9741
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 9741 |
Rozszerzenie: |
9741 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 9741 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9741 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
9741 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
MARY WESTMACOTT
CZYLI
AGATHA CHRISTIE
RӯA I CIS
PRZE�O�Y�A BOGUMI�A MALARECKA
TYTU� ORYGINA�U THE ROSE AND THE YEW TREE
Chwila r�y dope�nia si� nie kr�cej
ni� chwila cisu
T. S. Eliot
PROLOG
Przebywa�em w Pary�u, kiedy to Parfitt, m�j s�u��cy, stan�� przede mn� i powiedzia�, �e chce si� ze mn� zobaczy� pewna kobieta. Podobno, doda�, przychodzi z czym� bardzo wa�nym.
Ho�dowa�em zwyczajowi nieprzyjmowania nie zapowiedzianych go�ci, by�em bowiem przekonany, i� ludzie, kt�rzy domagaj� si� widzenia w nie cierpi�cej zw�oki sprawie, na og� prosz� o wsparcie finansowe; prawdziwie potrzebuj�cy rzadko uciekaj� si� do chodzenia po pro�bie.
Zapytany o nazwisko go�cia, Parfitt poda� mi wizyt�wk�. Catherine Yougoubian � g�osi� rz�d czarnych liter; nazwisko, kt�re nic mi nie m�wi�o, i je�li mam by� szczery, niezbyt mi si� spodoba�o. Zrewidowa�em wcze�niejsze przekonanie, jakoby ta kobieta potrzebowa�a wsparcia, i pomy�la�em sobie, �e ma co� do sprzedania � prawdopodobnie jaki� podrabiany antyk, rzekom� okazj� � i �e trudno b�dzie mi si� op�dzi� przed jej natarczywo�ci�.
Powiedzia�em, �e przykro mi, lecz nie przyjm� pani Yougoubian, natomiast nie mam nic przeciwko temu, by swoj� spraw� przedstawi�a listownie. Parfitt skin�� g�ow� i wycofa� si�. Polegaj�c na nim absolutnie (kaleka, taki jak ja, potrzebuje godnego zaufania personelu), nie mia�em najmniejszej w�tpliwo�ci, �e problem ju� nie istnieje. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu Parfitt jednak�e pojawi� si� ponownie. Kobieta, powiedzia�, jest bardzo natarczywa. Doda�, �e to, co j� do mnie sprowadza, ma by� spraw� �ycia i �mierci i ma dotyczy� mojego starego przyjaciela.
Zap�on��em ciekawo�ci�. Nie z powodu takiej zapowiedzi � to by� oczywisty gambit; �ycie i �mier� i stary przyjaciel to zwyk�e pionki w grze. Nie, moj� ciekawo�� wywo�a�o zachowanie Parfitta; on nigdy nie wr�ci�by do mnie z tego rodzaju przes�aniem. Doszed�em wi�c c�o wniosku, �e Catherine Yougoubian jest niewyobra�alnie pi�kna, a przynajmniej niezwykle atrakcyjna. Nic poza tym, pomy�la�em, nie t�umaczy jego zachowania.
Mia�em pi��dziesi�t lat, by�em kalek�, lecz nie przesta�em by� m�czyzn�: da�em si� wci�gn�� w pu�apk�. Zapragn��em zobaczy� to promienne stworzenie, kt�re potrafi�o z�ama� op�r nieskazitelnego s�u��cego.
Zatem poleci�em wprowadzi� kobiet�, lecz gdy Catherine Yougoubian wkroczy�a do pokoju, niemal mi dech w piersiach zapar�o!
Istotnie, nietrudno by�o zrozumie� postaw� Parfitta. Jego os�d ludzkiej natury jest absolutnie nieomylny. Rozpozna� w Catherine osob�, przed kt�rej uporem i stanowczo�ci� padaj� wszelkie mury. Post�pi� m�drze, kapituluj�c od razu, a tym samym oszcz�dzaj�c sobie d�ugiej i nu��cej batalii. Catherine Yougoubian charakteryzowa�a si� bowiem nieugi�to�ci� m�ota kowalskiego i monotoni� palnika acetylenowo�tlenowego lub te�, je�li kto� woli, cierpliwo�ci� kropli, kt�ra dr��y ska��! W drodze c�o celu czas si� dla niej nie liczy�. Zdeterminowana, mog�aby siedzie� w moim hallu ca�y dzie�. Nale�a�a do kobiet, kt�re �yj� jedn� ide�, co daje im niebywa�� przewag� nad mniej prostolinijnymi osobnikami.
Tak wi�c szok, jakiego dozna�em na jej widok, by� straszliwy. Ca�kowicie nastawi�em si� na to, �e ujrz� prawdziw� pi�kno��. A tu, kobieta, kt�ra przekracza pr�g mojego pokoju, jest przera�liwie, mo�na by powiedzie� monumentalnie nijaka. Nie szpetna, prosz� zauwa�y�. Szpetota ma sw�j urok i do�� cz�sto udaje jej si� podbija� ludzi. Catherine mia�a wielk�, p�ask� jak nale�nik, pozbawion� jakiegokolwiek wyrazu twarz, szerokie usta i ledwo rysuj�cy si� w�sik nad g�rn� warg�. Jej ma�e i czarne oczy przywodzi�y na my�l rodzynki w zakalcowatym cie�cie, a bujne w�osy by�y zaniedbane i okropnie przet�uszczone. To, co zwyk�o si� nazywa� figur�, by�o do tego stopnia bezkszta�tne, �e nie zas�ugiwa�o na jej nazw�. Nijak nie pasuj�ce ubranie, zakrywaj�ce skrz�tnie ca�e cia�o, nie dawa�o odpowiedzi na pytanie, czy jego w�a�cicielka jest n�dzark�, czy osob� zamo�n�. Do tego wszystkiego nale�a�o doda� stanowczy podbr�dek i � jak us�ysza�em, kiedy m�j go�� otworzy� usta � chrapliwy, nieprzyjemny g�os.
Rzuci�em pe�ne wyrzutu spojrzenie Parfittowi, lecz ten wytrzyma� je z niezm�conym spokojem. Najwidoczniej by� przekonany, jak zwykle, �e wie, co robi.
��Pani Yougoubian, prosz� pana � powiedzia� i wycofa� si�, zamykaj�c za sob� drzwi i zostawiaj�c mnie na �asce tej stanowczej z wygl�du istoty p�ci �e�skiej.
Catherine zbli�y�a si� do mnie, nie czekaj�c na jak�kolwiek zach�t�. Nigdy jeszcze nie czu�em si� tak bezradny, tak w pe�ni �wiadom swojego kalectwa. Od takiej kobiety wskazane by�oby ucieka� jak najdalej, lecz w moim wypadku nie mog�o by� mowy o �adnej ucieczce.
��Prosz� p�j�� ze mn�, je�li �aska � przem�wi�a g�o�nym, stanowczym tonem. To by�a nie tyle pro�ba, ile ��danie.
��S�ucham? � powiedzia�em, nie wierz�c w�asnym uszom.
��Niestety, nie m�wi� zbyt dobrze po angielsku. Lecz nie ma czasu do stracenia. W og�le nie ma czasu. Prosz� p�j�� ze mn� do pana Gabriela. On jest bardzo chory. On umiera. Pyta o pana. Wi�c je�li chce go pan zobaczy�, musi pan i�� natychmiast.
Wpatrywa�em si� w ni� z niedowierzaniem. M�wi�c szczerze, my�la�em, �e jest szalona. Nazwisko Gabriel nie wywar�o na mnie �adnego wra�enia cho�by dlatego, �e wym�wione zosta�o niewyra�nie. W og�le nie zabrzmia�o jak �Gabriel�. Ale nawet gdyby, to i tak zapewne nie drgn�aby we mnie �adna czu�a struna. To wszystko dzia�o si� tak dawno temu. Up�yn�o pewnie z dziesi�� lat od czasu, kiedy ostatni raz my�la�em o Johnie Gabrielu.
��Chce pani powiedzie�, �e kto� umiera? Kto�, ehm, kogo znam?
Popatrzy�a na mnie z gorzkim wyrzutem.
��Ale� tak, zna go pan, zna go pan dobrze, a on pragnie pana zobaczy�.
By�a tak bezwzgl�dnie pewna swego, �e zacz��em �ama� sobie g�ow�, jak brzmia�o nazwisko, kt�re wymieni�a. Gable? Galbraith? Istotnie, zna�em swego czasu niejakiego Galbraitha, in�yniera g�rnictwa, lecz by�a to znajomo�� powierzchowna; zakrawa�o zatem na absurd, by to on wzywa� mnie na �o�u �mierci. Jednak chyl�c czo�o przed si�� charakteru Catherine, ani przez moment nie w�tpi�em, �e m�wi prawd�.
