9815

Szczegóły
Tytuł 9815
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

9815 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 9815 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9815 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

9815 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Karel �apek Fabryka Absolutu Prze�o�y� z j�zyka czeskiego Pawe� Hulka�Laskowski Tytu� orygina�u �Tovarna na absolutno� 1 OG�OSZENIE W Nowy Rok 1943 pan G. H. Bondy, prezes zak�ad�w MEAS, czyta� sobie gazet�, jak zwykle, troch� niegrzecznie przeskoczy� wiadomo�ci wojenne, uchyli� si� od czytania o przesileniu gabinetowym i na pe�nych �aglach (tak, na pe�nych �aglach, bo �Gazeta Ludowa� ju� dawno powi�kszy�a sw�j format pi�ciokrotnie i p�achty jej nadawa�yby si� nawet do �eglugi morskiej) wp�yn�� na obszary gospodarki narodowej. Kr��y� przez chwil� tam i sam, po czym zwin�� �agle i pozwoli� ko�ysa� si� marzeniom. �Kryzys w�glowy � pomy�la� � wyczerpanie kopal�; ostrawskie zag��bie przerywa eksploatacj� na ca�e lata. Tam do diab�a, to ci heca! Trzeba sprowadza� w�giel g�rno�l�ski i prosz�, sami sobie policzcie, jak to podra�a nasze wyroby, a potem gadajcie o konkurencji! Le�ymy na kupie i je�eli Niemcy podwy�sz� taryfy, to po prostu mo�emy zamkn�� bud�. I akcje Zivno padaj�. O Bo�e, c� to za n�dzne stosunki! Jakie ciasne, idiotyczne, ja�owe stosuneczki! Diabli nadali z kryzysami!�. Pan G. H. Bondy, prezes zarz�du, zamy�li� si�. Co� go nieust�pliwie irytowa�o. Zacz�� doszukiwa� si� tego i znalaz� wreszcie na ostatniej stronie z�o�onej gazety. By�o to s��wko ZEK. W�a�ciwie tylko cz�steczka s�owa, bo gazeta by�a akurat w tym miejscu z�o�ona, na literze z. Ale w�a�nie ta po�owiczno�� wyrazu narzuca�a mu si� dokuczliwie. �No wiec co? Jaki tam znowu ZEK? Pewno obrazek, pomy�la� pan Bondy. A jak nie, to zarazek, bohomazek? Azot�wki te� spad�y paskudnie. Straszliwa stagnacja. Malutkie, �miesznie malutkie stosunki! � Tylko kto tam, do diab�a, og�asza jaki� obrazek? Na pewno jaki� bohomazek, jak wszystkie dzisiejsze obrazki. Na pewno. Troch� nad�sany pan G. H. Bondy roz�o�y� gazet�, aby si� pozby� dokuczliwego wyrazu. Ale teraz znik� mu zupe�nie w szachownicy najr�niejszych og�osze�. Goni� sw�j zgubiony wyraz szpalta za szpalt�; ukry� si�, ga�gan, z jak�� irytuj�c� z�o�liwo�ci�. Pan Bondy �ledzi� go systematycznie od lewej strony ku prawej, od do�u ku g�rze. Idiotyczne! Obrazek, zarazek, czy bohomazek, znik� jak kamfora. Pan G. H. Bondy nie podda� si� tak �atwo. Ponownie z�o�y� gazet� i oto nienawistne ZEK wyskoczy�o samo na skraju gazety. Po�o�y� wi�c na nim palec, szybko roz�o�y� gazet� i czyta�� Pan Bondy zakl�� z cicha. Chodzi�o o bardzo skromne, bardzo powszednie og�oszenie: WYNALAZEK bardzo korzystny, nadaj�cy si� dla ka�dej fabryki, jest z przyczyn oso� bistych natychmiast do sprzedania. Zapytania kierowa� do in�. R. Marka Brzewn�w 1651. �No tak! Warto by�o si� trudzi�!� � pomy�la� pan G. H. Bondy. � �Pewno jakie� patentowane szelki; jakie� oszustewko, albo idiotyczna zabaweczka, a ja tymczasem trac� na to ca�e pi�� minut! I ja tak�e ju� idiociej�. N�dzne stosunki. I �adnego rozmachu nie ma! �adnego!� Prezes Bondy przesiad� si� teraz na fotel na biegunach, aby tym wygodniej wykosztowa� ca�� cierpko�� n�dznych ma�ych stosunk�w. No tak. MEAS ma dziesi�� fabryk i trzydzie�ci trzy tysi�ce robotnik�w. MEAS prowadzi w �elazie, MEAS jest bezkonkurencyjny w kot�ach. Ruszta MEAS to marka �wiatowa. Ale po dziesi�tku lat pracy, m�j Bo�e, gdzie indziej da�oby si� osi�gn�� o ile� wi�cej!� G. H. Bondy wyprostowa� si� nagle. �In�ynier Marek, in�ynier Marek! Zaraz, zaraz! Czy�by to by� ten rudy Marek, jak�e mu tam by�o? Rudolf, Dolfik Marek, kolega Dolfik z politechniki? Istotnie, w og�oszeniu jest: in�. R. Marek. Dolfik, ty �obuzie, to ty tak? Czy to mo�liwe? O biedaku, �adnie� si� dorobi�! �eby sprzedawa� �bardzo korzystne wynalazki�, ha, ha! �z przyczyn osobistych�. Znamy takie �przyczyny osobiste�. Brak ci forsy, prawda? Chcia�by� z�apa� jakiego� przemys�owego wr�bla na jaki� psunabudesowy patent. No, zawsze mia�e� kie�bie we �bie, zawsze ci si� zdawa�o, �e wywr�cisz �wiat do g�ry nogami. Ech, kolego kochany, gdzie to si� pozapodziewa�y nasze �wiatoburcze my�li. Gdzie jest nasza wspania�a, szarlata�ska m�odo��!�. Prezes Bondy wyci�gn�� si� wygodnie. �A mo�e to naprawd� Marek?� � my�la�. �Ale Marek by� to �eb naukowy. Troszk� mo�e gadu�a, no tak, ale by�o w tym �obuzie co� genialnego. Mia� my�li. Ale poza tym straszliwie niepraktyczny cz�owiek. W�a�ciwie kompletny fujara. Jakie to dziwne, �e nie jest profesorem � my�la� dalej pan Bondy. � Przez lat dwadzie�cia nie spotka�em go ani razu. B�g raczy wiedzie�, co robi� przez ca�y ten czas. Mo�e ca�kiem zszed� na psy. Na pewno zszed� na psy. Mieszka a� w Brzewnowie, biedaczek� i utrzymuje si� z wynalazk�w! Straszny upadek!� Pan Bondy pr�bowa� przedstawi� sobie n�dz� upad�ego wynalazcy. Uda�o mu si� wymy�li� sobie straszliwie kud�at�, nieczesan� g�ow�. Jako t�o, �ciany s� ponure i papierowe jak w filmie. Mebli nie ma; w k�cie materac, na stole n�dzny model ze szpulek, gwo�dzi i zu�ytych zapa�ek, przez brudne okienko wida� podw�rko. I w t� niewypowiedzian� n�dz� wkracza go�� w futrze. �Id� obejrze� pa�ski wynalazek�. �lepawy wynalazca nie poznaje starego kolegi; pokornie chyli kud�at� g�ow�, rozgl�da si�, gdzieby tu usadowi� rzadkiego go�cia, a potem, dobry Bo�e! � skostnia�ymi palcami pr�buje wprawi� w ruch sw�j �a�osny wynalazek, jakie� �mieszne perpetuum mobile, i nie�mia�o gada, gada jak to powinno chodzi�, jak by to na pewno, ca�kiem na pewno, chodzi�o, gdyby, gdyby mia� � gdyby m�g� kupi� Go�� w futrze rozgl�da si� po ubo�utkim stryszku i nagle wyjmuje z kieszeni sk�rzany portfel i k�adzie na stole tysi�czk�, jeszcze jedn� (�Dosy� b�dzie!