9770

Szczegóły
Tytuł 9770
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9770 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9770 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9770 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

HEZJOD TARCZA EDYCJA KOMPUTEROWA: WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL MAIL TO: [email protected] MMIII. ...Albo jak ta, co pa�ac i ziemi� ojczyst� rzuciwszy, przysz�a do Teb, zam�na za dzielnym Amfitryjonem, c�rka m��w przyw�dcy, Elektryjona, Alkmena; ona to rod przewy�sza�a niewie�ci - wszystkie kobiety � pi�knem oraz postaw�. Z �miertelnych, co z �miertelnymi �o�e dziel�, i rodz�, rozumem jej �adna nie r�wna. Jej spod brwi ciemnob��kitnych takim blaskiem oczy pa�a�y, jakim tylko rozb�yska z�ocista Afrodyta. Jednak�e w sercu swoim tak czci�a swego ma��onka, jak �adna z kobiet-niewiast nie czci�a nigdy swojego. M�� czcigodnego jej ojca pokona� i zamordowa� w sporze o stada byd�a; porzuci� ziemi� ojczyst�, ruszy�, b�agalnik, do Teb, do zbrojnych w tarcze Kadmej�w. Tu zamieszka� w pa�acu wraz ze sw� czyst� ma��onk� bez upragnionej mi�o�ci, bowiem nie wolno mu by�o pierwej do �o�a wst�pi� dziewczyny o pi�knych kostkach, zanim �mierci nie pom�ci� braci wspania�ych swej �ony oraz ogniem gwa�townym nie spali� do szcz�tu siedzib m��w dzielnych na Tafos, a tak�e Telebojczyk�w. Na to bowiem sam przysta� - bogowie byli �wiadkami; ba� si� ich gniewu i stara�, by jak najpr�dzej dokona� czynu tego wielkiego, a czyn ten Dzeus mu nakaza�. Za nim poszli spragnieni wojny i wrzawy bitewnej, gnaj�c konie, Beoci, dysz�cy spoza swych tarczy, z bliska walcz�cy Lokrowie, wielcy odwa�ni Fokeje. Wi�d� ich wszystkich do boju pot�ny syn Alkajosa, dumny z swych wojownik�w. Lecz Ojciec bog�w i ludzi inn� my�l snu� w swym sercu, bo chcia� dla bog�w i ludzi zatroskanych sp�odzi� obro�c� przed zagro�eniem. Ruszy� ze szczytu Olimpu, podst�p kryj�cy w swym sercu, po��daj�c mi�o�ci kobiety z pi�kn� przepask�, noc� Niebawem przyby� do Tyfaonion - st�d zaraz szczyt Fikionu osi�gn�� Dzeus o umy�le g��bokim. Siad� tu, w sercu obmy�la� dzie�a zaiste przedziwne, by ju� tej samej nocy z��czy� mi�o�nie si� w �o�u z pi�kn� Elektryjonid�, i spe�ni� swoje �yczenie. Nocy tej samej Amfitrion, w�dz i bohater przes�awny, dzie�a s�awnego dokona� i wr�ci� do swego pa�acu; nie chcia� nawiedza� s�ug ani pasterzy na polach, zanim wejdzie do �o�a ma��onki swej - taka ��dza opanowa�a serce pasterza wojownik�w. Jak gdy cz�owiek z rado�ci� umknie w�a�nie nieszcz�cia, ci�kiej choroby albo wi�z�w mu na�o�onych - tak wtedy Amfitryjon, trud sw�j przywi�d�szy do kresu, mile rozradowany wraca� do swego pa�acu. Ca�� noc le�a� u boku swojej czcigodnej ma��onki, m�g� si� nacieszy� darami z�ocistej Afrodyty. Ujarzmiona przez boga i m�a najdzielniejszego, w Tebach o siedmiu bramach zrodzi�a syn�w-bli�niak�w, niejednakowych jednak, bo chocia� byli rodzeni, jeden z nich by� gorszy, drugi za� du�o lepszy, silny oraz pot�ny - si�a Heraklesowa; jego powi�a podleg�a