��Jakie nazwisko pani wymieni�a? � zapyta�em. � Galbraith?
��Nie, nie. Gabriel. S�yszy pan?! Gabriel!
Wytrzeszczy�em oczy. Tym razem us�ysza�em jak nale�y, lecz to s�owo kojarzy�o mi si� jedynie z archanio�em Gabrielem i par� jego wielkich skrzyde�. Wizja ta nie�le zreszt� pasowa�a do Catherine Yougoubian. Jej �arliwo�� w wype�nianiu sobie tylko znanego pos�annictwa przywodzi�a na my�l typ nabo�nej niewiasty, kt�r� zazwyczaj dawni w�oscy prymitywi�ci umieszczali w lewym dolnym rogu swoich obraz�w. W zawieszonym nade mn� zakalcowatym obliczu zlewa�y si� w jedno szczeg�lna prostota rys�w i p�omienne po�wi�cenie.
Doda�a nieust�pliwie, zawzi�cie:
��John. John Gabriel.
Wr�ci�o do mnie wszystko. Zakr�ci�o mi si� w g�owie i poczu�em lekkie md�o�ci. St Loo, trzy stare kobiety i Milly Burt, i John Gabriel ze swoj� brzydk�, pe�n� ekspresji twarz�, ko�ysz�cy si� �agodnie na pi�tach. I Rupert, wysoki i przystojny jak m�ody b�g. I, oczywi�cie, Isabella�
Przypomnia�em sobie ostatnie spotkanie z Johnem Gabrielem w Zagrade, jak r�wnie� to, co si� tam w�wczas wydarzy�o, i poczu�em, jak wzbiera we mnie gor�ca fala gniewu i obrzydzenia�
��A wi�c on umiera? � zapyta�em bezlito�nie. � Mi�o mi to us�ysze�!
��S�ucham?
S� takie s�owa, kt�rych nie spos�b powt�rzy�, kiedy kto� m�wi grzecznie: �S�ucham?� Catherine Yougoubian zdawa�a si� kompletnie nic nie pojmowa�. Powiedzia�em tylko:
��M�wi pani, �e on umiera?
��Tak. Umiera i cierpi. Straszliwie cierpi.
C�, tego r�wnie� s�ucha�em z przyjemno�ci�. �aden b�l nie m�g� by� wystarczaj�c� pokut� za to, co John Gabriel uczyni�. Jednak zabrak�o mi odwagi, by powiedzie� to kobiecie, kt�ra najwyra�niej by�a jego oddan� wielbicielk�. Co takiego kry�o si� w tym indywiduum, zastanawia�em si� zirytowany, �e kobiety zawsze ulega�y jego czarowi? By� brzydki jak wszyscy diabli. By� pretensjonalny, prostacki, che�pliwy. Kierowa� si� w�asnym rozumem i by�, w pewnych okoliczno�ciach (raczej pod�ych!), dobrym kumplem. By� obdarzony poczuciem humoru. Ale przecie� �adna z tych cech nie wp�ywa w spos�b zasadniczy na powodzenie m�czyzn u p�ci pi�knej.
Catherine przerwa�a moje rozmy�lanie.
��P�jdzie pan, prawda? P�jdzie pan? Zaraz? Nie ma czasu do stracenia.
Wzi��em si� w gar��.
��Przykro mi, droga pani � powiedzia�em stanowczo. � Obawiam si� jednak, �e nie b�d� m�g� jej towarzyszy�.
��Ale on si� o pana upomina � nalega�a.
��Mimo to nie p�jd�.
��Pan nic nie rozumie. On jest chory. Jest umieraj�cy; powtarzam, on chce si� z panem zobaczy�.
Zebra�em si� w sobie do walki. Wreszcie zaczyna�em pojmowa� (Parfitt zrozumia� to w lot), �e Catherine Yougoubian nie poddaje si� �atwo.
��Pani si� myli � powiedzia�em. � John Gabriel nie jest moim przyjacielem.
Zaprzeczy�a gwa�townym ruchem g�owy.
��Ale� tak, jest. Wyczyta� w gazecie pa�skie nazwisko i to, �e jest pan cz�onkiem jakiej� komisji. Kaza� mi pana szuka�. B�agam, pan musi i�� pr�dko, bardzo pr�dko. Doktor m�wi, �e to zaraz. P�jdzie pan od razu, zgoda?
Uzna�em, �e nie pozostaje mi nic innego jak szczero��.
��John Gabriel mo�e si� usma�y� w piekle, ma�o mnie to obchodzi � powiedzia�em.
��S�ucham?
Popatrzy�a na mnie z niepokojem, marszcz�c grzecznie sw�j d�ugi nos; najwyra�niej nic nie pojmowa�a�
��John Gabriel � oznajmi�em wolno i dobitnie � nie jest moim przyjacielem. To cz�owiek, kt�rego nienawidz�. Nienawidz�! Czy rozumie mnie pani?
Catherine Yougoubian zamruga�a. Zdawa�o mi si�, �e wreszcie co� do niej dotar�o.
��Pan m�wi � zacz�a z trudem, jak dziecko przepowiadaj�ce trudn� lekcj� � pan m�wi �e� �e pan� �e nienawidzi pan Johna Gabriela? Dobrze us�ysza�am?
��Bardzo dobrze � odpar�em.
Moja rozm�wczyni u�miechn�a si�, lecz by� to u�miech szale�ca.
��Nie, nie � powiedzia�a pob�a�liwie � to niemo�liwe. Nikt nie m�g�by nienawidzi� Johna Gabriela. To bardzo wielki� bardzo dobry cz�owiek. Ka�dy z nas, z tych, kt�rzy go znaj�, ch�tnie umar�by za niego�
��Dobry Bo�e! � krzykn��em wyprowadzony z r�wnowagi. � I czym�e ten cz�owiek zaskarbi� sobie tyle ludzkich uczu�?
No c�, sta�o si�. Zada�em pytanie. Catherine Yougoubian zapomnia�a o pilno�ci swojej misji. Usiad�a, odgarn�a z czo�a kosmyk t�ustych w�os�w i z b�yszcz�cymi entuzjazmem oczami otworzy�a usta, daj�c upust s�owom�
M�wi�a, jak s�dz�, przez kwadrans. Chwilami, kiedy zmaga�a si� z angielsk� wymow�, trudno j� by�o zrozumie�; chwilami jej s�owa p�yn�y wartko. Ale ca�e przedstawienie i tak mia�o wielki epicki wymiar.
M�wi�a z czci�, l�kiem, pokor�, z uwielbieniem. M�wi�a o Johnie Gabrielu, jak si� m�wi o mesjaszu. Zreszt�, najwyra�niej, on by� dla niej mesjaszem. M�wi�a o nim rzeczy, kt�re brzmia�y w moich uszach jak czysta fantazja, jak co� ca�kowicie niemo�liwego. M�wi�a o m�czy�nie czu�ym, dzielnym i silnym. O przyw�dcy i opiekunie. M�wi�a o kim�, kto ryzykuje w�asne �ycie dla innych; o kim�, kto z ca�ej duszy nienawidzi okrucie�stwa i niesprawiedliwo�ci. John Gabriel by� dla niej prorokiem, kr�lem, zbawc� � kim�, kto u�wiadamia ludziom ich w�asn� odwag� i si��. Niejednokrotnie torturowany, okaleczony, p�ywy, przezwyci�a� niemoc cia�a zwyk�� si�� woli i kontynuowa� swoje niewiarygodne dzie�o.
��Pan, je�li mam da� wiar� pa�skim s�owom, nie wie, czego ten cz�owiek dokona� � zako�czy�a. � Ale przecie� ojca Clementa zna ka�dy. Ka�dy!
Nie mog�em oderwa� od niej wzroku. To, co m�wi�a, by�o prawd�. Ka�dy s�ysza� o ojcu Clemencie. To by�o imi�, kt�re dzia�a�o cuda, nawet je�li niekt�rzy utrzymywali, �e za tym imieniem nikt si� nie kryje, �e to czysty mit i �e taki cz�owiek w rzeczywisto�ci nigdy nie istnia�.
Jak opisa� legend�, jaka naros�a wok� ojca Clementa? Prosz� wyobrazi� sobie po��czenie Ryszarda Lwie Serce, ojca Damiena* i Lawrence�a z Arabii*. W jednej osobie rycerz, �wi�ty i lekkomy�lny �owca przyg�d. W latach, kt�re nast�pi�y po drugiej wojnie �wiatowej, Europa i Azja prze�ywa�y ponury czas. Szerzy� si� strach, a strach prowokowa� do dalszego okrucie�stwa i barbarzy�stwa. Cywilizacja zaczyna�a si� za�amywa�. W Indiach i w Persji dzia�y si� potworne rzeczy; masowe masakry, g��d, tortury, anarchia�
I po�r�d tej czarnej nocy pojawi�a si� posta�, niemal legendarna, cz�owiek, kt�ry pod przybranym imieniem ojca Clementa ocala� dzieci, ratowa� ludzi przed torturami, przeprowadza� swoje trz�dki przez niedost�pne g�rskie �cie�ki ku bezpiecznym przystaniom, osadza� je we wsp�lnotach. Otaczany czci�, kochany, wielbiony � legenda, nie cz�owiek.
