9710

Szczegóły
Tytuł 9710
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9710 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9710 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9710 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lynn Andrews Kobieta jaguar To prawdziwa opowie��. Niekt�re imiona i nazwy zosta�y zmienione ze wzgl�du na prawo do prywatno�ci os�b wyst�puj�cych w tej ksi��ce. ... je�li kobieta robi co� pr�nego, nikt jej za to nie gani; je�li robi co� szkodliwego, niekt�rzy pr�buj� j� powstrzy-ma�; je�li za� chce na�ladowa� bogini� i zach�ca� do tego inne kobiety, wszyscy maj�cy w�adz� oskar�aj� o nad-u�ycia. Poznawanie prawdy jest wi�c bardziej nie-bezpieczne ni� wej�cie z zapalon� pochodni� do sk�adu amunicji. TSIANG SAMDUP The Book of Sayings Kobieta Jaguar m�wi jak ogie�. Z dymi�cym okiem i k�saj�c� d�oni�: ona. Podobna gwiazdom czarne niebo z obsydianu snopy �wiat�a ksi�yca i gwiazdy przez ca�� noc Jest si�� wegetacji ro�lin. Jest wodospadem, jakiego nikt nie ogl�da�. Jest miejscem wytchnienia s�o�ca. Rozci�gnij wszech�wiat na wszystkie strony i sprowad� j� do domu. JACK. CRIMMINS Jaguar Woman Przedmowa Od 1973 roku je�d�� do kanadyjskiej prowincji Manitoba na spotkania z pewn� india�sk� szamank�, kt�ra nazywa si� Agi Whistling Elk. Pierwszy raz pojecha�am do niej jako kolekcjonerka dzie� sztuki z Los Angeles w poszukiwaniu �wi�tego koszyka �lubnego. Nasza wi� stopniowo ulega�a zmianie i w ko�cu zacz�am si� u niej uczy�. Dzi�ki niej pozna�am system wierze� kt�re do tej pory by�y mi ca�kowicie obce. Agnes podkre�la godno�� i warto�� bycia kobiet�. Powiedzia�a, �e zna przepowiedni�, wed�ug kt�rej mam zosta� wojowniczk� t�czy czarnej, bia�ej, czerwonej i ��tej rasy i �e pewnego di stan� si� pomostem mi�dzy dwoma odr�bnymi �wiatami: pierwotnego umys�u i zachodniej �wiadomo�ci. Podczas terminowania u Agnes musia�am zweryfikowa� w�asne pogl�dy o sobie samej i otaczaj�cym mnie �wiecie. W obcym mi �rodowisku stan�am do walki z gro�nym czarowniku o imieniu Rudy Pies. Ku memu zaskoczeniu, te niebezpieczne zmagania zako�czy�y si� moim zwyci�stwem. Od tego czasu przesz�am wiele inicjacji zako�czonych przyj�ciem do tajnego szama�skiego stowarzyszenia kobiet, zwanego Kobiec� Wsp�lnonot� Tarcz. Agnes prosi�a mnie, bym opisa�a te do�wiadczenia, aby �orze� m�g� pofrun�� i uczy� ludzi leczenia naszej �wi�tej matki ziemi Szamanka jest moj� pierwsz�, a Lot si�dmego ksi�yca drug� ksi��k� o niecodziennych przygodach i naukach szama�skich, jakie by�y moim udzia�em. Obie te ksi��ki k�ad� nacisk na pradawne moce kobiety. Przez stulecia m�dre kobiety zapami�tywa�y i zapisywa�y t� wiedz�, aby zachowa� j� dla przysz�ych pokole� na tej pi�knej Ziemi. Kobieta Jaguar opisuje wiele podr�y, podobnie jak motyl ogarnia ca�y ten kontynent w swych w�dr�wkach od Kanady po Meksyk. Ksi��ka ta bada nie tylko fizyczn� zmian� scenerii, ale tak�e proces psychicznego i emocjonalnego ruchu od jednego stanu umys�u do drugiego, od jednego atrybutu percepcji do nast�pnego. Jednym z najwa�niejszych narz�dzi w tradycji Indian ameryka�skich jest szama�skie ko�o. Ten niezwykle prosty, egzystencjalny paradygmat jest bogatym, z�o�onym i misternym symbolem mistycznej i filozoficznej g��bi. Adept�w sztuki szama�skiej uczy si� stosowania ko�a szama�skiego w charakterze mapy ich najskrytszej osobowo�ci. Cztery kierunki na kole reprezentuj� kategorie warto�ci wewn�trznych i zewn�trznych. Po�udnie reprezentuje ufno�� i niewinno��; zach�d to miejsce �wi�tego snu, �mierci i odrodzenia; pomoc symbolizuje m�dro�� i moc; wsch�d to o�wiecenie. Kluczem do zastosowania szama�skiego ko�a jest ruch, spos�b przechodzenia z jednego kierunku na drugi w procesie nauki. Na przyk�ad, kobieta �yj�ca w ufno�ci i niewinno�ci na po�udniu szama�skiego ko�a dzi�ki wielu �yciowym do�wiadczeniom mo�e osi�gn�� stan m�dro�ci i mocy na p�nocy. Oznacza to, �e przesz�a ona od �ycia materialnego, reprezentowanego przez po�udnie, do �ycia duchowego, reprezentowanego przez p�noc. Kluczem do dalszej ewolucji jest znowu ruch. Poniewa� przesz�a z po�udnia na pomoc, szukaj�c ducha, musi teraz przej�� z p�nocy na po�udnie, aby uwydatni� materi�. Nast�pnie musi wr�ci� na pomoc, by uwydatni� ducha itd. W tej ksi��ce opisuj� owe lekcje przechodzenia i moje spotkania z Kobiec� Wsp�lnot� Tarcz w pod��aniu za wiedz� i przygod� duchow�. Zn�w jecha�am na pomoc do Manitoby, aby spotka� si� z moimi nauczycielkami, Agnes Whistling Eli Plenty Chiefs. Moje kolejne do�wiadczenia zaprowadzi do centrum �wi�tej spirali, gdzie mog�am odzyska� sw� pierwotn� kobiec� natur� � prawdziw� kobieco��. � Nie trzeba niczego usprawiedliwia� � powiedzia�a kiedy� Agnes. � Albo zmieniasz stan rzeczy, albo nie. Usprawiedliwienia okradaj� ci� z si�y i wywo�uj� apati�. Czasami widuj� kobiety, kt�rym podst�pnie odebrano ich duchowe dziedzictwo, podobnie jak okradziono je z umys�u i cia�a. Ja walcz� z tym z�odziejstwem. Red Deer L.V.A Alberta, Kanada sierpie� 1984 Wizyjna podro� na P�noc Wracam zawsze do Tajemnicy... I my�l�, �e na �wiecie nie ma nic pr�cz Tajemnicy. KENNETHPATCHEN Always Return to This Place Zorza, polarna porysowa�a bezchmurne niebo. Wspania�e zielone i fioletowe b�yski pulsowa�y jak l�ni�ca stal miecza � bezg�o�na celebracja �ywego koloru nad zastyg��, zmarzni�t� tundr�, ci�gn�c� si� przed nami w niesko�czono��. P�ozy sanek ci�y dziewiczy �nieg, wydaj�c przedziwny �wist. Psy, kt�re rano szczeka�y i ujada�y rado�nie, teraz umilk�y. Cho� ju� wiele razy by�am na tym szlaku, to gdyby nie obecno�� July, m�odej Indianki Kri, uczennicy Ruby Plenty Chiefs, na pewno bym zab��dzi�a. Wiatr zacina� od p�nocy, ca�� twarz mia�am zmarzni�t� i zdr�twia��. Kryszta�ki lodu osiada�y mi na policzkach. Pochyli�am g�ow�, broni�c si� przed wichur�. �nieg pokry� m�j sk�rzany kaptur, usztywniaj�c jego kraw�d�. W popo�udniowym blasku �pi�ce drzewa, wystaj�ce uko�nie spod zasp, wygl�da�y szaro i z�owrogo, rzucaj�c w�t�e cienie. Jedynie grubsze pnie odbija�y si� czerwieni� na tle nieba, pulsuj�c w dziwacznym ta�cu ukrytymi iskierkami �ycia, wypo�yczonymi tylko na chwil� z innej pory roku, a potem szybko gas�y w