9778

Szczegóły
Tytuł 9778
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9778 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9778 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9778 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Harlan COBEN Bez po�egnania 1 Trzy dni przed �mierci� matka wyzna�a � to by�y niemal jej ostatnie s�owa � �e m�j brat wci�� �yje. Tylko tyle. Nie rozwodzi�a si� i powiedzia�a to raz. M�wienie przychodzi�o jej z trudem. Morfina wywar�a decyduj�cy, zab�jczy wp�yw na prac� serca. Sk�ra matki przybra�a t� charakterystyczn� barw� chorego na ��taczk� lub blakn�cej letniej opalenizny. Oczy zapad�y jej w g��b czaszki. Prawie ca�y czas spa�a. P�niej ju� tylko na moment odzyska�a przytomno�� � je�li naprawd� j� odzyska�a, w co bardzo w�tpi�. Wykorzysta�em t� chwil�, by powiedzie� jej, �e by�a wspania�� matk�, �e bardzo j� kocha�em, i si� po�egna�. Nie rozmawiali�my o moim bracie. Co wcale nie oznacza, �e nie my�leli�my o nim, jakby on te� siedzia� przy ��ku. � On �yje. Dok�adnie tak brzmia�y jej s�owa. Je�li by�a to prawda, sam nie wiedzia�em, czy to dobrze, czy �le. Pochowali�my j� cztery dni p�niej. Wr�cili�my do domu, �eby zasi��� w ponurym milczeniu. Ojciec przemaszerowa� przez zagracony salon z twarz� czerwon� z gniewu. Moja siostra Melissa przylecia�a z Seattle ze swoim m�em Ralphem. Ciotka Selma i wuj Murray kr��yli po pokoju. Sheila, moja ukochana, siedzia�a przy mnie i trzyma�a mnie za r�k�. Oto prawie ca�a lista �a�obnik�w. Przys�ano tylko jedn� wi�zank� kwiat�w, za to ogromn�. Sheila u�miechn�a si� i u�cisn�a moj� d�o�, kiedy zobaczy�a do��czon� karteczk�. Nie by�o na niej ani s�owa, tylko ten rysunek: Ojciec spogl�da� przez wykuszowe okna � te same, kt�re w ci�gu minionych jedenastu lat dwukrotnie powybijano strza�ami z wiatr�wki � i wymamrota� pod nosem: � Sukinsyny. Odwr�ci� si� i przypomnia� sobie nast�pnych, kt�rzy nie uczestniczyli w pogrzebie. � Rany boskie, mo�na by s�dzi�, �e Bergmanowie powinni si� pokaza�. Zamkn�� oczy i odwr�ci� g�ow�. Znowu wstrz�sa� nim gniew, ��cz�c si� z �alem w co�, czemu nie mia�em si�y stawi� czo�a. Jeszcze jedna z wielu zdrad, jakie pope�nili w ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat. Potrzebowa�em powietrza. Wsta�em. Sheila spojrza�a na mnie z trosk�. � Przejd� si� � powiedzia�em cicho. � Potrzebujesz towarzystwa? � Nie s�dz�. Sheila skin�a g�ow�. Byli�my ze sob� prawie rok. Nigdy nie mia�em partnerki, kt�ra tak wyrozumiale traktowa�a zmienne nastroje, jakim ulega�em. Zn�w lekko u�cisn�a moj� d�o�, daj�c zna�, �e mnie kocha. Zrobi�o mi si� l�ej na sercu. Chodnik przed frontowymi drzwiami imitowa� ostr� traw� i z plastikow� stokrotk� w lewym rogu wygl�da� jak ukradziony z placu do minigolfa. Przeszed�em po nim i pow�drowa�em Downing Place. Po obu stronach ulicy ci�gn�y si� ot�piaj�co monotonne pi�trowe domki pokryte aluminiowym sidingiem, rodem z lat sze��dziesi�tych. Nadal mia�em na sobie szary garnitur. Sw�dzia�o mnie ca�e cia�o. S�o�ce w�ciekle pra�y�o i z zakamark�w umys�u wyp�yn�a perwersyjna my�l, �e to pi�kna pogoda, sprzyjaj�ca rozk�adowi. Stan�� mi przed oczami obraz matki, z tym roz�wietlaj�cym �wiat u�miechem, kt�ry pojawia� si� na jej twarzy, zanim to wszystko si� zdarzy�o. Odsun��em od siebie to wspomnienie. Wiedzia�em, dok�d zmierzam, chocia� w�tpi�, czy przyzna�bym si� do tego nawet sam przed sob�. Ci�gn�o mnie tam. Niekt�rzy nazwaliby to masochizmem. Inni zauwa�yliby, �e by�o to zwi�zane z zamkni�ciem pewnego okresu w �yciu. Moim zdaniem ani jedni, ani drudzy nie mieli racji. Po prostu chcia�em spojrze� na miejsce, gdzie wszystko si� sko�czy�o. Zewsz�d atakowa�y mnie obrazy i d�wi�ki przedmie�cia. Dzieciaki z piskiem przeje�d�a�y na rowerach. Pan Cirino, kt�ry by� w�a�cicielem salonu forda mercury przy autostradzie numer dziesi��, strzyg� trawnik przed domem. Steinowie � kt�rzy stworzyli sie� sklep�w z artyku�ami gospodarstwa domowego, p�niej wch�oni�t� przez wi�ksze konsorcjum � spacerowali, trzymaj�c si� za r�ce. Na podw�rku Levine'�w kilku ch�opc�w gra�o w pi�k�. Nie zna�em �adnego z nich. Zza domu Kaufman�w unosi� si� dym grilla. Min��em dawny dom Glassman�w. Mark T�pak Glassman przelecia� przez rozsuwane szklane drzwi, kiedy mia� sze�� lat. Bawi� si� w Supermana. Pami�ta�em te krzyki i krew. Za�o�yli mu ponad czterdzie�ci szw�w. T�pak wyr�s� i zosta� multimiliarderem. Nie s�dz�, �eby nadal nazywano go T�pakiem, ale kto wie... Na zakr�cie sta� dom Mariano, wci�� w tym ohydnym ��tym kolorze flegmy, z plastikowym jeleniem strzeg�cym podjazdu. Angela Mariano, nasza lokalna niegrzeczna dziewczynka, by�a o dwa lata starsza od nas i zdawa�a si� nale�e� do innego, budz�cego podziw gatunku. Obserwuj�c Angel�, kt�ra w neguj�cym istnienie grawitacji, kusym topie opala�a si� na podw�rzu na ty�ach domu, poczu�em pierwsze niepokoj�ce objawy szale�stwa hormon�w. Dos�ownie �linka ciek�a mi z ust. Angela wiecznie k��ci�a si� z rodzicami i ukradkiem pali�a papierosy w szopie za domem. Jej ch�opak mia� motocykl. W zesz�ym roku spotka�em j� w centrum miasta, na Madison Avenue. My�la�em, �e b�dzie wygl�da�a okropnie � poniewa� zawsze mi m�wiono, �e tak si� dzieje z przedwcze�nie dojrzewaj�cymi dziewcz�tami � ale Angela trzyma�a si� �wietnie i wydawa�a si� szcz�liwa. Zraszacz wykonywa� powolny obr�t przed domem Erica Frankela przy Downing Place 23. Kiedy obaj byli�my w si�dmej klasie, Eric z okazji bar micwy urz�dzi� �kosmiczny" wieczorek w sali Chanticleer, w Short Hills. Sufit imitowa� planetarium � czarne niebo z konstelacjami gwiazd. Na moim zaproszeniu napisano, �e mam zasi��� przy �stole Apollo 14". Na �rodku sali sta�a wierna kopia rakiety na zielonym polu startowym. Kelnerzy, odziani w skafandry kosmiczne, udawali za�og� Mercury'ego 7. Nasz stolik obs�ugiwa� �John Glenn". Wymkn��em si� z Cindi Shapiro do kaplicy, gdzie kochali�my si� przez godzin�. To by� m�j pierwszy raz. Nie wiedzia�em, co robi�. Cindi wiedzia�a. Pami�tam, �e to by�o cudowne � szczeg�lnie spos�b, w jaki pie�ci�a i nieoczekiwanie podnieca�a mnie j�zykiem. Zapami�ta�em r�wnie� i to, �e po mniej wi�cej dwudziestu minutach pocz�tkowy zachwyt przeszed� w lekkie znudzenie, po��czone