A teraz ta kobieta, ta Catherine Yougoubian, o�miela�a si� ��czy� z jego imieniem imi� Johna Gabriela, by�ego cz�onka parlamentu z okr�gu St Loo, kobieciarza, pijaka; cz�owieka, kt�ry zawsze i wsz�dzie dzia�a� na w�asn� korzy��. Niebieski ptak, oportunista, indywiduum nie posiadaj�ce �adnych cn�t, chyba �e cnot� brawury.
Wtem niepokoj�co zachwia�em si� w swoim niedowierzaniu. W nieprawdopodobnej � jak by�em przekonany � historii, opowiedzianej przez Catherine, tkwi�o co�, co mia�o pozory wiarogodno�ci. Zar�wno ojcu Clementowi, jak i Johnowi Gabrielowi nie brakowa�o niezwyk�ej odwagi, a niekt�re z bohaterskich czyn�w legendarnej postaci nacechowane by�y �mia�o�ci� granicz�c� z zuchwalstwem i blefem. No tak, takie post�powanie pasowa�oby do Johna Gabriela. Lecz Gabriel, taki, jakiego zna�em, by� zwyk�ym pysza�kiem. Wszystko, co robi�, robi� dla poklasku. Je�liby zatem przeistoczy� si� w ojca Clementa, z pewno�ci� wiedzia�by o tym ca�y �wiat.
Nie, nie wierzy�em, nie wolno mi by�o uwierzy�. Mimo to, kiedy Catherine Yougoubian zamilk�a bez tchu, kiedy zgas� w jej oczach �ar uniesienia i us�ysza�em ponownie monotonne: �A wi�c, p�jdzie pan ze mn�?�, wezwa�em Parfitta. Ten pom�g� mi si� podnie��, poda� kule i sprowadzi� po schodach do taks�wki. Catherine Yougoubian umo�ci�a si� u mego boku.
C�, nie potrafi�em odm�wi� sobie poznania prawdy. Ludzka ciekawo��? By� mo�e. Up�r Catherine? (Ostatecznie trzeba by�o jej ust�pi�!) Tak czy owak, chcia�em zobaczy� Johna Gabriela. Chcia�em zobaczy�, je�libym mia� pogodzi� histori� ojca Clementa z tym, co by�o mi wiadome o Johnie Gabrielu z St Loo. Chcia�em, by� mo�e, przekona� si�, czy dostrzeg� w nim to, co dostrzeg�a Isabella � co musia�a dostrzec, skoro post�pi�a tak, jak post�pi�a�
Nie wiem, na co liczy�em, pokonuj�c za Catherine Yougoubian w�skie schody i wchodz�c do ciasnej, umieszczonej od strony podw�rza sypialni. By� tam brodaty francuski lekarz z manierami dostojnika ko�cielnego. W�a�nie pochyla� si� nad swoim pacjentem, lecz na m�j widok odsun�� si� na bok, kurtuazyjnie ust�puj�c miejsca przy ��ku. Nie usz�o mojej uwagi badawcze spojrzenie, jakim szybko mnie obrzuci�. Ciekaw by� zapewne osobnika, kt�rego wielki cz�owiek �yczy� sobie zobaczy� przed �mierci�.
Dozna�em szoku. Od tamtych dni w Zagrade min�y wieki. Nigdy bym nie rozpozna� umieraj�cego na moich oczach m�czyzny. Bo to, �e umiera�, nie ulega�o w�tpliwo�ci. Nieunikniony koniec by� bardzo blisko. Zdawa�o mi si�, �e w zag��bionej w poduszki twarzy, nie widz� cienia znajomych rys�w. Catherine Yougoubian chyba mia�a racj�. To wycie�czone oblicze by�o obliczem �wi�tego. Nosi�o pi�tno cierpienia, �miertelnej udr�ki� �lady ascezy. No i emanowa�o wewn�trznym spokojem. A przecie� �adna z tych cech nie mia�a nic wsp�lnego z cz�owiekiem, kt�rego zna�em jako Johna Gabriela.
M�czyzna otworzy� oczy, popatrzy� na mnie� i u�miechn�� si� szeroko. To by� ten sam u�miech i te same oczy � pi�kne oczy w ma�ej, brzydkiej twarzy klauna.
��A wi�c jednak! Przyprowadzi�a pana! Ormianki s� cudowne � powiedzia� z widocznym wysi�kiem.
Tak, to by� John Gabriel. Skin�� na lekarza i s�abym, cierpi�cym, a mimo to w�adczym g�osem za��da� �rodka pobudzaj�cego. Na nic si� zda�y s�owa sprzeciwu, kt�re, jak si� domy�la�em, kry�y w sobie obaw� przed przyspieszeniem ko�ca. Gabriel je zlekcewa�y�. Da� do zrozumienia, �e ostatni zastrzyk energii jest dla niego wa�ny i koniecznie potrzebny. Lekarz wzruszy� ramionami i uleg�. Po zaaplikowaniu leku wyszed� z Catherine z pokoju, a ja zosta�em sam na sam z jego pacjentem.
Gabriel od razu przyst�pi� do rzeczy. � Chcia�bym, �eby pan wiedzia�, jak umar�a Isabella.
Odpar�em, �e o �mierci Isabelli wiem wszystko.
��Nie � zaprotestowa�. � Nie s�dz�
To w�wczas przedstawi� mi ko�cow� scen� z kawiarni w Zagrade. Opisz� j� w odpowiednim momencie.
Potem powiedzia� ju� tylko jedn� rzecz. Co�, co jest powodem, dla kt�rego snuj� t� opowie��.
Ojciec Clement przeszed� do historii. Jego niewiarogodne �ycie, pe�ne heroizmu, wytrwa�o�ci, wsp�czucia dla bli�nich i odwagi jest w�asno�ci� tych, kt�rzy lubi� opisywa� �ywoty bohater�w, a wsp�lnoty, kt�re wymy�li� i stworzy�, sta�y si� pierwowzorem dzisiejszych do�wiadcze� wsp�lnotowych, tote� z pewno�ci� powstanie wiele biografii ich tw�rcy. Moja opowie�� dotyczy Johna Merryweathera Gabriela, kawalera Krzy�a Wiktorii za zas�ugi na polu walki, oportunisty, cz�owieka zmys�owego, cz�owieka o wielkim uroku osobistym. John Merryweather Gabriel i ja, ka�dy na sw�j spos�b, kochali�my t� sam� kobiet�.
Wszyscy startujemy jako centralna posta� naszej w�asnej historii. Czas na refleksj�, na w�tpliwo�ci, na tracenie gruntu pod nogami przychodzi p�niej. Tak samo by�o ze mn�. Najpierw to by�a wy��cznie moja historia. Liczy�em si� ja i tylko ja. Potem opr�cz mnie liczy�a si� Jennifer, i moj� histori� zacz��em traktowa� jako histori� nas dwojga. Liczyli�my si� my, tylko my: Romeo i Julia, Tristan i Izolda. A potem, kiedy pogr��y�em si� w ciemno�ci i rozczarowaniu, niby ksi�yc przez nocne niebo, przez moj� wyobra�ni� przep�yn�a Isabella. I to ona by�a centralnym motywem haftu, a ja � ja by�em szarym krzy�ykowym t�em, niczym wi�cej. Niczym wi�cej, lecz tak�e niczym mniej, poniewa� bez szarego t�a wz�r nie rzuca si� w oczy.
Teraz raz jeszcze wz�r si� zmieni�. To nie jest moja historia, to nie jest historia Isabelli. To jest historia Johna Gabriela.
Historia ko�czy si� w miejscu, w kt�rym j� rozpocz��em. Ko�czy si� wraz z Johnem Gabrielem. Lecz tak�e tutaj si� zaczyna.
ROZDZIA� PIERWSZY
Od czego powinienem zacz��? Od St Loo? Od spotkania wyborczego w Drill Hall, gdzie przysz�y kandydat konserwatyst�w, major John Gabriel, kawaler Krzy�a Wiktorii, przedstawiony przez starego (i to bardzo) genera�a wyg�asza� mow� inauguracyjn�, a my, lekko rozczarowani bezbarwnym, pospolitym g�osem i nie�adn� twarz�, musieli�my wzmacnia� w sobie ducha wspominaniem jego waleczno�ci, a tak�e napominaniem samych siebie, i� nie nale�y buntowa� si� przeciw kontaktom z ludem? C�, kiedy uprzywilejowane klasy zosta�y tak �a�o�nie przerzedzone!