ciemnochmuremu Kronidzie, a Amfitryjon w��cznik by� ojcem Ifiklesa (bardzo r�ne potomstwo - jednego ze �miertelnikiem, a drugiego z Kronid�, co rz�dzi wszystkimi bogami). On to zabi� Kyknosa, dzielnego syna Aresa. Spotka� go w �wi�tym gaju Apolla, co godzi z daleka, by� z nim za� ojciec, Ares nigdy niesyty wojny. Zbroje obu b�yszcza�y jak blask p�on�cego ognia, stali na wozie; ziemi� depta�y szybkie ich konie, grzmi�c kopytami, wko�o �arzy� si� ob�ok kurzawy wci�� wzbijanej przez w�z pleciony i ko�skie kopyta; rydwan pi�knie zrobiony, okr�g�e okucia d�wi�cza�y z p�du koni. Radowa� si� Kyknos, �wietny bohater � my�la�, �e syna Dzeusa dzielnego oraz wo�nic� spi�em zabije, zedrze z nich wielce s�awny rynsztunek. Lecz nie wys�ucha� jego modlitwy Fojbos Apollon, przecie� to on nad niego wyni�s� moc Heraklesa. Ca�y za� gaj i o�tarz pagasajskiego Apolla b�yszcza� od zbroi strasznego boga i jego postaci; z oczu jego bi� ogie�. I kt�by wtedy si� wa�y�, b�d�c �miertelnikiem, wyst�pi� przeciwko niemu pr�cz Heraklesa oraz s�awnego Ijolaosa? Wielka by�a ich si�a i r�ce niezwyci�one, z bark stercz�ce nad cia� przepot�nymi cz�onkami. Tak wtedy rzek� do wo�nicy, dzielnego Ijolaosa: �Ijolaju herosie, najmilszy mi spo�r�d ludzi! Nie�miertelnych szcz�liwych, Olimp zamieszkuj�cych, Amfitryjon obrazi�, gdy przyby� do Teb wie�czonych, kiedy opu�ci� Tiryns, gr�d pi�knie wybudowany, zabi� Elektryjona w sporze o wo�y rogate. Do Kreona za� przyby�, Heniochy w peplos powiewnym; oni go dobrze przyj�li i obdarzyli, czym pragn��, jak si� godzi prosz�cym - czcili go z serca ca�ego. �y� tedy sobie pysznie z c�r� Elektryjona, pi�kn� swoj� ma��onk�; a my, gdy lata mija�y szybko, na �wiat przyszli�my, r�ni postaw� i my�l�: ojciec tw�j oraz ja. Dzeus jemu rozum odebra�, bo porzuciwszy sw�j dom i swoich rzuciwszy rodzic�w, ruszy�, a�eby uczci� Eurysteja godnego pogardy, n�dzny. Ile� to p�niej wyj�cze� mia� pod ci�arem losu swego? Lecz tego odwr�ci� nie by�o ju� mo�na. Mnie za� b�stwo zsy�a�o wci�� trudy nowe i ci�kie. Drogi m�j, pr�dko r�koma chwy� lejce purpurowe koni twych szybkonogich; a w sercu niech ro�nie odwaga, by� w�z szybki prowadzi� i r�cze i mocne konie i nie l�ka� si� zgie�ku Aresa, m��w zab�jcy, kt�ry teraz, szalony, wrzaskiem wype�nia gaj �wi�ty Feba Apollona, w�adcy, co godzi z oddali; i cho� taki jest mocny, teraz nasyci si� wojn�". Jemu tak odpowiedzia� bohater bez skazy, Ijolaj: �Druhu, prawdziwie czci Ojciec i ludzi, i bog�w g�ow� twoj�, z nim razem i byczy Ziemiotrz�ca, co ma koron� mur�w Teb i os�ania to miasto, �e tego �miertelnika, co jest i silny, i wielki, w twoje r�ce podaj�, by� s�aw� zdoby� szlachetn�. Przywdziej szybko rynsztunek, a�eby�my jak najpr�dzej starli si� na rydwanach z bliska Aresa i naszym, i walczyli, bo jemu niestraszny jest syn Dzeusowy ani Ifiklesowy - albowiem on to raczej b�dzie ucieka� przed dwoma synami �wietnymi Alkidy, kt�rzy s� tutaj, blisko, p�on�cy ��dz� walki, wrzawy wojennej, co dla nich o wiele milsza od uczty". Tak rzek�. U�miechn�� si� na to