda� zaskoczony. - Nie do wiary! - wykrzykn��. - To wygl�da jak kosmos przez teleskop. �wiec�ce s�once, orbituj�ce planety...! - Ciekaw jestem - powiedzia� zadumany prze�o�ony - czy gdyby�my mieli wystarczaj�ce powi�kszenie, �eby popatrze� na pojedynczy �wiat - ciekaw jestem, czy jest tam �ycie? - Nonsens! - powiedzia� Chan szorstko - oczywiste jest, ze nie ma tam �adnego rozumnego �ycia. Nie mo�e by�. Czy� kap�ani nie m�wi�, �e jeste�my stworzeni na obraz Boga, jak wi�c by� tam inteligentne �ycie? Nad nami gwiazdy kr��y�y po swoich torach, bezustannie wiecznie. U�miechaj�c si� Lama Mingyar Dondup si�gn�� do swojej |szaty i wyj�� pude�ko zapa�ek, skarb przywieziony z dalekich Indii. Powoli wyj�� jedn� zapa�k� i podni�s� j�. - Poka�� ci Tworzenie, Lobsang! - powiedzia� weso�o. Powolnym ruchem potar� g��wk� zapa�ki o rask� pude�ka, i gdy zap�on�a �ywym ogniem, podni�s� p�on�ce drewienko. Po chwili zdmuchn�� j�! - Tworzenie i �mier� - powiedzia�. - P�on�ca g��wka emituje tysi�ce cz�stek, eksploduj�cych jedna od drugiej. Ka�da by�a oddzielnym �wiatem, ca�a by�a wszech�wiatem. A wszech�wiat ten zgin��, kiedy zgas� p�omie�. Czy mo�esz powiedzie�, �e nie by�o �ycia w tych �wiatach? Parzy�em niepewnie na niego, nie wiedz�c, co powiedzie�. - Je�eli to by�y �wiaty, Lobsang, i istnia�o na nich �ycie, to �ycie �wiat�w mog�o trwa� miliony lat. Czy my jeste�my jedynie zapalon� zapa�k�? Czy �yjemy tu, z naszymi smutkami i rado�ciami - najcz�ciej smutkami! - my�l�c, �e to jest �wiat bez ko�ca? Pomy�l, porozmawiamy o tym jutro. Wsta� i znikn�� mi z oczu. Potykaj�c si� na dachu, szuka�em po omacku szczytu drabiny prowadz�cej w d�. Nasze drabiny by�y inne ni� te u�ywane w �wiecie Zachodu, sk�ada�y si� z ponacinanych dr�g�w. Znalaz�em pierwsze naci�cie, drugie i trzecie, potem moja stopa po�lizgn�a si� w miejscu, gdzie kto� rozla� mas�o z lampy. Spad�em w d� l�duj�c w spl�tanej masie, widz�c wi�cej "gwiazd", ni� by�o na niebie nade mn� i wywo�uj�c liczne protesty w�r�d �pi�cych mnich�w. Z ciemno�ci wy�oni�a si� r�ka i da�a mi szturcha�ca tak mocnego, �e us�ysza�em w g�owie dzwonki. Szybko zerwa�em si� na nogi i schroni�em si� w ciemno�ci. Tak cicho, jak by�o to mo�liwe, znalaz�em miejsce do spania, owin��em si� swoj� szat� i uwolni�em m�j zwi�zek ze �wiadomo�ci�. Nie przeszkodzi�o mi nawet "szur-szur" �piesz�cych st�p, ani te� d�wi�ki srebrnych dzwonk�w nie przerwa�y mojego snu. By� ju� p�ny ranek, kiedy zosta�em obudzony przez kogo�, kto kopa� mnie zapami�tale. Przez mg�� zobaczy�em twarz ogromnego czeli. - Obud� si�! Obud� si�! Na �wi�ty Sztylet, jeste� leniwym psem! Kopn�� mnie znowu - mocno. Wyci�gn��em si�, chwyci�em jego stop� i wykr�ci�em. Z wstrz�saj�cym �omotem ko�ci zwali� si� na pod�og� rycz�c: - Opat! Opat! On chce ci� widzie�, ty marudny idioto! Daj�c mu kopniaka w rewan�u za wszystkie, jakie on mi wymierzy�, poprawi�em swoj� szat� i ruszy�em po�piesznie. - Nie ma jedzenia, nie ma �niadania! - mamrota�em do siebie. - Dlaczego ka�dy wzywa mnie w�a�nie wtedy, kiedy jest czas na jedzenie? P�dz�c wzd�u� nie ko�cz�cych si� korytarzy, wynurzaj�c si� zza naro�nik�w omal nie spowodowa�em zawa�u serca u kilku starych mnich�w, chodz�cych na trz�s�cych si� nogach. Dobieg�em do pokoju Opata w rekordowym czasie. Wpadaj�c, pad�em na kolana wykona�em pok�ony szacunku. Opat przegl�da� moje akta i w pewnej chwili us�ysza�em po�piesznie st�umiony chichot. - A! - powiedzia� - szalony m�ody cz�owiek, kt�ry spada przez urwiska, smaruje d� szczude� i powoduje wi�cej zamieszania ni� ktokolwiek inny tutaj. Przerwa� i popatrzy� na mnie surowo. - Ale uczy�e� si� dobrze, niezwykle dobrze � powiedzia�. Twoje metafizyczne zdolno�ci s� tak wysokie i jeste� tak dalece zaawansowany w swojej pracy akademickiej, �e zamierzam skierowa� ci� na specjalne, indywidualnie nauczanie u wielkiego Lamy Mingyara Dondupa. Zostaje ci dana szansa bez precedensu na wyra�ne polecenie Jego �wi�tobliwo�ci. Teraz powiadom Lam�, swojego Przewodnika. Zwalniaj�c mnie gestem r�ki, Opat powr�ci� do swoich papier�w. Z ulg�, �e �aden z moich licznych ''grzech�w" nie wyszed� na jaw, po�piesznie odszed�em. M�j Przewodnik Lama Mingyar Dondup, siedzia� czekaj�c na mnie. Kiedy wchodzi�em, przeszy� mnie uwa�nym wzrokiem. - Czy