A mo�e powinienem zacz�� od Polnorth House, po�o�onego na w�skim skrawku l�du frontem do morza; od tarasu, na kt�ry w jaki� pi�kny, s�oneczny dzie� zosta� wystawiony m�j w�zek inwalidzki, a ja spogl�da�em na Atlantyk, na grzbiety fal i na szary punkcik ska�y, kt�ry �ama� lini� horyzontu i na kt�rym wyrasta�y flanki i wie�e strzelnicze zamku St Loo, wygl�daj�cego, jak mi si� zawsze zdawa�o, niby delikatna akwarela namalowana przez jak�� romantyczn� pann� w, powiedzmy, 1860 roku.
Zamek St Loo ma tak nieprawdziw�, tak sztuczn�, tak teatralnie romantyczn� atmosfer�, jaka mo�e zaistnie� jedynie w czym�, co w gruncie rzeczy jest autentyczne. No c�, budowano go w czasach, gdy ludzka natura by�a na tyle prostolinijna, by otwarcie cieszy� si� duchem romantyzmu. Przywodzi na my�l obl�enia, smoki, wi�zione ksi�niczki i rycerzy w zbrojach, i ca�� t� widowiskowo�� w�a�ciw� przerysowanym filmom historycznym Cho�, jakby si� g��biej zastanowi�, to czy historia, sama w sobie, nie jest zwyk�ym przerysowanym filmem?
Patrz�c na zamek St Loo, cz�owiek spodziewa si� spotkania z kim� w rodzaju lady St Loo i lady Tressilian, i pani Bigham Charteris, i Isabelli. A kiedy one si� tam rzeczywi�cie pojawiaj�, doznaje szoku!
Czy zatem powinienem zacz�� od wizyty z�o�onej przez te trzy wiekowe damy, razem z tym ich trzymaniem si� prosto, ich niegustownymi strojami, ich brylantami w staromodnej oprawie? Od tego, jak m�wi� do Teresy, urzeczonym g�osem: �Ale� one nie mog� by� one po prostu nie mog� by� realne�?
Czy te� nieco wcze�niej � na przyk�ad od dnia, w kt�rym wsiad�em do samochodu i ruszy�em na lotnisko w Northolt na spotkanie z Jennifer?
Lecz je�li tak, to nie mog� pomin�� milczeniem mojego �ycia, kt�re rozpocz�o si� trzydzie�ci osiem lat wcze�niej, a kt�re tamtego dnia mia�o si� zako�czy�
To nie jest moja historia. Wszak ju� to powiedzia�em. Ale zacz�a si� tak, jakby mia�a by� moja. Zacz�a si� ode mnie, Hugha Norreysa. Patrz�c wstecz na w�asne �ycie, widz�, �e niczym si� nie r�ni�o od �ycia ka�dego innego m�czyzny; by�o zwyczajne, ani bardziej, ani mniej interesuj�ce. Zawiera�o w sobie nieuniknione rozczarowania i zawody, sekretne dziecinne udr�ki; mia�o tak�e momenty podniecaj�ce, momenty harmonii z sob� i �wiatem i chwile g��bokiego zadowolenia, bior�cego si� z niezwykle prozaicznych przyczyn. Wszystko zale�y od tego, od kt�rej strony na nie spojrz�: strony zawiedzionych nadziei, czy tej drugiej � tej, kt�r� mo�na by nazwa� kronik� triumf�w i zwyci�stw. Obie daj� �wiadectwo prawdzie, a rzecz w ko�cu zawsze sprowadza si� do wyboru. Jest Hugh Norreys taki, jakim widzi sam siebie, i Hugh Norreys taki, jakim widz� go inni. I ten widziany oczyma Boga. I Hugh Norreys, esencja trzech poprzednich. Jednak jego historia jest histori�, kt�r� potrafi�by zapisa� jedynie biograf anio�.
Wr��my wi�c do kwestii: jak du�o wiem teraz o m�odym cz�owieku, kt�ry na pocz�tku 1945 roku wsiad� do poci�gu w Penzance, udaj�c si� do Londynu? No c�, �ycie (powinienem odpowiedzie�, gdyby zadano mi takie pytanie), og�lnie rzecz bior�c, potraktowa�o mnie dobrze. Przed wojn� z zami�owaniem oddawa�em si� pracy w szkole; nie narzeka�em na do�wiadczenia wojenne; czeka�a na mnie posada nauczyciela z perspektyw� wsp�zarz�dzania szko��. Mia�em romanse, kt�re mnie rani�y, i takie, kt�re dawa�y mi satysfakcj�, cho� �aden z nich nie wp�yn�� zbyt mocno na moje �ycie. Utrzymywa�em zwi�zki z rodzin�, stosowne, acz niezbyt bliskie. Mia�em trzydzie�ci siedem lat i tamtego szczeg�lnego dnia serce mi szepta�o, �e zdarzy si� co�, na co pod�wiadomie czeka�em od pewnego czasu. Tak, czeka�em na co�� na jakie� doznanie, na jakie� ostateczne wydarzenie�
Ot� to. Tamtego szczeg�lnego dnia zda�em sobie nagle spraw�, �e dot�d wszystko w moim �yciu by�o powierzchowne i �e najwy�sza pora zmierzy� si� z czym� realnym. Prawdopodobnie ka�dy cz�owiek do�wiadcza takiego uczucia cho�by raz w �yciu. Czasami przychodzi ono wcze�niej, czasami p�niej. To taki moment, kt�ry przypomina ostatnie sekundy w krykiecie, kiedy to przymierzasz si� do uderzenia�
Wsiad�em wi�c do poci�gu w Penzance, a poniewa� by�em po obfitym �niadaniu, wzi��em numerek na trzeci� tur� lunchu. I kiedy konduktor przeszed� przez wagon, nawo�uj�c nosowym g�osem: �Trzecia tura, prosz� pa�stwa, tylko za numerkaaami��, podnios�em si� i naszy�em do wagonu restauracyjnego. Szef sali wskaza� mi moje miejsce.
No c�, bywaj� zrz�dzenia losu, takie czy inne. Nie mo�na ich przewidzie� ani zaplanowa�. Usiad�em twarz� w twarz z Jennifer. Jennifer p�aka�a. Nie od razu to spostrzeg�em. Moja przypadkowa towarzyszka bardzo stara�a si� panowa� nad sob�, a ja z kolei omija�em j� wzrokiem; oboje zachowywali�my si� tak, jak przysta�o na dwoje przypadkowych podr�nych w wagonie restauracyjnym. Przesun��em w jej stron� menu � grzecznym, aczkolwiek nic nie znacz�cym gestem, zwa�ywszy, �e w daniach nie by�o wielkiego wyboru: bulion, ryba lub mi�so, legumina lub ser. Jedna cena: 4,6.
Odpowiedzia�a stosownie do okoliczno�ci: grzecznym zdawkowym u�miechem i skinieniem g�owy. Kelner zapyta� nas, czego �yczymy sobie do picia. Oboje zam�wili�my jasne piwo.
Tu nast�pi�a przerwa, podczas kt�rej przegl�da�em przyniesiony ze sob� magazyn. Nast�pnie kelner przebieg� p�dem przez wagon z fili�ankami bulionu i dwie z nich postawi� przed nami. Nie wychodz�c z roli d�entelmena, przesun��em do Jennifer s�l i pieprz. O jaki� cal bli�ej. A� do tej chwili nie spojrza�em na ni�, to znaczy nie przyjrza�em si� otwarcie, chocia�, oczywi�cie, zd��y�em skonstatowa� pewne podstawowe fakty. By�a na pewno o kilka lat m�odsza ode mnie; by�a �redniego wzrostu, mia�a ciemne w�osy, jej pozycja spo�eczna prawdopodobnie odpowiada�a mojej, no i by�a na tyle pon�tna, bym w patrzeniu na ni� znajdowa� pewn� przyjemno��, aczkolwiek nie na tyle, by sw� urod� sia� niepok�j.
W�a�nie zamierza�em obejrze� j� sobie nieco dok�adniej i gdyby to by�o wskazane, posun��bym si� prawdopodobnie do kilku niezobowi�zuj�cych uwag. Mo�e tak, a mo�e nie. Lecz nagle co� popsu�o mi szyki. Ot� m�j wzrok, kt�ry uporczywie b��dzi� na wysoko�ci stoj�cej naprzeciw mnie fili�anki, natkn�� si� na co�, co do niej skapywa�o. Bez ha�asu, bez widocznego powodu wprost do bulionu trafia�y �zy, jedna po drugiej.