pot�ny Herakles, serce ucieszy�, bo rzek�, co jemu si� podoba�o, i w odpowiedzi takie wyg�osi� s�owa skrzydlate: �Ijolaju, herosie, przez Dzeusa chowany! Ju� blisko walka ta ostra, a ty� od dawna by� ju� w tym bieg�y � tak i teraz pokieruj Ariona z grzyw� b��kitn�, konia wielkiego, i mnie dopomagaj, ile w twej mocy". Rzek� tak. Nagolenniki z oreichalku b�yszcz�ce, �wietne dary Hefajsta, na �ydki swoje na�o�y�. Potem znowu pancerz przywdzia� doko�a piersi, pi�kny, z�ocisty, kunsztowny, kt�ry mu darowa�a Pallas Atena, c�ra Dzeusowa, gdy pierwszy raz mia� wyruszy� i podj�� wysi�ki bolesne. Na ramiona na�o�y� �elazo, ochron� przed zgub�, m�� pot�ny. Przez piersi ko�czan g��boki przerzuci� i przesun�� go w ty�, a strza�y by�y w nim liczne � straszne dawczynie �mierci, kt�ra bezg�o�nie przybywa; z przodu �mier� one nios�y i �ez rz�siste potoki, w �rodku g�adkie, pod�u�ne, a zasi� przy samym ko�cu okrywa�y je pi�ra ze skrzyde� czarnego s�pa. Wzi�� tak�e mocny oszczep, z ostrzem z p�owego spi�u. Na sw� mocarn� g�ow� he�m w�o�y� wielce kunsztowny, wykonany ze stali, przylegaj�cy do skroni � ten to ochrania� g�ow� boskiego Heraklesa. W r�ce za� wzi�� b�yszcz�c� tarcz�; tej tarczy nikt nigdy grotem nie przebi�, ani nie z�ama� - cud spojrze�. Ca�a mieni�a si� w kr�g emali�, ko�ci� s�oniow�, elektronem ja�niej�c, a tak�e z�otem b�yszcz�cym �wiec�c, dzieli�y za� j� wst�gi b��kitnej emalii. W �rodku by� smok tak straszny, �e wypowiedzie� si� nie da, ogniem p�on�cymi oczyma wko�o spogl�da�, paszcz� mia� wype�nion� rz�dami bia�ych z�b�w, strasznych, gro�nych, na czole za� trwog� budz�cym polatywa�a straszna Wa�� i m��w judzi�a, n�dzna, co zawsze umys�y i serca gwa�townie porusza ludzi, co chc� si� w walce zmierzy� z synem Dzeusowym � dusze ich zesz�y pod ziemi�, w czelu�cie Hadesu, ko�ci, gdy na nich cia�o wygni�o pod �arem Syriusza pal�cego, le�� i gnij� na ziemi czarnej. By�y tu przedstawione Natarcia i Przeciwnatarcia, by� Zgie�k bitewny i Strach i by�a Rze� gorej�ca, Wa�� szala�a i Zam�t; tu Kera tak�e, z�owroga �ywym, trzyma�a �wie�o rannego, innego bez rany, zn�w innego, martwego, wlok�a za nogi w�r�d starcia, p�aszcz za� mia�a na barkach od m��w krwi purpurowy, spogl�da�a straszliwie, zgrzyta�a w�ciekle z�bami. Wida� tu by�o dwana�cie g��w w��w, �e strach powiedzie�, kt�re razi�y pop�ochem ludzkie plemiona na ziemi � tych, co si� o�mielili wojowa� z synem Dzeusowym. S�ycha� by�o tych z�b�w zgrzytanie, gdy syn Amfitriona walczy�, dzie�o cudowne tak�e rozb�yskiwa�o. Na tych smokach potwornych te� pojawia�y si� plamy � na ich grzbietach b��kitne, a szcz�ki ich by�y czarne. By�y tam tak�e dwa stada: lw�w i ody�c�w, kt�re mierzy�y si� wzrokiem, w�ciek�e i rozjuszone. Mia�y si� zetrze� ze sob� w walce i jedne, i drugie i nie dr�a�y ze strachu, lecz sier�� je�y�y na karkach. Zgin�� ju� spo�r�d nich wielki lew, a obok dwa dziki �ycie straci�y - woko�o ziemi� zlewa�a krew czarna one z karkami zgi�tymi le�a�y ju�, nieruchome lw�w straszliwych ofiary rozci�gni�te na ziemi; inne za� jeszcze