9788

Szczegóły
Tytuł 9788
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9788 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9788 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9788 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Michael Fern Kr�lowa Vegas Same Coiemm 1923-1942 9UL pietw�zy 1923 O tary prawnik spojrza� na oblepione brudem okna gabinetu, kt�re by�y czysz-O czone zaledwie wczoraj, i skrzywi� si� z niesmakiem. Widzia�, jak sekretarka zamaszy�cie przeciera�a szyby namydlon� szmat�, a potem polerowa�a tak d�ugo, a� mo�na by�o zobaczy� w nich swoje odbicie. Teraz, nieca�e pi�tna�cie godzin p�niej, zn�w oblepione by�y brudem tak, jakby nigdy ich nie czyszczono. Spojrza� w d� na sw�j e biurko i zn�w ujrza� ziarenka pustynnego piasku. Dmuchn�� na nie zirytowany i wcale nie zaskoczy�o go, �e nie przesun�y si� ani troch�. Powt�rzy� sobie raz jeszcze, �e przecie� jest na pustyni-piasek to element, kt�rego nale�a�o tu oczekiwa�. Alvin Waring, prawnik z w�asn� praktyk�, patrzy� zmartwionym wzrokiem na dwie teczki - j edn� grub�, drug� cienk� - przesuwaj�c j e machinalnie po biurku. Wiedzia� dok�adnie, co znajdowa�o si� w ka�dej z nich. Gdyby musia�, m�g�by bez mrugni�cia okiem wyrecytowa� ich tre�� od pocz�tku do ko�ca. Wtedy w�a�nie wesz�a do jego biura. Spojrza� na ni� i przysz�y mu na my�l wodospady, b��kitne letnie niebo, pikniki i polne kwiaty. W tej sekundzie zat�skni� za swoj� dawno minion� m�odo�ci�. Dwie teczki na biurku nagle nabra�y sensu. Wsta�, a jego stare ko�ci zatrzeszcza�y. Zrobi� kilka krok�w, wyci�gn�� r�k� i dotkn�� jej d�oni, bardziej mi�kkiej ni� p�atki najdelikatniejszych kwiat�w. U�miechn�a si�, a w k�cikach oczu o kolorze letniego nieba ukaza�y si� leciutkie zmarszczki. - Dzie� dobry, panie Waring, jestem Sallie Coleman. Dosta�am pana list kilka dni temu. Przysz�abym wczoraj, ale... musia�am... za�atwi� par� spraw. Nie mam za wiele pieni�dzy, wyda�am wszystko, �eby zap�aci� za pogrzeb Cot-tona. Zosta�o mi tylko to - powiedzia�a Sallie wyci�gaj�c z torebki niewielki jutowy woreczek. - Cotton da� mi t� sakiewk� pierwszego dnia, kiedy zacz�am pracowa� w salonie bingo. Powiedzia�, �e to maj� by� moje oszcz�dno�ci na wypadek, gdyby co� si� nie uda�o. Nie jestem pewna, ile s� warte. Cotton powiedzia�, �e to czyste z�oto. - Nie powinno si� rusza� oszcz�dno�ci. S� na przysz�o��. Prawnik odchrz�kn�� oddaj�c jej woreczek ze z�otem. Zastanowi�o go, jak czu�by si� spaceruj�c z t� m�od� kobiet� po zielonej ��ce pe�nej kwitn�cych stokrotek. Boso. I trzymaj�c j� za r�k�. Sallie cofn�a si� o krok, ale nie wyci�gn�a r�ki po woreczek. B��kitne oczy spojrza�y pytaj�co. - Nie rozumiem. Sp�acenie d�ug�w mo�e mi zaj�� lata. Z�oto pozwoli�oby zako�czy� wszystko szybciej, prawda? - To nie ma znaczenia. Nie ma potrzeby, �eby odpowiada�a pani za d�ugi Cottona. Po pierwsze, nie mia� �adnych d�ug�w. Za pogrzeb mo�na by�o zap�aci� z jego maj�tku. Nie by�o... nie ma potrzeby, by bra�a pani odpowiedzialno�� na siebie. - Ale� tak, panie Waring, oczywi�cie �e j est taka potrzeba. Cotton by� moim przyjacielem. By�o mi ci�ko tu, na pustyni, gdy tylko przyjecha�am. On mi pom�g�. Czuwa� nade mn�. Nie pozwala� nikomu zrobi� mi krzywdy. By� mi�ym i dobrym cz�owiekiem. Czasami... w�a�ciwie to na og� nie mia� szcz�cia, ale gdy mia� pieni�dze, zawsze dzieli� si� ze mn� i paroma innymi osobami, kt�rym si� nie wiod�o. Nie �a�uj�, �e zap�aci�am za jego pogrzeb. Je�eli nie zostawi� �adnych d�ug�w, a pan nie chce moich oszcz�dno�ci, to dlaczego napisa� pan do mnie ten list i prosi�, �ebym przysz�a? - Prosz� usi���, panno Coleman. Musz� pani wyja�ni� kilka spraw. Mam zamiar przeczyta� pani ostatni� wol� Cottona. - Na lito�� bosk�, panie Waring, ostatnia wola cz�owieka to chyba jego prywatna sprawa? Nie wiem, czy Cottonowi spodoba�oby si�, �e chce pan m�wi� mi o jego sekretach. Zawsze twierdzi�, �e �ycie m�czyzny i jego przesz�o�� nale�� tylko do niego. Mawia�, �e dobre imi� to wszystko, co B�g daje m�czy�nie przy narodzinach i kiedy opu�ci ten �wiat, j ego imi� na nagrobku b�dzie wszystkim, co po nim zostanie. Skoro ju� to powiedzia�am, panie Waring, to wr�c� lepiej do pracy. Mam zamiar dopilnowa� ustawienia nagrobka w niedziel� po po�udniu. Kaznodzieja zgodzi� si� powiedzie� kilka s��w. Planuj � te� urz�dzi� styp� w salonie bingo dla ka�dego, kto zechce przyj��. Alvin Waring nie m�g� uwierzy� w�asnym uszom. By�a ju� niemal przy drzwiach, gdy ostrym tonem nakaza�, �eby wr�ci�a i usiad�a. Usadowi�a si� na brze�ku twardego, drewnianego krzes�a, a on u�miechn�� si�, bo w b��kitnych oczach dostrzeg� strach, i rzek� �agodnie: - A teraz, m�oda damo, prosz� siedzie� tu i s�ucha�, gdy b�d� czyta� ostatni� wol� Cottona Eastera. Wcze�niej jednak, chcia�bym opowiedzie� troch� o Cottonie. Je�li tego nie zrobi�, nie zrozumie pani jego ostatniej woli. Cotton przyjecha� na pustyni� wiele lat temu ze swoim ojcem. By� wtedy ma�ym ch�opcem. Jego tata by� wykszta�conym cz�owiekiem, kt�rego �ona zmar�a przedwcze�nie. Mia� ma�e dziecko na wychowaniu, przyjecha� wi�c tutaj w poszukiwaniu maj�tku, podobnie jak przedtem jego ojciec. Odni�s� te� du�y sukces, niemal taki jak ojciec. Pos�a� Cottona do szko�y w Bostonie, a ch�opiec, gdy tylko uko�czy� studia, natychmiast opu�ci� Boston, by wr�ci� tutaj i zaj�� nale�ne mu miejsce jako nast�pca ojca. G��wnym powodem, dla kt�rego ojciec 10 Cottona wybra� Vegas, by� fakt, �e jego ojciec, czyli dziadek Cottona, wydobywa� z�oto ze z�o�a Comstock. Starszy pan zapisa� ojcu Cottona wszystko, a by�o tego sporo. Ten sprzeda� pozostawione mu przez ojca udzia�y w Comstock dok�adnie we w�a�ciwym momencie i zgromadzi� fortun�. Sprzeda� drogo, po dwadzie�cia dwa tysi�ce dolar�w za akcj�, a mia� ich tysi�ce. Tata Cottona by� opr�cz tego graczem i uda�o mu si� wygra� w pokera mn�stwo ziemi. Nigdy nie dotkn�� tych pieni�dzy. Wci�� i wci�� udawa�o mu si� zdobywa� du�e kwoty. Na jego zam�wienie wykonano obrzydliwie wielki sejf firmy Fargo Wells i w nim trzyma� swoj� fortun�. Nie ufa� bankom ani gie�dzie. M�dry cz�owiek. Kupi� po�ow� pustyni po pi��dziesi�t cent�w za akr. Po�ycza� narz�dzia wielu poszukiwaczom z�ota w zamian za procent z wydobycia, a oni p�niej zwracali podw�jn� stawk�. W niekt�rych przypadkach ca�e �y�y z�ota i kopalnie trafia�y z powrotem do kieszeni taty Cottona. Kiedy umar�, jego maj�tek przeszed� na Cottona, kt�ry ani troch� nie dba� o pieni�dze. Chcia� sam spr�bowa� szcz�cia. Zgromadzi� w�asn� fortun�, kt�ra znalaz�a si� ca�a w sejfie Wells Fargo razem z pieni�dzmi ojca i dziadka. Prosz� jednak pami�ta�, panno Coleman, �e Cotton dok�adnie wiedzia�, co nale�a�o do niego, co do jego dziadka, a co do ojca. Nie s�dz�, �eby zna�, czy cho�by nawet interesowa� si� dok�adn� kwot�. Pr�bowa�em mu powiedzie�, ale to go po prostu nie obchodzi�o. Chcia� by� taki, jak inni g�rnicy - opowiada� niestworzone historie, pi� samogon, kocha� �atwe kobiety, gra� i natrafi� na wielk� �y�� z�ota. Pragn�� szacunku, a pani by�a jedyn� osob�, kt�ra dawa�a mu to, czego chcia�. M�wi�, �e piel�gnowa�a go pani, gdy zachorowa� na zapalenie p�uc i karmi�a go, gdy by� g�odny. M�wi�, �e kilka razy pra�a pani jego ubrania, a wspomnia� te�, �e by�a pani... hmm, okre�li� to jako, prosz� wybaczy� wyra�enie, "niez�a w ��ku". Sallie zaczerwieni�a si�, ale nie spu�ci�a z Waringa b��kitnych oczu. - Panno Coleman, Cotton zostawi� pani ca�y sw�j maj�tek. - Mnie? Jak to? Dlaczego mia�by zrobi� co� takiego, panie Waring? - Poniewa� akceptowa�a go pani takim, jakim by�, a m�wi� te�, �e szanowa�a go pani i prosi�a o rady. Powiedzia�, �e nikt inny, ani kobieta, ani m�czyzna, nie pyta� go o rad�. A pani s�ucha�a jego rad. To by�o wa�ne dla Cottona. - Ale... ale... - Jest pani bardzo bogata, panno Coleman. Ostatnia wola jest kr�tka. Przeczytam j�, a gdy sko�cz�, b�dzie pani mog�a zadawa� pytania. Sallie s�ucha�a dr��cego g�osu starego prawnika rozumiej�c z jego przemowy tylko jedno s�owo: bogata. Ludzie tacy jak ona nigdy nie byli bogaci. Gdyby by�a bogata, mog�aby wr�ci� do Teksasu i pom�c rodzinie. Szkoda, �e jej �ycie nie potoczy�o si� inaczej. Po�a�owa�a nagle, �e nie umie dobrze pisa� i czyta�. Cotton pom�g� jej troch�, ale czu�a zbyt du�e zak�opotanie i wstyd, �eby u�wiadomi� mu, jak bardzo by�a niedouczona. Prawnik sko�czy� czyta�. Powinna by�a bardziej uwa�a�. Powiedzia�, �eby zadawa�a pytania. Patrzy� na ni� wyczekuj�co. - Panie Waring, je�li to mo�liwe, chcia�abym pom�c w k�opotach moim rodzicom. Przez ostatnie lata posy�a�am do domu drobne sumy, ale trzeba si� 11 zatroszczy� o kilkoro dzieci. Jak pan my�li, ile to mo�e kosztowa�? Je�li wystarczy pieni�dzy, mo�e mog�abym przenie�� rodzin� do ma�ego domku z podw�rkiem. Mo�e jeszcze kupi�abym kilka zabawek i nowe ubrania. I jeszcze pos�a�abym dzieci do szko�y. M�j tata, on... ile kosztowa�oby to wszystko? - W por�wnaniu z tym, co pani posiada, to kropla w morzu. Jest pani bogata, panno Coleman. Pozwoli pani, �e wyra�� to inaczej. Czy wie pani, ile to jest milion dolar�w? - Sallie kiwn�a g�ow� potakuj�co. Nigdy w �yciu nie widzia�a wi�cej ni� pi��dziesi�t dolar�w naraz. Milion - to musia�o by� znacznie wi�cej. Szkoda, �e nie s�ucha�a Cottona uwa�niej, gdy uczy� j� rachunk�w. Wszystko, co chcia�a wiedzie�, to m�c przeliczy� pieni�dze pod koniec dnia i sprawdzi�, czy suma si� zgadza. - W takim razie prosz� pomno�y� to przez pi��dziesi�t - tyle mniej wi�cej wartjestpani maj�tek, a mo�liwe, �e wi�cej, dzi�ki Cottonowi Easterowi. Nie wliczam w to ziemi. W tej chwili nie jest wiele warta, ale by� mo�e pewnego dnia b�dzie kosztowa� maj�tek. Tak uwa�a� ojciec Cottona i tak my�la� sam Cotton. Najlepsz� rad�, jak� mog� pani da�, jest wzi�� troch� z tych pieni�dzy i kupi� reszt� pustyni, a potem czeka�, a� nadejdzie w�a�ciwy czas �eby j� sprzeda�. Kosztuje teraz oko�o sze��dziesi�ciu pi�ciu cent�w za akr. Mog� to dla pani za�atwi�, je�li zechce pani upowa�ni� mnie do prowadzenia jej spraw. Je�eli planuje pani zatrudni� innego prawnika, to te� w porz�dku. B�d� pani przysy�a� comiesi�czne raporty finansowe, a nie zmieniaj� si� one zbytnio, jako �e wszystkie �rodki s� zamro�one. P�niej chcia�bym, aby�my usiedli i porozmawiali o rynku gie�dowym. Czy chcia�aby pani przeprowadzi� si� do domu Easter�w? Dom otrzyma� nazw�, gdy Cotton by� jeszcze ma�ym brzd�cem. Jego ojciec nazwa� go "Sunrise". Wzg�rze, na kt�rym stoi, nale�y do pani - dla podkre�lenia swoich s��w potrz�sn�� kompletem pobrz�kuj�cych kluczy. - Co to za dom, panie Waring? - wydusi�a z siebie Sallie. - Dom ojca Cottona. Jest pi�kny. Ca�e wyposa�enie sprowadzono z Bostonu. Najlepsze, jakie mo�na by�o dosta� za pieni�dze. Jest tam prawdziwy wodoci�g, studnia i automobil. Mieszka tam teraz tylko starsza para s�u��cych. Opiekuj� si� ca�ym domem. Mo�e tam pani zamieszka�, je�li pani zechce. Dom nale�y do pani. Dom zwany "Sunrise". Sallie my�la�a, �e �ni. - Ile jest tam pokoi? - Jedena�cie. I cztery w pe�ni wyposa�one �azienki. Pi�kny ogr�d. Lubi pani kwiaty, panno Coleman? - Uwielbiam. A pan, panie Waring? - R�wnie�, zw�aszcza polne. Dzwonki i takie ma�e, ��te dzwoneczki z kwiatkami odwr�conymi do g�ry nogami. Moja matka mia�a pi�kny ogr�d. Gdzie pani teraz mieszka, panno Coleman? - W pensjonacie. Mam du�y pok�j z �adn� tapet� i bia�ymi zas�onami w oknach. Tylko �e nie mog� otwiera� okien ze wzgl�du na py� i piasek. Chcia�abym kiedy� zobaczy�, jak firanki poruszaj� si� przy porannym wietrzyku, ale siatki na okna s� przera�aj�co drogie... 12 - Nie musi pani si� ju� martwi�, �e co� jest za drogie. Je�li mog� spyta�, co teraz pani zrobi? Gdyby zechcia�a pani opowiedzie� mi wi�cej o swoim pochodzeniu, mo�e by�bym w stanie pom�c, �e tak powiem, w zaplanowaniu pani przysz�o�ci. Cotton mi ufa�. Chcia�bym, aby pani te� mi zaufa�a... Sallie wyprostowa�a si� na twardym, drewnianym krze�le i spojrza�a staremu prawnikowi prosto w oczy. Z pocz�tku m�wi�a z wahaniem, ale kiedy zapomina�a o wstydzie, s�owa pop�yn�y wartkim strumieniem... - Jestem jednym z o�miorga dzieci, najstarsz� c�rk�. Ch�opcy odeszli z domu, gdy tylko sta�o si� to mo�liwe. M�j tata, on... za du�o pi�. Mama zarabia�a troch� praniem i prasowaniem. Ja jej pomaga�am. Nigdy nie starcza�o jedzenia. Nigdy nie by�o mi ciep�o. Wyjecha�am, gdy sko�czy�am trzyna�cie lat. Dotar�am tutaj i �piewa�am, �eby zarobi� na kolacj�. Cotton m�wi�, �e �piewam jak anio�. Uwielbia� mnie s�ucha�. G�rnicy czasem dawali mi napiwki. Cotton zawsze by� hojny. Nie przeszkadza�o mu, �e czasami, gdy nie by�o pieni�dzy, robi�am... bra�am