� � przerazi� si� pan Bondy sw� rozrzutno�ci�, ale k�adzie jeszcze jedn�). No, tysi�czka wystarczy�aby najzupe�niej � my�li co� wewn�trz pana Bondy�ego � przynajmniej na razie� �Masz pan tu na dalsze prace, panie Marku. Nie, nie, do niczego pan nie jest wobec mnie zobowi�zany. Co? Kim jestem? To wszystko jedno. Dajmy na to, �e jestem pa�skim przyjacielem�� Pan Bondy by� bardzo zadowolony z siebie i wzruszony tym obrazem. �Po�l� do Marka swego sekretarza� � postanowi�. � ,.Natychmiast, albo zaraz jutro. A co b�d� robi� dzisiaj? Jest �wi�to, do fabryki nie p�jd�. Jestem w�a�ciwie wolny. Ach te ma�e stosuneczki! �eby przez ca�y�dzie� nie mie� nic do roboty! A mo�e bym ja sam dzisiaj�� G. H. Bondy zawaha� si�. By�aby to ca�kiem niezwyk�a przygoda, gdyby poszed� popatrze� z bliska na n�dz� dziwaka w Brzewnowie. �Ostatecznie byli�my takimi dobrymi przyjaci�mi! I wspomnienia maj� przecie� tak�e swoje prawa. Pojad�!� � zadecydowa� pan Bondy i pojecha�. Troch� si� potem nudzi�, gdy jego samoch�d �lizga� si� po ca�ym Brzewnowie, szukaj�c najn�dzniejszego domku pod numerem 1651. Musia� nawet dowiadywa� si� w policji. � Marek? Marek? � powtarza� inspektor, grzebi�c w swej pami�ci. � To chyba b�dzie in�ynier Rudolf Marek, Marek i Sp�ka, fabryka �ar�wek, ulica Mixa 1651. � Fabryka �ar�wek? � Prezes Bondy by� rozczarowany, a nawet rozgoryczony. Jak to, Rudolf Marek nie mieszka na strychu? Jest fabrykantem i �z przyczyn osobistych� sprzedaje jaki� patent! Ej, kolego, to zalatuje plajt�, jakem Bondy. � Nie wie pan, jak si� panu Markowi powodzi? � zapyta� jakby od niechcenia inspektora policji, gdy sadowi� si� w samochodzie. � O, znakomicie! � odpowiedzia� inspektor. � Fabryka bardzo niczego sobie. S�awna firma � doda� pe�en dumy lokalnego patriotyzmu. � Bogaty pan � obja�ni� dodatkowo � i strasznie uczony. Ile on robi eksperyment�w! � Ulica Mixa! � zawo�a� pan Bondy, zwracaj�c si� do szofera. � Trzecia ulica w prawo! � wo�a� inspektor za samochodem. I oto pan Bondy dzwoni u drzwi mieszkalnego skrzyd�a ca�kiem przyzwoitej fabryki. Doko�a czy�ciutko, zagonki i klomby, na murze dzikie wino. � Hm � medytowa� pan Bondy � jaki� taki humanitaryzm i reformizm tkwi� w tym Marku ju� zawsze. Lecz oto na spotkanie go�cia wychodzi na schody sam Marek, Rudolf Marek. Jest bardzo chudy i powa�ny, wznios�y jaki� czy co. Bondy czuje jakie� ssanie ko�o serca, �e Marek nie jest ju� taki m�ody, jak by�, ani taki straszliwie kud�aty, jak �w wyobra�any wynalazca, �e jest ca�kiem inny ni� wszystko, o czym pan Bondy my�la�, a nawet nie�atwy do poznania. Ale zanim jeszcze zdo�a� u�wiadomi� sobie w pe�ni swoje rozczarowanie, in�ynier Marek wyci�ga do niego r�k� i m�wi z cicha: � No, przychodzisz nareszcie, kolego! Wygl�da�em ci�! 2 KARBURATOR Wygl�da�em ci�! � powt�rzy� Marek, usadowiwszy go�cia w sk�rzanym klubowym fotelu. Za �adne skarby �wiata nie by�by si� Bondy przyzna� do swych wyobra�e� o upad�ym wynalazcy. � Widzisz � zmusza� si� po trosze do rado�ci � to taki przypadek! Dzisiaj rano przysz�o mi na my�l, �e ju� dwadzie�cia lat si� nie widzieli�my! Pomy�l, przyjacielu, dwadzie�cia lat! � Hm � mrukn�� Marek. � Wi�c ty chcesz kupi� m�j wynalazek? � Kupi�? � zawaha� si� Bondy. � Doprawdy sam nie wiem� Nawet o tym nie my�la�em. Chcia�em si� z tob� zobaczy� i� � E, daj spok�j i nie udawaj! � przerwa� Marek. � Ja wiedzia�em, �e przyjdziesz. Za tak� rzecz� warto pochodzi�. Na pewno. Taki wynalazek jest w sam raz dla ciebie. Z tego mo�na zrobi� � machn�� r�k�, odchrz�kn�� i m�wi� spokojnie. � Wynalazek m�j, kt�ry ci zaprezentuj�, jest daleko wi�kszym przewrotem w �wiecie techniki, ni� wynalazek maszyny parowej Watta. Je�li mam by� zwi�z�y w okre�leniu jego istoty, to wyra�aj�c si� teoretycznie, chodzi o ca�kowite wykorzystanie energii atomowej� Bondy ziewn�� ukradkiem. � A co robi�e� w ci�gu tych dwudziestu lat? Marek spojrza� na niego troch� zdziwiony. � Wiedza wsp�czesna twierdzi, �e materia, to jest atomy, sk�adaj� si� z ogromnej masy jednostek energii, atom to w�a�ciwie skupisko elektron�w, czyli najmniejszych elektrycznych cz�stek� � To jest strasznie interesuj�ce � przerwa� mu Bondy. � Wiesz sam, �e w fizyce by�em zawsze s�aby. Ale ty, Marku, wygl�dasz niet�go! W jaki spos�b doszed�e� w�a�ciwie do tej zabaweczki, to jest, w�a�ciwie, do tej fabryki? � Ja? Zupe�nie przypadkowo. Wynalaz�em mianowicie ca�kiem nowy rodzaj drucik�w do �ar�wek� Ale to g�upstwo, to mi tak wlaz�o w r�ce ca�kiem przypadkowo. Bo ja ju� od lat dwudziestu pracuj� nad zagadnieniem spalania materii. No powiedz sam, kolego, jakie jest najwi�ksze zagadnienie wsp�czesnej techniki? � Handel � odpowiedzia� prezes Bondy. � O�eni�e� si�? � Jestem wdowiec � odpowiedzia� Marek i zerwa� si� wzburzony. � Handel! Nie handel, rozumiesz? Spalanie! Doskona�e wykorzystanie energii cieplnej, kt�ra jest w materii! Pomy�l, �e z w�gla wypalamy zaledwie jedn� stutysi�czn� tego, co mogliby�my wypali�, gdyby� Rozumiesz? � Owszem, w�giel jest strasznie drogi � zauwa�y� pan Bondy bardzo m�drze. Marek usiad� i rzek� poirytowany: � Je�li nie przyszed�e� tu z powodu mego Karburatora, to mo�esz sobie i��, m�j Bondy. � Nic, nic, m�w dalej � rzek� pan Bondy wielce pojednawczo. Marek wspar� g�ow� na r�ku. � Dwadzie�cia lat nad tym pracowa�em � wyrwa�o mu si� z piersi ci�kie westchnienie � a teraz sprzedam to pierwszemu lepszemu, kto przyjdzie! Moje ogromne marzenie! Najwi�kszy z dotychczasowych wynalazk�w! Naprawd�, Bondy, to straszna rzecz. � Z pewno�ci�, jak na nasze ma�e stosuneczki! � przy�wiadczy� Bondy. � Nie, to jest w og�le straszna rzecz. Pomy�l tylko, �e mo�esz wykorzysta� atomow� energi� ca�kowicie, bez reszty! � Aha! � zawo�a� prezes Bondy. � B�dziemy pali� atomami. Czemu nie, owszem, mo�na atomami. Bardzo tu �adnie u ciebie, Dolfiku. Ma�e to, ale �adne. Ilu masz robotnik�w? Marek nie s�ucha�. � Wiesz � m�wi� w zamy�leniu � to na jedno wychodzi, czy powiesz: wykorzystanie energii atomowej, czy te�: spalenie materii. Albo rozbicie materii. Mo�na powiedzie� i tak i tak. � Ja jestem za spalaniem � rzek� pan Bondy � s�owo to jest takie jakie� cieplejsze. � Ale �ci�lejsze jest �rozbicie materii�. Wiesz, rozbi� atom na elektrony i te elektrony zaprz�c do roboty. Rozumiesz? � Najzupe�niej � zgodzi� si� pan prezes. � Naturalnie, �e nale�y je zaprz�c! � Pomy�l na przyk�ad, �e dwa konie ci�gn� z ca�ej si�y dwa ko�ce liny w przeciwnych kierunkach. Wiesz, co to znaczy? � Pewno jaki� nowy sport, nie? � domy�la� si� pan Bondy. � Nie sport, ale spok�j. Konie ci�gn�, ale nie