9829
Szczegóły |
Tytuł |
9829 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9829 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9829 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9829 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Lee Child
P�ON�CE ECHO
{t�um. Micha� Ignar}
2000
Nic nie pali r�wnie
bezlito�nie jak s�once
w zachodnim Teksasie,
chyba, �e �miertelna
nienawi��.
ROZDZIA� PIERWSZY
Obserwator�w by�o trzech, dw�ch m�czyzn i ch�opiec. Nie korzystali z lornetki, ale z teleskopu. Chodzi�o o odleg�o��. Od celu dzieli�o ich p�tora kilometra, tak ukszta�towany by� teren. Schowali si� w najbli�szej bezpiecznej kryj�wce. Krajobraz by� nizinny, lekko pofalowany, traw�, ska�y i ziemi� s�o�ce wypali�o na kolor khaki. Schronili si� w rozleg�ym zag��bieniu, spalonym na popi� rowie, kt�ry powsta� w innym klimacie przed milionami lat, za czas�w deszczy, paproci i wartkich rzek.
M�czy�ni le�eli na brzuchach w kurzu, poranne s�o�ce pra�y�o w plecy, nie odejmowali teleskop�w od oczu. Ch�opak wierci� si� na kolanach, to si�gaj�c po wod� z turystycznej lod�wki, to zapisuj�c co� w notesie. Przed �witem przybyli tu z daleka zakurzonym pick-upem, z pustkowia na zachodzie. Zarzucili brudny brezent na samoch�d i podeszli na skraj rowu, w chwili, gdy s�o�ce zacz�o si� wy�ania� zza czerwonego domu p�tora kilometra dalej. By� pi�tek, sp�dzali tu ju� pi�ty poranek z rz�du, niewiele odzywali si� do siebie.
- Godzina? - spyta� jeden z m�czyzn nosowym g�osem.
Ch�opak spojrza� na zegarek i odpowiedzia�:
- Sz�sta pi��dziesi�t.
- Zapala �wiat�o w kuchni.
Ch�opak zapisa�. �6.50. Zapala �wiat�o w kuchni�.
- Sama? - spyta�.
- Jak zwykle - odpar� drugi m�czyzna, mru��c oczy.
�S�u��ca szykuje �niadanie, zanotowa� ch�opak. Cel nadal w ��ku�. S�o�ce wznosi�o si� na niebie centymetr po centymetrze. Dopiero si�dma rano, a ju� by�o upalnie. Przed �sm� zrobi si� skwar. Przed dziewi�t� �ar b�dzie si� la� z nieba, wyciskaj�c z ludzi si�dme poty. A oni mieli tu sp�dzi� calute�ki dzie� a� do zmierzchu, kiedy w ko�cu b�d� mogli wymkn�� si� niepostrze�enie.
- Ods�aniaj� si� zas�ony w sypialni - powiedzia� drugi m�czyzna. - Wsta�a.
Ch�opak zapisa�: �7.04. Ods�aniaj� si� zas�ony w sypialni�. Z oddali us�yszeli, jak w��cza si� pompa.
- Bierze prysznic - rzek� m�czyzna.
Ch�opak zanotowa�: �7.06. Cel bierze prysznic�.
M�czy�ni dali chwil� odpocz�� oczom. I tak si� nic nie wydarzy w czasie k�pieli.
Pompa wy��czy�a si� po sze�ciu minutach. Ch�opiec zaraz zapisa�: �7.12. Cel wychodzi spod prysznica; 7.15, prawdopodobnie ubiera si�; 7.20, prawdopodobnie schodzi na d� i je �niadanie�.
- Zaczekajcie - powiedzia� m�czyzna. - Stawiam jeden do, dziesi�ciu, �e wyjdzie z domu i p�jdzie do stajni.
Nikt nie zamierza� si� zak�ada�, bo do tej pory cztery razy na cztery to w�a�nie zrobi�a, a obserwatorom p�aci si� g��wnie za dostrzega nie prawid�owo�ci.
Wysz�a w niebieskiej bawe�nianej kraciastej sukience, kt�ra si�ga�a jej do kolan i ods�ania�a go�e ramiona. W�osy mia�a zwi�zane z t �u g�owy Wci�� by�y mokre po k�pieli.
Ch�opiec zapisa�: �7.29. Cel w stajni�.
- Nadje�d�a jej autobus - zauwa�y� m�czyzna po prawej. W odleg�o�ci wielu kilometr�w na po�udnie drog� spowija�y tumany kurzu.
Ch�opak zanotowa�: �7.32. Cel wychodzi ze stajni�.
- Pokoj�wka stan�a w drzwiach - powiedzia� m�czyzna po prawej. Cel zatrzyma� si� przy kuchennych drzwiach i wzi�� od s�u��cej pude�ko z lunchem. By� to plastikowy niebieski pojemnik z postaci� z kresk�wki na jednym z bok�w. Przystan�a na chwil�. Jej sk�ra by�a zar�owiona i wilgotna od upa�u. Nachyli�a si�, �eby podci�gn�� skarpetki i wysz�a przez bram� na pobocze drogi. Autobus szkolny zwolni� i przystan��, drzwi si� otworzy�y, obserwatorzy wyra�nie us�yszeli ich stuk, kt�ry na chwil� zag�uszy� warkot silnika na wolnym biegu. Cel po�o�y� pude�ko z lunchem na stopniu, chwyci� si� l�ni�cych por�czy i wspi�� do �rodka. Drzwi si� zamkn�y i obserwatorzy ujrzeli, jak jej blond g��wka kiwa si� w oknie. Po chwili autobus odjecha�. Ch�opak zanotowa�: �7.36. Cel w autobusie do szko�y�.
Zamkn�� notatnik, a obserwatorzy opu�cili teleskopy.
Si�dma trzydzie�ci osiem. Pi�tkowy ranek.
O SI�DMEJ trzydzie�ci dziewi��, prawie pi��set kilometr�w na p�nocny wsch�d, Jack Reacher opuszcza� motelowy pok�j przez okno. Jeszcze przed minut� by� w �azience i my� z�by. A minut� wcze�niej otworzy� drzwi, �eby sprawdzi� temperatur� o poranku. Zostawi� drzwi otwarte. W �azience znajdowa�o si� zamocowane na wysi�gniku lusterko do golenia. Ca�kiem przypadkiem k�tem oka dostrzeg� w luster ku czterech m�czyzn wysiadaj�cych z wozu policyjnego i zd��aj�cych do biura motelu. �ut szcz�cia, jasne, ale do faceta tak czujnego, jak Jack Reacher, szcz�cie u�miecha si� cz�ciej ni� przeci�tnie.
Na wozie widnia� napis: POLICJA MIEJSKA, poni�ej fantazyjny emblemat, a pod nim: LUBBOCK, TEKSAS. Wszyscy czterej odziani w mundury, mieli pistolety, pa�ki oraz kajdanki. Trzech widzia� pierwszy raz, ale czwarty wyda� mu si� znajomy - wysoki grubas z wy�elowan� blond czupryn� nad nalan�, czerwon� twarz�. Nalana, czerwona twarz by�a cz�ciowo zas�oni�ta przez aluminiow� szyn�, pieczo�owicie przylepion� plastrem do rozkwaszonego nosa. Prawa r�ka podobnie opatrzona, z szyn� oraz banda�ami chroni�cymi z�amany palec.
Jeszcze poprzedniej nocy facet by� ca�y i zdrowy. Reacher nie mia� zielonego poj�cia, �e jest gliniarzem. Wygl�da� na barowego rozrabiak�. Reachera przyci�gn�a do baru muzyka, ale zesp� okaza� si� kiepski, wi�c siad� jak najdalej od niego, na barowym sto�ku, i ogl�da� rozgrywki futbolu ameryka�skiego, wci�ni�ty obok grubasa. Kiedy znudzi� go sport, obr�ci� si� i rozejrza� po sali.
Grubas wcina� ociekaj�ce t�uszczem skrzyde�ka kurczaka. T�uszcz skapywa� mu z brody i palc�w na koszul�. Wedle barowej etykiety, nie nale�y si� gapi� na taki widok, a s�siad przy�apa� na sobie wzrok Reachera.
- Na mnie si� gapisz? - burkn��.
- Nie - odpar� Reacher.
- Lepiej pilnuj w�asnego nosa, ch�optasiu.