pieni�dze za rzeczy, kt�re zawstydzi�yby moj� matk�. To taki inny spos�b, �eby powiedzie�, �e by�am... jestem... dziwk�. Nie s�dzi� pan, �e to powiem, prawda, panie Waring? - Nie, nie s�dzi�em. Nie mam zamiaru pani os�dza�, panno Coleman. - To dobrze, panie Waring. Ja te� nie b�d� pana os�dza�. Teraz, skoro ju� to sobie wyja�nili�my, mo�emy rozmawia� uczciwie. Umiem troch� czyta� i pisa�. Mo�e teraz mog�abym znale�� kogo�, kto by mnie uczy�. W Teksasie nie by�o czasu na szko�� i �adne ubrania. Eleganckie panie z miasta nazywa�y nas bia�� ho�ot�. Nikt o nas nie dba�. Chcia�am �y� lepiej, tak samo, jak chcieli tego moi bracia. Pewnego dnia mam zamiar ich odnale�� i pom�c im, je�li b�d� mog�a. Trzymam te� pana za s�owo co do przeprowadzki do tego pi�knego domu. Nie wie pan, czy okna tam si� otwieraj�? Prawnik u�miechn�� si�... - Dopilnuj�, �eby tak by�o. Panno Coleman, mam pomys�. Czy kto� m�g�by zaj�� pani miejsce w salonie bingo na, powiedzmy, sze�� miesi�cy, mo�e rok? Znam pewn� osob� w Kalifornii, kt�ra prowadzi szko�� �redni� dla m�odych dziewcz�t. Je�li spodoba si� pani ten pomys�, mog� dopilnowa�, by zaj�a si� pani�... pani... - Podszlifowaniem? -jej d�wi�czny �miech sprawi�, �e prawnika przeszed� dreszcz. - My�l�, �e to dobry pomys�. Ale najpierw musz� pojecha� do Teksasu. Rodzina przede wszystkim. Kiedy wr�c�, mo�emy zn�w o tym porozmawia�. Gdzie znajduje si� sejf, o kt�rym pan m�wi�? Czy da mi pan pieni�dze, czy po prostu musz� go otworzy� i je zabra�? Czy musz� notowa� wszystkie wydatki? - Panno Coleman, prosz� robi�, co pani zechce. Kiedy chcia�aby pani odwiedzi� dom? - Dzisiaj. - Podr� konno trwa�aby dwa dni. Mog� zadba� o to, by zabrano tam pani� jutro, je�li to pani odpowiada. Oto szyfr do sejfu i klucze do domu. W ci�gu ostatnich lat wiele funduszy umieszczonych zosta�o w bankach, gdy tylko odnios�em wra�enie, �e to bezpieczne. Ksi��eczki czekowe s� w tym pude�ku i teraz nale�� do pani. Wszystko, co musi pani zrobi�, to wej�� do kt�rego� z bank�w, wpisa� 13 swoje nazwisko i wzi�� tyle pieni�dzy, ile pani zechce. Czy zgadza si� wi�c pani, �ebym zakupi� wi�cej teren�w na pustyni? - Je�li uwa�a pan, �e to m�dra decyzja. - Tak uwa�am. - W takim razie ma pan moj� zgod�, panie Waring. - Jestem ciekaw, panno Coleman, jak si� pani teraz czuje? - Smutno mi. Cotton by� moim bliskim przyjacielem. Nie mog� uwierzy�, �e zostawi� mi wszystkie te pieni�dze. Czy chcia�, �ebym zrobi�a co� szczeg�lnego? No i dlaczego... dlaczego ja? Mia� przyjaci�. Powinna te� by� jaka� rodzina w Bostonie. Jest pan pewien, �e chodzi o mnie? - Jestem pewien - Waring wsta�, wyszed� zza biurka i wyci�gn�� r�k�. Przytrzyma� jej delikatn� d�o� chwil� d�u�ej, ni� to by�o konieczne. - Prosz� si� cieszy� swoj� now� fortun�, panno Coleman. - Spr�buj�, panie Waring. Sallie wyci�gn�a r�ce po ma�e drewniane pude�ko z ksi��eczkami czekowymi. Znalaz�szy si� zn�w na s�o�cu, Sallie rozejrza�a si� po ulicy. Zastanowi�o j�, �e wszystko wygl�da�o tak samo jak godzin� temu, gdy wesz�a do biura prawnika. Spojrza�a na sklepy ci�gn�ce si� wzd�u� ulicy. Zna�a po imieniu wszystkich ich w�a�cicieli. Toolie Simmons prowadzi�a "Arkad�", gdzie sprzedawano piwo na kredyt, "Rye & Thackery" nale�a�o do Russa Malloya, dalej by� klub "Pod Czerwon� Cebul�", "Brylantowy Kontuar" z liter� N napisan� na odwr�t na prymitywnym szyldzie i klub "Arizona", kt�rego szyld dumnie oznajmia�, �e whisky jest tam w pe�ni dojrza�a i reimportowana. M�czy�ni siedzieli na rozchwierutanych krzes�ach chroni�c si� w niewielkich plamach cienia, odchylali si� do ty�u pod zatrwa�aj�cymi k�tami, rozmawiali, palili cygara i fajki czekaj�c na otwarcie salon�w w po�udnie. Pracowaliby, gdyby by�a dla nich jaka� praca. Mo�e mog�aby co� z tym zrobi�. Kilku z nich pomacha�o do niej, inni uchylili s�omianych kapeluszy na znak, �e j� poznaj�. - Za�piewasz nam �adn� piosenk�, panno Sallie? - krzykn�� jeden z g�rnik�w. - Nie dzi�, Zeke. Jad� do Teksasu zobaczy� si� z rodzin� i mam sporo do zrobienia. Ale wkr�tce wr�c�. Powiedz co chcia�by�, �ebym za�piewa�a, a ja zrobi� to specjalnie dla ciebie. - S�ysza�em, �e w Handlowej dostali wczoraj troch� brzoskwi� w puszkach, panno Sallie. - Dzi�kuj�, �e mi powiedzia�e�, Billy. Chcia�by� troch�? - Pewnie, �e tak, panno Sallie. - Kupi� je, kiedy b�d� wraca� i podrzuc� ci. B�dziesz w klubie "Arizona"? - Nie. Nie mam dzi� grosza w kieszeni. Poczekam tutaj. Sallie kiwn�a g�ow�, omijaj�c beczki z towarami i �ywno�ci� stoj�ce przed Kompani� Handlow�. U�miechn�a si� do Hirama Webstera, kiedy przesta� zamiata� piasek sprzed progu, �eby mog�a przej��. - Dzie� dobry, panie Webster. �adny dzi� dzie�, prawda? 14 - Jasne, panno Sallie. Mn�stwo b��kitnego nieba. Sallie by�a przekonana, �e nikt nie wiedzia�jeszcze o jej fortunie. Id�c dalej przypomnia�a sobie namioty i zapach sma�onej cebuli, kt�ry przenika� powietrze, kiedy po raz pierwszy przyjecha�a do tego miasta. Teraz nie by�o ju� namiot�w - zast�pi�y je nowe, drewniane budynki. Wci�� by�o to surowe, tandetne miasto, miasto m�czyzn. U�wiadomi�a sobie, �e teraz mo�e je zmieni� tak, jak tylko zechce. Mog�a kupi� wszystko, co chcia�a. Mog�a zburzy� wszystkie n�dzne budynki i zacz�� od nowa. Cotton m�wi�, �e mo�na kupi� wszystko, byle by cena by�a odpowiednia. Sallie zesz�a z drogi, gdy mija�y j� trzy kobiety z wiklinowymi koszykami w r�kach. W �aden spos�b nie da�y po sobie pozna�, �e j� zauwa�y�y, ale Sallie i tak u�miechn�a si� m�wi�c: - Dzie� dobry paniom! Zapach bylicy zdawa� si� spowija� j� ca��, gdy sz�a dalej mijaj�c piekarni�, lodowni�, aptek� i zak�ad modniarski. Porwany wiatrem piasek zawirowa� ko�o niej. Pr�bowa�a odskoczy� od wiru, kt�ry poderwa� si� w g�r� tu� obok, ale j ej buty i tak nape�ni�y si� piaskiem. Tupn�a nogami i potrz�sn�a r�bkiem sp�dnicy. - Dzie� dobry, panno Sallie. Co sprowadza pani� do tej cz�ci miasta? Czy tu, w Izbie Handlowej, mo�emy co� dla pani zrobi�? - Tak, mo�ecie. Jak pan my�li, ile kosztowa�oby posadzenie top�l wzd�u� tej ulicy, po obu stronach? - Czemu pani pyta? - Chcia�abym je podarowa� miastu na pami�tk� po moim przyjacielu, Cotto-nie Easterze. Zap�aci�bym za ich posadzenie. Mo�e warto jeszcze ustawi� kilka �awek pod drzewami, �eby mog�y tam siada� panie. My�l�, �e ulica by�aby wtedy