ruszaj� z miejsca. Ale gdyby� przeci�� lin� � � � � �to konie si� zwal� na ziemi�! � zawo�a� pan G. H. Bondy z zapa�em. � Nie, ale rozp�dz� si� w r�ne strony, stan� si� energi� wyzwolon�. A teraz uwa�aj: materia to takie sprz�gni�te konie. Przetnij wi�, kt�ra wi��e z sob� elektrony, a one � � � � �si� rozp�dz� w r�ne strony. � Owszem, ale my mo�emy schwyta� je i zaprz�gn�� do roboty, rozumiesz? Albo pomy�l tak: spalamy na przyk�ad kawa�ek w�gla. Otrzymujemy z tego troch� ciep�a, ale pr�cz tego tak�e popi�, gaz w�glowy i sadze. W ten spos�b materia nie ginie, rozumiesz? � Rozumiem. Mo�e zapalisz cygaro? � Nie zapal�. Ale ta materia, kt�ra pozostaje, ma jeszcze mas� nie zu�ytej energii atomowej. Gdyby�my zu�yli wszystk� w og�le atomow� energi�, to zu�yliby�my tak�e atomy. Jednym s�owem: materia znikn�aby. � Aha. Teraz ju� rozumiem. � Jednym s�owem jest tak, jak gdyby�my �le me�li zbo�e, jak gdyby�my ome�li delikatn� g�rn� warstewk� ziarna, a reszt� by�my wyrzucili, jak wyrzucamy popi�. Przy dok�adnym przemiale nie pozostaje z ziarna nic, albo prawie nic, prawda? I tak samo przy dok�adnym spaleniu materii nie pozostaje z materii nic, albo prawie nic. Wymiele si� ca�kowicie. Zu�yje si�. Powr�ci w swoje pierwotne nic. Wiesz, materia potrzebuje straszliw� mas� energii na to, aby istnie�. Odbierz jej istnienie, przymu� j�, aby przesta�a by�, a wyzwolisz ogromn� mas� si�y. Tak si� rzeczy maj�, przyjacielu. � Aha. To jest ca�kiem niez�e. � Pfl�ger na przyk�ad oblicza, �e kilogram w�gla zawiera dwadzie�cia i trzy biliony kalorii. S�dz�, �e Pfl�ger przesadza. � Stanowczo. � Ja sam doszed�em teoretycznie do siedmiu bilion�w. Ale i to znaczy, �e jeden kilogram w�gla przy doskona�ym spaleniu m�g�by p�dzi� przyzwoit� fabryk� w ci�gu kilkuset godzin. � Tam do diab�a! � zawo�a� Bondy i zerwa� si� na r�wne nogi. � Dok�adnej liczby godzin ci nie podam. Ja ju� od sze�ciu tygodni spalam p� kilograma w�gla przy obci��eniu trzydziestu kilogramometr�w i wierz mi, kolego, maszyna p�dzi, i p�dzi, i p�dzi � wyszepta� Marek bledn�c. Prezes Bondy g�aska� w zak�opotaniu brod�, g�adk� i kr�g�a jak dzieci�cy zadeczek. � S�uchaj, przyjacielu � zacz�� ostro�nie � jeste�, zdaje si�, troszeczk� tego ten, przepracowany, �e tak powiem. Marek machn�� r�k�. � Et, nic takiego� Gdyby� si� cho� troch� orientowa� w fizyce, obja�ni�bym ci sw�j Karburator*, w kt�rym spalam w�giel. Ale to ca�y wielki rozdzia� wsp�czesnej fizyki. Zreszt� sam zobaczysz wszystko w piwnicy na dole. Wsypa�em p� kilograma w�gla w maszyn�, a potem j� zamkn��em i kaza�em notarialnie opiecz�towa� wobec �wiadk�w, �eby nikt inny nie m�g� dosypa� w�gla. Id� i popatrz na to. Id� ju�, id�! I tak nic nie zrozumiesz, ale id� do piwnicy. Cz�owieku, nie marud� i id�! � Jak to, a ty nie p�jdziesz? � pyta� zdziwiony Bondy. � Nie, id� sam. I uwa�aj, przyjacielu, nie sied� tam zbyt d�ugo� � Dlaczego? � pyta� Bondy podejrzliwie. � Tak sobie. Mo�esz sobie pomy�le� na przyk�ad, �e� �e tam niezdrowo. I zapal sobie lampk�. Prze��cznik jest tu� przy drzwiach. Ten ha�as w piwnicy, to nie od mojej maszyny, bo ona pracuje ca�kiem cicho, r�wno, nie wydaje �adnego zapachu� Tam huczy tylko, hm, taki, uwa�asz, wentylator. No wi�c id�, a ja tu poczekam na ciebie. Potem mi powiesz� * * * Prezes Bondy schodzi do piwnicy zadowolony poniek�d, �e pozby� si� cho� na chwil� tego wariata (przecie nie ulega w�tpliwo�ci, �e to ci�ki wariat) i my�li nad tym, jak by tu zwia� co pr�dzej. Ale patrzajmy�: piwnica ma uszczelnione ogromnie grube drzwi, zupe�nie takie, jakie widuje si� w pancernych kasach wielkich bank�w. Dobrze, zapalmy lampk�. Prze��cznik jest tu� przy drzwiach. W betonowym sklepieniu, czy�ciutkim niby cela klasztorna, le�y na betonowych podbud�wkach olbrzymi miedziany wa�. Jest ca�kowicie zamkni�ty ze wszystkich stron, tylko u g�ry jest kratka opatrzona piecz�ciami. W maszynie ciemno i cisza. Z maszyny prawid�owym i �lizgowym ruchem wybiega t�ok obracaj�cy z wolna ci�kie ko�o rozpadowe. To wszystko. Tylko wentylator terkocze w piwnicznym oknie niezmordowanym ruchem. Mo�e to przewiew od tego wentylatora, czy co� Pan Bondy czuje na czole jaki� osobliwy muskaj�cy wiew i ma uczucie, jakby mu si� je�y�y w�osy. A teraz jest mu tak, jakby by� unoszony skro� bezmierny przestw�r. A teraz, jakby lecia� nie czuj�c w�asnego ci�aru. G. H. Bondy kl�czy w stanie jakiego� straszliwego uczucia b�ogo�ci, chcia�by krzycze� i �piewa�, wydaje mu si�, �e s�yszy szum niezmiernych i niezliczonych skrzyde�. Ale nagle kto� chwyta go mocno za r�k� i wyci�ga z piwnicy. To in�ynier Marek. Ma na g�owie kuk��, czy skafander jak nurek, i ci�gnie Bondy�ego po schodach na g�r�. W przedpokoju zdejmuje metalow� kuk�� i ociera pot perl�cy mu si� na czole. � By� najwy�szy czas � westchn�� g��boko wzburzony. 3 PANTEIZM Prezes Bondy mia� takie uczucie, jakby �ni�. Marek u�o�y� go z macierzy�sk� pieczo�owito�ci� w fotelu i szuka� koniaku. � Masz, wypij to zaraz � m�wi podaj�c mu rozdygotan� r�k� kieliszek. � Prawda, �e i tobie zrobi�o si� �le? � Przeciwnie � m�wi jakim� niepewnym g�osem Bondy. � By�o to takie pi�kne, cz�owieku, �e� By�o mi tak, jakbym lata�, czy co? � Tak, tak � rzek� Marek szybko � w�a�nie o tym m�wi�. Jakby� lata�, albo w og�le jak gdyby� si� wznosi�, prawda? � Ogromnie mi�e uczucie � stwierdzi� pan Bondy. � Zdaje si�, �e to nazywaj� natchnieniem. Jakby tam by�o co� � co� takiego� � ��wi�tego? � pyta� Marek niepewnym g�osem. � Mo�e. A nawet ca�kiem na pewno, kolego. Ja, uwa�asz, nigdy nie chodz� do ko�cio�a, nie, w og�le nie chodz�, ale w tej � twojej piwnicy by�o mi tak, jakbym by� w ko�ciele. Prosz� ci�, co ja tam robi�em? � Kl�cza�e� � warkn�� Marek z cierpkim wyrzutem i zacz�� chodzi� po pokoju. Prezes Bondy w zak�opotaniu g�aska� si� po �ysinie. � To dziwne. Co ty gadasz! Ze niby ja kl�cza�em? I prosz� ci�, co w�a�ciwie, co w tej piwnicy� tak dziwnie oddzia�ywa na cz�owieka? � Karburator � warkn�� Marek zagryzaj�c wargi. Twarz jego wydawa�a si� jeszcze chudsza i jakby sinawa. � Tam do diab�a � dziwi� si� Bondy. � Ale co i jak? In�ynier Marek wzruszy� tylko ramionami i dalej chodzi� po pokoju z opuszczon� g�ow�. G. H. Bondy przygl�da� mu