szarej anonimowo�ci. Razem z July odpycha�y�my si� jedn� nog�, drug� trzymaj�c na p�ozie sanek. Dla July by� to chleb powszedni, dla mnie natomiast � ogromny wysi�ek. Gdy wje�d�a�y�my w g��bszy �nieg, psy zwalnia�y i szarpa�y sankami. Czuj�c, �e psy s� wyczerpane, July zarz�dzi�a post�j. Przykucn�y�my pod nawisem �niegu, tul�c si� mocno do siebie, by nie traci� ciep�a. July wyj�a butl� z gazem i zapali�a knot zapalniczk�. Grza�y�my r�ce nad p�omieniem. July wzi�a n� i odkroi�a kawa�ek zmarzni�tej ryby. Poda�a mi do�� du�y kawa�ek. Rzuci�am si� na ten pierwszy od wielu godzin posi�ek, nie zwa�aj�c na dziwny smak i konsystencj�, wdzi�czna za jedzenie i chwil� odpoczynku. July wpatrywa�a si� w niebo, pr�buj�c ustali� nasze po�o�enie. W oddali zbiera�y si� z�owieszcze chmury burzowe. July odwr�ci�a si� do mnie, szczerz�c figlarnie z�by. Jej br�zowa twarz by�a pi�kna. Mia�a dopiero dwadzie�cia trzy lata. � Wybra�a� sobie �wietn� por� na wycieczk� � powiedzia�a, wskazuj�c na k��by czarnych chmur p�yn�cych w nasz� stron�. � Czemu nie zaczeka�a� do wiosny? Poczu�am, jak rumieniec oblewa mi i tak ju� zaczerwienion� od wiatru twarz. Wiedzia�am, �e wybra�am wyj�tkowo surow� por� roku na wypraw� do Kanady. � Musia�am � powiedzia�am. � Dlaczego? � spyta�a July, wtulaj�c si� w wielkie futro z foczej sk�ry, tak �e by�o jej wida� tylko nos i oczy. Psy, ci�gle sapi�c, skuli�y si� przed lodowatym wiatrem. Dr�twe podmuchy zmierzwi�y im bia�oszar� sier�� na karku. Zmieni�am pozycj�. Moje futro zetkn�o si� z futrem July. � Tydzie� temu siedzia�am w pi�knym ogrodzie w Santa Barbara, popijaj�c herbatk� ze znajom� o imieniu Syrena. � M�j g�os mia� dziwne brzmienie, gdy to m�wi�am. � By�o ciep�o jak w lecie. July spojrza�a na mnie ze zdziwieniem. � Chcesz powiedzie�, �e zostawi�a� tak� pogod�, �eby tu przyjecha�? Zerwa� si� silny wiatr i zrobi�o si� tak zimno, �e nie mog�am wym�wi� s�owa. � Musia�am zobaczy� si� z Agnes � mrukn�am. � Pewnie widzia�a� za du�o Indian � zachichota�a July. Obie zatrz�s�y�my si� ze �miechu. � Pos�uchaj, co si� sta�o � zacz�am. � Za ka�dym razem, gdy si�ga�am po fili�ank� z herbat�, siada� na niej ogromny motyl tropikalny. W pierwszej chwili by�am zaniepokojona. Nie mog�am napi� si� herbaty. � I co dalej? � dopytywa�a si� July. � Motyl ci�gle przeskakiwa� na mnie. Siada� mi na nosie albo czole. Syrena piszcza�a z uciechy. Nagle polecia� na p�noc. Wyci�gn�am r�k� w tym kierunku, a motyl wr�ci� i usiad� mi na palcu. By� taki pi�kny, jego wielkie czerwonawe, pomara�czowo-czarne skrzyd�a nieustannie to zamyka�y si�, to zn�w otwiera�y. Po chwili znowu polecia� na p�noc i straci�am go z oczu. � Zim� nie ma tropikalnych motyli � powiedzia�a July. � Wiem. � Nie wydaje mi si�, aby polecia� na p�noc o tej porze roku. � W�a�nie dlatego musz� zbada�, o co tu chodzi. � My�lisz, �e to by� jaki� szama�ski znak? � Oczywi�cie. Nie s�dzisz chyba, �e przejecha�abym cztery tysi�ce kilometr�w na mrozie z innego powodu! � Rozumiem � July wzruszy�a ramionami. � Chcia�abym odebra� cho�by male�ki sygna�, �e musz� pojecha� na Floryd�. U�mia�y�my si� serdecznie. July wsta�a i zawo�a�a na psy. Ruszy�y�my w dalsz� drog�. Psy odzyska�y werw� i ochoczo bieg�y przed nami. Sypa� teraz g�stszy �nieg, bo zacz�o zachodzi� s�o�ce. Okr��a�y�my kopiec zlodowacia�ego �niegu, kt�ry w tym zanikaj�cym �wietle b�yszcza� jak ciemne kryszta�y. Gdy s�o�ce schowa�o si� za horyzontem, wiatr usta� i g�ucha cisza zaleg�a nad bia�ym p�askowy�em. Coraz bardziej denerwowa�am si�, �e noc zaskoczy nas, zanim dotrzemy do chaty Agnes. Ju� mia�am to powiedzie� July, kiedy obie zobaczy�y�my w oddali smu�k� dymu. Szturchn�y�my si� �okciami i gwizdn�y�my przez pop�kane wargi. Mia�am zbyt sztywne policzki, �eby si� u�miechn��. Gdy dotar�y�my na miejsce, chata by�a lepiej widoczna, przypomina�a wielk� spiczast� zasp�. Przez nast�pne p� godziny kopa�y�my w �niegu tunel, �eby dosta� si� do �rodka. Nakarmi�y�my wyg�odzone psy zamarzni�tym mi�sem �osia. Schowa�y�my sanie i uprz�� i przygotowa�y�my psy na sp�dzenie mro�nej nocy. By�y�my bardzo zm�czone i z naszych ust wydobywa�y si� ledwie s�yszalne d�wi�ki. Gdy wesz�y�my do chaty, tupi�c nogami i strz�saj�c �nieg z futer, u�wiadomi�am sobie, �e Agnes zostawi�a ogie� w piecu i opu�ci�a dom. Skostnia�ymi palcami zapali�am lamp� naftow� i usiad�am na drewnianym krze�le ko�o pieca. M�j oddech zamienia� si� jeszcze w par�, a policzki zrobi�y si� wilgotne, jakby mia�y si� roztopi�. Wrzuci�am troch� drewna do pieca. Okna w chacie by�y zamarzni�te. Wiatr zawodzi�, a stara drewniana chata skrzypia�a. July do��czy�a do mnie. Siedzia�y�my zdr�twia�e, z r�kami wyci�gni�tymi do pieca. Milcza�y�my. Rozchodz�ce si� ciep�o cudownie na nas wp�ywa�o. Wpatrywa�am si� w p�omienie i w rozgrzan� do czerwono�ci blach�. Nagle spostrzeg�am dziwny pionowy cie� na �cianie z prawej strony. Migocz�ce p�omienie sprawia�y, �e cie� powi�ksza� si� i trz�s�. Kiedy odkry�am �r�d�o tego dziwactwa, przez chwil� czu�am si� nieswojo. � July! � zawo�a�am podniecona. � Czy to nie w�drowna laska Rudego Psa? � Tak, no pewnie � szepn�a za�amuj�cym si� g�osem. � Nie mog� na ni� patrze�. Boj� si� jej. � Co ona tu robi? � Czy ja wiem? � powiedzia�a July, odwracaj�c g�ow�. Trz�s�a si� ze strachu. � Nic na to nie poradz� � usprawiedliwia�a si�. � On mo�e gdzie� tu by�. Przez chwil� my�la�am o Rudym Psie, czarowniku, kt�ry wiele razy zagra�a� memu �yciu. Dawno temu pr�bowa� zabi� mnie swoj� lask�. Walczyli�my na �mier� i �ycie o skradziony koszyk �lubny. Dzi�ki temu, �e uczy�am si� u Agnes i otrzyma�am od niej staranne wykszta�cenie, mog�am zakra�� si� i zwr�ci� koszyk Agnes, prawowitej w�a�cicielce. Od tego czasu, zawsze wtedy, gdy odwa�y�am si� wypu�ci� na dalek� p�noc, nie by�o chwili, kiedy nie obawia�abym si� nag�ego wtargni�cia Rudego Psa w moje �ycie. Wiedzia�am, �e nie spocznie, dop�ki nie pozbawi mnie ca�ej mocy. � My�lisz o Rudym Psie, co? � spyta�a July, przerywaj�c strumie� moich my�li. July chwyci�a mnie za r�k�, jej d�o� dr�a�a. � B�dzie dobrze, July�uspokaja�am j�.