naprawd� �adna. - Z pewno�ci�, panno Sallie. Miasto stopniowo si� o�ywia. To mi si� podoba. - Mnie te�. Sallie zwalczy�a w sobie ch�� zata�czenia na �rodku ulicy. To musia� by� sen - ale je�li tak by�o, jak wyt�umaczy� pude�ko w jej d�oniach? By� tylko jeden spos�b, �eby si� upewni�. Przystan�a na progu sklepu, w�o�y�a r�k� do pude�ka i wyci�gn�ajedn�z ksi��eczek czekowych. Popatrzy�a na nazw� wyt�oczon� z�otymi literami na ok�adce. Zawr�ci�a, skr�ci�a za r�g i sz�a dalej, a� dotar�a do w�a�ciwego banku. Wesz�a, podesz�a do okienka i wr�czy�a kasjerowi ma�� niebiesk� ksi��eczk�. - Poprosz�... pi��set dolar�w. Pi�� minut p�niej Sallie wysz�a z banku oszo�omiona, z pi�cioma banknotami studolarowymi bezpiecznie schowanymi w torebce. To dzia�o si� naprawd�, to nie by� sen. Posz�a w d� ulicy, a w g�owie kr�ci�o j ej si� na my�l, �e wszystko, co powiedzia� Alvin Waring by�o prawd�. Z pieni�dzmi w torebce i czekami w kieszeni sukienki Sallie zatrzyma�a si� najpierw w Kompanii Handlowej, kupi�a torb� brzoskwi� w puszkach, kt�r� natychmiast wr�czy�a Billy'emu razem z dziesi�cioma dolarami. Rozda�a pieni�dze wszystkim g�rnikom upominaj�c, �eby zjedli co� dobrego i wyk�pali si�, zanim wydadz� reszt� w "Czerwonej Cebuli". 15 Sallie otworzy�a drzwi do salonu bingo w�asnym kluczem. W jaskrawym �wietle s�o�ca przedostaj�cym si� do du�ego pomieszczenia, salon wygl�da� jak marny, wiecznie zadymiony tani bar. Wida� by�o proste meble, rozchwierutany blat, go�e okna, klatk� kasjera i ma�� scen�, kt�ra s�u�y�a te� jako stoisko bingo, na kt�rym wywo�ywano numery i gdzie Sallie �piewa�a na rozpocz�cie i zako�czenie wieczoru. Obesz�a wszystko - dotyka�a pokrytych filcem sto��w do pokera na drugim ko�cu sali, siada�a w �awkach dla graczy w bingo. U�o�y�a kupk� kart w porz�dny stosik. Mo�e powinna wyrzuci� st�d wszystko i zacz�� od pocz�tku? Usiad�a znowu i zamkn�a oczy. Jak mo�na by�oby urz�dzi� to miej sce? Prawdziwa scena, ma�a, z czerwon�, aksamitn� kurtyn�, kt�r� mo�na by�oby rozsuwa� i zasuwa�. Pasuj�ce do niej draperie w oknach, kt�re mo�na zas�ania� na zim�. Kandelabry nad sto�ami da�yby lepsze �wiat�o. Mo�e jeszcze reflektor do o�wietlania sceny. Nowy bar, podobny do tego, jaki mieli w klubie "Arizona": b�yszcz�cy, mahoniowy, z mosi�n�balustrad�. Sk�rzane sto�ki z mosi�nymi ozdobami, pasuj�ce do baru. Nowa pod�oga, dywany. �adnych spluwaczek. Z ca�� pewno�ci� nowe drzwi wej�ciowe ze szklanymi panelami, mo�e nawet z kolorowego szk�a. Kaza�aby posadzi� troch� drzew wok� budynku, tak�e kwiaty, je�li chcia�yby tu rosn��. Przesz�a do najdalszego k�ta sali, gdzie chroni�a si�, kiedy nie by�o du�ego ruchu albo po prostu chcia�a by� sama. Usiad�a na chwiej�cym si� krze�le i opar�a �okcie na stole o nier�wnych nogach. U�miechn�a si�, gdy st� zako�ysa� si� tak samo, jak krzes�o. Cotton mawia�, �e oba te meble zrobi� zezowaty stolarz. Zastanowi�a si�, czy t�skni�aby za tym miejscem w jego obecnej formie. Stare rzeczy by�y wygodne. Do nowych trzeba by�o si� przyzwyczaja�. Sallie spojrza�a na ma�� scen�, na kt�rej godzina po godzinie wywo�ywa�a numery bingo. Zawsze cieszy�a si�, gdy jaki� siwiej�cy g�rnik wygrywa� swoje cztery dziesi�ciocent�wki i wydawa� okrzyki rado�ci tupi�c brudnymi butami w pod�og�, a inni poszukiwacze wiwatowali na jego cze��. Salon bingo nie zarabia� wiele pieni�dzy, zaledwie tyle, by starczy�o na wyp�aty dla niej i wygrywaj�cych. Dla sta�ych klient�w drzwi otwiera�y si� w po�udnie. Uwa�nie przygl�daj�c si� wchodz�cym mog�a stwierdzi�, kt�rzy byli g�odni, kt�rzy przyszli gra�, a kt�rzy chcieli po prostu pos�ucha� jej �piewu. G�odni go�cie byli najwi�kszym problemem. Jeb, w�a�ciciel sklepu mi�snego, pozwala� jej bra� na rachunek jajka na twardo i marynaty, kt�re codziennie sprzedawa�a. Na og� mia�a szcz�cie, je�li znalaz�a na nie trzydziestu klient�w w ci�gu dnia. Zielony filc na trzech sto�ach do pokera pokryty by� kurzem. Wi�kszo�� jej klient�w nie mia�a tyle pieni�dzy, �eby zacz�� rozgrywk�, a ci, kt�rzy mieli, musieli wzi�� kredyt i wypisa� skrypt d�u�ny. Karty bingo by�y bezpieczniejsze. Cz�sto siada�a przy jednym ze sto��w graj�c z klientami w pokera na suszon� fasol�. Zawsze przegrywa�a. Przy rzadkich okazjach, gdy kt�ry� z poszukiwaczy mia� wi�cej pieni�dzy w portfelu, k�ad� na barze drobn� sum� dla Sallie. O p�nocy, tu� przed zamkni�ciem, wtyka�a te pieni�dze pod drzwi Jeba, �eby sp�aci� d�ug. Najbardziej lubi�a w swoich klientach to, �e przychodz�c do salonu robili co mogli, �eby zachowywa� si� jak d�entelmeni. Starali si� by� eleganccy: zaczesy- 16 wali w�osy do ty�u, strzepywali kurz z ubrania i but�w. Najcz�ciej myli te� r�ce, chocia� nie mieli pieni�dzy na pok�j i ciep�� k�piel. Zawsze mog�a pozna�, kiedy mieli wyszczotkowane w�sy. Prawi�a im komplementy m�wi�c, �e wygl�daj�jak modni panowie z Bostonu. Chichotali wtedy z rado�ci, a ona te� musia�a si� �mia�, gdy zmuszali j� �eby przyzna�a, �e nigdy nie widzia�a prawdziwego bosto�skiego d�entelmena. Wszystko si� teraz zmieni. Po raz pierwszy w �yciu Sallie poczu�a strach przed nieznanym. Gdyby tylko nie by�a tak�ignorantk�! Nie mog�a st�umi� obaw, ale z pewno�ci� mog�a zdoby� jakie� wykszta�cenie. Po raz kolejny po�a�owa�a, �e nie ma przy niej braci, Setha i Josha. Gdyby tylko wiedzia�a, gdzie s�. Wszystko w swoim czasie albo, j ak mawia� Cotton, nie zbuduj e si� Rzymu w j eden dzie� -cokolwiek mog�oby to znaczy�. Sallie zamkn�a na klucz drzwi w swoim pokoju w pensjonacie i dopiero wtedy otworzy�a drewniane pude�ko. Usiad�a ze skrzy�owanymi nogami na �rodku ��ka, patrz�c na stert� ksi��eczek czekowych - czerwone, niebieskie, zielone, br�zowe. Tyle tu by�o cyfr! Pr�bowa�a policzy� zera. Pan Waring m�wi� tak, jakby by�a w stanie kupi� ca�y �wiat. Ca�y �wiat! Rozp�aka�a si� ze z�o�ci na sw�j brak wykszta�cenia. Gdy si� uspokoi�a, powr�ci�a my�lami do Cottona Eastera, swego dobroczy�cy. "Nie rozumiem tego, Cotton. Skoro mia�e� tyle pieni�dzy, dlaczego �y�e� tak, jak �y�e�? Czasami by�e� g�odny i nie mia�e� pieni�dzy, �eby wynaj�� pok�j. Nie mia�e� nawet dolara na k�piel. Mog�e� wie�� o wiele �atwiejsze �ycie. �a�uj�, �e nie powiedzia�e� mi, co planujesz. Co powinnam zrobi� z tak� fortun�? Nie wiedzia�am nawet, �e na �wiecie istnieje tyle pieni�dzy. Musia�e� chcie�, �ebym