si� z dzieci�cym podziwem. � Marek to wariat � my�la�. � Ale co si� dzieje z cz�owiekiem w tej jego piwnicy? Taka s�odka b�ogo��, taka ogromna pewno�� siebie, przestrach, przyt�aczaj�ca pobo�no��, czy co� takiego. Pan Bondy powsta� i nala� sobie jeszcze jeden kieliszek. � Wiesz, Marku, co? Ju� wiem. � Co wiesz? � wyrwa�o si� Markowi. Przesta� chodzi�. � O tej twojej piwnicy. Ju� wiem, sk�d si� bior� te dziwne stany psychiczne. Pewno jakie� zatrucie, tak? � Zatrucie na pewno � roze�mia� si� Marek w�ciekle. � Zaraz to sobie pomy�la�em � o�wiadczy� Bondy i od razu si� uspokoi�. � Wi�c ten tw�j aparat wytwarza co� takiego W gu�cie ozonu, prawda? Albo raczej jaki� gaz truj�cy. I gdy Si� cz�owiek tego nawdycha, to potem� troszeczk� go to� przytruje� czy mo�e rozweseli. Prawda? Stanowczo, kolego, nic tu nie ma innego, tylko gazy truj�ce. Wyzwalaj� si� niezawodnie przez spalanie w�gla w tym� w tym twoim Karburatorze. Pewno jaki� gaz �wietlny, albo gaz rozweselaj�cy albo mo�e fosgen� Jednym s�owem co� takiego. I dlatego masz tam ten wentylator. I dlatego te� chodzisz do piwnicy w masce przeciwgazowej, prawda? Tam s� jakie� piekielne gazy. � Gdyby to by�y tylko gazy! � wybuchn�� Marek zaciskaj�c pi�ci. � Widzisz, bracie, i dlatego musz� ten Karburator sprzeda�! Bo po prostu ja tego nie znios�, nie znios�, m�wi� ci! � wo�a� niemal z p�aczem. � Nawet nie przypuszcza�em, �e m�j Karburator b�dzie mi wyrabia� takie kawa�y! Takie straszne� straszne �wi�stwa! I pomy�l tylko, wyrabia mi takie rzeczy od samego pocz�tku! I ka�dy, kto tylko si� zbli�y, czuje to samo. Ty jeszcze nic nie wiesz, przyjacielu, ale m�j dozorca domowy zap�aci� za to bardzo drogo. � O, biedak � zaniepokoi� si� pan prezes, pe�en wsp�czucia. � Umar� od tego? � Umrze� nie umar�, ale si� nawr�ci�! � zawo�a� Marek zrozpaczony. � Tobie jedynemu, drogi kolego, to powiem: m�j wynalazek, m�j Karburator ma straszliw� wad�. Ale ty go kupisz i tak, albo przyjmiesz ode mnie w prezencie. Na pewno go kupisz, cho�by si� z niego diab�y sypa�y. Tobie, kolego, wszystko jedno, je�li tylko da si� zarobi� par� miliard�w. Ty je zarobisz, cz�owieku! Tu jest ogromna rzecz, ale ja nie chc� mie� z ni� nic do czynienia. Ty nie masz sumienia tak wra�liwego, jak ja, m�j Bondy, prawda? Miliardy na tym zarobisz, tysi�ce miliard�w! Ale musisz wzi�� na swoje sumienie straszliwe z�o. Zdecyduj si�! � Nie zawracaj g�owy! � broni� si� Bondy. � Je�li tu chodzi o gazy truj�ce, w�adze to zaka�� i po krzyku. Sam znasz nasze ma�e stosunki. Gdyby to by�o na przyk�ad w takiej Ameryce, o� � Tu nie ma �adnych gaz�w truj�cych � odpowiedzia� in�ynier Marek. � Jest co� tysi�c razy gorszego. Uwa�aj, Bondy, co ci teraz powiem: przechodzi to ludzki rozum, ale szwindlu nie ma w tym ani za grosz. No wi�c ten m�j Karburator spala materi� naprawd�, tak doszcz�tnie, �e nie pozostaje z niej ani py�ek� Albo �ci�le rozbija j�, rozprasza, rozk�ada na elektrony, spo�ywa, miele, nie wiem po prostu jak to nazwa�. Jednym s�owem zu�ywa ca�kowicie. Nawet poj�cia nie masz, jaka olbrzymia si�a tkwi w atomach. P� korca w�gla wystarczy ci na to, aby op�yn�� wielkim statkiem �wiat doko�a, o�wietla� ca�� Prag�, p�dzi� najwi�ksz� fabryk�, w og�le co chcesz. Orzeszkiem w�gla b�dziesz ogrzewa� ca�e mieszkanie i b�dziesz gotowa� dla ca�ej rodziny. A wreszcie nie potrzeba ci nawet w�gla: zapalimy sobie pierwszy lepszy kamyczek albo garstk� ziemi, po kt�r� si�gniemy przed sieni� domu. Ka�dy kawa�ek materii zawiera wi�cej energii ni� olbrzymi kocio� parowy. Chodzi tylko o to, �eby j� wy���! �eby umie� materi� spali� dok�adnie! I wiesz, Bondy, ja to umiem. M�j Karburator to umie. Zgodzisz si� ze mn� chyba, �e taka rzecz warta jest dwudziestu lat pracy. � Widzisz, przyjacielu � zacz�� pan Bondy z wielk� rozwag� � jest to strasznie dziwne, ale ja ci, uwa�asz, wierz�. S�owo honoru: wierz�! Kiedym sta� przed tym twoim Karburatorem, czu�em wyra�nie, �e mam przed sob� co� strasznie wielkiego, co�, co cz�owieka po prostu mia�d�y. Trudna rada, ale ja ci wierz�. Tam na dole w piwnicy masz co� tajemniczego. Co� takiego, co wywr�ci ca�y �wiat do g�ry nogami. � Ale w�a�nie, kolego � szepta� Marek przygn�biony � w tym w�a�nie s�k. Poczekaj, ja ci powiem wszystko. Czyta�e� kiedy Spinoz�? � Nie czyta�em. � Ja tak�e nie czyta�em, ale teraz, uwa�asz, zaczynam si� rozczytywa� w takich rzeczach. Nie rozumiem tego, bo dla nas, technik�w, jest to lektura bardzo trudna, ale co� w tym jest. Wierzysz w Boga? � Ja? Bo ja wiem � zastanawia� si� G. H. Bondy. � Jak Boga kocham, nie wiem, czy wierz�. Mo�e B�g jest, ale na jakiej innej gwie�dzie. U nas nie! Gdzie�by znowu! Do naszych czas�w co� podobnego nawet nie pasuje. Sam powiedz, cz�owieku, co mia�by z nami do czynienia? � Bo ja nie wierz� � rzek� Marek twardo. � Ja nie chc� wierzy�. Zawsze by�em ateist�. Wierzy�em w materi� i w post�p i w nic innego. Jestem cz�owiekiem nauki, kolego, a wiedza nie dopuszcza Boga. � Ze stanowiska handlu � o�wiadczy� pan Bondy � jest to zupe�nie oboj�tne. Je�li chce, niech sobie istnieje, na zdrowie. My si� nawzajem nie wy��czamy. � Ale ze stanowiska wiedzy � zawo�a� Marek surowo � jest to ca�kiem wykluczone. Albo b�stwo, albo wiedza. Ja nie twierdz�, �e Boga nie ma, ja tylko twierdz�, �e nie mo�e by�, a przynajmniej, �e nie powinien si� manifestowa�. I wierz�, �e wiedza krok za krokiem wypiera go, a przynajmniej ogranicza jego manifestacje. I wierz�, �e jest to jej najwy�szym pos�annictwem. � Bardzo mo�liwe � rzek� prezes spokojnie. � M�w dalej. � A teraz wyobra� sobie, cz�owieku, �e� Albo pozw�l, powiem ci to w nieco inny spos�b: czy wiesz, co to jest panteizm? Jest to wiara, �e we wszystkim, co istnieje, przejawia si� jedno b�stwo, albo absolut, jak wolisz. W cz�owieku i w kamieniu, w trawie, w wodzie, wsz�dzie. I wiesz, czego naucza Spinoza? �e materia jest tylko manifestacj�, czyli tylko jedn� stron� boskiej substancji, podczas gdy stron� drug� jest duch. I czy wiesz, czego naucza Fechner? � Nie wiem � przyzna� si� Bondy. � Fechner naucza, �e wszystko, w og�le wszystko jest o�ywione, �e B�g o�ywia wszystk� materi� na �wiecie. A Leibniza znasz? Leibniz g�osi, �e materia sk�ada si� z duchowych