By�em wstrz��ni�ty. Obrzuci�em moj� towarzyszk� ukradkowym spojrzeniem. �zy pr�dko przesta�y p�yn��, a m�oda kobieta dopi�a bulion; najwyra�niej wzi�a si� w gar��. Zareagowa�em, cho� nikt mnie o to nie prosi�:
��Pani jest przera�liwie nieszcz�liwa, czy� nie mam racji?
��Jestem bezdennie g�upia! � odpowiedzia�a gwa�townie.
Zamilkli�my oboje. Kelner zabra� fili�anki po bulionie. Postawi� przed nami mikroskopijne porcje zapiekanki mi�snej i podsun�� pod nos olbrzymi p�misek kapusty. Do tego doda� dwa pieczone ziemniaki, z min�, jakby wy�wiadcza� nam szczeg�ln� �ask�.
Spojrza�em w okno i powiedzia�em co� na temat krajobrazu. Posun��em si� jeszcze do kilku og�lnych uwag o Kornwalii. Przyzna�em, �e nie znam jej dobrze. A ona? Ona odpar�a, �e i owszem, zna, bo tu w�a�nie mieszka. Por�wnali�my Kornwali� z Devonshire i z Wali�, i ze wschodnim wybrze�em. Nasza wymiana zda� nie mia�a �adnego znaczenia. Pokrywali�my ni� zmieszanie. Ona czu�a si� winna �ez w miejscu publicznym, za� ja � bo te �zy zauwa�y�em.
Do punktu wyj�cia wr�cili�my dopiero, gdy pojawi�a si� przed nami kawa i pocz�stowa�em j� papierosem, a ona nie odm�wi�a.
Przyzna�em w�wczas, i� moje zachowanie z pewno�ci� nie by�o zbyt taktowne, lecz sta�o si�, i nic na to nie poradz�. Ona odpar�a, �e zdaje sobie spraw�, i� traktuj� j� jak ostatni� idiotk�.
��Nie � �achn��em si�. � Uwa�am po prostu, �e znalaz�a si� pani u kresu wytrzyma�o�ci. Prawda? � Tak, ma pan racj�. To jest upokarzaj�ce � doda�a � doj�� do stanu takiego roztkliwienia si� nad sob�, �e si� przestaje panowa� nad uczuciami, i to na oczach innych!
��Ale pani stara�a si� nic po sobie nie pokaza�. I to bardzo.
��Rzeczywi�cie, nie posun�am si� do g�o�nego szlochu � powiedzia�a. � Je�li to ma pan na my�li.
Zapyta�em, w jak ci�kich jest tarapatach. Odpar�a, �e w bardzo ci�kich. Znalaz�a si� u kresu swej drogi i nie wie, co ma dalej pocz��.
Tak te� mi si� zdawa�o. Unosz�ca si� wok� niej atmosfera bezgranicznej rozpaczy by�a prawie namacalna, tote� nie zamierza�em pozwoli� jej odej�� w tak z�ym nastroju.
��Prosz� opowiedzie� mi o swoim nieszcz�ciu. Jestem pani obcy, przed obcymi mo�na si� otworzy� bez �adnego ryzyka � powiedzia�em.
��Tu nie ma o czym opowiada�, poza tym, �e narobi�am mn�stwo piekielnego zamieszania.
Przekonywa�em j�, �e prawdopodobnie nie jest tak �le, jak jej si� wydaje. M�wi�em, �e powinna raz jeszcze zaufa� losowi, �e powinna zacz�� �y� od nowa, powinna wykrzesa� z siebie du�o odwagi � po prostu powinna podnie�� si� z �a�osnego roztkliwiania nad w�asnym cierpieniem i stan�� na nogi. Nie mia�em najmniejszej w�tpliwo�ci, �e to ja jestem tym kim�, kto m�g�by jej w tym pom�c� Tak, i w�a�nie tak si� sta�o, i to wkr�tce.
Patrzy�a na mnie z pow�tpiewaniem, jak nieufne dziecko. A potem wyrzuci�a z siebie wszystko. Jednym tchem.
W �rodku ca�ej opowie�ci, jak�eby inaczej, przyszed� kelner z rachunkiem. Dobrze si� sta�o, pomy�la�em, �e jedli�my lunch w trzeciej turze. Przynajmniej nie zechc� nas wyrzuci� w po�piechu z wagonu restauracyjnego. Doda�em do mojego rachunku dziesi�� szyling�w, na co kelner sk�oni� si� dyskretnie i ulotni� bez s�owa. S�ucha�em dalej.
Jennifer czu�a si� skrzywdzona. Stawia�a czo�o wszelkim przeciwno�ciom losu z nieprawdopodobn� wr�cz odwag�, lecz natura nie wyposa�y�a jej w dostateczne si�y fizyczne. Wszystko od pocz�tku obraca�o si� przeciwko niej, poczynaj�c od dzieci�stwa, przez dorastanie, a� do ma��e�stwa. Jej otwarto�� i impulsywno�� nieustannie wp�dza�y j� w tarapaty. Oczywi�cie, zawsze znajd� si� sposoby na wygodne �ycie, lecz ona wola�a si� ich nie chwyta�; wola�a robi� dobr� min� do z�ej gry. A kiedy to zawiod�o, kiedy jedyna droga ucieczki okaza�a si� z�� drog�, znalaz�a si� w gorszym ni� kiedykolwiek po�o�eniu.
Za wszystko, co si� wydarzy�o, oskar�a�a siebie. Moje serce drgn�o czu�� nut�; podoba� mi si� taki rys charakteru � �adnego os�dzania innych, �adnej urazy.
��Zapewne jest w tym moja wina � wzdycha�a raz po raz.
Bliski by�em hukni�cia na ni�: �Ale� sk�d! Prosz� nie m�wi� o swojej winie! Czy� pani nie rozumie, �e jest ofiar�? Zawsze ni� pani b�dzie, a przynajmniej tak d�ugo, jak d�ugo b�dzie pani przyjmowa�a postaw� kogo�, kto za wszystko obwinia siebie�.
By�a cudowna w swojej udr�ce, w swoim nieszcz�ciu, w zawiedzionych nadziejach. My�l�, �e to w tamtej chwili, kiedy dzieli�a nas niewielka szeroko�� restauracyjnego sto�u, sta�o si� dla mnie oczywiste, na co dot�d czeka�em � na Jennifer. Ale nie na to, aby ni� zaw�adn��, nie; czeka�em, aby da� jej szans� zapanowania nad w�asnym �yciem, aby zobaczy� j� szcz�liw�, zobaczy� j� tak�, jaka by�a naprawd�.
Tak, sta�o si� oczywiste� i nie min�o wiele tygodni, a u�wiadomi�em sobie, �e jestem w niej zakochany.
No c�, przyznaj�, nietrudno mi to przysz�o.
Nie zaplanowali�my nast�pnego spotkania. Teraz my�l�, �e ona naprawd� wierzy�a, i� nasze drogi nigdy si� nie zejd�. Ja wiedzia�em swoje. Powiedzia�a mi, jak si� nazywa. Kiedy przysz�o nam wreszcie opu�ci� wagon restauracyjny, us�ysza�em bardzo s�odki g�os:
��To po�egnanie. Prosz� jednak wierzy�, �e nigdy pana nie zapomn�. Nie zapomn� tego, co pan dla mnie zrobi�. By�am zrozpaczona, ca�kowicie zrozpaczona.
Uj��em jej r�k� m�wi�c ��egnam�, cho� wiedzia�em, �e to nie jest po�egnanie. By�em tego tak bardzo pewny, �e ch�tnie obieca�em, i� nie b�d� jej szuka�. Tak si� sk�ada�o, �e mieli�my wsp�lnych przyjaci�, a zatem wytropienie jej by�o zaledwie kwesti� czasu. Dziwne, �e nasze drogi nie przeci�y si� wcze�niej.
Zobaczy�em j� tydzie� p�niej na koktajlu u Caro Strangeways. Od tamtego dnia �adne z nas nie mia�o ju� w�tpliwo�ci. Oboje wiedzieli�my, co nam si� przydarzy�
Spotykali�my si� i rozstawali i zn�w spotykali. Spotykali�my si� na przyj�ciach, u przyjaci�, spotykali�my si� w ma�ych, cichych restauracjach, wsiadali�my do poci�g�w jad�cych na wie� i spacerowali�my, spowici oparami nierealnej b�ogo�ci.
Pewnego razu poszli�my na koncert, aby pos�ucha� Elizabeth Schumann. �piewa�a jakby specjalnie dla nas. �piewa�a o �cie�ce, kt�r� b�dziemy w�drowa� we dwoje, na kt�rej zapomnimy o �wiecie i zagubimy si� w marzeniach, na zawsze po��czeni niebia�sk� mi�o�ci��
Kiedy wyszli�my wprost w zgie�k i tumult Wigmore Street, powt�rzy�em ostatnie s�owa pie�ni Straussa: �w mi�o�ci i szcz�ciu, kt�re nie zna granic�� i spojrza�em jej w oczy.
