9765

Szczegóły
Tytuł 9765
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9765 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9765 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9765 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jerzy Broszkiewicz Oko centaura Wyd. 1964 Ion sta� na progu i patrzy� w stron� Wielkiego Parku. Domy s�siednie by�y ju� puste, nie s�ysza� g�os�w ani �miechu, tylko kilka ptak�w przekrzykiwa�o si� w�r�d drzew. Nad Wielkim Parkiem przesz�a w�a�nie fala deszczu. Li�cie migota�y w s�o�cu. Ion odetchn�� g��boko i spojrza� na stoj�cego obok Robika. - Sp�niaj� si� - powiedzia�. Robik potrz�sn�� g�ow�. - Mylisz si�. - Ion! Ion! - odezwa�y si� g�osy od strony parku. Ion roze�mia� si� z ulg� i zacz�� biec w stron� ruchomego chodnika, kt�rym nadje�d�a�a grupka ch�opc�w i dziewcz�t. Wskoczy� na jego ta�m� tu� obok Alki i Alka Roj�w. - Sp�nili�cie si� - powiedzia�. - Nic podobnego - oburzy� si� Alek. Alka natomiast nie oburzy�a si� ani troch�. Po�o�y�a r�k� na ramieniu Robika. - Sp�nili�my si�? - spyta�a. Robik spokojnie zaprzeczy�: - Nic podobnego. Przybyli�cie na pi�tna�cie sekund przed um�wionym terminem. Alka zmru�y�a oczy. - Co ty na to, Ion? Ale Robik mia� jeszcze kilka s��w do powiedzenia. I powiedzia� je. - Ion jest usprawiedliwiony. On po prostu nie m�g� si� was doczeka�. - Nas? - spyta� kt�ry� z ch�opc�w. - �ci�le m�wi�c - u�miechn�� si� Robik - Ion nie m�g� doczeka� si� Alki. Wszyscy inni r�wnie� si� u�miechn�li. Tylko Alka spojrza�a powa�nie na Iona, a Ion na Alk�. - Czy to prawda? - spyta�a dziewczyna. - Oczywi�cie - odpowiedzia� Ion. - Jest to taka sama bezwzgl�dna prawda, jak ta, �e Robik jest najohydniej przem�drza�ym robotem w ca�ym Kosmosie. - Przesada - powiedzia� Robik z tak skromnym wyrazem twarzy, �e tym razem wywo�a� g�o�ny i og�lny wybuch �miechu. By�o ich tu o�mioro: Ion, Rojowie oraz trzej ch�opcy i dwie dziewczyny z Osiedla Matematyk�w. Dziewczyny, obie jasne blondynki, uchodzi�y za bardzo �adne. Jedna z nich nale�a�a przy tym do najzdolniejszych m�odych specjalist�w robotyki w ca�ej za�odze �Ziemi�. Ale �adna z nich, tak jak �adna z innych, brzydszych czy pi�kniejszych, mniej czy bardziej zdolnych mieszkanek �Ziemi�, nie mog�a si� w oczach Iona r�wna� z Alk� - czarnow�os�, niebieskook�, upart�, czasami dziecinn� jeszcze, czasami za� bardzo ju� dojrza�� i m�dr� dziewczyn�, urodzon� na prawdziwej Ziemi, Ion zna� j� od lat czterech, od trzech widywa� codziennie, a od roku mniej wi�cej na ka�de z ni� spotkanie (oboj�tne, czy um�wione, czy z okazji wsp�lnych zaj�� lub obowi�zk�w) przychodzi� o wiele za wcze�nie i z niespokojnym sercem. Czy przywita ch�tnie? Czy u�miechnie si�? Wita�a bardziej ni� ch�tnie. U�miecha�a si� zawsze. Mimo to Ion nadal by� niepewny siebie, niespokojny i co wi�cej: wcale nie broni� si� przed tym niepokojem, kt�ry by� przecie� tak�e rado�ci�. A wi�c znalaz�o si� ich tu o�mioro. O�mioro ludzi. W tym czworo Ziemian, troje z Jowisza oraz Ion Soggo, Saturnijczyk. Dziewi�tym z obecnych by� cz�ekopodobny i najbardziej - jak twierdzi� Ion - przem�drza�y w ca�ym Kosmosie robot, zwany Robikiem, przyjaciel Iona i Alki, pierwszy z robot�w odznaczony Medalem Zas�ugi z okazji s�ynnej wyprawy �Zwiadowcy� sprzed trzech lat.* [* O wyprawie tej pisze J. Broszkiewicz w swojej ksi��ce pt. �Ci z dziesi�tego tysi�ca�]. Ruchomy chodnik p�yn�� bezszelestnie przez pole kwiat�w. Wiatr wia� prosto w twarze, a sztuczne s�o�ce �wieci�o �agodnym, blaskiem. Dziesi�� tysi�cy kwiat�w ta�czy�o sw�j taniec z wiatrem - ka�dy na sw�j spos�b, ka�dy chwal�c sw� barw� i kszta�t. Za polem kwiat�w chodnik przenikn�� w Alej� G��wn�. Tu ju� by�o ludniej. G��wn� Alej� nadje�d�a�y inne grupki. Pozdrawiano si� okrzykami i �miechem. Od Osiedla Chemik�w przyby�o ma��e�stwo Kyamoto ze swoim dwuletnim, urodzonym ju� na �Ziemi�, cudownym synkiem. - Dzie� dobry, �liczny! - krzykn�a Alka. - Dobry, dobry - za�mia� si� do niej ma�y Kyamoto i a� si� kiwn�� z rado�ci. - Widzisz? - szepn�� Ion. - Jemu si� te� ogromnie podobasz. - Ale w ca�kiem inny spos�b ni� tobie - odezwa� si� Robik. Ion spojrza� w g�r� i roz�o�y� r�ce. - Na niego nie ma sposobu - powiedzia� z j�kiem w g�osie. - Uwa�aj, bo si� przewr�cisz - upomnia� go Robik, gdy� Ion, patrz�c w g�r�, omal nie przegapi� progu ��cz�cego ruchomy pas G��wnej Alei z nieruchomym podej�ciem do Wielkiego Amfiteatru. Na szcz�cie Alka podtrzyma�a Iona za jeden �okie�, Robik za drugi, i wszystko ju� by�o w porz�dku. Cala grupka wesz�a na stopnie amfiteatru. By�a to pi�kna bia�a konstrukcja, obejmuj�ca szerokim, na tysi�c miejsc obliczonym, p�kolem scen�. Odbywa�y si� tu koncerty, przedstawienia teatralne, wieczory konkurs�w naukowych i artystycznych. Dzi� jednak okazja by�a inna - o wiele bardziej ni� tamte uroczysta i wyj�tkowa. Pozna� to mo�na by�o cho�by po tym, �e w kilka minut po przybyciu Roj�w i Iona z Robikiem amfiteatr by� ju� pe�ny. - Jeszcze minuta - powiedzia� Robik. Na scen� amfiteatru wesz�o troje ludzi - kierownik wyprawy i dwoje jego zast�pc�w. - Jeszcze p� minuty - powiedzia� Robik, zni�aj�c g�os. Ca�y amfiteatr powsta�. Ucich�y rozmowy, �miechy, nawet szepty. Nad amfiteatrem ros�a cisza - coraz czystsza, coraz doskonalsza. Jeszcze tylko jaki� ca�kiem malutki dzieciak zaskrzecza� niby piskl�, ale zaraz umilk�. Usta� nawet wiatr. I w ko�cu Robik u�cisn�� d�o� Iona - a to znaczy�o: �W�a�nie teraz... ju�!