bardziej rwa�y si� z ��dzy walki, jedne i drugie: dziki i lwy z p�on�cymi oczyma. By�a te� tam walka zbrojnych we w��cznie Lapit�w, wok� w�adcy Kajneusa, Dryasa i Pejrithoosa, i Hopleusa, Eksadiosa, Falerosa i Prolochosa, Mopsa Titaresczyka, Ampykidy, szczepu Aresa, Tezeusza Ajgejdy, kt�ry by� bogom podobny � z srebra byli, na sobie za� mieli zbroje ze z�ota. Z drugiej strony, naprzeciw, Centaury si� zgromadzi�y wko�o wielkiego Petraja i wieszcza z ptak�w, Asbola, Arkta i Urejosa, Mimasa z czarnymi w�osami oraz dwu syn�w Peukeusa: Perimedesa, Dryala � wszyscy ze srebra, w d�oniach dzier�yli oszczepy z�ociste. Z r�wnym zapa�em parli do walki, jak gdyby �ywi, uzbrojeni we w��cznie d�ugie, a tak�e oszczepy. By�y tam szybkonogie konie strasznego Aresa, z�ote, tak�e i sam morderczy Ares, �upie�ca; w��czni� w d�oniach dzier��c, dowodzi� ci�kozbrojnymi, purpurowy od krwi, jak gdyby �ywych zabija� z swego rydwanu, a przy nim sta�y i Trwoga, i Pop�och, pragn�c usilnie, aby pogr��y� si� w m��w zmaganiach. By�a, zbieraj�c �upy, c�ra Dzeusa, Tritogeneja; wygl�da�o, �e ona pragnie g�rowa� w walce, w r�ku trzyma�a w��czni�, na g�owie mia�a he�m z�oty, a na ramionach egid� - kr��y�a w walki zam�cie. By� nie�miertelnych ch�r �wi�ty, a w ch�ru samego po�rodku wdzi�cznie gra� na kitarze Dzeusowy syn i Latony, na formindze z�otej; by� Olimp, bog�w siedziba �wi�ta i miejsce zebra�, a przepych wie�czy� niezmierny zbi�r nie�miertelnych, boginie za� rozpocz�y �piewanie � Muzy z Pierii podobne do s�odko muzykuj�cych. By� tam i port dogodny nad morzem nieposkromionym, w kr�g wyrobiony z cyny stopionej w ogniu dok�adnie, jakby smagany fa�ami. A w �rodku liczne delfiny kr��� tam i napowr�t, �cigaj�c i �owi�c ryby, jakby p�ywa�y; a dwa delfiny, by oddech chwyci�, wyskakiwa�y, tropi�ce ryby bezg�ose � ryby ze spi�u przed nimi ucieka�y. Zasi� na brzegu chyba rybak przykucn�� i trzyma� w d�oniach sie� wielk� � wygl�da�o, �e zaraz chce j� zarzuci� na ryby. By� tam te� pi�know�osej Danae syn, je�dziec Perseusz, nie dotyka� stopami tarczy, cho� by�a tak blisko � dziw ogromny powiedzie� - na niczym si� nie opiera�, tak go d�o�mi swoimi wykona� s�ynny Kulawiec, z z�ota; mia� za� na nogach pi�rami skrzydlate sanda�y, przez ramiona przewiesi� miecz z czarn� r�koje�ci� na spi�owym pasie, a lecia� jak my�l - tak szybko. Plecy mu ca�e os�ania g�owa strasznego potwora Gorgo; w�r j� zakrywa� - cud to prawdziwy zobaczy� � z srebra, fr�dzle b�yszcz�ce zwisa�y i powiewa�y, z�ote. Zasi� na skroniach pana spoczywa straszna czapka Hadesa, co w sobie kryje ciemno�ci nocy. Sam jak gdyby si� �pieszy� i jakby przed czym� ucieka� Danaida Perseus - p�dzi�, a za nim Gorgony wci�� niesyte, straszliwe, �e wyrzec si� nie da, p�dzi�y, pragn�c go chwyci�; gdy bieg�y po stali bladozielonej, rozbrzmiewa�a tarcza niesamowitym ha�asem, ostrym i d�wi�cznym. Na pasach Gorgon dwa smoki g�owy unosi�y, z paszcz j�zyk wystrzela�, zgrzyta�y z�bami srogo spogl�daj�ce, a na potwornych twarzach Gorgon przestrach ogromny widnia�. Pod