9806

Szczegóły
Tytuł 9806
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

9806 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 9806 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9806 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

9806 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Karol Bunsch Parmenion W Atenach min�y dni wielkich napi��. Jak w prowincjonalnym miasteczku nie dzia�o si� nic wa�nego, dzie� podobny do dnia, a noc do nocy. Wielka polityka, handel i sztuka, nawet wyst�pek i rozpusta przenios�y si� na p�noc, za �wi�t� g�r� Olimp. W Atenach spa�y nawet psy i stra�e - szkoda czuwa�. Powszechny pok�j, mieszka�com nie grozi nic. Martwot� �pi�cego miasta podkre�la�a jeszcze pow�d� ksi�ycowego �wiat�a, ostrymi liniami odcinaj�c jaskraw� biel marmur�w od czarnych cieni pe�zn�cego z w�wozu mroku, kt�ry sun�c po zboczach gasi� �wiat�a, w miar� jak ksi�yc pochyla� si� w stron� portu i s�a� zimne iskry na drobnej fali zatoki. Cisza i ciemno�� zaleg�y ulice, jeno jak olbrzymie mauzo- leum �wieci�y jeszcze g�ruj�ce nad miastem �wi�tynie Akropolu. �aden g�os nie zdradza� �ycia. Gdy jednak ksi�yc schowa� si� za wzg�rza, Akropol zgas� i mrok si� pog��bi�. Jakby na to czekaj�c, jaka� posta� przesmykn�a si� przez mur ko�o Dipylonu i rozp�yn�a si� w ciemno�ciach. Jeno szelest skradaj�cych si� krok�w po kamiennym bruku zdradza�, �e przybysz kieruje si� ku dzielnicy portowej. I tu panowa� mrok i cisza. Siedziby bogaczy, gdzie ongi� uczty i zebrania przeci�ga�y si� do �witu, teraz czyni�y wra�enie opuszczonych. Tylko w domu Demostenesa niepewnym poblaskiem znaczy� si� �wietlik talamu. M�wca nie spa�. Nawyk� wykorzystywa� do pracy najspokojniejsze godziny przed �witem, gdy skupienia nie m�ci ruch w mie�cie i w domu. Wtedy mo�na utrwali� lotne dary Snu, chytre pomys�y, nim je rozproszy trze�we �wiat�o dnia. Od dawna ju� jednak towarzyszem nocnych godzin Demostenesa miast snu by�a roz- pacz. Walka zosta�a rozstrzygni�ta, wie�ce zwyci�stwa zabra� wr�g. Nikt si� nawet nie sprze- ciwia�, by je wys�a� Filipowi w ho�dzie z zapewnieniem s�u�alczej wierno�ci. Demostenes nie mia� ju� nad czym pracowa�. Ostatnio, uciekaj�c my�l� od tych spraw, zbli�y� si� do swej c�reczki. Ale bogowie, zda si�, pogr��y� go chc� na samo dno ludzkiej n�dzy. Jak na ur�gowisko, gdy Filip oczeki- wa� kt�rego� tam potomka, zes�ali chorob� na jedyne dziecko Demostenesa. Nie pomog�y zabiegi najlepszych lekarzy ni hojne ofiary. Przed tygodniem ojciec odprowadzi� c�rk� na Drog� �wi�t�, gdzie spocz�a pod niewielkim kamieniem. W domu zapanowa�a cisza, kt�r� niedawno jeszcze m�ci� g�os dziewczynki, nieraz niecierpliwi�c Demostenesa. Teraz ma spok�j. Kamienny, martwy spok�j. Ale tylko zewn�trzny. W sercu Demostenesa szala� bunt: przeciw bogom, �e go opu- �cili, przeciw miastu, �e w haniebnej beztrosce dba ju� tylko o �ask� swego pogromcy i korzy�ci darowanego pokoju. Nie trzeba budowa� floty, op�aca� najemnik�w, odrywa� r�k od warsztat�w i handlu. Kojne ejrene - pok�j powszechny! Kto go naruszy, narazi si� Filipo- wi. Tyran dba o to, by jego niewolnicy nie bili si� mi�dzy sob�. Spok�j! Zburzy� go za wszelk� cen�! W pe�ni lat m�skich, nawyk�y do pracy nad si�y, Demostenes w miejsce wszystkiego, czym �y�, ma spok�j. Gdyby� cho� Filip prze�ladowa� swego wroga, ��da� jego g�owy, jak ongi� Charidemosa! By�by wraz ze strategiem zbieg� do Pers�w i tam gotowa� op�r przeciw tyranowi. Ale rozs�dek podszeptywa� mu drwi�co, �e Charidemos jest wodzem, kt�ry potrafi� da� si� we znaki samemu Filipowi. A on, Demostenes, jeno m�wc�. Kr�l perski p�aci� mu, dop�ki go potrzebowa�, by Hellad� podburza� przeciw Macedonii. Teraz, gdy ujrza�, �e darmo rzuca z�oto, lekcewa�y� musi Demostenesa wraz z jego sztuk�. Tak samo jak Filip. To nie wspania�omy�lno�� kaza�a Macedo�czykowi zostawi� w spokoju zaprzysi�onego wroga. W nabrzmiewaj�cym starciu z Persj� Demostenes nie liczy si� ani jako sprzymierzeniec, ani jako wr�g. Wraz ze sw� wymow� sta� si� niczym, on, kt�ry ju� s�dzi�, �e jest Temistoklesem i Peryklesem w jednej osobie. Mo�e by� chyba tylko prowincjonalnym adwokatem. Sztuki swej, kt�r�, pokonuj�c najwi�ksze opory, latami budowa� i cyzelowa�, u�ywa� mo�e po to, by zarobi� par� drachm - bo na nic wi�cej si� nie zda... A jednak nie chcia� si� podda� i nie chcia� uwierzy�, by szczerze, cho�by bez wewn�trznego oporu, podda�a si� ju� ca�a Hellada. Gdy do Pe�li wyrusza�o haniebne poselstwo z darami i ho�dem, zdo�a� wkr�ci� do niego zaufanego i chytrego Epimedesa, by mu donosi�, jak zachowywa� si� i co m�wi� b�d� ate�scy pos�owie. Z dawnego nawyku zbiera� zarzuty przeciw stronnikom Filipa, cho� straci� ju� wiar�, by jeszcze si� przyda�y. Ale nie wierzy� te�, by Tyche u�miecha� si� mog�a do kogo� bez przerwy. Dochodzi�y do Aten plotki o wewn�trznych rysach w gmachu pot�gi Filipa. Darmo ironiczny Hypereides m�wi�, �e bezpodstawne nadzieje og�upiaj� ludzi, je�li wprost nie wynikaj� z g�upoty; nadziej� �yje wielu, bez nadziei nikt. A trzeba j� czym� karmi� lub zapisa� si� do �stronnictwa milczenia� przy Drodze �wi�tej. Po karm� dla nadziei wys�a� Epimedesa. W�r�d �wietnych uroczysto�ci w t�umie poselstw wszystkich kraj�w, od Istmu i Pontu do Zatoki Peloponeskiej, wiele mo�na us�ysze�. Im �wietniej wypolerowana zbroja, tym wyra�niej wida� na niej skazy. Bystry i przebieg�y Epimedes potrafi je zauwa�y�. W�r�d zgryzot i koniecznych zaj�� ostatnich dni Demostenes zapomnia� o uroczysto�ciach w Pe�li. Ale teraz, gdy w�r�d ciemno�ci le�a� z otwartymi oczyma, patrz�c w mrok pod pu�apem, wyobra�nia przedstawia� mu j�a triumf wroga, i �o�e, w kt�rym spoczywa�, zda�o mu si� �o�em Prokrustesa. Poderwa� si� jak �gni�ty przez skorpiona. W g�uchej ciszy lekkie pukanie do wej�ciowej bramy roznios�o si� pog�osem po ca�ym domu. O tej porze nie zwyk�y przychodzi� b�ahe wie�ci. Nie zarzuciwszy nawet chlajny, Demostenes poskoczy� i odsun�� zawor�. Mimo ciemno�ci pozna� Epimedesa i serce jego zat�uk�o si� gwa�townie. Nie bez powodu pos�aniec powr�ci� przed zako�czeniem uroczysto�ci. K�ad�c palec na ustach, Demostenes wepchn�� go do swego talamu. Epimedes, widno znu�ony, usiad� bez s�owa na tr�jnogu