Reacher odwr�ci� si� do niego. Nie szuka� wcale zaczepki, chcia� tylko sprawdzi�, z kim ma do czynienia. Poniewa� �ycie nas nieustannie zaskakuje, wiedzia�, �e pewnego dnia stanie oko w oko z facetem r�wnym sobie. Kiedy jednak spostrzeg�, �e jeszcze nie nadszed� ten dzie�, po prostu si� u�miechn��.
Facet d�gn�� go paluchem.
- M�wi�em ci, �eby� si� na mnie nie gapi� - warkn�� i zn�w go d�gn��. Palec jak serdelek ocieka� t�uszczem. Na koszuli Reachera po jawi�a si� wyra�na plama.
- Przesta� - ostrzeg� go Reacher. Facet d�gn�� ponownie.
- Bo co?
Reacher spojrza� w d�. Teraz mia� ju� dwie plamy.
- G�uchy jeste�? M�wi�, �eby� przesta�.
- Chcesz mi przeszkodzi�?
- Nie - odpar� Reacher. - Po prostu trzymaj r�ce z dala ode mnie.
Grubas u�miechn�� si�.
- Jeste� wrednym �mieciem.
- M�w co chcesz - powiedzia� Reacher. - Tylko mnie nie tykaj.
- Bo co? Co mi zrobisz?
- Je�li dotkniesz mnie cho�by jeszcze raz, to przekonasz si� na w�asnej sk�rze.
Rzecz jasna, facet d�gn�� go ponownie. Reacher z�apa� go za paluch i wy�ama� w stawie. Poniewa� by� ju� nie�le wkurzony, nachyli� si� i uderzy� go bykiem prosto w g�ow�. Cios by� g�adki i dok�adny.
Grubas obali� si� na pod�og�, a Reacher przewr�ci� go na plecy, pchn�wszy jego cielsko podeszw�. Tr�ci� go czubkiem buta pod brod�, by odchyli� g�ow�, a tym samym udro�ni� drogi oddechowe. Ratownicy nazywaj� to pozycj� bezpieczn�. Dzi�ki niej osoba nieprzytomna si� nie zad�awi.
Nie �piesz�c si�, Reacher zap�aci� za siebie, wr�ci� na piechot� do motelu i nie my�la� o grubasie a� do chwili, gdy ujrza� go w �azienkowym lusterku ubranego w mundur. Zacz�� gor�czkowe my�le�. Cu robi�? Rozw�cieczony policjant pragn�cy odwetu mo�e napyta� niez�ej biedy. Na pewno trzeba si� liczy� z szeroko nag�o�nionym aresztowaniem. Mo�e jeszcze jakie� rozrywki typu: czterech na jednego w ukrytej celi na posterunku. Potem r�ne trudne pytania, bo Reacher nie zwyk� nosi� przy sobie �adnego dowodu to�samo�ci, nie mia� zreszt� z sob� nic pr�cz szczoteczki oraz kilku tysi�cy dolar�w w got�wce w kieszeni spodni. Uznaj� go za podejrzanego typka. Na pewno oskar�� o napa�� na str�a prawa. W Teksasie to pewnie powa�ne przest�pstwo. Jak spod ziemi pojawi� si� r�ni �wiadkowie, kt�rzy pod przysi�g� zeznaj�, �e wyj�tkowo brutalnie zaatakowa� Bogu ducha winnego policjanta. Mo�e dosta� od siedmiu do dziesi�ciu lat w jakim� pieskim wi�zieniu.
Wrzuci�, wi�c szczoteczk� do kieszeni, wygramoli� si� przez okno i ruszy� najbli�sz� ulic�. Szed� tak d�ugo, a� skry� si� za jakim� niskim budynkiem. Rozejrza� si� za autobusami. Nie by�o �adnych. Za taks�wkami. Zn�w bez powodzenia. Wystawi� do g�ry kciuk, obliczaj�c, �e ma dziesi�� minut na znalezienie �askawego kierowcy, bo kiedy przeszukaj� motel, bez gadania zaczn� kr��y� po mie�cie.
ZAB�JC�W by�o troje: dw�ch m�czyzn i kobieta. Zesp� profesjonalist�w z innego stanu, z siedzib� w Los Angeles, a skontaktowa� si� z nimi mo�na by�o przez po�rednika w Dallas. Mokr� robot� zajmowali si� ju� od dziesi�ciu lat i znali dobrze sw�j fach.
Podr�owali zawsze oddzielnie. Jedno z nich jecha�o samochodem, dwoje lecia�o, ale zawsze r�nymi trasami. Samoch�d prowadzi� jeden z m�czyzn. Wynaj�li go, jak zwykle, w LAX - g��wnym lotnisku Los Angeles, ze wzgl�du na najwi�kszy przep�yw klient�w na �wiecie. Prawo jazdy oraz karta kredytowa potrzebne do wypo�yczenia wozu by�y prawdziwe, wydane legalnie w jakim� odleg�ym stanie na nazwisko fikcyjnej osoby. Kierowca przystan�� na chodniku, a nast�pnie wmiesza� si� w t�um pasa�er�w, zd��aj�cych po odbi�r swoich baga�y, by sta� si� tylko jedn� z setek twarzy. By� niewielkiego wzrostu, mia� ciemne w�osy, niczym nie zwraca� na siebie uwagi, ci�gn�� torb� na k�kach, tak� sam� jak wszyscy.
Wype�ni� odpowiednie formularze i zg�osi� si� po samoch�d. Jecha� w przypiekaj�cym s�o�cu, w tym czterdzie�ci minut po autostradzie, by si� upewni�, �e nikt go nie �ledzi. W ko�cu wjecha� do zachodniej dzielnicy Hollywood i zatrzyma� samoch�d przed gara�em w uliczce za sklepem z bielizn�. Nie wy��czaj�c silnika, otworzy� gara� i zamieni� torb� na k�kach na dwie ogromne walizy z czarnego nylonu. Jedna by�a bardzo ci�ka i w�a�nie, dlatego nie lecia�, tylko jecha� samochodem. W �rodku by�y rzeczy, kt�re nie nadawa�y si� do kontroli na lotnisku.
Zamkn�� gara� i ruszy� na zach�d drog� prowadz�c� do Teksasu, kt�ra zajmie mu ca�e dwa dni. Cho� nie by� palaczem, po drodze wci�� zapala� papierosy i strzepywa� popi� na pod�og� oraz tablic� rozdzielcz�. Firma wynajmuj�ca samochody b�dzie musia�a porz�dnie odkurzy� w�z i wyszorowa� winyl, zacieraj�c w ten spos�b wszelkie �lady.
Drugi m�czyzna te� by� w drodze. Wy�szy i pot�niejszy od pierwszego, mia� ja�niejsze w�osy, cho� r�wnie� zupe�nie nie zapada� w pami��. Do��czy� na LAX do t�umu wracaj�cego z pracy i kupi� sobie bilet do Atlanty. Gdy dolecia� na miejsce, wymieni� portfel na jeden z pi�ciu zapasowych, wi�c zupe�nie inny m�czyzna kupi� bilet do Dallas-Fort Worth.
Kobieta wyruszy�a dzie� p�niej z LAX. Byt to jej przywilej jako dow�dcy zespo�u. By�a w �rednim wieku, mia�a �redni wzrost i przeci�tne blond w�osy. Nie wyr�nia�a si� niczym, pr�cz tego, �e mordowa�a ludzi. Pos�uguj�c si� fa�szyw� MasterCard, kupi�a bilet i wsiad�a do samolotu mniej wi�cej wtedy, gdy kierowca podr�owa� ju� dob�.
Kierowca dotar� do Dallas-Fort Worth pod koniec drugiego dnia i zostawi� w�z na d�ugoterminowym parkingu przy lotnisku. Zabra� walizki i pojecha� autobusem wahad�owym z lotniska do wypo�yczalni Hertza. Wybra� firm� Hertz, bo mieli na sk�adzie fordy, a jemu potrzebna by�a crown victoria.
Wype�ni� formularze, pos�uguj�c si� dokumentami wystawionymi w Illinois, i odebra� samoch�d - nie grzesz�cego urod� forda crown victoria, w kolorze stalowoniebieski metalic. Wrzuci� torby do baga�nika i pojecha� do motelu po�o�onego przy drodze prowadz�cej z Fort Worth do Dallas. Zameldowa� si�, legitymuj�c tymi samymi dokumentami wystawionymi w Illinois, zjad� co� i po�o�y� si� spa�. Spotka� si� z dw�jk� partner�w przed motelem dok�adnie w tym samym momencie, gdy Jack Reacher wystawi� kciuk ponad sze��set kilometr�w dalej w Lubbock.