� Wszyscy patrzyli na tr�jk� ludzi stoj�cych nieruchomo po�rodku sceny w czystym �wietle sztucznego s�o�ca. Po lewej i prawej r�ce kierownika wyprawy znajdowali si� jego zast�pcy: ruda kobieta o sko�nych oczach i oliwkowej cerze, s�ynna konstruktorka, Do-lores Li, oraz drobny m�czyzna o charakterystycznej cerze ludzi z Marsa, najwspanialszy z pilot�w, Nazim Sumero. W tej chwili jednak wszystkie spojrzenia przyci�ga�a olbrzymia posta� o czarnej jak heban sk�rze i siwej, lwiej grzywie: by� to bowiem g��wny tw�rca �Ziemi� i kierownik jej wyprawy - sam Mike An-tonow. I w�a�nie wtedy, kiedy nad amfiteatrem nasta�a chwila ciszy doskona�ej i kiedy Robik u�cisn�� lekko d�o� Iona, Wielki Mike podni�s� obie r�ce w g�r�. - Przyjaciele! - zawo�a�. - Przyjaciele! W tej chwili mija trzeci rok naszej podr�y. Wchodzimy w czwarty, rozstrzygaj�cy. Powodzenia, za�ogo �Ziemi�! - Po-wo-dze-niaaa! - odpowiedzia�o tysi�c g�os�w, wysokich i niskich, wzruszonych, roze�mianych i powa�nych, m�odych � dojrza�ych. Nawet ma�y Kyamoto rozdar� si� na ca�e gard�o: �...dzenia!�, a �e �ci�gn�� na siebie dziesi�tki spojrze�, w nag�ym wstydzie nurkn�� pod nogi ojca. Zabawne. Ostatecznie wszyscy wiedzieli, �e tak w�a�nie zacznie si� �wi�to Trzeciej Rocznicy. Mieli ju� za sob� �wi�ta Pierwszej i Drugiej. A jeszcze przed pi�ciu minutami m�odzi przede wszystkim ludzie mrugali na siebie z bardzo jednoznacznym i nieco kpi�cym wyrazem twarzy: �Uwaga! Mowy nie ma, �eby si� wzrusza�!� Tymczasem - kiedy Wielki Mike podni�s� r�ce w g�r� i zawo�a�: �Wchodzimy w czwarty, rozstrzygaj�cy!� - nie by�o w amfiteatrze nikogo, �wiadomego sprawy, kogo by nie przeszy� dreszcz rado�ci, niepokoju i nadziei. Dlatego te� okrzyk, kt�ry podni�s� si� nad amfiteatrem, tak by� rozg�o�ny, �e w dalekim parku ca�e stada ptak�w porwa�y si� do panicznej ucieczki. Mike uciszy� amfiteatr ruchem r�ki. - D�u�ej przemawia� nie b�d� - o�wiadczy�. Kilka os�b z ironicznym uznaniem zaklaska�o w d�onie. Mike uk�oni� si� jak aktor. - Dzi�kuj�. Stwierdzam, �e m�j wniosek przeszed� jednog�o�nie. Tym razem nad amfiteatrem podni�s� si� �miech, a sam Mike r�wnie� ukaza� rz�d z�b�w tak ol�niewaj�cych, jakby by�o ich co najmniej sze��dziesi�t. - Przyjaciele! - powiedzia�. - Przem�wie� nie b�dzie, ale �wi�to jest �wi�tem. Kierownictwo ma dla was wa�n� wiadomo��. Ale przed jej og�oszeniem troch� sobie powspominamy. Czy tak? - Taaak! - pad�a odpowied�. Mike, Dolores i Nazim zeszli ze sceny i wr�cili na swoje miejsca, a ju� w sekund� p�niej nad ca�ym amfiteatrem rozpi�a si� - jak dach - ogromna p�kula ekranu wizyjnego. S�o�ce znik�o, nasta� mrok. W czwartym sektorze, a szesnastym rz�dzie, siedzieli tu� obok siebie, oparci nawzajem ramionami i trzymaj�c si� za r�ce: Alek, Alka i Ion. Alka dotkn�a suchymi, gor�cymi palcami d�oni Iona. - Trzy lata. A jaki b�dzie rok czwarty? - spyta� Alek. - Nie wiem - szepn�a Alka. - Ja wiem - powiedzia� cicho Ion. - B�dzie inny ni� te, kt�re min�y. - To na pewno prawda - zgodzili si� tamci oboje i nawet Robik skin�� g�ow�, bo by�a to naj�ci�lejsza odpowied�, jak� ktokolwiek m�g� tego dnia udzieli� na tamto pytanie. - Ciiicho! - sykn�� kto� nad nimi. Umilkli. Oto bowiem ekran rozb�ysn�� pierwszym obrazem i od tego momentu zacz�� zebranym w amfiteatrze mieszka�com �Ziemi� opowiada� o ich Wielkiej Podr�y. Oczywi�cie, nie mog�a to by� opowie�� dok�adna ani rzeczowa. Musia�aby wtedy poruszy� zbyt wiele spraw - musia�aby trwa� dziesi�tki godzin. Nie mog�o to by� te� sprawozdanie naukowe - obj�oby zbyt wiele �ci�le specjalnych temat�w, a potrwa�oby r�wnie� ze trzy, cztery doby. Po prostu ekran - przygotowany przez kronikarzy podr�y - mia� da� swym widzom co�, co by by�o tylko jednym, uwa�nym spojrzeniem na trzy lata podr�y �Ziemi�, kt�re przed chwil� w�a�nie min�y. Wszyscy patrzyli na ekran, na kt�rym oto ukaza�a si� �Ziemia�. Ich �Ziemia!� Na chwil� przed swym startem. W�a�nie tak by�o przed trzema laty. Na granicy uk�adu s�onecznego zebra�a si� ogromna, dwutysi�czna blisko flota mechanoplanet, kosmostat-k�w i kosmolot�w. Owa flota - na kt�rej znajdowa�o si� ponad milion ludzi - okr��a�a ogromnym wie�cem wielk� kul�, l�ni�c� zielonkawym �wiat�em swej nieskazitelnie g�adkiej powierzchni. By�a to w�a�nie �Ziemia�. �Ziemia� - mechanoplaneta nosz�ca imi� Starej Ojczyzny, cud techniki, my�li i pracy ludzkiej z drugiej po�owy dziewi�tego wieku (mowa tu, oczywi�cie, o dziewi�tym wieku wczesnej ery kosmicznej, a �ci�le m�wi�c - o jej osiemset sze��dziesi�tym drugim roku). Jak wiadomo, wczesna era kosmiczna historii ludzko�ci zacz�a si� liczy� od dnia, w kt�rym po raz pierwszy p�omie� staro�wieckiej rakiety osmali� czerwone piaski Marsa i kiedy po raz pierwszy stopa ludzka wycisn�a sw�j �lad na powierzchni innej ni� Stara Ziemia planety. Wtedy rozpocz�a si� owa era. A teraz? Teraz ludzko�� oddali�a si� od owego dnia, jak m�ody silny cz�owiek oddala si� od czas�w niezaradnego dzieci�stwa. W osiemset sze��dziesi�tym drugim roku wczesnej ery kosmicznej ludzie obj�li ju� w posiadanie ca�y uk�ad s�oneczny - zamieszkali go, ujarzmili, zagospodarowali. Przecie� nawet Pluton - kt�ry ze wzgl�du na radioaktywno�� nie nadawa� si� na koloni� - by� we w�adzy ca�ej armii kierowanych przez cz�owieka robot�w. To prawda, �e ci�gle jeszcze pozosta�o bardzo wiele do zrobienia. Nie opanowano burz py�owych na Marsie. Nie uda�o si� jeszcze wytworzy� sztucznej atmosfery wok� Jowisza i Saturna ani nie opanowano wstrz�s�w tektonicznych na Wenus - cho� na przyk�ad na Starej Ojczy�nie problem ten dawno zosta� ju� rozwi�zany. Je�li wi�c mo�na by ju� nazwa� uk�ad s�oneczny domem ludzko�ci - to prawd� by�o i to, �e dom ten nie zosta� jeszcze w pe�ni uporz�dkowany. Ale cz�owiek jest istot� niespokojn�, istot� chciw� przysz�o�ci. Dlatego te� - cho� w osiemset sze��dziesi�tym drugim roku wczesnej ery kosmicznej nie w�ada� jeszcze w pe�ni w�asnym domem - postanowi� nie czeka� i ju� teraz przekroczy� jego kosmiczny pr�g. Postanowi� bowiem wyruszy� w Galaktyk�, w stron� Gwiazdozbioru Centaura. Sta�o si� to mo�liwe przede wszystkim dzi�ki temu, �e przed osiemdziesi�ciu laty przekroczono na sta�e Wielk� Barier� Szybko�ci. Nie b�dziemy tu t�umaczy� problem�w technicznych - w tego rodzaju opowie�ci wystarczy tylko przypomnie�, �e wynalazku dokona�a grupa uczonych z Instytutu do Bada� Szybko�ci na Jowiszu, �e pierwsze rozwi�zania technologiczne da�y saturnijskie Pracownie Technologii i �e pierwsz� produkcj� ultraszybkich statk�w i planet mechanicznych rozpocz�a Stara Ojczyzna w Zak�adach �rodkowej Afryki. Jak wiadomo, najpi�kniejszym i naj�mielszym owocem tego ludzkiego triumfu nad szybko�ci� - czyli przestrzeni� i czasem - sta�a si� mechanoplaneta, kt�rej nadano imi� Ziemi. Tu kilka informacji og�lnych na jej temat. A wi�c: a) pe�na samodzielno�� wszystkich dzia�a� wykonawczych, b) umiej�tno�� przystosowania si� do wszelkich warunk�w, c) najwy�szy stopie� bezpiecze�stwa kosmicznego, d) za�oga - tysi�c os�b, e) zapasy energii i wyposa�enie na lat sto, f) najwy�szy stopie� uzbrojenia obronnego i wreszcie g) najpi�kniejsza architektura wn�trza w ca�ej historii budowy mechanoplanet. Kto zreszt� s�ysza� ju� na przyk�ad o �Zwiadowcy�, owej s�ynnej mechanoplanecie, kt�ra przygotowa�a wiosn� osiemset sze��dziesi�tego drugiego roku ostateczne dane do wyprawy �Ziemi� - zorientuje si� �atwo w budowie tej ostatniej. �Ziemi� skonstruowano bowiem na tych samych, co �Zwiadowc�, zasadach, tyle �e �Ziemia� by�a kilkakrotnie wi�ksza i o wiele od �Zwiadowcy� pi�kniejsza. Kto za� nie zetkn�� si� jeszcze z histori� �Zwiadowcy�, powinien wiedzie� przynajmniej tyle, �e �Ziemia�, jak ka�da mechanoplaneta, sk�ada�a si� z dwu zasadniczych cz�ci. Po pierwsze: z zewn�trznego p�aszcza ochronnego, kilometrowej blisko grubo�ci, w kt�rym mie�ci�y si� mechanizmy nap�dowe, piece s�oneczne, zbiorniki sztucznego deszczu, wytw�rnie pr�d�w powietrznych, fabryki atmosfery i tak dalej, i tym podobnie - a� po inkubatory kilkudziesi�ciu gatunk�w ptak�w i pracownie sztucznych chmur. A doda� tu jeszcze nale�y, �e p�aszcz zewn�trzny sk�ada� si� r�wnie� z kilku warstw pancerza obronnego, kt�ry zni�s�by nawet zderzenie z ca�� rzek� meteor�w. Po drugie: pod p�aszczem - oddzielone od niego trzykilometrow� warstw� atmosfery (niczym j�dro w �upinie orzecha), znajdowa�o si� j�dro mechanoplanety. By�a to za� po prostu miniatura prawdziwej Starej Ojczyzny - Ziemi. Nie dos�ownie jej kopia, lecz ma�e i pi�kne na�ladownictwo: kula pokryta naj�y�niejsz� gleb�, ogrodami, wzg�rzami, lasami i parkami, z w�asnym Ma�ym Morzem o s�onej wodzie i z trzema s�odkowodnymi rzekami, niewielk� pustyni� i pasmem granitowych ska�, z wielorak� faun� i flor�, i osiedlami ludzi skrytymi w�r�d kwietnych krzew�w. Oczywi�cie, pod warstw� gleby nie odnalaz�by nikt ani ja�owych ska�, ani (g��biej) ognistych zbiornik�w lawy - bowiem pod powierzchni� w�a�ciwego j�dra �Ziemi� mie�ci�a si� ogromna wi�kszo�� jej mechanizm�w. A wi�c: g��wne stanowiska program�w, rozkaz�w, ��czno�ci, pomiar�w, dzia�a� i energii, nie licz�c ju� wszystkich stanowisk zwi�zanych bezpo�rednio z obs�ugiwaniem ludzi i piel�gnowaniem wegetacji ro�linnej i zwierz�cej. Trzeba tu zreszt� jeszcze doda�, �e te ostatnie czynno�ci - podobnie jak wi�kszo�� innych - �Ziemia� mog�a wykonywa� ca�kowicie samodzielnie. Od momentu, w kt�rym jej mechanizmy otrzyma�y szczeg�owy program i pierwszy rozkaz dzia�a�, �Ziemia� sama okre�la�a sw� drog� w przestrzeni i sprawdza�a szybko�� lotu, sama dba�a o prawid�owo�� pracy maszyn w laboratoriach i o motyle w ogrodach, sama regulowa�a �wiat�o dwu sztucznych s�o�c i formy ob�ok�w na sztucznym niebie, sama przypieka�a ludziom grzanki na �niadanie, przygotowywa�a owocowe sa�atki na wiecz�r, regulowa�a temperatur� powietrza i zasolenie wody w Ma�ym Morzu. Na tej informacji zako�czymy na razie nasz opis. Ma�o on m�wi - niczego nie wyja�nia. T�umaczy nas jednak to, �e pr�ba szczeg�owego opisu konstrukcji i dzia�a� p�aszcza oraz j�dra �Ziemi� zmusi�aby nas do zapisania oko�o siedemdziesi�ciu tysi�cstronicowych tom�w in quarto. Nie to za� jest naszym celem. Chodzi nam o ludzi - o ich podr� ku gwiazdozbiorom Centaura. Czas wi�c i pora wr�ci� na �wi�to Trzeciej Rocznicy - do Wielkiego Amfiteatru i do tego wszystkiego, co opowiada milcz�cej za�odze �Ziemi� rozpi�ty nad jej g�owami ekran. Tak w�a�nie by�o przed trzema laty. Dzia�o si� to dnia trzydziestego wrze�nia roku osiemset sze��dziesi�tego drugiego wczesnej ery kosmicznej, na najdalszej granicy uk�adu s�onecznego, w pasie sektor�w dziesi�tego tysi�ca (to znaczy w odleg�o�ci dziesi�ciu tysi�cy milion�w kilometr�w od S�o�ca). Oto wida� w czarnej przestrzeni ogromn� flot� blisko dwu tysi�cy mechanoplanet, kosmostatk�w i kosmolot�w, mieszcz�c� ha swych pok�adach ponad milion ludzi wydelegowanych na po�egnaln� uroczysto�� z �Ziemi��. Owa wielka flota kosmiczna otacza tysi�ckilometrowym wie�cem �Ziemi�. Jej za�oga zebrana jest - tak jak d dzisiaj - w Wielkim Amfiteatrze. Nad tysi�cem g��w wielki p�kolisty ekran. Dwa tysi�ce oczu wpatruje si� we� z uwag� - a telenadajniki �Ziemi� przekazuj� obraz amfiteatru nie tylko odbiornikom towarzysz�cej floty, ale wszystkim stacjom uk�adu s�onecznego. Na ekranie amfiteatru ukazuj� si� kolejno przedstawiciele wszystkich zamieszka�ych planet i ksi�yc�w uk�adu s�onecznego. Ka�dy z nich m�wi bardzo kr�tko. Kilka zda�, i na koniec powtarzaj�ce si� z regu�y �yczenie: �Powodzenia, za�ogo �Ziemi��. Przem�wienia po�egnalne nie przekraczaj� dwu minut. Mimo to czas si� d�u�y. Jest ich przecie� blisko pi��dziesi�ciu - tych m�wc�w. Trzeba w gruncie rzeczy przyzna�, �e ca�a owa po�egnalna uroczysto�� mog�aby by� piekielnie nu��ca. Mog�aby by� - a przecie� nie jest. To prawda, �e przem�wienia i �yczenia powtarzaj� si�. I nic w nich szczeg�lnego. Mimo to zebrani w amfiteatrze �Ziemi� ludzie s�uchaj� po�egnalnych s��w, tak jakby w�a�nie zwierzano im g��wne tajemnice �ycia. Zbli�a si� godzina dwunasta czasu og�lnosolarnego. Pozosta�o jeszcze tylko trzech m�wc�w. Wreszcie znika z ekran�w ostatni - i wtedy na scen� amfiteatru �Ziemi� wchodz� Wielki Mike i jego zast�pcy: Dolores i Nazim. Z g�o�nik�w p�ynie g��boki szum, jak echo dalekich ocean�w. �w szum to g�osy, szepty i oddechy ludzi, kt�rzy patrz� teraz na za�og� �Ziemi�. Tych, kt�rzy s� tu�: na pok�adach po�egnalnej floty - i tych