�Trzeba si� temu przyjrze� bli�ej. Gdy zbli�a�am si� do w�drownej laski, czu�am, jak ciarki przechodz� mi po plecach. Stwierdzi�am, �e to wcale nie jest laska Rudego Psa, a jedynie ga��zka do rozpalania ognia. Czy by�a to projekcja moich w�asnych l�k�w? A mo�e to Rudy Pies wywo�a� w nas takie z�udzenie? Mo�e chcia� nam si� w ten spos�b przypomnie�? � My�l�, �e oblecia� nas strach�powiedzia�am do July. � To tylko ga��zka do rozpalania ognia. Podnios�am j� i poda�am July. Obraca�a j� na wszystkie stron) i nagle cisn�a j� prosto w ogie�, otrzepuj�c r�ce. � Tyle sobie robi� z Rudego Psa � powiedzia�a. Rozejrza�am si� po chacie i stwierdzi�am, �e by�a przytulna i jaka� taka inna. Koc ze sk�ad�w Hudson Bay Company zakrywa� okno od pomocy, a na ��ku le�a�o kilka sk�r karibu. Liczne dziury w �cianach pozatykane by�y pogniecionym papierem Z dr��k�w zwisa�y zio�a i mi�so. Szama�ska tarcza Agnes wisia�a nad jej szafk�, a na pod�odze z desek le�a�o mn�stwo czerwonych, czarnych i szarych kilim�w Indian z Po�udniowego Zachodu USA. Gdy chodzi�am po izbie, u�wiadomi�am sobie, �e robi� wielki ha�as. �nieg wyt�umia� chat� i wzmacnia� ka�dy d�wi�k. W tym domu sp�dzi�am z Agnes wiele cudownych chwil. Za ka�dym razem, gdy tu przyje�d�a�am, czeka�a na mnie ze s�owami powitania. Zawsze mia�a przygotowan� jak�� ciekaw� opowie�� czy anegdot� na d�ugie wieczory. W �aden spos�b nie mog�am jej uprzedzi� o moim przyje�dzie, ale zawsze jako� wiedzia�a, �e jad�. Dlatego jej nieobecno�� g��boko mnie poru szy�a. Brakowa�o mi jej i nie wiedzia�am, co robi�. Nigdy jeszcze nie przyje�d�a�am tu w samym �rodku zimy, wi�c zacz�am si� zastanawia�, czy nie pope�ni�am b��du. Po prostu czu�am, �e mam przyjecha�, ale by�a sroga zima i wszyscy � moja matka, c�rka, rodzina July � odradzali mi t� podr�. � Lynn, sp�jrz na to! July znalaz�a informacj� napisan� na torebce z br�zowego papieru powieszonej nad zlewem. Z podnieceniem unios�am papier do �wiat�a. By�o na nim napisane: �Witaj w domu" i �e Agnes zosta�a pilnie wezwana do Churchill. � Churchill! To przecie� strasznie daleko st�d! Kiedy ona mo�e wr�ci�? � martwi�am si�. � Zobacz, co jeszcze tam napisa�a � powiedzia�a July. Agnes napisa�a, �e wie o moim przyje�dzie i �e zostawi�a mi drogocenny prezent w Drzewie Motyli za pastwiskiem dla koni. �Pami�taj, �e lot to wieczno��. Ciesz si� nim, a ja wr�c�, kiedy b�d� mog�a. W duchu, Agnes". Nazajutrz obudzi�y�my si� o �wicie. Okna by�y pokryte lodem i �niegiem. Pogrzeba�y�my troch� w piecu, dok�adaj�c drewna, i szybko wskoczy�y�my z powrotem do �piwor�w. Ubra�y�my si� i czeka�y�my w �piworach, a� w chacie zrobi si� ciep�o. Potem July posz�a do ps�w, a ja zacz�am topi� �nieg w garnku, stawiaj�c go na wielkim ogniu. Przy herbacie i suszonym mi�sie karibu czyta�am kolejny raz kartk� od Agnes. Ogarn�o mnie zw�tpienie. � Chod�, July, chc� zobaczy�, co Agnes zostawi�a dla mnie w tym drzewie. Ciekawe, czemu to tam w�o�y�a. Pewnie jest du�e. July u�miechn�a si� i popija�a herbat�. Potem za�o�y�y�my karpie i ruszy�y�my w�r�d zasp przez pastwisko. Nasze �lady na �niegu przypomina�y wielkie tropy Sasquatcha*. S�o�ce przygrzewa�o, �nieg razi� nas w oczy. By�am oczarowana t� zmian� scenerii. Tam, gdzie kiedy� by�o bujne pastwisko pe�ne owad�w, ptak�w i zwierz�t, teraz rozci�ga�a si� a� po horyzont bia�a pustynia. Sz�y�my jakie� pi�tna�cie minut, a� w ko�cu pojawi�o Drzewo Motyli. Bardzo si� zmieni�o od czasu, gdy widzia�am ostami raz. Sz�am wtedy z Agnes i w trakcie rozmowy spojrza�am na nie. Widok tego drzewa przyprawi� mnie o zawr�t g�owy. Ga��zie oblepione by�y motylami. By�o ich tak wiele, �e pokrywa�y nawet najgrubsze ga��zie. Pierwszy raz widzia�am co� takiego. Chcia�am tam zosta� i wpatrywa� si� w te motyle, ale Agnes upiera�a si�, �e musimy i��. --------------------- *Sasquatch (dos�. Wielka Stopa) � kanadyjski odpowiednik Yeti. (Wszystkie przypisy pochodz� od t�umacza). Powiedzia�a, �e to drzewo Trickster*, kt�re chce ukra�� mi pewne cz�ci cia�a. Kiedy stwierdzi�am, �e pewnie chce mnie nastraszy�, Agnes bardzo si� rozgniewa�a i powiedzia�a, �e jedna z ga��zi w ka�dej chwili mo�e ukra�� mi nog� i �e by�by to niez�y widok, gdybym ca�� drog� powrotn� do chaty musia�a przeby�, skacz�c na jednej nodze. Parskn�am �miechem, ale w tym momencie poczu�am jak dziwne mrowienie w prawej nodze. Agnes nie chcia�a ju� wi�cej rozmawia� o Drzewie Motyli. Wymusi�a na mnie obietnic�, �e pod jej nieobecno�� nigdy nie b�d� patrze� na to drzewo d�u�ej ni� par� minut. Postanowi�am ca�kowicie omija� to drzewo podczas reszt� dni mego pobytu. Patrz�c teraz na to drzewo, gdy razem z July prze-cina�y�my o�nie�one pole, wyda�o mi si� dziwne, �e ten olbrzym bez li�ci tak mnie wtedy przestraszy�. P�niej jednak zdarzy�o si� tyle nie wyja�nionych zjawisk w tej p�nocnej krainie. Zacz�o mnie �ciska� w do�ku. � July, nic nie widz�. Na ga��ziach drzewa nie zauwa�y�am niczego, co mia�oby mnie czeka�. Trzy metry od drzewa zacz�am si� trz��� i by�: podenerwowana. Zobaczy�am dziupl� w pniu na wysoko�ci wci�gni�tej r�ki. Obesz�y�my drzewo kilka razy, kopi�c �nieg w nadziei, �e podarunek zosta� zakopany. ----------------------- *Trickster (oszust, spryciarz) � symboliczna posta� w mitologii wielu india�skich plemion. Jego pojawienie si� zawsze wprowadza�o zamieszanie i oczekiwan� zmian� sytuacji. Zwany by� tak�e Kojotem, Dziadkiem, Starym Cz�owiekiem itp. � Mo�e Agnes to schowa�a? � zauwa�y�a July. � Chyba wsadzi�a to do dziupli. � Mam zobaczy�? � A gdzie by to mog�o by�? � July pokiwa�a g�ow�. Zacz�y�my zgarnia� �nieg pod drzewo, �eby zrobi� podwy�szenie. Obie sapa�y�my ze zm�czenia, ale uda�o nam si� usypa� kopiec wysoki na metr. � Po co Agnes zostawia�a to a� tutaj? Nie mog�a zostawi� w chacie? � pyta�am. � A kto wie, co robi Agnes? � spyta�a July retorycznie. Zrobi�y�my par� krok�w w ty� i raz jeszcze spojrza�y�my na drzewo. Kora pokryta by�a lodem, kt�ry bajecznie iskrzy� si� w s�o�cu. � Pewnie masz racj�. To musi by� w �rodku, chyba �e Agnes zapomnia�a to tu przynie��. � Agnes niczego nie zapomina � zawyrokowa�a July. � To prawda. Podarunek dla mnie gdzie� tu jest. Wdrapa�am si� na usypany kopiec mo�liwie jak najostro�niej i wsadzi�am r�k� do dziupli. Serce wali�o mi jak m�otem. Czu�am si� jak