REACHER z�apa� stopa w trzy minuty Co dziwniejsze, kierowc� okaza�a si� kobieta.
Od dwudziestu pi�ciu lat cz�sto podr�owa� autostopem i, o ile dobrze sobie przypomina�, trzy minuty to najkr�tszy czas, jaki mu up�yn�� mi�dzy uniesieniem kciuka a wej�ciem do zatrzymanego samochodu. Nie by� wcale eleganckim drobnym m�czyzn�, schludnym i wzbudzaj�cym zaufanie. Tylko olbrzymem o wzro�cie sto dziewi��dziesi�t pi�� centymetr�w, pot�nej budowy cia�a, o wadze prawie sto dziesi�� kilogram�w. Byt zwykle zapuszczony nieogolony w�osy mia� w wiecznym nie�adzie. Ludzie obchodzili go szerokim �ukiem, tym bardziej, wi�c zaskoczy�y go owe trzy minuty.
A do tego za kierownic� siedzia�a kobieta.
Bieg� w�a�nie na po�udniowy zach�d, jak najdalej od motelu, zamroczony upa�em, desperacko wyci�gaj�c do g�ry kciuk, kiedy ona zjecha�a z drogi i opu�ci�a szyb� w oknie od strony pasa�era.
- Dok�d? - spyta�a.
- Dok�dkolwiek - wypali� i natychmiast po�a�owa�.
Cz�owiek nie potrafi�cy okre�li� celu podr�y robi jeszcze gorsze wra�enie. My�l�, �e� w��cz�ga i nabieraj� podejrze�. Ale ona tylko kiwn�a g�ow�.
- Nie ma sprawy - powiedzia�a. - Jad� przez Pecos.
- �wietnie.
Otworzy� drzwi i wsiad� do �rodka. We wn�trzu panowa� przyjemny ch�odek. Klimatyzacja chodzi�a na pe�nych obrotach, sk�rzane siedzenie przypomina�o w dotyku g�adk� bry�� lodu. Zamkn�a z powrotem okno guzikiem od swojej strony, kiedy tylko zatrzasn�� drzwi.
- Dzi�ki - powiedzia�. - Jestem pani niezwykle wdzi�czny.
Wjecha�a na drog� bez s�owa. Reacher obejrza� wn�trze samochodu. Dwudrzwiowy cadillac, d�ugo�ci �odzi, niezwykle szykowny. Na tylnym siedzeniu le�a�a torebka oraz niewielka otwarta akt�wka, w kt�rej pi�trzy�y si� papierzyska.
Ustawiaj�c sobie fotel, obrzuci� spojrzeniem kobiet�, nie patrzy� jednak zbyt nachalnie. By�a niewielkiego wzrostu, szczup�a i drobnoko�cista o ciemnej karnacji. Wa�y�a jakie� czterdzie�ci pi�� kilo i mog�a mie� ze trzydzie�ci lat. D�ugie czarne i faluj�ce w�osy; bielutkie z�by widoczne w napi�tym p�u�miechu. Meksykanka, domy�li� si�. Mia�a na sobie bawe�nian� sukienk� bez r�kaw�w w jaki� delikatny wzorek. Niby nic specjalnego, ale pewnie kosztowna. R�ce oraz nogi ciemne i g�adkie.
- Dok�d pan jedzie? - spyta�a. Po chwili milczenia u�miechn�a si�.
- Ju� o to pyta�am. Nie wydawa� si� pan specjalnie zdecydowany.
Mia�a czysty akcent ameryka�ski. Raczej zachodni ni� po�udniowy. Obie r�ce trzyma�a na kierownicy, wi�c dostrzeg� pier�cionki na jej palcach. Cieniutka obr�czka oraz platynowe cacko z wielkim brylantem.
- Wszystko mi jedno - powiedzia� Reacher. - Ka�dy cel podr�y mi odpowiada.
Zamilk�a i zn�w si� u�miechn�a.
- Czy ucieka pan przed kim�? Czy�bym przygarn�a gro�nego zbiega?
- Zwiedzam - odpowiedzia�. - Jak turysta.
- Nie wygl�da pan na turyst�. Tury�ci nosz� dresy z poliestru i poruszaj� si� autobusami - rzek�a, zn�w si� u�miechaj�c.
Do twarzy jej by�o z tym �agodnym u�miechem - pewna siebie, opanowana i wytworna.
Nagle u�wiadomi� sobie, �e odpowiada jej p�s��wkami, ma kilkudniowy zarost i wygniecion� koszul�.
- Mieszka pani tu w okolicy? - zagadn��.
- Na po�udnie od Pecos - odpar�a.- Pi��set kilometr�w st�d. Ju� panu m�wi�am, �e tam w�a�nie zmierzam.
- Pani rodzina pochodzi z Pecos?
- Nie. Z Kalifornii. Przyjecha�am do Teksasu przed siedmiu laty, po �lubie.
- Czy pani rodzina od dawna mieszka w Kalifornii?
Na jej twarzy pojawi� si� u�miech.
- Na pewno d�u�ej ni� jakikolwiek Kalifornijczyk.
Zostawili za sob� granice miasta i wyjechali na p�askie pustkowie. Termometr na desce rozdzielczej wskazywa�, �e na zewn�trz panowa�a temperatura 43 stopnie.
- Jest pani adwokatem? - spyta� po chwili milczenia.
Przez moment by�a zdziwiona, ale domy�li�a si�, kiedy spostrzeg�a w lusterku swoj� akt�wk�.
- Nie - odparta. - Jestem klientk� adwokata.
Rozmowa zn�w utkn�a w martwym punkcie. Kobieta wydawa�a si� lekko spi�ta, co go speszy�o.
- Kim jeszcze pani jest?
- Czyj�� �on� i matk�. A tak�e c�rk� i siostr�, jak s�dz�. A kim pan jest?
- Nikim specjalnym - odpar� Reacher. - By�em czyim� synem, bratem i narzeczonym.
- Jak to by� pan?
- Rodzice umarli, podobnie jak brat, a dziewczyna mnie rzuci�a.
- Och, tak mi przykro.
- By�o, min�o - powiedzia�. - Nie jest a� tak �le.
- Nie czuje si� pan samotny?
Wzruszy� ramionami.
- Lubi� samotno��.
- Dlaczego opu�ci�a pana dziewczyna?
- Pojecha�a pracowa� w Europie.
- Rozumiem. A pan nie chcia� przeprowadzi� si� razem z ni�?
- Chyba nie - odpar�. - To by wymaga�o ustatkowania si�.
- A pan si� nie chce ustatkowa�?
Potrz�sn�� g�ow�. - To nie tak. Wr�cz przeciwnie. Ca�e �ycie s�u�y�em w wojsku, tu�a�em si� po �wiecie i chyba dojrza�em do czego� innego.
Po chwili spyta�a:
- Jak to jest ca�e �ycie s�u�y� w wojsku?
- M�j ojciec te� by� zawodowym �o�nierzem. Dojrzewa�em w bazach wojskowych na ca�ym �wiecie, a kiedy doros�em, ju� tam zosta�em na dobre.
- Ale sko�czy� pan swoj� przygod� z wojskiem.
Kiwn�� g�ow�.
- Jestem doskonale wyszkolony i nie mam si� gdzie podzia�.
Zauwa�y�, �e zamy�li�a si� nad jego odpowiedzi�. Wdusi�a mocniej peda� gazu, mo�liwe, �e zupe�nie nie�wiadomie. Mia� niejasne odczucie, �e jej zainteresowanie jego osob� nabiera�o rozp�du, podobnie jak samoch�d.
FORD produkuje model Crown Victoria w Kanadzie, prawie wszystkie egzemplarze kupuje policja, tak�e korporacje taks�wek oraz firmy wynajmu samochod�w. Rzadko nabywaj� ten model osoby prywatne, tak wi�c pod�wiadomie na widok takiego wozu, nie pomalowanego na ��ty taks�wkowy kolor czy te� bez czarno-bia�ych napis�w: POLICJA na wszystkich drzwiach, odnosimy wra�enie, �e jest to nie oznakowany w�z detektywa, FBI lub s�u�b specjalnych. W�a�nie to nam podpowiada pod�wiadomo��, wra�enie to mo�na dodatkowo wzmocni�.