��Och, nie, Hugh, to nie dla nas� � powiedzia�a. � Ale� tak, dla nas�
Dla nas, obstawa�em przy swoim, poniewa� b�dziemy szli razem a� do ko�ca �ycia. Nie, ona nie mo�e rzuci� wszystkiego ot tak sobie, m�wi�a dalej. M��, czego by�a pewna, nie pozwoli jej odej��.
��A czy� on sam nie d��y do rozwodu?
��To co innego� Och, Hugh, czy nie mo�emy zostawi� spraw w�asnemu biegowi?
Powiedzia�em, �e nie mo�emy. Czeka�em zatem, obserwuj�c, jak zmaga si� z powrotem do normalno�ci. Nie chcia�em wymusza� przedwczesnych decyzji; da�em jej czas, by na nowo sta�a si� szcz�liwym, pe�nym rado�ci stworzeniem, takim, jakim by�a z natury. No i doczeka�em si�. Jennifer stan�a na nogi, zn�w by�a silna, fizycznie i psychicznie. A zatem przysz�a pora, aby co� postanowi�.
Nie sz�o jak po ma�le. Ona mia�a ca�y zapas dziwnych, zupe�nie niemo�liwych do przewidzenia zastrze�e�. Wi�kszo�� z nich dotyczy�a mnie i mojej kariery, kariery, kt�r� ju� widzia�a w gruzach. Tak, m�wi�em, zdaj� sobie z tego spraw�, mog� zaprzepa�ci� karier�, ale nie dbam o to. Jestem m�ody, na uczeniu dzieci �wiat si� nie ko�czy.
P�aka�a. M�wi�a, �e nigdy by sobie nie wybaczy�a, i� przez ni� zrujnowa�em w�asne �ycie. Odpowiada�em, �e �ycia nic mi nie mo�e zrujnowa�, chyba �e jej odej�cie. Bez niej, upiera�em si�, moje �ycie si� sko�czy, nie tylko zrujnuje.
Mieli�my wiele z�ych i dobrych chwil. Raz zdawa�a si� przyjmowa� moje argumenty, potem nagle, ni st�d, ni zow�d, zmienia�a zdanie. C�, mo�na by powiedzie�, �e brakowa�o jej pewno�ci siebie. Jednak powoli, krok po kroku zaczyna�a podziela� m�j punkt widzenia. ��czy�a nas nie tylko nami�tno��. ��czy�o nas co� wi�cej: harmonia serc i my�li, rozkosz rozumienia si� bez s��w, wsp�lne uczestniczenie w tysi�cu drobnych codziennych przyjemno�ci.
W ko�cu przesta�a si� broni�. Przyzna�a mi racj�: stanowimy dobran� par�.
��To prawda, Hugh! Cho� nie wiem, jak to mo�liwe. Trudno mi uwierzy�, bym znaczy�a dla ciebie tak wiele, jak m�wisz. Ale trudno mi te� w�tpi�.
S�owo si� rzek�o. Zacz�li�my robi� plany, niezb�dne doczesne plany.
By� rze�ki s�oneczny poranek, kiedy obudzi�em si� i zda�em sobie spraw�, �e w�a�nie tego dnia wkraczamy w nowe �ycie. Od teraz Jennifer i ja mieli�my by� razem. Dotychczas ba�em si� uwierzy� w taki dar losu. Wci�� obawia�em si�, �e dziwny, wr�cz chorobliwy brak zaufania we w�asne si�y, jaki przejawia�a na ka�dym kroku, ka�e jej wycofa� si� cho�by w ostatniej chwili.
Nic wi�c dziwnego, �e tamtego ostatniego poranka w tamtym �yciu, chcia�em mie� absolutn� pewno��. Zadzwoni�em do niej. � Jennifer� � Hugh�
Jej g�os dr�a� leciutko� A wi�c to prawda. Powiedzia�em:
��Wybacz, kochanie. Musia�em ci� us�ysze�. Czy to wszystko dzieje si� naprawd�?
��Tak, naprawd�
Mieli�my si� spotka� na lotnisku w Northolt. Nuci�em, ubieraj�c si�, nuci�em, starannie si� gol�c. Twarz, na kt�r� patrzy�em w lustrze, mia�a wyraz idiotycznej szcz�liwo�ci. To by� m�j i tylko m�j dzie�! Dzie�, na kt�ry czeka�em od trzydziestu o�miu lat. Zjad�em �niadanie, sprawdzi�em bilety, paszport. Zszed�em do samochodu. Za kierownic� siedzia� Harriman. Powiedzia�em mu, �eby przesiad� si� do ty�u, bo dzi� ja b�d� prowadzi�.
Wyjecha�em z Mews na g��wn� drog�. Samoch�d podda� si� ruchowi ulicznemu. Mia�em mn�stwo czasu. To by� wspania�y ranek, wr�cz cudowny, stworzony specjalnie dla Hugh i Jennifer. Chcia�o mi si� �piewa� i krzycze�.
Z bocznej drogi wypad�a ci�ar�wka z pr�dko�ci� czterdziestu pi�ciu mil na godzin� � tu nic nie da�o si� przewidzie� ani niczego unikn��; nie pope�ni�em �adnego b��du, nie mia�em czasu na �adn� reakcj�. Kierowca ci�ar�wki by� pijany, jak si� potem dowiedzia�em. Zreszt�, jakie to mia�o znaczenie!
Ci�ar�wka uderzy�a w buicka, zepchn�a go na pobocze, rozbi�a, a mnie uwi�zi�a w metalowej pu�apce. Harriman zgin�� na miejscu.
Jennifer czeka�a na lotnisku, ale ja nie przyjecha�em. Samolot odlecia� bez nas.
ROZDZIA� DRUGI
Nie ma wi�kszego sensu opisywanie, co by�o potem. Po prostu � film si� urwa�. Nasta� chaos, nasta�a ciemno��, zjawi� si� b�l� W�drowa�em bez ko�ca, jak mi si� zdawa�o, po d�ugich podziemnych korytarzach. W kr�tkich przerwach dociera�o do mnie mgli�cie, �e znajduj� si� w sali szpitalnej. Intuicyjnie wyczuwa�em obecno�� lekarzy, piel�gniarek w bia�ych czepkach, wyczuwa�em zupach �rodk�w antyseptycznych, blask stalowych instrument�w, l�nienie szklanych, przetaczanych w po�piechu tu i tam, stolik�w na k�kach�
�wiadomo�� odzyskiwa�em powoli; b�l stawa� si� �agodniejszy, a mrok nie tak g�sty, lecz obce mi jeszcze by�y jakiekolwiek my�li o ludziach czy miejscach. Zranione zwierz� odr�nia jedynie b�l albo jego kres; nie potrafi si� skoncentrowa� na niczym innym. Lekarstwa, lito�ciwie u�mierzaj�c fizyczne cierpienie, za�miewaj� umys�, a tym samym wzmagaj� uczucie chaosu.
Jednak jasne przerwy w d�ugich pasmach mroku by�y coraz cz�stsze i wreszcie nast�pi� taki moment, kiedy mi wyra�nie powiedziano, �e mia�em wypadek. Tak oto pozna�em prawd� o w�asnej bezradno�ci, o uszkodzonym ciele� Nie by�o ju� dla mnie miejsca w �wiecie m�czyzn.
Zacz�y si� odwiedziny. M�j brat, zak�opotany, oniemia�y nie wiedzia� jak si� znale�� ani co powiedzie�. Nigdy nie byli�my ze sob� nadmiernie z�yci. Przynajmniej nie do tego stopnia, bym m�g� rozmawia� z nim o Jennifer. A przecie� tylko o niej my�la�em. Kiedy poczu�em si� lepiej, przyniesiono mi listy. Listy od niej�
Tylko najbli�szej rodzinie wolno by�o do mnie przychodzi�. Jennifer z formalnego punktu widzenia by�a zaledwie moj� znajom�.
Hugh, kochany, nie pozwalaj� mi si� z Tob� zobaczy� � pisa�a. � Przyjd�, jak tylko cofn� zakaz. �ciskam Ci� z ca�ego serca. Staraj si� wydobrze�, Jennifer.
I dalej, w drugim li�cie:
Trzymaj si�, Hugh. �yjesz, wi�c nic poza tym nie ma znaczenia. Wkr�tce b�dziemy razem � na zawsze. Twoja Jennifer.
Napisa�em jej, gryzmol�c pospiesznie kilka zda�, �e nie musi przychodzi�. C� mia�bym teraz zaofiarowa� mojej Jennifer?