zrobi�a co� konkretnego. Ale co?" Rozejrza�a si� wok�, prawie spodziewaj�c si�, �e us�yszy g�os Cottona. Rzuci�a si� w ty� na pogniecione poduszki, a drewniane pude�ko przewr�ci�o si� do g�ry nogami. Wtedy to zobaczy�a: pognieciony kawa�ek papieru. List. Mo�e to dla niej, od Cottona. Zacisn�a mocno kciuki i prze�egna�a si�. "Prosz�, niech to b�d� drukowane litery. Spraw, Bo�e, �ebym mog�a odczyta� s�owa. Nie pozw�l mi teraz pozosta� w nie�wiadomo�ci. Musz� wiedzie� dlaczego Cotton by� dla mnie taki dobry i mi�y. Prosz� Ci�, Bo�e. Wybuduj� ko�ci�. Przysi�gam Ci, �e tak zrobi�. Nazw� go imieniem Cottona Eastera. Cotton by� religijny. Modli� si� codziennie. Nauczy� mnie modlitwy. B�d� j� codziennie powtarza�". Sallie zacisn�a mocno powieki, podczas gdy jej palce bada�y fa�dy pogniecionego papieru. Kiedy si� uspokoi�a, rozprostowa�a kartk�. Drukowane litery i prosty j�zyk sprawi�y, �e �zy nap�yn�y jej do oczu. DROGA SALLIE, JE�ELI DOSTA�A� TEN LIST TO WIESZ, �E NIE �YJ�. ZOSTAWIAM CI WSZYSTKO, CO MAM. NIE OBCHODZI MNIE, CO ZROBISZ Z PIENI�DZMI. NIGDY NIE PRZYNIOS�Y MI SZCZʌCIA, ALE POZWOL� CI ZOSTA� DAM�. ALYTN CI POMO�E. JEST DOBRYM CZ�OWIEKIEM 2 - Kr�lowa Vegas I MO�ESZ MU UFA�. SALLIE, B�DZIESZ NAJBOGATSZ� KOBIET� W STANIE NEWADA. TYLKO UWA�AJ, KOMU ZAUFASZ. NIGDY NIKOMU NIE POKAZUJ DROGI DO SEJFU. MO�ESZ TERAZ PRZESTA� K�A�� SI� DO �ӯEK OBCYCH MʯCZYZN. NIE MA POTRZEBY, �EBY� KOMUKOLWIEK M�WI�A, �E TO ROBI�A�. PAMI�TAJ, CO CI RADZ�. NIE DZIEL SI� SWOIMI SPRAWAMI Z INNYMI LUD�MI. NIEKT�RE RZECZY TRZEBA TRZYMA� W TAJEMNICY. KOCHAM CI�, SALLIE. NIE �MIEJ SI� TERAZ ZE MNIE. WIEM, �E M�G�BYM BY� TWOIM OJCEM ALBO DZIADKIEM. NIE DA SI� POWSTRZYMA� UCZUCIA. NIE CHC� NAWET PR�BOWA�. CHC�, �EBY� BY�A SZCZʌLIWA, SALLIE. MASZ DOBRE SERCE. CZASEM JESTE� ZA DOBRA. DBAJ O SIEBIE, A KIEDY B�DZIESZ MIA�A CZAS, PRZYJD� NA M�J GR�B I POROZMAWIAJ ZE MN�. NIE B�D� M�G� CI ODPOWIEDZIE�, ALE CI� US�YSZ�. TO WSZYSTKO, O CO PROSZ�, SALLIE. MAM NADZIEJ�, �E ZNAJDZIESZ SOBIE DOBREGO MʯCZYZN�, KT�RY DA CI DZIECI I B�DZIE CI� KOCHA� TAK, JAK NA TO ZAS�UGUJESZ. NIE DZIEL SI� SWOJ� PRZESZ�O�CI�, SALLIE, BO INACZEJ ONA WR�CI I B�DZIE CI� PRZE�LADOWA�. KOCHAM CI�, SALLIE. TW�J PRZYJACIEL. COTTON EASTER. Sallie rzuci�a si� na ��ko i wybuchn�a p�aczem. - Nigdy przedtem nie dosta�am listu - wyszepta�a do poduszki. - Ten zatrzymam na zawsze. B�d� go czyta� codziennie i zrobi� to, co powiedzia�e�. B�d� przychodzi� na tw�j gr�b i b�dziemy rozmawia�. Ja b�d� m�wi�a, a ty b�dziesz s�ucha�. Obieca�e� mi to, Cotton. Obiecuj�, �e nie b�d�... no wiesz, robi� tego, o czym pisa�e�. Chwil� p�niej zerwa�a si� z ��ka i wypad�a za drzwi. Bieg�a, zwalniaj�c tylko na zakr�tach, nie dbaj�c o to, czy kto� j�widzia� i co m�g� sobie pomy�le�. Mia�a co� do zrobienia. Co� wa�nego. P�niej mog�a troszczy� si� o to, by zachowywa� si� jak dama. Gdy dotar�a na cmentarz, brakowa�o j ej tchu i mia�a rozwiane w�osy. Oszala�ym wzrokiem szuka�a kopca ciemnej ziemi, kt�ry czeka� na nagrobek. Zobaczy�a wyschni�te p�atki kwiat�w i wiedzia�a ju�, �e znalaz�a w�a�ciw� mogi��. Wyda�a na ten ma�y bukiecik swoje ostatnie pieni�dze. Teraz, je�li zechce, mo�e przynosi� �wie�e kwiaty ka�dego dnia. Sallie przysiad�a na twardej ziemi. Opar�a brod� na kolanach i obj�a je ramionami. - Cotton, to ja, Sallie. Dosta�am dzisiaj tw�j list. By� w pude�ku razem z ksi��eczkami czekowymi. To naprawd� �adnie z twojej strony, �e zostawi�e� mi wszystkie swoje pieni�dze. Mam zamiar wsi��� w poci�g do Teksasu i odwiedzi� rodzin�. Wzi�am troch� pieni�dzy z banku. Kupi� mamie �liczny ma�y domek i now� sukienk�. Kupi� te� rzeczy dla dzieciak�w i mo�e dopilnuj �, �eby sko�czy�y szko�y. 18 Nie mog� si� doczeka�, kiedy stan� w drzwiach i zobacz� twarz mamy. Zawsze m�wi�a, �e to Seth dorobi si� du�ych pieni�dzy. Seth by� najstarszy. Nigdy go nie widzia�am, bo znikn�� z domu, zanim si� urodzi�am. Tak samo Josh. Mama by�a taka dumna z najstarszych syn�w. Ka�dego dnia powtarza�a, �e wr�c� z prezentami dla wszystkich. Ale nigdy nie wr�cili. Nawet nie wiem, jak wygl�daj�. Mama m�wi�a, �e byli podobni do taty jak dwie krople wody. Mo�e kt�rego� dnia znajd� ich i im pomog�. To niedobrze, �e nie wiem, jak wygl�daj� moi bracia. Wszystko, co pami�tam, to twarz mamy. Podobno by�a �adna jako m�oda dziewczyna, ale tata wycisn�� z niej �ycie. Czasem s�ysza�am, jak p�aka�a w nocy, ale rano zawsze by�a u�miechni�ta. - Nie widzia�am jeszcze domu na wzg�rzach. Musi by� pi�kny, skoro nazwano go Sunrise. Mo�e mama b�dzie chcia�a tu przyjecha� i zamieszka� ze mn�. To by�oby w porz�dku, prawda, Cotton? Kupi� jej ozdobne krzes�o, �eby mog�a siedzie� na nim i nic nie robi�. B�d� jej przynosi� kwiaty i codziennie podawa� stek na obiad. Mam zamiar kupi� jej naj�adniejsz� sukienk� na �wiecie. Do tego eleganckie buty i po�czochy. I naszyjnik z pere�. B�d�jej wciera� gliceryn� w d�onie, opi�uj� paznokcie i mo�e pomaluj� lakierem. Nie wiem, co zrobi� dla taty. Mo�e po prostu pozwol� mu si� zapi� na �mier�. To chyba jedyna rzecz, jaka mo�e go uszcz�liwi�. - Kupi� now� sukienk� na podr�, wiesz Cotton? Chc�, �eby mama by�a dumna, kiedy mnie zobaczy. Chcia�abym ci podzi�kowa� za wszystko, co dla mnie zrobi�e�. Obieca�am Bogu, �e zbuduj� ko�ci� i nazw� go twoim imieniem: Cotton Easter. Mo�e kaznodzieja pozwoli mi �piewa� tam w niedziele. To by mi si� podoba�o. B�d� �piewa� dla ciebie, Cotton. Wiem, �e patrzysz na mnie z g�ry i s�yszysz co m�wi�. Ciekawe, czy masz skrzyd�a? Jeb McGuire powiedzia�, �e anio�y maj� skrzyd�a i dzwoni� ma�ymi dzwoneczkami. Rzecz jasna, by� pijany, gdy to m�wi�. Ale podoba mi si� ten pomys�. Musz� si� tyle nauczy�, Cotton. Zupe�nie nic nie wiem. Nied�ugo b�d� mia�a dwadzie�cia lat i jestem ciemna jak niekt�rzy g�rnicy, ci, co nigdy nie chodzili do szk�. - Wiem, Cotton, �e chcia�e� by� tu pochowany, ale troch� o tym my�la�am. Je�li przeprowadz� si� do domu na wzg�rzach, nie b�d� mog�a tu cz�sto przychodzi�. Nie chc�, �eby� zosta� sam. Chcia�abym ci� wykopa� i przenie�� do Sunrise. Pan Waring powiedzia�, �e s� tam pi�kne ogrody. Mog�abym urz�dzi� ci cmentarz i codziennie z tob� rozmawia�. Chc�, �eby� si� nad tym zastanowi� i kiedy przyjd� nast�pnym razem da� mi znak, �e si� zgadzasz. Je�li Jeb ma racj�, to zadzwo� swoim dzwoneczkiem. Minie par� tygodni, zanim b�d� mog�a tu wr�ci�. Opowiem ci o podr�y poci�giem do Teksasu. Mo�e kiedy przyjd� nast�pnym razem, b�dzie ze mn� ca�a rodzina. Mama b�dzie ci chcia�a osobi�cie podzi�kowa�. Ona ma dobre maniery, naprawd�. - Musz� ju� i�� do domu. B�d� tu w niedziel�, kiedy postawi� ci nagrobek. Chc�, �eby� wiedzia�, Cotton, �e zap�aci�am za niego moimi pieni�dzmi, nie twoimi. Nie lubi� si� �egna�, wi�c po prostu m�wi� ci, �e wr�c�. Bylica pachnie dzi� naprawd� s�odko. Na niebie nie ma ani jednej chmurki. Jest sucho i du�o py�u wok�. - W jej g�osie by�o autentyczne zaciekawienie, gdy powiedzia�a: - Je�li nie ma chmur na niebie, to na czym spoczywasz? 