Na pustkowiu, w po�owie drogi do Abilene, wysoki jasnow�osy m�czyzna zjecha� z autostrady w opuszczon�, pokryt� kurzem dr�k�. Wy��czy� silnik i otworzy� baga�nik. Ni�szy m�czyzna o ciemnych w�osach wyci�gn�� ci�k� waliz� i po�o�y� na ziemi. Kobieta rozpi�a zamek b�yskawiczny i poda�a blondynowi tablice rejestracyjne z Wirginii. Wyj�� z walizy �rubokr�t, zdj�� z obu stron wozu tablice teksa�skie i przykr�ci� na ich miejsce te wydane w Wirginii. Kobieta si�gn�a do walizy po anteny - w sumie cztery sztuki - do radia CB oraz telefon�w kom�rkowych, kupione tanio w sklepie Radio Shack w Los Angeles. Anteny kom�rkowe przyczepiono przyssawkami do tylnej szyby. Kiedy baga�nik zamkni�to, przyczepi�a anteny CB na wieku. Mia�y magnesy u podstawy i nie bieg�y od nich �adne kable. By�y po prostu na pokaz.
Ni�szy m�czyzna siad� za kierownic�, wjecha� z powrotem na autostrad� i sun�� z t� sam� szybko�ci�. Crown victoria, g�adkie stalowe felgi, g�szcz anten, tablice z Wirginii. Mo�e to samoch�d FBI z tr�jk� agent�w jad�cych na pilne wezwanie.
- CZYM si� pan zajmowa� w wojsku?
- Kobieta zada�a standardowe pytanie.
- By�em glin� - odpowiedzia� spokojnie Reacher. - W �andarmerii wojskowej.
- By� pan dobrym glin�? - spyta�a z nieskrywanym zainteresowaniem.
- Chyba tak. Zosta�em w ko�cu majorem, przyznano mi nawet kilka medali.
Po chwili zapyta�a:
- To czemu pan zrezygnowa�?
- Jestem ofiar� redukcji etat�w. Z ko�cem zimnej wojny postanowiono zmniejszy� armi�, wi�c nie by�o ju� potrzeba tylu gliniarzy.
Kiwn�a g�ow�.
- Podobnie jest z miastem. Je�li liczba ludno�ci maleje, wydzia� policji ma coraz mniej ludzi. Mieszkam w bardzo ma�ym miasteczku - ci�gn�a. - Echo, na po�udnie od Pecos. Zwyk�a dziura. Dlatego na zwano j� Echo. To z mit�w greckich. Echo by�a m�od� dziewczyn� za kochan� w Narcyzie. On jednak kocha� tylko siebie, wi�c zacz�a znika� po trochu, a� w ko�cu osta� si� sam g�os. Dlatego miasteczko nazwano Echo. U nas nie ma nawet komisariatu. Hrabstwo ma tylko szeryfa. Wyczu� co� w jej g�osie.
- Czy to stanowi problem? - spyta�.
- Spo�eczno�� w naszym hrabstwie jest w zasadzie bia�a - odpar�a. - Tak wi�c mog� by� k�opoty, gdy kogo� przyci�nie sytuacja.
- A kogo� przycisn�a sytuacja?
U�miechn�a si� z zak�opotaniem.
- Od razu wida�, �e by� pan glin�. Zadaje pan tyle pyta�.
Nie odzywa�a si� przez jaki� czas, prowadzi�a tylko samoch�d, �niade r�ce zaci�ni�te lekko na kierownicy, jecha�a do�� szybko, ale nie p�dzi�a. Spogl�da� na ni� k�tem oka. By�a �adna, ale co� j� wyra�nie gn�bi�o.
- Jak by�o w wojsku? - spyta�a w ko�cu.
- Inaczej - odpar�. - To odr�bny �wiat. Niezwykle uregulowany, ale jakby wyj�ty spod prawa. Brutalny i niecywilizowany.
- Jak Dziki Zach�d - zauwa�y�a. - Pewnie podoba�o si� tam panu.
Kiwn�� g�ow�.
- Po cz�ci.
Po chwili milczenia spyta�a:
- Czy mo�e mi pan zdradzi� swoje nazwisko?
- Reacher - przedstawi� si�.
- A mog� panu zada� pytanie natury osobistej?
Kiwn�� g�ow�.
- Czy zabija� pan ludzi, panie Reacher? W wojsku?
Zn�w kiwn�� g�ow�.
- Kilku.
Zamilk�a, jakby uk�adaj�c w my�lach pytanie.
- W Pecos jest muzeum Dzikiego Zachodu - powiedzia�a. - Niedaleko od niego znajduje si� gr�b Claya Allisona. S�ysza� pan o nim?
Reacher potrz�sn�� g�ow�.
- M�wili o nim Rewolwerowiec D�entelmen. Ma �adny nagrobek z napisem: �Robert Clay Allison 1840-1887�. Jest te� na nim inskrypcja: �Nigdy nie zabi� cz�owieka, kt�ry na to nie zas�u�y��. Co pan o tym my�li?
- Ca�kiem �adna inskrypcja - przyzna� Reacher.
- W starej gazecie jest jego nekrolog - ci�gn�a. - Trzymaj� go w szklanej gablocie. �Wiele surowych wyrok�w wymierzy� w imi� dobra, tak jak je pojmowa��.
- �adny nekrolog.
- Chcia�by pan mie� taki sam?
- Mo�e jeszcze nie teraz - odpar� Reacher.
U�miechn�a si�.
- Raczej nie. Ale czy chcia�by pan koniec ko�c�w zas�u�y� na taki nekrolog?
- Bywaj� gorsze rzeczy - powiedzia�. - Niech mi pani powie, dok�d to zmierza?
- Ta droga? - spyta�a nerwowo.
- Nie, nasza konwersacja.
Jecha�a jeszcze przez chwil�, a potem nagle zjecha�a na pokryte py�em pobocze.
- Nazywam si� Carmen Greer - odezwa�a si�. - I potrzebuj� pa�skiej pomocy.
ROZDZIA� DRUGI
NIE wzi�am pana przypadkowo - wyzna�a Carmen Greer. Jej twarz nie wyra�a�a absolutnie nic.
- Wi�c po co? - zainteresowa� si� Reacher.
- Szuka�am kogo� takiego jak pan - odpar�a. - Wcze�niej zabra�am ju� ponad dziesi�ciu innych autostopowicz�w. W�a�nie tym zajmuj� si� od miesi�ca. Je�d�� po zachodnim Teksasie, rozgl�daj�c si� za facetami, kt�rych trzeba podwie��.
- Dobra, Carmen - przerwa� jej. - Wyja�nij mi, co jest grane.
Zamilk�a na chwil�.
- Potrzebuj� twojej pomocy - powt�rzy�a.
- Widzisz mnie pierwszy raz w �yciu.
- Faktycznie - odpar�a. - Ale ty si� doskonale nadajesz.
- Niby, do czego?
- Czy mia�e� do czynienia z adwokatami? - spyta�a. - Najpierw trzeba im s�ono zap�aci�, a potem m�wi�, �e nie mog� nic zrobi� w twojej sprawie. W zesz�ym miesi�cu zatrudni�am czterech, ale ma�o mnie nie pu�cili z torbami.
- Przecie� masz cadillaca.
- To samoch�d te�ciowej. Po�yczy�a mi.
- Masz pier�cionek z wielkim brylantem.
Posmutnia�a.
- Prezent od m�a - wyja�ni�a.
Spojrza� na ni�.
- To czemu on ci nie pomo�e?
- Nic z tego - odpar�a. - Szuka�e� kiedy� prywatnego detektywa?
- Nigdy nie potrzebowa�em takich us�ug. Sam by�em detektywem.
- Pojecha�am a� do Austin. Facet powiedzia�, �e mo�e mi pom�c, ale potrzebuje sze�ciu ludzi i za�piewa� dziesi�� tysi�cy dolar�w na tydzie�.
- No i co?
- Poczu�am si� przyparta do muru. Wpad�am w rozpacz. I wtedy przyszed� mi do g�owy ten pomys�. Pomy�la�am sobie, �e je�li b�d� zabiera�a autostopowicz�w, w ko�cu kt�ry� z nich oka�e si� odpowiednim cz�owiekiem, gotowym mi pom�c. Starannie dobiera�am sobie pasa�er�w. Zabiera�am tylko brutali i zbir�w.
- Wielkie dzi�ki, Carmen - rzuci� Reacher.
