9857
Szczegóły |
Tytuł |
9857 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9857 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9857 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9857 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aby rozpocz�� lektur�,
kliknij na taki przycisk ,
kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki.
Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poni�ej.
Helena Zawistowska
W PA�STWIE
PODZIEMNEGO
GNOMA
2
Opowie�� ba�niowa
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
3
Rozdzia� pierwszy
Czar-Baba
Wszyscy wiedz�, �e na ziemi �yj� ludzie i zwierz�ta, w wodzie ryby i rozmaite �yj�tka, w
powietrzu lataj� ptaki i owady, ale tylko jedna osoba wie o tym, ze gdzie� pod ziemi� istnieje
kraj zamieszka�y przez podziemnych ludzi. Osob� t� jest Czar-Baba.
Nie jest ona ani czarownic�, ani wr�k�, lecz zwyk�� kobiet�, tyle tylko, �e wie o wszystkim,
no, prawie o wszystkim, co dzieje si� na ziemi, w wodzie, w powietrzu i pod ziemi�.
Nic dziwnego, �e wszystko co �yje szuka u niej ratunku w razie nieszcz�cia, a Czar-Baba
znaj�c r�ne tajemnice, zawsze potrafi pom�c lub chocia� doradzi�. Mieszka w le�nym domku
na polanie otoczonej ciemnym borem.
Czar-Baba jest du�a i gruba, nosi zawsze bluzk� w kwiatki i ogromny pasiasty fartuch, a na
g�owie chustk�, kt�r� zawi�zuje sobie pod brod� na kokardk�. Nikt by nie zgad� patrz�c na
ni�, �e jest taka m�dra.
Historia, kt�r� us�yszycie, wydarzy�a si� zupe�nie niedawno, ale Czar-Baba nie zdradzi�a
nikomu odkrytych przez siebie tajemnic i dlatego nadal nikt z ludzi nie mo�e znale�� podziemnego
pa�stwa, a s� nawet tacy, kt�rzy nie wierz� w jego istnienie. Ale ono istnieje, bo
sk�d by si� wzi�y przygody Czar-Baby? Przecie� jej si� nie �ni�o, ona tam by�a.
4
Rozdzia� drugi
Jowita i bia�e czaple
Na skraju wioski, nad jeziorem w pobli�u lasu mieszka�a w ma�ej chatce Jowita z trojgiem
�licznych, ma�ych dzieci. S�awek, kt�ry mia� piec lat opiekowa� si� swoimi m�odszymi siostrzyczkami,
Boguni� i Jag�dk�. Ich tatu� wyjecha� do pracy w mie�cie. Ca�a rodzinka czeka�a
na jego powr�t z ut�sknieniem, bo bardzo si� wszyscy kochali. Tak to sobie �yli szcz�liwie i
spokojnie. Jowita pokazywa�a dzieciom �wiat i jego cuda: przepi�kne drzewa w lesie, roz�o�yste
paprocie rosn�ce w cieniu, skrywaj�ce zielony mech, kwiaty na ��ce i szuwary nad jeziorem,
rozlewisko rzeki, ryby i ptaki. Ale najpi�kniejsze wydawa�y si� Jowicie i dzieciom bia�e
czaple. Ka�dego roku trzy bia�e czaple mieszka�y przez ca�e lato w pobli�u, nad jeziorem. Czy
wtedy, gdy brodzi�y w przybrze�nej wodzie, czy te�, gdy sta�y zadumane na jednej nodze �
wygl�da�y pi�knie. Wydawa�o si�, �e czaple oswoi�y si� zupe�nie i te� polubi�y ludzi. Nie ba�y
si�, gdy dzieci podchodzi�y blisko. Przeciwnie, wyci�ga�y do nich szyje, a potem spokojnie
�owi�y ryby w jeziorze.
Pewnego dnia dzieci same wysz�y z domu. Nie wiadomo, czy Jowita by�a zaj�ta, czy mo�e
chora. Dzieci odwiedzi�y czaple, brodzi�y w strumieniu, bawi�y si� na ��ce, a� zbli�y�y si� do
skraju lasu. Tam roze�miane i weso�e bawi�y si� w �chowanego�.
Nagle w krzakach co� si� poruszy�o, co� si� zakot�owa�o, z zaro�li wyci�gn�y si� jakie�
r�ce, pochwyci�y dzieci i wci�gn�y je w g�stwin� le�n�. Bia�e czaple wszystko widzia�y, ale
c� mog�y zrobi�?
Gdy dzieci nie powr�ci�y do domu, rozpacz Jowity nie mia�a granic. Przez wiele dni i nocy
chodzi�a po lesie i po okolicy szukaj�c i nawo�uj�c. A gdy nie znalaz�a, wyczerpana usiad�a na
murawie p�acz�c i tak zawodzi�a:
� Ach, me ukochane, moje biedne skowroneczki, c� si� z wami sta�o, gdzie� mam was
szuka�?
A bia�e czaple wszystko widzia�y, wszystko s�ysza�y, ale nic nie powiedzia�y, bo nie
umia�y m�wi�. Nast�pnego dnia Jowita znowu si� �ali�a:
� Nie ma ich, nie ma. Smutek i rozpacz. C� nam pocz��? P�aka� nawet nie mog�, nie
mam �ez oczy wysch�y, serce zamiera z trwogi i t�sknoty.
A bia�e czaple wszystko widzia�y, wszystko s�ysza�y, ale nic nie powiedzia�y, tylko by�y
bardzo smutne.
Trzeciego dnia Jowita przysz�a nad jezioro i powiedzia�a do czapli:
� Czaple! Macie skrzyd�a szerokie, oko bystre, le�cie, mo�e spod ob�ok�w zobaczycie
gdzie� w �wiecie moje kwiatuszki najmilsze, moje go��beczki.
Wtedy czaple rozwin�y skrzyd�a i polecia�y. Lecia�y d�ugo, nad polami, nad borem, a�
opad�y na polanie przed domkiem le�nym Czar-Baby. Zwiesi�y smutnie g�owy nic nie m�wi�c.
Czar-Baba od razu domy�li�a si�, �e sta�o si� cos z�ego, wi�c powiedzia�a:
� Le�cie czaple i prowad�cie tam, gdzie sta�o si� nieszcz�cie. B�d� pod��a� za wami ile
si� w nogach.
I tak te� by�o. Czaple lecia�y g�r�, a Czar-Baba sz�a �piesznie do�em. Dotarli nad jezioro
przed chatk�. Na progu siedzia�a biedna matka i cicho p�aka�a, ale oczy jej by�y suche, bo ju�
nie mia�y �ez. Gdy Czar-Baba to zobaczy�a, zawo�a�a:
5
� Jowito, nie masz �ez, wi�c jeste� najnieszcz�liwsz� z ludzi. A to mo�e oznacza� tylko
jedno: straci�a� dzieci. Teraz najwa�niejsze, aby� nie umar�a ze zgryzoty. Uspok�j si�, czekaj
cierpliwie. Ja je odnajd�.
Jowita j� pozna�a i wyszepta�a:
� Dobrze, skoro tak m�wisz, nie strac� nadziei. B�d� czeka�a na nie ca�e �ycie.
� Ale� Jowito, po co tak d�ugo? Tydzie�, dwa � to wystarczy.
� Wiec wiesz gdzie s�?
� Mo�e wiem, mo�e nie wiem, b�d� cierpliwa i nie rozchoruj si�.
To rzek�szy Czar-Baba odesz�a, a id�c mrucza�a:
� Mo�liwe, �e to sprawka tego Gnoma, kt�ry siedzi pod ziemi�. Dot�d nigdy nikomu nie
szkodzi�, tote� nie wtr�ca�am si� w jego sprawy. Ale teraz si� wtr�c�! Lecz po co mu nasze
dzieci? nie wiem. Mimo wszystko zaczn� od niego. Je�li si� oka�e, �e to nie on, p�jd� dalej.
A przy okazji zobacz� to podziemne kr�lestwo. Trudno sobie wyobrazi� jak oni �yj�. Mieszkaj�
chyba w domkach ulepionych z gliny, czy ziemi, kt�rej tam w g��bi nie brakuje. Jadaj�
pewnie same korzonki. Ju� wkr�tce przekonam si� sama.
Szybkim krokiem przemierza�a le�ne g�szcze. B�r stawa� si� coraz bardziej g�sty i mroczny.
Roz�o�yste korony drzew zas�ania�y niebo, u do�u kolczaste krzaki, zesch�e ga��zie i zwalone
pnie zagradza�y drog�, wielkie, chwytliwe paprocie opl�tywa�y nogi, a stopy grz�z�y w
wilgotnym mchu i �lizga�y si� na gnij�cych li�ciach. Nierzadko przemyka�y w�e i jadowite
�mije lub pokazywa�y si� w zaro�lach �lepia z�ego wilka. Ale Czar-Baba ci�gle sz�a. Wreszcie
dotar�a do samego serca puszczy. Ptaki tu nie �piewa�y, kwiaty nie kwit�y. By�o ciemno i
straszno. Lecz ona niczego si� nie ba�a. Obejrza�a si� za siebie, zatrzyma�a si�. potem d�ugo
szuka�a czego� na ziemi, a� uzna�a, �e jest na miejscu. Jakie to by�y znaki � nie wiadomo.