nied�wiedzica szukaj�ca miodu. Zacz�am bada� wn�trze. Dziupla by�a chropowata i jako� tak wygi�ta pod dziwnym k�tem. Pomaca�am w �rodku. Nic, tylko drzewo i pustka. Spojrza�am na July i wzruszy�am ramionami. � Spr�buj drug� r�k� � podpowiedzia�a. Ponownie zbada�a; wn�trze drzewa, z takim samym rezultatem jak za pierwszym razem. � Zgarniemy wi�cej �niegu i mo�e uda ci si� wsadzi� g�ow� do dziupli. Wtedy zobaczysz, co tam jest � zaproponowa�a July. � Wydaje mi si�, �e jest zbyt ciemno � odpar�am. � A czego si� tam spodziewasz? � Nie wiem � za�mia�a si� July. � Mo�e worka ze z�otem. � Z Agnes nigdy nic nie wiadomo � powiedzia�am, ze�lizguj�c si� ze �niegu. � Dobra, zbudujmy wy�szy kopiec. Zdob�d� to, co jest w �rodku, cho�by mia�o mi to zaj�� ca�y dzie�. U�y�y�my karpli jako �opat i nazgarnia�y�my wi�cej �niegu, a� si�ga� do po�owy pnia. W milczeniu przyst�pi�am do kolejnej pr�by. �o��dek podchodzi� mi do gard�a. Wspina�am si� na kopiec, podci�gaj�c si� na �okciach, a� stan�am na szczycie. Ze zdumieniem spostrzeg�am, �e kraw�dzie dziupli by�y wytarte. Zeskroba�am �nieg. � Ciekawe, ile to drzewo ma lat? � Sporo � mrukn�a July. � To drzewo prababcia. Musi mie� wiele dzieci. Te wytarte miejsca na kraw�dziach przypomina�y uchwyty, jak gdyby wiele d�oni chwyta�o si� ich przede mn�. Przysz�y mi na my�l stare ko�ci: cia�o odpad�o w czasie d�ugiej zimy, pozostawiaj�c jedynie szkielet. � July, sp�jrz, jak wyg�adzone jest to drzewo. July wdrapa�a si� na kopiec. Obie bada�y�my palcami wy�wiecone brzegi dziupli. � Wygl�da tak, jakby ta dziupla do czego� s�u�y�a � podsumowa�a, kiwaj�c g�ow� ze zdumienia. � Zajrzyj do �rodka � powiedzia�am. � O, nie! Ty zajrzyj! � zawo�a�a July i czym pr�dzej zjecha�a w d�. Nie wiedzia�am, czemu robi� si� nerwowa. Przecie� to tylko stare drzewo z wielk� dziupl�. Odgarn�am futro kaptura z twarzy i przyj�am wygodniejsz� pozycj�. Powoli wk�ada�am g�ow� do otworu. Wej�cie by�o tak ukszta�towane, �e z trudem mi si� to udawa�o. Musia�am wepchn�� g�ow� si��, a� ramiona opar�y si� o kraw�dzie dziupli. Nagle poczu�am mocn� wibracj� i kopiec, na kt�rym sta�am, zacz�� �agodnie opada�. � Co tam widzisz? � zawo�a�a July. Ju� mia�am jej odpowiedzie�, gdy nagle unios�am si� w powietrze. Wydawa�o mi si�, �e nic nie wa��, jakbym straci�a swe cia�o. Ciemna pustka zbli�a�a si� w moj� stron� albo to ja by�am przez ni� wsysana. Nast�pnie zacz�y ze mnie wypada� snopy iskier, podobnych do kwiat�w, kt�re rozchodzi�y si� na wszystkie strony. U�wiadomi�am sobie, �e przez jak�� wewn�trzn� si�� zosta�am wprawiona w ruch, w��czona w ten pi�kny koncentryczny uk�ad. Moje my�li spowalnia�y ca�y proces, wi�c je wy��czy�am. Iskry zamieni�y si� w ogniste kule, kt�re szybko przelatywa�y ko�o mnie. Straci�am kontakt z rzeczywisto�ci�, z My i drzewem. Ca�e moje ziemskie �ycie jawi�o si� jako prenatalne. Us�ysza�am �agodny kobiecy g�os. � To Duchowy Dom Motyli. Te s�owa jakby spowi�y mnie i ponios�y jeszcze dalej; p�yn�am jak na fali. Ogniste punkty znikn�y. W oparach k��biastej mg�y sta�a najpi�kniejsza Indianka, jak� kiedykolwiek widzia�am. D�ugie czarne w�osy si�ga�y jej a� do mokasyn�w. Ubrana by�a w sukni� z jeleniej sk�ry obszyt� koralikami i fr�dzlami. W lewej r�ce trzyma�a wielki po�yskuj�cy kryszta�. � Kim jeste�? � us�ysza�am swe pytanie. � Jestem Kobiet� Motyl. Stoisz na progu miejsca, sk�d pochodz� motyle. � Dlaczego przyprowadzi�a� mnie tutaj? � Sprowadzili�my ci� za pomoc� magicznych pie�ni. Najpierw musisz si� wspi�� na Drzewo Motyli, w kt�rym mieszkam, a potem dostaniesz nagrod�. Nagle znikn�a, a na jej miejscu sta�o Drzewo Motyli, tak jak zobaczy�am je pierwszy raz. Pie� znajdowa� si� u mych st�p, a ga��zie oblepione by�y motylami. Si�ga�o a� do niebios. � Wdrap si� po drzewie do gniazda na wierzcho�ku � z oddali brzmia� jej s�abn�cy g�os. By�am zahipnotyzowana pi�knem, jakie roztacza�o si� przede mn�. Spojrza�am w g�r� na ga��zie i ujrza�am migoc�c� czer� i pomara�cz at�asu, a tak�e delikatne p�atki czerwonego aksamitu, przechodz�cego w pawi b��kit. Drzewo pulsowa�o innym �yciem, pogr��one w swym w�asnym ekstatycznym �nie � kszta�t nadawa�y mu trzepocz�ce skrzyd�a motyli. Przez chwil� czu�am si� bezgranicznie szcz�liwa. Gdy wdrapywa�am si� po pniu do pierwszej ga��zi, wydawa�o mi si�, �e stukilowe worki z piaskiem ci�gn� mnie w d�. Motyle nie zwraca�y na mnie uwagi. Wiedzia�am, �e nigdy nie zdob�d� wierzcho�ka. Gdy dotar�am do najni�szej ga��zi, by�am tak wyczerpana, �e musia�am usi���. Przywar�am do pnia i zacz�am zasypia�. Ockn�am si� na d�wi�k jakiego� brz�czenia; przed oczyma lata� mi taki sam motyl, jakiego widzia�am w Santa Barbara, a potem usiad� jedn� ga��� wy�ej. Szala�, jak pies potrzebuj�cy pomocy, i ponagla� mnie do wspinaczki. Resztkami si� zmusi�am si� i wspi�am na nast�pn� ga��� po niewidzialnej linie. Mia�am wra�enie, �e wyrywam dusz� ze swego cia�a. By�o mi tak ci�ko, jakbym ci�gn�a za sob� bizona, ga��� po ga��zi. Na czwartej ga��zi motyle zacz�y brz�cze�, chc�c przy�mi� mi umys� i pogr��y� w �nie. Jeden z motyli lata� ko�o mnie, szydz�c ze mnie i pr�buj�c zmusi� mnie do wysi�ku. Nie mog�am si� jednak ruszy�. Gdy pr�bowa�am zasn��, o ma�o nie straci�am r�wnowagi. G�o�ne uderzenie pioruna zabrzmia�o mi w uszach. Tak mnie to przerazi�o, �e skoczy�am na nast�pn� ga���, na drug� i jeszcze jedn�. Ka�da mia�a swego demona. Nieoczekiwanie motyle zamieni�y si� w potwory, a potem w wierzgaj�ce, bia�e ogiery. Nast�pnie zrobi�y si� z nich stare wied�my, a na koniec zaborcze matki. Wtedy motyle unios�y swe b�yszcz�ce skrzyd�a, tworz�c niezliczon� liczb� luster. Gdy spojrza�am w nie, spostrzeg�am groteskowe odbicie, swoj� ciemn� stron�. Wygl�da�o na to, �e motyle pr�bowa�y mnie przerazi� i doprowadzi� do utraty r�wnowagi umys�owej. M�j ma�y motyl wzbi� si� w kierunku wierzcho�ka, prosto w �cian� p�omieni, kt�re roznieca�y inne motyle, pocieraj�c sobie ko�czyny. Po chwili wynurzy� si� nietkni�ty z drugiej strony i na moment zamieni� si� w bia�ego ogiera. Gdybym nie mia�a przed sob� tego dzielnego ma�ego towarzysza, nigdy bym si� nie odwa�y-�a przej�� przez te gor�ce p�omienie o b��kitnym odcieniu. Ale przesz�am i