przerwa�e� sw�j post? - zapyta�. - Nie, Panie - odpowiedzia�em. - Czcigodny Opat posL: l mnie, kiedy jeszcze spa�em - jestem g�odny! U�miechn�� si� do mnie. - Ach! - powiedzia�. - Pomy�la�em, �e masz nieszcz�liw� min�, jakby� zosta� zmaltretowany. Id�, zjedz �niadanie i wr�� tutaj. Nie trzeba mnie by�o pogania� - by�em g�odny, a nie lubi�em tego. Nie wiedzia�em wtedy - chocia� mi to przepowiadano! - �e g��d mia� mi towarzyszy� przez wiele lat �ycia. Posilony dobrym �niadaniem, lecz z ci�kim sercem na my�l o czekaj�cej mnie nie�atwej pracy, wr�ci�em do Lamy Mingyara. Wsta�, gdy wszed�em. - Chod�! - powiedzia�. - Sp�dzimy tydzie� w Potali. Wskazuj�c drog�, wielkimi krokami opu�ci� sal� i wyszed� na zewn�trz, gdzie mnich stajenny czeka� z dwoma ko�mi. Pos�pnie patrzy�em na konia przeznaczonego dla mnie. On patrzy� jeszcze bardziej ponuro, my�l�c pewnie gorzej o mnie, ni� ja o nim. Z uczuciem zbli�aj�cej si� zguby dosiad�em konia i kurczowo si� go uczepi�em. Konie by�y strasznymi stworzeniami niebezpiecznymi, pe�nymi temperamentu i nieokie�znanymi. Jazda konna by�a ostatni� z czynno�ci, kt�r� m�g�bym opanowa�. Jechali�my w d� g�rzyst� �cie�k� z Czakpori. Mijaj�c po prawej stronie Pargo Kaling przekroczyli�my drog� Mani Lakhang i niebawem wjechali�my do wsi Sz� - tam m�j Przewodnik zrobi� kr�tki post�j i potem z trudem wspinali�my si� po stromych stopniach Potali. Jazda konno w g�r� schod�w jest nieprzyjemnym do�wiadczeniem i moj� g��wn� trosk� by�o nie spa��! Mnisi, lamowie i go�cie, nieprzerwany ich t�um porusza� si� z trudem w g�r� i w d� schod�w. Niekt�rzy zatrzymywali si�, by podziwia� widoki, inni, kt�rzy byli przyj�ci przez samego Dalaj Lam�, my�leli tylko o tym spotkaniu. Na szczycie schod�w zatrzymali�my si�. Zsiad�em z ulg�, lecz bez wdzi�ku z mojego konia. Biedne zwierz� zar�a�o z odraz� i odwr�ci�o si� do mnie ty�em! Potem szli�my, wspinaj�c si� drabina po drabinie, a� osi�gn�li�my poziom Potali, gdzie Lama Mingyar Dondup mia� sta�e pokoje przeznaczone dla niego i gdzie, w pobli�u, znajdowa� si� Pok�j Nauki. W tym pokoju znajdowa�y si� dziwne urz�dzenia z kraj�w ca�ego �wiata, a najdziwniejsze z nich pochodzi�y z zamierzch�ej przesz�o�ci. Tak wi�c w ko�cu osi�gn�li�my nasz cel i ulokowa�em si� na pewien czas w czym�, co by�o teraz moim pokojem. Z mojego okna, wysoko w Potali, tylko pi�tro ni�ej ni� okna Dalaj Lamy, mog�em patrze� na Lhas� i Dolin�. W dali widzia�em wielk� Katedr� (Jo Kang) z l�ni�cym z�otym dachem. Okr��aj�ca droga, czyli Lingkor, rozci�ga�a si� daleko w przestrzeni otaczaj�c Lhas� pier�cieniem. Pobo�ni pielgrzymi t�oczyli si� na niej. Wszyscy przybywali, by z�o�y� ofiar� ze swych trud�w przy najwi�kszym na �wiecie miejscu nauki okultyzmu. Zachwyca�o mnie szcz�cie, �e mam takiego cudownego Przewodnika jak Lama Mingyar Dondup; bez niego m�g�bym by� zwyk�ym czel�, �yj�cym w ciemnej sali sypialni, zamiast by� prawie na szczycie �wiata. Nagle, tak nagle, �e wyda�em okrzyk zaskoczenia, silne ramiona pochwyci�y mnie i unios�y w powietrze. - Tak! - powiedzia� g��boki g�os. - My�lisz, �e tw�j Przewodnik jest tym, kt�ry zabiera ci� wysoko do Potali i karmi tymi niezdrowymi s�odkimi cukierkami z Indii? Roze�mia� si� na moje protesty, a ja by�em zbyt �lepy, czy te� zbyt zmieszany, �eby u�wiadomi� sobie, �e wiedzia�, co my�l� o nim[p1]! - Jeste�my w kontakcie - powiedzia� w ko�cu. � Znali�my dobrze w przesz�ym �yciu. Masz ca�� wiedz� o tym przesz�ym �yciu i jedynie musisz j� sobie przypomnie�. Teraz musimy pracowa�. Chod� do mojego pokoju. Poprawi�em szat� i po�o�y�em na miejsce misk�, kt�ra upad�a kiedy zosta�em uniesiony w powietrze. Potem po�pieszy�em pokoju mojego Przewodnika. Wskaza� mi gestem, �ebym usiad�. - Czy rozmy�la�e� o sprawach �ycia, o naszej dyskusji z ostatniej nocy? - zapyta�, gdy ju� si� usadowi�em. Opu�ci�em g�ow� z przera�eniem. - Panie - odpowiedzia�em - spa�em, kiedy Opat chcia� mnie widzie�, potem ty chcia�e� mnie widzie�, potem jad�em, a wtedy chcia�e� widzie� mnie znowu. Nie mia�em dzisiaj czasu my�le� o czymkolwiek! - Potem porozmawiamy o skutkach jedzenia, lecz najpierw zajmijmy si� �yciem - powiedzia� z u�miechem na twarzy. Przerwa� i wyci�gn�� r�k� po ksi��k�, kt�ra zosta�a napisana w pewnym obcym j�zyku. Teraz wiem, �e