z pytaniem �co dalej?" i naiwnym �i to wszystko?". Gdy ukradkiem wr�cili�my z Cindi na Przyl�dek Kennedy'ego i do stolika Apollo 14, troch� rozczochrani i odurzeni pieszczotami (zesp� Herbiego Zane'a gra� go�ciom serenad� Fly Me To the Moon), m�j brat Ken odci�gn�� mnie na bok i za��da� szczeg��w. Oczywi�cie, z najwy�sz� przyjemno�ci� mu odm�wi�em. Nagrodzi� mnie tym swoim u�miechem i przybi� mi pi�tk�. Tej nocy, kiedy le�eli�my w pi�trowym ��ku, Ken na g�rze, ja na dole, a wie�a stereo gra�a ulubiony kawa�ek Kena Don't Fear the Reaper Blue Oyster Cult, m�j starszy brat wyja�ni� mi kilka fakt�w z punktu widzenia dziewi�cioklasisty. P�niej dowiedzia�em si�, �e prawie wszystko pokr�ci� (zbyt du�� wag� przywi�zywa� do piersi), ale ilekro� to sobie przypomn�, zawsze si� u�miecham. �On �yje...". Potrz�sn��em g�ow� i przy starym domu Holder�w skr�ci�em w prawo, w Coddington Terrace. T� sam� drog� chodzili�my z Kenem do szko�y podstawowej przy Burnet Hill. Mi�dzy dwoma stoj�cymi tam domami bieg�a brukowana �cie�ka, kt�r� by�o bli�ej. Zastanawia�em si�, czy jeszcze tam jest. Matka (wszyscy, nawet dzieci, nazywali j� Sunny) zwyk�a ukradkiem odprowadza� nas do szko�y. Ken i ja robili�my miny, kiedy chowa�a si� za drzewami. U�miechn��em si�, wspominaj�c t� jej nadopieku�czo��. Wprawia�a mnie w zak�opotanie, ale Ken tylko wzrusza� ramionami. Brat by� dostatecznie wyluzowany, �eby tym si� nie przejmowa�. Ja nie. Zn�w zrobi�o mi si� �al i poszed�em dalej. Mo�e tylko mi si� wydawa�o, ale ludzie zacz�li mi si� przypatrywa�. Brz�k rower�w, uderzenia pi�ek o boisko, pomruk spryskiwaczy i kosiarek, okrzyki pi�karzy � wszystko wydawa�o si� cichn��, gdy przechodzi�em. Niekt�rzy gapili si� z ciekawo�ci; obcy m�czyzna w ciemnoszarym garniturze, przechadzaj�cy si� w letnie popo�udnie, wygl�da� dziwnie. Jednak wi�kszo��, a mo�e i to mi si� zdawa�o, spogl�da�a ze zgroz�, poniewa� rozpoznali mnie i nie mogli uwierzy�, �e odwa�y�em si� wkroczy� na t� �wi�t� ziemi�. Bez wahania podszed�em do domu przy Coddington Terrace 47. Poluzowa�em krawat. Wepchn��em r�ce do kieszeni. Gmera�em czubkiem buta w miejscu, gdzie kraw�nik styka si� z trotuarem. Po co tu przyszed�em? Zauwa�y�em, �e w jednym z okien poruszy�a si� zas�ona. Za szyb� pojawi�a si� wychud�a, widmowa twarz pani Miller. Zmierzy�a mnie gniewnym wzrokiem. Nie odszed�em ani nie odwr�ci�em wzroku. Patrzy�a tak jeszcze przez chwil�, a potem, ku memu zdziwieniu, wyra�nie z�agodnia�a. Czy�by cierpienia nas zbli�y�y? Skin�a mi g�ow�. Odpowiedzia�em skinieniem i poczu�em, �e do oczu nap�ywaj� mi �zy. Mo�e widzieli�cie to w 20�20 lub Primetime Live albo innym telewizyjnym odpowiedniku gazetowego szmat�awca. Je�li nie, oto oficjalna wersja wydarze�: 17 pa�dziernika, jedena�cie lat temu, w miasteczku Livingston w stanie New Jersey, m�j brat Ken Klein, w�wczas dwudziestoczteroletni, brutalnie zgwa�ci� i zamordowa� nasz� s�siadk�, Julie Miller. W jej piwnicy. Przy Coddington Terrace 47. To tam znaleziono jej cia�o. Dowody nie wskazywa�y jednoznacznie, czy zosta�a zamordowana w tym kiepsko wyko�czonym przyziemiu, czy te� dopiero po �mierci wepchni�ta za poplamion� kanap� w paski. Przychylano si� do tej drugiej mo�liwo�ci. M�j brat nie zosta� schwytany i uciek� w niewiadomym kierunku � r�wnie� wed�ug oficjalnie przyj�tej wersji wydarze�. Przez ostatnie jedena�cie lat Ken wymyka� si� sprawiedliwo�ci. Jednak�e czasem si� pojawia�. Po raz pierwszy widziano go rok po morderstwie, w ma�ej rybackiej wiosce w p�nocnej Szwecji. Interpol wkroczy� do akcji, lecz m�j brat jakim� cudem zdo�a� im umkn��. Podobno kto� go ostrzeg�. Nie mog� sobie wyobrazi� kto i dlaczego. Nast�pne takie zdarzenie mia�o miejsce cztery lata p�niej, w Barcelonie. Ken wynaj�� tam, cytuj�c artyku� z gazety, �hacjend� z widokiem na morze" (chocia� Barcelona wcale nie le�y nad morzem), w kt�rej mieszka� � zn�w zacytuj� � �z gibk� czarnow�os� kobiet�, zapewne tancerk� flamenco". Ni mniej, ni wi�cej tylko jeden z mieszka�c�w Livingston widzia� Kena i jego kastylijsk� kochank�, jak jedli obiad na pla�y. Podobno brat by� opalony, zdrowy i nosi� rozpi�t� pod szyj� bia�� koszul� oraz p�buty bez skarpetek. Ten livingstonianin, niejaki Rick Horowitz, chodzi� ze mn� do czwartej klasy, prowadzonej przez pana Hunta. Przez trzy miesi�ce Rick zabawia� nas, zjadaj�c na przerwach d�d�ownice. Barcelo�ski Ken zn�w wymkn�� si� policji. Podobno po raz ostatni widziano brata we francuskich Alpach, na szlaku narciarskim o najwy�szym stopniu trudno�ci. Interesuj�ce, gdy� przed morderstwem Ken nigdy nie je�dzi� na nartach. I tym razem sko�czy�o si� na reporta�u w 48 Hours. Z biegiem lat historia mojego zbieg�ego brata sta�a si� kryminalnym odpowiednikiem programu Ktokolwiek widzia�..., powracaj�c, ilekro� zaczyna�y kr��y� plotki albo gdy kt�rej� z sieci telewizyjnych brakowa�o materia�u. Oczywi�cie nienawidzi�em tych telewizyjnych �wizji lokalnych" na �niespokojnych przedmie�ciach" czy innych program�w tego typu, opatrzonych r�wnie g�upimi tytu�ami. W tych �raportach specjalnych" (chcia�bym, �eby chocia� raz nazwali taki �normalnym reporta�em, jakich wiele") pokazywano Kena, kt�ry przez pewien czas odnosi� spore sukcesy w tenisie, w bia�ym stroju sportowym i z okropnie nad�t� min�. Nie mam poj�cia, sk�d wzi�li te zdj�cia. Ken prezentowa� si� jak jeden z przystojnych m�odzie�c�w, kt�rych ludzie nienawidz� od pierwszego spojrzenia: wynios�y, z w�osami obci�tymi na Kennedy'ego, opalenizn� podkre�lan� przez biel stroju i ol�niewaj�cym u�miechem. Ken z fotografii wygl�da� jak jeden z tych uprzywilejowanych ludzi (kt�rym nie by�), g�adko sun�cych przez �ycie dzi�ki urokowi (tego mia� troch�) i funduszowi powierniczemu (kt�rego nie posiada�). Wyst�pi�em w jednym z tych program�w. Producent skontaktowa� si� ze mn� � kiedy rzecz by�a jeszcze bardzo �wie�a � twierdz�c, �e chce �uczciwie na�wietli� spraw� z obu stron". Zauwa�y�, �e wielu ludzi ch�tnie zlinczowa�oby mojego brata. �Dla r�wnowagi" potrzebowali kogo�, kto m�g�by opisa� wszystkim �prawdziwego Kena". Da�em si� nabra�. Wytapirowana blondyna o sympatycznym sposobie bycia, kt�ra prowadzi�a programy, wypytywa�a mnie przez godzin�. Nie mia�em nic