znalaz�am si� na wierzcho�ku, gdzie znajdowa�o si� wielkie gniazdo, zrobione z b�ota i ga��zi. Wgramoli�am si� do �rodka. Czu�am si�, jakbym siedzia�a na wierzcho�ku �wiata. Pi�kna Kobieta Motyl sta�a obok g�adkiego kamienia rzecznego z ma�ym wg��bieniem na g�rze. � �r�d�a magii i wilgotne miejsca mocy wysychaj��odezwa�a si�. � Przyjd� napi� si� tej czystej wody u �r�d�a. We wg��bieniu kamienia pojawi� si� kubek z wod�. Chwyci�am go i �apczywie wypi�am wod�. Motylek usiad� na g�owie kobiety i jej d�ugie czarne w�osy zamieni�y si� w trzepocz�c� chmar� aksamitno-czerwonych i pomara�czowo-czarnych motyli. Obraz ten by� tak �wietlisty i zapieraj�cy dech w piersi, �e przysiad�am u jej st�p. � Po co zosta�am tu wezwana? � Zosta�a� tu wezwana, aby zgin�� z mojej r�ki. � Wyci�gn�a d�o� w moj� stron� i odnios�am wra�enie, �e co� mnie ci�gnie. Zobaczy�am, jak moje lewe rami� ulatuje w kosmos, potem prawe. � Ko�ci twego cia�a symbolizuj� gwiazdy. G�owa to ksi�yc, a serce to s�o�ce. Rozcz�onkowa�a mi cia�o, ka�da cz�stka ulecia�a, a� pozosta� tylko m�j duch przygl�daj�cy si� ca�ej scenie. Nie czu�am b�lu ani l�ku. Wiedzia�am, �e by�o mi to pisane. Nast�pnie kobieta pozbiera�a z nieba wszystkie cz�onki mego cia�a i wyj�a kryszta�y ze �r�d�a wyp�ywaj�cego w pobli�u. Patrzy�am, jak otwiera mi cia�o i wstawia kryszta�y w serce, g�ow� i wszystkie pozosta�e cz�onki. Na koniec pozszywa�a mnie, ko�czyny zwisa�y mi jak u szmacianej lalki. Si�gn�a po no�yczki i obci�a mi w�osy na wz�r chi�skich lalek, robi�c z przodu i z ty�u prostopad�e wyci�cia. � To cztery naro�niki � powiedzia�a � moce czterech kierunk�w. � Chwyci�a m�j palec i przesun�a nim po naro�nikach powsta�ych tu� nad brwiami. � W duchowym �wiecie tak ci� odt�d b�d� widzie�. Twoje w�osy to poszerzenie ducha. To twoje �wi�te przykrycie g�owy i znak szama�skiej podr�y z Kobiet� Motyl. Teraz mo�emy porozmawia� o dw�ch sposobach widzenia. Spojrza�am na ni� zaskoczona. �zy sp�ywa�y mi po policzkach. � Czy musz� zej�� z tego drzewa? Jego pi�kno jest zwodnicze. � Tak, pi�kno ma zawsze drug� stron�. Je�li przypatrzysz si� czemu� uwa�nie, jak szamanka, zawsze zobaczysz tak�e t� drug�, ciemn� stron�. Jedna nie mo�e istnie� bez drugiej, a jednak twoi ludzie nigdy nie chc� patrze� na cienie. Boj� si� diab�a. Co widzia�a� w czasie tej wspinaczki? � Widzia�am okropne rzeczy, potwory i ognie. Kiedy spojrza�am w lustra, zobaczy�am odra�aj�ce, ukryte odbicie siebie samej. To nie mog�am by� ja... prawda? � A jednak to by�a� ty. By�a� dzielna. Widzia�a� to i postanowi�a� przez to przej��. P�niej przekonasz si�, jak wa�na to by�a lekcja dla ciebie. Teraz wystarczy, �e zrozumiesz, i� taki by� tw�j wyb�r. To jest twoja lekcja, rozumiesz? � My�l�, �e tak. � Gdyby� odwr�ci�a si� od swego odbicia, niewa�ne jak szkaradnego, spad�aby� z drzewa motyli na zawsze. Zapad�aby� w nieprzerwany sen. Nie mog�abym ci� tam dosi�gn��. To by�aby twoja tragedia. Kiedy m�czy�ni i kobiety odwracaj� si� od swych wizji �wi�to�ci, ich kultura zapada w sen razem z nimi. �wi�ta wizja zawiera r�wnowag� �wiata i ciemno�ci, jak tutaj. Wzi�a dwa magnesy i przy�o�y�a jeden do drugiego, najpierw biegunami dodatnimi, potem ujemnymi. Nast�pnie zetkn�a biegun dodatni z ujemnym. Dopiero wtedy si� z��czy�y. � Plus i minus potrzebuj� si� nawzajem w procesie tworzenia, w tym m�ynkowaniu. � Co to jest m�ynkowanie? � Przypomina to wir ognia, �r�d�o, pratworzenie. M�wi�c to, unios�a r�ce i mi�dzy nami wyros�a wspania�a ognista spirala. Przez kilka minut wpatrywa�y�my si� w jej ruch obrotowy. Potem Kobieta Motyl podesz�a do mnie i chwyci�a obur�cz za g�ow�. � Sp�jrz, Lynn! Teraz! Sp�jrz przez kryszta�y w swoich oczach i zobacz to m�ynkowanie. Poczu�am w sobie delikatne poruszenie i zacz�am inaczej przygl�da� si� ognistej spirali. Czu�am elementy tworz�ce ten ogie�. By�y to m�skie i �e�skie cz�steczki energii, dodatnie i ujemne. �e�skie skupia�y energi�, a m�skie eksplodowa�y. Potem m�skie gromadzi�y cz�steczki energii, a �e�skie eksplodowa�y, rozpraszaj�c cz�steczki w spiralnym ta�cu. � Wszystko zaczyna si� od ruchu. Bez biegun�w dodatnich i ujemnych nie by�oby �adnego ruchu, �adnego tworzenia � powiedzia�a, zdejmuj�c r�ce z mej g�owy. Ogie� powoli zamiera�, wnikaj�c w ziemi�. � Bez ciemnej strony twoje pi�kno by nie istnia�o. Nie b�j si� patrze� na obie strony. Potrzebujesz ich obu. Musisz uszanowa� ca�e istnienie jako cz�� Wielkiego Ducha. Patrzy�am, jak siedzi spokojnie, otoczona motylami, i przeszy� mnie b�l. � Co si� sta�o? � spyta�a. � Czy jeszcze kiedy� ci� zobacz�? Dotarcie tutaj by�o ci�kim prze�yciem. Czuj� si� tu tak wyciszona. Tak bym chcia�a tu zosta� i uczy� si� od ciebie. � Chcia�o mi si� p�aka�. � Lynn, jak� zna�a�, ju� umar�a. Wszystko jest takie samo i nic ju� nie jest takie samo. Teraz ju� naprawd� widzisz. Patrz przez kryszta� w swym sercu. Id�, sp�jrz na mnie i zobacz odpowied� dla siebie. Nagle zobaczy�am siebie jako ma�� dziewczynk� b�agaj�c� matk�, by nie odchodzi�a. Zacz�am szlocha�. Prze�ywa�am na nowo swe dzieci�stwo i poczu�am, �e moje przera�enie ros�o. � Lynn, pomy�l o swych tarczach. Pomy�l o swoich kobiecych i m�skich tarczach, a nast�pnie o swoich dziewcz�cych i ch�opi�cych tarczach. Pomy�l o tym, jak odbijaj� one twoje ja. Ujrza�am swoje tarcze ustawione wok� mnie. Usiad�am na swej dziewcz�cej tarczy, p�acz�c w stron� po�udnia nad szama�skim ko�em. Przerwa�am p�acz i posz�am na wsch�d do swej ch�opi�cej tarczy. Natychmiast poczu�am si� jak wrzucona w gniewn� tantr�, w niezdolno�� zapanowania nad sytuacj�. I chwili poczu�am si� lepiej. � Teraz id� do kobiecej tarczy na zachodzie � poleci�a. Nabra�am zaufania i u�wiadomi�am sobie moc i m�dro��, jak� odczuwam. � A teraz udaj si� do m�skiej tarczy na p�nocy. Tam w�a�nie ujrza�am sw�j problem. Moje poczucie odpowiedzialno�ci zachwia�o si�. Chcia�am zrzuci� je na kogo� inne go, ale nie wiedzia�am nawet, co to jest, ani na kogo to zrzuci�. � Wdrapa�a� si� na Drzewo Motyli, Lynn. Odt�d jeste� odpowiedzialna za �wiat. Widzisz? Przerwa�am na chwil�, nie chc�c niczego widzie�. Zacz�am wraca� do swej dziewcz�cej tarczy; �zy lecia�y mi strumieniami Zobaczy�am, co