Zobaczy�em j� dopiero w�wczas, gdy opu�ci�em szpital i znalaz�em si� w domu mojego brata. Zanim to si� sta�o, jej listy by�y nieodmienne w tre�ci i w tonie. Kochamy si�! Nawet je�libym nigdy nie wyzdrowia�, i tak b�dziemy razem. B�dzie si� mn� opiekowa�. Wci�� jeszcze czeka nas szcz�cie; nie takie, o jakim marzyli�my, ale jednak szcz�cie.
I cho� powodowany impulsem, chcia�em z miejsca przeci�� ��cz�ce nas wi�zy i powiedzie�: �Odejd� i nigdy nie wracaj�, to jednak dawa�em pos�uch z�udzeniom. Chcia�em wierzy�, tak jak i ona, �e to, co zasz�o mi�dzy nami, nie jest wy��cznie wsp�lnot� dw�ch cia�. Chcia�em wierzy�, �e mamy przed sob� �ycie, kt�re zdo�aj� wype�ni� rozkosze czysto duchowego zwi�zku. Dla niej z pewno�ci� by�oby lepiej zapomnie� o mnie, ale je�li tego nie chcia�a?
Snu�em takie i inne rozwa�ania na d�ugo przedtem, nim ust�pi�em i zgodzi�em si� na jej przyj�cie. Tymczasem pisywali�my do siebie cz�sto i nasze listy z tamtego okresu by�y prawdziwymi listami mi�osnymi. Podnosi�y nas na duchu, a w ich tonie pobrzmiewa� heroizm.
C�, w ko�cu zgodzi�em si�, by przysz�a. Nie pozwolono jej d�ugo zabawi�. Mimo to wszystko sta�o si� jasne, jak przypuszczam, ju� wtedy. Przysz�a powt�rnie. Po trzecim razie mia�em do��. Trzecia wizyta trwa�a dziesi�� minut, a mnie si� zdawa�o, �e p�torej godziny! Nie wierzy�em w�asnym oczom, kiedy po jej wyj�ciu spojrza�em na zegarek. Prawdopodobnie i dla Jennifer by�o to najd�u�sze w �yciu dziesi�� minut.
Po prostu nie mieli�my sobie nic do powiedzenia. Tak, po prostu. Nic, mimo wszystko � nic.
Czy jest gorycz podobna tej, kt�ra pozostaje po straconych z�udzeniach? Wydumana wsp�lnota dusz, nasze my�li, kt�re skwapliwie uzupe�nia�y si� nawzajem, nasza przyja��, nasze kole�e�stwo, okaza�y si� niczym innym jak tylko iluzj�; ulotn� z�ud�, jak� daje wzajemne przyci�ganie kobiety i m�czyzny. Natura to pu�apka, natura to kra�cowe, najbardziej chytre oszustwo. Mi�dzy mn� a Jennifer istnia� jedynie poci�g p�ciowy. Co do ca�ej reszty � ok�amywali�my si�. To by�a nami�tno��, nic poza tym. Odkrycie, jakiego wreszcie dokona�em, zawstydzi�o mnie, zaprawi�o moje my�li gorycz� i doprowadzi�o do stanu, w kt�rym pozostaje ju� tylko krok do nienawi�ci � zar�wno do tej drugiej osoby, jak i do samego siebie. Przygl�dali�my si� sobie z �alem, zastanawiaj�c si�, ka�de na sw�j spos�b, co sta�o si� z cudem, o kt�rego zaistnieniu oboje byli�my prze�wiadczeni.
Ona by�a przystojn�, m�od� kobiet�, to oczywiste. Lecz kiedy o czym� opowiada�a, ja zaczyna�em si� nudzi�. A kiedy ja m�wi�em � nudzi�a si� ona. Nie mieli�my o czym ze sob� rozmawia�.
Jennifer czyni�a sobie wyrzuty za wszystko, co si� sta�o, cho� wcale tego nie oczekiwa�em i cho� to mia�o posmak histerii. My�la�em sobie w duchu, dlaczego, u licha, robi tyle zamieszania?
Trzecia wizyta dobieg�a wi�c ko�ca i Jennifer, ju� przy drzwiach, powiedzia�a lekkim tonem: � Hugh, kochanie, niebawem zn�w przyjd�. � Nie � odpar�em. � Nie przyjdziesz. � Ale� oczywi�cie, �e przyjd� � upiera�a si�, cho� jej s�owa brzmia�y pusto i nieszczerze.
��Na lito�� bosk�, Jennifer, nie udawaj. To koniec. Wszystko sko�czone! � rzuci�em ostro.
Zaprzeczy�a, dodaj�c, �e nie wie, o co mi chodzi. Wszak ma zamiar sp�dzi� �ycie, opiekuj�c si� mn�, dzi�ki czemu oboje b�dziemy bardzo szcz�liwi. By�a zdecydowana po�wi�ci� si�, a to sprawi�o, �e krew uderzy�a mi do g�owy. Obawia�em si� � o tak! � �e zrobi, jak m�wi. Mo�e ju� na zawsze pozostanie tu� obok i b�dzie szczebiota�, sili� si� na uprzejmo��, zasypywa� mnie g�upimi, banalnymi uwagami� Wpad�em w panik� zrodzon� ze s�abo�ci i choroby.
Rykn��em na ni�, by sobie posz�a, by wreszcie sobie posz�a! Posz�a, przestraszona. Ale zd��y�em zobaczy� ulg� w jej oczach.
Kiedy moja bratowa przysz�a zaci�gn�� zas�ony, powiedzia�em:
��Sko�czone, Tereso. Posz�a sobie� ach, naprawd� posz�a� Jak uwa�asz, chyba ju� nie wr�ci?
��Nie, nie powinna � odpowiedzia�a bratowa spokojnie.
��Czy nie uwa�asz, �e to z powodu choroby dopatruj� si� we wszystkim z�a? � zapyta�em.
Teresa wiedzia�a, co mam na my�li. Odpar�a, �e wed�ug niej, choroba taka jak moja mo�e jedynie sprawi�, i� widzi si� wszystko takim, jakie jest w rzeczywisto�ci.
��Chcesz powiedzie�, �e dopiero teraz pozna�em si� na Jennifer?
I tak, i nie, us�ysza�em w odpowiedzi. Teresa nie uwa�a�a, by moja wiedza o Jennifer by�a g��bsza teraz ni� przedtem. Jej zdaniem jednak wreszcie zda�em sobie spraw� ze sposobu, w jaki ta kobieta oddzia�ywa�a na mnie.
Zapyta�em j�, co sama my�li o Jennifer. Odpowiedzia�a, �e zawsze uwa�a�a j� za atrakcyjn� i mi��, cho� nie do ko�ca interesuj�c� os�bk�.
��My�lisz, �e jest bardzo nieszcz�liwa?
��Tak, my�l�, �e tak.
��Przeze mnie?
��Nie, przez siebie.
��Wiesz, ona obwinia siebie za m�j wypadek. Powtarza w k�ko, �e gdybym nie jecha� na spotkanie w�a�nie z ni�, nigdy by mi si� nic podobnego nie przytrafi�o. Przecie� to bez sensu, nie s�dzisz?
��I owszem, bez sensu.
��Nie chc�, by doprowadza�a si� do takiego stanu. Tereso, ja nie chc�, by by�a nieszcz�liwa.
��Ale�, Hugh! � Teresa podnios�a g�os. � Naprawd� zostaw t� dziewczyn� sobie samej!
��To znaczy?
��Jennifer uwielbia swoje nieszcz�cia. Czy nigdy si� nad tym nie zastanawia�e�?
Ch�odna klarowno�� my�lenia mojej bratowej jak zwykle podzia�a�a na mnie deprymuj�co. Powiedzia�em jej, i� jest nieludzka. Teresa, zamy�lona, przyzna�a �e by� mo�e, aczkolwiek chyba nie w odniesieniu do tej sytuacji.
��Przesta� wreszcie wierzy� w fantastyczne historie. Jennifer zawsze znajdowa�a prawdziw� przyjemno�� w wynajdywaniu zmartwie�; wr�cz si� nimi upaja�a. No c�, ka�demu wolno mie� w�asny spos�b na �ycie. Radz� ci, Hugh, nie rozczulaj si� nigdy nad kim�, kto sam nad sob� nie ma lito�ci. Wsp�czucie dla innych zawsze by�o twoj� s�ab� stron�. To dlatego nie potrafisz trze�wo ocenia� rzeczywisto�ci.
Z satysfakcj� nazwa�em Teres� wstr�tnym babskiem. Powiedzia�a, �e pewnie mam racj�.
��Ty nigdy nikogo nie �a�ujesz.