przeciwko temu. W�a�ciwie nawet podzia�a�o to na mnie koj�co. Podzi�kowa�a mi i odprowadzi�a do drzwi, a kiedy program wszed� na anten�, znalaz�o si� w nim tylko jedno nieczyste zagranie. Usun�li jej kwesti� (�Z pewno�ci� nie zamierza pan utrzymywa�, �e pa�ski brat by� idea�em, prawda? Nie b�dzie pan nam wmawia�, �e by� �wi�ty?"), natomiast pozostawili moj� odpowied�. Przy zbli�eniu ukazuj�cym wszystkie pory w sk�rze na moim nosie i dramatycznym podk�adzie muzycznym, wyg�osi�em: �Ken nie by� �wi�ty, Diano". Oficjalnie tak podsumowano ca�� spraw�. Nigdy w to nie uwierzy�em. Nie twierdz�, �e to niemo�liwe. Jednak wierz� w znacznie bardziej prawdopodobny scenariusz wydarze�: m�j brat nie �yje, i to od jedenastu lat. Co wi�cej, moja matka zawsze uwa�a�a, �e Ken nie �yje. By�a tego pewna. Jej syn nie by� morderc�. By� ofiar�. �On �yje... On tego nie zrobi�". Frontowe drzwi domu Miller�w si� otworzy�y. W progu stan�� pan Miller. Poprawi� sobie okulary na nosie. Potem wzi�� si� pod boki, nieudolnie na�laduj�c Supermana. � Wyno� si� st�d w choler�, Will � powiedzia�. Tak te� zrobi�em. Nast�pny szok prze�y�em godzin� p�niej. Byli�my z Sheil� w sypialni moich rodzic�w. Od kiedy pami�tam, sta�y w niej te same meble: solidne, z wyblak�ymi szarymi obiciami z niebieskim brzegiem. Usiedli�my na nadw�tlonym wiekiem spr�ynowym materacu podw�jnego ��ka. Na kapie le�a�y porozrzucane osobiste rzeczy matki � te, kt�re trzyma�a w wypchanych szufladach nocnej szafki. Ojciec wci�� by� na dole i sta� pod oknem, wyzywaj�co spogl�daj�c na ulic�. Nie wiem, dlaczego chcia�em przejrze� rzeczy, kt�re matka uwa�a�a za dostatecznie cenne, �eby je zachowa� i trzyma� blisko siebie. Wiedzia�em, �e sprawi mi to b�l. Istnieje interesuj�ca zale�no�� mi�dzy celowo wywo�anym cierpieniem a ulg�, co� jak odpowiednik gaszenia po�aru ogniem. Pewnie w�a�nie o to mi chodzi�o. Spojrza�em na �liczn�, skupion� twarz Sheili � g�ow� lekko przechyli�a w lewo i spu�ci�a oczy � i zrobi�o mi si� troch� l�ej na sercu. Mo�e zabrzmi to dziwnie, ale mog�em wpatrywa� si� w ni� godzinami. Nie tylko z powodu jej urody, bynajmniej nie klasycznej, nieco zniekszta�conej przez kaprys genetyczny lub � co bardziej prawdopodobne � jakie� wydarzenie z jej tajemniczej przesz�o�ci, ale dlatego, �e by�a to �ywa, dociekliwa twarz, a jednocze�nie tak delikatna, �e jeszcze jeden cios m�g�by zniszczy� j� nieodwo�alnie. Sheila budzi�a we mnie � wybaczcie ten bana� � opieku�cze uczucia. Nie patrz�c na mnie, u�miechn�a si� leciutko i powiedzia�a: � Przesta�. � Nic nie robi�. W ko�cu zwr�ci�a na mnie wzrok i zobaczy�a wyraz mojej twarzy. � Jak to nie? � Wzruszy�em ramionami. � Jeste� ca�ym moim �wiatem � odpar�em. � Ty moim te�. � Taak � przyzna�em. � Taak, to prawda. � Uda�a, �e daje mi prztyczka w nos. � Kocham ci�, wiesz. � A masz inne wyj�cie? Spojrza�a na rzeczy mojej matki i z jej czo�a znikn�a zmarszczka. � O czym my�lisz? � zapyta�em. � O twojej matce. � Sheila u�miechn�a si�. � Naprawd� j� lubi�am. � �a�uj�, �e nie zna�a� jej przedtem. � Ja te�. Zacz�li�my przegl�da� laminowane, po��k�e wycinki. Zawiadomienia o narodzinach Melissy, Kena i moich. Artyku�y o tenisowych sukcesach Kena. Jego trofea, wszyscy ci ludzie z br�zu zastygli w po�owie serwu, wci�� zagraca�y jego dawn� sypialni�. Fotografie, przewa�nie stare, z czas�w przed morderstwem. Sunny. Tak od dziecka nazywano moj� matk�. To do niej pasowa�o. Znalaz�em jej zdj�cie jako przewodnicz�cej klasy. Nie wiem z jakiej okazji, ale sta�a na podium, mia�a na g�owie zabawny kapelusik, a wszystkie matki si� u�miecha�y. Na innym prowadzi�a szkoln� zabaw�, ubrana w kostium klauna. Sunny by�a lubiana przez moich koleg�w. Nie mieli nic przeciwko temu, �eby podwozi�a ich do szko�y. Ch�tnie przychodzili do nas na prywatki. Sunny by�a stanowcza, ale nie natr�tna, nieco wyluzowana, a czasem troch� zwariowana, tak �e nigdy nie by�o wiadomo, co za chwil� zrobi. Matce zawsze towarzyszy�a atmosfera radosnego podniecenia, albo � je�li wolicie � oczekiwania. Siedzieli�my ju� od dw�ch godzin. Sheila nie spieszy�a si�, z namys�em ogl�daj�c ka�de zdj�cie. Jedno z nich przyku�o jej uwag�. Zmru�y�a oczy. � Kto to? Poda�a mi fotografi�. Po lewej sta�a moja matka, w nieco obscenicznym ��tym kostiumie bikini, na oko z 1972 roku, eksponuj�cym okr�g�o�ci. Ostro�nie obejmowa�a ramieniem niskiego m�czyzn� z czarnymi w�sami i szerokim u�miechem.. � Kr�l Husajn � odpar�em. � S�ucham? Skin��em g�ow�. � Ten z Kr�lestwa Jordanii? � Taa. Mama i tata spotkali go w hotelu Fontainebleau w Miami. � I co? � Mama zapyta�a go, czy mog�aby zrobi� sobie z nim zdj�cie. � �artujesz. � Oto dow�d. � Nie by�o przy nim ochroniarzy ani nikogo? � Pewnie nie wygl�da�a na uzbrojon�. Sheila roze�mia�a si�. Pami�tam, jak mama opowiada�a mi o tym wydarzeniu. Pozowa�a z kr�lem Husajnem, tymczasem ojcu zaci�� si� aparat i kl�� pod nosem. Ona pogania�a go gniewnym spojrzeniem, a kr�l czeka� cierpliwie, a� w ko�cu szef jego ochrony sprawdzi� aparat, uruchomi� go i odda� ojcu. Moja mama Sunny. � By�a taka �adna � zauwa�y�a Sheila. Powiedzie�, �e jaka� cz�� jej umar�a, kiedy znaleziono cia�o Julie Miller, to bana�, lecz tak to ju� bywa z bana�ami, �e cz�sto trafiaj� w sedno. Mama przycich�a, przygas�a. Kiedy dowiedzia�a si� o morderstwie, nie za�amywa�a r�k i nie panikowa�a. Cz�sto �a�owa�em, �e tak nie zareagowa�a. Moja nieobliczalna matka � Sunny � sta�a si� zatrwa�aj�co zr�wnowa�ona. Wydawa�a si� przyjmowa� to wszystko spokojnie, a nawet beznami�tnie, co u osoby o takim charakterze by�o gorsze od ataku histerii. Kto� zadzwoni� do frontowych drzwi. Wyjrza�em przez okno sypialni i zobaczy�em furgonetk� dostawcz� z delikates�w Eppes�Essen, popularnie zwanych �Niechlujami". Wy�erka dla... hm... �a�obnik�w. Ojciec optymistycznie zam�wi� za du�o. Do ko�ca nie wyzby� si� z�udze�. Zosta� w tym domu jak kapitan na mostku Titanica. Pami�tam, jak gro�nie potrz�sa� pi�ci�, kiedy po raz pierwszy, nied�ugo po morderstwie, powybijano nam okna strza�ami z wiatr�wki. Mama chcia�a si� wynie��, natomiast ojciec ani my�la�. Jego zdaniem przeprowadzka oznacza�aby kapitulacj�. Wyprowadzaj�c si�, zdradzi�by syna, przyzna�, �e by� winien. G�upota. Sheila