by� to j�zyk angielski Przewraca� kartki i wreszcie znalaz� to, czego szuka�. - Czy wiesz co to jest? - zapyta� podaj�c mi ksi��k� otwart� na rysunku. Spojrza�em na rysunek, a by� on tak zwyczajny, �e patrzy�em tylko na dziwne s�owa pod nim. Nic one dla mnie nie znaczy�y. - Wiesz, �e nie umiem tego przeczyta�, Dostojny Lamo! - powiedzia�em z wyrzutem, oddaj�c ksi��k�. - Ale rozpoznajesz rysunek? - nalega�. - Tak, to jest duch przyrody, nic innego. By�em coraz bardziej zaintrygowany. O co w tym wszystkim chodzi�o? Lama otworzy� ksi��k� ponownie. - W dalekich zamorskich krajach powszechna zdolno�� widzenia duch�w przyrody zosta�a utracona - powiedzia�. - Je�eli kto� widzi takiego ducha, to staje si� przedmiotem kpin, jest dos�ownie oskar�any z tego powodu. Ludzie Zachodu nie wierz� w co�, dop�ki nie mo�na tego roz�o�y� na kawa�ki lub trzyma� w r�kach, albo w�o�y� do klatki. Duch przyrody jest okre�lany na Zachodzie jako wr�ka - a w opowie�ci o wr�kach nikt nie wierzy. Zdziwi�o mnie to ogromnie. Ja mog�em widzie� duchy zawsze i traktowa�em je ca�kowicie naturalnie. Potrz�sn��em g�ow�, aby usun�� z niej troch� mg�y. - Ca�e [p2]�ycie - kontynuowa� Lama Mingyar Dondup - jak ci powiedzia�em ostatniej nocy, sk�ada si� z szybko wibruj�cej materii wytwarzaj�cej �adunek elektryczny, a elektryczno�� jest �yciem materii. Tak jak w muzyce, s� tam r�ne oktawy. Wyobra� sobie, �e zwyk�y cz�owiek na ulicy wibruje w pewnej oktawie, natomiast duch przyrody i duch b�d� wibrowa� w wy�szej oktawie. Poniewa� przeci�tny cz�owiek �yje, my�li i wierzy tylko w jednej oktawie, ludzie z innych oktaw s� dla niego niewidzialni! Bawi�em si� swoj� szat� my�l�c o tym; nie mia�o to dla mnie sensu. Mog�em widzie� duchy i duchy przyrody, zatem ka�dy m�g� tak�e je widzie�. - Ty widzisz aur� ludzi - odpowiedzia� Lama czytaj�c moje my�li. - Wi�kszo�� innych ludzi jej nie widzi. Ty widzisz duchy przyrody i duchy. Wi�kszo�� ludzi ich nie widzi. Wszystkie ma�e dzieci widz� takie rzeczy, poniewa� m�odzi s� bardziej wra�liwi. Gdy dziecko dorasta, troski �ycia os�abiaj� percepcj�. Na Zachodzie dzieci, kt�re opowiadaj� rodzicom, �e bawi�y si� z duchowymi towarzyszami zabaw, s� karane za opowiadanie k�amstw, lub s� wy�miewane z powodu ich "�ywej wyobra�ni". Dzieci czuj� si� dotkni�te takim traktowaniem i po pewnym czasie przekonuj� siebie, �e to wszystko by�a wyobra�nia! Ty, z powodu specjalnego wychowania, widzisz duchy i duchy przyrody i zawsze b�dziesz je widzia� - tak samo zawsze b�dziesz widzia� ludzk� aur�. - To nawet duchy przyrody, kt�re opiekuj� si� kwiatami, s� takie same jak my? - zapyta�em. - Tak - odpowiedzia�. - Takie same jak my, z wyj�tkiem tego, �e wibruj� szybciej i ich cz�steczki materii s� bardziej rozproszone. Dlatego ty mo�esz prze�o�y� przez nie r�k�, tak jak mo�esz w�o�y� r�k� w promie� s�o�ca. - Czy kiedykolwiek. Panie, dotkn��e�, no wiesz, trzyma�e� ducha?- zapyta�em. - Tak, dotkn��em! - odpowiedzia�. - Mo�na to zrobi�, je�eli podwy�szy si� swoj� szybko�� wibracji. Opowiem ci o tym. M�j Przewodnik dotkn�� swojego srebrnego dzwonka, daru od Opata jednego z bardziej znanych tybeta�skich klasztor�w. Mnich s�u��cy, znaj�cy nas dobrze, przyni�s� nie tsamp�, lecz herbat� z plantacji indyjskich i te s�odkie ciasteczka, kt�re by�y przenoszone przez wysokie g�ry specjalnie dla Jego �wi�tobliwo�ci Dalaj Lamy, i kt�re ja, biedny czela, lubi�em tak bardzo. Nagroda za szczeg�lna gorliwo�� w nauce, jak cz�sto mawia� Jego �wi�tobliwo��. Lama Mingyar Dondup zwiedzi� �wiat zar�wno fizyczny jak i astralny. Jedn� z jego nielicznych s�abo�ci by� poci�g do indyjskiej herbaty. S�abo��, kt�r� ja aprobowa�em z ca�ego serca! Usiedli�my wygodnie i gdy tylko sko�czy�em swoje ciasteczka, m�j Przewodnik i Przyjaciel powiedzia�: - Pewnego razu wiele lat temu, gdy by�em m�odym cz�owiekiem, bieg�em tutaj w Potali i wypad�em zza rogu - tak jak to robisz, Lobsang! By�em sp�niony na mod�y i, ku mojemu przera�eniu, zobaczy�em dostojnego Opata blokuj�cego mi drog�. On si� �pieszy�! Nie by�o czasu, by go wymin��. W�a�nie powtarza�em przeprosiny, kiedy przebieg�em prosto przez niego. On tak samo zaskoczony jak ja. Jednak ja by�em tak otumaniony, �e bieg�em dalej i nie sp�ni�em si�, w ka�dym razie prawie