19 Sallie wsta�a, otrzepa�a sukienk� i zrobi�a co mog�a, by uporz�dkowa� rozwichrzone blond pukle. Wci�gn�a w nozdrza zapach bylicy, a potem pos�a�a d�oni� beztroski po�egnalny poca�unek szcz�liwego dziecka. Sallie wysiad�a z wozu wy�adowanego jej rzeczami. Smakowa�a t� chwil�. Zacisn�a mocno oczy, a potem, powoli je otwieraj�c, napawa�a si� widokiem swojego nowego domu. Nigdy w �yciu nie wyobra�a�a sobie nawet, �e mog�o gdzie� istnie� tak pi�kne miejsce. Rabatki kwiat�w otaczaj�ce dom mieni�y si� wszystkimi barwami t�czy. Pochyli�a si� dotykaj�c ciemnej ziemi. By�a wilgotna, a z oddali dobiega� odg�os kapi�cej wody. Trawnik pod stopami by� spr�ysty i mokry, bardziej zielony ni� dywan szmaragd�w. Rozejrza�a si�. - Teraz wiem, czemu dziadek Cottona nazwa� to miejsce Sunrise - wyszepta�a. Cofn�a si� a� do rz�du wysokich, okaza�ych drzew, sk�d mog�a lepiej widzie� ca�y dom - teraz nale��cy do niej. Nieskalanie bia�e kolumny po�yskiwa�y w s�o�cu. Pomy�la�a o cha�upie z dykty pokrytej smo��, w kt�rej mieszka�a z rodzin� w Teksasie, chacie bez okien i z drzwiami, kt�re trzeba by�o w zimie zabija� gwo�dziami i uszczelnia� szmatami. Drzwi w tym domu by�y mocne i pi�kne, mia�y na szczycie malutkie kolorowe szybki. Ci�ka mosi�na klamka �wieci�a si� tak samo, jak okna. Ale tym, co wywo�a�o u�miech na jej twarzy, by�y przede wszystkim ci�kie, kamienne bloki w r�nych odcieniach szaro�ci, z kt�rych zbudowany by� dom. Tutaj nie b�dzie zimowych przeci�g�w. Sallie kr��y�a po ca�ym terenie. Pod drzewami sta�y �awki, a kamienne rze�by przedstawiaj�ce r�ne zwierz�ta rozrzucone zosta�y wzd�u� ma�ych, prowadz�cych donik�d �cie�ek. By�o ch�odno i mrocznie, zielono i soczy�cie. Pr�bowa�a sobie wyobrazi� siebie siedz�c� na werandzie ze szklank� mro�onej lemoniady, ubran� w r�ow�, plisowan� sukni� wieczorow�, z ksi��k� w d�oni -chocia� i tak nie umia�aby jej przeczyta�. Zachichota�a: - Och, Cotton, powiniene� mnie tak� zobaczy�! Podesz�a do frontowych drzwi. Czy powinna u�y� ci�kiej mosi�nej ko�atki? Czy mo�e w�o�y� do zamka wielki mosi�ny klucz? Zaoszcz�dzono j ej podej -mowania decyzji, gdy ci�kie drzwi uchyli�y si� ze skrzypieniem. T�ga kobieta w bia�ym fartuchu, z w�osami upi�tymi wok� g�owy tak, �e wygl�da�y jak aureola, u�miechn�a si� do Sallie. - Prosz� wej��, panienko. Joseph zajmie si� baga�ami. Jestem Anna. Gotuj� tu i sprz�tam. M�j m�� zajmuje si� ogrodem i zwierz�tami. Prosz�, prosz� wej��, poka�� panience jej nowy dom. - Czy mo�na tu otwiera� okna? - zapyta�a Sallie. - Ale� oczywi�cie. Mam otworzy� je teraz dla panienki? - O tak! Tak, tak. Chcia�abym zobaczy�, jak zas�ony ko�ysz� si� na wietrze. Czy wszystkie okna maj� siatki? - Tak. Nie otwieram ich, bo Joseph i ja nie u�ywamy tego domu. Mieszkamy w jednej z chatek na ty�ach. Czy mog� jeszcze co� zrobi� dla panienki? 20 - Chcia�abym zobaczy� m�j pok�j i mo�e wzi�� k�piel. Je�li nie ma pani nic przeciwko temu, chcia�abym sama przej�� si� po domu i wszystko obejrze�. - To panienki dom, panno Coleman. Czy chcia�aby panienka, �ebym zrobi�a na obiad co� szczeg�lnego? - To bez znaczenia. Chocia�, lubi� ciasto. S�odkie, bardzo s�odkie ciasto -Sallie u�miechn�a si� szelmowsko i potar�a wargi. - Lubi� sos do pieczeni z ziemniakami. Lubi� prawie wszystko. - Joseph ma ogr�dek, kt�rym si� opiekuje. Wekuj� na zim� sporo warzyw. Mamy wspania��, ch�odn� piwnic�. Ten szczeg�lny pok�j jest na ty�ach. Joseph ma klucz do niego. Przeka�e go panience po kolacji. Czy mog� zrobi� co� jeszcze? Chcia�aby panienka, �ebym przygotowa�a k�piel? - Nie, dzi�kuj�. Wola�abym zrobi� wszystko sama. Potem mo�emy porozmawia� o... pani obowi�zkach. Boziu, Boziu, zachowywa�a si� niczym wielka pani! Jak wspaniale si� z tym czu�a! Otrze�wia�a niemal natychmiast pomy�lawszy o tym, jak jej matka musia�a us�ugiwa� innym ludziom. Takie �ycie sprawi�o, �e zosta�a z niej tylko sk�ra i ko�ci. Sallie obieca�a sobie, �e nigdy nie b�dzie wykorzystywa� pracuj�cych dla niej ludzi. Cotton zawsze m�wi�, �e powinno si� traktowa� innych tak, jak samemu chcia�oby si� by� traktowanym. Mia� racj�. Tak wiele nauczy�a si� od Cottona. Sallie przechodzi�a z pokoju do pokoju z buzi� otwart� z zachwytu. Sama nie wiedzia�a dlaczego, ale by�a ca�kowicie pewna, �e tak w�a�nie wygl�da�y domy w Bostonie. Wszystkie te meble z b�yszcz�cego mahoniu musia�y nale�e� do babki lub matki Cottona. Dywany by�y cienkie, kolorowe, z lam�wkami na obrze�ach, niekt�re okr�g�e, ale wi�kszo�� prostok�tna. Jedne by�y wielkie, inne ma�e. Jej mama b�dzie si� �mia�a i �mia�a bez ko�ca, gdy opisze jej wspania�ego ptaka na �rodku jednego z dywan�w. Ale zawsze, w ka�dym pokoju, jej wzrok zatrzymywa� si� na oknach i koronkowych firankach. Wybra�a pok�j na ko�cu d�ugiego korytarza, kt�rego okno wychodzi�o na soczy�cie zielony ogr�d. Zobaczy�a ma�y balkonik w garderobie i a� pisn�a z zachwytu. Spodoba�y jej si� oszklone drzwi i pi�kna drewniana pod�oga. Wysokie ��ko z baldachimem, do kt�rego wchodzi�o si� po trzech stopniach z koronkowym daszkiem sprawi�o, �e roze�mia�a si� od ucha do ucha. - Nie mog� w to uwierzy�! - wyszepta�a do siebie. Przy jednej ze �cian sta�y obok siebie dwie ogromne komody. Sporo miejsca, jak na jej tandetne stroje i boa z pi�r. Wci�gn�a gwa�townie powietrze na widok komody z marmurowymi uchwytami malowanymi w kwiaty. Nie mia�a a� tyle bielizny, by wype�ni� te przepastne szuflady. Obesz�a pok�j, po czym usiad�a na szezlongu z b��kitnej satyny, kt�ry wygl�da�, jakby nikt nigdy na nim nie siedzia�. No c�, ona b�dzie tu siada� codziennie. Teraz czas by�o otworzy� okna. Rozsun�a koronkowe firanki, wyci�gn�a