wpatrywa�a si� we mnie. Ogarn�a mnie fala ciep�a, jakbym wygrzewa� si� w s�o�cu. Poznali�my si� w pracy, przed rokiem. Jestem naczelnym dyrektorem Covenant House przy Czterdziestej Pierwszej w centrum Nowego Jorku. Ta charytatywna organizacja pomaga prze�y� dzieciom ulicy. Sheila zg�osi�a si� do nas jako ochotniczka. Pochodzi z ma�ego miasteczka w Idaho, chocia� niewiele mia�a w sobie z ma�omiasteczkowej dziewczyny. Przyzna�a si�, �e przed wieloma laty ona r�wnie� uciek�a z domu. Tylko tyle wiedzia�em o jej przesz�o�ci. � Kocham ci� � powiedzia�em. � A masz inne wyj�cie? � odpar�a. Sheila do samego ko�ca by�a dobra dla mojej matki. Przyjecha�a miejskim autobusem z Port Authority na Northfield Avenue, sk�d podesz�a do St. Barnabus Medical Center. Zanim zachorowa�a, matka tylko raz le�a�a w tym szpitalu � kiedy mnie urodzi�a. Takie symboliczne zamkni�cie kr�gu �ycia mia�o jaki� donios�y sens, ale jako� nie potrafi�em go dostrzec. Jednak widzia�em Sheil� przy ��ku mojej matki i zacz��em si� zastanawia�. Zaryzykowa�em. � Powinna� zadzwoni� do rodzic�w � powiedzia�em �agodnie. Popatrzy�a na mnie tak, jakbym w�a�nie j� spoliczkowa�. Wsta�a z ��ka. � Sheila? � To nie jest odpowiednia chwila, Will. Podnios�em oprawione w ramk� zdj�cie moich opalonych, wypoczywaj�cych rodzic�w. � R�wnie dobra jak ka�da. � Nic nie wiesz o moich rodzicach. � A chcia�bym. Stan�a do mnie plecami. � Zajmowa�e� si� dzie�mi, kt�re uciek�y z domu powiedzia�a. � Tak? � Wiesz, jak to bywa. Zn�w pomy�la�em o jej lekko nieregularnych rysach, na przyk�ad o nosie z wiele m�wi�cym garbkiem. � Wiem r�wnie�, �e jest jeszcze gorzej, je�eli si� o tym nie rozmawia. � Ja rozmawia�am o tym, Will. � Nie ze mn�. � Nie jeste� moim psychoterapeut�. � Jestem cz�owiekiem, kt�rego kochasz. � Tak. � Odwr�ci�a si� do mnie. � Ale nie teraz, dobrze? � Prosz�. Mo�e mia�a racj�. Bezwiednie bawi�em si� fotografi� oprawion� w ramk�. I nagle co� si� sta�o. Zdj�cie troch� przesun�o si� w ramce. Okaza�o si�, �e zas�ania�o drugie. Jeszcze bardziej przesun��em g�rn� fotografi�. Na tej pod spodem pokaza�a si� d�o�. Pr�bowa�em odsun�� fotk� dalej, ale si� nie da�o. Namaca�em blaszki z ty�u ramki. Przekr�ci�em je i pozwoli�em, aby tylna �cianka upad�a na ��ko. Razem z ni� wypad�y dwie fotografie. Jedna � ta g�rna � ukazywa�a moich rodzic�w na pok�adzie statku, tak zdrowych, szcz�liwych i beztroskich, jakich chyba nigdy nie widzia�em. Lecz to druga, ta ukryta pod ni�, przyku�a m�j wzrok. Czerwone cyfry w dolnym rogu zdj�cia podawa�y dat� sprzed nieca�ych dw�ch lat. Zrobiono je na jakim� polu lub pag�rku. W tle nie by�o wida� dom�w, tylko o�nie�one szczyty, jak w pierwszych scenach filmu D�wi�ki muzyki. M�czyzna na zdj�ciu mia� na sobie kr�tkie spodenki, plecak, okulary przeciws�oneczne i sfatygowane turystyczne buty. Jego u�miech by� znajomy. R�wnie znajoma by�a twarz, chocia� przyby�o na niej kilka zmarszczek. Mia� d�u�sze w�osy. W brodzie zauwa�y�em pierwsze nitki siwizny. Mimo to nie mia�em ani cienia w�tpliwo�ci. M�czyzn� na tym zdj�ciu by� m�j brat Ken. 2 M�j ojciec by� sam w patiu na ty�ach domu. Zapad�a noc. Siedzia� zupe�nie nieruchomo i spogl�da� w mrok. Gdy stan��em tu� za nim, powr�ci�o niepokoj�ce wspomnienie. Mniej wi�cej cztery miesi�ce po �mierci Julii tak samo cicho zaszed�em ojca w piwnicy. My�la�, �e w domu nie ma nikogo. W jego prawej d�oni spoczywa� luger kaliber .22. Ojciec trzyma� go delikatnie, jak jakie� ma�e zwierz�tko. Nigdy w �yciu tak si� nie ba�em. Sta�em jak skamienia�y. On nie odrywa� oczu od pistoletu. Po kilku d�ugich minutach szybko i na palcach wr�ci�em na g�r� i uda�em, �e dopiero od niedawna by�em w domu. Gdy zn�w zszed�em do piwnicy, pistolet znik�. Przez tydzie� nie odchodzi�em od ojca na krok. Teraz wszed�em przez rozsuwane szklane drzwi. � Cze�� � powiedzia�em. Odwr�ci� si� z szerokim u�miechem. Dla mnie mia� go zawsze. � Cze��, Will � rzek� z czu�o�ci� w chrapliwym g�osie. Ojciec zawsze u�miecha� si� na nasz widok. Zanim to wszystko si� sta�o, ojciec cieszy� si� popularno�ci�. Ludzie lubili go. By� przyjacielski i godny zaufania, chocia� raczej szorstki, co nie zra�a�o, przeciwnie. Nawet je�li mia� u�miech dla wszystkich, nie by�o to wa�ne. To rodzina by�a ca�ym jego �wiatem. Nic poza tym si� nie liczy�o. K�opoty innych ludzi, nawet przyjaci�, niespecjalnie go wzrusza�y. Usiad�em w fotelu naprzeciwko ojca, nie wiedz�c, jak zacz��. Odetchn��em kilka razy i us�ysza�em, �e on zrobi� to samo. Przy nim czu�em si� cudownie bezpiecznie. M�g� by� starszy i s�abszy, a ja wy�szy i silniejszy, ale wiedzia�em, �e w razie potrzeby bez namys�u przyj��by wymierzony we mnie cios. Mia�em �wiadomo��, �e usun��bym si� na bok i bym mu na to pozwoli�. � Powinienem odci�� t� ga��� � rzek�, wskazuj�c palcem w mrok. Niczego nie zdo�a�em tam dostrzec. � Taak � mrukn��em. We wpadaj�cym przez szklane drzwi �wietle by�o wida� profil ojca. Przeszed� mu gniew i wr�ci�o przygn�bienie. Czasem my�l�, �e po �mierci Julii usi�owa� przyj�� na siebie ten cios, ale nie zdo�a� utrzyma� si� na nogach. W jego oczach wci�� widnia�o zaskoczenie, jak u cz�owieka, kt�ry zosta� niespodziewanie uderzony w brzuch i nie wie za co. � Dobrze si� czujesz? � zapyta�. Standardowe pytanie, kt�rym zaczyna� ka�d� rozmow�. � �wietnie. To znaczy, nie, ale... � Ojciec machn�� r�k�. � Tak, g�upio zapyta�em. Zamilkli�my. Zapali� papierosa. Nigdy nie pali� w domu. Ze wzgl�du na dobro dzieci i w og�le. Zaci�gn�� si�, a potem, jakby nagle sobie o tym przypomnia�, spojrza� na mnie i zdusi� butem niedopa�ek. � Nie ma sprawy � powiedzia�em. � Uzgodnili�my z twoj� matk�, �e nigdy nie b�d� pali� w domu. Nie sprzecza�em si� z nim. Splot�em d�onie i po�o�y�em je na kolanach. Potem ruszy�em do natarcia. � Mama wyzna�a mi co� przed �mierci�. � Zerkn�� na mnie. � Powiedzia�a, �e Ken wci�� �yje. Ojciec zdr�twia�, ale tylko na moment. Na jego ustach pojawi� si� smutny u�miech. � To przez lekarstwa, Will. � Ja te� tak my�la�em � z pocz�tku. � A teraz? Wpatrywa�em si� w jego twarz, szukaj�c �ladu k�amstwa. Oczywi�cie, kr��y�y plotki. Ken nie by� bogaty. Wielu zastanawia�o si�, sk�d m�j brat wzi�� pieni�dze na to, �eby tak d�ugo si� ukrywa�. Moim zdaniem po