Tylko ona wiedzia�a, jak wej�� do Podziemia.
6
Rozdzia� trzeci
Podziemne miasto
Czar-Baba tupn�a nog� i oto ziemia pod jej stopami rozsun�a si�. Ukaza� si� otw�r i
schody prowadz�ce w d�. Gdy tylko wesz�a na nie, ziemia si� zamkn�a. Ogarn�y j� nieprzeniknione
ciemno�ci. D�ugo schodzi�a w d� trzymaj�c si� kurczowo por�czy schod�w.
Wreszcie w oddali zaja�nia�o �wiate�ko. Jeszcze minuta i Czar-Baba znalaz�a si� na samym
dole w ma�ym korytarzyku. Przy schodach sta�a budka stra�nicza, a nad ni�, zdumiewaj�ce,
przytwierdzona do sufitu pali�a si� �ar�wka. Czar-Baba patrzy�a, oczom nie wierz�c. Tu �
elektryczno��? Z budki wyszed� wartownik. By� to cz�owiek niskiego wzrostu, ale barczysty,
ubrany jak ka�dy wartownik, mia� nawet karabin przewieszony przez rami�.
Czar-Baba wykrztusi�a:
� Dzie� dobry.
Wartownik obejrza� j� od st�p do g�owy i powiedzia� grzecznie:
� Dzie� dobry pani. Przypuszczam, �e przyby�a pani z Nadziemia. Czym mog� s�u�y�?
Czar-Baba och�on�a z pierwszego wra�enia i odpowiedzia�a szybko:
� Przysz�am w wa�nej sprawie. Musze si� koniecznie widzie� z waszym kr�lem.
� Nie ma kr�la , jest prezydent.
� Prezydent? � zdumia�a si� Czar-Baba. � Wiec zobacz� si� z prezydentem.
� Dobrze ale musz� spyta�, czy pan prezydent przyjmie pani�. Zaraz zatelefonuj�.
Wartownik cofn�� si� do budki. Po chwili wyszed� i powiedzia�:
� Za�atwione. Prosz� za mn�.
Otworzy� drzwi i wyszli z korytarzyka wprost na ulic�. Czar-Baba zd�bia�a: zobaczy�a
przed sob� prawdziwe miasto! Murowane domy sta�y r�wnymi szeregami, ulice by�y szerokie
i ruchliwe. Po jezdniach je�dzi�y autobusy, samochody i ci�ar�wki. Na chodnikach � t�um
pieszych. Ponad miastem rozci�ga�o si� ogromne sklepienie wy�o�one p�ytami, podtrzymywane
w niekt�rych miejscach przez s�upy. By�o jasno jak na ziemi, bo na ca�ym sklepieniu jarzy�y
si�, rozmieszczone r�wnomiernie, elektryczne latarnie.
� Miasto jak na ziemi � szepn�a do siebie Czar-Baba. � Jak�e to jest mo�liwe? Czy ja
�ni�?
Ale by�o co� dziwnego w tym widoku. Dopiero po chwili zda�a sobie spraw�, �e domy nie
maj� okien i �e wszystko: ludzie, pojazdy, domy � s� jakby pomniejszone. No tak, ludzie ci
byli szczupli i prawie o g�ow� od niej ni�si. Poruszali si� te� jakby w zwolnionym tempie, ale
wygl�dali uroczo: kobiety nosi�y d�ugie suknie, przewa�nie bia�e, m�czy�ni � jasne ubrania.
Podczas gdy zdumiona Czar-Baba przygl�da�a si�, wartownik przyprowadzi� dw�ch policjant�w.
We tr�jk� naradzali si�, jak przewie�� tak du�� osob� do pa�acu. Ustalono, �e trzeba
zatrzyma� mo�liwie najwi�kszy autobus. Ruszyli wi�c na przystanek autobusowy, a za nimi
ca�y t�um ludzi ogl�daj�cych z podziwem i ciekawo�ci� ogromn� kobiet�, nigdy bowiem nie
widzieli cz�owieka z Nadziemia. Gdy wreszcie autobus przyjecha�, wy�oni�a si� nowa trudno��:
Czar-Baba nie zmie�ci�a si� w drzwiach pojazdu.
� Niech usi�dzie na dachu � poradzi� kto� z t�umu.
� Tak, tak b�dzie najlepiej � przytakn�� kierowca.
C� by�o robi�. Czar-Baba wgramoli�a si� na dach autobusu i jako� si� tam usadowi�a.
Autobus ruszy�. Kierowca by� tak przej�ty, �e ca�y czas tr�bi�, inne pojazdy zje�d�a�y z drogi,
ludzie pierzchali na wszystkie strony, a Czar-Baba trzyma�a si� kurczowo w�t�ego, jak na jej
ci�ar pojazdu. Jej ogromny fartuch powiewa� i wydyma� si� na wietrze niczym parasol. W
7
pewnej chwili w�r�d pasa�er�w wszcz�� si� pop�och, bo nagle dach zacz�� si� za�amywa�.
Podnios�y si� krzyki i wo�ania o pomoc. Kierowca musia� zatrzyma� autobus. Policjanci wyskoczyli
z autobusu.
� Musi pani zej�� � zawo�a� jeden.
Ale Czar-Baba nie mog�a si� ruszy�, bo jej sp�dnica zahaczy�a o kawa� p�kni�tej blachy.
Przyniesiono sk�d� drabin�. Policjant wszed� na dach i wyci�gn�� sukni� ze szpary. Ale co
dalej?
� Idziemy na piechot� � zdecydowa�a Czar-Baba.
� Nie, pojedziemy kolejk� podziemn�, wagony s� wi�ksze od autobusu.
Zeszli po schodach do stacji metra. Tam znowu otoczy� ich t�um ciekawskich. Gdy poci�g
podjecha�, okaza�o si�, �e jednak i tu drzwi s� za w�skie. Ale policjanci zawyrokowali:
� Nie jest tak �le, wszyscy nam pomog�.
I oto ca�y t�um �miej�c si� i �artuj�c wepchn�� na si�� Czar-Bab� do �rodka. Poniewa� wagon
by� za niski usadowi�a si� na pod�odze, siadaj�c po turecku. Co to by�a za sensacja! Malutkie
dzieci otoczy�y j� ko�em, co �mielsze w�azi�y na kolana i mo�ci�y si� w tym jej ogromnym
fartuchu, jak w gnie�dzie. Inne ba�y si� i ucieka�y do rodzic�w. Policjant obja�ni�, �e ta
gruba osoba przyby�a z Nadziemia.
� Ach, wi�c tacy s� tam ludzie! � wykrzykn�a jedna z pasa�erek. � Za �adne skarby �wiata
nie chcia�abym tak wygl�da� jak ona.
Wreszcie jazda si� sko�czy�a. Tu � nowa trudno��: jak wyj�� z wagonu? Nic nie pomog�o
wypychanie bo du�a posta� Czar-Baby utkn�a w drzwiach i nie mog�a si� przecisn�� w
prz�d, ani w ty�.
� Ha, to ci kawa� � martwi� si� policjant.
Przyszed� maszynista, zawiadowca stacji i inne osobisto�ci.
� Trzeba rozebra� �cian� � os�dzi� starszy z policjant�w.
� Nigdy si� na to nie zgodz�! � krzykn�� kierownik ruchu. � Zepsu� wagon? Ja odpowiadam
za poci�g. Niech lepiej ta pani troch� schudnie.
� Ale� ona mo�e chudn�� tydzie� lub miesi�c!
� To odstawimy ten wagon na bocznic� i niech tam sobie chudnie.
� Ona jedzie do pana prezydenta i my mamy j� doprowadzi� do pa�acu � rzek� z godno�ci�
policjant.
� Mimo wszystko nie zgadzam si� na rozbicie wagonu.
Nast�pi�o zamieszanie. W tym niezwyk�ym wydarzeniu wzi�� udzia� ca�y t�um podr�nych.
Jedni uwa�ali, �e policjanci maj� racj�, inni � �e kierownik. Wszyscy si� ze sob� k��cili,
krzyczeli i dawali r�ne rady. Policjanci si� zdenerwowali i zacz�li rozp�dza� zbiegowisko.
Wtedy zabra�a g�os Czar-Baba:
� Nie zamierzam ani schudn��, ani tkwi� tutaj cho�by chwil� d�u�ej.
Poszpera�a w przepastnych kieszeniach swego fartucha i wyci�gn�a sakiewk�.
� �ap kierowniku, p�ac� za wagon, rozwalajcie!
Natychmiast wszyscy si� uspokoili. Zawo�ano robotnik�w, a ci szybko rozebrali �cian�.
Czar-Baba wysz�a i odetchn�a:
� Uff, mam zupe�nie zgniecion� w�trob� i jeszcze musia�am za to zap�aci�!