cz�stek, monad, kt�re w istocie swej s� boskie. Co ty na to? � Nic � rzek� G. H. Bondy. � Nie rozumiem tego. � Ja tak�e nie rozumiem. Jest to strasznie powik�ane. Ale wyobra� sobie, �e naprawd� w ka�dej materii jest B�g, �e jest w niej w jaki� spos�b zamkni�ty. Wi�c gdy materi� na czysto rozbijesz, wyleci z niej niby ze szkatu�ki. Jest nagle wyswobodzony, uwolniony. Wydziela si� z materii, jak gaz �wietlny wydziela si� z w�gla. Spalisz jeden atom i raptem piwnica jest pe�na Absolutu. A� strach po prostu jak szybko si� to rozchodzi. � Zaraz � ozwa� si� pan Bondy. � Powiedz mi to jeszcze raz, ale powoli. � Wi�c pomy�l na przyk�ad � wywodzi� Marek � �e, dajmy na to, w ka�dej materii jest Absolut w postaci jakiego� zwi�zku, powiedzmy, jako zwi�zana bierna energia, albo po prostu, �e b�stwo jest wszechobecne, �e jest obecne w ka�dej materii i w ka�dej cz�steczce materii. A teraz wyobra� sobie, �e kawa�ek materii zniszczysz ca�kowicie, pozornie bez reszty. Ale poniewa� ka�da materia jest w�a�ciwie materi� plus Absolut, zniszczy�e� w gruncie rzeczy tylko materi�, a pozosta�a ci niezniszczalna reszta: czysty, wyzwolony, aktywny Absolut. Pozosta�o ci residuum nie daj�ce si� chemicznie roz�o�y�, nie wykazuj�ce spektralnych linii, ani atomowej wagi, ani chemicznego syntetyzmu, ani prawa Mariotta, niczego, zupe�nie niczego z w�a�ciwo�ci materii. Pozosta� czysty B�g. Chemiczne nic, dzia�aj�ce z olbrzymi� energi�. Poniewa� jest to niematerialne, wi�c nie jest zale�ne od praw materii. Ju� z tego samego wynika, �e si� to przejawia antynaturalnie i po prostu cudownie. To wszystko wynika z za�o�enia, �e B�g jest obecny w materii. Czy potrafisz sobie wyobrazi�, �e dajmy na to jest w niej? � Potrafi� � rzek� prezes Bondy. � A dalej? � Dobrze � przy�wiadczy� Marek wstaj�c � wi�c naprawd� tak jest. 4 BOSKA PIWNICA Prezes Bondy z zastanowieniem ssa� cygaro. � A w jaki spos�b pozna�e� to wszystko? � zapyta�. � Na samym sobie � m�wi� in�ynier Marek, zaczynaj�c znowu przechadza� si� po pokoju. � M�j Perfect Carburator tym w�a�nie, �e dok�adnie spala materi�, wyrabia produkt uboczny; czysty, wolny Absolut, b�stwo w stanie chemicznie czystym. Mo�na by rzec, �e z jednej strony wydziela mechaniczn� energi�, z drugiej istot� b�stwa. Zupe�nie tak samo, jak gdy rozk�adasz wod� na wod�r i tlen, tylko �e w mierze ogromnie wi�kszej. � Hm � mrukn�� pan Bondy. � Wi�c dalej! � Ja my�l� � wywodzi� Marek bardzo ostro�nie � �e niekt�re wyj�tkowe osobisto�ci potrafi� same roz�o�y� w sobie substancj� materialn� i bosk�. No, jakby to powiedzie� Umiej� wydzieli� Absolut z w�asnej swej materii. R�ni tacy cudotw�rcy, magowie, fakirzy, media i prorocy, umiej� to przy pomocy jakiej� w�asnej si�y psychicznej. M�j Karburator robi to ca�kiem maszynowo. Jest to powiedzmy fabryka Absolutu. � Fakty! � rzek� Bondy. � Trzymaj si� fakt�w. � Wi�c dam ci fakty. Sw�j Perfect Carburator zbudowa�em zrazu tylko teoretycznie. Potem zrobi�em ma�y model, kt�ry nie chcia� chodzi�. Dopiero czwarty model naprawd� ruszy� z miejsca. By� ca�kiem malutki, ale chodzi� bardzo �adnie. I nawet wtedy, gdy budowa�em go w tak malutkich rozmiarach, odczuwa�em jego specjalne dzia�anie na mnie. Takie cudowne stany weso�o�ci i dziwnego czasu. Ale ja my�la�em, �e to jest tylko rado�� z powodu wynalazku, czy te� mo�e skutki przepracowania. Wtedy w�a�nie pierwszy raz zacz��em prorokowa� i robi� cuda. � Co ty wygadujesz? � zawo�a� prezes Bondy. � Prorokowa�em i robi�em cuda � powt�rzy� Marek i zas�pi� si�. � Miewa�em chwile straszliwego o�wiecenia. Widzia�em na przyk�ad ca�kiem jasno, co si� stanie w przysz�o�ci. I twoj� dzisiejsz� wizyt� sobie wyprorokowa�em. Pewnego razu przy tokarce zdar�em sobie paznokie�. Patrzy�em na poraniony palec i widzia�em, jak narasta mi paznokie� nowy. Widocznie �yczy�em sobie tego, ale by�o to dziwne i � � � straszne. Albo wyobra� sobie, �e wznosi�em si� w g�r� i chodzi�em w powietrzu. To si� nazywa lewitacja. Nigdy w takie g�upstwa nie wierzy�em. Mo�esz sobie wyobrazi�, jak si� przerazi�em. � Wyobra�am sobie � rzek� Bondy powa�nie. � To musi by� przykre. � Ogromnie przykre. My�la�em, �e to co� nerwowego, autosugestia, czy co� w tym rodzaju. Tymczasem zbudowa�em ten du�y Karburator, co stoi w piwnicy i wprawi�em go w ruch. Jak ci ju� powiedzia�em, chodzi ju� sze�� tygodni dniem i noc�. I tu dopiero pozna�em w pe�ni ca�� donios�o�� tej rzeczy. W ci�gu jednego dnia ca�a piwnica by�a nabita Absolutem jak armata i co gorsza, zacz�o si� to roz�azi� po ca�ym domu. Uwa�asz, czysty Absolut przenika ka�d� materi�, ale materi� grub� nieco wolniej. W powietrzu rozchodzi si� szybko, jak �wiat�o. Kiedym wszed� do piwnicy, opad�o mnie to niby atak jakiej� choroby. Krzycza�em na ca�y g�os. Nawet nie wiem sk�d wzi��em tyle si�y, by uciec. Tutaj u siebie zacz��em o ca�ej sprawie rozmy�la�. Pierwsz� moj� my�l� by�o, �e chodzi tu o jaki� nowy, upajaj�cy, czy rozweselaj�cy gaz, kt�ry powstaje przy doskona�ym spalaniu materii. Dlatego kaza�em z zewn�trz dorobi� ten wentylator. Dwaj z moich monter�w popadli przy tym w stan o�wiecenia; trzeci by� alkoholikiem i by� mo�e, �e to go troch� immunizowa�o. Dop�ki s�dzi�em, �e tu chodzi jedynie o gaz, robi�em r�ne do�wiadczenia. Ciekawe, �e w Absolucie ka�de �wiat�o wydaje daleko wi�kszy blask. Gdyby mo�na by�o utrzyma� go w szklanej gruszce, nape�nia�bym tym �ar�wki. Ale on si� ulatnia z ka�dego naczynia cho�by nie wiem jak uszczelnionego. Potem przysz�o mi na my�l, �e to jest jakie� promieniowanie XY ale nie ma tu ani �ladu jakiej� elektryczno�ci, a na �wiat�oczu�ych p�ytkach nie zaznacza si� nic a nic. Na trzeci dzie� musieli mego dozorc� domowego zawie�� do sanatorium, bo mieszka� akurat nad piwnic�. Jego �ona tak�e� zaniemog�a. � Dlaczego do sanatorium? � nastawa� Bondy. � Nawr�ci� si�. Mia� natchnienie. Wyg�asza� mowy religijne i robi� cuda. Jego �ona prorokowa�a. Dozorca ten by� cz�owiekiem bardzo porz�dnym, monist� i wolnomy�licielem, no, bardzo porz�dny to by� cz�owiek. Wyobra� sobie, �e ni z tego ni z owego zacz�� uzdrawia� ludzi wk�adaniem r�k. Oczywi�cie, zosta� natychmiast oskar�ony. Lekarz powiatowy, m�j przyjaciel, by� bardzo wzburzony. Kaza�em