i rozciera� zdr�twia�e nogi. Demostenes, trzymaj�c jeszcze w r�ku lampk� oliwn�, sta� przed nim, nie mog�c wydoby� g�osu, by rzuci� pytanie, kt�re pali�o mu wargi. Pos�aniec zacz�� sam: - Domy�lasz si� ju� zapewne, �e wr�ci�em wcze�niej nie z t�sknoty za tob�. - M�w - wyszepta� Demostenes. - Filip... nie �yje. Upuszczona lampka stukn�a o kamie� posadzki, rozprysn�a si� w kawa�ki i �wiat�o zgas�o. Z ciemno�ci doszed� Epimedesa zduszony g�os: - Czy jeste� ca�kiem... ca�kiem pewny? - Sta�o si� to na oczach tysi�cy ludzi. I tysi�ce p�dz�, jak �w biegacz spod Maratonu, roznosz�c wie�� po �wiecie. W Atenach jam pierwszy. My�l�, �e nagroda godna b�dzie wie�ci. Nie przerywaj�c ni s�owem, wys�ucha� kr�tkiej opowie�ci. Ju� panowa� nad swym g�osem, gdy rzek�: - Teraz ty spocznij tutaj, na moim �o�u. Ja musz� pracowa�. Ju� pracowa�. Jakby kto� na rzece zerwa� tam�, kt�ra wi�zi�a jej nurt, zatrzymuj�c w biegu i zamieniaj�c w bagno cuchn�ce, tak wyzwolona od gniot�cego j� ci�aru my�l Demostenesa p�yn�a bystrym strumieniem. Niebo dopiero zazieleni�o si� na wschodzie, gdy Demostenes w bia�ym haftowanym chitonie i spi�tej z�o t� zapink� chlajnie, uwie�czony bia�ym - kwieciem, wyszed� z domu. Dopiero zaczyna� si� ruch w mie�cie. Niewiasty nios�y amfory z wod�, niewolnicy p�ukali przed domem jarzyny. Wszyscy tu znali Demostenesa i wiedzieli o jego �wie�ym nieszcz�ciu. Tote� oczy ze zdziwieniem zwraca�y si� na jego jasn� szat� i rozpromienion� twarz. Niewiasty, spozieraj�c za nim, szepta�y mi�dzy sob�, niewolnicy, porzucaj�c zaj�cia, biegli do swych pan�w, by zaraz po przebudzeniu oznajmi� im nowin�. Demostenes spi� si� lub oszala�. W kilka dni po �mierci jedynego dziecka zrzuci� �a�ob� i idzie na rynek, przybrany jak na wesele. W mie�cie, w kt�rym od dawna nie dzia�o si� nic wa�nego, byle drobiazg budzi� zainteresowanie i podniecenie. Demostenes wiedzia� o tym. Id�c wolno, k�tem oka bada� wra�enie, jakie czyni�. Przed domem Likurga zatrzyma� si� i zapukawszy wszed� do wn�trza. Stary idealista pierwszy uwierzy w cud, a w mie�cie cieszy si� powag�. Od niego nale�y zacz��. Likurg spa� jeszcze. Pozbawiony urz�du, nie mia� powodu wstawa� o �wicie. Zawiedziony w swej wierze w sprawiedliwo�� bog�w i wielkie przeznaczenie swego miasta �y� r�wnie� w przygn�bieniu, czekaj�c ju� jeno �mierci. Gdy m�wca zacz�� go tr�ca�, z trudem otworzy� oczy, kt�re uczyni�y si� okr�g�e ze zdziwienia. Patrz�c na przyjaciela, zapyta�: - Co� wa�nego sta� si� musia�o, Demostenesie, skoro zrzuci�e� �a�ob� i przerywasz mi sen, kt�ry jedynie koi moj� dusz�. - Wsta� i p�jd� ze mn�. Musimy obywatelom oznajmi� wielk� i radosn� nowin�. Patrz�c w pytaj�ce oczy Likurga, doda� z u�miechem: - Filip nie �yje. Likurg zerwa� si� i usiad� na �o�u. Trz�s�cym si� z podniecenia g�osem zapyta�: - Co m�wisz? Sk�d ta wie��? Demostenes przymkn�� powieki, u�miechaj�c si� tajemniczo. Zacz�� uroczy�cie: - Sam mo�e bym nie uwierzy�, ale powiem, bo nakaz bog�w jest wyra�ny. Wiesz, �e wiele jest przyczyn, kt�re p�osz� Hypnosa od mojego �o�a. Dzi� jednak, znu�ony, po p�nocy zasn��em g��boko. Nie wiem, jak d�ugo spa�em, gdy jaka� jasno�� razi� mnie zacz�a przez zamkni�te powieki. Gdym je otworzy�, zrazu widzia�em tylko o�lepiaj�ce �wiat�o. Ale po chwili pozna�em Opiekunk� miasta. Sta�a nade mn� w he�mie i z w��czni� w d�oni, jak Fidiaszowy pos�g, tylko jeszcze pi�kniejsza. Potem uj�a mnie za r�k� i rzek�a: �Id� i powiedz mojemu miastu, �e jest wolne. Krzywoprzysi�ca i blu�nierca, kt�ry bogom chcia� by� r�wny, d�oni� Zeusa ci�ni�ty zosta� na dno Erebu�. Przeto wsta�em i jestem. P�jd�my oznajmi� cudown� wie�� obywatelom. Likurg dr��cymi r�koma zacz�� wk�ada� szaty, a dr��cymi wargami szepta� modlitwy. Demostenes patrzy� na niego spod oka. Likurg uwierzy� bez najmniejszego w�tpienia. Uwierzy i ate�ski demos, teraz bardziej ni� kiedykolwiek spragniony nadzwyczajno�ci i nowo�ci. Ale potwierdzenie nowiny mo�e nadej�� ka�dej chwili. Je�li Demostenes ma odegra� rol� wybra�ca i po�rednika bog�w, musi si� �pieszy�. Ponagla� do wyj�cia. Skierowali si� ku rynkowi. Bramy ju� by�y otwarte. Obywatele szli do swych zaj��, nie �piesz�c si�, przystaj�c i gwarz�c. Wielu ju� s�ysza�o o niezwyk�ym zachowaniu si� Demostenesa. Teraz na jego widok ten i �w zawraca� z drogi i wiedziony ciekawo�ci� szed� za nimi. Jak zazwyczaj - gapi�w by�o coraz wi�cej i nim dotarli do rynku, t�um otacza� ju� Demostenesa i Likurga. Przepychaj�c si� szli do m�wnicy. Demostenes wst�pi� na ni�. Podni�s� rozpromienione oczy jak w�dz, kt�ry po d�ugiej chorobie dosiad� rumaka i stan�� na czele wojska, by je poprowadzi� do zwyci�stwa. Potem wzni�s� d�onie w g�r� i w�r�d powszechnego milczenia rozpocz�� dzi�kczynn� modlitw�. * W Prytaneion nastr�j by� r�wnie niemrawy jak w mie�cie. Nie by�o wa�nych spraw i urz�dnicy, schodz�c si�, zaczynali zaj�cia od plotek. I tutaj dotar�a ju� wiadomo�� o dziwnym zachowaniu si� Demostenesa. Omawiano to w�a�nie, gdy wpad� herold i krzykn��: - Demostenes zgromadzenie urz�dzi� na rynku i podburza lud! Gnu�ny nastr�j pierzchn�� jak mg�a pod uderzeniem wichru. Z chaosu pyta� i odpowiedzi wynika�o jedno: Demostenes twierdzi, �e Filip nie �yje, i wzywa do wygnania jego stronnik�w. Po pierwszym os�upieniu archont sam zacz�� wypytywa�. Dowiedzieli si�, �e wedle twierdzenia m�wcy wiadomo�� przynios�a mu Pallas Aten�. Rozleg�y si� �miechy, ale st�umi� je gniew. Demostenes gra zuchwale, chwytaj�c si� szalbierstwa, kt�re wkr�tce musi wyj�� na jaw. Ale lud jest �atwowierny i sk�onny do nieobliczalnych wyst�pie�. Stoj�cy u szczytu pot�gi, w przededniu perskiej wyprawy, Filip nie daruje buntu, a odpowiedzialno�� spadnie na rz�dc�w miasta. Zamiast wygodnego rz�dzenia si� na w�asnym podw�rku, do kt�rego Filip nie miesza� si� zgo�a, stanie na Akropolu, jak w teba�skiej Kadmei, macedo�ska za�oga, a miastem rz�dzi� b�dzie samowola obcego stratega. Trzeba natychmiast zapobiec nieodpowiedzialnym wyst�pieniom. Ale dopcha� si� na rynek nie by�o �atwo. T�um, g�owa przy g�owie, w napi�tym skupieniu zwr�cony w stron� m�wnicy, zgo�a nie by� sk�onny ust�powa� dostojnikom ni stra�y. A tymczasem jak �agwie niesione wiatrem po wszystkie kra�ce rynku