si� sp�ni�em. Roze�mia�em si�, my�l�c o p�dz�cym dostojnym Lamie Mingyarze! On u�miechn�� si� do mnie i opowiada� dalej. - P�niej, w nocy my�la�em o tym. Pomy�la�em: Dlaczego nie mog�em dotkn�� ducha? Im wi�cej my�la�em o tym, tym bardziej by�em pewien, �e m�g�bym go dotkn��. Uk�ada�em swoje plany starannie, przeczyta�em wszystkie stare Pisma o tych sprawach. Radzi�em si� te� pewnego m�drca, kt�ry �y� w jaskini wysoko w g�rach. Du�o mi powiedzia�, wprowadzi� mnie na w�a�ciw� drog� i teraz ja zamierzam powiedzie� ci to samo, poniewa� prowadzi to bezpo�rednio do tematu dotykania ducha. Nala� sobie troch� wi�cej herbaty i popija� j� przez chwil�, zanim zacz�� opowiada� dalej. - �ycie, jak ci powiedzia�em, sk�ada si� z masy cz�steczek, ma�ych �wiat�w kr���cych wok� ma�ych s�o�c. Ruchy powoduje substancja, kt�r�, w celu lepszego okre�lenia, b�dziemy nazywa� "elektryczno�ci�". Je�eli od�ywiamy si� prawid�owo, mo�emy zwi�kszy� nasz� szybko�� wibracji. Prawid�owa dieta, a nie kt�ra� z dziwacznych kultowych idei, poprawia zdrowie, zwi�ksza podstawow� szybko�� wibracji. W ten spos�b zbli�amy si� do szybko�ci wibracji duch�w. Przerwa� i zapali� nowy kawa�ek kadzid�a. Zadowolony, �e koniec �arzy si� w�a�ciwie, skierowa� uwag� na mnie. - Jedynym celem kadzid�a jest zwi�kszenie szybko�ci wibracji przestrzeni, w kt�rej ono p�onie i szybko�ci wibracji tych, kt�rzy znajduj� si� w tej przestrzeni. U�ywaj�c w�a�ciwego kadzid�a wobec wszystkiego, co mo�e osi�ga� pewne wibracje, mo�emy uzyska� zadawalaj�ce rezultaty. Przez tydzie� utrzymywa�em surow� diet�, kt�ra zwi�ksza�a moj� wibracj�, czyli "cz�stotliwo��". Tak�e przez tydzie� bezustannie pali�em w�a�ciwe kadzid�o w moim pokoju. Pod koniec tego okresu by�em prawie "poza" sob�. Czu�em, �e raczej p�yn��em ni� szed�em, odczuwa�em trudno�ci w utrzymywaniu mojego astralnego cia�a w fizycznym. Popatrzy� si� na mnie i u�miechn�� si�. - Ty nie zaakceptowa�by� tak �cis�ej diety! - powiedzia�. - Nie - pomy�la�em. - Wola�bym raczej dotkn�� solidnego posi�ku, ni� jakiego� dobrego ducha! - Pod koniec tygodnia - powiedzia� Lama, m�j Przewodnik - poszed�em do Wewn�trznej �wi�tyni i w czasie, gdy b�aga�em ducha, �eby przyszed� i mnie dotkn�� zapali�em wi�cej kadzid�a. Nagle poczu�em ciep�o przyjaznej d�oni na mym ramieniu. Obr�ci�em si�, �eby zobaczy�, kto przerwa� moj� medytacj� i podskoczy�em prawie zapl�tuj�c si� we w�asn� szat�, gdy spostrzeg�em, �e dotyka mnie duch kogo�, kto "zmar�" ponad rok temu. Lama Mingyar Dondup przerwa� nagle i roze�mia� si� g�o�no na my�l o tym dawnym do�wiadczeniu. - Lobsang! - wyja�ni� w ko�cu. - To stary "martwy" lama u�miechn�� si� do mnie i zapyta�, dlaczego przechodzi�em przez te wszystkie trudno�ci, skoro jedyne, co powinienem zrobi�, to wej�� w astral! Przyznaj�, �e poczu�em si� upokorzony ponad miar� na my�l, �e umkn�o mi takie oczywiste rozwi�zanie. Teraz, jak dobrze wiesz, wchodzimy w astral, aby rozmawia� z duchami. - Oczywi�cie, m�wisz o telepatii - zauwa�y�em. - Ja nie znam, �adnego wyja�nienia telepatii. Robi� to, ale w jaki spos�b? - Zadajesz najtrudniejsze pytanie, Lobsang! - roze�mia� si� m�j Przewodnik. - Najprostsze rzeczy s� najtrudniejsze do wyja�nienia. Powiedz mi, jak m�g�by� wyja�ni� proces oddychania? Robisz to, ka�dy to robi, lecz jak wyja�ni� ten proces? Skin��em ponuro. Wiem, zawsze zadawa�em pytania, ale by� to jedyny spos�b, �eby czego� si� dowiedzie�. Wi�kszo�� innych czeli nie interesowa�a si� niczym; dop�ki mieli po�ywienie i nie mieli zbyt du�o pracy, byli zadowoleni. Ja chcia�em wi�cej, chcia�em wiedzie�. - M�zg [p3]- powiedzia� Lama - jest jak radioodbiornik, jak i urz�dzenie, kt�rego Marconi u�ywa� do przesy�ania wiadomo�ci przez ocean. Zbi�r cz�stek i �adunk�w elektrycznych, kt�re tworz� istot� ludzk�, posiada elektryczny, albo radiowy, mechanizm w m�zgu kt�ry m�wi, co nale�y zrobi�. Kiedy cz�owiek my�li, lub porusza r�k� albo nog�, pr�dy elektryczne p�dz� przez odpowiednie nerwy pobudzaj�c mi�nie do odpowiedniego dzia�ania. W ten spos�b, gdy kto� my�li, fale radiowe lub elektryczne � faktycznie pochodz� one z wy�szej cz�ci widma radiowego - s� wypromieniowywane przez m�zg. Pewne instrumenty potrafi� wykry� to promieniowanie i mog� nawet sporz�dzi� jego wykres w spos�b okre�lany