go zawie�� do sanatorium, �eby po�o�y� kres zgorszeniu. Podobno ju� mu lepiej, wyzdrowia� i straci� moc czynienia cud�w. Po�l� go jeszcze na wie� jako rekonwalescenta. Ja sam zreszt� zacz��em czyni� cuda i sta�em si� jasnowidzem. Mi�dzy innymi mia�em wizje ogromnych las�w skrzypowych na moczarach z dziwacznymi zwierz�tami. Mo�e dlatego, �e spala�em w Karburatorze w�giel g�rno�l�ski, kt�ry jest najstarszy. Jest w nim niezawodnie b�stwo w�gla kamiennego. Prezes Bondy otrz�sn�� si�. � Ale� to straszne, m�j Marku! � zawo�a�. � Straszne � zgodzi� si� Marek ponuro. � Powoli przychodzi�o zrozumienie, �e nie chodzi tu o gaz, ale o Absolut. Cierpia�em okropnie, mia�em jakie� niepoj�te objawy. Czyta�em ludzkie my�li, wydawa�em z siebie �wiat�o, musia�em z sob� strasznie walczy�, aby nie zacz�� si� modli� i g�osi� wiar� w Boga. Chcia�em ca�y ten Karburator zasypa� piaskiem, ale wpad�em w stan lewitacji. Nie mo�na tej maszyny zatrzyma� niczym. Ju� w domu nie sypiam. I w fabryce w�r�d robotnik�w przytrafi�y si� ci�kie przypadki o�wiecenia. Ju� nie wiem, co mam robi�, przyjacielu. Naturalnie, �e wypr�bowa�em wszystkie mo�liwe materia�y uszczelniaj�ce, kt�re mog�yby nie przepuszcza� Absolutu z piwnicy na �wiat. Popi�, piasek, metalowe p�yty, ale nic tu nie poradzisz. Pr�bowa�em ob�o�y� piwnic� pismami profesora Krejczego, Spencera, Haeckla, pozytywistami. Pomy�l, przyjacielu, �e Absolut przebija si� �atwo i przez takie rzeczy! Nawet gazety, ksi��ki do nabo�e�stwa, �wi�ty Wojciech, patriotyczne �piewniki, wyk�ady uniwersyteckie, ksi��ki Q. M. Vysko�ila, broszury polityczne i stenogramy sejmowe nie s� dla Absolutu nieprzepuszczalne! Jestem wprost zrozpaczony. Nie daje si� to ani zamkn�� ani wyssa�. Po prostu jakie� rozp�tane z�o. � Wolnego, m�j drogi � rzek� pan Bondy. � Czy to naprawd�, a� tak wielkie z�o? Nawet gdyby istotnie tak by�o, jak powiadasz� czy to znowu tak wielkie nieszcz�cie? � S�uchaj, Bondy, m�j Karburator to rzecz ogromna. Wywr�ci do g�ry nogami ca�y �wiat, pod wzgl�dem technicznym i spo�ecznym; koszty produkcji potaniej� nies�ychanie, zniknie n�dza i g��d, a kiedy� tam m�j Karburator ochroni nasz� planet� przed zmarzni�ciem. Ale z drugiej strony rzuca on w �wiat b�stwo jako produkt uboczny. Zaklinam ci�, przyjacielu, nie lekcewa� tego. My nie przywykli�my do obcowania z prawdziwym b�stwem. Nawet poj�cia nie mamy, ile mog�aby nabroi� jego obecno��, powiedzmy kulturalnie, moralnie i tam dalej. Cz�owieku, tu chodzi przecie o ludzk� cywilizacj�! � Zaraz, zaraz � rzek� prezes Bondy zamy�liwszy si�. � Mo�e istniej� takie zakl�cia. Czy ju� wzywa�e� ksi�y? � Jakich ksi�y? � Byle jakich. Przecie� o wyznanie tu chodzi� nie mo�e. Potrafiliby mo�e zakaza� to i owo. � Zabobony! � wybuchn�� Marek. � Daj�e ty mi spok�j z klechami! Z�by mi w mojej uczciwej piwnicy urz�dzili jakie cudami s�yn�ce pielgrzymowisko! U mnie, przy moich pogl�dach! � Dobrze � zgodzi� si� pan Bondy. � To ja sam ich poprosz�. Cz�owiek nigdy nie wie, co si� mo�e przyda� Zaszkodzi� taka rzecz w �adnym razie nie mo�e. Ostatecznie, ja przeciwko Bogu nic nie mam. Chodzi o to, �eby nie by�o zak��ce� w pracy. Czy pr�bowa�e� za�atwi� rzecz po dobremu? � Nie! � zaprotestowa� in�ynier Marek. � To �le � rzek� sucho prezes Bondy. � Mo�e da�oby si� zawrze� z Absolutem jak�� umow�. Bardzo �cis�y kontrakt, mniej wi�cej taki: � Zobowi�zujemy si� wyrabia� Ci� bez rozg�osu, bez zak��cania pracy, w rozmiarach, jakie ustalimy; Ty w zamian zobowi��esz si�, i� zrzekasz si� wszystkich boskich manifestacji w zasi�gu tylu a tylu metr�w od miejsca produkcji. � Jak uwa�asz, czy zgodzi�by si� na to? � Nie wiem � odpowiedzia� Marek z niesmakiem. � Zdaje si�, i� podoba�o mu si� specjalnie istnie� dalej niezale�nie od materii. Mo�e by on� we w�asnym interesie� pozwoli� pogada� z sob�. Ale ode mnie tego nie ��daj. � Dobrze � zgodzi� si� Bondy. � Po�l� swego notariusza. Bardzo taktowny i zr�czny cz�owiek. A poza tym, mo�e da�oby si� zaproponowa� mu jaki ko�ci�. Przecie� taka fabryczna piwnica, w takim otoczeniu, jest dla niego troch� nie tego� nie odpowiednia. Nale�a�oby wybada� jego upodobania. Pr�bowa�e� tego ju�? � Nie. Najch�tniej zala�bym piwnic� wod�. � Nie tak pr�dko, m�j Marku! Ja tw�j wynalazek niezawodnie kupi�. Oczywi�cie, sam rozumiesz, �e po�l� tu jeszcze swoich technik�w� Rzecz trzeba dobrze zbada�. By� mo�e, i� jest to naprawd� tylko gaz truj�cy. Ale cho�by to by� nawet sam Absolut, nic mnie to nie obchodzi, je�li Karburator pracuje, jak si� patrzy. Marek wsta�. � Odwa�y�by� si� korzysta� z Karburatora w fabrykach MEAS? � Odwa�� si� wyrabia� Karburatory masowo � odpowiedzia� Bondy powstaj�c. � Karburatory dla poci�g�w i okr�t�w, Karburatory do centralnego ogrzewania, Karburatory dla gospodarstw i urz�d�w, dla fabryk i szk�. Za lat dziesi�� b�dzie si� pali�o tylko w Karburatorach. Proponuj� ci trzy procent z zysku brutto. Za pierwszy rok otrzymasz pewno tylko par� milion�w. Tymczasem mo�esz si� wyprowadzi�, �ebym m�g� pos�a� tu swoich ludzi. Jutro rano przywioz� tu pana biskupa. Zejd� mu z drogi, kolego. W og�le dobrze zrobisz, je�li znikniesz. Jeste� troszk� przykry. Nie chcia�bym popsu� swoich stosunk�w z Absolutem zaraz na pocz�tku. � Bondy! Przyjacielu! � szepta� Marek pe�en zgrozy � ostrzegam ci� po raz ostatni: sprowadzisz Boga na �wiat. � W takim razie � rzek� Bondy dostojnie � b�dzie mi za to chyba wdzi�czny. Licz� na to, �e nie oka�e si� skner� wobec mnie. 5 PAN BISKUP W jakie dwa tygodnie po Nowym Roku siedzia� in�ynier Marek w gabinecie prezesa Bondy�ego. � Jak daleko jeste�cie panowie? � zapyta� prezes Bondy podnosz�c g�ow� znad papier�w. � Ja sko�czy�em � odpowiedzia� in�ynier Marek. � Da�em twoim in�ynierom szczeg�owe wykresy Karburatora. Ten �ysy, jak to on si� nazywa. � Krolmus. � Aha, in�ynier Krolmus, bajecznie upro�ci� m�j atomowy motor. Chodzi o przemian� energii atomowej w prac�. Bajeczny ch�op z tego Krolmusa. Co nowego poza tym? Prezes Bondy pisa� i milcza�. � Budujemy � rzek� po chwili. � Siedem tysi�cy murarzy. Budujemy fabryk� Karburator�w. � Gdzie? � Na Wysoczanach. I powi�kszyli�my kapita� akcyjny o p�tora miliarda. Gazety pisz� co� o naszym nowym