9851

Szczegóły
Tytuł 9851
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9851 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9851 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9851 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Ignacy Kraszewski Czercza mogi�a Byliby�my niesprawiedliwi wzgl�dem kraju naszego, gdyby�my mu zarzuca� chcieli z cudzoziemcami brak rozmaito�ci i jednostajno�� widok�w; nie ma mo�e bogatszej pod tym wzgl�dem ziemi. Okolice Krakowa, podn�a Karpat, Sandomierskie, Mazowsze, Podlasie, Galicja, Pozna�skie, �mud�, Wo�y�, Podole maj� ka�de odr�bn� i silnie nacechowan� fizjognomi�. Jest zapewne co�, co w wielk� ca�o�� ��czy rozpierzch�e rysy i daje im harmonijny koloryt; ale wpatrzywszy si� tylko, co to tu szczeg��w, ile barw rozmaitych i w swej prostocie tak pi�knych! Nie mienia�bym tej ziemi, mglistym niebem pokrytej, borami odwiecznymi szumi�cej, na najwspanialsze, najs�awniejsze ziemice, kt�rych pi�kno�ci posz�y w przys�owie. Byle oczy, byle serce, byle uczucia troch�, a rajem ten �liczny �wiatek. Wprawdzie i Lapo�czyk, jak m�wi�, kocha si� w mchach swoich i kraju ze ska� i topielisk z�o�onym, ale czy� i ten sm�tny ziemi zak�tek nie ma tak�e pi�kno�ci swojej? B�g stwarzaj�c ziemi�, na wielkim jej, r�nolitym obrazie odmalowa� r�ne strony, r�ne rodzaje pi�kna, da� wzory wszelkiego wdzi�ku, wszelkiego sposobu, w jaki natura my�l Jego wykaza� mo�e; a przy ka�dym z tych widnokr�g�w odmiennych postawi� cz�owieka, do kt�rego duszy ta pi�kno�� przypada, kt�ry j� najlepiej rozumie i najlepiej ukocha� mo�e. 1 dlatego nie zazdroszcz� wcale neapolita�czykom ich zatoki, ani Szwajcarom g�r ich, ani Niemcom i Francuzom Renu, o kt�ry si� k��c�... do�� mi tego, na co patrz�... W tym z�amku r�wnie� odbija si� my�l Bo�a, jak w wodach Orenoki, jak w falach Renu i p�omienistych snopach podbiegunowej Zorzy. Uznaj� ch�tnie wszelk� pi�kno��, ale gdyby mnie kto przeni�s� na zawsze z ziemi, do kt�rej tak przyros�em sercem i dusz�, o! umar�bym z t�sknoty za sosnami, za szarym niebem i lasem naszym zielonym. A szczeg�lniej za lasami. Bo wed�ug mnie nic pi�kniejszego nad lasy, gdzie brak drzewa: wody, ska�y, niebo, s�o�ce, nic go nie zast�pi. I okolice, w kt�rych nie ma nic do widzenia opr�cz bor�w i las�w, jeszcze s� weselsze od najnieprzejrza�szego, wonnego stepu, po kt�rym t�sknota chodzi jak po wielkim sm�tarzysku. Drzewa tylko �e nie m�wi�, ale co w nich my�li! ile wdzi�ku! jaka rozmaito�� barw, woni, fizjognomii! jakie w nich �ycie! Nigdy mi si� nie uprzykrzy�o jecha� nimi cho�by dni kilka ci�gle, jak to si� w Litwie zdarza; ale gdy raz stepem besarabskim p�tora tylko dnia przew�drowa�em na skwarnym s�o�cu, na ca�e �ycie mia�em tego dosy�. Litwa to jeszcze kraj, na kt�rym zna�, �e dopiero w XIV wieku wcieli�a si� do mocarstw europejskich i najp�niej prze�egna�a si� krzy�em �wi�tym. Co krok spotykasz pami�tki, z kt�rych zda� sobie sprawy inaczej, jak si�gaj�c my�l� w czasy przedchrze�cija�skie, nie mo�na. Wieje zewsz�d jaka� wo� prostoty na p� dzikiej, na p� patriarchalnej, kt�r� odetchn�� po zadusze naszej mi�o. A przy tym kraj to ze swymi lasami, jeziorami, piaskami, rozsypanym pod nogami kamieniem, ze swymi ja�owcami i jod�ami, dziwnie poetyczny i pi�kny, do kt�rego si� mo�na przywi�za�, za kt�rym t�skni� �atwo �ycie ca�e. Kt�, raz cho� w �yciu przejechawszy Bia�owiesk� Puszcz�, popatrzywszy na brzegi Niemnowe, podumawszy nad jeziorami, nas�uchawszy si� gwaru las�w jod�owych, nie ujrza� ich p�niej natr�tnie mu si� przypominaj�cych w snach i marzeniach? Kraj to ubo�uchny i lud do�� by powinien by� ubogi, bo na p�lku na wp� piaszczystym sieje hreczk� po �ycie, a �yto po hreczce, ledwie �miej�c ja�ow� skib� przewr�ci�, �eby si� do szczercu nie dobra�, a przecie� dzi�ki pracowito�ci swojej, dzi�ki pomocniczym �rodkom i przemys�owi, cho� rola nie rodzi, ch�opek rzadko do�wiadcza g�odu. W okolicach wydmiastych i ca�kiem nieurodzajnych woda i lasy dostarczaj� materia��w do pracy i za- robkowania; a tam, gdzie co� zrobi� mo�na, Litwin tak uprawia, przewraca, gnoi, okopuje, osusza, �e mu urodzi� musi. A� mi�o wjecha� do wioski, tak w ka�dej wyczytasz zaraz, �e tu pracowite i pobo�ne mieszka plemi�. Nigdzie tyle krzy��w, tyle kalwaryj i M�k Pa�skich nie ma co na Litwie, nigdzie tyle u �r�de� kapliczek i figur na rozstajach. A krzy�e te maj� fizjognomi� w�a�ciw�, ze swymi daszkami, przykrywkami i mn�stwem p�acht, fartuszk�w, chustek, wst��ek, paciorek, kt�rymi je obwiesza pobo�no��. Nieraz w po�rodku wioseczki zobaczysz stos u�o�onych kamieni polnych w jak�� systematyczn�, piramidaln� figur�, a na ich wierzchu wetkni�ty krzy� �elazny, a zasadzone drzewa ocieniaj�ce ten wiejski pomnik, kt�remu bia�a brzoza, stary ja�owiec i jod�a tyle dodaj� wdzi�ku, �e �ywcem si� na rysunek prosz�. Opr�cz tego na ka�dym dachu wyszy� wie�niak s�om� krzy� pa�ski, nad ka�dym oknem jest god�o zbawienia, jakby si� jeszcze bali Litwini, �eby do nich dawne bogi nie powr�ci�y ukradkiem. Przebywszy cudown� wznios�o�ci� drzew swych Bia�owiesk� Puszcz�, kt�ra nie ma r�wnej sobie w kraju ca�ym, zmierzaj�c ku Pi�skowi, przebywa si� do�� smutn� i ma�o komu znan� cz�� Rusi litewskiej. Jest to p�aszczyzna �yzna, miejscami przeci�ta mn�stwem rzeczu�ek, bagien, trz�sawisk, wydm poros�ych ja�owcem i t� bia�� traw�, kt�ra tylko na piaskach rosn�� lubi, uweselona �askami brz�z bia�ych lub borkami z sosen wysmuk�ych, podszytych gdzieniegdzie leszczyn�. Na tej r�wninie, kt�r� zewsz�d zamykaj� lasy, gaje i bor�w �ciany, tu i �wdzie poziome chaty d�ugim szeregiem wyci�gni�te, rzadko bielone, wynios�e krzy�e, szare ko�ci�ki wiejskie i m�yny wietrzne, kiedy niekiedy dw�r poka�niejszy wstrzymuje rozbuja�e oko. Drogi po wi�kszej cz�ci sk�adaj� si� z grobel, bo tu bez rowu �adne si� pole nie obejdzie, a grobelki zw�aszcza po wioskach dadz� si� podr�nemu we znaki. Pe�no kamieni po polach, a �e z nimi i z b�otem nie wiedzie� co pocz��, zarzucaj� g�azami tymi