nimi ni�ej walk� toczyli m�owie w pe�nym wojennym rynsztunku: jedni za w�asne miasto oraz za w�asnych rodzic�w, pragn�c odwr�ci� zgub�; drudzy za� z ��dzy niszczenia. Wielu ju� pad�o, inni, jeszcze liczniejsi, wci�� walcz�, a za� kobiety stoj�ce na pi�knych wie�ach ze spi�u j�ki ostre zawiod�y, dar�y r�kami policzki - �ywym ca�kiem podobne, dzie�a s�ynnego Hefajsta. Starsi zasi� m�owie, kt�rych zgn�bi�a ju� staro��, przed bramami zebrani r�ce wznosili do bog�w zawsze szcz�liwych w mod�ach o ocalenie swych dzieci, dr��cy, ci dalej walczyli. A z ty�u za nimi sine Kery, szcz�kaj�c swymi bia�ymi z�bami, straszne, okrutne, krwawe i przera�liwe, krwio�ercze, �mia�y staranie" o pad�ych - zaraz rzuca�y si� wszystkie pi� czarn� krew, a kogo tylko pierwszego dopad�y, czy na ziemi, czy kiedy pada� raniony, to w niego szpony wbija�y ogromne, a dusza schodzi�a do Hadu, do mro�nego Tartaru; one za�, ci�gle niesyte ludzkiej krwi, jednego trupa rzuca�y, wraca�y znowu i sw�j sza� syci�y w zgie�ku bitewnym. Klotho oraz Lachesis przewodzi�y im, a najmniejsza Atropos, cho� si� nie zdaje wielk� bogini�, a jednak jest znaczniejsza od tamtych, a tak�e w�r�d nich najstarsza. Wszystkie nad jednym m�em zajad�� bitw� toczy�y i okropne na siebie rzuca�y wzajemnie spojrzenia, pazurami, r�kami dzielnymi zacz�y si� mierzy�. Blisko stan�a Ciemno�� �mierci, �a�osna i straszna, blada, wyschni�ta i z g�odu wycie�czona zupe�nie, mia�a opuchni�te kolana, na d�oniach ogromne pazury, z nozdrzy p�yn�a jej ropa, a zasi� z policzk�w krew si� s�czy�a na ziemi�; potwornie si� wyszczerzy�a, sta�a, ramiona jej kry�a warstwa obfita kurzawy, by�a mokra od �ez. A obok miasto warowne: zamyka�o je siedem bram z�otych, nad nimi nadpro�a; ludzie, co tu mieszkali, na �wi�tach i korowodach mile sp�dzali czas: jedni z wozu o pi�knych ko�ach wiedli m�owi �on� - rozlega� si� �piew weselny, �wiat�o p�on�cych pochodni trzymanych przez s�u�ebnice rozb�yska�o daleko. Dziewcz�ta kwitn�ce, w �wi�to, post�powa�y przodem, za nimi sz�y ch�ry radosne - jedne przy d�wi�ku syring dobywa�y swe pie�ni z ust delikatnych, woko�o nich rozlega�o si� echo, inne zn�w przy formingach intonowa�y pie�� t�skn�, z drugiej za� strony m�odzie�cy szli przy muzyce aulosu; oni, tak�e si� bawi�c ta�cami oraz �piewaniem - ka�dy �mia� si� i cieszy� przy wt�rze grajka aulosu - post�powali naprz�d, a miasto uczty i ch�ry wype�nia�y, i ta�ce. Inni za� znowu przed miastem gnali na ko�skich grzbietach. Tam znowu tak�e oracze bosk� ziemi� krajali w podkasanych do g�ry chitonach. �niwo by�o bogate - jedni �cinali ostrymi narz�dziami k�osy ugi�te pod ziarna ci�arem, jakby samej Demetry dojrzewaj�ce �niwo, inni wi�zali je w snopy i k�adli je na klepisku, inni z sierpami w r�kach ki�cie winogron zbierali, inni znowu do koszy znosili od winobra�c�w grona bia�e i czarne, owoce winnic rozleg�ych obci��one listowiem i srebrzystymi wiciami, jeszcze inni do koszy znosili. I obok winnica by�a z�ota, cud-dzie�o arcym�drego Hefajsta - ci si� cieszyli, ka�dy przy wt�rze grajka