- Nie zrozum mnie �le - poprosi�a. - Nie mam nic z�ego na my�li.
- Ale po co si� nara�a�a�?
- Musia�am zaryzykowa�. Mia�am nadziej�, �e mo�e trafi� na kowboja z rodeo albo robotnika z p�l naftowych. Jakiego� bezrobotnego, nieokrzesanego twardziela, kt�ry ch�tnie zarobi par� groszy, bo nie mog� zbyt wiele zap�aci�. Co w tym z�ego?
- Tymczasem, Carmen, ca�a ta historia wygl�da mi naprawd� ma to zach�caj�co.
Zn�w zamilk�a.
- Z ka�dym rozmawia�am - podj�a za chwil� - ale �aden nie wyda� mi si� odpowiedni. Dopiero ty si� nadajesz. Jeste� moj� ostatni� desk� ratunku. By�y gliniarz wojskowy, bez zobowi�za� - nie mog�am trafi� lepiej.
- Ale ja nie szukam pracy, Carmen.
Kiwn�a g�ow� rado�nie.
- Domy�li�am si�. Tym lepiej. To b�dzie czysta sprawa, prawda? Pomoc dla samej pomocy. �adnego wyrachowania. Do tego twoja przesz�o��. Zobowi�zuje ci�.
Utkwi� w niej wzrok.
- Wcale nie.
- By�e� �o�nierzem - przypomnia�a. - A tak�e policjantem. Twoim obowi�zkiem by�o pomaga� ludziom. W�a�nie tym zajmuj� si� gliny, prawda?
- Je�li szukasz gliniarza, zg�o� si� do szeryfa.
Potrz�sn�a g�ow�.
- Nie. Nie mog�.
Reacher ju� nic nie powiedzia�. Zacz�a szybko mruga�, jakby si� mia�a zaraz rozp�aka�. Jakby gorzko rozczarowana nim, a mo�e sa m� sob�.
- Pewnie my�lisz, �e jestem postrzelona.
Obr�ci� g�ow� i dok�adnie si� jej przyjrza�. Silne szczup�e nogi; mocne szczup�e ramiona; kosztowna sukienka. Mia�a zadbane, �adnie uczesane w�osy oraz wypiel�gnowane, pomalowane paznokcie. Inteligentna twarz elegantki, zm�czone oczy.
- Ale nie jestem - powiedzia�a i spojrza�a na niego.
By�o co� takiego w jej twarzy. Mo�e to wdzi�k. A mo�e rozpacz czy desperacja.
- Marzy�am o tej chwili od miesi�ca. Plan by� szalony i pewnie my�lisz, �e mi rozum odj�o.
D�ugo nic nie m�wi�. Mija�y minuty. My�la� o Lubbock. M�g� sobie teraz siedzie� u boku jakiego� sympatycznego tirowca i s�ucha� razem z nim w radiu rock and rolla. Ale r�wnie dobrze m�g� siedzie� posiniaczony i pokrwawiony w celi na komisariacie, z aktem oskar�enia i terminem rozprawy.
- Zacznijmy jeszcze raz - zaproponowa�. - Opowiedz mi wszystko. Najpierw jednak napi�bym si� kawy. Czy jest tu gdzie� w okolicy lokal, gdzie podaj� dobr� kaw�?
- Chyba tak - powiedzia�a. - O ile sobie przypominam, jak�� godzin� drogi st�d.
- Wi�c jed�my tam na ma�� czarn�.
DZIEWI��DZIESI�T kilometr�w na po�udniowy zach�d od Abilene, przy nieucz�szczanej bocznej drodze, crown victoria czeka�a spokojnie na poboczu. Kierowca odgi�� maksymalnie lusterko, by mie� przed oczami ca�� drog� z ty�u. Widzia� wszystko jak na d�oni na odleg�o�� co najmniej p�tora kilometra, a� do miejsca, gdzie asfalt zlewa� si� z niebem w srebrzystym po�yskuj�cym mira�u. Kierowca nie spuszcza� z oczu tego blasku w oddali, oczekuj�c, a� przetnie go niewyra�ny zarys sylwetki samochodu.
Wiedzia�, jaki to ma by� samoch�d. Byli dobrze poinformowani. Mia� si� pojawi� bia�y mercedes, a za jego kierownic� m�czyzna pod��aj�cy na spotkanie, na kt�re musia� si� stawi�. Znali godzin� spotkania, wiedzieli, gdzie ma si� odby�, tak wi�c po prostych wyliczeniach mieli jasno��, �e godzina zero ju� blisko.
- Bierzmy si� do roboty - odezwa� si� kierowca.
Wzi�� od kobiety czapeczk� baseballow�, jedn� z trzech, kt�re kupili od ulicznego sprzedawcy pami�tek na Hollywood Boulevard. By�a granatowa z bia�ym napisem FBI naszytym z przodu. Kierowca naci�gn�� daszek nisko na czo�o i nie spuszcza� lusterka z oczu.
- W sam� por� - powiedzia�.
Bia�y kszta�t ukaza� si� na horyzoncie i mkn�� ku nim jak ryba, kt�ra wyskoczy�a z wody. Zarys nabra� ostrych kszta�t�w i zbli�a� si� szybko. W ko�cu bia�y mercedes przejecha� obok nich z rykiem silnika, crown victoria ruszy�a za nim. Zab�jcy zn�w byli w swoim �ywiole.
Kierowca mercedesa zauwa�y� za sob� w lusterku migaj�ce �wiat�a forda. Dwie osoby w czapkach z daszkiem na przednich siedzeniach. Spojrza� na szybko�ciomierz, kt�ry wskazywa� sto czterdzie�ci pi��. Obla� si� zimnym potem, poczu� k�ucie w klatce piersiowej. �Cholera�. Zdj�� nog� z gazu, zastanawiaj�c si� nad taktyk�. Pokora? A mo�e: �Nie wiecie, kim ja jestem!�.
Ford zr�wna� si� z nim. Kiedy zwolni�, zobaczy� trzy osoby, w tym jedn� kobiet�. Samoch�d by� uzbrojony w g�szcz anten. Nie mieli jednak koguta ani syreny. To nie byli ch�opcy radarowcy. Kierowca da� mu znak, �eby zjecha� na pobocze. Kobieta przycisn�a legitymacj� do szyby. Pi�ciocentymetrowe litery: FBI. Na czapkach te� napisy FBI. Rozlu�ni� si� troch�. FBI nie zatrzymywa�o za szybk� jazd�. To musi by� co� innego. Mo�e jaka� kontrola ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa. Zatrzyma� pojazd, w�z FBI stan�� tu� za nim.
- Pan Eugene? - odezwa�a si� kobieta. - Al Eugene, zgadza si�?
Kierowca mercedesa otworzy� drzwi i wysiad�.
- Czym mog� pani s�u�y�?
- Czy mo�e nam pan po�wi�ci� pi�� minut? - poprosi�a. - Niedaleko przy drodze czeka zast�pca szefa FBI, chce z panem m�wi�. To pilna sprawa, jak s�dz�, bo inaczej nie niepokoiliby�my pana, co� niezwyk�ej wagi, poniewa� nie chciano nam nic powiedzie�.
Eugene spojrza� na zegarek.
- Jestem um�wiony na wa�ne spotkanie - wyja�ni�.
Kobieta kiwn�a g�ow�.
- Wiemy, prosz� pana. Pozwolili�my sobie zadzwoni� w pa�skim imieniu i prze�o�y� owo spotkanie na p�niej.
Eugene wzruszy� ramionami.
- Czy mog� zobaczy� pani legitymacj�?
Kobieta poda�a mu etui. Po zewn�trznej stronie pod mlecznym plastikiem widnia�a legitymacja FBI ze zdj�ciem kobiety. Podobnie jak wi�kszo�� Amerykan�w, Eugene nigdy nie widzia� legitymacji FBI.
Byt przekonany, �e w�a�nie patrzy na pierwsz� w �yciu.
- Gdzie� przy tej drodze? - spyta�. - To pojad� za waszym wozem.
- Pojedzie pan naszym samochodem - wyja�ni�a kobieta. - Po drodze jest punkt kontrolny i niezbyt przyjaznym okiem patrz� tam na cywilne wozy. Przywieziemy tu pana z powrotem.
Eugene zn�w wzruszy� ramionami.
- W porz�dku.
Ruszyli do crown victorii. Kierowca otworzy� przed Eugene�em drzwi dla pasa�era z przodu.