lecia�y p�omienne s�owa: - Pomnicie, obywatele, �e z tego miejsca m�wi�em, i� powodzenie Filipa nie mo�e by� trwa�e, bo nie wyros�o na uczciwej polityce. Nie tylko kupieni za z�oto Filipa zdrajcy, ale i uczciwi ludzie drwili w�wczas z moich s��w, nazywaj�c mnie marzycielem, jarmarcznym wieszczkiem i jeszcze gorzej. Znawcy za� sztuki wymowy, a nie brak ich w naszym mie�cie - Demostenes skierowa� rozognione spojrzenie ku portykowi, pod kt�rym sta� na podwy�szeniu Ajschynes - m�wili, �e chybiony patos zwraca si� przeciw temu, kto go u�y�. Ale tak samo chybiona drwina. Czemu� nie drwi� teraz, gdy sama Pallas Aten� potwierdzi�a prawd� moich przewidywa�? Kto wa�y si� wam przeszkodzi�, by�cie zaraz, nim wygnacie s�u�alc�w tyrana, w py� i proch rozbili pos�g Filipa, symbol ha�by i niewoli naszego miasta! M�wca r�k� wyci�gn�� w kierunku pos�gu przedstawiaj�cego macedo�skiego kr�la jako Heraklesa - z maczug� w r�ku i sk�r� nemejskiego lwa na barkach - patrz�cego kamiennym, oboj�tnym spojrzeniem ponad wzburzony t�um. Ale spojrzenia jego stronnik�w, kt�rzy przypadkowo stan�li u st�p pos�gu, zdradza�y niepok�j i zmieszanie. �aden z nich nie podj�� wyzwania zawartego w retorycznych pytaniach m�wcy. Demostenes panowa� nad t�umem, zaskoczy� ich niespodziewanym poci�gni�ciem, a teraz trzeba czeka�, a� sama rzeczywisto�� obali jego szalbierstwo. Ale jego skutki mog� by� natychmiastowe i nieodwracalne. Z westchnieniem ulgi ujrzeli podniesion� d�o� kogo�, kto domaga� si� g�osu. Ka�de odwr�cenie uwagi t�umu by�o po��dane, mog�o roz�adowa� nastr�j bliski wybuchu. Istotnie nast�pi�o odpr�enie, gdy na m�wnicy ukaza�a si� czerwona, okr�g�a twarz Diogenesa, pod strzech� zmierzwionych w�os�w. Samo jego zjawienie si� wywo�a�o tu i �wdzie �miechy, kt�re gin�y jednak w�r�d gwizd�w i ryk�w. Diogenes, skrobi�c si� po g�owie, czeka� spokojnie, a� przycich�y na tyle, �e m�g� rozpocz�� przemow�: - Przypomn� wam, obywatele, �e razem z wami walczy�em przeciw Filipowi. Mniejsza z tym dlaczego, ale przecie przyrzekali�cie obywatelstwo swego kraju ka�demu, kto podniesie bro� przeciw tyranowi. Mnie wasze obywatelstwo nie jest potrzebne, bo jestem obywatelem �wiata i nie ubiegam si� o ten niewielki zaszczyt, kt�rym obdzielacie nie tylko waszych obro�c�w, ale i pogromc�w. A je�li o tym wzmiankuj�, to jeno dlatego, by�cie spokojnie wys�uchali tego, co powiem, maj�c por�k�, �e w przeciwie�stwie do Demostenesa m�wi� w waszym, a nie w swoim interesie. G�osy sprzeciwu zmiesza�y si� z g�osami potakiwa�. Jednym na r�k� by�a przerwa w judzeniu Demostenesa, inni ciekawi byli, co powie filozof, zmienny t�um za� obiecywa� sobie rozrywk� ze starcia najs�ynniejszego m�wcy z ulicznym filozofem. Diogenes zmierza� do niego widocznie, przeciwnik natomiast odsun�� si� pogardliwie. - Nie odwracaj si� ode mnie - ci�gn�� Diogenes - bo nie zamierzam r�wna� si� z tob� ani jako m�wca, ani jako wr�bita. Nie ciesz� si� tak�, jak ty, �ask� bog�w, by ze mn� rozmawiali osobi�cie, nie natchnienie tedy, ale zwyk�y rozs�dek pozwala i mnie czasem by� wr�bit�. �miejecie si� z tego - zwr�ci� si� do t�umu - ale skoro uwierzyli�cie Demostenesowi, do kt�rego Pallas Aten� m�wi�a bez �adnego �wiadka, tedy uwierzcie i mnie, kt�ry mam na to �wiadk�w, �e w czasie gdy on - kciukiem przez rami� wskaza� na Demostenesa - owin�� was wszystkich doko�a swego palca jak pukiel w�os�w, gdy nikt tutaj, nawet Ajschynes, mimo �e Filip p�aci� mu za to, nie wa�y� si� rzec za nim s�owa, ja przepowiedzia�em, �e na tym rynku stanie pos�g Filipa. D�ugo trwa�o, nim pomieszane g�osy oburzenia i �miechy �cich�y na tyle, �e Diogenes m�g� podj��: - Czy Filip �yje, czy nie �yje, tego nie wiem. Jako cynik zwyk�em trzyma� si� fakt�w, jak nogi ziemi. To mi pozwala w przeciwie�stwie do was kierowa� si� rozs�dkiem. Faktem za� jest, �e wydali�cie na pos�g Filipa pi��set drachm. Nie jest to wprawdzie dla miasta wielki wydatek, ale niew�tpliwie za te pieni�dze mo�na by�o zbudowa� co� po�yteczniejszego, jak na przyk�ad ust�py publiczne, kt�rych brak daje si� czu� w Atenach - tu poci�gn�� zadartym nosem o szerokich nozdrzach - podczas gdy nikt nie mo�e si� uskar�a� na brak pos�g�w. Teraz powszechny �miech przerwa� przem�wienie Diogenesa, ale on podj�� z powag�: - Widz�, �e trafi�em do waszego przekonania, tedy mo�e pos�uchacie rozs�dnej rady: skoro�cie ju� raz ponie�li ten niepotrzebny czy, jak chce Demostenes - haniebny wydatek, wstrzymajcie si� ze zburzeniem pos�gu, a� zwyczajny ziemski pos�aniec przyniesie nam wiadomo�� o �mierci Filipa. Gdyby bowiem Pallas Aten� ok�ama�a Demostenesa albo on was, musieliby�cie ten wydatek ponie�� po raz wt�ry, zamiast przesta� zanieczyszcza� po k�tach wasze pi�kne miasto. �miechy i g�osy sprzeciw�w znowu przerwa�y przem�wienie, Diogenes jednak ci�gn��: - Widz�, �e chcecie, bym ju� ko�czy�, a obawiam si�, �e niepr�dko b�dziecie znowu chcieli s�ucha� moich s��w, bo g�os rozs�dku nie budzi echa w Atenach. Ale zastan�wcie si�, czy nie trudniej ni� z pos�giem Filipa b�dzie podj�� walk� z jego synem. Widzieli�cie go, cho� nie wszyscy, pod Cherone� i, na Zeusa, je�li za ni� Filip zas�u�y� sobie u was na pos�g, to syn jego �acno mo�e zas�u�y� na �wi�tyni� na Akropolu. Teraz jeden wielki g�os oburzenia przerwa� filozofowi. Liczne r�ce �ci�gn�y go z m�wnicy, szarpi�c i potr�caj�c. Mo�e by drogo zap�aci� za przepowiedni�, gdyby nie nag�e odwr�cenie uwagi t�umu. Poprzedzony przez herolda, g�o�no wo�aj�c o miejsce przepycha� si� Fokion, w towarzystwie Demadesa i prytan�w. Przemog�o zaciekawienie, co powie jedyny cz�owiek promacedo�skiego stronnictwa nie podejrzany o przekupstwo. Rynek zaleg�a cisza, w kt�rej dono�nie zabrzmia� g�os starego wodza: - Sprawy, kt�re tu poruszono, zbyt wa�ne s�, by rozstrzyga� je mog�a samowola jednostki lub nieodpowiedzialne poczynania przypadkowo zebranego t�umu. Jutro o �wicie w�adze ate�skie przedstawi� zgromadzeniu na Pnyksie wnioski, jakie uchwal� w nowym po�o�eniu, powsta�ym na skutek �mierci Filipa. Potwierdzenie jednak wie�ci przez trze�wego Fokiona zerwa�o ostatni� tam�, jak� stanowi� mog�a niepewno�� i rozbudzone przez Diogenesa w�tpliwo�ci. Teraz lud rycza� na cze�� Demostenesa, zapalczywsi