miliard�w zebranych przed teleekranami na Starej Ojczy�nie i na Marsie, na Jowiszu i jego dwunastu ksi�ycach, na przecinaj�cych Kosmos statkach pasa�erskich i na samotnych, najmniejszych obserwatoriach kosmicznych, kr���cych wzd�u� granic uk�adu s�onecznego. Wielki Mike zwraca si� do ekranu. Szum ocean�w cichnie. Jest tak, jakby ca�a ludzko�� wstrzyma�a na chwil� oddech. Mike podnosi r�k�. Ludzie w amfiteatrze wstaj�. Na ekranie wida�, jak otaczaj�ca ich flota rozja�nia si� gor�cym i z�otym blaskiem. Jest to po�egnalny, �wietlny salut dla �Ziemi�. Mike m�wi tylko tyle: - W imieniu za�ogi �Ziemi� obiecuj�, �e uczynimy wszystko, co w naszej mocy, aby nie zawie�� waszego zaufania. Czekajcie na nas. Do zobaczenia, przyjaciele. Potem nastaje milczenie. W cisz� pada d�wi�k dzwonu. Pi�� takich d�wi�k�w - b�d�cych muzycznym sygna�em Starej Ojczyzny - odliczy pi�tna�cie sekund. Pi�tna�cie sekund, kt�re dziel� jeszcze �Ziemi� od chwili startu w Galaktyk�. Oto ju� tylko dziewi�� sekund, jeszcze sze��, jeszcze trzy... Start! Z�oty i �wietlisty kr�g kosmicznej floty zaczyna nagle male�. Zajmuje ju� tylko jedn� czwart� ekranu, jedn� dwudziest�, jedn� setn�. Teraz mo�na go przykry� d�o�mi - ju� tylko jedn� d�oni�. Chwil� jeszcze na ekranie dr�y drobny, z�oty punkt, nieco ja�niejszy od Wenus. Potem i on niknie. Wtedy ekran ukazuje dalekie, ma�e, �wiec�ce przydymionym blaskiem S�o�ce. I wreszcie ekran otwiera si� nad amfiteatrem. Jest godzina dwunasta i trzy minuty, trzydziesty dzie� wrze�nia osiemset sze��dziesi�tego drugiego roku wczesnej ery kosmicznej. Sztuczne s�o�ce �Ziemi� �wieci jasno. Mike - m�wi: - Do wszystkich: pierwsza wyprawa galaktyczna ludzi, maj�ca na celu rekonesans w Gwiazdozbiorze Centaura, zosta�a rozpocz�ta. Okrzyki i brawa. Mike m�wi: - Za�oga przechodzi do wyznaczonych zaj��. W przeci�gu minuty amfiteatr jest pusty. Na ekranie wida� z lotu ptaka, jak ruchomymi chodnikami odp�ywa kolorowa ludzka rzeka. Patrz�c na t� scen�, Alek nachyli� g�ow� do Iona: - Od trzech lat pr�buj� u�o�y� wiersz o tamtym dniu. I nic nie wychodzi - poskar�y� si� szeptem. - Powiedz, jak my�lisz? Czy kiedykolwiek potrafi�? Ion powa�nie skin�� g�ow�, ale nie odpowiedzia�, bo Alka przys�oni�a mu usta d�oni�. - Patrzcie - wskaza�a ruchem g�owy ekran, a za nimi zn�w kto� niecierpliwie sykn��. Alek obejrza� si�: oczywi�cie, by�a to Lia Sart, blondynka z Osiedla Matematyk�w i kole�anka z Wydzia�u Pilota�u. Trzysta procent talentu do robotyki i pilota�u i... ca�kowity brak poczucia humoru. Chocia� - nie ma co, jest bardziej ni� �adna. Zmarszczy� z�o�liwie nos, ale i tak nadaremnie. Nie dostrzeg�a tej miny. Patrzy�a w ekran. A na ekranie... Oto obraz �Ziemi� przekazany przez stacje zewn�trzne - mikroskopijna, zielona ku�a na tle czerni i pustki. Wygl�da to niezbyt pocieszaj�co: c� za straszliwa samotno��! Ale potem przed oczami patrz�cych p�ynie obraz wn�trza Ziemi. Wielki Park - jachty na Ma�ym Morzu - regaty kajakowe na Rzece G�rskiej, kt�re wygrywa sam Nazim Sumero i teraz w�a�nie sam do siebie �mieje si� z ekranu. A oto powszedni dzie� pracy. Wyk�ad matematyki dla grupy pilota�u (w pierwszym rz�dzie Alka i Ion). Praca w laboratoriach zdrowia, kosmofizyki i kosmochemii. Dalej: dzie�, w kt�rym �Ziemia� osi�ga nadszybko�� drugiego stopnia, i sceny przedstawiaj�ce cz�onk�w za�ogi, oczekuj�cych w kabinach ci�nieniowych na nowy skok przy�pieszenia. Jest to ju� trzydziesty listopada. Potem s�ynny alarm przeciwmeteorowy. Jest to ju� luty osiemset sze��dziesi�tego trzeciego roku. Eskadra kosmolot�w wyrusza na po��w meteoryt�w. Akcja nie jest bezpieczna, ale materia�y do bada� takiej wagi, �e nie mo�na nie skorzysta� z okazji. Istotnie - w miesi�c p�niej laboratorium kosmochemii og�asza rewelacyjne wyniki bada�: wi�kszo�� z�owionych meteoryt�w wykazuje �lady �ycia organicznego, w kilku za� odkryto trzy nowe pierwiastki! Odkrycia dokonuje matka Iona: Helena Soggo. Pierwszy z odkrytych.pierwiastk�w otrzymuje nazw� soggium. A dalej: fragment konkursu poetyckiego. Pierwsz� nagrod� uzyskuje Dolores Li, drug� - Alek Roj. Alek, s�uchaj�c urywk�w swego nagrodzonego w�wczas wiersza, zmarszczy� si� z niesmakiem i z�o�ci�. - Dziecinne bajdurzenie - mrukn��, staraj�c si� jednak, by nikt go nie dos�ysza�. Zapomnia�, �e siedz�ca tu� za nim Lia ma s�uch o niezwyk�ej przenikliwo�ci. Nachyli�a si� nad uchem ch�opca i szepn�a: - Bardzo s�usznie! - Cicho! - W�ciek� si� Alek. - Niczego nie m�wi�em. Ona jednak u�miechn�a si� w spos�b, kt�ry kaza� mu si� zastanowi� powa�nie nad tym, czy rzeczywi�cie brak jej poczucia humoru. Za chwil� jednak zapomnia� o tej sprawie, bo oto ca�y amfiteatr wybuch� nagle wielkim �miechem i brawami. Na ekranie bowiem G��wny Lekarz wyprawy ukaza� wszystkim pomarszczon�, skrzywion� pierwszym p�aczem buzi� pierwszego z urodzonych na �Ziemi� ludzi. By� to pyszczek ma�ego Kyamoto. Jego prawdziwy i �ywy w�a�ciciel na �w widok zn�w rozdar� si� triumfalnym wrzaskiem: - To ja! To ja! To ja! A wi�c byli ju� w sierpniu osiemset sze��dziesi�tego trzeciego roku. Nast�pn� zatem scen�, jak� wizjoekran ukaza� zebranym w amfiteatrze mieszka�com �Ziemi�, by�o �wi�to Pierwszej Rocznicy. Oto znowu widz� siebie zebranych w amfiteatrze. Stoj� wpatrzeni w ciemn� twarz i siw� grzyw� Wielkiego Mika. Nastaje chwila ciszy doskona�ej. I oto Mike podnosi obie r�ce w g�r�. - Przyjaciele! - wo�a, a jego g�os dzwoni jak dziesi�� wielkich dzwon�w. - W tej chwili mija pierwszy rok naszej podr�y. Wchodzimy w rok drugi. Powodzenia, za�ogo �Ziemi�! - Po-wo-dze-niaaa! - odpowiada tysi�c g�os�w wysokich i niskich, wzruszonych, roze�mianych i powa�nych, m�odzie�czych i dojrza�ych. - Patrz - Ion tr�ci� �okciem Robika - w ostatnim rz�dzie wida� ciebie. - I owszem. Ale nie przeszkadzaj innym. Ion skin�� g�ow� i zn�w wpatrzy� si� w ekran, na kt�rym obraz gna� za obrazem, z najwi�ksz� znan� ludziom szybko�ci�, wielokrotnie wi�ksz� ni� najwy�sze