���a�uj�. Na sw�j spos�b �a�uj� Jennifer.
��A mnie?
��Sama nie wiem.
��Czy to, �e jestem okaleczonym wrakiem cz�owieka i �e nie mam po co �y�, naprawd� ci� nie wzrusza? � zapyta�em sarkastycznie.
��To nie tak, ja po prostu nie wiem, czy powinno si� ciebie �a�owa�, czy nie. Chodzi o to, �e zn�w znalaz�e� si� na pocz�tku drogi i �e otwiera si� przed tob� szansa na ca�kiem inne ni� dotychczas �ycie. By� mo�e bardzo interesuj�ce.
Powiedzia�em Teresie, �e nie ma w sobie ani krzty ludzkich uczu�, na co ona u�miechn�a si� i wysz�a.
Od tamtej pory powinienem si� czu� jej d�u�nikiem. Wy�wiadczy�a mi du�o dobrego.
ROZDZIA� TRZECI
Wkr�tce przeprowadzili�my si� do St Loo w Kornwalii. Teresa w�a�nie odziedziczy�a tam dom po ciotecznej babce. Mnie lekarz gor�co zaleca� wyjazd z Londynu, M�j brat Robert, malarz, kt�rego malarstwo jest dla wi�kszo�ci ludzi spaczon� wizj� krajobrazu, swoj� wojenn� s�u�b�, podobnie jak wi�kszo�� artyst�w, i tak odbywa� na wsi. Zatem wszystko do siebie pasowa�o.
Teresa wyjecha�a wcze�niej, aby przygotowa� dom na nasze przybycie, a ja, uporawszy si� szcz�liwie z mn�stwem formularzy, zosta�em dowieziony do St Loo specjalnym ambulansem.
��Czy dzieje si� tutaj co� ciekawego? � spyta�em Teres� nast�pnego ranka.
Teresa by�a dobrze poinformowana. S� tu trzy odr�bne �wiaty, powiedzia�a. Jeden to stara, skupiona wok� przystani rybacka osada z wysokimi, krytymi �upkiem domami i z szyldami wypisanymi w trzech j�zykach � angielskim, flamandzkim i francuskim. Drugi, odsuni�ty troch� dalej, to ci�gn�ca si� wzd�u� linii wybrze�a, p�czniej�ca z biegiem lat, brzydka naro�l nowoczesnej turystycznej i willowej zabudowy. Wielkie, luksusowe hotele, tysi�ce ma�ych bungalow�w, niesko�czenie wiele domk�w letniskowych do wynaj�cia � wszystko t�tni�ce �yciem w miesi�cach letnich i zapadaj�ce w odr�twienie na pozosta�� cz�� roku. No i �wiat trzeci, a mianowicie zamek St Loo, kt�rym zarz�dza�a stara wdowa, lady St Loo. To on jest j�drem swoistego stylu bycia i to od niego rozchodz� si� promieni�cie, niby konary wyrastaj�ce z jednego pnia, kr�te �cie�ki prowadz�ce do domostw porozrzucanych po dolinach, obok wiekowych ko�ci�k�w. Typowe hrabstwo, podsumowa�a Teresa.
��A gdzie jest nasze miejsce? Kt�ry z tych �wiat�w b�dzie naszym? � zapyta�em.
Teresa stwierdzi�a, �e nale�ymy do �hrabstwa�, a to dlatego, �e Polnorth House, w�asno�� jej zmar�ej ciotecznej babki, panny Amy Tregellis, przeszed� w jej, Teresy, posiadanie poprzez dziedziczenie. Inaczej rzecz by wygl�da�a, gdyby dom zosta� kupiony. � Robert tak�e? � dr��y�em dalej. � Mimo i� jest malarzem?
Z tym jest pewien problem, przyzna�a. W sezonie w St Loo bywa zbyt wielu malarzy.
��No, ale jest moim m�em � doda�a �askawie. � I poza tym jego matk� by�a niejaka Bolduro spod Bodmin.
Poprosi�em Teres�, by wyjawi�a, co b�dziemy robili w nowym domu, a m�wi�c dok�adniej, co ona zamierza robi�. Moja rola by�a oczywista i sprowadza�a si� do kibicowania.
Teresa mia�a gotow� odpowied�: zamierza uczestniczy� we wszystkich lokalnych wydarzeniach. � To znaczy?
To znaczy, powiedzia�a, �e zajmie si� polityk� i ogrodnictwem. Przede wszystkim. W wolnych chwilach b�dzie zagl�da� do Instytutu Kobiet, a tak�e uczestniczy� w imprezach dobroczynnych, cho�by takich jak powitanie powracaj�cych do domu �o�nierzy.
��Ale na pierwszym miejscu stawiam polityk� � nie omieszka�a zapewni�. � Zw�aszcza �e czekaj� nas wybory powszechne.
��Czy mia�a� ju� kiedy� do czynienia z t� dziedzin� �ycia, Tereso?
��Nie, Hugh, nie mia�am. Dotychczas nie uwa�a�am tego za konieczne. Poprzestawa�am na g�osowaniu na kandydata, kt�ry, moim zdaniem, wygl�da� na najmniej szkodliwego.
��No tak, i to si� nazywa uprawianiem polityki � mrukn��em pod nosem.
Ale teraz, powiedzia�a, zabierze si� do polityki na powa�nie. Oczywi�cie dla Teresy liczy�a si� jedynie Partia Konserwatywna. Kto�, kto posiada� Polnorth House, nie m�g� by� nikim innym, jak tylko torysem, a wiekowa panna Amy Tregellis przewr�ci�aby si� z pewno�ci� w grobie, gdyby siostrzenica, i to ta, kt�rej w�asnor�cznie zapisa�a w testamencie wszystkie swoje skarby, mia�a g�osowa� na laburzyst�w.
��A gdyby� tak by�a przekonana, �e laburzy�ci stanowi� lepsz� parti�?
��Na szcz�cie nie jestem � odpowiedzia�a. � A poza tym nie s�dz�, by jedna partia od drugiej czymkolwiek si� r�ni�a.
��Trafi�a� w sedno, Tereso.
Dwa tygodnie po tym, jak osiedlili�my si� w Polnorth House, odwiedzi�a nas lady St Loo. Przyprowadzi�a te� swoj� siostr� � lady Tressilian, szwagierk� � pani� Bigham Charteris i wnuczk� Isabell�.
Po ich wyj�ciu powiedzia�em do Teresy urzeczonym g�osem, �e te kobiety nie mog� by� realne. Za bardzo pasowa�y do moich wyobra�e� o zamku St Loo. By�y jak z ba�ni. Trzy wied�my i zakl�ta kr�lewna.
Adelaide St Loo by�a wdow� po si�dmym baronie. Jej m�� poleg� w wojnie burskiej. Jej dwaj synowie zgin�li podczas pierwszej wojny �wiatowej. Nie zostawili po sobie dziedzica w linii m�skiej, ale po m�odszym zosta�a c�rka, Isabella, kt�rej matka umar�a przy porodzie. Tytu� przeszed� zatem na kuzyna mieszkaj�cego w Nowej Zelandii. Dziewi�ty lord St Loo ch�tnie wydzier�awi� zamek starej wdowie. Tu dorasta�a Isabella, pod opiek� babki, a z czasem tak�e lady Tressilian, owdowia�ej siostry lady St Loo i ich owdowia�ej szwagierki, pani Bigham Charteris. Trzy stare kobiety wsp�lnym kosztem utrzymywa�y rodow� posiad�o�� i wsp�lnie �o�y�y na wychowanie Isabelli � uwa�a�y, �e zamek St Loo jest miejscem nale�nym dziewczynie z urodzenia. Wszystkie przekroczy�y siedemdziesi�tk� i by�y podobne do stadka czarnych wron. Lady St Loo mia�a szerok�, ko�cist� twarz o orlim nosie i wysokim czole. Lady Tressilian by�a pulchna, a w jej wielkim, okr�g�ym obliczu nieustannie mruga�y ma�e paciorki oczu. Pani Bigham Charteris by�a chuda i �ylasta. Wiekowe damy, dla kt�rych najwyra�niej czas stan�� w miejscu, swoim wygl�dem przywodzi�y na my�l epok� edwardia�sk�. Nosi�y (cho� z umiarem) podniszczon� bi�uteri�, niew�tpliwie prawdziw� � gwiazdki, p�ksi�yce i podkowy � poupinan� w nieprawdopodobnych miejscach.
Z takimi oto trzema starymi damami z zamku St Loo przysz�a Isabella � idealnie pasuj�ca do powszechnego wyobra�enia o ba�niowej zakl�tej kr�lewnie. Wysoka i wiotka, o d�ugiej, w�skiej twarzy, wysokim czole i lu�no puszczonych popielatoblond w�osach, by�a