wynalazku. Przejrzyj to sobie � doda� i rzuci� Markowi na kolana stos czeskich i zagranicznych pism, po czym zag��bi� si� w jakich� papierach. � Ju� dwa tygodnie nie by�em w swej� ech� � odezwa� si� Marek g�osem zduszonym. � Gdzie nie by�e�? � W swojej fabryczce� Nie mam odwagi po prostu. Czy tam si� co� dzieje? � Hm. � A co porabia m�j Karburator? � pyta� Marek przezwyci�aj�c niepok�j. � Chodzi, jak si� patrzy. � A� co porabia� tamto? Prezes westchn�� i od�o�y� pi�ro. � Czy wiesz, �e musieli�my zamkn�� ulic� Mixa? � Dlaczego? � Ludzie chodzili tam modli� si�. Ca�e t�umy, chocia� policja ich rozp�dza�a. Mamy siedmiu zabitych. Pozwolili wali� w siebie jak owce. � Tego nale�a�o si� obawia�, tak, tego nale�a�o si� obawia� � mamrota� zrozpaczony Marek. � Ogrodzili�my ulic� drutem kolczastym � m�wi� Bondy dalej. � S�siednie domy trzeba by�o ewakuowa�. Same ci�kie objawy religiomanii. W tej chwili jest tam komisja ministerstwa zdrowia i ministerstwa o�wiaty. � Mam nadziej� � westchn�� Marek z uczuciem ulgi � �e w�adze wstrzymaj� dzia�alno�� Karburatora. � Nic podobnego � rzek� G. H. Bondy. � Kleryka�owie bardzo si� burz� przeciwko twemu Karburatorowi i dlatego stronnictwa post�powe staj� w jego obronie na z�o��. W�a�ciwie nikt nie wie, o co tam chodzi. Wida� zaraz, �e nie czytujesz gazet, cz�owieku. Przerodzi�o si� to wszystko w ca�kiem zb�dn� polemik� z kleryka�ami. Ten zacny pan biskup poinformowa� o wszystkim kardyna�a�arcybiskupa� � Co za pan biskup? � Niejaki biskup Linda, ca�kiem dorzeczny cz�owiek. Wiesz, zawioz�em go tam, �eby si� przyjrza� temu cudownemu Absolutowi jako fachowiec. Bada� ca�� t� spraw� przez trzy dni, siedzia� ci�gle w piwnicy i� � Nawr�ci� si�? � wyrwa�o si� Markowi. � Gdzie tam! Jest wida� tak wytrenowany w sprawach Absolutu, albo te� jest z niego jeszcze piekielniejszy ateista ni� z ciebie. Nie wiem tego. Ale po trzech dniach przybieg� do mnie i powiada, �e z katolickiego stanowiska nie mo�e by� o �adnym Bogu mowy, �e ko�ci� odrzuca stanowczo hipotez� panteistyczn� jako heretyck�. Jednym s�owem, �e tu nie ma �adnego legalnego Boga, popartego autorytetem ko�cio�a i �e jako ksi�dz musi uwa�a� wszystko za oszustwo, fa�sz i kacerstwo. Bardzo rozs�dnie gada� ten pater. � Wi�c on tam nie wyczu� �adnych nadnaturalnych zjawisk? � Wszystko tam prze�y�: o�wiecenie, czynienie cud�w, ekstaz�, wszystko. On nie twierdzi, �e te rzeczy si� tam nie dziej�. � No wi�c prosz� ci�, jak on to obja�nia? � Nijak. Powiada, �e ko�ci� niczego nie obja�nia, ale nakazuje, albo zakazuje. Jednym s�owem ani my�li kompromitowa� ko�cio�a jakim� nowym niedo�wiadczonym b�stwem. Tak go przynajmniej zrozumia�em� � Czy wiesz, �e kupi�em ten ko�ci� co jest na Bia�ej G�rze? � Na co ci ko�ci�? � Jest najbli�ej Brzewnowa. Trzysta tysi�cy zap�aci�em, cz�owieku. Zaproponowa�em go Absolutowi tam w piwnicy, ustnie i na pi�mie, aby si� do niego przeprowadzi�. Jest to ca�kiem �adny barokowy ko�ci�. Pr�cz tego z g�ry o�wiadczy�em si� z gotowo�ci� ka�dej potrzebnej adaptacji. I rzecz dziwna, o par� krok�w od ko�cio�a pod policyjnym numerem 457 zdarzy� si� onegdaj bardzo �adny przypadek ekstazy z pewnym instalatorem, ale w ko�ciele nic cudownego, nic i nic! Jeden przypadek zdarzy� si� a� w Wokowicach, dwa nawet w Kosirzach. W radiostacji petrzy�skiej wybuch�a wprost epidemia religijna: wszyscy radiotelegrafi�ci, kt�rzy tam pracuj� rozsy�ali, ot tak sobie, do ca�ego �wiata ekstatyczne depesze, niby jak�� now� ewangeli�. �e niby B�g schodzi znowu na �wiat, aby go odkupi� i tam dalej w tym gu�cie. Pomy�l, co za kompromitacja! Post�powa prasa bije w ministerstwo poczt i telegraf�w, a� pa�dziory lec�. Krzyczy, �e klerykalizm wysuwa rogi i g�osi podobne dyrdyma�ki. Nikt dotychczas ani si� domy�la, �e ma to zwi�zek z Karburatorem. Wiesz, Marku � doda� Bondy szeptem � co� ci powiem, ale to wielki sekret: tydzie� temu przytrafi�o si� co� naszemu ministrowi wojny. � Jakiemu ministrowi? � krzykn�� Marek. � Cicho! Ministrowi wojny. Dozna� nag�ego o�wiecenia w swej willi w Dejwicach. Nazajutrz zwo�a� praski garnizon i przemawia� do niego o wiecznym pokoju, a �o�nierzy namawia� do m�cze�stwa. Oczywi�cie, musia� natychmiast ust�pi�. W gazetach pisali, �e nagle zachorowa�. Takie rzeczy si� dziej�, kolego! � Wi�c nawet ju� w Dejwicach? � zasmuci� si� in�ynier Marek. � Ale� to straszne, m�j Bondy, jak to si� szybko roz�azi! � Niezmiernie szybko � zgodzi� si� prezes Bondy. � Jaki� cz�owiek przewi�z� sobie z tej zaka�onej ulicy Mixa pianino a� na Pankrac. Po dwudziestu czterech godzinach ca�y dom by� pe�en Absolutu i� Prezes nie doko�czy�. Do pokoju wszed� s�u��cy i zameldowa� wizyt� biskupa Lindy. Marek chcia� szybko zwia�, ale Bondy przytrzyma� go si�� i rzek�: � Sied� i b�d� cicho. Ten biskup to bardzo szarmancki pan. W�a�nie w tej chwili wchodzi� biskup Linda. By� to niski, weso�y pan, w z�otych okularach i ze szpasown� buzi�, kt�r� po ksi�emu uk�ada� w zgrabny dzieci�cy zadeczek. Bondy przedstawi� mu Marka jako w�a�ciciela nieszcz�snej brzewnowskiej piwnicy. Biskup z rozkosz� zaciera� r�ce, podczas gdy in�ynier Marek w�ciekle wymrukiwa� wyrazy o tym, jak mu strasznie przyjemnie. Na jego twarzy bardzo wyrazi�cie malowa�o si� wyzwanie: ca�uj psa w nos, klecho! Biskup u�o�y� buzi� w ciup i zwr�ci� si� do prezesa Bondy�ego. � Panie prezesie � zacz�� bardzo �ywo, po byle jakim wst�pie � przybywam do pana w sprawie bardzo delikatnej. Bardzo delikatnej � powt�rzy� po smakoszowsku. � Omawiali�my pa�sk� spraw� w konsystorzu. � Jego Eminencja, nasz arcypasterz, jest sk�onny za�atwi� t� ca�� rzecz mo�liwie dyskretnie. Rozumie pan, m�wi� o tej nieprzystojnej sprawie z cudami. Pardon, nie chc� ura�a� uczu� pana� pana w�a�ciciela, kt�ry� � Prosz� si� nie kr�powa� � machn�� Marek r�k�. � Jednym s�owem chodzi o ca�y ten skandal. Jego Eminencja wyrazi� si�, �e ze stanowiska rozumu i wiary nic nie jest tak gorsz�ce, jak owo bezbo�ne, a nawet blu�niercze naruszenie praw przyrody� � Przepraszam � zawo�a� Marek �ywo dotkni�ty � prawa przyrody pozostawcie panowie �askawie nam. My si� tak�e nie wtr�camy do waszych dogmat�w. � Bardzo si� pan myli � odpowiedzia� biskup ochoczo. � Bardzo! Wiedza bez