si� dzieje. Mo�e ju� nigdy nie zobacz� Kobiet) Motyl. Dar zosta� przekazany i moja w tym rzecz, aby go wykorzysta�. � Motyl jest pi�kny tylko w swoim okre�lonym czasie. Podobnie jak wojowniczka, dotyka przez chwil� �wiata swymi skrzyd�ami o mieni�cych si� barwach, a potem zamienia si� w inn� form� �ycia, tak jak ty. Trzyma�a d�onie nad kryszta�em mego ducha, wznosi�a je i opuszcza�a na par� centymetr�w nade mn�. Mrucz�c co� pod nosem, podesz�a do Drzewa Motyli. Wzi�a z niego sze�� kokon�w, w�o�y�a w nie malutkie kryszta�y i zamieni�a w grzechotk�. Przywi�za�a je do p�torametrowej laski i uderzy�a ni� o ziemi�. Za�piewa�a dla mnie pie��, zwracaj�c si� do ducha drzewa, aby pom�c zasklepi� rany w tych miejscach, gdzie w�o�y�a mi kryszta�y: Jeste� duchem kobiety ze s��w. Zasklepiam ci�, lecz�c to, co ci� rani. Spogl�dam w kryszta�y. Ulecz� ci�. Pozszywam. Trzymam tu Matk� Nied�wiedzia. Pomagam ci walczy�, Wielki Duchu. Dzi�kuj�, �e jeste�. S�owa pie�ni by�y proste, za to muzyka niezmiernie skomplikowana, niebia�sko pi�kna. �piewaj�c, ca�y czas porusza�a r�kami nad moim duchem, a grzechotki � kokony wype�nione kryszta�ami � podskakiwa�y na lasce. Kiedy przesta�y si� porusza�, zwr�ci�a sw� lecznicz� energi� na t� cz�� mego cia�a, gdzie spoczywa�y jej r�ce. Powt�rzy�a pie�� kilka razy, a� osi�gn�a pe�ne zadowolenie. W ko�cu chwyci�a mnie za r�k� i zaprowadzi�a pod drzewo. Nadlecia� motylek i kr��y� nad moj� g�ow�. Wygl�da� na szcz�liwego, jakbym sz�a z nim na spacer. Roze�mia�am si�. � To m�j pomocnik � powiedzia�a, u�miechaj�c si� do niego. � Gdy czasem zobaczysz go w swoim �yciu, przypomnij sobie o mnie i wiedz, �e w�a�nie o tobie �ni� i posy�am ci moc. We� t� ga��� z drzewa i u�ywaj jako pa�eczki do b�benka. Zapami�taj nauk� Drzewa Motyli i, przede wszystkim, �e lot to wieczno��. Po tych s�owach znikn�a. Nic nie mog�am zrobi�, tylko p�aka�, gdy wyczo�ga�am si� z gniazda i schodzi�am z drzewa po ga��ziach. By�a taka cudowna, a ja tak ba�am si� tego drzewa. Chcia�o mnie zje��. Motyl lecia� przede mn�. Zn�w poczu�am si� nieswojo, cho� nie tak bardzo jak poprzednio. Na ka�dej ga��zi czeka�o na mnie kolejne straszyd�o. Przez ogie� przesz�am ju� du�o �atwiej, lustrzane odbicia na b�yszcz�cych skrzyd�ach motyli wygl�da�y jak zwyk�e karykatury poprzednich obraz�w. Dotar�am do drugiej ga��zi od do�u i us�ysza�am dalekie wo�anie July: � Lynn, wracaj. Masz tam co�? Zobaczy�am, �e ostatnia ga��� by�a po�erana przez setki motyli. M�j motylek lata� wok� mnie jak oszala�y, jakby chcia� powiedzie�: �szybciej, szybciej". Moje cia�o wa�y�o setki kilogram�w i porusza�am si� z trudem. By�am tak zm�czona i senna �e zacz�am �ni� pi�kny sen o dzielnym wojowniku, ale wyt� �am ca�� si�� woli i zsun�am si� na ni�sz� ga���, zostawiaj�c j tam. Zeskoczy�am, a potem przecisn�am g�ow� przez otw�r w pniu. Wydosta�am si� i strz�sn�am �nieg z plec�w, nie wypuszczaj�c ga��zki z r�ki. July parskn�a �miechem i pomog�a mi stan; na nogi. � To wszystko, co Agnes ci zostawi�a? T� star� lask�? Drzewo Motyli Oto pieczara W powietrzu poza moim cia�em, Kt�rego nikt nie dotyka: Klasztor, cisza Zaciskaj�ca si� na p�omieniu ognia. Gdy stan��em prosto na wietrze, Moje ko�ci zamieni�y si� w ciemne szmaragdy. JAMES WRIGHT The Rewel O �wicie, dwa tygodnie po naszym przyje�dzie, nareszcie wr�ci�y Agnes i Ruby. Przyjechali z nimi dwaj Inuici i jeden Kri, z trzema zaprz�gami ps�w. Po przespaniu nocy m�czy�ni ruszyli w dalsz� drog� do swych wiosek na zachodzie, zostawiaj�c sanie pe�ne mi�sa dla ps�w. Ul�y�o mi, gdy sobie pojechali. Patrzy�am, jak ich zaprz�gi znikaj� z pola widzenia moich nabieg�ych krwi� oczu, bezsennych oczu. Nigdy dot�d nie prze�y�am takiej nocy jak miniona. J�cz�c pad�am ostro�nie na zasp� �niegu � bola�y mnie wszystkie ko�ci i mi�nie. Spa�am na pod�odze, przykryta sk�rami karibu. Inuit o imieniu Mike by� t�gi, gruby i poczciwy, mia� wstr�tny zarost, kt�ry zwisa� mu z szerokiej brody jak postrz�piony mech. Przyni�s� trzy kartony piwa, kt�re nazywa� �sikami �asicy�. Po czwartej puszce zawin�� si� w m�j �piw�r, zapad� w g��boki sen i nie ruszy� si� przez dwana�cie godzin. Gdyby le�a� twarz� do do�u, mo�e nie by�oby tak �le. Le�a� jednak na plecach, jak mors wyrzucony na pla��, i ca�� noc przera�liwie chrapa�. Na domiar z�ego pozostali faceci wlali w siebie r�wnie wielkie ilo�ci owych �sik�w�. D�wi�k ich chrapania � mieszanina bulgotania i mlaskania � wystarczy�, �eby wystraszy� wszystkie myszy, kt�re pochowa�y si� po k�tach, i tylko oczy ich b�yszcza�y w ciemno�ci. Ruby i Agnes by�y tak zm�czone, �e spa�y jak kamie�. Ja i July opar�y�my si� o siebie plecami, �eby by�o nam cieplej i �adna z nas nie zmru�y�a oka. Rano m�czy�ni zbaranieli na widok swych nie rozwini�tych �piwor�w. Darzy Agnes i Ruby wielkim szacunkiem. Posprz�tali wi�c chat� i Inui czym pr�dzej odjechali. Kri, kt�ry mieszka� niedaleko wioski July, wyjecha� kr�tl po nich. Mia� zabra� tak�e nasz zaprz�g do rodziny July i wr�� po nas za miesi�c. Wkr�tce przekona�am si�, �e psy spa�aszowa�y ogromn� ilo�� mi�sa karibu i ryb, i wszystko, co jeszcze uda�o i si� zw�dzi�. Wykarmienie tych wspania�ych ps�w w �rodku zimy by�o nie lada wyczynem. Agnes i Ruby dopiero po kilku dniach przysz�y do siebie na tyle, �eby m�c rozmawia�. Twarze mia�y zm�czone i bez wyrazu. Dnie sp�dza�y na od�nie�aniu �cie�ek prowadz�cych do szop i w�dzarni. Kiedy �wieci�o s�o�ce, pr�bowa�y�my przygotowa� si� na �nie�yce i sp�dzenie reszty d�ugiej zimy. Ciemno�� zapada�a szybko i zacz�am wcze�nie chodzi� spa�. Miewa�am barwne sny. Nie powiedzia�am jeszcze ani s�owa o moim prze�yciu. Trzyma�am je w tajemnicy, aby nabiera�o smaku jak dobry gulasz duszony na wolnym ogniu. Raz tylko Agnes zakr�ci�a si� ko�o mnie, kiedy czy�ci�am piec i spojrza�a mi prosto w oczy. Kiwn�a g�ow� z aprobat� i u�miechn�a si� porozumiewawczo, unosz�c brwi. � Widz�, �e zdoby�a� dar, jaki ci zostawi�am w Drzew Motyli � paln�a bez ogr�dek i posz�a przynie�� wi�cej drewna. Po pi�ciu czy sze�ciu dniach chcia�am om�wi� z Agnes wiz motyla. Kilkakrotnie pr�bowa�am zacz��, ale zawsze co� mi przeszkadza�o. �yj�c w ograniczonej przestrzeni z trzema osobami, wpad�am w pewien