aulosu - szele�ci�y tu li�cie i srebrne paliki-podp�rki obci��one gronami, a one ju� pociemnia�y. Jedni deptali owoce, a drudzy sok wyciskali. Inni walczyli na pi�ci lub w zapasach. Zn�w inni, �owcy, �cigali zaj�ce o szybkich nogach; przed nimi dwa ostroz�be psy gna�y - chc�c chwyci�, zaj�ce - chc�c uciec. Obok nich si� trudzili je�d�cy, a�eby nagrody zdoby� z wysi�kiem; stoj�c na pi�knie splecionym rydwanie, cugle swym szybkim koniom puszczali wo�nice - lecia�y z hukiem spojone wozy, a piasty k� g�o�no skrzypia�y. Oni si� nieustannie trudzili, jednak zwyci�stwo nie �wita�o �adnemu, wy�cig by� nierozstrzygni�ty, sta� za� u jego kresu wielki tr�jn�g - dla nich nagroda, z�oty, dzie�o cudowne arcym�drego Hefajsta. Wok� okr�gu tarczy p�yn�� Okean wezbrany, ca�� kunsztown� j� obj��; nad nim wysokolotne krzyk wydawa�y �ab�dzie g�o�ny i licznie si� unosi�y na wodzie, a obok si� uwija�y ryby - cud to zobaczy� nawet grzmi�cemu Dzeusowi, z woli kt�rego Hefajst tarcz� tak wielk� i mocn� zdzia�a� d�o�mi swoimi. Ni� dzielny Dzeusowy potomek bez wysi�ku wywija�, i skoczy� na rydwan dwukonny, do b�yskawicy podobny ojca Dzeusa, egidodzierzcy, lekk� stop�, a za nim dzielny wo�nica Ijolaj, wskakuj�cy na w�z, kierowa� krzywym rydwanem. Blisko do nich podesz�a bogini modra, Atena, i aby ich zach�ci� skrzydlate s�owa wyrzek�a: �Szczepie s�ynnego Lynkeusa, b�d�cie mi przywitani! Teraz Dzeus, w�adca szcz�snych, daje wam si��, aby�cie Kykna zg�adzili, z�upili jego przes�awny rynsztunek. Ale co� jeszcze ci powiem, o naj�wietniejszy z m��w: kiedy pozbawisz Kyknosa jego s�odkiego �ywota, zostaw tu jego cia�o i jego ca�y rynsztunek, sam za� zaczekaj na atak zgubnego �miertelnym Aresa; kiedy na w�asne oczy zobaczysz, �e gdzie� si� ods�oni spoza kunsztownej tarczy - tam uderz ostrzem spi�owym, potem za� si� cofnij, nie jest ci bowiem s�dzone ani wzi�� jego konie, ani ten s�awny rynsztunek". Rzek�a tak. Na w�z wst�pi�a boska w�r�d bogi�, kt�ra w swych nie�miertelnych d�oniach zwyci�stwo i s�aw� dzier�y trwale. A wtedy potomek Dzeusa, Ijolaj, wrzasn�� strasznie na konie, one za� na ten okrzyk szybko w�z nios�y, �migaj�c przez kurzem okryt� r�wnin�. Pobudzi�a ich galop bogini modra, Atena, potrz�sn�wszy egid�; a ziemia woko�o j�cza�a. Z drugiej strony za� gnali, podobni do ognia i burzy, Kyknos, pogromca koni, i Ares walki niesyty. Konie ich, gdy si� star�y, p�dz�c naprzeciw siebie, r�a�y ostro i echo doko�a si� rozchodzi�o. Pierwszy przem�wi� do Kykna bohater, moc Heraklesa: �Kyknie drogi, czemu na nas gnasz szybkie twe konie, na nas, m��w, co trud�w, a tak�e i nieszcz�� zaznali? Zbocz twym g�adkim rydwanem na stron� drogi i drug� daj nam przejecha�, ja bowiem wyprawiam si� do Trachiny, do jej w�adcy Keyksa; pot�g� on i znaczeniem nad Trachin� g�ruje. Ty sam wiesz przecie� to dobrze � c�rk� Themistonoe o oczach b��kitnych ty� poj��. Drogi m�j, nawet Ares od �mierci ci� nie uchroni, je�li si� my obaj zewrzemy w starciu wojennym. M�wi� ci: on ju� niegdy� raz popr�bowa� mej w��czni, kiedy o Pylos