prostu ich nie mia� i tamtej nocy on te� zgin��. Inni ludzie uwa�ali, �e moi rodzice wysy�ali mu pieni�dze. Wzruszy�em ramionami. � Zastanawiam si�, dlaczego powiedzia�a to po tylu latach. � To przez lekarstwa � powt�rzy�. � By�a umieraj�ca, Will. Druga cz�� odpowiedzi wydawa�a si� zawiera� tak wiele tre�ci. Milcza�em chwil�, a potem zapyta�em: � S�dzisz, �e Ken �yje? � Nie � odrzek� i odwr�ci� g�ow�. � Czy mama co� ci m�wi�a? � O twoim bracie? � Tak. � Mniej wi�cej to samo, co tobie. � �e Ken �yje? � Tak. � Powiedzia�a co� jeszcze? Ojciec wzruszy� ramionami. � �e on nie zabi� Julie. M�wi�a, �e wr�ci�by, ale najpierw musi co� za�atwi�. � Co takiego? � Nie wiedzia�a, co m�wi, Will. � Zapyta�e� j�? � Oczywi�cie. Po prostu majaczy�a. Ju� mnie nie s�ysza�a. � Uspokoi�em j�, �e wszystko b�dzie dobrze. Znowu odwr�ci� g�ow�. Zastanawia�em si�, czy pokaza� mu fotografi� Kena, ale postanowi�em tego nie robi�. Chcia�em dobrze to przemy�le�, zanim ruszymy tym tropem. � Uspokoi�em j�, �e wszystko b�dzie dobrze � powt�rzy�. Przez rozsuwane szklane drzwi widzia�em jeden z tych sze�cian�w z kolorowymi zdj�ciami, sp�owia�ymi na s�o�cu. W pokoju nie by�o �adnych nowych zdj��. W naszym domu czas zatrzyma� si� jedena�cie lat temu jak zegar z tej starej piosenki, kt�ry stan�� po �mierci dziadka. � Zaraz wr�c� � rzek� ojciec. Patrzy�em, jak wstaje i odchodzi, a� wydawa�o mu si�, �e ju� nikt go nie widzi. Ja jednak dostrzega�em jego sylwetk� w ciemno�ci. Opu�ci� g�ow�. Ramiona zacz�y mu dr�e�. Chyba nigdy nie widzia�em, �eby m�j ojciec p�aka�. Teraz te� nie chcia�em na to patrze�. Odwr�ci�em si� i przypomnia�em sobie inn� fotografi�, kt�r� spostrzeg�em na g�rze: ukazuj�c� moich rodzic�w na pok�adzie statku, opalonych i szcz�liwych. By� mo�e on r�wnie� o niej my�la�. Kiedy obudzi�em si� p�no w nocy, Sheili nie by�o w ��ku. Usiad�em i zacz��em nas�uchiwa�. Cisza. Przynajmniej w mieszkaniu. S�ysza�em typowy o tak p�nej porze cichy szum samochod�w jad�cych ulic�, kt�ra bieg�a poni�ej. Spojrza�em na drzwi �azienki. Nie pali�o si� w niej �wiat�o. W ca�ym mieszkaniu by�o ciemno. Zamierza�em j� zawo�a�, lecz nie chcia�em zak��ca� panuj�cej wok� ciszy. Wy�lizgn��em si� z ��ka. Pod stopami poczu�em grub� wyk�adzin�, cz�sto u�ywan� w wie�owcach do t�umienia odg�os�w z g�ry i z do�u. Mieszkanie by�o niedu�e, zaledwie dwupokojowe. Boso podszed�em do drzwi i zajrza�em do saloniku. Sheila siedzia�a na parapecie i spogl�da�a na ulic�. Spojrza�em na jej plecy, na �ab�dzi� szyj�, cudowne ramiona i na w�osy sp�ywaj�ce po ich bia�ej sk�rze. Ten widok zn�w mnie poruszy�. Nasz zwi�zek jeszcze nie wyszed� z fazy pierwszego zauroczenia, kiedy za ka�dym razem pragnie si� przebiec przez park, �eby jak najszybciej zobaczy� ukochan�, i �ciskania w do�ku na jej widok. Wcze�niej tylko raz by�em zakochany. Bardzo dawno temu. � Hej � powiedzia�em. Obr�ci�a si�, tylko troch�, ale to wystarczy�o. Mia�a �zy na policzkach. Widzia�em, jak sp�ywaj� w blasku ksi�yca. P�aka�a cicho, bez szloch�w, �ka� czy cho�by przeci�g�ych westchnie�. Tylko roni�c �zy. Sta�em w drzwiach i zastanawia�em si�, co powinienem zrobi�. � Sheila? Na naszej drugiej randce zademonstrowa�a sztuczk� karcian�. Kaza�a mi wybra� dwie karty i wepchn�� je w �rodek talii. Potem rzuci�a ca�� tali� na pod�og� � opr�cz tych dw�ch wybranych przeze mnie kart. U�miechn�a si� szeroko, pokazuj�c mi je. Odpowiedzia�em u�miechem. To by�o... jak to okre�li�? Pocieszne. Sheila by�a pocieszna. Lubi�a sztuczki karciane, wi�niowy Cool�Aid i boys bandy. �piewa�a arie operowe, po�era�a ksi��ki i p�aka�a, ogl�daj�c mydlane opery. Potrafi�a �wietnie na�ladowa� g�osy Homera Simpsona i pana Burnsa, chocia� Smithers i Apu nie wychodzili jej ju� tak dobrze. Przede wszystkim lubi�a ta�czy�. Uwielbia�a zamyka� oczy, oprze� g�ow� na moim ramieniu i podda� si� rytmowi. � Przepraszam, Will � powiedzia�a, nie odwracaj�c g�owy. Za co? � zdziwi�em si�. � Nie odrywa�a oczu od okna. � Wracaj do ��ka. Przyjd� za kilka minut. Chcia�em zosta� lub powiedzie� jej co� pocieszaj�cego. Nie wiedzia�em co. W tym momencie by�a nieosi�galna. Co� j� dr�czy�o. Nierozwa�ny gest lub s�owa mog�y okaza� si� zb�dne albo nawet szkodliwe. Przynajmniej tak s�dzi�em. Dlatego pope�ni�em ogromny b��d. Wr�ci�em do ��ka i czeka�em. Sheila nie przysz�a. 3 Las Vegas, Nevada Morty Meyer le�a� na wznak na ��ku, pogr��ony we �nie, kiedy kto� przycisn�� mu luf� do czo�a. � Zbud� si� � powiedzia� g�os. Morty szeroko otworzy� oczy. W sypialni by�o ciemno. Pr�bowa� unie�� g�ow�, ale nie m�g�. Zerkn�� w kierunku pod�wietlanej tarczy radiowego budzika, stoj�cego na nocnym stoliku. Zegara nie by�o. Teraz przypomnia� sobie, �e nie ma go ju� od lat. Od �mierci Leah. Od kiedy sprzeda� tamten wielopokojowy apartament. � Hej, ja jestem zgodliwy facet � powiedzia� Morty. Wszyscy o tym wiedz�. � Wstawaj. M�czyzna zabra� bro�. Morty podni�s� g�ow�. Oczy oswoi�y mu si� ju� z ciemno�ci� i dostrzeg� mask� na jego twarzy. Przypomnia� sobie nadawane przez radio odcinki Cienia, kt�rych s�ucha� jako dziecko. � Czego chcesz? � Potrzebuj� twojej pomocy, Morty. � Znamy si�? � Wsta�. Morty us�ucha�. Spu�ci� nogi z ��ka. Kiedy si� podni�s�, zakr�ci�o mu si� w g�owie. Zatoczy� si�. Pijacki szum w g�owie powoli cich�, lecz kac ju� r�s� w si�� jak nadci�gaj�cy sztorm. � Gdzie twoja torba medyczna? � spyta� nocny go��. Morty poczu� g��bok� ulg�. A wi�c o to chodzi. Usi�owa� zlokalizowa� ran�, ale by�o zbyt ciemno. � Ciebie mam po�ata�? � zapyta�. � Nie. Zostawi�em j� w piwnicy. � J�? Morty si�gn�� pod ��ko i wyci�gn�� sk�rzan� torb� medyczn�. By�a stara i sfatygowana. Z�ota, l�ni�ca tabliczka z jego inicja�ami ju� dawno z niej znik�a. Zamek si� nie zapina�. Leah kupi�a mu j� przed czterdziestu laty, kiedy sko�czy� medycyn� na Columbia University. Potem przez ponad trzydzie�ci lat by� internist�. Wychowali z Leah trzech ch�opc�w. Teraz tkwi�, prawie siedemdziesi�cioletni, w ciasnej norze, b�d�c niemal wszystkim winien pieni�dze i przys�ugi. Hazard. Oto zgubny na��g Morty'ego. Przez ca�e lata by� umiarkowanym hazardzist�. Zbrata� si� z gro�nym demonem, lecz trzyma� go na wodzy. W ko�cu jednak demon go dopad�. Zawsze tak jest. Niekt�rzy