� Teraz p�jdziemy piechot� � powiedzia� policjant � to ju� blisko.
Rzeczywi�cie, gdy wyszli na ulic� i min�li kilka przecznic, ukaza� si� obszerny plac. Po
drugiej stronie placu wznosi� si� ogromny pa�ac. By� to okaza�y budynek (r�wnie� bez okien)
z wie��, na kt�rej widnia� ogromny zegar. Niezwyk�a to by�a wie�a. Nie by�o wida� jej wierzcho�ka,
bo strzela�a wysoko i jak gdyby przebija�a sklepienie ko�cz�c si� nie wiadomo gdzie.
� Ciekawa wie�a � pomy�la�a Czar-Baba.
8
Tymczasem przemierzyli plac i weszli do pa�acu. Tutaj znale�li sekretariat i straszy policjant
powiedzia�:
� Oto cz�owiek � kobieta z Nadziemia.
Urz�dnicy otoczyli ich ko�em ogl�daj�c Czar-Bab� jak dziwol�ga. G��wny sekretarz, malutki,
grubiutki, wzi�� Czar-Bab� za kraj fartucha i poprowadzi� j� d�ugim korytarzem. Zatrzymali
si� przed drzwiami, nad kt�rymi wisia�a tabliczka z napisem:
Prezydent Jan Godfryd Pierwszy Gnom
9
Rozdzia� czwarty
Wieki Gnom
Weszli do du�ej sali jasno o�wietlonej licznymi lampami. Po�rodku sta� okr�g�y st�, a przy
nim siedzia� Wielki Gnom. Wygl�d jego m�g�by ka�dego przestraszy�: by� bardzo niskiego
wzrostu, ale mia� du��, �ys� g�ow�, kt�ra jakby si� chwia�a na cienkiej szyi. Szeroko rozstawione
oczy patrzy�y w�adczo i nieprzyja�nie. Na zapadni�tych policzkach widnia�y bruzdy
si�gaj�ce w�skich ust, a rzadka siwo-ruda broda zwisa�a a� do sto�u. Czar-Baba poczu�a si�
nieswojo a� zaniem�wi�a z wra�enia. On te� si� jej przypatrywa� dobr� chwil�. Wreszcie oddali�
sekretarza i rzek�:
� Witam ci� Czar-Babo, z czym przychodzisz?
� Oho, wie kim jestem � pomy�la�a � trzeba uwa�a�.
� Ach, drobiazg � rzek�a. � Zab��ka�o si� w lesie troje ma�ych dzieci, wi�c szukaj�c ich zasz�am
i tu, bo przecie� mog�y wpa�� przez jaki� otw�r do waszego Podziemia.
� Wiedzia�bym o tym. Wszystkie wyj�cia i otwory wentylacyjne s� pilnie strze�one.
� Wi�c mo�e kto� je zaprosi�, aby pobawi�y si� z waszymi dzie�mi.
� A ja pani o�wiadczam, �e �adnych waszych dzieci w mym mie�cie nie ma � powiedzia�
twardo. Ale zaraz doda� �askawie: � Skoro ju� tu jeste�, nie odmawiam go�ciny. Zwiedzaj
miasto ile chcesz, a sama si� przekonasz, �e nie ma tu czego szuka�.
� Tak, tak, panie prezydencie, ka�dego zniech�ci�oby takie o�wiadczenie, tylko nie mnie.
Ale czy pozwala mi pan szuka� dlatego, �e ich tu nie ma, czy dlatego, �e ich nie mo�na znale��?
� Sprytna jeste�, ale tutaj na nic nie przyda si� tw�j spryt.
� No c�, prezydencie, ale mnie jednak zaprosi�e�, wi�c chyba skorzystam z tego.
� Dobrze, dobrze, siadaj. Ten oto fotel zrobiono specjalnie dla ciebie w ci�gu tego kr�tkiego
czasu, jaki min�� od telefonu wartownika.
� Czy mocny? � spyta�a sadowi�c si� w fotelu.
� Mocny. Domy�lam si�, �e skoro pytasz, co� ju� rozwali�a� po drodze.
� Tak, ale zap�aci�am. My�l�, �e mi zwr�cisz te pieni�dze, prezydencie. Czy to moja wina,
�e u was wszystko jest dla mnie za ma�e i kruche?
� A czy to moja wina, �e tu przysz�a�? Sama wtargn�a� do mego pa�stwa. Wracaj�c do
sprawy: mo�esz szpera� w mym mie�cie, my�l�, �e pi�� dni ci wystarczy, aby przekona� si�,
�e nie ma tu dzieci, kt�rych szukasz. Dok�adnie we wtorek o godzinie (tu spojrza� na zegar)
si�dmej wieczorem spotkamy si� w tym samym miejscu i po�egnamy si�. Wtedy opu�cisz
Podziemie. Przyjmujesz te warunki?
� Tak, oczywi�cie, ale je�li znajd�...
� Nie ma o czym m�wi� � przerwa� jej szorstko.
� Ale jeszcze jedno: prosz�, aby� da�a s�owo honoru, �e nie powiesz o nas nikomu, gdy
st�d wyjdziesz.
Czar-Baba uzna�a, �e pro�ba jest s�uszna i rzek�a:
� Daj� s�owo honoru, �e nie powiem. Nawet wtedy, gdy znajd� dzieci.
Gnom uderzy� pi�ci� w st�, a� Czar-Baba podskoczy�a na swoim fotelu, takie to by�o niespodziewane.
� Jak �miesz mi ci�gle zaprzecza�! � wrzasn��. � Czy wiesz do kogo m�wisz? Jestem
w�adc�, mog� ci�... mog� ci�... � twarz jego zacz�a drga�, na ustach pojawi�a si� piana. Wsta�
z krzes�a.
10
Czar-Baba zerwa�a si� przera�ona. Jednak po chwili Gnom opanowa� si�. Usiad� i powiedzia�:
� Dobrze, ju� dobrze, zawarli�my uk�ad, wi�c dotrzymam s�owa, tylko prosz�, aby� nie
m�wi�a nikomu o naszej rozmowie. Potem niespodziewanie u�miechn�� si� i przybra� dobroduszny
wyraz twarzy. � A teraz zjemy kolacj� � rzek� i klasn�� w d�onie.
Natychmiast lokaje wnie�li nakrycia i p�miski. Jednocze�nie wesz�o wiele os�b ubranych
wieczorowo. Prezydent dokona� prezentacji.
� Oto moi ministrowie i ich �ony. A to jest Czar-Baba � przybysz z Nadziemia. Jest prawie
tak m�dra jak ja, wi�c miejcie si� na baczno�ci, ministrowie � za�artowa�.
Czar-Baba by�a ci�gle pod wra�eniem tej, tak bardzo przykrej rozmowy z Gnomem, ale
trzeba by�o rozmawia�, bo wszyscy byli mili i interesowali si� jej osob�. Wreszcie i ona spyta�a:
� Ciekawa jestem, sk�d wiecie, kiedy jest dzie�, a kiedy noc. Przecie� tu s�o�ce nigdy nie
zagl�da.
� Nic prostszego � odpar� minister od dnia i nocy. � Mamy astronoma , kt�ry �ledzi bieg
s�o�ca, ksi�yca oraz pogod� na ziemi. Wyznacza na ka�dy dzie� roku godzin� wschodu i
zachodu s�o�ca. Te wiadomo�ci otrzymuje dyrektor elektrowni i kieruje o�wietleniem. O
oznaczonej godzinie gasn� latarnie dzienne, a na ulicach i w domach zapalaj� si� przy�mione,
nocne. O wschodzie s�o�ca � odwrotnie.
� A dlaczego wasze domy nie maj� okien?
� Taki tu ju� zwyczaj. W ka�dym pomieszczeniu i tak musi by� o�wietlenie.
� A nie jest wam smutno bez ro�lin i zwierz�t?
� Wcale nie jest smutno! � wykrzykn�� minister do spraw zagranicznych. � Bywam w
Nadziemiu, nie ma tam nic ani pi�knego, ani weso�ego. Ro�liny opl�tuj� nogi, zupe�nie nie
mo�na chodzi�, a zwierz�ta s� przera�aj�ce. Kiedy� skoczy�a mi na g�ow� wiewi�rka, my�la�em,
�e rozszarpie mnie ten potw�r. W nocy jest u was zbyt ciemno, a w dzie� � za jasno,
s�o�ce o�lepia, mo�na straci� wzrok. A deszcz! Brrr, co� wstr�tnego, mo�na zmokn��! Stanowczo
nasz kraj jest lepszy.
� Ka�da sroka sw�j ogon chwali � mrukn�a do siebie Czar-Baba.
� Prosz�? Nie dos�ysza�em.
� Ech, nic ciekawego.
� A co do zwierz�t � zabra� g�os minister bezpiecze�stwa podziemnego � s� u nas myszy �
plaga magazyn�w i spi�arni oraz koty, kt�re trzymamy specjalnie, aby t�pi�y myszy. Nie znamy
lepszego sposobu, chocia� koty s� okropne, wszyscy si� ich panicznie boj�. Ja te� � za�mia�
si�.