przez zachodnich doktor�w jako linie "alfa, beta, delta i gamma". Skin��em powoli, s�ysza�em ju� o tym od lam�w lekarzy. - Teraz - m�wi� m�j Przewodnik - r�wnie� wra�liwe osoby mog� wykry� to promieniowanie i mog� je rozumie�. Ja czytam twoje my�li, a gdy ty spr�bujesz, b�dziesz m�g� czyta� moje. Im bardziej dwie osoby sympatyzuj� ze sob�, s� we wzajemne harmonii, tym �atwiej jest im czyta� to promieniowanie m�zgu, jakim s� my�li. Tak dochodzimy do telepatii. Bli�ni�ta mog� cz�sto kontaktowa� si� telepatycznie. Identyczne bli�ni�ta, u kt�rych m�zg jednego jest duplikatem m�zgu drugiego, s� tak silnie zwi�zane telepatycznie, �e cz�sto trudno jest okre�li�, od kt�rego z nich pochodzi my�l. - Dostojny Panie - powiedzia�em. - Jak wiesz, mog� oczyta� wi�kszo�� sygna��w z umys��w. Dlaczego tak jest? Czy je-" �""os�b z t� szczeg�ln� zdolno�ci�? - Ty, Lobsang - odpowiedzia� m�j Przewodnik � jeste� szczeg�lnie obdarzony i przeszed�e� specjalne �wiczenia. Twoje moce b�d� powi�kszane, na nasze polecenie, przy pomocy ka�dej metody, poniewa� masz w swoim �yciu wykona� trudne zadanie. Potrz�sn�� g�ow� w zadumaniu. - Naprawd� trudne zadanie. W dawnych czasach, Lobsang, ludzko�� mog�a telepatycznie porozumiewa� si� ze �wiatem zwierz�t. W przysz�o�ci, kiedy ludzko�� spostrze�e szale�stw zdolno�� ta zostanie odzyskana. Raz jeszcze cz�owiek i zwierz� b�d� sz�y razem w pokoju nie czyni�c sobie krzywdy. Poni�ej nas zabrzmia� dwa razy gong. Potem rozleg� si� d�wi�k tr�bek i Lama Mingyar Dondup skoczy� na r�wne nogi. - Musimy si� po�pieszy�, Lobsang � powiedzia�. � Mod�y �wi�tynne zaraz si� zaczn� i b�dzie w�r�d nas sam Najdostojniejszy. W po�piechu zerwa�em si� na nogi, poprawi�em szat� i pop�dzi�em za swoim Przewodnikiem, kt�ry by� ju� daleko w dole korytarza, prawie poza zasi�giem mojego wzroku[p4]. Rozdzia� // Wielka �wi�tynia zdawa�a si� by� �yw� istot�. Z mojego dogodnego do obserwacji punktu wysoko na dachu mog�em patrze� w d� i widzie� ca�y ogrom tego miejsca. Wcze�niej tego samego dnia m�j Przewodnik Lama Mingyar Dondup i ja przybyli�my do tego miejsca ze specjaln� misj�. Teraz Lama rozmawia� na osobno�ci z wysokim dostojnikiem, a ja, mog�c swobodnie wa��sa� si� odkry�em ten kap�a�ski punkt obserwacyjny w�r�d pot�nych krokwi podtrzymuj�cych dach. W��cz�c si� po skraju dachu odkry�em drzwi, kt�re odwa�nie pchn��em. Moje post�powanie nie spotka�o si� z �adnym g�o�nym okrzykiem gniewu, zajrza�em wi�c do �rodka. Miejsce by�o puste. Wszed�em i znalaz�em si� w ma�ym kamiennym pokoju podobnym do celi wbudowanej w skaliste �ciany �wi�tyni. Za mn� znajdowa�y si� ma�e drewniane drzwi, z obydwu stron - kamienne �ciany, a przede mn� � kamienny wyst�p o wysoko�ci oko�o trzech st�p. W milczeniu przesun��em si� do przodu i ukl�kn��em tak, �e jedynie moja g�owa wystawa�a powy�ej kamiennego wyst�pu. Czu�em si� jak B�g w niebie spogl�daj�cy na pokornych �miertelnik�w, patrz�cy w d� na przy�miony mrok pod�ogi �wi�tyni o wiele st�p ni�ej. Na zewn�trz �wi�tyni purpurowy zmierzch torowa� drog� ciemno�ci. Ostatnie promienie zachodz�cego s�o�ca gas�y za pokrytymi �niegiem szczytami, �l�c opalizuj�ce fontanny �wiat�a przez wieczny puch �niegu, spadaj�cego z najwy�szych pasm. Ciemno�� �wi�tyni by�a rozpraszana, a miejscami pog��biana przez setki migocz�cych ma�lanych lamp. Lampy, �wiec�ce jak z�ote punkty �wiat�a, rozsiewa�y wok� spokojny blask. Wygl�da�o to tak, jakby gwiazdy le�a�y u moich st�p zamiast nad g�ow�. Nieziemskie cienie bezg�o�nie przemyka�y si� po pot�nych kolumnach. Cienie, czasem cienkie i wyd�u�one, czasem, kr�tkie i przysadziste, lecz zawsze groteskowe i dziwaczne, przecina�o o�wietlenie czyni�ce zwyk�y widok niecodziennym, niezwykle dziwnym, nie do opisania. Przygl�da�em si� im, patrzy�em w d� czuj�c, jakbym by� na granicy �wiat�w, niepewny tego, co widzia�em i co sobie wyobra�a�em. Pomi�dzy mn� a pod�og� przep�ywa�y chmury niebieskiego dymu kadzid�a wznosz�cego si� warstwa za warstw�, sprawiaj�c, �e poczu�em si� jak B�g spogl�daj�cy w d�, przez ob�oki, na Ziemi�. �agodnie wznosz�ce si� chmury kadzid�a k��bi�y si� g�sto z kadzielnic, ko�ysanych przez m�odych, pobo�nych czeli. Chodzili oni tam i z powrotem, bezg�o�nie st�paj�c, z nieruchomymi twarzami. Gdy odwracali si� raz po