nadszybko�ci - z szybko�ci� wyobra�ni i pami�ci. Tak wi�c pierwszy rok podr�y na ekranie amfiteatru trwa� zalewie dziesi�� minut. Zacz�a si� kronika roku drugiego. Ion spojrza� na profil Alki. Mia�a lekko przymkni�te oczy. Nie patrzy�a na ekran. O czym my�la�a? Jakby chc�c poprzez na�ladownictwo odczyta� owe my�li, sam opu�ci� powieki. Nie - nadal nie wiedzia�, o czym ona my�li. Poj�� jednak rzecz najwa�niejsz�: w ten spos�b, zapominaj�c o ekranie, �mo�na na kilka d�ugich chwil wejrze� w siebie samego - zastanowi� si� nad tym, co opowie o minionych trzech latach film w�asnej pami�ci. Jaki by� podr�y rok drugi? W ci�gu owego roku zdarzy�o si� na �Ziemi� wiele rzeczy wielkiej wagi. Pracownie fizyki i mechaniki dokona�y wspania�ego odkrycia - uda�o si� przy�pieszy� lot �Ziemi� o jedn� dwudziest�. Wkr�tce potem dosz�o do zdumiewaj�cego spotkania: oto radarowy zwiad �Ziemi� wykry� na jej drodze meteor o cechach zdumiewaj�cych: promienie sondy kosmicznej wykaza�y, �e �w rzekomy meteor sk�ada si� ze sztucznych zwi�zk�w i stop�w metali znanych w uk�adzie s�onecznym! Kiedy z�owiono go w pole przyci�gania, okaza�o si�, i� jest to po prostu jedna ze zbudowanych przed laty galaktycznych rakiet bez za�ogi - jedna z pierwszych galaktycznych sond, naiwnych i prymitywnych, kt�re ludzie wysy�ali w stron� Gwiazdozbioru Centaura. Ustawiono j� na �Ziemi� nad brzegiem Ma�ego Morza - jak pomnik. Ion dobrze pami�ta� t� chwil�, kiedy pierwszy raz dotkn�� palcami jej chropawej, pokrytej warstewk� �u�lu powierzchni. Poszli tam we dwoje razem z Alk�, pod wiecz�r. Byli sami. �w dziwny go�� - spotkany cudem w czarnej przestrzeni Galaktyki, w odleg�o�ci dwu lat �wietlnych od Marsa, z kt�rego niegdy� wystartowa� - wzruszy� ich. Milczeli. Prymitywna sylwetka rakiety rysowa�a si� na ciemniej�cym niebie. Ion odj�� d�o� od szorstkiej powierzchni rakiety i nagle - nie wiedz�c nawet dlaczego - pog�aska� ko�cami palc�w policzek Alki. Nie cofn�a si�, nie powiedzia�a ani s�owa. Przymkn�a tylko oczy. Oboje nie odezwali si� tego wieczoru do siebie. Wymienili tylko kilka przelotnych spojrze� i dwa czy trzy niepewne u�miechy. By� to lipiec osiemset sze��dziesi�tego czwartego roku. Ion sko�czy� ju� lat szesna�cie, Alka pi�tna�cie. A tego w�a�nie dnia Ion - po raz pierwszy w �yciu w spos�b m�ski i prawie dojrza�y - zrozumia�, �e my�l�c o swojej przysz�o�ci musi i chce my�le� przede wszystkim o... Alce. Potem przysz�a Rocznica Druga. Zaledwie Ion zd��y� o niej pomy�le�, us�ysza� zn�w biegn�cy z ekranu g�os Wielkiego Mika: - Przyjaciele! W tej chwili mija drugi rok naszej podr�y. Powodzenia, za�ogo �Ziemi�! Owa Zbie�no�� mi�dzy jego my�lami a biegiem kroniki na ekranie by�a tak zabawna, �e za�mia� si� cichutko, nim podni�s� powieki. Kiedy za� to uczyni�, ujrza� tu� przed sob� ogromne oczy Alki. Wtedy spyta� najcichszym szeptem: - Czy wiesz? Alka, u�miechaj�c si� samymi tylko k�cikami warg, odpowiedzia�a r�wnie� najcichszym szeptem: - Wiem. W jej wzroku by�o co� takiego, �e na moment zabrak�o mu tchu. Zaczerpn�� oddechu, jak przed skokiem w morsk� przepa��. - I masz mi co� do powiedzenia? Skin�a g�ow�. Nie odrywali od siebie wzroku, Ionowi dr�a�y wargi. Nie spyta� �co?� Pyta�y jego oczy, poblad�a twarz, niespokojny oddech. A Alka - jakby nie dzia�o si� nic szczeg�lnego, nie zwa�aj�c na nic, ani na nikogo - powiedzia�a wyra�nie i g�o�no: - Ja te�. Wtedy Ion szybkim ruchem pochyli� g�ow� i uca�owa� obie jej r�ce. Alek, kt�ry us�ysza� t� kr�tk� rozmow�, zrozumia� j� - r�wnie dobrze, jak tamci dwoje. A ucieszy� si� jej przebiegiem co najmniej w po�owie tak gor�co, jak oni. Dlatego te� natychmiast obejrza� si� za siebie i surowo po�o�y� palec na wargach, aby przestrzec blondynk� od robotyki przed nawo�ywaniem do milczenia. Tym razem jednak pomyli� si�. Nie powiedzia�a ani s�owa - patrzy�a za to na niego w spos�b bardzo ironiczny. A potem sta�o si� co� absolutnie nieprzewidzianego: po prostu pokaza�a mu j�zyk! Nies�ychane! Alek straci� si� kompletnie. Obrazi� si�? Roze�mia�? Samemu wywali� j�zyk na brod�? Uprzedzi�a go. Wskaza�a palcem ekran. - Tam nale�y patrze� - szepn�a ostro. Us�ucha� - i odwr�ci� si� do ekranu z niejasnym poczuciem, �e w przeci�gu ca�ej dotychczasowej podr�y ani razu nie mia� tak beznadziejnie g�upiej miny, jak w tej w�a�nie chwili. Popatrzy� nieufnie na Alk� i Iona - czy nie zauwa�yli jego kompromitacji. Westchn�� z ulg�: niczego nie zauwa�yli. Trzymaj�c si� za r�ce, patrzyli w ekran, i Alek nie bez racji pomy�la�, �e gdyby w tym momencie �wiat nagle si� sko�czy� i zn�w si� od nowa odrodzi�, oni najpewniej tego drobnego wydarzenia nawet by nie zauwa�yli. Przez ekran amfiteatru ci�gle p�ynie bystra rzeka obraz�w. Wymieniaj� si� sceny pracy powszedniej z wydarzeniami wielkiej wagi. Oto nad g�owami zebranego t�umu zn�w podnosi si� szmer przychylnych braw i �miech�w. Na ekranie przed Wielkim Mikiem i oboma jego zast�pcami staje dwoje m�odych ludzi - Claudia Doblin i Ter Kr im. Mike pyta: - Czy pragniesz, Claudio poj�� tego oto m�czyzn� za m�a? - Tak - m�wi Claudia. Mike zwraca si� do Tera: - Czy pragniesz, Terze, poj�� za �on� t� oto kobiet�. - Tak! - wo�a Ter. - Tak! - Jeste�cie ma��e�stwem - m�wi Mike, bior�c ich w ramiona. - �Ziemia� �yczy wam szcz�cia. Jest to pierwszy �lub na �Ziemi� - listopad osiemset sze��dziesi�tego czwartego roku. Zaraz potem oklaski witaj� fragment naukowego sprawozdania Laboratorium Zdrowia, kt�rego kierownik omawia wyniki bada� nad wp�ywem podr�y mi�dzyplanetarnej na d�ugowieczno��. M�wi: - Po raz pierwszy mamy do czynienia ze zjawiskiem d�ugotrwa�ego przebywania w stanie nadszybko�ci. Wszystko wskazuje na to, �e nadszybko�� w �adnym wypadku nie obni�y przeci�tnego wieku ludzkiego. Istnieje natomiast mo�liwo��, �e przed�u�y go o lat pi��, a wi�c do przeci�tnej stu czterdziestu pi�ciu lat. Uzasadnienie... Na tym s�owie scena si� urywa. Zaraz potem: kronika z pierwszej sportowej olimpiady