ka�u�e i do�y, niekiedy wy�cie�aj� ca�e d�ugie kawa�ki w�skich dro�yn, tak �e gdy przyjdzie przeje�d�a� tego rodzaju budow� pierwotn�, ko�ci i pow�z popami�taj�. Kamienne owe grobelki s� pomys�em ludzi, kt�rzy ca�e �ycie chodz� piechot�, o tym w�tpi� nie mo�na. Ale za to c� to za �liczna rzecz kamienne p�oty, kt�rymi ka�da chata, podw�rko i ogr�dek si� zagradza! Kamie� litewski nie jest to martwa, kantowata bry�a, kt�r� r�ka ludzka �wie�o odbi�a z pok�adu odwiecznego, nadaj�c jej kszta�t u�amkowy, nieforemny, ra��cy ostro�ci� rys�w. Ka�dy z nich, tak jak jest, d�ugie ju� przeby� wieki, oszlifowa�y go wody potopu, pokry�y go pi�kne mchy i porosty, a traf nada� mu posta� cz�sto fantastycznie pi�kn�. Niezmierna te� jest rozmaito�� kolor�w tych bry� kamiennych, czarniawych, sinawych, czerwonych, bia�ych, ��tych, tak �e gdy z nich u�o�y ch�opek p�ot, kt�ry okryj� li�cie powoj�w, dyni, perestup�w i chmiel�w, nic nad t� mozaik� barw widzie� nie mo�na pi�kniejszego. Wpo�r�d otaczaj�cej j� zieleni grod�ba ta niezmiernie odbija si� malowniczo. Mn�stwo tak�e kamieni r�nych wielko�ci, u�ytych na progi chat, za s�upy do bram, na siedzenia w�r�d drogi, zwracaj� oko rozmaito�ci� kszta�t�w i kolorytu. W�r�d wiosek w ten spos�b poogradzanych, pe�nych brz�z i jode�, wiedzie ci� droga, kt�r� przebywasz to gaje weso�e, to d�ugie b�ota, o�ywione ptactwem bez liku. Trz�sawiska te by�yby niezmiernie smutne, gdyby im B�g nie da� licznych mieszka�c�w i nagradzaj�c brak pi�kno�ci nie kaza� �piewa� na nich tysi�com stworze�, co si� gnie�d�� w�r�d k�p, wysepek, trzcin, sitowi�w i osoki. B�ki, czajki, ogromne stada kaczek i zabawne owe bataliony, z kt�rych ka�dy jest inny i ka�dy co chwila do boju gotowy - przelatuj� nad g�ow�, a wieczorem odzywaj� si� dziwnymi g�osami, jak stra�nicy tych rozleg�ych przestrzeni, kt�re s� ich kr�lestwem. Czasem z mil� ci�gnie ci si� grobla pe�na mostk�w i dziur pe�na, przez te b�ota niesko�czone, a gdy� j� przeby�, najlichsza karczemka stanie za najwygodniejsz� gospod�. Tu znowu brniesz w piasku, ale byleby� troch� kocha� natur� i lubi� si� w ni� wpatrywa�, nie utrudz� ci� one, bo i na nich s� ro�liny, s� mieszka�cy, s� �lady dziej�w i ludzi. Nieraz z na wp� rozwianej mogi�y naga ko�� ci� przywita lub rozbity kawa� popielnicy stare czasy przypomni. W�a�nie tego rodzaju drogami zbli�a�em si� ku Pi�skowi w roku 183... wpatruj�c si� z ciekawo�ci� w kraj, kt�ry zmienia� si� powoli i przybiera� coraz nowe odznaczaj�ce go rysy, gdy na najszkaradniejszej z d�ugich owych grobel mostek si� pode mn� za�ama�, konie mi pozapada�y, pow�z si� popsu�, a ja w skwarny dzie� bia�y osiad�em na tym pustkowiu bez ratunku. Potrzeba mi by�o samemu ze s�u��cym wyci�ga� moj� teleg�, wyprz�ga� popl�tane konie i wydobywszy si� z jamy, powoli na dr�gu wlec do karczmy. Kl��em te� na czym �wiat stoi i rozrzuciwszy do szcz�tu zdradliwy mostek, pod kt�rego belkami l�g�y si� mnogie w�e, poszed�em przodem pieszo ku gospodzie, nie przypatruj�c si� ju� nawet krajobrazowi, cho� wkr�tce zaro�la z olch malowniczych otacza� mnie pocz�y zielon� �cian� ga��zi... Szed�em tak zadumany grobelk�, gdy: - Niech b�dzie pochwalony Jezus Chrystus - da�o si� s�ysze� nagle i niemal mnie przestraszy�o, takem si� g�osu ludzkiego na tej pustyni nie spodziewa�. Obejrza�em si� do�� zniecierpliwiony. Na �cie�ynce z drugiej strony grobli sta� obr�cony, w t� co ja id�cy drog� �ebrak, z �ys�, obna�on� g�ow�, trzymaj�c s�omiany kapelusz w r�ku. Dziwna to by�a figura, niby co� na szlachcica i na dworaka zakrawaj�ca, ale w wie�niaczym ubraniu. Twarz ju� niem�oda, poorana zmarszczkami pe�nymi u�miechu, z okiem siwym, z usty szerokimi, nosem nieco zadartym, brod� rzadko zarastaj�c� i jasn�, jeszcze nie posiwia��, do�� by�a mi�a i sympa- tyczna. Na policzkach jej kra�nia�o zdrowie, a fa�dy ust i ocz�w dowodzi�y, �e dziadek wi�cej zwyk� by� �mia� si�, ni� p�aka�. Chocia� m�g� mie� z g�r� lat pi��dziesi�t, a mo�e wi�cej, na wype�z�ej g�owie, na brodzie i w�sach nie wida� by�o jeszcze ani jednego srebrnego w�oska, a trzyma� si� prosto i krzepko i kij wi�cej mu s�u�y� do odp�dzania ps�w ni�eli nogom za podpor�. Strojem zbli�a� si� do stroj�w z okolic Pi�ska; mia� bowiem na nogach chodaki d�ugie, po kolana rzemieniem i sznurkami obci�ni�te, sierak brunatny, kapelusz �yczk� przewi�zany i nie pierwszy ju� rok wida� s�u��cy, przez plecy torb� sk�rzan�, a u pasa ca�y przyrz�d, z�o�ony z kaletki nabijanej guzami, kozika i krzesiwa. Zaczepiwszy mnie chrze�cija�skim pozdrowieniem pogl�da� u�miechaj�c si� i powoli szed� za mn�, oczekuj�c widocznie rozmowy, kt�rej zdawa� si� pragn��. - Gor�co, jak toj kazau (jak ten powiada�, przys�owie w Rusi litewskiej u ludu pospolite), gor�co - odezwa� si� ocieraj�c pot z czo�a - a panoczek z daleka to na piechot� si� tak wybra�? - Piechot�, ale nie z ochot� - odpowiedzia�em wasze to poczciwe mostki winne, �e si� piec musz� i dzi� w... oczach nie stan�. - Ot jest, jak toj kazau! - zawo�a� �ebrak - to pewnie ko�o W�owego Ruczaju na mostku, podle Sroczej Wierzby �ama� si� pan musia�. - Kto go wie, jak si� tam wasz ruczaj nazywa - burkn��em - ale niech go razem z wierzb� wszyscy diabli wezm�... - Niech bior� - odpar� stary weso�o - ja nie przeszkadzam, niech bior�... a i w powozie pewnie si� co u�ama�o? - Jakby� tam by� - rzek�em - a tu nie wiem, czy gdzie kowala s�ycha� i k�dy go szuka�. - Bardzo niedaleko i dobry majster, ot za grobl� tylko co nie wida�, karczemka, a przy niej ku�nia. Prawda, �e kowal �yd Majorko, ale zna swoj� rzecz. - A ty�, bracie, tutejszy? - zapyta�em weselszy, dowiedziawszy si� o kowalu. - Ja, panoczku, jak toj kazau, od �wiata, tutejszy i nietutejszy - odpowiedzia� powoli dobywaj�c ro�ka z tabak� i d�ugi niuch bior�c dziadek. - W��cz� si� si�dy i t�dy a niby to z tej jestem okolicy, ale... I urwa� nagle; ja nie pyta�em wi�cej. Szli�my tak grobl� mi�dzy olchami dobry kawa�ek drogi; wreszcie zawr�ci�a si� i zza drzew ujrza�em na piasku siedz�ce nad