biegli po dr�gi i m�oty, by zwali� i rozbi� pos�g Filipa. Niemniej rynek zacz�� si� opr�nia�. Wrzeszcz�ce t�umy rozbiega�y si� po ca�ym mie�cie, roznosz�c pewn� ju� nowin�, kt�ra jak b�yskawica w ciemno�ciach odmieni�a wygl�d miasta. Demostenes patrzy� na to z drwi�cym u�miechem. Rozumia�, �e przeciwnicy jego chc� zyska� cho� dzie� zw�oki, by pomy�le� o swym bezpiecze�stwie. Jak jutro wypadnie g�osowanie zgromadzenia, by� pewny - w�adza znajdzie si� w jego r�ku. Patrzy� na kup� kamieni, w jak� tymczasem mot�och zmieni� pos�g Filipa. To obraz jego pa�stwa! Run�o wraz z nim. Demostenes skierowa� kroki do Prytaneion. Mimo �e nie by� cz�onkiem w�adz miejskich, pierwszy otrzyma� g�os. Nikt nie w�tpi�, �e jakiekolwiek wnioski postawi jutro na zgromadzeniu, przejd� bez sprzeciwu. Lepiej zna� je z g�ry, by znowu nimi nie zaskoczy� przeciwnik�w. Demostenes poniecha� swych zwyczajnych zwrot�w i obszernych uzasadnie�. M�wi� jak despota: natychmiast odwo�a� kontyngent wojsk ate�skich, przeznaczonych na wojn� persk�, powo�a� pod bro� dwa roczniki, zg�osi� wyst�pienie z Korynckiego Zwi�zku i wypowiedzie� wojn� Macedonii; zab�jcy Filipa przyzna� wieniec i pos�g na rynku. Gdy sko�czy�, przez chwil� panowa�o milczenie. Pierwszy Fokion zabra� g�os: - Odwo�anie naszych wojsk jest samo przez si� zrozumia�e, gdy perska wyprawa musi by� zaniechana. Nie sprzeciwiam si� te� powo�aniu nowych rocznik�w. Dobrze jest okaza� gotowo�� do wojny. Ale co innego j� wypowiedzie�. Poczekajmy na rozw�j wypadk�w, miejmy pewno��, co uczyni� inni. I nie jest rzecz� z�� sam� w sobie Zwi�zek Koryncki i powszechny pok�j. Nie zapominajmy, �e Filip zostawi� nast�pc� - i jakiego nast�pc�! Armia za� macedo�ska stoi pod broni�, do�� silna, by nawet bez naszej pomocy uderzy� na pot�g� persk�. G�upi, kto na swe barki �ci�ga ci�ar przeznaczony dla kogo innego. - I nie zapominajmy, �e armia macedo�ska po �mierci Filipa jest tylko o jednego cz�owieka s�absza, ni� by�a pod Cherone�, gdzie nie opar�a si� jej ca�a Hellada - wtr�ci� Demades. Demostenes u�miechn�� si� drwi�co i odpar� zjadliwie: - I nie zapominajmy, Demadesie, �e niedawno Filip by� dla ciebie herosem wi�kszym od Agamemnona. Dzi� r�wnasz go z pierwszym lepszym macedo�skim pastuchem. Ale mniejsza z tym. Ka�demu wiadomo, �e korzysta�e� z �ask Filipa i rad by� w spokoju po�ywa� ich owoce. Tobie nawet nie odpowiadam i nie moj� rzecz� wyg�asza� pochwalne epitafios dla Filipa. Ale tobie si� dziwi�, Fokionie. Ty nie bra�e� z�ota od Filipa, do�� masz w�asnego, kt�re zdoby�e� w licznych, zwyci�skich wyprawach. Nigdy natomiast nie grzeszy�e� nadmiarem skromno�ci. Czy pora na ni� teraz, gdy pa�stwu naszemu trafia si� jedyna mo�e sposobno��, by odzyska� przewodnictwo w Helladzie? Czy Atenom potrzebny jest do czego� Zwi�zek Koryncki? Zawsze mieli�my w�asny. Hellada zwyk�a si� na nas ogl�da�. Gdy my wyst�pimy pierwsi, p�jdzie za nami. Sama opiekunka miasta wzywa nas do czynu, a ty ma�odusznie chcesz nas odwie�� od niego pod pozorem, �e ch�ystka i dzieciucha, kt�remu tylko ojcowska pycha pozwala odgrywa� rol� Achillesa, uwa�asz za lepszego od siebie wodza? Dzi� lepszych od siebie przeciwnik�w znajdzie w samej Macedonii, po kt�rej opr�niony tron niejedne wyci�gn� si� d�onie. Ale je�li ty nie chcesz, dzi� �atwo znajdziemy wodza, kt�ry z wie�ca chwa�y naszego miasta zechce i dla siebie uszczkn�� li�� wawrzynu. Fokion s�ucha� ze zmarszczon� brwi�. Na jego suchej twarzy widnia� niesmak, a potem gniew. Gdy Demostenes sko�czy�, w�dz zabra� g�os: - Niedawno ten sam mot�och dobrowolnie uchwali� wydanie ka�dego, kto by podni�s� na Filipa d�o�. Przyznajcie wie�ce skrytob�jcy Filipa, je�li chcecie, by szanuj�cy si� cz�owiek wstydzi� si� waszych odznacze�. Ale nawet szakal zaczyna szarpa� �cierwo lwa dopiero, gdy cuchnie. Ani przez chwil� nie w�tpi�, Demostenesie, �e potrafisz przeprowadzi� swoje wnioski i znowu rozp�ta� burz�. To umia�e� zawsze, nie bacz�c, �e jej skutki spadaj� na wszystkich. Co wi�cej - umia�e� je od siebie odwr�ci�. Ja nie zapomnia�em losu Lizyklesa. On zap�aci� �yciem za przegran� wojn�, kt�r� rozp�ta�e� ty, wbrew moim przestrogom. Je�eli dzi� przeciw niej przemawiam, to nie dlatego, bym mia� nadziej� trafi� do twego rozs�dku, ale by ci� przestrzec, �e je�li znowu wp�dzisz miasto w nieszcz�cie, ty za to odpowiesz. I nie przemawiaj do mnie imieniem bog�w. Jak wiesz, ja jestem sceptykiem. Po prostu s�dz�, �e o par� godzin wcze�niej otrzyma�e� wiadomo�� o �mierci Filipa i umia�e� to wykorzysta�, by si� ludowi przedstawi� za wybra�ca i po�rednika bog�w. Chytro�ci nie brak�o ci nigdy. Ale mylisz si�, je�li s�dzisz, �e pochlebstwem mnie wci�gniesz w swoja s�u�b�. Pami�tam dobrze, �e gdy jako zwyci�zca wr�ci�em spod Bizancjum, ty, by podnie�� swoje zas�ugi, nie tylko nie uzna�e� mnie godnym wie�ca, ale nawet piastowania stanowiska stratega. Zdaniem twoim tylko moje rany by�y dowodem, �e rzekomo niedbalstwo moje nie by�o rozmy�lne. A dzi� s�dzisz, �e skusisz mnie wie�cem, kt�rego w�wczas, twoim zdaniem, nie by�em godny! Ty znasz miasto, Demostenesie, ale nie znasz ludzi. Inaczej nie pr�bowa�by� na mnie swej demagogii, a przede wszystkim nie nazwa�by� ch�ystkiem i dzieciuchem cz�owieka, przed kt�rym sam ucieka�e� pod Cherone�, rzuciwszy nie tylko tarcz�, ale nawet chlajn�. Szukaj�e sobie tedy wodza, Demostenesie, umniejszaj�c przeciwnika, kt�rego ka�esz mu zwyci�y�, by jednak jego zas�uga nie za�mi�a twojej. Ale pomnij, �e m�wca musi wiedzie� nie tylko co, ale i do kogo m�wi. I �e obelgami nie zwyci�a si� wrog�w, Aleksander za� nie umie si� �mia� z nich, jak jego ojciec, i got�w za nie za��da� twojej g�owy, gdyby sprawy tak si� obr�ci�y, jak ja si� tego obawiam., Fokion sko�czy� i usiad� wzburzony. Demostenes d�wign�� si� znowu. - Darmo chcesz upozorowa� sw�j strach obaw� o moje �ycie. Ja s�ucham g�osu bog�w, z kt�rych ty drwisz, cho�bym mia� straci� �ycie, o kt�re ty rzekomo tak dbasz. Udziela�e� mi rad, Fokionie, co ma czyni� m�wca, a czego nie powinien, cho� sam jeste� strategiem. Ja ci powiem, co winien czyni� strateg, cho� jestem tylko m�wc�. Powinien umie� wykorzysta� chwil�, gdy przeciwnik jest najs�abszy, a powszechny