twierdzili, �e g��wn� przyczyn� by�a �mier� Leah. Mo�e to prawda. Kiedy umar�a, nie mia� ju� powodu, aby dalej walczy�. Pozwoli�, �eby demon wbi� w niego szpony i go zniszczy�. Straci� wszystko, w��cznie z prawem wykonywania zawodu. Przeprowadzi� si� na Zachodnie Wybrze�e, do tej nory. Gra� prawie co noc. Jego synowie, wszyscy ju� doro�li i maj�cy rodziny, przestali do niego dzwoni�. Obwiniali go o �mier� matki. M�wili, �e przez niego zestarza�a si� przedwcze�nie. Pewnie mieli racj�. � Pospiesz si� � powiedzia� m�czyzna. � Dobrze. Zeszli do piwnicy. Pali�o si� �wiat�o. W tym budynku, b�d�cym jego g�wnian� now� siedzib�, kiedy� znajdowa�o si� przedsi�biorstwo pogrzebowe. Morty wynaj�� mieszkanie na parterze. Dzi�ki temu m�g� korzysta� z piwnicy, w kt�rej kiedy� przechowywano i balsamowano cia�a. W k�cie pomieszczenia sta�a zardzewia�a zje�d�alnia, niczym nier�ni�ca si� od tych, kt�re znajduj� si� na placach zabaw. Spuszczano po niej zw�oki przywiezione na parking z ty�u domu. �ciany by�y wy�o�one kafelkami, chocia� niekt�re z nich po latach poodpada�y. Kran trzeba by�o odkr�ca� obc�gami. W powietrzu nadal unosi� si� trupi od�r, jak duch, kt�ry nie chce opu�ci� zamczyska. Ranna le�a�a na metalowym stole. Morty ju� na pierwszy rzut oka stwierdzi�, �e stan jest powa�ny. Odwr�ci� si� do m�czyzny, kt�ry powiedzia�: � Pom� jej. Morty'emu nie spodoba� si� ton jego g�osu. S�ysza� w nim gniew, owszem, ale przede wszystkim rozpacz, tak �e te s�owa zabrzmia�y prawie b�agalnie. � To nie wygl�da dobrze � rzek� Morty. M�czyzna przycisn�� mu luf� do piersi. � Je�li ona umrze, to ty te�. Morty prze�kn�� �lin�. Jasne jak s�o�ce. Podszed� do pacjentki. W ci�gu ostatnich lat mia� tu wielu m�czyzn, ale po raz pierwszy znalaz�a si� kobieta. W�a�nie w taki spos�b zarabia� na swoje p�ycie: �ataniem podziurawionych bandzior�w. Gdyby z ran� k�ut� lub postrza�ow� zjawili si� w pogotowiu, dy�urny lekarz musia�by zg�osi� to na policji. Dlatego przychodzili do prowizorycznego szpitala Morty'ego. Wr�ci� my�l� do zasad selekcjonowania rannych, wyk�adanych na studiach. Podstawy zawodu. Dro�no�� dr�g oddechowych, oddech, kr��enie. Pacjentka oddycha�a z trudem i mia�a s�abe t�tno. � Ty j� tak urz�dzi�e�? M�czyzna nie odpowiedzia�. Morty stara� si�, jak m�g�. G��wnie pozszywa�. Ustabilizuj jej stan, my�la�. Ustabilizuj i pozb�d� si� ich. Kiedy sko�czy�, m�czyzna ostro�nie wzi�� kobiet� na r�ce. � Je�li pi�niesz... � Nie tacy mi grozili. M�czyzna pospiesznie wyszed�, nios�c kobiet�. Morty zosta� w piwnicy. Po tym nag�ym przebudzeniu mia� nerwy w strz�pach. Westchn�� i postanowi� wr�ci� do ��ka. Jednak zanim wszed� na schody, Morty Meyer pope�ni� straszliwy b��d. Wyjrza� przez okienko. M�czyzna zani�s� kobiet� do samochodu. Ostro�nie, niemal czule, po�o�y� j� na tylnym siedzeniu. Nagle Morty dostrzeg� jeszcze co�, a raczej kogo�. Zmru�y� oczy i przeszed� go zimny dreszcz. Na tylnym siedzeniu samochodu by� jeszcze kto�, kto zdecydowanie nie powinien tu by�. Morty odruchowo si�gn�� po telefon, ale zamar�, nie podni�s�szy s�uchawki. Do kogo mia�by zadzwoni�? I co by powiedzia�? Zamkn�� oczy i wzi�� si� w gar��. Wszed� po schodach na g�r�. Wgramoli� si� do ��ka i nakry� po szyj�. Wbi� wzrok w sufit i pr�bowa� zapomnie�. 4 Sheila zostawi�a mi kr�tki i s�odki li�cik: Kocham ci�, zawsze S Nie wr�ci�a do ��ka. Zak�ada�em, �e sp�dzi�a reszt� nocy, wygl�daj�c przez okno. W mieszkaniu by�o cicho i tylko oko�o pi�tej us�ysza�em, jak opu�ci�a mieszkanie. Wyj�cie o tak wczesnej porze nie by�o dla niej niczym niezwyk�ym. Sheila nale�a�a do rannych ptaszk�w, z rodzaju tych przypominaj�cych mi stare wojskowe powiedzenie, �e �o�nierz wi�cej zrobi do dziewi�tej rano ni� wi�kszo�� ludzi przez ca�y dzie�. Znacie ten typ: czujesz si� przy nim jak le� i kochasz go za to. Sheila powiedzia�a mi raz � i tylko raz � �e przyzwyczai�a si� do rannego wstawania przez lata pracy na farmie. Kiedy pr�bowa�em pyta� o szczeg�y, natychmiast zamkn�a si� w sobie. Przesz�o�� oddziela�a linia nakre�lona na piasku. Przekroczenie grozi�o �mierci� lub kalectwem. Jej zachowanie bardziej mnie zaskoczy�o, ni� zaniepokoi�o. Wzi��em prysznic i ubra�em si�. Zdj�cie mojego brata schowa�em do szuflady biurka. Teraz je wyj��em i przygl�da�em mu si� przez d�u�sz� chwil�. Czu�em ucisk w piersi. Mia�em kompletny zam�t w g�owie, ale wy�ania�a si� z niego tylko jedna my�l: Ken jako� zdo�a� zwia�. By� mo�e zastanawiacie si�, dlaczego przez te wszystkie lata by�em pewien, �e zgin��. Przyznaj�, �e g��wnie z powodu nadziei pomieszanej ze �lep� wiar�. Kocha�em mojego brata i zna�em go. Ken nie by� doskona�y. Szybko wpada� w gniew i uwielbia� konfrontacje. By� zamieszany w co� niedobrego. Jednak nie by� morderc�. Tego by�em pewien. Teoria rodziny Klein�w opiera�a si� na czym� wi�cej ni� na �lepej wierze. Po pierwsze, w jaki spos�b Ken zdo�a� tak d�ugo si� ukrywa�? Mia� w banku tylko osiemset dolar�w. Sk�d wzi�� fundusze na wymykanie si� z r�k sprawiedliwo�ci? Jaki m�g� mie� pow�d, �eby zabija� Julie? Dlaczego ani razu nie skontaktowa� si� z nami przez jedena�cie lat? Czemu by� taki spi�ty, kiedy po raz ostatni przyjecha� do domu? Dlaczego zwierzy� mi si�, �e grozi mu niebezpiecze�stwo? I dlaczego nie zmusi�em go, �eby powiedzia� mi co� wi�cej? Jednak najbardziej mia�d��cym dowodem � lub budz�cym najwi�ksze w�tpliwo�ci, zale�nie od punktu widzenia � by�y �lady krwi znalezione na miejscu zbrodni. Niekt�re nale�a�y do Kena. Du�� plam� znaleziono w piwnicy, a ma�e krople pozostawi�y trop ci�gn�cy si� po schodach i do drzwi. Nast�pna du�a plama znajdowa�a si� pod krzakiem na podw�rzu domu Miller�w. Rodzina Klein�w zak�ada�a, �e tam prawdziwy morderca zabi� Julie i ci�ko (zapewne �miertelnie) zrani� mojego brata. Policja mia�a prostsz� teori�: Julie si� broni�a. By�a jeszcze jedna poszlaka, kt�ra potwierdza�a teori� naszej rodziny. Ja j� dostarczy�em i chyba dlatego nikt powa�nie nie wzi�� jej pod uwag�. Rzecz w tym, �e tamtej nocy widzia�em jakiego� m�czyzn�, kr�c�cego si� w pobli�u domu Miller�w. Jak ju� powiedzia�em, policjanci i dziennikarze nie zwr�cili na to uwagi � przecie� by�em bezpo�rednio zainteresowany w oczyszczeniu mojego brata z zarzut�w � ale