jeziorem sio�o czarne, z wielkimi kilk� krzy�ami i karczm� drewnian�, przy kt�rej okiem szuka�em zaraz ku�ni. Widok, acz sm�tny, zwyczajny, p�aski, nie by� bez wdzi�ku; ogromne olchy ponad wod�, pomieszane z wierzbami, ko�cio�ek otoczony lipami starymi, poziome chatki, nawet karczmisko ogromne, sk�ada�y si� na krajobraz malowniczy. Tu� przy gospodzie kuzienka z dyl�w, darni� pokryta, mile mi si� u�miechn�a; �ebrak pospieszy� przodem szuka� Majorka, na kt�rym spoczywa�y ca�e moje nadzieje. Ja tymczasem usiad�em na obalonym pniaku pod olch� i spoczywaj�c przypatrywa�em si� trzodzie pas�cej nad brzegiem jeziora, kt�rej pastuch przygrywa� na ligawce. Ligawka jest to ogromna tr�ba prosta z sosnowych wystrugana deszczu�ek, obr�czami zbita, smo�� wylana, kt�rej mi�y i dono�ny g�os rozlega si� po sio�ach litewskich. Kilka nut sk�adaj� ca�� jej skal�, ale d�wi�k ma w oddaleniu sm�tny, rzewny i zastosowany do kraju, w kt�rym brzmie� zwyk�a. Ligawka, na kt�rej gra� ch�opak, wi�ksza by�a daleko od niego. Kr���c oczyma po okolicy, nim m�j pose� powr�ci� od Majorka, na uboczu pod gajem spostrzeg�em dw�r, ale na pierwszy rzut oka zastanowi� mnie, wydaj�c si� ca�kiem pusty... Cztery okna jego czarne, g��bokie, jak do�y w trupiej czaszce wygl�da�y... P�oty by�y poobalane, na budowlach dachy sk�ada�y si� z resztek krokwi i �at porwanych... a droga, kt�ra wiod�a do� brzegami jeziora, ca�kiem by�a traw� zaros�a. Sta�o jeszcze w miejscu wszystko, co dw�r sk�ada�o, rozezna� mog�em dom mieszkalny, stajnie, obory, sernik, spichlerz, ale nigdzie nie by�o �ladu �ycia. Nierzadko u nas spotyka si� podobne nie�adem zniszczone wioski, ale ca�kowitej pustki trudno zobaczy�, i ta mnie te� mocno zastanowi�a. Smutek wia� od tego starego dworca, w kt�rym niegdy� mieszka�o wesele i dostatek, opuszczonego tak przez ludzi i rzuconego na �up bezbronny wichrom, s�ocie i niszcz�cej sile przyrody, kt�ra przerabia natychmiast w now� posta�, co pod swe panowanie zagarnia. Zapatrzy�em si� tak na �w dw�r, �em �ebraka, kt�ry ju� sta� przede mn� drapi�c si� po �ysinie, nie zobaczy� zrazu. - A co, m�j kochany, tw�j Majorko? - spyta�em. - Ot... licho wie po co, prosz� pana, powl�k� si� do Serebrzyniec za jezioro... - Trzeba by�o pos�a� po niego. - Konie na paszy, Judel pobieg� po siw� klacz na roz��g, tam j� se, jak toj kazau, okie�zna i pojedzie. - A daleko to? - spyta�em. - Ot wida� ko�cio�ek za jeziorem - rzek� r�k� wskazuj�c - ale naoko�o jad�c, b�dzie p�torej mili... tylko �e Judel sprawny i siwa dobrego ma k�usa... - Cz�nem by mo�e pr�dzej by�o? - Cz�no wzi�� Iwan Mielniczuk, bo ja to ju� o tym my�la�em - odpar� dziad - pojecha� zastawia� wi�cierze, a drugiego nie ma. Posmutnia�em na t� wie��, spojrza�em w s�o�ce, kt�re si� pochyla�o w stron� zachodu, obrachowa�em p�torej mili Judela, powr�t z Serebrzyniec, napraw� osi i ze wszystkiego mi wypad�o, �e w tej wiosce nocowa� b�d� musia�... Karczma by�a ogromna, ale gdy przysz�o j� obejrze� z bliska, nie znalaz�em w niej ani k�tka, w kt�rym bym si� m�g� przespa�, wszystkie izdebki by�y pozajmowane, jedna kartofel resztkami, druga prz�dziwem, trzecia smo��, czwarta �ydowskimi rupieciami. - A dw�r to czyj? - spyta�em �ebraka. - Dw�r? - powt�rzy� troch� zmieszany - tu nie ma dworu... - No, a c� tam wida� pod olszyn�? - By� to dw�r, ale to pustka - mrukn�� stary machaj�c r�k�. - Mo�e by tam znalaz�a si� izdebka, tam�e przecie kto� mieszka� musi?... - Ale nikt nie mieszka... ino ja czasem zajrz� westchn�� dziad - a potem, gdzie by to pan tam chcia� kocowa�. - Dlaczego? - spyta�em zaciekawiony. - Albo to pan nie wie, �e to Krasne? - Ja tu obcy i nic a nic nie wiem... - Bo te� nie ma co wiedzie� - odpar� �ebrak ruszaj�c ramionami - w stajni panu siana po�ciel� i tam si� pan prze�pi. Nie uda�o mu si� wszak�e zby� mnie tak lekko, jak mu si� zdawa�o. Konie nadesz�y. Majorka ani s�ycha�, ja uzbroiwszy si� w cierpliwo��, napoiwszy nowego znajomego, wydawszy stosowne dyspozycje s�u��cemu, wyszed�em za karczm� na przechadzk�. Stary �w przyb��da ju� mnie nie odst�powa�, bawi�c weso�o pogadank�, kt�ra wcale przypad�a mi do smaku. Dowiedzia�em si� ju� z niej by�, �e Pawe� �u�el (tak si� nazywa�) rodem by� z okolicy szlacheckiej, nie opodal od Krasnego; �e s�u�y� dawniej w tym dworze, kt�ry teraz sta� pustk�, i �e od lat kilkunastu wyszed� na dziadowski chleb, wi�cej z pobo�no�ci ni� z potrzeby... Domy�la�em si� jakiej� ciekawej historii o tym pustym dworze i skierowa�em ci�gn�c ku niemu starego Paw�a. Ale jak tylko mnie zobaczy� zwracaj�cego si� w t� stron�, stan�� i zawo�a�: - A po co pan tamt�dy? jak toj kazau. - P�jd� do dworu... - I da�by� pan pok�j, nie ma tam nic ciekawego... droga zaros�a... pustka i po wszystkim... po co? i po co? - W�a�niem dlatego ciekawy, �e mnie wa�� od niego odstr�czasz - odpar�em otwarcie - c� u licha, czy mnie my�lisz strachami durzy�? - Jakimi strachami - rzek� nieukontentowany �e brak. - Wszak ja tam sam nocuj�... ale co ciekawego pustka? Tak m�wi�c szli�my powoli, a Pawe� tabak� za�ywa� i nosem kr�ci�, i usi�owa� jeszcze zawr�ci� mnie ku jezioru, do ko�ci�ka, bylebym nie szed� do tego zakazanego dworu; oczywi�cie, �e mnie to na przek�r pobudzi�o zaros�� drog� dotrze� do miejsca. Nic smutniejszego nad nie wyobrazi� sobie nie mo�na. Ruina ta nie by�a jeszcze tak star�, by powa�n� si� sta�a, ani zn�w tak �wie��, by jeszcze d�wign�� j� by�a nadzieja. Krzewy, chwasty, pokrzywy, trawy pokrywa�y rozgrodzony dziedziniec, budynki wali�y si� wszystkie. Sam dw�r trzyma� si� tylko jeszcze, ale drzwi g��wne p�otem zasuni�te ju� si� by�y wypaczy�y ze �cian�, kt�ra grozi�a upadkiem... Nigdzie �ladu mieszkania, nigdzie znaku dozoru i pieczy... Poza dworem by� stary, zdzicza�y ogr�d dzikimi malinami w pas zaros�y; a �e przeze� �cie�ka jaka� prowadzi�a z dziedzi�ca, poszed�em ni� zamy�lony. O kilkana�cie krok�w w�r�d g�szczy, os�oniony lipami i �wierkami, ujrza�em szar�, ale porz�dnie utrzyman� kapliczk�, kt�rej drzwi by�y