za�ogi �Ziemi�. Zdobywczyni� z�otego medalu w dziesi�cioboju kobiet zostaje c�rka Nazima Sumero, Rita. Z�oty medal w pi�tnastoboju m�czyzn zdobywa (wbrew wszelkim przewidywaniom) astrograf i filozof mizernej postaci, ale weso�ego usposobienia, Hieronimus Broszkidze. Na zako�czenie olimpiady - koncert. Alka Roj �piewa pi�knym ciemnym altem �Pie�� o �Ziemi�� (muzyka Iona Soggo, s�owa Alka Roja). Amfiteatr cichnie. Bardzo pi�knie �piewa ta �liczna dziewczyna z Wydzia�u Pilota�u. Kiedy ko�czy si� pie��, na ekranie ukazuje si� scena ze s�ynnego alarmu bojowego. W po�owie marca osiemset sze��dziesi�tego pi�tego roku (dok�adnie: szesnastego, godzina �sma, zero trzy) sonda zwiadowcza wykrywa na drodze �Ziemi� ogromna, pi�ciokrotnie od �Ziemi� wi�ksz� bry�� skaln�. Alarm: nie wolno dopu�ci� do zderzenia! W ostateczno�ci �Ziemia� przebi�aby si� przez owego kosmicznego w��cz�g�. Nie mo�na jednak ryzykowa� tak straszliwego hamowania. Ludzie ukryci w kabinach ochronnych znie�liby skok szybko�ci. Ale co by si� sta�o z wewn�trzn� powierzchni� �Ziemi�, z ptakami, zwierz�tami, z Wielkim Parkiem? Mia�oby to charakter katastrofy. Na szcz�cie sonda nie wykazuje �adnych �lad�w �ycia ani energii na skalnej wyspie. Pada rozkaz: �Zniszczy�!� Artyleria �Ziemi� otwiera ogie�, ciemno�� Kosmosu b�yska na moment ogniem przypominaj�cym wybuch s�oneczny. J�zyki pozytronowych promieni bij� na odleg�o�� trzystu tysi�cy kilometr�w. W ich �arze bry�a skalna spopiela si� w ci�gu dwu setnych sekundy. Zaraz potem narodziny pierwszych bli�ni�t na �Ziemi�. Trzy dalsze �luby i uroczysto�� weselna w Osiedlu Matematyk�w, �piewy, ta�ce... Przez chwil� wida� na pierwszym planie czarnow�os� i niebieskook� dziewczyn� ta�cz�c� z rudow�osym, nieco piegowatym ch�opcem. Obejmuj� si� ramionami - dziewczyna u�miecha si� do ch�opca... ka�dy widzi, jak czule. Alek tr�ci� siostr� �okciem: - To wy. Alka skin�a g�ow�. Tak - to byli oni: Alka i Ion. Tego wieczoru poca�owali si� po raz pierwszy. Nikt nie zwr�ci� na ten fakt uwagi. Nikt na ten temat nie powiedzia� ani s�owa. Dopiero wieczorem, przed snem, Czandra Roj spyta�a c�rk�: - Czy jeste� pewna, �e go kochasz? - Czy jestem pewna? - odpowiedzia�a pytaniem Alka. Milcza�a przez d�ug� chwil�. Chcia�a by� uczciwa wobec siebie samej. Chcia�a �ci�le oceni� sytuacj�. Dzi�ki Ionowi pozby�a si� wielu cech dziecinnych i nie najlepszych: zarozumia�ej osch�o�ci, nadmiernych pretensji do przyjaci�, z�o�liwo�ci zbytecznej. Co wi�cej: dla niego zacz�a nawet �piewa�, przed czym si� kiedy� tak zawzi�cie zarzeka�a. Powiedzia�a o tym matce. - To wszystko? - spyta�a Czandra. - Nie wiem. - Kiedy b�dziesz wiedzia�a - rzek�a Czandra, ca�uj�c c�rk� na dobranoc - powiedz o tym przede wszystkim jemu. - Dobrze - szepn�a Alka. No i - sta�o si�. W�a�nie dzi�. W �wi�to Trzeciej Rocznicy, podczas wy�wietlania kroniki trzech lat podr�y. �Dlaczego w�a�nie dzi�?� - zamy�li�a si� Alka. Kiedy Ion spyta�, czy ona �wie� i czy ma mu co� do powiedzenia, po raz pierwszy zrozumia�a, �e nie powinna ju� d�u�ej oci�ga� si� z odpowiedzi�. Czandra radzi�a: �Powiedz to przede wszystkim jemu�. Dlatego Alka odpowiedzia�a: �Ja te��. Ale dlaczego w�a�nie dzi� zechcia�a i musia�a mu o tym powiedzie�? Chyba dlatego, �e Mike, otwieraj�c �wi�to Trzeciej Rocznicy, wspomnia�, i� rok, w kt�ry wchodzi �Ziemia� ze sw� za�og�, czwarty rok podr�y, b�dzie rokiem decyduj�cym. To prawda. W ci�gu tego roku, w przeci�gu pi�ciu i p� miesi�ca, �Ziemia� osi�gnie wreszcie Gwiazdozbi�r Centaura. Wszyscy o tym wiedzieli od dawna. Ju� w osiemset pi��dziesi�tym pi�tym roku obliczono, �e �Ziemia� zbli�y si� do pierwszej z planet Centaura w po�owie sierpnia osiemset sze��dziesi�tego sz�stego roku. Obecnie za� - wobec przy�pieszenia lotu �Ziemi� - data ta przesun�a si� na marzec. Obliczenia te og�oszono ju� w styczniu. Ale dopiero kiedy Mike wspomnia�, �e oto zaczyna si� rozstrzygaj�cy rok podr�y, wszystkie serca zabi�y �ywiej. Ka�dy z zebranych w amfiteatrze �wiadomych cz�onk�w za�ogi �Ziemi� musia� cho� przez moment zastanowi� si�: �Co nas czeka? Zwyci�stwo czy kl�ska? Wspania�e odkrycia czy upadek?� �Co przyniesie rozstrzygaj�cy czwarty rok podr�y?� I w tej w�a�nie chwili Alka zrozumia�a. Zrozumia�a to, o co pyta�a j� Czandra. Zrozumia�a, �e w chwilach zwyci�stwa lub kl�ski, triumfu lub upadku chce by� z jednym przede wszystkim cz�owiekiem. A cz�owiekiem tym jest siedz�cy obok niej siedemnastoletni, rudawy, nieco piegowaty ch�opiec o ciemnoorzechowych oczach, skory do �miechu, ale �miej�cy si� w spos�b, kt�ry (jak sam mawia�) do z�udzenia przypomina �atak kaszlu u oszala�ej z po�piechu i ci�ko przezi�bionej kuku�ki�. S�owem - Ion Soggo. Zrozumia�a zatem, �e my�l�c o swej przysz�o�ci, my�li o... Ionie. A raczej: o nich obojgu. Na ekranie kronika pierwszych trzech lat dobiega ko�ca. Jeszcze jedna narada chemik�w, jeszcze kilka scen z przebudowy Ma�ych Himalaj�w nad Ma�ym Morzem, jeszcze jedna scena z nauki kosmopilota�u. Wreszcie zebrani widz� siebie zje�d�aj�cych si� ze wszystkich stron �Ziemi� do amfiteatru. Jest to scena sprzed p� godziny. Na ekranie zn�w staj� Mike i zast�pcy. Mike m�wi: - Przyjaciele! Mija trzeci rok... wchodzimy w czwarty, rozstrzygaj�cy. I na tym koniec. Ekran ciemnieje, potem otwiera si�. Nad amfiteatrem zn�w �wieci �agodnie sztuczne s�o�ce �Ziemi�, lekki wiatr g�adzi czo�a, ma�y Kyamoto krzyczy: - Czwarty rok! Czwarty rok! �miech. W dni Pierwszej i Drugiej Rocznicy po wy�wietleniu kroniki podr�y ludzie natychmiast rozje�d�ali si� do swoich zaj��. Tym jednak razem Mike wraz z Dolores i Sumero zn�w znale�li si� na scenie amfiteatru. Mike powiedzia�: - Kierownictwo �Ziemi� prosi o najwy�sz� uwag� wszystkich cz�onk�w za�ogi. Kierownik Stacji Bada� Przestrzennych z�o�y raport z ostatnich prac stacji. W g�osie Mika zabrzmia� teraz taki ton, �e nad amfiteatrem zn�w ucich� gwar. Na scen� wszed� kierownik Stacji Bada� Przestrzennych, Lion Haig. By� to