musz� o tym wspomnie�, �eby wyja�ni�, dlaczego nie wierzyli�my w win� Kena. Nie mieli�my innego wyj�cia. Mogli�my pogodzi� si� z my�l�, �e m�j brat bez powodu zamordowa� �liczn� dziewczyn�, a potem, nie dysponuj�c �rodkami, zdo�a� ukrywa� si� przez jedena�cie lat, pomimo rozg�osu nadanego tej sprawie przez media oraz intensywnych poszukiwa�, prowadzonych przez policj�. Mogli�my te� wierzy�, �e uprawia� seks z Julie Miller (na co wskazywa�y dowody), wpakowa� si� w k�opoty i obawia� si� kogo�, by� mo�e osobnika, kt�rego widzia�em tamtej nocy na Coddington Terrace, a ten kto� upozorowa� jego win� i postara� si� o to, by cia�a Kena nigdy nie znaleziono. Nie twierdz�, �e tak to si� odby�o. Znali�my jednak Kena. Nie zrobi�by tego, o co go oskar�ano. C� wi�c si� sta�o? Niekt�rzy byli sk�onni przyzna� nam racj�, ale byli to g��wnie stukni�ci zwolennicy teorii spiskowych z gatunku tych, co to uwa�aj�, �e Elvis i Jimmi Hendrix opalaj� si� na jednej z wysp archipelagu Fid�i. Telewizja potraktowa�a j� tak lekcewa��co, �e cz�owiek dziwi� si�, �e telewizor nie zanosi si� drwi�cym �miechem. Z czasem przesta�em zaciekle stawa� w obronie Kena. Chocia� mo�e to zabrzmi samolubnie, ale chcia�em �y�, pracowa� w wybranym zawodzie. Nie chcia�em by� bratem poszukiwanego zbieg�ego mordercy. Jestem pewien, �e w Covenant House mieli zastrze�enia do mojej kandydatury. Jak mo�na mie� im to za z�e? Chocia� jestem naczelnym dyrektorem, moje nazwisko nie figuruje w nag��wkach pism. Nigdy nie pojawiam si� na imprezach organizowanych w celu zebrania funduszy. Pracuj� za kulisami i przewa�nie bardzo mi to odpowiada. Ponownie spojrza�em na zdj�cie tak znajomego, a zarazem zupe�nie nieznanego mi cz�owieka. Czy matka mog�a ukrywa� prawd� przez tyle lat? Mo�e pomaga�a Kenowi, a ojcu i mnie powiedzia�a, �e on nie �yje? Kiedy zastanawia�em si� nad tym, doszed�em do wniosku, �e matka by�a najzagorzalsz� or�downiczk� teorii Kena�ofiary. Czy�by przez ca�y czas posy�a�a mu pieni�dze? Czy od pocz�tku wiedzia�a, gdzie si� ukry�? By�o o czym rozmy�la�. Oderwa�em wzrok od zdj�cia i otworzy�em kuchenn� szafk�. Ju� zdecydowa�em, �e tego ranka nie pojad� do Livingston. Na sam� my�l o sp�dzeniu jeszcze jednego dnia w cichym jak grobowiec rodzinnym domu przeszed� mnie dreszcz. Ponadto chcia�em wr�ci� do pracy. By�em pewien, �e matka nie tylko zrozumia�aby, ale wr�cz do tego by mnie zach�ca�a. Tak wi�c przygotowa�em talerz p�atk�w Golden Grahams i zadzwoni�em na numer poczty g�osowej Sheili. Nagra�em si�, m�wi�c, �e j� kocham, i poprosi�em, �eby do mnie zatelefonowa�a. Moje mieszkanie, a teraz nasze mieszkanie, znajduje si� na skrzy�owaniu Dwudziestej Czwartej i Dziewi�tej Alei, niedaleko hotelu Chelsea. Zazwyczaj przechodz� pieszo te siedemna�cie kwarta��w dziel�cych mnie od Covenant House, znajduj�cego si� na p�nocy, przy Czterdziestej Pierwszej, niedaleko autostrady West Side. Kiedy� by�a to znakomita lokalizacja dla schroniska dla m�odocianych, zanim oczyszczono Czterdziest� Drug�, bastion bij�cej w oczy deprawacji. Ta ulica by�a istnymi wrotami piekie�, bazarem groteskowo wynaturzonej mi�o�ci. Przechodnie i tury�ci mijali na niej prostytutki, diler�w, alfons�w, sex shopy, kina porno i wypo�yczalnie wideo, tak �e zanim dotarli do ko�ca, albo dawali si� skusi�, albo pragn�li jak najszybciej wzi�� prysznic i p�j�� do lekarza po penicylin�. Moim zdaniem ta perwersja by�a tak ohydna i przygn�biaj�ca, �e wprost odbiera�a ochot� na seks. Mam takie same potrzeby i odruchy jak wi�kszo�� znanych mi facet�w. Nigdy jednak nie rozumia�em, co poci�gaj�cego mo�na zobaczy� w brudnej i bezz�bnej narkomance. Paradoksalnie, policja znacznie utrudni�a nam prac�, robi�c tam porz�dek. Przed tym wiedzieli�my, gdzie pojecha� furgonetk� Covenant House. Zbiegli z dom�w m�odociani stali na ulicy i byli dobrze widoczni. Potem nasze zadanie nie by�o ju� takie �atwe. Co gorsza, wcale nie wypleniono z�a, tylko zmuszono je do zej�cia w podziemie. Tak zwani porz�dni ludzie, ci wspomniani przeze mnie przechodnie i tury�ci, ju� nie byli nara�eni na ogl�danie zas�oni�tych witryn z napisami TYLKO DLA DOROS�YCH lub ob�a��cych z farby markiz z reklamami film�w o takich tytu�ach jak Fiko�ki Charliego lub Cz�onek zwany koniem. Plugastwa jednak nie da si� ca�kiem wypleni�. Ono jest jak karaluch. Zawsze przetrwa. Zejdzie pod ziemi� lub si� ukryje. Ukryte plugastwo pozostaje gro�ne. Kiedy jest dobrze widoczne, mo�na nim gardzi� i czu� si� lepszym. Ludzie tego potrzebuj�. Niekt�rzy wr�cz nie mog� bez tego �y�. Inn� zalet� nieskrywanego plugastwa docenicie, je�li odpowiecie sobie na pytanie, czy woleliby�cie odpiera� frontalny atak, czy walczy� z niebezpiecze�stwem czaj�cym si� jak w�� w wysokiej trawie? I wreszcie, chocia� mo�e zanadto si� w to wg��biam, nie mo�na mie� frontu bez ty�u, a g�ry bez do�u, tak wi�c wcale nie jestem przekonany, �e �wiat�o mo�e istnie� bez mroku, czysto�� bez brudu, a dobro bez z�a. Nie zareagowa�em na pierwszy klakson. Mieszkam w Nowym Jorku. Tutaj r�wnie dobrze m�g�by� pr�bowa� nie zamoczy� si� przy p�ywaniu, jak przej�� przez ulic�, nie nara�aj�c si� na obtr�bienie przez w�ciek�ych kierowc�w. Tak wi�c obejrza�em si� dopiero wtedy, gdy us�ysza�em znajomy g�os: � Hej, dupku! Furgonetka Covenant House z piskiem zatrzyma�a si� przy kraw�niku. Za kierownic� siedzia� Squares. Opu�ci� szyb� i zdj�� okulary. � Wsiadaj � powiedzia�. Otworzy�em drzwiczki i wskoczy�em. W �rodku �mierdzia�o papierosami, potem i przyprawami z kanapek, kt�re rozdajemy co wiecz�r. Wyk�adzina by�a pokryta plamami przer�nej wielko�ci i koloru. Schowek na r�kawiczki by� tylko pust� dziur�. Spr�yny foteli si� roz�azi�y. Squares patrzy� przed siebie. � Co ty wyprawiasz, do diab�a? � spyta�. � Id� do pracy. � Po co? � W ramach terapii. Squares skin�� g�ow�. Przez ca�� noc je�dzi� furgonetk�, niczym anio� zemsty, szukaj�c dzieci potrzebuj�cych pomocy. Nie wydawa� si� wyko�czony, ale te� nigdy nie wygl�da� kwitn�co. Mia� d�ugie w�osy, jak cz�onkowie zespo�u Aerosmith w latach osiemdziesi�tych, z przedzia�kiem na �rodku i nieco t�uste. Nie przypominam sobie, �ebym kiedy� widzia� go g�adko ogolonego, ale nigdy nie mia� brody ani cho�by modnej szczeciny