zamkni�te. Tu wida� by�o r�k� ludzk� i staranie. Pawe�, kt�ry szed� za mn�, mrucz�c niezrozumiale, zbli�y� si�, gdy mnie a� tu docieraj�cego zobaczy�, nic nie m�wi�c doby� klucz i drzwi nim otworzy�. Weszli�my w milczeniu do wiejskiego tego ko�ci�ka, bardzo starannie utrzymywanego, ale na wst�pie uderzy� mnie widok ca�kiem niespodziewany. Na samym �rodku, na czterech cegie�kach, sta�a prosta, sosnowa trumna, nadzwyczaj wielka i d�uga. Pawe�, przodem wszed�szy, szybko pokl�k� i pocz�� si� modli�, ja te� odkry�em g�ow� i schyli�em czo�o, oka nie mog�c oderwa� od tej tajemniczej trumny. Z pozoru jej wida� by�o, �e nie dzi� tu postawion� zosta�a, drzewo bowiem przybra�o t� barw� szar�, martw�, kt�r� si� po latach dopiero okrywa, i znaki czarne, narysowane na wieku, spe�z�y tak, �e ledwie ich dostrzec by�o mo�na. Kapliczka wcale na sm�tarzow� nie przeznaczona, w�r�d ogrodu, z trumn� olbrzymi� obok spustoszonego dworu, domy�la� si� kaza�a tajemniczej jakiej� historii. Tote�, gdy po chwili modlitwy powsta� �ebrak i wyszli�my z nim oba, zn�w �cie�k� wracaj�c ku domowi, pocz��em go nagli� pytaniami, aby mi wyt�umaczy�, co widzia�em. Wzdryga� si� d�ugo i opiera�, wymawia�, alem go nareszcie sk�oni� do wyspowiadania mi historii, kt�r� tu w niczym nie zmieniaj�c powt�rz�. Lat temu kilkadziesi�t w Krasnem mieszka� Samuel Hawnul, przyby�y sk�d� od Wilna a�, kt�ry wie� t� naby� od spadkobierc�w Krasnia�skich, rodziny wygas�ej zupe�nie, a od wiek�w tu niegdy� zamieszka�ej. Posiada�a ona Serebrzy�ce, Krasne, Obody, Smolne i przysio�ek �abie, co razem ogromn� zajmowa�o przestrze� ziemi, jakie par� tysi�cy w��k z ok�adem; ale stopniami ubo�ej�c i wyprzedaj�c si� Krasnia�scy zostali przy Serebrzy�cach tylko i Krasnem, potem i Serebrzy�ce sprzedali, a� wraz z maj�tno�ci� przysz�o i rodzinie wygasn��. Na wiosce tej ostatniej zosta�o d�ug�w dosy�, fundacji pobo�nych kilka, do�ywoci�w i ponadawanych grunt�w, spad�a za� na kilkana�cie g��w, tak �e podzieli� si� nie by�o podobna. Ale �e interesa trzeba mie� by�o z wielu, a Krasne ju� z lepszego obrane zosta�o i pokrajane nadaniami, o kupca nie by�o �atwo. Tymczasem administracje do reszty je wyniszczy�y, a dziedzice byliby i tanio zbyli swe prawa, gdyby si� kto tylko nadarzy�. Ju� si� to utrapienie wlek�o lat kilka, gdy Samuel Hawnul zjawi� si� w tamtej okolicy. Nikt go tam nie zna� ani wiedzia�, sk�d przyby�, on sam spod Wilna si� opowiedzia�. By� to m�czyzna niezmiernego wzrostu, olbrzym, szeroki w plecach, barczysty, karczysty, silny jak w�, z min� zawiesist�, z w�sem czarnym za ucho zachodz�cym, przystojny, czarnooki, rumiany, ale ponury i straszny, nie tyle postaw� i si��, ile wyrazem ocz�w i ust, jakby tlej�cego gniewu pe�nych. B�g wie, co go takim uczyni�o, ale nikt si� z panem Samuelem zmierzy� okiem w oko, ani na s�owo, ani na r�k� nie m�g�. Z ocz�w mu bucha�o gdyby ogniem, z ust potokiem si� la�y wyrazy, byle go podra�niono, a szabla w d�oni by�aby pewnie po staremu wo�a na p� przer�ba�a. Przyjecha� najprz�d do miasteczka, gdzie si� w gospodzie roztasowa�, niby do s�du co� maj�c, bez dworu, z jednym cz�owiekiem, kt�rego zaraz nazajutrz k�dy� odprawi�, i przysiad�, robi�c znajomo�ci z palestr�. Z lud�mi by�, kiedy chcia�, cho� do rany przy�o�y� i umia� ich sobie pozyska� jak nikt, rzek�by� baranek taki potulny, taki u�miechni�ty, ale niech�e si� mu kto cho� lekko sprzeciwi�, niech no wszed�, spojrza�, a krzykn��, a, o szabl� d�oni� brz�kn��, naj�mielsi bledli jak trusie. Tylko �e w pocz�tku ten jego humor si� nie wydawa� .wcale, p�ki si� jeszcze rozpatrywa�, dowiadywa� i w�cha�. Szuka� on niby metryk i dokument�w jakich� do podniesienia spadku po Hu�cewiczach, gdy� si� mia� z Hu�cewicz�wnej rodzi�; ale oko�o tego powoli chodzi�, i uwa�ano, �e si� o maj�tek rozpytywa�, a nareszcie otwarcie przyzna� si�, �e mu si� okolica podoba�a i rad by tu sobie osi���, gdyby si� tak co trafi�o. Na�wczas pan �yrmu�ski, adwokat, kt�ry trzyma� interesa dziedzic�w Krasnego, narai� mu ten maj�tek. Pojechali na grunt, pan Samuel obejrza� rol� po gospodarsku, map� rozpatrzy�, inwentarz pokonnotowa�, transakcje stare i nadania nowe spenetrowa� i jako� namy�liwszy si� pocz�� o Krasne traktowa�. Tamtym nieborakom tego by�o i trzeba, po�o�yli �apki i zdali mu si�, �e ich wzi�� jak sam chcia�, zbywaj�c tysi�czkiem jednym, drugim, skryptem, procentem itp. Tylko pana �yrmu�skiego podobno dobrze podsmarowa�, bo prawd� powiedziawszy ca�a rzecz w jego by�a r�kach. .Nikt tego nie wiedzia�, jak si� tam z sob� zgodzili, ale zaraz i przedugodne punkta podpisane zosta�y pod wielk� zar�k� i Hawnul zadatek wyliczy�, a postanowiwszy ekonoma ze swojej r�ki, w�a�nie Paw�a �u�la, sam k�dy� pojecha�. Nie by�o go wida� blisko p� roku, ani s�ychu o nim, ju� troch� si� niepokoi� poczynano, gdy jednego wieczora w dziedziniec dworu zajecha�y dwie bryki i z pierwszej wyskoczy�, co go i po nocy po wzro�cie pozna� by�o �atwo, pan Samuel. Tu� za nim wysadzono z bryki kobiet�, cho� nie wspomina� o tym wprz�d, �eby mia� by� �onaty, wida� �on� jegomo�ci, bardzo �liczn�, m�od� jeszcze i powoln� a delikatn�. Uderzy�o to pana Paw�a, �e gdy nazajutrz przyby�ych ludzi chcia� dopytywa� o swego nowego pana, ju� ich o �wicie nie znalaz�, bo wszyscy noc� poodje�d�ali, a dwie s�ugi, co ko�o jejmo�ci zosta�y, tyle wiedzia�y co inni; jedn� przyj�� Hawnul na drodze w S�onimie, drug� wywi�z� z Wilna. Hawnulowie rozgo�cili si� na nowym swoim dziedzictwie po cichusie�ku, pan Samuel wzi�� si� do prawa naprz�d, aby o nabycie uko�czy�, potem �ywo bardzo do gospodarki; ona za� sama czy to chora, czy niezdatna do tego, ani si� ruszy�a do kobiecego w domu zarz�du. Ma�o nawet widywano j�, bo ca�y czas prawie w swojej izbie zamkni�ta siedzia�a, a w s�siedztwa nigdzie nie je�dzili oboje. Tak si� to pocz�o w Krasnem, gdy Pawe� �u�el, pierwszy raz w�asne na k�apciu ziemi porzuciwszy gospodarstwo, poszed� w ekonomsk� s�u�b� do pana Samuela. Pan mu si� mimo chmurnej krwi