rytm. Przyzwyczai�am si�, �e dwa cale to wystarczaj�ca strefa prywatno�ci, a jednak zachowywa�am instynkt stadny. Pewnie tak samo zachowuj� si� wilki w stadzie, wyczuwaj�c z�o�� lub pragnienia innych osobnik�w. Agnes czu�a moj� rosn�c� ch�� podzielenia si� swym prze�yciem, wi�c pewnej wietrznej nocy, po zjedzeniu gor�cego posi�ku, zamiast po�o�y� si� spa�, zaproponowa�a, aby�my usadowi�y si� wygodnie przy piecu i pos�ucha�y, co mam do powiedzenia. July, Agnes, Ruby i ja siedzia�y�my na rozklekotanych krzes�ach, wpatruj�c si� w ta�cz�ce p�omienie. Zacz�am opowiada� o perypetiach z Drzewem Motyli. Rozejrza�am si� doko�a. G��bokie bruzdy na twarzy Agnes i Ruby poblad�y i zla�y si� z atramentow� czerni�, jaka nas spowija�a. Ich oblicza promieniowa�y wewn�trznym �wiat�em, jakie widywa�am tylko u Indian na Dalekiej Pomocy. Za ka�dym razem, gdy pr�bowa�am m�wi� o sobie, padaj�ce s�owa brzmia�y niedorzecznie. Widzia�am setki obraz�w domagaj�cych si� wyja�nienia. Ruby czkn�a g�o�no. Agnes szturchn�a j� w bok i spojrza�a na ni� karc�cym wzrokiem. Ruby zwr�ci�a si� do mnie: � No dobra, gadaj! Spotka�a� j� czy nie? Zabola�o mnie to jej obcesowe zachowanie. July spojrza�a na nas po kolei i spyta�a: � Kogo? � Tak, spotka�am j� � powiedzia�am w ko�cu. � To powiedz nam, jak wygl�da�a � domaga�a si� Ruby. Odchrz�kn�am i zacz�am opowiada�. � Gdy zobaczy�am j� pierwszy raz, mia�a d�ugie a� do ziemi czarne w�osy i ubrana by�a w sukni� z jeleniej sk�ry ozdobion� koralikami. W lewej r�ce trzyma�a kryszta�. Nast�pnym razem sta�a ko�o �r�d�a z kryszta�ami, a jej w�osy zamieni�y si� w chmar� motyli. Mia�a swego pomocnika, motylka, jakiego widzia�am w Santa Barbara, kt�ry mnie tu przywi�d�. Zachowywa� si� jak ma�y pies, a potem... July przej�ta tajemniczo�ci� mej niesamowitej opowie�ci, zawo�a�a z oburzeniem: � Zaczekaj chwil�! St�j! Jaka kobieta o w�osach z motyli? Co za pomocnik? Czy mr�z ci zaszkodzi�? Agnes i Ruby parskn�y rubasznym �miechem i klepa�y si� w kolana. July, kt�ra wygl�da�a tak �miertelnie powa�nie, zacz�a chichota�, nie przestaj�c patrze� na mnie kompletnie zdezorientowana. Ruby otar�a �zy z policzk�w i powiedzia�a do July: � Nie musisz si� martwi� o stan psychiczny Lynn. � Ho! Czekaj � zawo�a�a Agnes, widz�c zniech�cenie w moich oczach, i zwr�ci�a si� do July: � Lynn mia�a kontakt z niezale�n� istot�. Ju� od dawna czeka�a na ni� w tym drzewie. S�uchaj, July, s�uchaj uwa�nie. Wiatr m�wi, �e pewnego dnia spotkasz si� z duchem puszczy, mo�e ju� wkr�tce. Lepiej, by� wykaza�a wi�cej tolerancji. Zapad�a z�owieszcza cisza. Ruby stuka�a palcem w por�cz krzes�a i mrucza�a co� pod nosem, rzucaj�c okiem na drewnian� konstrukcj� domu. July wygl�da�a na zak�opotan�; dorzuci�a par� drew do ognia. � Ruby, co z tob�? � spyta�a Agnes. � Po prostu uwa�am, �e to nie tak � mrukn�a. � Co nie tak? � dopytywa�a Agnes, wstaj�c z krzes�a i chwytaj�c si� za boki. � Jak twoja uczennica mo�e tyle gada�? Lynn m�wi stanowczo za du�o. � Wcale nie. � A w�a�nie, �e tak. I nie s�dz�, aby to by�o w porz�dku. � Ruby odwr�ci�a si�, wydymaj�c policzki jak ma�a dziewczynka. � Ruby, przesta�! Lynn chce opisa� swe prze�ycia, dop�ki jeszcze mo�e. � Dobra, aleja nie chc� tego s�ucha�. � To id� si� przewietrzy�. Nadci�ga niez�a �nie�yca. � Bardzo zabawne. Powinna� wyst�powa� w cyrku. � Ju� dobrze, Ruby. Chc� pos�ucha� o pojedynku Lynn � powiedzia�a July, wzruszaj�c ramionami. � Patrzcie no! Wszystkie przeciwko mnie. Nawet moja uczennica. Kto nast�pny? Za ka�dym razem, gdy zjawia si� Lynn, s� problemy. P�jd� sobie pogwizda�. � Id� i pogwi�d� sobie � przytakn�a Agnes. � Wychodz�. � Ruby podnios�a si� z krzes�a i posz�a po sw�j ko�uch. Dostrzeg�am z�o�liwy b�ysk w oku Agnes, gdy pod�o�y�a nog� Ruby, kt�ra polecia�a prosto na stert� sk�r karibu. Agnes skoczy�a na Ruby, �askocz�c j�. July zacz�a mnie �askota� i poszturchiwa�. Wszystkie tworzy�y�my weso�� pl�tanin� ramion i n�g. Tego w�a�nie by�o nam trzeba � dzieci�cej zabawy. Po paru minutach wsta�y�my, dola�y�my sobie kawy i usiad�y�my jak przedtem. � Mo�esz zacz�� od pocz�tku? � Ruby u�miechn�a si� zawstydzona, puszczaj�c do mnie oko. Popijaj�c kaw�, z p�przymkni�tymi oczami, zacz�am opowiada� im szczeg�owo ca�e to niesamowite prze�ycie. To dobrze, �e mog�am opowiedzie� wszystko, co widzia�am � gulasz by� ju� gotowy do podania na st�. Co jaki� czas rzuca�am przelotne spojrzenie przej�tej July, ale ona nie odzywa�a si�. Kiedy sko�czy�am, zapad�a g��boka cisza. � Czy ona by�a Indiank�? � przerwa�a Ruby. Skin�am g�ow�. � Jeste� pewna? Skin�am znowu. � Kiedy ja spotka�am Kobiet� Motyl, by�a Chink� � powiedzia�a Agnes. Patrzy�am to na Ruby, to na Agnes, usi�uj�c sprawdzi�, czy nie nabijaj� si� ze mnie. July gapi�a si� na nas t�pym wzrokiem. Dosz�am do wniosku, �e nie �artuj�, kiedy Ruby znowu bekn�a i spyta�a: � Zosta�o jeszcze troch� tych sik�w? Razem z Agnes roze�mia�y si� gromko. Potem nastr�j w chacie zrobi� si� nagle bardziej powa�ny. Agnes zamieni�a si� z July miejscami, aby usi��� ko�o mnie. Ruby przysun�a si� bli�ej. Agnes spojrza�a na mnie i powiedzia�a: � A teraz, Lynn, opowiedz nam dok�adnie, co widzia�a� od chwili w�o�enia g�owy do Drzewa Motyli. Tym razem ma to by� wizja z twoim opisem, nie pomi� niczego. To bardzo wa�ne. Zn�w brn�am przez to do�wiadczenie i, co nieco dziwne, July nie mog�a nic poradzi� na to, �e oczy jej si� zamykaj�. Wczo�ga�a si� do �piwora i zaraz zasn�a. Agnes wydawa�a si� nie zainteresowana pocz�tkiem mej opowie�ci, kiedy jednak zacz�am m�wi� o wspinaczce po Drzewie Motyli, przerywa�a mi przy ka�dym nowym elemencie i pyta�a mnie o interpretacj�. � Jak si� czu�a�, zaczynaj�c wspinaczk� � spyta�a Agnes, przygl�daj�c mi si� uwa�nie. � Czu�am si� tak ci�ka, jakbym wa�y�a ton�. Dlaczego? � D�wiga�a� ci�ar swych nie rozwi�zanych istnie�. � Nie rozwi�zanych istnie�? � Tak, ka�da my�l, jaka ci przychodzi do g�owy, ma swe istnienie, swe w�asne �ycie. Chce �y� i przetrwa�. Szczeg�lnie wtedy, gdy masz my�li nie rozwi�zane. My�li s� jak ludzie. Trzeba je w�a�ciwie pogrzeba�. Je�li my�l jest negatywna, czyli nie rozwi�zana, czyha na ciebie, aby doko�czy� to, co zacz�a� i pogrzeba� to we w�a�ciwy