ramiona i zacz�a szarpa� si� z oknem, a potem z drewnianymi okiennicami. Czeka�a, a� firanki wybrzusz� si� do �rodka. Gdy nic si� nie sta�o, Sallie zaszele�ci�a nimi. Wci�� nie chcia�y si� porusza�. By�a tak zawiedziona, �e zebra�o si� jej na 21 p�acz. Pomaszerowa�a do ��ka i wdrapa�a si� na nie. Usiad�a i postanowi�a czeka� tak d�ugo, a� firanki wreszcie si� porusz�. Mo�e jednak powinna po�o�y� si� na chwil� i da� odpocz�� oczom. W ci�gu kilku minut zasn�a mocnym snem. Popo�udnie min�o spokojnie i obudzi� j� dopiero ciep�y powiew. Przetar�a zaspane oczy, niepewna, czy naprawd� ju� si� obudzi�a, czy wci�� jeszcze �pi. Gdy zobaczy�a koronkowe firanki ta�cz�ce na wietrze, u�miech ja�niejszy od popo�udniowego s�o�ca rozja�ni� jej twarz. - Och! -towszystko, co by�a w stanie powiedzie�. -To najszcz�liwszy dzie� w moim �yciu - doda�a po chwili. - Dzi�kuj� ci, Cotton, dzi�kuj� z ca�ego serca. Sallie zapomnia�a o trzech schodkach i ze�lizgn�a si� z ��ka l�duj�c pup� na pod�odze. Roze�mia�a si� perli�cie i zamacha�a nogami, a obcasy jej but�w b�bni�y o dywan. Czas na k�piel. Rozejrza�a si� w poszukiwaniu drzwi i zobaczy�a swoje torby i pud�a u�o�one porz�dnie pod �cian�. Widocznie Anna rozpakowa�a jej rzeczy, kiedy Sallie spa�a. Drzwi do jednej z szaf by�y lekko uchylone. Krzykliwe sukienki z baru wydawa�y si� tu nie na miejscu. Diademy z pi�r, kt�re nosi�a razem z kolorowymi boa, spoczywa�y na g�rnej p�ce. One te� sprawia�y z�e wra�enie. Szyja i policzki Sallie pokry�y si� gor�cym rumie�cem. Otworzy�a komod� i nie by�a zaskoczona widz�c, �e jej znoszona bielizna i po�czochy zape�ni�y tylko po�ow� szuflad. Szkoda, �e nie rozpakowa�a sama swoich rzeczy. Rumieniec wstydu i za�enowania, �e kto� ogl�da� jej podniszczon� bielizn� pog��bi� si�. Wyprostowa�a si� sztywno. W ko�cu wszystko jest czyste i zacerowane. Nie ma powodu si� wstydzi�. Sallie po�o�y�a si� w ogromnej, ocynkowanej wannie pe�nej piany i wyci�gn�a w g�r� namydlon� nog�. Przyjrza�a si� czerwonemu lakierowi na paznokciach u n�g. Dekadenckie! Ale kogo to obchodzi! Szorowa�a si� i wyciera�a prze�cierad�em k�pielowym bardziej mi�kkim ni� puch, a� j ej sk�ra poczerwienia�a. Ogromny r�cznik by� mi�kki, d�ugi i tak szeroki, �e mog�a zawin�� si� w niego od st�p do g��w. Uwielbia�a jego dotyk. Popatrzy�a na swoje odbicie w lustrze. Blond w�osy sp�ywa�y g�stymi puklami na uszy i szyj�. Wyg�adzi�a je i zaczesa�a do ty�u, tak, by ciasno przylega�y do g�owy. Teraz sprawia�a wra�enie starszej, bardziej do�wiadczonej. Kiedy loczki wi�y si� wok� jej twarzy, wygl�da�a na pi�tnastolatk�. Ubieraj�c si�, zn�w pomy�la�a o matce. Ona mia�a takie same w�osy, ale najcz�ciej matowe i przet�uszczone. Odgarnia�a je ze swojej pi�knej twarzy i zwi�zywa�a. Sallie mia�a zamiar kupi� jej per�owy naszyjnik i kolczyki. Wzi�aby te� troch� myd�a pachn�cego r�ami i umy�a matce w�osy. Upi�aby je tak, jak robi� to panie z miasta. Teraz wiedzia�a, jak robi� takie rzeczy. Jej matka by�aby kr�low�, a siostrzyczki ksi�niczkami. Mog�a to osi�gn��, skoro mia�a ju� wszystkie pieni�dze �wiata. Jutro wr�ci do miasta. Dzisiejszego wieczoru, gdy po�o�y si� spa� w wysokim ��ku, zrobi list� rzeczy, kt�re powinna za�atwi�, gdy ju� tam b�dzie. Nie 22 mia�a zamiaru ani minuty d�u�ej ni� to konieczne odk�ada� wyjazdu do Teksasu i wizyty u rodziny. Sallie czu�a si� w ka�dym calu jak wielka dama, gdy Anna poda�a kolacj� w jadalni, przy d�ugim stole ze �wie�ymi kwiatami, stoj�cymi na samym �rodku. Posi�ek by� obfity i ci�ki - du�y stek, pieczone ziemniaki, sos, sa�atka z pomidor�w i chleb smarowany prawdziwym mas�em. Przypomnia�y jej si� wtedy rzadka papka i twardy chleb ze smalcem, kt�re jada�a dawno temu w Teksasie. To ju� si� nigdy nie powt�rzy. Nigdy, przenigdy. Ze z�o�ci� wgryz�a si� w ciasto rabarbarowe i poprosi�a o dok�adk�. Po sko�czonym posi�ku zawo�a�a Josepha. - Czym mog� pani s�u�y�? - zapyta� z szacunkiem. - Chcia�abym jutro wcze�nie rano, zanim jeszcze s�o�ce wzejdzie wr�ci� do miasta. Planuj�... pojecha� do Teksasu. Nie jestem pewna, kiedy wr�c�. - Czy chcia�aby pani, �ebym zabra� j� automobilem? - O, tak, to by�oby wspaniale. Sk�d pan Easter wzi�� automobil? - Wygra� go uczciwie w pokera. Nauczy�em si� prowadzi� zupe�nie sam. Pan Easter nie chcia� mie� nic wsp�lnego z �adn� maszyn� na czterech ko�ach. M�wi�, �e to diabelski wynalazek. B�d� gotowy o �wicie. - Ja te� - odrzuci�a Sallie. - Czy trudno by�o si� tego nauczy�, Joseph? - Wcale nie, prosz� pani. Mog� pani� nauczy� po powrocie. Trzeba troch� praktyki, �eby nie wje�d�a� po drodze na drzewa i krzaki. - Musi panienka w�o�y� kapelusz - powiedzia�a Anna. - Inaczej w�osy b�d� wygl�da� jak miot�a. Joseph nosi specjalne okulary, kiedy prowadzi t� maszyn�. - Czy chcia�aby pani zobaczy� teraz sekretny pok�j? - stary s�u��cy wyci�gn�� k�ko od kluczy ze zwisaj�cym z niego du�ym, blaszanym kluczem. - Tak, Joseph. Dzi�kuj� za kolacj�, Anno. By�a bardzo dobra, zw�aszcza to ciasto. Kto wyp�aca wam pensje, Anno? - Pan Waring. Przyje�d�a tu pierwszego dnia ka�dego miesi�ca. W zimie p�aci nam za trzy lub cztery miesi�ce od razu. Czy chcia�aby pani to zmieni�? - Nie. Ale mo�e powinien wam teraz p�aci� wi�cej, skoro mam zamiar tu zamieszka� i b�dziecie mieli wi�cej obowi�zk�w. Pom�wi� z nim. Je�li chcieliby�cie, �eby kto� jeszcze wam pomaga�, mog� popyta� w mie�cie. - Nie mia�abym nic przeciwko dodatkowej parze r�k do pomocy. Joseph i ja nie jeste�my ju� m�odzi. Wko�ciach troch� nas �amie. Co tylko uzna pani za s�uszne, prosz� pani. - Sallie kiwn�a g�ow� i wysz�a z jadalni za Josephem. - To ten pok�j, panienko. - Joseph odda� jej klucz i wycofa� si� dyskretnie. Sallie poczeka�a, a� stary s�u��cy znajdzie si� poza zasi�giem wzroku i w�o�y�a klucz do zamka. Drzwi otworzy�y si� na o�cie�. Wesz�a do wielkiego, pustego pokoju bez okien. Wyci�gn�a r�k� z lamp� wysoko w g�r�, �eby lepiej widzie�. Przy �cianie sta� najwi�kszy sejf, jaki w �yciu widzia�a. �elazne monstrum si�ga�o od pod�ogi do sufitu. Sejf by� czarny, po�yskliwy, z wielkim srebrnym zamkiem w samym �rodku i �elazn� klamk�. Sallie uda�o si� go otworzy� dopiero przy sz�stej pr�bie. Us�ysza�a w ko�cu ostatnie szcz�kni�cie szyfrowego zamka i z�apa�a za klamk�. Ci�kie drzwi ani 23 drgn�y. Zapar�a si� nogami o pokryt� dywanem