zapa� zapewnia gorliwe wsp�dzia�anie wszystkich, by osi�gn�� zwyci�stwo. A czego strateg nie powinien - to l�ka� si�. Kto si� l�ka, ju� przegra�. Tedy w jednym masz s�uszno��: nie nadajesz si� na wodza przeciw Aleksandrowi, czy jest on ch�ystkiem i dzieciuchem, czy nie. Znajdziemy godniejszego, a ty spoczywaj, gdy ojczyzna wzywa ka�dego uczciwego obywatela, by przy�o�y� r�k� do jej wielko�ci. Fokion wsta� bez s�owa i wyszed�. W walce na obelgi nikt nie pokona Demostenesa ani nikt go nie przekona, �e jego wielko�� nie jest jednoznaczna z wielko�ci� Aten. * Wypadki zda�y si� jednak potwierdza� nadzieje Demostenesa. Zanim odby�o si� zgromadzenie, na kt�rym przeprowadzi� wszystkie swoje wnioski, jedna po drugiej nap�ywa�y wie�ci, kt�re zapa� Ate�czyk�w rozp�omieni�y do sza�u. Wsz�dzie wycinano macedo�skie za�ogi. Gdzie na czas zosta�y przestrze�one, same uchodzi�y. W Tebach Filotas zamkn�� si� w Kadmei, czekaj�c na odsiecz, kt�ra zapewne nigdy nie nadci�gnie. Iliryjskie i trackie plemiona podnios�y bunt, zagra�aj�c samej Macedonii. Znaczna cz�� jej si�, pod Parmenionem i Attalosem, bawi�a daleko w Azji Mniejszej, we wrogim kraju, zmuszona my�le� o powrocie przez zbuntowan� Tracj� lub jo�skie kolonie na wybrze�u, kt�re ju� zrzuci�y macedo�skie jarzmo. Co wi�cej, je�li uda si� im wr�ci�, to powi�ksz� jedynie zam�t w kraju. Dla nikogo nie by�o tajemnic�, �e z chwil� gdy popio�y Filipa spocz�y obok przodk�w z rodu Perdikkasa, z dw�ch tylko jeden mo�e pozosta� przy �yciu: Aleksander albo Attalos, zi�� Parmeniona, ciesz�cego si� w wojsku i w kraju niezwyk�� powag�. A w samej Macedonii jest Amyntas, do kt�rego tron z prawa nale�y, s� ksi���ta Lynkestis z Perdikkasowego pokolenia, kt�rzy nie zapomnieli jeszcze swego pierwsze�stwa w�r�d samodzielnych ksi���t macedo�skich szczep�w. Zapa� do wojny, jaki w Atenach roznieci� Demostenes, przeszed� w poczucie zwyci�stwa, gdy w mie�cie zjawi�o si� poselstwo Attalosa. W zamian za przewiezienie wojsk do Macedonii i poparcie swych roszcze� do regencji, imieniem nowo urodzonej c�ry Filipa, ofiarowywa� wieczyste przymierze i zwrot wszystkich zdobyczy macedo�skich. Bez wysi�ku, cudzymi r�koma Ateny wyr�wnaj� straty dwudziestu czterech lat kl�ski i zaniedba�. Poniechano zbrojenia nowych rocznik�w i rozbudowy floty. Nie ma przeciw komu. Trzeba by� starym g�upcem, by mniema�, �e miastu zagrozi� mo�e zadumany ch�ystek, jedyn� si�� posiadaj�cy w swojej agemie, w kilkudziesi�ciu zuchwa�ych m�okosach, co prawda gotowych na wszystko, a zatem na �mier� wraz ze swym wodzem. Bo nawet armii w kraju Aleksander nie mo�e by� pewny. Przywi�zana by�a do Filipa, a powszechnie szeptano, �e to Olimpias kierowa�a r�k�, kt�ra zg�adzi�a uwielbianego wodza. Czy i syn przy�o�y� swoj� - nie by�o pewne. Ale pewnym si� zda�o, �e kogo� os�ania. Bez obyczajowego s�du zgromadzenia wolnych kaza� wyrwa� j�zyk skrytob�jcy i ukrzy�owa� go. Nikt nie w�tpi�, �e Pausanias nie dzia�a� sam. Widno o to chodzi�o, by nie zdradzi�, z kim. W szeregach wojsk zgromadzonych na persk� wypraw�, o kt�rej teraz nie my�la� nikt, chodzi�y pomruki: winni musz� by� ukarani. - Winni musz� by� ukarani! - g�os Antypatra, szorstki, stanowczy, oddany echem od �cian pustego megaronu zamku w Ajgaj, zda� si� by� g�osem ca�ego kraju., Aleksander podni�s� zamy�lone oczy i odpar� spokojnie: - Winnego kaza�em ukrzy�owa�. Wisi jeszcze i ka�dy ju� wie, co czeka kr�lob�jc�. - A kr�lob�jc�w? Nie by� sam. Mniejsza z tym, �e nie przys�uguje ci prawo bez s�du kara� �mierci� wolnego cz�owieka. Ale nim umar�, nale�a�o si� dowiedzie�, kto kierowa� jego r�k�. A ty j�zyk kaza�e� wyrwa� zab�jcy. Ostry, podejrzliwy wzrok Antypatra spotka� si� ze spojrzeniem g��bokich oczu Aleksandra. By�y b��kitne jak kwiaty hiacyntu, a twarde i l�ni�ce jak kamienie. Antypater opu�ci� powieki. Wezwa� Aleksandra na rozmow�, o kt�rej z g�ry wiedzia�, �e �atwa nie b�dzie. Ale musia� to uczyni�. Lawina wypadk�w, kt�ra poderwa�a wzniesiony nie bez udzia�u wodza gmach pot�gi macedo�skiej, gro��c doszcz�tnym zniszczeniem, musi by� powstrzymana. A kamieniem w�gielnym odbudowy jest og�oszenie kr�lem nast�pcy Filipa. Bez tego rozleci si� wszystko. Znaj�c za� nastroje w wojsku, Antypater mia� w�tpliwo�ci, czy uznany zostanie nast�pc� cz�owiek podejrzany o udzia� w kr�lob�jstwie, a niemal pewnie os�aniaj�cy w�a�ciw� winowajczyni�. Antypater zna� sw�j wp�yw na kraj i wojsko, nie mniejszy mia� jego przyjaciel Parmenion ze sw� wyborow� cz�ci� armii. On jeden za� mo�e opanowa� Attalosa i przeszkodzi� mu, by przez porozumienie z wrogiem nie szuka� ocalenia. Gdyby Parmenion stan�� po stronie Aleksandra, by�oby przynajmniej z czym rozpoczyna�. W�a�nie dlatego Antypater nie my�la� rzuca� swych wp�yw�w na szal�, nie uzyskawszy pomsty za �mier� Filipa, jednego z niewielu ludzi, do jakich przywi�za�o si� jego okrutne serce przez dziesi�tki lat mozolnej wsp�pracy, kt�rej wyniki niemal zupe�nie przekre�li�o kr�lob�jstwo. Ale wiedzia� tak�e, �e Aleksander jest jedynym cz�owiekiem zdolnym opanowa� beznadziejne po�o�enie, rozpocz�� na nowo drog� ku wielko�ci niemal w tym miejscu, w kt�rym zaczyna� geniusz Filipa. Zna� tak�e przywi�zanie Aleksandra do Olimpiady. Przed�u�aj�ce si� milczenie zaczyna�o by� niezno�ne. Antypater nie patrz�c na Aleksandra rzek�: - Gdy bezpiecze�stwo kraju i dynastii tego wymaga�o, Filip nie zawaha� si� kaza� zabi�... w�asn� matk�. Aleksander skierowa� spojrzenie gdzie� w przestrze�. Odpar� oboj�tnie: - Ja nie jestem Filipem. Nie stawiaj mi wzor�w, bo nikogo na�ladowa� nie my�l�. Na twarzy Antypatra zjawi� si� gniew. Wiedzia�, �e bez jego poparcia Aleksander znajdzie si� sam przeciw wszystkim. A odpowied�, kt�r� us�ysza�, by�a nie tylko oboj�tna. Graniczy�a z lekcewa�eniem nie tylko Antypatra, ale i Filipa, jako ojca i kr�la, wraz z jego osi�gni�ciami, kt�re zadziwi�y ca�y �wiat, a w kt�rych w�dz mia� sw�j udzia�. Za kogo w ko�cu uwa�a si� ten m�okos, kt�ry - cho� okaza� ju� sw� zdolno�� do czynu - niczego jeszcze nie dokona�? Stary w�dz rzek� ze z�o�ci�: - Nie stawiam ci Filipa za wz�r. Ale daliby bogowie, by� by� na jego miar�. On nie mia� �adnej s�abo�ci, gdy sz�o o dobro kraju. - Ale mia� wiele innych, za