dogmat�w jest tylko kup� w�tpliwo�ci. Jeszcze gorsze jest to, �e wasz Absolut nie zgadza si� z prawami ko�cio�a. Przeczy nauce o sakramentach. Nie szanuje tradycji ko�cielnej. Bardzo powa�nie narusza dogmat Tr�jcy �wi�tej. Nie liczy si� z apostolskim nast�pstwem kleru, nie poddaje si� nawet ko�cielnym egzorcyzmom. I tak dalej. Jednym s�owem zachowuje si� w spos�b, kt�ry musimy pot�pi�. � No � no � wtr�ci� si� prezes Bondy pojednawczo. Jak dot�d zachowuje si� Absolut do�� przyzwoicie. Pan biskup ostrzegawczo podni�s� palec. � Jak dot�d. Ale nie wiemy, jak b�dzie zachowywa� si� w przysz�o�ci. O c� chodzi, panie prezesie? Panu chodzi o to, aby nie by�o zgorszenia. Nam tak�e. Pan chcia�by, jako cz�owiek praktyczny zlikwidowa� wszystko dyskretnie. My, jako zast�pcy i s�udzy Boga chcemy tego samego. Nie mo�emy dopu�ci� do powstania jakiego� nowego Boga, czy nawet do powstania jakiej� nowej religii. � Chwa�a� Bogu � ul�y� sobie pan Bondy. � Od razu wiedzia�em, �e si� z sob� doskonale porozumiemy. � Wybornie � zawo�a� pan biskup, po�yskuj�c w uszcz�liwieniu okularami. Tylko si� porozumie�? Czcigodny konsystorz postanowi�, �e ze wzgl�du na interesy ko�cio�a zgodzi�by si� ewentualnie na przej�cie patronatu nad tym waszym� ehm� hmm� Absolutem, kt�ry manifestowa�by si� nieco �agodniej, nie tak burzliwie i powiedzmy, tylko sporadycznie, mniej wi�cej tak jak w Lourdes. Inaczej anga�owa� si� nie mo�emy. � Dobrze � przy�wiadczy� Bondy. � A dalej? � Dalej � wywodzi� biskup � �eby si� Absolut wyrabia�o tylko z w�gla wykopanego w Ma�ych Swi�toniowicach. Jak pan raczy wiedzie�, jest to cudowne miejsce kultu maria�skiego, tak �e by� mo�e przy pomocy tamtejszego w�gla za�o�ymy pod numerem 1651 w Brzewnowie przybytek kultu maria�skiego. � Zak�adajcie � zgadza� si� Bondy. � Czy jeszcze co�? � Po trzecie zobowi��ecie si� panowie, �e na �adnym innym miejscu nie b�dzie si� Absolutu wyrabia�o. � Co znowu? � podskoczy� prezes Bondy. � A nasze Karburatory? � Nie b�d� nigdy wyrabiane, pr�cz jedynego brzewnowskiego, kt�ry b�dzie maj�tkiem ko�cio�a �wi�tego i w jego rozporz�dzeniu. � Nonsens! � zastrzega� si� G. H. Bondy. � Karburatory b�d� wyrabiane. W pierwszym p�roczu tysi�c dwie�cie. Przed up�ywem roku dziesi�� tysi�cy. Tak dalece jeste�my ju� urz�dzeni. � A ja wam powiadam � rzek� biskup z cich� s�odycz� � �e po roku nie b�dzie w robocie ani jednego Karburatora. � Czemu� to? � Poniewa� ani ludzko�� wierz�ca, ani niewierz�ca, nie mo�e si� pogodzi� z prawdziwym i aktywnym Bogiem. Nie mo�e, panowie. To jest wy��czone. � A ja panu powiadam � wtr�ci� si� Marek nami�tnie � �e Karburatory b�d�. Teraz ja sam staj� po ich stronie. W�a�nie dlatego b�d�, �e wy ich nie chcecie! Wam na z�o��, wasza biskupia mi�o�ci. Na z�o�� wszystkim zabobonom. Na z�o�� ca�emu Rzymowi! I ja pierwszy zawo�am � Marek nabra� w pier� tchu i zawo�a� z niemelodyjnym natchnieniem: � Niech �yje Perfect Carburator! � Zobaczymy � odpowiedzia� z westchnieniem pan biskup Linda. � Przekonacie si� panowie, �e czcigodny konsystorz mia� racj�. Po prostu sami wstrzymacie produkcj� Absolutu. Ale te szkody, te szkody, jakie tymczasem powstan�! Nie my�lcie sobie panowie, �e ko�ci� wprowadza Boga na �wiat! Ko�ci� umiejscawia Go jedynie i reguluje. A wy, panowie bezbo�nicy, rozp�tacie Go niby pow�d�. ��d� Piotrowa wytrzyma i ten nowy potop. Niby arka Noego przep�ynie przez fale Absolutu, ale wasze wsp�czesne spo�ecze�stwo � zawo�a� biskup z moc� � zap�aci za to! 6 MEAS Panowie � m�wi� prezes G. H. Bondy na zgromadzeniu rady zarz�dzaj�cej zak�ad�w MEAS (Metallum A. S.), kt�re odbywa�o si� 20 lutego � mog� wam zakomunikowa�, �e jedna budowla nowego fabrycznego kompleksu na Wysoczanach zosta�a wczoraj przekazana do u�ytku. W najbli�szych dniach rozpoczynamy seryjny wyr�b Karburator�w, na pocz�tek 18 sztuk dziennie. W kwietniu b�dziemy wyrabiali 65 sztuk. Pod koniec czerwca, dwie�cie sztuk dziennie. U�o�yli�my pi�tna�cie kilometr�w w�asnego toru, g��wnie dla dowozu w�gla. Dwana�cie kot��w parowych montujemy w tej chwili. Przyst�pili�my do budowy nowej dzielnicy robotniczej. � Dwana�cie kot��w parowych? � zapyta� niby to oboj�tnie dr Hubka, przyw�dca opozycji. � Tak jest, tymczasem dwana�cie � przy�wiadczy� prezes Bondy. � To bardzo dziwne � kr�ci� g�ow� dr Hubka. � Pytam was, panowie � m�wi� prezes Bondy � co jest dziwnego w dwunastu kot�ach? Przy tak wielkim kompleksie fabrycznym� � Istotnie � odezwa�y si� g�osy. Dr Hubka u�miecha� si� ironicznie. � I na co tych pi�tna�cie kilometr�w toru? � Na dow�z w�gla i surowca. Liczymy si� z dziennym zu�yciem o�miu wagon�w w�gla, gdy fabryka b�dzie w pe�nym biegu. Nie wiem, co si� panu doktorowi Hubce nie podoba w dowozie w�gla. � A to mi si� nie podoba � zawo�a� dr Hubka i podskoczy� � �e ca�a ta rzecz jest bardzo podejrzana. Tak jest, panowie, w najwy�szym stopniu podejrzana. Pan prezes Bondy zmusi� nas do zbudowania fabryki Karburator�w. Zapewni� nas, �e Karburator to jedyna si�a p�dna przysz�o�ci. Jak wmawia� w nas, �e Karburator daje tysi�c si� ko�skich z jednej szufli w�gla. A teraz opowiada nam tu co� o dwunastu kot�ach parowych, o ca�ych wagonach w�gla dla naszych kot��w. Powiedzcie mi, panowie, czemu� wi�c nie wystarczy szufla w�gla jako nap�d dla naszej fabryki? Na co nam kot�y parowe, skoro mo�emy mie� motory atomowe? Je�li, prosz� pan�w, ca�y Karburator nie jest zwyczajnym szwindlem, to zupe�nie nie rozumiem, dlaczego pan prezes nie organizuje naszej fabryki na nap�d karburatorowy. Ja tego nie rozumiem � nikt tego nie zrozumie. Czemu� to pan prezes nie ma do�� zaufania do tych swoich Karburator�w i nie zaprowadza ich w naszych zak�adach? Prosz� pan�w, bardzo to kiepska reklama dla naszych Karburator�w, skoro sam wytw�rca nie chce, czy nie mo�e ich u�ywa�! Prosz� pan�w, zapytajcie pana prezesa Bondy�ego jakie s� tego przyczyny. Co do mnie � mam zdanie jasne. Sko�czy�em, panowie! Po tych s�owach dr Hubka usiad� i zwyci�sko smarka� w chustk�. Cz�onkowie rady zarz�dzaj�cej milczeli zak�opotani. Zarzuty dr� Hubki by�y a� nadto jasne. Prezes Bondy nie podnosi� oczu znad swoich papier�w. Nic nie drgn�o w jego t

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!