- Prosz�, niech pan wsiada - powiedzia�. - Uznano pana za VIP-a, a gdyby�my posadzili VIP-a na tylnym siedzeniu, nie�le by�my za to oberwali.
Eugene zaj�� miejsce z przodu. M�czyzna zamkn�� za nim drzwi i siad� za kierownic�. Wysoki blondyn oraz kobieta zaj�li tylne siedzenia. Crown victoria wjecha�a na asfalt. Przyspieszyli do oko�o dziewi��dziesi�ciu kilometr�w na godzin�. Nad drog� pi�� czy sze�� kilometr�w przed nimi unosi� si� tuman kurzu. Kierowca zwolni�, szukaj�c skr�tu, kt�ry wypatrzy� p� godziny wcze�niej. W ko�cu go dostrzeg�, przejecha� przez pobocze po drugiej stronie jezdni, min�� zag��bienie terenu, przez kt�re droga bieg�a jak grobla. Potem zjecha� na prawo i zatrzyma� si� tu� za krzakami na tyle wysokimi, by skry� samoch�d. M�czyzna oraz kobieta na tylnym siedzeniu wyj�li pistolety, nachylili si� do przodu i przy�o�yli lufy do karku Eugene�a.
Kierowca spokojnie wysiad� z pojazdu i podszed� do drzwi pasa�era z pistoletem w d�oni. Otworzy� je i przy�o�y� luf� Eugene�owi do gard�a.
- Wysiadaj - rozkaza�. - Tylko spokojnie.
- Coo? - Tylko tyle zdo�a� z siebie wydusi� Eugene i wysiad�.
- Odejd� od samochodu - poleci�a kobieta.
Eugene rozejrza� si� dooko�a, na ile �mia� obr�ci� g�ow�, i odszed� od samochodu. Jeden krok, dwa, trzy. Kobieta kiwn�a g�ow�.
- Al! - zawo�a�a.
Obaj jej partnerzy odskoczyli wielkimi susami na boki. Eugene odwr�ci� g�ow� w stron� kobiety, kt�ra go zawo�a�a po imieniu. Przestrzeli�a mu prawe oko. Run�� na ziemi� jak d�ugi, z rozrzuconymi bez�adnie ko�czynami.
M�czy�ni zaci�gn�li cia�o Eugene�a w krzaki. Znale�li w�r�d nich w�sk� szczelin� w wapieniu, p�kni�cie w skale, w kt�re mo�na w�o�y� bokiem nieboszczyka. Tak manewrowali zw�okami, a� w szczelinie znalaz�a si� noga oraz r�ka, za kt�re je trzymali. Wtedy pu�cili trupa. Zakleszczy� si� mi�dzy ska�ami dwa metry ni�ej.
Plamy krwi ju� zacz�y przysycha�. Nagarn�li na nie nogami ziemi� i zamietli miejsce zaj�cia ga��zi� jad�oszynu, �eby zatrze� �lady but�w. Wsiedli do crown victorii, kierowca cofn�� si�, zawr�ci� obok krzak�w, przejecha� przez obni�enie terenu, wjecha� pod g�rk� i znalaz� si� z powrotem na drodze.
- MAM c�rk� - powiedzia�a Carmen Greer. - Chyba ci ju� zreszt� m�wi�am.
- Powiedzia�a� tylko, �e jeste� matk� - zauwa�y� Reacher.
Kiwn�a g�ow�, trzymaj�c w d�oniach kierownic�.
- To s�odka dziewczynka. Ma sze�� i p� roku. Nazwali j� Mary Ellen. W zdrobnieniu Ellie.
- Niby kto j� nazwa�?
- Rodzina mojego m�a. Greerowie, klan od dawna mieszkaj�cy w hrabstwie Echo.
- Oni nazwali twoj� c�rk�?
- Znalaz�am si� w do�� niezr�cznej sytuacji. Jeste�my nieca�e siedem lat po �lubie. Dodaj sobie dwa do dw�ch, a zrozumiesz, czemu niewiele mia�am do powiedzenia w tej sprawie.
- Jacy oni s�?
- �atwo zgadn�� - powiedzia�a. - Z dziada pradziada Teksa�czycy, od dawna potentaci naftowi, cho� przetrwonili wiele pieni�dzy, nie ma�o im jeszcze zosta�o. Ojciec zmar� jaki� czas temu; matka wci�� �yje; maj� dw�ch syn�w. M�j m�� to ten starszy, ma na imi� Slup, tak jak jednomasztowy �aglowiec.
- Slup? - zdumia� si� Reacher. - A jak ma na imi� ten drugi? Jacht? Holownik? A mo�e liniowiec?
- Robert - odpar�a. - M�wi� na niego Bobby.
- Slup - powt�rzy� Reacher. - Pierwsze s�ysz�.
- Pozna�am go w Kalifornii - wyja�ni�a. - Studiowali�my razem na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles.
- A wi�c z dala od rodzinnego gniazda - zauwa�y� Reacher.
- W�a�nie. Dochodz� do wniosku, �e tylko tam los m�g� nas z��czy�.
Przerwa�a na chwil� i zmru�y�a oczy w blasku s�o�ca, wypatruj�c czego� w oddali.
- Oto nasz bar - powiedzia�a. - Dadz� nam kawy.
Bar sta� samotnie przy drodze po�rodku czterystu metr�w kwadratowych klepiska, kt�re s�u�y�o za parking. Reacher otworzy� drzwi auta. Buchn�� w niego �ar jak z pieca. Zaczeka� na Carmen, s nast�pnie ruszy� p� kroku za ni�, by m�c si� jej przyjrze�. Pochyli�a g�ow�, jakby nie chcia�a, �eby ktokolwiek j� ogl�da�. Brzeg sukienki opad� przyzwoicie na wysoko�� kolan. Sz�a z niezwyk�� gracj�, jak tancerka, pro�ciutkie plecy, g�adko wygolone nagie �ydki.
Wewn�trz baru panowa� ch�odek. Reacher zaprowadzi� Carmen do boksu po przeciwleg�ej stronie sali. Po�lizgn�� si� na lepkim winylu i odchyli� g�ow�, by owia� go zimny strumie� powietrza z sufitu. Kiedy Carmen usiad�a naprzeciwko, po raz pierwszy spojrza� jej prosto w oczy. Mia�a zjawiskowe ciemne oczy z d�ugimi rz�sami oraz wysokie ko�ci policzkowe, kt�re okala�y g�ste kruczoczarne w�osy, po�yskuj�ce granatowo w �wietle. Usta jak p�czek r�y, delikatnie umalowane szmink�. Jedwabista g�adka sk�ra w kolorze s�abej herbaty lub ciemnego miodu pulsowa�a wewn�trznym blaskiem. By�a znacznie ja�niejsza ni� ogorza�e ramiona Reachera, jednak to on by� bia�y, a ona kolorowa.
- Do kogo podobna jest Ellie? - spyta�.
- Do nich.
Kelnerka przynios�a wod� z lodem, przygotowa�a o��wek i bloczek, zadar�a brod�, ale nie odezwa�a si� ani s�owem. Carmen zam�wi�a mro�on� kaw�, Reacher za� gor�cego szatana.
- Wcale nie wygl�da na moj� c�rk� - powiedzia�a Carmen. - R�owiutka sk�ra, blond w�oski, jest troch� pyzata. Za to ma moje oczy.
- Szcz�ciara z tej Ellie - zauwa�y� Reacher.
U�miechn�a si� przelotnie.
- Dzi�ki. Pragn�, by szcz�cie nadal jej dopisywa�o.
Kelnerka przynios�a napoje i odesz�a bez s�owa.
- Prosi�e�, �ebym zacz�a od pocz�tku - odezwa�a si� Carmen - niech, wi�c tak b�dzie. Musisz zrozumie�, �e kiedy� kocha�am Slupa. By� taki silny i przystojny, wci�� u�miechni�ty. Poza tym byli�my m�odzi, w Los Angeles wszystko wydaje si� mo�liwe.
Zamilk�a, wy�uskuj�c z opakowania s�omk�.
- Chc� ci wyja�ni�, sk�d pochodz� - ci�gn�a. - Nie by�am jak�� tam zahukan� Meksykank�, kt�ra martwi�a si�, �e rodzina bia�ych nie zechce jej przyj�� do swojego klanu. Niepokoi�am si�, czy moja rodzina zaakceptuje tego gringo. Pochodz� z Nepa, gdzie nasza rodzina posiada czterysta hektar�w ziemi pod upraw� winoro�li; mieszkamy tam od wiek�w; byli�my zawsze najbogatszymi lud�mi, jakich zna�am. Najbardziej wykszta�conymi. Zatrudniali�my do roboty bia�ych. Niepokoi�am si�, wi�c, co rodzina powie na to, �e wychodz� za jednego z nich.