pod�og� i ci�gn�a tak mocno, �e mia�a wra�enie, i� oczy wyskocz� jej z orbit. Drzwi zaskrzypia�y i uchyli�y si�. Podpar�a j e plecami od wewn�trz i pcha�a, a� otworzy�y si� na tyle, �e mo�na by�o zajrze� do �rodka. Wtedy po raz pierwszy w �yciu poczu�a, �e zaraz zemdleje. Sze�� p�ek wype�nionych by�o ma�ymi jutowymi workami. Ka�dy wydawa� si� mie� takie same rozmiary i podobn� wag�. Otworzy�a trzy. Z�oto. Drewniane pude�ko pe�ne papier�w spoczywa�o po�rodku trzeciej p�ki. Bezpo�rednio pod nim le�a�o drugie, tym razem z pokrywk�. Sallie podnios�aj�i ujrza�a grube pliki pieni�dzy. Dziewczyna usiad�a na pod�odze i obj�a r�kami kolana. Patrzy�a na zawarto�� sejfu zastanawiaj�c si�, co ma zrobi� z tak� fortun�. Du�o, du�o p�niej, gdy lampa zacz�a ju� dymi�, Sallie popchn�a masywne drzwi a� si� zamkn�y, przekr�ci�a zamek szyfrowy i wycofa�a si� z pokoju. Jej kroki by�y powolne, gdy wraca�a do siebie. Zgarbiona rozebra�a si� i wci�gn�a koszul� nocn�. Po�a�owa�a, �e nie mo�e cofn�� czasu. Wtedy nigdy nie posz�aby do biura Alvina Waringa, Cotton m�g�by by� zn�w �ywy, a ona pracowa�aby w salonie bingo, �piewaj�c dla klient�w. W ci�gu trzech kr�tkich dni jej �ycie przewr�ci�o si� do g�ry nogami. - Nie wiem, co robi� - wyszepta�a w poduszk�. - Rozumiem, Cotton, �e to by� ci�ar na twoich barkach i dlatego wcale go nie chcia�e�. Mo�e je�li zdob�d� lepsze wykszta�cenie, wszystko b�dzie inaczej? Ale nie wydaje mi si�. Czy to mia�e� na my�li m�wi�c, �e pieni�dze le�� u podstaw ka�dego z�a? Czy ja te� stan� si� z�a? Nie chc� by� z�a. Chc� po prostu by� sob�. B�g musia� chcie�, �ebym si� tu znalaz�a. Musia� po�o�y� r�k� na twoim ramieniu i powiedzie�, �eby� to zrobi�. Nie wiem dlaczego. I mo�e nigdy si� nie dowiem. Sallie rozp�aka�a si� jak dziecko, kt�rym przecie� wci�� by�a. W ko�cu zasn�a na poduszce mokrej od �ez. Nast�pne cztery dni w �yciu Sallie przypomina�y tr�b� powietrzn�. Kupowa�a nowe ubrania, potem naby�a dwie walizy, kt�re wype�ni�a prezentami dla rodziny. Sp�dza�a te� d�ugie godziny z AMnem Waringiem podpisuj�c papiery i przygotowuj�c wszystko do budowy ko�cio�a. Posun�a swoje plany jeszcze dalej, prosz�c o wybudowanie dla siebie domu w mie�cie, tak, aby nie musia�a za ka�dym razem je�dzi� do Sunrise. Ostatnie zarz�dzenie dotyczy�o zakupu salonu bingo i jego przer�bki. W niedziel� znalaz�a si� na cmentarzu wraz z przyjaci�mi Cottona. Kaznodzieja powiedzia� par� s��w, potem ona doda�a co� od siebie, a Alvin Waring wyg�osi� kr�tkie przem�wienie o �yciu i �mierci, o Bogu i wszystkich innych osobach, kt�rych imiona pami�ta�. Kaznodzieja pob�ogos�awi� nagrobek, a Sallie z�o�y�a przy nim bukiet kwiat�w. Salon bingo zosta� otwarty na skromn� styp�, kt�r� na zam�wienie Sallie przygotowa�a jej dawna gospodyni. Sallie �piewa�a piosenk� za piosenk�, a� zachryp�a. Po zako�czonej stypie pomog�a w sprz�taniu. Potem zamkn�a drzwi i nie 24 ogl�da�a si� ju� za siebie. Za dwie godziny mia�a wsi��� do poci�gu, kt�ry zawiezie j� do Teksasu i rodziny, kt�r� tam zostawi�a. Ostatni� rzecz�, jak� powiedzia�a do Alvina Waringa by�o: - By�abym wdzi�czna, gdyby m�g� pan zwi�kszy� pensje Annie i Josepho-wi. Chcia�abym te� bardzo, �eby znalaz� pan kogo� jeszcze do pomocy. W pralni pracuje m�oda Chinka, kt�ra mog�aby by� zainteresowana tak� posad�. Nazywa si� Su Li. Ma siostr� i brata. Je�li przywioz� tu moj� rodzin�, b�d� potrzebowa� wi�cej s�u�by. Su Li i jej rodze�stwo maj� w pralni bardzo ci�k� prac�. Dzieci nie powinny tak si� m�czy�. Je�li b�d� zainteresowani, prosz� im powiedzie�, �e dobrze zap�ac� i nie b�d� musieli pracowa� w niedziele. - Pom�wi� z nimi, panno Coleman. �ycz� szcz�liwej podr�y. Mam nadziej�, �e wszystko potoczy si� po pani my�li. Prosz� skontaktowa� si� ze mn�po powrocie. Pozostaj� do pani us�ug. - Dzi�kuj� panie Waring, dzi�kuj� za wszystko. Chcia�abym, �eby m�wi� mi pan po imieniu. I prosz� nie zapomnie� o skontaktowaniu si� z Agencj� Pinkerto-na - niech zaczn� szuka� moich braci: Setha i Josha. To dla mnie bardzo wa�ne, �eby ich znale��, �ebym mog�a podzieli� si� z nimi... po prostu si� podzieli�. - Zajm� si� tym... Sallie. Uwa�aj na siebie. - Dzi�kuj� - zn�w przewa�y�o w niej dziecko. - Nie mog� si� doczeka�, a� zobacz� mam�. Kupi�amjej mas� pi�knych rzeczy. Mam nadziej�, �ejej si� spodobaj�. Jak pan my�li, panie Waring? - Oczywi�cie, �ejej si� spodobaj�, drogie dziecko. My�l� jednak, �e przede wszystkim b�dzie szcz�liwa, �e ci� widzi. Nie b�dzie wtedy my�la�a o prezentach. Twoja mi�o�� i to, �e wracasz, �eby jej pom�c, b�dzie wszystkim, czego matka mo�e pragn��. Wspomnisz moje s�owa. - Co to znaczy, panie Waring, wspomnisz moje s�owa? - To znaczy, �e to co powiedzia�em, jest niemal na pewno prawd�. - Aha. Do widzenia, panie Waring - wspi�a si� na palce, �eby poca�owa� suchy, zwi�dni�ty policzek prawnika. Alvin Waring sta� d�ugo, patrz�c na odje�d�aj�cy poci�g. Gdyby by� m�odszy, pobieg�by za nim. Westchn��. Mia� d�ug� list� rzeczy, kt�re trzeba zrobi� dla Sallie i najlepiej by�o zabra� si� za nie natychmiast. Wykona t� prac� z zami�owaniem - to b�dzie prawdziwe dzie�o mi�o�ci. <y /O ubogim miasteczku Abilene w Teksasie nie by�o nic �adnego. Gor�ce, \A/ suche i �a�osne, wygl�da�o tak, jak sze�� lat temu, w dniu kiedy Sallie opu�ci�a je z trup� magik�w. Jedyn� odmian�, jak� zauwa�y�a by� fakt, �e teraz ludzie gapili si� na ni�. Gdyby przesz�a przez miasto sze�� lat temu, nikt by si� nie obejrza�. By�aby po prostu jedn� z tych niezaradnych Coleman�w. Sallie wyprostowa�a si� sztywno i podnios�a dumnie g�ow�. Teraz mog�a patrze� z g�ry na wszystkich. I b�dzie patrze� na nich z g�ry. Sze�� lat temu nie 25 mog�aby tego zrobi�. Zap�aci�a doro�karzowi i doda�a hojny napiwek, gdy wni�s� jej baga�e do jedynego hotelu w mie�cie. Podesz�a do kontuaru, �wiadoma, �e �ledz�j� oczy wszystkich obecnych w holu. Nikt jej nie rozpozna�, by�a tego pewna. No c�, rozpoznaj� ju� za chwil�. Starannie podpisa�a si� w ksi��ce go�ci i czeka�a, a� recepcjonista spojrzy na jej nazwisko. Sallie u�miechn�a si� s�odko, gdy m�czyzna uni�s� brwi ze zdziwienia tak wysoko, �e prawie dotkn�y linii w�os�w. Walczy�a z pokus�, by si� roze�mia�. - Czy d�ugo pani u nas zostanie, panno... eee... Coleman? - Tak d�ugo, jak b�dzie trzeba, prosz� pana. - Rozumiem. R