dosy� jako� podoba�, bo mia� i dobre przyst�py fantazji, a cho� czasem, gdy si� pogniewa�, cz�eka zdaje si� by rozdar�, bywa�y na� i lepsze godziny, w kt�rych. szczodrze to wynagradza�. To tylko, jak powiada�, zawadza�o panu Paw�owi zawsze, �e czy z�y, czy �askaw pan Samuel, nigdy si� nie roz�mia�, nie po�artowa�, nie pobaraszkowa�, i cho�, zdaje si�, nic do szcz�cia nie brakowa�o, bo i dostatek by�, i zdrowie, i �on� mia� potuln� a wielce ukochan� przez siebie, przecie�, jakby tam mu kto szcz�cie ko�kiem zabi�, nie zna� by�o po nim, �eby go do�wiadcza�. Kupiwszy Krasne, jak si� wy�ej powiedzia�o, rozmaitymi umowami ze spadkobiercami, powyp�acawszy niekt�rym z nich, innych kontentuj�c procentem, przybysz ju� ca�kiem si� zaj�� urz�dzeniem maj�tno�ci i rozpocz�� �ycie, kt�re si� niczym nie r�ni�o od pospolitego szlacheckiego. Przecie� tkwi�a w nim jakby tajemnica jaka�, bo pan Hawnul od �wiata stroni�, z braci� szlacht� �y� nie chcia� i stosunk�w unika�, w �yciu publicznym �adnego udzia�u mie� nie ��da�, w domu nie przyjmowa� i sam prawie nie wyje�d�a�, chyba do ko�cio�a w niedziel�, jejmo�� za� w wielkie �wi�ta tylko i to zakwefiona, �e jej twarzy z pocz�tku nie widywano. W domu nie by�o jednak wcale sk�po, owszem dostatnio raczej, sprz�t pi�kny, grosza dosy� na potrzeby, �ycie wygodne, ale zaparte i sm�tne. Trafi�o si� li, �e szlachcic do Krasnego zaw�drowa� dla sprawy, interesu lub przypadku czy ciekawo�ci, sam jegomo�� wychodzi� i tylko kr�tko go zbywa�, a jejmo�� zawsze powiadano s�ab� i nigdy si� obcym nie ukazywa�a. Uwa�a� pan Pawe�, �e nowy dziedzic, cho� pilno ko�o gospodarki chodzi� i mia� ochot� si� krz�ta�, ale obeznany z ni� nie by�, tylko og�lnie, jak u nas niemal ka�dy; owszem b�ki strzela� w dyspozycjach takie, �e czasem �u�lowi, gdyby nie respekt, roz�mia� by si� zachcia�o; sama te� ani si� wmiesza�a do kobiecych rzeczy, zdawszy wszystko na klucznic�: motki, kury, p��tno i ogrody. Ca�e dnie czasami pan Samuel sp�dza� w osobnym pokoiku z �on� na rozmowie i jakich� namys�ach, naradach czy krotochwili, kt�rej dw�r zrozumie� nie m�g�; s�yszano tylko na przemiany z izdebki, do kt�rej wchodzi� bez pukania nikomu nie by�o wolno, to g�os �ywy pana Samuela, to �a�osny lub cichy i powolny g�os �ony jego; B�g wie, o czym gadali, ale si� nagada� nie mogli. Dostrze�ono w pocz�tkach zaraz i tego, �e byle zaturkota�o w dziedzi�cu, zrywa� si� niespokojnie Hawnul i bieg� do okna, jakby przel�kniony ka�dym przybywaj�cym. Wszystko to razem wzi�te, jak zrazu uderza�o i naprowadza�o na dziwaczne domys�y, tak po chwili, stawszy si� chlebem powszednim, przesta�o zwraca� uwag�. S�siedzi tylko skar�yli si� na dziedzica Krasnego, �e im nie dopisywa�, bo pociechy z niego nie mieli �adnej, najgorzej za� pan Stefan Wilczura. Ten mieszka� w Serebrzy�cach, by� wdowcem od lat dziesi�ciu, a �e ludzi, towarzystwo, weso�o�� i hulank� lubi�, i spodziewa� si� z przybyciem Hawnula pozyska� nomine et re s�siada, bardzo si� krzywi�, gdy z nim znajomo�ci nawet do p� roku nie zabra�. W okolicy, ba w ca�ym kraju na mil jakie pi��dziesi�t, znano pana Stefana Wilczur�, bo bez niego nie obesz�o si� ani wesele, ani pogrzeb, ani .zr�kowiny, ani kondescencja, ani zwada, ani zgoda. By� to jeden z tych ludzi wszystkim potrzebnych, co w ka�dym z�ym czy dobrym razie pierwsi na my�l przychodz�. M�g� ju� mie� pod�wczas lat pi��dziesi�t, ale tych na nim zna� nie by�o, cho� ich za ko�nierz nie wyla�. Niewielkiego wzrostu, kr�py, pniakowaty, si�y �ubrzej, nigdy nie by� pi�knym, ale twarz jego mi�a chwyta�a za serce i szczeg�ln� w�adz� przyci�ga�a ku sobie ka�dego. Spojrzawszy na� widzia�e� od razu, �e si� na jego sercu nie omylisz, tak je na wierzchu trzyma�. Takich ludzi przed niedawnymi czasy jak maku u nas by�o, co to si� z nich �ycie wszystkimi la�o szczelinami, dzi� za to nic si� nie wylewa, bo pusto we �rodku. Pan Stefan mia� wszystkie wady swojego wieku, wszystkie jego przes�dy, mia� opr�cz tego nieszczup�� garstk� swych w�asnych, ale i cn�t obficie, co za nie z nawi�zk� p�aci�y. Kudy ki� to kozak, jak powiada ruskie przys�owie, przyb��kane do nas z Zaporo�a, od niczego si� nie wym�wi� i we wszystkim przodkowa�; na konia siad�, a� lubo by�o spojrze�, strzela� jak nikt lepiej, pi� za dziesi�ciu i nie spi� si�, tylko ten mia� zwyczaj, �e podchmieliwszy, ju� bywa�o .nic nie m�wi, tylko �piewa a �piewa, i to w�asnej inwencji wierszykami, wcale zgrabnymi. Do kompromisu jedyny, bo prawo i ludzi zna� na palcach, z ksi��ek go by�o zagadn�� - nie utkn��, bo ich si�a czyta�, do kobiet przysi��� si� umia� galante, wybi� w pa�asze jak palestrant lubelski, s�owem i g�owa t�ga, i serce najlepsze, ale te� sza�awi�a, �e drugiego poszuka� i nie znale��. A cho� nauki i od pijar�w by� lizn��, i dworu u ksi���t Ogi�skich skosztowa�, bo ojciec jego i rodzina z dawien dawna jeszcze od olkienickiej, ba i starzej temu domowi s�u�yli, cho� cz�ek �wiatowy wcale, cho� wszystko wiedzia�, co przeciw staro�wiecczy�nie pisano i prawiono, z o�ciami by� starej wiary. Nie by�by za nic w �wiecie dnia �wi�tecznego nie poszanowa�, czarownic ba� si� okrutnie, w gus�a wierzy� wszystkie, sny sobie kaza� t�umaczy�, a kt�rego dnia lew� nog� st�pi� z ��ka, ba� si� za pr�g wyj��, �eby mu si� co z�ego nie sta�o. W poniedzia�ek niczym go z domu wywabi� nie by�o mo�na, a feralne dnie ze starego kalendarza co roku pro memoria w nowy wpisywa� czerwonym o��wkiem. Szlachcic mia� jedynaczk�, przy kt�rej bawi�a wdowa po krewniaku jego, panu Po�czewskim z Zawilejskiego, kocha� j� bardzo, ale rzadko domu pilnowa�, ludziom s�u��c i sam si� bawi�c, a gdy okazji nie by�o, polowania zbieraj�c. Ca�e �ycie jednakowo chadza� i cho�by do najwi�kszego dworu i w najwi�ksz� uroczysto�� stroju nie zmienia�, od �mierci �ony w czarnym kirze si� nosz�c; co mu jednak nie przeszkadza�o wcale do lada �adnej g�bki �miej�cej si� i czarnych oczek jak jasna �wieca si� pali� i cholewki smali�, cho� czupryna siwia�a. S�awnie te�, cho� w tej �a�obie, polskiego ta�cowa�, zw�aszcza gdy sobie podochoci�, tancerz by� zawo�any do innych, swoich i cudzo- ziemskich ta�c�w, czy to krakowiaka, czy drabanta, czy mazura; w kozaku za� z prysiudami r�wnego nie mia�. Bywa�o go w r�ce ca�uj� na pokojach u ks. Ogi�skiego, �eby im to pokaza�, ale nie zawsze si� da� nam�wi�. Starzy i m�odzi kochali go i tak� mia� mi�o�� u szlachty, �e na sejmikach na r�ku go nosili, a kogo im poda�, utrzymali ka�dego, ani patrz�c co drudzy krzyczeli przeciw, je�li kto �mia� przeciw Wilczurze g�b� otworzy�. Dom jego nie bardzo by� ucz�szczany, bo Serebrzy�ce z po�o�enia swego niedost�pne, odleg�e od go�ci�c�w, za wodami, nie bardzo mia�y obfite s�siedztwo; ale za to gdy zaprosi� pan Stefan, hulano tam po tygodniu, po dwa, i wysuszano piwnice do kropli, a na�wczas c�rk� z domu Wilczura wyprawi�, �eby ju� nic do bankietu nie przeszkadza�o. Serebrzy�ce, jak widzieli�my, z Krasnem s�siadowa�y, bo dwoma bokami grunt�w opiera�y si� o nie, i gdy w miasteczku wie�� si� rozesz�a, �e je pan Hawnul kupi�, �e w nich osiada, Stefan si� mocno ucieszy�. - A to przecie - rzek� - pan B�g mi s�siada daje, b�dzie gdzie w s�ot� w mariasza pogra� lub pogaw�dzi�, b�dzie kogo zaprosi� na wiecz�r zimowy i cz�ek troch� �awy zagrzeje. Ale co to za ptasio Hawnul, co� tej familii nie znam! Nie znali jej i drudzy, ale �e tam po Litwie moc jest nazwisk r�nych, nikt si� temu nie dziwowa�. - Mo�e by� Syru�, mo�e by� Bu�tu�, mo�e by� Dziumdziul i Hawnul - rzek� feruj�c dekret Wilczura pan B�g r�nie ludziom rodzi� si� daje, a szlachty dziwnego nazwiska przepa��. Pilno si� o niego dowiadywa� Wilczura, ale daremnie, bo go ani dost�pi�, ani spenetrowa� nie m�g�. Nadyba� go w miasteczku raz i chcia� titulo s�siedztwa zrobi� znajomo��, ale Hawnul tylko mu si� pok�oniwszy uszed�. Ju� to wszystko i sama fizys nie podoba�a si� jako� Wilczurze, ale milcza�. - Chce cicho siedzie� i za piecem pana Boga chwali�, niech mu si� stanie wedle woli jego, obchodzili�my si� bez Hawnul�w du�o, potrafimy obej�� i teraz. Spotykali si� potem nie raz i nie dwa w ko�ciele, w miasteczku, na polu ko�o granic, grzecznie sobie k�aniali, a Wilczura im cz�ciej mu w oczy zagl�da�, tym gorzej ominowa�. Po cichu nawet zeznawa� przed swoimi, �e przyb��dzie �le z ocz�w patrzy. - Mo�em winien i z grzechem, �e o bli�nim tak szparko si� odzywam z wyrokiem, ale, dalipan, z ust, co si� nie �miej�,. z r�ki, co si� nie otwiera, nic dobrego nie wr��. Przecie�, �eby jakie ci�kie by�o �ycie, chwila jest, �e si� za�piewa� zechce. Niepokoi� go ten s�siad tak zaszyty w izbie sam z �onk�, a nie gospodarz, a nie my�liwy i nie koniarz, i nie hulaka, unikaj�cy ludzi i nie maj�cy dla nich dobrego s�owa. Od �yd�w, od szlachty, od �u�la zbiera� o nim wiadomo�ci Wilczura i z�yma� si�, �e niczego dowiedzie� nie m�g�. - Przecie� - m�wi� - czym� to �y� musi, dobra �ona, ale i �ona jemu, i on jej dokuczy ustawiczn� mi�o�ci�, co� u kata ma pod w�trob�, bo to bez kozery nie jest! Kozery wszak�e domaca� si� by�o trudno. Rok ca�y w ten spos�b up�yn��, a cho� ludzie oswoili si� z Hawnulami, pletli na nich, �e to stary w piwnicy gdzie� pieni�dze fa�szywe kowa�, to po kryjomu pi�, to �e sknerstwem si� zabawia� wszetecznym, ale najwi�cej w ko�cu to si� o nim rzek�o, �e z lud�mi nie �yje, bo impetyk straszny i sam siebie si� l�ka, tak go furia unosi, byle mu kto najl�ej przeskroba�a Opowiadano, �e raz w�o�cianina z Gruszej G�ry, zaj�wszy byd�o jego na siano��ci, o ma�o czekanem, z kt�rym chodzi�, nie ubi�, �e �u�la pchn�� raz z izby tak, �e nim drzwi wy�ama�, i inne dziwy straszne. - A to si�acz, widz� - m�wi� Wilczura - ale czy to ju� stary d�b najmocniejszy dlatego, �e wielki, kto to wie, jakby si� z kim ma�ym popr�bowa�, czyje by by�o na wierzchu? W spokoju ten czas prze�ywszy, ju� pan Stefan mia� o s�siedztwie zapomnie� zupe�nie i przesta� si� mo�e o� dowiadywa�, gdy raz jako� por� letni� o samym sianokosie wpada ekonom do niego z oznajmieniem, �e ludzie z Krasnego siano��� na Pogrudziu od granicy kosz�. Pan Stefan a� si� zatrz�s�. - Co to jest! - zawo�a� - jakim sposobem, zawo�aj wasan gromad� z cepami, z kijami, z siekierami, z kosami i p�dzi� mi ich natychmiast. Jakim sposobem to si� sta� mog�o? jak si� o�mielili? Historia tej siano��ci na Pogrudziu si�ga�a bardzo dawnych czas�w, gdy Krasne i Serebrzy�ce do dw�ch rodzin, kt�rym nadane zosta�y za Zygmunta Augusta, nale�a�y. W nadaniu na Krasne wyra�nie powiedziane by�o, odk�d si� poczyna granica serebrzyniecka, od kamienia na b�ocie, i gdzie si� ona ko�czy, przy Barci Siemionowej, na uroczysku Wilcze Pole, ale nie wyszczeg�lniono, przez jakie punkta przechodzi. St�d od dawna sp�r si� wyrodzi�, gdy Serebrzynieccy dowodzili, �e od kamienia �ycho zwanego sz�a r�bie� wodocieczu, poza siano��ci� do barci, a Krasnia�scy, przecz�c temu i siano��� sobie przyznaj�c, za termin per quem wskazywali mogi�� z bardzo dawnych wiek�w zwan� C z e r c z �, kt�r� oni za kopiec graniczny podawali, ��k� sobie chc�c przyw�aszczy�. O t� wi�c siano���, na kt�rej w dobry rok mog�o stan�� par� stog�w siana, by�a walka, jak gromady �wiadczy�y, zajad�a, i trafia�o si�, �e z obu stron ludzi zabijano, do s�du z nimi si� ci�gano, obdukcje napa�ci robi�c, pozywaj�c si�, komisje zwo�uj�c bez ustanku. A �e procesowi granicznemu ko�ca nie by�o, i �adna strona ust�pi� nie chcia�a, trwa�o to r�nie czas d�ugi. Jednego roku chwycili siano Krasnia�scy, drugiego Serebrzynieccy, obie wioski ��k� sobie przyznawa�y, p�ki wreszcie maj�tki te w r�ce Krasnia�skich nie przesz�y. Pod jednym dziedzicem ucich�o to naturalnie, dw�r zbiera� siano i zapomniano sporu; ale gromady pami�� owych walk przechowywa�y. Kiedy zn�w maj�tno�ci si� rozdzieli�y, Krasnia�scy podupadli, Serebrzy�ce za� w jednym r�ku by�y i u silniejszego, Wilczura ��k� kosi� i spa� spokojnie. Pierwszego roku nawet po nastaniu w Krasnem dziedzica skosili serebrzynieccy, ale z jakiej� obawy stog�w nie stawili, siano na brzeg wytaszczyli i do