Popija� kaw�.
- 1 jak zareagowali?
- Oszaleli z w�ciek�o�ci. - Wypi�a �yk kawy. - By�am w ci��y, co tylko pogorszy�o spraw�. Moi rodzice to niezwykle religijni ludzie, wi�c ostatecznie wyrzekli si� mnie.
- 1 co zrobi�a�?
- Wzi�li�my �lub. Przez kilka miesi�cy mieszkali�my w Los Angeles, uko�czyli�my studia, nie przenosili�my si� do �smego miesi�ca ci��y. Slup nie m�g� jednak znale�� pracy. W ko�cu zauwa�y�am, �e niespecjalnie si� stara. Wcale nie zamierza� si� nigdzie zatrudni�. Cztery lata studi�w potraktowa� jak jedn� wielk� zabaw�, w ko�cu postanowi� wr�ci� na �ono rodziny i przej�� interesy tatusia. By�am przeciwna. Wydawa�o mi si�, �e powinni�my stan�� na w�asnych nogach, zacz�� wszystko od podstaw - nowe pokolenie z dw�ch r�nych rod�w. Po�wi�ci�am wiele dla naszego ma��e�stwa i uwa�a�am, �e on te� powinien si� wyrzec pewnych rzeczy. Okropnie si� k��cili�my. Nie mog�am pracowa� w tak zaawansowanej ci��y, wi�c nie mia�am swoich pieni�dzy. W ko�cu dosz�o do tego, �e nie sta� nas by�o nawet na czynsz, przyjechali�my wi�c tu, do Teksasu, i zamieszkali�my w ogromnym starym domiszczu wraz z jego rodzicami i bratem, gdzie tkwi� do dzi�.
- 1 co dalej? - dopytywa� Reacher.
Spojrza�a mu prosto w oczy.
- Czu�am si� tak, jakby ziemia si� pode mn� rozst�pi�a, bym wpad�a w piekieln� otch�a�. Przez ca�e �ycie traktowano mnie jak ksi�niczk�, a tu nagle zacz�to mn� pomiata� jak szmat�. Nienawidzili mnie, bo by�am kolorow� dziwk�, kt�ra uwiod�a im ukochanego synalka. Byli dla mnie do obrzydzenia uprzejmi, jak si� domy�lam, chcieli, �eby Slup zm�drza� i sam mnie porzuci�.
- On ci� jednak nie rzuci�.
Spu�ci�a wzrok.
- Nie - przyzna�a. - Nie rzuci� mnie. Za to zacz�� mnie bi�. Pierwszy raz uderzy� mnie, kiedy by�am w ci��y z Ellie. Waln�� mnie w twarz, a� p�k�a mi warga. Ale natychmiast zacz�� si� kaja�. Sam mnie zawi�z� na pogotowie, a przez ca�� drog� b�aga�, �ebym mu przebaczy�a i nikomu nie m�wi�a o tym, co si� sta�o. Poniewa� naprawd� by�o mu wstyd, przyj�am przeprosiny. Nie mia�am kiedy z nim spokojnie porozmawia�, ho natychmiast po przyje�dzie do szpitala zacz�am rodzi� i odwieziono mnie na porod�wk�. Nast�pnego dnia na �wiat przysz�a Ellie.
Reacher obserwowa� jej twarz,
- 1 co by�o potem?
- Przez tydzie� panowa� spok�j. Ale zn�w zacz�� mnie bi�. Zbyt wiele uwagi po�wi�ca�am dziecku, nie mia�am ochoty na seks, bo bola�y mnie szwy. Oznajmi� mi, �e po ci��y uty�am i zbrzyd�am. Sprawi�, �e w to uwierzy�am. I wierzy�am bardzo d�ugo. Przez dwa lub trzy lata wci�� uwa�a�am, �e to by�a moja wina i stara�am si� poprawi�.
- Co na to jego rodzina?
Odsun�a od siebie na wp� wypit� szklank�.
- Nic o tym nie wiedzieli - powiedzia�a. - Wkr�tce zmar� jego ojciec, co zaogni�o sytuacj�. By� jedynym sensownym cz�onkiem rodziny. Teraz zosta�a ju� tylko matka i brat. On jest wstr�tny, a z niej praw dziwa j�dza. Wci�� nic nie wiedz�. Bije mnie w tajemnicy przed nimi. Dom jest prawie wielko�ci bloku mieszkalnego. To wszystko bardzo zagmatwane. Duma nie pozwala Slupowi przyzna� si� do b��du, �e oni mieli racj�, a im bardziej mnie nie trawi�, tym usilniej on udaje, �e mnie kocha. Wodzi ich za nos. Kupuje mi prezenty. S�yszeli, �e marz� o koniu, wi�c kupi� mi wierzchowca, by pokaza� im, jaki jest wielkoduszny - naprawd� jednak jazda konna to doskona�e wyt�umaczenie moich siniak�w. Ka�e mi m�wi�, �e spad�am. Wiedz�, �e dopiero zaczynam. A to wiele t�umaczy w kowbojskiej okolicy - siniaki i po�amane ko�ci.
- �ama� ci ko�ci?
Kiwn�a g�ow�.
- �ebra. Lew� r�k�. Obojczyk. Szcz�k�. Musia�am sobie wstawi� trzy sztuczne z�by.
- Czemu wci�� mieszkasz z nimi? Czemu nie rzuci�a� tego wszystkiego w diab�y?
Westchn�a i odwr�ci�a g�ow�.
- Nie umiem tego wyja�ni� - wyszepta�a. - Nie wiesz, jak to jest. Brakowa�o mi wiary w siebie. W�a�nie urodzi�o mi si� dziecko i nie mia�am grosza przy duszy Ani z�amanego szel�ga. Nie mia�am przyjaci�. Obserwowali mnie przez ca�y czas. Nawet rozmowy telefoniczne odbywa�y si� pod ich bacznym okiem.
Nie odezwa� si�.Podnios�a oczy i spojrza�a na niego.
- Nie mog�am odej��, porzucaj�c Ellie. Slup zaproponowa� mi, �e je�li dziecko zostanie z nim, dostan� odpraw� i b�d� mog�a pojecha� gdziekolwiek zechc�. Nie potrafi�am zdoby� si� na taki krok, wi�c wci�� mnie bije. Dzie� w dzie�.
Spojrza� na ni�, przygl�da� si� jej d�oniom, ramionom, szyi, twarzy. Dekolt sukienki przesun�� si�, przez co dostrzeg� niewielkie zgrubienie na obojczyku. Kiedy� by� z�amany, nie ma w�tpliwo�ci. Ale siedzia�a prosto jak struna, z wysoko uniesion� g�ow� i bu�czucznym b�yskiem w oku, taka postawa �wiadczy�a o czym�.
- Codziennie ci� bije?
Zacisn�a powieki.
- Nieomal codziennie. To znaczy nie dos�ownie. Ale zwykle trzy, cztery razy w tygodniu. Mnie si� wydaje, �e codziennie.
Nie odzywa� si� przez d�u�sz� chwil�, patrz�c jej prosto w oczy.
- Zmy�lasz - orzek�.
Carmen odwr�ci�a si� w stron� okna. Czerwone plamy pojawi�y jej si� na policzkach. Z�o��, pomy�la�. A mo�e zak�opotanie.
- Czemu tak s�dzisz?
- Dowody rzeczowe - odpar�. - Nie masz �adnych siniak�w na ciele. Masz nietkni�t� sk�r�. Poruszasz si� bez k�opotu, nic ci� nie boli. Nie jeste� zesztywnia�a ani obola�a.
Kiwn�a g�ow�.
- Bi� mnie pi�� lat, jak ci m�wi�am. Ale potem si� sko�czy�o, p�tora roku temu. Musia�am opowiedzie� ci wszystko od pocz�tku, bo chcia�am, �eby� mnie wys�ucha�.
Spojrza� jej prosto w twarz.
- No dobrze, przecie� s�ucham.
- Ale czy mi pomo�esz?
- Niby, w czym?
Nie odezwa�a si�. Wobec tego spyta�:
- Jak to odczuwa�a�? Bicie. Fizycznie.