najstarszy wiekiem cz�onek za�ogi, najwybitniejszy przedstawiciel swojej specjalno�ci w ca�ym uk�adzie s�onecznym. Ten studwudziestoletni, wysoki m�czyzna, rozkochany w nauce, malarstwie i... p�ywaniu, by� niezwykle popularny. Nie tylko dlatego, �e nale�a� do grona najwi�kszych �yj�cych uczonych, i te� nie dlatego, �e potrafi� na zawodach p�ywackich bi� dwudziestoletnich m�odzik�w. Lion Haig lubiany by� przede wszystkim za niepokonany dowcip i humor. Opowiadano sobie, �e wyg�aszaj�c przed Rad� G��wn� swoje s�ynne sprawozdanie o lokalizacji planet Centaura (sprawozdanie, za kt�re otrzyma� najwy�sze naukowe odznaczenie), roze�mia� si� osiemdziesi�t trzy razy. I oto teraz - w�a�nie w tej chwili - twarz Liona by�a powa�na. Niemal surowa. Usiad� w fotelu m�wc�w, rozejrza� si� i nawet nie mrugn�� okiem w stron� siedz�cej w g�rnych rz�dach m�odzie�y. Co to mog�o znaczy�? Ludzie spojrzeli po sobie z niepokojem. Co im powie Lion, kt�ry si� n i e u�miecha? - Prosz� o cisz� - rzek� Mike. Cho� by�o to ca�kiem zbyteczne upomnienie. Lion odchrz�kn��. I jeszcze przez chwil� milcza�. A potem zacz�� m�wi� - powoli i wyra�nie: - Jak wiadomo - m�wi� - Stacja Bada� Przestrzennych rozpocz�a przed miesi�cem wysy�anie w stron� grupy Centaura fal rozpoznawczych, maj�cych za zadanie mo�liwie dok�adne zbadanie znajduj�cego si� przed nami celu. Uda�o si� nada� falom wy�sz�, ni� przewidziano, cz�stotliwo�� i szybko��. Pierwsze odbite od uk�adu Alfy Centaura wi�zki powr�ci�y zatem ju� po pi�tnastu dniach. Wyniki znane s� z wcze�niejszych komunikat�w. Obecnie, dzi�ki przebyciu nowego odcinka drogi, mamy ju� sta�y odbi�r wi�zek rozpoznawczych. Wiemy zatem, �e spo�r�d osiemnastu planet Alfy Centaura osiem i posiada atmosfer� sk�adaj�c� si� z mieszaniny tlenu oraz nieznanego bli�ej gazu o w�a�ciwo�ciach zbli�onych do azotu. Przed tygodniem stwierdzili�my, �e przynajmniej dwie z nich wykazuj� wyra�ne �lady �ycia organicznego. Nasz komunikat nie by� jednak pe�ny. Tu Lion na chwil� umilk�. Ludzie patrzyli na� bez ruchu. Nagle, w ostatnim rz�dzie, kt�ry� z m�odszych student�w zerwa� si� na r�wne nogi. - Co to znaczy? - krzykn��. Lion pochyli� g�ow�. - W moim imieniu Stacja Bada�... - ...oraz kierownictwo - wtr�ci� Mike. - ...oraz kierownictwo - powt�rzy� zm�czonym g�osem Lion - prosi za�og� �Ziemi� o wybaczenie. - Wybaczenie czego?! - krzykn�� ten sam ch�opak i nikt go nawet nie skarci�, bowiem s�owa Liona by�y tak niezwyk�e, �e wi�kszo�� obecnych mo�e nawet nie dos�ysza�a tamtych okrzyk�w. - Po raz pierwszy - m�wi� dalej Lion - naruszyli�my zasad� jawno�ci do�wiadcze� i odkry�. Ostatni nasz komunikat by� niepe�ny. Amfiteatr zaszumia�. Ludzie mieli twarze zdumione, oszo�omione - niekt�rzy nawet gniewne. Teraz ju� podnosi�y si� dziesi�tki g�os�w. �Wyja�ni�! Co to znaczy? Wyt�umaczy� si�!� Mike zerwa� si� na r�wne nogi. - Prosimy o cisz�! - krzykn��. - Nie tylko o wybaczenie, ale i o cisz�! I nagle si� roze�mia�: - Co za dziecinady? - spyta� g�osem prywatnym, a z�o�liwym. Gdy usiad�, panowa� ju� spok�j i Lion m�g� m�wi� dalej: - Nie ujawnili�my wszystkich wynik�w - m�wi� - aby nie wprowadza� zbytniego niepokoju, zanim nie b�dziemy pewni, �e si� nie omylili�my. Dzi� mo�emy to stwierdzi� z ca�� pewno�ci�: nie mylimy si�. Nasze badania potwierdzaj� pierwsze podejrzenia. Nieustanny zwiad prowadzony przez wi�zki fal onionowo-rozpoznawczyeh potwierdza w spos�b niezbity pierwsze nasze podejrzenia sprzed tygodnia. Tu nagle Lion wsta�. - Przyjaciele! - powiedzia�. - Nie ulega w�tpliwo�ci, �e na co najmniej pi�ciu planetach Alfy Centaura wykryli�my �r�d�a promieniowania energii. Oznacza to, �e dzia�a tam zorganizowana cywilizacja istot rozumnych. Po tych s�owach Liona amfiteatr nagle oszala�. Kto� pierwszy, w tylnych rz�dach - zdaje si� ten sam m�odzik, co przedtem - wrzasn��: �Brawo!� Kto� inny, ju� ze starszych, odpowiedzia�: �Niech �yj�!� Ludzie porwali si� z miejsc, zacz�li krzycze�, macha� r�kami, �mia� si�, nawet �piewa�. Wszystkich - prawie wszystkich - ogarn�a wielka, fala entuzjazmu. Oto nie p�yn� w pr�ni�, w pustk� i nico�� pustynnych planet, nie grozi im niebezpiecze�stwo Wielkiej Samotno�ci na ogromnych obszarach nowego gwiazdozbioru! Na niekt�rych twarzach ukaza�y si� nawet �zy - i nikt z nich nie kpi�. Nikt si� te� ich nie wstydzi�. By�a to pi�kna i szcz�liwa chwila. Nie wszyscy jednak poddali si� wielkiemu przyp�ywowi rado�ci. Nie poddali mu si� przede wszystkim ci, siedz�cy w pierwszych rz�dach, starsi, bardziej do�wiadczeni. A zreszt� wystarczy�o spojrze� cho�by na Liona, Mika i zast�pc�w. Oni r�wnie� nie brali udzia�u w radosnym szale�stwie g�rnych rz�d�w. Mieli twarze surowe i zamkni�te. Czekali. - Co to znaczy, �e oni... - powiedzia�a Alka do Iona. - Co to znaczy, �e tak si� zachowuj�, jakby... Nie doko�czy�a - Nie wiem - powiedzia� Ion. Alek, kt�ry w pierwszej chwili, tak jak inni, zerwa� si� na nogi i zacz�� co� ze �miechem krzycze�, nagle poczu� dotyk r�ki na ramieniu. By�a to znowu Lia. - Czego chcesz? - spyta�, patrz�c na jej powa�n� min�. - Nie wszyscy si� ciesz� - powiedzia�a i wskaza�a scen�. Inni te� to dostrzegli. Dlatego krzyki i �miechy zacz�y coraz szybciej i szybciej cichn��. Lion podni�s� d�o� w g�r� gestem niemal gniewnym. - Nie sko�czy�em! - krzykn��. I nie czekaj�c nawet, a� amfiteatr si� uspokoi, podni�s� ku ustom wzmacniacz d�wi�ku. Jego niski, lekko schryp�y g�os zadudni� nad amfiteatrem. - Musz�, niestety, przerwa� wasz� zabaw� -. m�wi� szybko i z naciskiem. - Powody s� nast�puj�ce. Po pierwsze, wszelkie pr�by nawi�zania ��czno�ci pozostaj� i bez odpowiedzi. Po drugie, �Ziemia� jest pod obserwacj�. Stwierdzili�my obecno�� bli�ej nie okre�lonych fal energii, kt�re od trzech dni bez przerwy towarzysz� naszej sondzie kosmicznej. Po trzecie, nie mo�emy dzi� nikomu zagwarantowa�, �e cywilizacja centauryjska i powita nas przyja�nie. Kontrolowanie lotu �Ziemi� i r�wnoczesny brak odpowiedzi