odryny schowali na swoim gruncie; my�la� tedy Wilczura, �e to min�o, a� tu zna� daj�, �e krasnia�scy mu ��k� gol�. Zakipia�a w nim krew, szabl� przypasa� i co by�o we dworze na ko� wsadziwszy, sam na deresza, ekonom tak�e, a� do kucht�w, z czym kto mia�, do wioski, zwo�uj�c gromad�, po chatach, z pola. Zebra�o si� tam tego dosy�, bo ludzie zawsze na taki wypadek najskorsi, a nienawi�� mi�dzy gromadami by�a taka, �e si� nawet nie swatali od niepami�tnych czas�w, jedni drugich zowi�c Cyganami, to Tatarami, i zaraz to wszystko na ��k�, a przodem pan Stefan. Krasnia�scy, jak tylko zobaczyli t�um, �cisn�li si� w kup�, nie ust�puj�c kroku, cho� ich mniej by�o, podnie�li kosy i stan�li. Wilczura rozezna� mi�dzy nimi �u�la, a nieco opodal po ogromnej postawie, na szkapie chudej, pana Samuela Hawnula. Nieskory b�d�c do gwa�tu, cho� te� w konieczno�ci do si�y si� wzi�� nie wzdraga�, skin�� Wilczura na ekonoma, owego Paw�a �u�la, aby ku niemu podszed�, a szlachcic, buty zrzuciwszy i szarawary zakasawszy, przez b�otko si� przebra� i przyszed�. - Co wy to najlepszego robicie? - spyta� pan Stefan - czy wam si� guza chce z�apa�, po co�cie mi w siano��� wle�li? Ruszajcie sobie a �ywo, bo was strzepiemy, dyferencj��cie przypomnieli, widz�, ale z tego nic nie b�dzie. Pawe� si� w g�ow� poskroba�. - Panoszku - rzek� - to nie moja sprawa... jak pan ka�e, s�uga musi, jam tu, prosz� wierzy�, nic nie winien. Dziedzic na mapie znalaz� ��k�, ludzi pyta� i kosi� kaza�, przadstawi�em, co z tego wyj�� mo�e, ale mi tylko nog� tupn�� i jeszcze przydomek da� nie�adny... m�wcie sobie z nimi sami, jak toj kazau... - A nu� to mu o�wiadczcie - rzek� Wilczura - �e co mamy ludzi kaleczy�, niech si� ze mn� rozm�wi lepiej, ot tu na brudku, dok�d obydwa dojecha� mo�emy. Ekonom tedy w poselstwie zn�w przez b�oto na prost poszed� i odni�s�, co mu kazano, a pan Samuel, troch� si� zastanowiwszy tylko, konia spi�� i na brudek wyjecha�, w czym si� i Wilczura uprzedzi� nie da�. Sk�onili si� sobie przystojnie, ale z daleka, pan Stefan a� gniewem buchaj�c, a olbrzym �w tak si� dobrze na wodzy maj�c, �e sta� gdyby panna przy o�tarzu, oczy w d� spu�ciwszy. - Panie s�siedzie - odezwa� si� Wilczura - a co to my�licie umar�ych wskrzesza�? Kwestia o ��k� na Pogrudziu dawno nieboszczka, niedobrze j� z grobu wywo�ywa�. - Mog�o to by� wszystko - zaj�kuj�c si� nieco odpar� powolnie Hawnul - ale �yw� j� pogrzebiono, a ja z mojej pracy i krwawego potu nic traci� nie chc� i, co przez niedbalstwo antecesor�w tu moich nadwer�one zosta�o, odzyska� powinienem. - Ale panie s�siedzie, zajrzyjcie ad acta! �e si� waszmo�ciowi poprzednicy wdzierali w cudz� w�asno��, to nie racja! - Kto si� komu wdar�, is sub judice est... - Ano to prosimy do s�du - zawo�a� Wilczura - ale p�ki ten nie zawyrokuje, u�ywalno�� za mn�, dawno�� za mn�... i z ��ki fora, mo�ci dobrodzieju! - Fora albo nie fora! - rzek� zacinaj�c usta Hawnul, ale trzymaj�c si� jeszcze - kto kogo foruje, mo�e sam grzbietu nadstawi�! -- Nie �yczy�bym waszmo�ci ze mn� si�� poczyna�. - Ani ja z sob� - odpar� Hawnul - bom nie przywyk� ust�powa�... - I ja te�, panie s�siedzie... ale krew ludzk� rozlewa� dla trochy siana, nie wiem, czy si� godzi? - Krew niech spada na tego, co pocz��. - Ju�ci� ja nie poczynam! - krzykn�� Wilczura wa�pan na mnie nast�pujesz, broni� si� musz� i broni� si� b�d�... ��kem kosi�, kosz� j� i tego roku, a chcecie si� o ni� rozpiera�, prosimy do s�du! Hawnul r�k� machn�� z dziwnym u�miechem, oczyma b�ysn�� i usta wykrzywi�. - Wa�pan mnie nie znasz, panie s�siedzie - rzek� mityguj�c si� jeszcze. - I wasze� te� - impetycznie zawo�a� Wilczura - ale t� mam i na ��ce, i u ludzi nad wa�ci� wy�szo��, �e mnie i spraw� moj� ludzie znaj�, a wa�ci tu nikt! - No to mnie poznacie! - roz�mia� si� Hawnul poznacie, kiedy chcecie. - Radzi�my, aby pr�dzej! Od s��wka do s��wka przychodzi�o ju� do przym�wisk, gdy Wilczura chc�c przerwa� tergiwersacj�, kt�ra si� �le sko�czy� mog�a, zagadn�� go: - No... ust�pujecie czy nie, a nie, to was ludziom sp�dzi� ka��. - Ka�cie, komu chcecie, a ja zrobi�, co si� patrzy! I z tymi s�owy odwr�ci� si� i odjecha� pan Samuel. Wilczura te� nie czeka� d�ugo, z hrudka zjecha�, na swoich skin�� i serebrzynieccy rzucili si� obcesem na krasnia�skich.. Ci pierwszy impet strzymali jako�, ale �e kupa si� wali�a na nich, zaraz ty� podawa� zacz�li. �u�el widz�c, �e nie przelewki, drapn��, a Hawnul sam z koniem do b�jki przypad�szy, gdy swoim usi�owa� animuszu podda�, z konia �ci�gniony przez ch�opa, by�by mo�e dosta� co wi�cej, gdyby go w�a�ni ludzie nie chwycili i szamotaj�cego si� i krzycz�cego nie unie�li gwa�tem prawie. Na tym si� to sko�czy�o na ten raz i zwyci�stwo zosta�o przy Serebrzy�cach, a traw� ukoszon� wnet pochwycono i o ni� wi�cej sporu nie by�o. Ale zaraz nazajutrz dwa manifesta post�pi�y o gwa�t od Stefana Wilczury i od Hawnula i proces mi�dzy nimi rozpocz�� si� formalny. Pan �u�el, kt�ry codziennie widywa� swojego pryncypa�a, powiada�, �e po tym wypadku, gdy do dworu powr�ci�, d�ugo mowy odzyska� nie m�g�, le�a� jak trup blady, trz�s�c si� tylko i miotaj�c, a jejmo�� z wielkim lamentem oko�o niego ta�cowa�a. Widzieli j� ludzie, gdy kl�cza�a z r�kami za�amanymi, prosz�c m�a, �eby ust�pi� pretensji, procesu nie rozpoczyna� i ludzi sobie nie nara�a�, s�yszeli, jak mu co�, ca�a we �zach, szepta�a, ale pan Samuel, kiedy mu si� j�zyk rozwi�za�, zawo�a� kln�c na czym �wiat stoi, �e nie ust�pi p�ki �yw, a rozumu ch�yst- ka nauczy. Calute�k� t� noc gwar i szmer s�yszano w izbie sypialnej, cho� ludzie nie mogli nic wi�cej pods�ucha�, bo rozmowa sta�a si� cich� i widocznie ze strachu, a�eby jej ludzie nie pochwycili, w szepty prawie przechodzi�a. Niekiedy tylko wybucha� pan Samuel, a �ona mu pro�bami i pieszczotami usta zamyka�a. Przeciwnie pan Stefan Wilczura, kt�remu si� uda�o na wst�pie przeciwnika pokona�, powr�ci� do domu jakby go na sto koni wsadzi�, rad, �e znalaz� zaj�cie. - Ot przynajmniej korzy�� b�d� mia� z