w stylu Miami Vice. W tych miejscach, kt�rych nie zas�ania� zarost, widnia�y �lady po ospie. Jego buciory mia�y starte zel�wki. D�insy wygl�da�y jak zdeptane na prerii przez bizona i by�y zbyt szerokie w pasie, co nadawa�o mu ten zawsze po��dany wygl�d zapracowanego fachowca. Za podwini�ty r�kaw koszuli wetkn�� paczk� cameli. Z�by mia� po��k�e od nikotyny. � Wygl�dasz jak kupa g�wna � powiedzia�. � W twoich ustach to komplement. To mu si� spodoba�o. Nazywali�my go Squares w skr�cie od czterech kwadrat�w wytatuowanych na czole. By�y to zwyczajne cztery kwadraciki, trzy centymetry na trzy, przypominaj�ce ma�e boiska do gry w klasy, jakie wci�� widuje si� na placach zabaw dla dzieci. Teraz, kiedy Squares by� wzi�tym instruktorem jogi, prowadzi� kilka szk� i nagra� kursy na kasety wideo, wi�kszo�� ludzi zak�ada�a, �e ten tatua� to jaki� symbol maj�cy znaczenie dla wyznawc�w hinduizmu. Akurat! Kiedy� by�a to swastyka. Potem doda� do niej cztery kreski, zamykaj�c kwadrat. Trudno mi to sobie wyobrazi�. Ze wszystkich moich znajomych Squares ma chyba najmniej uprzedze�. Jest tak�e moim najlepszym przyjacielem. I kiedy powiedzia� mi, w jaki spos�b powsta� ten tatua�, by�em przera�ony i wstrz��ni�ty. Nie mia� zwyczaju wyja�nia� i przeprasza� i, podobnie jak Sheila, nigdy nie m�wi� o swojej przesz�o�ci. Odtworzy�em j� z fragmentarycznych relacji innych os�b. Teraz lepiej to rozumiem. � Dzi�ki za kwiaty � powiedzia�em. Squares milcza�. � I za to, �e przyszed�e� na pogrzeb � doda�em. Przywi�z� furgonetk� grupk� znajomych z Covenant House. Nie licz�c cz�onk�w rodziny, byli prawie jedynymi uczestnikami konduktu. � Z Sunny by� wspania�y cz�owiek. � Taak. Po chwili Squares doda�: � Co za g�wniana sprawa. � Dzi�ki, �e mi to m�wisz. � Jezu, chc� tylko powiedzie�, �e prawie nikt nie przyszed�. � Ty to potrafisz pocieszy�, Squares. Dzi�ki, cz�owieku. � Potrzebujesz pociechy? Zrozum: ludzie to dupki. � Po�ycz mi d�ugopis, to sobie zapisz�. Cisza. Squares zatrzyma� si� na �wiat�ach i zerkn�� na mnie przekrwionymi oczami. Odwin�� r�kaw i wyj�� paczk� papieros�w. � Powiesz mi, co si� sta�o? � Dzie� jak co dzie�, no nie? Tylko umar�a mi matka. � No dobra � rzek�. � Wal. Zapali�o si� zielone �wiat�o. Furgonetka ruszy�a. Przed oczami stan�� mi obraz mojego brata. � Squares? � S�ucham. � My�l�, �e m�j brat wci�� �yje. Squares nie odpowiedzia� od razu. Wyj�� z paczki papierosa i w�o�y� go do ust. � Niez�a epifania � mrukn��. � Epifania � pokiwa�em g�ow�. � Chodzi�em na kursy wieczorowe � wyja�ni�. � Sk�d ta nag�a zmiana zdania? Wjecha� na ma�y parking Covenant House. Kiedy� parkowali�my na ulicy, ale ludzie w�amywali si� do furgonetki i w niej spali. Oczywi�cie nie wzywali�my policji, ale koszty wstawiania wybitych szyb i zepsutych zamk�w by�y zbyt wysokie. Przez jaki� czas nie zamykali�my samochodu, �eby ch�tni mogli wej��. Rano pierwszy przychodz�cy do pracy stuka� w karoseri�. Nocni lokatorzy rozumieli, w czym rzecz, i zmykali. Ten eksperyment r�wnie� musieli�my przerwa�. Furgonetka przesta�a nadawa� si� do u�ytku. Oszcz�dz� wam obrazowych opis�w. Bezdomni nie zawsze s� przyjemni � wymiotuj�, brudz�, cz�sto nie s� w stanie doj�� do ubikacji. Wystarczy. Wci�� siedz�c w furgonetce, zastanawia�em si�, od czego zacz��. � Pozw�l, �e zadam ci pytanie. Czeka�. � Nigdy nie m�wi�e� mi, co twoim zdaniem sta�o si� z moim bratem. � To jest pytanie? � Raczej spostrze�enie. Teraz pytanie: dlaczego? � Dlaczego nigdy nie m�wi�em, co wed�ug mnie sta�o si� z twoim bratem? � Tak.. Squares wzruszy� ramionami. � Nigdy nie pyta�e�. � Wiele o tym rozmawiali�my. Zn�w wzruszenie ramion. � No dobra, pytam teraz. Uwa�a�e�, �e on �yje? � Zawsze. � Tak po prostu. � Przez ca�y czas, kiedy przytacza�em niezbite argumenty dowodz�ce, �e to niemo�liwe... � Zastanawia�em si�, kogo chcesz przekona�: mnie czy siebie. � A ty tego nie kupowa�e�? � Nie � odpar� Squares. � Nigdy. � Ale si� ze mn� nie spiera�e�. Mocno zaci�gn�� si� papierosem. � Twoje z�udzenia wydawa�y si� nieszkodliwe. � B�ogos�awiona nie�wiadomo��, tak? � Przewa�nie tak. � Przecie� poda�em ci kilka niezbitych argument�w. � Ty tak uwa�asz. � A ty nie? � Ja nie � odpar� Squares. � My�la�e�, �e tw�j brat nie mia� pieni�dzy, �eby si� ukrywa�, ale na to nie potrzeba forsy. � Sp�jrz na uciekinier�w z dom�w, kt�rych spotykamy codziennie. Gdyby kt�ry� z nich naprawd� chcia� znikn��, bach, i ju� go nie ma. � Za �adnym z nich nie prowadzi si� szeroko zakrojonych poszukiwa�. � Szeroko zakrojonych poszukiwa� � powt�rzy� Squares z czym� bliskim niesmaku. � S�dzisz, �e ka�dy gliniarz na �wiecie budzi si� z my�l� o twoim bracie? Ten argument by� przekonuj�cy, szczeg�lnie teraz, kiedy zda�em sobie spraw� z tego, �e Ken m�g� otrzymywa� finansow� pomoc od matki. � On nikogo nie zabi�. � G�wno prawda. � Nie znasz go. � Jeste�my przyjaci�mi, prawda? � Prawda. � Wierzysz, �e pali�em krzy�e i krzycza�em �Heil Hitler"? � To co innego. � Nie, wcale nie. � Wysiedli�my z furgonetki. � I kiedy� zapyta�e� mnie, dlaczego nie pozby�em si� tatua�u, pami�tasz? Kiwn��em g�ow�. � A ty powiedzia�e�, �ebym si� odpieprzy�. � Racja. To fakt, �e mog�em go usun�� laserem lub w jaki� bardziej wymy�lny spos�b. Zostawi�em go, �eby mi przypomina�. � O czym? O przesz�o�ci? Squares b�ysn�� ��tymi z�bami. � O mo�liwo�ci. � Nie wiem, co przez to rozumiesz. � Bo jeste� beznadziejny. � M�j brat nigdy by nie zgwa�ci� i nie zamordowa� niewinnej kobiety. � W niekt�rych szko�ach jogi ka�� recytowa� mantry rzek� Squares. � Powtarzanie czego� w k�ko nie oznacza, �e to prawda. � Wyg�aszasz dzi� cholernie g��bokie my�li � zauwa�y�em. � A ty zachowujesz si� jak dupek. � Zgasi� papierosa. Powiesz mi wreszcie, dlaczego zmieni�e� zdanie? Byli�my ju� blisko wej�cia. � W moim gabinecie � odpar�em. Umilkli�my, wchodz�c do �rodka. Ludzie spodziewaj� si� nory, a nasze schronisko wcale takie nie jest. Zak�adamy, �e powinno by� miejscem, w kt�rym chcieliby�cie zasta� w�asne dzieci, gdyby wpad�y w tarapaty. To stwierdzenie w pierwszej chwili zaskakuje ofiarodawc�w � gdy� wi�kszo�� z nich nie wyobra�a sobie konieczno�ci korzystania z pomocy charytatywnej organizacji � ale tak�e trafia im do przekonania. Squares i ja za