piaszczyste walcz�c, naprzeciw mi stan��, nieprzepart� ��dz� walki szalenie pa�aj�c. Trzykro� m� w��czni� trafiony ju� si� roz�o�y� na ziemi, gdym go ugodzi� w tarcz�, w udo go pchn��em raz czwarty, z ca�ej si�y na� godz�c, i mocno przebi�em mu cia�o � run�� na twarz, na ziemi�, w py� od rozmachu mej w��czni. �r�d nie�miertelnych si� spotka� pod�wczas z ostr� przygan�, gdy� zostawi� w mych r�kach sw�j zakrwawiony rynsztunek". Tak rzek�. A Kyknos o w��czni z jesionu nie zechcia� ani go s�ucha�, ani wstrzyma� ci�gn�cych w�z koni. Tak wi�c z wyplecionych woz�w skoczyli na ziemi�: syn wielkiego Dzeusa i syn pana Enyaliosa; ich wo�nice bli�ej pi�knogrzywe konie przygnali. Ca�a szeroka ziemia j�cza�a pod ich stopami, jak gdy z g�ry olbrzymiej wysokiego szczytu spadaj�. Ska�y oderwane i jedne padaj� na drugie; mn�stwo d�b�w li�ciastych i jod�y r�wnie� liczne, i topole o t�gich korzeniach si� wal� pod nimi, nagle spadaj�cymi, a� gdy osi�gn� r�wnin� � tak ci run�li na siebie i krzyk ogromny podnie�li. Ca�y kraj Myrmidon�w i ca�y s�awny Jaolkos, Arne oraz Helike, zielona od trawy Antheja g�osem ich obydwu rozd�wi�cza�y - z krzykiem bojowym starli si� niezmiernym. I zagrzmia� Dzeus roztropny, spu�ci� tak�e z niebios krwawy deszcz-ulew�, znak do walki daj�c swemu dzielnemu synowi. Jak za� w g�rskich kotlinach rozjuszony, gdy go zobacz�, dzik, nastawiaj�c k�y, gotuje si�, aby walczy� z my�liwymi, i ostrzy swoje bia�e szable, nastawia, piana mu �cieka po pysku, kiedy tak szczerzy swe z�by, oczy si� jarz� podobnie jak ogie� rozb�yskaj�cy, je�y sier�� swojej grzywy, a tak�e doko�a karku � jemu podobny syn Dzeusa zeskoczy� z swego rydwanu. Wtedy gdy d�wi�czny piewik o ciemnych skrzyde�kach, siedz�cy na ga��zce, zaczyna �piewa� dla ludzi pie�� lata - jad�em dla� i napitkiem sama jest tylko rosa - przez dzie� ca�y od �witu wylewa swoj� melodi� w najokropniejszy upa�, gdy Syriusz wysusza sk�r�; wtedy kiedy na prosie, kt�re wysiano latem, dojrzewaj� ju� k�osy; gdy zabarwiaj� si� grona, kt�re Dionizos da� ludziom na rado�� ich i na m�k� - w tym to czasie walczyli i ha�as rozlega� si� wielki. Jak gdy dwa lwy przy �ani upolowanej na siebie w�ciekle si� porywaj� do walki wielce zaci�tej, straszny ha�as powstaje, a tak�e zgrzytanie z�b�w; jak gdy dwa s�py o krzywych szponach i dziobie zagi�tym, kracz�c rozg�o�nie, walcz� o �up na skale wysokiej - koz� w g�rach pasion� albo te� �ani� dzik�, t�ust�, kt�r� ustrzeli� jaki� m�odzie�czy my�liwy strza�� ze swego �uku, a sam pow�drowa� gdzie� indziej, gdy� nie wiedzia�, gdzie pad�a, a one j� wypatrzy�y szybko i wnet rzuci�y si� do zawzi�tej walki - tak oni z krzykiem rozg�o�nym rzucili si� obaj na siebie. Wtedy to Kyknos, pragn�c zabi� przepot�nego syna Dzeusa, ugodzi� oszczepem w tarcz� ze spi�u; grot jej wcale nie przebi� - Herakla dar boski ocali�. Syn Amfitriona zasi�, pot�ga Heraklesowa, mi�dzy szyszak i tarcz� sw� d�ug� w��czni� ugodzi� - w ods�oni�t� szyj�, szybko, poni�ej podbr�dka, z ca�ej si�y; i w��cznia rozdar�a �ci�gna obydwa, zabijaj�c, bo