raz, miliony punkt�w �wiat�a odbija�y si� od z�otych kadzielnic i wysy�a�y o�lepiaj�ce promienie �wiat�a. Z mojego dogodnego punktu obserwacyjnego mog�em patrze� w d� i widzie� czerwono �arz�ce si� kadzid�o. Owiewane podmuchami wiatru prawie wybucha�o p�omieniami i wysy�a�o fontanny czerwonych, szybko umieraj�cych iskier. Otrzymuj�c nowe �ycie dym kadzid�a unosi� si� w grubych kolumnach b��kitu, tworz�c wlok�ce si� �cie�ki ponad i za czelami. Unosz�c si� wy�ej, dym tworzy� jeszcze jedn� chmur� w �wi�tyni. K��bi�c si� i kr�c�c w delikatnych pr�dach powietrza, tworzonych przez poruszaj�cych si� mnich�w, zdawa� si� by� �yw� istot�, niewyra�nie widoczn�, oddychaj�c� i �pi�c�. Przez chwil� patrzy�em b�d�c nieomal zahipnotyzowany wizj�, �e znajduj� si� w �ywym stworzeniu, obserwuj�c unoszenie si� i poruszanie jego organ�w, s�uchaj�c d�wi�k�w jego cia�a, d�wi�k�w samego �ycia. Przez mrok, przez chmury dymu kadzid�a, mog�em widzie� zwarte szeregi lam�w, trapp�w i czeli. Siedz�c na pod�odze ze skrzy�owanymi nogami rozci�gali si� w bezkresnych szeregach, a� stawali si� niewidoczni w najdalszych niszach �wi�tyni. W swoich szatach zakonnych wszyscy byli jak �ywa, pomarszczona, pstrokata tkanina w znanych barwach. Z�oto, szafran, czerwie�, br�z i bardzo niewielka szczypta szaro�ci. Kolory zdawa�y si� o�ywa� i przenika� wzajemnie w momencie, gdy ich w�a�ciciele poruszali si�. Na przedzie �wi�tyni siedzia� Jego �wi�tobliwo��, Najdostojniejszy, Trzynasta Inkarnacja Dalaj Lamy, najbardziej szanowana Posta� w ca�ym buddyjskim �wiecie. S�ucha�em basowych �piew�w lam�w, podkre�lanych przez wysokie soprany ma�ych czeli. Ogl�da�em chmury kadzid�a, drgaj�ce zgodnie z niskimi tonami. �wiat�a migota�y w ciemno�ci, kadzid�o przygasa�o i ponownie wype�nia�o si� deszczem czerwonych iskier. Mod�y trwa�y, a ja kl�cza�em i patrzy�em. Widzia�em, jak ta�cz�ce cienie rosn� i nikn� na �cianach. Obserwowa�em b�yszcz�ce punkty �wiat�a z trudem u�wiadamiaj�c sobie, gdzie by�em i co robi�em. S�dziwy lama zgarbiony pod ci�arem lat, kt�re dawno ju� wykroczy�y poza normaln� d�ugo�� �ycia, wyszed� wolno przed swoich braci zakonnych. Wok� niego kr��yli uwa�ni trappowi z laskami kadzid�a i �wiat�em w r�kach. Lama sk�oni� si� przed Najdostojniejszym i obracaj�c si� powoli pok�oni� si� wszystkim stronom �wiata. Wreszcie stan�� zwr�cony twarz� do mnich�w zebranych w �wi�tyni. Zadziwiaj�co silnym g�osem, jak na tak s�dziwego cz�owieka, za�piewa�: S�uchajcie g�os�w naszych dusz. To jest �wiat Iluzji. �ycie na Ziemi jest jedynie snem, kt�ry, w por�wnaniu z �yciem wiecznym, jest jak .mgnienie oka. S�uchajcie g�os�w naszych dusz, wy wszyscy, kt�rzy jeste�cie wielce przygn�bieni. To �ycic u�udy i smutku sko�czy si�, a chwa�a �ycia wiecznego b�dzie udzia�em sprawiedliwych. Pierwsza laska kadzid�a jest zapalana, �eby udr�czona dusza mog�a by� prowadzona. Trappa wyszed� naprz�d, sk�oni� si� przed Najdostojniejszym i obracaj�c si� powoli pok�oni� si� czterem stronom �wiata. Zapalaj�c lask� kadzid�a obr�ci� si� znowu i pokaza� ni� cztery strony. Basowy �piew ponownie wzm�g� si� i ucich�, zast�piony wysokimi sopranami m�odych czeli. Dostojny lama recytowa� pewne fragmenty Pism, nadawa� im wagi potrz�saj�c swoim srebrnym dzwonkiem z zapa�em okazywanym tylko w obecno�ci Najdostojniejszego. Zapadaj�c w milczenie, patrzy� ukradkiem wok�, czy jego wyst�p uzyska� nale�n� aprobat�. S�dziwy Lama wyszed� naprz�d jeszcze raz i pok�oni� si� Najdostojniejszemu oraz czterem stronom �wiata. Inny trappa kr��y� w pogotowiu, nadmiernie niespokojny w obecno�� G�owy Pa�stwa i Religii. S�dziwy Lama �piewa�: S�uchajcie g�os�w naszych dusz. To jest �wiat Iluzji. �ycie na Ziemi jest do�wiadczeniem, pomagaj�cym oczy�ci� si� z naszych brud�w i wznie�� si� wy�ej. S�uchajcie g�os�w naszych dusz, wy wszyscy, kt�rzy trwacie w zw�tpieniu. Wkr�tce pami�� ziemskiego �ycia przeminie i nast�pi pok�j i uwolnienie od cierpienia. Druga laska kadzid�a jest zapalana, aby w�tpi�ca dusza mog�a by� prowadzona. �piew [p5]mnich�w pode mn� wzm�g� si� i rozwin�� ponownie, gdy trappa zapali� drug� lask� i spe�nia� rytua� k�aniaj�c si� Najdostojniejszemu, wskazuj�c kadzid�em kolejno ka�d� stron�. �ciany �wi�tyni zdawa�y si� oddycha�, ko�ysa� zgodnie ze �piewem. Doko�a