Czar-Baba chcia�a jeszcze o co� zapyta�, ale oto �wiat�a przygas�y, dzie� si� ko�czy�.
Wielki Gnom wsta� i powiedzia�:
� Pani Czar-Baba zostanie u nas pi�� dni. Chce dok�adnie obejrze� nasze miasto. Niech
minister bezpiecze�stwa podziemnego wyda jej na pi�mie zezwolenie, aby nikt nie robi� trudno�ci.
Dobranoc.
11
Rozdzia� pi�ty
Poszukiwania
Zaprowadzono Czar-Bab� do jej pokoju. By� wyj�tkowo wysoki, a ��ko wygl�da�o na
bardzo mocne. Ale ona d�ugo nie mog�a zasn�� rozmy�laj�c nad wszystkim, co widzia�a i s�ysza�a.
Na wspomnienie Gnoma wzdrygn�a si�. � Dlaczego wtedy w rozmowie tak si� w�ciek�
� my�la�a � albo rzeczywi�cie nie ma dzieci w Podziemiu, albo chcia� mnie zastraszy�, ale po
co, je�li jest niewinny? Zacz�o jej co� �wita�. �Nie uciekaj w stron�, w kt�r� b�d� ci� goni�
� przypomnia�a sobie stare powiedzenie. Wi�c je�li pozwala szuka� w mie�cie, to znaczy, �e
w mie�cie ich nie ma. A co jest poza miastem? Jutro sprawdz� � pomy�la�a i zasn�a.
Nazajutrz sam g��wny kucharz przyni�s� jej do pokoju �niadanie. Podzi�kowa�a i powiedzia�a:
� Panie kucharzu, wasze miasto jest pi�kne i du�e, ale co jest poza miastem?
� Nic � odpar� kucharz.
To samo s��wko us�ysza�a tego dnia wiele razy od ka�dego, kogo pyta�a, co jest poza miastem.
Dlaczego nikt nie wie � dziwi�a si� � musz� sprawdzi� sama, ale nie b�d� wsiada�a do
�adnego pojazdu, wol� chodzi� piechot�. Ca�y dzie� w�drowa�a po mie�cie, ale niczego si�
nie dowiedzia�a. Ca�e miasto by�o otoczone murem, kt�ry ��czy� si� ze sklepieniem. �adnych
wyj��, bram, czy furtek. To samo w stacjach kolejki podziemnej. Gdy przemierza�a ulice,
wszyscy ogl�dali si� za ni�, bo wiedziano ju�, �e jest w Podziemiu taka niezwyk�a osoba. S�ysza�a
nawet, jak m�wili mi�dzy sob�, �e nigdy nie chcieliby �y� na g�rze, gdzie si� zdarzaj�
podobno deszcze, jakie� burze, wojny, no i s� okropne potwory � zwierz�ta.
Wr�ci�a bardzo zm�czona i rozczarowana, ale nie zniech�cona. Postanowi�a obejrze� nazajutrz
dok�adnie pa�ac, kt�ry mia� wiele pomieszcze� i piwnic, a dopiero potem zastanowi�
si�, co dalej.
Nast�pnego dnia zwiedza�a wi�c pa�ac. Obesz�a wszystkie pokoje, sale i gabinety pi�knie i
bogato urz�dzone, nie znajduj�c nigdzie �adnych kryj�wek, czy ukrytych drzwi. Posz�a wi�c
do pomieszcze� gospodarczych i do piwnic. Magazynier sam oprowadza� j� wsz�dzie, ale
nigdzie nie zauwa�y�a nic podejrzanego � �adnych zamaskowanych wyj��, czy schodk�w.
Zaciekawi�a j� tylko tak zwana �kociarnia�. By�a to ogrodzona cz�� korytarza gdzie trzymano
koty, kt�re wypuszczano w razie pojawienia si� myszy. Tylko magazynier nie ba� si� kot�w.
Inni uciekali w pop�ochu, gdy koty polowa�y na myszy. Widz�c przepe�nione spi�arnie
Czar-Baba pomy�la�a, �e musz� przywozi� towary spoza miasta. To wydawa�o si� tak oczywiste,
�e z now� nadziej� zapyta�a magazyniera:
� Czy mo�e mi pan zdradzi�, w jaki spos�b zaopatrujecie si� w towary? Czy przywozicie z
Nadziemia?
� Sk�d�e, codziennie ci�ar�wki przywo�� wszystko, czego potrzeba z G��wnego Magazynu.
� A sk�d si� wzi�y w G��wnym Magazynie?
� Tego to ja nie wiem. Ale, ale, widz� kierownika G��wnego Magazynu, odwiedza nas
czasem. Hej, Protazy! Chod� tu!
Protazy by� ju� niem�ody i troch� utyka� na jedn� nog�, ale wida� by�o, �e jest ruchliwy i
energiczny.
� Ta pani jest ciekawa, jak zaopatrujesz sw�j magazyn w towary. Kupujesz gdzie�, czy co?
Protazy u�miechn�� si�.
12
� Dzie-dzie� dobry � lekko j�ka� si�. � Sk�d�e, wysy�am ci�ar�wki na-na dworzec towarowy
i odbieramy z poci�gu to-towary.
� A sk�d poci�gi przywo�� te towary? � spyta�a Czar-Baba.
� N-nie wiem, nie moja sprawa.
� Wi�c kto wie!? � wykrzykn�a.
� Chyba b�-b�dzie wiedzia� B�a�ej W�sacz, ko-kolejarz.
� Gdzie go szuka�?
� Na dworcu towarowym. Trzeba i�� prosto, po-potem w lewo.
Czar-Baba ruszy�a tam nie zwlekaj�c. Znalaz�a szybko dworzec. Na stopniach wagonu siedzia�
kolejarz z ogromnymi w�sami i pali� fajk�.
� Dzie� dobry � powiedzia�a Czar-Baba. � Czy jest pan B�a�ejem?
� Aha, jestem.
� Powiedziano mi, �e mo�e mi pan wyja�ni�, sk�d przywozicie towary. Chyba spoza miasta
lub z Nadziemia?
� Sk�d�e � odpowiedzia� B�a�ej. � Z wielkiej Sk�adnicy Towarowej. Oho, ho! tam tego jest
zawsze pod sufit. Poczciwy, stary Prot wszystko potrafi. �aduj� mi do wagon�w i tu przywo��.
� Prot? Prot, to mo�e Protazy?
� Nie wiem, wszyscy m�wi� na niego �Stary Prot�, cho� on jeszcze m�ody. Troch� si� j�ka,
ale to nie przeszkadza.
� Czy kuleje?
� Co, prosz�?
� Pytam, czy utyka na nog�?
� Kto go tam wie, niby nie utyka.
� A �w Prot, sk�d bierze towary?
� Nie wiem, po co pani wiedzie�, to� to wszystko jedno...
Czar-Baba nie s�ucha�a, odesz�a z zam�tem w g�owie. Mia�a wra�enie, �e wszyscy tutaj
tkwi� w jakim� zakl�tym kole. � To niesamowite � my�la�a � co to wszystko znaczy? A mo�e
im nie wolno m�wi� o niekt�rych rzeczach? Trzeba jeszcze zajrze� do wie�y, w bajkach zawsze
zamykaj� porwane kr�lewny w wie�y. A ta wygl�da do�� tajemniczo.
Po powrocie do pa�acu spyta�a napotkanego w korytarzu pokojowca:
� M�j ch�opcze, powiedz mi, gdzie jest wej�cie do wie�y?
� Ch�tnie � odrzek� � prosz� i�� za mn�. Ale � tu zrobi� zatroskan� min� � nie wiem, czy
b�dzie pani mog�a wej�� po schodach.
� Co, s� pewnie zbyt w�skie dla mojej grubej osoby � za�mia�a si�.
� Ch�opak zaczerwieni� si�, bo nie chcia� sprawi� jej przykro�ci.
� Nie to, ale te schody s� stare i zniszczone.
� Wi�c mog� si� za�ama� pod moim ci�arem?
� E, mo�e si� nie za�ami� � u�miechn�� si� ch�opak. � To tu.
� Dzi�kuj� ci, poradz� sobie.
Czar-Baba zacz�a si� wspina�, ale rzeczywi�cie, drewniane stopnie trzeszcza�y i ugina�y
si� pod ni�. Im wy�ej, tym gorzej. A� nast�pi�a katastrofa: rozleg� si� trzask i stopa Czar-Baby
uwi�z�a w drzazgach z�amanej deski. Z trudem wyci�gn�a nog� chwytaj�c si� por�czy i za�amk�w
muru. Co robi�? Uzna�a, �e jednak bezpieczniej i�� dalej, ni� schodzi� na d�. Posuwa�a
si� powoli �ami�c co drugi stopie�. Cudem wprost dobrn�a do jakich� drzwi. Zapuka�a.
Us�ysza�a kobiecy g�os:
� Prosz�.