spos�b, dope�ni�. Je�li twoje my�li s� sprzeczne i nie ma w nich jasno�ci, stwarzasz wszech�wiat my�li, kt�re odt�d �yj� twoj� energi�. A czemu nie? W pewien spos�b jeste� ich matk�. � To nie brzmi dobrze. � Dobrze czy �le? Dlaczego tak m�wisz? To ani jedno, ani drugie. Tak po prostu jest. Kiedy szamanka spojrzy na ciebie, od razu zobaczy, co si� dzieje. Wi�kszo�� ludzi zaprasza go�ci i urabia ich tak, jakby przyrz�dza�a posi�ek. L�ki zawsze objawiaj� si� temu, kto je tworzy. Widz�, kiedy tw�j duch jest pokarmem i co ciebie po�era. Masz wok� siebie wiele l�k�w i to dlatego jeste� taka ci�ka. Gdyby� nie dawa�a im po�ywki z siebie, znikn�y by i przepad�y. � A je�li ja nie chc� by� ci�ka, je�li nie chc� tych wszystkich pijawek wok� siebie? � rzuci�am pospiesznie. Ruby i Agnes parskn�y �miechem, ale ja czu�am ch��d w ca�ym ciele. � Nie kaza�y�my ci rodzi� tych wszystkich my�li. Ty sama wybra�a� sobie takie warunki -� powiedzia�a Ruby, po czym zwr�ci�a si� do Agnes: � Wiesz, czasami wygl�daj� one jak nietoperze lataj�ce wok� niej. � Prosz�, dajcie mi jaki� przyk�ad � powiedzia�am do Agnes b�agalnym tonem. � Dam ci najprostszy � roze�mia�a si� Agnes. � Bardzo boisz si� �mierci, prawda? � No tak, za��my, �e tak jest. � To ca�kiem spore monstrum, kt�re w sobie nosisz. Teraz jest du�o lepiej, ale ono ci�gle ci� obserwuje. Ma wielk� czarn� paszcz� i chce ci� zje��. Jeste� jedynym pokarmem, jakie ono przyswaja. To monstrum, kt�re mo�e ci� ca�kowicie poch�on��. � Nikt nie chce umiera� � broni�am si�. � Za ka�dym razem, kiedy my�lisz �boj� si� umrze�" � wtr�ci�a si� Ruby � podajesz tej ohydnej bestii pyszny stek. � Roze�mia�a si� jak wied�ma. � O tak, podajesz jej wielk� langust� z wod� mineraln�. Nabija�a si� z tego, co powiedzia�am jej wcze�niej, opisuj�c obiad z�o�ony z homara w ekskluzywnej restauracji w Los Angeles. � To prawda � ci�gn�a Agnes. � Nikt nie chce umiera�, nawet tw�j l�k przed �mierci�. Przez chwil� gapi�am si� na obie kobiety, a potem spojrza�am na swoje r�ce. Zacz�am si� z�o�ci�, g��wnie na Ruby. Wiedzia�am jednak, �e maj� racj�. � Kiedy masz negatywn� my�l, do pewnego stopnia ona kradnie ci si�y �yciowe. Czy nigdy nie dziwi�o ci�, �e robisz si� zm�czona i przygn�biona, gdy my�lisz o pewnych sprawach? � Nie, nigdy nie przysz�o mi to do g�owy. � Dzieje si� tak, poniewa� zrodzi�a� paso�yta, jak jemio��, kt�ry czerpie si�y z cudzego �r�d�a �ycia, z ciebie. Dlatego te� mo�e ci� zabi�. Zamkn�am oczy na chwil�, po czym rozejrza�am si� doko�a. � Rozumiem. Co mam wi�c zrobi�, �eby si� go pozby�? � Usu� to monstrum ze swej drogi, w tym przypadku poprzez zrozumienie l�ku przed �mierci�. Zrobi�a� to na drzewie. Zr�b ze �mierci swego sprzymierze�ca zamiast wroga. Wtedy twoja my�l o l�ku odejdzie i zginie. � Och, m�wisz tak, jakby to by�o jedyne wyj�cie. � Lynn, to bardzo proste. We� odpowiedzialno�� za swe my�li i potwory, jakie tworzysz. To wszystko. Z jakiego� powodu odczu�am, �e Agnes i Ruby narzucaj� mi swe pogl�dy, zamiast zaczeka�, a� zaakceptuj� je w swoim czasie. Zacz�am si� broni� i to mocno mnie denerwowa�o. Rzadko czu�am si� tak, jakbym siedzia�a na wyk�adzie, teraz jednak mia�am takie wra�enie. Przypomnia�a mi si� Zoila Guiterez, szamanka, kt�r� pozna�am na Jukatanie. Ona wyja�ni�a mi moje przyzwyczajenia. Agnes i Ruby chichota�y w najlepsze. � Moment � zawo�a�am. � Zoila powiedzia�a, �e moje l�ki s�u�� mi do podpierania si�. � Tak, tak! � u�miechn�a si� Agnes i klepn�a mnie w kolano. � Hmm � mrukn�a Ruby. � Czy wreszcie powiesz mi o tej Zoili i wyprawie na Jukatan, czy te� zignorujesz mnie ca�kowicie po tym wszystkim, co dla ciebie zrobi�am? � Tak wiele si� tam wydarzy�o. Spr�buj� zebra� my�li i jutro wieczorem opowiedzie�, co si� dzia�o. � Obiecujesz? � spyta�a Ruby. � Obiecuj� � powiedzia�am i razem z Agnes parskn�y�my �miechem. � Wracaj�c do tego drzewa. Powiedz, co by�o na drugiej ga��zi. � Zrobi�am si� �pi�ca. Zamyka�y mi si� oczy. Czy to nie dziwne? � Nie, dopad� ci� tw�j w�asny sen psychiczny. By�o to odbicie tych wszystkich przypadk�w, kiedy drzema�a� zamiast czuwa�. Niewiele brakowa�o, aby� uleg�a. � Tak, gdybym nie mia�a ko�o siebie motylka, pomocnika Kobiety Motyl. � Wi�c to on ci pom�g�. To dobry znak. � Dlaczego? � Bo odt�d zawsze b�dzie twoj� lini� �ycia. � To zabawne. Podczas wspinaczki po drzewie wydawa�o mi si�, �e wisia�am na niewidzialnej linie. Agnes i Ruby pokiwa�y g�owami z aprobat�, spogl�daj�c na siebie przez moment. � Ta lina �yje w twojej woli. Motylek pom�g� ci j� poczu�. Nauczysz si� rzuca� j� przed siebie w chwilach zagro�enia i wci�ga� po niej a� do bezpiecznego miejsca na jej ko�cu. M�w dalej. � Gdy zacz�am zasypia�, o ma�o nie spad�am. � Ho! Widzisz, tym razem uratowa� ci� tw�j l�k przed �mierci�. W tym przypadku l�k by� sprzymierze�cem. � Wspina�am si� po kolejnych ga��ziach oblepionych motylami z b�yszcz�cymi skrzyd�ami, w kt�rych odbija�o si� du�o przera�aj�cych wciele� Szalonej Kobiety. � Jakiej Szalonej Kobiety? � Ruby skoczy�a na r�wne nogi. � M�w ja�niej! Nie zw�d� mnie, jakbym by�a �lepa. � Cicho, Ruby. Jutro pom�wimy o podr�y Lynn na Juka-tan. Teraz albo nie zwracaj na to uwagi, albo wy��cz si� z tej rozmowy. � Zawsze traktujesz mnie tak, jakbym tylko czeka�a, �eby wzi�� zabawki i i�� do domu. � M�w dalej, Lynn, nie zwracaj na ni� uwagi�powiedzia�a Agnes, marszcz�c czo�o. Odczeka�am chwil�, ale Ruby ju� si� nie odezwa�a. Wlepi�a wzrok w sufit, jakby by�a zanudzona na �mier�. � Wydaje mi si�, �e stan�am twarz� w twarz z ca�� sw� obrzydliwo�ci� � powiedzia�am. � I co? � Nauki, jakie otrzyma�am od Zoili na Jukatanie, bardzo mi si� przyda�y. Po raz pierwszy rozumiem warto�� paso�ytniczej strony mego ja. � To dobrze � odpar�a Agnes i u�ciska�a mnie jak kole�anka z klasy. � W tych skrzyd�ach by�y wierzgaj�ce konie, ogiery. � Jakiej ma�ci? � spyta�a Ruby, dalej gapi�c si� w sufit. � Siwki. Pochyli�a si� do przodu i spojrza�a na mnie z zadart� g�ow�. � Hmm. Siwki, powiadasz. � Do czego zmierzasz, Ruby? � spyta�a Agnes. � Mog�o tak by� � odpar�a. � Kto wie � powiedzia�a Agnes. � My�l�, �e tak. � Co? Co takiego? � spogl�da�am nerwowo to na Agnes, to na Ruby. � Lekarstwo �n