m�� w cios w�o�y� ca�� sw� si��. Kyknos run�� jak d�b albo jak ska�a wynios�a, w kt�r� uderza silnie Dzeus swym dymi�cym piorunem - tak run��, a zachrz�ci� na nim br�zowy rynsztunek. Lecz go zostawi� potem o sercu wytrwa�ym syn Dzeusa, bo si� spodziewa� nadej�cia Aresa, kl�ski �miertelnych. Strasznie spogl�da� woko�o, jak lew, co strze�e zdobyczy, chciwie mocnymi szponami rwie sk�r�, by szybko wyrwa� ofierze �ycie, kt�re ma s�odycz miodow�, czarne za� jego serce jest wype�nione w�ciek�o�ci�, oczy mu blaskiem zielonym okropnie b�yszcz�, a boki tudzie� barki smaga ogonem, ziemi� �apami grzebie, i nikt mu nie �mie zaj�� drogi ani z nim walczy� � tak Amfitryoniada, walk� nienasycony, stan�� naprzeciw Aresa i w sercu swoim odwag� wzmaga�. Ares podchodzi� do� rozw�cieczony. Obaj, okrzyk wydaj�c, run�li na siebie nawzajem. Jak gdy si� urwie kamie� ze szczytu wielkiego przyl�dka, toczy si�, podskakuj�c, z hukiem ogromnym i w�ciek�ym, a� na drodze mu stanie, zatrzyma ska�a wysoka; kiedy o ni� uderzy, zatrzyma si� zaraz na miejscu � z takim ogromnym wrzaskiem Ares, co �amie rydwany, krzycz�c, zgubny, gna�. A tamten atak wytrzyma�. Jednak Atena, c�ra Dzeusa, co dzier�y egid�, przed Aresem stan�a, nios�c sw� ciemn� egid�; strasznie patrz�c spode �ba, wyrzek�a s�owa skrzydlate: �Wstrzymaj sw� moc, Aresie, i r�ce niezwyci�one, bo nie godzi si� tobie zedrze� s�ynnego rynsztunku, syna Dzeusa zabiwszy, Heraklesa o sercu odwa�nym. Walki zaraz zaprzesta� i mnie si� nie przeciwstawiaj!". Rzek�a. Lecz nie powstrzyma� Ares zapa�u w swym sercu; z wielkim krzykiem, wstrz�saj�c or�em do ognia podobnym, rzuci� si� gwa�townie na si�� Heraklesow�, chc�c go zabi� - i cisn�� zaraz sw� w��czni� spi�ow�, nagle, a�eby pom�ci� trupa swojego syna, w wielk� tarcz�. Tymczasem za� modrooka Atena w��czni lot odwr�ci�a, z wozu chwyciwszy j� r�k�. Gorzki b�l przej�� Aresa. Dobywszy ostrego miecza, run�� na Heraklesa o mocnym sercu. Lecz atak odpar� syn Amfitriona, niesyty walki straszliwej, i w ods�oni�te udo spod tarczy kunsztownie zdobionej pchn�� z ca�� si��. Wymierzy� dok�adnie i cia�o rozdar� oszczepem, i Ares przewr�ci� si� zaraz na ziemi�. Wnet mu te� Strach i Pop�och w�z o ko�ach pi�knie toczonych oraz konie przywiod�y, z ziemi o drogach szerokich wnios�y na w�z kunsztowny, a potem zaraz w po�piechu konie pogna�y batami - przyby�y na wielki Olimp. Syn za� Alkmeny, a z nim te� przes�awny Ijolaos z bark Kyknosa �ci�gn�li zdobycz, pi�kny rynsztunek, i ruszyli - niebawem przybyli do miasta Trachiny ko�mi o szybkich nogach. A modrooka Atena pod��y�a na Olimp wielki do ojca pa�acu. Keyks i t�um ogromny pogrzeb sprawili Kyknosa ci co mieszkali w pobli�u, w miastach s�awnego kr�la: Anthe i Myrmidon�w mie�cie - i s�ynnym Jaolku, Arne oraz Helike. I zebra� si� t�um ogromny, aby uczci� Kyknosa mi�ego bogom szcz�liwym. Jego pomnik i gr�b zabra� i zniszczy� Anauros deszczem zimowym wezbrany, tak bowiem nakaza� syn Latony, Apollon, bo niegdy� na hekatomby, kt�re p�dzono do Pytho, Kyknos napada� i �upi�.