Czar-Baba otworzy�a drzwi i wesz�a ci�ko dysz�c do ma�ego, schludnego pokoju, a poniewa�
by� bardzo niski od razu usiad�a na pod�odze.
13
� Dzie� dobry � wysapa�a.
� Dzie� dobry � odpar�a ma�a, stara kobietka siedz�ca przy stoliku. � Och, pani z trudem
oddycha, pani chyba jest chora!
� Nie, chc� powiedzie�...
� Ale� pani zblad�a, zaraz przynios� wody � przerwa�a staruszka zrywaj�c si� z krzes�a. �
To na pewno serce.
� Nie, nie, to nie serce, to schody! Po�ama�am schody! Wstyd mi.
Staruszka wybuchn�a �miechem:
� Och, tylko to? Prosz� si� nie martwi�.
� Ale� nie mo�na teraz zej�� na d�! B�dziemy tu tkwi�, p�ki kto� nie zauwa�y szkody i
nie naprawi schod�w. Mo�e b�dziemy tu uwi�zione przez d�u�szy czas, to okropne!
� A wi�c mamy przygod� � u�miechn�a si� kobietka. � Trzeba b�dzie jednak pomy�le�...
S�ysza�am, �e Gnom pozwoli� pani przebywa� u nas tylko pi�� dni. Dlatego nie chce pani traci�
czasu, rozumiem. Dobrze wi�c, zejdzie pani inn� drog�. A teraz, mo�e zwiedzimy wie��?
� O, bardzo ch�tnie.
Staruszka poprowadzi�a Czar-Bab� wewn�trznymi, wygodnymi schodami jeszcze wy�ej.
Tak przesz�y kilka pi�ter. Na ka�dym pi�trze ca�e pomieszczenie zajmowa�a biblioteka. A na
samej g�rze Czar-Baba stan�a jak wryta: nie, dzieci tam nie by�o; w okr�g�ej salce znajdowa�a
si� lunetka skierowana ku g�rze oraz wiele innych instrument�w.
� To jest obserwatorium astronomiczne � obja�ni�a staruszka. � Czy wie pani, co to takiego?
� Oczywi�cie, dlaczeg� mia�abym nie wiedzie�?
� Bo wiadomo mi, �e mieszka pani stale w lesie...
� Siedz�c w lesie mo�na by� nie g�upszym, ni� siedz�c pod ziemi� � za�mia�a si� Czar-
Baba.
� Przepraszam, tak, ma pani racj�. Zejd�my do biblioteki, prosz� i�� przodem.
Schodz�c po schodach Czar-Baba zastanawia�a si�, kim jest ta osobliwa kobieta i czy mo�na
prosi� j� o pomoc. Gdy usiad�y w bibliotece na �awie, Czar-Baba spyta�a:
� Kim pani w�a�ciwie jest?
� Jestem Tomira, astronomka.
� Ooo!
� Wydaje si� to dziwne, prawda! Tak si� z�o�y�o, �e musia�am wybra� to zaj�cie. Czy mog�
zapyta�, w jakim celu przyby�a pani do naszego kraju?
Czar-Baba odpowiedzia�a z namys�em:
� Troje ma�ych dzieci zab��dzi�o w borze. Wybra�am si� na poszukiwanie ich i zasz�am do
was w nadziei, �e mo�e tu je znajd�. Czy nic pani o nich nie wiadomo?
� A c� Gnom na to?
� Twierdzi, �e ich tu nie ma.
� No, tak. Niestety, nie mog� w niczym pom�c. Podobno zwiedzi�a pani ju� ca�e miasto?
� Tak, ale nie mog�am wyj�� poza jego mury. Co jest poza miastem?
Tomira zawaha�a si�.
� Nie mog� odpowiedzie� na to pytanie.
� To znaczy, �e co� jest, ale... zreszt� mniejsza z tym. Dzi�kuj� pani za wszystko i przepraszam
za te schody. Musz� ju� i��. Obieca�a pani...
� Tak, tak, wyprowadz� pani�, do widzenia.
Tomira wsta�a i podesz�a do p�ki stoj�cej pod �cian�. Czar-Baba zauwa�y�a ze zdziwieniem,
�e obok ksi��ek, sta� na p�ce ma�y flakonik, a w nim bukiecik sztucznych fio�k�w.
Chcia�a o nie spyta� astronomk�, ale nie by�o czasu. Tomira nacisn�a guzik i oto cz�� �ciany
razem z p�k� odchyli�a si�. Ukaza� si� ma�y przedsionek, a dalej szerokie schody wiod�ce w
14
d�. Czar-Baba spieszy�a si�. W trakcie rozmowy z Tomir� przesz�a jej do g�owy pewna
my�l. Zrozumia�a dok�d rozci�ga si� pa�stwo Gnoma. Teraz trzeba dzia�a� � pomy�la�a schodz�c
szybko. Gdy zesz�a, zobaczy�a, ze jest w nieznanej zupe�nie cz�ci budynku, a przecie�
zwiedzi�a dok�adnie ca�y pa�ac. Przesz�a szereg pokoi i pl�tanin� korytarzy, nigdzie nikogo
nie spotykaj�c, co te� wyda�o jej si� dziwne. Wreszcie jakie� drzwi wyprowadzi�y j� na znajomy
korytarz. Wtedy w�a�nie zgas�y �wiat�a dzienne. Pospieszy�a do swojego pokoju i po�o�y�a
si� do ��ka. I zn�w rozwa�a�a i rozmy�la�a: to oczywiste, �e pa�stwo to si�ga w g��b
ziemi, ale jak tam si� dosta�? Okazuje si�, �e s� tu jednak tajne przej�cia, ukryte korytarze.
Mo�e nie wiedzia�abym o tym, gdybym nie po�ama�a schod�w, to dobre. Tak samo na pewno
ukryte jest wej�cie do tych g��bokich podziemi, ale od nikogo niczego si� nie dowiem. Musz�
je znale�� sama. Mo�e jest w tej tajemniczej cz�ci pa�acu? Wszystko takie dziwne. Tomira
jest m�dra i mi�a, ale wynios�a. Wypu�ci�a mnie jednak z wie�y, nie boj�c si�, �e poznam
ukryte przej�cie. Wydaje mi si�, �e ona co� wie, ale rzeczywi�cie, dlaczego mia�aby mi pomaga�?
Wreszcie zasn�a. Tak min�� dzie� drugi.
Nazajutrz, gdy Czar-Baba chcia�a wyj�� ze swego pokoju, wzrok jej pad� na drzwi zamykaj�ce
�cienn� szaf�. Dot�d nie zwraca�a na nie uwagi, ale teraz zastanowi�a si� i otworzy�a je.
Szafa by�a du�a, ale pusta. Czar-Baba obmaca�a �cianki boczne szafy, a chc�c dosi�gn�� g�rnej,
wesz�a do �rodka. Wtedy sta�o si� co� niezwyk�ego: deski pod�ogi si� rozsun�y i Czar-
Baba run�a w d�, w czarn� czelu��. Padaj�c uderzy�a g�ow� o jaki� wyst�p i straci�a przytomno��.
15
Rozdzia� sz�sty
Lochy
Gdy Czar-Baba si� ockn�a, nie od razu mog�a zrozumie�, co si� sta�o i gdzie si� znajduje.
Ze zdziwieniem spostrzeg�a, �e le�y na hamaku. Potem zobaczy�a, �e znajduje si� w ma�ym
mrocznym pokoju. W rogu sta� st� z pal�c� si� �wiec�. Przy stole siedzia� staruszek i pisa� w
wielkiej ksi�dze. W�osy mia� zupe�nie bia�e i tak� sam� bia��, ogromn� brod�, kt�ra opada�a
a� na pod�og�, a jej koniec by� przywi�zany do nogi sto�u. Wszystko to wyda�o si� tak niesamowite,
�e a� krzykn�a. Starzec odwr�ci� g�ow�. Twarz mia� pobru�d�on�, usta zapad�e,
bezz�bne, oczy wyblak�e. Powiedzia� cichym g�osem:
� Wreszcie obudzi�a� si�. to szcz�cie, �e spad�a� na m�j hamak, bo mog�aby� si� zabi�.
Kim jeste�?
� Nazywaj� mnie Czar-Bab�. A ty, biedny staruszku, co tu robisz? Widz�, �e jeste� wi�ziony!
� Tak, jestem Gwidon, skazaniec. Na noc mnie odwi�zuj� i �pi� w hamaku. W dzie� � jak
widzisz. Wi�c siedz� i pisz� pami�tnik.
� Nie pr�bowa�e� uciec?
� Gdy by�em m�odszy, zamykano ten pok�j na klucz. Teraz jestem bardzo s�aby, gdzie�
p�jd�? Ci�gle zmieniaj� tajne wej�cia do tych podziemi, wsz�dzie s� stra�nicy...
� A za co ci� tak m�cz�?