s�siada - roz�mia� si� zacieraj�c r�ce - dobry proces to nie lada zabawka, cho� kiesze� suszy, ale nie daje zgnu�nie�, zasn�� i zestarze�, to si� trzeba rusza�. Oba prawie jednego dnia pojechali do miasteczka, a Samuel Hawnul uda� si� do �yrmu�skiego, z kt�rym ju� mia� stosunki, Wilczura za� do Filipa Turzona, g�o�nego prawnika, szczeg�lniej w sprawach granicznych, bo processus granicialis stanowi� jego specjalno��. Filip Turzon, stary wyga, g�ow� mia� dobr�, serce poczciwe, ale jak wlaz� w sk�r� patrona, tak w niej calute�ki mieszka�, i mia� to za aryng�, �e z�ego procesu nie ma na �wiecie, a wszystko dobre, co do dobrego, to jest do postawienia na swoim prowadzi. Grzeczny by�, uni�ony, s�odki, k�aniaj�cy si�, min� mia� g�upkowat�, potuln� cho� do rany, ale oszukiwa� t� swoj� pokor� i dobroduszno�ci�, bo wi�kszego filuta nade� nie by�o, a gdy sz�o o zrobienie z muchy wielb��da, ani si� zaj�kn��, tak zawsze znalaz� czym dosztukowa�. W �yciu codziennym Turzon by� najpoczciwszym cz�owiekiem, ale spe�niaj�c powo�anie nie zwa�a� na �rodki, byle swego dopi��, i serce chowa� do kieszeni stoj�c przed kratkami. Dw�ch, rzec mo�na, by�o w nim ludzi, jeden zacny i prawy, drugi, dla kt�rego, gdy si� rozmacha� nic nie by�o �wi�tego. A chwyciwszy cz�owieka w swoje szpony, nic nie by�o, czym by go po�y� si� nie stara�. Znano te� Turzona jako najniebezpieczniejszego przeciwnika i �yrmu�ski, kt�ry, cho� z nim by� �le, ale unika� antagonizmu, dowiedziawszy si�, kto b�dzie ze strony Wilczury stawa�, ledwie nie do zgody namawia� mia� ochot� Hawnula. Hawnulowi ani gadaj o tym! Stukn�� pi�ci� w st�, oczy mu zasz�y krwi� i zaprzysi�g� si�, �e swojej krzywdy nie daruje, cho�by Krasne ca�e posz�o za ��k� na Pogrudziu. Na pr�no �yrmu�ski, cz�ek wysta�y i zimny, przedstawia�, �e i Krasnego mog�o nie starczy�, i osob�, �yciem, zdrowiem mo�e p�aci� b�dzie trzeba, Hawnul, jak si� zaci��, ani kroku nie ust�pi�. Proces tedy, nim siano usch�o, rozpocz�� si� formalny; z obu stron manifesta i �a�oby, a s�d nakaza� konportacj� dokument�w. Tu by� s�k, bo Krasne od tylu lat zostawa�o w bezrz�dzie, �e papier�w nowemu nabywcy zdano ma�o i to tylko, czego myszy nie dojad�y, a mapa, cho� by�a robiona wida� z czas�w, gdy Krasnia�scy posiadali obie wioski, nie dowodzi�a wcale na stron� nowego dziedzica, bo na niej ��ka na Pogrudziu sta�a z adnotacj�: "Z dawien dawna dyferencja, u�ywalno�� serebrzyniecka". Gdy si� tedy w papierach rozpatrzono, a brak dowod�w ukaza�, Hawnul z wielkiego impetu rzuci� prawie w oczy panu �yrmu�skiemu dokumenta i krzykn��: - Jake� mi to wasze� sprzeda�, tak mnie teraz bro�. Szukaj sobie, gdzie chcesz, dowod�w! byle by�y! �yrmu�ski po�kn�� afront, pocmoka�, poskroba� si� po �ysinie, ale �e jest zawsze modus in rebus, wydoby� ni to, ni owo ze starych nada�, poprze� si� gotuj�c swoje zeznaniami gromady krasnia�skiej i s�siednich, do kt�rych wcze�nie zastukano. Strona pana Samuela wskazywa�a granic� wedle Zygmuntowskiego nadania, dukt prowadz�c od kamienia �ycho zwanego do barci na uroczysku Wilcze Pole, ale przez Mogi�� Czercz�, kt�ra wedle niej mia�a by� starodawnym kopcem, usypanym w czasie zjazdu na gruncie w 1611 roku, przy pierwszym sporze o ��k� i las s�siedni mi�dzy Serebrzy�cami a Krasnem; Wilczura za� wskazywa� od kamienia �ycho ruczajem rubie� do zakl�s�ego kopca i dalej do barci, dowodz�c, �e przeciwna strona nies�usznie mogi�� bierze za kurhan graniczny. S�d mia� rozkaza� wizj� na gruncie, dla przekonania si�, czy kopiec Czerczym zwany by� czy nie mogi��? Na tym wi�c chwilowo opar�a si� ca�a sprawa, a �yrmu�ski nierad nadanemu jej obrotowi, cho� gromad s�siednich wcze�nie sobie zeznania urz�dzi�, z pog�osek ludu w�tpi�, by rozkopanie Czerczej Mogi�y mog�o da� pomy�lny wypadek. Podanie przywi�zane do miejsca od wiek�w nie dozwala�o w�tpi�, �e kurhan by� z czas�w poga�skich mogi��. Przekonawszy si� o tym, usi�owa� �yrmu�ski odwlec wizj� i zmieni� tok sprawy, ale to by�o niepodobie�stwem przy zabiegach Turzona. Dzie� zjazdu zosta� naznaczony, cz�onkowie s�du odkomenderowani, a pan Stefan Wilczura obstawa� przy prowadzeniu dukt�w i redukt�w nie na papierze, ale wedle skaz�wek na miejscu. �yrmu�ski, kt�ry si� pryncypa�a obawia�, na kilka dni jeszcze przed zjazdem pobieg� do Krasnego po rad�. Zasta� Hawnula jak zawsze samego jednego w pierwszej izbie, bardziej jeszcze chmurnego ni� kiedy, niespokojnym krokiem mierz�cego pok�j, ze spuszczon� g�ow� i brwi� nawis��. - Szanowny panie - rzek� prawnik - przyby�em ostatecznie spyta� pana, co robi� mamy, chcia�e� pan komisj� na gruncie, nie taj�, �e ona na z�e wyj�� nam mo�e. Upieramy si� za kopiec uwa�a� Czercz� Mogi��... - Bo to kopiec graniczny! - Dlaczego� lud mogi�� go zwie? - Lud g�upi sam nie wie, co plecie. - A je�li si� oka�e mogi��? - zawo�a� �yrmu�ski, kt�ry by� dosy� przes�dny - je�li dla p�ochej sprawy naruszym spok�j nieboszczyka? - Co wa�pan nazywasz p�och� spraw� - ofukn�� gwa�townie dziedzic Krasnego - kawa� ziemi, najpi�kniejsza ��ka! A! nieboszczyk! - za�mia� si� dziko i b�ysn�� wejrzeniem z�owrogim - wyspa� si� dosy� w mogile, nie zaszkodzi mu, gdy si� przewietrzy... Ten niewczesny �arcik s�ysz�c �yrmu�ski poczu� dreszcz chodz�cy po sk�rze, po�a�owa�, �e si� sprawy podj�� i �e w ni� r�k� umoczy�. - Mo�e to panu nie czyni �adnego wra�enia narusza� spoczynek zmar�ych, ale daruj mi pan, �e nie podzielam w tym zdania jego... Mogi�a dla mnie �wi�ta! a lekko prochy ludzkie porusza�... a! kto wie, co z nami b�dzie... - Z nami - odpar� szyderczo Hawnul - albo� to wa�pana obchodzi, co z nim zrobi� po �mierci? Mnie, przyznam si� wa�ci, wszystko jedno, czy cia�o rzuc� pod p�otem, czy je pogrzebi� na �wi�conej ziemi. Adwokat by� pobo�ny i wzdrygn�� si� na te s�owa, kt�re go przej�y strachem. - Na mi�y B�g - zawo�a� - co pan dobrodziej m�wisz... na co wyzywasz nieszcz�cia! - Ot m�wimy o sprawie - odpar� Hawnul machaj�c r�k� oboj�tnie - cho�by to by�a i mogi�a, w�tpi�, czyby mieli cierpli