kt�re kraj w ko�cu zap�aci�. I ty nie uwa�asz �mierci jego za dobr� dla kraju, jakkolwiek kr�l stary ju� by� i kaleka, a w wyprawie na Persj� m�g� tylko przeszkadza�. - Ty �miesz to m�wi�? - G�os zimnego zazwyczaj i opanowanego Antypatra nabrzmia�y by� wzburzeniem. - Czy nie rozumiesz, �e i we mnie budzi� musi podejrzenie, i� to, co si� sta�o, sta�o si� z twoj� wiedz�... je�li nie z wol�! - Ja nie wiedzia�em - odpar� Aleksander z kamienn� oboj�tno�ci�. - Je�li za� m�wi� ci o tym, to dlatego, by� ty wiedzia�, �e nie mam s�abo�ci nawet dla w�asnego ojca. - Ale dla matki! - wybuchn�� Antypater. Zna� Aleksandra: nie k�amie nigdy, bo nie l�ka si� nikogo i niczego. Ale zarazem wiedzia� ju�, �e Aleksander zna win� Olimpiady i zamierza j� os�oni� bez wzgl�du na skutki.. Zaskoczy� go wyraz twarzy Aleksandra. Oczy jego z�agodnia�y przybieraj�c niemal dziecinny wyraz, a g��boki g�os zadrga� liryczn� nut�, gdy powiedzia�: - Czy mnie nie wolno mie� tej jednej s�abo�ci? A ty, czy nie masz �adnej? Zaskoczony Antypater odpar� szorstko:. - Mi�uj� Macedoni� i swoje dzieci. Ale mnie bogowie ustrzegli od wyboru mi�dzy dobrem jednej i drugich. - Mylisz si� - rzek� Aleksander patrz�c na wodza stwardnia�ymi oczyma. Antypatra nie�atwo by�o zmiesza�. Ale waha� si� d�ugo, zanim cicho rzuci� pytanie: - Co chcesz przez to rzec? - Nie s�d�, �e kaza�em j�zyk wyrwa� Pausaniasowi, zanim zacz�� m�wi�. Kaza�em to zrobi�, gdy ju� powiedzia�, co tylko ja powinienem s�ysze�. - Czy ja... niegodny jestem twego zaufania? - Jeste�. Musimy wzajem mie� wzgl�d na swoje s�abo�ci, skoro mamy wsp�pracowa�. Olimpias jest winna, poniewa� przyrzek�a bezkarno�� Pausaniasowi, gdy to uczyni. Ale sam wiesz, �e Filip dobrze sobie zas�u�y� na nienawi�� Olimpiady. - Wiem... i to wiem, �e Olimpias rz�dzi� zamierza w Macedonii... przez ciebie, kt�ry s�abo�� masz do niej - zgry�liwie rzuci� Antypater. - Rz�dzi� nie b�dzie - oboj�tnie stwierdzi� Aleksander - a co si� sta�o, tego i bogowie nie odmienia. I nic ju� wi�cej od niej nie grozi. - Grozi pa�stwu bezkarno�� kr�lob�jstwa. �adne to wojsko, kt�re nie ��da pomsty za wodza - rzek� twardo Antypater. - Tak - odpar� Aleksander zamy�lony. - Ale gdy winowajc�w jest wi�cej, mo�e si� zadowoli pomst� nad niekt�rymi... - Wszyscy musz� ponie�� kar� - przerwa� gwa�townie Antypater. - Czy wszyscy? Heromenes, Arrhabajos i... Aleksander, ksi��� Lynkestis? Oni to zach�cili Pausaniasa do czynu. Aleksander, ksi��� Lynkestis! Umi�owany m�� umi�owanej, najm�odszej c�ry Antypatra. Wnuka si� od niej spodziewa. Cios by� tym silniejszy, �e niespodziewany. Antypater milcza�. Aleksander za� patrzy� na niego badawczo. Zapyta�: - Ty, kt�ry si� chlubisz, �e najlepiej znasz Macedoni�, nie wiedzia�e� o tym, �e tw�j w�asny zi�� po ber�o si�gn�� zamierza... przy twojej pomocy? Antypater opanowa� si� ju�. Powiedzia� oschle: - Nie wiedzia�em. Co uczynisz? - Na s�dy nie pora. To jest walka. Wygra nie ten, co ma s�uszno��, ale ten, kto pierwszy uderzy. Heromenes i Arrhabajos, je�eli jeszcze �yj�, to nie do�yj� jutra. Po d�ugiej chwili Antypater zapyta� szeptem: - A zi�� m�j? Cie� u�miechu przemkn�� przez g�adkie oblicze Aleksandra. Odpar�: - Gdybym nie mia� w�asnych s�abo�ci, nie rozumia�bym cudzej. Jutro wobec ca�ego wojska z�o�y mi ho�d i przysi�g� wierno�ci, za kt�rej dotrzymanie ty por�czysz. A potem niech spokojnie siedzi na swych maj�tno�ciach. Nie oczekuj� mi�o�ci od cz�owieka, kt�remu straci� kaza�em obu braci. Kaza�em te� zabi� Amyntasa - doda� oboj�tnie, - Zbyt wiele ludzi pami�ta, �e Filip odebra� tron bratankowi. A tak�e Attalosa. Musz� by� ca�kiem pewny, �e w Macedonii b�dzie spok�j, gdy ja b�d� wojowa� gdzie indziej. Antypater, nie patrz�c na Aleksandra, powiedzia� jak do siebie: - Parmenion te� nie uraduje si�, gdy jego c�rka zostanie wdow�. - Nie zabijam dla przyjemno�ci - sucho odrzek� Aleksander. - Ale nie mog� si� te� z tym liczy�, �e komu� jest to niemi�e. Gdyby Attalos �y�, ja �ycia nie by�bym pewny. - Czy jeszcze kogo� ka�esz zabi�? - Antypater my�la� o m�odej Eurydyce i jej dziecku. On zrozumia� ostatni� pro�b� Filipa. Aleksander odpar�: - Wi�cej nikogo. Tymczasem nie potrzeba. My�l�, �e�my si� zrozumieli. Gdy jutro odbior� przysi�g� od wojska, natychmiast wyruszam przeciw barbarzy�com. - Filotas w Tebach czeka na odsiecz - zauwa�y� Antypater. - Tym �atwiej pozyskam Parmeniona. Zreszt� mam nadziej� sko�czy� wojn� na p�nocy, nim Hellada sko�czy radowa� si� wolno�ci�. Antypater po�egna� si� kr�tko i odszed�. Id�c my�la� o tym, �e znaj�c Aleksandra od dziecka, nie zna� go jeszcze. Sam twardy i bezwzgl�dny, wszczynaj�c rozmow� zamierza� zmusi� Aleksandra, by przynajmniej wygna� Olimpiad�. To mia�a by� cena rzucenia jego wp�ywu na szal� Aleksandra. Teraz wiedzia�, �e gdyby tego nie uczyni�, wraz z zi�ciem podzieli�by dol� Attalosa i innych przeciwnik�w Aleksandra. Aleksander usuwa ludzi jak kamienie z drogi, bez gniewu i nienawi�ci. Ale takiego w�adcy potrzebuje teraz Macedonia. My�l Antypatra zwr�ci�a si� do jutrzejszego spotkania Aleksandra z wojskiem. Pojedynczych ludzi mo�na prze - i kona� lub usun��. Wojsko jest mas�, nie kieruje si� rozs�dkiem, nie da si� zabi� jednym uderzeniem. Filip umia� je trzyma� w r�ku przywi�zaniem, opartym na zaufaniu i poufa�o�ci. To obraca�o si� przeciw Aleksandrowi. W�dz d�ugo nie m�g� zasn�� my�l�c o jutrzejszym dniu, kt�ry zawa�y na ca�ej przysz�o�ci. Aleksander natomiast, po�egnawszy wodza, leg� w �o�u i zatopi� si� w czytaniu pean�w Pindara. Gdy oczy zacz�y mu si� klei�, zdmuchn�� kaganek i usn�� natychmiast. Spa� bez ruchu, cho� �wiat�o dzienne dawno rozproszy�o mrok talamu. Zbudzi� si�, gdy nad nim stan�� Marsjas m�wi�c: - Wojska zebrane, czekaj� na ciebie. Przed bram� zamku, na czele agemy Aleksandra, stali przy koniach Antypater i Hefajstion. Twarz starego wodza by�a chmurna. Gdy zjawi� si� Aleksander w towarzystwie Marsjasa, Antypater odezwa� si�: - Ja uczyni�em, co mog�em. Ludzie, kt�rzy rozumiej� nasze po�o�enie, s� za tob�. Reszta od ciebie zale�y. Aleksander skin�� odkryt� g�ow�. Bez he�mu by�, bez �adnych oznak ni broni, w ciemnej, kr�tkiej chlamidzie. Dosiad� konia i milcz�c wysun�� si� na czo�o. Ze