� Chcesz wiedzie�? Sam ju� dobrze nie wiem, to by�o tak dawno! W m�odo�ci by�em budowniczym
� ci�gn�� urywanym g�osem. � To ja zbudowa�em ten pa�ac na g�rze. Ale potem
nagle kr�l � bo wtedy panowa� kr�l Feliks � odsun�� mnie od wszelkich prac. Chyba pr�bowa�em
dociec przyczyny. Tak mi si� ju� wszystko miesza w pami�ci. To by�o przecie� z pi��dziesi�t
lat temu. Kt�ry� doradca kr�la powiedzia� mi o jakiej� tajemniczej budowie... co to
by�o, nie pami�tam, ale chyba co� wa�nego, bo gdy kto� doni�s� kr�lowi o naszej rozmowie,
wtr�cono mnie do lochu i zagro�ono �mierci�, gdybym opowiedzia� komu� o tym, co us�ysza�em
� Och, Gwidonie, nie m�g�by� przypomnie� sobie, co to by�a za tajemnica? Nie chc� ci�
nara�a� i przysi�gam, �e nie zdradz� ciebie przed nikim.
� Teraz ju� mi wszystko jedno. Ale naprawd� nie pami�tam. Czy to wa�ne?
� Kto wie? Kto wie?
� Po co ci zna� kobieto z Nadziemia tutejsze tajemnice?
Wtedy Czar-Baba opowiedzia�a skaza�cowi o wszystkim i doda�a:
� Dzieci ukryte s� gdzie� poza miastem, to pewne. Powiedz mi, co jest poza miastem?
� Te w�a�nie lochy, w kt�rych jeste�my.
� A co jeszcze? A gdzie ta budowla, o kt�rej m�wi�e�?
� Nie mog� ci pom�c, nie wiem.
Czar-Baba zamy�li�a si�. Nagle uderzy�a si� d�oni� w czo�o.
�Przecie� piszesz pami�tnik od chwili skazania. Na pewno zapisa�e� i tamto zdarzenie
sprzed lat.
� Masz racj�! � wykrzykn�� Gwidon. � Pisz� codziennie jedn� stron�, wi�c przez 50 lat napisa�em
(tu obliczy�em na papierze) 18 250 stron. Teraz trzeba obliczy�...
� Przecie� to musi by� na samym pocz�tku, znajd� pr�dzej.
� Tak, tak. ach, ju� ze staro�ci miewam za�mienia umys�u � mrucza� i wertowa� ksi�g�. �
Mam, s�uchaj: Zaprzyja�niony ze mn� doradca kr�lewski powiedzia� mi w wielkiej tajemnicy,
16
�e odkryto w du�ej odleg�o�ci od miasta podziemne jezioro. Po�rodku jeziora jest wyspa, do
kt�rej dociera podobno �wiat�o s�oneczne. Nikt poza kr�lem i jego zaufanymi o tym nie wie.
Powiedzia� mi jeszcze, �e widocznie nie ciesz� si� zbytnim zaufaniem kr�la, skoro nie dopu�ci�
mnie do budowy domu na tej wyspie. Nie rozumiem, dlaczego zrobiono z tego taki sekret i
czemu straci�em zaufanie kr�la. � To wszystko, co zapisa�em. Potem jest ju� tylko o moim
skazaniu.
� Gdzie jest to jezioro? Jak tam dotrze�? � pyta�a gor�czkowo Czar-Baba.
� Nie wiem, tego mi nie powiedzia�. Wydaje mi si�, �e nadal ta sprawa trzymana jest w
�cis�ej tajemnicy. Wiedz� o tym tylko zaufani obecnego prezydenta, a ci na pewno nie powiedz�.
� Oczywi�cie. Ach, przecie� to doskona�e miejsce, doskona�a kryj�wka. Gwidonie, zajrzyj
do pami�tnika, mo�e w innym miejscu co� zapisa�e� na ten temat.
Skazaniec zn�w zacz�� przewraca� po��k�e kartki. Czar-Baba czeka�a w napi�ciu. P�yn�y
minuty. Wreszcie skazaniec zamkn�� ksi�g�.
� Nic nie ma w pami�tniku, ale przysz�o mi na my�l, �e mo�e galernik b�dzie co� wiedzia�.
� Jaki zn�w galernik?
� Ach, wiem tylko tyle, �e jest przewo�nikiem na Czarnej Rzece. Id� tunelem w prawo, a
spotkasz go.
� Dzi�kuj� ci z ca�ego serca Gwidonie. Powiedz czy mog� co� dla ciebie zrobi�?
� Nic nie mo�esz zrobi�. Zreszt�, teraz ju� nic mi nie potrzeba. Chcia�bym, aby ci si� powiod�o.
�egnaj, b�d� zdrowa.
� �egnaj Gwidonie!
Czar-Baba ruszy�a w�skim i niskim tunelem w zupe�nych ciemno�ciach, bo nie by�o tu
o�wietlenia. Sz�a do�� d�ugo trzymaj�c si� wilgotnych, pokrytych ple�ni� �cian, potykaj�c si�
o rozrzucone kamienie i kurcz�c si�, by nie uderzy� g�ow� w strop. Na koniec pojawi�o si� w
dali czerwone �wiat�o, potem nagle tunel rozszerzy� si� i oczom jej ukaza�a si� ogromna ponura
pieczara. W �cianach tkwi�o kilka pochodni ledwie rozpraszaj�cych mrok. Przez �rodek
p�yn�a rzeka gubi�c si� w czelu�ci podziemnego w�wozu. Jej woda wydawa�a si� rzeczywi�cie
czarna odbijaj�c tylko krwawe �wiat�o pochodni. W zamulonej wodzie tkwi�y nieruchomo
trzy ogromne ��wie o sennych oczach. Dalej, na wp� wyci�gni�ta na b�otnisty brzeg,
sta�a ��d� z przewo�nikiem. By� to ma�y, mizerny cz�owieczek; siedzia� skulony, nie poruszaj�c
si�. Najwidoczniej spa�. Dalsze zacz�tki pieczary i pu�ap ton�y w mroku.
Czar- Baba stan�a jak wryta. Wyda�o si� jej, �e nagle znalaz�a si� gdzie� na ko�cu �wiata
lub w przedsionku piek�a, tak tu by�o niesamowicie, ponuro, strasznie. Ale szybko otrz�sn�a
si� z tego wra�enia, bo nie mog�a traci� czasu. Trzeba by�o dzia�a�. Zbli�y�a si� do �odzi i
cicho zawo�a�a:
� Hej!
Cz�owieczek si� podni�s�, brz�k�y �a�cuchy. Istotnie by� przykuty. Wygl�da� strasznie: zaro�ni�ty,
brudny, w �achmanach. Z przera�eniem patrzy� na Czar-Bab�.
� Kim jeste�, wielka kobieto? � wyj�ka�.
� Czar-Bab� z Nadziemia, a ty jeste� Galernikiem?
� Tak, jestem Szymon, galernik. A ty z Nadziemia! Jak si� tu dosta�a�? Od lat nie widzia�em
ludzi z miasta, a co dopiero z Nadziemia!
� Wsp�czuj� ci bardzo. Czemu jeste� przykuty?
� Dawno, dawno temu dosta�em taki wyrok, nawet nie pami�tam na ile lat. Potem zapomniano
o tym wyroku. Teraz ju� nikt nie wie, dlaczego siedz� w tej �odzi, czy mo�na mnie
uwolni�, czy nie... Jest jak jest i tak b�dzie do mojej �mierci.
� Ale� za co tak cierpisz?
17
� Ach, by�em kiedy� mo�ny, bogaty, by�em doradc� kr�lewskim, dostojnikiem pierwszym
po kr�lu � rozmarzy� si� galernik � ach, po c�, po c� zdradzi�em...
� Tajemnic� pa�stwow� � doko�czy�a Czar-Baba, kt�ra w lot si� domy�li�a, �e to on w�a�nie
opowiedzia� Gwidonowi o jeziorze.
� Tak, sk�d wiesz?
� Mniejsza z tym. Powiedz, kogo tu przewozisz?
� Wi�ni�w, stra�nik�w, tu s� Wi�zienne Lochy. Ale m�w cicho, mnie nie wolno rozmawia�.
� S�uchaj Szymonie, to bardzo, bardzo wa�ne � szepta�a gor�czkowo Czar-Baba. � Przypuszczam,
mam pewno��, �e na wyspie, o kt�rej dobrze wiesz, s� uwi�zione dzieci z Nadziemia,
kt�re prezydent kaza� porwa�. Pom� mi galerniku, ty jeden wiesz...
� Zamilcz! � przerwa� wzburzony galernik. � Po co� tu przysz�a, po co mnie m�czysz, cierpi�
ca�e �ycie przez to przekl�te jezioro, nie chc� o niczym wiedzie�, pragn� zapomnienia �
j�cza� � mnie zabij�, ciebie zamkn� w lochu, odejd�, odejd�!!! ... 朜...
Us�yszeli dalekie pobrz�kiwanie, potem cz�api�ce kroki, jakie� mruczenie i z ciemno�ci
wy�oni� si� pot�ny, jak na tych niewielkich ludzi, m�czyzna z p�kiem kluczy w r�ce. Galernik
zd��y� szepn��:
� To Madej, Str� Wi�ziennych Loch�w. Strze� si� go.