Zamy�li�a si�.
- To zale�y od cz�ci cia�a.
Kiwn�� g�ow�. Wiedzia�a na podstawie do�wiadcze�, �e w r�nych miejscach odczucia s� r�ne.
- Brzuch - powiedzia�.
- Du�o wymiotowa�am, tak�e krwi�.
Zn�w potakuj�co skin�� g�ow�. Wiedzia�a, jak to jest otrzymywa� ciosy w brzuch.
- 1 co takiego si� wydarzy�o? Czemu przesta�?
Zawiesi�a g�os, jakby przel�kniona, �e kto� mo�e na ni� patrze�.
- Wyjd�my st�d - poprosi�a. - Czeka nas d�uga droga.
- Mam z tob� jecha�?
- My�la�am, �e pojedziesz. B�agam, me odmawiaj mi, Reacher. Przynajmniej wys�uchaj mojej opowie�ci do ko�ca i w�wczas podejmiesz decyzj�. Mog� ci� zostawi� w Pecos, je�li nie b�dziesz chcia� jecha� ze mn� do Echo.
- Okay - zgodzi� si�.
- Dzi�ki - powiedzia�a.
Nie odezwa� si�.
ROZDZIA� TRZECI
JECHALI d�ugim prostym odcinkiem pustej drogi, s�o�ce unosi�o si� wprost nad ich g�owami. Kierujemy si� na po�udnie, jest mniej wi�cej dwunasta, domy�la� si� Reacher. Od czasu do czasu pojawia�y si� przy drodze billboardy reklamuj�ce stacje benzynowe i miejsca noclegowe, od kt�rych dzieli�o ich jeszcze wiele kilometr�w.
- Jeste� g�odny? Je�li zrezygnujemy z postoju, uda mi si� zabra� Ellie ze szko�y - powiedzia�a Carmen. - Nie widzia�am jej od wczoraj.
- Wszystko mi jedno - odpar� Reacher.
Wdusi�a odruchowo gaz, cadillac mkn�� teraz sto trzydzie�ci kilo metr�w na godzin�.
- Czy ju� mi wierzysz? - spyta�a.
Zerkn�� na ni�. Trzyna�cie lat pracowa� jako detektyw i instynkt nie pozwala� mu w nic wierzy�.
- Co takiego sta�o si� p�tora roku temu? - ponowi� pytanie. - Czemu przesta�?
Chwyci�a mocniej kierownic�.
- Trafi� do pud�a.
- Za zn�canie si� nad tob�?
- W Teksasie? - Roze�mia�a si� z gorycz�. - Od razu wida�, �e jeste� tu pierwszy raz. Teksa�czyk nigdy nie podniesie r�ki na kobiet�. Wszyscy to wiedz�. Je�li wi�c latynoska zdzira zarzuci�aby co� takiego swojemu m�owi, niechybnie trafi�aby do domu bez klamek.
- Wi�c co przeskroba�?
- Nie p�aci� podatk�w federalnych - wyja�ni�a. - Zarobi� mn�stwo pieni�dzy, handluj�c dzier�awami p�l naftowych w Meksyu, ale nie zg�osi� dochodu do urz�du skarbowego.
- Mo�na za to p�j�� do paki?
Skrzywi�a si�.
- Robi� wszystko, �eby delikwent nie poszed� siedzie�. Najch�tniej przyjm� sp�at� w ratach, ale Slup jest wyj�tkowo uparty. Ukrywa� wszystko a� do procesu, a potem odm�wi� sp�acenia d�ugu. Wszystkie pieni�dze ulokowa� w rodzinnych rachunkach powierniczych, nie mogli mu, wi�c ich odebra�. Chyba porz�dnie si� na niego w�ciekli.
- Wi�c stan�� przed s�dem?
Kiwn�a g�ow�.
- Federalna rozprawa z wszelkimi szykanami. Miejscowa klika przeciwko Ministerstwu Skarbu. Adwokat Slupa to jego najlepszy kumpel z liceum, a drugi, kt�ry jest prokuratorem okr�gowym hrabstwa Pecos, doradza� im, jak� obra� strategi�. Na nic si� to jednak zda�o, bo urz�d skarbowy postawi� si�. Grozi�o mu od trzech do pi�ciu lat. S�dzia skaza� go na najni�szy wyrok: trzydzie�ci miesi�cy w wi�zieniu gdzie� pod Abilene. Nazywaj� je Club Fed. Siedz� tam same oprychy. Trzydzie�ci miesi�cy to dwa i p�l roku, ale zak�adam, �e wyjdzie wcze�niej, bo pewnie si� tam dobrze sprawuje.
Reacher kiwn�� g�ow�.
- Pewnie tak.
- A wi�c dwa i p� roku, a ja zmarnowa�am pierwsze p�tora.
- Masz jeszcze ca�y rok. To mn�stwo czasu.
- Powiedz mi, co mog� zrobi� - poprosi�a. - Musimy ustali�, jakie dzia�ania nale�y podj��. Na razie teoretycznie, je�li chcesz.
Wzruszy� ramionami. otem spojrza� na to z jej punktu widzenia. Z jego perspektywy rozwi�zanie by�o a� nazbyt oczywiste.
- Musisz st�d wyjecha� - zawyrokowa�. - Musisz mie� dom i pieni�dze na utrzymanie. W jakim� wielkim mie�cie. Oto twoje rozwi�zanie. S� specjalne schroniska, organizacje.
- Jak do nich dotrze�? Nie mam grosza przy duszy.
- Do�� szykownie si� ubierasz jak na biedaczk�.
- Katalog wysy�kowy - o�wiadczy�a. - Prawnik Slupa podpisuje czeki, wi�c mam co na siebie w�o�y�. Ale nie dysponuj� �adn� got�wk�.
- Mo�esz sprzeda� brylant.
- Ju� pr�bowa�am - wyzna�a. - Nie jest prawdziwy. Nierdzewna stal i oszlifowany cyrkon. Jubiler roze�mia� mi si� w twarz. Jest wart najwy�ej trzydzie�ci dolc�w.
Nie odzywa� si� przez kolejne p�tora kilometra szybkiej jazdy na po�udnie.
- Ale w domu musz� by� jakie� pieni�dze - orzek�. - Mog�aby� ukra��.
- 1 sta�abym si� podw�jn� uciekinierk� - zauwa�y�a. - Zapominasz o statusie prawnym Ellie. W tym ca�y s�k. Zawsze by� to problem. Ona jest tak�e dzieckiem Slupa. Je�li wywioz� j� za granic� stanu bez jego zgody, stan� si� porywaczk�. Odszukaj� mnie, zabior� c�rk� i wsadz� mnie do paki.
- Nie wyje�d�aj, wi�c poza granic� stanu. Zosta� w Teksasie. Mo�esz pojecha� do Dallas.
- Nie zostan� w Teksasie.
S�ycha� by�o stanowczo�� w jej g�osie. Reacher nie odezwa� si�.
- To nie takie proste - t�umaczy�a. - Matka Slupa �ledzi mnie z jego polecenia. Je�li pewnego dnia znikn� pieni�dze oraz Ellie, ju� po kilku godzinach zawiadomi szeryfa, kt�ry z kolei zadzwoni do FBI.
- Musi by� jaki� spos�b.
Zerkn�a na dokumenty prawnicze w akt�wce na tylnym siedzeniu.
- Jest mn�stwo sposob�w - rzek�a. - Post�powanie prawne, warunki, ochrona s�downa, najr�niejsze triki. Prawnicy s� jednak powolni jak ��wie i kosztowni, a ja nie mam pieni�dzy. I k�ko si� zamyka.
- Masz racj� - przytakn��.
Co� zahucza�o na tablicy rozdzielczej. Pomara�czowa lampka w kszta�cie dystrybutora paliwa zacz�a miga� obok szybko�ciomierza.
- Jedziemy na rezerwie - oznajmi�a.
- Niebawem b�dzie stacja Exxona. Widzia�em billboard. Za dwadzie�cia kilometr�w.
- Mnie potrzebny jest Mobil - odpar�a. - W schowku na r�kawiczki jest karta na stacj� Mobila. Nie mam czym zap�aci� w Exxonie.
- Nie masz nawet forsy na benzyn�?
Pokr�ci�a g�ow�.
- Sko�czy�a si�. Tankuj� teraz na konto te�ciowej w Mobilu. Rachunek przyjdzie do niej dopier