stromego zbocza zamkowej g�ry, w jaskrawym �wietle s�onecznym wida� by�o z dala, na ��ce nad Ludiasem, zwarty w bezruchu czworobok zgromadzonych wojsk. Wzd�u� rzeki sta�y g��bokie szeregi falangi, l�ni�ce spi�em i naje�one sarysami, a na ich grotach igra�y s�oneczne blaski. Naprzeciw, ila przy ili, z kr�lewsk� na czele, sta�a jazda hetajr�w, kr�tsze boki zamyka�y oddzia�y peltast�w i afrakt�w. Wojska sta�y w milczeniu, cisz� m�ci� tylko chrz�st kopyt przest�puj�cych z nogi na nog� koni. Nie zaburzy� jej �aden okrzyk, gdy przerw� mi�dzy ilami jazdy, na pusty �rodek czworoboku wysun�o si� czterech je�d�c�w. Antypater by� w pe�nej zbroi, z oznakami stratega na he�mie, olbrzymi Hefajstion i ros�y Marsjas r�wnie� uzbrojeni, cho� bez oznak. W�r�d nich jeszcze drobniejszy na swym pot�nym, czarnym rumaku, w ciemnej szacie, Aleksander zda� si� niemal ch�opcem. Wysun�� si� przed towarzyszy, g�ow� pochyli� na rami�. Gdy wszystkie spojrzenia zogniskowa�y si� na nim, on patrzy� w dal. Cisza zaleg�a taka, �e s�ycha� by�o brz�czenie much. Aleksander opu�ci� g�ow� i s�o�ce zagra�o na jego z�otych k�dziorach uj�tych ciemn� przepask�. Trudno by�o wprost uwierzy�, �e to z jego dziewcz�cych niemal ust wyszed� pot�ny i niski g�os, kt�ry zburzy� cisz�: - �o�nierze! Do najdalszych szereg�w, wyra�nie i dobitnie jak rozkazy, dociera�y jego s�owa: - Przed kilku dniami na tym miejscu sta� jeszcze przes�awny ojciec m�j. U st�p zwyci�zcy pe�za�a Hellada, chyli�y si� przed nim g�owy barbarzy�c�w, dr�a�a perska pot�ga. Zdradziecki cios r�ki, kt�ra winna by�a go broni�, zgasi� �wiat�o Macedonii, kt�rego�my strzegli, w�asnymi cia�ami os�aniaj�c w niezliczonych bitwach. Niejeden z was nosi blizny od cios�w, kt�re dla kr�la by�y przeznaczone. W�r�d heros�w naszego narodu �y� b�dzie imi� Aretydy, kt�ry krwi� swoj� okupi� �ycie Filipa. Bo nie ma dla wojownika wi�kszej chluby, ni� ocali� �ycie swego wodza. G�uchy szmer rozleg� si� w�r�d szereg�w. Aleksander opu�ci� oczy, ale podni�s� g�os: - I mnie dany by� ten zaszczyt. Widz� w�r�d was towarzyszy walki w g�rach Haemos. Oni za�wiadcz� ka�demu, kto nie wie lub nie chce wiedzie� - w g�osie Aleksandra zabrzmia�a gro�ba - �e tam ja os�oni�em obalonego i niezdolnego do walki kr�la. W szeregach rozleg�y si� potakiwania. Gdy ucich� szmer, Aleksander ci�gn��: - Ale nikt nie zdo�a powstrzyma� r�ki losu. Ona kierowa�a ostrzem, kt�re przeci�o �ycie Filipa. Nie pomog�o ostrze�enie delfickiej wyroczni ni obecno�� najwierniejszego z wiernych - Antypatra. W jego obecno�ci Mojry przeci�y ni� �ywota waszego wodza, a ja konaj�cemu przyrzek�em, �e doko�cz� jego dzie�a. Antypater skin�� g�ow�. Aleksander ci�gn��: - Od was zale�y, czy dope�ni� przyrzeczenia. Wszyscy winni�my to cieniom kr�la. Niech nikt nie upada na duchu, widz�c, jak wali si� dzie�o Filipa, jak zbuntowane miasta helle�skie wycinaj� naszych towarzyszy, jak barbarzy�skie plemiona gro�� znowu naszym chatom, a po opr�niony tron wyci�gaj� si� r�ce kierowane przez naszych wrog�w. Bo Filio zostawi� nam wi�cej ni� zdobycze. Zostawi� przyk�ad, �e nie ma takiego po�o�enia, z kt�rego by dzielno�� wodza, poparta m�stwem waszych ramion, z dna upadku nie zdo�a�a wyprowadzi� kraju na szczyt chwa�y. Potakuj�cy szmer rozleg� si� w szeregach. Aleksander powi�d� po nich �wietlistymi oczyma i ci�gn��:. - Nie pora dochodzi�, czy wszyscy winowajcy �mierci kr�la ponie�li ju� zas�u�on� kar�, gdy barbarzy�cy pala nasze osady i leje si� krew naszych niewiast i dzieci. �agiew i miecz ponie�� nale�y na ich osady i rodziny. Nim za� Hellada nacieszy si� �mierci� swego pogromcy - powr�cimy. Poniewczasie w�wczas �a�owa� b�dzie �agodno�ci i wyrozumia�o�ci Filipa. W kraju zostanie Antypater, by utrzyma� �ad i ukara�, kogo jeszcze ukara� nale�y. Znacie go i wiecie, �e nie zwyk� oszcz�dza� nikogo. Rozleg�y si� potakiwania. Aleksander podni�s� r�k� i ci�gn��: - Ale nikogo te� nie oszcz�dzi�y oszczerstwa rozsiewane przez wrog�w, by zam�t powi�kszy� w kraju. I Antypatra mo�e spotka� zarzut, �e oszcz�dza swojak�w. M�wi� o zi�ciu jego, Aleksandrze Lynkestis, kt�rego pom�wiono, �e wraz z bra�mi r�ki przy�o�y� do zab�jstwa kr�la, by si�gn�� po ber�o Macedonii. �e nie mia� takiego zamiaru, �wiadczy gotowo�� jego z�o�enia mi dzisiaj, wobec was wszystkich, ho�du i przysi�gi wierno�ci. Antypater, gryz�c wargi, s�ucha� przem�wienia. Teraz zwr�ci� si� ku zi�ciowi, kt�ry sta� blady, w otoczeniu agemy Aleksandra, ten jednak powstrzyma� go ruchem r�ki i ci�gn��: - Ho�d z�o�y� ma kr�lowi zjednoczonej Macedonii. Wedle obyczaju kr�lem jest ten, kt�rego wy podniesiecie na tarczy. G�os Aleksandra pozosta� spokojny, cho� wiedzia�, �e ta chwila rozstrzygnie o wszystkim. Ci�gn��: - Gdy pierwszy raz szed�em na waszym czele pod Peryntem, po zwyci�stwie podnie�li�cie mnie ju�, obwo�uj�c kr�lem, cho� �y� jeszcze ojciec m�j. �mia� si� z tego i sam mnie tak zwa�, a siebie jeno wodzem. Kr�lem bowiem mo�e by� i wyrostek, potrzebuj�cy opieki, ale wodzem waszym jeno najdzielniejszy z dzielnych. Szmer powsta� w szeregach i wzmaga� si� jak szum morza. Ponad nim jak grom zabrzmia� g�os Aleksandra: - Widzieli�cie mnie pod Cherone�. Czy wierzycie, �e i ja potrafi� do zwyci�stwa was prowadzi�? Reszta s��w zagin�a w burzy okrzyk�w. Z�ama�y si� szeregi, olbrzymie postacie pedzetajr�w w mgnieniu oka otoczy�y Aleksandra, pot�ne ramiona unios�y go z konia i posadziwszy na tarczy podawa�y jedne drugim. Jak rozbitek na �odzi ko�ysa� si� na rycz�cej fali t�umu. Ale twarz jego pozosta�a spokojna. By� panem Macedonii. Nie�wiadomy wypadk�w w kraju Parmenion zmierza� na po�udnie. Pod Magnezj� z�ama� op�r Memnona, zaj�� Efez i przyst�pi� do obl�enia Pithone, niemal z dnia na dzie� spodziewaj�c si� nadej�cia Filipa z g��wn� si��. Niezrozumia�a zw�oka zaczyna�a wodza niepokoi�, grozi�a zmarnowaniem dotychczasowych osi�gni��. Op�r wroga t�a�, Memnon zbiera� nowe si�y, wys�any przeciw niemu Kalas poni�s� kl�sk�. Dalsze posuwanie si� w g��b nieprzyjacielskiego kraju sta�o si� nie tylko bezcelowe, ale i niebezpieczne. Parmenion odst�pi� przeto od obl�enia Pithone i obsadziwszy przez Attalosa Roteion cofn�� si� do Abydos, gdzie dosz�a go wie�� o �mierci Filipa. Ju� po