Madej podszed� do �odzi. Wygl�d jego m�g� rzeczywi�cie przestrasza�: mia� du�� g�ow�,
czarn� spl�tana brod�, zakr�cone do g�ry w�sy a spod nastroszonych brwi patrzy�y ponuro i
wrogo czarne oczy.
� Co to za baba tu si� kr�ci? � krzykn�� ostro. � Sk�d raptem tu si� wzi�a�? Przecie� nie
ma wej�cia do Loch�w. Odpowiadaj!
� Jestem tu przez przypadek, po prostu wpad�am. Sama jestem zdziwiona i przestraszona.
Pom� mi dobry cz�owieku wydosta� si� st�d.
� Stad nie ma wyj�cia. Co ci powiedzia� ten g�upi galernik?
� Nic. W�a�nie chcia�am go wy�aja� za to, �e nie odpowiada� wcale na moje pytania, a ja
pyta�am tylko, gdzie jest wyj�cie. Sk�d mog�am wiedzie�, �e wyj�cia nie ma.
� No to jego szcz�cie, �e nie odpowiada�.
Czar-Baba zauwa�y�a, �e galernik spojrza� na ni� z wdzi�czno�ci�. Och, biedaku, jak ci
pom�c? � pomy�la�a, a g�o�no powiedzia�a zwracaj�c si� do Str�a Wi�ziennych Loch�w:
� Jestem w go�cinie u pana prezydenta. Mam jego pisemne zezwolenie na zwiedzanie pa�stwa.
� Poka�!
Czar-Baba wyci�gn�a z kieszeni nieco zmi�ty kawa�ek papieru. Madej chwyci� go i przeczyta�.
Potem odda� dokument i powiedzia�:
� To nie dotyczy moich podziemi.
� Dlaczego?
Madej roze�mia� si� z�o�liwie:
� Albo nie czyta�a� tego papierka, albo udajesz niewini�tko. Czy w og�le umiesz czyta�?
Zezwala ci si� zwiedza� miasto, miasto! A tu jest teren poza miastem.
� Wszyscy mi m�wili, �e poza miastem nic nie ma.
� Ech, babo, gadasz brednie! I powiadasz, �e wpad�a� tutaj przypadkiem. Jako� nikt dot�d
nie wpad� przypadkiem poza tob�. Uwa�am, �e przyby�a� specjalnie na przeszpiegi. Dostan�
nagrod� za z�apanie ciebie.
� Przecie� nawet nie wiedzia�am o istnieniu tych loch�w.
� Cha, cha, cha � za�mia� si� Madej. � S�owom szpiega nie mo�na wierzy�!
� A po co bym pyta�a, jak si� st�d wydosta�?
� Pewnie, �e nie chcia�aby� sp�dzi� tu reszty �ycia, ale kto wie, czy nie sp�dzisz.
18
� C� to! Grozisz mi? Najlepiej b�dzie, gdy spytasz pana prezydenta i wyja�nisz spraw� �
krzykn�a bardzo rozgniewana Czar-Baba.
� Nie ucz mnie, co mam robi�! � wrzasn�� Madej. Ale po chwili, nie do wiary, u�miechn��
si� i powiedzia� uprzejmie: � Pani wybaczy, �e si� unios�em. Przyzwyczai�em si�, �e od dwudziestu
lat jestem tu wy��cznym panem. Dobrze, poka�� pani Wi�zienne Lochy. Prosz� i�� za
mn�. � I skierowa� si� w g��b ciemnych korytarzy.
Galernik, kt�ry dot�d milcza�, szepn��:
� To podst�p, strze� si�.
Czar-Baba u�miechn�a si� do niego i posz�a za str�em. Przemierzyli kilka mrocznych,
s�abo o�wietlonych pochodniami korytarzy. Po nied�ugim czasie weszli na obszerny, okr�g�y
plac jasno o�wietlony licznymi latarniami. Dooko�a placu bieg�y kraty si�gaj�ce sklepienia.
Po�rodku sta� st�, przy kt�rym siedzieli stra�nicy. G�o�no rozmawiali, jedni jedli, drudzy
grali w karty.
� Baczno��! � zawo�a� Madej.
Stra�nicy poderwali si� z miejsc.
� Przysz�a inspekcja, widzicie jaka wielka? � Madej by� zadowolony ze swego �artu.
� Ot� prosz� pani, to jest G��wny Loch. Wi�niowie s� za kratami dooko�a placu. Po co
cele? Stra�nicy widz� wszystkich siedz�c po�rodku. To m�j pomys�. Tak, tak, ale najgorsi
przest�pcy siedz� osobno. Idziemy.
Ruszyli innym korytarzem. Przy jego ko�cu Madej obja�ni�:
� Tam, na lewo jest drugi i trzeci plac, mniejsze od pierwszego, a tu s� tylko dwie cele. W
tej oto siedzi za krat� Roch, herszt buntownik�w.
Czar-Baba zauwa�y�a, �e Roch by� m�odym ch�opcem o smutnych oczach.
� A teraz niech pani sama zobaczy, co jest w tej celi naprzeciwko � rzek� Madej i podni�s�
krat�.
Ledwo Czar-Baba wesz�a, Madej zatrzasn�� krat� i zamkn�� na klucz.
� Gdzie� tw�j os�awiony spryt! � Madej �mia� si� do rozpuku.
� Ten si� �mieje, kto si� �mieje ostatni � odpali�a Czar-Baba. � Jeszcze mnie popami�tasz!
� A c� ty mi mo�esz zrobi�?
� Musisz przecie� powiadomi� pana prezydenta, aby dosta� swoj� nagrod�. Gdy si� dowie,
co� zrobi�, ka�e ci� wych�osta�, a mnie wypu�ci�.
� W porz�dku, nie denerwuj si�. Oczywi�cie spraw� za�atwi�, jak trzeba. Gdy si� wyja�ni,
p�jdziesz do domu.
� Jak d�ugo ma trwa� to wyja�nianie?
� Od 24 godzin do 24 lat! Cha, cha, cha!
� Id� precz! Nie na darmo nosisz to zb�jeckie imi�.
� O, prosz� si� do mnie zwraca� grzecznie.
W tym momencie przygas�y �wiat�a.
� Dobranoc, Czar-Babo � zawo�a� Madej. � �ycz� ci mi�ych sn�w! � Po czym oddali� si�
brz�cz�c kluczami.
Min�� dzie� trzeci, pozosta�y tylko dwa. Ale w tym trzecim dniu tyle si� zdarzy�o! Zdoby�a
tyle wiadomo�ci! Teraz wa�ne jest, jak post�pi prezydent. � Hm, wcale nie chc�, aby mnie
wypu�ci� � rozmy�la�a � bo wtedy musia�abym wr�ci� do miasta, a ja chc� zosta� w tych podziemiach.
� Prosz� pani, prosz� pani! � us�ysza�a nawo�ywanie. To Roch dawa� jej znaki ze swej celi
i m�wi�: � Przepraszam, �e pani� niepokoj�, ale ju� ostatni stra�nicy poszli sobie i mo�na
spokojnie porozmawia�.
� Bardzo ch�tnie � odpar�a Czar-Baba.
� Pani na pewno st�d wyjdzie, mo�e ju� jutro. Chcia�em prosi� o pomoc...
19
� Ale� Rochu, ja sama jestem w niepewnej sytuacji, a ty� podobno buntownik...
� Jaki tam ze mnie buntownik! W�a�nie chc� wszystko pani opowiedzie�. Siedz� tu z powodu
kr�la. Ostatni kr�l, jaki tu panowa� �yje i jest gdzie� ukryty.
� Co ty powiesz? Ciekawe, ale sk�d o tym wiesz?
� Widzi pani, starzy ludzie jeszcze go pami�taj�. Kr�l przebywa w odosobnieniu, nie wiadomo
gdzie. Dowiedzia�em si� o tym przypadkowo, jeszcze na wolno�ci i bardzo si� tym zaciekawi�em,
przecie� to nadzwyczajne! Chcia�em dowiedzie� si� czego� wi�cej i kiedy� zapyta�em
znajomego staruszka, czy pami�ta kr�la i dlaczego zosta� usuni�ty. By�o to na ulicy.
Kto� us�ysza� i zaraz og�oszono, �e jestem buntownikiem. To nieprawda, nikogo nie buntowa�em.
Oto moja historia. A teraz chcia�em prosi�... aby pani, b�d�c w pa�acu powiedzia�a o
mnie pani prezydentowej. Ona mnie dobrze zna i jest dla mnie �askawa.
� Mnie nie wypada miesza� si� do waszych spraw. A pani prezydentowej w og�le nie
znam.
� Szkoda, to m�dra i uczona kobieta, nie uwierzy�aby w moj� win� i mog�aby powiedzie�
s��wko w mojej obronie.
� Dziwne, nie spotka�am jej w pa�acu.