na wszelkie nasze pr�by nawi�zania ��czno�ci nie s� dobrym znakiem. Po czwarte, na planecie Alfa Trzy odkryli�my �r�d�a bardzo ostrego promieniowania, kt�re nie musi... nie musi, ale mo�e �wiadczy� o wy�adowaniach energii typu niszczycielskiego. O wynikach dalszych bada�, poczynaj�c od dzi�, za�oga �Ziemi� informowana b�dzie na bie��co. Sko�czy�em. Tak jak przedtem amfiteatr oszala� z rado�ci, tak teraz zamar� bez ruchu. Zdawa�o si�, �e ludzie skamienieli. Jakie� ma�e dziecko rozp�aka�o si�, ale matka nawet nie pr�bowa�a go uspokoi�. W martwej ciszy g�os dziecka brzmia� bole�nie i smutno. Mike Antonow wsta� powoli i podszed� na sam prz�d sceny. - Przyjaciele - powiedzia�. - Nie ma rado�niejszej przed nami mo�liwo�ci ni� spotkanie istot rozumnych i nawi�zanie z nimi kontaktu. Ale te� nie ma straszniejszej mo�liwo�ci ni� ta, �e zetkniemy si� ze spo�ecze�stwem nieufnym, boj�cym si� nas lub wrogim. Musimy by� ostro�ni. Musimy by� przygotowani na wszystko. Kierownictwo stawia nast�puj�cy wniosek: przez tydzie� nie podejmujemy og�lnej dyskusji nad ca�� spraw�. A za tydzie� o godzinie pi�tnastej kierownictwo zwo�uje nadzwyczajn� narad� za�ogi. R�wnocze�nie wysy�amy raport do Rady G��wnej. Obecnie wszyscy powracaj� do swoich zaj��. Mike, zast�pcy i Lion zeszli z estrady. Otwar�y si� wszystkie przej�cia. Ludzie zacz�li schodzi� do wyj�� i wind. Pierwszy raz w trzyletniej historii �Ziemi� dzia�o si� to w ciszy. Tylko ma�y Kyamoto z uporem wypytywa� matk�: - Czemu jeste� smutna? - Nie jestem. - Ale czemu jeste�? Ion szepn�� do Alki: - Mamy jeszcze godzin� czasu. Mo�e pojedziemy nad Ma�e Morze? Skin�a g�ow�. Alek stara� si� wyj�� razem z Li�. Ona jednak u-mkn�a mu, nie wiedzia� nawet kiedy. Alek zez�o�ci� si�, potem westchn��. - Ion - spyta� - czy pozwolisz Robikowi na ma�� parti� tenisa ze mn�? - Prosz� - powiedzia� Ion. Wst�powali w�a�nie na chodnik G��wnej Alei. - My chcemy pojecha� z Alk� nad Ma�e Morze. - Nie b�dziemy im przeszkadza�. Prawda, Robik? - u�miechn�� si� nieweso�o Alek. - Nie b�dziemy - powiedzia� Robik. Po kilku minutach milcz�cej jazdy rozdzielili si�. Alka i Ion przeskoczyli na drog� nadmorsk� - tamci dwaj znikli szybko w stronie Stadion�w. Tak si� z�o�y�o, �e nikt jako� tym razem nie wybra� drogi nadmorskiej, kt�rej bia�y, w ��te i pomara�czowe pasy chodnik bieg� bezszelestnie wzd�u� alei niewysokich palm, bambusowych zagajnik�w i krzew�w magnolii. Szum morza by� coraz bli�szy. Wkr�tce do��czy� si� do� wysoki, gniewny skwir stada mew. Zdj�li pantofle jeszcze na chodniku, potem boso, trzymaj�c si� za r�ce, zacz�li brodzi� piaszczyst� pla�� w stron� antycznej rakiety. Niewielkie fale co chwila uderza�y o brzeg - by�a to muzyka cicha i monotonna. Nagrzany piasek parzy� stopy. W ko�cu usiedli na cokole, na kt�rym osadzona by�a staro�wiecka rakieta. Alka zamkn�a oczy. - Co b�dzie dalej, m�j ch�opcze? - spyta�a. Spod jej powiek wyciek�y dwie ma�e �zy. - Powiedz, co b�dzie? - Nie wiem - odpowiedzia� powoli. - Nie wiem, co b�dzie z �Ziemi��, z naszym zadaniem, z naszym lotem. I nie chc� jeszcze o tym my�le�. Dzi� wiem tylko tyle... Alka otwar�a oczy. Na jej twarzy zacz�� rodzi� si� - u�miech. - ...wiem tylko tyle - m�wi� - �e cokolwiek si� stanie, b�d� przy tobie. Ona za� - nagle i nieoczekiwanie - roze�mia�a si�. Zerwa�a si� na nogi i pobieg�a na szczyt wysokiej, zawis�ej nad zielon� g��bi� ska�ki nadmorskiej. Zrzuci�a tunik�. By�a ju� tylko w p�ywackim kostiumie. Potrz�sn�a g�ow� i w jasnym �wietle jej w�osy b�ysn�y granatowym blaskiem. Pi�knym g�adkim skokiem rzuci�a si� g�ow� prosto w fale. Skacz�c jeszcze si� �mia�a. Sp�oszy�a dwie mewy. Odlecia�y krzycz�c gniewnie swoje mewie wymys�y. Ion pop�dzi� za dziewczyn� na Szczyt. Alka wychyli�a g�ow� z fal. - Go� mnie! - krzykn�a. Us�ysza� te s�owa ju� w locie. Rzuci� si� w pogo� pienistym �ladem. Oczywi�cie, nie dogoni� jej. Pierwsza wybieg�a na piasek pla�y. Oboje dyszeli nieprzytomnie - a potem nieprzytomnie si� uca�owali. W tej chwili spo�r�d wysokich traw nadmorskich ukaza� si� sam Lion Haig. On widocznie r�wnie� chcia� si� pocieszy� s�onym smakiem fali i krzykiem mew. - Hej! - zawo�a�. - Co robicie? Wtedy Ion zaprezentowa� sw�j s�ynny �miech. Lion, s�ysz�c owe dziwne d�wi�ki, wpierw przerazi� si�, a potem sam zgi�� si� w nag�ym napadzie �miechu. - Co? - pyta�. - Co? Co? - Nic! - wrzasn�� Ion. - Po prostu my... - Po prostu si� kochamy! - krzykn�a Alka. - To bardzo dobrze! - odkrzykn�� Lion biegn�c wielkimi susami prosto w dale. A potem rzuci� si� na wznak i zaczai p�yn��. Wkr�tce znikn�� za kolejnym �a�cuchem fal. Wtedy uca�owali si� po raz drugi. - To bardzo dobrze? - spyta� Ion. Roze�mia�a si� cichutko. Jakby sama sobie zwierza�a urocz� i weso�� tajemnic�. - Jestem g�odna - powiedzia�a. - Chod�my na obiad. Poszli na obiad, na jedn� z teras Wielkiego Parku. Obiad smakowa� im jak rzadko. Nast�pne dni mija�y na poz�r tak zwyczajnie, jakby si� nic nie sta�o. �Ziemia� nadal p�dzi�a przez czarn� pustk�, zagubiona w niej jak ziarno piasku w oceanie. Wobec ogromu przebywanych przestrzeni by�a w�a�ciwie niczym. Przezwyci�a�a je jednak z t� odwag�, z jak� w najdalszej ludzkiej przesz�o�ci w�t�e wios�owe �odzie pokonywa�y przestrze� wielkich m�rz. Jej rozmiary wobec rozmiaru Galaktyki by�y na pewno mniejsze ni� ziarno piasku wobec g��bi ocean�w. Ale ju� sama cho�by szybko�� �Ziemi� - czyni�ca z toru jej lotu jedn� �wietlist� smug� - �wiadczy�a o tym, �e nie jest ona wobec milczenia czarnych i mro�nych przestrzeni bezradna. Mo�na by nawet przy tej okazji powiedzie�, �e w�a�nie s�abo�� kieruj�cego �Ziemi�� cz�owieka we w�a�ciwy spos�b okre�la�a jego si��. Je�liby bowiem cz�owiek by� istot� ogromn�, bezmiernie siln�, odporn� na zasadzki czasu i przestrzeni; je�li potrafi�by si�gn�� po szczyty najwy�szych g�r i rozes�a� je sobie pod g�ow� do wypoczynku lub drzemki - nie by�by godny szacunku, na jaki zas�ugiwali drobni i s�abi, lecz rozu