s�dziwego Lamy zebra�y si� duchowe postacie tych, kt�rzy ostatnio odeszli z tego �wiata bez przygotowania i teraz w�drowali bez przewodnika, samotnie. Drgaj�ce cienie zdawa�y si� skaka� i skr�ca� jak dusze w m�kach. Moja �wiadomo��, percepcja, nawet uczucia skaka�y pomi�dzy dwoma �wiatami. W jednym - patrzy�em z napi�t� uwag� na tocz�ce si� poni�ej mnie mod�y. W drugim - widzia�em "pomi�dzy �wiatami", jak dusze niedawno zmar�ych dr�a�y ze strachu przed obco�ci� Nieznanego. Oddzielone dusze, ubrane w przejmuj�co wilgotn�, przylegaj�c� ciemno��, j�cza�y ze strachu i samotno�ci. Z dala od siebie, z dala od wszystkich innych, z powodu ich braku wiary, by�y tak unieruchomione, jakby tkwi�y w g��bokim bagnie. W lepk� ciemno�� "mi�dzy�wiata", o�ywian� tylko s�abym niebieskim �wiat�em z tych duchowych form, dotar�o �piewanie, zaproszenie s�dziwego Lamy: S�uchajcie g�os�w naszych dusz. To jest �wiat Iluzji. Tak jak cz�owiek umiera w Wy�szej Realno�ci, �eby m�c si� urodzi� na Ziemi, tak musi umrze� na Ziemi, �eby m�c si� urodzi� w Wy�szej Realno�ci. Nie ma �mierci, s� tylko narodziny. B�l �mierci jest b�lem narodzin. Trzecia laska kadzid�a jest zapalana, �eby cierpi�ca dusza mog�a by� prowadzona. Do mojej �wiadomo�ci dotar� telepatyczny nakaz: - Lobsang! Gdzie jeste�? Chod� do mnie zaraz! Z wielkim wysi�kiem wcisn��em si� z powrotem do tego �wiata. S�aniaj�c si� na zdr�twia�ych nogach, chwiejnym krokiem wyszed�em przez ma�e drzwi. - Ju� id�. Szanowny Panie! - pomy�la�em do mojego Przewodnika. Przecieraj�c oczy, �zawi�ce w zimnym nocnym powietrzu, po wyj�ciu z ciep�ej, przesyconej dymem kadzide� �wi�tyni, potyka�em si� id�c po omacku wysoko nad ziemi� do pokoju dok�adnie nad g��wnym wej�ciem, gdzie czeka� m�j Przewodnik. U�miechn�� si�, gdy mnie zobaczy�. - Nie do wiary! Lobsang! - wykrzykn��. - Wygl�dasz jakby� zobaczy� ducha! - Panie - odpowiedzia�em. - Widzia�em kilka. - Na noc, Lobsang, zostaniemy tutaj - powiedzia� Lama. Jutro p�jdziemy i odwiedzimy Pa�stwow� Wyroczni�. Prze�yjesz interesuj�ce do�wiadczenie, lecz teraz nasta� czas najpierw na jedzenie a potem na sen... Kiedy jedli�my, by�em poch�oni�ty my�leniem o tym, co widzia�em w �wi�tyni i zastanawia�em si�, jak jest to "�wiat Iluzji�. Szybko sko�czy�em kolacj� i poszed�em do pokoju przeznaczonego dla mnie. Zawijaj�c si� w szat�, po�o�y�em si� i szybko zasn��em. Sny, koszmary i dziwne uczucia m�czy�y mnie przez ca�� noc . �ni�em, �e usiad�em, zupe�nie przebudzony, i wielkie kule lecia�y na mnie jak kurz podczas burzy. Siedzia�em wypr�ony, a� w wielkiej odleg�o�ci pojawia�y si� ma�e punkciki stawa�y si� coraz wi�ksze i wi�ksze, a� wreszcie by�y r�nokolorowymi kulami. Osi�gaj�c wielko�� g�owy cz�owieka p�dzi�y na mnie i znika�y w dali za mn�. We �nie - je�eli to by� sen nie mog�em odwr�ci� g�owy, �eby zobaczy�, dok�d odlecia�y. By�y tylko niezliczone kule wylewaj�ce si� znik�d i p�dz�ce obok mnie - donik�d? Zdumiewa�o mnie ogromnie, �e �adna z tych kul nie uderzy�a we mnie. Wygl�da�y solidnie, ale dla mnie by�y niematerialne. - Tak jak duch widzi twarde, solidne �ciany �wi�tyni, tak teraz widzisz ty! - powiedzia� g�os za mn� tak nieoczekiwanie, �e od razu si� obudzi�em. Zadr�a�em w obawie. Czy by�em martwy? Czy umar�em tej nocy? Lecz czemu martwi�em si� "�mierci�"? Wiedzia�em, �e tak zwana �mier� by�a jedynie ponownymi narodzinami. Po�o�y�em si� i zasn��em jeszcze raz. Ca�y �wiat trz�s� si�, skrzypia� i miota� jak szalony. Usiad�em zatrwo�ony my�l�c, �e �wi�tynia spada na mnie. Noc by�a ciemna. Jedynie upiorny blask gwiazd dawa� odrobin� �wiat�a. Patrz�c prosto przed siebie poczu�em, jak w�osy staj� mi d�ba na g�owie ze strachu. By�em sparali�owany. Nie mog�em ruszy� palcem i co gorsza - �wiat powi�ksza� si�. G�adki kamie� �cian stawa� si� szorstk�, porowat� ska�� wygas�ych wulkan�w. Dziury w kamieniu ros�y coraz bardziej i zobaczy�em, �e zaludnia�y je koszmarne twory, kt�re widzia�em przez dobry niemiecki mikroskop Lamy Mingyara. �wiat r�s� i r�s�. Straszne twory powi�ksza�y si� do ogromnych rozmiar�w staj�c si� z up�ywem czasu tak wielkie, �e mog�em zobaczy� ich pory! �wiat powi�ksza� si� i powi�ksza�, a wtedy przysz�o mi na my�l, �e staj� si� coraz mniejszy. U�wiadomi�em sobie, �e szala�a burza