� To mo�liwe, bo przewa�nie przebywa w wie�y i zajmuje si�...
� Co?! W wie�y?
� Tak, w wie�y pa�acowej, jest...
Czar-Baba os�upia�a ze zdumienia.
� Wi�c Tomira, to �ona prezydenta?
� Tak, oczywi�cie.
� Same niespodzianki! � wykrzykn�a Czar-Baba. � Tak! znam, znam j�! Ale najpewniej
nie zobacz� ju� ani jej, ani pa�acu.
� Dlaczego?
� Nie mog� ci na to odpowiedzie�. Zreszt� porozmawiamy jeszcze jutro.
� Jutro pani odejdzie i zostan� bez nadziei.
� Dobrze, Rochu, zrobi� o co prosisz, je�eli tylko b�dzie to mo�liwe.
� Dzi�kuj� pani, dobranoc.
Czar-Baba wreszcie zasn�a. Ledwie �wiat�a dzienne zab�ys�y, zjawi� si�, z nieod��cznym
brz�czeniem kluczy, Madej. By� ponury. Nie natrz�sa� si� z Czar-Baby i o�wiadczy� kr�tko:
� Pan prezydent powiedzia� tak: �Oczekuj� Czar-Baby we wtorek o godzinie si�dmej wieczorem
u mnie w pa�acu�.
� Nic wi�cej nie powiedzia�?
� Nic, a nic. Wcale nie kaza� ci� wypuszcza�.
� A nagrod� dosta�e�?
� Nie � odwr�ci� si� na pi�cie i odszed�.
Czar-Baba by�a bardzo zadowolona. � Tak � mrucza�a do siebie � Gnom nie m�g� mnie
kaza� wi�zi�, bo by�oby to wbrew umowie. Da� wykr�tn� odpowied�, ale tak, aby Madej zatrzyma�
mnie tutaj do jutra wiecz�r. A wi�c boi si� mnie. To dobrze.
Przez ca�y dzie� by�a spokojna. Gdy �wiat�a dzienne zgas�y � min�� dzie� czwarty. Kiedy
stra�nicy odeszli, cicho zawo�a�a:
� Rochu, Rochu, nie �pisz?
� Nie, sk�d, ciesz� si�, �e pani jutro st�d wyjdzie i...
� O, wyjd� na pewno. Powiedz mi, czy id�c korytarzami mo�na omin�� G��wny Plac?
Chcia�abym dotrze� do Czarnej Rzeki.
� Po co? przecie� jutro b�dzie pani w pa�acu, wi�c mo�e jednak...
� Oj, Rochu nie zadawaj zb�dnych pyta�.
� Ale ja nic nie rozumiem, wszystko jest takie dziwne.
20
� Nie musisz rozumie�. Czy mo�esz odpowiedzie� na moje pytanie?
� Dobrze, powiem to, co wiem. Mo�na omin�� plac, ale trzeba przej�� przez Kociarni� i
Wykroty. Tamtej drogi si� nie pilnuje bo wiadomo, �e nikt z wi�ni�w nie odwa�y si� przej��
przez pomieszczenie z kotami. Zreszt� nikt te� nie wie dobrze, dok�d ona prowadzi. Ale tylko
w ten spos�b mo�na omin�� stra�nik�w. Trzeba i�� tym korytarzem w prawo do samego ko�ca
i skr�ci� znowu w prawo. Tych korytarzy nigdy nie o�wietlaj�, co gorsza, ten drugi potem
si� rozga��zia i nie wiem, kt�r� drog� trzeba dalej i��, aby doj�� do Kociarni. Nale�y uwa�a�,
bo inne drogi mog� zaprowadzi� zn�w na kt�ry� plac. Gdy si� znajdzie Kociarni� i przebrnie
szcz�liwie przez sfor� tych potwor�w, wejdzie si� do na wp� wyko�czonego tunelu, kt�ry
jest zasypany gruzami. Ta cz�� Loch�w to w�a�nie Wykroty. Dalej jest urwisko i jakoby jaka�
woda. Mo�e to i rzeka. Wiem o tym wszystkim z opowiada� stra�nik�w, ale oni sami
dalej si� ju� nie zapuszczali. Boj� si� tego miejsca, nazywaj� je �Diabelsk� Ziemi��, bo, jak
m�wi�, tam straszy. To wszystko, co wiem. Och, niech pani nie idzie tamt�dy, to straszna
droga!
� Musz�, Rochu, musz�.
Czar-Baba powt�rzy�a ca�� tras�, a Roch potwierdzi�, �e dobrze zapami�ta�a. Potem usiad�a
i zamy�li�a si� g��boko. Po pewnym czasie powiedzia�a:
� Powiedz mi, Rochu, w jaki spos�b dosta�e� si� do tej celi?
� Jak to?
� Madej twierdzi, �e nie ma tu ani wej�cia, ani wyj�cia. Kt�r�dy ci� sprowadzono do Loch�w?
� Nie wiem.
� Jak to?
� Uwi�ziono mnie wieczorem, zaprowadzono do pa�acu. Tam, w gabinecie prezydenta on
sam i inni pytali mnie o zdarzenie na ulicy. Potem wprowadzono mnie do jakiego� pokoju i
kazano i�� spa�. Po�o�y�em si� na pryczy i zasn��em. Rano obudzi�em si� w tej oto celi. Nie
czu�em, aby wieziono mnie czy znoszono po schodach. To dziwne, prawda?
� Tak. My�la�am, �e pomog� ci uciec, ale rzeczywi�cie zwyk�ego wyj�cia nie ma. My�l�,
�e spuszczono ci� na tej samej pryczy przez otw�r, wprost do celi. Powiedz mi jeszcze, sk�d
tak dobrze znasz pani� Tomir�?
� To by�o tak � Roch z ochot� zacz�� opowiada�: � Chcia�em by� budowniczym, jak m�j
ojciec i dziadek. Dziadek, wie pani, by� s�awny, zbudowa� ten pa�ac dla kr�la, w kt�rym
mieszka teraz ten okrutny Gnom. M�wi� okrutny, bo to on zape�ni� Lochy wi�niami, cho� o
tym si� nie m�wi. Niespodziewanie dosta�em pewnego dnia wezwanie do pani prezydentowej.
By�a bardzo �askawa, spyta�a mnie, czy nie chcia�bym si� uczy� u niej astronomii. Zgodzi�em
si� z rado�ci�, przecie� to bardzo ciekawe. Nie rozumia�em wprawdzie, dlaczego wybra�a
w�a�nie mnie, ale nie docieka�em przyczyny. Nauka nie trwa�a d�u�ej ni� miesi�c, gdy znalaz�em
si� tutaj.
� Hm, a jak si� tw�j dziadek nazywa�?
� Gwidon.
� Czy �yje?
� Umar�, o, ju� bardzo dawno. By� wdowcem i sam wychowywa� mego ojca. Po �mierci
dziadka ojcem zaopiekowa�a si� ciotka.
� A gdzie jest tw�j ojciec?
� Niestety, moi rodzice ju� nie �yj�.
� Wsp�czuj� ci, m�j ch�opcze. No, na mnie ju� czas. Obiecuj�, �e zrobi� co� w twej sprawie.
Nie opowiadaj nikomu o naszych rozmowach. Teraz �pij mocno. O niczym nie wiesz ,
niczego nie widzia�e�, ani nie s�ysza�e�. Rozumiesz?
� Rozumiem. I... dzi�kuj� pani.
21
Czar-Baba rozejrza�a si�, chwil� nas�uchiwa�a. Panowa�a g�ucha cisza. Wtedy chwyci�a w
obie r�ce krat�, napi�a mi�nie, szarpn�a i oto zawiasy ust�pi�y. Wysz�a z celi i postawi�a
krat� na miejsce, tak, aby si� wydawa�o, �e nie by�a ruszana. Potem ruszy�a w g��b korytarza.
Wyj�a pochodni� z uchwytu w �cianie i zag��bi�a si� w mrok ciemnego tunelu. Gdy dosz�a
do rozwidlenia, zatrzyma�a si�. Kt�r� drog� wybra�? Ba�a si� zab��dzi� w tym labiryncie i
trafi� zn�w na plac, przed czym przestrzega� Roch. Nagle us�ysza�a dalekie jakby st�kanie,
czy mruczenie. Z pocz�tku ogarn�� j� l�k, ale wnet roze�mia�a si�: przecie� to koty! Dzi�ki
temu znalaz�a w�a�ciwy kierunek i tam skierowa�a swe kroki. Po d�u�szej chwili zobaczy�a w
blasku swej pochodni, �e korytarz jest zamkni�ty siatk�. To by�a w�a�nie Kociarnia. � Teraz
trzeba wej�� tak, aby koty nie poucieka�y, bo mog�yby sprowadzi� na mnie nieszcz�cie �
pomy�la�a. Uda�o jej si� i to, bo siatka by�a zamkni�ta na skobel. Odsun�a go, wesz�a i zamkn�a
za sob�. Znalaz�a si� teraz w�r�d na wp� zdzicza�ych zwierz�t,