raz czwarty w swym d�ugim �yciu Parmenion przechodzi� zmian� w�adcy, ale nigdy jeszcze nie wywo�a�a w nim takiego zam�tu uczu� i wewn�trznej rozterki. W ci�gu �wier�wiekowej wsp�pracy przywi�za� si� do Filipa, a niejasna rola Aleksandra w zamachu na kr�la spraw� nast�pstwa czyni�a w�tpliw�, budz�c zarazem niepok�j o losy kraju rozdartego zam�tem, z kt�rego zewn�trzni wrogowie nie omieszkaj� skorzysta�. Jednocze�nie za� stary w�dz zdawa� sobie spraw�, �e ani bezwolny Amyntas, ani niedo��ny Arrhabajos nie s� zdolni podj�� pr�by ju� nie utrzymania zdobyczy Filipa, ale bodaj zjednoczenia i obrony ojczyzny. Aleksander nie ust�pi bez walki na �mier�, wojna domowa za�, bez wzgl�du na jej wynik, r�wna�a si� ostatecznej kl�sce, a dla Parmeniona oznacza�a zmarnowanie krwawego trudu i wyrzecze� ca�ego �ycia. Rozterk� pog��bia�a �wiadomo��, �e je�li opowie si� przeciw Aleksandrowi, mo�e walczy� mu przyjdzie i przeciw w�asnym synom; je�li za nim - b�dzie to wyrok �mierci na zi�cia i wdowie�stwo c�ry. Attalos wie o tym i r�wnie� nie podda si� bez walki, ma poplecznik�w w wojsku i w Macedonii, a �atwo ich znajdzie poza ni�. Wojna domowa zda�a si� nieuchronna. Bli�sz� jednak trosk� by�o ocalenie w�asnych wojsk, odci�tych od kraju. �mier� Filipa wyzwoli�a wszystkie wrogie mu si�y. Oparcie w helle�skich �ywio�ach miast przybrze�nych z dnia na dzie� mala�o. Satrapowie wsz�dzie wprowadzali z powrotem sprzyjaj�cych Persom tyran�w i oligarch�w, wygnanych w nadziei na nadej�cie Filipa. Zewsz�d grozi�a zag�ada, a Parmenion po raz pierwszy w �yciu waha� si� z powzi�ciem postanowienia. Attalos natomiast nie waha� si� ani chwili. Ka�dy wr�g Aleksandra by� jego sprzymierze�cem. Jeszcze za �ycia Filipa przemy�lnie i zuchwale s�a� sobie drog� do uchwycenia w�adzy, teraz nadesz�a chwila ostatecznej o ni� rozgrywki. Natychmiast nale�y wykorzysta� pi�trz�ce si� przed Aleksandrem trudno�ci i jak najpr�dzej znale�� si� w Macedonii. Wiedz�c, �e Parmenion b�dzie zwleka� w oczekiwaniu na porozumienie z Antypatrem, Attalos na w�asn� r�k� u�o�y� si� z Demostenesem o przewiezienie wojsk do kraju i zawar� rozejm z Memnonem, kt�ry ch�tnie zgodzi� si� nie przeszkadza� w odej�ciu wojsk macedo�skich. Dopiero o poczynionych krokach Attalos zawiadomi� te�cia, przedstawiaj�c je jako jedyny spos�b ocalenia si�, niezb�dnych w kraju wobec rozp�tania wojny domowej przez Aleksandra i najazdu barbarzy�c�w. Wiedz�c za� o znaczeniu, jakie Parmenion przywi�zuje do zdania Antypatra, poleci� oznajmi� mu, �e ten opowiedzia� si� przeciw Aleksandrowi, stwierdziwszy jego win� w zab�jstwie kr�la. S�dzi�, �e tak jest istotnie wobec istniej�cej wrogo�ci mi�dzy Antypatrem a Olimpiad� i jej nienawi�ci do Filipa. Ale gdyby si� nawet myli�, je�li Parmenion zgodzi si� na przymierze z Atenami, nie b�dzie ju� mia� wyboru, a jego poparcie stanie si� wa�nym czynnikiem powodzenia zuchwa�ego przedsi�wzi�cia. Parmeniona jednak, nawyk�ego do �elaznej karno�ci i umiej�cego jej od podw�adnych wymaga�, rozgniewa�a samowola zi�cia. Wiadomo�� o postanowieniu Antypatra przyj�� z nieufno�ci�, a porozumienie Attalosa z wrogami oburzy�o go. Oschle odprawi� pos�a�ca z rozkazem, by Attalos stawi� si� osobi�cie, wojska zatrzymuj�c w Roteion i w �adne uk�ady z nieprzyjacielem nie wa�y� si� wdawa�, w przeciwnym razie poniesie kar� jako zdrajca. Dla zamiar�w Attalosa by� to cios, ale obrotny cz�owiek natychmiast poszuka� sposobu wyj�cia. Aleksander do�� ma innych trudno�ci, by jeszcze zra�a� sobie Parmeniona natychmiastowym obrachunkiem z jego zi�ciem. By przeto z�agodzi� chwilowo kr�la, przes�a� mu pismo Demostenesa z zapewnieniem, �e odrzuci� korzystne warunki. Zda�o mu si�, �e obliczy� trafnie, gdy otrzyma� wiadomo��, �e od Aleksandra przybywa do niego Hekataios, zapewne r�wnie� w celu chwilowego za�agodzenia zadra�nie�. By podkre�li� swe znaczenie, Attalos postanowi� przyj�� poselstwo w obecno�ci podleg�ych sobie dow�dc�w Hekataiosa nie zna� i zdziwi� si� widz�c przed sob� m�odzika w orszaku r�wnie m�odych ludzi, kt�rzy obecno�ci� dostojnik�w bynajmniej nie zdali si� zmieszani, lecz rozgl�dali si� po nich, szepcz�c co� mi�dzy sob�. Bardziej zdziwi� si�, gdy Hekataios nie do niego si� zwr�ci�, lecz do obecnych. - Wojska w kraju obwo�a�y kr�lem Aleksandra, kt�ry poprowadzi� je przeciw zbuntowanej Helladzie, zarz�d i trosk� o bezpiecze�stwo kraju zlecaj�c Antypatrowi. Mnie wys�a� z rozkazem do Parmeniona, by do otrzymania dalszych rozkaz�w pozosta� na miejscu, poniewa� wyprawy przeciw Persom nie zamierza poniecha�. Mam te� zlecenie dla ciebie - zwr�ci� si� do Attalosa. - Poniewa� po�o�enie wymaga jedno�ci, taki oto rozkaz otrzyma�em. Attalos, kt�ry z rosn�cym zdumieniem s�ucha� przem�wienia, teraz jakby tkni�ty przeczuciem si�gn�� do miecza, ale cios sztyletu w serce zwali� go na ziemi�, a jednocze�nie w r�kach ludzi z orszaku Hekataiosa b�ysn�a bro�; patrzyli na przyw�dc�, widocznie czekaj�c rozkazu, by rzuci� si� na pozosta�ych. Na widok niebezpiecze�stwa os�upiali niespodziewan� wie�ci� i nag�o�ci� wydarzenia dostojnicy Attalosa porwali si� do broni. Hekataios podni�s�szy r�k� rzek�: - Wykona�em rozkaz kr�la, z wiedz� Parmeniona. Kto na jego r�ce z�o�y ho�d i przysi�g� pos�usze�stwa Aleksandrowi, temu dotychczasowe winy b�d� wybaczone. Zdrajc�w i buntownik�w spotka podobny los - wskaza� na zw�oki Attalosa. M�wi�, jakby to nie on z kilkoma zaledwie zabijakami znajdowa� si� po�rodku kilkutysi�cznych wojsk Attalosa, kt�re ten umia� sobie pozyska�. Aleksander zdo�a� dobra� sobie ludzi, kt�rzy na r�wni z nim nie liczyli si� z �adnym niebezpiecze�stwem i nie cofali przed niczym. Przez chwil� trwa�o milczenie, potem bro� wr�ci�a do bok�w. Po �mierci Attalosa dalsze trwanie buntu nie mia�o celu. Hekataios podj��: - Chiliarchowie udadz� si� do Abydos, by z�o�y� przysi�g�. Od pozosta�ych odbierze j� p�niej Parmenion. Spojrza� pod nogi, a widz�c, �e stoi w ka�u�y krwi, oboj�tnie wytar� sanda�y o szat� zabitego i skierowa� si� ku wyj�ciu. Nikt si� nawet nie poruszy�, nie odezwa�. Jeszcze trwa�o zaskoczenie. * Mimo pomy�lnego wyniku spotkania Aleksandra z zebranym wojskiem

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!