kurzowa. Drobinki kurzu z rykiem przelatywa�y obok mnie, lecz �adna mnie nie dotkn�a. Nagle zacz�y powi�ksza� si� i powi�ksza�. Niekt�re z nich by�y wielko�ci g�owy cz�owieka, inne by�y wielkie jak Himalaje. Lecz �adna nie dotkn�a mnie. Wci�� powi�ksza�y si�, a� straci�em ca�kowicie poczucie wymiaru, poczucie czasu. W moim �nie zdawa�em si� le�e� w�r�d gwiazd, zimny i bez ruchu, podczas gdy galaktyka za galaktyk� mija�y mnie i znika�y w oddali. Nie mog� stwierdzi�, jak d�ugo tak pozostawa�em. Zdawa�o mi si�, �e przele�a�em tam wieczno��. W ko�cu wszystkie galaktyki, ca�a seria wszech�wiat�w spad�y prosto na mnie. - To koniec! - pomy�la�em jak przez mg��, gdy ta mnogo�� �wiat�w zwali�a si� na mnie. - Lobsang! Lobsang! Czy poszed�e� na niebia�skie pola? G�os grzmia� i odbija� si� echem w kosmosie, odbijaj�c si� od �wiat�w..., odbijaj�c si� echem od �cian mojego kamiennego pokoju. Z b�lem otworzy�em oczy i pr�bowa�em skoncentrowa� si� na jednym punkcie. Nade mn� by�a gromada jasnych gwiazd, kt�ra jako� wydawa�a mi si� znajoma. Gwiazdy, kt�re powoli znika�y, zast�powane by�y przez twarz Lamy Mingyara Dondupa. �agodnie mn� potrz�sa�. Jasne �wiat�o s�oneczne wpada�o do pokoju. Promie� �wiat�a o�wietla� cz�steczki kurzu, kt�re mieni�y si� wszystkimi kolorami t�czy. - Lobsang! jest p�ny ranek. Pozwoli�em ci wyspa� si�, ale te-raz jest ju� pora na jedzenie, a potem ruszamy w drog�. Wyczerpany gramoli�em si� na nogi. Tego ranka by�em "bez si�", moja g�owa zdawa�a si� by� dla mnie zbyt du�a, a m�j umys� ci�gle jeszcze zajmowa� si� nocnymi "marzeniami''. Zwi�za�em m�j skromny dobytek z przodu szaty i opu�ci�em pok�j w poszukiwaniu tsampy, naszego podstawowego po�ywienia. Schodzi�em w d�, ze strachu przed upadkiem kurczowo trzymaj�c si� ponacinanej drabiny. Na dole wa��sali si� mnisi kucharze. - Przyszed�em po jedzenie - powiedzia�em potulnie. - Jedzenie? O tej porze? Uciekaj! - wrzasn�� g��wny mnich kucharz. Szuka�, czym mnie uderzy�, kiedy inny mnich wyszepta� ochryple: - On jest z Lam� Mingyarem Dondupem! G��wny mnich kucharz skoczy� jak u��dlony przez szerszenia. - No? Na co czekasz? - rykn�� do pomocnika. - Daj m�i - panu �niadanie! Normalnie mia�bym do�� j�czmienia w sk�rzanym woreczku, jaki nosz� wszyscy mnisi, ale poniewa� podr�owali�my, moje zapasy wyczerpa�y si�. Wszyscy mnisi, nie wa�ne, czy czela, trappa czy lama, nosili sk�rzany woreczek z j�czmieniem i misk�, z kt�rej go jedli. Tsampa by�a mieszana z ma�lan� herbat� i to stanowi�o podstawowe po�ywienie w Tybecie. Gdyby tybeta�skie klasztory drukowa�y jad�ospis, by�oby tam tylko jedno s�owo do wydrukowania: tsampa! Nieco pokrzepiony po posi�ku do��czy�em do Lamy Mingyara i ruszyli�my na koniach do klasztoru Pa�stwowej Wyroczni. Nie rozmawiali�my podczas podr�y. M�j ko� mia� specyficzny ch�d, kt�ry wymaga� ode mnie ci�g�ej uwagi, je�li chcia�em pozosta� na grzbiecie zwierz�cia. Podczas gdy podr�owali�my Drog� Lingkor, pielgrzymi widz�c wysok� rang� szaty mojego Przewodnik prosili go o b�ogos�awie�stwo. Otrzymawszy je, kontynuowali �wi�te Okr��enie, maj�c miny, jakby co najmniej w po�owie osi�gn�li zbawienie. Wkr�tce przejechali�my konno przez Wierzbowy Gaj i dotarli�my do kamienistej drogi prowadz�cej do Domu Wyroczni. Na dziedzi�cu mnisi s�u��cy zabrali nasze konie chwil� po tym, gdy z ulg� zsun��em si� na ziemi�. Miejsce by�o zat�oczone. Najwy�si Lamowie w�drowali wzd�u� i wszerz kraju, aby tutaj dotrze�. Wyrocznia wchodzi�a w kontakt z mocami, kt�re rz�dzi�y �wiatem. Znalaz�em si� tutaj przez specjalne zarz�dzenie, wyj�tkowe polecenie Najdostojniejszego. Pokazano nam, gdzie mamy spa�. Ja - obok Lamy Mingyara Dondupa, a nie w sypialni z wieloma innymi czelami. Gdy mijali�my ma�� �wi�tyni� w g��wnym budynku, us�ysza�em: S�uchajcie G�os�w naszych Dusz. To jest �wiat Iluzji. - Panie! - powiedzia�em do mojego Przewodnika, gdy byli�my sami - jak jest to "�wiat Iluzji"? Popatrzy� na mnie z u�miechem. - No, a co jest realne? - zapyta�. - Dotykasz �ciany i tw�j palec jest zatrzymywany przez kamie�. Dlatego rozumujesz , �e �ciana jest sta�a i nic nie mo�e jej przenikn��. Za oknem pasma g�rskie Himalaj�w stoj� mocno jak kr�gos�up Ziemi. Lecz duch, lub ty w astralu mo�ecie porusza� si� tak swobodnie przez kamie� g�r, jak ty m